Katecheza młodych cz.91.

–      Kiedy kościół jako instytucja zaczął tracić autorytet?

–      Autorytet kościoła to jak okręt na wzburzonym morzu. Wszystko zależało od momentów zwrotnych w historii. Kościół pierwotny budował swój autorytet w mozole przez  męczeństwa wiary pierwszych chrześcijan. Kościół pomagał i troszczył się o biednych. Przekaz doktrynalny był chwytliwy. Nauki Jezusa szokowały, ale podobały się. Niestety, od samego początku pojawiły się spory doktrynalne. Głównym problemem było, czy chrześcijaństwo powinno być zakorzenione w judaizmie, czy też powinno być zupełnie nową religią. Słynny sobór jerozolimski z 49 r. pokazał spór o zachowywanie tradycji żydowskich. Zwyciężyła opcja pośrednia. Bano się pozbawić chrześcijaństwo mocnych korzeni i fundamentów. Poza prawdziwą wiedzą, przeniesiono i zaadaptowano starotestamentalne mity i legendy.[1] Na nich też budowano nową doktrynę wiary. Wiele zdarzeń idealizowano. Niestety, przez dwa tysiące lat chrześcijaństwo nie pozbawiło się ich, a wręcz przeciwnie, jeszcze mocniej przylgnęły do teologii. Nowatorskie głosy egzegetyczne były radykalnie likwidowane. Światłych biskupów pozbawiano urzędów, wysyłano na banicję. W pewnym sensie gnoza osiągała swój cel. Według niej, wiara winna być zaawulowana tajemniczością. Zwykły wierny nie musi jej rozumieć. Wystarczy, że jest posłuszny.  W 313 r. religia chrześcijańska otrzymała statut religii państwowej. Ten sukces stał się przyczyną usankcjonowania władzy. Powstało państwo w państwie. Przy władzy świeckiej, władza kościelna. Państwo wymagało administracji, a ona  funduszy. Ze wspólnoty religijnej powstała ogromna instytucja wpływów i ludzkich interesów. Sprawy doktrynalne zostały otoczone kokonem. Chroniąc doktrynę wiary, zabetonowano ją. Stała się ona jedynie narzędziem do utrzymania władzy i posłuszeństwa. Nauka Jezusa dostała oprawę opartą na konstrukcji łączącej elementy prawdy i mitów. Dziwne, że konstrukcja teologiczna przetrwała tyle czasu. Ważnym przekazem jest istnienie Boga. Nauki Jezusa przebijają się przez elementy legendarne, które wykorzystuje się do spraw kultu.  W ten sposób Jezus sam uratował swój Kościół (jak mówią Duch Święty). Siła Jego przekazu odsuwa na plan dalszy rzeczy w sumie nieistotne. I tak przez dwa tysiące lat kościół przetrwał mimo, że był niejednokrotnie sceną zgorszenia i wielkich zbrodni. Być może, w bilansie dobra i zła dobro zwyciężyło. Kościół ma za sobą wiele wspaniałych inicjatyw, wspaniałych i  dobrych kapłanów. Przekaz dobra liczony na ilość wiernych daje ogromne pokłady dobra. Szkoda, że za wszystko trzeba słono płacić. Mam na myśli tu cierpienia ludzi, którzy wzięli na siebie krzyż odkupieńczy. Biliony modlitw zwykłych wiernych, gospodyń domowych, prostych chłopów i niewinnych dzieci. Opatrzność Boża widoczna jest w tych modlitwach. To nie papieże, czy kapłani chronili Kościół, lecz zwykli wierni.


[1] Ks. Mariusz Rosik, Rabin Icchak Rapoport, Wprowadzenie do literatury i egzegezy żydowskiej okresu biblijnego i raninicznego, Bibliotheca 2009, s. 111. Opowiadania Starego Testamentu […]  i ich paralel szukać należałoby  raczej w okresie przed filozoficznym, kiedy to znaczącą rolę w wyjaśnianiu natury wszechświata i życia ludzkiego odgrywały mity.

Katecheza młodych cz.90.

–      Czy kościół cieszy się autorytetem?

