Życie we wspólnocie

 

          Rodzina A, w której mąż jest bardzo ciężko chory, posiada dodatkowe mieszkanie w osobnym bloku. Mieszkanie to wynajmowano, aby podreperować skromny budżet domowy. Przez ostatni rok mieszkania nikt nie wynajął. Właścicielka wyłączyła ogrzewanie.

          Sąsiadka rodziny B mieszkająca piętro niżej zwróciła się z prośbą do rodziny A, aby choć trochę podgrzewali mieszkanie, bo ich opłaty za ciepło znacznie wzrosły. Ciepło bowiem z ich mieszkania uciekało sufitem do rodziny A.

          Właścicielka z rodziny A była oburzona propozycją. Jej skromny budżet domowy, chory mąż, nie pozwalają na niepotrzebne, jej zdaniem, ogrzewanie mieszkania. Propozycję rodziny B uznała za bezczelność. Po za tym, co ją obchodzą problemy rodziny B.

 

Komentarz

           Życie we wspólnocie narzuca pewne zachowania społeczne. Rodziny mieszkające w bloku wzajemnie, od wewnątrz  ogrzewają się wzajemnie. Rodzina A nie podporządkowuje się życiu społecznemu. Postępuje egoistycznie i niezgodnie z normami życia społecznego. Nie jest też prawdą, że rodzina A nie korzysta z ciepła sąsiadów. Gdyby nie ciepło od sąsiadów, w zimie popękały by rurki ciepłownicze. Skromne środki budżetu w pewnym sensie tłumaczą stanowisko rodziny A, ale nie postawę obojętności właścicielki.

 

 

Papieże w okresie 1623–1655

 

Papież Urban VIII (1623–1644) – nepotyzm sięgnął szczytów. Na własną rodzinę wydał majątek, czyniąc ją największym posiadaczem na terytorium Państwa Kościelnego. Człowiek wielkiej kultury, muzyk i poeta prowadził w Rzymie światowe życie. Ze swej „skromności” kazał zbudować kolumnę na swoją cześć. Nie znosił sprzeciwu, był porywczy i mściwy. Sprzyjał Francji, co spowodowało groźbę odejścia Niemiec od wyznania katolickiego. W 1632 r. Galileusz stanął przed Świętym Oficjum. 70 letni uczony ugiął kark i podpisał wszystko, co mu podsunięto dla świętego spokoju. Zamieszkał pod nadzorem Oficjum. Kapelan więzienny, który towarzyszył na stos ponad dwustu nieszczęsnym kobietom  napisał anonimowo: Wyznaję pod przysięgą, iż żadna z owych nieszczęsnych istot, które powiodłem na śmierć w płomieniach, nie dopuściła się przypisanych jej zbrodni. Jeżeli nie powstrzymamy tego procederu, każdy z nas może paść ofiarą podobnych oskarżeń. Biada sędziom, którzy wszczynają te procesy po to tylko, by zagarnąć majątki skazanych[1].  Urban VIII nie zareagował. Był pochłonięty prywatnymi sprawami. Papież miał własną wytwórnię broni.

 

Papież Innocenty X (1644–1655) – człowiek Urbana VIII, a jednak po elekcji wytoczył proces rodzinie poprzednika o zagarnięcie dóbr kościelnych. Barberini uciekli, ale pod wpływem nacisku Mazariniego ustąpił i rodzina poprzedniego papieża wróciła do Rzymu i zachowała zagrabione dobra. Znaczenia Państwa kościelnego upadło. Papiez niewiele miał do powiedzenia. Do głosu doszła „papieżyca” Olimpia Maidalchini (wdowa po bracie papieża). Zręczna intrygantka, krzykliwa i chytra. Wszyscy jej się bali. Próbowano ją przekupywać. Wzięła ona w obronę prostytutki. Namówiła papieża do napadu na małe księstwo Castro. Nie ocalał ani jeden dom, ani jeden kościół. W czasie agonii papieża wyniosła z papieskich apartamentów co się dało. Na pochówek papieża zabrakło pieniędzy.

 

 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.13

 

          Prawdopodobnie w drugiej klasie licealnej doszli do naszej klasy Andrzej Gotowała i Ryszard Kantor z Nowodworka. Wnieśli oni do klasy pełen luziacki styl. Jeden i drugi byli bardzo inteligentni. Przyjaźnili się ze sobą, choć każdy z nich był inny. Ryszard imponował mi wiedzą humanistyczną. Andrzej inteligencją ogólną. Obaj mieli wpływ na mój rozwój intelektualny. Mnie, prawdopodobnie szanowali za wiedzę z nauk ścisłych. Obserwując ich, poznawałem różnice intelektualne jakie mogą występować między rówieśnikami. Próbowałem pogodzić życie koleżeńskie z elitą, jak i z tzw. „resztą klasową”. Chyba mi się to udawało.

          Rysiek Kantor, Andrzej Gotowa
ła, Wiesława Czarniak, Janusz Słabiak i ja założyliśmy kabaret Kleofasek. Parę razy występowaliśmy publicznie, zarabiając przy tym parę groszy. Wiesia chorowała na padaczkę. Pamiętam występ na którym Wiesia, po wykonaniu piosenki, schodziła ze sceny i padała na podłogę w konwulsjach. Po jej ocudzeniu, wracała z powrotem na scenę. Niektóre teksty pamiętam do dziś. Autorem ich był Rysiek. Rzecz wyjaśnię zaraz ślicznie, trzeba działać dialektycznie. Nikt nie zbudował gmachu, zaczynając od dachu i każdy się ze mną zgodzi, że na drabinę od dołu się wychodzi.

         Poprzez koleżankę mamy Krystynę Rogalską, śpiewaczkę Filharmonii Krakowskiej, poznałem Duśkę Czerny, jej mamę oraz jej babcię Zofię Dawidowicz. Moje uczucie ukierunkowałem na babcię. Okazywała mi ona wielką miłość. Miłość matki była miłością jakby zagwarantowaną, stałą, bezpieczną. Taka miłość nie rzuca się w oczy. Miłość pani Zofii D. była widoczna na każdym kroku i atrakcyjna. Dałem się uwieźć tej miłości. Dostałem od niej srebrną papierośnicę i inne pamiątki. Papierośnica ma dla mnie znaczenie wyjątkowe. Jest zmaterializowanym dowodem jej miłości do mnie. Duśka była wspaniałą, mądrą i szlachetną dziewczyną. Darzę ją ogromną sympatią do dnia dzisiejszego. Przyjaźnimy się przyjaźnią trwałą. Lubię również jej męża Maćka[2]. To co wyprawialiśmy z babcią Zosią to wstyd opisywać. Byliśmy niesamowitymi baciarami, a babcia (lwowianka) nam wtórowała. Często grała nam na pianinie. Jej sposób grania mnie urzekał. Ja popisywałem się czasem grą na gitarze.  Opalałem „babcię” z jej cienkich papierosów (płaskich), wypijaliśmy winka. A było i tak, że wzniesione toasty kończyły się po węgiersku. Lubiłem z nią przebywać i rozmawiać. Ponieważ pochodziła ze Lwowa, jak moja matka, jej opowieści nakładały się na opowiadania mojej mamy. To wszystko potęgowało moją tęsknotę do świata pewnego blichtru, ułudy, pozornej świetności.



[1] Jean Mathieu-Rosay, Prawdziwe dzieje papieży, Wyd. Al fine Warszawa 1997 r., s. 348.

[2]  Zmarł w 2010 r.

Jezus Chrystus jako dar Boga

 

          Z jednej strony głoszę uniwersalizm religijny, a z drugiej akcentuję religię chrześcijańską ze względu na Syna Bożego Jezusa. Czuję się w obowiązku wytłumaczyć się przed czytelnikami.

          Bóg objawia się w każdym człowieku, tym samym w narodzie. Objawił się podobnie w narodzie żydowskim. Naród żydowski opisał swoją wiarę. Powoli stawała się coraz bardziej znana, ale była jak wiele innych religii monoteistycznych. Treść wiary pochodzi z jej odczytania pod natchnieniem ze stanu Prawdy. Żydowscy prorocy odczytali zamysł Boga w chęci Objawienia się w postaci człowieczej. Tę chęć Objawienia się Boga odczytał Jezus i wyszedł Bogu naprzeciw. Oddając się całkowicie Bogu, duszą i ciałem zrealizował zamysł Boga. Dlaczego nastąpiło to w religii żydowskiej? Można opracowywać na ten temat mądre traktaty. W sumie prawda jest taka, że gdzieś to musiało nastąpić.

          Połączenie woli Ojca z oddaniem się  całkowitym Jezusa doprowadziło do powstania zalążku religii uniwersalnej. Nie wszyscy tak to rozumieją. Błąd popełnili sami chrześcijanie. Zamiast głosić atuty Boga i Jego Syna, postawili na konfrontacje. Skutek był odwrotny.

