86. Dzieci

86. Dzieci

 

 

          Dzieci – najpiękniejsze kwiaty (Oscar Wilde 1854–1900). Radość z poczętego dziecka nie może przysłonić prawdy, że dzieci nie są prywatną własnością. To stworzenia całkowicie autonomiczne. Posiadają wszystko odrębne, w tym własną osobowość. Każdy z nas jest od urodzenia tajemnicą, niepowtarzalną w całym biegu ludzkiej historii. Im szybciej to sobie uświadomimy, tym mniej przeżyjemy rozczarowań jako rodzice. Najpierw ma się dziecko na ręku, potem na kolanach, a w końcu na plecach (przysłowie japońskie). Oczywiście, przez kilka lat dziecko wymaga stałej obecności dorosłego i opieki. Tak naprawdę charakter człowieka kształtuje się w od 4 do 7 roku życia. W tym okresie dzieci przyswajają język i podstawowy obraz świata. Nadal są egocentryczne i niezdolne do uwzględnienia czyjegoś istnienia. Uważam, że wychowywanie winno się zacząć od pierwszego dnia przyjścia na świat. W okresie od siedmiu lat do wieku dojrzewania dzieci uczą się liczyć, utrzymywać rzeczy w porządku i myśleć koncepcyjnie. Nie bardzo są zdolne do myślenia abstrakcyjnego. KPK kan. 97 § 2 określa: Małoletni, przed ukończeniem siódmego roku życia, nazywa się dzieckiem i uważany jest za nie posiadającego używania rozumu. Dopiero od dwunastego roku życia zaczyna się okres dojrzałych form myślenia. Kiedy okres heteronomiczny (który kształtuje się pod wpływem środowiska, podlegania normom, prawom rodziców) się kończy i zaczyna autonomiczny (kierowanie się wyłącznie własną wolą, u E. Kanta imperatyw kategoryczny), możemy tylko przemawiać do sumień dzieci i modlić się o Bożą opiekę. Słowa uczą, przykłady pociągają (sentencja łacińska). Nie należy dzieci za wcześnie obarczać problemami życia dorosłego. Należy pamiętać, że nieznane nie nęci.  Jeżeli uważacie, że odnosicie sukcesy pedagogiczne, to przeanalizujcie jeszcze raz swoje postępowanie. Może okazać się, że rezultaty są doraźne, a konsekwencje po latach groźne.

          Rodzice winni wzbudzić u dziecka zaufanie do siebie. Nie można tego uczynić siłą, o to trzeba się postarać, zasłużyć.

          Nie ma uniwersalnego sposobu na wychowanie dzieci. Nic tu nie wymyślę. Powiem jednak, co uważam za pożyteczne. Trzeba wiedzieć, że dziecko rozumuje inaczej niż dorośli. Stopniowo odchodzi od typowego dla pewnego wieku „magicznego” sposobu rozumowania. Ta zmiana przebiega etapami. Jean Piaget (1896–1980) określił to jako model asymilacji – adaptacji. Przez zobaczenie i dotknięcie – niemowlęta i dzieci budują stopniowo umysłowy obraz świata i zachodzących w nim procesów.

          Wiele cennych wskazówek wychowawczych przekazał nam Jan Jakub Rousseau (1712–1778) w swoim poemacie dydaktycznym Emil, czyli o wychowaniu (1762).  Przede wszystkim odrzucał środki do urabiania dziecka, do realizowania celów i ideałów narzuconych z zewnątrz. Program wychowawczy odnosił do człowieka w ogóle, wykluczając wszelkie podziały polityczne, narodowościowe, klasowe, zawodowe. Pisał: Ponieważ w porządku naturalnym wszyscy ludzie są równi, powszechnym ich powołaniem jest stan człowieczeństwa… Żyć – oto zawód, którego chcę nauczyć. Wychodząc z mych rąk, nie będzie on, przyznaję, ani urzędnikiem, ani żołnierzem, ani księdzem, będzie najpierw człowiekiem, czemkolwiek człowiekowi być wypadnie, tem będzie umiał być w potrzebie; los może go ruszać z jednego stanowiska, on zawsze znajdzie się na właściwem… (S. Kot, Historia wychowania).   

          Od pierwszego dnia należy traktować dzieci poważnie. Należy je traktować jak równoprawnych partnerów. Tak traktował dzieci Janusz Korczak. Żadne „ciuciuciu” – to jest nienaturalne. Zawsze należy podchodzić do dziecka z pogodną miną (dziecko uzna to za odruch naturalny i też tak będzie postępować). Metodę tę stosuję od lat i zawsze była ona skuteczna i przynosiła owoce. Generalnie dzieci nie boją się mojej obecności. Problemy dzieci mają dla nich taką samą wagę, jak u dorosłych. Nie wolno je zbywać. Łzy dzieci są zawsze autentyczne. Ne puero gladium (łac. nie dawaj dziecku miecza). Wychowując należy uwzględniać wrodzone predyspozycje dziecka (pajdocentryzm). Nie ma lepszego wychowania, jak przykłady własnego postępowania. Dzieci naśladują rodziców dosłownie. Tragedią jest, gdy są różne stanowiska rodziców. Niestety przeważnie przegrywa ten, kto chce mądrzej i lepiej, bo jest to trudniejsze. Jak w ekonomii słaby pieniądz wypiera mocniejszy, tak i w wychowaniu rzeczy łatwiejsze, lżejsze są atrakcyjniejsze dla młodych niż wymagające pracy, rezygnacji itp. Nie trać nigdy cierpliwości – to jest ostatni klucz, który otwiera drzwi (Antoine de Saint-Exupéry 1900–1944); Większy ból niż ukąszenie węża daje niewdzięczność dziecka (William Shakespeare); Ile jesteś dłużny swoim rodzicom, wiesz dopiero wtedy, kiedy sam masz dziecko (przysłowie japońskie); Zachowanie się dzieci jest ogromnie interesujące dla człowieka, który umie patrzeć i rozumieć. Widzi otwartą i niezafałszowaną księgę natury (Adolf Knigge 1752–1796). Seksualność należy traktować jako zwykłą rzecz. Nie wolno tematu wywoływać przedwcześnie. Jeżeli już tak się stanie, przejść nad tym do porządku dziennego. Nie wykazywać zdziwienia ani emocji. Traktować temat seksu tak samo jak temat hodowania kwiatków. Nigdy nie przytulać się do dziecka, jeżeli ono nie okazuje takiej potrzeby. Po prostu przeczekać. Żeby zatańczyć z własną córką, musiałem czekać ponad 18 lat. Prawdopodobnie działała „chemia”, z którą dziecko nie umiało sobie poradzić. Odruchy sprzeciwu były instynktowne. Freud udowodnił, że popędy płciowe występują także u dzieci (kompleksy Elektry, Edypa). Moja ukochana wnuczka pozwala całować się tylko we włosy. Zawsze to szanowałem. Po każdym pocałunku innych osób wycierała się mniej czy bardziej dyskretnie. I to przeżyłem. Dziecko rozdrażnione przeżywa to mocniej niż dorosły, bo czuje w sobie niemoc wobec dorosłych. Nie należy dolewać oliwy do ognia (przysłowie).

          Od samego początku należy u dziecka wydobywać pokłady religijne, które w nim drzemią w sposób naturalny (dar pragnienia i poszukiwania Boga). Należy uwrażliwiać dziecko na sacrum  w sposób najzwyklejszy, z pominięciem katechetycznej nieprawdy. Prawda pozbawiona nieprawdziwych i infantylnych ozdobników jest najpiękniejsza sama w sobie. Trzeba o Bogu mówić, że jest samym Istnieniem bez substratu materialnego. Unikać wszelkich antropologizmów, bo z tego tworzą się fałszywe obrazy Boga. Akcentować rolę Jezusa jako ludzki obraz Boga. Jezusa stawiać za przykład człowieka, który jest Bogu miły. Zachęcam (ze względu na moje przekonania) do właściwego przedstawiania bytów duchowych (anioły, szatan) jako pojęcia konceptualne, obrazowe. Bezwzględnie unikać stwierdzenia, że Bóg kogokolwiek karze. Religia powinna być radosna. Grzechy przedstawiać jako coś, co jest Bogu niemiłe i że nie należy Go zasmucać. Miłością rozwiązywać wszelkie problemy. Unikać straszenia i karania. Mały człowiek powinien mieć oparcie w Bogu, a nie srogiego nauczyciela.

85. Obfitość darów

85. Obfitość darów

 

 

          Ja przyszedłem po to, aby owce miały życie i miały je w obfitości (J 10,10). Jeśli nie postępujesz tak, jak wierzysz, zaczynasz wierzyć tak, jak postępujesz, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę – to właśnie czynię (Rz 7,15). Należy patrzeć z ufnością w nieznaną przyszłość, nawet jeśli rysuje się ona w ciemnych barwach. Dewizą Jana XXIII było: być zawsze zajętym i nigdy się nie spieszyć.

          Orygenes mawiał, że dla chrześcijanina każdy dzień powinien być świętem. Carpe diem (łac. chwytaj dzień) korzystaj z każdego dnia; nie marnuj mijających chwil. Jedzmy, pijmy, cieszmy się ! Ze śmiercią wszystko się kończy (na grobowcu Sardanapala). Bóg wszystko nam dał, aby człowiek był szczęśliwy, pogodny, cieszył się życiem i przez to chwalił Boga. Jemy po to, aby żyć, a nie żyjemy po to, aby jeść (Marek Kwintylian, I wiek po Chr), to prawda, ale możemy jeść, żeby żyć i jeszcze  rozkoszować się. Wino rozwesela serce człowieka: Chodźcie, nasyćcie się moim chlebem, pijcie wino, które zmieszałam, odrzućcie głupotę i żyjcie,  chodźcie drogą rozwagi! (Prz 9,5–6). Nie namawiam do pijaństwa, ale do umiaru: nie upijajcie się winem, bo to jest [przyczyną] rozwiązłości (Ef 5,18). Bóg zadbał w Kanie Galilejskiej, aby nie zabrakło wina na weselu. Wstrzemięźliwość jest dobra, jeżeli wynika z jakieś intencji lub wyższej konieczności. Pogardzanie winem, zabawami, rozkoszami jest wyrazem smutnego wnętrza. Nie pozbawiaj się dobra dzisiejszego,  a przedmiot szlachetnego pożądania niech cię nie mija! […] Dawaj, bierz i staraj się o rozrywki dla siebie, albowiem w Szeolu na próżno szukać przyjemności (Syr 14,14–16); Zapraszali też swoje trzy siostry, by jadły i piły z nimi (Hi 1,4). Boże, jak najdalej od smutasów!       

          Jeżeli musisz zgrzeszyć (mam na myśli grzechy wynikające np. z wyboru między złem a złem), zaufaj Bogu i nie rozpaczaj. On odkupił nasze grzechy własną krwią. Jeżeli rozpaczasz za długo lub za długo nękają cię wyrzuty sumienia (za czyny, z którymi się rozliczyłeś w swoim sumieniu lub nie można zawrócić biegu wydarzeń), nie jest dobrze z Twoją relacją do Boga. Tylko Bóg widzi obiektywnie wielkość twojej winy. Zamiast rozpaczać i gnębić swoje otoczenie swoją postawą, należy z ufnością zwrócić się ku Bożemu Miłosierdziu. Dopóki się oddycha, nie należy tracić nadziei (łac. dum spiro, spero). Chętnych los prowadzi, niechętnych wlecze (Seneka). Pewien kapitan statku, codziennie rano, przyjmował Eucharystię, a za dnia niesamowicie przeklinał. Załogę drażniło takie zachowanie kapitana. Zadała mu więc pytanie. Panie kapitanie jak to pogodzić? Przyjmuje pan codziennie Eucharystię, a przy tym klnie pan jak „szewc”. Kapitan im odpowiedział: a co by było, gdybym Jej nie przyjmował?

          Jeżeli z jakiś powodów nie możesz przyjmować sakramentu Eucharystii, pamiętaj, że równie ważna jest komunia pragnienia (duchowa) wyrażona modlitewną prośbą, wypływającą z miłości do Boga. Jest ona wielką szansą dla tych spragnionych. Na pewno przyspiesza pełne pojednanie z Bogiem. Komunia duchowa może być ponawiana w każdej chwili i dowolną ilość razy. Kościół sankcjonuje też pragnienie chrztu w przypadkach niemożności jej udzielenia (np. dziecko ginie w drodze na chrzest). Samo pragnienie skutkuje sakramentem.

          Praca sama w sobie winna być przyjemnością (Marcus Maniliusz, I wiek po Chr.). Niekiedy jest rodzajem modlitwy. Dewizą św. Benedykta z Nursji (ok. 480–547) było: Ora et labora (łac. módl się i pracuj). Praca wszystko przezwycięża (Wergiliusz, 70–19 przed Chr.). Należy mieć pogląd, że świat jest najlepszy z możliwych i racjonalnie urządzony, a życie jest dobre, można więc osiągnąć w nim szczęście i doskonałość moralną.

          Zwycięstwo w rzeczach błahych jest głupie, gdyż przysparza tylko wroga na długie lata. Roztropny kompromis jest wartościowszy niż nieroztropne zwycięstwo. Nie należy szukać igły w stogu siana (przysłowie). Ciągle należy weryfikować swoje postępowanie chcąc iść do przodu. Jedynie człowiek, który jest zdolny przezwyciężyć lęk staje się osobą autentyczną. Największą władzą jest panowanie nad sobą (Seneka Młodszy 4 przed Chr.–65 po Chr.).

          W islamie dopuszczalne jest zwolnienie od trzymania się przepisów religijnych w sytuacji przymusu lub zagrożenia, dozwalające w krańcowych przypadkach na pozorne wyparcie się wiary (ketman). W średniowieczu portugalscy i hiszpańscy Żydzi (marrani) przyjmowali chrzest w celu uniknięcia prześladowań religijnych, pozostając w ukryciu przy dawnej wierze. Pozostawiam to do oceny czytelników.

