Zstąpił do piekieł

 

Zstąpił do piekieł

 

          W wyznaniu wiary (Symbol Apostolski, Credo) napisano: Umęczony pod Ponckim Piłatem, ukrzyżowan, umarł i pogrzebion. Zstąpił do piekieł. W Symbolu Nicejsko-Konstantynopolitańskim brak podobnego stwierdzenia. Dlaczego?

          Symbol Apostolski to najstarsze wyznanie wiary ułożone z wybranych fragmentów Pisma świętego.  Jest zbiorem podstawowych prawd wiary. Służy jako pierwszy, podstawowy punkt odniesienia do katechezy. Uważany jest za starożytny model chrzcielny Kościoła rzymskiego. W ciągu wieków sformułowano wiele symboli wiary (Quicumque – symbol św. Atanazego, wyznania niektórych synodów i soborów jak symbol Nicejsko-Konstantynopolitańskim z dwóch pierwszych soborów powszechnych z 325 i 381 r., i inne).  Wyznanie to jest wspólne dla Kościołów Wschodnich i Zachodnich. Uważa się go za bardziej bezpośrednie i szczegółowe.

          Brak opisu zstąpienia do piekieł w drugim symbolu wiary może sugerować, że to zagadnienie nie jest do końca jasne i jednoznaczne. Według filozoteizmu piekło jest jedynie daleką odległością duchową od Boga. „Potępienie” jako takie jest odrzucane. Bóg w swoim Miłosierdziu pozwoli zbliżyć się do siebie duszom, którzy za życia odwrócili się od Niego. Jezus po śmierci zstąpił do krainy umarłych jak mówi Piotr: Chrystus bowiem również raz umarł za grzechy, sprawiedliwy za niesprawiedliwych, aby was do Boga przyprowadzić; zabity wprawdzie na ciele, ale powołany do życia Duchem. W nim poszedł ogłosić [zbawienie] nawet duchom zamkniętym w więzieniu (1 P 3,18–19). Jezus jako Człowiek doświadczył śmierci, zstąpił i dołączył do miejsca ludzkich dusz, ale zstąpił tam jako Zbawiciel ogłaszając im dobrą nowinę. Być może Jezus zaświadczył duszom odłączonym („potępionym” z katechezy oficjalnej) prawdę istnienia Boga. Dał im nadzieję na przyszłość.

          Krainę zmarłych nie należy utożsamiać z piekłem (hadesem, szeolem). To miejsce oczekiwania wszystkich dusz na końcowe rozstrzygnięcia (paruzja). Niektórzy już cieszą się bliskością Boga. Inni, z dalszej odległości, tęsknią za Bogiem (czyściec), a w dalekiej odległości czekają Ci, którzy potrzebują największego Bożego Miłosierdzia.

 

Grzech przeciw Duchowi Świętemu

 

Urywek z książki “Propedeutyka Filozoteizmu”.

 

Grzech przeciw Duchowi Świętemu

 

          Grzechy przeciw Duchowi Świętemu nie będą odpuszczone (Mt 12,31; Mk 3,28–29; Łk 12,10). Wobec całej nauki Chrystusowej słowa te brzmią tajemniczo i złowrogo. Przeczą w nieskończone Miłosierdzie Boże. Najprostszym tłumaczeniem tych słów jest przypisanie jej do konkretnej i doraźnej sytuacji. Cuda Jezusa, czynione poprzez Boga były traktowane przez niektórych ludzi jako działania szatana: On tylko przez Belzebuba, władcę złych duchów, wyrzuca złe duchy (Mt 12,24). Jezus był wyraźnie poirytowany i oburzony głupotą faryzeuszy. Użył nawet wobec nich inwektywy: plemię żmijowe! (Mt 12,34). Aby wstrząsnąć tymi niedowiarkami, Jezus użył tak mocnego argumentu: bluźnierstwo przeciwko Duchowi nie będzie odpuszczone (Mt 12,31). Słowa Jezusa przyrównałbym do słów ludzkich, które często padają, np.: pamiętaj, nigdy ci tego nie wybaczę. Słowa te są w pewnym sensie tylko przestrogą, a nie dozgonną deklaracją. Głębsza analiza problematyki grzechów wydaje się sugerować, że Bóg zniesie wszystko, i wybaczy, ale grzechy wynikające ze złej woli „bolą” Go najbardziej. Jeśli bowiem dobrowolnie grzeszymy po otrzymaniu pełnego poznania prawdy, to już nie ma dla nas ofiary przebłagalnej za grzechy (Hbr 10,26). Bóg jest szczególnie wyczulony na niedowierzanie Jego Miłosierdziu, na jej odrzucenie czy brak nadziei. Rozpacz Judasza była bardziej obraźliwa dla Boga i boleśniejsza dla Syna niż jego zdrada. Judasz opamiętał się, postanowił jednak nie zmieniać się, lecz odebrał sobie życie (Mt 27,3–5). Nie wierzył, że Chrystus wybaczy mu zdradę.

