Złote myśli

 

          Od pierwszej klasy liceum udzielałem lekcji z matematyki, fizyki i chemii (też z astronomii). Przez parę lat uczyłem fizyki (astronomii) w liceum. Nabrałem dużego doświadczenia w przekazywaniu wiedzy. Wielokrotnie pytano mnie, co należy zrobić, aby nauczyć się tej cholernej fizyki, czy matematyki. Przeważnie odpowiadałem: niech delikwent sam udziela lekcji innym. Reakcja na moje słowa zawsze była taka sama – ogromne zdumienie. Jak to, przecież przyprowadzam mego syna (córkę), aby pan go (ją) nauczył. Ja wyjaśniałem dalej: tak długo będzie komuś tłumaczyć, aż sam(a) zrozumie. Niestety, nie słyszałem, aby ktoś  skorzystał z mojej rady. Ta bardzo mądra zasada była moją dewizą od wieku szkolnego. W czasach licealnym, wyprzedzałem kolegów jedynie o dwie, trzy lekcje. Nauczyłem się korzystać z książek (podręczników), w których wszystko jest napisane, co trzeba wiedzieć (tam są zdania oznajmujące, wystarczy je przyjąć). W czasie uczenia innych, wiedzę gruntowałem i zakotwiczałem na stałe w swoim umyśle.

          Drugą cenną myśl usłyszałem od prof. ks. Józefa Kudasiewicza, wspaniałego biblisty, recenzenta dwóch moich książek (Bóg nie taki straszny, Odnaleźć Boga w sobie). Kiedyś powiedział do mnie: panie Pawle niech pan pisze, niech pan pisze (w rozumieniu, a otworzą się panu oczy i wiele pan zrozumie). Jego słowa wdrażam w życie.

          Wielokrotnie pisząc, byłem jednocześnie tego czytelnikiem. Z wielkim zaciekawieniem oczekiwałem puenty. Pisząc, uruchamia się natchnienie, a ono daje możliwość odczytywania zamysłów i Prawdy Boga. To doświadczenie mnie ogromnie samego zaskoczyło.

          Zachęcam do pisania, nawet dla siebie. Można przeżyć niezwykłą przygodę intelektualną.

 

Święto Piotra i Pawła

 

          Dzisiaj święto mojego patrona św. Pawła. Przyjęło się w kulturze religijnej Polski, że kalendarzowe święta patronów są zwyczajowymi imieninami. Patronem jest ten święty, którego święto jest pierwszym świętem od dnia urodzenia. W moim przypadku powinien to być św. Paweł, którego święto przypada 28 kwietnia (następny jest 26 maja, 26 czerwca i dopiero 29 czerwiec). Prawdopodobnie moim patronem powinien być św. Paweł od Krzyża ur. 3.01.1694 w Ovado, a zmarł 18 października 1775 r. w Rzymie). Początkowo jego święto obchodzono 28 kwietnia, a później 19 października (w USA 20 października). Ta niejednoznaczność pozwoliła rodzicom wybrać dla mnie innego św. Pawła. Oczywiście wybrali Apostoła św. Pawła obchodzącego święto 29 czerwca, i tak już zostało. Św. Paweł od Krzyża jest też bardzo szacowną postacią (mistyk). Jest założycielem Pasjonistów (Zgromadzenie Męki Pańskiej). Czytałem dość dawno jego życiorys pt. Łowca Dusz  Św. Paweł od Krzyża[1]. Książka zrobiła na mnie duże wrażenie. Do dziś pamiętam cytat z niej: Cierp i milcz[2] (s. 71). Faktycznie cierpienie powoduje u mnie wyciszenie. Dziś jednak jestem bardziej sceptyczny co do treści objawień prywatnych. Sam św. Paweł doradzał, aby ignorować zjawiska z objawień prywatnych (s. 188–189), zachęcając jedynie do wiary. Postać św. Pawła jest fascynująca. No cóż, rodzice jakby narzucili mi św. Pawła Apostoła i z szacunku do nich, niech tak pozostanie.

          Niestety, zwykło się obchodzić imieniny z pominięciem głównego bohatera. Troski jak przyjąć gości zagłuszają pamięć o patronie, a szkoda. Dzień ten powinien być religijnym świętem dla solenizanta. W dniu tym powinno rozważać się życie patrona i czerpać z niego nabożne nauki. Niestety, przeważnie tak się nie dzieje. Sekularyzacja świąt jest niestety nagminna. W natłoku spraw gubimy to coś, co powinno być ważne.