          Teraz sytuacja jest taka jaka jest. Trzeba budować mosty od nowa. Chrześcijanie mieli swoja szansę. Teraz muszą szczególnie się postarać. Jak? Wraz z nowym ujęciem wiary należy zaprosić do dyskusji wiele religii. Przekonać ich do nowego spojrzenia. Odstawić mity i legendy. Przywódców religijnych sprowadzić do ich ludzkich wymiarów. Bardzo dobre są spotkania ekumeniczne. Na nich wszyscy powinni być jednakowo szanowani. Najlepiej zrobią to młodzi. Trzeba im zaufać i wspierać.

 

 

Papieże w okresie 1591–1623

 

Papież Klemens VII (1592–1605) – żył skromnie, ale lubił zabawy. Starał się nadać im religijny charakter. Zreorganizował pracę Kurii. Kuria stawała się centralnym organizmem władzy Państwa Kościelnego. Życie Europy jakoś organizowało się przykładnie. Dwa jednak procesy położyły się cieniem na papieża. W 1599 roku ścięto w Rzymie dwudziestodwuletnią piękność Beatrice Cenci oraz jej siostrę Lukrecję. Prze wiele lat okrutny ojciec więził i dziwczęta i ich matkę w fortecy Rieti. Pewnego dnia kobiety zdołały wyrwać się z piekła i zabiły potwora. Papież nie dostrzegł żadnych okoliczności łagodzących. W 1600 roku zginął z rąk  Inkwizycji w płomieniach Giordano Bruno za wyznawane poglądy kopernikańskie oraz krytykę władzy papieża. Krytykował nepotyzm, ale sam go uprawiał. M. innymi udzielił kapelusza kardynalskiego 14 letniemu synowi bratanka. Papieża można porównać do okrutnego świętoszka.

 

Papież Leon XI (1605) – zmarł wkrótce po elekcji.

 

Papież Paweł V (1605–1621) – z równym zapałem reformował Kościół co bogacił swoją rodzinę. Pomijając nepotyzm wiódł nienaganne życie. Tkwił jednak w średniowieczu. Doprowadził do śmierci niejakiego Piccinardiego za porównanie Klemensa VIII do okrutnego Tyberiusza. Urażony nałożył na Wenecje interdykt. Spowodowało to wielkie zamieszanie. Na nim stracił tylko papież. Nie zauważył, że interdykt nie robi już takiego wrażenia. W 1616 potępiono teorię kopernikańską. Galileusz próbował wyjaśniać. Został za to ukarany domowym aresztem. Pomimo poczynionych błędów papież dokonał wiele dobrego dla Kościoła.

 

Papież Grzegorz XV (1621–1623) – pomimo słabego zdrowia, przy pomocy bratanka Ludovico Ludovisiego rozpoczął wdrażanie postanowień soboru trydenckiego. Prestiż Kościoła wzrósł.

 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.12

 

          Po siódmej klasie wyjechałem na wakacje. W czasie wakacji przeszedłem mutację głosu. Przypadkowo, koleżanka zaciągnęła mnie do chóru kościelnego. W lot zrozumiałem tajemnicę śpiewania innym głosem. Śpiewałem w basach. Od razu pokochałem harmonię. Prawdopodobnie od tego czasu zakochałem się w muzyce na dobre. W chórze śpiewałem wiele lat.

          Co jakiś czas brałem ukradkiem do ręki skrzypce ojca. Bardzo szybko jednak chowałem je z powrotem, po stracie kolejnej struny. Kiedy została tylko jedna, wydobyłem z niej melodię Kiedy ranne wstają zorze. Prawdopodobnie zdumiałem tym rodz
iców. Kupili mi nowe struny, nuty do nauki i załatwili nauczyciela pana Henryka Wołłowicza. Rozpocząłem prywatną naukę. Skrzypce stały się moją wielką „miłością”. Do dziś pamiętam i wspominam grane duety skrzypcowe z moim nauczycielem. Niestety, nauczyciel zmarł po trzech latach. Brak czasu, nauka, udzielane korepetycje, powodowały, że często moją miłość zdradzałem. Szkoda.

          Pamiętam pierwszą ocenę w liceum. Dwója z języka rosyjskiego. Przyznaję się. Przez cztery lata edukacji w liceum, nigdy nie otrzymałem oceny lepszej. Przechodziłem do następnej klasy prawdopodobnie tylko dlatego, że byłem ogólnie dobrym uczniem i lubiany przez profesorów.  

          Jako dziecko kombatanta wojennego oraz biedy, otrzymałem zapomogę miesięczną w wysokości ponad stu złotych. Na drugi okres szkolny groziły mi dwie dwóje: z rosyjskiego i z chemii. Postanowiłem poprawić chemię. Nie udało się. Nauczycielka zapytała mnie:

 

  Dlaczego się nie uczysz?

 

Tłumaczyłem się jak mogłem. Na koniec powiedziałem jej, że mając dwie dwóje cofną mi, tak pomocną, zapomogę. Nauczycielka zareagowała zaskakująco.

 

       Paweł, jak mi obiecasz, że weźmiesz się do nauki to awansem  postawię ci  trójkę.

      

Obiecałem i już w trzecim kwartale zgłosiłem się do pomagania w nauce innym. Wychowawca zorganizował odpłatne kółka samopomocowe – 5 zł za godzinę. Zostałem korepetytorem chemii. Moja wdzięczność do tej mądrej profesorki pozostała do dziś.

         W drugiej klasie licealnej zacząłem udzielać korepetycji z matematyki, chemii, fizyki oraz z języka francuskiego. Prowadziłem je w ogromnych ilościach. Początkowo brałem za jedną godzinę-pełną 15 zł., potem doszedłem do 30 zł. Jak przychodziłem do domów, często stawiano mi kawę, ciastko, a o szacunku nie wspomnę. Pieniądze, może nie za wielkie, miałem zawsze. Często wiele rzeczy kupowałem sobie sam, za własne zarobione pieniądze.

          W nauce robiłem coraz większe postępy. Zbliżałem się do elity klasowej. Gdyby nie język rosyjski, mogłem być uznany bardzo wysoko.

Gotowe prawdy

 

          Rozwój społeczeństw narzucił nowe relacje międzyludzkie. Różnorodność powodowała, że byli bogatsi i biedniejsi. Niektórzy mieli predyspozycje władcze, inni ulegali silniejszym. Religia świetnie nadawała się do dyscyplinowania podwładnych. Niestety ten proceder trwa do dnia dzisiejszego. Od samego urodzenia się narzuca się dziecku gotowe, ustanowione prawdy. Dziecko ma moralność heteronomiczną. Przyjmuje wszystko za prawdę bo bezgranicznie ufa rodzicom, katechetce, kapłanowi. Rzadko kiedy uczy się dziecko myślenia i umiejętności dochodzenia samemu do prawd. W gruncie rzeczy dziecko poddawane jest praniu mózgu. Tak się dzieje wszędzie, w każdej religii. Wiara jest narzucana. Przyjmowana jest ona instrumentalnie nie rozumiejąc. Obwoluowana legendami i mitami staje się jeszcze bardziej tajemnicza. Tajemnica wzbudza niepokój a nawet strach. Rzadko kiedy dziecko potrafi wyjaśnić w co wierzy. Odpowiedzi są najczęściej dość infantylne. Dzieci wierzą w bozię. Należy rozumieć w postać mityczno-baśniową. Podobnie jak pomalutku  i roztropnie należy dziecko wprowadzać w arkana spraw męsko-damskich, tak i w sprawach wiary należy przygotowywać grunt powoli, ale mądrze. O Bogu należy mówić tak, aby dziecko samo zapragnęło Go szukać. Dobrze jest, gdy dziecko samo zadaje pytania. Z Bogiem najczęściej wiążą się pytania, nie odpowiedzi. W dziecku należy zaszczepić entuzjazm wiary. Wiara musi wypływać z wnętrza, z serca i miłości. Człowiek winien być świadomy w kogo wierzy i dlaczego.

          Przedstawiając historię papiestwa chcę pokazać, że nie należy zawierzać  instytucji ludzkiej lecz Bogu. Bóg dał każdemu możliwość odnalezienia Boga w sobie. Kościół powinien przekazywać prawdę o Bogu, uczyć jak dochodzić do doskonałości. Czy to czyni? Owszem czyni, ale sam nie jest przykładem. Jezus świadomy sytuacji mówił:  czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią (Mt 23,3).

          Kościół Chrystusowy jest wzorem. Trzeba skupić się na przesłaniu i mądrości Chrystusa. Jego rola jest przeogromna. Chrześcijanie otrzymali od Boga wielki dar. Jezus Chrystus pojawił się na ziemi Judzkiej. Przesłanie winno rozchodzić się na cały świat i wszystkie religie, ale na sposób miłości do innych religii. Pierwszą rzeczą jest ukrycie pychy i wyższości względem innych religii. Bóg zaufał chrześcijanom.  Chrześcijanin powinien być wzorem dla innych. Tylko postawą miłości do bliźnich będzie można pokazać boski dar. Nie wolno tego zmarnować.

