Wprowadzenie

Tytułem wstępu

  

          Przez pojęcie „wiary rozumnej” (filozoteizm) rozumiem ogląd wszystkich aspektów religijnych pod kątem znanych prawd przyrody, logiki i podejścia filozoficznego. „Wiara rozumna” różni się od czystej filozofii tym, że dopuszcza pojęcia i zjawiska transcendentne i wiarę w istnienie Stworzyciela świata. Ważnym instrumentem  jest zdroworozsądkowe  podejście do religii. Zjawiska nadprzyrodzone (cuda, znaki) nie są  odrzucane, ale przyjmowane są z dużą ostrożnością i sceptycyzmem. „Wiara rozumna” opiera się na tezie, że Bóg nie może, zbyt często, łamać prawd, które sam ustanowił. 

         Wiara jest dobrowolnym przyjęciem pewnej wiedzy, którą się przyjmuje. Wiedza zawsze wyprzedza wiarę. Jeżeli ma się zaufanie do źródła, nabyta wiedza staje się własnością odbiorcy. Człowiek integruje się z nią. Przekonany o jej słuszności, będzie jej bronił. Naturalną tarczą obronną będzie źródło tej wiary.

          Wszystko jest dobre dopóki ktoś nie podważy źródła wiary. Jedni będą zaskoczeni, ale zdolni do zmiany optyki, a inni będą jej fanatycznie bronić.

          Z fanatyzmem nie dyskutuję, bo nie ma sensu, natomiast nowe ujęcie wiary rozumnej winno sprowokować do pytań. Aby odpowiedź była wiarygodna należy podeprzeć się wieloma źródłami (nauką, filozofią, teologią,…), i choć mogą być one poszlakowe, to jednak wraz z ich ilością nabierają wiarygodności.

           Można postawić pytanie, co jest najczęściej źródłem wiary. Na pierwszym miejscu będzie przekaz rodzinny. Na tym etapie kształtuje się w człowieku religijność. Mały człowiek poznaje, że istnieje coś dziwnego. Nie widać, a jest. Dziecko wierzy rodzicom. Przyjmuje wiarę rodziców bezkrytycznie (moralność heteronomiczna). Drugim źródłem wiary jest katecheza. Za nią stoją takie autorytety jak kapłan, katecheta i Kościół. Najczęściej autorytet nauczycieli jest wysoki. Przekaz ich jest dołączany do wiary rodzinnej. Na tym etapie dochodzi do pierwszych zgrzytów. Np. rodzice mówią dziecku, że tatusia urodziła babcia, a katecheta przekonuje, że tatę stworzył Bóg.  Dziecko dokonuje wyboru źródła. Wyraża pogląd, że jedna z informacji jest kłamstwem. Wraz z wiekiem dziecka,  dochodzą własne pytania. Rozum podpowiada, że nie wszystkie przekazy są zdroworozsądkowe. Coś tu nie gra. Komu wierzyć? Gdzie jest Prawda?

          Niektórzy sięgają po Pismo święte. Brak przygotowania merytorycznego powoduje, że odczytują go przeważnie literalnie, przez co opacznie. Na tym etapie można się załamać. Obraz Boga starotestamentalnego jest inny niż  Nowotestamentalnego. Rozbieżność ta powoduje, że wiara może słabnąć.

          Niektórzy zadają pytania. Ci, którzy rozumem próbują zrozumieć katechezę mają wątpliwości. W przekazie katechetycznym jest tyle trudnych do przyjęcia zdarzeń. Wiele nie mieści się w zdroworozsądkowym oglądzie rzeczywistości.

          Aby pojąć i zrozumieć, trzeba zacząć wszystko od początku (fenomenologicznie – bez obciążeń). Zawierzyć głównie swojemu rozumowi i odczuciu (intuicji). Rozum będzie ostatecznym decydentem naszej wiary.

          W moim przypadku bardzo pomogła mi znajomość praw przyrody. Narzędziem rozumowania była logika.

          To co mogę zbadać sam, to bezpośredni ogląd wszystkiego, co się wokół mnie dzieje. Świat nie tylko istnieje, ale jest piękny, logiczny i zorganizowany. Cała rzeczywistość nosi w sobie mniej lub bardziej wyraźne ślady Stwórcy. W nim dostrzega się pewną koncepcję, myśl. Zjawiska fizyczne można ująć we wzory matematyczne. Pierwszy wniosek jaki się nasuwa, to taki, że musi być tego jakaś przyczyna. Ta myśl robocza staje się podwaliną naszej wiary.

          Jeżeli Przyczyna istnieje, to jaka Ona jest? W jaki sposób sięgnąć po tę wiedzę? Pierwszy sygnał o Bogu idzie z głębokości człowieka. Każdy z nas ma wszczepioną potrzebę Boga. Tak jak odkrywamy w sobie posiadanie sumienia, praw naturalnych, tak czujemy, że jest Stwórca.

          Jeżeli istnieje Stwórca, to znaczy, że ma względem nas jakieś oczekiwania. Nierozsądnie byłoby to zlekceważyć. Z serca płynie imperatyw, że Bogu należy się szacunek. Trzeba Mu to okazać. W taki naturalny sposób zaczęła się religia. Rodził się kult.

          Stwórca zrobił pierwszy krok, bo uzdolnił nas na Siebie. Chciał skontaktować się ze swoją istotą stworzoną. Nie było to łatwo. Transcendencja nie jest zmysłowa, dla człowieka nieuchwytna. Poprzez naturę duchową człowiek otrzymał zdolność odbierania sygnałów Bożych. Jeden lepiej, inny gorzej był do tego predysponowany. Podczas snów, wizji mistycznych sygnały były odbierane, ale musiały one przejść (transponowane) przez rozum, aby mogły były odczytane i rozpoznawalne.  Każdy według swoich uzdolnień odbierał je inaczej. Ten sam przekaz mógł mieć tyle obrazów, co ilość odbiorców.

          Na samym początku drogi poznawania przymiotów Boga natrafiamy na zaporę poznawczą. Każdy widzi świat inaczej. Każdy inaczej wyobraża sobie Boga. Dopiero, gdy będziemy w mistycznym ślubie z Bogiem (po życiu lub w czasie transu mistycznego) poznamy lepiej naszego Stwórcę.

           Na samym początku rozwoju religijności pojawiły się ludzkie interesy. Pojęcie Boga kapitalnie nadawało się do utrzymania posłuszeństwa wobec władzy. Przypisywali oni Bogu władzę królewską, która nagradzała, ale i karciła. Do dnia dzisiejszego powiela się sąd, że Bóg karze. Później dopisano, że potępia itd.

            Jak Bóg, który jest doskonałą Miłością i Dobrocią może kogokolwiek karać?! Za co? Bóg dał człowiekowi wolną wolę. To znaczy, że dał przyzwolenie, aby człowiek mógł się nawet od Niego odwrócić. Nie może On za to karać. Człowiek, który odwraca się od Boga, pozostaje w obszarze bezsensu i to jest „piekło”.

             Kto raz zachwyci się Bogiem, Jezusem, religią, będzie to czynił bez końca.

 

Posłowie

Posłowie

 

         Minęło parę miesięcy od edycji moich wykładów. Dostałem wiele listów. W nich przewija się pewien niepokój. Czytelnicy, którzy mocno związani są z katechezą kościelną mają rozterki. Komu wierzyć? Rozum podpowiada co innego, niż głoszone słowa katechezy.

          Moje wykłady nikomu nie narzucam. Są one pewną propozycją innego spojrzenia na religię w świetle dzisiejszego stanu wiedzy. Trzon wiary pozostaje niezmienny.

           To co mnie łączy ściśle z wiarą chrześcijańską to dwie pryncypialne Prawdy. Po pierwsze istnieje Przyczyna Sprawcza – Stwórca (Bóg). Choć wiara w Boga jest potrzebna, to dla mnie Bóg istnieje z porządku logicznego. Świat musi mieć swoją przyczynę. Trudniejszą Prawdą jest, czy Jezus Chrystus jest również Bogiem. Pewność dogmatyczną nabyłem przez wieloletnie badania prowadzone w szerokiej skali nauk przyrodniczych, filozofii, religii, Pisma świętego. Mam świadomość, że moją pewność podwójnej natury Jezusa Chrystusa trudno jest autorytatywnie przekazać. Czytelnicy mogą ją odczytać z całości moich opracowań.

          Wszystkie inne dogmaty są dla mnie jedynie uzupełnieniem powyższych dogmatów pryncypialnych.

 

Dogmaty uzupełniające najlepiej zobrazuję przykładami.

 

          Dzisiaj coraz głośniej mówi się, że Adam i Ewa są figurami ludzi. Wobec takiego kursu świadomości trzeba zrewidować pojęcie grzechu pierworodnego. Jak piszę, grzech pierworodny nie był jednym aktem, lecz procesem trwającym przez długi okres czasu. Dla katechezy kościelnej grzech pierworodny był potrzebny, aby wyjaśnić pochodzenie słabej  natury ludzkiej. Nie uważam, aby dzisiaj było to konieczne. Słabość natury ludzkiej można łatwo wykazać przez wyjaśnienie koncepcji Boga. Stworzenie ludzkie otrzymało od Boga szanse stania się doskonałym jak doskonały jest Stwórca. Człowiek sam musi pokazać, że jest godny pozostania dziedzicem, i dlatego Bóg dopuścił słabość ludzką na atrakcyjność zła. Bóg również chciał przez to pokazać swoje Miłosierdzie i Miłość do swojego stworzenia.

          Dogmat o grzechu pierworodnym stał się niejako zalążkiem dogmatu niepokalanego poczęcia Maryi. Kościół chcąc  udowodnić boską naturę Syna Bożego wyniósł Maryję do nieprawdopodobnej godności. Maryja miała urodzić się bez grzechu pierworodnego. Wyjątek ten miał podkreślić, że Jezus już urodził się Bogiem i nie mógł urodzić się w zwykły sposób. Wyjątkowość narodzin Maryi wymusza obarczenie Boga koniecznością Jego nadzwyczajnych znaków i cudów. Bóg nie może łamać praw, które sam ustanowił. Cuda w jakiś sposób naruszają Jego Prawa (co innego, gdy cuda nazywamy tylko dlatego, że nadzwyczajne zdarzenia w ogóle się zdarzyły). Według mojego spojrzenia, Maryja wybrana przez Boga niewiasta, dostała szanse urodzenia Człowieka, który doszedł do Chwały Syna Bożego. Maryja zgodziła się (choć mogła odmówić). Wielkość Maryi jest zasłużona, a nie darmowym darem[1].

          Każdy człowiek dostał szanse zostania tak doskonałym jak Bóg-Ojciec. Jezus był tym pierwszym człowiekiem, który swoją postawą, Miłością i Ofiarą zasłużył na całkowite Wcielenie się Ojca.

          Za powyższym tłumaczeniem kryje przebogata teologia. Tu jest tylko krótkie resume. W wykładach opisuję szerzej te zagadnienia. W moim ujęcie wiary dopatruję się jeszcze większego piękna Ewangelii niż w tradycyjnym ujęciu. Udowadniam, że nie jest konieczne ozdabianie historiografii mitami i legendami. Sama Prawda jest najpiększa.

          Wprowadzone nadzwyczajne znaki i cuda Boga do wiary stają się coraz mniej wiarygodne, a sama Prawda jest zamazana. Trzeba to zmienić. Ci, którzy podchwycą mój entuzjazm wiary rozumnej mogą dołączyć i uzupełniać piękny obraz wiary na tym podłożu w wymiarze wiary rozumnej. Każdy inaczej odbiera Prawdę. Każdy może inaczej i pięknie ją zobrazować.

     

          Po zakończeniu wykładów otrzymałem od czytelników podziękowania.

 

Panie Pawle

 

Od pierwszego dnia kiedy zupełnie „przypadkowo” trafiłem tutaj i zaczęły do mnie docierać Pana wykłady miałem odczucie, że doświadczam czegoś istotnego w moim życiu. Niektóre z tych wykładów czytałem wielokrotnie. Nieustannie intrygowały mnie zawarte w nich myśli i emocje. Właściwie każdy dzień rozpoczynałem od sprawdzenia co nam Pan podesłał tym razem. Pamiętam dzień kiedy zajrzałem na swoją pocztę i z ukłuciem bólu zauważyłem, że nie ma Pana wykładu. Po chwili dopiero uświadomiłem sobie, że jest praktycznie jeszcze środek nocy i z całą pewnością za chwilę nadejdzie oczekiwana poczta.  Mam świadomość, że tego typu zawód spotka mnie jutro i przez kolejne dni…

Wiedza, którą zdobyłem dzięki Panu, naprawdę przybliżyła mnie do poznania Boga o lata świetlne. Mam przekonanie, wręcz pewność, że moje życie wiarą zahaczyło o zupełnie inny krąg świadomości. Wiele z Pana tekstów traktowałem jak własne, niewypowiedziane do tej pory przemyślenia. Wiele razy  z głębokim zdziwieniem zauważałem nowy sens prawd, które znałem od lat. Wiele razy zdarzały się takie kwestie, do których dojrzewałem całymi dniami. Szereg Pana wypowiedzi wprawiało mnie wręcz w ekstatyczne doświadczenia. Miałem świadomość iż dotykam sedna sprawy. Były one czymś co przeżywałem jak modlitwę…

        Czy bulwersowało mnie coś w Pana twierdzeniach? Tak, „bulwersowała” mnie jedna kwestia. (specjalnie używam tego nieadekwatnego słowa). A zatem, „bulwersowała” mnie forma w jakiej reagował Pan na nasze komentarze względem stawianych przez siebie tez. Byłem i jestem „zbulwersowany” wielkim taktem, kulturą i szacunkiem z jakim odnosił się Pan do każdej, nawet najbardziej nieprzemyślanej naszej wypowiedzi. Jest dla mnie wielką lekcją i wyzwaniem, aby samemu równać do tak tolerancyjnego postrzegania każdej osoby.

        Czy mnie coś zaszokowało? Szokuje mnie nieustannie jedna kwestia. Nie mogę się nadziwić, że człowiek o tak wielkiej wiedzy może być tak bardzo naturalnym, przystępnym i otwartym na sprawy zwykłych, anonimowych ludzi. Zdaję sobie sprawę, że wypływa to z harmonijnego życia tymi wartościami, które Pan głosi i w które Pan wierzy. Fantastycznym jest możliwość zaobserwowania, iż takie dopełnienie jest realnie osiągalne. Kolejny imperatyw dla mnie do intensywniejszej pracy nad sobą.

        Zdaję sobie sprawę Panie Pawle, że cokolwiek napiszę, to i tak nie będzie to tym, co chciałbym powiedzieć. Powiem zatem może w ten sposób: „Ocalić jednego człowieka, to ocalić cały świat…” I chociaż te słowa odnosiły się do fizycznej egzystencji, to są w jakimś głębszym sensie adekwatne są również do tego co odczuwam podsumowując to, co Pan dla mnie zrobił nie tylko przez swoje wykłady…

        Wyrazy niezmiernego szacunku za to, że zechciał Pan być rozważnym i pokornym narzędziem w ręku Boga.

        Wszystko na tym świecie ma swój początek i koniec. Wykłady kiedyś musiały się skończyć. Dobro jednak wypływające z mądrego poszukiwania Prawdy jest wieczne. I tego się trzymajmy.

        Jeszcze raz wyrazy wdzięczności dla Pana i hymny dziękczynienie dla naszego Wszechmocnego Boga.

Zbigniew K.