–      Coraz mniejszym. Dzisiejszy wierny jest o wiele lepiej wykształcony niż dawny. Potrafi dostrzegać ułomności. Widzi wady i potrafi sformułować zarzuty. Do tej pory nakazem posłuszeństwa zamykano wiernym usta. Pod wszelakimi karami próbowano utrzymać dyscyplinę. Dzisiaj to nie te czasy. Człowiek ma poczucie wolności słowa. Nie można go zadowolić byle jaką gadką. Wobec obecnej świadomości kościół powinien zaadaptować się do nowych warunków. Z piedestału władzy zejść na rolę służebną. Jego rolą powinno być przechowywanie depozytu wiary i głoszenie słowa Bożego. Interpretowanie nowych zdarzeń w świetle nauki Jezusa. Kościół nie powinien być sędzią w sprawie, ale organem wskazującym. Powinien głosić jak żyć i jak zmierzać do zbawienia. Dla władzy świeckiej winien być podporą etyczną. Dla autorytetu powinien sam postępować wzorowo. Przede wszystkim powinien być pełen cnót, w tym skromny co do bogactwa świata, pokorny wobec Boga, służebny wobec braci i sióstr. Dobrze by było, aby był też mecenasem nauk. Kościół powinien być mądry i dysponować najnowszą wiedzą. Odkrycia naukowe winne być natychmiast interpretowane w świetle ewangelii. Proszę pamiętać, że rzeczywistość jest jedna. Wszystko jedno jaka dziedzina o niej się wypowiada. Każda musi mówić prawdę. Wszystkie informacje muszą się zazębiać, bo mowa jest o tym samym – o tej samej rzeczywistości.

–      A jednak naukowcy rozdzielają strefę nauki od poglądów religijnych.

–      Być może sam kościół przyłożył się do takiego stanu rzeczy. Jeżeli kościół powołuje się na zdarzenia irracjonalne, legendy, niezwykłe cuda to trudno się dziwić. Trzeba oczyścić przekaz religijny od ewidentnych głupot i niedorzeczności. Niestety trzeba sięgnąć aż do podstaw wiary.  W tej materii jest wiele do zrobienia. Kościół nie może bać się prawdy. Prawdą jest, że istnieje Stwórca. Reszta jest do dyskusji, badań itp. Nie można niczego narzucać. Trzeba uszanować inne poglądy. Dlaczego? Bo tak naprawdę jedynie Bóg zna Prawdę. Pokora wobec nieznanego, a z drugiej strony najbardziej współczesna wiedza przyrodnicza. Na tym trzeba budować autorytet. Łatwo zauważyć, jak brak autorytetów powoduje zagubienie się ludzi. Nie wiedzą jak żyć, dokąd iść. Potrzebują rady. Kościół jest bardzo potrzebny, ale kościół na miarę XXI wieku.

Katecheza młodych cz.89.

–      Jaką rolę odgrywa kościół instytucjonalny?

