Urywek z książki Propedeutyka filozoteizmu

Urywek z książki Propedeutyka filozoteizmu

 

         Świeccy powinni studiować teologię także na szczeblu uniwersyteckim (KDK 62), by mogli wypowiadać się w kwestiach wiary, być doradcami duszpasterzy i przez twórczą krytykę opartą na najnowszych wynikach badań naukowych przyczyniać się do pogłębiania treści depozytu wiary, przełamując ciasną mentalność i skostniałe struktury (Leokadia Malunowiczówna)[1].

         Niniejsze opracowanie jest próbą przedstawienia nowego spojrzenia filozoficznego i teologicznego na rzeczywistość realną i nadprzyrodzoną.

          Świat zmienia się z postępem geometrycznym. Rozwój nauk jest znaczny. Coraz więcej wiemy o mikroświecie jak i makroświecie. Wiedza naukowa, nowe techniki badawcze pozwalają na badania nie tylko sfery rzeczywistej, ale tej  subtelnej – sfery duchowej.

          Kościół trzyma się zasady niezmienności doktryny teologicznej. Kościelne młyny mielą wolno. Wobec nowych osiągnięć naukowych nie da się obecnie utrzymać katechezy starotestamentalnej. Niejednokrotnie dogmatyka rozchodzi się z katechizmem[2].  Im szybciej kościół zda sobie z tego sprawę, tym więcej zatrzyma dusz, które zawiedzione, odchodzą.

          Nie łatwo jest zmieniać utarte poglądy, zwłaszcza podstawy wiary. Kościół musi zdobyć się na ogromny wysiłek zmian, bo pustoszeje i traci autorytet.

          Warto podjąć przynajmniej dyskusję. Konfrontacja poglądów siłą rzeczy musi doprowadzać do zwycięstwa prawdy.

           Mam świadomość, że niejednokrotnie postawiłem się w poprzek nauki kościelnej. Niestety, bez tego kroku nie było możliwe iść dalej. Jeżeli przybliżona została prawda, to jestem Bogu wdzięczny za opatrzność. Jeżeli uległem złudzeniu, to przynajmniej „rozbawiłem” Boga swoim dyletanctwem. 

          Wiedza jest mocnym fundamentem wiary. Między wiarą a rozumem istnieje równowaga i harmonia. Prawdziwa religia i prawdziwa filozofia są ze sobą zbieżne (Jan Szkot Eriugena IX wiek). Wiara i rozum (fides et ratio) są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy. […] Nie ma więc powodu do jakiejkolwiek rywalizacji między rozumem a wiarą: rzeczywistości te wzajemnie się przenikają, każda zaś ma własną przestrzeń, w której się realizuje (Jan Paweł II, Fides et ratio).           

          Filozoteizm (wiara rozumna) jest radosnym oglądem wszystkiego, co dotyczy Boga i Jego stworzenia. Przede wszystkim dostrzega, że świat, piękny sam w sobie, jest wytworem czegoś jeszcze bardziej doskonałego. Nadzieja na wieczne istnienie uskrzydla człowieka do radosnego życia. Życie nabiera sensu. Przed człowiekiem jest motywacja dobrego życia. Królestwo Niebieskie jest przygotowane wam od założenia świata! (Mt 25,34). Nie wchodzi się do niego tytułem dziedzictwa, lecz zdobywa się je osobistym wysiłkiem jako odpowiedź na łaskę powołania: Wielu spośród synów Izraela nawróci do Pana, Boga ich (Łk 1,16). Należy dać Bogu szansę, aby przemówił do człowieka.



[1]  Encyklopedia Katolicka, Wyd. KUL Lublin 1985, tom I, hasło Apostolat, s. 804–805.

[2] Lekka sugestia Katechizmu (KKK 54–55), jakoby mogło trwać pierwotnie objawienie dane Adamowi i Ewie, jest naiwna i niesłusznie odsyła do Vaticanum II (KO 3). Ks. Czesław Stanisław Bartnik, Dogmatyka, Wyd. RW KUL 1999, s 257.