          Obecnie obserwuje się znaczny spadek duchowości człowieka. Można zauważyć to nie tylko u zwykłych ludzi, ale i we wspólnotach wyznaniowych protestantyzmu, anglikanizmu czy judaizmu. D. Bonhoeffer (zamordowany w obozie hitlerowskim 8.04.1943 r.) uważał, że klasyczna teologia protestancka doprowadzi do całkowitego wyparcia idei Boga z życia pod wszelką postacią. Sekularyzm, laicyzm powoli rugują Boga ze wszystkich dziedzin życia. Wszystko sprowadzają do norm etycznych. Przykładem wojującego ateizmu jest książka Richarda Dawkinsa Bóg urojony wydana przez Wydawnictwo CIS Warszawa w 2007 roku. „Dzieło” pełne inwektyw pod adresem Boga, autorów Biblii oraz wszystkich ludzi wierzących: Bóg Starego Testamentu jest […] zawistny, […] to złośliwy tyran (str. 57). Dla człowieka głęboko wierzącego w Istotę Stwórczą jest to bardzo bolesne. Chciałoby się krzyczeć. Nawróćcie się i wierzcie w Ewangelię!

          Jestem wdzięczny ks. prof. J. Kudasiewiczowi za słowa (z wywiadu z panią Olgą Błaszczak przeprowadzonego w 1999 r.), którymi potwierdza moje przekonania: Jakże często słyszy się wyznanie starego już i doświadczonego człowieka: «Obraziłem Bozię następującymi grzechami». Wpojono mu w dzieciństwie błędny, infantylny obraz Boga i nie potrafi się z tego wyzwolić. Przez całe życie niesie okaleczony obraz Boga. Często winę za to ponosi katecheza dziecięca. Katechetka, chcąc być zrozumiałą przez małe dzieci, mówi językiem infantylnym; wszystko jest zdrobniałe. To wielki błąd. O wielkim i świętym Bogu trzeba mówić prosto, obrazowo, ale nie infantylnie. W dalszej części wywiadu pisze, że Bóg nie jest tyranem, ale Miłością. Jednostronny obraz Boga-tyrana jest błędny i niebezpieczny psychologicznie: formuje jednostronną pobożność. Stoi zatem przed teologami wielkie zadanie zharmonizowania pieśni, śpiewanych w kościołach, z pełną wizją Boga. Wiara musi być żywym zdarzeniem, a nie skamieliną przyjętych założeń. Pobożność jest niezwykle ważna, ale rozumu nie zastąpi (ks. J. Tischner).

          Obecnie żyjemy w okresie swoistej apokalipsy. Zapowiadany jest koniec świata z dokładną datą. Straszy się ludzi wielkimi kryzysami, pandemiami, katastrofami czy kataklizmami. Nic jednak nie mówi się o nadziei, którą powinniśmy skierować ku naszemu Ojcu. Jeżeli zbliża się Odkupienie, to powinniśmy nabrać ducha, podnieść głowy i przywitać z radością naszego Zbawcę. Przecież śmierć jest wypełnieniem życia.

          Kościół, dla wielu ludzi, przestaje być manifestacją i narzędziem obecności Boga w świecie, a przecież posiada mistyczny urok, potrafi zachwycić i wzruszać. Kto kocha Chrystusa, kocha Kościół i pragnie, aby Kościół coraz bardziej był wyrazem i narzędziem miłości, która od Niego emanuje (papież Benedykt XVI w encyklice Deus caritas est).

          Wiele jest osób, zresztą pełnych dobrej woli i etycznie poprawnych, którzy nie potrafią wyjść z raz wytyczonego przez siebie toru myślowego. Jak powiedział Sir Peter Medawar, biolog-noblista, wizja naukowców jako chłodnych, logicznych, analizujących wszystko i wolnych od błędów to «po prostu poza, którą przybieramy na potrzeby publicznych wystąpień». Żadne argumenty, nawet podparte wiedzą naukową nie są w stanie sprowokować ich do przemyślenia wszystkiego jeszcze raz od początku. Wykopali wokół siebie niesamowitą przepaść. Zamknęli się na Prawdę Objawioną. Przypomina mi się postawa Nikodema w rozmowie z Jezusem. Jest on zadziwiony nową nauką. Nie wszystko pojmuje, choć jest osobą myślącą. Nikodem już się więcej nie odezwie. On jednak, przychodząc do Jezusa, wyraził przynajmniej wolę rozmowy. Po śmierci Jezusa: Przybył również i Nikodem,[…] i przyniósł około stu funtów mieszaniny mirry i aloesu (J 19,39). Można przypuszczać, że tym gestem wyraził swą aprobatę i szacunek nauce Nauczyciela.

          Bardzo często obserwuję ludzi, którzy z lęku przed Bogiem, grzechem, karą Bożą świadomie wybierają działania kultowe kosztem uczynków wobec innych. Bóg stworzył ludzi dla siebie,  chce na wieki związać się z nami miłością. Czeka na nas w czasach eschatologicznych. W międzyczasie przychodzi człowiekowi żyć na ziemi z całą niedoskonałością stworzenia. Ten czas jest potrzebny, aby człowiek stał się godny Bożej obietnicy. Jak piszę wcześniej, człowiek stał się kustoszem planety, a być może i całego świata. Ma on obowiązki wobec współbraci. Jest związany życiem społecznym. Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego (Ga 5,13) jest też imperatywem moralnych. Jak powinien postąpić człowiek, gdy przychodzi mu wybierać w danej chwili, między uczynkami względem współbraci, a adoracją Boga? Otóż jestem zdania, że powinien wybierać najpierw dobro drugiego człowieka. Bóg wie o takiej potrzebie i nie uzurpuje sobie pierwszeństwa. Taki dylemat wyboru miała np. św. Faustyna. Bóg w objawieniu prywatnym nakazał czynić jej dokładnie to, co polecił jej spowiednik. Ona modląc się powiedziała: A choć Cię kocham ponad istnienie swoje i wiem, że Ty jest Pan i Bóg mój, który obcujesz ze mną, to jednak ponad wszystko jestem posłuszna spowiednikowi.  Podobnie zdarzało się to św. Teresie z Awila: Ile razy zdarzyło się, że Pan mi dał jaki rozkaz na modlitwie, a spowiednik potem przykazał mi rzecz przeciwną, Pan zawsze zalecał mi, bym słuchała spowiednika (Księga Życia).

          Słowa Jezusa: Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga (Mt 22,21) są sygnałem, że człowiek, mając wolną wolę musi sam dokonywać wyboru. Dawid był człowiekiem wiary, pobożności, ale nie był fanatykiem. Gdy zaszła taka potrzeba, nakazał spożyć chleb ofiarny przez głodnych żołnierzy. Jezus nawiąże do tego wydarzenia, aby usprawiedliwić zachowanie swych głodnych uczniów, którzy w szabat zrywali i łuskali kłosy: Jezus powiedział: Nie czytaliście, co uczynił Dawid, gdy był głodny, on i jego towarzysze? Jak wszedł do domu Bożego i jadł chleby pokładne, których nie było wolno jeść jemu ani jego towarzyszom, tylko samym kapłanom (Mt 12,3–4). Bóg nie trzyma się sztywnych przepisów. Chrystus odwołuje się do tego wydarzenia (Mt 12,3n), tłumacząc prawdziwą wartość przepisów prawa. Mają one służyć dobru człowieka, a nie bezdusznie go sobie podporządkowywać. Człowiek musi posługiwać się rozumem: Miejcie odwagę posługiwać się rozumem (E. Kant). Bóg wymaga od nas rozsądku, a nie ślepej wiary (dewotyzm).

          Nasza bojaźń Boża winna wypływać z naszej miłości do Niego. Bojaźń to lęk, aby Bogu nie sprawić „przykrości”. To rodzaj naszej czci wobec Boga i Jego Majestatu. Objawia się w respektowaniu Jego woli i przyswajaniu sobie Jego nakazów: rzekł Pan do mnie: «Zgromadź Mi naród, niech usłyszą me słowa, aby się nauczyli Mnie bać przez wszystkie dni życia na ziemi i nauczyli tego swoich synów»  (Pwt 4,10).

 

Choroba jest to zaburzenie normalnego funkcjonowania organizmu. Trzeba przyjąć, że jest to zjawisko normalne w życiu ludzkim. Należy podchodzić do chorób bez większego wydźwięku psychicznego. Jakub z Paradyża (ok. 1380–1464) uważał, że istnieje ścisły związek duszy z ciałem; w trakcie choroby ciała dusza nie jest w stanie spełniać właściwych sobie aktów.  Choroby to stały element egzystencji człowieka. Jeżeli już się pojawi, należy pomóc organizmowi usunąć przyczynę i skutki choroby. Mając odpowiednią wiedzę, należy stosować profilaktykę. Przyczyną chorób jest utrata homeostazy (równowagi biologicznej) organizmu. Organizm ma problem z samoobroną. Jak wiadomo, nie leki leczą lecz organizm ludzki. Przez leki jedynie pomagamy organizmowi. Moim zdaniem przyczyną większości chorób jest brak dostatecznej ilości pierwiastków, które budują układ immunologiczny (odpornościowy). Najlepszym zabezpie-czeniem odpowiedniej ilości pierwiastków jest spożywanie urozmaiconego pokarmu w takich  w ilościach, aby zawsze od stołu odchodzić z lekkim niedosytem. Wszystkie lansowane diety mają skutki uboczne. Natomiast umiar w jedzeniu (wszystkiego) jest najlepszą dietą i profilaktyką przed chorobami. Ciężka choroba, która jest złem, przynosi czasem owoce udoskonalenia swojego życia, moralności i powrotu do wiary i Boga. Niejednokrotnie staje się potencjalnym źródłem postępu. Zmusza chorego i jego środowisko do inwencji, wynalazczości, szukania nowych, nietypowych rozwiązań.   Choroba ma też wydźwięk społeczny i jest bodźcem do opieki i okazywania miłości człowiekowi choremu.

          Można zaobserwować, że niektórzy chorzy sami nie chcą wyzdrowieć, bo w chorobie czują się dobrze. Oczekują współczucia, ulg i opieki. Leczenie wymaga zabiegów (operacji), czasami bólu i wyrzeczeń. Niekiedy szkoda pieniędzy na leczenie chorego ojca czy matki, bo są już starzy.

          Wrodzone kalectwo nie należy traktować jako skutek grzechu: <Jezus> przechodząc obok ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od urodzenia. Uczniowie Jego zadali Mu pytanie: «Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym – on czy jego rodzice?» Jezus odpowiedział: «Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale [stało się tak], aby się na nim objawiły sprawy Boże (J 9,1–3). Być może przyczyna była jednoznaczna i podyktowana trudami życia. Bóg jedynie dopuszczał kalectwo nie  determinując życia człowieka. Wierzę, że w takich przypadkach Bóg „cierpi” razem z kaleką. Pokornie trzeba uznać, że kryje się w tym jakaś tajemnica Boga, której do końca zrozumieć nie można: Najpiękniejszym, co możemy odkryć, jest tajemniczość A. Einstein).

84. Życie wieczne

84. Życie wieczne

 

 

          Życia wiecznego nie należy rozumieć jako nagrody za dobre czyny (to nie handel). My mamy być związani z Bogiem miłością rodzicielską. Życie wieczne to dar przebóstwienia. Będziemy z Bogiem zjednoczeni Jego naturą.

          Jak żyć, aby nie przegapić tego, co jest nam dane i dostępne, a zarazem pozostać pod opieką łaski Bożej? Jak żyć gdy dobro jest trudne do zdobycia, a zło trudne do uniknięcia? Życie jest zbyt skomplikowane i różnorodne. Nie ma jednej drogi życiowej. Każdy człowiek ma swoją historię. Posiada swoje różne talenty i słabości. Inne ma też potrzeby egzystencjalne. Każdy musi wybierać własny sposób na życie. Zbyt proste byłoby, gdyby można było zajrzeć do podręcznika (Biblii, etyki) i odczytać reguły postępowania. Na pytanie, jak żyć stoicy mówili: żyj tak, abyś mógł zawsze bez żalu rozstać się z życiem. Epikurejczycy zaś: żyj przyjemnie albo żyj pełnią życia. Arystotelik (zwolennik arystotelizmu, perypatetyk): Żyj tak, aby w pełni zrealizować swoje możliwości.              

          Podstawą postępowania jest prawo naturalne, które każdy człowiek posiada w sobie od urodzenia. Co prawda jest ono czasem głęboko ukryte, ale jest. W prawie naturalnym ukryte są prawa boskie do uczestnictwa człowieka w życiu wiecznym. Te prawa powinniśmy odkrywać. One nie zawsze nam się jawią w pełni. Nie zawsze człowiek jest dojrzały do poznania danej prawdy. Stosunek do prawdy (prawa naturalnego) może być też wypaczony lub uśpiony przez grzech. Skłonność do zła może być także wmontowana w nasz genotyp, choć żaden człowiek do zła nie jest zdeterminowany. Prawo pozytywne to prawo objawione w Piśmie świętym oraz prawa ustanowione przez człowieka. U ludzi wierzących podstawą zachowania winna być nauka ujmowana w świetle Objawienia Bożego (moralność teonomiczna – pochodząca od Boga). Ludzie niewierzący winni postępować według moralności humanistycznej. Humanistyka jest doktryną, w której akcentuje się godność człowieka. Godność człowieka jest podstawą osoby ludzkiej. Człowiek nie traci swojej godności nawet wtedy, gdy błądzi: i na słońcu są plamy (przysłowie). Dla Mohandasa Gandhiego (1869–1948) każdy człowiek, także przeciwnik w walce czy nawet złoczyńca, był dla niego bliźnim. M. Gandhi wykluczał też stosowanie odwetu; głosił, że należy szanować godność przeciwnika, sprawiedliwie przyznawać mu cechy pozytywne, nie oceniając go surowiej ani nie wymagając od niego więcej niż od siebie oraz nie posądzając z góry o złe intencje.

          Nie poznalibyśmy dobra, gdyby nie było zła. Dobro i zło nie są właściwościami samej rzeczy, ale są tworami umysłu (Dawid Hume 1711–1776). Celem człowieka jest osiągnięcie szczęścia. Wartości moralne muszą być przyjęte od wewnątrz, nie mogą być narzucone siłą.

          Człowiek nie decyduje o tym, co jest dobrem, a co złem. We własnym sumieniu każdy winien rozpatrzyć, czy przyjmie i zaakceptuje dobro czy je odrzuci. Najszlachetniejszy kamień jest ten, który wszystkie inne kraje, a siebie zarysować nie daje – najszlachetniejsze serce jest to właśnie, które da się skaleczyć, niż samo zadraśnie (Adam Asnyk 1838–1897). Zbyt wielka pokora jest pół-pychą (przysłowie żydowskie). Poznaj swoją wartość i zacznij się doceniać (autor nieznany).

          Godność przysługuje również instytucjom, np. kościołom wschodnim, protestanckim jak również rzeczom martwym, jeżeli służą człowiekowi, np. świątynie.

