Nauki Jezusa

         Ogarniając wszystkie ewangelie można dostrzec, że Jezus od samego początku swojej działalności zmierzał usilnie ku Jerozolimie i swojej śmierci ofiarnej. Dążył do niej, ale nie znaczy, że po ludzku, nie bał się jej. Scena w Ogrójcu wyraźnie wskazuje na Jego ludzki strach. Jednocześnie ukazuje Jezusa jako w pełni Człowieka.

         Jezus łącząc nauczanie z uzdrowieniami wykazał się sprytem organizacyjnym. Wiedział jak przyciągnąć ludzi. Jednocześnie realizował własne nauczanie o miłości bliźniego.  I obchodził Jezus całą Galileę, nauczając w tamtejszych synagogach, głosząc Ewangelię o królestwie i lecząc wszystkie choroby i wszelkie słabości wśród ludu (Mt 4,23).

         Kazanie na Górze jest syntezą wielu spotkań i kazań Jezusa. Pokazuje jeden z głównych tematów Jego nauczania. Błogosławieństwa dotykają głębokie warstwy ludzkiego sanktuarium – sumienia. To tam rozgrywa się cała batalia o zbawienie, a właściwie o jakość zbawienia. Kazanie na Górze uchodzi za kodeks moralności chrześcijańskiej. “Nowa” moralność polega na wypełnieniu duchem (miłości) dawnej litery Prawa (Mt 5,17). Według filozoteizmu wszyscy będą zbawieni (apokatastaza), ale już na ziemi sygnalizowany jest system hierarchiczny. Wszystko, co człowiek osiągnie za życia będzie procentować w niebie. Wskazówką są sny ks. Jana Bosco (1815–1888) w których ukazywały się mu dusze zmarłych uczniów ozdobione różnymi kolorami szat.  

        Na dalszym miejscu Jezus omawia zaniedbania i grzechy opisane na tablicy dziesięciu przykazań. Wyróżnia się nauka o miłości nieprzyjaciół. W żadnej religii nie ma czegoś podobnego. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują (Mt 5,45). Słowa Jezusa musiały szokować. Z pewnością naraził się wielu. Nie wszyscy mogą to pojąć i zrozumieć. Człowiek przez swoją skłonność do grzechu zatwardza swoje serce. Patrzy przez pryzmat własnych korzyści. Nienawiść jest blisko. Jezus w dalszej części tłumaczy:  Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski (Mt 5,48). Słowa te przekazują tajemnicę relacji człowieka z Bogiem. Zapowiadają możliwość zbliżenia się do Boga przez podobieństwo w Jego doskonałości. Jezusowi to się udało. Również może się to przydarzyć każdemu z nas. Jezus wielokrotnie dawał do zrozumienia jak wielki może być człowiek. Tę tajemnicę odkrył i pokazał w pełni na swoim przykładzie. Wiedza o możliwości nobilitacji człowieka do godności Ojca powinna nas uskrzydlać i zachęcać do wysiłku.

Początek nauczania

         Jezus miał już doświadczenie w pracy misyjnej. Prawdopodobnie zdobył te umiejętności gdy uczył i  przemierzał brzegi rzeki Ganges. Powołał więc uczniów, którzy mieli Mu pomóc. Dlaczego wybrał 12-tu? Trudno powiedzieć. Być może wynika to z pewnej symboliki judaistycznej 12 pokoleń. Swoje nauczanie rozpoczął w Kafarnaum. Miasto to położone było na północno-zachodnim brzegu Morza Galilejskiego, zwanego również jeziorem Genezaret: Pewnego razu, gdy On stał nad jeziorem Genezaret, a tłum tłoczył się dokoła niego, by słuchać Słowa Bożego (Łk 5,1); A [Jezus] idąc wzdłuż wybrzeża Morza Galilejskiego, ujrzał dwu braci: Szymona, zwanego Piotrem, i Andrzeja, brata jego, którzy zarzucali sieć w morze, byli, bowiem rybakami. I rzekł do nich: Pójdźcie za mną, a zrobię was rybakami ludzi! A oni natychmiast porzucili sieci i poszli za nim. I odszedłszy stamtąd dalej, ujrzał innych dwu braci, Jakuba, syna Zebedeusza, i Jana, brata jego, którzy wraz z ojcem swoim, Zebedeuszem, naprawiali w łodzi swoje sieci, i powołał ich. A oni zaraz opuścili łódź oraz ojca swego i poszli za nim (Mt 4,18–22). Jak widać Jezus zaprosił do współpracy zwykłych niewykształconych ludzi. Dlaczego? Jezus nie potrzebował filozofów, ani uczonych w piśmie. Wiarę przyjmuje się sercem. Nie trzeba mieć do tego wyższych studiów. Co innego gdy ktoś zajmuję się naukowo problematyką społeczną, religijną. Szacunek takim pokaże Jezus na przykładzie spotkania z Nikodemem.  Jezus wybierając 12-tu apostołów, dał im moc, którą dziś określa się jako paranormalną. Wobec dzisiejszej wiedzy, moc taką można otrzymać jako dar, ale można też wypracować odpowiednimi ćwiczeniami. Bóg zaopatrzył człowieka w różne narzędzia sprawcze, w tym wspomniane paranormalne. Wystarczy jedynie po nie sięgnąć lub je uruchomić (przez odpowiednie ćwiczenia).

