Geneza człowieka

          Nie tylko fanatycy religijni, ale i ludzie pobożni zapominają o tym, że człowiek wywodzi się z cyklu biologicznego i jest ściśle związany z przyrodą. Jeżeli tak, to przyroda wiele ma do powiedzenia odnośnie człowieka. Z tą prawdą trzeba się liczyć. Gdyby Bóg chciał, powołałby człowieka równolegle do stworzenia przyrody jako coś zupełnie odrębnego. Tak się jednak nie stało. Musimy zawsze pamiętać, że jesteśmy jedynie wyróżnieni wobec innych stworzeń biologicznych. Człowiek musi szanować prawa przyrody i zasady współistnienia. W innym przypadku staje przed szereg. W jego umyśle głębią się myśli, że on by ten świat inaczej i lepiej zorganizował. Jak to możliwe, że  wielkie stworzenie morskie w ciągu dnia spożywa 1.5 tony innych żyjących stworzeń? Co za okrucieństwo! 

          Człowiek ma w sobie pychę, a rozum który otrzymał podpowiada mu myśli przekraczające pokorę wobec Stwórcy. Bóg tak urządził świat i człowiek nie ma prawa podważać jego stronę etyczną. Z pokorą trzeba przyjąć zasady współistnienia biologicznego.

          W tym samym duchu należy rozpatrywać życie ludzkie. Poza sprawami duszy jest ono biologiczne ze wszystkimi tego skutkami i konsekwencjami. Tematy aborcji i inne trzeba rozpatrywać też w ujęciu biologicznym. Pomijanie ich stwarza absurdalne idee, które wyjmują człowieka z jego naturalnego środowiska przyrodniczego. Obrońcy życia poczętego żarliwie bronią go kosztem innych ideałów, tym samym zniekształcają prawdę przyrodniczą. Wynoszą człowieka do roli poza biologiczną, a to jest ułomne i nieprawdziwe. Tak, człowiek to istota niezwykła i trzeba ją chronić, ale wszystko musi się realizować w zgodzie z przyrodą. W przyrodzie nie ma miejsca dla słabszych. U człowieka jest to możliwe, ale trzeba to czynić w sposób roztropny. Trzeba przygotowywać warunki do utrzymania życia ludzi ułomnych. Zakaz aborcji jest najprostszym działaniem, nic nie kosztuje, ale stworzenie całej ochrony medycznej, finansowanie leków, infrastruktura, żłobki, instytucje rehabilitacyjne to są działania idące w sukurs idei życia człowieka.

          Obrońcy życia to najczęściej politycy, którzy mają cele polityczne. A tacy jak np. p. Terlikowscy i im podobni działacze katoliccy to fanatyczni obrońcy idei dla idei. Prawda jest trudniejsza. Oni jej nie rozumieją. Trudno się z nimi rozmawia, bo powtarzają w kółko te same slogany. Szkoda czasu na ich edukację. Może z czasem zrozumieją, że życie to nie je bajka, a walka. Życie jest procesem i tak nam to zgotował Stwórca. Człowiek może jedynie w ramach swoich możliwości wybierać mniejsze zło.

           Zawsze będę powtarzał, że aborcja jest wielkim złem, ale trzeba jej unikać w sposób roztropny, mądry i rozważny. Wszelkie zakazy to najgorszy, najgłupszy i najtańszy pomysł polityków.      

 

Przedmiot wiary

          Kontynuując wczorajszy wywód, pragnę przekazać niektóre aspekty mojej wiary, a nie wiedzy. Jak wspominałem samo istnienie Boga jest dla mnie wiedzą. Bóg nie jest dla mnie przedmiotem wiary. Co więc pozostało w wierze?

          Na podstawie całego oglądu tematycznego, zebranych materiałów,  przeczytanych książek, cudzych myśli, własnych głębokich przemyśleń, intuicji  wytworzyła się u mnie idea chrześcijańska. Stwórca nawiązał kontakt z człowiekiem poprzez Człowieka Jezusa Chrystusa. Do tego nie są mi potrzebne żadne cuda. Wystarczy mądrość przekazu ewangelicznego. Niektórzy zdziwią się, że tak mówi krytyk ewangelii. Tak, wykazuję słabość edytorską ewangelii, ale nie podważam myśli jakie niosą. Przyjmuję z wiarą, że Jezus został przez Boga zaakceptowany i stał się Aktem działającym, czyli Istotą mającą moc i uprawnienia Boga. Dla mnie Jezus jest prawdziwym reprezentantem Bożym. Przejął prerogatywy Boga, aby człowiek mógł lepiej zrozumieć Stwórcę.