 

Dzień dobry.                                                                                                                               


          Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał Moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać. (J 14,23). Bogactwem, którym podzielił się z nami Pan Paweł, jest wyzwalająca Prawda o Jezusie. Bóg ukochał nas przez Syna i kocha przez każdego człowieka, który czyni dobro. Pan Paweł jest dla mnie jak znak od Boga, który pragnie mi coś ważnego powiedzieć. Najlepsze kompasy w dochodzeniu do Prawdy, to światło pokoju i radości w sercu w momencie odkrycia odpowiedzi na nasze pytania. Wymaga to szczerości wobec samego siebie, odwagi, elastyczności i pokory w sercu. Najdorodniejszym owocem dochodzenia do Prawdy jest coraz głębsza relacja miłości względem Boga i bliźniego. W katechezach Pana Pawła Bóg okazał nam swą obecność i miłość: Oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata (Mt 28,20). W moim odczuciu Jezus uczył nas poprzez pełne żarliwości poszukiwanie Prawdy Pana Pawła. Głoszona katecheza i pomoc, której doświadczyliśmy jest wielką łaską. Może zaowocować w naszym życiu dobrem i bogactwem duchowym, poprawą naszych relacji z bliźnimi i z Bogiem. Historia, która zetknęła nas z tym skromnym Teologiem nie jest bez przyczyny, ani bez znaczenia. Z tego jeszcze, być może, nie do końca zdajemy sobie sprawę. Być może związane to będzie z jakimś przyszłym zadaniem, być może z przekazaniem własnego świadectwa wiary innym ludziom? Myślę, że ziarno zaszczepionej Dobrej Nowiny, ujętej w słowa Pana Pawła, winno owocować w naszym życiu, aby przyniosło plon obfity. Tak będziemy dziękowali Bogu najpiękniej za okazane nam dary. Pan Paweł zachęca do odwagi i wiary rozumnej w zawierzeniu Duchowi Świętemu, pośród trosk dnia codziennego. Myślę, że najlepszym podziękowaniem dla naszego Teologa będzie życie w relacji miłości względem naszych bliźnich wszędzie tam, gdzie będziemy obecni. Uwielbimy Boga żyjąc nauką Chrystusa. Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie (Mt 5,16) Zachęcam również do modlitwy za Pana Pawła. Każdy może w ten sposób okazać mu swą wdzięczność, pomoc i miłość.

          Serdecznie dziękuję Panu Pawłowi Porębskiemu za świadectwo żywej wiary. Dziękuję za wytrwałość i włożony trud przygotowywania i dzielenia się mądrymi, refleksyjnymi tekstami teologicznymi. Doceniam odwagę i takt w objaśnianiu zagadnień wiary i życia, w udzielaniu odpowiedzi na niejednokrotnie karkołomne pytania. Dziękuję za serce i troskę. Dziękuję Panu Pawłowi za podzielenie się z nami wiedzą teologiczną, która pomaga żyć wiarą w sposób świadomy, naturalny i autentyczny. Dziękuję za modlitwę, kulturę słowa i okazywany czytelnikowi szacunek. Lista słów wdzięczności nie może być skończona, ponieważ okazane nam serce nie ma granic. Myślę, że trzeba też powiedzieć słowo “przepraszam” za to wszystko, co było dla Pana Pawła przykrością i cierpieniem, a co wielokrotnie przyjął z cichością i łagodnością.

          Proszę Państwa, osobiście nie znam nikogo, kto byłby dziś bardziej zafascynowany Postacią Jezusa, niż Pan Paweł poszukujący Prawdy.

 Pozdrawiam, Marta Z.

 

          Pozdrawiam, pozwolę sobie na skromne słowo „dziękuję”, za prace jaką Pan wykonał dla wierzących i nie wierzących, dla tych co chcieli poszerzyć swe wiadomości na temat wiary, religii, dziękuje serdecznie Panu za te wykłady, wiadomości i wiedzę, jaką się podzielił Pan z nami.

 

Z szacunkiem pozdrawiam Martin H.



[1]  Maria, postać spowita zawsze w legendę, Ks. Włodzimierz Sedlak., Teologia Ewangelii, Wydaw. Pallottinum, Poznań 1989, s. 70.

 

93. Zakończenie

93. Zakończenie

 

 

          Nadszedł czas zakończyć wykłady. Ująłem w nich mój ogląd wiary, religii i świata w świetle tzw. „wiary rozumnej” (filozoteizm – słowo wprowadzone przez autora). W zasadzie poszedłem w ślad encykliki Jana Pawła II Fides et Ratio. Uznałem, że trzeba otwarcie mówić o rzeczach, które bezpośrednio nas dotyczą. Pominąłem przy tym jeszcze mnóstwo ciekawych zagadnień. Pisząc, odrzuciłem wszelką bojaźń przed reminiscencją kościelną. O Kościele wyrażałem się tak jakbym mówił o swoim własnym domu. Odważyłem się również na komentarz źródeł religijnych, w tym tekstów biblijnych. Pisałem jako człowiek całkowicie wolny. Nikt mnie nie namawiał, ani nie inspirował.

           Mam pełną świadomość, że w dzisiejszej dobie, niemożliwe jest utrzymanie dłużej głoszonej katechezy. To tylko kwestia czasu. Nie chodzi tu o występowanie przeciw wierze, ale przybliżenie jej na miarę dzisiejszego oglądu świata, skonfrontowanie jej z dzisiejszym stanem nauki i wiedzy. Nie można tego dokonać pozostając w gorsecie starych nawyków, teorii i starotestamentalnych pojęć. Zapory kościelne musiałem zburzyć. To pozwoliło mi na spostrzeganie spraw religijnych z innej perspektywy.  De facto liczy się Prawda. Przytoczę pouczającą anegdotę o A. Einsteinie.

          W pewnym okresie życia, gdy sławny uczony regularnie prowadził zajęcia na uczelni, jeden z jego studentów ze zdziwieniem stwierdził:

        Panie profesorze, pytania na tegorocznym egzaminie były takie same jak w latach poprzednich!

– To prawda – powiedział Einstein – lecz w tym roku  odpowiedzi są inne.

          Św. pamięci  abp. Józef Życiński niejednokrotnie dawał dowód, że w Kościele jest miejsce do samodzielnego myślenia. Był obyty w świecie i równocześnie człowiekiem, który był absolutnie wierny Kościołowi. Uważał, że w Kościele można wyrażać różne opinie. Prawdy nie należy się bać, ani unikać. Prawda obroni się sama. Był on przykładem odważnego głosu w Kościele.

         Jeszcze za moich młodych czasów w wojsku liczył się przede wszystkim bezwzględny posłuch. Dzisiaj ważniejszy jest rozsądek i mądrość żołnierza. Tempora mutantur et nos mutamur in illis (czasy  zmieniają się i my zmieniamy się wraz z nimi).

          Podczas prac poszukiwawczych i w trakcie pisania książek bardzo wiele nabyłem wiedzy, i wiele zrozumiałem. Sam przyjęty nurt badawczy otwierał mi nowe horyzonty myślowe. Jestem zaskoczony odkrytą wiedzą i nowym spojrzeniem na wiarę, jak nie jeden czytelnik moich wykładów. Jestem pozytywnie porażona Pana ostatnią książką. Jest ona nieprawdopodobnie bogata, pełna przekonujących wniosków, zaskakujących spostrzeżeń i ciekawych hipotez. Kumulacja informacji, nagromadzone odkrycia i przemyślenia, podane prosto i klarownie prowadzą czytelnika ku Prawdzie (Marta Złotnicka); Jeszcze nigdy w takim kontekście nie spojrzałem na szereg mądrych zapisów zawartych w tej Księdze (Zbigniew Kubik); Proszę mi wierzyć, że nie spodziewałem się jej i to w takim stylu, nie jestem zaszokowany Pańską odpowiedzią, wręcz odwrotnie, odpowiedz Pana potwierdza mój skromny punkt widzenia i moje przemyślenie na temat biblii i jej pisarzy (Martin Hückmann). Lubię Pana artykuły, ale z niektórymi poglądami się nie zgadzam (Krystyna Radwan); Zgadzam się z panem Porębskim i podziwiam za wytrwałość i postawę godną chrześcijanina (Izabela Wojsa, Franek). Przepraszam, że nie wszystkich cytuję.

          Jak sądzę, przybliżyłem się do głębokiej prawdy epistemologicznej. Cały Świat i jego istota opiera się na szeroko pojętej relacji (duchowej, fizycznej). W tym doszukuję się zrozumienia wszystkiego (istnienia bytów, sensu życia). Natura świata jest bardziej czynna (oparta na działaniu), dynamiczna, żywa sama w sobie, niż ontologiczna (bytowa). Emmanuel Kant (1724–1804) mawiał, że nie można poznać istoty bytu za pomocą rozumu ludzkiego. Dlaczego? Bo byt może wcale nie istnieć. Zamiast bytu jest tylko oddziaływanie. Istnieje tylko Bóg, a reszta jest Jego „tchnieniem” (rodzaj solipsyzmu). W rzeczywistości realnej poszukuje się cząstki oddziaływania odpowiedzialnej za masę materii (bozon Higsa). Masa jako taka nie istnieje, jest tylko przejawem oddziaływania, a więc relacji.

          Mam świadomość, że wchodzę głęboko w rozważania filozoficzne i to niełatwe. One jednak pozwalają mi „wyczuwać obecność Boga” i rozumieć jak to wszystko się dzieje. Dostrzegam też w tym pewną doskonałość i piękno. Wszystko co Bóg stworzył było dobre.  Świat nie może być skalany, bo de facto jest „tchnieniem Boga”, relacją między Stwórcą a stworzeniami. Jeżeli występuje zło, jest ono tylko nieuporządkowaną relacją względem Wszechistniejącego Dobra.        

           Dzisiaj wiem, że tam gdzie wypacza się naturalny bieg wydarzeń, tam tworzy się rzeczywistość karykaturalną. Ona to może istnieć jedynie przez jakiś czas. Najczęściej utrzymywana jest za pomocą siły, restrykcyjnego prawa zakazów i nakazów. Przykro jest mi to mówić, ale Kościół katolicki (i nie tylko) wpisuje się w ramy takiej rzeczywistości karykaturalnej. Dziś jest on bastionem archaizmów, władzy hierarchicznej,   autorytatywnej i kukiełkowej; paradoksów etycznych, ślepej wiary, infantylności. Nie zdajemy sobie nawet sprawy jak konsekwentnie kościół dyscyplinuje swoich członków.   Czy kościołowi zależy na tym, aby wierni mieli wiedzę? Nie sądzę. Religia obciążona jest legendami i mitami. Niektóre pojęcia religijne zostały przez wieki przeintelektualizowane (np. Trójca  Święta), a niektóre są nie do końca rozpoznane (Duch Święty).  Warto zwrócić uwagę, że w żadnym tekście Pisma św. nie ma dialogu Ducha Świętego z Synem lub Ojcem. Nigdzie też Pismo nie mówi wprost, że Duch Święty jest Bogiem. Kościół przez wprowadzenie dogmatów sam wprowadził siebie w stan hibernacji rozwojowej. Przez głoszenie ewentualnych kar bożych wprowadzał u wiernych lęk i strach. Bóg jest przedstawiany nieprawdziwie i karykaturalnie. Najczęściej obrazuje się Go jako cesarza i władcę, który nakazuje, wyciąga konsekwencje i karze. Przekaz katechezy jest w dużym stopniu infantylny. Dziś wiem, że przed Bogiem nic się nie musi, ale może. 

          Nabyłem głębokiego przekonania, że każda religia, która mówi o jedynym Bogu jest pod Bożą Opatrznością. Ekumenizm jest naszym zadaniem i obowiązkiem. Przekomarzanie się w doktrynach wiary jest nieporozumieniem, jeżeli o tę samą Prawdę chodzi.

          Czy moje prace zbliżyły mnie do Prawdy? Chciałbym wierzyć, że tak. Jeżeli nie, to przynajmniej odkryłem gdzie my jesteśmy. Pokora jednak nie opuszcza mnie. Stale mam na uwadze rozterki św. Tomasza z Akwinu, który w ostatnim okresie swego życia, 6 grudnia 1273 r., po mistycznym doświadczeniu, zwątpił we własne prace badawcze i nie dokończył trzeciej części Sumy Teologicznej. Jak mówił: wszystko, co napisałem, wydaje mi się jak słoma w porównaniu z tym, co zostało mi objawione. Niedługo pozostał przy życiu. Zresztą modlił się o łaskę rychłej śmierci: Jedyna rzecz, jakiej teraz pragnę, to aby Bóg, który przerwał moje pisanie, zakończył również szybko moje życie. Zmarł w trzy miesiące później, 7 marca 1274 r.

          W czasie pisania wykładów nie uchroniłem się od wielu niezręczności. Niejednokrotnie przytaczałem utarte  egzegezy w taki sposób, że mogły sugerować, że im sprzyjam. Zdecydowanie moje odcięcie się od nich, dałoby większą przejrzystość nowemu spojrzeniu w aspekcie „wiary rozumnej”.  Z drugiej strony obawiałem się, że radykalizm tematyczny zostanie źle przyjęty. Bądź co bądź, nowe ujęcie wiary niejedną osobę szokuje i bulwersuje. W sumie, to całość tekstu, a nie poszczególne rozdziały przekazuje nowe spojrzenie religijne (w wierze rozumnej). Może mój błąd naprawię pisząc kiedyś katechezę wiary rozumnej, do której namawiał mnie zresztą jeden z najwybitniejszych biblistów Polski ks. prof. Józef Kudasiewicz. Nie uniknąłem też powtórzeń tematycznych, przytaczanych cytatów i wniosków. Mam nadzieję, że przyczyniły się one do lepszego utrwalenia materiału.

          Jestem przeciwnikiem fanatyzmu i fundamentalizmu religijnego. Dewotyzm jest mi wstrętny. Brzydzę się fałszywą pobożnością i agresją ze strony „ludzi pobożnych”. Lubię odwagę, nie lubię tchórzy. Człowiek chłodny jest nijaki.  Zawierzyłem nauce, logice i Prawdzie Objawienia. Wielbię Boga w postaci stojącej i wyprostowanej.  Schylam kark w momencie adoracji, oddając Bogu mój do Niego szacunek, podziw i uwielbienie. Tolerancja do innych jest dewizą mojego życia.

          To co jest bezsporne to to, że Pismo święte jest zachętą do właściwej postawy człowieka. To dzieło, które ciągle dostarcza nowych refleksji. To prawdziwy, pisany dowód Objawienia Bożego.

          Krytykując instytucję kościelną pragnę dla niej nowego aggiornamento (odnowy). Moc bowiem w słabości się doskonali (2 Kor 12,9). Kościół instytucjonalny zrobił wiele złego, ale jest moim kościołem.  Nie wszystkie jego przewinienia były spowodowane złą wolą. Czasem była to fałszywa trwoga lub źle podjęte decyzje czy intencje. Pragnę, aby wróciła pierwotna, Chrystusowa, apostolska relacja między kapłanami a wiernymi. Do tego trzeba nowego soboru. Absolutnie nie należy walczyć z Kościołem, ale zmieniać go i doskonalić w sposób pokojowy: Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi (Mt 3,9). Kościół jest potrzebny i może się stać na długie lata wspaniałym przodownikiem wiary, nie tylko jej depozytariuszem. Obserwowana dzisiaj walka z Kościołem jest sygnałem, że coś nie jest w porządku.

          Wykłady adresowałem do rozumnych i nie zacietrzewionych religijnie ludzi. Bardzo zależy mi na młodzieży. Ona jest naszą przyszłością.

          Odnoszę się bardzo sceptycznie do cudów i nadzwyczajnych zdarzeń. Nie znaczy to, że je całkowicie odrzucam. Mam świadomość i pewność, że bez Opatrzności Bożej nie skreśliłbym ani jednego słowa. Pisząc, czułem wewnętrzne podpowiedzi. To co było niezwykłe, to to, że to o czym pisałem, wydawało mi się nieprawdopodobnie proste.       Bo drogi Pańskie są proste (Oz 14,10). Oczy same otwierały się ze zdumienia. Jeżeli to było natchnienie, to jest to cudowne przeżycie. Do tej pory nie mogę pojąć, jak mogłem tyle lat przyjmować w sposób dosłowny przekazywane obrazy religijne i katechetyczne. Zachowywałem się jak dziecko z moralnością heteronomiczną. Roma locuta, causa finita (Rzym orzekł, sprawa skończona). Czytaj: Kapłan powiedział, nic dodać i nic ująć. I poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli (J 8,32).

          Jeżeli moje prace były w zamyśle Stwórcy, to nikt nie jest w stanie tego zatrzymać i przekreślić, jeżeli uległem złudzeniu, to proszę o wybaczenie. 

          

Z całego serca dziękuję Wam za uwagę i cierpliwość.

92. Kościół katolicki

92. Kościół katolicki

 

 

          Kościół katolicki (powszechny) jest największym z kościołów chrześcijańskich, o hierarchiczno-monarchicznej, scentralizowanej strukturze z papieżem na czele, mającym odrębne prawo (Kodeks Prawa Kanonicznego, ius ecclesiaticum), liturgię i system dogmatyczno-doktrynalny oparty na Biblii i Tradycji. W Kościele katolickim wyodrębnić można Kościół łaciński (zwany również Kościołem rzymskim lub zachodnim) oraz Katolickie Kościoły Wschodnie (o różnych obrzędach liturgicznych). Kościół katolicki zachowuje jedność w zakresie doktryny, dopuszcza natomiast różnice w obrzędach liturgicznych.