          Jezus miał świadomość, że życie apostołów będzie narażone i będą oni u niektórych w nienawiści: Ja ich na świat posłałem. A za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie (J 17,18–19). Dobrze wiedział, że Jego uczniowie założą nowy Kościół. Mimo tego, oprócz wskazówek merytorycznych nie mówił jak ma on wyglądać. Strona organizacyjna w ogóle Go nie interesowała. Nie zadbał też o chrzest apostołów, nie chcąc rozbudzać w nich idee nowej wspólnoty. Chrzest był pomysłem Jana. Na podstawie własnych doświadczeń wprowadził ten rytuał przynależności do wspólnoty. Prawdopodobnie niektórzy mieli już chrzest Janowy. Bardziej zależało Jezusowi aby sami apostołowie udzielali chrztu. Jan bowiem chrzcił wodą, ale wy po niewielu dniach będziecie ochrzczeni Duchem Świętym (Dz 1:5). Sakramentem miał być znak duchowy.  Zapamiętajcie się, albowiem tym aktem przybliżyło się do was Królestwo Niebieskie (por. Mt 3,2).

Preludium działalności Jezusa

         Gdziekolwiek pojawił się Jezus wzbudzał niepokój i zamieszanie. Sposób przekazu  był szokiem dla ówczesnych słuchaczy. Uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak ich uczeni w Piśmie (Mt 7,28; Mk 1,22). Wzbudzał emocje, podziw, a zarazem bunt i sprzeciw. Dla ówczesnych był bluźniercą, bo podkreślał swoją własną zażyłość z Bogiem. Ewangeliczna treść, że Jezus przyrównywał się do Ojca może być skażona przyjętą koncepcją doktryny chrześcijańskiej. Osobiście rażą mnie słowa jako wypowiedziane przez samego Jezusa: Ja i Ojciec jedno jesteśmy (J 10,30). Co najwyżej można uważać je za hiperbolę ewangeliczną (to co ma się dopiero stać). Słowa te pochodzą zresztą z Ewangelii Jana, a więc poniekąd to tłumaczy ich pochodzenie. Ewangelia bardzo mocno forsuje tę koncepcję, które stanie się fundamentem doktryny chrześcijańskiej.

          Jan Chrzciciel daje jedyny świadectwo Jego godności:  Ten, który idzie za mną, mocniejszy jest ode mnie (Mt 3,11). Ewangelista Mateusz dodaje: Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie (Mt 3,17). Ta scena jest  teofanią (głos niewidzialnego Boga) Ojca, a nie Syna. Teolodzy chrześcijańscy dodadzą do tego zdarzenia własne koncepcje teologiczne: Niezwykłość słów dających się słyszeć z nieba polega na tym, iż;

1. Jezus jest nazwany Synem umiłowanym. W jęz. gr. określenie to może również znaczyć “sługa najmilszy”, i wówczas mielibyśmy do czynienia z pewną aluzją do Sługi Pańskiego z Iz 42,1;

2. wzmianka o “upodobaniu sobie w Synu” każe się domyślać, że już w chwili chrztu Ojciec aprobuje wszystko, co Syn będzie mówił i czynił. U źródeł całego opisu chrztu znajduje się niewątpliwie katecheza Jana Chrzciciela. Objawia się tutaj cała Trójca Święta (przypis Mt 3).

          Jak już wspominałem w poprzednich wykładach Jezus nie zamierzał tworzyć nowej religii. Pragnął jedynie udoskonalić judaizm. Sam mówił:  Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. Zaprawdę. bowiem powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni.  Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim. Bo powiadam wam: Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego (Mt 5,17–20). Wszelakie zdarzenia nadprzyrodzone były dziełem Ojca: ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych (Mt 5,45). Jezus nie uzurpuje sobie przymiotów Ojca. Mówił nie o swojej doskonałości, lecz Ojca: Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski (Mt 5,48).

          Przed rozpoczęciem nauczania Jezus dokonuje aktu poświęcenia siebie i swojej misji. Przychodzi do Jana i prosi go o chrzest. Tym samym chciał pokazać, że należy do ludu Izraela i wierzy w tego samego Boga. Nie jest obcy, ale jest dla nich bratem.

Młodość Jezusa

         O latach dojrzewania Jezusa Kościół milczy. Informacje jakie do nas dochodzą są przez niego przemilczane. Kościół uważa, że informacje te są niepotrzebne do kanonicznej doktryny wiary. Boi się, że nastąpi eskalacja plotek i niepotrzebnych sensacji. Rozumiem postawę Kościoła. Nie jest to instytucja naukowa dbająca o histografię wydarzeń. Kościół ma inne cele i zadania.

          Dociekliwi mogą próbować szukać dokumentów, które by przybliżyły tę tematykę. Faktem jest, że Jezus pojawił się w Galilei ok. 30 roku. Jego poziom nauczania wskazuje, że nabył On dość znaczną wiedzę. Wiedza ta miała wyraźnie inny akcent niż nauczanie judaistyczne. Ubogacała idee Objawienia nowymi elementami i nowym spojrzeniem teologicznym.

           Ewangeliczna opowieść Łukasza o dwunastoletnim Jezusie nauczającym w świątyni Jerozolimskiej może pochodzić z Łukaszowych koncepcji własnych. Celem było pokazanie Jezusa już jako mądrego i roztropnego młodzieńca. Dla mnie bardziej interesująca jest wzmianka: Chłopiec zaś rósł i wzmacniał się duchem (Łk 1,80) oraz ucząc, sam się doskonalił: przysłuchiwał się im i zadawał pytania (Łk 2,46). Dziecię zaś rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością, a łaska Boża spoczywała na Nim (Łk 2,40). Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi (Łk 2,52). Po urodzeniu, Jezus nie miał w sobie wiedzy wlanej (!). Był jak inne małe dzieci. Musiał On dopiero odnaleźć Boga w sobie[1]. Na to potrzeba było czasu.         

