Czy Bóg był Autorem Pisma świętego?

 

          W KKK na s. 37 werset 105 napisano: Bóg jest Autorem Pisma świętego. Jeżeli tak, to dosyć kiepskim. Wystarczy zapoznać się z błędami jakich jest cała masa. Poza nimi, same treści są naiwne i infantylne. Takie błędy mógł uczynić tylko człowiek. Nadanie im świadectwa kanoniczności wynika z wielkiego poszanowania Pisma świętego. Tu jest zgoda. Pismo święte poza błędami jest arcydziełem na skalę wszechczasów. Niesie przesłanie Boże, ale w ukrytej formie skażonej nieudolnością  hagiografów,  którzy byli pod natchnieniem. Dalej napisane jest: Do sporządzania ksiąg świętych Bóg wybrał ludzi, którymi posłużył się … Gdyby Bóg był Autorem Pisma św. nie potrzebowałby na to aż 1000 lat (tyle lat trwała redakcja Pś). Czy nie jest bardziej zdroworozsądkowe przyjąć, że  przez 1000 lat naród żydowski czujący potrzebę religijną spisywał historię narodu, ujawniając przy tym sprawy Boże odczytane pod natchnieniem? To nie Duch Święty dyktował im treść, ale hagiografowie przez swoje zdolności odczytywali sprawy Boże z przestrzeni Prawdy, jaka była dla nich dostępna. Gdyby Duch Święty dyktował treść, nie byłoby tyle błędów, interpretacji i różnych szkół egzegetycznych. Katechizm przyznaje, że treść Pisma świętego zależy od rodzajów literackich i predyspozycji hagiografów. Pismo święte powinno być czytane i interpretowane w tym samym duchu w jakim zostało napisane. Bardzo niebezpieczne jest zdanie: Wszystkie rodzaje sensu Pisma świętego powinny się opierać na sensie dosłownym (s. 39).

          Filozoteizm potwierdza słuszność zdania: Sens anagogiczny: Możemy widzieć pewne rzeczywistości i wydarzenia w ich znaczeniu wiecznym  (s. 40). Np. Hagiografowie nie mogli przewidzieć odkupieńczego sensu Ofiary Baranka Bożego przy opisie ofiary z Izaaka przez Abrahama. Widać tu uniwersalny wpływ Boga na natchnionych pisarzy. Na podstawie tego przykładu i wiele innych, można przyjąć, że Bóg był współredaktorem Pisma świętego. 

  

Papieże w okresie 1939–1958

 

Papież Pius XII (1939–1958) –  przed elekcją wysłany do Wiednia w sprawie zapobieżenia przystąpienia Włoch do wojny poniósł klęskę. Był nuncjuszem w Berlinie. Doprowadził do zawarcia konkordatu z Bawarią i kolejnych. Dużo podróżował. Był powszechnie wykształcony, pobożny, spokojny. Dwukrotnie w czasie swego pontyfikatu zamierzał zrezygnować z godności – w 1946 i 1954. Historycy zaliczają go do grona wybitnych papieży[1]. Ogłosił apel o jedność chrześcijan. W encyklice Divino afflante Spiritu (1943) papież dopuszczał używanie nowoczesnych metod historycznych do badania Pisma świętego. Rozważał konieczność nowego tłumaczenia Księgi Psalmów przez komisję Papieskiego Instytutu Biblijnego. Dopuszczał nowe trendy w muzyce kościelnej. Ogłosił dogmat o Wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny (1950). W encyklice Humani generis (1950) ostrzegał przed dostosowywaniem  się nowej teologii do ówczesnych tendencji intelektualnych. Wzbudził on protesty środowiska uczonych (autor przyłącza się do nich)[2].  W 1949 potępił wszystkie sposoby sztucznego zapłodnienia. Szykował się do zwołania soboru, z którego ostatecznie zrezygnował. Przestrzegał przed skutkami II Wojny Światowej. Zgodnie z układem laterańskim i koncepcją roli Kościoła Pius XII w czasie wojny był neutralny[3]. Nie potępił Hitlera za napaść na Polskę, a z drugiej strony Polsce okazywał wiele serdeczności i współczucia. W czasie wojny wzywał jedynie do zawarcia pokoju. Do generała Franco wysłał telegram udzielając mu błogosławieństwa. Prawdopodobnie miał błędne rozeznanie polityczne.  Pomagał ofiarom wojny. Zabiegał aby Watykan nie był terenem walk wojennych. To mu się udało. Nie ufał akcji księży robotników. Stawiał warunki. Po wojnie Pius XII nie miał żadnego wpływu na sytuacje polityczne świata. Pod koniec stał się bardziej autorytatywny na wzór dworu faraona. M.in. przechodząc przed drzwiami papieskiej sypialni należało przyklęknąć.

 

          Bierna postawa papieża w potępianiu poczynań Hitlera może ma swoje źródło w historii ostatniego stulecia. Państwo Watykańskie dopiero co stanęło na nogi po ograniczeniu go do 44 hektarów. Często jest tak, że trzeba wybierać mniejsze zło. Roztropność polega czasem na przeczekaniu i nie dawaniu się sprowokować. Historycznie różnie to bywało, ale Niemcy byli od początku w obszarze papieskiego działania. Francja była bardziej nieobliczalna. Może papież liczył na dalszą współpracę z Niemcami i nie chciał palić mostów? Powszechnie krytykował wojnę, a więc nie można mu zarzucać sprzyjaniu agresji. Papież zachowywał się tak jak Ojciec, który czeka aż syn się ustatkuje: Dopóki trwa pokój, nic nie jest stracone. Na wojnie utracić można wszystko (późniejszy Paweł VI). Zdumiewa jedynie jego milczenie wobec straszliwej masakry, którą ofiarą padł naród żydowski[4]. Na ten temat do dzisiaj trwają spory. Wielu dostojników żydowskich znalazło schronienie w Watykanie. Gościnność ta świadczyła o dobrej woli, nie rodziła jednak ry
zyka konfliktu. Może błąd papieża polegał, na tym, że się spóźnił?  Po wojnie Watykan pomagał również nazistowskim zbrodniarzom w ewakuacji z kraju. Wydaje się, że było w tym dużo polityki przyszłościowej. No cóż, polityka była zawsze i jest brudna.

          Polska mentalność jest inna. Polacy chętnie łapali za szabelki. Heroizm Polaków jest znany. Czy wszystkie poczynania Polaków historia oceni pozytywnie? 

          Papież wyraźnie nie znosił komunistów.  Ja też.

 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.23

 

          Babcia Ani mnie lubiła. Ojciec trzymał serdeczny dystans, a matka dawała mi czasem odczuć, że nie jestem jej wymarzonym kandydatem dla jej córki. Moje stypendium z Kielc wiązało się z opuszczeniem Krakowa. Rodzice Ani bali się, że zabiorę im jedyną córkę i wywiozę z Krakowa. Niechęć powiększała się. Niestety Ania nie zajmowała stanowiska, przez co nie ułatwiała mi rozmowy. Pragnąłem ich przekonać, że jestem odpowiedzialnym człowiekiem. Chciałem pokazać, że umiem sam na wszystko zapracować. Byłem ambitny i nie chciałem skorzystać z różnych propozycji pomocy ze strony ojca.

          Bardzo zależało mi, aby Ania podobała się wszystkim. Chciałem się nią chwalić. Niestety nie znosiła moich znajomych, kolegów i dawała mi to odczuć. Wadą jej było nagłe, niezrozumiałe zmiany humorów. Do kina szliśmy jak zakochana para. Po filmie wychodziła naburmuszona. Na jej zmiany nastroju nie byłem odporny. Reagowałem nerwowo. Randka kończyła się niezrozumiałą awanturą o nic. Dzisiaj próbowałbym ją może rozchmurzyć, rozbawić. Wtedy, nie dawałem sobie z tym radę. Zmiana jej humorów, niechęć do moich kolegów, świadomość, że nie jestem akceptowany przez matkę, zaborcze jej zachowanie, powodowały u mnie strach na przyszłość. Ania była typową jedynaczką. Pomimo wielkiej atencji i gorącego uczucia, strach przed przyszłością spowodował, że postanowiłem rozstać się z Anią. Długo zastanawiałem się i walczyłem ze sobą. Co robić?

          Była zima. Na Plantach powiedziałem jej, że się rozstajemy. Reakcja jej była dla mnie zaskakująca. Rzuciła się z płaczem na moją szyję. Zagroziła, że się zabije. W sumie byłem w pewnym stopniu z tego zadowolony. Okazała mi, że zależy jej na mnie. Było to dla mnie budujące. Uwierzyłem, że się zmieni. Świat ukazał mi się w jasnych kolorach. 



[1] Filozoteizm ma do tego inne zdanie, ale odnośnie spraw doktrynalnych. Co do działalności politycznej papieża, to chyba rozumie jego troskę o Kościół.

[2] Po dwudziestu latach kardynał Ratzinger odważył się ustosunkować krytycznie do niektórych postulatów encykliki.

[3] To ważne przy ocenie jego postawy wobec Niemców.  Nigdy nie  potępił agresji niemieckiej, ani ludobójstwa dokonanych na podbitych narodach (w tym na Żydach)..

[4] Podczas moich studiów teologicznych, wykładowca historii Kościoła podał niebywałą hipotezę, że Żydzi sami sprowokowali holocaust, aby oczyścić swój naród (?).

Świętość

 

          Epatowanie pojęciami: święta Tradycja, Pismo święte, święty depozyt, święci pisarze, święty Ojciec (papież), święta Matka Kościół dają możliwość nadużyć. Dlaczego? Raz opracowana egzegeza staje się powszechnie obowiązująca, zdogmatyzowana, zamknięta w kokonie świętości, nienaruszalna. „Świętość” podświadomie blokuje postawy krytyczne. Nie należy ich mylić z agresywnym krytykanstwem, które wynikają ze złej woli. Chodzi o to, aby każdy mógł odczytywać prawdy według własnych predyspozycji i wiedzy. Trzeba mieć świadomość, że chodzi tu o Prawdy historyczne, faktograficzne. Prawdy nie można zmieniać, dlatego nie należy bać się różnych poglądów. Przyjmować je należy jako cudzy ogląd i tyle. Prawda sama się obroni: I poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli (J 8,32). Do badań zachęcał Paweł słowami: Wszystko  badajcie,  a  co  szlachetne    zachowujcie (1 Tes 5,21). 

          Historia Kościoła pokazuje z jaką ostrożnością Kościół podchodził do wszelkich nowinek teologicznych, jak karcił autorów i skazywał na banicje, a nawet na stos. Dobrze, że te czasy minęły. Dzisiaj Kościół powinien nadal być depozytariuszem wiary, ale wiary współczesnej, a nie starej, skostniałej.  Co prawda w KKK jest napisane:  Tradycja  wyraża się stosownie do różnych miejsc  i różnych  czasów. W jej świetle mogą one być podtrzymywane, modyfikowane lub nawet odrzucane pod przewodnictwem Urzędu Nauczycielskiego Kościoła (KKK s. 34). To jednak tylko są słowa. Kiedy Kościół da sobie z tego naprawdę sprawę? Największym błędem Kościoła jest przekonanie, że biskupi otrzymali niezawodny charyzmat prawdy, a papież jest nieomylny w wierze.

