Zwiastun złych wiadomości.

          Funkcjonał miłości oczekuje spełnienia, odwzajemnienia. Jeżeli tego brakuje, to co jest piękne, zaznaczone zostaje cierpieniem. Aby uratować po części tę dobrą energię, osoba kochająca może uzupełnić ją swoim darem ofiarnym. Wtedy miłość nieodwzajemniona nabiera innego znaczenia. Staje się częścią ofiary odkupieńczej Jezusa Chrystusa, wzmacnia ją, staje się dobrem, tak potrzebnych do podtrzymywania świata w jego istnieniu. Osoba obdarowująca musi świadomie pozbyć się oczekiwania spełnienia wg słów: mnie to szczęście nie było dane, ale Bóg może ten dar wykorzystać dla innych, które tego odwzajemnienia potrzebują.

          Miłość niespełniona podobna jest to pięknego owocu, które nieskonsumowany, z czasem, nabiera gorzkiego smaku. Znam przypadek, że osoba odrzucająca uczucia stała się zwiastunem złych wiadomości. Ilekroć przyśni się, zwiastuje w przyszłości wydarzenia nieprzyjemne.  Siłą rzeczy osoba ta obarcza się ciężarem cudzych krzywd. Można temu zaradzić odwzajemniając miłość ludzką, zmysłową miłością Chrystusową. Ona jest bezpieczna i zawsze skuteczna. Trzeba stać się dawcą w subtelnej materii. Do miłości nie można nikogo zmuszać, ale miłość bliźniego swego jest boskim nakazem.

          Miłość odzajemniana nie  powinna być miłością milczącą, ukrytą. Ona powinna spełniać zadośćuczynienie. Powinna przywracać radość. Użyta w złym zamiarach (np. do naigrywania się) jest ciężkim grzechem, przyrównywana jest do znęcania się nad kochającym.

Czy Bóg jest, czy Go nie ma?

           Od początków Świata trwa spór. Czy Bóg jest, czy Go nie ma? Czy Boga można traktować jako Idee, produkt ludzkiego wymysłu?  Wybieram trudną drogę rozumowania, posługując się tezą.  Bóg jest produktem ludzkiego rozumu. Człowiek stworzył Go według własnych potrzeb i określił Jego atuty. Stworzył wzorzec, do którego się sam odwołuje.

           Po pierwsze, produkt istniejący tylko w rozumie nie ma mocy sprawczej. Wymyślony Bóg nie tłumaczy istnienie Świata, praw nim rządzących i istnienie człowieka. Za taka definicją powróciłyby koncepcje istnienia wiecznej materii, czasu i świata. Ta teza jest w sprzeczności z nauką.

            Pojęcia dobra, miłości, miłosierdzia nie miałyby osadowienia, a więc realnego źródła. Byłyby czystymi  pojęcia bez pokrycia.   

            Takie pojęcia jak cel życia i sens uległy by degradacji. Ludzkie uczucia straciłyby swoje podstawy, a to z kolei doprowadziło do zwierzęcenia ludzkiego życia.    

          Gdy się mówi: To jest pies, to za treścią chowa się konkretny pies. Takie pojęcia jak dobro, energia, zgryzota, szczęście ujmuje się w pojęciach funkcjonału, czyli nie-bytu, którym się przypisuje się realne dynamiczne istnienie. Za nie-bytami ukrywa się też autorytet Stwórcy.

           Za słowami: dobro, miłość, miłosierdzie, nadzieja kryje się realny podkład, podmiot, który istnieje w postaci funkcjonału. W ten sposób, jeżeli ktoś mówi o miłości, to nie jest to tylko puste słowo a realne istnienie upodmiotowione. Dlatego Miłość oprócz znamion dynamicznych jest określeniem samego Boga. Niektóre pojęcia pozostają w obszarze narzędzi Boga jakim jest np. “dobro, nadzieja”.            

          Bez Boga Świat nie ma sensu. Bóg wymyślony nie spełnia ludzkich oczekiwań.  Komplikuje się obraz świata. Niczego  nie można  wytłumaczyć i zrozumieć. Bóg wymyślony jest martwy, zamknięty w granicach ludzkiego umysłu. Jego akceptacja Go ożywia. Staje się obecny dla wszystkich. Porządkuje Świat. Przywraca sens stworzenia. 

         Jezus jest bytem, ale Jego boskość lepiej się tłumaczy Aktem działającym. Realizuje się w granicach dynamiki Boga. Nie zajmuje Jego miejsca, a doskonale uzupełnia, stając się obrazem Boga żywego.

Chwila pierwszego oddechu?

Materiał dyskusyjny

 

           Pogląd, że w chwili poczęcia powoływany jest człowiek w pełnym wymiarze fizyczno-duchowym jest propagowany przez Kościół od czasów swego powstania. Jest podstawowym jego przesłaniem. Z chwili poczęcia powstaje nowy człowiek, z duszą i ciałem. Często można spotkać się ze stwierdzeniem:
W chwili poczęcia. Człowiek składa się ogólnie rzecz ujmując z duszy i ciała od samego początku stworzenia. Tchnienie życia, jest tchnieniem Ducha, czyli wtedy gdy zaczyna się nowe ludzkie życie jest już ono stworzone i z ciała fizycznego - komórki i z ciała duchowego, czyli duszy. A ja się pytam, skąd ta pewność?

          Kościół przekonuje, że wiedza ta pochodzi od autorów natchnionych i w wielu miejscach Pisma Świętego można odczytać fakt istnienia życia ludzkiego w stadium embrionalnym. Na dowód cytowane są wersety: A gdy walczyły z sobą dzieci w jej łonie, pomyślała: «Jeśli tak bywa, to czemu mnie się to przytrafia?» […]Kiedy nadszedł czas porodu, okazało się, że w łonie jej były bliźnięta. I wyszedł pierwszy syn czerwony, cały pokryty owłosieniem, jakby płaszczem; nazwano go więc Ezaw. Zaraz potem ukazał się brat jego, trzymający Ezawa za piętę; dano mu przeto imię Jakub (Rdz 25, 24-26); „[…] Głowy mojej nie dotknęła nigdy brzytwa, albowiem od łona matki jestem Bożym nazirejczykiem (Sdz 16, 17);Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię, nim przyszedłeś na świat, poświęciłem cię, prorokiem dla narodów ustanowiłem cię (Jr 1, 5); Powołał Mnie Pan już z łona mej matki, od jej wnętrzności wspomniał moje imię (Iz 49, 1); Tobie mnie poruczono przed urodzeniem, Ty jesteś moim Bogiem od łona mej matki (Ps 21, 11); Ty byłeś moją podporą od narodzin; od łona matki moim opiekunem (Ps 70, 6); Oto, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie (Łk 1, 44); Gdy jednak spodobało się Temu, który wybrał mnie jeszcze w łonie matki mojej i powołał łaską swoją (Gal 1, 15). Z przywołanych tekstów wynika jednoznaczny wniosek, że dla autorów natchnionych życie ludzkie zaczynało się już w łonie matki, a nie dopiero w momencie narodzin.