          Dotychczasowe dokumenty zebrane m.innymi przez Rosjanina polskiego pochodzenia Nikołaja Notowicza[2] wskazują, że Jezus przebywał w Indii, w różnych klasztorach i miejscach (Moulbek, Himis, Dżagannati w Nepalu). Tam też prowadził nauczanie. Był więc nie tylko uczniem, ale i nauczycielem. Cieszył się szacunkiem wśród buddystów. Nie uważano go za Boga, ale za ucieleśnienie Buddy. Nazywano Go Issa. Uważano, że ma w sobie cząstkę Boga. Prowadził liczne dysputy z bramińskimi mędrcami usiłując przekonać ich o krzywdzących stosunkach społecznych, panujących w ich kraju. Jezus uczył o Bogu, który nie uznaje różnic i jest jeden dla wszystkich, niezależnie od pochodzenia społecznego. Podobno wędrował i nauczał wzdłuż rzeki Ganges.

          Wrażliwość religijna Wschodu wpłynęła na duchowość Jezusa. Modlitwa i żarliwa wiara pomogły w komunikacji z Bogiem. Jezus w swoim sercu odczytywał zamysły Boga.

          Odczytana treść Objawienia przyczyniła się do czynnej mobilizacji w działaniu. Jezus postanowił swoją osobą dać świadectwo Prawdy.


[1]  Tytuł mojej trzeciej książki. Paweł Porębski  Odnaleźć Boga w sobie, Jedność Kielce  2009 r.

[2]   Nikołaj Notowicz La Vie Inconnue De Jesus Christ (Nieznane życie Jezusa Chrystusa) , 1894 r.

Dzieciństwo Jezusa

         Dziś niewielu ma wątpliwości, że narodziny Jezusa są faktem historycznym. Urodził się Człowiek z Matki Maryi. Poczęcie Jezusa jest zobrazowane w Ewangelii Łukasza: W szóstym miesiącu (od poczęcia Jana) posłał Bóg anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Anioł wszedł do Niej i rzekł: «Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, » (Łk 1,26–28).

          Dobrze jest uświadomić sobie, że nie jest to faktograficzna relacja, a jedynie słowem namalowany obraz. Sztuka rządzi się swoimi prawami. Używa  metafor, porównań oraz figur konceptualnych. Tak też jest w tekście Łukasza. Pragnął on swym opisem przekazać, że urodził się ktoś znaczny, który w szczególny sposób pochodzi od Boga. Anioł Gabriel gwarantuje tu boski zamysł. Oczywiście teza ta jest przedmiotem wiary. Nie ma żadnych innych dowodów na ten stan rzeczy. Dwie tezy polemizują ze sobą. Jedna twierdzi, że w Jezusie realizuje się boski plan Odkupieńczy. Inni dostrzegają samodzielną inicjatywę Jezusa, która zostanie przez Boga przyjęta i zaakceptowana.

         Przychylam się do tezy pośredniej. Bóg oczekiwał narodzenia człowieka, który byłby godny sprostać idei Objawienia się Boga. Kiedy narodził się Jezus, potrzebna była jeszcze Jego wola. Wielka inteligencja Jezusa, Jego talenty,  duchowość spowodowała, że szybko odczytał w swoim sercu zamysł Boga. Zaakceptował i poddał się Jego woli. Sam akcentował swoją rolę jako Syna wobec Ojca. Nie była to nowość w doktrynie judaistycznej, ale w tym momencie była ona wyjątkowo uwypuklona. Określenie Syn Człowieczy[1] nabrało szczególnej wymowy.

         Wiedza na temat techniki poczęcia Jezusa pozostaje tajemnicą na zawsze.  Ponieważ wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi niech to będzie ostatecznym wyjaśnieniem. Próba tworzenia teorii spiskowych będzie ze wszech miar szkodliwa. Poza ewentualnym zgorszeniem nic nikomu nie przyniesie.

          Przypadek ten poucza też, że nie jest ważny dawca nasienia (męska rola trutnia), ale ten, który wychowuje i opiekuje się nowonarodzonym i otacza go miłością. Nadmierna walka, sama w sobie, o uznanie ojcostwa jest jedynie zaspokojeniem męskiego ego. Dobry przykład dają ci, którzy adoptują i wychowują cudze dzieci, darząc ich rodzicielską miłością.

          Dorastanie Jezusa jest zapewne fascynującą opowieścią. Niestety nie mamy właściwie żadnych o tym wiadomości. Prawdopodobnie Bóg chroni tę Postać od niepotrzebnych uwag, domysłów i plotek. Rola Jezusa dorosłego jest zbyt wielka, aby zagłębiać się w Jego okres dojrzewania.

          Jestem przekonany, że jako dziecko Jezus psocił i dokuczał. Jego naturalne zachowanie mogłoby być niewłaściwie odczytane, a co gorsze, instrukcją do powielania zachowań. Brak informacji o dzieciństwie Jezusa jest pewną mądrością sytuacyjną.

          Bóg zna ludzką grzeszność. Pięknie i barwnie opisuje to księga Rodzaju w klimacie raju. Z samego faktu, że narodzeniu Jezusa towarzyszą ludzie trzeba stosować środki zapobiegawcze. I tak będzie do końca świata. Nasza niedoskonałość jest integralnie związana z bytem stworzonym i do tego posiadającego wolną wolę. Z punktu widzenia filozofii, to przypadek jednak odosobniony.


[1] Syn człowieczy w tradycji judaistycznej to popularny tytuł, do określenia jednostki.

