Życie w obfitości

 

Panie Tomaszu

 

          Przecież Bogu moja miłość nie jest tak naprawdę do niczego potrzebna. Żadna krzywda Mu się stać nie może przez to, że ktoś Go nie kocha. Więc Boga kocha się tak naprawdę dla siebie, czyż nie? 

 

         Nie mogę zgodzić się z Pana tezą. Bóg stworzył człowieka według swojej koncepcji. Człowiek nie miał na to wpływu. Jeżeli Bóg stwarza człowieka, to znaczy, że ma względem niego jakieś plany. Jakie? Nie wiemy do końca jakie. Wiemy jednak, że stworzył nas z miłości i miłości oczekuje od człowieka.

         Modlitwa ma różne cele. Tak naprawdę jest potrzebna człowiekowi, ale jest i taka modlitwa, która jest okazywaniem Bogu właśnie miłości do Niego.

        Żądanie Nieba jest wynikiem obiecanego dziedzictwa Bożego. Każde dziecko ma prawo żądać od Ojca części jego majątku. Sam fakt powołania człowieka do Bożego dziedzictwa jest niezwykłe.

          Po co mam święcić dzień święty (jakkolwiek, by to interpretować)? Bogu to przecież niepotrzebne. Człowiekowi również nie-niezbędne, by kochać innych ludzi i czynić dobro. Więc dla kogo to? Komu to przynosi jakąś korzyść?

          Idąc tym torem rozumowania, to nie warto adorować żonę, bo jest już w moim posiadaniu. Obdarowywać prezentami osoby umiłowane, bo to jest przeżytek całkowicie zbędny. Obchodzić urodziny, imieniny to kosztowny zbytek. Chodzenie do teatru, na koncerty jest zbytecznym wysiłkiwm, bo jest telewizja. Czy taki świat Panu się podoba? Mnie nie.

    

          Czy nie szkoda czasu? Przyznam – nie lubię celebrowania czegokolwiek. Nie lubię świąt, uroczystości, urodzin, imienin, Dni Strażaka i tym podobnych. Nie czuję potrzeby brania w tym udziału.

          Tu kończy się moja kompetencja, bo mówi Pan o cechach swojego charakteru. Ja to szanuję. Ma Pan do tego prawo. Mogę powiedzieć tylko o sobie.         

 

          Uwielbiam spotkania, po których jestem mądrzejszy choćby o jedną sentencję. Jestem szczęśliwy, gdy komuś w czymś pomogę, gdy obdarzam kogoś dobrym słowem, komplementem. Ludzie bardzo potrzebują życzliwości. W dzisiejszej dobie ludzie są samotni. Telewizja jest wymogiem czasu, ale ona zabija relacje między ludzkie. Uwielbiam spotkania, na których dzieci lub dorośli popisują się swoimi talentami (lub marnymi osiągnięciami). O jakże jest wesoło. Lubię się bawić, tańczyć, popijać drinki (a nawet puścić dymka), śpiewać, grać. Żal mi jest smutasów.         

 

          Każda okazja jest dobra do spotkań. Ja pragnę obchodzić wszystkie rocznice, imieniny, urodziny itp. W tym samym duchu pragnę uczestniczyć w spotkaniach i uroczystościach religijnych. Tam czuję bliskość Boga. Ja cieszę się życiem i zgarniam go garściami: Ja przyszedłem po to, aby [owce] miały życie i miały je w obfitości (J 10,10).

 

          Wie Pan dlaczego tyle czasu poświęcam na dyskusję z Panem? Bo mam radość dzielenia się z Panem wiedzą. Oczekuję też, że jakaś Pańska myśl mnie urzeknie, zaskoczy. Może dowiem się czegoś nowego. Pan przypomina mi moje młode lata. Moje pokolenie w latach młodości nie było tak mądre jak obecne. Ma Pan nade mną przewagę. Przed Panem jest jeszcze tyle pięknych i jeszcze nieskażonych dni. Może Pan osiągnąć wszystko. Może Pan sięgnąć Nieba. Życzę Panu wszystkiego najlepszego.