          Ważną rzeczą jest społeczne i kulturowe życie ludzi. Kultura jest wielkim językiem wytworzonym przez człowieka. Kształtuje ona jego zamierzenia i pragnienia. Człowiek dopełnia się przez rozwijanie kultury. W kulturze ciągle przewija się pytanie o Boga, o Absolut społeczny, o Transcendencję społeczną. Kultura jest bardzo pożytecznym instrumentem rozwoju duchowego. Bardzo rozwija poszczególną jednostkę, ale też i całe społeczności. Kieruje społeczność doczesną ku transcendencji.

          Jezus wiedział, że Kościół wprowadzi dni postne:  Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy, w ów dzień, będą pościć (Mk 2,20). Bolesław Chrobry kazał wybijać zęby za nieprzestrzeganie postów. Co za czasy! Jeżeli pościsz w piątki – czyń to z całego serca, ale jeżeli jesteś u kogoś w gościnie i częstują cię w piątek mięsem – nie odmawiaj. Nikt nie dał Ci prawa zasmucać gospodarza, który dał Ci to, co uważał za najlepsze. Postem jest powstrzymywanie się nie tylko od potraw mięsnych, ale też powstrzymywanie się od niesprawiedliwości i niepełnienia aktów miłosierdzia.

          Ludziom potrzebne są: „chleb i igrzyska”: po dostarczeniu chleba konieczne jest wywołanie sensacji. Zaspokojenie samych potrzeb fizycznych nie wystarcza człowiekowi. Kto nie dopuszcza Boga do świata i do człowieka, musi dostarczyć podniecających wrażeń, których działanie zastępuje i wypiera wzruszenia religijne.

          Ileż to pracy wkłada człowiek, aby stworzyć, naprawić (przez operacje plastyczne) swój własny wizerunek, który jest najczęściej pozą i nie ma w nim autentycznej prawdy. Człowiek, który nie chce całe życie narzekać, powinien afirmować siebie, swój wygląd, charakter. Taki Boże jestem, jakim mnie stworzyłeś i nic na to nie poradzę. Mam mniej, niż się spodziewałem, ale może więcej oczekiwałem, niż się należało (Seneka). Należy siebie polubić. Nie można kochać drugiego człowieka, jeżeli nie potrafi się pokochać własnej osoby. Egoizm bierze początek właśnie z braku miłości do siebie. Człowiek nie może żyć w zgodzie z innymi, dopóki nie nauczy się żyć w zgodzie z samym sobą (Bertrand Russel). Dr Robert H. Felix mówiąc o poczuciu własnej godności twierdził: Musimy nauczyć się ze zrozumieniem bronić własnego ja. Muszę nauczyć się cieszyć z tego, że jestem sobą. Nie mogę chcieć być kimkolwiek innym. Powinienem być tylko sobą. Pamiętam z życia studenckiego, że woleliśmy przebywać w gronie koleżanek mniej powabnych, a wesołych, zwyczajnych niż pięknych, skoncentrowanych jedynie na swojej urodzie (introwertyk). Szkoda, że tak wiele młodych dziewczyn nie zauważa u siebie naturalnego piękna w swojej urodzie. Żeby one wiedziały jak szminki i inne upiększacze przeszkadzają młodym adoratorom. Może jest prawdą, że kobiety podnoszą swoją urodę ze względu na inne kobiety, a niekoniecznie ze względu na mężczyzn? Zresztą, kto zrozumie kobiety? Mnie się to nie udało.

          Przywołam tu słowa Johanna Gottlieba Fichtego, że człowiek poprzez własne działania musi się stać tym, kim powinien oraz tworzyć świat takim, jaki być powinien. Czyn jest w pełni czynem, gdy jest wolny. Najszlachetniejszym zadaniem dla człowieka jest pokonać barierę między «ja» a światem. Jest to nasz ludzki obowiązek, dzięki któremu kroczymy do doskonałości. Szczęście, które dzięki temu odczuwamy jest szczęściem doczesnym.

          Chrystus powierzając talent, obdarza zarazem zaufaniem i oczekuje, że go właściwie się wykorzysta. Ważne jest, co się zrobi z tym darem. Człowiek wiary nie może nie dostrzegać głębszego sensu własnych doświadczeń. Nawet niepowodzenia są bezcennymi skarbami w życiu człowieka. One powinny człowieka wzmacniać.

          Arthur Schopenhauer (1788–1860) doszedł do wniosku, że ludzie mają bezpośredni dostęp do jednego rodzaju bytu rzeczywistego – mianowicie własnego wnętrza, do poczucia własnej woli, czyli przemożnej chęci dążenia w określonym kierunku, który jest uwarunkowany podstawowymi popędami. Popędy te (i co za tym idzie także wola) mają charakter zupełnie irracjonalny i często obracają się przeciw nam. A. Schopenhauer twierdził, że w tej sytuacji jedynym racjonalnym działaniem jest zagłębienie się w sobie, przeanalizowanie własnych popędów, zapanowanie nad nimi i w ten sposób „przekroczenie siebie” i pełne przejęcie kontroli nad własną wolą.

          Każdy człowiek jest niepowtarzalny i niepowtarzalny jest kształt jego życia. Człowiek dojrzały świadomie przeżywa siebie oraz panuje nad swoim życiem. W okresie młodości człowiek często bywa nadpobudliwy i nieostrożny. Ważne jest, aby zapanował nad swoim życiem emocjonalnym. Kto nie chce być ofiarą własnych namiętności, musi je ciągle pokonywać. Człowiek dojrzały czuje się odpowiedzialny za siebie oraz za innych, zwłaszcza za tych, którzy są blisko.

          Postawą krańcową i negatywną jest narcyzm (samo-uwielbienie, stan zakochania się w sobie). Prowadzi on często do wypaczeń i do tragedii (w tym problem sekt, guru). Należy odróżniać samoakceptację od narcyzmu.

          Smutek (pesymizm) u człowieka oznacza brak równowagi psychicznej. Jest on szczególnym przejawem miłości własnej, podcinającym same korzenie wiary, korzenie zawierzenia. Krzyki bywają początkiem wielu dramatów. Pesymizm rodzi się ze zwątpienia, a ono jest produktem małych chałupniczych zabiegów naszego «ja» (Jan Paweł II). Postępuj zawsze tak, abyś mógł przystąpić do stołu Pańskiego. Nie złość się, nie narzekaj, ale rób użytek z rozumu (Baruch Spinoza). Nie stwarzaj sobie nowych problemów, z którymi musiałbyś walczyć (Karol Marks). Chrześcijanina nie powinna nękać obsesja zła, bo ma on żyć w radości Bożej. Każdy z nas ma taką wolność, do jakiej jest zdolny i na jaką zasługuje. Uznanie czy brak akceptacji nie stanowi o prawdziwej wartości człowieka. Długa jest droga przez nakazy, krótka i skuteczna przez przykłady (Seneka 4 rok przed Chr.–65, Listy VI 5). Słowa poruszają, przykłady pociągają. Można wiele powiedzieć, nie mówiąc nic. To, co nowe, nie przychodzi od razu, przebija się z wielkim trudem, wśród dramatów osobistych i społecznych (Glemp, Przegląd Katolicki nr 14). Człowiek o miernej inteligencji jest zawsze przesadnie poważny, nie śmieje się, nie żartuje, nie potrafi się cieszyć byle czym (Jean de la Bruyere). Człowieku, naucz się tańczyć, bo aniołowie w niebie nie będą wiedzieć, co z tobą zrobić (św. Augustyn). Kto jest wewnętrznie dobrze usposobiony i uporządkowany, nie zważa na dziwne i przewrotne ludzkie podstępy (Tomasz à Kempis), Spróbuj zażartować z siebie. Uśmiechnij się do siebie i z siebie. Więcej osiągniesz uśmiechem, niż wyrąbiesz mieczem (William Szekspir). Zachowaj pogodę ducha. Miej swój własny sposób szczęśliwości. Sztuka życia – to cieszyć się małym szczęściem (Phil Bosmans, ur. 1922). Poczucie humoru uczyni wolnym od samego siebie. W życiu chodzi o to, by być trochę niemożliwym (Oscar Wild). Kochaj życie, szanuj innych, śmiej się szczerze. Jeżeli nie umiesz, to najwyższa pora, żeby zastanowić się, po co żyjesz (autor nieznany). Dystans do siebie, do zdarzeń pozwala zbliżyć się do Ewangelii. Przez Ewangelię Bóg umacnia człowieka na drodze jego życia. W każdym momencie człowiek przez Ewangelię może na nowo się narodzić – jako człowiek pogodny. W świetle wiary ważna jest tylko jedna rzeczywistość, z której nie wolno się śmiać – Bóg. Tyle jest możliwości i dróg do Boga, ile jest ludzi. Bo Bóg ma inną drogę dla każdego człowieka (Stefan Wyszyński). Dla przeciwwagi wielu uciążliwości życia niebo ofiarowało człowiekowi trzy rzeczy; nadzieję, sen i śmiech (Immanuel Kant). Jeżeli nadszedł nasz czas, umierajmy mężnie  (1 Mch 9,10).

83. Codzienna egzystencja

83. Codzienna egzystencja

 

 

          Ludzie są różni. Są wśród nas tacy, którzy reprezentują pogląd: Ja się na ten świat nie prosiłem. Może jest Bóg, może nie. Ja Go nie widziałem. Jak patrzę, ile jest tragedii ludzkiej na świecie to nie bardzo mi się chce wierzyć, że Bóg istnieje. Skoro żyję, chcę coś z tego życia mieć. Wieczność jeżeli jest, jest poza zasięgiem mojej wyobraźni. Reprezentują oni  stanowisko konsumpcyjne. Trudno rozmawia się z nimi, choć mogą być oni sami w sobie dobrzy i szlachetni. Żyją zwyczajnie z dnia na dzień. Nie czynią nic specjalnie nagannego. Jedynie miłość, którą na pewno mają, kierują do siebie. Całą uwagę skupiają na swoim najbliższym otoczeniu oraz na sprawach bierzących. Jeżeli nawet wierzą w Boga, to na pewno nie On jest na pierwszym miejscu. Przeważnie takie osoby maja poglądy liberalne, uważają np., że kobiety powinny decydować o aborcji, za nic mając poczęte dziecię. Dla nich to nie jest jeszcze człowiek, to tylko komórki biologiczne. Przysięga Hipokratesa mówi: Nie udzielę żadnej niewieście środka poronnego ich nie dotyczy. Czystość przedmałżeńska to dla nich przeżytek: Czy ja robię coś złego, ja chcę, ona chce, fajnie jest. Nie chodzę do kościoła, bo jest tam nudno, szkoda czasu, zresztą wkurzają mnie klechy, sami źle czynią, a morały prawią. Praca w SB to była przecież służba dla Polski.

          Wobec takich postaw jestem bezradny (ręce mi opadają). Jeżeli człowiek nie zmieni się wewnętrznie, próżne są wszelkie argumenty.

          Można mieć też inną postawę: Jestem wdzięczny, że Bóg mnie powołał do życia. Całą nadzieję pokładam w Nim. Całe moje życie oddaję Jemu. Taka postawa jest ukierunkowana na Stwórcę. Nie człowiek jest w centrum uwagi, ale ktoś z zewnątrz. Osoby takie z miłością wychodzą od siebie, mają wrażliwość na drugą osobę. No cóż, każdy z nas może wybierać własne życie. To, co piszę poniżej, kieruję do zwykłych, wcale nie świętych ludzi.

          Wszystko ma swoje janusowe oblicze (zagadkowe, zmienne; dwuznaczne; dwustronne). Pisarz Michał Choromański mówił, że ze wszystkiego można się wyleczyć (sam wyleczył się z gruźlicy), ale nie z nienawiści. Podoba mi się takie podejście.

          Uważam, że człowiekowi potrzebne jest trochę swobody, szaleństwa, dobrego humoru, które mogą być niezwykłą i zdumiewającą skuteczną bronią (Carl Hiaasen) wobec przeciwieństw losu. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystko jest zdrowe (używki), ale w gruncie rzeczy samo życie w obecnej rzeczywistości  technologicznej jest bardzo niezdrowe. Każde działanie w jakiś sposób przynosi niepożądane skutki uboczne. Przy jeździe samochodem np. ścierają się opony. Z kolei życie za bardzo sterylne, osłabia odporność organizmu. Organizm sam w większości pokonuje zanieczyszczenia organizmu jeżeli ich dawki nie są za duże. Wobec braku sensownej alternatywy należy wybierać w życiu złote środki modus vivendi. Aurea mediocritas – złoty środek, najlepsze wyjście, najlepsza droga pomiędzy skrajnymi sytuacjami.

          Platon twierdził, iż ten jest „zdrowy psychicznie”, kto umie zachować harmonię pomiędzy rozumem a pragnieniami.  Pożądania należy utrzymywać pod kontrolą. Nie mogą być one całkowicie tłumione, lecz powinny być zaspakajane tylko wtedy, gdy rozum powie, że jest to właściwe. Jeżeli ktoś znajduje się zbyt silnie pod władzą rozumu, to jego życie emocjonalne będzie upośledzone. Ci którzy są owładnięci przez namiętności: aby zaspokoić swoje pragnienia, angażują się w działania szkodliwe dla nich samych i dla innych. Są pod kontrolą swych pasji, uczuć, i w tym sensie można ich nazwać „niezrównoważonymi”.

          Arystoteles opracował całą teorię „złotego środka”. Wynika z niej, że człowiek powinien podążać tą drogą  – nie ignorować żądz, ale też nie może się im podporządkowywać, nie może im ulegać. Jego działanie ma być umiarkowane, ale ma jednocześnie przynosić mu przyjemność. Żądze muszą zostać zaspokojone, ale w sposób umożliwiający harmonijny rozwój także rozumnej części duszy, która to dusza powinna oprócz wiedzy kultywować również umiejętności panowania nad żądzami, poprzez silną wolę, odwagę i rozsądek. Arystoteles zaznacza jednak, że nie w każdym postępowaniu można odnaleźć „złoty środek”, do takich czynów zalicza: cudzołóstwo, kradzież, morderstwo – tutaj nie ma średniej miary, są to czyny niegodne.  Zalecał on: mamy nie być ani tchórzliwi, ani zuchwali, lecz mężni (zbyt mało męstwa to tchórzostwo, zbyt dużo – zuchwalstwo). Nie powinniśmy też być ani skąpi, ani rozrzutni, lecz hojni (zbyt mało hojności to skąpstwo, zbyt dużo – rozrzutność). Kto skąpo sieje, ten skąpo i zbiera, kto zaś hojnie sieje, ten hojnie też zbierać będzie (2 Kor 9,6). Cnota leży pośrodku.