PS.

 

Kilka dni temu odebrałem swoją teczkę z IPN. Poza dokumentacją paszportową nie było żadnych dokumentów operacyjnych. Gdzie się podziały wszystkie dokumenty związane z wieloletnią inwigilacją i na końcu próbą pozyskania, która skończyła się dla nich fiaskiem. Gdzie mój list w którym opisuję niekompetencje pracowników SB w czasie prowadzenia działań operacyjnych oraz w której odmawiam wszelakiej współpracy? Gdzie dokumenty z obławy przed którą się ustrzegłem? Gdzie sprawozdania z inwigilacji, w tym rozmowy z moim ówczesnym dyrektorem pracy. Gdzie raport z przesłuchania, na którym rozegrała się swoista gra pomiędzy mną a panem z kontrwywiadu[1]. Gdzie taśmy z nagrania? Dokumenty niewygodne zostały usunięte. Sprawy nie było.

Mnie pozostała ciężka cukrzyca. Chłopcy, przestańcie, bo się źle bawicie! Dla was to jest igraszką, nam idzie o życie (Ignacy Krasicki).

[1] Zachował się odpis  w moim archiwum.

 

Odpis z oryginału napisanego ręcznie.

Zachowano w nim styl i usterki literackie autora. List był pisany nocą, w emocjach, po słynnym spotkaniu z kontrwywiadem w dniu 6.03.1985 r.

[aaa] uwagi post factum autora datowane 26.12.2016 r.

 Kielce, dn. 1985.03.07

                                                                       Ministerstwo Spraw  Wewnętrznych

Płk Sikora

w Kielcach

 

          Ze względu na domniemaną pilność [pan z kontrwywiadu poganiał mnie do zaakceptowania współpracy] sprawy przekazuję pisemnie treść mojej decyzji odnośnie współpracy z MSW z działem “K”.

         Po przeprowadzonej rozmowie z panem “KIW-8366” [wtedy nie znałem jeszcze nazwiska, natomiast znałem jego numer rejestracyjny pojazdu, którym za mną jeździł] w dniu 85.03.06 oraz gruntownym przemyśleniu sprawy informuję, że nie wyrażam zgody na współpracę.

 

Motywacja:

 

1. Całościowo ujmując sprawę uważam, że jest to typowy szantaż MSW

względem obywatela. Metoda stara, ale nie zawsze skuteczna.

2. Brak pewności właściwej konspiracji, bezpieczeństwa. Tezę tę opieram  na

przeprowadzonej rozmowie oraz 4 letniej “obserwacji” sposobu pracy

Waszych służb [usilnie starałem się pozyskać informacje, dlaczego jestem   

    podmiotem ich zainteresowań].

a)  Już od 1982 wiedziałem, że jestem inwigilowany oraz że dojdzie do

przekazanej mi propozycji. Gdybym był tym zainteresowany, łatwo by mi

było podejmować stosowne działania.

b)  Dwukrotnie próbowano nawiązać ze mną kontakt [po pijanemu], ale

w sposób tak nieudolny, że godził on w dobre imię ministerstwa.

c)  Inwigilacja mojej osoby prowadzona była nieudolnie, że znałem nawet nr

[rejestracyjny] samochodu pana, który prowadzi ten temat.

3. Brak pewności bezpieczeństwa ze względu na metody pracy, brak

kompetencji oraz dobór niewłaściwych osób. Przy inwigilacji mojej osoby

niezbyt rzetelnie zbierano informacje, a błędem było posługiwanie się nimi

jako argumentami w czasie spotkania.

Przykłady:

a)  Informacja o rzekomym wysprzedawaniu z domu przedmiotów jest

całkowitą bzdurą, chyba, że zalicza się do tego Encyklopedię Fizyki, starą

pralkę (za 300 zł) i inne drobne przedmioty.

b)  Informacja o skupywaniu obcej waluty jest fałszywa. Nie miałem takiej

potrzeby ze względu na otrzymane pieniądze od teścia (który otrzymuje

pieniądze od swojej matki z Anglii).

c)  Fałszywa jest informacja o nawiązaniu w Krakowie kontaktu z Prymasem

Kardynałem Algierii p. Duval. Przyznaję, że sam byłem autorem tego

niegroźnego blefu. Kontakt był i jest wyłącznie listowny [w stanie

        wojennym budziły zainteresowanie. Na kopercie była stosowna pieczątka

        Arcydiecezji z Algierii. Wszystkie listy były czytane przez SB], a traktuję

to jako przemiłą moją przygodę. [Prymas Algierii miał być przedmiotem

        mojej pracy wywiadowczej].

d)  Brak znajomości przepisów prawa. Wolno wywozić za granicę książki,

które są w wolnej sprzedaży.

 

4.  Rozmowa w dniu 85.03.06, choć przyznaję b. miła i rzeczowa wzbudziła we

mnie brak zaufania oraz podejrzenie nieczystej gry, w tym:

a)  Zakaz pisania daty na deklaracji współpracy.

b)  Kategoryczne nie przyjęcie mojej  propozycji, która miała dać możność

sprawdzenia wzajemnego zaufania.

c)  Zbyt usilne naleganie na natychmiastowe złożenie deklaracji.

d) Jednoznaczne uwarunkowanie otrzymania paszportu od podpisania

deklaracji.

 

Wyrażam protest i głęboki żal do Waszych służb za czteroletnią

inwigilację, za nękanie psychiczne, za skażenie mojego środowiska, miejsce pracy.

Znam swoje obowiązki, ale i prawa. Dalej będę się domagał tego, co gwarantuje mi Konstytucja PRL.