 

 

Papieże w okresie 1922–1939

 

Papież Pius XI (1922–1939) – przed elekcją był nuncjuszem apostolskim w Polsce. Małomówny, powolny, odznaczał się wielka pracowitością. Był alpinistą. Jako pierwszy zdobył Dufour (4633) w masywie Mont-Rose, wspinał się na Mont-Blanc i Cervin.  Umiał słuchać, a zarazem był bardzo krytyczny. Rządził Kościołem sam, odsuwając w cień kolegium kardynalskie. Uważano go za eksperta w sprawach politycznych. Popierał rozwój Akcji Katolickiej we wszystkich krajach. Papież wystąpił bowiem przeciwko szerzącemu się ruchowi ekumenicznemu, uważając, że Kościół nigdy nie będzie federacją niezależnych Kościołów posiadających odmienne doktryny, i zabronił katolikom brać udział w konferencjach organizowanych przez inne wyznania. Prawosławnych nazwał „zwolennikami błędów Focjusza”. Jak poprzednicy, czuł się więźniem Watykanu. W 1929 r. podpisano układ laterański regulujący status prawny papieża oraz państwa – Citta del Vaticano – liczące 44 hektary. Rząd zobowiązał się oddzielić murem, zbudować osobny dworzec, pocztę, telegraf, radio itp. Papież otrzymał na własność trzy archibazyliki w Rzymie, Castel Gandolfo i kompleks gmachów na Janikulum w dzielnicy Borgo. Kościół miał się cieszyć całkowitą swobodą, ale jego działalność ograniczono tylko do spraw religijnych.   Watykan mógł nawiązywać dowolne stosunki dyplomatyczne z każdym państwem, bez względu na ustrój, a także zawierać konkordaty. Papież zawarł konkordat z Niemcami, tym samym oficjalnie uznał Hitlera za przywódcę państwowego. Hitler inaczej interpretował konkordat. Papież ogłosił encyklikę w języku niemieckim. Spowodowała ona jedynie niechęć do katolików. W 1939 r. wojna była nieunikniona. Papież przygotował mowę dotycząca pogwałcenia umów przez rząd włoski, prześladowań rasowych pod rządami nazistów i marszu Niemiec ku wojnie. Zmarł w dzień wcześnie. Według wersji oficjalnej, dostał zawału serca. W 1972 r. kardynał Tisserant ujawnił na łamach francuskiej prasy, że Pius XI został zgładzony na rozkaz Mussoliniego. Śmiercionośny zastrzyk zrobił mu profesor Francesco Petacci. Watykan uznał tę informację za kłamliwą.

 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.22

 

          Po przyjeździe Ani postanowiliśmy, że pojedziemy na tydzień na jezioro Rożnowskie i wynajmiemy domek letniskowy. Ania  powiedziała rodzicom, że jedzie do koleżanki, chyba do Zakopanego. Nie bardzo mi się to podobało. Chciałem załatwić to tak, jak należało.  Nie wiedziałem wtedy, że nie bardzo przypadłem matce do gustu. Czas nad jeziorem wspominam mile. Byłem z ukochaną mi osobą. Wszelkie drobne niedoskonałości nie były ważne. Docieraliśmy się powoli.

          21 listopada umarł mój ojciec. Nie miałem okazji przedstawić jemu Ani.

          W moim rodzinnym domu Ania została prz
yjęta bardzo serdecznie. Zaprzyjaźniła się z moją siostrą Barbarą. Weszła w naszą rodzinę całkowicie. Początkowo cieszyłem się z tej sytuacji. Po pewnym jednak czasie zaczęło mnie to drażnić. Zauważyłem, że tracę pozycję główną na rzecz rodziny. Byłem zaniepokojony tą sytuacją – zazdrosny.

         Po trzecim roku studiów pojechałem do Przedsiębiorstwa Geologicznego w Kielcach załatwić sobie stypendium fundowane. Byłem ogromnie podenerwowany perspektywą rozmowy z dyrektorem firmy. Kiedy wszedłem do gabinetu, dyrektor Zbigniew Cygan trzymał w ręce najtańszą plastikową maszynkę do golenia. W pierwszych  słowach przeprosił mnie, że właśnie ogolił się maszynką kupioną w kiosku, bo nie zdążył tego uczynić przed pracą. Jego słowa wzbudziły moją sympatię do niego. Był zwyczajnym człowiekiem. Mimo, że później poznałem jego dyktatorski charakter, nigdy nie straciłem do niego sympatii.  Po rozmowie, odesłał mnie do działu geofizyki, abym przedstawił się mojemu przyszłemu szefowi. Poszedłem do baraku, w którym była siedziba geofizyki. Byłem pod wrażeniem i emocjach wcześniejszej rozmowy z dyrektorem. Zapukałem do drzwi i wszedłem do pokoju. W oparach dymu siedziało tam kilka osób. Odbywała się tam jakaś narada. Nie wiedziałem, który z panów jest kierownikiem. Niepewnym głosem zagadnąłem, że chcę rozmawiać z „dyrektorem” panem Ryszardem L. Na moje słowa zrobiła się kompletna cisza. Jeden z nich spojrzał na mnie wzrokiem, który jakby mógł, to by mnie zabił. Rozmowa była krótka i niemiła. Dopiero po latach dowiedziałem się jakie popełniłem faux pas. W tym czasie, w przedsiębiorstwie odbył się konkurs na z_cę dyrektora. Jednym z kandydatów był właśnie mój szef Ryszard L. Nie został wybrany. Moje słowa,  że chcę rozmawiać z „dyrektorem” przyjął jako moją kpinę. Od tej pory nigdy nie zauważyłem u niego cienia sympatii dla mnie.

Grzeszność kościoła instytucjonalnego

 

          Jezus Chrystus powołał Kościół jak sakrament Królestwa Bożego. Nad nim czuwa On sam jako Duch Święty. Kościół instytucjonalny tworzyli apostołowie i ich następcy. Jeszcze za życia Jezusa można było zauważyć, że będzie to instytucja narażona na ludzkie słabości i ułomności.

          Apostoła Mateusza powołał sam Jezus. Był on celnikiem. Grecki Lukianos, żyjący w II wieku w sposób wymowny zestawił celników z najgorszym towarzystwem: Cudzołożnicy, rajfurzy, celnicy, pieczeniarze, rzucające oskarżenia i cały tego rodzaju tłum (Menippos 11). Co prawda Mateusz porzucił to, co było nieetyczne i radykalnie się zmienił. Może bezwiednie, ale narzucał własne koncepcje teologiczne, czym fałszował faktografię wydarzeń.

          Łukasz przekazał nie tylko same fakty, lecz próbował interpretować zdarzenia i nadawać im teologiczny sens, tym samym, podobnie jak Mateusz, fałszował faktografię wydarzeń. Niejednokrotnie, od względem historiograficznym były to fikcje literackie. Nie wiadomo, na ile Łukasz jako autor Dziejów Apostolskich historycznie wiernie oddał mowy Jezusa.

          Apostołowie Jakub i Jan byli pod wpływem marzeń o mesjaszu politycznym, do którego chcieli się przyłączyć przez udział w jego rządach. Zwrócili się oni do Jezusa słowami: Daj nam, żebyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, drugi po lewej Twojej stronie (Mk 10,37; Mt 20,20–28).  Apostołowie spierali się o pierwszeństwo (Mt 18), mieli zakusy na dobre stanowiska.

          Juda Tadeusz Apostoł wspomina o apostołach Jezusa Chrystusa: Usta ich głoszą słowa wyniosłe i dla korzyści mają wzgląd na osoby (Jud 17).

          Apostołowie uważali, że tylko oni mogą czynić cuda. Jezus dementował: Nie zabraniajcie  […], kto czyni cuda w imię moje […] ten jest z nami (Mk 9,39–40).

          Jezus sam powołał Judasza, który Go zdradzi (Mt 26,14–16). Piotr trzykrotnie wyparł się Jezusa. Uczniowie rozpierzchli się po pojmaniu swojego Mistrza.

           Jezus pouczał apostołów: Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony» (Łk 14,11; 18,14). Módlcie się, abyście nie ulegli pokusie  (Łk 22,40).

          Kościół instytucjonalny składa się z ludzi z całą ich niedoskonałością. Nie należy więc być zaskoczony smutną i bolesną historią kościoła. Do świętości trzeba dorosnąć: Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty, Pan, Bóg wasz (Kpł 11,45; 19,2).  Na to potrzeba wieków. Skoro ma się taką wiedzę, należy zrobić wszystko, aby kościół stał się godny Kościoła Chrystusowego. Wszystko zależy od  kapłanów i wiernych. 

 

 

Papieże w okresie 1903–1922

 

Papież Pius X (1903–1914) – podobnie jak poprzednicy czuł się więźniem Watykanu. Był pobożny. Poświęcił się misji duchowej. Z tego zadania wywiązał się doskonale. Wykazywał duże zdolności organizacyjne. Zaliczany do reformatorów, choć pod wieloma względami był konserwatywny. Sam niczego nie posiadał. Zależało mu na wewnętrznym wzmocnieniu Kościoła. Troszczył się o poziom kazań. Wydał katechizm. Zmienił brewiarz i mszał, przywrócił gregoriańskie śpiewy, uprościł kodeks prawa kanonicznego. Nepotyzm był dla niego niepojęty. Papieski brat pozostał listonoszem, a ukochany bratanek – zwyczajnym wiejskim proboszczem. Zachęcał do badania Pisma św., ostrzegając jednocześnie przed wybujałą krytyką. W 1909 r. założył w Rzymie Papieski Instytut Biblijny. Dzieła modernistyczne umieścił w Indeksie ksiąg zakazanych. Wymuszał przysięgi przez profesorów uczelni kościelnych, że będą występowali przeciw błędom modernistycznym. Encykliką Editae saepe, w której występował przeciw modernistom i protestantom naraził się protestantom. Papież nakazał wstrzymać jej ogłoszenie w Rzeszy. Był prekursorem Akcji Katolickiej. 

 

Papież Benedykt XV (1914–1922) – wybrany już w czasie działań wojennych I Wojny Światowej. Koronacja miała skromną oprawę. Był słabego zdrowia, niewysokiego wzrostu. Papież wzywał do lepszego duchowego i intelektualnego przygotowania misjonarzy. Benedykt XV zniósł Kongregację Indeksu i włączył jej agendy do Kongregacji Świętego Oficjum. Papież odrzucił modernizm[1], ograniczył stosowanie nowoczesnych metod w egzegezie Biblii, a zarazem popierał rozpowszechnianie Ewangelii w świecie. Podejmował szereg inicjatyw pokojowych. Organizował pomoc sanitarną i żywnościową dla ludności krajów walczących, m.in. dla Polaków i Belgów, a po wojnie ogłosił kolektę na głodujących. Nigdy nie potępił agresji niemieckiej. Państwa Ententy uważały Benedykta XV za stronnika Niemiec, co wydaje się być prawdą.

