Nie miejmy żadnych kompleksów

 

           Łatwo bronić doktryny wiary wypracowanej przez tysiąclecia, o wiele trudniej dokonywać próby jej przebudowy. Głoszona katecheza stała się przedmiotem wiary tak silnej, że nawet gdybym udowadniał, że białe jest białe a czarne jest czarne nic by to nie dało. W zasadzie szkoda czasu na walkę z wiatrakami. Być może dałbym sobie spokój z dalszym pisaniem, gdyby nie szacunek jaki winien jestem okazać tym, którzy oczekują ode mnie zajęcia stanowiska.

          Pragnę odnieść się jedynie do teologicznej części listu pani Marii. W części duchowej niewiele mam do powiedzenia. Podobnie jestem gorącym zwolennikiem modlitwy różańcowej, a kult katolicki jest piękny i mi bardzo bliski.

 

          Przede wszystkim pragnę uświadomić, że w samym Kościele toczą się ciągle spory teologiczne. Kto zadał sobie trud przeczytania różnych opracowań teologicznych wie, że w świecie nauki nie ma spokoju. Ten fakt podpowiada rzecz znaczącą, że katecheza nie jest czymś zamkniętym. Należy więc dopuścić ewentualne zmiany i przyjąć, że w ekonomii Bożej, Bóg powoli ujawnia nowe Prawdy.

           Katecheza głosi, że Pismo święte pisane było pod natchnienie Bożym. O natchnieniu Pś pisałem niedawno. Przyjęcie, że całe Pś jest pisane pod natchnieniem spowodowało, że Pismo święte czyta się całkowicie bezkrytycznie. Strach jest myśleć inaczej?

          Jak już wielokrotnie pisałem Pismo święte jest kompilacją (połączeniem) Objawienia Bożego (w tej części pisanego pod natchnieniem), historii żydowskiej, ale też partykularnych interesów najprzeróżniejszych warstw religijnych: Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami. Poznacie ich po ich owocach. Owszem wiary trzeba chronić, ale to jest też przykład dyscyplinowania wiernych, zamykania ust tym, którzy mają coś do powiedzenia.

          To szokuje, ale nauka coraz więcej okazuje sprzeczności jakie się zagnieździły w Piśmie świętym. Opracowań na ten temat jest tak wiele, że nie muszę już tak gorąco przekonywać do racjonalnego oglądu Pisma świętego. Sam wiele na ten temat pisałem.

          Muszę podkreślić, że im więcej wiem o Piśmie świętym, tym bardziej jestem nim zauroczony. Bóg dopuścił to całe zamieszanie, abyśmy Go ciągle szukali i na nowo odczytywali. Ujawniono niedawno, św. Teresa z Kalkuty miała w swoim życiu wiele czarnych dni. Wyszła z nich obronną ręką. To daje do myślenia. Nie bójmy się więc mieć wątpliwości. Szukajmy Prawdy bez przerwy. Nie miejmy żadnych kompleksów.

          Mateusz w rozdziale Jezus a Prawo (Mt 5,17–20) nie poradził sobie z sprzecznością, którą nie trudno zauważyć. Z jednej strony mówi, że Jezus nie przyszedł, aby cokolwiek zmieniać w Prawie, po czym to On szokował właśnie zmianą prawa i obyczajów.

         Słowa Jezusa:  Idź precz, szatanie! (Mt 4,10) już omawiałem na tym portalu. Może kiedyś doczekam się „pogrzebu szatana”. Proszę pomyśleć, jak wiele trzeba będzie zmienić w wierze? Liczę, że ta figura konceptualna sama doprowadzi siebie do zniszczenia. Na Boga, nie można wierzyć w szatana! To absurd!

          Musimy nauczyć się, że nie Pismo święte, święte obrazki, kapłani są przedmiotem uświęcenia, a jedynie wiara w istnienie Boga. Podchodźmy do wspomnianych sakramentalii jak do zwyczajnych źródeł poznawczych. One mają nam pomagać. My nie musimy ich uświęcać.

 

          Wiem, że  zaburzam spokój Waszego ducha. Proszę ze spokojem przemyśleć zagadnienie. To co ja piszę jest moim oglądem. Każdy może pozostać przy swoim. Nikogo nie namawiam do zmiany wiary. Nie prezentuję niczyich interesów. Odpowiadam za każde napisane słowo. Wierzę w Jedynego oraz w rozsądek ludzki.

 

Pani Maria Orłowska napisała

 

        Autor natchniony pierwszej Ewangelii (nie przypadkiem pierwszej), Patron dzisiejszego dnia, pośród wielu genialnych myśli Jezusa Chrystusa, zapisał:

Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie! Albowiem na tym polega Prawo i Prorocy.”(Mt7,12)

Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt25,40)

     I to budzące głęboki niepokój ostrzeżenie:

“Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami. Poznacie ich po ich owocach.”(Mt7,15)

     I ta konkretna wykładnia:

“Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić.  Zaprawdę bowiem powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni.  Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim.  Bo powiadam wam: Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego.  Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: Raka, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: Bezbożniku, podlega karze piekła ognistego.” (Mt5;17-22)

      Dekalog znamy, Jezus Chrystus uczy jak go wypełniać w najdrobniejszych szczegółach.Swoim jednym Słowem wypędza z człowieka szatanów, którzy zniewalając wewnętrznie, popychają do łamania Dekalogu w sposób zewnętrzny, niejednokrotnie straszliwy. Na przykładzie samego Jezusa wyraźnie jest ukazane, że nie mają względu na osobę, skoro zły duch ośmielił się  prowokować nawet Syna Bożego.

      Podsumowaniem niech będą dwie konkretne wskazówki do walki duchowej  wg Ewangelii Mateusza:

“Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi.”(Mt5,37)

W przypadku zaś nachalnego nękania tylko te trzy Słowa Chrystusa:

“Idź precz, szatanie!”(Mt4,10)

         Weźmy dziś do rąk Ewangelię wg św. Mateusza, wczytajmy się w niezwykłe, bo Boże Słowa, a potem może wybierzmy się do kościoła, aby skorzystać z Sakramentu duchowego uzdrowienia. Ludzie, posługujący modlitwą wstawienniczą o uzdrowienie, zwrócili uwagę na pewien fenomen. Otóż zalecili, chorującym fizycznie,generalną spowiedź, a w momencie uzyskiwania absolucji sugerowali skierowanie do Pana Jezusa prośby: “Uzdrowiłeś moją duszę, więc według Twego Słowa uzdrów, proszę, moje ciało”. Okazało się, że ludzie odzyskiwali zdrowie w czasie uzyskiwania rozgrzeszenia po dobrej spowiedzi!