          Hipokrates mawiał, że drogą do zdrowia jest umiar, harmonia i zdrowy duch w zdrowym ciele. Wiele osób w Boga nie wierzy, a jednak żyją jakby On był. Być dobrym, grzecznym, posłusznym to nie wszystko. My powinniśmy być prawdziwi, życzliwi, miłosierni, tolerancyjni dla innych – słabszych i grzesznych. Miłość powinna tryskać od nas do wszystkich i we wszystkie strony. Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary (Mt 9,13). Głównym obowiązkiem człowieka w każdej dziedzinie działania, na każdym szczeblu hierarchii jest być zawsze człowiekiem (Wissarion, Bieliński). Człowiek powinien być autentyczny, prawdziwy, taki, jaki jest. Powinien być uczestnikiem rzeczywistości, a nie tylko obserwatorem.

          Bóg dał nam wiele powodów do radości. Piękno przyrody (naturalne), piękno wytworzone (dzieła sztuki), piękno człowieka, przedmiotów codziennego użytku, wspaniałe dzieła kulinarne, to wszystko człowiekowi jest dane.  Jedli, pili i weselili się (1 Krl 4,20). Radość (ucztowanie, picie i weselenie się) jest wyrazem szczęścia.

          Człowiek żyje  w środowisku biologicznym, w otoczeniu przedmiotów. To wszystko stanowi prozopoiczny (osobowy) wymiar najbliższego otoczenia. Życie człowieka  personalizuje się w sobie, wyrasta ze wspólnoty, ale też i kładzie znak osobowy na tę wspólnotę. Każdy człowiek ma wpływ na wspólnotę, przez to jest za nią odpowiedzialny. Można więc wprowadzić do niej ducha prawdy i fałszu, dobra i zła, piękna i brzydoty, tworzenia i unicestwienia.

          Wszelkie zakazy, nakazy to nie dla mnie. Chcę być absolutnie wolny, co do woli (posłuszeństwo może być wyrazem zarówno wolności, jak i niewoli). Nie chcę się niczego bać. Kto chce być sługą, niech idzie, niech żyje, niech sobie powróz okręci o szyję, niech własną wolę na wieki okiełza, pan niedaleko, niech do niego pełza! A tam głaskany, a potem wzgardzony, niechaj na progach wybija pokłony, niech jak pies głodny czołga się bez końca za pańską nogą, która nim potrąca (Kornel Ujejski 1823–1897); Serce nie sługa, nie zna, co to pany, nie da się okuć przemocą w kajdany (Jan Nepomucen Kamiński 1777–1855). Nie chcę bać się nawet śmierci (co innego bojaźń Boża). Według Gustawa Holoubka (1923–2008) śmierć nie istnieje. Pragnę do końca żyć z podniesioną głową. Idź przez życie z podniesionym czołem, a nie z zadartym nosem (Magdalena Samozwaniec). Pragnę spotkać się z Stwórcą i powiedzieć za Piłatem o sobie ecce homo w całym tego słowa znaczeniu, z całą niedoskonałością stworzenia, z całą doskonałością bytu człowieka.

          Należy podejmować ryzyko, aby coś osiągnąć, bo nikt nie wie, co się może wydarzyć. Dopóki żyję, spodziewam się (łac. dum spiro, spero). Należy podejmować się zadań w danej chwili niemożliwych do wykonania. Śmiałym szczęście sprzyja (Wergiliusz). Takie wyzwanie uskrzydla. Minimalizm w szerokim znaczeniu tego słowa ogranicza, osłabia, nie daje siły twórczej. Chcącego los prowadzi, nie chcącego – wlecze (przysłowie). Jednak przesadne dążenie do doskonałości często prowadzi do skrupulanctwa. Są granice, których nie należy przekraczać. Mądrość jest pożyteczna, ale nie jest wolna od głupoty. Nie należy uciekać od rzeczywistości i unikać problemów nurtujących społeczeństwo (eskapizm). Należy mieć cywilną odwagę w wypowiadaniu własnych sądów niezależnych od opinii publicznej.

          Wszelkie teksty przesyłane na fora internetowe nie powinny być anonimowe. Należy brać odpowiedzialność za to, co się mówi i pisze. Obecna moda internetowa anonimowości ułatwia bezskarne szkalowanie innych, w tym: obrażanie prezydenta, władzy – praktycznie każdego obywatela.

          Cierpliwość jest lekarstwem na każdy ból (sentencja). Słowa te kieruję również do siebie. Niestety bardzo mi jej brakuje, choć znam przysłowie: kropla drąży kamień nie siłą, lecz ciągłym spadaniem. Niecierpliwość stwarza tyle niepotrzebnych stresów. Przysłowie mówi wręcz: nie jest mądry, kto nie jest cierpliwy.  Cierpliwość wszystko zwycięża.

          Nasze życie to droga, na której powinniśmy asymptotycznie zbliżać się do doskonałości i świętości. Już z samej definicji nigdy nie osiągniemy doskonałości. My nie możemy być na wzór aniołów. To niemożliwe. Nasza natura jest skażona samym aktem stworzenia (z założenia). Dlatego np. zjadamy inne zwierzęta (Bóg to dopuścił). Kto uważa się za świętego, jest albo oszustem albo wariatem, bo nie da się na dłuższą metę uniknąć grzechów i wiernie wypełniać swoich obowiązków (Pius XII 1876–1958). Wielki święty, misjonarz Franciszek Ksawery (1506–1552) miał bardzo trudny charakter. Był kiepskim przełożonym, w swojej nadgorliwości czynił wiele szkód, które musiał prostować i łagodzić Ignacy Loyola (1491–1556). To jednak nie przeszkodziło mu w drodze do świętości.

          Z upływem lat uczymy się panować nad naszymi żądzami. Potrafimy rezygnować z zasady przyjemności na rzecz zasady rzeczywistości (Freud). W zasadzie całe życie narażeni jesteśmy na konflikt pomiędzy żądzą a winą.         

          Ostatecznym celem człowieka nie jest praca, lecz dzień przerwy, odpoczynku (niedziela, szabat)[1]. Dzień, w którym szczególnie należy przybliżyć się do Boga (być w Nim, a On w nas). Dzień odpoczynku wywodzi się z nakazu Bożego. Świadome gwałcenie tego dnia jest odwracaniem się od Stwórcy. Święto powinno być radosne: śmiechem poprawia się obyczaje (dewiza teatru komediowego Opera Comique w Paryżu), ale i refleksyjne. To czas, w którym powinno się znaleźć chwilę zadumy nad Stwórcą i naszą z Nim relacją. Podobno jestem bardzo pracowitym człowiekiem. Prawda jest taka, że motywem mojej szybkiej pracy, uporządkowania codziennych spraw, nie odkładania prac na inny czas jest pragnienie osiągnięcia czasu wolnego, błogosławionego „lenistwa”, coś w rodzaju nirwany, refleksji, spełnienia się. Wystarczy mi jeden dzień odpoczynku, aby z nowymi siłami ruszać naprzeciw nowym wyznaniom.

 

 

 

 

 

 



[1]  Początek Świata – Biblia a nauka, Michał Heller, Michał Drożdż, wyd. BIBLOS, Tarnów 1998. s.29.

 

82. Krzyże w miejscach publicznych – świeckich

82. Krzyże w miejscach publicznych – świeckich

 

 

          Wszelkie kłótnie na temat krzyża bardzo boleśnie przeżywam. Krzyż ma u mnie wartość bezcenną i wyjątkową. Gdyby zdarzyło się, że w mojej obecności byłby On przedmiotem awantury, nie z lęku przed przeciwnikami Krzyża, ale z szacunku do Niego samego zdjąłbym Go ze ściany, i jak wielki Klejnot przeniósł w bezpieczne miejsce. Jeśli więc pokarm gorszy brata mego, przenigdy nie będę jadł mięsa, by nie gorszyć brata  (1 Kor 8,13). To co wydarza się na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie odbieram ze smutkiem. Nie rozumiem kim są tzw. „obrońcy Krzyża”.  Dla ochrony świętości Krzyża nie wystawiałbym Go tam, gdzie mógłby być przedmiotem szyderstw, a nawet złych spojrzeń. Ja osobiście nie wieszałbym krzyży w miejsca publicznych, o charakterze świeckim. To co jest mi naprawdę bliskie zachowuję w sercu. Nie chciałbym, aby Krzyż stanowił relikt tradycji narodowej i był elementem kulturowym, ozdobnym. Jest On dla mnie zbyt cenny.

          Jestem przeciwnikiem wszelkich kolczyków, wisiorków w kształcie krzyża. Widok ten bardzo mnie boli.

 

Smoleńsk

 

          W przyszłości historia oceni właściwie tragedię a zarazem awanturę smoleńską. Oczywiście rząd zawsze mógł zrobić coś lepiej, ale ciągły atak na prezydenta i rząd odbieram w kategorii nienawiści. Jesteśmy świadkami czegoś kuriozalnego. Zamiast pochylić głowę wobec tragedii, prowadzi się wojnę polityczną. Wstydzę się za tych Polaków, którzy wykorzystują śmierć i Krzyż do swoich politycznych i partykularnych celów. O tempora, o mores!        

81. Prawo ludzkie, władza

81. Prawo ludzkie, władza

 

 

          Każde prawo ustanowione przez ludzi o tyle ma moc prawa, o ile wypływa z prawa naturalnego. Jeżeli natomiast pod jakimś względem sprzeciwia się prawu naturalnemu, nie jest już prawem, ale wypaczeniem prawa (św. Tomasz z Akwinu). Tekst ten wyjaśnia istotę dobrego prawa. Prawa ludzkie mają wymiar czasowy. Ulegają one zmianom wraz z postępem społecznym i zmianami obyczajowymi. Nie mają więc charakteru trwałego i jednoznacznego. W jakiś sposób są ułomne.  Mogą być też aktem przemocy. Prawo ludzkie powinno mieć  kolor szary i być statystycznie poprawne. Sprawiedliwość ludzka idealna nie istnieje. Należy jedynie zadbać, aby była ona w najmniejszym stopniu niedoskonała. Władza, która poddaje się kryteriom i osądowi nieba, może się stać władzą służącą dobru. Gdy jej towarzyszy błogosławieństwo Boże, może być godna zaufania.

          Ustawy kształtują obyczaje. Czy wolno sprzeciwiać się władzy? Tak, o ile prawo nie jest godziwe. Nikt nie ma przywileju na nieomylność, wyznaczając prawa powinien wiedzieć, że podmiotem ich jest człowiek. Prawa o tyle są obiektywne, optymalne i obowiązujące o ile są służebne w stosunku do człowieka (Zbigniew Trzaskowski). Demokracja zaczyna się w rodzinie (Albert Sweitzer).

          Osądzanie polskiego reżysera Romana Polańskiego po 30 latach od jego uczynku (kontakt seksualny z 13-latką), według istniejącego prawa, jest karykaturą sprawiedliwości.  Sprawiedliwość osądzana nie może być zemstą. Ja osobiście nieufnie (transgresywnie) podchodzę do wszystkich przepisów prawnych, które w swej treści mają uwarunkowania od – do. W krajach południowych i w południowo wschodnich dziewczynki dorastają szybciej. Wiele jest przykładów zawierania małżeństw przez 12 letnie dziewczyny. Odbyty akt seksualny Romana Polańskiego  świadczył, że dziewczyna była fizycznie do tego przygotowana. Nie było żadnych uszkodzeń cielesnych. Jej niewyjaśniona obecność w miejscu czynu świadczy, że była psychicznie przygotowana do czynów zabronionych. Być może była to prowokacja (pomoc ze strony jej matki).  Sędzia, który ukazuje choć cień emocjonalnego zaangażowania do sprawy powinien być od niej odsunięty. Strony pogodziły się. Prawdopodobnie Roman Polański wypłacił wysoką rekompensatę finansową. Dziewczyna nie ma dziś pretensji do sprawcy. Mimo to, prawo amerykańskie ściga go nadal. Żyć w świadomości ściganego przez ponad 30 lat jest karą całkowicie rekompensującą przewinienie. Sprawa Romana Polańskiego dzisiaj jest brzydkim nadużyciem prawa (zemsta). Prawo amerykańskie jest bezduszne, bez kolorytu, pozbawione narzędzi humanitarnych (np. zawieszenie kary), darowanie winy. Sąd amerykański ogranicza się do alternatywy „winien”  lub „nie winien”.

          Prawa (człowieka) powinny  zabezpieczać interesy nie tylko silniejszych, ale i słabszych.

         W historii życia człowieka powstawały przepisy prawne i normy postępowania społecznego. Przełomem był Kodeks Hammurabiego (XVIII wiek przed Chr.). Wprowadził on, na owe czasy prawo bardzo sprawiedliwe, jak np.: oko za oko, ząb za ząb (prawo odwetu). Gdyby człowiek nie miał w sobie prawa naturalnego, jego normy moralne byłyby efektem przystosowania się do warunków naturalnych i środowiska społecznego. Prawo wynikałoby z partykularnych korzyści prawodawców. Zasady moralne określone bez żadnego punktu odniesienia byłyby tylko, być może co najwyżej,  wspaniałymi normami humanistycznymi. Najwyższą wartością w nich, w najlepszym razie, byłaby istota człekokształtna. W Upaniszadach z VII wieku przed Chr. był opisany zakaz krzywdzenia ludzi, zwierząt i wszelkich istot żyjących, w tym również roślin (ahinsa). Prawdopodobnie chodziło tu o lęk przed naruszeniem uniwersalnego procesu życia, zrodzony z obawy przed wywołaniem fatalnych skutków. Lęk stał się jedną z podstaw moralności, mającą zapewnić człowiekowi spokój i bezpieczeństwo (por. z przykazaniami kościelnymi).  Być może, wyższą wartością mogło być np. państwo. Historia zna już podobne teorie z XIX i XX wieku.