          Powiem nawet bezczelnie, że to być może to człowiek wymusił na Bogu idee Jego Syna. W sercu wierzę, że była to wspólna koncepcja. Jeżeli została autoryzowana przez Boga, to nie można inaczej, jak składać hołd Jezusowi. Jezus uczynił bardzo wielką rzecz. Swoją postawą pokazał możliwości człowieka jakie w nim drzemią. Nie boję się używać słów: człowiek byt niemal doskonały. Dziś wiem, że wszystko dla człowieka zostało stworzone, w tym i cały kosmos. Jednocześnie pozbawiony zostałem ułudy istnienia istot rozumnych we wszechświecie. To niemożliwe z punktu widzenia teologii i antropologii. Zdaję sobie sprawę, że jestem w konflikcie z badaniami naukowymi, a zwłaszcza z rachunkiem prawdopodobieństwa, który w teorii wielkich liczb dostrzega inne światy i to ożywione. Ja w to nie wierzę, jak nie wierzę w ufoludki. Pisałem już o tym w mojej pierwszej książce. Światopogląd ten towarzyszy mi niezmienne od wielu lat.

          Przedmiotem wiary jest również wieczność życia istnień ludzkich.  Wiara ta wynika z konieczności sensu życia. Bez wieczności wszystko jest o d. rozbić.  Gdybym nie wierzył, korzystałbym do woli z przyjemności życia. Etyka byłaby dla mnie tylko zawadą i utrudnieniem. Hulaj dusza, bo po śmierci ciebie nie ma. Jeżeli nie ma, to wszystko, co się w życiu wydarzyło nie ma żadnego sensu.

          Wierzę, że Istota, taka jak Stwórca ma w sobie cechy nieskończone w swoim wymiarze. Nie może być inaczej. Jest On niewyobrażalny, bo gdyby Nim był, to zawsze można by wymyślić jeszcze bardziej doskonałego (z nauki Anzelma).

          Nie wierzę absolutnie w anioły i demony. To pojęcia konceptualne pomocne przy opisie zdarzeń niebiańskich. Nota bene, korzysta z nich sam Bóg, ale jedynie po to, aby ludzie lepiej rozumieli zagadnienia teologiczne.

Wiara, a wiedza

          Powracając do poprzedniego wykładu. Co jest przedmiotem wiary, a co wiedzą. Depozytariuszem wiary jest Kościół. Ok! ale trzeba odróżnić co pochodzi z faktografii wydarzeń, a co jest przedmiotem wiary. Przyjęło się niesłusznie, że należy wierzyć we wszystko o czym głosi Kościół. Np. urodzenie się Jezusa jest w zasadzie wiedzą historycznie potwierdzoną. Nie trzeba więc wierzyć, że Jezus się urodził. To fakt historyczny. Wszelakie fakty należy traktować z najwyższym priorytetem prawdy, przynajmniej ludzkość tak przyjęła. Nauka, wiedza jest więc uważana za najwyższy autorytet. Owszem można spierać się o detale poznawcze, ale powszechnie wiedza jest szanowana i respektowana. Jest też odnośnikiem informacji. Co jest potwierdzone naukowo, nie musi być przedmiotem wiary.

          Rzecz w tym, że Kościół wiele zdarzeń historycznym ujmuje w przestrzeni wiary. Najgorsze jest to, że przemycają do tej przestrzeni fałszywe zdarzenia historyczne. Wiara chrześcijańska jest więc konglomeratem prawd i fałszywych informacji. W tym też są elementy, które wyłącznie sa przedmiotem wiary. W przestrzeni doktryny chrześcijańskiej jest niestety wiele zdarzeń nieprawdziwych. Kiedy się je wymienia, najczęściej wzbudzają emocje. Budzi się odruch niechęci to takich informacji. Dlaczego? Bo tym samym człowiek przyznaje się, że został oszukany. Najczęściej broni więc skostniałej doktryny, bo jest to bezpieczne. Odpowiedzialność pozostaje po stronie Kościoła.