–      Kościół instytucjonalny jest wytworem ludzkim. Został powołany w celu obsłużenia i służenia Kościołowi Chrystusowemu. Nie jest to instytucja zwyczajna jak wiele innych ludzkich organizacji, ale naznaczona Duchem Jezusa Chrystusa. Jego zadania przekraczają wymiar ludzki. W nim odbywają się zdarzenia nadprzyrodzone (sakramenty, eucharystia, odkupienia itp.). Tak więc kościół instytucjonalny ma charakter sakramentalny. Główną rzeczywistością kościoła jest lud Boży. Każdy jest jego cząstką. Rozprzestrzenia się wszędzie tam gdzie żyją ludzie. Świątynia (budynek) jest miejscem gromadzenia się wiernych, a więc kościoła. Budynek do czasu pełnienia roli służebnej stanowi część sakramentalną. Traci ją, gdy obiekt przeznaczany jest na inne cele, np. magazyn, budynek mieszkalny.  Do posługi kościoła powołani są wyświęceni kapłani. Nie są to zwyczajni pracownicy, ale namaszczeni i naznaczeni  sakramentami. Nad Kościołem (w tym instytucjonalnym) czuwa sam Jezus Chrystus przez swą naturę duchową (Duch Święty). Należy zaznaczyć, że Opatrzność dotyczy wymiaru duchowego, a nie fizykalnego. Jeżeli w przestrzeni kościoła zdarzaja się cuda, maja charakter wyjątkowy. Nie można więc mieć pretensje do Boga, że nie uratował np. budynku kościoła przed losowymi kataklizmami. Duch Jezusa podpowiada w sercu, zostawiając zawsze ostateczną decyzję człowiekowi. Ta  bezgraniczna wolność jest największym darem jaki mógł otrzymać człowiek. Przed kościołem stoi wiele zadań. Przede wszystkim przechowuje depozyt wiary. Poprzez ewangelizację wiara jest wiecznie żywa. Duszpasterstwo jest kompleksową opieką ludu Bożego. Przede wszystkim winno chronić najsłabszych i chorych. Kościół ma być etycznym wzorem dla wszystkich ludzi. Jeżeli w kościele zachodzą procesy nieetyczne winne być natychmiast tłumione w zarodku, a modlitwami przebłagalnymi wypraszane odkupienia. Lud Boży winien zmierzać do doskonałości. Kapłani i słudzy kościoła powinni w tym pomagać na wszelkie sposoby. Kapłani, choć z ludu pochodzą i grzeszą niedoskonałością  muszą znać swoje miejsce i obowiązki. Tu nie powinno być zbyt łatwego pobłażania. To pomazańcy Boga. Z oglądu historycznego można wyciągnąć wnioski, że organizacja kościelna była projekcją w zamyśle, a nie spontaniczną. Założycielami kościoła instytucjonalnego byli apostołowie Jezusa. Jako ludzie, siłą rzeczy wprowadzili do niego elementy gospodarczo-finansowe. Tym wszystkim musiał ktoś zarządzać. Naturalnie tworzyła się grupa decyzyjna, kierownicza. Św. Paweł ujawnił wprost: Tak też i Pan postanowił, ażeby z Ewangelii żyli ci, którzy głoszą Ewangelię (1 Kor 9,14). Prawdopodobnie tak zinterpretował słowa Mateusza: Nie bierzcie na drogę torby ani dwóch sukien, ani sandałów, ani laski! Wart jest bowiem robotnik swej strawy(Mt 10,10). Jak zaznaczał, nie pobierał sam żadnego wynagrodzenia za swoją posługę. Szkoda, że nie propagował tej idei powszechnie.

Katecheza młodych cz.88.

–      Jaka jest różnica między Świątynią (jerozolimską), a Kościołem Chrystusowym?

–      Żydzi w czasie wędrówki z niewoli egipskiej budowali namioty, w których przechowywali z pietyzmem Arkę Przymierza. Dawidowi nie było dane zbudować świątyni (trwałego namiotu), choć tego pragnął. Dokonał tego dopiero jego  syn król Salomon. Świątynia była miejscem przechowywania imienia Boga Jahwe. Do Przybytku Miejsca Świętego tej Świątyni przeniesiono z namiotu rzeczy kultu. Światynia była  miejscem kultu w latach 966–586 przed Chr. Została zburzona przez wojska babilońskiego króla Nabuchodonozora II. Po powrocie z niewoli w 536 r. przed Chr. została odbudowana i przetrwała lata 520–20 r. przed Chr. W drugiej Świątyni nie było już Arki Przymierza (zaginęła). Druga Świątynia była skromniejsza niż poprzednia. Posiadała pomieszczenie za zasłoną (sancta sanctorum), w którym mieszkał Bóg. Podobnie jak niegdyś do pomieszczenia z Arką – nie wolno było nikomu wchodzić, poza arcykapłanem. Za czasów Heroda, Świątynia została rozebrana i ponownie wzniesiona. Ponoć była bardzo okazała. W 70 r. została zburzona przez  Rzymian (Tytusa). Świątynia miała większe przywileje niż synagogi (miejsce modlitw). W niej można było składać ofiary ze zwierząt i płodów rolnych. Świątynią kierował arcykapłan przy pomocy kapłanów (w synagogach rabini). Budynek Świątyni był traktowany jako prywatny dom Boga i mogła do niego wchodzić jedynie służba domowa, tzn. kapłani, natomiast, do Miejsca Najświętszego jedynie arcykapłan. W chrześcijaństwie Kościół jest sakramentem, znakiem Mistycznego Ciała Chrystusa, łącznie ze zgromadzeniem wiernych. Jezusa Chrystusa uważa się za doskonałego arcykapłana oraz doskonałą Ofiarę, a więc On sam niejako stanowi Świątynię czyli Kościół (Chrystusowy). Jezus Chrystus wyniósł człowieka do godności dziedzica Boga. Jednocześnie w tajemnicy wcielenia Jezus otoczony został chwałą Ojca w Akcie działającym. Otrzymał On prawo nazywania się Bogiem. Nastąpiło nowe zjednoczenie całego rodzaju ludzkiego z Bogiem w wymiarze osobowym. Kościół Chrystusowy jest więc nowych znakiem (sakramentem) tej jedności. W nim człowiek został wywyższony do rangi nadludzkiej, nadprzyrodzonej. Człowiek stał się bytem niemal doskonałym. Stał się współtwórcą i pomocnikiem Boga. Jeżeli potrafisz wczuć się w istotę i naturę boską, to pomyśl, jak Bóg kocha swoje dzieci i co dla nich uczynił, i co dla nich przygotował. Kościół Chrystusowy jest miejscem, w którym dokona się nasze zbawienie. Kościół Chrystusowy jest prowadzony, nadzorowany przez kościół instytucjonalny w którym pracują kapłani.