          Najbardziej wstrętne dla Boga grzechy to miłość własna związana z wysokim mniemaniem o sobie i pycha. Miłość własna oślepia i nie pozwala rozróżnić, co jest prawdziwym dobrem. W tym życiu nikt nie jest tak doskonały, aby nie mógł stać się jeszcze doskonalszym. Człowiek opuścił Boga, dlatego Bóg zostawił człowieka samemu sobie.

Apostołowie, nowy lud Boży

 

Urywek z książki “Propedeutyka Filozoteizmu”.

 

Apostołowie, nowy lud Boży

 

         Jezus powołał 12 apostołów. Przywołał do siebie tych, których sam chciał (Mk 3,13): Mateusza, Filipa, Natanela (Bartłomieja), Tomasza, Mateusza, Jakuba syna Alfeusza, Tadeusza (Juda), Szymona Gorliwego i Judasza Iskariotę.  Według Łukasza, Jezus powołał również grono siedemdziesięciu dwóch (w wielu rkp: siedemdziesięciu) uczniów. Mieli oni pełnić mniejszą rolę misyjną od apostołów. Jak pisze ewangelista Marek, nie wszystkich przyjmował. Czynił selekcję, wybierał starannie. Można mniemać, że tworzył strukturę nowego ludu Bożego. Apostołowie byli świadkami Jego cudów, choć nie wszystkie Jego słowa rozumieli. Byli przy Nim, bo był niezwykły. Zdumiewa, że Założyciel nowego ugrupowania religijnego w tak krótkim czasie (ok. 3 lat) opuścił „dobrowolnie” swoje ugrupowanie (zmierzając na Krzyż), swoich uczniów czyniąc zadość swoim ambicjom. Liczba 12 apostołów nawiązywała do liczby pokoleń Izraela. Może to świadczyć o przemyślanej  koncepcji nowego ruchu. Jeżeli tak, to dziwi fakt, że nie stworzono żadnego dokumentu, zapisu, śladu działalności.

          Według filozoteizmu rzecz wyglądała trochę inaczej. Jezus powoływał swoich uczniów spontanicznie, a nie w wymiarze jakieś koncepcji. Organizacja tworzyła się niejako sama i to dopiero po Zmartwychwstaniu Jezusa. Owszem Jezus był Jej duchowym przywódcą[1], a nie organizatorem. H. Küng będąc pod wpływem poglądów Rudolfa Bultmana (1884–1976) głosił, że Chrystus nie założył Kościoła przed swym Zmartwychwstaniem, ale przez swoje nauczanie i działalność stworzył podstawy do powstania Kościoła po jego Zmartwychwstaniu. Obowiązki organizatorskie Kościoła przejęli sami uczniowie. Można powiedzieć, że Kościół sakramentalny powołał Chrystus, a instytucjonalny zorganizowali sami uczniowie. Jezus sam hamował zapędy uczniów ograniczając misyjność do niewielkiego obszaru. Wiedział, że dopiero Jego Ofiara da mocny impuls (funkcjonał) do szerokiej peregrynacji Jego nauki. Po śmierci Jezusa ruch przetrwał dzięki temu, że była to organizacja tych którzy pozostali i ją fizycznie tworzyli. A Duch Święty nad nią czuwał.

      Fenomenem jest, że idea ruchu chrześcijańskiego zostanie zrozumiana dopiero po śmierci jego Założyciela.


[1] Patrz Mt 10,5–16.