 

Modernizm XIX wieczny

          Największy wpływ na modernistów wywarły poglądy Bergsona (1859–1941)[2]. Głównym poglądem, który ściągnął potępienie papieskie było założenie, że dogmaty Kościoła katolickiego mają historyczny charakter i ewoluowały w przeszłości łącznie z samym Kościołem. Dlatego też moderniści dopuszczali zmianę doktryny Kościoła posuniętą nawet do zmiany dogmatów. Doktryna miała odpowiadać swojej epoce. Ponadto konsekwencją przyjęcia modernistycznego punktu widzenia, była możliwość pozostawania w Kościele mimo zaprzeczania dogmatom ogłoszonym w dawnych wiekach: były one prawdziwe w momencie ogłoszenia, natomiast w danej chwili prawdziwe mogą być poglądy całkiem odmienne. Przekonanie o ewolucji dogmatów kontrastuje z zaaprobowaną przez Kościół katolicki opinią kardynała Newmana o rozwoju doktryny katolickiej, jej ciągłości i niezależności od epoki historycznej.

          Modernistów wyróżniała też analiza Biblii oparta wyłącznie na tekście, bez zwracania uwagi na komentarze np. Ojców Kościoła. Jednocześnie krytyka tekstu była racjonalistyczna. Np. podawano w wątpliwość realność cudów opisywanych w Biblii, czy rzetelność autorów tekstu biblijnego. Z tego powodu modernistów oskarżano o wpływ protestanckiej szkoły krytyczno-historycznej (szkoła w Tybindze) oraz sekularystycznych idei oświecenia.

          Filozoficznie modernizm charakteryzował irracjonalistyczny pogląd na religię jako domenę emocji wiernych; jako że istnienia Boga ani prawd wiary nie sposób, według modernistów, udowodnić.

          Modernizm został potępiony przez papieża Piusa X w encyklice Pascendi Dominici Gregis i w dekrecie Lamentabili Sane. W tym ostatnim dokumencie Pius X określił modernizm jako sumę wszystkich herezji. Określenie to nie znaczy, że modernizm jest po
łączeniem dotychczasowych herezji, ale wskazuje, że nurt ten – zdaniem papieża – podkopuje doktrynę Kościoła katolickiego w groźniejszy i bardziej perfidny sposób niż inne herezje. Zamiast krytykować poszczególne dogmaty, moderniści negowali istnienie niezmiennej prawdy i sens Urzędu Nauczycielskiego Kościoła (na podstawie Wikipedia).

 

          Filozoteizm powstał niezależnie od XIX wiecznego modernizmu i rozwija się według własnego oglądu. Posiada jednak wiele wspólnych treści i postulatów.

 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.21

 

          Na poligonie przeżywałem ogromny stres. Codzienne zajęcia nie pozwalały mi uczyć się dodatkowo. Miałem oprócz egzaminów uzyskać zaliczenie. Wyjazd na poligon był warunkowy. Dość szybko jednak zorientowałem się, że nikt z dowódców nie wie o tym, że ja nie mam zaliczenia. Zbliżał się termin egzaminów. Koledzy postanowili zdać ISA (instrukcja strzelania armatą) w zerowym terminie. Błagałem kolegów, aby mi tego nie robili. Nie byłem przygotowany. Nie miałem pojęcia jak się przelicza jakieś widły boczne i inne parametry strzelania. Niestety, nikt mnie nie posłuchał. Siedziałem więc w kącie i rozmyślałem, że studia mam już z głowy. Po jakimś czasie przyszedł sam pułkownik egzaminator do sali i zapytał:

 

  Czy jest tu kanonier Porębski?

  Jestem!

 

Krzyknąłem  przyjmując postawę wyprostowaną.

 

  Wy jeszcze nie zdawaliście egzaminu?

  Nie, obywatelu pułkowniku!

  To chodźcie za mną.

 

Co miałem zrobić. Poszedłem.

 

  Proszę wybrać zestaw pytań.

 

Wybrałem pierwszy lepszy. Nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Koniec zapowiadał się żałosny. Pierwsze pytanie dotyczyło zdefiniowania azymutów: geograficznego, magnetycznego, kartograficznego i topograficznego. O Jezus, to pamiętam ze szkoły podstawowej. Wyrecytowałem odpowiedź bezbłędnie. Drugie pytanie dotyczyło iloczynu prawdopodobieństwa trafienia przy jakiś zależnościach. O Chryste, to pytanie z matematyki. Zacząłem wyłuszczać całą znaną mi teorię prawdopodobieństwa. Nie zareagowałem nawet na jego słowa:

 

  Dość wystarczy.

 

Mówiłem dalej. Dopiero ostra reprymenda „dość” przerwała mój wykład. Trzecie pytanie dotyczyło obliczenia wideł bocznych na podstawie jakiś kątów. Moja odpowiedź nie przekonała go.

 

  Na dwa pytania odpowiedzieliście. Trója, odjazd.

 

Wyszedłem z pokoju nie wierząc, że zdałem najgorszy dla mnie egzamin. Gdy miałem egzamin z regulaminu musztry, poprosiłem kolegów, aby w czasie mojego zdawania przeszkadzali pytającemu kapitanowi przez stawianie mu byle jakich pytań. Tak się stało. Pierwsze pytanie z zestawu było łatwe. Gdy skończyłem mówić, kapitan rzekł.

 

  Dobra, proszę drugie.

 

Zaryzykowałem wierząc, że kapitan w ogóle nie słuchał mojej odpowiedzi. Przeczytałem ponownie pierwsze pytanie jako drugie. Odpowiedziałem podobnie.

 

  Dobra, proszę następne.

  Tu mam problem.

  Odpowiedziałeś na dwa. Trója. Żegnam.    

 

Egzamin z zajęć politycznych był w moim zasięgu, medyczny również. Trzeba było wykazać się pomyślunkiem i wiedzą ogólną. Wszystkie egzaminy zostały zdane. Gdy wróciłem z poligonu, poszedłem do sekretariatu wojskowego po wpis do indeksu.

 

  Ale Pan nie  ma zaliczenia?!

 

zagadnęła sekretarka.

 

   Proszę Pani, gdybym nie miał zaliczenia, to bym nie mógł zdawać

egzaminów.

  Tak, to prawda. A co Pan miał na zaliczenie?

  „Zal”.

 

          I tak udało mi się zakończyć pozytywnie drugi rok studiów. Wrzesień dla studentów to czas wakacji, o ile nie ma się w tym czasie praktyk. Nie mogłem doczekać się spotkania z Anią.

 

 

 



[1] Modernizm – poglądy kształtowane pod koniec XIX wieku na bazie filozofii idealizmu niemieckiego: Schopenhauera, F. Nietzschego. Sprzeciw wobec tradycyjnej moralności mieszczańskiej, hasło „sztuka dla sztuki”.

[2] Henri Bergson (1859–1941), laurat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za rok 1927. Był twórcą intuicjonizmu. Głosił, że główną rolę w procesie życiowym odgrywa nie rozum, ale irracjonalizm – pęd życiowy. Świat podlega ciągłemu rozwojowi a życie człowieka jest strumieniem przeżyć i czynów. Najwyższą wartość stanowi wolność. Stworzył koncepcję élan vital (pędu życiowego), siły motorycznej, będącej przyczyną wszelkiej aktywności organizmów żywych. Podstawowym narzędziem poznawczym, z jakiego korzysta nauka, jest intelekt. To intelekt (umysł) uogólnia, schematyzuje, kwantyfikuje, relatywizuje. To intelekt tworzy pojęcia – pojęcia rzeczy. Intelekt służy wyłącznie działaniu. Na intelekcie opiera się, i musi się opierać, poznanie naukowe. Filozofia winna opierać się na intuicji – gdyż intuicja jest poznaniem bezinteresownym. Uczeń Bergsona wykazał, że bergsonizm zmierza właściwie ku panteizmowi immanentystycznemu, negującemu transcendencję, absolutność i niezmienność Boga.

Rola Ducha Świętego w Kościele

 

          Kościół bardzo często powołuje się na Ducha Świętego, który czuwa nad Kościołem. W ten sposób próbuje autoryzować doktrynę teologiczną, a zarazem przestrzega przed próbą przeciwstawienia się Jej. Doktryna katolicka została zbudowana na podstawie Pisma świętego, Tradycji apostolskiej, a później tradycji eklezjalnej.

          Dopuszczenie Tradycji ustnej dało możliwość pewnego szlifu przekazom biblijnym. Wiadomo, jak wiele jest w Piśmie świętym mitów i legend. Niektóre trzeba było od razu zaznaczyć, że są mitami, a niektóre stały się przedmiotem wiary: Niepokalane Poczęcie NMP, narodziny Jezusa przez Dziewicę, Zwiastowanie, Nawiedzenie i wiele innych. Jak mówi Katechizm: apostołowie nauczyli się od Ducha Świętego (s. 32). Przywołanie takiego Protektora w zasadzie blokuje każdą dyskusję.

          Trzeba rozróżnić Kościół Chrystusowy powołany przez Jezusa Chrystusa od kościoła instytucjonalnego. Nad Kościołem Chrystusowym czuwa Jego Założyciel Jezus Chrystus w postaci Ducha Świętego. Czy nad kościołem instytucjonalnym też czuwa Duch Święty? Tak, ale w działaniu Opatrznościowym. Kościół składa się z wiernych. Opatrzność, która czuwa nad każdym wiernym przekłada się na Opatrzność całego kościoła.

          Na czym polega Opatrzność Boża? Polega na nieustannym podtrzymywaniu świata w istnieniu. Nie narusza wolności człowieka. Pobudza sumienia do godnego życia. Przed dar wolności nie może nic zrobić, gdy człowiek chce błądzić. Tak też się stało z kościołem instytucjonalnym, błądził przez wieki. Kościół jest tak samo grzeszny, jak grzeszny jest człowiek.

 

 

Papieże w okresie 1878–1903

 

Papież Leon XIII (1878–1903) – odważny, pobożny o chłodnym obejściu. Podjął próby dostosowania nauczania do nowych czasów. W swoim pisarstwie podkreślał rolę Kościoła jako źródło wiecznych i niezmiennych zasad, obyczajów i sprawiedliwości. Był zwolennikiem tomizmu, który uważał za podstawę filozofii chrześcijańskiej. Atakował socjalizm i komunizm. Zajmował się wolnomularstwem, stosunkami Kościoła z państwem. W encyklice Rerum novarum (1891) poruszył kwestie robotników, broniąc ich interesy. Opracował nowe normy dla cenzury kościelnej (1897) i wydał Indeks ksiąg zakazanych (1900). Zabiegał o zjednoczenie całego Kościoła, zachęcając protestantów jak i prawosławnych do communio (wspólnoty) z Kościołem rzymskich, ale nie godził się na federacyjny model Kościoła. Utrzymywał wschodni ryt dla Ormianów, Chaldejczyków i Kościoła koptyjskiego. Papież wzmocnił system centralnego kierowania Kościołem. Podniósł znaczenie nuncjuszy w poszczególnych krajach. Przez rozumne działania Leon podniósł międzynarodowy prestiż papiestwa. Zachęcał do poszukiwania prawdy. Otworzył (1881) archiwa watykańskie dla uczonych. Aprobował nowe metody badania Biblii. Hojnie wspierał badania w zakresie nauk przyrodniczych, historii, archeologii, astronomii. Zbudował pierwsze obserwatorium astronomiczne w Watykanie. Od 1890 pogorszyły się stosunki papieża z państwem włoskim. Pomimo zmniejszonej powierzchni państwa autorytet moralny Kościoła został przywrócony.