Byt duchowy

Byt duchowy

 

          Pewność istnienia bytu jest związana z jego spostrzeganiem (esse = percipi) lub innym rozpoznaniem zmysłowym. Gdy brak takich możliwości, nie możemy mieć pewności, że on istnieje. Tak jest w przypadku bytu duchowego. Nie posiada on ani substytutu widzialnego ani określonego miejsca pobytu. Byt duchowy może dać znać o sobie jedynie przez swoje działanie. Byt transcendentny możemy więc wykrywać w rzeczywistości realnej przez skutki jego działania. Nośnikiem informacji tego działania jest hipotetyczny „funkcjonał”. Przenosi on emocje, dobre i złe, miłość, dobre intencje, potępienia, klątwy. Wprowadzenie nowego pojęcia pozwala zrozumień, że emocje są przenoszone, nie znikają (są trwałe do czasu ich interpolacji wyciszającej), mają wpływ w czasie i w przestrzeni. Funkcjonał można przyrównać obrazowo do hipotetycznego eteru, który przenosi fale elektromagnetyczne. Funkcjonał można wzmacniać lub osłabiać. Np. modlitwa wspólna niesie mocniejszy funkcjonał niż modlitwa indywidualna. Dobro może pokonać zło. Zło może neutralizować dobro.

 

 

 Przestrzeń, przestrzeń zakrzywiona

 

          Przestrzeń nie istnieje własnym istnieniem, jest więc pojęciem abstrakcyjnym. To obszar (miejsce, ramy) ograniczony współrzędnymi geometrycznymi x,y,z, w którym można określać odległości między obiektami lub punktami. Podobnie nie mają własnego istnienia pojęcia: krzywoprzestrzeń, czasoprzestrzeń. Pojęcia powyższe są instrumentami tłumaczenia zjawisk (zależności) modelowych, a nie zjawisk (obiektów) rzeczywistych. Przyjmowanie tych pojęć za realne pobudziło wielu twórców do tworzenia współczesnych mitów (filmów i literatury seance fiction) o możliwościach przechodzenia między światami, cofanie się w czasie lub wybieganie w przyszłość. 

 

Byt rzeczywisty

Byt rzeczywisty

 

          Parmenides (ok. 540–470 przed Chr.) wprowadził pojęcie bytu. Bytem jest to, co jest. Arystoteles (384–322 przed Chr.)  uważał, że w przypadku materii każdy byt składa się z substancji (niem. ding an sich: rzecz sama w sobie) i przypadłości (kształt, wielkość, kolor). Przez naturę bytu rozumie się to wszystko, co stanowi podłoże i źródło działania. Na istotę bytu składa się treść danego bytu i to, co znajduje wyraz w pojęciu o tym bycie. Każda substancja jest bytem złożonym z dwóch nierozerwalnie związanych składników: materii i formy (hilemorfizm). Przypadłości są poznawane zmysłami. Substancję bytu można poznać wyłącznie na drodze umysłowej refleksji. Do tej pory przez naturę bytu rozumie się to wszystko, co stanowi podłoże i źródło działania. Na istotę bytu składa się treść danego bytu i to, co znajduje wyraz w pojęciu o tym bycie. Np. pies – właściwości i cechy wchodzące w istotę psa. Zmysły reagują na cechy, natomiast rozum pojmuje istotę psa. Dotychczasowa filozofia uważa, że substancja jest tym elementem bytu, któremu przysługuje samodzielne istnienie. Przypadłością bytu są właściwości, którym nie przysługuje samoistne istnienie, ale tkwią w substancji i istnieją istnieniem substancji (kształt, kolor, wielkość).          Emmanuel Kant (1724–1804) mawiał, że nie można poznać istoty bytu (noumen – rzecz sama w sobie) za pomocą rozumu ludzkiego.

          Filozoteizm odrzuca istnienie samodzielnego fenomenu substratu (substancji) materii. To co nazywa się substratem jest zjawiskiem energetycznym. Energia zamknięta w przestrzeni w postaci np. kłębka energetycznego, fali stojącej, struny czy jeszcze innej, przejawia cechy substratu materii. A więc istotą substratu (substancji) materii jest energia. Kantowska niepoznawalność istoty substratu bytu  przenosi się na niepoznawalność istoty energii.