Panie nie dają sobie tej szansy

 

        Panie antubis12 i Maria Orłowska zajęły stanowiska:

Nie wnikam to czy to byli postacie  fikcyjne  czy realne, 
biblia jest  podręcznikiem  jak być szczęśliwym. Błogosławiony, kto pokłada ufność w Bogu Wszak nie zawiedzie się nikt, kto w Tobie pokłada nadzieję
(antubis12)

Dokładnie tak! Co znajduje też potwierdzenie w listach św. Pawła, w których znajdujemy ostrzeżenie przed filozofowaniem (2Kolosan 8) oraz “głupimi i niedowarzonymi dociekaniami” (2Tym2,23 Biblia Tysiąclecia) (Maria Orłowska).

         Takie stwierdzenia wykluczają dalszą dyskusje. Panie wolą zostać w przestrzeni, w której czują się najbezpieczniej – heteronomicznej (moralność dziecka). Ich wiara jest pełna zawierzenia katechezie kościelnej. Nie ważna jest prawda, ale kościelny przekaz.

          Odrzucenie moralności heteronomicznej jest znakiem dojrzałości. Po tym okresie powinna nastąpić moralność autonomiczna (własna). Szukanie prawdy powinno być celem każdego człowieka: I poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli (J 8,32).

          Moralność teonomiczna jest jeszcze wyższą formą zachowań. Opiera się ona na zawierzeniu samemu Bogu. Aby było to osiągalne trzeba przybliżyć się do prawdy. Panie niestety nie dają sobie tej szansy.

 

Pozdrawiam. Paweł Porębski

        

DEKALOG

 

        Chrześcijanie w imię domniemanej pobożności mają tendencje do uświęcania nawet zwykłych rzeczy. Niejednokrotnie zachowują się bardziej „papiesko niż sam papież”. Do religii wprowadzają karkołomne elementy i stają się ich zagorzałymi obrońcami. Podobnie obrońcy Krzyża przed pałacem Prezydenta uważali się za bardziej gorliwych wyznawców Chrystusa niż kapłani, którzy przyszli przenieść Krzyż w bardziej godne miejsce. Ta zachłanna gorliwość nie pozwala im na obiektywne ocenianie sytuacji oraz spojrzenie historyczno-teologiczne i zdroworozsądkowe. Bronią nie tego co jest naprawdę ważne, a to, co wydaje im się słuszne.

          Takim przykładem forsowania na siłę świętości i przywiązywania do niego nadmiernej uwagi jest dekalog.

          Zasady moralne, które występują w dekalogu, znane były już w Egipcie ok. 2450 r. przed Chr. (Pouczenia Ptahhotepa).

          Od pierwszej chwili Mojżesz spełniał rolę przywódcy narodu żydowskiego. Aby utrzymać porządek i ład, ustanawiał najprzeróżniejsze prawa i obowiązki. Jest ich 613 (365 negatywnych i 248 pozytywnych). Niektóre niekoniecznie były z woli Bożej. Jak mówił Jezus do faryzeuszy: Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał [Mojżesz] wam to przykazanie. Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę (Mk 10,5–6). Proszę zwrócił uwagę na słowo „napisał”.

          Aby prawo było respektowane, autoryzowane było samym Bogiem: Pan powiedział. Żydzi przyjmowali go w przeświadczeniu, że Bóg osobiście przekazał te prawa. Żydzi byli bardzo przyzwyczajeni do swojego Prawa. Uważali je za święte. Oparte było ono głównie na bojaźni Bożej i przed karą potępienia.

          Trzeba powiedzieć otwarcie, że hagiografowie Starego Testamentu nadużywali Boga do swoich partykularnych politycznych celów. Prawo przede wszystkim miało dyscyplinować naród żydowski.

           Hagiografowie korzystali głównie z prawa naturalnego jakie jest w każdym człowieku. Zaadaptowali też mnóstwo przepisów prawnych z innych religii, narodów (np. prawo Hammurabiego).

           Dekalog dawniej nie miał takiego znaczenia jak dziś. Nie jest on kodeksem, ale spisem zagadnień moralnych, do którego człowiek powinien się odnieść. Wiele przepisów starotestamentalnych uległo dezaktualizacji: Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić (Mt 5,17).