 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.20

 

         Na poligonie byłem bardzo zaskoczony moimi kolegami. Jak bardzo się zmienili. Używali języka brukowego w każdym zdaniu. Bardzo mnie to raziło. Owszem, nie byłem święty, ale widziałem w tym dużą przesadę. Zdobyłem się nawet na odwagę i zwróciłem uwagę koledze, który spał blisko mnie. Popatrzył na mnie zdziwiony. Prawie codziennie, przed spaniem, koledzy robili kocówę tym, którzy zasypiali pierwsi. Ja spałem na górze piętrowego łóżka i byłem jeden z pierwszych, którzy zasypiali. Nigdy, nikt nie odważył się podnieść rękę na mnie. Dlaczego? Nie bardzo umiem to wytłumaczyć. Po prostu nie było to w moim przypadku śmieszne. Zawsze byłem w pewnym dystansie do kolegów. Instynkt podpowiadał mi pewną czujność. Nawet gdy byłem pod rauszem byłem świadomy sytuacji. Oczywiście nie było to widoczne, bo byłem przy tym wesołym młodym człowiekiem. Lubiłem żartować i wygłupiać się.

         Przełożeni wojskowi byli inni na poligonie niż na uczelni. Nie wiedzieli o mojej awersji do strzelania i braku przygotowania ogniowego. Nie wiedzieli też, że zawsze przyjmowałem pozycję drugiego amunicyjnego. Gdy doszło do pierwszego strzelania ostrą amunicją, nowy pułkownik wskazał na mnie i powiedział.

 

  Ty będziesz celowniczy.

  Panie pułkowniku, ja jestem drugim amunicyjnym!

  W szeregu nie dyskutuje się!

 

O rany, co ja teraz zrobię?! Podszedłem do armaty, podtrzymując ręką wielki hełm, który co chwilę spadał mi z mojej głowy na twarz. Po raz pierwszy spojrzałem przez przyrząd optyczny armaty. Zobaczyłem gdzieś w oddali makietę czołgu. Poruszyłem drążkami – działały. Po chwili padła komenda, cel taki a taki. Skierowałem lufę na makietę. Poszło mi całkiem zgrabnie. Usłyszałem kolejną komendę.

 

  Ognia!

 

Będąc pod wrażeniem nowej dla mnie sytuacji, zapomniałem, że armata po wystrzale dostaje odrzutu. Przytulony twarzą do przyrządu optycznego przesunąłem rączkę ogniową w dół. Wybuch spowodował u mnie odruch bezwarunkowy. Cofnąłem głowę. Mój wielki hełm zsunął mi się na twarz. Poczułem mocne uderzenie w zbawienny hełm. Poleciałem do tyłu. Twarz została cała. Szybko pozbierałem się i dopadłem z powrotem przyrządy celownicze. Kolega, który pełnił rolę dowódcy, krzyknął coś w rodzaju zwiększyć o tyle a tyle, a potem coś zmniejszyć. Zamarkowałem, i obróciłem widoczne gałki przyrządu celowniczego o parę dowolnych stopni. Odchylając ciało, uderzyłem ręką w wajchę ogniową i odpaliłem. Tym razem armata nie odrzuciła mnie.  Kilka pocisków poleciało w powietrze. Makieta została nienaruszona.

          Bardzo dobrze strzelałem z kałasznikowa. Ponieważ dostałem stare buty o dwa numery za duże, bardzo dobrze znosiłem musztrę. Koledzy walczyli o jak najbardziej dopasowany strój. Mnie było to obojętne. Po musztrze, oprócz mnie, wszyscy koledzy leczyli rany z otarcia.

Kościół milczy

 

          Kościół na podstawie Pisma świętego i Tradycji wypracował konstrukcję teologiczną, uznał ją za prawdziwą i przekazał do wierzenia jako obowiązującą. Dziś przekaz ten budzi jednak wątpliwości, staje się coraz mniej wiarygodny i powoduje, że wiele osób odchodzi z Kościoła.

          Mimo konserwatywnego przekazu, Kościół głosi jednak podstawowe prawdy religijne. Odczytał też bezbłędnie treść etyczną. Kościół mimo zastrzeżeń doktrynalnych prowadzi do Zbawienia. Jak więc odchodzić od Kościoła, który spełnia rolę duchowego przewodnika?

          Nie należy zarzucać kościołowi celowe fałszowanie Prawdy. Historia kościoła pokazuje kręte drogi, ale nie dotyczy to depozytu wiary. Błąd tkwił raczej w historycznym, bezkrytycznym przyjęciu Tradycji oraz bezkrytycznym odczytaniu opisów biblijnych jako prawdziwych wydarzeń. Niejednokrotnie kościół musiał wykonać wielki wysiłek, aby skleić wydarzenia biblijne w sensowną teologię. Dzisiaj głoszona katecheza nie wytrzymuje próby czasu. Dla wielu jest zbyt bajkowa, infantylna. Kościół ma więc wielki problem. Trudno jest mu przyznać się do błędów doktrynalnych.

          Historia papiestwa pokazuje straszne dzieje kościoła, a mimo to kościół trwa.  Prawdy o zbrodniach i nieobyczajności  papieży nie podważyły sensu jego istnienia, mimo, że wiele osób o tym wie. Książki, które o tym mówią są powszechnie dostępne. Jestem przekonany, że ujawnienie nowej teologii, nowego oglądu wiary wzmocni kościół, a nie osłabi. Kościół zyska na swoim autorytecie. Póki co, Kościół milczy.

 

 

Papieże w okresie 1846–1878

 

Papież Pius IX (1846–1878) – przyjęty entuzjastycznie, zwłaszcza po ogłoszeniu amnestii. Z czasem ujawnił swoje zachowawcze stanowisko. Przy końcu pontyfikatu znienawidzony za brak tolerancji. Początkowo działał w duchu reformatorskim. 9 lutego 1849 roku w Rzymie proklamowano Republikę Rzymską pozbawiając papieża władzy świeckiej. Pozostawiono mu jedynie prawo pełnienia funkcji religijnych. Papież Pius IX wezwał na pomoc cały świat. Francuski korpus interwencyjny zajął Rzym. Pius  IX powrócił do Rzymu. W 1860 r. wojska piemonckie pokonały oddziały papieskie. Rok później powstało Królestwo Włoch. Emanuel król Włoch zaproponował papieżowi kilka sposobów połączenia Państwa Kościelnego z jego królestwem. Za każdym razem papież odpowiadał: Non possumus! Papież uważał, że władza doczesna jest potrzebna dla autorytetu Kościoła. Papież wierzył w swoją nieomylność. 8 grudnia 1854 r. ogłosił dogmat o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny. Encykliką Quanta cura potępił wszelkie doczesne idee: racjonalizmu, towarzystwa biblijnego, gallikanizmu, etatyzmu, socjalizmu, wolności prasy, równość kultu, panteizmu, naturalizmu, indyferentyzmu, komunizmu i inne. W dołączonym do encykliki syllabusie zestawiono 80 błędnych poglądów i uznano za niedopuszczalne stwierdzenie, że papież może i powinien pogodzić się z postępem, liberalizmem i nowoczesną cywilizacją. Dokument ten sprawił izolację Kościoła od wyznawców innych religii. Papież zwołał Pierwszy Sobór Watykański (1869–1870). Celem był ogłoszenie dogmatu o nieomylności papieża wypowiadającemu się w imieniu Kościoła (ex cathedra). Dyskusje były burzliwe. Przywoływano papieży heretyków: Honoriusza I, Liberiusza, Wigiliusza, Jana XXII. Papież był uparty. Wykorzystał wyjazd biskupów niemieckich i francuskich (przeciwników dogmatu). Biskupi włoscy, uzależnieni od papieża zostali zaszantażowani. W 1870 r. dogmat został przyjęty. Jako wyraz protestu przeciw uchwałom soboru powstał w Holandii Kościół starokatolicki (1871).  Papież zmarł w 1878 r. Pozostawił po sobie złe wspomnienia. Był to najdłuższy w dziejach pontyfikat.

 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.19

 

         11 czerwca 1969 r. ukończyłem studium astronautyczne. Prezesem Towarzystwa Astronautycznego był słynny polski astronom, wtedy doc. dr Kazimierz Kordylewski. Miałem wyjechać statkiem na ekspedycję na równik w poszukiwaniu innych księżyców Ziemi. Nie pojechałem, bo trzeba było sobie samemu opłacić podróż. Po tej podróży dr Kordylewski ogłosił, że znalazł dwa nowe księżyce Ziemi składające się z przechwyconego pyłu kosmicznego.

          Pod koniec drugiego roku studiów brakowało mi zaliczenia z wojska, a przede mną był poligon. Wezwał mnie kierownik Studium Wojskowego. Zmierzył mnie od stóp do głów. Zobaczył miłego chłopca o nienagannych manierach. Przez chwilę patrzył na mnie i powiedział.

 

  Wid
zę, że nie jesteście chuliganem. Pojedziecie warunkowo na poligon i tam zrobicie zaliczenie.

   

Boże, byłem krok od wylecenia ze studiów!

 

          Bardzo lubiłem chodzić do klubu studenckiego „pod Jaszczurami”. Wystarczyło mieć dwadzieścia złotych na bilet i jedną Coca colę.  Przychodzili tam bogaci studenci i ci „zwariowani”. Można było nasłuchać się tam opowieści, najczęściej nieprawdziwych lub mocno podkolorowanych.  26 lipca poszedłem tam na potańcówkę. Kiedy zszedłem do piwnicy klubu zobaczyłem śniadą, średniego wzrostu dziewczynę, brunetkę, o dużych ustach, pięknych ciemnych oczach. Zakochałem się w niej od pierwszego spojrzenia. Miała na imię Ania. Poprosiłem Anię do tańca. Po zabawie odprowadziłem ją do domu. Umówiłem się z nią nazajutrz na Rynku pod restauracją „Wierzynek”, w którym odbywała praktykę studencką. Była jedynaczką. Studiowała chemię na UJ.  Starałem się bardzo, aby zainteresować ją swoją osobą. Miałem świadomość, że za dwa lub trzy dni wyjeżdżam na poligon wojskowy. Ona z rodzicami jechała na wczasy na południe Europy. Udało mi się dostać od niej zdjęcie. Byłem zrozpaczony myślą, że ją przez konieczną rozłąkę – utracę. Zdjęcie Ani towarzyszyło mi przy wszystkich zajęciach wojskowych.