     To wszystko w oparciu o Ewangelię Mt 9,5-7 (uzdrowienie paralityka), którą obrazowo rozwinęli ewangeliści Marek i Łukasz, opisując spektakularne opuszczenie sparaliżowanego przez dach. Może też, idąc dziś do kościoła, zanieśmy (na wzór ewangelicznych czterech tragarzy) w sercu kogoś bliskiego, tak sparaliżowanego złem, że nie jest już sam w stanie dotrzeć do kratek konfesjonału? Ofiarujmy w jego intencji Mszę Świętą, a potem hojnie dodajmy modlitwę różańcową. SZCZĘŚĆ BOŻE!

 

 

 

 

 

Satanizm, a wiara w Boga

Czy można wierzyć w byt ontyczny szatana nie wierząc w Boga?

 

          W postawionym pytaniu dostrzegam pewne niezrozumienie filozofii satanizmu. Wbrew pozorom nie jest ona religią, a raczej pewną postawą wobec życia. Nie istnieje coś takiego jak jedna doktryna satanistyczna. Jej rodzajów i odmian jest tyle ilu jest samych satanistów. W niej najczęściej zauważa się bunt wobec obowiązujących norm społecznych i religijnych. Sataniści uważają, że religia, społeczne konwencje jak i wszelkie prawa zniewalają człowieka. Nie chcą ślepo im się podporządkowywać. Szukają oni przede wszystkim pełnej wolności. Ich potrzeby są bardzo egoistyczne. Walczą o własne przywileje. Nie potrzebują żadnego kodeksu etycznego, bo wystarczy im ich własny rozum. Człowiek jest sam dla siebie sterem i żeglarzem, sędzią i najważniejszą lub jedyną wyrocznią. W miłości najważniejsze są własne doznania. Oddawanie się drugiej osobie jest często nietrafione i nic dobrego z tego nie wynika. Pełna miłość łączy się ze zrozumieniem drugiego człowieka – a wtedy działanie na jego korzyść jest naturalnym i przyjemnym uzupełnieniem.        

           U satanistów statystycznie przeważa ateizm. Niektórzy jednak wierzą w Boga. Przyjmują, że Bóg powołał ludzi dobrych. Nie potrzebują więc kontroli za pomocą zewnętrznej moralności. Sami dla siebie są wystarczającym wyznacznikiem tego, co jest dobre, a co złe. Sataniści uważają się za ludzi racjonalnych i mądrych. Wiedzą, że za wolnością idzie odpowiedzialność. Nie chcą nic przyjmować na wiarę. Chcą do wszystkiego zachować dystans. Uważają, że dogmaty, zakazy i nakazy służą interesom kościołów (różnych).

          Sataniści chcą być tolerancyjni. Szanują tych, co wierzą. Jak mówią – to ich sprawa. Nie chcą jedynie, aby im kto narzucał jakąkolwiek wiarę. Uważają, że najważniejsze jest to, co jest teraz na ziemi. To co w „górze” nie jest sprawdzone, racjonalne. Owszem bogom należy się szacunek i ostrożne podejście jest jak najbardziej wskazane, ale bez fałszywej czci i bez poddaństwa.

           Sataniści nie oddają czci szatanowi. Traktują go raczej jako symbol, a nie jako realną postać.  Jak sami mówią: Nie składamy mu ofiar – z magicznego punktu widzenia nie ma to sensu. Z jakiegokolwiek innego zresztą też. Nie składamy ofiar, podkreślę na wszelki wypadek, bo do niektórych to nie dociera. Co więcej – zła sława satanizmu, jeśli chodzi o ofiary, jest jednym wielkim nieporozumieniem. Morderstwa i oddawanie czci Szatanowi nie jest przyczyną społecznej fobii – jest jej wynikiem. W tym miejscu muszę zmartwić obydwie strony barykady. Czciciele Szatana swoje chore pomysły biorą z propagandy antysatanistycznej, która co jakiś czas odżywa w środkach masowego przekazu, kiedy nie ma o czym pisać, kiedy pod ręką nie ma akurat żadnej wojny a nasi kochani politycy nie wygłupili się jakoś szczególnie. Kult Szatana jest wytworem wyobraźni i szukaniem zła nie tam, gdzie ono faktycznie się znajduje. A to, że owo zło przybiera później postać faktów dokonanych jest wręcz naturalną konsekwencją. Tak samo Czarne Msze i odmawianie Ojcze Nasz wspak. W ten sposób powstał “Młot na Czarownice” i inne radosne wykwity naszej kultury, które jednej stronie służą jako definicja i opis Zła, a drugiej jako podręcznik “Jak być Złym”. Tak to właśnie działa.

          Na temat satanizmu należałoby napisać osobny wykład. Aby zrozumieć, trzeba zapoznać się z ich filozofią. Póki co, zauważam ogromne nieporozumienie opiniotwórcze. Satanistów traktuje się z góry jako wielkie zło. Przypisuje się im nieprawdziwą „gębę”. Kto pozna ich filozofię dokładnie dostrzeże w nich również własne przemyślenia. Może być zaskoczony zbieżnością myśli w wielu sprawach. Niejeden pomyśli sobie – no tak, ale jak się do tego przyznać. Jeszcze pomyślą, że jestem satanistą.

          W przypadku „dzieci kwiatów” świat przyznał się do niezrozumienia ich przesłania i błędnego ich traktowania. Nie umieli zrozumieć nowego pokolenia i nowych wyzwań. Oni odnawiali hasła pozytywne, które straciły swą żywotność. Sataniści to też rodzaj sprzeciwu i buntu wobec hipokryzji kościołów i ludzi uważających się za pobożnych. Warto zadać sobie trud, i poznać, o co tak naprawdę satanistom chodzi. Nie potępiać, a zrozumieć.