          Energia jest skutkiem działania mocy Boga. Mimo, że występuje w rzeczywistej przestrzeni jest dla nas tajemnicą, bo pochodzi bezpośrednio od Boga. Człowiek zmysłowy bowiem nie pojmuje tego, co jest z Bożego Ducha (1 Kor 2,14).

          Identyfikując substrat materii z energią upraszcza się pogląd o strukturze świata. Budowa Świata jest prostsza. Odpowiednia struktura energii daje złudzenie substratu, a ona podlega zmysłom. Jeżeli materia jest złudzeniem, można zrozumieć poglądy filozofów którzy mówili, że świat się im jawi. Każdemu inaczej. Tezę immaterializmu podtrzymywali w Europie George Berkeley (1685–1753) i Arthur Collier (1680–1732), w Ameryce zaś Samuel Johson (1696–1772) i Jonathan Edwards (1703–1758)[1]. Człowieka stać tylko na subiektywny ogląd świata. Ta niedoskonałość ludzka jest czasem powodem niepotrzebnych sporów. Każdy ma swoje racje, upodobania, smaki: de gustibus non est disputandum[2]. Subiektywny ogląd świata i różne upodobania pozwalają odnaleźć w tłumie tę jedyną czy jedynego. Nie ma ludzi jednakowych.  Piękno w różnorodności. Wydaje się, że jest w tym pewien celowy zamysł Boży.

          Wobec powyższego podejścia bardziej rzeczywistym wydaje się istnienie Boga, niż świat, który jest jednym wielkim złudzeniem. Filozoteizm przybliżył się do akosmizmu, tj. do poglądu w filozofii, według którego świat nie posiada istnienia rzeczywistego, lecz jest tylko złudzeniem poznawczym albo atrybutem Boga.

          Filozoteizm pragnie dowieść, że świat stworzony, de facto, jest przezroczysty, ale nie pusty. Opiera się nie na ontologicznym istnieniu, ale na relacji i właściwościach dynamicznych mocy Boga. Ona to stwarza obraz świata, który jest trójwymiarowym zamysłem Boga. Energia zapełnia przestrzeń (obrysowuje przestrzeń). Filozoteizm podkreśla, że istnieje przede wszystkim Bóg, a świat jest Jego zamysłem. Można powiedzieć, że Królestwo Boga jest realnością (faktycznie istnieje) i Prawdą bezsporną, a świat stworzony jest ideą (koncepcją dynamiczną). Filozoteizm dowartościowuje świat idei Platona, choć odwrotnie określa przymioty świata. Świat wykreowany byłby bez sensu, gdyby nie można było go doświadczać. Bóg powołał do tego człowieka i nadał mu te zdolności. Człowiek własnym istnieniem urealnił świat. Świat może być odczytywany i rozumiany. Jedynie człowiek jest „zdolny do poznania i miłowania swego Stwórcy”[3]

 



[1] Encyklopedia Katolicka, Wyd. KUL Lublin 1985, tom I, hasło Akosmizm, s.255.

[2] o gustach  nie należy dyskutować.

[3] Sobór Watykański II, Konst. Gaudium et spes, 12.

Bóg po ludzku

Bóg po ludzku

 