 

Dusza (duch) to byt czy nie-byt

 

          Istnienie duszy (ducha) wynika z różnych przesłanek religijnych i zjawisk duchowych. Dla potrzeb poniższego wykładu przyjęto, że dusze (duchy) istnieją. Trzeba od razu zaznaczyć, że pochodzenie duszy (ducha) jest metafizyczne, transcendentalne. Słowa użyte do jej opisu pochodzą z przestrzeni rzeczywistej. Tym samym, słowa nie oddają całej Prawdy o istocie tego fenomenu.

          Czym różni się pojęcie duszy od ducha? Dusza jest określeniem ontologicznym (bytowy), a duch raczej dynamicznym (duch ożywia). Można te pojęcia używać zamiennie. Mówią one o tym samych rozumnym fenomenie duchowym.

          Czy dusza jest bytem? Bytem jest to, co jest, istnieje, coś co posiada swoją substancję i przypadłości. Mówi się, że dusza ma naturę duchową, ale czym jest jej podłoże? Jak wygląda substancja duszy? Niestety nie ma narzędzi do jej zmysłowego oglądu. Nie jest znana jej substancja. Nie można też określić jej współrzędnych w przestrzeni. Należy mieć świadomość, że używając pojęcia ontologicznego wskazuje się jedynie na jej istnienie. Dalszej wiedzy o istocie duszy (ducha) brak. Brak znajomości substratu nie oznacza jednak, że jego nie ma, dlatego póki co, nie jest błędem nazywanie duszy (ducha) bytem. Podobnie Boga nazywa się Bytem duchowym.

          Czy dusza jest nie-bytem? Filozoteizm zaadoptował nazwę niebytu (pisząc ją z myślnikiem) do rozważań teologicznych wiedząc, że istnienie niebytu jako przeciwieństwo bytu, w jakiejkolwiek formie, jest wewnętrznie sprzeczne i bezsensowne. Nie-byt według definicji filozoteizmu to realne istnienie czegoś, co nie ma podłoża (substancji), ale ma przypadłości[1]. Te przypadłości istnieją swoim istnieniem. Nie-bytem są emocje: miłość, szczęście, dobre emocje, złe emocje, potępienia, stany Prawdy, stan Dobra najwyższego itp. Przypadłość nie-bytu jest funkcjonałem[2].  Czy może istnieć coś, co nie ma podłoża? Na ten temat ciągną się od wieków dyskusje pod hasłem nominalizmu. Czy określenia (pojęcia) te istnieją tylko w ludzkich umysłach, czy faktycznie istnieją?

          Energia fizyczna istnieje, a nie ma podłoża. Jest więc nie-bytem. Jej funkcjonałem jest jej moc sprawcza.  Emocje to rodzaj energii duchowej. Emocje są przypadłością nie-bytu. Dusza wpasowuje się w pojęcie nie-bytu. Jej lepszym określeniem jest Duch, jako czynnik dynamiczny. Duszę można uznawać też za istniejący stan osobowej świadomości. Dzięki tej samej naturze możliwy jest dialog i relacja Boga z duszą. Ta sama natura pozwoliła na Wcielenie się Boga w sensie dynamicznym. Bóg działa w Akcie dynamicznym Jezusa Chrystusa. Takie ujęcie tłumaczy fenomen Wcielenia. Ontologiczny opis Wcielenia jest nie do przyjęcia zdroworozsądkowo.

 

 

Papieże w okresie 1823–1846

 

Papież Leon XII (1823–1829) – był słabego zdrowia, żył skromnie, surowo i ubogo. Ze względu na jego drobiazgowość nie był lubiany. Powróciły lata inkwizycji i polowania na czarownice. W 1826 wydał edykt nakazujący Żydom zamieszkanie w getcie i pozbawiający ich majątków. Mieszkańcy Rzymu musieli pod karą więzienia dopełnić obowiązku spowiedzi wielkanocnej. Ścigano nacjonalistów, którzy dążyli do zjednoczenia Włoch i wytaczano im procesy. Leon XII zakazał tłumaczenia Biblii na języki narodowe. Ponowił zakaz przeprowadzenia szczepień przeciw ospie. Gdyby nie wstcznictwo umysłowe, Leon XII mógłby okazać się godny papieskiej tiary. Angażował się w liczne ulepszenia Kurii, zakonów, systemu kształcenia.

 

Papież Pius VIII (1829–1830) – schorowany starał się kontynuować reformy poprzednika. Był przeciwnikiem wszelkich ruchów zmierzających do zmiany dogmatów.

 

Papież Grzegorz XVI (1831–1846) – wybitny papież, fatalny przywódca państwa. Administracja państwa była źle prowadzona. Używał tabaki przez co miał wiecznie czerwony nos. W tym czasie karbonariusze walczyli o zjednanie Włoch. Papież nie był wolny od nepotyzmu. Miał przyjaciółkę Klementynę Verdes, którą nazywano „najświętsza kurwę” (Santissima Putana). Był przekonany o wyższości wszystkiego, co kościelne, nad tym, co świeckie. W 1839 r. potępił niewolnictwo jako niegodne chrześcijan. Bał się intelektualnego dociekania wiary. Ocenzurowywał wszelkie nowinki religijne. Papież bronił niezależności Kościoła i obawiał się wybuchu rewolucji zjednoczeniowej. Pod wpływem Rosji encykliką Cum primum potępił powstanie listopadowe w Polsce i napiętnował udział w nim duchowieństwa.

 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.18

 

          Na drugim roku, na zabawie poznałem studentkę Elżbietę K. Zwróciłem na nią uwagę, bo wyróżniała się wśród innych. Była dobrą, niezepsutą dziewczyną o nienagannych manierach. Zapamiętałem zapach jej perfum o nazwie Być może. Często przesiadywałem u niej w domu. Puszczała płyty z najnowszymi przebojami muzycznymi. Lubiłem z nią rozmawiać. Powoli wciągałem się w romans. Krew burzyła się. Ona jednak hamowała moje zapędy skutecznie. W końcu, moje zakusy ostygły zupełnie. No cóż, widocznie nie była to miłość. Ona dopiero miała nadejść.

          Poznałem przemiłą Halinę Rzemińską, koleżankę klasową brata. Byłem krok od zakochania się. Sam stłumiłem rodzące się uczucie. Ona dopiero wchodziła w życie. Uważałem, że na pewno będzie chciała się wyszumieć. Nie chciałem być przez nią uczuciowo okaleczony. Bardzo podobała mi się Sylwia. Nie bardzo jej odpowiadałem. Nie miałem zresztą samochodu, który był warunkiem spotykania się.

          Co czwartek mieliśmy zajęcia wojskowe. Głupota wojskowych wykładowców zniechęciła mnie zupełnie do wojska. Dziwne, bo mój charakter idealnie nadawał się na wojskowego. Zawsze byłem zdyscyplinowany wewnętrznie i poukładany. Ich polecenia były dokładnym odzwierciedleniem powszechnych żartów i dowcipów jakie krążyły o wojskowych. Dostałem na wyposażenie długi płaszcz. Jaki dali, taki wziąłem. Sięgał mi po kostki. Wyglądałem w nim jak karykatura świętego Mikołaja. W zimie, gdy pierwszy raz ubraliśmy się w płaszcze i stanęliśmy na zbiórce wyglądaliśmy żałośnie. Przełożony nakrzyczał na nas i kazał wyrównać długości. Na następnej zbiórce było jeszcze gorzej. Ja w ogóle nie skróciłem płaszcza, a niektórzy zrobili sobie z nich kurtki. Przełożony szalał ze złości. Do końca studiów wyglądaliśmy dość dziwacznie. Długi płaszcz bardzo mi się przydawał, gdy padała komenda padnij na mokrym gruncie. Zanim upadałem, zawijałem tak płaszcz, że całe nogi chowały się w nim. Inni, po takich zajęciach byli mokrzy. Ja nie.

          Kiedy mieliśmy ćwiczenia przy armatach, nigdy nie pchałem się do przyrządów celowniczo-optycznych.  Tym samym nie nabierałem praktyki w strzelaniu. Przyjmowałem zawsze pozycję drugiego amunicyjnego. Moim zadaniem było wyciąganie pocisku ze skrzynki i podawanie go pierwszemu amunicyjnemu. Brak umiejętności strzeleckich zemści się na poligonie wojskowym.



[1] Kolor jest przypadłością (bytu), ale nie jest nie-bytem.

[2] Funkcjonał to neologizm wprowadzony przez autora. Funkcjonał interferuje. Przykładowo. Energia modlitwy wspólnej ulega wzmocnieniu.

   

Kto wychodzi komu naprzeciw

 

          Bezdyskusyjne jest, że Stwórca musiał uczynić pierwszy krok. Zamysł Boga aby Objawić się w postaci ludzkiej było w zamyśle Bożej ekonomii. Bóg nie mógł jednak zrealizować swojego zamysłu od razu, z bardzo prozaicznej przyczyny. Na początku nie było odpowiedniego kandydata, który wyraziłby wolę całkowitego oddania się Ojcu i był do tego predestynowany. Realizację swojego planu Bóg pozostawił człowiekowi. To niezwykłe uszanowanie człowieka. Bóg na łasce człowieka.

           Zanim Bóg mógł zrealizować swój plan Objawienia wyszedł naprzeciw człowiekowi  wyposażając każdego z nich wrażliwością na Jego istnienie. Wrażliwość nie jest nakazem lecz subtelną zdolnością.

           Bóg oczekując na Mesjasza wyszedł człowiekowi naprzeciw. Czekał cierpliwie i nie ponaglał. Życzliwość Jego nie miała granic. Narodzony Jezus jako wolny Człowiek mógł odmówić Ojcu. Nie odmówił.

           Postawa Jezusa była zaskakująca. Tym razem On wyszedł Bogu naprzeciw. Ofiarował siebie na Odkupienie innych. Nie musiał. Chciał. Bóg Ojciec przyjął Jego ofiarę i uczynił ją skuteczną.

           Warto zastanowić się, czym zwykły człowiek mógłby wyjść Bogu naprzeciw. Do czego jest zdolny sam z siebie. Czy może Boga zaskoczyć? Pewnie nie, ale sprawić Mu „radość”. Tak.

 

 

Papieże w okresie 1769–1823

 

Papież Klemens XIV (1769–1774) – tiara za rozwiązanie zakonu jezuitów. W 1773 r. bullą Domine ac Redemtor rozwiązał zakon[1]. Protestancki król Prus, Fryderyk II i prawosławna caryca Katarzyna zatrzymali papieską bullę na granicy swych państw. Nie zamierzali pozbawiać swej młodzieży doskonałych nauczycieli. Generał zakonu i jego doradcy osadzeni zostali w zamku Świętego Anioła. Tam dogorywali. Papież dręczony koszmarami zmarł.