          Dekalog jest streszczeniem i powtórzeniem praw naturalnych, jakimi Bóg obdarza każdego człowieka w momencie poczęcia. Zachowanie ich gwarantuje życie wieczne – zbawienie (por. Mt 19,16–22). Kamienne tablice są widzialnym dokumentem potwierdzającym zawarcie Przymierza. Mają one bardziej znaczenie polityczno-religijne niż prawne. Dekalog jest obietnicą i znakiem Nowego Przymierza.

          Odpowiednikiem dekalogu w Nowym Testamencie są myśli zawarte w Kazaniu na Górze.  Kazanie na Górze jest przewrotem w myśleniu. Nowe prawo zastąpiono bojaźnią świętą.  Uchodzi ono za kodeks moralności chrześcijańskiej. Nie jest jednak programem społecznym. „Nowa” moralność polega na wypełnieniu duchem (miłości) dawnej litery Prawa. Dekalog został pogłębiony i zradykalizowany. Można powiedzieć, że Jezus to Prawo Boże udoskonalił. W mniemaniu Żydów, sprawiedliwe Prawo odwetu zastąpione zostało czymś kuriozalnym! Błogosławieni ubodzy w duchu? Błogosławieni pokorni? Błogosławieni cisi? Błogosławieni, którzy cierpią prześladowania? Aby to pojąć, należałoby przeprogramować całe swoje myślenie. Nauka Jezusa zdumiewała. Tego nie można było przyjąć z marszu. To wymagało czasu. To wymagało przemyśleń.

          Jeżeli Dekalog pochodzi od Mojżesza, jego tekst, który wyszedł spod ręki tego wielkiego przywódcy Izraela, musiał się znacznie różnić od tekstu zachowanego w Biblii. Dowodem na to, że z biegiem czasu tekst ten uległ zmianom, są dwie wersje Dekalogu, między którymi zachodzą wprawdzie nieistotne, ale wyraźne różnice (Synowiec Julius Stanisław OFMConv.,   Mędrcy Izraela ich pisma i   nauka, wydanie II, wyd. Bratni Zew, Kraków 1997 str. 83).

          Katecheza nie zwalnia nikogo od myślenia. Obecnie przyszedł czas, w którym należy dokonać nowej rewizji przesłania Bożego. Najpiękniejsza jest sama Prawda, choć czasem może być niezwykła, a nawet dla niektórych bolesna.

          W dekalog nie należy wierzyć, ale należy żyć według dekalogu. Oczywiście, że od dekalogu ważniejsza jest Miłość Boga i Boże Miłosierdzie. Tym różni się sprawiedliwość od Miłosierdzia, że Miłosierdzie odstępuje od litery prawa, a kieruje się Miłością.

 

 

Nie oddam im swojego głosu.

           Analizując słowa Jezusa zapisane w Nowym Testamencie trudno jest dopatrzyć się w nich jakiejkolwiek pogardy dla drugiego człowieka. Jezus nie był cukierkowy. Swoje opinie wyrażał wprost: plemię żmijowe! (Mt 12,34). Gdy wyrzucał kupców ze Świątyni mówił do nich bez ogródek: wy czynicie z niego jaskinię zbójców (Mt 21,13; por. Mk 11,17; Łk 19,46). Trudno więc zrozumieć dzisiejszą mowę posłów, zwłaszcza z opcji, która ustawia się bliżej Kościoła i propagująca etykę chrześcijańską. Tyle pogardy i nienawiści nie zauważałem nawet w polityce partii komunistycznej. Słowa wypowiadane cynicznie, z lekkim uśmiechem, pełne jadu. Dziwne, że utracili odruch samoobronny. Nie dostrzegają, że ich zło jest bardzo widoczne. Nie dostrzegają, jak bardzo obłudnie brzmią ich słowa. Po trupach do celu. Zamiast rzetelnego programu gospodarczego ciągle poniżają przeciwnika politycznego. Nikt nie wywyższył się poniżając drugiego.

          Warto, aby zastanowili się nad słowami Jezusa: A powiadam wam: Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu.  Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony (Mt 12,36–37).

          Ja z pewnością nie oddam im swojego głosu.

 

Odp dla Pani KZ.