–      Czy poza Kościołem człowiek może się zbawić?

–      Kościół obejmuje wszystkich ludzi: Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody (Mt 28,19) jako dzieci Boga. W nim są również ci, którzy od Boga odwrócili się.

–      Nic nie wspomniałeś o Duchu Świętym.

–      Duch Święty jest synonimem Ducha Bożego: a Duch Boży unosił się nad wodami (Rdz 1.2). To pojęcie konceptualne pokazujące Boga w działaniu: Nam zaś objawił to Bóg przez Ducha. Duch przenika wszystko, nawet głębokości Boga samego  (1 Kor 2,10). Nie można jedna oddzielać Boga od Jego natury Ducha. Ponieważ Bóg w istocie jest wyłącznie Aktem działającym (dynamicznym), takie koncepcje można uznać za tautologię.

Katecheza młodych cz.87.

–      Czy jest coś szczególnego w ewangeliach, co ciebie zaskoczyło?

–      Tak, słowa:  Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski (Mt 5,48). Słowa te można przyjąć jako ironię. Nikt przecież nie może osiągnąć doskonałości Boga. Tak można pomyśleć w pierwszym, spontanicznym odruchu. Jednak warto zastanowić się. Może słowa Jezusa nie są ironiczne? Co wtedy? Świadczą one, że doskonałość jest powszechnie dostępna i możliwa. Jeżeli jest zachęcana przez Jezusa, to musi być pożądana. Stanowi wartość, jest czymś dobrym. Ponieważ człowiek należy do dziedziców Boga, tym samym posiada w sobie boskie atrybuty, jak rozum, wolną wolę, zdolność miłowania. Człowiek ma świadomość własnego poznania (epistemologia). Żadne zwierzę nie ma świadomości własnego istnienia. Człowiek ogarnia rozumem świat. Bada prawa przyrody. Rozumie je. Próbuje rozeznać istotę bytów, ba, nawet Boga samego. Boskie atrybuty w człowieku, to wywyższenie człowieka do boskiego wymiaru intelektualnego. Skoro tak, to podobnie jak Bóg możemy sięgać po doskonałość. Doskonałość ma granicę w nieskończoności dobra, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby tam sięgać. Oczywiście, w pokorze powinniśmy znać swoje miejsce. Kto wychodzi przed szereg, w gruncie rzeczy ośmiesza się.

–      Czy poklask u ludzi jest czymś złym?

–      Nie. Jak odniosłem się do poprzedniego twojego pytania, naturalną rzeczą jest dążenie do doskonałości. To pragnienie sprawia, że człowiek chce być zauważany. To dążenie naturalne, które siedzi głęboko w człowieku. Można powiedzieć, że jest to odruch bezwarunkowy, czasami kompletnie niezależny od człowieka. Nasz drogi L.W na twarzy ma wypisaną dumę. On nie może się z tego uleczyć. Jedynie sprawia, że staje się przez to zabawny, a może i godny politowania. Gorsza jest fałszywa duma. To niezasłużone wysokie mniemanie o sobie. Najczęściej wiąże się z poniżaniem drugiego.  Takich przykładów jest bardzo wiele wokół nas. Proszę porównać młodych doktorów nauk ze starszymi profesorami. Profesor dojrzały, pełen pokory wobec wielkości nauki i duma nowo upieczonego doktora, który liznął jej trochę. Biskupi, którzy nie umieją normalnie, po ludzku rozmawiać z wiernymi. Używają swoistego języka patrystycznego. Politycy to najczęściej niedouczeni karierowicze. Oczywiście nie o wszystkich mowa, ale proszę mi wskazać dzisiaj jakieś autorytety? Dla nich nie o dobro społeczne chodzi, a utrzymanie lukratywnych stanowisk. W ewangelii poklask u ludzi jest rozumiany jako chwalenie się swoją dobrocią, jałmużną, ofiarą. Jezus naucza, że dobre uczynki winne być dokonywane nie dla poklasku. Świadkiem ich powinien być jedynie Bóg. To pouczenie, choć sprzeczne z naturą człowieka jest piękne. Nie szkodzi jednak, gdy świadkami dobra są Bóg i ludzie. Cudze uczynki dobra są pouczające i zachęcające.