[1] Edmund Burke CP, Łowca dusz. Św. Paweł od Krzyża, Wyd. Apostolstwa modlitwy Kraków 1983.

[2] Św. Paweł od Krzyża, Listy tom II, s. 312.

Organizowanie działania Kościoła

 

          Zwolenników nauki apostołów było coraz więcej. Początkowo apostołowie wykonywali wszelkie czynności religijne. Przeszedł czas na podział obowiązków. Do grona obsługujących kult przyjęto nowych kandydatów presbyteroi (prezbiterów, od III w. zwanych kapłanami). Apostołowie (dzisiejsi biskupi – episcopoi) ograniczyli się do głoszenia Słowa Bożego i nadzoru. Ich zakres kompetencji trudno ustalić i rozgraniczyć[1]. Kapłanom (mają prawo celebrować msze, szafarze Eucharystii) pomagał diakonat (bez prawa celebrowania mszy i bez prawa spowiedzi). Przyjmowaniu kandydatów towarzyszył obrzęd nakładania rąk, czyli uświęcania (święcenia kapłańskie, dekanatu). Jednym z powołanych do diakonatu był Szczepan (zwolennik grupy nazywanej hellenistami[2]).  Zginął ok. 36. roku ukamienowany w Jerozolimie przez społeczność żydowską: Szaweł zaś zgadzał się na zabicie go (Dz 8,1).

          Szczepan był wspaniałym erudytą, a przy tym prawdziwie wierzącym chrześcijaninem. Kiedy przemawiał, jego twarz była podobna do oblicza anioła (według opisu Łukasza). Być może, że to twarz Szczepana inspirowała do obrazowania postaci anioła.

          Pierwsza ofiara Szczepana rozpoczęła falę prześladowań w Kościele jerozolimskim. Apostołowie rozproszyli się po okolicach Judei i Samarii.  Np. Filip udał się do Samarii. Szaweł stał się gorliwym prześladowcą chrześcijan. 

          Przyjmowanie do Kościoła Żydów i hellenistów spowodował konflikt między tymi grupami. Chrześcijanie pochodzenia żydowskiego chcieli zachować nakazy Prawa Mojżeszowego. Helleniści sprzeciwiali się temu. Na tle tego konfliktu zwołano tzw. Sobór Jerozolimski (49 r.). Na nim wypracowano kompromis pod nazwą Dekretu Apostolskiego (Dz 15,1–35). Helleniści odnieśli ogromny sukces. Gorącymi zwolennikami hellenistów byli  Paweł i Barnaba.

          Kościół rozpoczął działalność misyjną. Olbrzymią role odegrał nawrócony Szaweł (Paweł). On to udzielał się głównie wśród pogan.  W tym okresie centralnym punktem władzy (świata) był Rzym. Do niego prowadziły wszystkie drogi lądowe i morskie. Tu gromadzili się artyści, filozofowie, kupcy, pielgrzymi, niewolnicy, turyści i studenci. Rzym był wspaniałym polem do głoszenia ewangelii.



[1] Daniel Olszewski, Dzieje chrześcijaństwa w zarysie, Katowice 1983, s.16.

[2] Helleniści – nawróceni poganie (nie Żydzi)

Wystąpienie Gamaliela

 

          Sanhedryn zaniepokojony rozrastaniem się kultu Jezusa w końcu zatrzymał i uwięził apostołów. Podczas burzliwego przesłuchania, mądry, szanowany Żyd Gamaliel (faryzeusz, wnuk Hillela, członek Sanhedrynu, nauczyciel Pawła z Tarsu) chcąc zakończyć sporne przesłuchanie powiedział: Bo niedawno temu wystąpił Teodas, podając się za kogoś niezwykłego. Przyłączyło się do niego około czterystu ludzi, został on zabity, a wszyscy jego zwolennicy zostali rozproszeni i ślad po nich zaginął. Potem podczas spisu ludności wystąpił Judasz Galilejczyk i pociągnął lud za sobą. Zginął sam i wszyscy jego zwolennicy zostali rozproszeni (Dz 5,36) […] Odstąpcie od tych ludzi i puśćcie ich Jeżeli bowiem od ludzi pochodzi ta myśl czy sprawa, rozpadnie się,  a jeżeli rzeczywiście od Boga pochodzi, nie potraficie ich zniszczyć i może się czasem okazać, że walczycie z Bogiem (Dz 5,38–39).