          Po ludzku, nie są to dowody jednoznaczne i pewne. Mają one charakter bardziej wyznaniowy, idealistyczny. W ogólnym oglądzie religijnym tak można problem przedstawiać, a nie w kwestiach szczegółowych i spornych. Mamy prawo sądzić, że nie mamy o tym pojęcia. Bóg ukrywa te prawdę pozostawiając szukających do własnego osądu.  Dotychczasowy przekaz tak mocno utrwalił się w ludzkiej moralności, że traktowany jest jako pewnik. Tymczasem to zagadnienie jest wielką tajemnicą.

          Szukałem więc twardych i jednoznacznych dowodów na tę tezę.   Nie spotkałem ich w Piśmie Świętym. Można przyjąć, że jest to pogląd wydumany i powielany przez wieki.

          Nauka Dwunastu Apostołów, nr II/2, w: Ks. M. Michalski, Antologia literatury patrystycznej, t. 1, Warszawa 1975, s. 17. W tekście włoskim zakaz zabijania dzieci przez aborcję sformułowany jest bardziej bezpośrednio: „non uccidere il bambino con l’aborto” (Didache’, nr II/2, w: I Padri Apostolici, Roma 1998, s. 30). Widać więc wyraźnie, że embrion uznawany był za dziecko czyli człowieka.

          Uczciwie można powiedzieć, że na ten temat nie mamy żadnej konkretnej wiedzy. Bóg skrzętnie ukrywa tę prawdę dając człowiekowi możliwość intelektualnej dywagacji.

          Nauka  mówi, że w rozwoju ciążowym, zarodek przechodzi przez wszystkie etapy ewolucyjne istot żywych (faza płazów, gadów, ssaków). Na końcu przybiera postać ludzką i miano człowieka.

          W ewolucji pojawiła się istota człekokształtna, która nie zasługiwała jeszcze na miano człowieka. To podważa tezę Tertuliana: Skoro zaś przy śmierci rozłączenie obu substancji (duszy i ciała) następuje równocześnie, zatem i przy ożywianiu połączenie się ich musi się dokonywać według tej samej zasady, to jest równocześnie.

           Ewolucja została zakończona aktem uczłowieczenia.  Temu aktowi musieli poddani być wszyscy z wybranego plemienia (dziadkowie, rodzice, dzieci), tak aby nie było przypadku, że ktoś w plemieniu jest człowiekiem, a inny tylko istotą człeko-podobną. Ewolucjonizm zakończył się aktem kreacjonizmu duchowego (pogodzenie nauki z doktryną religijną). Proszę zauważyć, że różne były momenty  w czasie stworzenia ciała i inicjacji duszy.

           Czy podany proces dochodzenia do człowieczeństwa nie realizuje się w łonie matki?

           Jeżeli Bóg nie dostarczył nam dowodów, zostawił nas w niewiedzy, to mamy prawo dywagować i określać ludzki punkt widzenia. Może zjednoczenie ciała i duszy nie następuje w chwili poczęcia, a np. z chwilą pierwszego własnego oddechu?[1] [2] takie tłumaczenie zmieniłoby punkt widzenia na wiele zagadnień, w tym  aborcję. 

           Przedstawione rozumowanie jest niebezpieczne, ale nie jest niemożliwe. Zło nie rodzi się z samego potencjału, a z uczynków. Takie rozumowanie wpisuje się w dar wolności człowieka. To on bierze na siebie ciężar odpowiedzialności za swoje wybory. Bóg pozwolił mu na podporządkowanie sobie wszystkiego co jest stworzone.

           Prawo świeckie nakazujące urodzenie dziecka ułomnego jest przykładem chorej hipokryzji. Będąc w zgodzie z prawem, naraża się dziecko na cierpienia różnego rodzaju. Nawet jak pozwoli się żyć  dziecku bez rączek i nóżek, to pozostanie o niego żal inności i niesprawiedliwości Bożej. Jak tłumaczyć dziecku, że podlega zdarzeniom  losowym i że kochający Bóg nie zapobiegł jego nieszczęściu? Pozwolenie na narodziny dzieci ułomnych to wytykanie Bogu Jego bezczynności, a wiec sprzeciwianiu się Jego definicji (że jest Dobry i Miłosierny). A wszystko z braku odpowiedniej wiedzy religijnej. 

 


[1] Teza jest dyskusyjna i zapraszam do rzeczowej dyskusji.

[2] Siostra zwróciła mi uwagę, że już spotkała się z takim poglądem. Żródła nie pamięta.

Bóg uwalnia się od karania

           Człowieka dosięga moralność określona przez Boga wynikająca z odczytania stanu Prawdy i moralność zdefiniowana przez człowieka. Nasuwa się pytanie, jaka jest między nimi relacja? Która jest ważniejsza? Która obowiązuje?

           Moralność odczytana w sumieniu, ze stanu Prawdy (Kościół określa jako wynikająca z Objawienia) pochodzi z zamysłu bożego. Prawda ta przekładana jest na ludzki język. Na tym etapie następuje pierwsze zniekształcenie treści. Po ludzku określamy, że moralność taka jest dobra, wiedząc, że wszystko co od Boga pochodzi jest dobre. Zniekształcenie treści wynika z braku odpowiednich słów aby opisać zamysł Stwórcy. Prawo moralne boskie, czyli prawo naturalne podlega więc ludzkiego osądowi. Osąd ludzki może być różny i subiektywny.

          Prawo moralne ludzkie wywodzi się z tego samego źródła, a mianowicie, z sumienia. Tam zaszyfrowane są zasady moralne, które  także pochodzą od Boga. Na  wynik mają wpływ także inne czynniki  ludzkie, wynikające z tradycji, historii, zwyczajów. Na bazie tych czynników człowiek określa tzw. prawa pozytywne. Prawa pozytywne również podlegają ludzkiej ocenie. I te oceny też są różne i subiektywne.