Katecheza młodych cz.86.

–      Jezus mówi o miłowaniu nieprzyjaciół swoich. Jak należy rozumieć ten przekaz?

–      Pozornie to trudne, ale jest to najpiękniejsze przykazanie Jezusa. Dla Boga Ojca wszyscy ludzie są Jego dziećmi. On kocha i troszczy się o wszystkich jednakowo. Animozje pomiędzy ludźmi wynikają z ludzkich pożądliwości. Najczęściej agresor jest człowiekiem duchowo chorym. Chory wymaga wsparcia, wyleczenia. Odwet jest oznaką nienawiści. Nienawiść jest złem. Kiedy staje się oko w oko z nieprzyjacielem proszę na chwilę wczuć się w nieprzyjaciela. Może on trzęsie się ze strachu? Może jest on tylko narzędziem innych?  Cóż przyjdzie  z tego, że pozbawi się go życia, lub upokorzy. Czy naprawdę jest to powód do radości? Tryumf powinien wypływać ze zwycięstwa dobra, nie zła. Każdy wygrywający jest de facto silniejszy od przegranego. Do walki nie powinno dojść, z racji nierównych warunków. Kiedy walczy równy z równym, obaj powinni zginąć. Zmierzam do tezy, że każda walka jest w jakiś sposób niesprawiedliwa. Każda wojna jest niesprawiedliwa. Wojny zbrojne powinny zostać reliktem przeszłości. To brzydka zabawa prowadzona przez niegrzecznych chłopców. Jezus w niezwykłych słowach: Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb!  A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi! Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz!  Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące!  Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie.  (Mt 5,38–42) przekazuje zupełnie inną optykę. Proszę nie zwracać uwagi na przekaz literalny. To słowa pełne metafory. Niosą jednak niezwykłą treść przebaczania i całkowitej miłości.

–      A jak należy rozumieć rywalizację sportową?

–      To zupełnie inne zdarzenie. Rywalizacja sportowa ujawnia wspaniałe zalety wybrańców losów, nie upokarzając rywali. Ten kto przegrywa, ma świadomość, że dał z siebie wszystko co mógł. Jego przegrana jest niemocą ciała, nie ducha. Ważny jest sposób przyjmowania porażek. Można być wielkim, zajmując ostatnie miejsce (bokser ze złamanym kciukiem, ranny biegacz dobiegający do mety, starszy maratończyk, zawodnik oddający rower przeciwnikowi, zawodnik ratujący przeciwnika sam pozbawiający się wygranej, itp).

–      Chciałabym wystąpić w zawodach o dobro?

–       Dziecko moje. To piękne słowa i piękne zamierzenie. Przed tobą wielkie trudności i przeszkody.  Będą chwile załamania i zwątpienia. Trzeba to wszystko pokonywać, aby móc powiedzieć za św. Pawłem:  W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem (2 Tm 4,2), czego ci życzę z całego serca.

Katecheza młodych cz.85.

–      Co myślisz o plotkowaniu i składaniu przysięgi?

