Jezus

          Właśnie zdałem sobie sprawę, że po miesiącu rozważań i dyskusji z Panem, w pewnym sensie wróciłem do punktu wyjścia. Pytałem Pana w pierwszym moim mailu, co konkretnie wynika z wiary w Jezusa Chrystusa. I niestety teraz mógłbym zadać to pytanie ponownie. Przychylił się Pan do mojej tezy, że wiara w Boga oznacza miłość do Niego. W praktyce oznaczałoby to dla mnie “otwarcie się” na jakąś osobistą relację z Nim – na to “trwanie i zachwycanie się”. Ale co w tym wszystkim zmienia postać Jezusa? Nakaz miłości do jedynego Boga występuje tak samo w judaizmie i islamie. Rozumiem to, co Pan pisał – że Jezus był fenomenem, jako człowiek doskonały i że jest przez to wzorem dla wszystkich ludzi. Ale tak naprawdę nauka Jezusa była przecież tylko potwierdzeniem i udoskonaleniem tego, co zostało objawione Żydom wcześniej, a jeśli chodzi o zasady moralne, to była po prostu czymś logicznym z punktu widzenia życia społecznego. Tak więc czym ma się objawiać to, że jestem chrześcijaninem, a nie na przykład muzułmaninem? Co takiego przełomowego wnosi postać Chrystusa? Co byłoby inaczej, gdyby nie został ukrzyżowany? A gdyby nie zmartwychwstał po 3 dniach, tylko musiał czekać na zmartwychwstanie jak wszyscy inni ludzie, do końca świata? Przyznam – dla mojego aktualnego pojmowania wiary niczego by to nie zmieniało. W czym więc tkwi mój błąd?

pozdrawiam, Tomasz K.

 

Panie Tomaszu                             

 

          Powiem wprost. Ważna jest wiara w jedynego Boga, Stwórcy Świata. Jezus jest Podmiotem uzupełniającym naszą wiarę. Gdyby było inaczej ekumenizm nie byłby możliwy. Jezus wiele wyjaśnia w wierze, ale nie On jest głównym Obiektem naszego Credo. Jezusowi okazujemy może większą atencję dlatego, że dla człowieka, przez swoją cielesność stał się bliższy, namacalny, Jednym z nas. Jezus jest Obrazem Boga. Możemy modlić się wpatrując się w oblicze Jezusa, który obrazuje nam Boga. Jezus jest wspaniałym pomysłem Ojca. Przez Syna nam  się pokazał. To niezwykłe, to cudowne, to majstersztyk  Chrześcijanie powinni cieszyć się, że mają szanse widzieć Boga. Inne religie tego nie mają. My powinni się cieszyć tym obdarowaniem, a nie wyższością naszej religii. Bóg ubogacił chrześcijan. Bogacze powinni być przede wszystkim skromni. 

          Jeżeli Bóg nam tak tyle dał, to mamy obowiązek dzielić się tym z innymi. Nie mieczem, pogardą i wyższością, ale sercem.

 

Co takiego przełomowego wnosi postać Chrystusa? Co byłoby inaczej, gdyby nie został ukrzyżowany?

          Już na ten temat pisałem. Bóg bez Jezusa poradziłby sobie z ludzką grzesznością. Jednak Bóg skorzystał z ofiary Jezusa. Zamienił Jego Cierpienie na dobro Zbawienia. Ofiara Jezusa jest bardzo dydaktyczna. Jezus pokazał nam drogę do Zbawienia. Drogę przez miłość.

Wiara dzieci cd.

          A co Pan sądzi o małżeństwach, w których tylko jedna osoba jest wierząca? Czy prawdziwa wiara może tolerować np. deklarowany agnostycyzm drugiej osoby? Patrząc na wiarę jako coś prywatnego i osobistego (tzn relację danej osoby z Bogiem) wydawać by się mogło, że powinno to nie przeszkadzać. Myślę, że  przekazanie dzieciom wiary przez jedną osobę, przy biernej współpracy tej drugiej jest również możliwe.