                                                                                  

Pani KZ

 

        Dostrzegam, że jest Pani w okresie gniewu na swój los. Gniew powoduje, że nie można do końca racjonalnie myśleć. Wszystkie myśli zmierzają do jednego pytania – dlaczego mnie to spotkało? W takich chwilach człowiek odczuwa wielki żal do Boga. On przecież miał być gwarantem naszego szczęścia. Jemu się zaufało, do Niego wznosi się prośby i modlitwy, a tymczasem On milczy. Po co nam taki Bóg?

 

         Teraz, gdy Pani ma w sobie bunt, trudno będzie przyjąć moje słowa. Gdy przyjdzie lepszy czas, proszę przeczytać to, co teraz mam Pani do powiedzenia (nie jako psycholog, ale teolog).

 

         Gdyby Bóg miał postać widzialną, w czasie Pani cierpienia, zobaczyłaby Pani Boga obok siebie, który Pani towarzyszy i tak samo cierpi jak Pani. Cierpi bo dostrzega Pani cierpienie. Aby Pani pomóc musiałby przy tej okazji złamać po drodze wiele zasad, które sam ustanowił. Musiałby nie jednego człowieka zdeterminować (wpłynąć na poczynania ludzkie). W ten sposób sam zniszczyłby największy dar jaki dał człowiekowi – wolną wolę. Czyńcie sobie ziemię poddaną (Rdz 1,28).  Bóg stara się, poprzez głos Pani sumienia Panią umacniać, aby mogła Pani przeciwstawić się złu. Proszę spróbować usłyszeć Jego podpowiedzi. Proszę z Bogiem w duszy porozmawiać. Każda Pani myśl, która przyniesie dobre rozwiązania na pewno od Boga pochodzi. Złych podpowiedzi nie ma. Jeżeli Panią nachodzą, to są wynikiem Pani niepokoju, rozpaczy, a więc w wyniku rozstroju emocjonalnego.

          Jeżeli w dalszym ciągu  los jest dla Pani okrutny, to proszę przyjąć cierpienie jako wezwanie do spełnienia jakieś szczególnej misji w życiu. Zło może Pani zamienić w dobro. Czy ma Pani pojęcie, że może Pani dokonać coś naprawdę niezwykłego?!. Sama cierpiąc, może Pani być darczyńcą. Jak to się robi?

          Jest wiele sposobów. Ten który jest mi najmilszy, to ofiarowanie swojego cierpienia w jakieś intencji. Tym sposobem człowiek staje się współuczestnikiem Ofiary Chrystusa. Cierpienie Jezusa stało się skuteczne. Bóg przyjął Jego cierpienie i powstało wielkie dobro – Odkupienie.

          Ponieważ na ziemi stale panuje zło trzeba ciągłego odkupienia. To właśnie dzieje się na każdej Mszy. Proszę skorzystać z tej formy pobożności i z daru jakie daje Eucharystia. Proszę być dawcą dobra. Zapewniam Panią, że wtedy cierpienie Pani będzie bez większego znaczenia.

 

Co Pani życzę z całego serca. Paweł Porębski
 
 
Witam

 

      Piszesz, że przez swój Krzyż Chrystus pokazał nam drogę jaką powinniśmy iść.
W życiu swoim dużo krzyży udźwignęłam i kiedy teraz uwierzyłam, że mogę być szczęśliwa z kimś kogo kocham – znowu cierpię – ileż tych krzyży można udźwignąć – zaczynam wątpić w to wszystko
– zły kolejny dzień – pozdrawiam.   KZ

Czy śmierć Jezusa była potrzebna?

Czy śmierć Jezusa była potrzebna?

 

          Z punktu widzenia Boga, śmierć Jezusa nie była potrzebna. Bóg-Ojciec ma moc nieograniczoną i nie potrzebował żadnych pomocników. Bóg przyjął jednak Ofiarę Jezusa i, co najważniejsze, uczynił ją skuteczną. Dlaczego? Bo ofiara Jezusa miała charakter dydaktyczny. Uczynił to, o czym sam głosił. Potwierdził swoją naukę: Nie ma większej miłości od tego, kto oddaje życie za przyjaciół (J 15,13). Przez swój Krzyż Chrystus pokazał nam drogę jaką powinniśmy iść.