–      Kiedy ktoś usłyszy, że ktoś powiedział o nim coś niezbyt życzliwego, najczęściej wpada w gniew. Najczęszczą reakcją jest natychmiastowy odwet. Smsy, e-maile idą w ruch. Często pisane jest: kto ciebie upoważnił do wydawania takiej opinii. Osoba wyrażająca opinię czuje się z kolei dotknięta, że nie może wydawać opinii, i że pretensje są bezzasadne. Reakcją jest kolejny wpis itp. Tak rodzi się eskalacja niemiłych zapisów i zdarzeń. Gdzie jest prawda? Trzeba oddzielać pomówienia od opinii opartych na oglądach własnych. Każdy może mieć własną opinię, że np.  Kaśka jest głupia. Trudno, tak uważa i trudno to zmienić. Taka informacja powinna wzbudzać jedynie refleksję. Plotki nieżyczliwe o kimś trzecim muszą być topione i absolutnie nie mogą być przenoszone dalej. Takie plotkowanie jest bardzo szkodliwe. Może być powodem nawet tragedii. Trzeba nauczyć się wydawania opinii i prowadzić dialog. Majstersztykiem jest powiedzenie czego się chce powiedzieć, jednocześnie nieurażając. Np. Inaczej brzmi zdanie: Kaśka, jesteś głupia od zdania Kaśka, coś mi się zdaje, że postąpiłaś niemądrze. Inny przykład: Zrobiłaś wstrętną zupę od zdania: nie mam apetytu i dzisiaj zupa mi nie smakuje. Uczmy się nie ranić drugich. Do każdego należy mieć życzliwość. To jest nasz, ludzki obowiązek. Ponieważ urodzony jestem pod znakiem Barana (szybciej reaguje niż myśli) miałem i ja problem z reagowaniem na powyższe zatargi słowne. Postanowiłem nauczyć się dyplomacji, bawiąc się słowem. Sytuacje drażliwe są idealną okazją do takich ćwiczeń. Jak rozmawiać z osobą agresywną, atakującą, aby właściwym sposobem i słowem wygaszać jej agresję. Zapewniam, że skutki czasem są fenomenalne. Oczywiście trzeba uważać, aby nie wpaść w sofistykę. Rozpoznana, może wzniecić ogień od początku. Szczęśliwy, kto nie musi się pilnować, że kiedyś coś powiedział. Pamiętam przesłuchanie prowadzone przez kontrwywiad. Zadawali setki pytań.  Byłem spokojny, bo nic nie miałem do ukrycia. Na niczym nie mogli mnie złapać. Ich próby konfabulacji były po prostu zabawne.  Rację ma autor ewangelii Mateusza cytując słowa Jezusa: Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie (Mt 5,37). Prosta zasada, a jaka praktyczna. Składaniu przysięgi towarzyszy często powoływanie się na kogoś bliskiego: przysięgam na moje dziecko, na matkę itp. Jest to praktyka bardzo niebezpieczna z racji obciążenia duchowego niewinnej istoty. Jezus przestrzega:  A Ja wam powiadam: Wcale nie przysięgajcie, ani na niebo, bo jest tronem Bożym;  ani na ziemię, bo jest podnóżkiem stóp Jego; ani na Jerozolimę, bo jest miastem wielkiego Króla.  Ani na swoją głowę nie przysięgaj, bo nie możesz nawet jednego włosa uczynić białym albo czarnym. (Mt 5,34–36). Składanie przysięgi ma rangę równą słowu Bożemu. W założeniu wyraża absolutną prawdę. Tym samym jest wzywaniem Boga na świadectwo prawdy: Nie będziecie przysięgać fałszywie na moje imię. Byłoby to zbezczeszczenie imienia Boga twego (Kpł 19,12). Krzywoprzysięstwo jest ciężkim przewinieniem.

Katecheza młodych cz.84.

–      W jednej książeczce katolickiej pochodzenia włoskiego są takie rozdziały: Jezus potępia ludzi o złych intencjach (s. 121); Jezus potępia rozwody (s. 123). Czy słowo potępia  jest słuszne?[1]

–      Przypuszczam, że wynika to ze złego tłumaczenia. Niestety nie widziałem oryginału. Słowo potępienie nie licuje z Jezusem Chrystusem pełnego miłości do każdego. Potępienie coś zamyka, dotyczy czegoś, co jest pozbawione nadziei. Jezus nigdy nie pozostawia człowieka bez możliwości naprawy. Pierwszy rozdział dotyczy szóstego przykazania: Nie cudzołóż. Jezus podkreśla, że mniej ważna jest materia grzechu, co zamiary człowieka. Dlatego napisane jest: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa (Mt 5,28). Akty seksualne są różnie interpretowane. Zmieniające się czasy zmieniają na nią optykę. Za tym wszystkim kryje się jednak wewnętrzna intencja. Jeżeli jest dobra, to może nie być nawet grzechu. Jeżeli jest zła, grzech jest pewny.

–      Zaciekawiasz mnie tą niegrzesznością aktu seksualnego.

–      No i proszę. Uderz w stół a nożyce się odezwą. Na tym poziomie katechezy nie chcę rozwijać tego tematu.