          Chrystus powiedział: Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga (Mt 22,21). Słowa te odczytuję niemal dosłownie. Państwo powinno być świeckie. Ponieważ wiara opiera się na wolnym wyborze człowieka, nie może podlegać władzy świeckiej. W państwie mogą żyć ludzie niewierzący i  różnych wyznań. Prawo powinno być sprawiedliwe i godziwe uwzględniające wszystkie opcje religijne. Władza kościelna jest przodownikiem dla dusz w aspekcie samopoglądowym i moralnym. Musi być jednak tolerancyjna. Władza świecka nie powinna ingerować w prawa kościelne, np. akceptować wybranych przez Kościół biskupów. Dobrze jest, gdy obie władze współpracują ze sobą. Usuwane są wtedy kolizje prawne. Religia w szkołach więcej przynosi szkody niż pożytku. Nie to miejsce i nie ten klimat. Przy różnych wyznaniach lub gdy ich brak, konflikty pewne. Dla mnie ważne jest to, że ocena z religii oraz skutki tych ocen dla uczniów, jako integralny element nauczania religii, jest wewnętrzną sprawą związków wyznaniowych i nie powinna być umieszczana na świadectwie szkolnym. (Artur Ostrowski, poseł).  Oceny z religii to chory pomysł. Jak można oceniać stan duszy człowieka? Uczenie się tego, do czego ma się stosunek negatywny jest stratą czasu. Ja nigdy nie mogłem nauczyć się teorii strzelania z armaty (chyba nazywało się to iso). Armata zawsze kojarzyła mi się z przedmiotem czynienia komuś krzywdy. Miałem nieprawdopodobną blokadę wewnętrzną. Cud, że udało mi się przejść przez egzaminy wojskowe na studiach.

        Należy być bardzo ostrożny w rozliczaniu historii według istniejącego prawa. Można błędnie oceniać wydarzenia historyczne i tworzyć ich karykaturę.

 

 

80. Cierpienie

          Cierpienie jest stanem psychicznym człowieka wywołanym bólem fizycznym albo psychicznym. Z pewnego względu można powiedzieć, że cierpienie ciągle i stale nam towarzyszy, np. pragnienie jest też w pewnym stopniu cierpieniem. Pragnienie towarzyszy nam stale, a więc stale doznajemy jakieś formy cierpienia. Niedomaganie organizmu, niemożność zrealizowania wytkniętego sobie celu, przeżycia doznanej przykrości, to stałe fragmenty ludzkiego cierpienia. Pojęcie cierpienia jest bardzo szerokie. Na ten temat powstała cała teologia cierpienia. Można powiedzieć, że z cierpieniem jesteśmy obyci.       

          Cierpienie samo w sobie nie ma wartości. Jest w gruncie rzeczy negatywne i na pierwszy rzut oka jest krzywdą ludzką. Poniża i osłabia człowieka. Ogranicza ludzką samodzielność, uzależnia od innych ludzi. Doprowadza niejednokrotnie do rozpaczy, apatii, a nawet myśli samobójczych. Z cierpieniem więc należy walczyć. W religiach indyjskich uważa się, że wszelkie cierpienie jest zawinione, gdyż stanowi rezultat złych czynów aktualnego lub poprzedniego życia. W buddyzmie zmierza się do wyeliminowania cierpienia przez wyeliminowanie żądz i zanik pożądań.

           Mimo negatywnej oceny cierpienia, jest w tym zjawisku pewna tajemnica. Cierpienia mogą bardzo zbliżyć człowieka do Boga. Niejednokrotnie okazuje się, że cierpienie ma w sobie jakiś sens, a w konsekwencji niesie radość. Cierpienie przyjęte z pokorą i zaakceptowane daje nieprawdopodobne owoce i po nich poznajemy jej wartość. Dlaczego? Co takiego jest w cierpieniu, że może mieć wymiar pozytywny. Przede wszystkim sama intencja przyjęcia cierpienia w dobrej intencji jest dobrem i wyrazem miłości. Wielkość dobra nie koniecznie mierzy się ogromem cierpienia, ale wielkością intencji. Być może wdowa oddając ostatni grosz pozbawiła się jedzenia, co nie jest tak wielkim cierpieniem, ale szlachetność intencji była wielka i została zauważona przez Jezusa. Rzymski filozof Epiktet z Hierapolis (ok. 50–130)  mawiał: Sustine et abstine (łac. cierp i panuj nad sobą). Przez cierpienie można wiele zyskać, wiele można dać i ofiarować drugiemu człowiekowi. Cennym jest skutek i cel cierpienia. Tym zagadnieniem zajmował się też nasz papież Jan Paweł II. Jeżeli człowieka stać na ofiarowanie swojego cierpienia w intencji jakiegoś dobra, czy innego człowieka, to on już bardzo zbliżył się do Boga. On już jest małym „bogiem”. Sens cierpienia wydaje się czystym absurdem. A jednak. Jedno i drugie może stanowić dla człowieka ogromną wartość. Człowiek jest większy niż jego los i ból.  W islamie cierpienie ma charakter oczyszczający. Zdaniem szamana Eskimosa Karibu w cierpieniu i samotności zdobywa się prawdziwą mądrość. Autorzy biblijni Starego Testamentu widzieli w cierpieniu nie tylko wartość oczyszczającą, ale także jednoczącą z Bogiem. Dopatrywali się sensu cierpienia narodu żydowskiego.  Przede wszystkim odnajdywali w nim wartość wychowawczą (Prz 3,11–12; 12,1; 13,1), a prorocy jego moc oczyszczającą (np. Jr 9,6; por. Ps 66,10). Cierpienie było uważane za próbę dla ludzi specjalnie wybranych przez Boga (Rdz 22,1–18; Job 1,11; 2,5; Tb 12,13). Od czasów machabejskich uważano zsyłanie cierpienia na grzesznika jako wyraz życzliwości Bożej (2 Mch 6,12–16; 7,31–38). Każde cierpienie można przeżyć, jeśli zachowuje się głęboką ufność w Boże ocalenie.      

          Jezus Chrystus, aby dojść do chwały, musiał przejść przez trudy i cierpienie:czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały (Łk 24,26); Jezus cierpiał począwszy od nieprzyjęcia przez własny naród (J 1,11), poprzez wielokrotne doświadczenie „niewierności i przewrotności” ludu (Mt 17,17; por. Łk 19,41; Mt 23,27) aż po mękę krzyżową, która jest sumą wszystkich możliwych cierpień ludzkich. Cierpiący mogą być twórcami miłości, przez co upodabniają się do Boga. Jeżeli Bóg dopuszcza trudy życia, chce, aby człowiek poczuł się słaby i przez to otwarty na Jego łaskę. Największą chorobą naszych czasów nie jest trąd czy gruźlica, lecz raczej doświadczenie tego, że się jest nie chcianym, porzuconym, zdradzonym przez wszystkich. Największym złem jest brak miłości i miłosierdzia, okrutna obojętność wobec bliźniego, który wyrzucony został na margines życia wskutek wyzysku, nędzy, choroby (Matka Teresa z Kalkuty 1910–2005). Wielkie cierpienie jest nieme (przysłowie włoskie). Cierpienie już na tym świecie może przerodzić się w miłość. Tęsknota, która jest cierpieniem, zwrócona w stronę Boga człowieka uduchawia, zmienia, uszlachetnia.

          Wielu cierpień można uniknąć, a przynajmniej złagodzić. Melancholia jest chorobą trudną do wyleczenia. Jeżeli jesteś mizantropem (człowiek stroniący od ludzi), wyjdź do ludzi. Wyrwij się z marazmu. Człowiek jest istotą dialogiczną. Pomyśl, może ktoś inny chce z tobą porozmawiać i czeka na ciebie? Nieobecni nie mają racji; nieobecni nie mogą się bronić, łatwo więc im czynić zarzuty. Kłótnia może oznaczać niezgodę, ale zarazem bliskość. Często z wielkiej burzy mały deszcz (przysłowie). Najlepiej znieść to, czego nie można zmienić (Seneka).

          Zdaniem Søren Aabye Kierkegaarda (1813–1838)  lęk, sam w sobie może być pozytywny, jeżeli człowiek decyduję się go pokonać. Człowiek przechodzi wtedy na wyższy poziom (stadium) egzystencji.

          Cierpienie ma to do siebie, że kiedyś się kończy. Mozolna praca jest cierpieniem, ale dzięki niej zdobywamy zasługi. Po porodzie radość z nowonarodzonego powoduje, że trud rodzenia szybko znika. Niecierpliwość jest cierpieniem do czasu otrzymania nagrody. Każda choroba jest cierpieniem. Wyzdrowienie jej przynosi ulgę i radość.

          Cierpieć za innych jest słodkie. Jeżeli cierpi się ze złością, znaczy, że albo nie rozumiemy sensu i nie akceptujemy cierpienia, albo nie ma w nas miłości. Święci cierpieli radośnie, cierpliwie i wytrwale, gdyż kochali. Cierpienia na tym świecie stają się bogactwem w niebie. Szymonem Cyrenejczykiem może być każdy z nas. Dźwigając krzyż Pański niesie zarazem własną koronę światła. 

          Na tym świecie należy się trudzić i trzeba walczyć. Dzielnym los sprzyja. Na odpoczynek będzie cała wieczność. Bóg powiedział do Jozuego: Bądź mężny i mocny, ponieważ ty rozdasz temu ludowi w posiadanie ziemię, którą poprzysiągłem dać ich przodkom.  Tylko bądź mężny i mocny, przestrzegając wypełniania całego Prawa, które nakazał ci Mojżesz, sługa mój. Nie odstępuj od niego ani w prawo, ani w lewo, aby się okazała twoja roztropność we wszystkich przedsięwzięciach.  Niech ta Księga Prawa będzie zawsze na twych ustach: rozważaj ją w dzień i w nocy, abyś ściśle spełniał wszystko, co w niej jest napisane, bo tylko wtedy powiedzie ci się i okaże się twoja roztropność.  Czyż ci nie rozkazałem: Bądź mężny i mocny? Nie bój się i nie lękaj, ponieważ z tobą jest Pan, Bóg twój, wszędzie, gdziekolwiek pójdziesz (Joz 1,6–9).

          Wiele jest osób, które najlepiej się czują gdy cierpią i gdy mogą użalać się nad sobą. Można tak pokochać krzyż, że się zrezygnuje z zejścia z krzyża w dniu zmartwychwstania (ks. J. Tischner).

79. Słabość i grzeszność człowieka

          Jezus ujawnia rzecz niebywałą: Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą (Mt 18,8; Łk 17,1). Słowa te mówią, że nie wiadomo jak byśmy się starali to i tak jesteśmy skłonni do zła i namiętności. Niemożliwością jest aby człowiek przestał być grzesznym! Człowiek nie ucieknie ani przed cierpieniem, ani przed grzechem (Marta Złotnicka);  Usposobienie człowieka jest złe już od młodości (Rdz 8,21);Jeżeli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy (1 J 1,8);Wszyscy bowiem często upadamy (Jk 3,2); Nie ma człowieka, który by nie zgrzeszył (1 Krl 8,46); Grzech się wdziera między sprzedaż a kupno (Syr 27,2). W Liście do Rzymian napisano: Żydzi, jak i poganie są pod panowaniem grzechu,  jak jest napisane  Nie ma sprawiedliwego, nawet ani jednego,  nie ma rozumnego, nie ma, kto by szukał Boga. Wszyscy zboczyli z drogi, zarazem się zepsuli,  nie ma takiego, co dobrze czyni, zgoła ani jednego (Rz 3,9–12). Można wiele jeszcze cytować słów napisanych w Piśmie świętym na temat grzeszności człowieka.  Wszystko, co na tym świecie czyni człowiek, jest więcej lub mniej naznaczone niedoskonałością i grzechem(Jacek Salij); Pokażcie mi człowieka, który żyje według dziesięciu przykazań, a ogłoszę go świętym (papież Paweł VI). Nie da się na dłuższą metę uniknąć grzechów i wiernie wypełniać swoich obowiązków.

          Powyższe stwierdzenia zdumiewają. Czy nie może człowiek żyć bez grzechu? Co jest powodem tego niezwykłego zjawiska? Czymże jest więc grzech?

 

Grzech jest przekroczeniem konkretnych norm moralnych i religijnych. Dokładniej: jest to świadome i dobrowolne działanie lub jego brak (grzech zaniechania), bądź też postawa, która stoi w sprzeczności z wolą Bożą. Inaczej rzecz ujmując, grzech to postawa lub działanie wbrew Bogu, sprzeczne z Jego charakterem, powodujące świadomą alienację jednostki ludzkiej wobec tegoż Boga. Według Piotra Abelarda grzechem jest lekceważenie woli Boga, obraza (offensa), jaką dusza czyni Bogu świadomie go znieważając. Wszystko, bowiem, co się czyni niezgodnie z przekonaniem, jest grzechem (Rz 14,23). Okazuje się, że: Kto zaś umie dobrze czynić, a nie czyni, grzeszy(Jk 4,17). Nie wszyscy zdają sobie z tego sprawy. Grzechy zaniechania są równie powszechne jak czynne grzechy popełniane świadomie.

          Ocena grzechu jest rzeczą bardzo trudną. Wszelkie rozróżnianie grzechów na śmiertelne (przynoszące śmierć duchową), powszednie (nie zrywające więzi z Bogiem), „ciężkie”, „lekkie” są podziałami, z którymi niekoniecznie można się zgodzić. Św. Jan Vianney powiedział: tylko Bóg jeden wie, czym jest grzech. Tak naprawdę, to nie można obiektywnie ocenić wagi grzechu. Prawie zawsze zaczyna się on w ludzkich myślach. Jego ciężar zależy od wielu okoliczności. Ten sam czyn może być grzechem lekkim, średnim lub bardzo wielkim. Odpowiedzialność za grzech zależy od stopnia świadomości grzesznika. Wszyscy możemy i powinniśmy być lepsi, niż jesteśmy. Ciekawe jest, że dla Boga najcięższymi grzechami nie są te straszne w naszym pojęciu uczynki (chwilowe pokusy, słabości), co zwątpienie w Miłosierdzie Boże (grzech przeciw Duchowi Świętemu). Słowa mówiące, że Bóg nie może mi już przebaczyć moich grzechów jest ciężkim bluźnierstwem, gdyż zakłada, że Miłosierdzie Boże jest ograniczone, podczas gdy ono nie ma żadnych granic, jest nieskończone;  Pycha jest grzechem, którym Bóg najbardziej się brzydzi (św. Jan Vianney), a  grzechy zaniechania są oznaką braku miłości do bliźnich. Potępiając grzech, nie wolno potępiać człowieka jako osoby. Należy wstrzymywać się od oceny grzechów innych. Prawdą jest, że każdy grzech wywiera fatalny wpływ na innych. Nie znamy wszystkich Bożych dróg odpuszczania grzechów, oczyszczania moralnego i zbawienia. Bóg daje zawsze szansę odkupienia grzechów nawet największemu zbrodniarzowi, aż do kresu żywota. Grzesząc, człowiek staje się winny wobec Boga, zaciąga wobec Niego dług i tym samym wymaga „usprawiedliwienia”.  Temu jednak, który nie wykonuje pracy, a wierzy w Tego, co usprawiedliwia grzesznika, wiarę jego poczytuje się za tytuł do usprawiedliwienia,  zgodnie z pochwałą, jaką Dawid wypowiada o człowieku, którego Bóg usprawiedliwia niezależnie od uczynków: «Błogosławieni ci, których nieprawości zostały odpuszczone i których grzechy zostały zakryte» (Rz 4,5–7). Usprawiedliwienie przez Boga nie następuje automatycznie, lecz jest darem, który należy dopiero przyjąć. Chrześcijanin powinien stale uważać, aby grzech nie „królował” i nad nim panował: Niechże więc grzech nie króluje w waszym śmiertelnym ciele, poddając was swoim pożądliwościom (Rz 6,12). Zgadzam się z poglądem Piotra Abelarda, który głosił, że tylko Bóg zna nasze intencje czynów. Kara wymierzona przez sądy świeckie są tylko zachętą do dobra i do odstraszania od zła. Mają wymiar jedynie dydaktyczny niż służą wymierzaniu prawdziwej sprawiedliwości. P. Abelard argumentuje, że jest oczywiste, że ziemska sprawiedliwość karząca, nie intencje, a czyny, nie może być prawdziwą sprawiedliwością, skoro oczywiste jest, że jest ona omylna i niejednokrotnie karze niewinnych, a uwalnia winnych.