 

          W Europie pojawiły się silne ruchy polityczno-religijne, zmierzające do uniezależnienia kościołów od władzy papieskiej, ograniczenia uprawnień papieża na rzecz władzy królów (państwa). Tak też powstały:

Gallikanizm we Francji,

Febronianizm w Niemczech,

Józefinizm w Austrii.

 

Papież Pius VI (1775–1799) – dbał o elegancję, która odwróciła się w stronę parodii. Znaczenie papiestwa stało się znikome. Musiał zmierzyć się z ruchami polityczno-religijnymi: Gallikanizmu, Febronianizmu, Józefinizmu  jakie zaczęły rozkwitać w tym czasie. W 1789 r. we Francji  konfiskowano dobra kościelne, pozbawiano kler przywilejów, rozwiązywano zakony, ograniczono liczbę biskupów. Papież popełniał błędne decyzje przez co podzielił kler na dwa obozy. Lud rzymski powstał przeciw papieżowi. Żołnierze Piusa VI stłumili bunt. Francja podjęła działania wojenne, zaatakowano Rzym.  Papieża wywieziono z Rzymu. Proklamowano republikę Włoską. Papież zmarł na wygnaniu.

 

Papież Pius VII (1800–1823) – otwarty na nowoczesną myśl, realista. Był łagodny, delikatny i zarazem odważnym duszpasterzem. Po oswobodzeniu Rzymu spod francuskiej okupacji przez Ferdynanda z Neapolu w 1801 r. papież odzyskał część swego państwa. Zapanował nad klerem francuskim. Napoleon Bonaparte poniżył papieża podczas uroczystości koronacji, sam nałożył koronę sobie i cesarzowej. W 1808 r. Napoleon ponownie wkroczył do Rzymu, zlikwidował Państwo Kościelne, wcielając je do swego cesarstwa. Papież został uwięziony. Napoleon w liście do papieża napisał, że Ojciec Święty powinien być mu wdzięczny za uwolnienie papieża od doczesnych trosk, które tak bardzo przeszkadzały w kierowaniu duchowym. Potrzeba było ponad stu lat, aby uznać słuszność tych słów. Pius VII po wielu perypetiach przywrócił papiestwu poważanie i potęgę. Kongres Wiedeński oddał mu niemal wszystkie ziemie Państwa Kościelnego. Papież rozpoczął reformy. Zniósł ustawodawstwo francuskie, wznowił trybunał inkwizycyjny bez prawa stosowania tortur. W Rzymie zniesiono oświetlenie ulic, zakazano szczepień przeciw ospie, uznając je za nieludzkie. W 1814 r. Pius Vii przywrócił do istnienia
zakon jezuicki.  W Bawarii wydano edykt wprowadzający równouprawnienie wszystkich religii, co papież przyjął z oburzeniem.

 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.17

 

          13 marca 1968 roku rozpoczęły się rozruchy studenckie. Poszedłem na spotkanie z rektorem AGH. Próbował nas uspakajać. W któryś momencie odtrącił go student i krzyknął do mikrofonu.

 

  Wy tutaj sobie siedzicie i gadacie, a na Ujocie biją nasze dziewczyny. 

 

Wszyscy poderwali się i wyszli  z auli. Pobiegłem pod Uniwersytet Jagielloński. Było już po wszystkim. Opary piekącego dymu przypominały tylko, że coś się tu wydarzyło. W strajku uczestniczyłem aktywnie. Roznosiłem ulotki, brałem udział w wiecach i w spotkaniach.

          Strajk zakończył się dwudziestego. Nie do końca rozumiałem, o co chodziło. Moje poglądy polityczne ograniczały się do podświadomej niechęci do komuny. Brakowało mi gruntownej wiedzy polityczno-historycznej.

          Po wypadkach marcowych zdarzył mi się nieprzyjemny incydent. Jak wspomniałem, mieliśmy w naszym mieszkaniu współlokatorkę panią Anielę Dybkowską, która stale dokuczała mojej mamie, choćby przez nasyłanie przeróżnych komisji dzielnicowych.  Mama często żaliła się na nią. Nie bardzo wiedziałem, jak mogę temu zapobiec. Pewnego dnia, gdy wróciłem z uczelni do domu zastałem matkę leżącą na tapczanie. Cała się trzęsła i płakała. Z ust wydobywał się żal, że nie ma nikogo (ojciec najczęściej przebywał w szpitalach), kto by ją obronił przed tą sekutnicą. Widok był dla mnie okropny. Krew uderzyła mi do głowy. Muszę pokazać mamie, że ma we mnie obrońcę. Poszedłem do wspólnej kuchni. Pani Aniela trzymała w ręce słoik z rzodkiewkami. Powiedziałem jej, że jak nie przestanie nękać mojej mamy, to nie ręczę za siebie. Odpowiedziała.

 

  Ja nie będę z tobą gówniarzu dyskutować.

 

Krew jeszcze bardziej mi zawrzała. Podniosłem prawą rękę do góry. Rzuciłem brzydką inwektywę i zagroziłem, że jej coś zrobię jak nie przestanie dręczyć mamy. Pani Aniela podniosła słoik do góry, tak jakby chciał nim rzucić. Zareagowałem odruchowo. Lewą ręką wybiłem jej słoik z ręki. Poleciał długim łukiem i wpadł do zlewu. Jej słów inwektyw już nie pamiętam. Płaską ręką zdzieliłem ją po twarzy.

 

  Pamiętaj k…., żeby było to ostatni raz…

 

Po kilku niecenzuralnych słowach opuściłem kuchnię cały roztrzęsiony. Uczynek mój był oczywiście naganny, jednak gdzieś głęboko w sercu byłem zadowolony. Stanąłem w obronie moje ukochanej matki.

          Po chwili, Pani Aniela wyszła z mieszkania. Po kilku dniach dostałem wezwanie na Komendę Milicji. Powód, pobicie z uszkodzeniem ciała. Pani Aniela musiała sama się okaleczyć i szybko poszła do lekarza, aby dokonać obdukcji. Pojawiła się również u mojego dziekana na uczelni. Czasy były niesprzyjające, po-marcowe.

          Na Komendzie ograniczyłem swoje zeznanie do kłótni z panią Anielą. Milicja robiła wywiad środowiskowy. Jak już mówiłem, byłem bardzo grzecznym młodzieńcem. Wszędzie zbierali o mnie doskonałe opinie. Wezwał mnie również dziekan wydziału. Bałem się, że wylecę ze studiów. Dopiero w październiku otrzymałem zawiadomienie od milicji, że śledztwo zostało umorzone. W późniejszych latach moje stosunki z panią Anielą znowu były poprawne. Podejrzewam, że miała podobne wyrzuty sumienia, co ja.



[1] 23000 jezuitów musiało opuścić klasztory, zamknąć 679 kolegiów, 176 seminariów i ponad 400 siedzib. W misjach pozostawiono setki tysięcy neofitów.< /span>

Sprawy doktrynalne odchodzą na plan dalszy

 

          Dla osoby wierzącej, która uznaje istnienie Boga, Jezusa Chrystusa jako wyróżnionego Syna Bożego, głoszona chrześcijańska teologia konceptualna jest nieporozumieniem. Co prawda zmierza ona do tej samej eschatologicznej mety co wiara zdroworozsądkowa. Dla wiernych nieinteresujących się fundamentami wiary jest to obojętne. Odczuwa się również niechęć do nowego oglądu wiary. Jak mówią: jest dobrze, nie ma co psuć. Dla osób poszukujących Prawdy rzeczywistej (faktografia prawdziwych zdarzeń) jawi się problem, gdy inaczej pojmują fundamenty wiary. Zastanawiają się, czy ich obecność w kościele katolickim jest zasadna. Wiele osób rozgoryczonych odchodzi. Odchodzą również kapłani (ks. T. Węcławski), którzy odkryli legendarny charakter wiary. Np. w KKK[1] napisane jest: Objawił siebie samego pierwszym rodzicom zaraz na początku (s. 28). Na tej samej stronie jest powoływanie się na Przymierze Boga z Noem oraz troskę Boga powierzonej aniołom (według filozoteizmu anioły są istotami konceptualnymi). Dalej wspomniany jest Abraham, księgi legendarne itd.

          Z tym problemem przyszło mi się zmierzyć osobiście. Po wnikliwym rozmyślaniu, przyjąłem postawę kompromisową. Ja już wiem, to oni (kościół, wierni) mają problem, nie ja. Moja postawa wynika z ogromnego przywiązania się do Kościoła. Dobrze się czuję w budynkach sakralnych, uwielbiam atmosferę uduchowienia, mistykę, pieśni, modlitwy. Celebry kultu są piękne. Sam przez wiele lat śpiewałem w chórze kościelnym. Teologia, choć konceptualna, niekiedy infantylna, wytwarza niesamowitą atmosferę sacrum. Ponieważ zmierzamy w tym samym kierunku, różny ogląd wiary nie jest warunkiem sine qua non (warunek bezwzględny) przynależności do kościoła. Mam świadomość inności i świadomość ta mi wystarczy. Kiedy uczestniczę w celebracji kultu, łączę się z Bogiem. Sprawy doktrynalne odchodzą na plan dalszy.


 

Papieże w okresie 1724–1740

 

Papież Benedykt XIII (1724–1730) – sam skromny, nie znał mechanizmów władzy. Ślepo wierzył ludziom. Padł ofiarą oszusta Niccolo Coscia, którego wprowadził na salony Watykanu. Ucierpiał  budżet Kościoła i honor papieża. Ustanowił kary za udział w grach hazardowych.

 

Papież Klemens XII (1730–1740) – prowadził Kościół z łoża. Był inteligentny, wielkiej dobroci i uczciwości. Oszusta Niccolo Coscia osadził w więzieniu. Zniósł kary poprzednika za udział w grach hazardowych, aby zasilić skarbiec papiestwa. Dokończył wiele pięknych rzymskich budowli. Nie  żałował kasy na budowle poza Rzymem. Miasto to stało wspaniałym ośrodkiem kultury. Papiestwo traciło prestiż. W 1738 roku papież potępił masonerię.

 

Papież Benedykt XIV (1740–1758) – zaletą papieża była jego świadomość człowieczeństwa, nie boskości. Zachowywał się zwyczajnie. Spacerował pieszo po Rzymie. Pracowity, dokonał zmiany w liturgii oraz w przepisach udzielania sakramentów. Dopuszczał związki między katolikami a protestantami. Był wolny od uprzedzeń. Bez wahania powierzył kobietom dwie katedry uniwersyteckie, otworzył wydział chirurgii i muzeum anatomii.. Zalecił ostrożność przy ocenzurowaniu książek. Utrzymywał wiarę ludu w granicach rozsądku odróżniając ją od naiwności. Jak mówił: jestem przede wszystkim papieżem, dopiero później suwerenem. Nie bardzo lubił jezuitów, a zwłaszcza ich panoszenie się na dworach książęcych.