          Ewangelista Łukasz przeszedł sam siebie. Dopisał do swojej ewangelii wiele zmyślonych zdarzeń. Wierni wierzą w nie w sposób absolutny. Np. Zwiastowanie Maryi to koncepcja teologiczna całkowicie pozbawiona prawdy faktograficznej i historycznej. Bohaterem tej perykopy jest Anioł Gabriel. Anioły są pocięciami konceptualnymi i nie mają swojego osobistego istnienia. To postacie potrzebne do pewnych opisów teologicznych i nic więcej. Na ten temat już pisałem. Uczestnictwo anioła w obrazie zwiastowania już podważa autentyczność wydarzenia. Proszę zauważyć, że żaden inny ewangelista nie powtórzył tego opisu. Dziewicze poczęcie Jezusa jest też wypaczeniem faktograficznym. Było ono potrzebne do wyrażenia cudowności wydarzenia. Prawda ma w sobie wartość bezcenną. Nie ma potrzeby tworzyć bytów ponad miarę (Brzytwa Ackhama). Bajki są zupełnie niepotrzebne wobec prawdy autentycznej. To ona jest bezcenna, niezwykła, święta. Nie ma potrzeby wspierać się mitami, bo to prawda nas wyzwoli: Poznacie prawdę, a prawda Was wyzwoli (J 8,32).

          Może będzie to zaskoczenie dla wielu, ale u mnie nie ma wiary w istnienie Stwórcy. Jego istnienie wynika z logiki, a więc oglądu naukowego. Każdy skutek musi mieć swoją przyczynę. Tak też, dla mnie Bóg wywodzi się z wiedzy, a nie z wiary.

Modlitwa, a dobro

           Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Gdy którego z was syn prosi o chleb, czy jest taki, który poda mu kamień? Albo gdy prosi o rybę, czy poda mu węża? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da to, co dobre, tym, którzy Go proszą (Mt 7,8–11).

          O modlitwie pisałem już wielokrotnie, i w zasadzie to się powtarzam. Wbrew myśleniu racjonalnemu, to czynność ogromnie pożyteczna. Dla wielu to słowny bełkot, strata czasu, wręcz nieuzasadniona głupota. Wszystko zależy od poziomu wiedzy na ten temat. Modlitwa jest przede wszystkim rozmową ze samym z sobą. Owszem adresuje się ją do Boga, ale de facto pozostaje się w obrębie własnego ja. Bóg uczestniczy w modlitwie, ale na swój sposób. Nie jest On bezpośrednim adwersarzem interakcji, ale oddziałuje na sposób ludzkiego myślenia. Przede wszystkim człowiek musi stworzyć w swoim umyśle idee Boga i Jego upodmiotowić. Ta Idea staje się autostradą do Boga transcendentnego, żywego, prawdziwego, naprawdę istniejącego. Ta operacja jest potrzebna do stworzenia wspólnej przestrzeni, w której może się odbyć rozmowa. Idea wytworzona przez człowieka może wypaczać prawdziwego Boga. I tak się dzieje. Nie ma jednak innego wyjścia. Prawdziwy Bóg transcendentny jest poza możliwością ludzkiego rozeznania. Rozmowa z niedoskonałym obrazem Boga może być fałszywa. I tak też się dzieje. Wszystko to zniechęca do modlitwy. A jednak są narzędzia rozpoznawcze, które dają możliwość oceny modlitwy. Tym narzędziem jest pojęcie dobra. Ono wynika z prawa naturalnego. Dobro jest powszechnie rozpoznawane. Odchylenia pojęciowe są, ale niewielkie.

          Człowiek zdolny jest do wykonywania czynności. Skutek ma często charakter fizykalny, ale niesie ze sobą wartość. Wartością tą jest miara dobra. Dobro same w sobie jest fukcjonałem, a więc czymś, które ma w sobie jedynie przypadłość. Substancją (podłoże) dobra jest boska natura. Człowiek nie może sam wytwarzać dobra, ale przez intencję uczynienia dobra angażuje do tego Stwórcę. To trudne, a zarazem pouczające. Wyjaśnia mechanizm egzystencji świata. Dobro jak i Miłość  należą do Boga. Ludzie jedynie mają możliwość z ich korzystania. Gdyby było inaczej, człowiek byłby Bogiem.

         Jezus, przez Akt wywyższenia otrzymał prerogatywy Ojca i dlatego nazywa się Go Bogiem. Jego Ofiara Krzyża musiała być jednak przyjęta i zaakceptowana przez Ojca, aby stała się skuteczna. Tak więc dobro Jezusa jest własnością Ojca.