          Kościół jest przedmiotem wiary, pochodzenia boskiego (Kościół Chrystusowy) jako kontynuacja działalności  Jezusa Chrystusa, Mistyczne Ciało, Lud Boży i Wspólnota Boga z człowiekiem. Nie jest tworem czysto ludzkim[1]. Jest Sakramentem (widzialny znak niewidzialnej Łaski). Ustanowiony przez Jezusa Chrystusa w tajemnicy paschalnej, objawiony przez udzielenie Ducha Świętego. Jest wybitnie chrystologiczny, żywy i dynamiczny w ciągłym wcielaniu się Boga w człowieka[2].  Kościół nie jest więc statycznym tworem, o charakterze skończonym lecz organizmem pełen życia. Składa się nie tylko z duchownych, ale głównie z laikatu. Oni sami są Kościołem (Pius XII).       

          Po swoim zmartwychwstaniu Jezus posłał Ducha Świętego, który spoczął na uczniach (J 3,5; J 7,37; J 14,16n; J 16,16n; J 16,7n; J 20,22; Dz 1,5; Dz 2,1–4); Kiedy nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu. Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, w którym przebywali.  Ukazały się im też języki jakby z ognia, które się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden.  I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić (Dz 2,1–4).

          Jezus głosił królestwo, a tymczasem pojawił się Kościół (Alfred Loisy). Jakkolwiek Kościoła nie należy utożsamiać z królestwem Bożym, to jednak między nimi istnieją głębokie związki. Tam, gdzie jest Jezus, tam jest królestwo Boże. W Kościele działa moc tego królestwa, czyli łaska jako zadatek życia wiecznego. W końcu wieków osiągnie chwalebne dopełnienie, gdy wszyscy sprawiedliwi zostaną zgromadzeni w Kościele powszechnym u Ojca. Jako widzialna instytucja zbawcza, uformowana przez Jezusa Chrystusa, jest nieustannie ożywiany mocą Ducha Świętego.

          Od II wieku chrześcijanie zaczęli nadawać treści objawienia strukturę doktrynalną. Wykorzystali oni dorobek myśli pogańskiej, by za pomocą pojęć zaczerpniętych m.in. z filozofii greckiej przedstawiać nowe treści chrześcijańskie (Justyn, Klemens, Tertulian). Tak narodziła się chrześcijańska filozofia, a wraz nią próby racjonalnego tłumaczenia przedmiotu wiary. Próbowali oni wykazać zgodność wiary z rozumem (Orygenes, ojcowie kapadoccy, Augustyn).

          Od Edyktu mediolańskiego z 313 roku, w którym cesarz Konstantyn I Wielki podarował chrześcijanom swobodę wyznawania ich religii i przypieczętował powstanie kościoła instytucjonalnego, a wkrótce państwa kościelnego.  Kościół zajął się organizowaniem państwa, w tym administracją państwową. Wraz z wolnością kultywowania wiary przyszły wszystkie mankamenty władzy państwowej, w tym walka o władzę, urzędy, dwór, budżety, finanse, upadek moralny. Na wzór cesarzy, kapłani zaczęli ubierać się w ozdobne szaty jak: alby, habity, sutanny, komże, infuły i inne. Powstanie państwa papieskiego było w sumie bardzo negatywne dla Kościoła. Apologetyka (obrona chrześcijańska wobec pogaństwa i judaizmu) wczesnochrześcijańska znacznie osłabła. Od tego czasu Kościół bardzo wiele stracił na swoim prestiżu depozytariusza wiary. Oprócz posługi kapłańskiej wprowadził wszystkie czynności związane z prowadzeniem państwa, w tym  finanse, politykę, wojny.  Rozpoczęły się prześladowania niechrześcijan przez fanatyków religijnych. Kiedy w XIX wieku państwo watykańskie utraciło swoje terytoria i zostało ograniczone powierzchniowo, wydawało się, że Kościół całkowicie straci swój prestiż. Stało się dokładnie odwrotnie.

          Kościół wyznawany w symbolu wiary jako jeden, święty, powszechny i apostolski, powierzony został przez Zbawiciela pieczy apostołom ze św. Piotrem (pierwszy papież) na czele oraz ich następcom, by rozszerzali Go i Nim kierowali. Przekazanie człowiekowi części władzy ze skutkami „w niebie”, autoryzowanej przez Chrystusa: Wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie (Mt 18,18) jest dowodem ogromnego zaufania Boga.

          Kościół sprawuje dwie główne funkcje: nauczycielską i uświęcającą (przez znaki widzialne: sakramenty, Eucharystie, msze, święta). Kościół jest narzędziem zbawczego planu Boga (wstęp Listu do Efezjan).

           Kościół sakramentalny istnieje od początku świata, tyle że do czasów Chrystusa Pana istniał jedynie w formie niewidzialnej. Z drugiej strony mówi się, że Kościół powołał Jezus. Sprzeczność tę można wytłumaczyć uściślając, że Chrystus nadał pierwotnemu Kościołowi formę widzialną. Można powiedzieć, że ujawnił Jego istnienie. Ta skomplikowana konstrukcja myślowa jest skutkiem przeintelektualizowania niektórych pojęć jak np. Trójca Święta, Niepokolanie poczęta i inne. Aby pojęcia te nabrały sens i żyły własnym życiem trzeba było ubrać je w przeróżne figury pojęciowe. Efekt podobny jest do akceptacji teorii względności. Zadziwia, ale nie do końca jest zrozumiała. Wyjście z tego impasu jest banalnie proste. Wszelkie figury boskie są różnymi obrazami jedynego i tego samego Boga. Jezus jest człowiekiem, w którym wcielił się całkowicie Bóg. Jest On wizytówką Boga. Ten fenomen jest wyrazem nieprawdopodobnej miłości Stwórcy, który zniżył się do poziomu człowieka, aby być Bogiem widzialnym. Z racji człowieczeństwa Jezusa musiał On odejść z życia widzialnego. Zastąpił Go inny fenomen – Duch Święty. Jezus spełnił swoją rolę. Zakończył proces Objawienia Bożego. Teraz wiara wsparta wiedzą historyczną (przez działalność Jezusa) pozwala przyjąć, że Duch Święty jest już samym, Jedynym Bogiem.

          Kościół jest tajemnicą[3] istniejącą przed wiekami, a zatem do zbawienia byli wezwani również wszyscy ludzie żyjący przed Chrystusem. Kościół co do Prawd Objawionych jest nieomylny, bo nigdy nie utracił i nie utraci Ducha Świętego. Nie­omylność ta polega na tym, że Kościół za szczególną pomocą Boską, czyli wskutek przyczynienia się Bożego (assistentia divina) w nauce wiary, nigdy mylić się nie może. To niejako wynika z samej definicji Kościoła świętego. Duch Święty mylić się nie może. Nieomylności Kościoła jako sacrum, nie należy mylić z niedoskonałością ludzi (kapłanów), którzy z natury swojej błędom podlegają. Z tego powodu dobrze jest dopuścić ewangeliczną krytykę urzędu Kościoła. Tymczasem każda krytyczna opinia jest traktowana jako wyjście poza ortodoksję. Krytyka opierać się powinna na miłości do tej instytucji i chęci jej reformowania i doskonalenia. Krytyka we wszystkich żywych społecznościach jest nieunikniona. Dowodem na to jest powtarzająca się regularnie krytyka pokolenia rodziców ze strony dzieci, choć dokonuje się ona w miłości[4]. Krytyka z miłości do Kościoła Chrystusowego nie jest nieposłuszeństwem, a raczej wyższą formą posłuszeństwa, które służy udoskonaleniu funkcjonowania urzędu, władzy i autorytetu. Tylko ludzie słabej wiary nie boją się przestrogi Pana: «Biada wam, przewodnicy ślepi!» (Mt 23,16)[5].

          Kościół przechowuje depozyt wiary, stara się ją pogłębiać i przekazywać coraz to następnym pokoleniom. Stoi On na straży Pisma świętego i Tradycji.  Bóg dał człowiekowi (ludowi wybranemu) plenipotencję (uprawnienia) reprezentowania Boga na ziemi, moc odpuszczania grzechów (absolucja), a nawet wymazywania, darowania wobec Boga kary doczesnej należnej za grzechy przez różne celebracje (np. odpusty). A to rzekłszy, tchnął na nich i powiedział im: Weźmijcie Ducha Świętego. Którymkolwiek grzechy odpuścicie, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są zatrzymane (J 20,22–23). Kościół żywym przez zwolnienie, a umarłym przez modlitwę, przydziela nieskończone zadośćuczynienie Jezusa Chrystusa oraz przeobfite zadośćuczynienia błogosławionej Maryi i świętych. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego (Mt 28,19; por. Mk 15,15); I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie (Mt 16,19; por. Mt 18,18). Bóg jednak zastrzega, że co Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela (Mk 10,9). Przez słowa Boże i sakramenty, człowiek wprowadzany jest w przestrzeń łaski i mocy Chrystusa. I w tej przestrzeni może najpełniej Go naśladować w Jego całkowitym oddaniu Bogu Ojcu.

          Kościół oprócz tego, że przechowuje depozyt wiary udziela wiernym sakramenty, które są  widzialnymi znakami niewidzialnej łaski.

          Trzeba wyraźnie odróżniać Kościół Chrystusowy, który jest Sakramentem, od kościoła instytucjonalnego. Bardzo często atakowany jest Kościół bez tego odróżnienia. To wielki błąd. Kościół Chrystusowy jest to widzialny znak niewidzialnej łaski i jest doskonały przez to, że ustanowił Go Chrystus. Nie jest On tylko widzialną wspólnotą wierzących, ale „ciałem”, „oblubienicą” Chrystusa. Łaska Chrystusa jest łaską Kościoła.  Kościół instytucjonalny to instytucja kierowana przez ludzi z całą ich niedoskonałością. Wszelkie nieprawidłowości pochodzą wyłącznie od ludzi.  

          Zgorszeniem dla całego chrześcijaństwa jest podział kościoła na Kościół katolicki, prawosławny, protestancki. Kościół protestancki podzielony jest z kolei na setki odłamów. Kościoły prawosławne są autokefaliczne (niezależne). Matka Boża w swoich objawieniach prywatnych powiedziała: Chrystus założył jeden Kościół, to ludzie Go podzielili. Sobór Watykański II uznał, że Kościół Chrystusowy jest jeden i jest On też w każdym z tych kościołów. To był początek prawdziwego ekumenizmu. Teraz trzeba iść dalej. Wspólne modlitwy, które miały/mają miejsca to próby łączenia kościołów. W Piśmie świętym wyrażone jest pragnienie Boga: abyście byli zgodni i by nie było wśród was rozłamów (1 Kor 1,10). Ekumenizm budowany jest na tym, co łączy, a nie dzieli. Dobre i to. Proces ten jednak jest bardzo powolny i za bardzo ostrożny. Aby była zgoda, muszą tego chcieć wszyscy. To, co obserwujemy, to silny partykularyzm interesów poszczególnych kościołów. Nie wykluczam czynnika ekonomicznego. Niestety, każdy Kościół musi w czymś ustąpić (irenizm) w sposób możliwy do przyjęcia przez wszystkie wyznania. Należy unikać polemik, które ranią i uniemożliwiają rozpoznanie prawdy; oraz rezygnować z przywoływania bolesnych faktów z historii wzajemnych animozji. W imię dobra Kościoła Chrystusowego jest to pilne wyzwanie. Wszyscy hierarchowie (służby kościelne) kościołów biorą na siebie ogromną odpowiedzialność wobec Boga.  Wierność nauce Chrystusa nie polega bowiem na statycznym strzeżeniu depozytu wiary, ale na jego ustawicznym wcielaniu w zmieniające się warunki życia. Być może trzeba będzie w niejednej sprawie zmienić stanowiska (np. reinterpretacja dogmatów)? Formuła filioque (łac. i Syna), która poróżniła Kościół zachodni ze wschodnim (a Patre per filium) powinna być już dawno reinterpretowana, bowiem oba sformułowania w jakiś sposób wzajemnie się uzupełniają. Żadna formuła nie wyczerpuje tajemnicy pochodzenia Ducha Świętego i nie ma w sobie absolutnej prawdy. Najwyższy czas powołać nowy III Sobór Watykański prawdziwie ekumeniczny[6]. Niech zbiorą się najwybitniejsi dogmatycy ze wszystkich kościołów i uczeni najróżniejszego kalibru i niech od nowa odczytają Objawienie Boże w kwestii Kościoła. Należy dokonać rekonstrukcji tradycyjnej religijności według współczesnych odkryć naukowych, rozstrzygnąć wszystkie różnice religijne oraz doprowadzić do zgody między wszystkimi kościołami chrześcijańskimi. Prawda jest tylko jedna. Może być tylko różnie odczytywana.

          W Kościele katolickim zauważam wiele niedoskonałości. To, co najbardziej mnie boli w nim to pewna buta posiadania prawdy. W Kościele katolickim Kościół Chrystusowy jest najpełniejszy (lub Kościół katolicki podaje najpełniejszą wykładnię prawdy). Nie jestem pewny, ale to zdanie wywodzi się prawdopodobnie z Soboru Watykańskiego II (soborowa konstytucja Lumen Gentium). Kościół Chrystusowy nie może być szufladkowany i dzielony na kategorie. Jest to jeden Byt doskonały i nie podlega podziałowi. Po opublikowaniu odpowiedzi na pytania dotyczące dokumentu Dominus Iesus  (watykańska deklaracja  o relacjach Kościoła katolickiego z innymi Kościołami i wyznaniami.) i rozumienia pojęcia „Kościół”, w lipcu 2007 r., nastąpiło wyraźne ochłodzenie między Kościołem katolickim, a luterańskim.

          Z perspektywy historii wyraźniej widać zabiegi manipulacyjne hierarchów kościoła, aby utrzymać posłuch u wiernych. Większy akcent stawiano na posłuszeństwo, a nie na miłość i miłosierdzie Boga. Ludem przestraszonym łatwiej jest kierować. W nauczanie Kościoła wkradły się toksyczne absurdy, które zniechęcają wiernych do wiary. Dziwię się, że wiele jest dokumentów, które są niedostępne na zewnątrz Watykanu. Np. niektóre dokumenty z objawień fatimskich są tajne do dzisiaj (prof. Joaquim Fernandes, portugalski historyk z Uniwersytetu w Porto). Zadaję sobie pytanie. Dlaczego?

          Kościół prawie do XX wieku niechętny był udostępnianiu Starego Testamentu (patrz: Konstytucja Piusa IV Dominici gregis custodiae z 24 marca 1564 roku), dlatego też tekst ten długo nie był tłumaczony na języki narodowe. Kościół uważał bowiem, że wierni nie są jeszcze do tego właściwie przygotowani i było ryzyko, że zamiast znajdować w Piśmie świętym słowo Boże, będą szukali potwierdzenia dla usprawiedliwienia swoich nędznych uczynków. Uważam podobnie. Przy pomocy wyrywkowych zdań z Biblii, wyrwanych z kontekstu, można usprawiedliwić każdą zbrodnię.

          Niejednokrotnie kaznodzieja grzmi z ambony i krzyczy o tym,  czego Bóg żąda w przykazaniach, a nic nie mówi o tym, co ten Bóg miłosierny i przebaczający uczynił dla człowieka. Nakazy bez zakorzenienia w miłości Bożej, w łasce, wiszą w powietrzu. Niech Bóg broni swój lud przed takimi kaznodziejami (J. Kudasiewicz, Współczesna Ambona, nr 2/1999 r.). Arcybiskup Bolonii kardynał Carlo Caffarry twierdzi, że nie jest katolikiem ten, kto uznaje prawo homoseksualistów do zawarcia małżeństwa. Ja również jestem przeciwny małżeństwom (nie mylić ze związkami) homoseksualistów, ale słowa kardynała są krzywdzące i nieodpowiedzialne. Wymuszają one ślepe posłuszeństwo do hierarchii kościelnej.

          Kapłaństwo prawdziwe to dar i łaska Boga. Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało (Łk 10,2) – to dramatyczne wołanie Chrystusa o nowych głosicieli Ewangelii, i to zarówno kapłanów, jak i oddanych Ewangelii ludzi świeckich.

          Osoba duchowna może głosić piękną i pożyteczną naukę. Sama jednak, narażona na pokusy tego świata może czynić rzeczy niegodne. Niegodna postawa kapłana nie umniejsza wartości przekazanych słów. Trzeba jednak być roztropnym i przyjmować do serca to, co jest dobre i szlachetne. Z zewnątrz wydajecie się ludziom sprawiedliwi, lecz wewnątrz pełni jesteście obłudy i nieprawości (Mt 23,28). Biskupstwa w Polsce to dwory. A dwór i służba to fałszywa wizja Kościoła (bp Tadeusz Pieronek)[7]. 