 

Papież Klemens XIII (1758–1769) – sympatyk i uczeń jezuitów. Troszczył się o swój lud. Pomagał i udzielał schronienia zgłodniałym uciekinierom z Lacjum i z południowych Włoch. W tym celu sięgnął po złoto papieskie. Naciski ze wszystkich stron (Portugalii, Francji, Hiszpanii) na likwidację zakonów jezuitów sprawiły u papieża zawał serca w przeddzień posiedzenia, na którym komisja miała zadecydować o losie jezuitów.

 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.16

 

         Na studiach było nas początkowo około 60 osób. M. innymi poznałem Ryszarda Śmiszka i Krzysztofa Zapędowskiego. Krzysztof pochodził z Chełma lubelskiego. Jego Ojciec był ordynatorem szpitala, a matka prawdopodobnie bio-chemiczką. Był on trochę wyższy ode mnie. Miał twarz męską, szczękę dolną wysuniętą. Nie wszystkie mięśnie równo wyrośnięte tworzyły postać troglodyta. Jego męska uroda powodowała,
że miał większe powodzenie u kobiet niż ja.

          Zbliżyliśmy się do siebie i polubili. Jego inteligencja była bardzo wysoka. Uczył się mało, za to świetnie zdawał egzaminy. Bardzo często rozmawialiśmy o życiu i przyszłości. Miał on jednak wadę, która zupełnie nie pasowała do jego wielkiej postury. Miał kompleks prowincjusza (mieszkał w Chełmie Lubelskim). Mieszkając od dziecka w Krakowie nie zdawałem sobie sprawy, że można mieć kompleks miejsca zamieszkania.

          Po trzecim roku załatwiłem sobie stypendium w Kielcach,  stało się jasne, że opuszczę przynajmniej na jakiś czas Kraków. Krzysztof bardzo się temu zdziwił i  nie mógł tego pojąć. Bardzo chciał on zamieszkać w tym zaczarowanym historycznym grodzie. Los chciał jednak inaczej.

         Rysiek był zupełnie innym facetem. Niższy, dobrze zbudowany, silny. Nie mówił za dużo, przez co był bardzo męski, trochę tajemniczy. Spędzaliśmy ze sobą wiele czasu. Wspólnie spędzaliśmy czas uczelniany i imprezowaliśmy. Chodziliśmy na piwo, zabawy. W tym samym dniu broniliśmy pracę magisterską. Był to ostatni dzień naszych zażyłości. Parę razy spotykaliśmy się na rocznicach ukończenia studiów. Nie było emocji. Szkoda.

         Odkryłem u siebie, że jeżeli ktoś zaskarbi sobie u mnie swoje serce, choćby mi potem uczynił coś przykrego, nie mogę go ze swojego serca tak łatwo wyrzucić.

         Przyjaźnią darzyłem koleżanki Magdalenę Patolską[1], Basię Wegrzyn. Wszystkie inne dziewczyny również bardzo lubiłem, ale były jakby o krok dalej.



[1] KKK – Katechizm Kościoła Katolickiego, Pallotinum 1994 t.

[2]  Niestety już nie żyją: Rysiek, Krzysztof i Madzia.

Teologia konceptualna

 

          Jak głosi katecheza. Syn Boży  istniejąc od zawsze w postaci Bożej (preegzystencja) przyjął naturę ludzką: Dla nas ludzi i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba. I za sprawą Ducha Świętego przyjął ciało z Maryi Dziewicy (Credo Nicejsko-Konstantynopolitańskie) W Betlejem urodził się Człowiek, w którym ujawnił się Bóg. Kolęda Bóg się rodzi jest tym samym uprawniona. Konstrukcja ta jest fundamentem teologii chrześcijańskiej (dogmatem) i stanowi przedmiot wiary.              

          Czy powyższa konstrukcja jest obrazem teologicznym, czy opisem zdarzeń rzeczywistych? To pytanie jest fundamentalne. Suponuje kolejne pytania. Czy przedmiotem wiary jest Prawda rzeczywista, czy konceptualna? Wydaje się, że katecheza optuje za wiarą konceptualną. Przez wieki dopracowano się konstrukcji prawie spójnej. Uznano ją za Prawdę rzeczywistą. Mało kto zastanawia się nad prawdziwością przekazu. W przypadku zgłaszanych wątpliwości katecheza ma gotową odpowiedź: Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego (Łk 1,37). W ten sposób zamyka się usta i zamyka polemikę.

          Warto jednak zastanowić się nad kilkoma aspektami powyższej konstrukcji teologicznej. Sama preegzystencja (Na początku było Słowo, J 1,1) suponuje, że kiedyś, Oprócz Ojca istniał Syn Boży (ontologicznie dwa Byty boskie), co kłóci się z religią monoteistyczną.         

          Historia Zwiastowania, Nawiedzenia jest przykładem obrazowania teologicznego wykonanego przez jedynego Ewangelistę Łukasza, który miał własną wizję teologiczną. Inni ewangeliści w ogóle pominęli szczegóły narodzin Jezusa. Przekaz Łukaszowy jest bardzo piękny,  ale nie mający odzwierciedlenia w rzeczywistości. Jak mówi Katechizm Kościoła Katolickiego: Takie jest od samego początku radosne przekonanie Kościoła (s. 115). 

           Filozoteizm nie odmawia Jezusowi Chrystusowi Jego boskości, ale tłumaczy to w inny sposób. Jak mówią inne wersety Nowego Testamentu, Jezus został Uwielbiony dopiero z chwilą śmierci: Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył (Flp 2,8–9). Na krzyżu umarł Człowiek i dopiero z chwilą Jego śmierci nastąpiło pełne Wcielenie: dla chrześcijan śmierć Jezusa to objawienie w pełni Jego bóstwa[1].   Śmierć Jezusa na krzyżu jest Jego Wywyższeniem dopełnionym w Zmartwychwstaniu. Natura ludzka i boska w Chrystusie zespoliła się w jedną jedność duchową. Syn i Ojciec stali się tym samym Aktem działającym[2].         

 

 

Papieże w okresie 1689–1724

 

Papież Aleksander VIII (1689–1691) –  ściągnął  z Wenecji swoją rodzinę, aby mogli czerpać profity ze skarbca Watykanu. Potępił jansenizm[3] dotyczący łaski. Prowadził intensywna rekrutację żołnierzy, by wspomóc walczącą z Turkami Wenecję.

 

Papież Innocenty XII (1691–1700) –  dobrocią zjednywał sobie wiernych. Potępił nepotyzm i nadużycia. Udzielał pomocy misjonarzom, zakładał szkoły dla dzieci. Zmarł w Roku Świętym z wyczerpania.

 

Papież Klemens XI (1700–1721) –  po wyborze zasłabł. Nie chciał tiary, bał się, że nie udźwignie ciężaru odpowiedzialności. Był wrażliwy i miał poczucie obowiązku. Hojnie wspierał biednych. Rodzinie nie dał ani grosza. Pomimo walorów etycznych nie był dobrym politykiem, ani strategiem. Papież popierając Francję naraził się Niemcom. Przegrał wojnę z cesarzem. Hiszpania wstrzymała przepływ pieniędzy. Na skutek zazdrości Dominikanów i Franciszkanów papież zakazał wszelkich form adaptacji religijnych do azjatyckich obrzędów[4]. Chrześcijaństwo stało się dla Chińczyków obce. Bilans pontyfikatu był skromny.

 

Papież Innocenty XIII (1721–1724) –  wytrawny dyplomata. Stosunki z jezuitami pogorszyły się. Papież odnosił się do zakonu wrogo. Chciał natychmiastowego przerwania działalności jezuitów w Chinach opartej na  wypracowanych przez nich metod (adapcjonizmu). Jezuici nie bardzo chcieli ustąpić.  Pojawił się pierwszy sygnał zapowiadający likwidację zakonu.

 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.15

 

         Po maturze pojechałem do mojej koleżanki Marysi Filipiak, która była na wakacjach w Białce Tatrzańskiej. Pewnego razu, z Marysią i Grażyną udaliśmy się na okoliczne skałki. Wyprzedziłem koleżanki, przebiegłem przez strumyk zamoczywszy tenisówki i zacząłem wspinać się na skałkę. Pod szczytem, stanąłem na płaskim stopniu, który miał może 60 cm. szerokości. Ostatnie dwa i pół metrach wspiąłem się sprytnie i stanąłem na szczycie. Usiadłem i czekałem na koleżanki. Po dłuższym czasie bezskutecznego czekania, postanowiłem zejść tę samą drogą. Spojrzałem w dół. Kładka na której przed chwilą stałem, wyglądała bardzo cieniutko. Praktycznie nie było jej widać. Zobaczyłem z góry prawie pionowy stok. Miałem mokre tenisówki. O zejściu nie było mowy. Zacząłem na szczycie poszukiwać innego zejścia. Nie znalazłem nic sensownego. Wybrałem trawiasty stok. Położyłem się na brzuchu i postanowiłem zjechać na sam dół. W połowie drogi mech zaczął odrywać się od skały. Bezradny zsuwałem się w dół. W pewnym momencie stok się skończył. Nogi opadły gdzieś w dół. Leżąc na brzuchu nie widziałem dalszej drogi. Jak rozpłaszczona żaba przylegałem do skały trzymając się jej malutkich występków. Po dłuższej chwili przekręciłem ciało tak, aż ujrzałem to, co jest pode mną. 3 metrowy dół usiany kamieniami. Trzeba było skoczyć, ale jak? Upadek mógł zakończyć się połamaniem nóg. W końcu skoczyłem. Udało się. Nogi miałem całe.

          Tego samego lata pojechałem do Wrocławia do mojej rodziny. Któregoś dnia wujek Leszek Piskorz zabrał całą rodzinę i wywiózł nas na jakieś jezioro czy staw. Leżeliśmy na kocyku. Wujek wszedł do wody i popłynął cięciwą na dalszy brzeg. Gdy płynął, wstałem i pobiegłem wzdłuż brzegu. Chciałem poczekać na niego aż dopłynie do brzegu, by wrócić z nim na nasze legowisko.  Gdy przybiegłem,  wujek właśnie dopływał do brzegu. Zatrzymał się jednak jakieś 5 m. od brzegu, wstał, nabrał powietrza, odwrócił się i kompletnie mnie ignorując, popłynął z powrotem. Stałem zaskoczony takim obrotem sprawy. Poczułem się w pewnym sensie oszukany i zrobionym w konia. Wszedłem więc do  wody i popłynąłem za wujkiem. W połowie drogi zacząłem mieć kłopoty z koordynacją ruchowo-oddechową. Raz po raz zachłystywałem się wodą. Sytuacja stawała się dla mnie nieciekawa i dramatyczna. Nie tracąc zimnej krwi, zacząłem rozglądać się w koło, szukając jakiegoś ratunku. Kilka metrów w prawo pływała czerwona boja. Zmieniłem kierunek,  rozpaczliwym stylem dopłynąłem do niej. Byłem uratowany.