        Ludzkość dysponuje dwoma normami. Każda z nich jest w jakiś sposób niedoskonała i subiektywna. W ocenie ludzkiego postępowania liczy się Prawda jako wzorzec. Cóż to jest Prawda? Dzisiaj rozpowszechnia się pogląd, że świat jest jedną wielką ułudą. Świat jest ludzkim wyobrażeniem (Arthur Schopenhauer 1788–1860), jest niejednoznaczny. Charakter świata jest dynamiczny. W nim wszystko się zmienia z każdą chwilą. Ludzkie uczynki w ocenie zależą od punktu ich określania. W tym chaosie, człowiek posiadający wolność może dokonywać własnych wyborów. Człowiek w ten sposób wprowadza ład i porządek. Ocena zdarzeń ma wymiar fotograficzny, statyczny. Na moment chaos jest zatrzymywany, fotografowany i oceniany. Za chwile, ocena może być inna. Prawda jest ukryta w bilansie ocen, wynika z oglądu całościowego życia człowieka. Ludzka ocena jest zawsze niedoskonała. Wartość życia może określić tylko Stwórca. On wie, że ludzkie życie jest trudne, pełne zawiłości. Nakłada się na to zmienność i dynamika świata, a nawet zmienność pogody, nastrojów.

           Człowiek otrzymał możliwość kształtowania swojego środowiska. Określania własnych praw i posługiwania własnym rozeznaniem. Jak Bóg dopuścił taką możliwość, to  uszanuje ludzką działalność. Jeżeli będzie ona nie po myśli Boga (będzie złem) sama spowoduje samozniszczenie. Ten mechanizm jest z punktu koncepcji znakomity. Zło samo się niszczy. Bóg uwalnia się od karania.   

 

 

Boskość matematyki

           Ateiści przypisują materii wieczność. Nauka już rozprawiła się z takim oglądem. Są jednak fenomeny, które mają w niej wymiar wieczności. 2 + 2 było/jest 4 i nic to nie zmieni. Reguły matematyczne są wieczne.  Pitagorejczycy

zdali sobie z tego sprawę i pokochali matematykę, przyznając jej atrybuty boskie. Było to trochę niebezpieczne dla religijności społeczeństwa.

          Jeżeli istnieje jeden przykład, który nie przystaje do hipotezy, to taką hipotezę można uważać za błędną.  Przekonali się o tym sami pitagorejczycy. Natrafili na trudność przy wyliczaniu przekątnej kwadratu o boku jeden w liczbach rzeczywistych. Wyliczając pierwiastek z 2 (zgodnie z zasadą PItagorasa) otrzymali  w wyniku liczbę dziesiętną nieskończoną. 1.414213562373095…. Potem odkryto inne niedoskonałości. Hipoteza o boskości matematyki upadła.

         Inni uczeni uważali, że matematyka należy do przestrzeni boskiej i Bóg po akcie stworzenia udostępnił je człowiekowi. To brzmi lepiej, ale trywialnie. Można by założyć, że jakby nie było Boga to suma 2 + 2 i tak byłaby 4. A właśnie. Gdyby nie było Boga, nie było by nas i nikt nie zadałby takiego pytania.

          Żeby wszystko układałoby się logicznie człowiekowi jest potrzebna idea Boga. Z tą ideą wiąże się człowiek, który w sprzężeniu zwrotnym ujawnił nam Stwórcę. Człowiekowi potrzebny jest Bóg, a Bogu człowiek. Bez człowieka nie byłoby mowy o Bogu. Bóg by nie istniał.

       To sprzężenie zwrotne nadaje sens naszemu życiu. Świadomość, że jesteśmy Bogu potrzebni gloryfikuje. Człowiek staje się ważny. Stwórca wie o tym paradoksie i poszedł dalej w swoim akcie stwórczym. Człowiekowi dał wolność wyboru. Postawił go w piedestale boskim. Z tym pojawiła się odpowiedzialność. Odpowiedzialność kojarzona jest z karą i nagrodą. Z tego wzięło się mniemanie biblijne, że Bóg karze i wynagradza. Nic z tego. Kara u Boga nie wchodzi w rachubę, bo kara jest zawsze elementem odwetowym. Bogu to nie przystoi z racji atrybutów jakie posiada (miłości). Kara pojawia się na skutek zła, które samo się niszczy. Zło działa jak bumerang. Po chwili wraca i uderza w grzesznika. Obrazowo tłumaczy to grafika funkcjonału zła. Następuje interferencja: wygaszanie albo wzmacnianie, w zależności jakie funkcjonały się spotykają. Ofiara Chrystusa jest tak wielka, że owoce wystarczą na wygaszenie wszystkich grzechów powszechnych od początku istnienia człowiek do dalekiej przyszłości. Akt oczyszczenia ma miejsce na każdej mszy. Głupi z tego nie korzysta. Nawet jak celebrans jest niegodny, Eucharystia utrzymuje swoją moc. Warto o tym wiedzieć.

Marność nad marność nad marnościami

           Pierwsze oznaki upływu czasu  doznałem w wieku ok. 40 lat, kiedy musiałem założyć okulary. To był dla nie szok. Potem wykryłem u siebie cukrzycę. Ona wymusiła na mnie dyscyplinę życia, na którą psychicznie nie byłem przygotowany. Ona to powoli czyniła spustoszenie w moim organizmie. Najbardziej ucierpiało moje serce. Do tego doszły inne dolegliwości jak “leniwość jelit” i inne. Odczuwałem, że staję się coraz mniej sprawny.  Wrażenie, że jestem do tego dnia niedościgniony (nigdy nie przegrałem w biegach) wygasło. Coraz bardziej odczuwałem zmęczenie. Cukrzyca daje dyskomfort życia. Tabletki, insulina. Kilkakrotne kłucie się za dnia nie należy do przyjemności. Ostatnio zawał i udar dobiły mnie fizycznie ale i psychicznie. Doszła do mnie świadomość kruchości ludzkiego życia.  Przekroczywszy 60 lat dostrzegłem ostrzej dramaty innych. Wokół mnie (z mojej półki) zaczęli odchodzić znajomi, koledzy, W tamtym roku odszedł mój brat. Moja matka i teściowa dożyły 95 roku życia. Ich niesprawność fizyczno-psychiczna bardziej dobija człowieka niż radość ich obecności. Żal patrzeć jak one cierpią. Do tego wypadki polityczne, stan państwo polskiego, obecna władza przyczyniają się do ogólnego złego samopoczucia. Zdałem sobie sprawę, że siły nie pozwalają podejmować walki, którą mam w naturze. Nie podskoczę. Czuję się okrętem, który tylko dryfuje na oceanie, a nie płynie. Pocieszenia nie widać. Kościół się kompromituje, brak bodźców potrzebnych do życia.

        Wiara zachowana w sercu przygasza patrząc na cierpienia innych. Smutek otacza człowieka. Wypowiedź moja wypływająca z serca jest w konflikcie z moją naturą wojowniczą.