          Czy uważa Pan, ze jest to jedna z kwestii, w której należy pozostawić autonomię drugiej osobie, nawet jeśli uważa się jej pogląd za błędny, czy, że jednak jest to różnica “nie do przejścia”? Proszę o opinię.

 

          I jeszcze wracając do wychowania dzieci: Pisze Pan, że dzieciom należy mówić prawdę. Czy więc nie należałoby wyraźnie odkreślić kwestii wiary od kwestii moralności? Przyznaję – ja uświadomiłem sobie, że moja “hierarchia wartości” w postępowaniu względem innych ludzi jest niezależna od wiary, w wieku 24 lat. Wtedy też pojawił się kryzys wiary, bo okazało się, że właściwie nic z niej dla mnie nie wynika. Chciałbym swoim ewentualnym dzieciom tego oszczędzić.

          Poza tym, czy nie uczciwiej byłoby mówić dzieciom, że tak naprawdę nie wiadomo, czy Bóg istnieje i że same muszą zdecydować, czy chcą w niego uwierzyć? Mówienie, że “tak jest i koniec” stwarza przecież idealne warunki do buntu. Dając dzieciom wiarę na zasadzie “czegoś pewnego” daje im się coś, czego w przyszłości nie będą potrafiły obronić przez cudzymi sugestiami, a nawet przed własnym rozumem. Czy nie lepiej więc prowokować dzieci do myślenia i do samodzielnego wyboru?

pozdrawiam, Tomasz Kucharczyk

 

          Gdy w małżeństwie jedno z małżonków nie jest osobą wierzącą jest  rodzinnym dramatem jeżeli chodzi o wychowanie dziecka. Dziecko przez pierwsze lata jest w moralności heteronomicznej, która charakteryzuje się tym, że to co powiedzą rodzice jest dla nich bezwzględna prawdą. Gdy rodzice nie mówią jednym głosek w umyśle dziecka powstaje zgrzyt (niemalże fizyczny), który może mieć olbrzymie skutki na dalsze lata. W efekcie, za wcześnie dziecko przestaje ufać rodzicom. Rodzice zmuszają go do rozstrzygania, do którego jeszcze nie jest zdolne. Dzieci, siłą rzeczy wybierają to, co jest prostsze, czy atrakcyjniejsze. Przeważnie rodzic wierzący przegrywa na tym etapie wychowania.

        Pisze Pan: Przyznaję – ja uświadomiłem sobie, że moja “hierarchia wartości” w postępowaniu względem innych ludzi jest niezależna od wiary, w wieku 24 lat. Wtedy też pojawił się kryzys wiary, bo okazało się, że właściwie nic z niej dla mnie nie wynika. Chciałbym swoim ewentualnym dzieciom tego oszczędzić. Tak może Pan to odbierać, ale dla osoby wierzącej prawdą jest, że nawet osoba niewierzący korzysta z tego, co Bóg wyposażył wszystkich ludzi, a mianowicie w prawo naturalne. Oczywiście osoba niewierząca nie przyjmuje tego do wiadomości. Uważa, że mądrość człowieka wynika z procesów ewolucyjnych.

          Kryzys wiary jest rzeczą bardzo naturalną. Człowiek musi sobie wszystko w głowie poukładać. Wiara jest z jednej strony prosta, a z drugiej bardzo trudna. Samo uzmysłowienie sobie, że może istnieć Intelekt (Bóg), który nie ma wyglądu przekracza ludzką wyobraźnię. Trudność ta jest związana z naszą cielesnością. Aby zrozumieć istnienie Intelektu trzeba przekroczyć własne granice poznawcze. Do tego właśnie jest potrzebna łaska Boża, która uzdatnia człowieka do przyjęcia Boga. Bóg jej udziela wszystkim, ale nie wszyscy chcą z niej skorzystać. Przyjęcie łaski zależy od woli człowieka. Bóg niejako dokonuje selekcji wśród swoich stworzeń. Tu ukazuje się pewna ekonomia Bożego zbawienia, która dla nas jest tajemnicą. W każdym razie Bóg daje szanse jednakową każdemu (poza przypadkami chorobowymi). Ci, którzy nie przyjmują łaski Boga nie można potępiać (jak to czynił kościół). Cieszą się oni daną przez Boga wolnością. Z wolnością wiąże się odpowiedzialność. Bez Boga pozostają sami. Sami dla siebie muszą być bogami. To trudne. Z tym problemem nie wszyscy egzystencjaliści sobie radzili. Bez oparcia Bożego człowiek jest zagubiony. Dokąd się zwrócić z pytaniem, z nikąd pomocy. Atrakcyjna wolność ciąży odpowiedzialnością.