          Ostatnie wersety warto zapamiętać, ale czy opisane zdarzenie przez Łukasza faktycznie miało miejsce? W Historii Kościoła[1] napisano:  Przemowa Gamaliela jest w sposób oczywisty dziełem Łukasza: zawiera ona jawny błąd historyczny, gdyż czyni aluzję do wystąpienia Teodasa (Dz 5,36), które będzie mieć miejsce dziesięć lat później.

          Przykład ten jest pouczający również ze względu na wiarygodność przekazu biblijnego. Opis Łukasza porównywany jest z opisem dokonanym przez Józefa Flawiusza[2], który również opisywał działania Teodasa (niekoniecznie tego samego). Różnica w chronologii jest znaczna. Kto popełnił pomyłkę? Aby przybliżać się do prawdy należy wszystko badać, porównywać i sprawdzać. Większość tekstów religijnych nie ma potwierdzenia w innych laickich źródłach. To czym dysponuje ludzkość może być też subiektywnie odczytywane. Przekazy mogą pochodzić z przeżyć mistycznych lub badań naukowych. Komu wierzyć?

          Postawa pełnego zawierzenia nie jest rozsądna. Łatwo można uwierzyć w teorie spiskowe, dzieła szatana, kosmitów. Zwolennicy podobnych teorii skłonni są nawet do fizycznej obrony swoich poglądów. Fanatyzm jest blisko. Egzaltacja religijna przynosi więcej szkody niż pożytku. Bardzo często wykorzystuje się Ducha Świętego do okazania swoich emocji religijnych. Bóg jest obecny w każdej cząstce ciała ludzkiego i towarzyszy człowiekowi bez przerwy. Jego Opatrzność jest wyczuwalna, ale ludzkie opisy Jego działania czasem przerażają. Człowiek czuje się jakby był bez przerwy inwigilowany przez Niebiosa.

          Tak, to prawda. Bóg jest z nami przez cały czas, ale trzeba widzieć to inaczej. Bóg jest obecny wszędzie z natury ontologicznej.  Stale podtrzymuje istnienia w ich istnieniu, które stworzył. Jego działania są jednak dyskretne. Bóg (Duch Święty) nie narzuca się. „Martwi się” gdy człowiek jest w niedoli. Nie determinuje człowieka. Ciągle czeka na ludzki ruch i decyzje. To nie fakt wzbudza emocje, lecz sposób przekazu.

          Kiedyś uczestniczyłem w spotkaniach baptystów. To co mnie raziło, to sposób egzaltowania swoich uczuć religijnych. Raz za razem wykrzykiwane były akty strzeliste (Alleluja, kochamy Pana, Nasz Pan jest dobry itp.) przez kolejnych uczestników spotkania. Przy tym, dobierano odpowiednie tonacje głosów wraz z rosnącym napięciem religijnym. Na koniec, prawie wszyscy krzyczeli.

          No cóż, to nie była moja „bajka”. Wolę modlitewne skupienie w ciszy. Różaniec odmawiany w czasie spacerów (jazdy samochodem). Odgłos przyrody w połączeniu z trwaniem przed Bogiem. Atmosferę Mszy świętej.



[1] Jean Daniélou, Henri Irenée Marrou, Historia Kościoła tom. 1,Wyd. Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1986, s. 24.

[2] Józef Flawiusz, Dawne Dzieje Izraela, XVII, 10,4.

Początki dyscyplinowania wiernych

 

          Jak już wielokrotnie wspominałem Łukasz lubi wprowadzać własne teksty i opracowania. Opowieść o Ananiaszu i jego żonie Safirze jest przeróbką być może prawdziwego zdarzenia na potrzeby dydaktyczne. We wczesnej komunie chrześcijańskiej nie było obowiązku oddawania swojego majątku na rzecz wspólnoty. Byli jednak tacy, którzy cały swój majątek sprzedawali i oddawali na potrzeby kościoła. Pieniądze najczęściej były przejadane co doprowadziło do wielkiej biedy w Kościele Jerozolimskiej. Ananiasz po sprzedaży swojej posiadłości zachował część pieniędzy dla siebie. Wspólnocie oddał tylko część.  Piotr wykrył manewr Ananiasza i po nieprawdziwej jego odpowiedzi postawił mu zarzut kłamstwa inputując (wciskając), że skłamał samemu Bogu.  Po tym zarzucie Ananiasz padł martwy. Podobnie stało się z jego żoną Safirą. I ona również padła martwa. Ta historia jest ponura i nieprzyjemna. Trudno powiedzieć, czy jest do końca prawdziwa. Dla mnie jednak jest źródłem wiedzy o rodzącej się dyscyplinie w kościele. Proszę dokładnie przestudiować tę perykopę Ananiasz i Safira (Dz 5,1–11). Teoretycznie darowizny były dowolne. Ananiasz sprzedał swoją własną posiadłość. Część pieniędzy zachował, częścią się podzielił. Postąpił bardzo roztropnie. Piotr nie powinien o nic pytać Ananiasza. Jednak on pyta i kieruje rozmową tak, aby skarcić Ananiasza powołując się na Boga. I to jest naganne. Perykopa kończy się słowami: Strach wielki ogarnął cały Kościół i wszystkich, którzy o tym słyszeli  (Dz 5,11).