          Grzechy przeciw Duchowi Świętemu nie będą odpuszczone (Mt 12,31; Mk 3,28–29; Łk 12,10). Wobec całej nauki Chrystusowej słowa te brzmią tajemniczo i złowrogo. Przeczą w nieskończone Miłosierdzie Boże. Należy więc przeanalizować je dość dokładnie. Dlatego powiadam wam: Każdy grzech i bluźnierstwo będą odpuszczone ludziom, ale bluźnierstwo przeciwko Duchowi nie będzie odpuszczone. Jeśli ktoś powie słowo przeciw Synowi Człowieczemu, będzie mu odpuszczone, lecz jeśli powie przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie mu odpuszczone ani w tym wieku, ani w przyszłym (Mt 12,31–32). Najprostszym tłumaczeniem tych słów jest przypisanie jej do konkretnej i doraźnej sytuacji. Cuda Jezusa, czynione poprzez Ducha Świętego były traktowane przez niektórych ludzi jako działania szatana: On tylko przez Belzebuba, władcę złych duchów, wyrzuca złe duchy (Mt 12,24). Jezus był wyraźnie poirytowany i oburzony głupotą faryzeuszy. Użył nawet wobec nich inwektywy: plemię żmijowe! (Mt 12,34). Aby wstrząsnąć tymi niedowiarkami, Jezus użył tak mocnego argumentu: bluźnierstwo przeciwko Duchowi nie będzie odpuszczone (Mt 12,31). Słowa Jezusa przyrównałbym do słów ludzkich, które często padają, np.: pamiętaj, nigdy ci tego nie wybaczę. Słowa te są w pewnym sensie tylko przestrogą, a nie dozgonną deklaracją.

        Powyższe tłumaczenie przewraca dotychczasową katechezę kościelną, ale pozwala zrozumieć słowa Jana Ewangelistę: W takim wypadku nie polecam, aby się modlono (1 Jan 5,16). Jan rozumiał słowa Jezusa dosłownie i odniósł się do nich w swojej wypowiedzi:  Istnieje taki grzech,  który sprowadza śmierć (tamże). Podobnie tak samo rozumie to Kościół.

          Głębsza analiza problematyki grzechów wydaje się sugerować, że Bóg zniesie wszystko, i wybaczy, ale grzechy wynikające ze złej woli bolą Go najbardziej. Jeśli bowiem dobrowolnie grzeszymy po otrzymaniu pełnego poznania prawdy, to już nie ma dla nas ofiary przebłagalnej za grzechy (Hbr 10,26). Bóg jest szczególnie wyczulony na niedowierzanie Jego Miłosierdziu, na jej odrzucenie czy brak nadziei. Rozpacz Judasza była bardziej obraźliwa dla Boga i boleśniejsza dla Syna niż jego zdrada. Judasz opamiętał się, postanowił jednak nie zmieniać się, lecz odebrał sobie życie (Mt 27,3–5). Nie wierzył, że Chrystus wybaczy mu zdradę.

          Najbardziej wstrętne dla Boga grzechy to miłość własna związana z wysokim mniemaniem o sobie i pycha. Miłość własna oślepia i nie pozwala rozróżnić, co jest prawdziwym dobrem. W tym życiu nikt nie jest tak doskonały, aby nie mógł stać się jeszcze doskonalszym. Człowiek opuścił Boga, dlatego Bóg zostawił człowieka samemu sobie.

 

Słabość ciała

 

          Ciało ludzkie z racji funkcji jakie spełnia, domaga się czasem brakujących pierwiastków, substancji organicznych i nieorganicznych, a także zewnętrznych bodźców mechanicznych, energii z zewnątrz. Jednym z nich jest potrzeba rozładowania napięcia seksualnego. Małe dzieci drażnią swoje narządy rodne bezwiednie. Młodzież odkrywa potrzeby ciała przez masturbację. Czasami potrzeby te są bardzo silne (NT mówi o kobietach, które płoną). Masturbacja niekiedy pozwala na uspokojenie napięcia organizmu. Jeżeli staje się przedmiotem nałogu, pojawia się nieuporząd-kowanie, które może przynosić szkody najczęściej natury psychicznej. Z tego to powodu możemy mówić o grzechu. Kościół dodaje, że przez to nieuporządkowanie kala się własne ciało, które jest świątynią Boga. Ta interpretacja jest do przyjęcia, ale niesłuszne jest nadmierne podkręcanie ciężaru tego grzechu. Trzeba pamiętać, że grzech ten wynika ze słabości ciała, a nie ze złej woli. U Boga ważniejsza jest postawa wobec grzechu niż jego  materia.

 

Bigoteria to dewocja, fałszywa manifestacja pobożności, polegająca na gorliwym spełnianiu zewnętrznych praktyk religijnych bez zrozumienia ich wewnętrznego sensu. Według moich obserwacji, to bardzo częsty przejaw polskiej pobożności. Wiernym wydaje się, że ilością praktyk religijnych oraz ich egzaltacją zaskarbią sobie łaski u Pana. Jak poucza nas przykład łotra na krzyżu, można osiągnąć zbawienie jednym aktem wiary (Łk 23,39–43).  U Boga wszystko jest możliwe (sprawiedliwość Boga). Można być gorliwym wyznawcą wiary, a być Bogu niemiłym. Dobrym przykładem może być król Saul, który ślepo wierzył w magiczną moc gestów religijnych (nierozważnie nakazał post przed bitwą z Filistynami. Żołnierze byli wyczerpani poza synem Jonatanem, który nie słyszał o zakazie i pokrzepił się miodem. Żołnierze uradowali Jonatana od kary). Z drugiej strony gorliwość Saula o zachowanie przepisów rytualnych zupełnie nie korespondowała z jego brakiem posłuszeństwa wobec nakazu Pana dotyczących innych spraw (przypis 1 Sm 14,24–30).

          Sam byłem świadkiem sceny (bigoterii), w której siostra zakonna przekonywała, że niepodobnie jest zatruć się poświęconymi jajkami – bez komentarza.

          Człowiek już z natury swojej jest słaby. Niech nikt nie pyszni się swoją dobrocią, świętością ani pobożnością. Wystarczy „lekki powiew wiatru”, małe zawirowanie, konflikt interesów, aby zrzucona została z nas, nieprawdziwa maska naszych malowanych cnót (autor nieznany). Może okazać się wtedy, jacy jesteśmy „nadzy”.  Tak oto ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi (Mt 20,16; Łk 13,30).  Jezus uczył nas tolerancji. Nie wolno nam wydawać sądu o drugim człowieku. Nigdy nie wiemy, czy on jest Panu Bogu bliższy niż my. Nie wolno nam uważać, że  my wiemy i znamy prawdę najlepiej. Kto jest bardzo pewny siebie, ten zostanie kiedyś upokorzony. Ja osobiście jestem bardzo wyczulony na temat tolerancji. Jeżeli ktoś przedstawia się jako ortodoksyjny katolik, to najczęściej widzę w tych słowach ukrytą skłonność do nietolerancji dla innych (grzesznych). Bardzo często chrześcijanie są mało podobni do „chrześcijan”.

          Wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za wszystkich. Na pocieszenie posłużę się słowami św. Pawła: Tam, gdzie obfitował grzech, jeszcze obficiej rozlała się łaska (Rz 5,20) – zbawczy czyn Jezusa Chrystusa. Bóg może z każdej naszej winy uczynić winę szczęśliwą (felix culpa). Chrystus kocha brzydotę grzeszników i czyni ją godną miłości (Balthasar Hans Urs von, 1905–1988). Nikt nie jest doskonały, ale do doskonałości jesteśmy powołani, zaproszeni. Tak, bo zostaliśmy wezwani i pociągnięci do Ojca przez Syna, który pokazał nam wzorcowo, jak to zrobić, jak odnieść zwycięstwo nad grzechem.

 

Pokusa jest to wszystko, co sprzeciwia się woli Bożej i przyczynia się do popełnienia grzechu. Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę. Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, już nie ja to czynię, ale grzech, który we mnie mieszka. A zatem stwierdzam w sobie to prawo, że gdy chcę czynić dobro, narzuca mi się zło (Rz 7,1921).Bóg dopuszcza kuszenie ludzi (przez atrakcyjność zła, pokusę) chcąc ich zahartować, umocnić. Miły jest Bogu widok, gdy człowiek pokonuje pokusy i słabości. W człowieku toczy się walka duchowa. Jeżeli zwyciężą racje doczesne, człowiek spełnia zachcianki ciała i myśli. I tak staje się człowiek sługą grzechu uwiązany pętamiwłasnych pożądliwości i pychy żywota.To własna pożądliwość wystawia każdego na pokusę i nęci. Następnie pożądliwość, gdy pocznie, rodzi grzech, a skoro grzech dojrzeje, przynosi śmierć. Nie dajcie się zwodzić, bracia moi umiłowani!  (Jk 1,14–16).Kto natomiast idzie za głosem sumienia, ten rodzi się do życia wiecznego. I wy byliście umarłymi na skutek waszych występków i grzechów, w których żyliście niegdyś według doczesnego sposobu tego świata, według sposobu Władcy mocarstwa powietrza, to jest ducha, który działa teraz w synach buntu. Pośród nich także my wszyscy niegdyś postępowaliśmy według żądz naszego ciała, spełniając zachcianki ciała i myśli zdrożnych. I byliśmy potomstwem z natury zasługującym na gniew, jak i wszyscy inni(Ef 2,1–3). Pokusa pokonana jest więc środkiem do zdobycia Nieba. Jest okazją pokazania Bogu na co stać człowieka. Najwięksi święci doznawali pokus.

           W liście do Galatów św. Paweł pisze: ciało bowiem do czego innego dąży niż duch, a duch do czego innego niż ciało, i stąd nie ma między nimi zgody, tak że nie czynicie tego, co chcecie (5,17). Proszę zauważyć, że nie jest napisane, że to co pożąda ciało jest grzeszne. Powstaje jedynie konflikt między ciałem a duchem. To co chce ciało jawi się nam jako pragnienie. W momencie pragnienia zmysłowego nasze pragnienia transcendentne zostają zawężone. Na chwilę zapomina się o Stwórcy, bo ważniejsze staje się pożądanie. Ta chwilowa przerwa pragnienia docelowego jest niebezpieczna. Stajemy się w takich chwilach bezbronni. Sumienie zostaje uśpione. Jesteśmy nadzy. To moment, w którym może pojawić się grzech. Jeżeli w pełni oddamy się pragnieniu zmysłowemu możemy doznać rozkoszy i wpadniemy w sidła nałogu. Znajdziemy sobie inne pragnienia i to staje się niebezpieczne. Jak wspomniałem, pragnienia zmysłowe nie są grzechem. Grzechem jest natomiast zmiana pragnień, gdy na pierwszym miejscu jawią się pragnienia zmysłowe, a Bóg pozostaje w tyle. W życiu w zasadzie nie ma jednoznacznych reguł. Ciągle trzeba mierzyć i ważyć. Ciągle trzeba dokonywać wyboru. Człowiek stale musi zmierzać do doskonałości, nawet gdy się potyka. Grzechem jest zaniedbywanie pracy nad sobą, nie robienie nic, aby z nałogu wyjść, a niekoniecznie sam nałóg (ks. Wojciech Żmudziński SJ).

         Proszę nie bulwersować się poniższym przykładem. Niezaspokojona fizycznie żona kończy akt seksualny masturbacją, aby osiągnąć pragnienie spełnienia fizycznego. To nie jest grzech! Małe dzieci masturbują się bezwiednie. To nie jest grzech. Młodzi targani pożądaniem fizycznym dokonują nieczystości. Grzech rodzi się wtedy, gdy w nieczystości młodzi znajdują sposób na życie. Stale mamy więc do czynienia z relacją, a nie z bezwzględnym potępieniem czynów. Bóg ciągle poddaje nas próbie. Liczy się, jak z tej próby wychodzimy. Odnoszony sukces przynosi radość. Nieczystości młodych nie sprowadzałbym do bezwzględnych czynów grzesznych. Natura cielesna upomina się o swoje. Człowiek może te pragnienia porządkować. Pożądliwości ciała nie są grzechem. To naturalna potrzeba, zadana przez Stwórcę. Człowiek jest nie tylko istotą cielesną, ale duchową. To duch człowieka ma panować nad swoim ciałem. Jednym to się udaje doskonale, innym trochę mniej. Najgorzej, gdy się nad tym nie panuje.

 

Zemsta to odwet na osobie lub grupie za doznane wcześniej zło, przykrości. Niechaj zło spadnie na moich przeciwników (Ps 54,7).Mówi Dawid: Niech urodzeni w domu Joaba cierpią na chorobliwe upławy i trąd. Niech chodzą o kulach i padają od miecza, niech cierpią z powodu braku chleba (2 Sm 3,29). Osobiście brzydzę się odwetem i zemstą. Ludzie przez podobieństwo do Boga powinni być miłosierni. Urazy można pamiętać, ale należy przebaczać tym, którzy okazali skruchę. Wtedy w mocy człowieka jest możliwość zamienienia zła w dobro. Przebaczać jest czymś nieprawdopodobnie wielkim. Kogo na to stać jest już bardzo blisko Boga i zbawienia.