          Przestrzeń nadprzyrodzona jest nie do ogarnięcia, dlatego religia judeo-chrześcijańska, siłą rzeczy, zniekształciła obraz Boga. Bóg „portretowany” jest z ludzkiej perspektywy. Przypisuje się Jemu najprzeróżniejsze słowa i czyny: A gdy przyszli na miejsce, o którem mu Bóg powiedział, zbudował tam Abraham ołtarz (Rdz 22,9); widział Bóg światłość, że była dobra; i uczynił Bóg rozdział między światłością i między ciemnością (Rdz 1,4); gdyż Jahwe ukarał go wielka plagą (1 Sm 6,19). Nasuwa się pytanie, czy rację mają ci, którzy twierdzą, że Bóg jest przez ludzi wymyślony? Paradoksalnie, ale sama nauka Kościoła katolickiego podsuwa taką myśl. Pismo święte jest ogromnym zbiorem antropologizmów wprowadzonych przez hagiografów. To człowiek widzi w Bogu Wybawcę z domu niewoli, wojownika w drodze do ziemi obiecanej, króla izraelitów, wychowawcę narodu, ale też nadzieję i miłosierdzie. Rodzi się pytanie. Ile jest Prawdy w Piśmie świętym? Trzeba to jasno i dobitnie powiedzieć. Pismo święte zawiera Prawdy teologiczne. To stwierdzenie trzeba ciągle powtarzać, aby było jasne i czytelne dla wszystkich. Prawda teologiczna to ludzkie odczytanie zamysłu Bożego. Podkreślam ludzkie, a nie Boskie. Ludzkie, a więc zawsze niedoskonałe. Boska Prawda ciągle w swej istocie jest zakryta, tajemnicza, niepewna, pełna wątpliwości. Dlaczego Bóg tak nas ciągle doświadcza swoją tajemniczością? Po ludzku wygląda to tak, jakby bawił się ludzkim stworzeniem. Można dostrzec w tym nawet pewne Jego okrucieństwo.

          Tajemniczość Boga to cena jaką musi zapłacić człowiek, aby zostać Jego dziedzicem. Bóg dał każdemu człowiekowi możliwość Jego odczytania (poprzez sumienie). Umysł człowieka posiada sam w sobie Ideę Boga[1]. Wraz z tym darmowym darem Bóg zadał człowiekowi zadanie do wykonania. Człowiek ma zmierzać do doskonałości ujawnionej w Osobie Jezusa Chrystusa. To rodzaj egzaminu duchowej dojrzałości. Zdolność rozumowania abstrakcyjnego (w tym wiara) jest jednym z cudów natury. Człowiek może zagłębić się w „nieskończoność”. Zdolność miłowania odróżnia go od zwierząt. Jeżeli człowiek nie potrafi odnaleźć Boga, siłą rzeczy, stawia się na poziomie tylko istot człekokształtnych.

          Boga należy odczytywać sercem i w swoim sumieniu. Bóg nikogo nie karze, bo jest samą Miłością. U Boga nie ma odwetu. Na Boga trzeba się otworzyć. Należy dać Bogu szansę, aby przemówił do człowieka. Im bardziej człowiek otworzy się na Boga, tym więcej może odczytać z Bożej mądrości. Trzeba jednak wiedzieć, że nie tak bowiem człowiek widzi <jak widzi Bóg>, bo człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu, Pan natomiast patrzy na serce (1 Sm 16,7). Niejedna osoba zapyta, jak odczytywać Słowa Boga? Najpierw trzeba tego bardzo pragnąć. Pragnienie to otwiera autostradę, po której będą śmigać myśli ludzkie, ale i „Słowa” Boga. Należy wiedzieć, że każda dobra myśl od samego Boga pochodzi. Zła myśl jest pochodzenia tylko ludzkiego. Jeżeli ktoś uważa, że jest autorem dobrej myśli, i Bóg nie jest mu do tego potrzebny,  to jest wielkim błędzie. Wszystko co czyni (mówi) człowiek jest z przyzwolenia Bożego. Sam człowiek nie jest w stanie wymówić ani jednego słowa, gdyby nie było mu to dane z Nieba: Nie może człowiek niczego wziąć, jeśli mu nie jest dane z nieba (J 3,27).

          Każdy indywidualnie rozpoznaje swego Stwórcę. Religia jest więc kompilacją ludzkich wyobrażeń. Należy mieć szacunek do każdego oglądu religijnego. Wybierać to co jest zdroworozsądkowe, sensowne i oparte na miłości. 

           Księga Judyty zawiera bardzo pouczający tekst dotyczący przymiotów Boga. Jest w niej wystąpienie Judyty do mieszkańców Betulii, którzy postawili Bogu warunek, że wydadzą miasto, jak im Bóg nie pomoże: Kim wy właściwie jesteście, żeście wystawiali na próbę w dniu dzisiejszym Boga i postawili siebie ponad Boga między synami ludzkimi? […] Nie zbadacie głębokości serca ludzkiego, ani nie przenikniecie myśli jego rozumu, jak więc wybadacie Boga, który wszystko to stworzył, jak poznacie Jego myśli i pojmiecie Jego zamiary? […] Gdyby nawet nie zechciał nam pomóc w tych pięciu dniach, to ma On moc obronić nas w tych dniach, w których zechce, albo zgubić nas na oczach naszych wrogów. Wy zaś nie wymuszajcie zarządzeń od Pana Boga naszego, ponieważ nie można uzyskać nic od Boga pogróżkami jak od człowieka ani Nim rozporządzić jak synem ludzkim (Jdt 8,12–16).