 

(podpis dość czytelny)

[Paweł Porębski]


 

In sublimitate notio

         Wszedłem do stajenki i spojrzałem na dziecię. Błogosławiony, który się narodził. Pojawił się człowiek posłany przez Boga (por J 1,6). Jeżeli zaś jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami (Rz 8,17).

          Dziecię spojrzało na mnie swoimi niewinnymi oczkami. Jego wzrok ogarnął całą moją postać. Zobaczyłem w nim oblicze wielkiej Miłości, dobroci, czystości. Poznałem, co jest słuszne. Zawstydziłem się swoją grzesznością. On maleńki, a jakże przewyższa mnie swoim majestatem. Bezbronny, a jakże silny i mocny. Moja dusza zapałała uwielbieniem do tej małej istoty. Uradował się duch mój, bo wejrzał na moją skromną osobę. On kiedyś górować będzie nad moją siwizną. Będzie dla mnie pokrzepieniem. Dalej będzie prowadzić Boże dzieło współtworzenia Świata. Czeka go wiele trudów, ucisków i wiele wycierpi. On jednak będzie światłem świata. Swoją mądrością wielokrotnie będzie mnie przewyższał. Będzie bliżej Prawdy. Jemu będzie dane poznać tajemnicę przede mną skrywane.  Będzie nazwany Synem Człowieczym i pokaże całą prawdę o człowieku. On rozpromieni nasze życie i da wiele radości.

          Gdy będzie dorastał będzie dla nas pocieszeniem. Z obfitości serca mówią moje usta (por. Łk 6,45). Wielbi dusza moja tę małą istotę. Jemu zaufam. Będzie on dla mnie nauczycielem. W nim mam upodobanie i jego uwielbienie. Będę go miłował całym moim sercem, całą moją duszą  i całym moim umysłem. Będę go kochał jak siebie samego. Kto nie przyjmie dziecięcia jako daru, ten nigdy nie zbliży się do niego. Dar wymusza nasze przyjęcie sercem. Otwiera nasze wewnętrzne sanktuarium i odsłania nasze zasoby miłości (por. Łk 18,17).

          Ojciec mój przekazał mi wszystko (por. J 15,15). Nikt też nie wie, kim jest dziecię, tylko ojciec, ani kim jest ojciec, tylko dziecię gdy dorośnie (por. Łk 19,22). Wszyscy żyjemy dla Boga (por Łk 20,38). Powinniśmy dawać świadectwo Prawdzie (por. Łk 21,13).

          Nie wspomniałem jego imienia. Nie ma potrzeby. Wszyscy go znają. Boga nikt nigdy nie widział (J 1,18). Nie sądźcie z zewnętrznych pozorów, lecz wydajcie wyrok sprawiedliwy (J 7,24); ponieważ Jezus nie został jeszcze uwielbiony (J 7,39). I poznacie prawdę , a prawda was wyzwoli (J 8,32).

[1] In sublimitate notio – Majestat poczęcia

Wigilia Bożego Narodzenia

Wigilia (z łac. vigilia = „czuwanie”, „straż”; vigilare = „czuwać”) – w tradycji chrześcijańskiej rozpoczęcie obchodów świątecznych wieczorem dnia poprzedzającego. W Kościele katolickim wigilia jest częścią każdej uroczystości (w tym niedzieli).

Dla chrześcijanina to dzień szczególny i oczekiwany przez cały rok. Identyfikuje się z ludzkim pragnieniem sacrum. To pożądanie wywodzi się z samego sanktuarium ludzkiego serca. Jest okazją ujścia tego czego człowiek najbardziej pragnie – Miłości. Być może, że nie zawsze zdaje sobie sprawę z tego, co czyni i pragnie. Może nie rozumie głodu  jaki w nim jest? Spontanicznie daje się unieść atmosferze czegoś dobrego.  W dniu wigilijnym człowiek ujawnia kim jest. Człowiek staje się prawdziwym człowiekiem.

Kanwą wigilii staje się ewangeliczna opowieść o narodzeniu się dzieciątka Jezus. Tkliwość tego opowiadania potęguje ludzkie pragnienia. Całą swoją miłość koncentruje się na tym fenomenie, który pokaże Światu kim jest Bóg i kim jest człowiek. Miłość do Jezusa zaraża do miłości najbliższych. Miłość jest dobrem, które się rozchodzi i dotyka wszystkich, nawet tych, którzy nie akceptują istnienie Boga. Wierzący, czy ateista ma tę samą duszę i ludzkie pragnienia. Na wigilii wszyscy powinniśmy być razem i zjednoczeni.

Niech nasza miłość rozszerza się na dalsze przestrzenie i dotknie biednych i potrzebujących. Proszę pomyśleć, jak wiele ginie dzieci na świecie przez poczynania dorosłych. One nie rozumieją tego, co się dzieje. Pomagajmy i módlmy się za nich, aby Bóg dał im możność przetrwania.

Nie pozostawiajmy tych, którzy cierpią.

 

https://www.facebook.com/pomocdlakordiana/

https://www.siepomaga.pl/kordian

 

FUNDACJA SIEPOMAGA

UL. 27 GRUDNIA 9A/14

61-737 POZNAŃ

 

65 1060 0076 0000 3380 0013 1425

 

KRS 0000037904

24981 KORDIAN MIKULICZ

 

Inne konto Alior Bank S.A.
15 1060 0076 0000 3310 0018 2615

 

Dziękuję w imieniu umęczonego Kordiana.