          Stałym tematem debat i sporów jest nakaz celibatu duchowieństwa w Kościele zachodnim. Wszystko zaczęło się od synodu w Elwirze (305–306), na którym nakazano biskupom i kapłanom powstrzymanie się od współżycia z żonami pod groźbą usunięcia ich z grona duchowieństwa. Z czasem nakaz ten przybrał kształt obowiązującej normy, potwierdzanej przez późniejszych papieży, synody i sobory. Od Soboru Laterańskiego II (1139) celibat stał się prawem w Kościele katolickim za sprawą papieża Grzegorza VII.

           Pomijając aspekt ekonomiczny w ochronie majątku kościelnego (sprawy spadkowe) przesłanką celibatu były ewangeliczne wypowiedzi Jezusa: Nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem (Łk 14,33). Według Mateusza: Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien (Mt 10,37). Jezus żądał bezwzględnego oddania się Bogu. Sam w sposób wolny wybrał bezżeństwo, aby być całkowicie oddanym człowiekowi i swojej misji. Św. Paweł Apostoł chciał pokazać dziewictwo, jako zalążek doskonałej komunii z Bogiem w czasach eschatologicznych. Bezżenni byli Tytus i Tymoteusz (NT). Celibat ma więc swoją teologię. Jest pewnym darem ofiarowanym Chrystusowi. W adhortacji Pastores dabo vobis (nr 29) Jan Paweł II nazwał celibat darem z siebie i wskazał na teologiczną motywację kościelnego prawa o celibacie: Kościół jako oblubienica Chrystusa pragnie, aby kapłan miłował go w sposób całkowity i wyłączny, tak jak umiłował go Jezus Chrystus Głowa i Oblubieniec.

          Czy jednak nakaz celibatu jest słuszny? Czy wolno wkraczać prawem ludzkim w naturalne, biologiczne potrzeby człowieka? Odpowiedź nie jest łatwa. Osobiście w celibacie dostrzegam wiele dobra (czystość, sacrum, dar, całkowite oddanie się Bogu) w wypełnianiu misji apostolskiej. Na moje takie stwierdzenie zaprzyjaźniony ksiądz uśmiechnął się mówiąc: dobrze jest tak mówić żonatemu. Wydaje mi się, że najlepiej rozwiązał ten problem Kościół Prawosławny na synodzie trulańskim (691). Wyższe święcenia wykluczały pożycie małżeńskie. Celibat księży powinien wynikać z potrzeby serca, a nie z nakazu Kościoła. Jest ono wyższą formą życia (misji), na którą stać tylko nielicznych (wybranych). Celibat obowiązuje zakonników (zakonnice) z przyczyn całkowitego oddania się Bogu w składanej przysiędze. W 1967 r. Paweł VI w encyklice Sacerdotalis coelibatus dopuścił możliwość sprawowania funkcji kapłańskich przez żonatych duchownych, którzy przeszli do Kościoła z innych wspólnot chrześcijańskich. Obecnie uczynił podobnie papież Benedykt XVI dla anglikańskich kapłanów, którzy przechodzą na posługę katolicką.

          Kościół powinien odczuwać zawsze konieczność i ma prawo wypowiadania się w sytuacjach zagrożenia ludzkiego życia, godności osoby ludzkiej, wspólnego dobra, prawa do pracy, godnego życia oraz w obronie najsłabszych. W tym sensie powinien uczestniczyć w życiu politycznym czy gospodarczym kraju. Błędem jest gdy Kościół pragnie uczestniczyć we władzy doczesnej i usiłuje wpływać na bieg historii przy pomocy innych środków niż wiara i miłość (André Frossard).

          Kościół jest Sakramentem (widzialny znak niewidzialnej Łaski), znakiem łaski, daru, miłości Boga do człowieka. Dla mnie osobiście jest miejscem największej świętości. W Kościele zamieszkuje imię Boga: Jestem, który Jestem (Rdz 3.14). Pragnę w Nim widzieć kapłanów „czystych” i świętych. Kiedy wyszły na jaw nieobyczajności kapłanów oraz dowiedziałem się o stosunkowo dużej liczbie kapłanów, którzy współpracowali z SB przeżyłem szok. Piszę o tym w pierwszej mojej książce pt. Rzeczywistość w świetle nauki filozofii i wiary.

          Czytając słowa Jezusa:  Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową; i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy. Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je. A kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je (Mt 10,34–39) zastanawiam się, czy nie ma tu zawartej też tajemnicy o kościele instytucjonalnym, który powołał Jezus. Wierni najczęściej traktują kościól jako miejsce sielankowe, spokojne, wyciszone, kontemplacyjne, niezmienne, pełne anielskiej opieki,  a słowa kapłanów przyjmują w pełnym zawierzeniu. Ufają, że kto jak to, ale kapłani winni być autorytetami moralnymi, a słowa przez nich głoszone dotyczą bezwględnej prawdy: Tak i wy z zewnątrz wydajecie się ludziom sprawiedliwi, lecz wewnątrz pełni jesteście obłudy i nieprawości (Mt 23,28).  Tymczasem, być może, Jezus oczekuje od nas bardziej dynamicznej postawy życiowej. Chciałby od nas żarliwości wiary, walki, nabożnego niepokoju, czujności, ciągłego poszukiwania Ojca i Prawdy.  Słabość kościoła jest zachętą do naszego większego zaangażowania w walkę o dobro kościoła i wiernych. Aby drabina cyrkowa pozostawała w pionie, trzeba ciągle nią poruszać. Kto kocha kościół jako instytucję bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha kapłana lub biskupa bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien (parafraza Mt 10,34).



[1] Cz.S. Bartnik, Dogmatyka Katolicka tom. 2. Wydaw. KUL Lublin 2010 s. 7.

[2] Tamże, s. 30.

[3] Być może przez przeintelektualizowanie pojęć (autor).

[4] Stanisław Czesław Bartnik, Dogmatyka katolicka, tom 2 Wydaw. KUL, Lublin 2010, s. 189..

[5] Tamże, s. 190.

[6] Cz.S. Bartnik, Dogmatyka Katolicka tom. 2. Wydaw. KUL Lublin 2010: Jednak sprawy i czasy naglą, może być konieczny III Sobór Watykański dotyczący prezbiteratu [s. 170].

 

[7] Z wywiadu bp. Tadeusza Pieronka wTygodniku Powszechnym 23 (3230) z dnia 5.06. 2011 r.

91. Modlitwa

91. Modlitwa

 

Boże, Ty wiesz, że nie możemy być doskonali, bo jesteśmy dopiero w drodze do doskonałości. Wziąłeś na siebie i odkupiłeś nasze grzechy. Z całego serca Ci za to dziękujemy, wielbiąc Ciebie i radując się Tobą.  Alleluja!

 

          Modlitwa jest osobistą relacją człowieka z Bogiem i odwrotnie. Jest medytacją i kontemplacją słowa Bożego. Najważniejszą rzeczą w modlitwie to „być z Nim”. Podniesienie umysłu do Boga. Modlitwa jest sprawą wiary i miłości. Jest wiele sposobów modlitwy. Od wypowiadanych słów (oratio verbalis), poprzez modlitwę myślną (oratio mentalis), akty strzeliste, mistyczne stany.  Anna zaś mówiła tylko w głębi swego serca, poruszała wargami, lecz głosu nie było słychać (1 Sm 1,13). Dobrą modlitwą nie jest długie wyłuszczanie swych próśb, lecz „trwanie przed Bogiem”. Jest to uduchowiony stan („metabolizm duchowy”), w którym człowiek czuje, że jest wysłuchiwany przez Boga, że ma z Nim bezpośredni kontakt. Osobiście uwielbiam te chwile. Są one niezależne od miejsca i chwili w jakiej się znajduję.

          Modlitwa nie może być kontraktem. Ma ona ogromną moc: wszystko, o co w modlitwie prosicie, stanie się wam, tylko wierzcie, że otrzymacie (Mk 11,24; Mt 21,22), ale jednocześnie módlcie się, abyście nie ulegli pokusie (Łk 22,40). Modlitwa prawdziwa jest zawsze wysłuchana, tyle, że niekiedy Bóg wysłuchuje nas inaczej, niż byśmy tego chcieli. Kto wie czy nie udziela nam wówczas więcej, niż prosiliśmy.  Bóg nie może oprzeć się modlitwie duszy czystej. Dusza ta otrzymuje od Boga prawie wszystko, czego pragnie. Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz (Jk 4,3). Z jednej strony modlitwa jest celebransą prostą, a z drugiej strony jest bardzo ważnym wydarzeniem w relacji między Bogiem a człowiekiem. Modlitwa jest zbliżeniem się do Boga na odległość immanentności. Rzekł mu [Bóg]: «Nie zbliżaj się tu! Zdejm sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą» (Wj 3,5). Każdy człowiek z racji odległości jaka go dzieli od Stwórcy powinien pochylić głowę, gdy kieruje słowa modlitewne do Boga. Gdy człowiek czyni z modlitwy profanum, usłyszy słowa: Nie zbliżaj się (Wj 3,5).

          Modlitwy wypływające z nieczystego serca to najczęściej modlitwy złorzeczenia, np: Boże spraw, aby się jemu nie udało. Taka modlitwa siłą rzeczy nie może być wysłuchana przez Boga. Ludzie mogą modlić się za każdego, nawet za zbrodniarza. Dary płynące z takiej modlitwy nie giną, choć nie zawsze Bóg wysłuchuje naszych próśb według naszych intencji. Abraham rozmawiając z Bogiem (rodzaj modlitwy) prosił o złagodzenie kary dla mieszkańców Sodomy (Rdz 18,22–33). Jak wiemy rozmowa została zawieszona. Wierzę, że pozytywna energia (funkcjonał) wynikająca z modlitwy pozostaje w przestrzeni ekonomii i Miłosierdzia Bożego. Bóg wie jak z naszych modlitw uczynić użytek.

           Jezus pouczał nas: Zawsze powinniście się modlić i nie ustawać (Łk 18,1). Sam modlił się do swego Ojca: usuwał się na miejsca pustynne i modlił się (Łk 5,16); całą noc spędził na modlitwie do Boga (Łk 6,12); gdy raz modlił się na osobności… (Łk 9,18). Jan Paweł II przyznał się kiedyś, że nie chciał Boga prosić o swoje sprawy, uważając, że Bóg ma ważniejsze sprawy na „głowie” niż jego skromna osoba. Zmienił szybko zdanie. W modlitwie błagalnej przyjmuje się postawę pokorną, która podoba się Bogu. Należy więc modlić się jak najwięcej i prosić Boga o wszystko (nawet o drobną rzecz). Po tych wydarzeniach radził się Dawid Pana, pytając Go […] dokąd mam iść? (2 Sm 2,1–2). Za wszystko należy Bogu dziękować jak czynił to Jezus:  wziął siedem chlebów i ryby, i odmówiwszy dziękczynienie, połamał, dawał uczniom, uczniowie zaś tłumom (Mt 15,36).  Podobnie kochając Jezusa należy mu okazywać pragnienie Nieba. Bezinteresowność jest wypaczeniem ekonomii Bożej. To rodzaj zadufania w sobie. Ja daję i nic nie chcę z tego. To błąd. Jak Jakub należy żądać Nieba. Należy pokazywać Bogu, że nam zależy na Jego darach.

          Z Bogiem można się spierać, a nawet Go „upominać”. Na słowa Chrystusa: «Nie to, co wchodzi do ust, czyni człowieka nieczystym, ale co z ust wychodzi, to go czyni nieczystym» (Mt 15,11) uczniowie rzekli: «Wiesz, że faryzeusze zgorszyli się, gdy usłyszeli to powiedzenie?» (Mt 15,12). Tym samym niejako upomnieli nauczyciela (Marta Złotnicka). Nauka Jezusa gorszyła, ale w sensie pozytywnym.

          Bóg pragnie abyśmy Go stale prosili, wręcz żądali Nieba, bo Bóg chce nam okazać swoje Miłosierdzie. Nasze modlitwy powinny być zawsze żarliwe. Mówienie, że adoruję Boga bezinteresownie trąca pychą (ja daję i nic od Boga nie chcę). Kochać Boga całym sercem to pragnienie bycia w Nim. Nie ma tu miejsca na bezinteresowność. Proszę zauważyć, że utarte słowo „kocham” nie pasuje do miłowania Boga i do relacji z Nim.

          Mało kto zdaje sobie sprawę, że na osobie modlącej się, proszącej usilnie o dary niezwykłe, ciąży też odpowiedzialność. Pomimo, że człowiek ma wolną wolę, to jest on zaznaczony losem i przeznaczeniem. Człowiek doświadczony cierpieniem niejednokrotnie zmienia się, zmierza ku lepszemu życiu. Cierpienie jest dla niego motorem dobra. Usilne modły o uzdrowienie (imperatywne) mogą spowodować powrót do zdrowia, ale również utratę dobrej drogi do zbawienia. Uzdrowiony i uwolniony od niemocy może stać się człowiekiem złym i okrutnym. Osobiście znam takie przypadki.

          Jezus pokazał nam jak należy się modlić:  Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich. Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie! (Łk 22,42). Innym przykładem są akty strzeliste, krótkie modlitwy o ogromnym potencjale duchowym: Panie, zmiłuj się nade mną. Jezu, ufam Tobie! Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną grzesznikiem. Panie, abym przejrzał!

          Modlitwa jest dziełem miłości, sposobem łączności człowieka z Bogiem. Otwiera nas na Mądrość Bożą, napełnia duchową mocą. Jest pozytywną energią. Modlitwa potrzebuje wyciszenia i otwarcia „duchowych uszów”. Oczyszcza myśli, prostuje pożądania, daje siłę do dobrego. Podczas modlitwy człowiek otwiera się coraz bardziej na Miłość Bożą i otrzymuje zrozumienie Jego woli. Niekiedy bliskość kochającego Boga tak człowieka zafrapuje, że nie potrzeba mu żadnych słów. Po prostu jestem wtedy w Jego obecności i chciałbym tylko, żeby On raczył przeniknąć do końca każdą komórkę mojego ciała i mnie całego. Mimo że nie mówię wówczas do Boga ani jednego słowa, niewątpliwie jest to prawdziwa modlitwa. Rozmawiając z osobą, którą kocham, chciałbym przekazać jej coś znacznie więcej niż słowa, w gruncie rzeczy chciałbym przekazywać samego siebie.

          Bóg zwraca się do każdego po imieniu: Mów, bo sługa Twój słucha (1 Sm 3,10),  nie potrzebuje naszych podziękowań, natomiast prawidłowo ukształtowana postawa dziękczynienia będzie nas chroniła. Modlitwa dziękczynna jest tym prawdziwsza, im prawdziwej przyjmujemy dary, za które Bogu dziękujemy. Za pomocą modlitwy dziękczynnej otwieramy się na bezinteresowną miłość Boga, uczymy się przyjmować dary Boże zgodnie z zamysłem Dawcy. W postawie dziękczynienia potrafimy rozpoznać sens naszego życia, zrozumieć świat, w którym Bóg nas umieścił oraz otworzyć się na nasze ostateczne przeznaczenie. Eucharystia (sakrament symbolizujący ciało i krew Chrystusa) po grecku znaczy dziękczynienie. Modlitwa błagalna ma również ogromny sens: I wstawił się Mojżesz za ludem (Lb 21,7); Zanosiłem błagania do Pana, przez czterdzieści dni i czterdzieści nocy; zanosiłem błagania, bo Pan zamierzał was wyniszczyć. Modliłem się do Pana mówiąc: «Panie nasz, Boże, nie zatracaj ludu swego, własności swojej, który uwolniłeś swą wielkością i wyprowadziłeś z Egiptu mocną ręką (Pwt 9,25–26). Uczy nas pokory wobec Stwórcy. Postawa pokorna nie jest postawą żebraka, ale postawą osoby miłującej Boga. Wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem (Flp 4,6). Modlitwa oparta na radości wiary. Tak, jestem taki, jaki jestem, Bóg to wie. Wielbię Boga za Jego dobroć.