          Wrócę jeszcze do sprawy przynależności religijnej. Religie stworzyli ludzie. Prawda jest jedna. Nie ważne do jakiej religii się przynależy. Dla Boga ważna jest postawa człowieka względem Niego. Wiele już mądrych to zauważyło, że ekumenizm jest nam zadany. Jedna religia jest celem wszystkich. Na to potrzeba czasu.

             Każdy odłam religijny ma coś do zaoferowania. Np. Maryjność w Kościele Prawosławnym może być przykładem dla innych kościołów chrześcijańskich. Kościół chrześcijański może przekazać ludzkości postać Jezusa jako idealny obraz Boga. Żydzi są przykładem zmierzania do pełnej wierności Bogu. Ich wiara jest najbliższa wiary naturalnej. Bóg ich wybrał i im się Objawił w natchnieniu. Oni pierwsi dostali sygnał, że Bóg zejdzie na ziemię i pokaże się ludzkości. W żadnej religii Bóg nie zszedł ze swego piedestału. Oni pierwsi nadali Objawieniu rangę religijną,

          To, że Żydzi sami nie skorzystali z wielkiej szansy uznania Jezusa Chrystusa jest przykładem każdego człowieka, który nosi w sobie łaskę Boga, a nie każdy z niej korzysta.

          Panie Tomaszu. To co piszę jest trudne, ale ja dostrzegam w tym nieprawdopodobne piękno. Świat poukładany byłby mniej ciekawy, a tu proszę. W każdym momencie coś się dzieje, wydarza. Piękno w zmienności. Świat jest cudowny. Naprawdę można garściami czerpać z niego dary, które są nam dane w obfitości.

Wiara dzieci

Co Pan sądzi o “wpajaniu wiary” dzieciom? Wiadomo, że jeśli rodzice powiedzą dzieciom, że Bóg jest itd., to te prawdopodobnie w to bezkrytycznie uwierzą. Z czasem jednak musi nadejść moment refleksji, kiedy ta “wpojona” wiara przestaje być pewnikiem i wszystko trzeba samemu przerobić od nowa. Czy uważa Pan, że taki “bezkrytyczny”, dziecinny okres wiary jest człowiekowi do czegokolwiek potrzebny? Myślę, że 99% dzieci przystępujących do Pierwszej Komunii nie ma pojęcia o co w tym chodzi (przyznaję, że ja sam nie miałem). Wydaje mi się, że wiara jawi się dzieciom najczęściej jako zawiła plątanina nakazów, zakazów i rytuałów i trudno się dziwić, że z czasem ją odrzucają, jako coś absurdalnego. Czy nie lepiej byłoby więc poczekać z wszelkimi formami “katechizacji” do momentu, kiedy człowiek jest zdolny przyjąć ją w miarę krytycznie i świadomie?

 

       Kochający rodzice pragną dla swojego dziecka wszystkiego co najlepsze (chcą dziecku uchylić nieba). Ponieważ dla nich wiara jest bezdyskusyjną wartością, to naturalną rzeczą jest pragnienie podzielenia się nią ze swoimi pociechami. Kiedy dziecko jest jeszcze na kolanach rodziców, rodzice mają prawo i obowiązek troszczyć się o dobro dziecka. Nie jest prawdą, że dziecko nie ma zdolności do przyjęcia wiary. Może jej nie rozumieć, ale przyswaja ją w sercu. Kiedy przyjmowałem Pierwszą Komunię nie rozumiałem jej sensu, ale byłem świadomy sacrum chwili. Kiedy rodzic mówi do dziecka: kocham cię. Dziecko nie rozumie znaczenia słów, ale z wdzięcznością się przytula. Dzieci dobrze przygotowane do Pierwszej Komunii wiedzą, że uczestniczą w czymś co jest znakiem miłości. Dzieci ładują się dobrem.