         

 

Wiara w szatana

 

Wiara w szatana

 

          Muszę się przyznać, że mam swoje ulubione tematy teologiczne. Jednym z nich jest udowadnianie, że szatan jako osobny byt ontologiczny nie istnieje. Na ten temat pisałem już parokrotnie. Odkąd pozbyłem się wiary w szatana jest mi o wiele lepiej na duszy. Świat stał się dla mnie bardziej przyjazny i wesoły. Najwięcej dowodów na jego nieistnienie odkrywam w samym Piśmie świętym. Oto przykład.

          Jezus uzdrowił kobietę, która od 18 lat była pochylona i w żaden sposób nie mogła się wyprostować. Do kobiety Jezus powiedział Niewiasto, jesteś wolna od swojej niemocy (Łk 13,12). Pochylenie postawy kobiety można zdiagnozować porażeniem mięśni lub nerwów[1]. Potem Jezus użył innego określenia: A tej córki Abrahama, którą szatan osiemnaście lat trzymał na uwięzi… (Łk 13,16). Widać tu wyraźnie, że słowo szatan Jezus użył zastępczo do niemocy, jako zła wynikającego z choroby.

          Paradoksalnie to nie szatan jest źródłem grzechu. Grzech pojawił się na skutek dobra jakie stworzył Bóg. One stanowią dla człowieka pokusę przez swoją atrakcyjność. Błędem byłoby wnioskowanie, że to Bóg stworzył zło. Nie stworzył, ale dopuścił do niego człowieka przez danie mu daru wolności wyboru.  Albowiem Bóg poddał wszystkich nieposłuszeństwu, aby wszystkim okazać swe miłosierdzie (Rz 11,32).

 

 



[1] Karol Herman Schelkle, Teologia Nowego Testamentu, Stworzenie, Wyd. WAM Kraków 1984, s. 43.

Piąta Ewangelia

Piąta Ewangelia

 

          Dzisiaj „Piątą Ewangelię” uważa się  za pojęcie obejmujące kilka rzeczywistości. Niektórzy dopatrują się pewnej postawy człowieka żyjącego według nauki Jezusa, inni doszukują się kolejnej ewangelii opracowanej na podstawie istniejących czterech ewangelii kanonicznych. Czy piąta Ewangelia w ogóle istnieje?

          Wśród wielu innych propozycji za piątą Ewangelię uważa się Ewangelię Tomasza, apokryf  powstały  prawdopodobnie przed końcem II wieku. Tekst zawiera 114 powiedzeń (logia) Jezusa, które miał zapisać Apostoł Tomasz. Ewangelia Tomasza jest jednym z tekstów odkrytych w 1945 roku w Nag Hammadi w zbiorze trzynastu koptyjskich kodeksów papirusowych. Opublikowana została w roku 1959. Odkrycie jej potwierdziło istnienie Źródła Q, które zawierało spis powiedzeń Jezusa.

          W pierwszych wiekach chrześcijaństwa pojawiali się głosiciele „wędrowcy Jezusa” ewangelicznego życia na wzór życia Jezusa. Odbierani byli podejrzliwie. Niejednokrotnie aresztowani. Słowa ich jednak wprowadzały zdumienie. Trudno było dopatrzeć się u nich herezji. Często cytowali słowa z piątej ewangelii, które niewiele różniły się od słów kanonicznych. Być może, że to ich czyste spojrzenie ewangeliczne, sposób życia ujęte zostało pod  nazwą „piątej ewangelii”.

          W „Piątej Ewangelii” filozoteizm dopatruje się potrzeby ciągłego odnawiania ducha Chrystusowego. Tajemnica jej jest inspiracją ciągłego odczytywania znaków swojego czasu. Jezus niczego nie dokończył, nie zamknął. On otworzył nam okno na świat: szukajcie, a znajdziecie (Łk 11,9). Nasza wiara powinna być stale poszukująca. Trzeba wzajemnie jej się uczyć. Można się nawet o nią spierać. Jezus w tym względzie był radykalny: Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową; i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy. Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je. A kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je (Mt 10,34–39); jeśli więc prawe twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie […] jeśli prawa twoja ręka jest ci powodem do grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie […] Jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi (Mt 5,29–30.39) Niektórych słowa te porażają i gorszą, bo odbierają je dosłownie. W tych słowach jest wezwanie do żarliwości wiary i postawy życiowej.  Kto potrafi ponieść się wezwaniom Jezusa, już za życia staje się Jego godzien.

Stygmaty

Stygmaty

 

          Stygmaty to widome lub ukryte rany Chrystusa, które pokazują się na ciele (lub są niewidoczne) i są symbolem szczególnego związku człowieka z Bogiem. Ich pochodzenie nie jest jednoznaczne. Każdy przypadek na swoje niuanse. Większość otrzymała pięć stygmatów, jednak byli tacy, którzy obdarzeni zostali tylko jedną raną (np. św. Ryta z Cascii, zm. 1457). Do stygmatów należy zaliczyć również ślady korony cierniowej, ślady biczowania, zapachu, czy krwawego potu. Różnice suponują, że w tym zjawisku może współuczestniczyć sam człowiek. Filozoteizm umiejscawia wszelkie zjawiska transcendentne w obrębie przestrzeni człowieka. W człowieku rodzi się obraz Boga. Tu rozstrzygają się wszelkie dylematy duchowe. Bóg jest w człowieku. Organy człowieka związane są z wolą człowieka. Dusza ludzka kształtuje osobowość, a to się przekłada na gesty, zachowania i metabolizm człowieka. Doświadczenie pokazuje, że jedynie osoby specjalnie predestynowane (ulegające ekstazom), mogły otrzymać stygmaty.  Stygmaty mogą być wywołane przez człowieka na skutek pragnień religijnych. Znane są przypadki autokreacji znaków na ciele pod wpływem medytacji, emocji, ekstaz duchowych czy nawet ćwiczeń. Wola oddziaływuje na mózg, który pobudzony uruchamia odpowiednie funkcje organiczne. Kto we Mnie [w Jezusa] wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję, owszem, i większe od tych uczyni, bo Ja idę do Ojca (J 14,12). 