         Dawid Hume (1711–1776) uznawał, że Bóg jest jedynie konstrukcją umysłu ludzkiego na podobieństwo „hipotezy religijnej”. Uważał on, że skoro istnienie Boga przyjmujemy na wiarę, to dokładnie tak samo musimy w gruncie rzeczy zrobić z materią. Dane są nam tylko dochodzące do nas bodźce oraz własne myśli – cała reszta jest spekulacją. Religia bez nauki byłaby ślepa, nauka bez religii byłaby kulawa (Albert Einstein 1879–1955).

          Leonhard Euler (1707–1783)  największy matematyk XVIII wieku, napisał książkę O prawdzie objawienia boskiego przeciw zaczepkom wolnodumców. 

          Emmanuel Kant (1724–1804) wykluczył możliwość realnego i obiektywnego poznania Boga. Poznany choć trochę, nie byłby Bogiem.

          Dla niemieckiego idealizmu (Fichte, Schelling, Hegel) Bóg jest ideą, Duchem, Myślącym Podmiotem, a przede wszystkim Samostwarzającym się Absolutem. Uniwersalne pojęcie Bytu skłania idealistów do panteizmu logicznego. G. Hegel (1770–1831), co prawda odżegnywał się od ateizmu, ale jego filozofia przygotowywała grunt do pojawienia się tzw. teologii śmierci Boga.

          W okresie pozytywistycznym uważano Boga za kreację zbędną, wręcz szkodliwą dla rozwoju ludzkiego (Ludwig Feuerbach 1804–1872). L. Feuerbach twierdził, że: człowiek jest tym, co zje. Klasyczny Bóg powinien umrzeć (Fryderyk Nietzsche 1844–1900). Fryderyk Nietzsche był fanatycznym krytykiem chrześcijaństwa, a mimo to, w jego opracowaniach wyczuwa się ogromną tęsknotę za Stwórcą. Czuł, że ateizm zmierza do nicości.

          Alfred North Whitehead (1861–1947) uważał, że Bóg jest „procesem samorozwoju”, bez początku i bez końca. W sumie koncepcja fantastyczna.

          Jean-Paul Charles Aymard Sartre (1905–1980) czołowy przedstawicielem egzystencjalizmu ateistycznego (pod koniec życia odszedł od egzystencjalizmu i rozwinął własną wersję socjologii marksistowskiej), a priori odrzucał Boga. Według niego, człowiek czuje się obco w świecie, który nie ma sensu. Uważał on, że jeżeli Bóg istnieje, to człowiek jest nicością. Poczucie, że człowiek jest obcy w świecie, pociąga za sobą uczucie rozpaczy. Człowiek ponosi pełną odpowiedzialność za własne czyny, co może w nim wywoływać poczucie samotności, zagubienia i zagrożenia w świecie, lęku przed śmiercią. Czyniłem gesty miłości, ale miłość nie przyszła (Diabeł i Pan Bóg). W jednej z pierwszych jego biografii pośmiertnych pojawiła się informacja o przystąpieniu przez niego tuż przed śmiercią do sakramentu pokuty i pojednania. W kolejnym jej wydaniu informacji tej już nie zamieszczono.