 

Pokutato praktyka religijna, której celem jest dobrowolne zadośćuczynienie Bogu lub innym ludziom wyrządzonego zła (grzechu) i krzywdy. Za pokutę uważa się modlitwę, post i jałmużnę (podobnie jest w islamie). Pokuta wiąże się z nawróceniem, doskonaleniem się, wiarą w Miłosierdzie Boże i pokorą.

 

Kara to skutek niewłaściwych działań człowieka. Celowo unikam sformułowania kara boża, bo coś takie, według mnie, nie istnieje. Jestem piewcą tezy, że Bóg nikogo nie karze. Niepodobne, aby nasz Stwórca, pełen miłości i miłosierdzia kogokolwiek karał (mścił się, brał odwet). Dając nam wolną wolę, szanuje nasz wybór. Jeżeli czynimy coś złego, wtedy sami narażamy się na skutki naszych działań. Można powiedzieć, że sami się karzemy. Bóg otacza człowieka swoją Opatrznością. Należy ponadto oczyścić opinie z popularnej, a zupełnie fałszywej sugestii, jakoby [Bóg] karał człowieka w zamian za jego zło (Jacek Salij).

 

Opatrzność to dyskretna opieka Boża, niezakłócająca wolnej woli człowieka. Ja wtedy powiem ci, co masz robić (1 Sm 16,3). W niej zapisane są plany Boże względem człowieka. Nie jest ona niczym innym, jak tylko creatio continua (ciągłe stwarzanie). Bóg daje człowiekowi nadzieję, wymaga jednak od niego, aby stał się Jego współpracownikiem. Człowiek powinien żyć ufnością. Powierz Panu swoją drogę i zaufaj Mu: On sam będzie działał (Ps 37,5);Miej ufność w Panu i postępuj dobrze, mieszkaj w ziemi i zachowaj wierność(Ps 37,3).Tego, który pokłada nadzieję w Bogu, Bóg nigdy nie pozostawia bez pomocy i zbawczej interwencji.  Złe uczynki osłabiają więź z Bogiem. Tym samym człowiek odwraca się od Bożej Opatrzności. Stajemy się coraz bardziej bezbronni wobec zdarzeń przypadkowych i losowych. Powszechnie uważa się to za karę Bożą. Jest to nieporozumienie. Czym innym jest imperatyw kary, a czym innym osłabienie opieki Bożej. Imperatyw kary byłby nakazem, miałby charakter wolistyczny. Osłabienie więzi z Bogiem jest wyłącznie z działania ludzkiego. Bóg „cierpi” z tego powodu. Nasze skutki grzechu przeżywa wraz z nami. Może mówię od rzeczy, ale zauważyłem, że kto wyrządza mi krzywdę, los bije go w dwójnasób. Czasami jestem tym przestraszony. W każdym razie wiem, że grzech sam w sobie jest karą, a zło jest złem dla siebie. W końcu zło zniszczy się samo. Bóg o tym wie. Gdy człowiek grzeszy, Bóg przez niepokój naszego sumienia próbuje nas wzmocnić i usprawnić do naprawy zła.

       Jerzy Miller pisząc elegię o Jerzym Szmajdzińskim nawiązał do własnego ocalenia, gdy rozbił się jego helikopter: Ci, którzy wierzą uzyskali ważny dowód naszego ocalenia. Figurkę Św. Barbary, którą lubińscy górnicy wręczyli mi przed odlotem.

Zgorszenie to niegodziwość wyrządzana przez osoby, które powinny być przykładem dla ludzi. Nawet jeśli prawda może powodować zgorszenie, lepiej dopuścić do zgorszenia niż wyrzec się prawdy (papież Grzegorz I); Biada światu z powodu zgorszeń! Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia, lecz biada człowiekowi, przez którego dokonuje się  zgorszenie (Mt 18,7); Nie burz dzieła Bożego ze względu na pokarmy! Wprawdzie każda rzecz jest czysta, stałaby się jednak zła, jeśliby człowiek spożywając ją, dawał przez to zgorszenie (Rz 14,20).Najbardziej ubolewam nad zgorszeniem, jakie obserwuję w łonie mojego ukochanego Kościoła. Pisałem o tym w mojej pierwszej książce Rzeczywistość w świetle nauki, filozofii i wiary. Nie mieści mi się w głowie, że duchowni mogą molestować dzieci (pedofilia) czy uprawiać perwersyjne zabawy homoseksualne. Drugim wstrząsem była wieść o stosunkowo powszechnej (ok. 10 %) współpracy księży z dawnym reżimem komunistycznym – bezpieką. Najgorsze, że hierarchia kościelna chce uciszyć problem. Gdzie pokora i pokuta? Czyńciewięc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią (Mt 23,3) – to jest zgorszenie!Od jakiegoś czasu nie daje mi spokoju myśl o roli Watykanu w przemycaniu hitlerowców do Ameryki Południowej po II wojnie światowej. Nie pamiętam kiedy po raz pierwszy o tym usłyszałem. Pytałem historyków Shoah czy to prawda, czy nie wymyślili tego jacyś katolikożercy. Odpowiadają, że to fakt historyczny, raczej niekwestionowany  (Tadeusz Bartoś).

          Wojciech Jaruzelski dla wielu jest postacią kontrowersyjną. Co ciekawe, niewielu chce posadzenia go w więzieniu za jego niepatriotyczne uczynki. Odczuwa się pewną sympatie dla tej tragicznej postaci. Dlaczego? Według mnie największą jego tragedią było porzucenie wiary. Ponieważ był wychowywany po katolicku, miał w sobie wyrobioną wrażliwość na ideały. Odrzucając Boga potrzebował środka zastępczego, aby zapełnić pozostawioną w sercu pustkę. W owych czasach dostępna była ideologia komunistyczna, która w swoim programie propagowała szczytne ideały. W. Jaruzelski z całym zaangażowaniem oddał się tej ideologii. Był jej wierny. Jak sam mówił, widział w niej niedoskonałości, ale błędnie przyjął, że nie ma innej drogi. Ponieważ propagatorem idei komunizmu był ZSRR, oddał się całkowicie jej służbie. Nie bez znaczenia była dla niego też filozofia Hegla, zwłaszcza znaczenie państwa jako najwyższy szczebel rozwoju społecznego. Heglizm stanowił inspirację do rozwoju materializmu dialektycznego i materializmu historycznego K. Marksa i F. Engelsa. W. Jaruzelski uśpił swoje sumienie. Był gorliwym wykonawcą przywódców rosyjskich. Przy tym, pozostał ślepy na prawdę. Dramatem jego było przekonanie, że postępuje słusznie. Jak więc oceniać człowieka, który wierzy, że to co czyni jest słuszne, a społecznie potępione?

          Zupełnie inaczej przedstawia się Jerzy Urban, były rzecznik prasowy rządu. Ateista bez wrażliwości jaką posiadał W. Jaruzelski. Był osobą przede wszystkim zacietrzewioną, cyniczną. Jak sam mówił, wielokrotnie był wkręcany przez propagandę komunistyczną. W sumie to nie ma się z czego chwalić, a jego pycha była/jest nieuzasadniona.

          Wszystko, co się w życiu wydarza, każdy szczegół, myśli są zapisane w „księdze życia”. Należy nie bagatelizować tej wiedzy. Kiedy stanie się na Sądzie Ostatecznym wszystkie uczynki dobre i złe zostaną człowiekowi ukazane. Może być wtedy wielki wstyd i cierpienie.

78. Przeznaczenie

78. Przeznaczenie

 

 

          Przeznaczenie to los, predestynacja nieodwołalna konieczność ustanowiona przez Boga. Tu na ziemi jesteśmy tylko pielgrzymami i przechodniami (św. Teresa Wielka 1515–1582). Świat nie jest wiecznym przeznaczeniem człowieka, lecz królestwo Boże. Najgłębsze pytanie o człowieka ostatecznie okazuje się pytaniem o Boga. Życie to czas, w którym szukamy Boga. Śmierć to czas, w którym Go znajdujemy (św. Fraciszek Salezy 1567–1622); Śmierć wydaje mi się rzeczą najłatwiejszą w świecie (św. Teresa Wielka);  Dla mnie samego godzina śmierci będzie godziną narodzin do nowego wspanialszego życia (Johan Gottlieb Fichte 1762–1814). Umieram wielbiąc Boga, kochając przyjaciół, nienawidząc wrogów, nie cierpiąc przesądów (Voltaire 1694–1778). W życiu wiecznym będziemy do maksimum wypełnieni miłością, dlatego szczęście życia wiecznego przekracza aktualne możliwości naszej wyobraźni. Życie wieczne to dar przebóstwienia (apoteoza) naturą Boga. Życie wieczne będzie polegało na tym, że z grzechu będziemy już wyleczeni zupełnie. Jeżeli żyjemy według zasad Bożych, już teraz doświadczamy Bożego pokoju, piękna i wspaniałości Bożego świata, już teraz zaczynamy być obywatelami Nieba. Ostateczną doskonałość osiągniemy dopiero w życiu wiecznym. Nie dla szczęścia wiecznego zostaliśmy stworzeni. Bóg stworzył nas dla siebie, chce na wieki związać się z nami miłością. Szczęście wieczne będzie tylko owocem naszego uczestnictwa w Tym, który jest Dobrem ostatecznym i naszym Ojcem. Życie wieczne będzie polegało na nie dającej się wyobrazić bliskości z Bogiem. Nie należy łączyć końca świata z katastrofizmem. Katastrofizm jest to pesymistyczny pogląd, że ludzkie dzieje zmierzają do nieuniknionej katastrofy ostatecznej. Już sam termin synteleia tou aionos (Mt 73,39n.49;24,3;28,20), który po polsku oddajemy jako „koniec świata”, zawiera w sobie sugestię, że nie chodzi tu o kres, ale o koniec pozytywny, w sensie uwieńczenia, wypełnienia się. Pierwszy krok przez ogień czyśćcowy, zgoła najboleśniejszy, to poznanie własnych grzechów (lekarz medycyny i mistyczka Adrienne von Speyr 1902–1976). Nasze życie to ciągłe narzeczeństwo, które ma zakończyć się mistycznym ślubem.

 

Człowieczy los jest fundamentalnym zagadnieniem w życiu człowieka. Przede wszystkim należy spojrzeć na nie z perspektywy wieczności. Kto lęka się śmierci, nie kocha Boga (św. Augustyn). Słowa te są przesadzone. Łatwo powiedzieć, a czuje się inaczej. Śmierć fizyczna kojarzy się najczęściej z bólem i to ból prawdopodobnie ludzi najbardziej przeraża. Pragną więc śmierci cichej, w czasie snu. Umierając, uwalniana jest dusza ludzka. Zaczyna się inne istnienie. Dusza jednoczy się z Bogiem. Wola ludzka sprzęga się z wolą Bożą w zależności od stopnia jej zażyłości z Bogiem. Człowiek pojmuje swój krótki pobyt na ziemi i dostrzega swoją niefrasobliwość życia. Jak w piosence: to nie to, to nie oto nam chodziło, nie o to szło.

 

Szczęście z definicji jest emocją pozytywną. Można ją rozpatrywać w aspekcie jej posiadania (mieć szczęście) lub odczuwania. Odczucie szczęścia jest najczęściej chwilową radością, przyjemnością, zadowoleniem czy nawet upojeniem, euforią. Trwałe zadowolenie wiąże się raczej z pogodą ducha, optymizmem, oceną własnego życia jako udanego, sensownego i wartościowego spełnienia się w życiu. Ponieważ szczęcie dotyka najgłębszych warstw człowieka nie można jednoznacznie i do końca zdefiniować tego pojęcia. Lew Tołstoj mawiał: największe szczęście w życiu – to żyć. Poczucie szczęścia może być też pozorne, iluzoryczne, fałszywe. Narkotyki, alkohol, seks i inne używki mogą oddziaływać na organizm ludzki stwarzając iluzję szczęścia. Takie szczęście (mierzone ilością serotoniny – hormonem szczęścia) najczęściej kończy się poczuciem zmęczenia, pobudzeniem, a nawet agresją. Dla wielu, szczęście jest celem do którego się zmierza. Zależy od człowieka i od  tego jak użyje swojej własnej wolnej woli. Szczęście jest nam obiecane gdy spoczniemy w Bogu. Wielkość szczęścia zależeć będzie od stopnia zażyłości i bliskości do Boga. Szczęście łączy się z tematem nieba o którym wcześniej napisałem.

 

Śmierć to granica życia cielesnego, a początek życia wiecznego i nowej podróży. Wraz ze śmiercią następuje rozdzielenie duszy i ciała – ciało ulega zniszczeniu, zaś dusza idzie na spotkanie z Bogiem i czeka na ponowne zjednoczenie z uwielbionym ciałem (por. KKK 997). To ponowne zjednoczenie, czyli zmartwychwstanie ciała, dokona się w dniu ostatecznym (por. KKK 1001). Śmierć dotyczy wszystkich bez wyjątków i przez to jest trwałym i pewnym elementem życia. W pewnym sensie człowiek jest bezsilny wobec śmierci. Jest to zjawisko biologiczne. Jeżeli przeraża, to z powodu chwilowego rozstania z umiłowaną osobą, rodziną, przyjaciółmi. Czy osoba umierająca ma świadomość swojej śmierci (błysk, na ułamek sekundy) tego nie wiemy. Kto wierzy, ten nawet nad mogiłą zauważy Jezusa, który jest zmartwychwstaniem i życiem. Jezus powiedział: Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie (J 11,25). Nie wolno bać się śmierci, bo lęk zakłóca przejście z jednego życia do drugiego. Prawdą jest, że inaczej odbiera się śmierć innych, a zgoła odmiennie własne umieranie. Rozpacz rodziny nie pomaga umierającemu. To, co można ofiarować umierającemu to pełne miłości towarzyszenie. Rozpacz rodziców przy umierającym dziecku może napełnić go poczuciem winy i dostarczyć mu dodatkowych cierpień. Śmierć jest większą tragedią dla rodziny, a nie dla osoby umierającej. Żałoba nie powinna trwać długo. Ona jakoby zatrzymuje zmarłego i nie pozwala mu odejść. Smutek niech zostanie w sercu, a nie w ubiorze i w znakach zewnętrznych. Ciszę po śmierci ukochanej osoby należy wypełnić znakami dobra, miłości, modlitwą. Chrystus, kiedy dowiedział się o śmierci Łazarza zapłakał. Współczuł wdowie, która opłakiwała zmarłego jedynaka: Pan użalił się nad nią (Łk 7,13). Gdy bliscy płaczą nie należy ich pocieszać. Każde słowo może być pustym frazesem. Żałoba to odpowiedni czas na płacz i tęsknotę. Jestem zwolennikiem „współczującego milczenia”, przez które wyraża się swój ból i smutek. Nie ma większego znaczenia sposób pochówku. W przyszłości kremacja stanie się koniecznością: bo prochem jesteś i w proch się obrócisz (Rdz 3,19). Papież Paweł VI twierdził, że kremacja nie dotyka duszy i nie przeszkadza boskiej wszechmocy odtworzyć ludzkie ciało. Nieprawdą jest, że po przekroczeniu granicy życia kończy się niewyczerpanme dotąd Boże Miłosierdzie (Fulla Horak – mistyczka). Ono jest zawsze nieskończone i niewyczerpywalne.