          Stygmaty, choć cielesne, mocno osadzone są w duszy. Nie jest łatwo je samemu usunąć. Z badań historycznych wiadomo, że Jezus był przybity do Krzyża w nadgarstkach. Stygmatycy tam mieli rany, gdzie, jak myśleli, miał je Chrystus[1]. Różnicę tłumaczy się sugestią jaka zrodziła się po malowaniu obrazu (niestety autora nie pamiętam) Jezusa ukrzyżowanego w pierwszych wiekach po Chrystusie. Tam malarz umieścił rany na dłoni. Obraz ten zaważył na poglądzie dalszych pokoleń. Jedynie dwóch malarzy flamandzkich: Rubens i Van Dyck  namalowali prawidłowo miejsce przebicia rąk w nadgarstkach. Obaj studiowali Całun. Odsłonięcie Całunu Turyńskiego przywróciło temat i wzbudziło wątpliwości pochodzenia stygmatów. Czy Bóg celowo wprowadzałby ludzi w błąd?

          Pierwszym stygmatykiem był Franciszek z Asyżu (zm. 1226). Otrzymał stygmaty dwa lata przed śmiercią. Malarz Angiolo di Bondone, zwanym Giotto (ok. 1266–1337) w latach 1266–1337 namalował fresk na sklepieniu kościoła w Asyżu, na którym stygmaty Franciszka umiejscowione są na dłoniach, a nie w nadgarstkach.

          Po śmierci ojca Pio (zm 1968) stygmaty zniknęły bez śladu. Dlaczego? Bóg przecież nie musiał zacierać śladów swojej aktywności. To zbyt ludzkie. Stygmaty pochodzenia boskiego to sakramenty, czyli widzialne znaki niewidzialnej łaski. Rany zniknęły przed samą śmiercią. Blizny jednak powinny pozostać.   Po śmierci stygmatyczki Passitea Crogi (zm. 1615) siostry zakonne oglądały stygmaty. Zebrały też niewielką ilość krwi pochodzącej z jej ran. Te przypadki są odmiennie różne.

          W przypadku stygmatyczki bł. Osanny z Mantui (zm. 1505 r.), po śmierci stygmaty stały się bardzo wyraziste.  Weronika Giuliani (zm. 1727) była w mocy czasowego zabliźniania ran na prośbę swojego biskupa. U św. Gemma Cagani (zm. 1903) rany okresowo znikały całkowicie nie zostawiając żadnych śladów.

          Naliczono ponad 321 autentycznych stygmatyków (dane z 1894 r.)[2]. Nie wszyscy zostali kanonizowani.

          Niezależnie od prawdy ich pochodzenia, stygmaty pokazują ścisły związek i zażyłość z Bogiem. Nad tą tajemnicą należy pochylić głowę. Nie wszystko rozumiemy, ale spożywamy owoce tych cudownych wydarzeń.



[1]  Stanisław Waliszewski Całun Turyński Dzisiaj, Wyd.WAM Kraków 1985, s.79.

[2] Joan Carroll Cruz, Tajemnice, cuda i osobliwość w życiu świętych, Wyd. Exter Gdańsk 2004. s.234–235.

Prawda jest jedna

Prawda jest jedna

 

          Czytając Pismo święte, opracowania teologiczne zauważa się w nich wiele (tysiące) niekonsekwencji. Wiele zdań jest wzajemnie sprzecznych. A przecież Prawda jest jedna. Jeżeli są rozbieżności, to znaczy, że konstrukcja wiary nie jest do końca prawdziwa. Ciągłe remontowanie budowli wiary nie jest już wystarczające. Trzeba zburzyć stary budynek i zbudować nowy. Z tym faktem należy się pogodzić. Im szybciej to się uczyni tym lepiej.

 

Kilka przykładów.

 

Opowieść o mędrcach ze Wschodu (Mt 2,1–12) uważa się za haggadę teologiczną. W trakcie dalszego opracowania przywołuje się przybycie  magów jako fakt rzeczywisty[1].

 

Maryja świadomie powiedziała „fiat”. Dziwi więc fakt, że przyjmuje się, że w okresie dzieciństwa Jezusa rodzice Maryja i Józef nie byli świadomi, że Jezus jest Rodzonym Synem Ojca Niebieskiego[2]: Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział (Łk 2,50).

 

Katecheza głosi, że w Betlejem urodził się Bóg (Bóg się rodzi Moc truchleje – z kolędy). W myśl tej nauki trudno przyjąć, że: Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi (Łk 2,52). Uczący się Bóg jest paradoksem.

 

Fakt chrztu Jezusa podzielił teologów. Chrzest Janowy był oczyszczający z grzechu. W katechezie przyjmuje się, że Jezus był bezgrzeszny. Zagadkę tę rozwiązuje filozoteizm dostrzegając w Jezusie człowieka, który dopiero dochodził do swojej Chwały. Za życia podlegał tym samym pokusom, co każdy inny człowiek.

          Niektóre nieporozumienia i niekonsekwencje zostały usunięte przez filozoteizm. Nowe propozycje teologiczne są ze sobą spójne. To powinno zachęcić do dalszych badań egzegetycznych w tym duchu.

          Ujawnienie sprzeczności biblijnych może zniechęcić do wiary. Przykładem jest kilku księży, którzy po przemyśleniach, przez swoją uczciwość, niedawno, odeszli od kapłaństwa. Stracili przy tym wiarę w Jezusa jako Syna Bożego. Szkoda. Osoby, w których pojawi się zwątpienie niech pamiętają, że Bóg jest logiczną koniecznością. Jeżeli On Jest, to reszta jest do przebadania, omówienia, przekonywania. Bóg jest Opoką wiary. Reszta jest subiektywnym oglądem. Na tym poziomie wiary wierzy się w Boga istniejącego, ale w jakimś sensie statycznego. On po prostu Jest. Postać Jezusa jako Wcielenie Boga, tak kontrowersyjna, jest dopełnieniem wiary. Kto ma wątpliwości, może je mieć. Nic się nie dzieje. Kto uwierzył w Jezusa Chrystusa ma pełniejszy obraz Boga działającego. Przede wszystkim przez Jezusa możemy lepiej poznać samych siebie. Jezus wiele tłumaczy i wyjaśnia.