          Perykopa o Annaszu i Safirze może być też odczytana jako pouczenie dydaktyczne o skutkach kłamstwa. Niektórzy zwracają uwagę, że Ananiasz i Safira skłamali nie Piotrowi, lecz Bogu. Ta próba interpretacji jest, lekko mówiąc, naciągana. Ananiasz i Safira odpowiadali na pytania Piotra, nie Boga. Ponadto małżeństwo to, nie musiało się przed nikim tłumaczyć. W końcu była to ich własność, a więc mieli prawo uczynić z nią co im się tylko podobało. Można też zapytać, jaki cel  miał Piotr publicznie indagując (wypytując) swoich wiernych.

 

Odp. dla Pana Martin

 

          Szanowny Panie Porębski, to nie Bóg powiedział: (Mt 10,34) jak Pan wie, lecz Jezus. Poza tym, nie umiem sobie uzmysłowić, dlaczego Bóg pozwolił na zjadanie się wzajemnie, jak wiemy ludzie zjadali się i zjadają nawzajem.
Tak rozsierdziła Boga złość na pierwszych ludzi, za nieprzestrzeganie Boskich nakazów ???

          Nie potrafię sobie wytłumaczyć tego wszystkiego co się dzieje i działo na ziemi za sprawą ludzi, te cale bestialstwo, barbarzyństwo, zło itd. itd.

          Poza tym nie rozumie tego co się dzieje na forum i ta niesmaczna sytuacja, ale czy wszystko muszę rozumieć? Pamiętam Pana wykłady na forum, dziękuje za nie, wiele pomogły mi zrozumieć z zawiłości interpretacji słów Bożych.  
Z szacunkiem  Martin

 

Szanowny Panie Martin

 

          Przede wszystkim dziękuję za pamięć i życzliwość. Pańskie wątpliwości są i dla mnie trudne. Nie mam wyłączności na Prawdę. Tak jak i Pan, tak i ja ją stale poszukuję. Ale po kolei.

          Oczywiście słowa wypowiedział Jezus (Mt 10,34), ale ze względu, że za życia Jezus otrzymał prerogatywy Ojca, więc odniosłem Jego słowa do Boga.   Chciałem podkreślić jedno stanowisko Ojca i Syna. Zdanie wypowiedziane jest mrożące i niepokojące. Wielokrotnie w tekstach próbowałem wyjaśnić znaczenie tych słów, ale i nie do końca odczytałem ich tajemnicę. Za tymi słowami kryje się pewien zamysł Boga. Spróbuję przywołać to, co już pisałem.

          Bóg stworzył świat dobry sam w sobie, ale nie doskonały. Dlaczego? Widocznie uznał, że powołując ludzi jako Swoich dziedziców, część dzieła stworzenia im pozostawi. I tak się dzieje. Bóg nie skonstruował maszyn, komputerów – zrobił to człowiek. Można wymieniać najprzeróżniejsze osiągnięcia człowieka. A więc człowiek jest wielki. Aby cokolwiek osiągać trzeba działać. Działania wymagają pracy, wysiłku, a nawet sprzeciwu wobec starych rozwiązań i przekonań. Słowem, stale musi się coś dziać. Działania można przyrównać do ciągłej walki. Jezus dobitnie uświadomił człowiekowi, że nie przyszedł, aby za człowieka załatwiać sprawy. Słowami swomi zachęcał do ciągłej aktywności.