         Czasem mam wrażenie, że moje pisarstwo niewiele jest warte. Komu ono służy? – garstce osób myślących jak ja. Im  słowa moje nie bardzo są już niepotrzebne. Młodzież nie lubi starców i ich wywodów. Zwolenników Rydzyka i tak się nie przekona. Marność nad marność nad marnościami – wszystko marność (Koh 1,2).

        Księga Koheleta w ogólnym bilansie głosi nadzieję. Ja odczuwam jej deficyt. Żyję życiem innych, moich dzieci, wnucząt. Cieszę się ich radościami.

Rozdałem im swoje zasoby. Niech zrobią z tego użytek. Martwię się ich postawą religijną. Wszystko jest nie po mojej myśli. Wczoraj moja żona doznała chwilowego zaniku pamięci. Nowe zmartwienie i ból.

          To co mnie sprawia radość, to nabyta wiedza (nie myląc z mądrością). Rozkoszuję się znajomością praw przyrody, ich opisem i funkcjonowaniem. Zachwycam się dokonaniami człowieka. Szkoda, że za ich wielkością przemycają się funkcjonały zła. Ubolewam nad Kościołem. Marnuje od swój pierwotny statut. Wobec nowoczesnych odkryć, zdobyczy techniki może być tak fajnie. Świat jest taki piękny! Dla mnie najmniejsza informacja o uczynionym dobru jakie się pojawia jest balsamem na duszy.  Może spotka mnie jeszcze coś przyjemnego w życiu?

        Nie chcę, nie lubię pocieszenia. Theatrum życia ma podobne zakończenie. Świat jest bilardem, my tylko kulami. Może ktoś spyta, kto też grywa nami, śmierć która strąca to z dołu ,to z góry, a wszystkich do dziury. 

Żyć w prawdzie

           Na Faceboolu kliknąłem i udostępniłem cudzy post na temat pana Jarosława Kaczyńskiego i jego towarzyski z podpisem: Szkoda Jarku, że jesteś gejem, bo mnie ksiądz rzucił . Komentarz był złośliwy. W pierwszym odruchu kliknałem “Lubię” i udostępniłem. Poszło w świat. Moja koleżanka Terenia B skrytykowała mnie komentarzem  za ten uczynek. Miała rację. Nie miałem prawa potwierdzam informacji niesprawdzonej. W ten sposób przyczyniłem się do rozszerzania się funkcjonału zła. Postąpiłem niezgodnie z tym co głoszę. Jest mi wstyd. Nawet jak się kogoś nie lubi nie upoważnia do takich zachować. Niech moja skrucha będzie przykładem dla innych. Co innego jest krytyka postaw, zdarzeń, które są udokumentowane.

           W życiu popełnia się mnóstwo mniejszych i większych błędów. Ważne jest to zauważać i mieć do tego postawę krytyczną. Krzywdy wyrządzone trzeba naprawiać. Żyć w prawdzie daje dobre samopoczucie. Nie pochwalam konformizmu, ale  trzeba trzymać się zasad: nie szkodzić, nie pomawiać, nie dokuczać. Przychodzą na myśl słowa Ewangelii: Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę? (Mt 16,26).

          Własne życie daje mnóstwo materiału do badań i analiz etycznych. Każdy człowiek jest reprezentantem populacji ludzkiej, która w większym lub w mniejszym stopniu czyni podobnie. Trzeba zdobyć się  na odwagę widzenia i przyznania się  do własnych błędów. 

           Niedawno miałem przykre zdarzenie. Tym razem moja krytyka na facebooku zamiast być przedmiotem skruchy wyzwoliła tak gwałtowną reakcję krytykowanego, że w imię dobrej starej przyjaźni przeprosiłem i wycofałem się jak najprędzej. Ludzie nie lubią krytyki, bo uważają się za nieskazitelnych. To przykre. To pachnie pychą, przynajmniej wygórowanym “ego”.

           Podejmując krytykę, najpierw powinno się zastanowić, czy ona nie dotyczy mnie samego. Jeżeli tak, to nie mam prawa krytykować innych. Jeżeli samemu jest się w porządku, walka ze złem i nieprawdą jest obowiązkiem każdego człowieka. Nie podejmowanie tej walki jest grzechem zaniechania. Niestety, jest on dziś bardzo popularny.

Proroctwa Nowego Testamentu

           Św. Jan – był prorokiem Nowego Testamentu. był on apostołem Jezusa Chrystusa. Jedynie on spośród wszystkich dwunastu uczniów Jezusa, doczekał późnej starości (żył około stu lat – niektóre źródła podają, że sto dwadzieścia lat). Przypisuje mu się autorstwo Księgi Apokalipsy. Powstała ona najprawdopodobniej w I w. n.e. Zwana jest również „Księgą Objawienia”.Choć tradycja przypisywała autorstwo Apokalipsy św. Janowi, jednemu z apostołów, dziś przeważa raczej zdanie, że tekst został spisany przez uczniów Jana.

          Księga powstała w burzliwej epoce prześladowań pierwszych chrześcijan. W cesarstwie rzymskim, które podporządkowało sobie kraje w basenie Morza Śródziemnego, panował oficjalny kult cesarzy, odrzucany przez wyznawców Chrystusa, oddających boską cześć tylko Jemu. W ten sposób chrześcijanie wchodzili w otwarty konflikt z władzą. Jest to więc okres, w którym nie brakowało męczenników, niewahających się oddać życie za wiarę.

          Apokalipsa to wizja Sądu Ostatecznego oraz końca świata. Autor posługuje się symbolami i znakami. W sposób ekspresywny opowiada o końcu ludzkości oraz potędze Boga. Według jego wizji na ziemię zstąpi bestia 666 i nastąpi triumf Baranka, który złamie siedem pieczęci.

Pierwsi chrześcijanie spodziewali się, że dzień sądu nadejdzie lada moment. Paweł przestrzegał przed takim podejściem: prosimy was, bracia, abyście się nie dali zbyt łatwo zachwiać w waszym rozumieniu ani zastraszyć bądź przez ducha, bądź przez mowę, bądź przez list, rzekomo od nas pochodzący, jakoby już nastawał dzień Pański (2 Tes 2, 2). Po śmierci autora, kiedy uczniowie Jezusa zobaczyli, że zapowiadana Paruzja nie nadchodzi, szybko zdali sobie sprawę, że nie można Apokalipsy brać dosłownie.

          Ludzie często odczytują Apokalipsę jako znak od Boga, jest to bowiem rodzaj Bożego wołania o opamiętanie. Ale to wcale nie znaczy, że już zbliża się dosłownie koniec świata. Ludzie żyją tak, że trzeba ich upominać językiem mocnym, zarówno językiem zdarzeń, jak i słów, jak to ma miejsce np. w Apokalipsie.

