Wielu krytyków Pisma Świętego zarzuca mu liczne błędy, sprzeczności czy nieścisłości. Jednak często zarzuty te nie wynikają z samego tekstu, lecz z jego odczytywania w sposób literalny, bez uwzględnienia szerszego kontekstu – literackiego, historycznego czy teologicznego. Biblia nie jest bowiem ani podręcznikiem biologii, ani fizyki, ani nawet historii w sensie nowożytnym. Kościół Katolicki, podobnie jak wiele innych tradycji chrześcijańskich, od wieków naucza, że Biblia to księga natchniona, której celem jest przekazanie prawdy o Bogu i Jego relacji z człowiekiem, a nie dostarczenie ścisłej wiedzy naukowej.
Fakt, że w Piśmie Świętym odnaleźć można powtórzenia tych samych wydarzeń, niekiedy różniące się szczegółami, a także pozorne niekonsekwencje czy wewnętrzne napięcia, wcale nie musi być traktowany jako przejaw braku spójności. Przeciwnie – może to świadczyć o uczciwości i przejrzystości autorów oraz redaktorów biblijnych. Nie dążyli oni do wygładzenia tekstu na siłę, nie eliminowali fragmentów trudnych czy niejednoznacznych. Pozostawiali je jako świadectwo bogactwa tradycji oraz jako pole do dalszej refleksji i interpretacji dla przyszłych pokoleń.
Teologia chrześcijańska od początku była procesem dynamicznym. To, co dziś nazywamy nauką Kościoła, kształtowało się stopniowo, często w odpowiedzi na nowe pytania, wyzwania i konteksty kulturowe. Tymczasem współczesny Kościół – szczególnie w jego instytucjonalnym wymiarze – niekiedy zapomina o tej historycznej zmienności i procesualności. Dogmaty, choć pierwotnie miały służyć uporządkowaniu myśli i ochronie najważniejszych prawd wiary, bywają dziś odczytywane jako niezmienne formuły, które bardziej ograniczają niż otwierają przestrzeń duchowego poszukiwania. W efekcie mogą powodować więcej zamieszania niż pożytku, jeśli brakuje im teologicznej elastyczności i duszpasterskiej wrażliwości.
W tym kontekście nie sposób pominąć wkładu współczesnej biblistyki, zwłaszcza metody historyczno-krytycznej, która od XIX wieku stała się jednym z głównych narzędzi badań nad tekstem biblijnym. Dzięki niej możliwe stało się odczytywanie Pisma Świętego nie jako jednolitego dokumentu, lecz jako złożonego zbioru ksiąg, redagowanych i przekazywanych w różnych środowiskach, kulturach i epokach. Takie podejście pozwala lepiej zrozumieć, dlaczego niektóre fragmenty różnią się między sobą, a także dostrzec wewnętrzny rozwój myśli religijnej na przestrzeni wieków. Kościół – szczególnie po Soborze Watykańskim II – zaakceptował ten sposób lektury jako cenny dla głębszego poznania orędzia zbawczego. Egzegeza krytyczna nie podważa wiary, lecz ją pogłębia, uczy pokory wobec tekstu i zachęca do zadawania pytań, które nie zawsze mają jednoznaczną odpowiedź.
Dzisiejszy wierzący, czytając Biblię, powinien przede wszystkim szukać jej duchowego przesłania, a nie dosłownych odpowiedzi na pytania naukowe czy polityczne. Natchnione słowo nie jest schematem ani zbiorem prostych definicji – jest żywym dialogiem Boga z człowiekiem, który trwa przez wieki. Może warto, by Kościół na nowo odnalazł odwagę przyznania, że wiara nie jest systemem zamkniętym, lecz drogą – że wymaga zarówno szacunku dla tradycji, jak i otwartości na nowe odczytania. Paradoksalnie, to właśnie tam, gdzie pojawiają się trudne fragmenty, powtórzenia czy rzekome „błędy”, najpełniej objawia się żywa i niejednoznaczna historia poszukiwania Boga.