          Ok! ale skąd wiadomo, że Ojciec zaakceptował Syna i wywyższył Go na krzyżu do godności Aktu działającego (Boga)? A to, jest już kwestia wiary.

Perły

           Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami, i obróciwszy się, was nie poszarpały (Mt 7,6).       

           Powyższy werset jest mi szczególnie bliski i bardzo aktualny. Wykłady jakie prowadzę od lat dotyczą delikatnej materii. Angażuję do tego całe moje serce i duszę. Wiedza religijna jest dla mnie mądrością. Mądrość to sacrum. Kiedy wypowiadam się na ten temat, uczestniczę w pewnym misterium. Każda rozmowa o Bogu, Jezusie i o tym co stworzył i jak stworzył jest przeżyciem duchowym. To modlitwa, a jak modlitwa to rzecz święta. 

          Niestety, najczęściej jest to uniesienie jednostronne. Adwersarze rzadko wciągają się w moją atmosferę sacrum. Często przytakują grzecznościowo, a ja odczytuję, że myślą zupełnie inaczej. Przeżycia i emocje są nierówne. Dużo też zależy, czego się oczekuje od takich rozmów. Jeżeli traktuje się je jako misję, to ma się świadomość pewnego trudu. No cóż to kosztuje.

          Mnie osobiście bardzo męczą rozmowy na tematy religijne, zwłaszcza prowadzone przypadkowo i z przypadkowymi adwersarzami. Przeważnie tematy są wielowątkowe. Trudno jest ująć krótko podejmowane zagadnienia. Często wymagają one odskoku w bok, przywołanie innych kwestii, definicji pojęć itp. Często efekt rozmowy jest żaden. Adwersarze są często zupełnie innymi osobowościami, którzy mają swoje już ustalone poglądy. Mają do tego prawo. Często po takich rozmowach mam wrażenie, że nie osiągnąłem żadnego celu. Choć nie zostało to powiedziane jawnie, to wiem, że moje perły zostały podeptane. Na szczęście riposty nie bardzo odnoszą skutek i mnie nie krzywdzą. Faktem jest, że jestem zniechęcony biernością religijną, albo inaczej, zacietrzewionymi poglądami innych. Ludzie niechętnie pozbywają się własnych nawyków, czy poglądów. Nowe zawsze wymaga wysiłku. Nie każdego na to stać. Kościół zakotwicza w wiernych wiele nieprawdziwej wiedzy. Pozbawia chęci szukania prawdy. Podaje do wiadomości i tak ma być. Z racji wpojonego posłuszeństwa Kościołowi boją się podejmować dyskusje.

          Jak wielokrotnie pisałem, szatan jest tylko pojęciem konceptualnym. Fizycznie i duchowo nie ma takiego bytu. Pojęcie uosabia zło, to wszystko. Dla większości moich odbiorców jest to szokująca informacja. Często staje się barierą do dalszej rozmowy. Wyczuwam to błyskawicznie. Dalsza rozmowa jest bezskuteczna. Pozostaje miłe pożegnanie.

          Wiem, że wiele osób skorzystało i korzysta z moich prac teologicznych. Od czasu do czasu dochodzą mnie o tym wieści. One to podtrzymują mnie w dalszej aktywności na moich blogach. Ważne dla mnie jest to, że pisząc sam doświadczam wiedzy. Udzielając korepetycji często zachęcałem uczniów: Ucz innych, bo  powtarzając materiał wielokrotnie, sam go zrozumiesz. Niestety nie znam nikogo, kto by przyswoił sobie tę mądrą sentencję.

Osąd

          Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, gdy belka [tkwi] w twoim oku? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata (Mt 7,1–5).

          Trudno zaprzeczyć, że całe życie człowieka polega na osądzaniu, wydawaniu opinii. Jest to rzeczą naturalną. Postawa przeciwna do powszechnej opinii niesie w sobie rozwój, wiedzę. W nauce Jezusa chodzi o motywy, emocje, intencje jakie towarzyszą sądzeniu. Skutkiem osądów jest często skrzywdzenie drugiego człowieka i przyszycie mu łatki. Wobec człowieka naznaczonego własne ego wzrasta. On jest be, a ja cacy. On jest zły, a ja jestem dobry.  Rzecz w tym, że jest to własna opinia o sobie i nie ma większej wartości. Pozwala jedynie na samozadowolenie i to nie do końca. Cóż przyjdzie z tego, że ja mam o sobie dobre mniemanie, gdy nikt moich “walorów” nie dostrzega?