         Rozważając treść Apokalipsy trzeba mieć na uwadze, że w Bogu miłość i sprawiedliwość są tym samym. Nie rozumiemy tego, bo są to dla nas rzeczy niepojęte, ale tak jest. Św. Bernard z Clairvaux mówił: „Całuj obie stopy ukrzyżowanego Zbawiciela, z których jedna oznacza miłosierdzie a druga sprawiedliwość”. Obie stopy — piękna synteza. I nie wolno przesładzać obrazu Serca Jezusowego, bo obok słów pocieszenia, są też inne: Idźcie precz ode mnie, przeklęci, w ogień wieczny (Mt 25, 41). To też są słowa Jezusa. Nie można jednostronnie brać pewnych rzeczy, bo wtedy rozminiemy się z prawdą.

Apokalipsa to opisana w symbolicznej szacie rzeczywistość duchowa.

          Autor pisze: I ujrzałem niebo nowe i ziemię nową, bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły i morza już nie ma (Ap 21, 1). Morze  jest symbolem chaosu, zagrożenia. Mówi on przez ten fragment, że w Nowej Jerozolimie nie będzie groziło człowiekowi żadne zagrożenie. Inny opis, mówiący o zstępującym z nieba Mieście, przystrojonym w różnorakiego rodzaju klejnoty, niczym oblubienica dla swojego męża (por. Ap 21, 2b), oznacza po prostu Lud Boży, złożony z wszystkich ludzi, a nie tylko z jednej rasy. To nowe Zgromadzenie jako całość jest Oblubienicą Chrystusa.

          Należy pamiętać: czego oko nie widziało ani ucho nie słyszało, w serce człowieka nie wstąpiło, to przygotował Bóg tym, którzy Go miłują (1 Kor 2,9). Słowa te zapraszają do zaufania Bogu. Będzie dobrze, ale nie tak jak sobie to wyobrażamy.

          W późniejszym okresie apokalipsa stała się również nazwą pospolitą odnoszoną do wszelkich katastroficznych wizji czy wydarzeń.

 

            Pierwszy List Jana ma charakter prorocki. Autorem jest prawdopodobnie Jan z Patmos. Tradycja przypisuje autorstwo listu Janowi Apostołowi, synowi Zebedeusza. Opinia współczesnych biblistów w tej sprawie jest niejednolita. Jakkolwiek dokładne datowanie Listu nie jest możliwe, przyjmuje się zwykle, że powstał w końcu I wieku. Prawdopodobnie został zaadresowany do Kościołów w Azji Mniejszej.

          List nie ma charakteru typowo starożytnego (brakuje adresu i zakończenia; adresy pojawiają się w 2 i 3 Liscie, a także w Apokalipsie). Mimo to dzieło posiada wiele elementów charakterystycznych dla listów, takich jak odwołanie do warunków lokalnych, błędów, osobistych akcentów.

          Przesłaniem Listu poza wyżej wspomnianymi jest to, że „Bóg jest światłością” (1 J 1,5; 2,8-10), tzn. jest miłością (która objawiła się w wydaniu Syna, który umarł na krzyżu na przebłaganie za nasze grzechy), świętością, najwyższym dobrem, człowiek poprzez wiarę współpracuje z Jego dziełem zbawienia i staje się z Nim jednością, a miłość bliźniego jest nierozerwalnie związana z miłością Boga.

          “Światłość” u św. Jana to symbol prawdy religijnej i dobra moralnego, a “ciemność” – symbol błędu i zła.

          List przypomina nam popularną ludzką wadę: jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy (1 J, 1,8).

          Przypomina podstawową prawdę odkupieńczą: On [Jezus Chrystus] bowiem jest ofiarą przebłagalną za nasze grzechy, i nie tylko nasze, lecz również za grzechy całego świata (1 J, 2,2).

          Przykazanie miłości znane w ST stało się nowe, tj. doskonałe, dzięki Chrystusowi, który pouczył nas przykładem, jak mamy je zachowywać (por. J 13,34). “Przykazanie nowe”, bo nie znane ani Żydom, ani poganom w jego chrześcijańskim zastosowaniu. Ta nowa, doskonała miłość stała się rzeczywistą dopiero w miłosnym czynie Boga – w posłannictwie Chrystusowym i w społeczności Kościoła. Jest owocem i kontynuacją tamtej, znanej z ST.

           List uwypukla tylko jeden aspekt Jezusa Chrystusa, że jest Synem Bożym: Każdy, kto nie uznaje Syna, nie ma też i Ojca, kto zaś uznaje Syna, ten ma i Ojca. Prawdopodobnie jest to aluzja do Kerynta, heretyka, uważającego Chrystusa za zwykłego człowieka (por. Wstęp oraz 2 J 1,7). Człowieczeństwo Jezusa jest również ważne. Tłumaczy zdolność człowieka do miana go synem Bożym i Jego dziedzicem.

          Na krytykę zasługuje przywiązanie autora do bytu szatana: Na to objawił się Syn Boży, aby wniwecz obrócić dzieła diabła (1 J 3,8).

DNA jako nośnik informacji

          DNA jest najgęstszym nośnikiem informacji znany ludzkości. Jak gęstym? Tego nie da się jednoznacznie powiedzieć. Przytaczane w różnych publikacjach dane odbiegają od siebie, ale kiedy się je sobie uzmysłowi to i tak trudno otrząsnąć się z wrażenia. Nie można przecież przejść obojętnie obok informacji, że wszystkie filmy jakie wyprodukował człowiek miały by się zmieścić w czymś wielkości kostki cukru. I nie ma znaczenia, że raz jest to 215 petabajtów, raz “prawie zetabajt” (trylion gigabajtów), jakie teoretycznie możemy zmieścić w 1 gramie DNA.

          Zaletą kwasu deoksyrybonukleinowego jest też jego trwałość. W przeciwieństwie do płyt DVD, twardych dysków, napędów taśmowych, materiał DNA przechowywany w chłodnym i suchym miejscu może przetrwać tysiąclecia – co potwierdza analiza materiału genetycznego szczątków neandertalczyka sprzed 430 000 lat znalezionego w Hiszpanii. Trzymane w temperaturze -18 °C i laboratoryjnych warunkach mogą być użyteczne za ponad dwa miliony lat.