–      Dlaczego?

–      Bo przykładowo inaczej rzeczy się mają, gdy akty seksualne uprawiają młodzi, a zupełnie inaczej, gdy np. decydują się na nie osoby dorosłe, np. wdowiec i wdowa. Sprawy dorosłych są jeszcze daleko od ciebie.

–      Jak skomentujesz drugi tytuł?

–      Czasy tak bardzo się zmieniły, że pogląd Jezusa trąca myszką. Dawniej życie seksualne w małżeństwie było wielkim tabu. Zdrada małżeńska była traktowana jak rozpusta i nierząd. Dzisiaj bardziej uważa się za skok w bok, bez większego znaczenia. Zazdrość była rzeczą chorobliwą i niekiedy przynosiła wiele złego, a nawet rozwalała więzy małżeńskie. Jezus dopuszcza rozwody, gdy jedno z małżonków dopuszcza się nierządu: Każdy, kto oddala swoją żonę – poza wypadkiem nierządu (Mt 5,31). Takie przyzwolenie rujnuje czasem małżeństwo, nie bacząc na dzieci, które pozbawione zostają matki lub ojca. Na zdradę trzeba popatrzeć w inny sposób. Przede wszystkim, czy zdrada nie jest prowokowana przez niechęć współmałżonka do pożycia seksualnego. Czy zdrada ma charakter zaangażowania uczuciowego. Sprawy te są niekiedy skomplikowane i nie miejsce tu na ich analizę. Ważna jest świadomość zaistniałej sytuacji. Grzech rodzi się w umyśle, gdy jest zła intencja. Czasami zdrada jest wynikiem rozpaczy. Tylko zdradzający wie, czy dopuścił się grzechu.


[1] Il Vaangelo di Gesu (Ewangelia Jezusa) Editions du Dialoque Paris 1984.

Katecheza młodych cz.83.

–      Oprócz 8 błogosławieństw w ewangeliach jest wiele pouczeń Jezusa.

–      Tak, i to jakich! Warto zatrzymać się na kilku z nich i skomentować. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. (Mt 5,22). Przysłowie, że z rodziną dobrze wychodzi się na fotografii skądś się wzięło. Z powszechnego zjawiska rywalizacji pomiędzy siostrami i braćmi. Sprawy pogarszają współmałżonkowie rodzeństwa. Komentarze i docinki nastawiają rodzeństwo wrogo do siebie. Bardzo często zamiast atmosfery łączącej, integrującej rodzinę, powstaje pole bitewne wzajemnych animozji. Bardzo często konflikt nie jest w materii sporu, ale w komentarzach  i w plotkowaniu. Nie należy używać inwektyw i obraźliwych słów. One bolą, bo w odczuciu nie są prawdziwe. A kto by rzekł swemu bratu: Raka, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: “Bezbożniku”, podlega karze piekła ognistego (tamże). Takie konflikty w gruncie rzeczy łatwo jest zażegnywać. Trzeba tylko dobrych chęci z obu stron. Najlepiej jest powstrzymać języki. Na sprawy braci i sióstr popatrzeć ich oczami. Otoczyć rodzeństwo życzliwością i miłością. Tak niewiele potrzeba. Znam przypadki, że dwie siostry nie rozmawiają ze sobą już 40 lat, bo jedna z nich poczuła się urażona komentarzem drugiej. Jeżeli w błahych sprawach nie umie się przebaczać, to co dopiero w sprawach trudniejszych? Gniew jest zjawiskiem normalnym, ale gdy trwa za długo podlega osądowi. Nawet mały katar, gdy długo trwa, może przerodzić się w ciężkie schorzenie.  Jezus przestrzega, że mały konflikt może przerodzić się w ciężkie przewinienie. Naprawdę nie warto.

–      Jak radzić sobie z pożądliwością ciała?

–      Nie prowokować własnego ciała, bo w gruncie rzeczy jest to zgoda na cierpienie. Pożądliwość na początku jest atrakcyjne. Doprowadzona do niebezpiecznej granicy może być przyczyną nawet przestępstwa (gwałt). Od pożądliwości trudno jest uciec. Ona przychodzi często z przypadkowych zdarzeń. Jest też motorem zainteresowań obu płci i to jest normalne. Pożądliwość prowokowana, podsycana niezdrową wyobraźnią  staje się groźna. Ponieważ od pożądliwości nie da się uciec całkowicie, trzeba ją mądrze zagospodarować i ukierunkować.