          Kiedy dziecko odchodzi od moralności heteronomicznej i próbuje być samodzielnym, to dobry znak jego dojrzewania. Potencjał wiary jaki został w nim zakodowany staje się jedną z alternatyw wyboru. Nie należy pozbawiać dzieci tej możliwości.

          Mówiąc dzieciom o Bogu starajmy się przedstawiać Go jako Istnienie Dobra, Miłości, które jest blisko, które na pewno jest tylko jest niewidoczne jak niewidoczny jest wiatr. Od samego początku unikajmy antropologii Boga, bo Jego fałszywy obraz  pozostanie w młodym człowieku nawet i do śmierci.

          Przekazujmy dzieciom wiarę mądrą i prawdziwą. Przygotujmy dzieci to Pisma świętego jako dokumentu, w którym Boga zobrazowano. Na przykładach bajek wpajajmy dzieciom, że bajki choć nieprawdziwe niosą mądre przesłania. Mówmy dzieciom prawdę. 

List prywatny

 

Szanowni czytelnicy.

 

        Bez kokieterii. Cieszę się każdym miłym słowem, które potwierdza sens mojej nowej apologetyki wiary. Z mojej strony to odruch (może Boży imperatyw), aby podzielić się tym, co ja już wiem. Moje złamanie zakazów i nakazów kościelnych zaowocowało zupełnie nowym spojrzeniem na to, co wszystkim jest tak bliskie – wiarę.

          Powiem wprost. Gdyby nie ja, to zrobiłby to kto inny. Dlaczego? Bo przychodzi taki moment, że w sposób naturalny pękają i skały. Postępu nikt nie zatrzyma. Prawdopodobnie przyszedł czas na nowe spojrzenie religijne. Taka jest kolei rzeczy. Może w tym należy odczytywać wolę Bożą? Ci, którzy bronią zawzięcie starego, siłą rzeczy pozostaną w osamotnieniu.

          Religia jest delikatną materią. Nie wolno nikomu dokuczać. Łagodnością, a przede wszystkim sercem należy prezentować, to co nowe. Stare kiedyś było nowym. Należy się szacunek historii. Dziś wiemy coraz więcej. Nie bójmy się stawić czoła nowemu. Może nowe jest również piękne? Może nowe również da się pokochać? Ja już to wiem. W prezentowanym modelu wiary zazębiają mi się różne aspekty wiary. Konstrukcja wiary nabrała trwałego charakteru. Nie ma sprzeczności między nauką a wiarą. Drogi Janie Pawle II, wypełniam Twoje Fides et Ratio.

          Jak na racjonalistę może słowa moje wzbudzą zdziwienie, ale mam takie odczucie, że i ja jestem uczniem nowego. Bóg obdarował mnie tyloma myślami i materiałami. To tak jakby mówił do mnie. Wielu już przed tobą w mądrości swojej to odkrywało, teraz przyszedł moment na zebranie tego w jedną całość. Bóg rozmawia ze mną w sposób niezwykły. Nie mam żadnych od Niego cudownych znaków. Żyję normalnie jak każdy. Czuję jedynie, że niewidzialna ręka mnie prowadzi. To niezwykłe uczucie, które nie da się opisać. Przypadek lądowania samolotu bez podwozia oraz jego rychły powrót do eksploatacji jest bezdyskusyjnym wielkim cudem i znakiem Bożej Opatrzności. Ten sam Duch jest przy mnie. Ja to czuję i  w to wierzę. Jeżeli ktoś powie o mnie „nawiedzony” – przyjmę to ze zrozumieniem i bez zdziwienia.