          Poza tym, w przypadku DNA nie ma ryzyka, jakie wiąże się na przykład z wykorzystaniem napędów taśmowych – z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że za 100 czy 200 lat nie będziemy mieli czym odczytać zapisanych na nich danych. Będzie wręcz odwrotnie, w przyszłości powinniśmy to robić wygodniej i sprawniej

 

Prace trwają od 1988 roku

Pierwszą osobą, która zapisała dane w DNA, był Joe Davis. Artysta razem z naukowcami z Harvard Medical School zakodował w sekwencji DNA obrazek przedstawiający starogermańską runę. Informacja o białych i czarnych pikselach zajmowała tylko 35 bitów i została wstrzyknięta do bakterii E. coli. W 2012 roku poprzeczka poszła jeszcze wyżej: badacze pracujący w Microsoft Research of Washington “nagrali” na DNA 200 megabajtów. W teorii, w pojedynczym nukleotydzie można zakodować 2 bity. Dawałoby to pojemność 455 eksabajtów na gram materiału DNA.  Zespół genetyków z tej samej uczelni, kierowany przez George’a Churcha i Sri Kosuri zapisał w DNA książkę, liczącą 52 000 słów, 11 obrazków JPG i kod wirusa napisany w JavaScripcie.

 

          DNA zbudowana jest z czterech związków chemicznych: Adeniny, Cytozyny, Guaniny i Tyminy (ACGT), które połączone są ze sobą w charakterystyczny, można powiedzieć zaprogramowany sposób. Pierwszym etapem jest przełożenie cyfrowych treści zapisanych w postaci 0 i 1 na ciąg znaków ACGT. Następnie mogą być one dzielone na fragmenty i uzupełniane o dodatkowe informacje, które opisują jego lokalizację w pliku wyjściowym.

W kolejnym kroku, sekwencje DNA są rzeczywiście „produkowane” i umieszczane w probówce. Żeby je odczytać potrzeba sekwensera DNA, który rozpoznaje sekwencje ACGT i komputera, zmieniającego je z powrotem na wartości binarne oraz korygującego błędy. Bardzo istotne jest też, że naukowcom z Microsoft Research udało się też opracować dostęp sekwencyjny. Oznacza to, że nie muszą analizować całego materiału, żeby odczytać potrzebny fragment danych.

          W przeciwieństwie do innych futurystycznych metod przechowywania danych, wszystkie operacje związane z zapisem, odczytem czy przechowywaniem danych w nukleotydach odbywają się w temperaturze pokojowej, a nie np. w środowisku chłodzonym ciekłym azotem.

 

Są też minusy. Operacja zapisu danych w DNA jest bardzo powolna. Prędkość na poziomie 400 bitów na sekundę to zdecydowanie za mało, by mówić o swobodnym dostępie do danych. Kolejny problem to fakt, że każda operacja sekwencjonowania DNA niszczy wejściowy materiał. Oznacza to, że im częściej je odczytujemy, tym mniej go zostaje na kolejny raz. By tego uniknąć trzeba kopiować DNA, co jest stosunkowo proste, ale rodzi inne komplikacje, bo może wprowadzać błędy.

          Ale to wszystko to tylko kłopoty techniczne. Prawdziwym wyzwaniem, jakie stoi przed nowym sposobem przechowywania danych jest obniżenie kosztów stworzenia syntetycznego DNA i procesu jego odczytu. Na chwilę obecną jest mowa o kwocie ok. 3500–4500 dolarów za 1 MB danych. Pociechą ma być fakt, że odczytanie ludzkiego genomu w 2007 roku kosztowało 10 milionów dolarów. Dziś da się to zrobić za 1000 USD.

(informacja z internetu).

            W głowie się nie mieści do czego zdolny jest człowiek. Tym bardziej trzeba podziwiać Stwórcę, że dopuścił człowieka do swoich tajemnic.

Proroctwa Izajasza, Daniela, Ezechiela

           Prorocy to nie wróżbici, ale uczeni, którzy uważani są osoby  wybitne przekazujące słowa Boże. Ze względu na swój status społeczny należy im się szacunek i  godne traktowanie, a ich przekazy do mądrych analiz. Bóg dopuścił nawet wizjonera i epileptyka Ezechiela do przekazu treści teologicznych.

 

          Prorokiem Starego Testamentu był Izajasz (765 – 701 przed Chr). Jego proroctwa przedstawia Księga Izajasza.

Prawdopodobnie pochodził z arystokratycznej rodziny z Jerozolimy. Z Księgi Proroka Izajasza dowiadujemy się, że jego ojcem był Amos (Amoc), różny od proroka Amosa. Talmud babiloński utożsamia ojca Izajasza z bratem króla Amazjasza (por. 2 Krl 14).

       On to w rozdziale 53 (niektóre wersety uważane są za skażone) opisał proroczo mękę Jezusa Chrystusa:  Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi (Iz 53,3). Obraz jest czytelny i zgodny z opisem ewangelicznym. Lecz On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści […] Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy (Iz 53,4–5). Treść ujmuje różne spojrzenia na akt zbawienniczy. Z jednej strony: Pan zwalił na Niego
winy nas wszystkich
(Iz 53,4–5) sugeruje wolę Ojca, dalszy tekst: Dręczono Go, lecz sam się dał gnębić (Iz 53,7) podpowiada wersję, że sam Jezus był autorem swojego losu. Nadal aktualne pozostaje pytanie, czy Ojciec zgotował swojemu Synowi ten los, czy była to Jego samodzielna decyzjaa? Ofiarowan jest, bo sam chciał (Wlg  Iz 53,7): Ale choćbym ofiarowany był dla ofiary i usługi wiary waszej, weselę się i spółweselę się ze wszystkimi wami (Flp 2,17).  Kościół opowiada się za wersją pierwszą, ja za drugą (o tym już pisałem). Tak! Zgładzono Go z krainy żyjących; za grzechy mego ludu został zbity na śmierć. (Iz 53,8). Za pierwszą wersją optują słowa: a wola Pańska spełni się przez Niego (Iz 53,10). Za drugą: Siebie na śmierć ofiarował Iz 53,11).

         Pomijając ten problem, proroctwo Izajasza opisuje po raz pierwszy  idee zadouczynienia:  Lecz On się obarczył naszym cierpieniem (Iz 53,4), On podjął się odpokutowania za cudze, tj. za winy wszystkich ludzi. W skutku: Raczej zapomnisz o wstydzie twej młodości Iz 54,4), bo czeka cię chwalewna przyszłość Jerozolimy (Kościoła w wymiarze transcendentnym). W nowym Niebie będzie szczęście, bo oparte zostanie na sprawiedliwości i miłości Stwórcy (Iz 54,11–17).

     Izajasz autoryzuje proroctwo słowami: wyrocznia Pana (Iz 54,17).