77. Sens życia

         Człowiek jako istota o wysokim poziomie inteligencji z pewnością zastanawia się nad sensem i celem życia. Gdy brak odniesień wyższego rzędu, on sam musi być dla siebie najwyższym autorytetem, całkowicie odpowiedzialnym za swoje decyzje. To z kolei wywołuje poczucie samotności, zagubienia i zagrożenia w świecie, lęku przed śmiercią (patrz: egzystencjalizm Heideggera, Jaspersa, Marcela, Sartre’a). Bardzo ciekawe są propozycje Joni Eareckson-Tada, która uległa wypadkowi. Jej książka inspirowała do szukania odpowiedzi na pytanie, jak spędzić czas na ziemi, aby go nie zmarnować i żeby pozostawić po sobie jakiś dobry ślad. Mnie osobiście podobają się słowa św. Augustyna: beata vita est gaudium de veritate (życie szczęśliwe to radość z prawdy). Dla Augustyna, jak i dla mnie, radością jest odnajdywanie Boga: Radujcie się zawsze w Panu (Flp 4,4).

          Obserwując świat, daje się zauważyć, że wszystko co istnieje jest potrzebne do komunikacji z drugą podobną sobie rzeczą (istotą). Nawet na poziomie świata materialnego, nieożywionego poszczególne atomy łączą się w cząsteczki. Są one sobie nawzajem potrzebne do budowania świata. Razem tworzą konkretną rzecz. Widać tu potrzebę spójności i łączności. Żadne stworzenie człowiecze nie istnieje tylko dla siebie, ale dla drugiego człowieka. Kto wierzy – wie, że człowiek żyje głównie dla swojego Stwórcy i swoich bliźnich. Kobiety rzadko zadają pytania o sens życia. Odpowiedź mają zakotwiczoną w swojej naturze z racji dawania życia z siebie, prokreacji. One wyczuwają i wiedzą, że nie mogą żyć tylko dla siebie.

          Wszyscy, którzy nie zauważają pierwiastka duchowego w człowieku mają problem z określeniem sensu i celu człowieka. Przykładem filozofii „beznadziei” jest twórczość nakreślona przez filozofa Fryderyka Nietzschego (1844–1900). Szukając sensu życia stworzył on pojęcie nadczłowieka (übermensch) jako celu rozwoju człowieka. Sugerował, że człowiek winien zmierzać do stania się nim. Brak punktu odniesienia powodował, że filozofia jego ma charakter oderwany, niespójny. Widać jak miota się i oburza. Według niego, istoty ludzkie to nic innego jak pomost między małpą a nadczłowiekiem. Człowiek nieuchronnie zmierza ku śmierci. Po niej nie ma już nic. Brak nadziei powoduje, że człowiek całe życie cierpi. Dla niego jednostka nie ma żadnego znaczenia, może jednak czerpać zadowolenie z bycia częścią dzikiego, wartkiego strumienia życia. Jak mówił,  należy cieszyć się chwilą. Ten, kto potrafi cieszyć się życiem, nie musi otaczać się bogactwami. Można podziwiać piękno życia, zaś prawdziwe istnienie to nie tylko jednostkowe życie, ale uczestnictwo w teatrze życia i historii. W nim należy szukać sensu życia i złagodzenie cierpień. F. Nietzsche podziwiał starożytnych Greków za ich poglądy etyczne, kładące nacisk na kształtowanie osobistej doskonałości i szlachetności każdego człowieka w obliczu przeznaczenia. Gardził judeochrześcijańską obsesją winy i grzechu, stawiającą za wzór człowieka dobrotliwego i miernego. Odrzucał też chrześcijański światopogląd mówiący, że życie po śmierci jest ważniejsze od doczesnego. F. Nietzsche stał w opozycji wobec poglądu, że człowiek nie robiący absolutnie nic ze swoim życiem, bierny i tym samym bezgrzeszny zasługuje na zbawienie, zaś jednostka twórcza, poszukująca prawdy wbrew przyjętym dogmatom może zostać potępiona za swoją odmienność od ogółu i uznana za „nienormalną”. F. Nietzsche ostrzega, że ten światopogląd (według niego chrześcijańskiej moralności) jest wsteczny i może doprowadzić lub już doprowadził do upadku ludzkości. Według filozofa wszystkie zakazy etyki chrześcijańskiej są sposobami zrównania słabych i miernych z silnymi i utalentowanymi, których chrześcijaństwo traktuje jako wcielone zło. Jego zdaniem, miłość nieprzyjaciół jest podłym i obłudnym szantażem, którego próbują tchórze i słabeusze wobec mocniejszych od siebie. Poglądy F. Nietzschego nie są drogą do poznania świata transcendentalnego. Filozof całkowicie neguje jego istnienie, krytykując przy tym tradycję judeochrześcijańską uznającą, że istnieje poza światem doczesnym, jakieś dobrotliwe, wszechmogące bóstwo. Filozof nawołuje do ponownego zwrócenia ludzkiej energii ku obecnemu życiu. Proponuje odrodzenie starożytnej idei wiecznego powrotu, głoszącej, że czas powtarza się cyklicznie. W tej koncepcji życie, obecne życie, jest jedyną rzeczą, która się liczy.

          Johann Gottlieb Fichte (1762–1814) uznawał rzeczywistość za wytwór wolnego czynu. „Ja” było dla niego czystą nieskończoną czynnością – tworzącą świat operacją rozumu. Człowiek poprzez własne działanie musi się stać tym, kim powinien oraz tworzyć świat takim, jaki być powinien. Był zwolennikiem teorii „czynu”, tj. działania świadomego, tworzącego rzeczywistość i nadającego jej sens. Osobiście odczytuję u Fichtego zapomnienie się w działaniu i pracy, aby nie dotykać spraw eschatologicznych (ostate-cznych).

          Podejście do istoty ludzkiej tylko jako istoty ewolucyjnej naraża ją na ewidentne zaliczenie jej do żyjących, a po śmierci do nieżyjących. Istota ludzka po śmierci schodziłaby ze spisu ludności. Dla denata przychodzi ostateczny kres istnienia. To, co pozostawił po sobie jest tylko śladem jego istnienia. Ta wizja nie daje powodów do radości. Niejeden żałuje przed śmiercią, że nie korzystał w pełni z życia. Z życia materialnego, które się bezpowrotnie kończy. Istota człekokształtna jest maleńkim trybikiem świata, w określonym czasie pełniła jakąś rolę. Jej obecność w świecie nie miała konieczności istnienia. Była przypadkiem, zdarzeniem statystycznym. Idąc tropem braku konieczności istnienia można zadać pytanie, po co człowiek istnieje?

          Osoby, które przyjmują pierwiastek duchowy wierzą, że człowiek został osobiście powołany do życia przez Istotę wyżej usytuowaną, jaką jest Stwórca (Bóg). Ewolucyjnie, istota człekokształtna nie była jeszcze w pełni tego słowa znaczenia człowiekiem. Była rozumna, rozwinięta, inteligentna, ale nie miała daru Bożego, jakim była natura Boża (dusza). Bóg musiał dopiero przebóstwić istotę człekokształtną.

          Sensem życia człowieka jest miłość. Człowiek jest jedynym stworzeniem na tej ziemi, którego Bóg chce dla niego samego, z którym chce się zaprzyjaźnić i związać odwzajemnioną miłością, dla którego Jego Jednorodzony Syn przeszedł przez krzyż i straszliwą mękę. Nadprzyrodzonym celem człowieka jest uczestnictwo w życiu Boga i dlatego człowiek otrzymał naturę zdolną do takiego uczestnictwa, czyli władze intelektu i woli otwarte na nieskończoność, które może w pełni zaspokoić tylko nieskończony Bóg (J. Duns Szkot).

          Droga do doskonałości polega na tym, że człowiek jest coraz mniej zdolny do zła. Każdy dobry czyn ma w sobie jakąś moc oczyszczającą. Dobra powinno się szukać, wtedy przyjemność pojawi się niejako automatycznie. Kiedy Bóg zsyła na nas coś złego, to jednocześnie udziela łaski, która sprawia, że to zło nas nie niszczy, lecz przeciwnie – przyczynia się do naszego dobra. Umacnia nas, aby zło owocowało dla dobra. Wartość moralną ludzkiego czynu mierzy się wielkością dobra, a nie wielkością pokonanych trudności. Trudniejsze sytuacje weryfikują wartość człowieka. Bóg może nas uzdolnić do tego, że nawet sytuacje bezsensowne i nierozumne będziemy przyjmowali w sposób głęboko sensowny i rozumny.

          Sens istnienia i życia to podstawowe zagadnienia dla każdego człowieka. Czy można odnaleźć ich sens żyjąc wyłącznie w wymiarze świata materialnego? Jeżeli ktoś powie: żyję dla dobra swojego nieuleczalnie chorego dziecka to można powiedzieć, że życie jego nabiera sensu. Sens pojawił się w wyniku konkretnego działania.

          Sens nie jest cnotą zapisaną w strukturze świata. Sens jest integralnie związany z pojęciem realizacji celu życia i ostatecznego celu człowieka. Jeżeli cel opiera się na czymś skończonym będzie zawsze przedmiotem pewnego niedosytu. Można powiedzieć, że granica jest śmiercią w szerokim tego słowa znaczeniu. Jeżeli życie człowieka nie jest dynamiczne, to jest w jakimś sensie skończone. Cel oparty na nieskończoności jest dynamiczny i twórczy. Gdy spojrzy się na świat, zauważa się, że takie pojęcia jak: wieczność, czas, przestrzeń, doskonałość, piękno, miłość, żal, dobro, zło, miłosierdzie są powiązane z pojęciem nieskończoności. Kiedyś „nieskończoność” mnie denerwowała ze względu na swoją nieoznaczoność i nieprzejrzystość. Istnienie nieskończoności nie może być też przedmiotem dowodu. Dziś widzę realny sens w tym pojęciu. Nasza egzystencja ludzka oparta została na tym zjawisku. Nieskończoność daje nam nieustającą możliwość ciągłego zmierzania do celu. Człowiek osiągając i pokonując kolejne odcinki drogi jest szczęśliwy. Czeka go jednak dalsza droga, a więc kolejna nadzieja na lepsze, doskonalsze. Dopóki nie widać kresu drogi, dopóty ma ona sens na konkretnym odcinku (Władysław Grzeszczyk). Zmierzanie do doskonałości i wieczności jest celem człowieka. Kochać to jedyna rzecz mogąca zapełnić wieczność. Nieskończoność potrzebuje bezkresów (Victor Hugo).

          Jak zauważam, Bóg posłużył się takimi pojęciami jak „probabilizm” (np. w ewolucji) i „nieskończoność”. Jedno i drugie nie da się ująć w ramy wyliczalne. Jest w tym jakaś tajemnica, a zarazem siła. Człowiek zagospodarował pojęcie nieskończoności do tworzenia różnych modeli matema-tycznych (teorie mnogości), i w tym rozumieniu, można powiedzieć, że istnieje właściwie nieskończenie wiele nieskończoności. Ma ono nawet swój symbol: rodzaj położonej ósemki , zwanej także „lemniskatą”. W modelach matematycznych pojawiają się czasem paradoksy (np. paradoks Hilberta, przyjmowanie nieskończoności za wyliczalną ilość), które w rzeczywistości określonej przez Boga nie istnieją.

          Życie wielu ludzi może być uczciwe, ale niewiele w nim jest sensu. Za mało jest wysiłku, aby pojąć wielkość darów, jakie otrzymał człowiek, a które winne w nim owocować. Bardzo często, ludzie bogaci, pozbawieni konieczności walki o byt, radości życia i wiary w jego sens, rozrywkami usiłują zagłuszyć pustkę życiową (dolce vita). Ilu ludzi jest niezadowolonych z tego, co czynią i posiadają? Mają negatywny stosunek do wszystkiego. Są niezadowoleni z życia. Doszukują się wszędzie ujemnych stron i braku sensu. Źle czynią, zarażając innych swoim malkontenctwem. Marazm, brak nadziei, apatia są przedsionkiem piekła na ziemi. Człowiek powinien mieć świadomość ludzkiej niedoskonałości. Ona to pozwala na pewien komfort  i równowagę psychiczną. Ile jest osób, które zadręczają się przez lata popełnionym grzechem (np. aborcji), po czym zapominają, że Chrystus odkupił już nasze winy. Popadają one w kolejny grzech i to cięższy – przeciw Duchowi Świętemu (braku nadziei). Niewiara w miłosierdzie Boga bardzo Boga obraża. Oczywiście świadomość, że nie jest się doskonałym nie zwalnia człowieka od odpowiedzialności wobec Boga. Nie wolno też tego nadużywać. Chcę jedynie zasygnalizować, że Bóg wiedząc o naszej niedoskonałości dał nam swój dar odkupieńczy i za to powinniśmy Bogu dziękować. Naszymi grzechami dajemy niejako Bogu szanse na okazanie nam swojego Miłosierdzia. To przewrotne, ale to jest prawda! Wiedza o tym, powinna  dać człowiekowi podstawę do radości i szczęścia.

          Człowiek, który zawarł związek małżeński, jak i samotny może żyć pełnią życia, mimo niespełnionych pragnień. Wrogość zamyka na racje drugiej strony. Skierowana przeciwko ludziom nigdy nie jest usprawiedliwiona. Należy życzyć każdemu człowiekowi, aby pod koniec życia mógł powiedzieć tak, jak św. Paweł w Drugim Liście do Tymoteusza: w dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem (2 Tm 4,7). Człowiek samotny jest wtedy, gdy żyje tylko dla siebie.