Twardziel

Panie Pawle,

Co do mojego “krótkiego pytania”: Po prostu nie podoba mi się w chrześcijaństwie (i w innych religiach również) ten element interesowności. Nie podoba mi się, że mam kochać bliźniego po to, żeby zostać zbawionym. Zdecydowanie wolałbym go kochać dlatego, że tak jest po prostu dobrze. Napisałem Panu we wstępie do mojego pierwszego listu, że chciałbym przeżyć swoje życia najlepiej, jak to możliwe. Dążenie do tego jest mi potrzebne do osiągnięcia jakiegoś wewnętrznego spokoju. A w religii nie szukam nagrody za dobre życie (nią będzie dla mnie ten wspomniany spokój) tylko ewentualnych dodatkowych wymagań, jakie stawia mi Bóg. Chcę pełnić jego wolę nie dlatego, że On może mi coś za to dać, tylko dlatego, że uważam Go za “Naczelnego Prawodawcę” decydującego o tym co dobre, a co złe. Nie podoba mi się myśl, że mam pełnić Jego wolę dla jakiejś nagrody. Zdecydowanie wolałbym to pozostawić Jego woli, a samemu skupić się po prostu na robieniu tego, co dobre nie myśląc o tym, co sam będę z tego miał (poza wspomnianym spokojem). Czy taka postawa byłaby czymś złym?

 

I jeszcze, co do miłości do Boga: Czy mógłby mi Pan podać przykład czynu, który jest wyrazem tejże miłości, a nie jest przy tym wyrazem miłości do bliźniego? Czy w ogóle istnieją takie czyny, czy miłość do Boga, ma się ograniczać do uczucia i niczego więcej?

pozdrawiam, Tomasz K.

 

 

Panie Tomaszu                                                 

 

          Ostatni Pana list podoba mi się najbardziej. Dlaczego? Bo jest z serca. Pan dostrzega konflikt, gdzie go nie ma. Zdecydowanie wolałbym go [bliźniego] kochać dlatego, że tak jest po prostu dobrze. No i właśnie, nauka Jezusa mówi to samo, więc po co się spierać? A w religii nie szukam nagrody za dobre życie. A z drugiej strony: Zdecydowanie wolałbym to pozostawić Jego woli.

          Nie  podoba mi się, że mam kochać bliźniego po to, żeby zostać zbawionym. Życie ludzkie jest społeczne, dialogiczne, nastawione na drugiego człowieka. Siłą rzeczy kochać bliźniego jest dobrem. Dobro daje szczęście, które  jest w zbawieniu.

           Ma Pan rację, zbawienie nie można kupić. Dlatego jest napisane, że nie za uczynki będziemy zbawieni lecz za określenie się w wierze. … a samemu skupić się po prostu na robieniu tego, co dobre nie myśląc o tym, co sam będę z tego miał. Czy taka postawa byłaby czymś złym? I tak trzymać, i tak żyć. W tym zdaniu ujął Pan swoją prawdę, która pokrywa się z prawdą Bożą. Jest Pan niedaleko od prawa Bożego.

          Czy mógłby mi Pan podać przykład czynu, który jest wyrazem tejże miłości, a nie jest przy tym wyrazem miłości do bliźniego? Czy w ogóle istnieją takie czyny, czy miłość do Boga, ma się ograniczać do uczucia i niczego więcej?

Przede wszystkim miłość jest martwa jeżeli się jej nie okazuje. Bogu miłe jest gdy człowiek akceptuje Jego pomysł świata itd. Bogu należałoby to jakoś przekazać. Sposobów może być wiele. Najprostsze to zwykła modlitwa, gest Krzyża, zapalona świeczka, westchnienie, myśl dziękczynna, akty strzeliste.  Spełnianie woli Bożej jest okazywaniem Jemu miłości.

 

         Panie Tomaszu. Jestem dość twardym facetem (typowy baran – znak zodiakalny), ale przed Krzyżem uginają mi się kolana. Na stojąco przyjmuję los (doświadczenia). Schylam głowę przed Bożym Majestatem.   

 

         Religia jest czymś bardzo osobistym. Proszę stworzyć sobie swój intymny świat duchowy. Z pokorą przyjąć Boże zarządzenia. Z uporem walczyć z ludzką głupotą. Ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat (J 16,33).

Katastrofa

Panie Pawle, 


Wydaje mi się, że jest mi bliska miłość, jaką przedstawia Pan w swoich przykładach. Mi też zbyło żal Kaddafiego. Ale czy to wszystko nie są jednak przykłady miłości do ludzi? Miłości która mogłaby istnieć nie tylko przy braku miłości do Boga, ale nawet przy braku wiary w jego istnienie? Mi wydaje się to jak najbardziej możliwe.