          Trudniejsza tajemnica jest w konieczności wzajemnego zjadania się. Kiedy sam rozgryzałem ten temat pomogłem sobie podejściem odwrotnym. Jak należałoby urządzić świat, aby nie było potrzeby pozbawiania życia istot Bogu Ducha winne? Zwierzęta potrafią dać tyle radości człowiekowi. Moje rozmyślania poszły w kierunku konieczności tego procederu. Nie ukrywam, że świadomość ta sprawiała mi ból. Trzeba bardzo wnikliwie wejść w zagadnienia maszynerii przeobrażania świata biotycznego. Wszystko co żyje potrzebuje pokarmu. Zjadanie roślin jest też pozbawianiem ich życia. Chodząc nieumyślnie depcze i zabija się maleńkie stworzenia. W organizmach ludzkich konieczne są bakterie, które dla życia ludzkiego giną itd. Wzajemne zjadanie się jest więc mechanizmem integralnie związanym z życiem. Dochodząc do tego smutnego wniosku pokornie przyznaję, że Bóg wie co robi i nikt inny nie może tego zrobić lepiej. Równolegle uświadamiam sobie, że człowiek może przysłużyć się do polepszania świata. Naszą miłością powinniśmy chronić zwierzęta i nie przysparzać im cierpień. Już kiedyś pisałem, że wegetarianizm jest nam gdzieś w przyszłości pisany. Człowiek zdolny jest do tworzenia substytutów zastępczych. Dzisiaj nie bardzo można być wegetarianinem, bo organizm ludzki potrzebuje białka zwierzęcego. W zamyśle Boga jest też pewna dydaktyka. Patrz człowiecze, wywyższyłem ciebie do istot rozumnych. Masz wolną wolę. Może sam decydować czy spożywać mięso, czy nie. Wiedz, że mogłeś zostać na poziomie twoich braci biotycznych. Mamy więc za co Bogu dziękować.

          Dzisiaj wiem, że zła ontologicznego (szatana) nie ma, ale zło jest logiczną koniecznością. Dobro możemy poznać wtedy, gdy odniesiemy go do zła. Bóg nie stworzył zła, a jedynie dopuścił. Zła nie ma. Zło się staje. I znów trzeba wiele dokonać przemyśleń, aby zrozumieć, że zło jest konieczne. Ponieważ Bóg dopuścił zło nie będzie nikogo karał. On jest samą Miłością. Oczekuje jednak od nas naszej właściwej postawy wobec zła. To od człowieka zależy czy przyjmie dary łaski, czy w ogóle pogniewa się na Boga i odwróci się od Niego. Tych zagniewanych również otoczy swoją miłością. Ja w to wierzę.

          W rzeczywistości realnej istnieją pewne prawidła same z siebie. Np. kiedy mówimy o prawej stronie wiemy, że jest i lewa strona. Czy można by było stworzyć świat tylko z jedną stroną? Nie. Z rzeczywistością musimy się pogodzić.     

 

          Moja obecność na forum katolicki.net nie została dobrze zrozumiana przez wszystkich. Przy okazji zdobyłem pewną wiedzę z dziedziny socjologii. Nie mam żalu do nikogo. Nie wszyscy mają odwagę uruchomić od nowa procesy poznawcze, zwłaszcza, gdy ma się już trochę lat. Niech tak zostanie. Wiem, że z moich przemyśleń skorzystają dalsze pokolenia.

          Najbardziej boli mnie zachowawczość kleru. Przecież to oni powinni być na froncie Prawdy. Jeżeli boją się moich przemyśleń, to jak słaba jest ich wiara.

 

Gorąco Pana pozdrawiam. Paweł Porębski

 

 

 

Lokalny Raj

 