 

     Daniel prorok żydowski, którego nie należy identyfikować z Danielem – mężczyzną z Księgą Ezechiela (Ez 14,14 i 20) kontynuuje temat zmartwychwstania:  Wielu zaś, co posnęli w prochu ziemi, zbudzi się: jedni do wiecznego życia, drudzy ku hańbie, ku wiecznej odrazie (Dn 12,2). Prorok Daniel reprezentuje spojrzenie staro judaistyczne. Koniec świata zakończy się wielkim sądem Pana: To wszystko dokona się, kiedy dobiegnie końca moc niszczyciela świętego narodu. Ja wprawdzie usłyszałem, lecz nie zrozumiałem; powiedziałem więc: «Panie, jaki będzie ostateczny koniec tego?» On zaś odpowiedział: «Idź, Danielu, bo słowa zostały ukryte i obłożone pieczęciami aż do końca czasu.  Wielu ulegnie oczyszczeniu, wybieleniu, wypróbowaniu, ale przewrotni będą postępować przewrotnie i żaden z przewrotnych nie zrozumie tego, lecz roztropni zrozumieją. A od czasu, gdy zostanie zniesiona codzienna ofiara, zapanuje ohyda ziejąca pustką, [upłynie] tysiąc dwieście dziewięćdziesiąt dni.  Szczęśliwy ten, który wytrwa i doczeka tysiąca trzystu trzydziestu pięciu dni.  Ty zaś idź i zażywaj spoczynku, a powstaniesz, by [otrzymać] swój los przy końcu dni (Dn 12,7–13).

 

           Prorok Ezechiel[1] (żyjący ok. 600 lat przed Chrystusem) wprowadził nową formę literacką – kabałę (duchowa mistyczno filozoficzna szkoła judaizmu, ezoteryczna nauka). Prorok krytykował i piętnował wady ziomków i zapowiadał kary Boże aż do zniszczenia Królestwa Judzkiego włącznie. Na wygnaniu pocieszał i zapowiadał odrodzenie Izraela (Ez 34-37), a także mówił o nadejściu nowej rzeczywistości w czasach eschatologicznych (Ez 38-48). Treść proroctwa jest pełna metafor i symboli. Autor chciał ustrzec się w ten sposób od prześladowań. Wierzył, że judaistyczni odbiorcy go zrozumieją. Symbole, przy pomocy których Ezechiel przedstawia swoje wizje Boga, są dla nas – ludzi innej epoki i kultury – niezupełnie zrozumiałe. Jednakże sens ogólny jest jasny: Bóg nie przebywa wyłącznie w Jerozolimie w świątyni, ale czcicielom swoim towarzyszy także w niewoli. Wiele szczegółów tych wizji wykorzystał św. Jan w Apokalipsie. Tekst obfituje w glosy[2]. Rzekł On do mnie: «Synu człowieczy1, stań na nogi. Będę do ciebie mówił» (Ez 2,1). Tytuł ten, oznaczający tyle co “człowiek”, występuje u Ezechiela co najmniej 90 razy; wyraża odległość człowieka od Boga. W Dn 7,13 tytuł ten przybierze charakter mesjański. W NT, zwłaszcza w Ewangeliach, tytuł ten odnosi się do Chrystusa.

          Ezechiel rozpoczyna swoje proroctwo słowami:  Działo się to roku trzydziestego, dnia piątego czwartego miesiąca, gdy się znajdowałem wśród zesłańców nad rzeką Kebar. Otworzyły się niebiosa i doświadczyłem widzenia Bożego.  Piątego dnia miesiąca – rok to był piąty od uprowadzenia do niewoli króla Jojakina –  Pan skierował słowo do kapłana Ezechiela, syna Buziego, w ziemi Chaldejczyków nad rzeką Kebar; była tam nad nim ręka Pańska (Ez 1,1–3).

         Niewiele jest ksiąg prorockich w Starym Testamencie, które z taką ekspresją oddają czasy wygnania narodu wybranego do Babilonu, jak prezentowana dziś Księga proroka Ezechiela. Przesiedlenie mieszkańców miało miejsce na skutek co najmniej dwóch wypraw potężnego monarchy tego kraju, Nabuchodonozora, które między rokiem 597 a 586 deportowały mieszkańców ziemi świętej do ziemi nieczystej, bo pogańskiej. Ziściły się w ten sposób bolesne przepowiednie proroka Jeremiasza, bez ogródek ostrzegającego współziomków przed konsekwencjami postawy uparcie trwającej we własnych grzechach i nie liczącej się z groźbami Bożymi. Jeremiasz zapowiadał bowiem zarówno utratę ziemi przodków, koniec dynastii królewskiej na tronie Dawida, jak przede wszystkim wydanie miejsca świętego na łup hord babilońskich. Przeciwstawiał się w ten sposób błędnemu i tragicznemu w skutkach mniemaniu, jakoby Bóg trwał pośród swego ludu niezależnie od jego postępowania. Skoro bowiem kiedyś wyzwolił ciemiężony lud z niewoli egipskiej, skoro zawarł z nim przymierze na Synaju, skoro zobowiązał się do wspomagania swych wybrańców, będzie tak czynił stale.

Patrzyłem, a oto wiatr gwałtowny nadszedł od północy, wielki obłok i ogień płonący <oraz blask dokoła niego>, a z jego środka [promieniowało coś] jakby połysk stopu złota ze srebrem, <ze środka ognia>.  Pośrodku było coś, co było podobne do czterech istot żyjących. Oto ich wygląd: miały one postać człowieka.  Każda z nich miała po cztery twarze i po cztery skrzydła. Nogi ich były proste, stopy ich zaś były podobne do stóp cielca; lśniły jak brąz czysto wygładzony. Miały one pod skrzydłami ręce ludzkie po swych czterech bokach. Oblicza <i skrzydła> owych czterech istot –  skrzydła ich mianowicie przylegały wzajemnie do siebie – nie odwracały się, gdy one szły; każda szła prosto przed siebie.  Oblicza ich miały taki wygląd: każda z czterech istot miała z prawej strony oblicze człowieka i oblicze lwa, z lewej zaś strony każda z czterech miała oblicze wołu i oblicze orła,  <oblicza ich> i skrzydła ich były rozwinięte ku górze; dwa przylegały wzajemnie do siebie, a dwa okrywały ich tułowie.  Każda posuwała się prosto przed siebie; szły tam, dokąd duch je prowadził; idąc nie odwracały się (Ez 1,4–12). Oto wizja rydwanu Bożego, wspartego na czterech istotach żyjących, nieziemskich, a jednak jakoś uchwytnych ludzkim zmysłom. Ogień, błyskawice, kryształowe sklepienie niebios, poszum skrzydeł podobny do pohukiwania wód morza czy zgiełku wojsk, do tego coś na kształt szafirowego tronu i ledwie zarysowująca się niebiańska postać – wszystko to sprawia niezwykłe wrażenie rzeczywistości zupełnie wymykającej się ludzkiemu doświadczeniu. Sam prorok najczęściej używa tu partykuły “jakby” określając to, co widzi na ludzką modłę.