Pisze Pan: “Znając [miłość chrystusową], kocha się wszystko, Boga, drugiego człowieka, a nawet i nieprzyjaciół.”. Pisze Pan “nawet nieprzyjaciół”. A dla mnie miłość nieprzyjaciół, życzenie im dobra, gotowość do pomocy im w potrzebie jest czymś znacznie naturalniejszym, niż miłość do Boga, któremu nie trzeba ani niczego życzyć, ani współczuć, ani też w niczym pomagać.

Wczoraj przeszło mi przez myśl, że może miłość do Boga powinna faktycznie polegać właśnie na pragnieniu zbawienia i bycia przy Nim. Na tym, żeby chcieć doznać Bożego Miłosierdzia, które jest nam do tego niezbędne i prosić o nie. Tyle, że to byłaby klasyczna miłość małego dziecka do matki, które tylko chce, a niczego nie daje w zamian. Czy o to chodzi?



I jeszcze jedno krótkie pytanie: Czy uważa Pan, że brak pragnienia zbawienia jest grzechem?


pozdrawiam, Tomasz K.

 

 

Panie Tomaszu                                 

 

          Czy zastanawiał się Pan nad miłością do świata. Świat nie jest osobowy, ale czuję uczucie miłości do świata, kosmosu. Kocham świat, ludzi, książki, uwielbiam spacery, szpinak i brukselkę itd. Wszystkie te uczucia są elementami czegoś pięknego. Czegoś co się przeżywa i doświadcza. Czy miał Pan wrażenie jednoczenia się z przyrodą, a nawet z kosmosem? Miłość, to coś, co nie do końca da się przełożyć na język ludzki. To jest uczucie. Miłość do Boga to miłość do Doskonałości, Nieskończoności, Nieoznaczoności, Harmonii, Doskonałych Dźwięków, do Idealnej ciszy. Bóg uosabia najpiękniejsze idee. Nie kochałbym, gdy Go nie było.

        Samolot, który wylądował bez podwozia. Dla niektórych to dobrze wykonana procedura. Dla mnie to  przykład doskonałej Bożej Opatrzności. To antidotum Opatrzności Bożej w przypadku katastrofy Smoleńskiej. Dlaczego? Bo wokół samolotu rządowego było tyle „eteru” zła i wzajemnej nienawiści (nie chcę rozwijać tego tematu). Proszę zastanowić się, ilu pasażerów wzajemnie się nie tolerowało. Wylot był niejako wymuszony. Przez niektórych niechciany, a może i potępiony. Bóg nikogo nie karze, ale Opatrzność Boża może być różna. Dla mnie był to sygnał  – opamiętajcie się!

        Jestem bardzo ostrożny co do cudów opowiadanych przez osoby bogobojne, święte itp., ale dostrzegam dialog Boga z człowiekiem przez nadzwyczajne wydarzenia. Codziennie, na moich oczach jestem świadkiem mocy działania Boga.

Panie Tomaszu, ja mam za co Stwórcę miłować.

 

Pańskie pytanie: Czy uważa Pan, że brak pragnienia zbawienia jest grzechem? To pytanie należy do dość oryginalnych. Na tak postawione pytanie odpowiadam, że nie jest grzechem. Warto jednak zastanowić się nad motywem utraty pragnienia zbawienia. Po tym uszczegółowieniu, moja odpowiedź może być różna.

 

Miłość

Czym w praktyce powinna objawiać się moja miłość do Boga? Pisał Pan o “Pieśni nad Pieśniami”. Przeczytałem, ale nie pomogło mi to w zrozumieniu tej kwestii. Wydaje mi się, że typ miłości, który jest tam opisany (tzn miłość kobiety do mężczyzny) jest czymś co pojawia się samoistnie właśnie w relacjach damsko-męskich (z reguły). Nie wyobrażam sobie za bardzo wzbudzenia w sobie takiego uczucia wobec niewidzialnego i bezpłciowego Boga. Właściwie w ogóle nie wyobrażam sobie wzbudzenia takiego uczucia wobec kogokolwiek, jeśli nie pojawi się ono samo. Ale jeśli jednak o to chodzi – jak mam je w sobie wzbudzić? Co mam konkretnie robić, żeby się pojawiło?