 

 

Papieże w okresie 1565–1590

 

Papież Pius V (1566–1572) – wybrany przez wpływ kardynała Karola Boromeusza. Asceta, wprowadzał w życie dekrety soboru trydenckiego. Był inkwizytorem. Bez przerwy wydawał różne dekrety. Kler otrzymał zakaz uczestniczenia w ucztach, zabawach i spektaklach. Kapłani narzucił konieczność kształcenia się w seminariach. Wprowadził nowy, ujednolicony mszał[1]. Czuwał nad religijnością całej Europy. Obsesyjnie zwalczał herezje. Zalecał ścigać do ostatka, palić, zabijać, aby pomścić Pana. Z Rzymu wyrzucił prostytutki narażając je na łaskę zbirów. W końcu pozwolił im wrócić zamykając je w gettcie. Karano (chłostą) za wszystko, co było uważane za grzech. Zwycięstwo pod Lepanto[2] przypisywał wyłącznie sobie i swoim modlitwom (modlitwie różańcowej).  Papieża proszono o złagodzenie srogości Inkwizycji. Był nieustępliwy. Mimo jego śmierci, reformy nie można było już zatrzymać.

 

Papież Grzegorz XIII (1572–1585) – pochodził z nieprawego łoża. Miał syna z przelotnego flirtu. Złagodził rygoryzm Piusa V, ale podporządkował wszystko nadzorowi Kurii. W trzy miesiące po intronizacji doszło do nocy świętego Bartłomieja[3]. Gdy dowiedział się prawdy, zalał się łzami. Papież zreformował kalendarz, aby dopasować go do kalendarza astronomicznego. Tym samym zabrał historii 10 dni. Za jego pontyfikatu nastąpiło pogorszenie obyczajów.

 

Papież Sykstus V (1585–1590) – był żelaznym papieżem. Rozprawił się z bandytami. Naprawił finanse Państwa. Prowadził dalszą reformę Kościoła. Nie słuchał nikogo. Realizował własny plan odnowy Kościoła. Wydał swoją Biblię, którą musiano przez 10 lat oczyszczać z wypaczonych tekstów. Prowadził mądrą politykę. Umiał się wycofywać z niewłaściwych posunięć. Dużo uczynił dobrego dla Rzymu (nowe akwedukty, fabryki wełny i jedwabiu).  Umarł na malarię.

 

Papież Urban VII (1590) – trzynaście dni po elekcji umarł na malarię.

 

Papież Grzegorz XIV (1590–1591) – nabożny kapłan, fatalny polityk. Zrujnował politykę równowagi swego poprzednika.

 

Papież Innocenty IX (1591) – niedołężny starzec zmarł wkrótce po elekcji.

 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.11

 

          Pomieszczenie gospodarcze, w którym wywoływano zdjęcia i filmy, nazywaliśmy „ciemnią”. Wielokrotnie musiałem towarzyszyć mamie przy wywoływaniu filmów. Czasami było to po dwudziestej trzeciej. Oczy kleiły się do snu. Wywoływanie polegało na przewijaniu filmów w wywoływaczu, płukaniu ich i przewijaniu w utrwalaczu. Do tego trzeba było, co najmniej dwie osoby.

          Pewnego razu, późną porą, obudził mnie ojciec, prosząc, abym nasikał do kuwety (szalki). Moim moczem utrwalił i przez to uratował filmy. W domu zabrakło utrwalacza.

          Moja dzielna matka, mając na głowie cały dom, gromadkę dzieci, obróbkę fotograficzną, postanowiła zostać nauczycielką. Musiała skończyć odpowiedni kurs pedagogiczny. Podziwiałem jej samozaparcie. Doszła jej jeszcze jedna praca – w szkole.

         Od samego początku byłem wychowywany w świadomości, że będę inżynierem. Po skończeniu szkoły podstawowej wybrałem liceum im. Nowodworek. Było powszechnie wiadomo, że jest to najlepsze liceum w Krakowie. Rodzice traktowali mnie jako bardzo samodzielnego chłopca, więc wiele rzeczy musiałem załatwiać sam. Gdy poszedłem na wstępny egzamin usłyszałem, że ci którzy wybrali język niemiecki mają udać się do określonej klasy. Posłuszny sugestii mamy, wybrałem właśnie ten język. Udałem się do wskazanej klasy. Jakie było moje zaskoczenie, gdy egzaminatorka od polskiego, wskazała mi miejsce do zdawania kolejnego egzaminu, języka niemieckiego[4]. Owszem, w podstawówce uczyłem się trochę tego języka, ale żeby zdawać egzamin?! Pani egzaminatorka kazała mi opisać po niemiecku dom, który widziałem przez okno.

 

Das haus ist gross….  (Dom jest duży)

 

I tu wymieniłem parę znanych mi przymiotników. Gdy zabrakło właściwych, zacząłem wymieniać przeciwstawne. Summa summarum nie dostałem się do Nowodworka. Była to dla mnie pierwsza, ogromna porażka. Nie wyobrażałem sobie, że nie zostanę inżynierem, a z drugiej strony bałem się, że nie sprostam zadaniu. Ambicja była u mnie ogromnym motorem działania.

          Pod koniec wakacji ojciec wyszukał mi XV LO imienia M. Curie-Skłodowskiej w dzielnicy Prokocim, na peryferiach Krakowa, gdzie dokonywano dodatkowego naboru uczniów. Gdy rozpoczynałem egzamin pisemny z matematyki doznałem ogromnego parcia niskiego rzędu. Na rozwiązanie czterech zadań miałem około półtorej godzinę. Spocony, zdenerwowany, w bólach, po 20 minutach oddałem rozwiązane zadania na biurko pilnującego profesora od matematyki. On uśmiechnął się do mnie. Do dnia dzisiejszego nie wiem, czy był to uśmiech życzliwy, czy sarkastyczny. Wtedy, uśmiech ten mnie przygnębił. Wychodząc z sali, zamiast skorzystać z toalety szkolnej wybiegłem ze szkoły. Do tramwaju miałem kilometr. Wskoczyłem do niego w biegu. Dopiero w domu rozładowałem napięcie.          

          Na egzaminie z języka polskiego uratowała mnie sztuka w której grałem w teatrze. Na pytanie, jakie znam dramaty, rozgadałem się na jej (Koriolan) temat. Zrobiłem wrażenie.  Innych dramatów niestety jeszcze nie znałem.         



[1] Papież Paweł VI zmieni ten mszał, co spowoduje schizmę Mgr Lefebre’a.

[2] Bitwa pod Lepanto  – bitwa morska stoczona 7 października 1571 r. na południowy zachód od Lepanto pomiędzy Imperium osmańskim, a Ligą Świętą, zakończona zwycięstwem chrześcijan. Bój pod Lepanto był jedną z najkrwawszych bitew morskich w dziejach świata.

[3] Noc św. Bartłomieja – rzeź hugenotów (francuskich ewangelików reformowanych) w Paryżu, która miała miejsce w nocy 23 na 24 sierpnia 1572 roku.

[4] Był to egzamin dla uczniów  klasy eksperymentalnej, w której językiem wykładowym miał być język niemiecki.

Wolna wola

Wolna wola

 

          Człowiek sam rozpoznawał istnienie Boga. Bóg milczał, bo nie mógł inaczej. Odrębność natur nie pozwalała na zmysłowy przekaz Bożego istnienia. Człowiek otrzymał jednak dar Jego duchowego rozpoznania. Można uznać, że Bóg objawia się w sposób naturalny w sercu człowieka.

          Kolejnym wielkim darem Boga jest wolna wola. Historia ujawnia jej owoce. Wolna wola pozwala na określanie własnej tożsamości. Daje możliwość wyboru. Z tym wiąże się, że istota ludzka może błądzić i dokonywać czyny nieetyczne, niezgodne z prawem naturalnym. Prawo naturalne to kolejny dar Boga. Człowiek rodzi się, mając w sobie zapisane podstawowe normy etyczne. Każdy nowonarodzony człowiek jest czysty i nienaganny (tabula rasa). Jego dusza jest obrazem samego Boga. Widać to w oczach dziecka. Jego spojrzenie jest spojrzeniem Boga (warto to sprawdzić).

          Przez wieki atrakcyjność zła osłabiała naturalną bliskość Boga. Człowiek odwracał się od łaski Opatrzności jaką Bóg człowiekowi ofiarował. Sam stawiał się na piedestale mu nienależnym. Przekazywał złe skłonności innych. Kusił i deprawował maluczkich. Początkowa nieskazitelność była zatracana. Trwała ona zresztą bardzo krótko. Dobrze obrazuje to Księga Rodzaju. Pierwszy człowiek zgrzeszył, wykorzystał wolę do czynienia zła. Czy tak to miało być według koncepcji Boga? Gdyby Bóg tworzył istoty doskonałe, to powielałby siebie. Powstałaby sytuacja paradoksalna. Z racji logicznej każdy byt stworzony jest tworem niedoskonałym. A więc każdy człowiek jest grzeszny. Pismo święte ujawnia: Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą (Mt 18,8; Łk 17,1). Słowa te mówią, że nie wiadomo jak byśmy się starali to i tak jesteśmy skłonni do zła i namiętności. Niemożliwością jest aby człowiek przestał być grzesznym. Usposobienie człowieka jest złe już od młodości (Rdz 8,21). Jeżeli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy (1 J 1,8). Wszyscy bowiem często upadamy (Jk 3,2). Nie ma człowieka, który by nie zgrzeszył (1 Krl 8,46). Grzech się wdziera między sprzedaż a kupno (Syr 27,2). Żydzi, jak i poganie są pod panowaniem grzechu,  jak jest napisane:   nie ma sprawiedliwego, nawet ani jednego,  nie ma rozumnego, nie ma, kto by szukał Boga. Wszyscy zboczyli z drogi, zarazem się zepsuli,  nie ma takiego, co dobrze czyni, zgoła ani jednego (Rz 3,9–12). Zło jest logiczną konsekwencją wolnego wyboru. Bóg każdego obdarzył zadaniem przeciwstawienia się złu, tym samym człowiek może zbliżać się do doskonałości.