          Według mojego oglądu, to wiara powinna dotyczyć nie Boga (bo Bóg jest bezspornie potrzebny do wyjaśnienia istnienia świata) lecz Jego Syna Jezusa. Wcielenie nie należy rozumieć jako wejście Boga w ciało Jezusa. Dusza Jezusa zespoliła się całkowicie z duchem Boga w jedno Misterium. Tym aktem Bóg uświęcił człowieka do swojej godności. Wielkość tego wydarzenia przekracza mój umysł. Jako człowiek nauk ścisłych (geofizyk, informatyk, racjonalista) jestem zmuszony uruchomić pokłady wiary. O dziwo jest mi z tym dobrze.

 



[1] S. Czesław Stanisław Bartnik, Dogmatyka Wyd. RW KUL Lublin 1999, Haggada teologiczna o magach – mędrcach ze Wschodu (s.563);  Tam też musieli przybyć magowie mędrcy (s. 564).

[2] Tamże, Przede wszystkim nie rozumieli wówczas trynitologii, czyli że Jezus Chrystus jest Rodzonym Synem Ojca Niebieskiego (s.568).

Wykorzystanie imienia Bożego

Wykorzystanie imienia Bożego

 

          Święte tytuły i hasła winne sygnalizować orientację podmiotu, partii czy instytucji. Czy jest tak naprawdę? Stary Testament autoryzuje ludzkie prawa żydowskie imieniem Boga. Pan powiedział. Przekleństwa zostały włożone w „usta” Boga. Stary Testament nagminnie straszy Bogiem. Bóg przedstawiany jest jako groźny Pan i Władca. Podobnie powtarza to katecheza kościelna: Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobro nagradza, a za zło karze.

 

Niech mi Pan to uczyni i tamto dorzuci  (Rt 1,17; 1 Sm 3,17; 14,4; 20,13; 25,22; 2 Sm 3,9,35;) – przekleństwo starotestamentowe, siarczyste, radykalne.

 

Partia Prawo i Sprawiedliwość. Trudno mi doszukać się w tej partii praworządności i sprawiedliwości.

 

Partie chadeckie, które mają w nazwie  „chrześcijańska” mogą nie mieć nic wspólnego z etyką chrześcijańską, np. głoszą hasła aborcyjne.

 

Okrzykiem: Bóg tak chce! rozpoczęła się pierwsza krucjata.

 

Na klamrach u pasów żołnierzy niemieckich w obu wojnach światowych widniał napis: Gott mit uns (Bóg z nami).

 

Obrońcy krzyża przed pałacem prezydenckim powołując się na Jezusa potępiali współbraci.

 

Wieszanie krzyży w miejscach publicznych może być nietaktem wobec innych wyznań.

 

Osoby niewierzące używają aktów strzelistych: o Boże!, o Jezus Maria!.

 

Niejednokrotnie słowa święte łączone są wulgaryzmami np.: o Matko Boska, o k….

 

Na sztandarach z krzyżem i mieczem wprowadzano wiarę chrześcijańską. Jeśli się [kto] nie nawróci, miecz swój On wyostrzy (Ps 7,13).

 

W imię Boga palono ludzi na stosach i gilotynowano.

 

Osoby uważające się za pobożne wykazują ogromną nietolerancję wobec innych. Pogardzają innowiercami.

 

Kościół uważa swoją doktrynę religijną za bezbłędną.

 

Dogmat o nieomylności papieża jest anty-dogmatem.

 

Kościół nadmuchując grzeszność wynikającą ze słabości ciała czyni spustoszenie w psychice ludzkiej. Kojarzenie potrzeb ciała z grzechem jest nadinterpretacją i nadużyciem. Samo ciało nigdy nie grzeszy! Grzech występuje wyłącznie w sferze woli, umysłu i sumienia. Skrajnym stanowiskiem jest potępianie grzeszników. Objawia się przy tym antyteza miłości braterskiej. Jest ona czasem o wiele groźniejsza niż sama materia grzechu.

 

O tempora, o mores!        

 

          Jak widać Bóg bez przerwy był i jest wykorzystywany przez ludzi i różne organizacje do swych niecnych celów: Od proroka do kapłana – wszyscy popełniają oszustwa (Jr 6,13). Bóg do dnia dzisiejszego dopuszcza  profanację swojego imienia. Jest cierpliwy: niech przeklina, gdyż Pan mu na to pozwolił (2 Sm 16,11).

          Wobec powyższych obrzydliwości staję wobec Boga w postawie pełnej pokory modląc się. Ojcze!  odpuść im: bo nie wiedzą, co czynią (Łk 23,34).

Wizja nowego kościoła.

Wizja nowego kościoła.

 

          Filozoteizm powstał z potrzeby czasu. Nie jest on nastawiony przeciw Kościołowi ani kapłaństwu. Przeciwnie, szerzy pogląd o konieczności istnienia instytucji, która ma za zadanie przechowywanie depozytu i głoszenia Prawd wiary. Owszem sprzeciwia się głupocie, fundamentalizmowi, infantylności katechezy, hermetycznemu dogmatyzmowi, nieobyczajności kapłanów itp. Domaga się rzetelnej wiedzy religijnej na miarę dzisiejszego rozwoju człowieka. Nie chodzi tu o Kościół Chrystusowy, który nie musi ulegać zmianie, ale instytucjonalny.

          Rozumiem problem kościoła instytucjonalnego. Do tej pory wszelkie nowinki teologiczne niezgodne z doktryną wiary były z mocy prawa kanonicznego likwidowane. Stosunkowo łatwo było pod groźbą ekskomuniki, potępienia, straszenia piekłem i szatanem utrzymywać stare poglądy. Teraz coraz mniej skuteczne są dotychczasowe metody dyscyplinowania wiernych.