          Jezus przestrzega: Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą (tamże). To jest tzw. sprawiedliwość naturalna, jak trzecia zasada dynamiki. Akcja równa się reakcji. Idee odwetu już przerabialiśmy. Nie bardzo pasuje do nauki Jezusa. Należy unikać w życiu, o ile to możliwe, prostych zasad odruchów naturalnych, a kierować się w życiu zasadami Chrystusa. Tym różnimy się od świata zwierzęcego, że potrafimy zmieniać, zapobiegać, a nawet likwidować naturalne skutki dokonanych czynów. To człowiek powinien panować, o ile może, nad światem, a nie odwrotnie. W świecie materii, kataklizmów dziejowych człowiek jest często bezradny, ale nad emocjami może zapanować. Jeżeli mój osąd krzywdzi, lepiej się nie wypowiadać i zamilknąć.

          W każdym momencie działania należy włączać wentyl bezpieczeństwa i zastanawiać się nad stroną etyczną czynów. Tylko głupiec, narwaniec, człowiek niedojrzały postępuje ad hoc bez zastanawiania się: Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? (tamże). Często jest tak, że krytykuje się kogoś za małe przewinienia, po czym na własnym sumieniu ciążą czyny o wiele bardziej niegodne.

          Choć wydaje mi się, że potrafię rozeznawać osobowość ludzką, to staram się powstrzymywać od ocen. Dlaczego? Bo wielokrotnie pomyliłem się w ocenie. Jest mi niejednokrotnie wstyd i złość na siebie samego, że źle oceniłem drugiego człowieka. I choć on o tym nie wie, ja pamiętam o swoim błędzie. I to jest okropne, bo to we mnie tkwi.

          Bardzo dobrą zasadą jest życzliwe podejście do każdego człowieka. Zainwestować dobroć, a ono przyniesie z pewnością korzyści.

Dosyć ma dzień swojej biedy

          To ulubiony i  często powtarzany przeze mnie werset z Ewangelii Mateusza (Mt 6,34). Polubiłem go za mądrość jaką ze sobą niesie. Każdy dzień jest polem bitwy. Trzeba zatroszczyć się o innych, o siebie, o dom itd. Obowiązki wymuszają czujność. Pod koniec dnia każdy odczuwa zmęczenie. To naturalne. Werset mówi jeszcze o czymś. Trud dnia nie może przenosić się dzień następny. Nowy dzień winien zaczynać się od nadziei, że będzie udany. Nowy dzień jest zawsze nieskazitelny. Tylko od człowieka zależy, czy będzie nim do końca. Jezus w perykopie: Zbytnie troski (Mt 6,25–34) przybliża ludzkie podejście do codziennych trosk. Poucza, że nie należy w tym przesadzać. Często z nowym dniem pojawiają się nowe rozwiązania, które pozwalają rozwiązać problemy. Oczywiście we wszystkim należy zachować umiar i rozsądek. Przywiązywanie się do rzeczy jest nierozsądne. I tak kiedyś trzeba będzie wszystko zostawić. Po ludzku, to przykre. Sam mam problem z moimi skrzypcami, do których jestem mocno przywiązany. Żal je zostawić. Przemycić się ich nie da. Może dla innych będzie tylko zawadzającą rzeczą? No cóż, tak to jest. Człowiek musi myśleć dalekowzrocznie. Przed każdym człowiekiem jest daleka i długa podróż. Tam z pewnością będą inne precjoza i zabawki. Nie ukrywam, że po ludzku trochę żal. Wiele rzeczy towarzyszy człowiekowi przez długie lata, przynosi radość i przypomina fajne chwile. Trzeba jedna to wszystko zostawić. Dlaczego?

          Życie ludzkie na ziemi jest dla człowieka testem. Przysposabia do życia wiecznego. Nie wszyscy to rozumieją i przywiązują się do preludium życia. Tymczasem czeka człowieka wieczność. Kalkulacja jest jasna i prosta. Trzeba wszystko uczynić, aby zapewnić sobie dobre miejsce w przestrzeni Boga. Jakie ono będzie – nie wiemy, to tajemnica. Warto jednak zaryzykować i wybrać ścieżkę optymalną. Jak to uczynić? Trzeba już teraz żyć tak, jakby jutro miała nastąpić przeprowadzka. Kto żyje Bogiem, w każdej chwili, nie odczuwa tego trudu. Jezus pragnie przekazać tę mądrość życia i postępowania. Z drugiej strony, życie w Bogu przynosi ogromne precjoza. Przede wszystkim człowiek odczuwa radość życia. Żaden trud nie jest dla niego straszny, bo dla Boga wszystko się czyni. Ktoś powie, że jest to autosymulacja i wmawianie sobie  pewnej idei i wartości. Tak to prawda, ale warta zachodu. Proszę mi wierzyć.