           Gdy chcesz się pomodlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu (Mt 6,6). Nie ma takiej chwili w życiu, aby nie można było modlić się wewnętrznie, władzami swej duszy (św. Teresa z Awila). Do Boga nie dochodzi modlitwa, która płynie z brudnego serca. Trzeba czasu, ażeby modlitwa przebiła się przez nasze serca i zaczęła być naprawdę modlitwą. „Zdrowaśki” odmierzają czas i stanowią coś w rodzaju fali nośnej, melodii duchowej wyciszającej mój umysł i zmysły, natomiast samym centrum swojej duszy staram się wówczas otwierać na Syna Bożego, mojego Zbawcę, który przemawia do mnie już nie tylko swoją nauką, ale tym wszystkim, czego dokonał dla mojego zbawienia.

          Czytanie Pisma świętego jest też rodzajem modlitwy, podobnie jak znak Krzyża, który jest nie tylko znakiem rozpoznawczym, ale źródłem niezgłębionych treści duchowych. Przez kult stajemy się prawdziwymi ludźmi i dziecmi Bozymi. Modlitwą jest pisanie listów na tematy religijne, czy książek. Wszystko, co się czyni w obszarze sacrum jest modlitwą i przeżywaniem.

          Modlitwa jest kontemplacją, która prowadzi przez miłość do osobowego doświadczenia Boga. Z kontemplacją związane jest przeżywanie piękna. Pięknem jest Bóg, cały Świat, człowiek, Chrystus. Kto znalazł się w pobliżu piękna wie, że istnieje ono po to, aby je kontemplować. Jest niejako potrzebny pięknu, ale przede wszystkim piękno jest potrzebne jemu. Musi być blisko, choć zawsze jest dalej niż bliżej (M. Hołda). Z modlitwą wiąże się przeżywanie i wzruszenie. Na ten stan ma wpływ piękno słowa, obrazów, muzyki. Muzyka A. Mozarta (np. Missa de Requiem) jest szczególnie piękna, wprowadza człowieka w inny świat. Sam kompozytor powiedział: Kto tak, jak ja od dziecka wprowadzony jest w mistyczny świat naszej religii, kto słucha z uczuciem i wzruszeniem dźwięków Agnus Dei, a muzyka serc śpiewa Benedictus, kto przyjmuje komunię św., ten zna inny świat.

          Spróbuj się zastanowić, co odwraca Twoją uwagę na modlitwie. Najczęściej to jest Twoim skarbem. Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie serce twoje (Mt 6,21). Przesadna pobożność (dewotyzm) to brak roztropności i oceny rzeczywistości. Zamiast uczestniczyć na kilku mszach w tym samym dniu, może lepiej zastąpić w domu młodą matkę w opiece nad dzieckiem, aby i ona mogła iść do Kościoła?

          Owoce modlitwy mogą zbierać nie tylko żyjący, ale już umarli. Gdyby, bowiem nie był przekonany, że ci zabici zmartwychwstaną, to modlitwa za zmarłych byłaby czymś zbędnym i niedorzecznym (2 Mch 12,44).  Gdybyśmy wiedzieli, jak wiele moglibyśmy otrzymać łask za pośrednictwem dusz czyśćcowych, nie byłyby one tak zapomniane. Praktykowanie modlitwy o uwolnienie z czyśćca jest, po modlitwie o nawrócenie grzeszników, najmilsze Bogu. Dusze czyśćcowe nic dla siebie zrobić nie mogą, lecz wiele dla swych dobroczyńców (św. Jan Vianney).

          Historia zna przypadki nagłego nawrócenia. Św. Paweł w drodze do Damaszku, André Frossard po przypadkowym wejściu do świątyni, muzyk Tomek Budzyński w czasie koncertu rocka: Nie może człowiek niczego wziąć, jeśli mu nie jest dane z nieba (J 3,27). Nawrócenie polega na uchwyceniu tajemnicy transcendencji. Przychodzi taki moment, że już się wie.

          Prośbę niewidomych do Jezusa: Panie, żeby się oczy nasze otworzyły (Mt 20,33) można odczytywać dosłownie, ale też alegorycznie jako prośbę o łaskę wiary. Prośba jest modlitwą.

          Istotna dla modlitwy dyskrecja nie wyklucza modlitwy wspólnej.

          Jezus podyktował nam modlitwę do Ojca Niebieskiego: Ojcze nasz, który jesteś w niebie,  niech się święci imię Twoje!  Niech przyjdzie królestwo Twoje; niech Twoja wola spełnia się na ziemi, tak jak i w niebie. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj;  i przebacz nam nasze winy, jak i my przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili;  i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego! Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski. Lecz jeśli nie przebaczycie ludziom, i Ojciec wasz nie przebaczy wam waszych przewinień (Mt 6,9–13; por. Łk 11,2–4).

          Samo Ojcze nasz jest modlitwą w liczbie mnogiej. Może ona być wymawiana w modlitwie osobistej jak i zbiorowej. Modlitwa ta nie ogranicza się tylko do przekazania nam słów modlitwy. Ma ona kształtować nasz byt, uczy nas czuć i myśleć jak Jezus. Słowami tej modlitwy, której był autorem, modlił się sam Chrystus. Ma ona w sobie głębię, w którą należy wnikać. Na początku został podkreślony prymat Boga. My powinniśmy otworzyć się na Boga. Człowiek może wierzyć tylko wtedy, jeśli chce (św. Augustyn).  Ojcze nasz jest modlitwą Jezusa, jest ona także modlitwą trynitarną: modlimy się z Chrystusem przez Ducha Świętego do Ojca. Dzięki imieniu Jezus możemy do Niego mówić. Możemy też Go zranić. Martin Buber powiedział kiedyś, że po wszystkich haniebnych nadużyciach imienia Boga, możemy stracić odwagę zwracania się do Niego po imieniu. Jednak przemilczanie go równałoby się z odrzuceniem Jego miłości. M. Buber mówił, że powinniśmy z wielkim szacunkiem podnieść fragmenty tego zbrukanego imienia i spróbować je oczyścić. Bądź wola Twoja, jako w niebie, tak i na ziemi.  Istnieje wola Boża, która nas dotyczy i którą my mamy spełniać. Gdzie spełnia się wola Boża, tam jest Niebo. W swym najgłębszym wnętrzu człowiek zna wolę Bożą poprzez sumienie. Niejednokrotnie będzie jednak uważał, że jej nie zna. Najczęściej jest to spowodowane niechęcią jej odczytania. Sumienie można też w sobie uśpić.

          Należy być wytrwałym w modlitwie: Proście, a będzie wam dane szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą.  Jeżeli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona?  Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą (Łk 11,9–13); O cokolwiek prosić mnie będziecie w imię moje, Ja to spełnię (J 14,14). W Pierwszym Liście do Tesaloniczan podane są zasady ładu społecznego chrześcijan: Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie! W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was. Ducha nie gaście, proroctwa nie lekceważcie! Wszystko badajcie, a co szlachetne zachowujcie! Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła (16–22).

          Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu (Mt 6,6). W czasie postu nie należy być posępnym ani się chwalić, że się pości. Nie należy przywiązywać zbytniej uwagi na bogactwo i dobra materialne. Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy (Mt 6,34).

          Niekiedy jedynym ratunkiem jest modlitwa. Jeśli dusza nie modli się i nie woła do Boga o pomoc, jeśli nie spojrzy na siebie krytycznie, nie nabierze wstrętu do własnej pożądliwości, jeśli nie zda sobie z tego sprawy, że pokusa wplątana jest w emocje jego własnego intelektu i w pożądliwości cielesne, to nie będzie w stanie sprzeciwić się własnemu ciału i nie będzie w stanie odrzucić pychy żywota, w której działa pokusa i z której rodzi się każdy grzech. Czujność jest orężem walki człowieka z pokusami.

          Okres Postu Wielkanocnego jest szczególnym czasem modlitewnym. Na bazie rozważań męki Pańskiej przechodzimy przez całą historię objawienia Bożego. W tym okresie koncentruje się główne przesłanie Ewangelii i wiary w Jezusa Chrystusa. Wracają na myśl podstawowe prawdy wiary, pytania o sens bytu człowieka na ziemi oraz Zbawienia. Post zaczyna się Środą Popielcową, w którym to dniu kapłan posypuje głowę popiołem. Zwyczaj ten znany jest od starożytności: I posypali prochem swe głowy (Joz 7,6). Wielki Post jest czasem duchowego zmagania, ale i wewnętrznej przemiany. Duchowa walka „trwa przede wszystkim w sercu człowieka”. W nawróceniu mają dopomóc modlitwa, post i jałmużna, czyli uczynki miłosierdzia – trzy filary wielkopostnej duchowości. Celem postu jest oczyszczenie ciała na przyjęcie ducha pobożności i sprawiedliwości. To czas obrachunku i refleksji. W Kościele jest traktowany jako czas pokuty i nawrócenia.  Określony przez Kościół okres postu należy przyjąć z pobożną akceptacją. Obrzędy liturgiczne służą do głębszego przeżywania tego okresu. Homilie, listy biskupie służą ukierunkowaniu naszych myśli i refleksji. Niejednokrotnie wierni zadają sobie pytanie jak przeżywać ten szczególny okres. Tradycyjnie Wielki Post określany bywa jako czterdziestodniowy (łac. Quadragesima), choć w rzeczywistości obejmuje 46 dni kalendarzowych. W czasie tego okresu wypadają imieniny, urodziny, rocznice (ślubu), itp. Z definicji dni te powinny być radosne. Jak pogodzić radość wynikającą z uroczystości z refleksją wymagającą skupienia, wyciszenia, powagi. Przede wszystkim należy zdać sobie sprawę, że okres postu jest przedzielany niedzielami, które nie są dniami postnymi. Na temat postów mówi Prawo Kanoniczne w kanonach 1249–1253. Nie omawia on jednak szczegółowo sposobów zachowania się w tym okresie. Prawo Kanoniczne przekazuje jurysdykcję, na ten temat, lokalnym biskupom. Można więc zaobserwować lokalne dyspensy i różne przywileje. Ponieważ całe zagadnienie jest oparte na myśli i woli czysto ludzkiej, dobrze jest mieć do tego stosunek oparty na własnym sumieniu. Własna pobożność, obietnice pokutne (odmawianie sobie określonych przyjemności, czy też pewnych rodzajów jedzenia albo ograniczania ich ilości)  nie mogą zaburzać życie innym, którzy w tym okresie urządzają przeróżne uroczystości (ja osobiście nie jestem zwolennikiem, chyba że jest to konieczne, przekładania uroczystości na inny okres). Nie wolno chwalić się swoją pobożnością i ostentacyjnie odmawiać podawanych pokarmów, które gospodarz serwuje, chcąc nas, jak najlepiej ugościć. Obietnice pokutne, przeżycia religijne należy zachować w swoim sercu. W czasie postu nie należy być posępnym ani się chwalić, że się pości. Gospodarze powinni mieć jednak na uwadze, że niektórzy goście zobowiązali się do pewnych abstynencji, dlatego powinni przygotować pokarmy zastępcze i postne w swoim menu. Spotkania, uroczystości winny być oparte na wzajemnym szacunku. W tym okresie należy zachować pewien umiar i powagę. Nikt nikomu nie powinien nic narzucać. Nikogo nie wolno też ranić. Wielki Post to zbliżanie się do wielkiej radości i nadziei zmartwychwstania. W powadze postu drzemie wielka radość.

90. Pouczenia moralne

90. Pouczenia moralne

 

 

          Jezus nie tylko gani fałszywe przysięgi, ale zachęca do nie przysięgania w ogóle. Najlepiej jasno stawiać sprawę używając dwóch słów: „tak” lub „nie”: Słyszeliście również, że powiedziano przodkom: Nie będziesz fałszywie przysięgał, lecz dotrzymasz Panu swej przysięgi.  A Ja wam powiadam: Wcale nie przysięgajcie, ani na niebo, bo jest tronem Bożym; ani na ziemię, bo jest podnóżkiem stóp Jego; ani na Jerozolimę, bo jest miastem wielkiego Króla.  Ani na swoją głowę nie przysięgaj, bo nie możesz nawet jednego włosa uczynić białym albo czarnym.  Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi (Mt 5,33–27).

          Prawo odwetu Oko za oko i ząb za ząb (Kpł 24,19n; Mt 5,38), które uważane było za prawo sprawiedliwe, Jezus przedstawia w świetle przebaczania i miłości przeciwników. Jezus wymaga przezwyciężenia zła dobrem. Bierność wobec przemocy. Hojność w dawaniu. Miłujcie waszych nieprzy-jaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują (Mt 5,44). Trudno przyjmuje się słowa: kochajcie swych wrogów bardziej niż przyjaciół. Im miłość jest bardziej potrzebna, aby zerwać kurtynę nienawiści i wrogości.

          Wtedy Piotr zbliżył się do Niego i zapytał: «Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy?» Jezus mu odrzekł: «Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy (Mt 18,21–22). Należy rozumieć – zawsze trzeba przebaczać bez żadnych ograniczeń. Wybaczając wrogom, sami dostępujemy wybaczenia u Boga.

          Uczynki wobec bliźnich należy czynić dyskretnie, bezinteresownie i bez kontekstów. Podobnie jałmużna winna być niezauważalna dla innych.  Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa,  aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu (Mt 6,3–4). Jedną z najszlachetniejszych form jałmużny jest zapraszanie ubogich, ułomnych, chromych i ślepych do swego stołu: Gdy wydajesz obiad albo wieczerzę, nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci, ani krewnych, ani zamożnych sąsiadów, aby cię i oni nawzajem nie zaprosili, i miałbyś odpłatę. Lecz kiedy urządzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych (Łk 14,12–13). Albert Einstein nie był bardzo religijny, a kultywował żydowski zwyczaj zapraszania na obiady biednych studentów. Aby wiele otrzymać, trzeba wiele ofiarować. Należy być bezinteresownym. Nikt nie zrujnował się czyniąc dobre uczynki dla innych. Dobry czyn cieszy więcej, im nasz trud był większy (sentencja).

          Nie należy nikogo uszczęśliwiać na siłę, chyba, że jest to mały upominek wyrażający wdzięczność: uszczęśliwił go wspaniałym strojem  i okrył go szatą chwalebną (Syr 45,7). Prezenty o niedużej wartości są zmaterializowanym znakiem naszych życzeń słownych. Spełniają one pożyteczną rolę, o ile, przez swą znaczną wartość, nie stanowią zakłopotania.  Należy wystrzegać się drogich prezentów. 

          Należy zachować ostrożność w upominaniu bliźniego:  Gdy brat twój zgrzeszy […], idź i upomnij go w cztery oczy (Mt 18,15). Brata można upominać, co najwyżej kilkakrotnie. Dalsze działania są stratą czasu. Każdy pracuje na swój rachunek. We wszystkim jest miara, są wreszcie pewne granice (sentencja z Horacego).

          Nasza polska gościnność gdzieś się zawieruszyła. Coraz rzadziej się odwiedzamy. Zapominamy słów: gość w dom, Bóg w dom.

          Bóg obdarza nieskończoną miłością nawracających się grzeszników. Sprawiedliwych nie musi się powoływać. Oni już należą do Pana. Grzesznikom trzeba jednak pomóc. Nie jest wystarczające unikanie grzechu. Trzeba wzbudzić w sobie jeszcze akt wiary i miłości.

          Prawo: nie zabijaj (Wj 20,13; Pwt 5,17; Mt 5,21) rozszerza się na prawo nie czynienia żadnej krzywdy drugiemu człowiekowi, nawet słowem, które mogłoby urazić. Nalega, aby pojednywać się z przeciwnikiem.

          Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu (Dz 20,35). Jest to tzw. agrafon, czyli słowo Jezusa, niezapisane w Ewangelii, lecz żywe w ustnej tradycji. Nigdy nie należy odmawiać ubogim. Dawajcie, a będzie wam dane (Łk 6,38). Nasze modlitwy za biednych powodują, że inni im pomagają. U Żydów co siedem lat przypadał rok, w którym niewolnicy izraelscy odzyskiwali wolność, a dłużnikom darowane były długi (Wj 21,2–6; Kpł 25 25,1–7). Podobne prawa dotyczyły roku jubileuszowego, który przypadał co pięćdziesiąt lat (Kpł 25,8nn).

          Lubimy własne dobre uczynki. Jeszcze bardziej lubimy o nich opowiadać. Ujawnia się przy tym miłość własna. Pycha wślizguje się do naszych dobrych uczynków (św. Jan Vianney). 

          Często można zauważyć, że jeżeli ktoś ma władzę nad innymi lubi ją nadmiernie wykorzystywać. Urzędnicy państwowi, badający dzieło kogoś innego, znajdują w nim tysiące błędów. Lubią mieć ostatnie słowo w sprawie. Powinni jednak wiedzieć, że to oni są na służbie petentów. Ich praca ma polegać na pomocy często zagubionych w zawiłościach prawniczych petentom, zwykłym ludziom. Ton pism urzędowych: „wzywa się” jest bardzo często poniżający.