Dusza ludzka

Dusza ludzka

 

          Tak jak fizycy do dnia dzisiejszego nie potrafią sformułować poprawnie definicji energii (ze względu na swoją Przyczynę nadprzyrodzoną), tak religia chrześcijańska ma trudności w  wytłumaczeniu pojęcia duszy. Z tego też powodu, w latach siedemdziesiątych teologia zachodnia zaczęła unikać terminu „dusza”. Dlaczego? Bo tak jak energia  pochodzi z innej rzeczywistości. Według ludzkiego oglądu zmysłowego nie da się jej poznać, zobaczyć, opisać. Pojęcie owiane jest taką samą tajemnicą, co pojęcie Boga.  Z Bogiem można sobie jakoś łatwiej poradzić. To logiczna konieczność istnienia Przyczyny świata. A dusza?

          Świat bez człowieka byłby niepoznawalny. Jest on więc logiczną koniecznością jego rozpoznania. W ewolucyjnym rozwoju biotycznym powstała istota człekokształtna, która osiągnęła poziom intelektualny pozwalający na zmysłowe rejestrowanie zdarzeń, ich rozumową obróbkę oraz nabyła umiejętności wykorzystywania dóbr przyrody. Ten poziom rozwoju nie pozwalał jednak na uruchomienie w nim uczuć wyższych. Dlaczego? Uczucia są nieracjonalne. Nie dają się ująć w żadne logiczne i matematyczne zasady. Ewolucja, choć probabilistyczna i statystyczna ma wytyczony kierunek. Opiera się ona na logicznym sylogizmie. Jedno wynika z drugiego. Przypadkowość (probabilistyka) służy dla urozmaicenia świata biotycznego, ale każdy rozwój (mutację) można sensownie wytłumaczyć. Uczucia są fantazyjne, złudne, nie zawsze logiczne, emocjonalne, wrażliwe na piękno. Ta niezwykła umiejętność musi mieć inne, poza ewolucyjne źródło. To coś, co panuje nad ciałem, ożywia i jest motorem jego działania.  Jego pochodzenie musi być z zewnątrz. Jedynym sensownym wytłumaczeniem niezwykłych zdolności człowieka jest  ich pochodzenie od samego Stwórcy. Można zaryzykować stwierdzenie, że w człowieku została zapodmiotowana rzeczywistość transcendentna. Tę rzeczywistość nadprzyrodzoną nazywamy duszą. Ona nie jest częścią człowieka. Ona stanowi o człowieku. Człowiek w boskim zamiarze jest bytem cielesnym, przez duszę zakorzeniony w rzeczywistości transcendentnej. Prawda o takim stanowieniu człowieka ujawniona została w czasie posłannictwa Jezusa Chrystusa.

         Człowiek pozbawiony ciała jest w sytuacji dla siebie niezwykłej, dlatego eschatologicznie dusza musi  wrócić do swojej cielesności.

          Dusza ze względu na pochodzenie nie może być zmysłowo rozpoznana. Nie ma ona rozmiarów, postaci ani miejsca pobytu. Jedynie przynależy do konkretnego człowieka. Dusza stanowi o osobie. Ponieważ jest ona czynnikiem działającym w człowieku, można o niej mówić jedynie przez skutki jej działania (etykę).

          Przez duszę człowiek może poznać samego siebie. Potrafi wzbudzać w sobie uczucia (miłości jak i nienawiści). Ma świadomość i poczucie estetyki. Dusza jest komunikantem, drogą, która łączy człowieka ze światem nadprzyrodzonym,  z Bogiem. Sprawia, że człowiek staje się partnerem Boga i pozostaje wieczny.

          Od momentu poczęcia Bóg powołuje człowieka z duszą. Jako dzieło Boże (Jego tchnienie) dusza jest zawsze doskonała. Mówienie o istnieniu złych dusz jest nieuprawnione[1]. Dusza pozostaje z Bogiem we wzajemnej relacji.  Na skutek grzechów można tę relację osłabiać (łaskę) lub przez dobre uczynki wzmacniać. Grzech pierworodny nie spowodował uszczerbku (skazy) na duszy, lecz pozbawił człowieka pierwotnej, doskonałej relacji z Bogiem.



[1] To stwierdzenie jeszcze bardziej potwierdza tezę filozoteizmu, że nie mogą istnieć demony.