–      No właśnie, ale jak?

Myślałem, że to ci wystarczy. Problem jest często złożony. Istnieją różne zapotrzebowania. Niektórzy „płoną” już na samą myśl erotyczną. Dla niektórych to sprawy bez znaczenia. Każdy ma inny problem. Każdy potrzebuje własnej terapii. Trudno jest mi ten temat rozwijać. Łatwiej mówić na temat konkretnego przypadku. Każdy człowiek powinien uruchamiać rozum na tyle silnie, na ile silny jest problem. Nie trzeba używać od razu hamulców, ale gdy problem zaczyna galopować. Trzeba wyprzedzać zagrożenia z tym związane. Trzeba mieć wyczucie na ile pożądliwość sprawia przyjemność, a kiedy staje się natrętna, burząca spokój i rozwala wewnętrzne uporządkowanie. Blokowanie na siłę pożądliwości jest również szkodliwe. Ciało potrzebuje rozładowania napięć. To są  procesy naturalne, wręcz wegetatywne. Nie należy z nimi walczyć, ale łagodzić. Warto też mieć w zanadrzu takie zajęcia, które pomagają w ich rozładowaniu. Mam na myśli ruch, sport, ćwiczenia gimnastyczne. Nie zalecam używek, które tylko pozornie rozładowują napięcia. Powracają one czasem z jeszcze większą siłą.

Katecheza młodych cz.82.

–      Trochę mi ulżyło. Świadomość, że uczestniczy się w czymś nowym jest mobilizujące.

–      Tak moje dziecko. Od młodych wiele zależy. To oni tworzą ramy nowego.

–      No, ale ty, nie gniewaj się,  jesteś stary.

–      Moje prace to jedynie jaskółka zapowiadająca, to zaczyn, który musi być dopiero użyty do merytorycznych poważnych, naukowych opracowań. Na początku XX wieku mówiono, że filozofia jest już nauką skończoną, i już nic nowego człowiek w niej nie wymyśli, a tymczasem zmiana definicji materii[1] powoduje, że trzeba od nowa zająć się ontologią (nauką o bytach). Tak poważna zmiana wymaga kolejnych zmian i redefinicji. Dla młodych to pole do popisu. Już dzisiaj na studiach teologicznych zastrzega się, że będą wykłady z ontologii Arystotelesa. Świadczy to, że do dnia dzisiejszego powstało wiele ontologii. Jeżeli wiele, to która jest prawdziwsza?

–      Teraz zaczynam rozumieć twoje niecodzienne podejście do Pisma świętego.

Jesteś inteligentna. Wieloletnie studia Pisma świętego przekonały mnie, że wszystko, co jest na ziemi, służy do ludzkiej obróbki. Bóg stworzył świat, powstrzymuje go w jego istnieniu, otacza go duchową opatrznością, ale wszystko, co fizyczne musi wytworzyć człowiek. Pismo święte jest ludzkim wytworem, mówiące o Bogu. Autorzy będąc pod natchnieniem, mimo woli, wprowadzali tam zamysły Boga. Tak więc Pismo święte jest księgą bardzo pouczającą i wartościową. Nie należy jednak otaczać ją świętością nienaturalną. To księga pomocnicza dla naszej wiary, to wszystko. Do kopii dostawały się zwykłe pomyłki (setki tysięcy mimowolnych i świadomych odmiennych lekcji: według Alberta Pietersmana i Frederika Wisse), ale też i zmiany celowe. Była tłumaczona na różne języki. Treść narażana była na błędy i niedoskonałości tłumaczenia. Czy zwróciłaś uwagę na sformułowanie setki tysięcy? Dla każdego myślącego, jest to wskazówka pouczająca. Chciałbym abyś mi uwierzyła, że moja krytyka spraw religijnych nie wypływa z chęci dokuczenia komukolwiek, ani nie wynika ze złej woli, ani z nienawiści do nikogo. Ja staram się ujawniać prawdę. Każdy może ją przyjąć, albo odrzucić. Sam pozostawiam w sercu gorącą miłość do Kościoła. To, że przedstawiciele kościoła milczą – rozumiem. Nowe pokolenia nie będą mieć z tym kłopotu.


[1]  Istotowo materia nie istnieje jako osobne indywiduum. To zlepek energetyczny, który nabiera własności materii.