          Zazdrość czyni człowieka ciężko chorym. Nie jest on w stanie myśleć racjonalnie. Jest niezdolny do kochania bliźniego. Zazdrośnik jest dla siebie katem, a dla innych zmorą.

          Nie lubimy, gdy przypomina się nam, czy wytyka nasze wady. Stajemy się wtedy smutni, martwimy się, a nawet złościmy. Większość ludzi zna znaczniej lepiej innych niż samych siebie. Należy wejść w siebie i poznać samego siebie. Zobaczyć, czy u nas nie ma czegoś, co należałoby wyplenić.

          Nienawiść jest mieczem obusiecznym. Zabija obie strony. Dobry chrześcijanin jest porównywany do gołębicy, gdyż nie ma w nim nienawiści. Należy czynić tyle dobra na ile nas stać. Czynić dobro, gdzie to jest możliwe, kochać wolność ponad wszystko, nie zaprzeć się prawdy nawet przed tronem! (Ludwig van Beethoven).

          Język oszczercy jest gąsienicą plamiącą najpiękniejsze kwiaty zostawiającą wstrętny ślad swej śliny (św. Jan Vianney). Mowa ludzka zobowiązana jest jednoczyć, nie dzielić.

          Gniew zakłóca spokój. Sieje niezgodę, niechęć i nienawiść.  Jeszcze gorzej gdy wpada się w gniew i szykuje się zemstę.

          Nieczystość rodzi się z nieuporządkowania spraw cielesnych: Jest zaś rzeczą wiadomą, jakie uczynki rodzą się z ciała: nierząd, nieczystość, wyuzdanie (Ga 5,19). Umysł zarażony niezdrowymi emocjami prowadzi nas do nieczystości z zaciekłością dzikich bestii rzucających się na żer. Trzeba pohamować wyobraźnię, nie pozwolić jej galopować tak szybko, jak by chciała (św. Jan Vianney).

          Nadmierne przywiązywanie się do rzeczy może spowodować niewolę i uzależnienie. Należy wystrzegać się długów.

          Czy to nie przykre, że badania wskazują, iż małżeństwa ateistów i agnostyków mogą być bardziej trwałe od małżeństw osób religijnych?

          Trzecie przykazanie dekalogu mówi: pamiętaj, abyś dzień święty święcił.  Dekalog dawniej nie miał takiego znaczenia jak dziś. Muszę wyraźnie zaznaczyć, że dekalog nie jest kodeksem, ale spisem zagadnień moralnych, do którego człowiek powinien się odnieść. Wiele przepisów starotestamentalnych uległo dezaktualizacji: Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić (Mt 5,17). Jezus wszystkie przykazania sprowadził do przykazań miłości. Święcenie dnia świętego (niedzieli) winno wynikać z nakazu własnej woli, a nie przymusu. Niezmierzone są łaski Ofiary Mszy Świętej: Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. […] Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostateczny (J 6,51.54). I to powinniśmy mieć zapisane w sercu. Niejednokrotnie daje się zauważyć, że istnieje presja otoczenia, nie mówiąc już o głoszonych imperatywach w Kościele, do uczestnictwa we Mszach niedzielnych, spowiadania się co najmniej raz w roku, modlitwy porannej, modlitwy wieczornej itp. Moje stanowisko w tej sprawie wyraziłem już w poprzednich wykładach. Ciekawe, że to zagadnienie wzbudzało największe kontrowersje i emocje. Próbowano mnie przekonać, że grzechem ciężkim jest brak uczestnictwa we Mszy niedzielnej. Dopatruję się tu ogromnego uproszczenia i przesady. Mam inny pogląd na ten temat. Niepójście na Msze nie może być grzechem, bo nie wyrządza się tym nikomu żadnej krzywdy – brak uczynku grzesznego. Człowiek jedynie nie korzysta z ogromnego daru Bożego, jakim jest Ofiara Mszy Świętej. Przyczyn obiektywnych niemożności pójścia na Mszę może być wiele. Nie wszyscy potrafią ułożyć sobie niedzielne zajęcia w sposób optymalny. W moim przypadku, jeżeli nie pójdę na Mszę na godz. 6’30, to małe jest prawdopodobieństwo, że pójdę później. Nie wynika to ze złej woli, ale z przyjętych obowiązków. Praca w niedzielę na rzecz ubogich, potrzebujących, chorych jest milsza Bogu niż dzień spędzony u stóp tabernakulum. Grzechem może być natomiast zaniedbanie czy zaniechanie dobrych uczynków. Człowiek potrzebuje pomocy, można mu pomóc, niewiele to kosztuje, a jednak nie pomaga mu się. Brak ochoty do pomocy (nie wtrącanie się, obojętność) jest dużym zawinieniem. Nie wszyscy zdają sobie nawet z tego sprawę, że nie czyniąc (dobra, które można czynić) – też się grzeszy (Ez 3,18n; Mt 18,15). Jeżeli nie uczestniczy się w Mszy świętej z lenistwa, to grzechem jest lenistwo. Nieposzanowanie niedzieli prowadzi do zobojętnienia religijnego. Przyczyna grzechu leży po stronie woli. Pamiętaj, abyś dzień święty święcił. „Pamiętaj” jest przypomnieniem, a nie imperatywem. Dekalog nie formułuje jak należy dzień święty święcić. Nie ma prawa – nie ma grzechu, nie ma przestępstwa, jeśli nie ma prawa (prawo rzymskie). Może być wiele innych sposobów święcenia niedzieli (modlitwa, ofiara, dobre uczynki, adoracja) i są one równie Bogu miłe. Kapłani powinni przypominać, że Msza jest szczytem adoracji Boga i zachęcać do tej formy religijności. Nie mogą jednak straszyć ludzi ciężkim grzechem, bo to nie jest prawda. Należy wierzyć, że pomimo naszych grzechów, Bóg okazuje nam litość, bo nigdy na odwraca się od człowieka pełnego żalu i skruchy.

           Jestem przeciwnikiem wszelkich nakazów, zwłaszcza w tych aspektach, gdzie należy postępować według własnej woli i nakazu serca. Czy Bogu przyjemne jest przychodzenie na Mszę tylko dlatego, że tak wypada, albo z bojaźni, że spotkają wiernego  jakieś restrykcje ze strony kapłana, czy otoczenia? Znam osoby, które po przyjściu z Kościoła są wyjątkowo nieprzyjemne i podenerwowane. Czasem czynią w niedzielę więcej zła niż w tygodniu. Wydaje mi się, że poddane są one ogromnej presji sumienia i walce wewnętrznej. Dobro walczy ze złem i odwrotnie. Wierzę, że chcą być lepsze, ale tym bardziej podatne na pokusy. Nie wolno ich w takich momentach jeszcze bardziej rozdrażniać. Gdy obdzierają się same ze zła, czują się nagie i zawstydzone. Dotychczasowa powłoka jakoś je tuszowała. Teraz trzeba przywdziać powłokę dobra. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić.

          Czy Bogu przyjemna jest modlitwa wypowiedziana w pośpiechu? Wszystkie uczynki religijne winne wypływać z naszego serca, nie z nakazu czy przymusu.

          Dzień, który kradnie się Panu, nie utuczy. Jezus zaś powiedział, że szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu (Mk 2,27). Jak pogodzić dwa skrajne stanowiska? Zdrowy rozsądek jest najlepszym rozwiązaniem. Należy uszanować święto, ale czasem konieczne są inne czynności, które należy uczynić. Bogu można zawsze uczynić rekompensatę modlitwą czy innym uczynkiem ofiarnym. Bóg wielokrotnie chwalił roztropność Jakuba, Dawida. Dawid zdecydował się na spożycie chleba ofiarnego, gdy jego żołnierze byli głodni. Jezus usprawiedliwiał głodnych uczniów, którzy w szabat zrywali i łuskali kłosy (Mt 12,1–4). Prawa mają służyć dobru człowieka, a nie bezdusznie je sobie podporządkowywać.

          Jałmużna zmazuje grzechy i zabezpiecza przed popełnieniem innych. Jeżeli ma się dużo, należy ofiarować wiele; jeżeli ma się mało, trzeba dać tyle ile można, ale zawsze z dobrego serca i z radością. Biedny gdy daje innym, jest bogaty. W jałmużnie należy być rozsądnym i ją różnicować.  Gdy otrzymujesz, nie należy daru krytykować ani dawać wyraz swojemu niezadowoleniu: darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby (Cyceron).

          Ziemia jest własnością Boga. Żydzi uważali, że część plonów należy oddać Bogu, z tego tytułu płacono roczną dziesięcinę: Złożysz dziesięcinę z plonu wszelkiego nasienia, z tego, co rokrocznie ziemia rodzi (Pwt 14,22). Wszystkie dziesięciny otrzymywali lewici, którzy z kolei dziesiątą część przekazywali kapłanom jako ofiarę dla Pana. Człowiek żyje w świecie zorganizowanym. Płacenie podatków jest społecznym obowiązkiem. W Egipcie płacono 20 procentowy podatek od uzyskanych plonów. Wymigiwanie się od podatków jest społecznie nieetyczne.

          Drogowskazem godnego życia powinny być błogosławieństwa podane przez Jezusa: Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni. Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię. Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.  Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.  Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi.  Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.  Błogosławieni jesteście, gdy [ludzie] wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was (Mt 5,3–11).

          Tak jak życie powinno być godne, tak człowiek ma prawo do godnej śmierci i godnego sposobu umierania. Teresa z Kalkuty dawała przykład, poświęcając się bezdomnym, chorym, którzy umierali leżąc na ulicy, pozbawieni elementarnych środków higieny, ale też i miłości bliźnich. Dla Samuraja godna śmierć to taka, gdy polegnie się w walce. Dla innych bohaterska, gdy oddaje się życie za kogoś lub sprawę. Dla osób starszych – w otoczeniu bliskich, a nie porzuconych jak zbędny balast, samotnych. Przykre, gdy godna śmierć staje się w naszych czasach luksusem.

          Czy istnieje korelacja między zjawiskami na niebie a losem poszczególnych ludzi i wydarzeniami na Ziemi? Z moich obserwacji życiowych wynika, że układ gwiazd, planet ma jakiś wpływ na geny i rozwój człowieka. Prawdopodobnie to pora roku jest tu czynnikiem decydującym. Jestem typowym „baranem”. Czy można posługiwać się znakami zodiakalnymi w ocenie drugiego człowieka? Myślę, że można, ale należy zachować dystans do opisów charakterologicznych. Wiedza zodiakalna może pomagać, ale nie może być wyrocznią. Futurologia zodiakalna to, co najwyżej, opis tendencji, skłonności, wpływu ogólnoustrojowego na dany znak zodiakalny. Przepowiednie są wróżbami, a wróżby traktowane serio są  grzeszne. W pewnym sensie są brakiem zaufania do Boga. Należy uważać, bo można zbliżyć się do ciężkiego grzechu przeciw Duchowi Świętemu. Manasses czcił wszystkie gwiazdy na niebie i oddawał im pokłon […], praktykował wróżbiarstwo i czary, ustanowił wywoływaczy duchów i jasnowidzów. Ogromem popełnionego zła doprowadził Pana do gniewu (2 Krl 21,3–6). Nie widzę natomiast nic zdrożnego w zabawach folklorystycznych, np. we wróżeniu z fusów swojego ożenku, laniu wosku itp. Wróżby należy traktować jako dobrą zabawę – i tyle.

          Odrzucam całkowicie lęki, gdy kot przebiegnie mi drogę. Mogę witać się przez próg. Mam za nic zgubione oczko  pierścionka zaręczynowego mojej żony (już 38 lat temu). Potłuczone lustro mówi mi tylko, że zostało zniszczone. Odrzucając tego typu przesądy, nie dopuszczam złych myśli, które mogą wyzwolić się w chwili słabości. Moja postawa sprawdza się w życiu i jestem jej wierny.  Kto wierzy w takie brednie (przesądy), swoją wiarą może spowodować, że staną się one realne (kuszenie losu).

          Temat złorzeczenia (przeklinania, bluźnierstwa) jest ciągle przeze mnie badany. Wypracowałem pewne wyjaśnienie istoty złorzeczeń i ich skutków, ale jest ono mocno filozoficzne i wymagające szerszego omówienia (istota relacji, dobrej i złej energii, funkcjonał). Proszę mi wybaczyć, że nie będę tego zagadnienia rozwijał. Zatrzymam się jedynie na skutkach złorzeczeń.        

          Unikałbym takich sformułowań jak: niech mnie (ciebie) piorun trzaśnie; niech cię diabli wezmą; bodajbyś zdechł.  Niech mi Pan to uczyni i tamto dorzuci  (Rt 1,17; 1 Sm 3,17; 14,4; 20,13; 25,22; 2 Sm 3,9,35;) było przekleństwem starotestamentalnym, siarczystym, radykalnym. O Elizeuszu mówi Stary Testament: Stamtąd poszedł do Betel. Kiedy zaś postępował drogą, mali chłopcy wybiegli z miasta i naśmiewali się z niego wzgardliwie, mówiąc do niego: «Przyjdź no, łysku! Przyjdź no, łysku!»  On zaś odwrócił się, spojrzał na nich i przeklął ich w imię Pańskie. Wówczas wypadły z lasu dwa niedźwiedzie i rozszarpały spośród nich czterdzieści dwoje dzieci (2 Krl 2,23–24);  A kto by rzekł swemu bratu: Raka [człowiek godny pogardy], podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: «Bezbożniku», podlega karze piekła ognistego (Mt 5,22). Bluźnierstwa, przekleństwa, złośliwości, urągania, szydzenia skierowane przeciw Bogu albo stworzeniom, wyrażające się w myślach, słowie albo w czynie są instrumentami i zachętą działania negatywnej „energii”. Z punktu widzenia zła obiektywnego uważa się je za jeden z najcięższych grzechów i przewinień. Każdy grzech w porównaniu z nimi jest lżejszy (św. Hieronim). Jakub rzucił przekleństwo na złodzieja posążków Labana (Rdz 31,19.32). Nie wiedział, że posążki skradła jego ukochana żona Rachela. Według niektórych badaczy biblijnych, śmierć Racheli przy porodzie Beniamina była wypełnieniem przekleństwa rzuconego przez Jakuba. Uważa się, że śmierć Abimeleka, syna Gedeona była w wyniku przekleństwa Jotama (jedynego brata, którego Abimelek nie zabił) na niego i mieszkańców Sychem (Sdz 9,50–57).

         Nie należy też mówić: Bóg cię pokarał. Stwierdzenie to wypacza obraz Boga i Jezusa miłującego człowieka, który za grzechy człowieka oddał swoje życie. Zamiast mówić, że za kogoś trzymamy kciuki, lepiej powiedzieć, że się za nich pomodlimy.

          Mówi się czasem, że czyn jest moralnie obojętny (adiafora).  Warto jednak zastanowić się nad słowami św. Tomasza z Akwinu, który mówił: żaden czyn świadomy nie może być moralnie obojętny, gdyż człowiek, działając świadomie, zmierza zawsze, choć w sposób niewyraźny, do jakiegoś celu. Na poparcie tej tezy wykorzystuje się słowa św. Pawła: czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwalę Bożą czyńcie (1 Kor 10,31).

          Na sądzie ostatecznym Bóg nie będzie nas pytał o naszą perfekcyjną doskonałość, lecz o miłość, do jakiej jesteśmy zdolni, mimo naszej niedoskonałości (Marek Dziewiecki). Warto pamiętać, że: Ojcowie nie poniosą śmierci za winy synów ani synowie za winy swych ojców. Każdy umrze za swój własny grzech (Pwt 24,16); Każdy jest kowalem własnego losu (Juliusz Cezar). Gedeon był wybrany przez Boga. Syn jego Abimelek był zbrodniarzem. Synowie Helego: Chofni i Pinchas byli nikczemni (1 Sm 2,12). Joel i Abiasz, synowie Samuela byli złymi sędziami, chciwi na pieniądze przyjmowali podarunki i wydawali niesprawiedliwe wyroki (1 Sm 8,2–3). Porządny ojciec, porządna matka, a dziecko zagadka. Niby nie pali, nie pije, a bije (satyryk Marian Załucki).

88. Sposób życia

88. Sposób życia

 

 

          Ludzie powinni tak żyć, aby ich życie było już na ziemi niebiańskie. Bóg mieszka pośród ludzi, jest Bogiem bliskim. Raj (Niebo) jest na wyciągniecie ręki. Królestwo Boże pośród was jest (Łk 17,21). Niebo jak i Bóg są tak blisko nas. Gdyby człowiek był o tym przekonany i naprawdę wierzył, sięgnąłby po te skarby natychmiast.