 

 

Papieże w okresie 1555–1565

 

Papież Paweł IV (1555–1559) – miał złe zdanie o Hiszpanach[1]. Uważał ich za heretyków, schizmatyków i ludzi przeklętych, wyrzutków ludzkości. Miał ciężki charakter. Założył zakon teatynów i do niego wstąpił wyrzekając się majątku. Był bezwzględny, surowy i fanatyczny. Nazwany był papieżem–inkwizytorem. Uprawiał nepotyzm, bo czuł się bezpieczny tylko w gronie rodzinnym. Trzech bratanków obdarzył kapeluszami kardynalskimi. Jeden z nich był zwykłym zbirem. Do soboru nie miał zaufania. Ufał tylko inkwizycji. Zlecał torturować również świadków. W 1559 roku ogłosił indeks książek zakazanych. Na jej liście znalazły się całe księgi Biblii, a także wiele pism Ojców Kościoła.

 

Papież Pius IV (1559–1565) – zrównoważony dyplomata. Za młodu spłodził dwie dziewczynki i chłopca. Ogłosił amnestię za występki z czasów Pawła IV. Złagodził inkwizycje i anulował sławny indeks ksiąg zakazanych. Jak większość  papieży pomagał rodzinie. Wznowił prace soboru. Biskupi mieli nakaz zamieszkiwania na terenie swoich diecezji i czuwania na wypełnieniem dekretów doboru.  Zbawienny dla papieża okazał się kardynał Karol Boromeusz (1538–1584, należał do rodziny papieża, późniejszy święty)[2], który czuwał nad papieżem. Papież kiedy umierał, cieszył się powszechnym szacunkiem.

 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.10

 

          Jak pamiętam, zawsze wstawałem wcześnie rano. Uwielbiałem zapach poranka. Każdy nowy dzień był nieskażony i był perspektywą zrobienia czegoś nowego. Był czysty i wiązałem z nim wiele nadziei. Byłem niesamowitym entuzjastą życia.

          Odkąd pamiętam, ojciec ciągle chorował. Niezagojona rana wojenna dawała dwa razy do roku znać o sobie ostrymi stanami zapalnymi. Ojciec często przebywał w szpitalu. Angina pectoris i wiele innych chorób powodowały, że ojciec stawał się coraz mniej samodzielny. Wiele czasu i serca okazywał mu mój młodszy brat Zbigniew. Od młodości świetnie poruszał się w kręgach lekarskich i urzędniczych. Miał też charakter ojca.

          Przez krótki okres czasu (pół roku), mama próbowała uczyć mnie gry na fortepianie. Zniechęciły mnie ćwiczenia. Przegrałem pół Bayera (nuty do ćwiczeń) i zakończyłem edukację. Nie wiedzieć czemu, uznano mnie za pozbawionego słuchu. Mama śpiewała najczęściej drugim głosem. Nie mogłem pojąć, jak to w ogóle jest możliwe śpiewać piosenki inną melodią. Pytałem o to matkę. Ona uśmiechała się tajemniczo i wzruszała ramionami.

          W domu mieliśmy całą aparaturę do wywoływania zdjęć i  filmów z racji zawodu ojca. Był on niegdyś fotoreporterem dokumentalistą. Dokumentował fotograficznie rozbudowę Huty im. Lenina.  Pensja jego nie wystarczała na utrzymanie domu. Mama nauczyła się wykonywać obróbkę fotograficzną. Nawiązała kontakt z zakładem fotograficznym, z panią Garzyńską i wykonywała dla niej usługi laboratoryjne. Filmy wywoływała najczęściej nocą, a zdjęcia o każdej porze dnia i nocy. Mokre zdjęcia trzeba było nakładać na szkło i wyciskać z nich wodę. Po wyschnięciu, same odskakiwały od szkła. Następnie należało je poobcinać, posortować, złożyć i spakować. Nakładanie zdjęć na szyby wykonywała cała rodzina. Koperty ze zdjęciami, wraz z rachunkiem, należało dostarczyć do dziewiętnastej godziny do zakładu fotograficznego. Od niepamiętnych czasów tę czynność najczęściej wykonywałem ja. Towarzyszyła temu pewna dramaturgia. Czy mama zdąży na czas? Od tego zależało najczęściej, czy mieliśmy kolację, czy nie. Ta nerwówka była stałym fragmentem dnia codziennego. Czekałem w gotowości na koperty. Teraz wszystko zależało od tego, czy zdążę. Tylko jeden Pan Bóg wie, jak biegłem te ok. 800 m. do zakładu fotograficznego. Czasami było już grubo po dziewiętnastej. Biegłem, bo miałem nadzieję, że może zakład nie jest jeszcze zamknięty. Musiałem przy tym zwracać uwagę na pędzące tramwaje i auta. Ulice Krakowska i Stradom były dość ruchliwe. Bywało, że trud mój okazywał się daremny. To były smutne chwile. O kolacji nie było co marzyć. Gdy sprzyjało mi szczęście, dostawałem od szefostwa zakładu parę złoty napiwku.



[1] Być może przez byłą obecność arabską, muzułmańską.

[2] Był gorliwym biskupem oddanym bez reszty dziełu reformy trydenckiej. Przez kilkaset lat był sztandarowym wzorem nowego modelu biskupa czasów kontrreformacji.

 

Bóg rozpoznawany w sobie

 

          Ci, którzy w swoim sercu przyjęli istnienie Boga wyczuwali Jego inną naturę – naturę duchową. Pierwotnie nie bardzo zdawano sobie sprawę czym ona jest, jednak wyczuwano ją w sobie. To pozwalało na jej rozpoznawanie. Im bardziej człowiek otwierał się na nią, tym bardziej była ona dla niego dostępna i rozpoznawalna. Człowiek rozpoznawał Boga wychodząc od siebie. Intuicyjnie dostrzegał Jego nieskończoną moc, nieskończoną dobroć i mądrość.   Poligonem doświadczalnym jest nie tylko Wszechświat, ale ludzkie wnętrze (serce, sumienie, dusza). Nawet ci, którzy nie znają praw przyrody mogą podziwiać atuty i piękno Świata. Wykształceni dostrzegają w nim mądrość, logiczność, wzajemne powiązania, współzależności.  Natomiast we własnym sercu każdy, niezależnie od wykształcenia, może wyczuwać Boga i Jego bliskość.

          Własne doświadczenia duchowe pozwoliły zobrazować Boga w postaci ducha, czystego tchnienia. Kto jest w stanie to pojąć, dostrzega Boga jako Akt działający, bez  postaci, wyglądu. Bóg jako samo Istnienie. Hagiograf Księgi Wyjścia napisał  słowa Boga usłyszane w natchnieniu: Jestem, który jestem (Wj 3,14). Na początku Księgi Rodzaju Starego Testamentu hagiograf napisał: a Duch Boży unosił się nad wodami (Rdz 1,2) dając świadectwo Jego natury.

          Czy można zrozumieć istotę natury duchowej. Nie. Ona pochodzi z zewnątrz świata i jest ponad nim. Jednak przenika stworzony Świat i jest dostępna dla człowieka. Wyczuwalna, bo człowiek otrzymał dar jej rozpoznawania. Człowiek ma w sobie tę samą naturę. Ta sama natura może rozpoznawać siebie. Zwierzęta nie mają tej zdolności i dlatego nic o niej nie wiedzą. Człowiek jest więc wyróżniony przez Stwórcę. To z kolei pokazuje jak ważny jest człowiek dla Stwórcy. Człowiek jest miarą wszechrzeczy (Protagoras). Od początku człowiek czuł swoją wyższość w świecie biotycznym.

          Pełne świadectwo wielkości człowieka ukazał nam Jezus Chrystus. Był On w koncepcji Boga i w jego ekonomii Objawienia się. Chrystus pokazał nam również Ojca. Wcielenie jest więc ogromnym darem od Boga. Bóg zniżył się do swojego stworzenia, aby był lepiej rozpoznany. Człowiek z Bogiem stanowią jedność duchową. To jest niezwykłe, to wymaga właściwej postawy. Choć człowiek jest wielki, wobec Ojca powinien przyjmować postawę syna.