Post

          Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę, powiadam wam: już odebrali swoją nagrodę. Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i umyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie (Mt 6,16–18).

          Jezus przypomina zasady prawdziwej pobożności. Kult jest potrzebny do przeżyć wspólnotowych, natomiast rozmowa z Bogiem jest zawsze intymna. Jeżeli czyni się gest względem Stwórcy, powinien pozostać wspólną tajemnicą. Jednym z takich gestów jest zachowanie postu. Przez post rozumiem nie tylko nie spożywanie mięsa, ale skromność w obfitości. Post powinien dać znać swojej obecności przez poczucie głodu i pragnienia. To symboliczny ból i cierpienie w jakieś intencji. W poście należy odłożyć przyjemności smakowania. Tak więc wszelakie delicje są nie na miejscu. Jezus omawia coś więcej. Nie należy obnosić się publicznie ze swoim gestem wobec Stwórcy. W tym kryje się pycha, która jest wielka wadą i nosi znamiona grzechu.

           Post należy przerwać w przypadkach zaproszenia przez gospodarzy, którzy cię goszczą, na posiłek. Oni mogą nie wiedzieć o twojej deklaracji postu, a pragną jak najlepiej cię ugościć. Trzymanie się kurczowo postu i odmawianie pokarmu jest niegrzeczne wobec gospodarzy. Często tłumaczą, że ofiara dla Boga jest ważniejsza niż relacja międzyludzka. I tu się mylą. Post nie spełnia swojej roli, gdy za tym idzie ludzka krzywda, czy nawet przykrość. Bogu nie podobają się takie podarunki. Sprzeczność w idei Miłości Boga. Primum non nocere,  przede wszystkim nie szkodzić jak  mówi przysięga przypisywana Hipokratesowi.  Nic się nie stanie, gdy post zostanie odłożony na inny czas, gdy warunki będą sprzyjające.

          Ze strony prozaicznej, post daje wytchnienie organizmowi, pozwala na jego regenerację. Można połączyć dobro z pożytecznym. Ważna jest jednak intencja postu, aby post był skuteczny.

          Ślepe posłuszeństwo jest chore. W internecie przeczytałem Dlaczego siostry decydują się opuścić zakon: Paradoks życia sióstr [zakonnych] polega na tym, że obowiązuje je absolutne posłuszeństwo wobec przełożonych, które zdają się kierować innymi wartościami. Ktoś rozbił sobie głowę przed bramą klasztoru? Nie, siostra nie może mu teraz pomóc, bo to jest czas na modlitwę w kaplicy. Przełożona każe umyć okna, choć pada deszcz? Albo szorować czystą podłogę? Nie ma dyskusji, siostra ma po prostu wykonać polecenie. Zaczynają się więc zastanawiać, czy tego od nich oczekuje Chrystus, dla którego tam poszły.

Modlitwa

          Szczera modlitwa jest jak woda dla spragnionego. To czynność o charakterze duchowym, ale nie tylko. Można modlić się też myślą, ciałem, tańcem, śpiewem, całym sobą. To nie tylko rozmowa z Bogiem, ale okazanie swojego stosunku do Stwórcy. Jezus tak pouczał: Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę.  Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich! Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie (Mt 6,5–8).

           Proszę pamiętać, ze cokolwiek dobrego przyjdzie wam do głowy, od samego Boga pochodzi. Nie myślcie, że sami potraficie uczynić cokolwiek dobrego poza intencją i wolą. Reszta jest dziełem Pana. Słowa te nie umniejszają roli człowieka, ale pokazują mechanizm twórczy. Tylko Stwórca jest zdolny do tworzenia materii dobra (funkcjonał), bo dobro jest własnością Stwórcy. Człowiek może jedynie czerpać z tego źródła. Dobro jest pochodzenia boskiego. Ono może być tylko nam dane. Kolokwialnie mówi się nieprecyzyjnie o dobrych uczynkach człowieka. Ja sięgnąłem po samą istotę dobra. Trzeba rozróżniać świat rzeczywisty od boskiego. Świat rzeczywisty jest kiepskim obrazem świata Bożego, widziany do tego w krzywym zwierciadle. W tej imitacji przyszło żyć człowiekowi. Może to i dobrze. Boski świat nie jest dobrym miejscem dla ciała człowieka z całym bagażem niedoskonałości. Tam człowiek z ciałem nie czułby się dobrze. Wszystko by go uwierało. Co innego dusza. Dla niej niebo jest rajem.