          Niewiara jest tak samo niewytłumaczalna jak wiara. Pozostaje ona osobistą tajemnicą każdego człowieka. Wiara czy niewiara poddana jest pełnej wolności człowieka, jego dojrzałości i subtelności. Jeżeli pierwiastek duchowy zostanie odrzucony, to znaczy, że istotę ludzką traktuje się wyłącznie jako ewolucyjny produkt materii ożywionej. Odrzucając pierwiastek boski w człowieku, przyjmuje się postawę racjonalistyczną i materialistyczną. Metafizykę traktuje się jedynie jako pojęcie abstrakcyjne nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. Słowo „człowiek”, znaczy tyle samo, co istota człekokształtna i nic więcej. Człowiek to tylko zwierzę rozumne (animal rationale). Ma ono te same potrzeby fizjologiczne i funkcje życiowe co inne zwierzęta. Przy odrzuceniu praw naturalnych, trudno mówić o moralności, a tym samym o grzeszności. Bez wymiaru moralnego nie ma człowieczeństwa, nie ma bytu osobowego. Jeżeli Boga nie ma, wszystko wolno (Fiodor Dostojewski).

          Boga nikt nigdy nie widział (J 1,18). Strach pierwszy na świecie stworzył bogów (sentencja z epopei rzymskiego poety Publiusza Stacjusza ok. 45–96). Z braku wyboru, człowiek musi postawić wyłącznie na człowieka. Przeznaczenie człowieka powierzono jemu samemu (Sartre). Wszystko należy rozpatrywać względem człowieka. Człowiek jest panem wszystkiego, ale jest też odpowiedzialny, nie tylko za siebie, ale za cały świat. Człowiek jako najwyższa istota musi sama rozwiązywać wszystkie problemy świata. Jego „zbawienie” zależy od człowieka (marksistowska wizja historii). Ponieważ jest to bardzo odpowiedzialna sprawa, istoty o naturze przywódczej, niekoniecznie mądrzejsze, muszą kontrolować działania innych. Strach przed działaniem nieodpowiedzialnym powoduje, że człowiek chroniąc się, narzuca restrykcyjne prawa. To powoduje, że wolność osobista człowieka coraz bardziej staje się ograniczona. 

          Bez Boga, człowiek jest istotą ciągle poszukującą. W głębi duszy tęskni za utraconym Rajem i za „pierwotną harmonią”. Końca znaleźć nie można, bo świat jest nieskończony. Niektórzy twierdzą, że bezsens świata jest inspiracją do tworzenia sobie nadziei, poprzez urealnianie istnienia Boga. Bóg został przez człowieka wymyślony, bo jest On człowiekowi potrzebny. Jednak, Bóg wymyślony miałby tylko mądrość ludzką. Tylko wierzący,  który otworzył się na Boga, może odczytać mądrość prawdziwego Boga. Negatywny stosunek do Boga przekłada się na negatywny obraz człowieka.



[1] Ks. Czesław Stanisław Bartnik, Dogmatyka Wyd. RW KUL 1999, s. 83.

Jeżeli będziecie mieć wiarę

Sz.P.

 

          Historia kościoła pokazuje instytucję, która nie ustrzegła się od ludzkiej grzeszności. Tym samym udowadnia, że kościół instytucjonalny został założony przez ludzi. Wobec ewidentnej grzeszności kościół powinien zachowywać taką sama pokorę jak każdy wierny. Trudno pogodzić strukturę kościelną, ich bogactwo, przepych, wystrój, hierarchie władzy z postawą Jezusa pełnego pokory i ubóstwa, który założył Kościół sakramentalny.

          Kościół jest znakiem sprzeciwu sam w sobie. Z jednej strony głosi najpiękniejsze idee, a z drugiej, przez pychę ujawnia najgorsze ludzkie słabości. Jezus głosząc słowo Boże przestrzegał, że muszą przyjść zgorszenia (por. Mt 18,7). Dlaczego?  Dla Boga mniej ważne są czyny człowieka wynikające z wyuczonej etyki (pobożność na pokaz). Takie postawy niewiele kosztują.  Ważna jest postawa sprzeciwu wobec zła. Obserwowana pobożność wiernych jest tylko poprawna. Jezus nie tylko, że był poprawny w swojej nauce, ale był pełen czynu.  Kiedy trzeba było to karcił, krzyczał, wyrzucał kupców itp. Na koniec ofiarował swoje życie dla naszego Zbawienia.