Tertulian, Montanizm

         Tertulian (160–222) był synem rzymskiego oficera, urodził się i działał w Kartaginie, ale pisał po łacinie. W nauczaniu i pismach demaskował błędy gnostyków, Hermogenesa i Walentyniana, krytycznie omówił naukę Marcjona, dał  z Pisma świętego pozytywny wykład zagadnień, źle ujmowanych przez gnostyków i przedstawił je w pismach O ciele Chrystusa i O zmartwychwstaniu ciał. Kościołowi przysłużył się dziełem  Preskrypcja heretyków, w którym wnikliwie określił sens i wartość   apostolskiej tradycji przeciw roszczeniom błędnowierców, zwłaszcza gnostyków, że tylko oni posiadają prawdziwą naukę Chrystusa. Od 207 r. złączony z montanizmem pisał rygorystycznie, czasem błędnie.

 

Montanizm (inaczej zwany herezją Frygijczyków) – ruch religijny powstały we Frygii ok. 150 r. noszący imię od swojego założyciela Montana. Montanizm cechował się rygoryzmem i millenaryzmem. Twórcą sekty był niejaki Montanus, który rozpoczął swoją działalność we Frygii w latach 155–160. Montanus był dawnym kapłanem Apollina (według “Chrześcijaństwa” J.W. Kowalskiego był kapłanem Kybele), który po przyjęciu chrztu, popadając w ekstazy, wystąpił w Kościele lokalnym w Ardaban (pogranicze Frygii i Myzji) jako prorok Ducha Świętego. Nawiązywał on do słów Chrystusa o Pocieszycielu Duchu Świętym, którego Ojciec pośle w imieniu Chrystusa (J 14,26) i twierdził, że to właśnie w jego osobę wcielił się ów obiecany Pocieszyciel – Paraklet i przez niego przemawia. To wcielenie Ducha Świętego nobilitowało Montanusa jako tego, który może żądać od wyznawców jego doktryny bezwarunkowego posłuszeństwa. Odrzucał on wszelki autorytet kościelny, a narzucał surowy rygor moralny. Zaostrzono więc praktykę pokutną a ucieczkę przed prześladowaniem uważano za zaparcie się wiary. Montanus polecał swoim zwolennikom wyrzeczenie się małżeństwa i propagował życie w całkowitym celibacie. Głównymi jego zwolenniczkami, które podobnie jak on miały otrzymać Ducha Świętego i być prorokiniami, były Pryscylla i Maksymilla. Wraz z Montanusem zapowiadały rychły koniec świata, który według Maksymilli miał nastąpić tuż po jej śmierci. Montanizm jest przesycony profetyzmem. Charakteryzuje go przede wszystkim przypisywanie wielkiego znaczenia wizjom i objawieniom. Treść tych objawień jest zasadniczo czysto eschatologiczna. Sekta montanistów zyskała bardzo wielu zwolenników w całym cesarstwie. Z Frygii dotarła przez Galację, Lydię, Konstantynopol do Rzymu i Galii. Dyskutowano na temat daty początkowej tego ruchu. Euzebiusz z Cezarei w swojej „Kronice” wyznacza ją na 172 rok; Epifaniusz łączy Montanusa z Marcjonem i Tacjanem i podaje 156 rok. Można zatem twierdzić, że początki ruchu to lata ok. 156 roku, natomiast apogeum popularności w Azji to rok 172. Po śmierci Montana w 179 roku oraz obu prorokiń, nastąpiło zahamowanie ruchu, ale jego zwolennicy istnieli w Hiszpanii do końca IV wieku, w Rzymie do początków wieku V, a na Wschodzie nawet do IX wieku. Niepokój wśród chrześcijan, jaki budził ten ruch sprawiły, że został on potępiony przez małoazjatyckich biskupów na synodach kościelnych w latach 160–180. Biskupi orzekli, że Duch Boży nie przemawia w „nowym proroctwie”, jak montaniści zwali swój ruch. Zwolennicy montanizmu zaczęli zanikać odkąd cesarz Teodozjusz Wielki wydał przeciwko nim edykt (381 rok), a na początku VI wieku ruch ten zanikł zupełnie.

          Głównym propagatorem idei montanizmu był Tertulian, który stał się jego wyznawcą. Tertulian nakazywał posty, których nie praktykowali chrześcijanie (zwani przez niego pogardliwie psychikami), uważał za nakaz Ducha Świętego tylko jedno małżeństwo w życiu człowieka (w przypadku śmierci współmałżonka, każde kolejne uważał za cudzołóstwo), atakował biskupów za zbyt łagodną praktykę pokutną. Z biegiem czasu Tertulian stanął na czele zwolenników tej sekty, którzy od jego imienia zaczęli nazywać się tertulianistami. Przetrwali oni w Kartaginie do czasów św. Augustyna, czyli do początków V wieku, który w czasie swojej działalności montanistycznej napisał takie dzieła jak: Zachęta do czystości, O jednożeństwie, O noszeniu zasłony przez dziewice, O wstydliwości (wikipedia).

          W licznych dziełach moralno-ascetycznych z wcześniejszego, przedmontanistycznego okresu w jego życiu, a zwłaszcza w pismach apologetycznych i dogmatycznych daje Tertulian poprawną naukę chrześcijańską. Jego wywody chrystologiczne i trynitarne przejęli późniejsi teologowie, choć dostrzegli u niego subordynacjanizm. Skorzystano z opracowanych przez niego pojęć teologicznych: trójca, substancja, osoba. Odrzucono zdecydowanie jego koncepcję Kościoła bez hierarchii, którą wyraził w zdaniu: gdzie trzech, choćby to byli laicy, jest już Kościół.