          Pisząc, bardzo uważam, aby nie zgorszyć. Jeżeli moje pisarstwo spowodowałoby odejście choćby jednej duszyczki od wiary poniósłbym klęskę. Dużo pomocy otrzymuję od życzliwych mi osób. Czasem wydaje mi się, że milczenie teologów, kapłanów na moje spojrzenie teologiczne jest ich cichym przyzwoleniem i mieści się to w Bożej ekonomii. Boże, sam jestem ciekaw dokąd mnie zaprowadzisz?

          Być może, przyjdą na mnie trudne dni i będzie potrzebna mi Wasza modlitwa i wsparcie.

 

Z całego serca dziękuję za Waszą życzliwość, dobre słowa i okazywany mi szacunek.

Rola Kościoła w przekazie wiary

Jaka jest więc rola Kościoła w przekazie wiary?

 

          Ogromna i bardzo potrzebna. Trzeba mieć jednak na uwadze, że w kościele wierni są na różnych poziomach intelektualnych. Nie należy też niszczyć wielowiekowego dorobku kościoła. Jestem zwolennikiem grubej kreski. Było jak było. Wszyscy jesteśmy grzeszni, ale od dzisiaj postępujmy inaczej i lepiej.

 

Kult kościelny dopracował się wspaniałej oprawy. Jest piękny, wzruszający, dający przeżycia duchowe. Niech tak zostanie.

 

Na etapie parafii, dekanatu należy założyć kółka egzegetyczne, na których przekazywano by młodzieży (wiernym) wiedzę historiograficzną. Na tym etapie przekazywana byłaby prawda naukowa. Wyjaśniano by skąd biorą się różnice  pomiędzy teologią a prawdą historyczną. Pismo święte powinno się przedstawiać jako dzieło narodu żydowskiego, który niewątpliwie otrzymał dar natchnienia Bożego. Należy nauczyć odczytywać Prawdy Boże zaszyfrowane w mity i legendy biblijne. Pismo święte należy traktować jako skarb Objawienia Bożego, a nie jako bezpośredni przekaz Boży, bo to jest nieprawda.

 

Religia ma być oczekiwanym i upragnionym spotkaniem, a nie przymusem. Odstąpić od oceny religii. Wyprowadzić religię ze szkół, bo pomysł ten tylko jej zaszkodził.

 

W kazaniach i homiliach pokazywać miłosierdzie i miłość Boga oraz wielkość człowieka. Nie straszyć Bogiem, diabłem i szatanem, ale pokazywać dobro wynikające z ludzkich uczynków. Kościół powinien głosić uniwersalizm wiary. Nie może wywyższać się ponad inne religie. Powinien cieszyć się, że Kościołowi chrześcijańskiemu dane było poznać tajemnicę Jezusa Chrystusa.

 

Kościół powinien być autorytetem Prawdy, każdej, teologicznej i naukowej. Bo Prawda jest jedna.

 

Kościół dla państwa powinien być nadzorem etycznym i w razie konieczności zabierać głos.

 

Kościół powinien być przychylny dla wiernych. Powinien być wzorem w obyczajowości. Wierni pragną swojego ojca duchownego, proboszcza, swojego dobrego człowieka. To wszystko jest w zasięgu ręki.

 

Kościół wtrąca się w politykę, bo zainteresowany jest zabezpieczeniem finansowym idącym ze strony państwa.  W jakieś mierze to rozumiem, ale nie pochwalam. Moc bowiem w słabości się doskonali (2 Kor 12,9).

 

Apeluję do wszystkich moich braci i sióstr. Zróbmy wszystko, aby wróciła świetność i ranga naszego kościoła. Skoro hierarchowie są w trwodze zmian, oddolnie zmieniajmy świat.

Dalsze pytania

A co Pana zaskoczyło w nauce przyrodniczej?