Odp. dla Pani S.W.

Otrzymałem list:

 

Witam  […]. Po pewnym czasie zaczęłam się zastanawiać  któż to jest człowiek?  , stworzony na wzór i podobieństwo Boga . Pytałam Pana „dlaczego Bóg stworzył człowieka wolnego z prawem wyboru ,ale czy ten stworzony człowiek na pewno znał Boga? . Myślą ze człowieka powołał do życia Bóg, ale nie sam- tam muszą działać inne siły / umyślnie nie używam słowa bogowie/- wyjaśniam to sobie tak na kilku płaszczyznach i trochę trudno mi to pogodzić lub wysnuć podobne tezy :

A -ziemia  powstała według niektórych  miliardy lat temu, inni że eony lat temu, zakładam że była zamieszkana od milionów lat temu poprzez inne cywilizacje które wyginęły, ale nie ulega wątpliwości że były-pytanie czy dawni mieszkańcy ziemi znali Boga tak jak my go poznajemy z pisma św. Czy oni tworzyli własnych bożków oddając im cześć w oparciu o co , o potrzebę uznania kogoś wyżej  – opieki . W piśmie św zaskoczyły mnie na samym początku dwie rzeczy  kiedy znaleziono Mojżesza   wzięto go do pałacu na wychowanie , wzięli go ludzie którzy nie byli wyznawcami Boga mieli własnych bożków i istnieli tyle lat .Bóg im nie przeszkadzał tworzyć ten świat  ,a  chrześcijaństwo  się dopiero  tworzy  , Mojżesz dorasta i objawia mu się Bóg „ ja jestem „  i każe mu przekonać faraona aby uwolnił izraelitów  i  po kilku pokazach możliwości  Bóg wzywa Mojżesza na górę i tam mówi mu o ostatecznej ucieczce z niewoli . Co dla mnie jest nie zrozumiałe przez te przeprowadzone  próby  podporządkowania  faraona Bogu, Bóg   mówi do Mojżesza „ uczynię serce jego jeszcze twardsze” c.d. znamy .

Z tego wniosek że Bóg  ma wpływ na człowieka  , a faraon nie podejmował decyzji jako wolny człowiek . Co Pan na to?

Druga rzecz to  zabójstwo Abla. Jak to możliwe że pierwsi ludzie wg. Bibli  znający Boga  dopuścili się czegoś tak strasznego wiedząc że bóg wszystko widzi i  wszystko wie to jaki był hipotetyczny stan tej wiedzy  przecież byli najbliżej   cdn.

 

Sz.P.                                                                                             17.08.2011 r.

 

          Przepraszam, że nagłaśniam tematykę na forum. Pragnę upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Być może, przy okazji, inni skorzystają z mojej odpowiedzi.  Zachowuję anonimowość, gdy ktoś o to poprosi.

          Pani postawiła wiele pytań. Trudno jest w krótkich słowach dać Pani wyczerpującą odpowiedź, ale spróbuję.

          Na temat powstania świata wielokrotnie rozpisywałem się. Pozwolę przytoczyć tu moje ostatnie rozmyślania w skrócie.

 

          Centralnym problemem światopoglądowym jest, czy świat ma swoją przyczynę? Jeżeli nie da się odpowiedzi twierdzącej, to pozostaniemy na rozdrożu i w sytuacji bez wyjścia. Dlaczego? Bo każdy skutek musi mieć swoją przyczynę. To stwierdzenie dla filozoteizmu jest po prostu zdroworozsądkowe i bezdyskusyjne. Każda inna odpowiedź opiera się na karkołomnych hipotezach, które najczęściej są niestrawne  rozumowo, wydumane, śmieszne i nieprawdopodobne. Przyczynę sprawczą nazywamy Bogiem (Stwórcą, Absolutem). Bóg-Stwórca jest logiczną koniecznością istnienia świata.

 

           Bóg stworzył świat i człowieka. Gdyby nie człowiek, nikt by nie wiedział, że świat istnieje. Paradoksalnie człowiek jest Bogu potrzebny. Bóg wyposażył człowieka, między innymi, w potrzebę Jego szukania. Dlaczego? Bo człowiek szuka swojej tożsamości na tym świecie. Kim my, tak naprawdę, jesteśmy?!