          W samym kościele pojawiają się bunty (siostry Betanki, ks. Natanek, lefebryści,…), które są zgorszeniem dla wiernych. Przed pałacem prezydenckim zabrakło szacunku dla kapłanów, którzy chcieli uchronić krzyż przed profanacją tłumu. Biedne, zagubione i skołowane istoty walczyły  nie wiadomo o co. Nie miały wyczucia, że pewnym elitom politycznym jest to na rękę. Kościół zbyt radykalnie miesza się w politykę. To paradoksalne, ale kościół czyni zgorszenie (pedofilia) na wielu płaszczyznach swojej działalności. Jak mówił bs. Tadeusz Pieronek: Trzeba bić na alarm: biskupstwa to w Polsce dwory. A dwór i służba to fałszywa wizja Kościoła. Nie chcę czynić nagonki na kościół i nie chcę tutaj wytykać jego błędów. Pragnę zachęcić wszystkich, aby domagali się czystości wiary na każdym polu duszpasterkim.

          Obecna sytuacja wymaga bardzo gruntownej zmiany i to na szerokim froncie religijnym. Zmienić trzeba bardzo wiele. Od katechezy po prawo kanoniczne.

          Trzeba zacząć od podstaw wiary według obecnego stanu wiedzy. Do tego potrzebna jest właściwa postawa i kultura słowa. Można rozpocząć powszechną dyskusję opierając się na uczonych różnych opcji i dziedzin. Nie należy się bać, bo o Prawdę chodzi. Wszystko może odbywać się w atmosferze spokoju, a nawet w atmosferze modlitewnej. Gdy będziemy mieli dobre intencje, sam Duch Święty pomoże nam w rozwiązaniu tego niebotycznego problemu. Musimy być dla siebie przede wszystkim życzliwi. Nikt nie może być pewny swoich racji. Tam gdzie jest dobra wola i miłość braterska tam muszą pojawić się owoce. Przecież o naszą wiarę chodzi.

          Ponieważ kościelne młyny mielą wolno laikat powinien niemalże wymuszać reakcję kościoła. Gniewajcie się, a nie grzeszcie (Ef 4,26). Nam jest potrzebny nowy sobór, na którym można by było poruszyć palące sprawy. Do nich należy dopuścić naukowców wielu dziedzin, w tym również laikat.

 

Proszę, zabierzcie głos w tej sprawie.

 

 

Ojciec Pio przepowiada koniec świata

          Artykuł Anny Nowak Ojciec Pio przepowiada koniec świata, który wyświetlił się na Onet.pl w dniu 9/10.09.2011 r. przynosi więcej szkody niż pożytku. Infantylność przekazu zniechęca do pobożnego zakonnika, który w swoim życiu zrobił bardzo dużo dobrego. M.innymi z jego inicjatywy powstał w San Giovanni Rotondo wspaniały szpital, w którym mogą leczyć się również ubodzy.

          Ojciec Pio jest postacią medialną, wykreowaną w atmosferze sensacji  i ezoteryzmu. Do jego właściwości paranormalnych należy podchodzić bez niezdrowej emocji. Wiele jest w tym dziennikarskiej przesady.

           Stygmaty ojca Pio pojawiły się nie w miejscu faktycznego ukrzyżowania Jezusa (w nadgarstku), a na środku dłoni. Być może mylny obraz ukrzyżowanego Jezusa (autora nie pamiętam), od którego zaczęły pojawiać się stygmaty na niewłaściwym miejscu jest sygnałem, że stygmaty nie tyle są darem Boga, co pragnieniem stygmatyka. Poprzez zjawiska neurotyczne jakie zachodzą w mózgu oraz wielkie pragnienie, organizm ludzki może wykreować stygmaty sam (nauka to udowodniła). Bóg na to zezwala. Gdyby były one tylko darem Boga byłyby one na właściwym miejscu. W przypadku ojca Pio stygmaty zniknęły przed jego śmiercią.

          W objawieniach prywatnych ojca Pio ujawniają się antropologizmy, typowe dla tego typu przekazów. Według obecnej wiedzy, przeżycia (neurotyczne) te muszą być transponowane przez mózg. W ich wyniku powstają obrazy widziane oczyma obdarowanego. Należy przyjmować je z wiarą teologiczną, a nie jako opis zdarzenia sportretowanego.

         W profetyzmie ojca Pio przebijają się wersety z Nowego Testamentu i wyczuwa się ich klimat: Nieustannie będzie padać deszcz ognisty. Rozpocznie się to w bardzo mroźną noc. Grzmoty i trzęsienia ziemi będą trwać trzy dni i trzy noce. Będzie to dowodem, że przede wszystkim jest Bóg. Ci, którzy we Mnie pokładają nadzieję i wierzą Moim słowom, niech się nie boją, bo ja ich nie opuszczę. Szczególnie tych, którzy niniejsze ostrzeżenie podadzą innym dla ich dobra, żeby się ludzie nawrócili i przestali źle czynić. Podobne opisy działają mocno na wyobraźnię. W gruncie rzeczy straszą ludzi. Bóg jawi się jako okrutny Pan i Władca bez cienia litości, a o miłosierdziu nie wspomnę.

          Powoływanie się na aniołów i szatana powoli przechodzi do lamusa. Trudno wierzyć, że ojciec był bity przez szatana, którego nie ma ontycznie. Dobrze jest zachować dla ojca Pio wiele szacunku i miłości. Był on człowiekiem bardzo blisko Boga. Nie pozbawiam go zdolności mistycznych, ale chcę aby były one naprawdę sacrum, a nie sensacyjne.

 

Przedruk z onet.pl

“Niewielu słyszało, że podczas swojego życia zakonnik doznawał objawień o charakterze profetycznym. Choć żył on na przełomie dwóch poprzednich stuleci, zasługuje na miano współczesnego mistyka jak nikt inny.

Jego prawdziwe imię i nazwisko to Francesco Forgione, jednak dziś cały świat zna go jako ojca Pio. Urodził się w 1887 roku w Pietrelcinie, zmarł w roku 1968 w aurze świętości. Większość z nas wie, że włoski zakonnik został naznaczony darem stygmatów. Sprawa od zawsze niemal była nagłaśniana do granic możliwości, stąd głównie ten aspekt życia ojca Pio tkwi w naszej głowie. Niewielu jednak słyszało, że podczas swojego jakże trudnego życia, zakonnik doznawał objawień o charakterze profetycznym. Choć żył on na przełomie dwóch poprzednich stuleci, zasługuje na miano współczesnego mistyka jak nikt inny. Otóż ojciec Pio, dzięki swoim zasługom stał się przewodnikiem duchowym bardzo wielu ludzi, którzy również dziś kierują się jego nauką. Ponadto większość jego wizji dotyczy końca świata i Dnia Sądu Ostatecznego, a jest to tematyka dziś niezwykle aktualna. Francesco Forgione większość swojego życia spędził w klasztorze braci mniejszych kapucynów w San Giovanni Rotondo, gdzie, nawiasem mówiąc, żył aż do śmierci.