 

          Modelowe ujęcie rzeczywistości. Wstydzę się, że tak późno to dostrzegłem. Przez wiele lat nie zdawałem sobie sprawy z takiego mechanizmu badawczego. Dzisiaj wiem, że jest to metoda niezbędna. Sam zacząłem ją stosować. Za tym jednak kryje się prawda, że modele nie opisują rzeczywistości, tylko są instrumentem jej tłumaczenia. Modelowe, algorytmiczne (matematyczne) ujęcie rzeczywistości niesie ze sobą niebezpieczeństwo fałszywej interpretacji i wyciągania fałszywych wniosków. W tę pułapkę wpadłem i ja. Nie ominęła ona również Alberta Einsteina. Dziś wiem, że wyciąganie fizycznych wniosków z zapisów i wzorów matematycznych może prowadzić na manowce nauki. Graniczna prędkość „c” (prędkość światła)  została odczytana z transformacji (wzoru) Lorentza. Ta pomyłka narzuciła nauce kierunek, który trzeba będzie odkręcać.

             Wszelkie krzywoprzestrzenie, dylatacje czasu zainspirowały artystów do tworzenia filmów i literatury science fiction. I pomyśleć, ile osób w to wierzy.

 

 

          Łatwo jest uznać Boga za Stwórcę, ale Wcielenie Boga jest trudne do zrozumienia. Jak Pan tłumaczy ten aspekt wiary?

 

          Bóg tłumaczy postać Świata. Jezus tłumaczy jego funkcjonowanie. Bez Jezusa nasza wiedza o Bogu i o nas byłaby uboga. Jezus jest kopalnią wiedzy o Bogu i człowieku. Wyjaśnia bytowość istnienia, a zarazem jego sens.

          Przyznaję, że takie pytanie postawiłem kiedyś sobie. Byłem nieufny do postaci Jezusa. Dość szybko stałem się Jego apologetą (obrońcą). Bardzo cenię sobie swoją postawę, bo powstała ona nie z posłuszeństwa depozytu wiary, ale zbadana. Wiedza wzmocniła wiarę. Często powtarzam za Francuskim entomologiem Jean Henri Fabre (1823–1915), który mówił: ja w Boga nie wierzę, ja Go widzę lub powtarzam słowa trochę zmienione: ja w Boga nie wierzę, ja wiem (Carl Gustaw Jung).

          Aby sprostać pytaniu trzeba wykonać ogromną pracę wyjaśniającą. W skrócie powiem tak.

          Człowiek został stworzony przez Boga. Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że człowiek jest bardzo blisko swego Stwórcy (Człowiek byt niemal doskonały). Przez wspólną naturę jesteśmy z Bogiem  spokrewnieni. Natura duchowa nas z Nim jednoczy. Wcielenie jest wyrazem naszego zjednoczenia. My w Nim, a Bóg w nas. Jezus jako pierwszy człowiek dostąpił pełnej chwały Ojca. Jezus pokazał nam drogę do Chwały.  Przekaz katechetyczny jest mylący i infantylny. Przeważnie Jezusa traktuje się jak Boga, który wcielił się fizycznie w postać Jezusa. I choć przelatują myśli, jak to jest możliwe, z pokory i bojaźni przed grzechem herezji nikt temu nie zaprzecza. Wyjaśniam więc. Jezus jest idealnym OBRAZEM Boga, a nie Jego miniaturką, posążkiem. Bóg jest nieogarniony i nie można go ograniczyć do ram cielesności. Obraz Boga w Jezusie oraz wspólna natura daje nam prawo modlić się do Niego. Jezus nigdy nie zatraci swojego człowieczeństwa. Kocham Go, bo pokazuje mi wspaniałego Człowieka, a zarazem wielkość Boga. Daje mi nadzieję, że każdy z nas może zbliżyć się do Chwały Ojca.

 

Kościół na poziomie wiernych

          Proszę mi powiedzieć, czy Pana wykształcenie techniczne pomogło Panu w poszukiwaniu Prawdy i w rozważaniach teologicznych?

 

           Bardzo. Przede wszystkim poznałem zasady funkcjonowania świata. Poznałem rozumność i jego logiczność. To cenna wiedza. Bo za rozumnością i logicznością musi kryć się Intelekt. Wiedza przyrodnicza wzmocniła moją wiarę, w Istotę Sprawczą, która Świat powołała do życia i wyposażyła w potrzebne instrumenty (prawa przyrody).