            Religie powstawały z tej  wrodzonej potrzeby serca. Bóg był obrazowany bardzo różnie, w zależności od inteligencji, zwyczajów itp. Kiedy pojawiło się pismo zaczęli spisywać, to co podpowiadało idyktowało im serce. Taki stan nazywamy natchnieniem. W tym kryje się jedna z tajemnic Boga. Aby usłyszeć głos Boga trzeba się na niego otworzyć. Przez 1000 lat redagowano Pismo święte. Filozoteizm uważa, że tylko niektóre teksty są natchnione, te które są przekazem „głosu Bożego”. Te części trzeba odszukać i odczytać. Reszta to ludzkie pragnienia na tle historii żydowskiej. Opowieści o Adamie i jego rodzinie, to nie przekaz historyczny lecz obraz. Obraz ten jest nośnikiem teologicznym, a nie historiograficznym. W tym obrazie są zawarte emocje. Niektórzy jak czytają piękne mity i legendy biblijne mają wypieki na twarzy, bo w nich czuje się ukryte Prawdy. Prawdy teologiczne, a nie faktograficzne. Nie można Pisma świętego odczytywać literalnie, dosłownie. Czytając tekst, trzeba zastanawiać się, co przez ten obraz chciał nam przekazać hagiograf (pisarz), a może i sam Bóg. Proszę mnie dobrze zrozumieć. Nie wolno traktować Pisma świętego jako powieść historyczną. Więcej w niej mitów i legend niż prawdy obiektywnej. Niemądry, kto powie, że wobec tego, szkoda czasu czytać Pismo święte. Proszę spróbować napisać tekst wyrażający emocje (miłość, uczucie). Bardzo trudne zadanie. W prostych zdaniach jest to niemożliwe. To trzeba wyśpiewać duszą i sercem.

 

          Wracając do Pani pytań.

 

Jestem przekonany, że niewiele wiernych zdaje sobie sprawę, jak wielki jest człowiek. Siłą rzeczy brak słów, aby mówić o Jego Stwórcy. W swoich wykładach bardzo podkreślam wielkość człowieka, bo on jest kluczem do zrozumienia całej koncepcji Boga.

 

W poszukiwaniu Prawdy doszedłem do niesamowicie prostych Prawd.

Świat jest bardziej dynamiczny, niż ontologiczny. Co to znaczy? Działa nie dlatego, że Bóg stworzył materię i dał nam energię. Cała rzeczywistość (fizyczna, duchowa) opiera się na relacji między podmiotami: Boga i człowieka, Boga i świata przyrodniczego jako tchnienie Boga. Świat jest przeźroczysty. To energia nabiera właściwości materii. Materia jako osobny substytut nie istnieje. Jeżeli ktoś posiada wiedzę, wie, że nawet między najmniejszymi porcjami „materialnymi” istnieje relacja, zależność, wzajemne oddziaływanie i przekazywanie sobie właściwości. Bóg jest Istotą stale działającą (dynamiczną).

 

Wielkim błędem jest uznawanie chrześcijaństwa za jedyną religię objawioną. Nawet Pismo święte wspomina Melchizedeka, który reprezentował inną religię. To co wyróżnia chrześcijaństwo od innych religii, to postać Jezusa, który pierwszy pokazał (swoją drogą życiową) do czego powołany jest człowiek. On ujawnił prawdę o człowieku. Człowiek jest dziedzicem Boga.

 

Trudno mi teraz odpowiadać na pytania o faraonie, Mojżeszu czy Ablu. Musiałby tłumaczyć wizje pisarzy (malarzy obrazów biblijnych). Oczywiście, nie uciekam od odpowiedzi, ale chciałem ogólnie przekazać, że trzeba zmienić nastawienie do Pisma świętego, przekazu religijnego i w ogóle do katechezy. Proszę zrozumieć Boga, że On sam ma problem z nawiązaniem kontaktu z człowiekiem. Jest On inną Rzeczywistością. My posiadamy zmysły, które akurat nie nadają się do rozpoznania Bożego. Mamy jedna potrzebę Boga, bo mamy Jego naturę.

 

Przepraszam, wymieniono mi soczewkę w oku i trochę przesadziłem pisząc.

 

Gorąco pozdrawiam. Paweł  Porębski