          Spotkania apostołów, ich nauka i cuda (znaki) nie uszły uwadze władz żydowskich. Piotr i Jan zostali zatrzymani przez straż i odstawieni do Sanhedrynu. Annasz i Kajfasz sądzili, że problem z Jezusem został zażegnany. Byli więc ciekawi nowego ruchu religijnego jaki się wytworzył. Usłyszawszy, że Jezus Zmartwychwstał zdumieli się. Pomyśleli, że mają do czynienia z wariatami. Problem w tym, że apostołowie czynili cuda (znaki) w imię tegoż Jezusa. Zrozumieli, że mają do czynienia z niebezpiecznym ruchem religijnym. Nowi wyznawcy Jezusa w zasadzie nic złego nie czynili, ale mogą być wichrzycielami  religijnymi i odciągać Żydów od wiary ich Ojców. Cuda i głoszona nauka były atrakcyjne. Zwolenników przybywało. Jak pisze autor: Liczba mężczyzn dosięgała około pięciu tysięcy (Dz 4,4). Sanhedryn zabronił apostołom głoszenia i nauczania w imię Jezusa. Piotr zaripostował:  Rozsądźcie, czy słuszne jest w oczach Bożych bardziej słuchać was niż Boga? Bo my nie możemy nie mówić tego, cośmy widzieli i słyszeli  (Dz 4,19–20). Słowa Piotra zrobiły wrażenie. Apostołowie zostali wypuszczeni z aresztu. Oswobodzenie dało wszystkim wiarę w to co czynią. Na spotkaniach modlitewnych dziękowano za to Bogu. Panowała atmosfera wspólnoty, jedności. Ten sam duch radości towarzyszy i dzisiaj we wspólnotach religijnych, kółkach różańcowych, forach internetowych. W pierwszym odruchu można powiedzieć, że zaistniała idealizacja życia, a dobro zagościło pod strzechy. Raj na ziemi, a przynajmniej w lokalnych społecznościach. Czy taki stan może trwać wiecznie? Niestety na ziemi to niemożliwe. Tam gdzie przeważa dobro automatycznie pojawia się zło. Walka przeciwieństw. Dlaczego? Bo taka jest natura człowieka. Człowiekowi brakuje tego, co utracił – pierwotnej mocy Boga jaką posiadał. Z silnego stał się słaby. Filozoteizm ujmuje to jako pewną zasadę życia ludzkiego. Równość,  jeden wspólny głos, te same zamiary nie mogą trwać wiecznie. Tak jak energia zawsze zmierza do najniższego poziomu energetycznego, tak w życiu jest odwrotnie. Życie domaga się zmienności, bo w tym czerpie inicjatywy, aspiracje,  dążenie do osiągania szczęścia, majątku, władzy. Bez walki następuje stagnacja, a ona zmierza do śmierci. Ostatnie zdania mogą bulwersować, zwłaszcza tych, którzy szukają spokoju, miłości i wzajemnego szacunku. Osoby te są przekonane, że można żyć bez wojen, zła, w ogólnym dobru. One pierwsze zapytają dlaczego tak musi być. I tu dotykamy pewnej tajemnicy Boga. Tak jak w przyrodzie zwierzęta wzajemnie się zjadają, tak Bóg nie przynosi nam spokoju: Nie sądźcie, że przyszedłem na ziemię, aby przynieść pokój. Nie przyszedłem, aby przynieść pokój, ale miecz (Mt 10,34). Tak musi być. Jest w tym bardzo głęboka racja, którą nie wszyscy są w stanie pojąć.

Życie pierwotnego Kościoła

 

          Zesłanie Ducha Świętego scementowało uczniów. Nadzieja na nowo wróciła do ich serc. Ich Pan Zmartwychwstał. Spełniły się obietnice. Teraz tworzyli zwartą wspólnotę, połączeni jednym przesłaniem. Głosić Dobrą Nowinę. Celebrowano codzienne spotkania modlitewne, na których dzielili się z radością chlebem. Czy była to już Eucharystia? Trudno powiedzieć. Mocą otrzymanych darów Apostołowie czynili znaki i cuda (Dz 2,43). Uważano, że wkrótce wróci do nich Pan, bo koniec świata jest blisko. Dobra materialne są tylko chwilową dzierżawą od Boga. Nie ma co poświęcać im więcej czasu. Chętnie więc dzielono się swoim dobytkiem. Nie było to nakazane, lecz dobrowolne. Panowała radość wyrażająca się w prostocie serca. Wielbili Boga. Na spotkania przychodziło coraz więcej zwolenników.

          Łukasz opisuje uzdrowienie chromego przez Piotra. Uczynił to w imię Jezusa Chrystusa. Widzów ogarnęło zdumienie i zachwyt. Wytworzony klimat sprzyjał Piotrowi. Piotr  wytyka (druga przemowie głowy Kościoła) Żydom zabicie Jezusa, a zarazem ogłasza Jego Zmartwychwstanie. Równocześnie usprawiedliwia ich, że działali w nieświadomości. Powołuje się na proroków, którzy przepowiadali scenariusz wydarzeń. Jezus jest Mesjaszem posłanym przez Ojca.

          Scena opisana przez Łukasza jest mocna w wymowie. Wypowiedziane słowa głęboko wpadają w ucho. Argumenty są mocne. Przekazy biblijne i wydarzenia spinają się ze sobą.  Jesteśmy w punkcie, w którym tworzy się katecheza chrześcijańska, która obowiązywać będzie do dnia dzisiejszego. Już wkrótce prawdy zdogmatyzują się. Wszyscy przekonani są, że są świadkami Prawdy. Ktokolwiek będzie próbował sprzeciwiać się jej, będzie skazywał się na zniesławienie, a nawet na potępienie.