          Kościół pomimo swych wad jest nam bardzo potrzebny. Nie tylko zachowuje i przekazuje depozyt wiary, ale skupia wokół siebie wiernych jako lud Boży. Społeczność potrzebuje nadzoru. W świecie laickim nadzorem jest demokratyczna władza wybierana na jakiś czas. W kościele zachowuje się prawa nabyte niemal do końca życia. Hierarchiczna władza kościoła już pokazała przez wieki swoje wady. Czas na jej demokratyzację.  Kapłani powinni być przede wszystkim sługami Bożymi, a nie osobami szczególnie adorowanymi. Biskupi mają swoje dwory. Nie tego chciał Jezus powołując swoich apostołów.

           Środki i narzędzia  władzy mają podwójne dna. Z jednej strony pokazują rolę zbawczą (np. spowiedź), a z drugiej strony są metodami dyscyplinowania wiernych. W historii kościół pouczał o obowiązku łagodności i miłosierdzia, a z drugiej strony korzystał z narzędzi tortur.  Kościół wywyższa niektórych (beatyfikuje, kanonizuje), a z drugiej strony poniża człowieka poprzez grożenie, straszenie, wywieranie nacisków wg prawa kanonicznego.

          Stanowisko kościoła wobec czystości seksualnej jest jednoznaczne i czytelne. Sam jednak jest przykładem zgorszenia obyczajowego. Najgorzej, że w tym uczestniczą również dzieci i młodzież. Dzisiaj w dobie internetu można uzyskać ogromną ilość informacji o nieobyczajności kapłanów, nadużyciach itp. Poprzez postęp techniczny Bóg uwrażliwia ludzi do szukania nowych rozwiązań. Kościół musi ulec przemianom. One są nie do uniknięcia.

          Sprawiedliwość kościelną można kupić. To tylko kwestia ceny. Sprzedaż odpustów była niegdyś nagminna.          Poprzez nabyte przez wieki przywileje kościół niejednokrotnie jest zgorszeniem w oczach wiernych.

          Wierni, w tym kapłani, powinni wspólnie zmierzać do odnowy kościoła, dla wspólnego dobra. Trzeba sięgnąć bardzo głęboko, aż do korzeni wiary. Zmienić trzeba niemal wszystko (katechezę). Mocnym i niezmiennym fundamentem jest wiara w istnienie Boga. Wszystko inne trzeba ogarnąć od nowa.

          Jeżeli kapłani (hierarchia kościelna) ociągają się, laikat powinien przejąć zaangażowanie, bo chodzi nie o ich kościół (kapłanów), ale o dobro naszego kościoła. Królestwo, wewnętrznie skłócone, pustoszeje (Mt 12,25).

        Proszę, okażcie zainteresowanie. Piszcie. Może zrodzą się pomysły. Może będziemy wywierać presję na biskupów. Nie nawołuję do wojny, ale do zmian daleko idących. Wierni muszą czuć się, że od nich wiele zależy. W jedności siła. Na naszym sztandarze winien być napis. Jeżeli będziecie mieć wiarę, a nie zwątpicie […] – stanie się (por. Mt 21,21).

 

Juz zaczęło się odliczanie

 

Już zaczęło się odliczanie

 

        Kościół instytucjonalny poprzez odpowiednie zapisy (dogmaty, Prawo Kanoniczne, wypowiedzi papieży) chroni depozyt wiary od błędnych nauk. Między innymi: Nikt nie może sam siebie upoważnić do głoszenia Ewangelii. […] Nikt nie może sam sobie udzielać łaski[1]. Trudno nie przyznać racji, że kościół zabezpiecza to co jest najważniejsze – doktrynę wiary. Jednak błędem kościoła jest jej hermetyzacja. Uznał, że od dawna posiadł Prawdy wiary, powołując się na Pismo święte i Tradycję. Źródła te przyjął za niepodważalne, bo jak głoszą, od samego Boga pochodzą.