           Kiedy 5 lat studiowałem teologię przy Seminarium Kieleckim całkowicie zawierzyłem wykładowcom. To pozwoliło mi zrozumieć sposób myślenia i rozumowania kościoła na temat wiary. W czasie studiów założyłem zeszyt, w którym zapisywałem pytania. Pytania przeważnie dotyczyły rozbieżności jakie wykrywałem na różnych etapach poznawania teologii, od Pisma św., dogmaty,  przez historię kościoła. Ufałem, że kiedyś znajdę odpowiedzi na zapisane pytania.

           Przez wieloletnie studia własne odkryłem, że nie każdy potrzebuje Prawdy. Świat mitologii i bajek wynika z zakorzenionej potrzeby. Gdzieś w środku  każdy z nas jest dzieckiem. Niezrozumiały świat jest bajkowy. Niejedno dziecko zagląda za telewizor i szuka tam ludzików. Świat rzeczywisty wymieszany jest ze światem niezwykłym, tajemniczym, czarującym. Ludzie godzą się na karcenie, bo w nich zakodowana jest pamięć matki, ojca, których trzeba słuchać.

           W pierwszym odruchu poczułem na kościół gniew. Szybko mi minął, bo zrozumiałem, że to z woli ludzi jest taki, a nie inny. Kościół na poziomie wiernych nie jest instytutem naukowym do przekazu wiedzy, lecz uczy postawy wobec Boga.

          Tak więc Prawda jest dla tych, którzy ją poszukują. Wszelkie moje prace adresuję właśnie do tych, szanując religijność innych.

          Fascynującym odkryciem jest to, że Prawda sama w sobie jest równie piękna, intrygująca, poznawcza, bo jest prawdziwa. 

 

Poszukiwanie Prawdy

Niech mi Pan jeszcze powie: Skoro zasady moralne są niezależne od objawienia, a wiara w Boga sprowadza się do osobistej relacji z Nim (będącej celem samym w sobie), to po co Pan i inni teologowie zajmują się zgłębianiem treści objawienia? Po co zastanawiać się na przykład nad tym, czy Maryja była dziewicą, czy nie? Czy to coś zmienia w relacji Bóg-człowiek? Nie rozumiem tego zwłaszcza wobec założenia, że zamysły Boga i tak pozostaną tajemnicą…

 

          Tym razem odpowiedź na Pana pytanie jest proste. Przyjemność jest w podróży, szukaniu, zmaganiu się z przeciwnościami losu, w poznawaniu, odkrywaniu. Cel jedynie wytycza kierunek zmierzania. Kiedy w literaturze odnajduję jedno zdanie, a nawet słowo, które bardzo pasuje do moich rozważań cieszę nim jak dziecko: Że też ja na to słowo, czy myśl nie wpadłem wcześniej. Każdy z nas odkrywa prawdy już dawno odkryte, ale te odkrycia cieszą, nobilitują, podnoszą samopoczucie. W moim życiorysie jest tego pełno. Choć chwalenie się tym jest w pewnym sensie śmieszne, to odkrycia dają człowiekowi zadowolenie.  

           Przyznam się, że na początku mojej drogi zawodowej (uczyłem też fizyki w liceum) opracowałem algorytm obliczania wielomianu m=tego stopnia do n-tej potęgi. Napisałem artykuł i wysłałem do redakcji naukowej. Byłem dumny i szczęśliwy z mojego odkrycia. Po jakimś czasie otrzymałem list od redakcji, w którym podziękowano mi za artykuł podając źródła już podobnego opracowania.