          Wiele osób pyta mnie dlaczego nie wierzę w ufo i  w istoty pozaziemskie. Nie potrafię. Nie potrafię przyjąć, że jesteśmy jedni z wielu inteligencji we wszechświecie. Świat został stworzony dla człowieka i pragnę do końca  życia wierzyć, że jesteśmy tymi jedynymi i wybranymi. Historia Jezusa, Jego oddanie, śmierć i Chwała utwierdza mnie w tym przekonaniu. Kościół przebąkuje, że mogą istnieć inne światy, i że nie ma to większego znaczenia dla wiary. Ich asekuracja pokazuje ich słabość wiary. Niektórzy dziwią się, że geofizyk (informatyk), człowiek racjonalny, wykształcony znający fizykę itp. może prezentować postawę sceptyczną, wręcz zacofaną. Tak, mój ogląd bierze się z głębokiego wyczucia i relacji jaka istnieje między Bogiem a mną. To, że Bóg istnieje wynika z konieczności logicznej. To proste i graniczy z wiedzą. Wiara natomiast jest przyjęciem tego, co jest niedorzeczne, nieprawdopodobne.

 

 

Papieże w okresie 1534–1555

 

Papież Paweł III (1534–1549) – w młodości miał wiele dzieci. Troje uznał za swoje. Umiał zachować neutralność, co pozwoliło odzyska papieski autorytet. Słabego zdrowia miał odwagę zwołać sobór. Swoich bratanków w  wieku 14–18 lat obdarzył godnością kardynalską. Za swój nepotyzm przepraszał w chwili śmierci. Syna uczynił wodzem naczelnym papiestwa. Pomimo rozrywkowego trybu życia postanowił odważnie. Zwołał sobór trydencki, który przejdzie do historii.  Pierwsza komisja uznała, że całe zło, jakie stało się udziałem chrześcijaństwa, zrodziło się z wygórowanych pretensji papiestwa do zwierzchności nad światem[1]. Sobór trwał 18 lat z przerwami. Powszechny sprzeciw wobec Kościoła spowodował w kontrapunkcie powstanie wielu nowych zakonów (teatyni, kapucyni, urszulanki, jezuici…)[2]. Papież sam nie był dobrym przykładem, ale uczynił wiele dobrego dla Kościoła. Stworzył warunki do reformy i stał się prekursorem reformacji.

 

Papież Juliusz III (1550–1555) – był rodowitym Rzymianinem. Przyjęto go entuzjastycznie. Zabawy (w tym pogańskie) trwały przez całe 10 dni. Nie bardzo przejął ducha trydenckiego. Uwielbiał rozrywki, zabawy, polowania, wystawne uczty. Zgorszył, gdy nadał godność kardynalską zdeprawowanemu piętnastolatkowi. Chłopak opiekował się małpami Jego Świątobliwości. Później uwięził go za podwójne morderstwo. 

 

Papież Marceli II (1555) – miał wielkie zdolności manualne, wysoką kulturę.  Nie chciał niczego zmieniać, nawet swojego imienia chrzestnego. Zabronił wstępu do Rzymu swojej rodzinie. Nie chciał rozbudzać nadziei na jakiekolwiek względy. Niestety zmarł trzy tygodnie po elekcji.

 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.9

 

          27 maja 1962 roku bp Karol Wojtyła udzielił mi sakramentu bierzmowania w kościele pw. Bożego Ciała w Krakowie.

         W szóstej klasie podstawowej koleżanka mamy, pani Sura, pracująca jako stażystka w Teatrze Starym na scenie Kameralnej, przyszła do nas w odwiedziny. Widząc mnie, krzyknęła odkrywczo, że właśnie jej reżyser pan Władysław Krzemiński (1907–1966) poszukuje chłopca do swoje reżyserowanej sztuki Koriolan Williama Shakespeare’a. Wiadomość ta i ewentualna zgoda mamy, kompletnie mnie sparaliżowała. Ja na scenie, przed publicznością?! To mnie przeraziło. A nie daj Bóg, gdyby mi kazali jeszcze coś powiedzieć. Uciekłem tam, gdzie czułem się bezpiecznie – pod fortepian. Siedziałem w kucki i długo myślałem. Nie mogę być tchórzem, muszę spróbować. W końcu będę sławny. Pycha i strach walczyły ze sobą.

         Reżyser Władysław Krzemiński przyjął mnie serdecznie. Po krótkiej rozmowie zostałem przekazany młodej aktorce pod opiekę i edukację. Dostałem też krótki tekst do odegrania. Nie chcąc być osobą absorbującą, nie zgłosiłem, że dali mi buty sceniczne o jeden numer za mały. Cierpiałem z tego powodu do końca wystawiania tej sztuki. Początkowo grałem przy boku znanego wspaniałego aktora Leszka Herdegena, a później znakomitego Krzysztofa Chamca. Byli oni moimi scenicznymi ojcami. Okres pobytu w teatrze był dla mnie, wrażliwego i lękliwego chłopca, niezmiernie owocny. Poznałem wielu ciekawych artystów i ludzi. Nauczyłem się stepować, walczyć na miecze, robić miny, wygłupiać się. Nabierałem odwagi do życia i ludzi. Do dnia dzisiejszego mam ślad na dłoni, który pozostał po ścięciu mieczem. Bardzo ważne było moje zderzenie z żywą kulturą i sztuką. Szybko dojrzewałem. Musiałem być odpowiedzialny, zaradny i punktualny. Do domu wracałem po dwudziestej drugiej wieczorem. Dzielnica Kazimierz nie należała do spokojnych. Do domu przeważnie biegłem.

          Sztuka Koriolan grana była na przełomie roku 1962/63. Byłem wtedy w siódmej klasie. Przez ten okres opuściłem jedynie trzy spektakle na skutek przeziębienia. Pamiętam pierwszy dzień choroby. Około południa zwróciłem się do mojej mamy z żalem, że mam 38 stopni gorączki, a wieczorem mam występ. Mama zaniepokoiła się tą wiadomością, ale cóż miała zrobić. Była ona ciągle zajęta i absorbowana przez moje rodzeństwo i nie tylko. Pamiętam, że zrobiło mi się przykro brakiem jej reakcji i czułości. Mój problem musiał zostać moim problemem
. Na scenie dostałem dreszczy. Zszedłem z niej dzielnie po skończonym spektaklu. Przypadek ten był również dla mnie pouczający.

          W teatrze otrzymywałem wynagrodzenie. Za próby płacono mi 12,50 zł, a za występ 24,50 zł. Pieniądze najczęściej oddawałem mamie. Poznałem wartość pracy i smak wynagrodzenia. Od tej pory miałem zawsze szczęście do zarabiania pieniędzy.  Nauczyłem się też nimi gospodarować. Gra w teatrze dała mi bardzo dużo. Zakorzeniła we mnie miłość do sztuki. Miłość ta rodziła się bardzo wolniutko. Musiała jednak czekać wiele lat, aż wyzwoli się na zewnątrz.

          Dostałem drugą propozycję zagrania w teatrze. Miałem grać murzynka w sztuce p.t. Cud w Alabamie. Przed jej premierą zrezygnowałem jednak ze względu na liceum. Zajęcia miałem mieć po południu.

          Otoczenie moje myślało, że pójdę dalej drogą kariery aktorskiej. Mylili się, byłem samokrytyczny. Widziałem w sobie niedoskonałości do zawodu aktora. Sam pozbawiłem się szansy zostania nim. Jednak nabyte umiejętności aktorskie przydały się później wielokrotnie. Póki co, ogarnęła mnie pasja poznawania nauk przyrodniczych. 



[1]  Trzeba uczciwie stwierdzić, że w Europie zachodniej była globalna tendencja do wywyższania się ponad inne regiony świata. Europejczyk czuł się kimś bardziej doskonałym np. od arabów, ludzi wschodu.

[2] Towarzystwo Jezusowe – męski papieski zakon apostolski Kościoła katolickiego, zatwierdzony przez papieża Pawła III 27 września 1540. Towarzystwo Jezusowe zostało założone w głównej mierze do walki z reformacją, by bronić i rozszerzać wiarę oraz naukę Kościoła katolickiego, przede wszystkim przez publiczne nauczanie, ćwiczenia duchowe, edukację i udzielanie sakramentów.

Bóg w Akcie działającym

Bóg w Akcie działającym

 

          Rozumowo nie tak trudno przyjąć, że musi istnieć przyczyna tego, co jesteśmy świadkami, czyli Świata. Wydaje się, że na tym etapie dyskusji nie ma różnicy między wierzącymi, a niewierzącymi. Obie strony uznają, że przyczyna ma charakter fizykalny i dynamiczny. Trudność pojawia się, gdy przychodzi wytłumaczyć zauważalną koncepcję w budowie Świata i w zjawiskach przyrodniczych. Świat jest przykładem nieprawdopodobnego projektu i architektury. Wszystko jest ze sobą powiązane, współzależne. Przy tym Świat jest taki piękny. Koncepcja, projekt, architektura są produktami intelektu, umysłu. To z kolei świadczy o osobowości podmiotu.