To tutaj niemal codziennie zjawiali się wierni, pragnący nade wszystko choć na chwilę spotkać się z najsłynniejszym współczesnym zakonnikiem. Niewiarygodna popularność była spowodowana głównie przez stygmaty na ciele zakonnika. Tajemne znaki pojawiły się w 1918 roku i nigdy już nie zniknęły. Przez ponad 50 lat ojciec Pio nosił ciężar ran Chrystusa i borykał się z cierpieniem, jakiego większość z nas nawet nie jest w stanie sobie wyobrazić. Wśród wiernych, jeszcze za życia zakonnika krążyły opowieści o jego nadprzyrodzonych umiejętnościach. Dziś interesuje nas przede wszystkim dar jasnowidzenia. Ojciec Pio pozostawił po sobie wiele przepowiedni dotyczących przyszłych losów świata. Zadziwiające, że początkowo sam nie zdawał sobie sprawy, że wizje, których doznawał są czymś nadzwyczajnym.

A wszystko przez to, że pierwsze z nich pojawiły się, kiedy Franciszek był jeszcze małym dzieckiem. Może to zabawne, ale najzwyczajniej w świecie przez wzgląd na niewinną dziecięcą naiwność myślał, że wszyscy ludzie posiadają tego typu zdolności. Dlatego między innymi nie wspominał o nich, traktując jako przysłowiowy chleb powszedni. Z czasem jednak zaczął spostrzegać swoją inność coraz wyraźniej. Niektóre doświadczenia mistyczne Pio opisywał w listach do swojego powiernika i opiekuna duchowego, ojca Augustyna. Poniżej przytaczamy krótkie fragmenty jednego z nich. Korespondencja pochodzi z 7 kwietnia 1913 roku. A pisał ojciec Pio takie oto słowa:

“Mój drogi Ojcze, w piątek rano […] ukazał mi się Pan Jezus. Był zdruzgotany i załamany. Ukazał mi ogromny tłum księży, pośród których było wielu dygnitarzy z różnych kościołów. Jedni odprawiali Msze św. bez należnego nabożeństwa, inni ubierali lub zdejmowali szaty liturgiczne bez żadnego szacunku. […] Zapytałem dlaczego tak cierpi. Nie odpowiedział, tylko pokazał mi ukaranie tych księży. Za chwile jednak, patrząc na nich z wielkim smutkiem zapłakał i zobaczyłem jak dwie duże łzy spłynęły po Jego twarzy. Odwrócił się i odszedł stamtąd wypowiadając gorzko pod ich adresem ‘Mordercy!’

Zwracając się do mnie powiedział: ‘Mój synu, nie wierz w to, że moja agonia trwała tylko trzy godziny. Moja agonia nadal trwa i będzie trwała do końca świata ze względu na Dusze, które bardzo umiłowałem. […] To potęguje Moje cierpienie i przedłuża agonię. A najgorsze jest to, że ludzie są obojętni, nie wierzą we mnie i gardzą Moja miłością. Ileż to razy Mój gniew jak piorun, chciałem obrócić przeciw nim, ale powstrzymali mnie Aniołowie i Duch miłości, który jest we mnie… […]”.

Bóg wielokrotnie rzekomo zapowiadał, że zbliża się koniec ery ludzkiej. O tym właśnie mówi kolejny bardzo obszerny fragment, w którym Pio opisuje treść jednego z najważniejszych widzeń mistycznych. Jest to tekst wizji ojca Pio, który przytaczamy za Zbigniewem Kozłowskim na podstawie jego słynnej książki pod tytułem „Świat objawiony”.

15 stycznia 1957 roku Zbawiciel nasz, Jezus Chrystus, oznajmił mi wieść następującą:

ťGodzina Mego przyjścia [sądu dla trzeciej części ludzkości] jest bliska. Przy tym przyjściu będzie Miłosierdzie, a jednocześnie twarda i straszna kara. Moi Aniołowie powołani do tego zadania będą uzbrojeni w miecze. Uwaga ich będzie zwrócona przeciw tym, którzy nie wierzą i bluźnią przeciwko objawieniu Bożemu. Z chmur powstaną orkany ognistych strumieni padających na całą ziemię. Niepogody, burze, pioruny, powodzie, trzęsienia ziemi będą jedne po drugich następować w różnych krajach.

Nieustannie będzie padać deszcz ognisty. Rozpocznie się to w bardzo mroźną noc. Grzmoty i trzęsienia ziemi będą trwać trzy dni i trzy noce. Będzie to dowodem, że przede wszystkim jest Bóg. Ci, którzy we Mnie pokładają nadzieję i wierzą Moim słowom, niech się nie boją, bo ja ich nie opuszczę. Szczególnie tych, którzy niniejsze ostrzeżenie podadzą innym dla ich dobra, żeby się ludzie nawrócili i przestali źle czynić.

Kto jest w stanie łaski i szuka opieki Matki Mojej, temu nie stanie się nic. Abyście się na to przygotowali, podaję wam znaki: noc będzie bardzo zimna, wiatr będzie huczał, a po pewnym czasie powstaną grzmoty. Wtedy zamknijcie drzwi i okna, nie rozmawiając z nikim poza domem. Uklęknijcie pod krzyżem, żałując za swoje grzechy. Proście Matkę Moją o opiekę. Podczas gdy ziemia trząść się zacznie, nie wyglądajcie na zewnątrz, bo gniew Ojca Mego jest godny szacunku. Kto rady tej nie usłucha, ten zginie w okamgnieniu, bo serce jego widoku tego nie wytrzyma. Kto będzie cierpiał nieustraszenie, nie zginie. Zostanie on męczennikiem i wejdzie do Królestwa Mojego. W trzecią noc ustanie ogień i trzęsienie ziemi, a w dniu następnym świecić będzie słońce.