 


[1] Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Najnowszy przekład z języków oryginalnych z komentarzem, oprac. Zespół Biblistów Polskich, Wyd. Św. Paweł, Wrocław 2008, przypis s. 2249.

[2] Tzn. że rozpoznawalność Boga następuje przez Jego działania, a nie przez Jego substancję duchową.

[3] Jansenizm  doktryna mówiąca, że łaska Boża jest wystarczająca do zbawienia, bez udziału człowieka.

< /div>

[4] Jezuici odnosili spektakularne sukcesy misyjne adaptując chrześcijaństwo do chińskiej kultury.

Sens istnienia

 

          Pytanie o sens istnienia jest, z jednej strony, pytaniem fundamentalnym, a z drugiej jest intrygującym bodźcem do przemyśleń. Pytanie jest zaczepne, zmusza do logicznej analizy rzeczy. Jest twórcze, inspiruje do kreowania pojęć. Zmusza do postawienia założeń. Z pytań można wysuwać różne wnioski. Implikuje wiarę.

          Nawet najbardziej etyczne osoby nie są w stanie uzasadnić sensu istnienia świata bez przyjęcia, że komuś na tym zależało. Nie można dopatrywać się sensu tego, co ma wymiar skończony. Z sensem integralnie związana jest celowość. Celowość wychodząca od człowieka ma wymiar niedoskonały i zawiera się w przestrzeni rzeczywistej.

        Z tych kilku powyższych wniosków wyłania się konieczność istnienia istoty  nadrzędnej. Tylko ktoś z zewnątrz może określić cel i sens istnienia człowieka. Pytanie o sens inspiruje do przyjęcia istnienia Boga. Jeżeli Bóg jest kreowany w umyśle, siłą rzeczą, ma wymiar skończony. Taki Bóg nie może dać odpowiedzi na postawione pytanie. Bóg musi być ponad stworzeniem. Jego istnienie jest warunkiem właściwej odpowiedzi. Bez Boga transcendentalnego odpowiedź na postawione pytanie jest niemożliwa.

          Pytanie o sens istnienia implikuje kolejne pytania. Kim jest Bóg? Czy człowiek jest zdeterminowany do wiary w istnienie Boga? Jak poradzić sobie z zagadnieniem istnienia kogoś, kogo nie można rozpoznać zmysłowo.

 

– Kim jesteś Boże? Dlaczego nie powiesz wprost, Jestem. Dlaczego ukrywasz się przed człowiekiem?

 

          Siłą rzeczy pojawiają się kolejne pytania. W umysłach ludzkich pojawia się kompletny chaos. Dzisiejsza istota rozumna nie godzi się na takie warunki. Chce wiedzieć czarno na białym, co jest grane?

          Pytań nie ma końca. Jest ich wiele, ale na ich bazie pojawia się logiczna konieczność. Bez Boga nie można niczego zrozumieć. Bóg wydumany jest tak samo niewiarygodny, jak ten przyjęty wiarą. Na pytanie trzeba jednak odpowiedzieć. Trzeba zająć stanowisko. Trzeba się określić. Który Bóg jest właściwy, pojęciowy czy rzeczywisty.

          Aby pozostać wierny swojemu sumieniu trzeba poszukać odpowiedzi w innych jeszcze przestrzeniach życia. Należy uruchomić swoje wnętrze. Czy własne serce podpowie? Dobrze jest poznać zasady i prawa przyrody. Tam również można znaleźć odpowiedź.

          Wiara powinna być kompleksowym rozeznaniem. Dowodem jest cały świat i istniejąca rzeczywistość. Wnętrze duchowe rozstrzyga.

          Dla chrześcijan ogromną pomocą w odpowiedzi o sens istnienia jest postać Jezusa Chrystusa. On udzielił odpowiedzi. Nie wszyscy traktują Go jednak poważnie. Nie wszyscy rozumieją Jego obecność w historii. Bez Chrystusa trudno zrozumieć istotą ludzką i jej powiązanie z istotą Najwyższą.

 

 

Papieże w okresie 1655–1689

 

Papież Aleksander VII (1655–1667) – był dyskretnym dostojnikiem Kościoła. Nie znosił pompatycznych uroczystości. Papiestwo nie cieszyło się autorytetem. Papież potępił nepotyzm. Posiłkował się rodziną, ale w rozsądnym wymiarze. Udzielał wsparcia misjonarzom na Dalekim Wschodzie. Sprzeciwił się probabilizmowi[1], teorii głoszonej przez jezuickich moralistów oraz ruchowi jansenistów[2].  

 

Papież Klemens IX (1667–1669) – dążył do powszechnego pokoju[3]. Pragnął żyć jak zwykły kapłan. Sam nalewał zupę nędzarzom przyjmowanych w Watykanie. Regularnie odwiedzał chorych.  Zajęcie Krety przez Turków, stało się osobista tragedią papieża. Była ona powodem jego śmierci.

 

Papież Klemens X (1670–1676) – postanowił kontynuować drogę wyznaczoną przez poprzednika. Administrację powierzył kardynałowi. Wspierał finansowo króla Jana III Sobieskiego w walce z Turkami[4].

 

Papież Innocenty XI (1676–1689) –  gdy przybywał do Rzymu miał u pasa szablę i pistolet. Raptownie zmienił się, podjął studia prawnicze i wstąpił do zakonu. W wieku 34 lat był już kardynałem. Nie bardzo kwapił się do tiary. Papież ograniczy wydatki, jednocześnie zmniejszył niektóre podatki. Był przeciwny nepotyzmowi. Namawiał kardynałów do skromniejszego życia. Przezwyciężył laksyzm[5] i kwietyzm[6]. Jego dewizą było: Trzeba zaprosić ludzi do kościoła nie zaś wlec ich tam siłą. Konflikt z Ludwikiem XIV trwał do końca jego dni. Żył jak święty. Kanonizował go Pius XII w 1956 roku.

 

  

Wspomnienia biograficzne  cz.14

 

          Kiedy mieliśmy występ Kleofaska, poprosiłem Staszka Mrzygłodzkiego, aby stał przy wejściu jako ochroniarz i bileter. Odmówił. Byłem tym kompletnie zawiedziony. On, mój przyjaciel, siłacz, postrach osiedlowych blokerów przestraszył się!? Postawiliśmy na wejściu najsłabszego z nas – Maćka Matłowskiego. Poradził sobie wyśmienicie.  Poczuciem humoru,  sprytem, gadkami z ich poziomu rozbrajał każdego chuligana. Nawiązywał z nimi kontakt kumplowski. Później Staszek wytłumaczył mi swoją odmowę.

 

  Paweł, chuligani mnie znali. Moja obecność prowokowałaby  ich do zaczepki ze mną.  Każdy chciałby się ze mną  zmierzyć. Efekt byłby dokładnie odwrotny.   

    

Odpowiedź była zaskakująca dla mnie. Zawstydziłem się, że tak brzydko o nim pomyślałem. Nie wolno wydawać zbyt szybko wyroków. Mogą one być nieprawdziwe i dla innych bolesne. Zapamiętałem sobie tę naukę.

          Moje zainteresowania poszły w kierunku nauk przyrodniczych. Literaturę kompletnie nie rozumiałem. Nie potrafiłem dostrzec sensu opisywania jakiś, najczęściej wymyślonych zdarzeń. Nie czułem sztuki literackiej. Nie mogłem dopatrzyć się w niej prawdy. Fizyka była dla mnie jasna,  przejrzysta i logiczna.  Nie chcąc tracić czasu, nie czytałem obowiązującej lektury. W szkole radziłem sobie nieźle. Słuchałem przez dziesięć minut co inni mieli do powiedzenia. Łapałem wątek. Moje wypowiedzi były analizą usłyszanych zdarzeń. Potrafiłem oceniać czyny bohaterów, nie znając puenty. Byłem wielkim improwizatorem. Jednak gdzieś, bardzo głęboko i powolutku zakorzeniała się miłość do literatury.

          Dość często, na biologii, wygrywałem potyczki intelektualne, nawet z Ryśkiem K. z prezentowania opracowanego w zespołach tematu lekcji. Chyba miałem gadane.

         Po maturze kompletnie nie wiedziałem jakie wybrać studia. Odradzano mi fizykę, bo niewiele się po niej zarobi. Za namową pani Zofii D. wybrałem geofizykę. W nazwie jest fizyka, to przeważyło.

         Dzień przed egzaminem wstępnym z matematyki, przyszła do nas przyjaciółka mamy Krystyna Rogalska z prośbą, aby przerzucić jej węgiel z ulicy do piwnicy. Zgodziłem się chętnie. Pomyślałem, że taka praca fizyczna dobrze mi zrobi przed egzaminem. Poszedłem na ulicę Kanoniczą i zobaczyłem wielką kupę węgla, 22 metry sześcienne. Aby złożyć węgiel, trzeba było przejść przez długi parter do ogrodu, a następnie schodami w dół do piwnicy. Trochę zaniepokoiłem się ilością węgla, ale co tam. Do pracy wziąłem się ochoczo. Najpierw napełniałem wiadra, a następnie zanosiłem je do piwnicy i wysypywałem. Mijały godziny. Zmęczenie było coraz większe, a węgla nie ubywało. Byłem zdruzgotany i zrozpaczony. Jutro egzamin najważniejszy w życiu, a ja konam z wycieńczenia. Było już popołudniu, gdy nagle zauważyłem nadchodzącego Staszka Mrzygłodzkiego. Był w eleganckim garniturze i w białej koszuli. Wracał ze swojego egzaminu na Wyższą Szkołę Wychowania Fizycznego. Tam egzaminy odbywały się wc
ześniej.  Staszek przywitaj się, popatrzył na mnie i na kupę węgla, ocenił sytuację i nic nie mówiąc, zdjął marynarkę i zaczął napełniać wiadra.  Za tę pomoc jestem Staszkowi wdzięczny do końca życia.                                   

         Na egzaminie nie mogłem utrzymać długopisu. Ze zmęczenia trzęsły mi się ręce.  Ciało obolałe nie pozwalało mi siedzieć swobodnie. Egzamin zdałem. Język francuski był dla mnie przepustką do świata nauki. Język rosyjski nie wchodził w grę. Marzenie z dzieciństwa nabrało realiów. Może zostanę inżynierem?

 



[1] Probabilizm – kierunek w teologii moralnej wskazujący, że jeżeli brak prawdy obiektywnej ważna jest opinia prawdopodobna, nawet gdy prawo stanowi inaczej.

[2] Jansenizm  doktryna mówiąca, że łaska Boża jest wystarczająca do zbawienia, bez udziału człowieka.

[3] Powstało określenie „pokój klementyński” .

[4] Jan III Sobieski pokonał Turków w roku 1683 pod Wiedniem.

[5] Laksyzm – postawa etyczna usprawiedliwiająca działania nieprawne.

[6] Kwietyzm  nurt skłaniający do całkowitego podporządkowania się łasce Bożej, pozbawiając się trosk i dążeniu do łaski własnym działaniem.