          Czas modlitwy to czas transcendentny. Człowiek zanurza się w przestrzeń boskiego przebywania. Podczas modlitwy wszystko jest możliwe. Dusza może być unoszona wraz z ciałem. Może dojść do mistycznego zjednoczenia z Bogiem. W czasie modlitwy można odlecieć od rzeczywistości. Modlitwa jest przyjęciem na który zaprasza się Boga. Można Mu wszystko powiedzieć, a nawet wypomnieć. Rezygnacja z tego wspaniałego poletka jest nieroztropnością.

          Sam Jezus uczył jak się modlić. Kościół polski  trochę zdeformował treść tej modlitwy, sugerując wodzenie przez Boga człowieka na pokuszenie. Nie bardzo rozumiem intencje tej manipulacji. Modlitwa przytoczona w Ewangelii jest poprawna:

Ojcze nasz, który jesteś w niebie, niech się święci imię Twoje!  Niech przyjdzie królestwo Twoje; niech Twoja wola spełnia się na ziemi, tak jak i w niebie. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj;  i przebacz nam nasze winy, jak i my przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili;  i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego!  Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski.  Lecz jeśli nie przebaczycie ludziom, i Ojciec wasz nie przebaczy wam waszych przewinień (Mt 6,9–15).

Jałmużna

          Przede wszystkim pod koniec życia człowiek zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę niewiele należy do niego. Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się, i kradną (Mt 6,19). Wszystko dzierżawi na jakiś czas, żyjąc na ziemi. To okropne, bo instynktownie każdy człowiek chce mieć coś swojego. Mało kto zauważa, że człowiek posiada w sobie Boga i może Go mieć na zawsze. To jedna z wielkich tajemnic projektu Bożego. Pozornie nie ma nic, a ma wszystko. Jak wspominałem wielokrotnie człowiek ma możliwość odczytania Boga. Odczytując, tworzy Jego image. Jego miejsce jest w sercu każdego człowieka. Idea Boga do niego przynależy. Bóg godzi się na taką przynależność. Tym samym jest On w każdym człowieku. Koncepcja ta czyni wielką harmonię między Stwarzającym a stwarzanym. Łatwiej zrozumieć: my w Bogu, a Bóg w nas; Bóg w nas mieszka, a miłość jego doskonała jest w nas (1 J 4,12); Jesteśmy w prawdziwym Bogu (1 J 5,20).

          Rzeczy materialne, same zbudowane z ułudy energii są niczym wobec posiadania wszystkiego. Na ziemi są jednak niezbędne, aby przeżyć. Na ziemi są bogatsi i biedniejsi. Często nie ze swojej winy. Należy dzielić się z innymi.

          Jałmużna powinna spełniać wiele zadań. Przede wszystkim posiada w sobie wartość użytkową dla biedaka. Dla darczyńcy jest wyrazem jego postawy i serca. Dla innych jest przykładem. Winna ona być dawana przy zachowaniu roztropności. Żebrak nie zawsze jest ubogi. Często to sposób na życie. Trzeba dokonać rozeznania. Trzeba umieć pomagać, bo nadmierną pomocą można skrzywdzić obdarowanego.

          Jeżeli dajesz, nie myśl za długo, czy dobrze uczyniłeś, czy uczyniłaś. Każdy odpowie za własny uczynek.

          Tak, przyznaję. Wspieram czasem nawet tych spod Tekli. To ludzie bez osobistej nadziei. Cieszą się małymi  rzeczami. Nic im już nie pomoże, ani się nie pogorszy.  Żyją chwilą. Być może zasługi zdobyli za młodu i mają co Bogu pokazać. Nie nam ich rozliczać.

         Niedawno widziałem film zagraniczny, jak policjant ubierał buty (które sam przywiózł) bezdomnemu. Ten gest bardzo mnie wzruszył.