W postaciach ludzkich zstąpią na ziemię Aniołowie i przyniosą z sobą ducha pokoju. Niezmierna wdzięczność uratowanej ludzkości wzniesie się do nieba w gorącej modlitwie dziękczynnej. Kara, jaka spadnie, nie może być porównana z żadną inną, jaką Bóg dopuścił na stworzenia od początku świata. Jedna trzecia ludzkości zginie.

Powaga czasu skłania Mnie do zwrócenia uwagi wszystkim, że to wielkie niebezpieczeństwo grozi ludzkości, jeżeli się ona nie zmieni. Nikt nie zna dnia ani godziny, kiedy przyjdzie kara. Ojciec Mój wie, kiedy to nastąpi.

Pamiętajcie o tym surowym napomnieniu, które wam daję. Nie bójcie się, ale tego nie lekceważcie, bo niebezpieczeństwo grozi całej ludzkości. Wobec krótkiego czasu należy go gorliwie wykorzystać, nie poddawać się złu ani nie ustępować. Waszym zadaniem i obowiązkiem jest wskazać na nadchodzące niebezpieczeństwo, ponieważ nie będzie usprawiedliwienia, że nie wiedzieliście. Niebo długo bowiem czeka i ostrzega, a ludzie się tym nie przejmują. Gdy będzie za późno, wyłoni się duży głaz z białej mgły poprzez noc – noc bez wypowiedzenia wojny. […]”.

W maju 1999 roku ojciec Pio zaszczycił swą obecnością grono świętych, do których dołączył za pośrednictwem ówczesnego papieża Jana Pawła II.”

 

 

Tchnienie mocy Boga, energia

Tchnienie mocy Boga, energia

 

          Trudno zgodzić się z dogmatem, że Bóg stworzył świat z niczego: Sobór Laterański IV z 1215 r. (DH 800) i Sobór Watykański I z 1870 r (DH 3025). Lepszym tłumaczeniem słowa ex nihilo byłoby „bez niczego”, co należałoby rozumieć bez niczyjej pomocy.

          Aby Świat powstał, Bóg musiał okazać swoją moc. Moc to możliwość działania. Koniec definicji. Mówiąc, że Bóg tchnął swoją moc należy rozumieć, że sam osobiście zadziałał. Świat jest wynikiem Jego osobistego zaangażowania. Bóg udzielił swojej mocy. Skutkiem mocy jest energia. Tchnienie mocy Boga jest zdolnością, która z woli Najwyższego, przez Jego osobisty udział dokonała wzbudzenie energii potencjalnej. Energia potencjalna była w możności[1]. Poprzez pierwsze poruszenie (nie tylko mechaniczne) przekształciła się w energię czynną (np. kinetyczną). Energia ma zdolność przeobrażania się i nabywania różnych postaci (właściwości), włącznie z symulowaniem materii. Ona sama nie ma niczego oprócz zdolności do wykonania pracy. Nie ma podłoża, substancji, struktury wewnętrznej. Może jednak przybierać różne formy działania. Bóg stworzył mechanizm kreowania materii. Można powiedzieć, że Bóg nie stwarza „osobno” każdej, wyróżnionej przez nas rzeczy, kwarka, protonu, molekuły, komety, kuli ziemskiej….[2] (C. Bartnik).

          Czysta energia jest niewidzialna (przeźroczysta). Fala elektromagnetyczna jest rozchodzeniem się kolejnych zmian pól elektrycznych i magnetycznych. Zmiany te przenoszą energie. Postać (widok) fali elektromagnetycznej jest niewyobrażalna. Trudno w umyśle stworzyć sobie jej obraz. Wiemy jedynie, że w próżni przemieszcza się z prędkością światła i nie potrzebuje żadnego nośnika. Przebiega przez próżnię. Uczeni obrazują falę elektromagnetyczną jako dwie sinusoidy prostopadłe do siebie. Na wykresie pokazywana jest zmienność i wzajemna zależność pola elektrycznego i magnetycznego. Należy pamiętać, że jest to tylko obraz fali, a nie jej rzeczywista postać. Natura fali elektromagnetycznej jest też kwantowa (jako porcje energii). Do dnia dzisiejszego nie stworzono sensownego modelu energii, aby pogodzić jej podwójną naturę – korpuskularno-falową. Fala elektro-magnetyczna może być badana jako fala, albo jako strumień cząstek kwantowych.  Nie potrafimy rozeznać natury energii, ale ona jest, bo poznajemy ją po skutkach jej działania. Tym samym można wiele o niej powiedzieć. Energia jest ujarzmiana przez człowieka. Możemy być dumni, że człowiek to potrafi. Energia została obwarowana prawami przyrodniczymi. Ponieważ są one pochodzenia boskiego, nie możemy dochodzić, dlaczego są one takie, a nie inne. Dlaczego stała Plancka, stała grawitacyjna i inne  mają taką wartość, a nie inną? Nie wiemy. Wszystko to przekracza umysł człowieka. Energia i prawa przyrody są darem od Boga. Czym różni się moc (Boga) od energii fizycznej? Moc może zadziałać natychmiast, w dowolnym miejscu wybranym przez Stwórcę. Energia potrzebuje do tego czasu, bo jest przenoszona przez nośnik (oddziaływań), jak np. fale elektromagnetyczne, fotony, bozony, gluony, hipotetyczne  grawitony, czy inne jeszcze dziwne cząstki. A więc energia nie jest tożsama z mocą Boga. Moc Boga jest doskonałością. Natomiast skutek jej – energia może służyć dobru, ale i złu. To przyzwolenie Boga na różne wykorzystanie energii jest zdumiewające. Za tym kryje się wielka tajemnica ekonomii Bożej. Bóg udostępniając energię obdarzył człowieka ogromnym zaufaniem. Taki dar musi wypływać jedynie z wielkiej miłości do stworzenia.



[1] Podobnie książka na stole ma energię potencjalną względem podłogi. Póki leży na stole nic się nie dzieje. Energia potencjalna książki jest w możności. Energia czynna ujawnia się dopiero wtedy, kiedy książka spada na ziemię.

[2] Ks. Czesław Stanisław Bartnik, Dogmatyka, Wyd. RW KUL 1999, s. 252–253.