          Jak powiązać intelekt ze zjawiskami przyrodniczymi?  Dla osób niewierzących przyroda funkcjonuje na zjawiskach przypadkowych (probabilistycznych). Sama przyroda nie wykazuje mądrości. Jest ona jedynie mądrze zorganizowana. Czy istnieje coś ponad przyrodą, coś co projektuje istniejące cuda przyrody,  kieruje zmianami? Niewierzący mówi nie. Wierzący wierzy w istnienie Kogoś, kto jest tego Sprawcą, jest na zewnątrz Świata. Przypisuje się Sprawcy mądrość, inteligencję oraz przymioty wysoce moralne.

          Na początku doszukiwano się bytu boskiego. Kogoś konkretnego, zmysłowego. Ontologiczny obraz Boga spowodował sprzeciw niektórych, którzy rozumowo i zmysłowo nic takiego nie doświadczali.

          Czy koncepcja Boga wykreowana w umyśle człowieka nie jest Jego odkryciem? Jeżeli tak, to można uznać, że w umysłach ludzkich nastąpiło naturalne Objawienie się Boga.

          Bóg daje o sobie znać przez skutki Swoich działań. Jeżeli działa, to musi istnieć. Jeżeli istnieje, to jaki jest? Idąc tropem ontologicznym można się zawieść, ale przyjmując Boga jako Nie-byt można oprzeć się na Jego przypadłości dynamicznej. Bóg jest Aktem działającym.

          Niewierzący uznają, że przyczyna jest dynamiczna. Wierzący nazywają ją Aktem działającym. Pojawia się pewien consensus. Różnica polega na tym, że niewierzący nie pojmują skąd pochodzi ta dynamika. Wierzący uznają podmiotowość przyczyny. Na tej bazie konceptualnej potrafią zrozumieć wiele zjawisk. Dla niewierzących są one poza zasięgiem rozumienia.

 

 

Papieże w okresie 1522–1534

 

Papież Hadrian VI (1522–1523) –  po zaciętej walce zwolenników Franciszka I i Karola V wybrano nieznanego kardynała holenderskiego, który przyjął imię własne Hadrian VI. W Rzymie panowała dżuma. Mimo to, papież odważnie przybył do Rzymu. Tym zaskarbił sobie serca mieszkańców. Zbytek Rzymu wzbudził w nim odrazę. Jego rygoryzm nie bardzo spodobał się kardynałom. Na sejm w Norymberdze wysłał pismo w którym wziął na siebie odpowiedzialność za upadek Kościoła. Niestety, nikt nie przyjął tego pisma poważnie. Hadrian poniósł klęskę w ratowaniu Kościoła. Nie udało mu się też pogodzić Karola V z Franciszkiem I. W Rzymie nie znajdował zrozumienia. Kardynałowie bardziej zainteresowani byli skarbcem watykańskim. Śmierć uwolniła papieża od trosk tego świata. Kardynałowie przyrzekli sobie, że nie będą wybierać papieża z krajów odległych. Dotrzymali słowa przez cztery i pół wieku.

 

Papież Klemens VII (1523–1534) –  wybrany po licytacji. Dobry doradca, fatalny przywódca. Prowadził niespójną politykę. Ona to doprowadziła do zajęcia Rzymu przez wojska cesarskie. Miasto zostało splądrowane. Ludność doznała ogromnych okrucieństw. Skarby papieskie zostały przetopione. Karol zawarł zgodę z papieżem. Pozwolił mu wrócić do Rzymu. Nakłaniał papieża do zwołania soboru dla ratowania Kościoła. Papież pozostał głuchy na tę propozycję. Chwiejność papieża doprowadziła w 1533 roku do odłączenia się Anglii od Kościoła. Król Henryk VIII poślubił Annę Boleyn i oddzielił Kościół angielski od Rzymu. Papież doprowadził do ślubu swojej bratanicy Katarzyny Medycejskiej z synem Franciszka I. Sam osobiście upewnił się, że małżeństwo zostało skonsumowane. Papież zapewnił wspaniałą przyszłość Medyceuszom. Na korzyść papieża przemawia fakt obrony Żydów i sprzeciwienie się metodom nawracania stosowanym przez misjonarzy w Nowym Świecie.

 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.8

 

          Mieszkaliśmy w dwóch dużych pokojach. Oprócz nas, stale mieliśmy dodatkowych  lokatorów i gości. Moja matka przygarniała nawet na lata,  wszystkich, którym działa się krzywda (Teresa z pierwszego małżeństwa ojca, Janusz Mandecki, Madzia z matką Stanisławą, siostra mamy Jola Piskorz). My musieliśmy dostosowywać się do zaistniałych warunków. Sytuacje te, uczyły nas tolerancji wobec innych. Pomimo biedy, byliśmy bardzo weseli. Mama grała na fortepianie, ojciec na skrzypcach, ja na gitarze lub mandolinie. Było głośno i wesoło. Nasi sąsiedzi dopasowywali czas swojej wigilii do naszej, aby śpiewać u siebie kolędy z nami. Jako rodzina byliśmy szanowani i lubiani.

          Pamiętam, jak w któreś święta Bożego Narodzenia zapalaliśmy sztuczne ognie na choince. W pewnym momencie choinka zapaliła się. Zareagowałem natychmiast i własnymi gołymi rękami stłumiłem ogień. Gdy go ugasiłem, sam byłem zaskoczony skutecznością i swoją odwagą. Nieopodal choinki, na tapczanie, leżał dziadek i czytał gazetę. Zwróciłem się w stronę dziadka i głosem drżącym powiedziałem.

 

  Dziadku, ugasiłem palącą się choinkę.

 

Dziadek zaczytany, odwrócił do mnie głowę i nie analizując moich słów, powiedział.

 

  No dobrze, dobrze.

 

Moja „odwaga” nie została zauważona.

 

Wspomnienia biograficzne cz.7

 

          Moja matka była i jest  nieprawdopodobnie dzielna i pełna miłości do ludzi. Przeważnie brała cały ciężar prozy życia na siebie. Jej postawa i zachowanie działały na moją podświadomość. Bezwiednie uczyłem się szlachetności i miłości do innych. Wewnętrznie była typową jedynaczką. Na czas wychowywania nas, nie było to jednak zauważalne.

          Mój brat Zbigniew, o cztery lata młodszy, ze względu na jego kruchość był dożywiany dodatkowo. Pamiętam taką scenę. Mama karmiła Zbyszka łyżeczką, sokiem z marchewki, ja klęczałem przy nogach mamy. Patrzyłem jak łyżeczka soku znika, raz po raz, w ustach mego brata. Mnie zostawało tylko patrzeć. Nic nie mówiłem. Czułem, że tak powinno być. On jest słabszy. Marchewki starczało tylko dla niego.

          Bardzo martwiłem się o mojego brata. Był zupełnie inny niż ja. Delikatny na ciele i na duchu. Po przebytej śwince utył i od tego czasu był zaokrąglony. To spowodowało, że jeszcze bardziej stał się nieruchawy. Próbowałem nakłaniać go do jakieś aktywności ruchowej – bezskutecznie. Drzemała w nim jednak wola przywódcza.

          Do siostry Basi miałem taki sam emocjonalny stosunek jak do rodziców. Była ona zakorzeniona w moim sercu. Na skutek powikłań po chorobie, miała ona słabszy słuch. Wysięki ropy towarzyszyły jej stale, przez co, intensywność głuchoty była czasami różna.  Miłość nadopiekuńcza mojej matki do córki była silniejsza niż rozsądek. Zamiast nauczyć ją żyć z tą dolegliwością, aby mogła sobie radzić w życiu, chroniła ją przed wszelkimi zwykłymi trudami życia. Nie chodziła do sklepów i urzędów. Jej uszczerbek zdrowotny oraz klimat osoby pokrzywdzonej izolował ją od ludzi. Jej uwaga była skupiona na własnej chorobie. Wytworzyła sobie szczególny stosunek do otoczenia. Świat zawężał się do jej osoby i wąskiego kręgu przyjaciół. Na zewnątrz przybierała pozę z Księgi Koheleta: wszystko jest marnością. Jej słowom, często towarzyszyło charakterystyczne machanie ręką.

          Przez parę lat prowadziłem z nią przedświąteczną akcję kupowania różnych produktów spożywczych: mąki, cukier, proszków do pieczenia, które przed świętami dawaliśmy mamie. Niejednokrotnie była to znacząca pomoc. Mama była zawsze tym bardzo wzruszona. Chowaliśmy te produkty na szafie przed mamą. Ja na szafę wspinałem się jak kot. Te wspólne działania bardzo mnie zbliżały do siostry.                     