           Miałem też inne zdarzenia. Zaraz po studiach opracowałem paletkę do konstruowania krzywych gradientowych z krzywych sondowań geoelektrycznych Schlumbergera. Paletka doskonale zastępowała wyliczenia komputerowe (które kosztowały). Mogłem, na tym opracowaniu podnieść swoją rangę zawodową. Niestety. W czasie opracowania paletki odkryłem, że metoda konstruowania krzywych gradientowych jest tylko matematyczną sztuczką i nie niesie żadnych informacji merytorycznych. Krytyką podciąłem gałąź na której siedziałem. Ba, zostałem zawodowego kopa w górę (przeniesiono mnie z działu geofizycznego do działu studiów i projektów), bo podważyłem metody stosowane przez szefa. Jakie było zaskoczenie po latach, gdy dowiedziałem się, że paletka była wykorzystana przez wiele lat w kieleckiej geofizyce, a nawet w Wiedniu.

          Obecnie w moich opracowaniach teologicznych zaciera mi się, co jest tak naprawdę moim odkryciem, a co przeczytanym i przyswojonym oglądem innych badaczy. Dlatego teraz bardzo skrupulatnie odnotowuję źródła pozyskanej wiedzy. Przez dwadzieścia lat nie robiłem tego, bo nigdy nie przypuszczałem, że ja jako inteligent techniczny podejmie tak karkołomne wyzwanie losu.

          Panie Tomaszu. Ja wiem, że nie poznam Prawdy do końca, ale droga do niej jest fascynująca i stała się moim sensem życia.

Zło jako skutek działania

Zło jako skutek działania

 

          Temat istnienia ontologicznego zła (szatana) będzie jeszcze długo rozpatrywany i analizowany. Dobrym pouczeniem w tym temacie jest scena biblijna: Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź już się napełniała.  On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: «Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?»  On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: «Milcz, ucisz się!». Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza.  Wtedy rzekł do nich: «Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?»  Oni zlękli się bardzo i mówili jeden do drugiego: «Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?»  (Mk 4,37–41)

          Wzburzone morze oraz szalejący żywioł są symbolami tego, co negatywne, co sprzeciwia się życiu i istnieniu. Jezus nakazuje wiatrowi, żeby się uciszył, „karcąc go”, jakby był on realną istotą – duchem nieczystym. Jezus pokazuje tu swoją władzę i moc nad złem: Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne? (Mk 4,41).

           Wiatr sam w sobie nie jest niczym złym. Jego niszczące działanie staje się złem. Zło (szatan ) samo z siebie nie istnieje. Zło powstaje na skutek niewłaściwego działania.

Ontologia popełnionego zła

Jak je [zło] rozumieć ? Oczywiście zakładając że istnieje (jako analogia do dobra). Bardziej jako zła energię czy też coś w nas jakąś cząstką człowieka ?

  

Panie Grzegorzu!

 

          Krótkie pytanie, a odpowiedź wymaga całego opracowania. Pan poruszył bardzo ciekawą kwestię nad którą stale pracuję, a mianowicie czy popełnione zło ma jakiś wymiar ontologiczny (jak Pan pisze zła energia). Uprzedzam, że jestem głosicielem poglądu, że szatan nie istnieje jako osobne ontologiczne istnienie. To co kościół nazywa szatanem ja nazywam atrakcyjnością zła. Myślę, że chodzi Panu o zło popełnione. W swojej pracy operuję pewnym modelem, który gruboskórnie można porównać do „eteru” (funkcjonał; rodzaj energii, ale nie utożsamiać z energią fizykalną). Funkcjonał ten niesie informację o potencjale dobra lub zła. Ta sama natura funkcjonału daje możliwość interpolacji, a więc wyciszania lub wzmacniana. Zło można likwidować dobrem. Modlitwa wielu osób interpoluje do większego dobra niż modlitwa jednego człowieka. Ponadto funkcjonał się przenosi, istnieje, działa na innych. Wiele osób potrafi wyczuwać tę złą energię (funkcjonał, eter zła itp.)

         Proszę zwrócił uwagę, że operuję pojęciem pomocniczym  – modelem dobra i zła . Tak postępuje się również, albo przede wszystkim w nauce. Model obrazuje zjawisko. Im więcej rozwiązuje problemów, tym jest lepszy. Na końcu może okazać się, że jest rzeczywistością.