          Nawet bardzo bogobojne życie jest nic nie warte, jeżeli z niego nie wynikają dobra dla innych. Podobnie bardzo wzniosłe przeżycia religijne są tylko dewociarstwem, jeżeli nic z nich nie wynika.

          Jeżeli stać cię na rzeczy wielkie – czyń je. Chrystus mówił: Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i choć za Mną (Mt 19,21). Pamiętaj jednak, że decyzja jest ważna i zobowiązująca. Do takich Chrystus śle słowa: Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje (Łk 9,23); Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia  (J 8,12). Młody człowiek ma większą możliwość wyboru. Im ktoś starszy, tym trudniej korygować własny los. Kto troszczy się o drugich, nie ma czasu się zestarzeć (Wilhelmine Lübke); Ci, którzy żyją nadzieją, widzą dalej. Ci, co żyją miłością, widzą głębiej. Ci, co żyją wiarą, widzą wszystko w innym świetle (Lothar Zenetti).

          Uporczywe utrzymywanie się przy pewnych swoich sądach grozi duchowym zaskorupieniem. Należy wyrzekać się swoich własnych iluzji. One to fałszują obraz rzeczywistości. Kto nie umie konfrontować swoich myśli z cudzymi poglądami, nie umie dyskutować i słuchać innych, ten pozostaje więźniem własnych ograniczeń. Człowiek powinien być otwarty na dialog z drugim człowiekiem. Należy nauczyć się słuchać i próbować zrozumieć sens wypowiedzi. Nawet, gdy partner nie ma zdolności do jasnego formułowania myśli, to jego wypowiedź niesie jakiś sens, jakąś jego prawdę. Poglądy należy weryfikować i w razie nowego oświecenia zmieniać. Zmiana poglądów nie jest oznaką słabości, lecz oznaką rozwijania się, nabywania wiedzy i mądrości.

          Należy mieć pod kontrolą przyzwyczajenia, które są „drugą naturą”. One to mogą człowieka usypiać, rozleniwiać, pozbawiać właściwej oceny.

          Ponieważ człowiek z natury swej jest grzeszny: niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez które przychodzą (Łk 17,1), nie należy oceniać człowieka tylko na podstawie jego złych skłonności, uczynków, ale należy brać pod uwagę całość jego postępowania. Nie można też potępiać człowieka, ale jego czyny. Dla złych uczynków należy wykazywać rozsądną pobłażliwość i być w miarę tolerancyjnym (postawa chrześcijanina). Nie sądźcie z zewnętrznych pozorów, lecz wydajcie wyrok sprawiedliwy (J 7,24). Przykładem może być postawa wobec osób o innej orientacji seksualnej. Dobre uczynki winne być motorem miłości do bliźniego. Dobro winno być sprawcą dalszych dobrych uczynków. Jeden dobry uczynek sprowadza drugi, tak samo jak grzech jeden sprowadza drugi (Talmud). W przeciwnym razie człowiek sam staje się niesprawiedliwy, zawistny, a nawet podły. Jeżeli człowieka stać na słowo „przepraszam”, winno ono być momentem zwrotnym. Co było złe należy puścić w niepamięć – i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszych winowajcom. Ważną rzeczą jest intencja czynów. Wielokrotnie zdarza się, że człowiek chce dobrze, a wychodzi źle. Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie (sentencja). Nasz Stwórca ma tę moc, że nawet złe uczynki potrafi wykorzystać dla dobra (np. „błogosławiona wina”, felix culpa – szczęśliwa wina np. Judasza). Ponieważ mamy wolną wolę, warto, aby człowiek, o ile go stać, również posiadł taką umiejętność, albo przynajmniej spróbował. Często popełniamy uczynki w afekcie. Należy zaniechać jałowego sporu o słowa (logomachia). Szkoda czasu na „walkę z wiatrakami”. Jeżeli ktoś nie rozumie o co ci chodzi – zaniechaj dalszej dyskusji.  Nie rzucajcie swych pereł przed świnie (Mt 7,6). Na pewno nie docenią wypowiadanych słów, a komentarze mogą sprawić ból czy przykrość. Z głupotą nawet bogowie walczą nadaremnie (Friedrich Schiller 1759–1805). Należy powstrzymać się od niedorzecznego gadulstwa (mateologia), mówienia od rzeczy. Słowo raz wypowiedziane nie wraca (Horacy). Plotka rośnie po drodze (przysłowie). Mitomania (skłonność do zmyślania, do opowiadania fantastycznych, kłamliwych historii) może przysporzyć wiele nieporozumień. Z obfitości bowiem serca usta mówią (Mt 12,34);  Kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada (zob. Prz 26,27). Katolik powinien być tolerancyjny dla innych religii, w tym chrześcijańskich. Wtedy przemówił Jan: «Mistrzu, widzieliśmy kogoś, jak w imię Twoje wypędzał złe duchy, i zabranialiśmy mu, bo nie chodzi z nami». Lecz Jezus mu odpowiedział: «Nie zabraniajcie; kto bowiem nie jest przeciwko wam, ten jest z wami» (Łk 9,4951; por. Mk 9,3842). Ciekawe, że osoby niereligijne są dużo bardziej skłonne do kompromisu od osób religijnych.

          Zło rodzi się z pomówień. Przez Słowo powstał świat, słowem można też zabić. Język bardziej tnie niż żelazo (przysłowie). Wielokrotnie powtarzane i „wałkowane” przekazy stają się coraz mniej wiarygodne. Ciągłe wracanie w dyskusjach do zaistniałych zdarzeń powoduje, że nawet drobna rzecz urasta do rangi skandalu, rośnie przy tym niechęć do bohatera plotki, a prawda blednie. Puszczona w ruch machina sama się potem napędza. Nie liczy się prawda, tylko negatywne nastawienie. Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu (Mt 12,37); Lecz to, co z ust wychodzi, pochodzi z serca, i to czyni człowieka nieczystym (Mt 15,18). Niech każdy ujmie prawdę subiektywnie i przekaże dalej. Bardzo szybko zmienia się sens i prawda jest inna (subiektywna). Złe rozmowy psują dobre obyczaje (menandra), mowa ujawnia ludzkie obyczaje (przysłowie).

          Bądźmy tolerancyjni wobec innych. Ludzie mogą przebywać w tym samym miejscu, a mimo to przeżywać to całkiem inaczej. Pozwólmy żyć innym własnym życiem. W gruncie rzeczy odmieńcy ubarwiają świat, wprowadzają urozmaicenie. Przyjazne słowo nic nie kosztuje, a jednak jest najpiękniejszym ze wszystkich prezentów (Daphne de Maurier). Pierwszą zasadą dobrego wychowania jest nie obrażanie nikogo (Voltaire). W sądach ludzkich najczęściej nie wygrywa prawda, ale zdolności procesowe prawników. Prawda istnieje. Wymyśla się kłamstwa (Georges Braque 1882–1963). Bogu zostawmy ostateczny sąd, kto z nas lepszy, a kto gorszy, co jest dobre, a co jest złe. Mądry i głupi są sobie równi w obliczu śmierci (Koh 2,14–16); Nie wolno żądać płaszcza od tego, kto nie ma nawet koszuli (św. Jan Vianney).

89. Nierozerwalność małżeństwa

89. Nierozerwalność małżeństwa

 

 

          Jezus przywrócił pierwotną nierozerwalność małżeństwa i nie pozwolił na żadne rozwody: Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela (Mt 19,6). Wyjątek: A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę chyba w wypadku nierządu a bierze inną, popełnia cudzołóstwo. I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo (Mt 19,9; por. Mk 10,11; Łk 16,18; por 1 Kor 7,10n) należy prawdopodobnie rozumieć, że chodzi tu o związki kazirodcze, które były niezgodne z przepisami prawa żydowskiego.

          Prawo: nie cudzołóż (Wj 20,14; Pwt 5,18; Mt 5,27) ujmuje się nie tylko w kategorii czynu, ale również myśli pożądliwych: Następnie pożądliwość, gdy pocznie, rodzi grzech, a skoro grzech dojrzeje, przynosi śmierć. Nie dajcie się zwodzić, bracia moi umiłowani! (Jk 1,15–16). Pożądliwość sama z siebie nie jednoczy, ale przywłaszcza. Błogosławiony mąż, który wytrwa w pokusie, gdy bowiem zostanie poddany próbie, otrzyma wieniec życia, obiecany przez Pana tym, którzy Go miłują.  Kto doznaje pokusy, niech nie mówi, że Bóg go kusi. Bóg bowiem ani nie podlega pokusie ku złemu, ani też nikogo nie kusi. To własna pożądliwość wystawia każdego na pokusę i nęci (Jk 1,12–14); Człowiek, świadom prokreacyjnych możliwości swojego ciała i płci, jest równocześnie wolny od przymusu swego ciała i płci (Jan Paweł II). Chrystus wyraźnie identyfikuje cudzołóstwo z grzechem: Idź, a od tej chwili już nie grzesz (J 8,11). Cudzołóstwo jest grzechem dlatego, że stanowi złamanie osobowego przymierza mężczyzny i kobiety (Jan Paweł II). Dlaczego czystość jest tak ważna? Na to pytanie odpowiada  Pierwszy List do Koryntian: Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga, i że już nie należycie do samych siebie (6,19).  Jezus więc poucza: Strzeżcie się rozpusty; wszelki grzech popełniony przez człowieka jest na zewnątrz ciała; kto zaś grzeszy rozpustą, przeciwko własnemu ciału grzeszy (1 Kor 6,18); Proszę zauważyć, że ludzkie ciało zostało przyjęte do jedności Osoby-Słowa. Poprzez odkupienie Chrystus wpisał w ciało ludzkie nową godność. Owocem ceny odkupienia jest Duch Święty mieszkający w ciele ludzkim jak w świątyni (Jan Paweł II);  Czyż nie wiecie, że ciała wasze są członkami Chrystusa? Czyż wziąwszy członki Chrystusa będę je czynił członkami nierządnicy? Przenigdy! Albo czyż nie wiecie, że ten, kto łączy się z nierządnicą, stanowi z nią jedno ciało? Będą bowiem jak jest powiedziane dwoje jednym ciałem. Ten zaś, kto się łączy z Panem, jest z Nim jednym duchem (1 Kor 6,15–17). Współżycie dwóch osób poza małżeństwem jest zawsze czynem zakazanym prawem Bożym w Starym Testamencie (Wj 20, 14; Pwt 5,18), potwierdzonym przez Jezusa Chrystusa w Nowym Testamencie (Mt 19,18). Stosunki seksualne mają określone zadanie prokreacyjne i są prawem małżeńskiej wyłączności. Akty seksualne winne wynikać z miłości dwojga osób, kobiety i mężczyzny, gotowych do przyjęcia daru poczęcia przez Boga. Bez tej gotowości akty seksualne są wyłącznie rozrywką cielesną. Kończy się często ogromną odrazą. Amnon z miłości do siostry Tamary aż zachorował. Z tej „miłości”  zadał jej gwałt, zbezcześcił i obcował z nią. Potem Amnon poczuł do niej bardzo wielką nienawiść (odrazę). Nienawiść ta była większa niż miłość, którą ku niej odczuwał. Rzekł do niej Amnon: «Wstań i odejdź stąd!» (2 Sm 13,15). Współżycie seksualne w małżeństwie służy do umocnienia więzi duchowej między małżonkami. Chociaż mężczyzna i jego żona byli nadzy, nie odczuwali wobec siebie wstydu (Rdz 2,25). Radość i przyjemność, jaką niosą akty seksualne, winno dopełniać szczęście małżeńskie. Jeżeli współżycie seksualne nie jest zarazem aktem miłości, to jest specyficzną rozrywką polegającą na wzajemnym drażnieniu fizycznym miejsc erogennych. Dzisiaj to nazywa się „uprawianiem seksu”. Nie ma tu nic z ducha.

87. Życie godziwe

87. Życie godziwe

 

Chwała  na wysokościach Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli

(Łk 2,14).

 

Prawo moralne. Każdy zdaje sobie sprawę, że obowiązują człowieka pewne podstawowe prawa moralne (w tym prawa naturalne), które są niezmienne i niezależne od ich chęci czy upodobań. Od urodzenia tkwią one w naturze człowieka. Poza narzuconym prawem np. kanibalizmu, czy też mordów rytualnych, człowiek sam wie, że zabijanie drugiego człowieka jest złem. Podobnie: nie czyń drugiemu co tobie niemiłe, nie znęcaj się na słabszym, żyj uczciwie, innych nie krzywdź, każdemu oddawaj, co mu przysługuje (z prawa rzymskiego) itp. Cokolwiek czynisz, czyń roztropnie i patrz końca (maksyma przypisywana Salomonowi).

          Niejednokrotnie człowiek zadaje sobie pytanie – jak żyć, aby życie było godziwe i żeby można było mieć szacunek dla samego siebie? Jeżeli próbuje patrzeć na siebie obiektywnie, odkrywa dobre, ale i złe strony swojej osobowości. Pismo święte mówi: Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty, Pan, Bóg wasz (Kpł 19,2). Słowa te są zaproszeniem, aby człowiek stawał się większy od samego siebie i upodabniał się do Stwórcy. Rozwój człowieka nigdy nie będzie miało granic. Nie starczy wieczności, aby nasycić  się Miłością Boga, która jest Miłością nieskończoną. Dekalog jest obietnicą i znakiem Nowego Przymierza. Ciało niewinne, dusza czysta! Nie ma nic równie pięknego. Wiemy jednak, że nie jesteśmy w stanie być naprawdę świętymi. Grzeszna natura człowieka jest barierą trudną do pokonania. Widzę w tym zamierzoną koncepcję Boga.  Możemy i powinniśmy zmierzać do świętości, ale świętość należy traktować jak cel asymptotyczny. Nasze życie musi być ciągłym zmierzaniem do Boga. Nawet święty nie osiąga kresu swojej drogi (pełnej  chwały) za życia. Bóg znając naszą naturę zesłał nam swego Syna na ten świat, aby przyjął na siebie cały ciężar grzechu i odkupił nasze winy. Chrystus nie jest bytem przypadkowym, lecz jest wypełnieniem zamysłu Bożego. Odkupieńcza śmierć Jezusa dotyczy tylko tych, którzy ten dar przyjmują. Nie należy więc uważać, że mamy problem z „głowy”, bo Jezus już nam zapewnił zbawienie. Takie rozumowanie jest nieporozumieniem. Człowiek musi pokazać, że chce przyjąć dary Boga. Wola musi być podparta właściwą postawą. Najgorzej, gdy człowiek jest przekonany, że już zasłużył na pełną łaskę Bożą. Lękam się tych, którzy uważają się za  „świętych” i bogobojnych. Unikam też „zajadłych” katolików. Najczęściej są to osoby nietolerancyjne. Nie zdają sobie sprawy, że ich postawa jest Bogu wstrętna.

          Wobec trudów życia należy przyjąć postawę ufną Bogu. Bóg stworzył świat po to, aby ludzie korzystali ze wszystkich wspaniałości. Bóg pragnie, aby człowiek cieszył się i podziwiał dzieła Boże. Ludzie powinni być przede wszystkim pogodni. Jeżeli mają utrapienia, należy przyjąć je z wiarą, że jest w tym jakiś sens. Zdrowy rozsądek jest najlepszą wskazówką życia.

          Jak żyć godziwie? Przede wszystkim należy żyć zwyczajnie i normalnie. Żyj i pozwól żyć innym (autor nieznany). Postępować dobrze, to znaczy działać z intencją respektowania woli Boga. Bogu należy służyć na tyle, na ile cię stać. Dawać coś ze swej niemocy i słabości jest dla Boga wielkim darem.

          Nie wystarczy tylko wierzyć, iż to, co się robi, jest miłe Bogu, gdyż musi to być obiektywnie zgodne z wolą Boga (Pierre Abelard).

          Nadmierna, fałszywa skromność w gruncie rzeczy pozbawia nas łaski Bożej. Pogardzanie sobą wcale nie jest dowodem, że mamy tę pogardę. Errare humanum est  (łac. błądzić jest rzeczą ludzką, św. Hieronim). Błąd człowieka może się okazać wezwaniem do refleksji. Św. Jan Vianney chwalił się, że wyrugował całkowicie tańce w swojej parafii (na święto patrona organizowano odpust lub święto taneczne). Dla mnie to przykład niewłaściwej pobożności. Taniec jest wyrazem ludzkiej radości, łagodzi obyczaje, daje upust nagromadzonej energii ludzkiej. Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wyście nie zawodzili (Mt 11,17; Łk 7,32; por. Mk 6,22; Łk 15,25). Co złego widział w tym św. Jan Vianney – nie wiem. Około 1830 r. złagodzono zakaz, ale odsunięto tańce poza centrum miasteczka.