          Filozoteizm próbuje chłodnym okiem, z dystansu i bez emocji duchowych zrozumieć dotychczasową chrystofanię. Katecheza chrześcijańska wchłonęła katechezę starotestamentalną, w której Bóg jest ukazywany jako dysponent ludzkiego losu: I stanie się, gdy …

 (Rdz 9,14; 12,12; Wj 4,8 i inne). Wszystko dzieje się z woli Pana. Prorocy przekazali, że Bóg ześle swojego Syna, który zostanie ukrzyżowany. Przekaz ten zupełnie nie pasuje do przymiotów Boga. Jeżeli Bóg jest absolutnie dobry, a to wynika z pojęcia Boga, to trudno zgodzić się, że wysłał Jezusa na cierpienie i krzyż.

          Niestety katecheza do dnia dzisiejszego bazuje na bajkowo-sielankowym  oglądzie wiary. Bóg zamierzył i wykonał. Ludzie byli tylko wykonawcami Jego zamysłu. W tym celu posłał swojego Syna na ziemię i doprowadził Go na krzyż.

Na końcu obdarzył Jezusa nagrodą swojej boskiej Chwały. Aby zrealizować swój zamiar uruchomił cudowne wydarzenia (niepokalane poczęcie, zwiastowanie przez anioła, dziewiczy poród, itd.). One to autoryzują wydarzenia. Nie tylko trzeba je przyjąć, uwierzyć, ale podziwiać i celebrować.

          Większość wiernych odczytuje Nowy Testament jako dzieło historyczne. Mało kto orientuje się, że ewangelie to przede wszystkim wizje teologiczne autorów. Historiografia jest obrazowana. Niestety, wszyscy ewangeliści byli pod silnym wpływem  katechezy starotestamentalnej. Przejęli bezkrytycznie wszystko za Prawdę Objawioną. Wizja Boga była bliska Bożego cesarstwa. Bóg otoczony orszakiem aniołów rządzi światem. Musi On działać, bo bez przerwy trzeba niweczyć zakusy szatana. Ewangeliści bazują na stwierdzeniu, że Bóg wszystko może.

          Filozoteizm próbuje inaczej interpretować wydarzenia. Owszem, Bóg ujawnia swoje zamysły. One to „zapisane” są w stanie Prawdy. W tej „księdze” zapisany jest zamysł Ojca, aby narodził się ktoś godny, komu mógłby powierzyć w pełni swoje dziedzictwo, plenipotencje i swoją moc. Zamiarem Boga było Objawienie się w istocie człowieczej. Bóg nikomu nie narzuca swojej woli.  Bóg chciał, ale czekał cierpliwie, aż taki się narodzi. Jeżeli przyjmiemy nawet, że Jezus był przez Boga wybrany na Mesjasza, to Jezus musiał na to wyrazić swoją zgodę. Jezus w pełni otworzył się na Boga. Tym samym stworzył doskonałą autostradę komunikacyjną z Bogiem. Dary łaski spłynęły na Jezusa całymi strumieniami (między innymi moc czynienia cudów). Jezus odczytał zamysł Ojca, i z własnej woli go przyjął i wypełnił. Taki sposób rozumowania zwalnia Boga z oskarżeń, że swojego Syna posłał na krzyż. 

          Filozoteizm dowartościowuje człowieka. Pokazuje tym samym zamysł Boga, w którym człowiek ma być dziedzicem Nieba. Bogu nic nie ujmuje. Rozumiejąc sposób Jego działania można jeszcze bardziej Boga podziwiać i wielbić. Wiara rozumna to zdroworozsądkowe podejście do przedmiotu wiary. Bóg pozostaje na swoim miejscu Chwały, Jezus swoją postawą pokazuje Ojca ale i wielkość człowieka. 