          Tertulian jest przykładem adaptacji przez Kościół wielu koncepcji i idei, które pasują do doktryny chrześcijańskiej. Błędne tezy są odrzucane. Doktryna chrześcijańska była obudowywana ludzką myślą, która była zgodna z przyjętą wcześniej doktryną wiary. Można wyciągnąć wniosek, że doktryna chrześcijańska jest koncepcją ludzką opartą na fenomenie Jezusa Chrystusa.

Walentyn i gnoza

         Walentyn Egipcjanin (ur. ok. 100 r.  w Phrebonis w Górnym Egipcie zm. po 160 w Rzymie albo na Cyprze). Był twórcą walentynianizmu, chrześcijański gnostyk.

       Gnostyk to człowiek mający pogląd, że Boga można poznać poprzez osiągnięcie swego rodzaju „wiedzy”, „znajomości” i wszystko co zawarte jest w greckim słowie gnosis. Dążeniem człowieka jest uzyskanie gnozy, czyli wiedzy, która go oświeci. Często zdarza się to poprzez boskie oświecenie duchowe. Człowiek jest niespójnym konglomeratem ciała, duszy oraz ducha (pneumy).  Jego prawdziwą jaźnią jest pneuma, równie obca światu, jak Bóg. Prawa natury zniewalają człowieka, a jego ciało i dusza (w tym psychika) aktywnie mu się przeciwstawiają, ograniczają i upokarzają. Celem życia jest przebudzenie odrętwiałej pneumy i uwolnienie jej z więzów Losu i świata, aby wrócić do Boga. Potrzebne są do tego: wiedza, objawienie, iluminacja co do natury „ja”, Boga i świata.

        Walentyn rozważał naturę Trójcy Świętej i stosunek tych hipostaz do siebie. Posługiwał się pojęciami bytów duchowych pleromy, eonów o różnych przypadłościach, jak np. eon mądrości zwany sofią. On to, poprzez poprzez swoje „wścibstwo” i nieokiełznane dążenie do nieznanego ojca pleromy doprowadził do powstania świata,  wywołana bowiem przez to „niewiedza” (czy „błąd”) spowodowała powstanie materialnej substancji. Celem przywrócenia zakłóconego spokoju w pleromie została stworzona nowa para eonów – „Chrystus” i „Duch Święty”. Ten pierwszy doprowadza do powrotu Sofii do pleromy, jednak jej „pragnienie” (enthymesis) zostaje poza pleromą i staje się dolną Sofią, czy też „Achamaoth” (hebr. „mądrość”). Człowiek u Walentyna jest tworem niższych istot anielskich, jednak dzięki zachowanemu przez siebie elementowi pleromy (powstał bowiem na wzór eonu „człowiek”) przewyższa swych stwórców i jest zdolny do wybawiającego z ziemskich więzów poznania. Zachowane źródła niewiele jednak pozwalają powiedzieć o tych kwestiach

        Aby dobrze zrozumieć doktrynę gnostycką, należałoby przebywać w tym środowisku i w jej atmosferze. Parcie tej doktryny było bardzo duże. Człowiek próbował ogarnąć istotę Wszechświata. Wybrał drogę niezwykłych pojęć i wyszukanych koncepcji. Wielki wpływ na to miała wyobraźnia ludzka i ukryte skłonności do bajek i mitów.  Niektórzy ludzie do końca swojego życia nie pozbywają się tych pragnień i upodobań.

         Doktryna gnostycka była krytykowana i demaskowana przez wielu apologetów, ale duch gnostycki zajmował umysły wielu.

          Na bazie jej atmosfery (gnostyckiej) powstała koncepcja Trójcy Świętej. Wywodzi się ona z ludzkich pragnień, a nie z wiedzy racjonalnej. Na podłożu gnostyckim powstawały apokryficzne dzieła: Ewangelia Judasza Ewangelia Tomasza, Ewangelia Filipa, Ewangelia Marii Magdaleny, Ewangelia Egipcjan, Ewangelia Prawdy, Ewangelia Dzieciństwa Jezusa, Ewangelia Jezusa Chrystusa, Apokalipsa Pawła, Apokalipsa Piotra, które w jakiś sposób  wzmacniały ideę troistości Boga. Postać Jezusa wymagała umieszczenia Go w przestrzeni boskiej. To nie Jezus ubiegał się o Wywyższenie, ale został wywyższony przez założycieli Kościoła z potrzeby chwili. Cała narracja ewangeliczna jest podporządkowana tej idei. Pojawiła się idea Jezusa Chrystusa – Boga.

          Aby uszanować ludzkie pragnienia, pojęcie Aktu działającego pozwala zaakceptować tę doktrynę. Jezus Chrystus jest Aktem działającym podobnym do Boga Ojca w działaniu.

          Gnostycyzm miał wpływ na pojawienie się innych doktryn w dalszych wiekach (manicheizm,…). To znaczy, że był mocno osadzony w ludzkim umyśle. W ludzkim rozumie głębiły się myśli, które starały się zgłębić idee Boga, ducha i człowieka. Nie moc umysłu ludzkiego powodowała, że pojawiały się koncepcje całkowicie absurdalne. Gnostycyzm pozostawia ślady i dzisiaj. Absurd jest akceptowany przez wielu. Daje on ukojenie chorego umysłu.

          Filozoteim próbuje zrozumieć gnostycyzm, i nie wyklucza częściowo racji gnostyków, ale dostrzega tajemnicę w dynamicznym obrazie świata. To też wydaje się absurdalne i niezwykłe. Filozoteim musi również opierać się na obrazach, metaforach. Człowiek nie przywykł do oglądu świata jako zjawiska dynamicznego. Woli ogląd zmysłowy lub ezoteryczny. Prawda jest głęboko ukryta, ale nowe spojrzenie filozoficzne, proponowane przez filozoteim, wiele tłumaczy.