          Druga siostra Marta nadawała na zupełnie innych falach niż ja. Zupełnie nie mogłem nawiązać z nią kontaktu. Miała ona wiele innych cech i zalet. Była zawsze bardzo czysta i pedantyczna. Sposób jej myślenia był bardzo prosty. Zło było złem, dobro dobrem. Zawsze brakowało jej pewnej dyplomacji. Waliła prawdę w cztery oczy, nie zastanawiając się, czy prawda komuś zrobi przykrość. Ponieważ jej zachowanie często mnie denerwowało, gdy cierpliwość się wyczerpywała, mocowałem się z nią, aby ułożyć ją na swoich kolanach. Dostawała ode mnie parę klapsów. Byłem nauczony, ze nie wolno bić dziewczynek. No, ale klapsy w pupę mieściły się w moim kanonie etycznym. Trzeba było jednak uważać na nią. Była nieobliczalna. Potrafiła wybiec na balkon i wzywać milicję. Gdy kiedyś z siostrą zamknęliśmy przed nią drzwi wejściowe z korytarza na klucz, nie zawahała się rozbić cenną i ozdobną szybę. Była ona zdolna do wszystkiego.

 

 

Papieże w okresie 1503–1521

 

Papież Pius III (503) –  nie dał się przekupić Borgiom. Został wybrany jedynie ze względu na podeszły wiek. Konklawe chciało zyskać na czasie. Zmarł w tym samym miesiącu co został wybrany.

 

Papież Juliusz II (1503–1513) –  od młodości szykował się na stanowisko papieża. W wieku 27 lat został biskupem i kardynałem. Zapłacił za pontyfikat najwięcej. Po dwóch latach wydał bullę Cum tanto divino uznającą za nieważne wszystkie elekcje, które przeprowadzono nieuczciwie. Był podobny do poprzedników. Cechy duchowne zostały zatarte na rzecz świeckości. Żył w zbytku. Pysznił się ponad innych. Sam udzielał się w wojnach. Co prawda odzyskiwał Państwo Kościelne, ale tracił szacunek. W zasadzie był władcą Włoch. Miał trzy córki z nieprawego łoża. Posłużył nimi dla celów politycznych. Niewielu papieży toczyło tyle wojen. Był mecenasem sztuki. Rzym stał się perłą włoskiego Renesansu. Położył kamień węgielny pod nową Bazylikę Świętego Piotra. Powstawał równolegle pałac watykański. Powołał Straż Szwajcarską.

 

Papież Leon X (1513–1521) –  wielbiciel sztuki. W czasie wyborów miał 38 lat. Za młodu chroniąc się przed poprzednimi papieżami wiele podróżował i kształtował swoje artystyczne zamiłowania. Podczas uroczystości przyjęcia tiary zorganizował wielki festyn, na którym, raz po raz, wzywano pogańskich bożków. Nawiązał stosunki z Francją. By zadowolić bratanków, kuzynów, przyjaciół, papież zwiększył liczbę kardynałów z 24 do 31, usuwał książąt, przekazując ich korony członkom swego rodu. Po  wykryciu spisku przeciw niemu winnych surowo ukarano (jednego uduszono, a innego poćwiartowano). Budowa bazyliki wymagała nowych nakładów finansowych. Papież zdecydował o sprzedaży odpustów zupełnych. To spowodowało ogromny gniew Lutra. W 1517 roku ogłosił w Wittenberdze sławne tezy, potępiając handel odpustami. Początkowo papież nie zwrócił uwagi na niepokój jaki powstał i zaczął zataczać większe kręgi społeczne. Papież obłożył Lutra ekskomuniką. Luter publicznie spalił bullę papieską. 10 grudnia narodził się protestantyzm. Papież pozostawił papiestwo na krawędzi bankructwa. Watykan przeobraził w teatr.

Wspomnienia biograficzne cz.6

 

          Parokrotnie wyjeżdżałem na kolonie. Traktowałem je jako zło konieczne. Od pierwszego dnia pobytu tęskniłem za domem. Do domu przywoziłem wszystkie czekolady jakie dostawałem na różnych konkursach, za czystość, na drogę powrotną itp. Bardzo mnie cieszyło obdarowywanie rodziny  smakołykami i prezentami. Na koloniach nauczyłem się układać swoje ubranie w kostkę. Do dnia dzisiejszego ten nawyk mi pozostał. W łazience ręcznik swój poznaję po jego złożeniu.      

          Wysłanie 12 kwietnia 1961 roku Jurija Gagarina w kosmos było dla mnie dużym przeżyciem. Data ta utkwiła mi w głowie na stałe. Budziło się u mnie zainteresowanie naukami przyrodniczymi, kosmosem.

          W klasie piątej musiałem przenieść się do  szkoły podstawowej z mojego rejonu, na ulicę Miodową. Byłem w samej paszczy dzielnicowego lwa. Łobuzów było wielu. Nauczyłem się unikania kłopotów. Radziłem sobie z chuliganami. Nie prowokowałem ich. Nie było tak źle.

         Rodziców przyjmowałem bezkrytycznie. Kochałem ich miłością wrodzoną i głęboko zakorzenioną. W moim sercu byli oni od zawsze. Nawet ich niesnaski traktowałem jako naturalne wydarzenia. Opowiadania mojej mamy słuchałem bardzo uważnie. Działały one na moją wyobraźnię. Świat przedwojennych manierów, opisy wspaniałych antenatów, historie rodzinne spowodowały, że wzbudziłem w sobie ogromną tęsknotę do opowiadanego przedwojennego świata. Wykreowany świat, na bazie opowiadań matki, został moją obsesją do dnia dzisiejszego. Jeżeli ktoś dopatruje się u mnie postawy szlacheckiej, wyniosłej, dumnej to korzenie tego powstały w latach mego dzieciństwa. Tego nie da się wykorzenić. Jestem ofiarą nieodwracalnych procesów umysłowych, które zostawiły ślad w mojej psychice.   

 

 

Papieże w okresie 1471–1503

 

Papież Sykstus IV (1471–1484) –  sprawy wiary odsuwał na dalszy plan. Ważniejsze były sprawy doczesne. Miał liczną rodzinę. Sześciu z bratanków zostało kardynałami. Najbardziej chciwy był 28 letni Giuliano. Otrzymał on sześć biskupstw oraz dochody z licznych opactw i rozmaite beneficja. W 1503 roku zostanie papieżem Juliusze II. Handel odpustami nigdy nie osiągnął takiej skali co obecnie. Operacje finansowe pozwoliły na sfinansowanie pięknych i drogich dzieł renesansu. Piękna kaplica w bazylice została nazwana jego imieniem (kaplica sykstyńska). Dofinansował Bibliotekę Watykańską. Urządzał prymitywne zabawy i rozrywki dla Rzymian.  Pozwolił władzom hiszpańskim na wznowienie działalności inkwizycji[1].  Po śmierci papieża rozpętało się piekło. Rabowano domostwa bratanków i popleczników zmarłego.

 

Papież Innocenty VIII (1484–1492) – przed wyborem na papieża miał wiele miłostek i liczne potomstwo.  Gdy został papieżem uznał tylko dwójkę dzieci z nieprawego łoża. W rodzinie szykowano już późniejszego papieża Leona X.  Gdy skończył 7 lat został opatem klasztoru, w wieku 8 lat arcybiskupem, w wieku 13 był kardynałem. Gdy miał 38 lat został papieżem. Innocenty VIII więcej troski poświęcał swoim dzieciom. Poprzednik zostawił mu skromne środki. Wrócił więc do handlu stanowiskami. Bywało, że zostawiał bankierom w zastaw mitrę lub tiarę. Przez zobowiązania musiał wdawać się w wojnę[2]. Złoczyńcy mogli wykupywać swoje wyroki śmierci. Papież dla poprawienia swoich sił witalnych żywił się mlekiem kobiecym. Za pontyfikatu Innocentego III doszło do polowań na czarownice. Ustalono kodeks tortur jakie miano stosować na oskarżonych.

 

Papież Aleksander VI (1492–1503) – pontyfikat został wylicytowany. Miał trójkę dzieci. Im też poświęcał wiele uwagi. Załamał się po stracie syna, który został zamordowany. Uznał to za karę Bożą. Przyrzekł poprawę. W kilka tygodni później kochanka na pociechę dała mu syna. Handel kwitł czym się dało, odpustami, stanowiskami, wojnami grabieżczymi. Jego syn Cezary był wyjątkowo chciwy i pazerny. Ograbiał skarbiec ile tylko było można.  Nie przewidział swojej śmierci tuż po swoim ojcu.



[1]  Wielki inkwizytor Torquemad w ciągu 15 lat wydał 97 tys. wyroków i spalij żywcem 16200 osób.

[2] Chodziło o wypędzenie Aragonów z Neapolu.

Wspomnienia biograficzne cz.5

 

          Bardzo dużo zabawek wykonywałem sam. Z papieru robiłem zamki, okręty, pociągi, ludziki. Miałem swoją armię, swoich bohaterów, swój świat. Wyobraźnia pozwalała mi widzieć moich bohaterów w ołówkach, a w pudełku od filmów autobusy. Gdy byłem chory i nie miałem niczego wokół siebie, sama piąstka rączki zastępowała mi samochód. Kciuk przejmował rolę drzwi. Umiałem bawić się sam.