          Bóg powołał świat i nadał prawa umożliwiające jego eksplorację. Na czele świata postawił człowieka i nadał mu możliwość rozumnego kontynuowania dzieła Bożego. Dał człowiekowi dar odczytywania zamysłów Boga. Jednak wszystko czego dotknie się człowiek jest skażone niedoskonałością ludzką. Pismo święte, Tradycja to dzieła ludzkie. Owszem, tam zawarta jest myśl Boża, ale nie jest ona wyrażona wprost. Cokolwiek człowiek powie o Bogu jest tylko ludzkim oglądem. Nawet religia, kult, sakramenty są  stworzone (zdefiniowane) przez człowieka. Kościół powinien okazać pokorę względem Bożych tajemnic. Nie może stawiać się na piedestale wszechwiedzącej instytucji. To jest pycha. Bóg tak urządził świat, że chce abyśmy ciągle Go szukali i rozpoznawali. Bóg jest Podmiotem wiary. Bardzo dobrze, że człowiek ma ciągle wątpliwości. Gdyby wiara była wiedzą, to Bóg byłby tylko informacją. Bogu chodzi o coś więcej. Człowiekowi zadany został rozwój duchowy i doskonałość równa doskonałości Jezusa. Między innymi zasadność Jezusa tkwi w tym, że pokazał nam cel, do którego wszyscy powinniśmy dążyć – do mistycznego połączenia się z Stwórcą.

 

          Od samego początku, wszystkie moje wysiłki pragnę konsultować z Kościołem katolickim (na szczeblu ordynariusza, rektora seminarium, innych biskupów). Wszystkie moje książki (7) zostały przesłane wspomnianym notablom. Bardzo zależy mi na ich mądrych komentarzach, uwagach. Muszą być one jednak na właściwym poziomie. Zaproponowałem w seminarium cykl wykładów z wiary rozumnej z powiązaniem z naukami przyrodniczymi. Chętnie pokieruję instytutem świeckim badań biblijnych pod jurysdykcją kościelną. Mimo 62 lat, mam jeszcze siłę zrobić coś dla naszego Kościoła. Póki co, spotykam się z milczeniem. 

          Ostatnie wiadomości z kościołów zachodnich biją na alarm. Już zaczęło się odliczanie nad pogrzebem kościoła. Tylko ślepi i zadufani w sobie biskupi i kapłani nie dostrzegają niebezpieczeństwa.

          Historia kościoła pokazuje, że nie raz kościół był na zakręcie. W X wieku uratował go zakon kluniacki. Może tym razem musi to zrobić laikat?

          Ten sam Katechizm Kościoła Katolickiego pisze: Wierni świeccy, którzy są do tego zdolni i przygotowani, mogą wnosić swój wkład w formację katechetyczną. Stosownie do posiadanej wiedzy, kompetencji i zdolności, jakie posiadają, przysługuje im prawo, a niekiedy nawet obowiązek wyjawiania swego zdania świętym pasterzom w sprawach dotyczących dobra Kościoła. Proszę więc, obudźcie się z letargu i z pychy[2].



[1] Katechizm Kościoła Katolickiego, Wyd. Pallotinum Poznań 1994, s. 219.

[2] Tamże KKK (906–907).

Jezus dźwiga swój Krzyż

 

Jezus dźwiga swój Krzyż

 

          Na Golgotę (aram. „miejsce czaszki”), wzgórze położone w odległości ok. 700 m od pałacu Piłata, Jezus musiał sam dźwigać belkę poprzeczną (tzw. patibulum). Ciężar drewnianej belki krzyża (ok. 100 kg) był ponad Jego ludzkie siły. Gdy Go wyprowadzili, zatrzymali niejakiego Szymona z Cyreny, który wracał z pola, i włożyli na niego krzyż, aby go niósł za Jezusem (Łk 23,26). Scena dźwigania krzyża jest mocno naciągana. Nie umniejsza to jednak faktu i grozy samej drogi krzyżowej. Moc Jezusa stała się niemocą. Co za paradoks! Jezus potrzebuje pomocy. Niemoc fizyczna Boga przemieniła się na moc miłości, która gotowa jest na wszystko. Szymonem Cyrenejczykiem może być każdy z nas. Dźwigając krzyż Pański, niesie zarazem własną koronę światła. Na rozkaz namiestnika rzymskiego Poncjusza Piłata, na górze krzyża powieszono akrostyk INRI (pierwsze litery czterech wyrazów) napisu łacińskiego „IESUS NAZARENUS REX IUDAEORUM” (Jezus Nazarejczyk Król Żydowski).