Ireneusz z Lyonu

         Ireneusz ur. ok. 140 roku w Smyrnie w Azji Mniejszej, zm. ok. 202 (według tradycji uformowanej w VI wieku miał ponieść śmierć męczeńską w czasie prześladowania chrześcijan za panowania Septymiusz Sewera). Pochodził z pogańskiej rodziny z Azji Mniejszej. Zalicza się go najwybitniejszych teologów II wieku. Był biskupem Vienne. Męczennik i święty Kościoła katolickiegi i prawosławnego. Informacje o nim podaje Hieronim ze Strydom (331/347–419/420), ten który dokonał tłumaczenia tekstu Pisma świętego z greckiego i hebrajskiego na łacinę (Wulgata).

          Ireneusz był uczniem Polikarpa, który był uczniem i towarzyszem Apostoła św. Jana. Napisał kilka księg: Zdemaskowanie i odparcie fałszywej wiedzy (łac. Adversus haereses), Przeciw herezjom, Przeciw poganom, Rozprawa o karności, Do brata Marcjana o przepowiadaniu apostolskim, Księgę różnych traktatów, Do Blasta o schizmie i Do Froryna o monarchii, Rozprawa o ogdoadzie, czy Do Wiktora biskupa rzymskiego o zagadnieniu Paschy.

          Ireneusz był zwolennikiem jedności i upominał papieża Wiktora I (189–199) aby nie potępiał biskupów, którzy obchodzili Paschę razem z Żydami [14 Nisan]. Polemizował z sektami gnostyckimi. Gnostyków otaczała aura tajemniczości, którą sami wywoływali. Powoływali się na rodzaj „zbawczej wiedzy” (gnozy) dostępnej tylko wybranym, która uprawniała ich do dowolnej interpretacji tekstów biblijnych. Ireneusz pisał: Są ludzie, którzy wyżej od prawdy stawiają puste gadulstwo (…). Chytrze spreparowaną, na pozór poprawną argumentacją przewracają oni w głowach półinteligentom, łowiąc ich na przynętę słusznych w zasadzie, lecz poprzekręcanych lub fałszywie interpretowanych słów Pańskich. Pod pretekstem zdobywania niby to wyższej wiedzy sprowadzają wielu na bezdroża. Biskup Lyonu zbija dalej punkt po punkcie rozumowanie gnostyków, ukazuje ich sprzeczności, brak spójności. Poznać ich doktrynę, to już ją pokonać – stwierdzał. Ireneusz był zwolennikiem teorii rekapitulacji – odnowienia i zebrania całego stworzenia w Chrystusie jako Głowie: dla dokonania pełni czasów, aby wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie jako Głowie: to, co w niebiosach, i to, co na ziemi (Ef 1,10). Koncepcja ta pragnie postawić Chrystusa ponad cały świat materialny i duchowy. Bóg-Ojciec z racji swojej pasywności pozostawał w cieniu Syna. 

        Ireneusz wpisał się w doktrynę chrześcijańską w której kusiciel odgrywa ważną rolę. Historia Adama i Ewy jest dla niego przekazem realnym. Grzech pierworodny był dla niego przyczyną ludzkiej słabości. Wygnanie z raku pierwszych rodziców miało ich uchronić od pychy. Ich śmierć  fizyczna, poprzez rozwiązanie ciała, miał położyć kres grzechowi. Odkupienie dokonane przez Chrystusa było bardziej wyzwoleniem ludzkości z tego czasu pokuty i nawrócenie, niż ekspiacją (odpokutowanie za winy, oczyszczenie) wobec Boga.

          Dla Ireneusza gwarancją wiernego przekazu Prawdy jest ciągłość posługi biskupów, czyli tzw. sukcesja apostolska. Sporządził on listę biskupów Rzymu poczynając od św. Piotra a kończąc na Eleuteriuszu. Uznawał prawo prymatu biskupa Rzymu na biskupami innych metropolii. Razem z innymi biskupami napisał list do biskupa Rzymu, Wiktora w sprawie daty obchodzenia świat Wielkanocy. Wyznawał poglądy millenarystyczne (głoszące bliskie nadejście tysiącletniego panowania Królestwa Bożego).

          Kościół bał się gnozy, bo ich narzędziem intelektualnym był i jest rozum. Łatwiej było zarzucić komuś pychę, niż poszukiwać racji. Doktryna chrześcijańska była już wyposażona w elementy, które nie można było rozebrać na proste zdania logiczne. Benedykt XVI pisze: Pycha rozumu powoduje, że „moje zdanie” urasta do rangi najwyższego autorytetu. Medialne elity wzorem gnostyków sugerują dziś, że mają ten właściwy pomysł na Kościół, moralność i wiarę, bardziej „nowoczesne”, „ludzkie” itd. Można by zadedykować im słowa Ireneusza: „Są ludzie, którzy wyżej od prawdy stawiają puste gadulstwo. Chytrze spreparowaną, na pozór poprawną argumentacją przewracają oni w głowach półinteligentom, łowiąc ich na przynętę słusznych w zasadzie, lecz poprzekręcanych lub fałszywie interpretowanych słów Pańskich”. Ireneusz radzi wierzącym słuchać bardziej nauczania papieża i biskupów. Za proste? No właśnie, to takie banalne….

          Konkluzja. Najlepiej to słuchać grzecznie Kościoła i być mu posłusznym.