          Z tego co zauważam, wiernym bardzo trudno zrezygnować z dotychczasowej katechezy na rzecz nowego spojrzenia. Dlaczego? Zrozumienie tego zjawiska wymaga ogromnej pracy analitycznej psychologów i socjologów.  W skrócie ujmując, wierni lubią swój kult. Wypracowana celebra jest piękna, duchowa. Przekaz katechetyczny jest bajkowy i cudowny. Każdy ma coś z dziecka. Owszem, zdarzają się myśli krytyczne, ale przecież Kościół wziął na siebie odpowiedzialność depozytariusza wiary. Komuś trzeba zaufać. Zaufanie to powoduje jednak, że wiedza religijna jest na bardzo niskim poziomie. Mało kto zagłębia się w Pismo święte i inne źródła. Wierni wolą mieć wszystko podane na tacy. Jeżeli uświadomimy sobie, że katecheza starotestamentalna, a więc i chrześcijańska, nie spełnia już dzisiejszych kryteriów poznawczych, to stan ogólny wiedzy religijnej jest bardzo niski.

 

Zesłanie Ducha Świętego

 

          Jezus wielokrotnie wspominał, że Bóg przyśle Ducha Świętego: A Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem (J 14,26); Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek usłyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe (J 16,13).

          Łukasz opisuje barwnie wydarzenie (dramatyczny epizod, Plumacher, Lukas 107–108) zesłania Ducha Świętego, które miało miejsce 50 dni (Pięćdziesiątnicą – gr. Pentecoste) od Zmartwychwstania Jezusa, kiedy to Apostołowie przebywali na górze Oliwnej w „górnym pomieszczeniu”. Wszyscy apostołowie byli w jednym pomieszczeniu, nagle dał się słyszeć z nieba szum, uderzenie wiatru, który napełnił cały dom.  Nad każdym uczniem pojawił się jakby ognik ognia, jako znak napełnienia ich Duchem Świętym. Teofania Ducha Świętego podobna jest do teofanii, która miała miejsce podczas zgromadzenia Izraela opisanego w Iz 66,15–20. Uczniowie zaczęli mówić obcymi językami (glosolaliaekstatyczne wypowiedzi w obcych językach, ksenolaliazrozumiałe natchnione przesłania z obcych języków) tak, że wszyscy przybysze rozumieli słowa przez nich wypowiadane. Całe zdarzenie było niezwykłe, tak że wszyscy byli zdumieni. Wydaje się, że cud dotyczy mówiących (tych co otrzymali dar mówienia obcymi językami), a nie słuchających.

          Piotr, wyróżniony i wskazany przez Jezusa zabrał głos. Przemówienie to uważa się za pierwsze wystąpienie Głowy Kościoła. Mówił, że zdarzenie to było przez Boga zapowiadane. Ci, którzy napełnieni zostaną Duchem Świętym otrzymają dary prorokowania, glosolalii. Piotr oznajmia, że Jezus został wskrzeszony (Dz 2,24). W dalszym tekście autor przemiennie używa słów: zmartwychwstanie  (Dz 2,31) lub wskrzeszenie (Dz 2,32). Zaświadcza: my wszyscy jesteśmy tego świadkami (Dz 2,32).

          Zdarzenie zrobiło wrażenie. Wielu (3 tys. osób) uwierzyło w Jezusa jako  Syna Bożego. Znakiem przynależności do nowej społeczności będzie chrzest. Nawróćcie się – powiedział do nich Piotr – i niech każdy z was ochrzci się w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a weźmiecie w darze Ducha Świętego (Dz 2,37–38).

          Łukasz używa słowa „nawróćcie się” (gr. metanoja), które nie bardzo pasuje do sytuacji. Na spotkaniu było więcej wierzących Żydów (z różnych rejonów i okolic Jerozolimy, urodzonych na obczyźnie),  prozelitów niż pogan. Słowo  „nawróćcie się” bardziej odnosi się do niewierzących w Boga, aby do Niego powrócili czyniąc żal za grzechy (odwrócili się od wszystkiego, co nie jest Boże). U Łukasza nie może być jeszcze mowy o jakiejkolwiek misji na rzecz pogan.

       Zesłanie Ducha Świętego zakończyło proces Objawienia rozpoczęty w Starym Testamencie. Wydarzenie to uważa się za początek Kościoła.

          Czy zesłanie Ducha Świętego opisane przez Łukasza było wydarzeniem historycznym? Brak potwierdzenia przez innych autorów Nowego testamentu. Opisane zdarzenie inaugurujące działalność misyjną jest w dużej mierze historycznie prawdopodobne i uzasadnione.  J. Kremer sądzi, że istniała dawniejsza opowieść o kazaniu w różnych językach, zinterpretowana później przez Łukasza jako zapowiedź uniwersalnego charakteru chrześcijańskiej misji. Faktem jest, że jest to ślad wyjścia jej na arenę zewnętrzną, uniwersalną (por. Schneider, Apg. l, 245).