          Zachowuje tymczasem pełną świadomość, że nie jest to coś, co da się określić w obrazach znanych naszemu światu. W ten jednak sposób sam Bóg, absolutnie nieuchwytny w swej istocie, pragnie jakoś przybliżyć się człowiekowi i przekonać, że będąc kimś całkowicie innym, zamieszkuje zarazem nasz widzialny świat, przebywając pośród własnego ludu, w swej świątyni, którą czyni świętą poprzez samą swą obecność (rozdz.1-3).

          Lecz ta świątynia zostaje zbezczeszczona przestępstwami niewiernego ludu. Musi to prowokować słuszny Boży gniew i zapowiedź rozprawy z tymi, którzy nosząc zaszczytne imię wybranych spośród pogańskich narodów świata, skalali się ich obrzydliwościami. Proroctwa głoszone przeciwko ziemi Izraela nie pozostawiają tu żadnej wątpliwości: Bóg widzi każdy ludzki występek, każdy moment bezczelnej kpiny z Jego dobroci i cierpliwości. Toteż żaden z nich nie pozostanie bez kary, adekwatnej do wielkości winy. Kara zostaje wpierw zapowiedziana opuszczeniem skalanej świątyni przez chwałę Bożą (rozdz. 10). W ten sposób Najwyższy wydaje miejsce swego zamieszkania pośród ludu na pastwę zbliżających się bezwzględnych łupieżców Babilonu. Ale wraz z opuszczeniem świątyni wyda na pastwę cierpienia i śmierci swój lud, który w ten sposób odpokutuje własne przewinienia (rozdz.6).

          Najbardziej atakowana w księdze jest idolatria, owo wychwalanie obcych bożków i cześć im oddawana. Jest to nie tylko kradzież chwały należnej jedynemu i prawdziwemu Bogu i oddawanie jej wytworom rąk ludzkich, lecz symbolicznie określone cudzołóstwo, w którym dawna oblubienica stała się nierządnicą, odmalowaną dosadnie, wręcz drastycznie (rozdz. 16).

          Tymczasem rozgniewany Bóg pozostaje do końca sprawiedliwy i nie chce na równi karać uczciwych wraz z grzesznikami. Dlatego prorok po raz pierwszy tak jasno wprowadza w Starym Testamencie pojęcie odpowiedzialności osobistej za własne czyny: nie będą odtąd dzieci odpowiadać z czyny rodziców, zaś grzesznik może się nawrócić, co zostanie mu policzone na życie. Bóg bowiem nie znajduje żadnej radości w karaniu złoczyńców (rozdz.18).

          Osobną kwestią jest obrzydliwa w oczach Jahwe postawa pasterzy ludu, pierwszych odpowiedzialnych za jego postępowanie i pierwszych winowajców jego zejścia na bezdroża. Tych czeka specjalna kara całkowitego wyniszczenia, po czym nastąpi jednak odnowienie. Niech w tym właśnie miejscu naszą uwagę przykuje specjalnie Boża troska o każdego człowieka, z jaką pasterz troszczy się o każdą ze swych owiec (rodz.34). Ezechiel wspaniale rozpoczyna tu szkicowanie portretu dobrego pasterza, który Jezus dokończy w swej mowie do uczniów, zanotowanej przez ewangelistę Jana (por. J 10).

          A potem nagła niemal zmiana postawy Boga wobec narodu wybranego. Po odcierpieniu zasłużonej kary na uciemiężoną ziemię znów zaczyna spływać obficie Jego błogosławieństwo. Jednak nie jest ono tylko prostym ulżeniem w ciężkiej niedoli ludu, lecz ma siłę całkowitego oczyszczenia z brudu występków. Ale będzie bolesne zwłaszcza palącym wstydem i poczuciem obrzydzenia winowajców do samych siebie wobec absolutnej świętości Jahwe (rozdz.36). Tak przygotowany lud dozna wreszcie pełni Bożej dobroci, symbolicznie ukazane w wizji doliny wysuszonych kości, które znów się łączą, przyoblekają w ciało i wreszcie ożywają, by na koniec utworzyć jeden, święty lud Pana, jak to było za czasów wielkiego króla Dawida (rozdz.37). Wówczas Bóg powróci w pełni chwały do swej oczyszczonej i odnowionej świątyni, by znów zamieszkać pośród swych umiłowanych (rozdz. 43,1-12). Wtedy także wypłynie ze świątyni niewysychające i ozdrowieńcze źródło wody żywej, rozlewające się wszędzie, gdzie wybrani Pana wołają o łaskę i zmiłowanie (rozdz. 47,1-12). Także i w tym obrazie Ezechiel zapowiada wspaniałość przyszłego chrztu świętego, z którego później Jezus uczyni fundament naszego zbawienia.

          Tak oto wielki prorok maluje w księdze sytuację życia każdego z nas: ciągle Bogu niewierni, lecz zawsze przezeń umiłowani. To prawda, że rezerwuje sobie prawo ukarania naszych występków, bo nie pozwoli z siebie kpić. Lecz ostateczną Jego wolą jest odnowienie każdego z Jego wybranych i zbawienie wszystkich, byśmy mogli zamieszkać w domu Pana po najdłuższe czasy.

(na podstawie: Verba Sacra 2002–2009, ks. dr Janusz Nawrot).…

 

          Prorok Ezechiel według  niektórych krytyków był wizjonerem cierpiącym na urojenia, a nawet epileptykiem, miał wyjątkową psychiką (wg Wstępu do księgi Ezechiela, BT). Księga Ezechiela stanowiła źródło dla Jana z Patmos (domniemanego autora 1 Listu Jana), który czerpał z niego obficie swoje obrazy i symbole.


Glosa (z jęz. greckiego γλώσσα, glóssa, dosł. “język”) – naukowy komentarz do orzeczenia sądowego zawierający jego analizę. Jedna z prawniczych form dialogu (obok m.in. publikowanych orzeczeń, artykułów, analiz, opracowań i komentarzy przepisów) między sądami a doktryną prawa. Pierwotnie termin “glosa” oznaczał przypis odnoszący się do poszczególnych słów lub fragmentów tekstu, wprowadzany przez kopistę manuskryptu lub czytelnika na marginesach stron książki.

Glosa zawiera zazwyczaj streszczenie przebiegu sprawy sądowej i pogłębiony komentarz autora (zwanego glosatorem). Wywód przeprowadzony przez glosatora ukazuje punkt wyjścia rozumowania, jego przebieg oraz konkluzję odnoszącą się do glosowanego orzeczenia.

Glosa może być aprobująca lub krytyczna (w pełni lub częściowo) w stosunku do komentowanego orzeczenia.