          Na pierwszą „randkę” poszedłem będąc w drugiej klasie podstawowej. Zaproponowałem mojej sąsiadce, Elżbiecie Adamczyk, która była w moim wieku, że ją odprowadzę do jej ciotki. Bardzo naraziłem się mojej mamie, która mnie w tym czasie poszukiwała. O sprawach damsko-męskich dowiedziałem się będąc w klasie piątej. Kiedy kolega, Marek Solarz, przekazywał mi najskrytsze tajniki życia erotycznego, udawałem, że wszystko jest mi znane. Duma nie pozwalała mi przyznać się jemu, że nic o tym nie wiedziałem. Bądź co bądź, był on młodszy ode mnie, i to o cały rok. W domu wychowywany byłem w pełnym szacunku do kobiet. Przez głowę nie przechodziła mi myśl, że można mężczyźnie odkrywać kobiece ciało. Edukacja kolegi była dla mnie szokiem.

          Elżbieta dosyć młodo przybrała piękne dziewczęce kształty. Przez wiele lat zabiegałem o jej względy. No cóż, natura popychała mnie we właściwy kierunek. Niestety byłem raczej przedmiotem jej żartów i kpin.

 

 

Papieże w okresie 1447–1471

 

          Rzymianie mieli dziwny obyczaj. Po wyborze papieża natychmiast rabowano jego dom, a potem przychodzili oddać mu hołd.  Podczas wyboru Mikołaja V na skutek pomyłki, obrabowano domy dwóch kardynałów.

 

Papież Mikołaj V (1447–1455) –  przykładny papież. Nigdy nie splamił się nepotyzmem. Wiódł życie skromne. Nienawidził przemocy.  Rzym przeobraził w piękne miasto renesansowe. Stworzył klimat dla artystów i uczonych. Otworzył Bibliotekę Watykańską. Był inicjatorem przebudowy pałacu watykańskiego i bazyliki świętego Piotra. Dbał o powszechny pokój. Los nie był dla niego łaskawy. Po nieudanym zamachu ścięto spiskowców.  Konstantynopol został zdobyty przez Tutków. W 1453 Imperium bizantyńskie przestało istnieć. Papież załamał się. Śmierć uwolniła go od cierpień.

 

Papież Kalikst III (1455–1458) – przerwał budowy poprzednika, bo potrzebował środki na uzbrojenie floty. Usiłował zjednoczyć Europę przeciw Mahometowi II. Wielu mu odmówiło. Słabością papieża był nepotyzm. Rodzina papieża była widoczna na każdym stanowisku (policji, legaci, wicekanclerz Kościoła). Powróciły czasy handlu odpustami, symonii. Przed śmiercią papieża wielu członków jego rodziny uciekło. Pałace Borgiów zostały splądrowane.

 

Papież Pius II (1458–1464) – za młodu pisał erotyki[1]. Zmienił się i został księdzem. Pracował gorliwie na rzecz Kościoła. W 1456 r. został kardynałem, a dwa lata później papieżem. Nie było mu łatwo. Korupcja panowała powszechnie. Bezradny wobec niechęci Europy postanowił sam zostać rycerzem  i stanąć na czele wojska przeciw Turkom. Nie zdążył, umarł w oczekiwaniu na flotę. Papież przez wiele lat wierny koncyliaryzmowi musiał go potępić. Życie nakazało mu brać wszystko w swoje ręce.

 

Papież Paweł II (1464–1471) – przed elekcją musiał przysiąc, że spełni całą listę żądań kardynałów. Po elekcji anulował zobowiązania. Był przystojny i próżny. Kazał ozdobić swoją tiarę szlachetnymi kamieniami. Przez brak wykształcenia gardził humanistami. Rozwiązał Akademię założona przez poprzednika. Był bardziej praktyczny. Udoskonalił ścieki. Założył drukarnię oraz rzymskie wydawnictwo Libreria Editrice Vaticana. Ludziom organizował festyny i tanie rozrywki. Dla pokonania Turków nie zrobiono nic. Reformy Kościoła zostały wstrzymane.



[1] Napisał frywolną powieść miłosną: Lukrecja i Euryalus w 1444, za którą otrzymał z rąk króla Fryderyka poetycki laur.

Wspomnienia biograficzne cz.4

 

         Przed Pierwszą Komunią chodziłem do Kościoła Piotra i Pawła, na ulicę Grodzką, na różne przedkomunijne spotkania i celebracje. Miałem do Niego jeden przystanek tramwajowy, a potem około 400 metrów pieszo ulicą Grodzką. Pewnej niedzieli rano, wsiadłem do tramwaju i kiedy ruszył, zorientowałem się, że zamiast dwudziestu, mam tylko dziesięć groszy. Wpadłem w ogromną panikę. Konduktor powoli zbliżał się do mnie. Kiedy tramwaj przymierzał się do zakrętu, otworzyłem gwałtownie drzwi i wyskoczyłem. Wiele metrów musiałem wyhamowywać prędkość tramwaju. Zatrzymałem się w objęciach milicjanta. Podejrzewam, że nie skojarzył naszego zderzenia z moim kaskaderskim skokiem.

          Bardzo lubiłem Kościół pod wezwaniem Piotra i Pawła. Czułem się w nim bezpieczny. Miał w sobie coś mistycznego. Pierwsza Komunia odbyła się 25 maja. Kojarzy mi się ona z ogromnym głodem. Prawie, że omdlewałem. Co prawda papież Pius XII zniósł zasadę ścisłego postu przed Pierwszą Komunią Świętą, która zakazywała spożywania wszelkich pokarmów i napojów od północy dnia poprzedniego, ale nie było jeszcze tej świadomości. Do godziny jedenastej byliśmy bez śniadania. Po uroczystościach komunijnych, tata zabrał mnie do mojej matki chrzestnej, jego siostry, która była sparaliżowana. Otrzymałem od niej w prezencie różaniec. Innych prezentów nie było, nie miałem też do nikogo żadnych pretensji. Cieszyłem się Komunią. Nie rozumiałem wszystkiego, ale wyczuwałem pewne sacrum uroczystości. Bóg zakorzeniał się we mnie w sposób naturalny.                                        

          W klasie trzeciej zmieniono katechetę na katechetkę. Młodzież przyjęła ją makabrycznie. Rzucano w nią wszystkim, co było do rzucania. Mnie się również ta zmiana nie podobała.

          Zabawek miałem niewiele. Szczególnie upodobałem sobie drewnianego konia na biegunach. Można było nie tylko go ujeżdżać, ale przywiązywać do stołka jak do furmanki. Nogami poruszałem bieguny i tak człapałem w świat moich marzeń i fantazji. Któregoś dnia, gdy wróciłem ze szkoły, mama powiadomiła mnie, że mój ukochany koń został poświęcony wyższym racjom – ociepleniu mieszkania. Była zima, brakowało pieniędzy i węgla.

 

 

Papieże w okresie 1417–1447

 

Papież Marcin V (1417–1431) –  postanowił odbudować autorytet papieży. Pojawiło się jednak nowe zjawisko. Koncyliaryzm był doktryną uznającą wyższość soboru nad papieżem. Na soborze w Konstancji uchwalono dekret  wyższości soboru na papieżem. Ponadto od czasów papieża Wiktora (189–198) aż po dzień dzisiejszy występuje spięcie pomiędzy absolutystycznymi tendencjami Rzymu i autonomicznymi rewindykacjami Kościołów lokalnych. Na soborze w Nicei koncyliaryzm był bardzo widoczny.   Papież przybył do Rzymu dopiero w 1420 roku. Dżuma, epidemie i wojny zrujnowały Rzym. Na ulicach grasowali biedacy i złoczyńcy. Powrót papieża zapowiadał odrodzenie się miasta. Papież 2/3 dochodu poświęcił na odbudowę  swego Państwa. Na soborze w Pawii (1423) papież potępił koncyliaryzm. Żądał aby kardynałowie wyrzekli się rażącego życia w zbytkach. Nie wiele zyskał. Niestety uprawiał nepotyzm. Swoją rodzinę obdarzał dobrami kościelnymi.

 

Papież Eugeniusz IV (1431–1447) –  powstał olbrzymi spór pomiędzy zwolennikami koncyliaryzmu a papieżem. Nikt nie chciał ustąpić. Powołując się na dekret z soboru w Konstancji postawiono papieża w stan oskarżenia. Papież zignorował nakaz stawienia się na rozprawę sądową w Bazylei. Sobór w Bazylei  pozbawił go prawa mianowanie kardynałów. Sobór pracował bez papieża. Ogłaszał dekret za dekretem, w tym zwalczał zło  (symonię) trawiące Kościół. Agresywna postawa soboru zaczęła odstręczać jego uczestników. Wielu opuściło sobór, aby przejść na stronę papieża. Sobór w Bazylei ogłosił dogmat wiary prymatu soboru nad papieżem. Niepokornego Eugeniusza IV złożono z urzędu i powołano papieża, który przyjął imię Feliksa V (ostatni  w historii antypapież). Po 10 latach uznał zwierzchność prawowitego papieża. Nadzieja na demokratyczne rządy w Kościele wygasła.