          Co zrobić z własnym życiem? Jak zagospodarować swoje umiejętności i dany człowiekowi czas?

          Nie należy swego życia udziwniać, mówić o sobie ani dobrze, ani źle. Najczęściej to młodzi gniewni próbują dać znać światu, że istnieją (np. dzieci kwiaty). Oni mają w pewnym sensie do tego prawo. Często odnawiają hasła pozytywne, które straciły swą żywotność. Formy protestów są czasem nieznośne, krzykliwe, ale jest to w pewnym sensie normalne. Mówi się, że młodzi muszą się wyszumieć. Człowiek musi borykać się z trudami dnia powszechnego, ale nikt nie jest obowiązany do rzeczy niemożliwych (przysłowie). Życie przynosi różne stresy i kłopoty. Zachowanie człowieka jest funkcją jego zmartwień i kompleksów.  W każdej jednak minucie życia człowiek winien mieć na uwadze dobro drugiego człowieka. Do każdego należy podchodzić przyjaźnie i z miłością, z jaką nakazał nam Jezus: będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego (Mt 22,39). Stoik Seneka  powiedział: człowiek jest dla człowieka świętością; Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie! Albowiem na tym polega Prawo i Prorocy (Mt 7,12);  Nie łudźmy się, jakkolwiekby nam się zdawało, żeśmy już posiedli daną cnotę, dopóki nie będzie przeciwnością doświadczona (św. Teresa Wielka).  Czasami wystarczy odrobina przyjaźni, aby uszczęśliwić drugiego człowieka. Moja siostra Marta nie chce wchodzić do sklepów, w których personel nie uśmiecha się. Czuje się w nich jak intruz i persona non grata (osoba niechciana). Za najmniejszą przysługę należy okazywać ogromną wdzięczność. Należy domniemywać, że każdy działa w dobrej wierze (zasada prawa rzymskiego). Dobrą zasadą jest: wszystko zrozumieć, to wszystko przebaczyć (Terencjusz). Głupotą jest wygrywać w małych rzeczach. Przebaczajmy o ile możemy, miejmy serce na dłoni, bądźmy dla siebie życzliwi. Zgoda buduje, niezgoda rujnuje (autor nieznany);  Miej serce i patrzaj w serce (Adam Mickiewicz); Niech króluje powszechna zgoda (łac. consensus omnium); Bądźmy stanowczy w czynie, łagodni w sposobie (Akwawiwa 1543–1615).

          W literaturze egipskiej zapisano: nie należy oddawać pierwszeństwa Ťsynowi personyť ze względu na jego wysokie pochodzenie, ludzi należy cenić za ich uzdolnienia. Czyń wedle prawdy, a będzie ci się na tym świecie dobrze powodziło. Uspokój płaczącego, nie czyń krzywdy wdowie, nie pozbawiaj człowieka mienia ojca jego, nie karz śmiercią bez potrzeby… Pokochaj życie czynne; życie na ziemi szybko przemija; błogosławiony, który pozostawia po sobie pamięć.

          Ważne w życiu jest ognisko domowe. To przystań człowieka, gdzie się uspakaja, wycisza i nabiera nowych sił. Ze szczególną starannością należy zadbać o ład, spokój i porządek w domu. Dom to nasza świątynia, w której powinniśmy czuć się dobrze. Z dala od ludzi, możemy zebrać myśli, poukładać sobie własne sprawy. W nim robi się rachunek sumienia minionego dnia. Nie należy nieroztropnie domowych spraw wyciągać na zewnątrz. Zły to ptak, co swoje gniazdo kala (przysłowie śrw.).

          Wobec innych należy trzymać się zasady: przede wszystkim nie szkodzić (Hipokrates), nie wykorzystywać innych do spełniania własnych zachcianek. Należy żyć na własny rachunek. Jeżeli umiesz wiele i jesteś postawiony wysoko w hierarchii społecznej, to masz obowiązek nie zapominać ani na chwilę, o tym, że tym bardziej powinieneś służyć innym! Należy dbać o to, aby nie powiększała się „przepaść” między „nadmiernie bogatymi”, a żyjącymi w nędzy. Należy to czynić ze względu na każdego człowieka, dobro wspólne i ze względu na siebie samego. Tylko społeczeństwo sprawiedliwe ma rację bytu. Wokół nas jest tyle biedy i ludzkich cierpień. Naród żydowski miał piękny zwyczaj pozostawiania na polach pokłosia dla potrzebujących (Kpł 19,9–10; 23,22; Pwt 24,19). W sadach z jednego drzewa nie zbierano owoców, pozostawiano je dla biednych i głodnych.

 

Chciwość

 

          Chciwość jest nadmiernym gromadzeniem sobie dóbr materialnych, najczęściej z krzywdą dla innych. Fortuna może tak skołować człowieka, że pieniądz, czy inne dobrodziejstwa stają się pierwszoplanowanymi bożkami. Im więcej się posiada, tym więcej chce się mieć. Chciwemu nigdy dosyć (Horacy). Przywiązani do dóbr ziemskich, nie potrafią wznieść się wyżej. Są zbyt ciężcy i niezgrabni. Ludzie pożądliwi są ślepi na potrzeby innych.

           Cesarz Tytus Rzymski miał wykrzyknąć diem perdidi (łac. straciłem dzień), gdy zdał sobie sprawę, że w tym dniu nie spełnił żadnego dobrego uczynku.

 

Samoakceptacja

 

           Samoakceptacja jest warunkiem pewnej harmonii w życiu. Należy mieć pozytywny i optymistyczny stosunek do własnego życia (afirmacja), przezwyciężać pesymizm i negację, które mają źródła w nieszczęśliwych przypadkach losowych, czy w ograniczeniach obiektywnych.  Chciej być tym, czym jesteś (Pindar). Jestem taki jaki jestem i nic nie poradzę. Mam to, co mam, tym dysponuję. Nie ma człowieka, który by nie miał czegoś do zaofiarowania innym. Jeżeli nie masz nic, obdarzaj ludzi uśmiechem. Życzliwy uśmiech łagodzi napięcia i stresy, nastraja optymistycznie, działa podświadomie na drugiego człowieka. W rodzinie każdy człowiek jest ważny ze względu na to, że jest. Obdarowanie człowieczeństwem jest dla rodziny zadaniem. Każdy powinien umieć żyć dla drugich.

 

Życie zwyczajne

 

          Chociaż uwielbiam filozofię, to w życiu codziennym może ona przeszkadzać. Zdarzenia życiowe należy odbierać prosto, takie jakie są. Nie dopatrywać się podwójnych „nelsonów”. Jeżeli ktoś używa względem ciebie skomplikowanych i zagmatwanych zabiegów, półprawd to w gruncie rzeczy, to on ma problem, nie ty. Najczęściej tak się zapętli, że prawda sama wypłynie. Z pobłażliwością patrzmy na takiego nieudacznika. Szczęśliwe jest życie tego, który posługuje się prawdą. Nie musi się bać, że zostanie na czymś złapany czy skonfrontowany z poprzednią wypowiedzią.

 

Ostatnie ogniwo plotki

 

          Należy przyjąć zasadę, że jest się ostatnim ogniwem usłyszanej plotki. Niszcz zło w zarodku (Owidiusz). Reagowanie na plotki powoduje jej reanimację. Z reguły ona się powiększa, zniekształca i nakręca nową spiralę pomówień. Prawda czasem w dyskusji przegrywa, a jednak pozostaje prawdą.

 

Cudze prawdy

 

          Jeżeli ktoś przekazuje mi swoją „prawdę”, która jest dla mnie przykra, powinna być odbierana ze zrozumieniem, jako „prawda” cudza. Należy zastanowić się, dlaczego ktoś myśli właśnie tak, a nie inaczej. Gdzie leży przyczyna takiej prawdy? Jak ona mogła powiedzieć, że wczoraj wyglądałam jak czupiradło? Najczęściej reaguje się z oburzeniem na słowa, a nie zastanawia się nad treścią. Ona przekazała swoją „prawdę”. Być może była to szczera troska o wygląd przyjaciółki. Jak należy reagować? Trzeba się zastanowić, czy może faktycznie fryzura została źle dobrana do włożonej sukni? Czy nie lepiej zareagować w inny sposób? Dobrze, że mi to powiedziałaś, ale się skompromitowałam (czy coś podobnego), będę musiała to uwzględnić w przyszłości. Św. Augustyn mawiał, że niewielu ludzi ceni prawdę, ale za to nikt nie chce być oszukiwany.

 

Krytyka

 

          Krytykować jest łatwiej, trudniej zrobić coś samemu. Owszem, krytyka może być twórcza i pożyteczna, ale należy pamiętać o formie jej przekazu. Krytyka nie powinna ranić drugiego człowieka. Łagodna forma krytyki częściej powoduje jej odbiór, niż gwałtowną reakcję i odrzucenie. Śmiejąc się, prawdę powiedzieć (maksyma Horacego w Satyrach, łac. ridentem dicere verum).

          Nie wszyscy dorośli do słuchania prawdy, dlatego należy ważyć słowa, aby innych nie zranić. Należy być dyskretnym i skromnym. Bywa, że mówienie prawdy o kimś, służy do  zatriumfowania nad kimś, a to jest Bogu wstrętne. A kto by rzekł swemu bratu: Raka (człowiek godny pogardy) […]; A kto by mu rzekł: “Bezbożniku”, podlega karze piekła ognistego (Mt 5,22).

          O upodobaniach nie należy dyskutować (sentencja, łac. De gustibus non discutandum est). Każdy ma prawo do własnej oceny w każdej dziedzinie: sztuki, sztuki kulinarnej, w ubiorze itp. Pozwólmy ludziom być sobą. Różnorodność ludzka powoduje, że świat jest przez to ciekawszy i piękniejszy. Gdy dwaj czynią to samo, to nie jest to samo (Terencjusz). Każda epoka w dziejach kultury miała swoje pojęcia i wyobrażenia piękna (np. kształty rubensowskie w XVI wieku, za przyczyną Twiggy Lawson, kanonem piękna kobiecego w latach 60 XX wieku stały się duże oczy, regularne rysy i drobna dziecięca sylwetka).

           Gdyby dopuszczona została krytyka urzędu Kościoła, być może, uniknąłby On wielu nieszczęść, wojen, schizmy i niewierności[1].

 

Lenistwo

 

          Lenistwo jest bazą działania grzesznych myśli. Jednym ze sposobów przeciwstawienia się pokusom jest życie aktywne dla chwały Bożej. Jak mówił św. Franciszek Salezy: kto dąży do doskonałości, już jest doskonały. Jeżeli człowiek ma zamysł dokonania czegoś dobrego i czyni to, już jest innym człowiekiem – jest wielki. Nawet mała rzecz dokonana dla dobra cudzego czyni z człowieka dobrodzieja.

 

Utarte poglądy

 

          Dlaczego ludzie, tak bardzo, boją się rzeczy nowych? Z trudem akceptują nowe idee, hipotezy. Rektor Seminarium Kieleckiego, ks. Władysław Sowa (dogmatyk) żalił mi się, że kiedy na wykładzie dla katechetek przekazywał informacje o zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu Jezusa jako jednym zdarzeniu historycznym, wzbudził ogromne zgorszenie wśród słuchaczek. Podobnie i ja trafiam na betonowy opór gdy mówię o różnych perykopach biblijnych jako legendach. Według mojego rozeznania, znajomość Pisma świętego u katolików jest mniej niż mierna. Kościół, niestety, przekazuje nam zafałszowany obraz historiograficzny zdarzeń biblijnych, bardziej dba o przekaz teologiczny. Dzisiaj to jednak nie wystarcza.

 

Asceza

 

          Bardzo ważna jest dla człowieka sprawność fizyczna. W zdrowym ciele zdrowy duch (aforyzm). Nie jestem zwolennikiem brutalnej ascezy (doloryzmu, samoudręczenia, kaleczenia, biczowania, zadawanie sobie bólu i cierpienia), ale pochwalam trud podejmowany przez człowieka dla doskonalenia charakteru. Przede wszystkim mam na myśli: opanowywanie namiętności, samozaparcie, ograniczanie potrzeb życiowych, post, rezygnowanie z przyjemności, czy rezygnację z wygód. Musi to jednak czemuś służyć. Asceza nie powinna być stałym fragmentem czynności życiowych człowieka. Konfucjanizm (ruizm) potępia wszelkie formy umartwiania, mogące przynieść uszczerbek ciału, ponieważ nie jest ono własnością jednostki, lecz darem otrzymanym od rodziców.

          Człowiek w gniewie nie jest człowiekiem normalnym, a wściekłość dostarcza broni. W tym stanie nie wolno np. karać dzieci czy podejmować ważkich decyzji. Z reguły są one nierozsądne. Najlepszym lekarstwem na gniew jest zwłoka (Seneka). Nie wolno też oceniać drugiego człowieka i wydawać o nim opinii. Niestety często bywa tak  w życiu, że nienawidzi się ludzi, co do których należałoby mieć wdzięczność. Przysłowie włoskie mówi: kto cię obraził, ten nigdy ci tego nie wybaczy. Najszybciej starzeje się wdzięczność (Diogenes).

 

Empatia

 

          Należy wyrobić w sobie umiejętność wczuwania się w położenie innej osoby (empatia).  Nie należy z góry uprzedzać się do drugiego człowieka. Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni (Mt 7,1). Jeżeli jest on dla nas nieprzyjemny, to znaczy, że ma on jakiś problem. Nie zawsze jest to oznaką złej woli. Może jest smutny, może coś go boli. Człowiek smutny nie jest człowiekiem w normalnym stanie. Nie potrafi racjonalnie myśleć. Popełnia przez to gafy. Może on wcale nie chce być niemiły, ale tak jakoś mu wychodzi. Serdeczne podejście do drugiego człowieka często łagodzi jego obyczaje. Można w ten sposób uczynić wiele dobra. Nie wolno człowieka z góry osądzać, przekreślać. Wszystko należy brać z jego dobrej strony. Nikt nie jest w stanie odczytać prawdziwego stanu ducha w innym człowieku (behawioryzm), jeżeli ktoś nie zechce się przed nami otworzyć. Jedynym sposobem, aby druga osoba otworzyła się przed nami jest zyskanie jej zaufania, szacunku, miłości. Gdzieś przeczytałem piękne zdanie: o wiele łatwiej jest rozstroić cudowny instrument duszy, niż wydobyć z niego czyste akordy prawdziwego charakteru. Nie można dokładnie poznać nawet najbliższą osobę. Mimo, że żyje się obok niej, niekiedy po latach, z żalem mówimy: Jak mogłeś mi to zrobić? Tym samym dajemy do zrozumienia, iż wydawało się nam, że kogoś dobrze już znamy, a jednak bardzo boleśnie nas zaskakuje. Uświadamiamy sobie wtedy, że człowiek jest naprawdę tajemnicą, „istotą nieznaną”. Przyjaznym spojrzeniem można przełamywać najtrwalsze lody. Nie wolno z góry krytycznie oceniać ludzkiego działania. Jeżeli zauważa się cudze błędy, należy delikatnie pouczyć, zwrócić uwagę, ale bez imperatyw (rozkazów). Jeżeli gryzę co – to sercem gryzę (J. Słowacki). Zanim zdobędziesz się na wytykanie cudzych wad zastanów się, czy sam ich nie posiadasz: czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? (Mt 7,3). Mania wielkości (megalomania) świadczy o Twojej głupocie. Należy uszanować inność człowieka. Egoizm jest rzeczą wstrętną. Kiedy człowiek widzi naprawdę siebie samego, widzi w sobie Boga. Kiedy natomiast patrząc na siebie, widzi tylko bogactwo, poniża sam siebie i na życiowej drodze nie uznaje Boga (Rabindranath Tagore 1861–1941). Jeżeli ktoś mówi ci gorzką prawdę, należy to przemyśleć, a nie gniewać się na niego.  Niejednokrotnie: ten, kto nas chwali, ośmiesza nas (św. Ambroży), a ci którzy nas karcą, są naszymi przyjaciółmi.

 



[1] Stanisław Czesław Bartnik, Dogmatyka katolicka, tom 2 Wydaw. KUL, Lublin 2010, s. 188.