 

 

        Jeżeli do religii będzie Pan podchodził zwyczajnie, jak do rzeczywistości realnej, to minie się Pan z prawdą. Religia jest czymś wewnętrznym, osobistym, intymnym. Dopiero z perspektywy duszy można dostrzec, że i świat realny jest pełen Boga. Gdy jest się zakochanym każda komórka jest pobudzona, choć tak naprawdę nie zna obiektu miłości. Miłość do Boga pochodzi z podziwu dla Stwórcy,  istnienia świata, własnego istnienia. Choć Bóg nie jest widzialny, ale świadomość Jego istnienia nie powinno przeszkadzać we wzbudzeniu uczucia miłości. Jezus Chrystus powinien ułatwić nam w tym, bo On jest obrazem Boga.

Pisze Pan: Co mam konkretnie robić, żeby się pojawiło [uczucie do Boga]? Nie tędy droga. Co najwyżej, przez ciekawość, może Pan poznać przymioty Boga i być może nastąpi zachwyt, który Pana poniesie na szczyty miłości. Bardzo Panu życzę uczucia czystej miłości (miłość Chrystusowa). Znając ją, kocha się wszystko, Boga, drugiego człowieka, a nawet i nieprzyjaciół. Wszystko się kocha, bo z tchnienia Bożego pochodzi. Takiej miłości nauczał Jezus Chrystus.

 

Przykłady.

 

Kaddafi był złym człowiekiem. Kiedy go złapano i nim pogardzano moja dusza płakała. Dlaczego? Bo to przecież człowiek, który zagubił się, choć od Boga pochodzi.

 

Kedy Nergal targał Biblię, było mi go żal, że doszedł do takiego stanu zagubienia.

 

Gdy PIS wyrzuca swoich faworytów, jest mi żal, że wyrządza się krzywdę w imię totalitaryzmu partyjnego. Jest mi ich żal, choć ich nie popieram.

 

Nie lubię PIS, ale nie cieszyłem się ich porażką. Cieszyłem się zaś wygraną PO.

 

Nie zachwycam się Palikotem, ale było mi przykro jak nim pogardzano i marginesowano.

 

Kościół Polski postępuje samobójczo, ale życzę mu odnowy.

 

Potępiać można tylko czyny, nigdy człowieka.

 

Miłość Chrystusowa pozwala mi dostrzegać dobro nawet tam gdzie jest niewidoczne. Miłość pozwala ze złego zrobić dobro.

Każda miłość jest inna

Dziękuję za niezwykle obszerną odpowiedź. Z pewnością jest o czym rozmyślać na podstawie tego, co mi Pan napisał. Ale jedna kwestia zwróciła moją uwagę szczególnie. Otóż kwestia “bezinteresowności”. Czy uważa Pan, że pragnienie nagrody za swoje czyny (czyli pragnienie zbawienia) jest nieodłącznym elementem wiary? Naprawdę nie można być bezinteresownym chrześcijaninem, który robi to, co robi z przeświadczenia, że tak po prostu należy?

Z drugiej strony z to co Pan napisał tłumaczy mi trochę dosyć niezrozumiałą dla mnie (jak już wspominałem) kwestię miłości do Boga. Bo, jak rozumiem, ma to być zupełnie inna “miłość”, niż miłość do bliźniego, tak? Przyznam, że w tej kwestii przykazania miłości były dla mnie dosyć mylące. Myślałem, że, skoro podaje się je razem i określa stosunek do Boga i do bliźniego tym samym słowem, to musi chodzić mniej więcej o to samo. A z tego, co Pan pisze wnioskuję, że jednak nie. Wnioskuję, że miłość do Boga ma być w znacznym stopniu przeciwieństwem miłości z “Hymnu o Miłości” św. Pawła – ma być zaborcza, niecierpliwa i pragnąca swego, tak? I Bóg właśnie takiej miłości od nas oczekuje? Proszę o potwierdzenie, lub zaprzeczenie.


     

            Oczywiście każda miłość jest inna, choć pochodzi jakby z tej samej przestrzeni uczuć. Inaczej kocha się współpartnera, a inaczej dziecko. Jeszcze inaczej kocha się Boga, matkę, czy ojca. Nie chcę stopniować miłości, bo ona zależy od konkretnych relacji. Dla mnie wzorem idealnej miłości jest tzw. miłość Chrystusowa. Jeżeli nawet nie potrafię jej prawidłowo opisać to jest ona wzorcowa. Ja ją czuję i staram się nią kierować. Nie jest to łatwe względem własnego ludzkiego egoizmu, przyzwyczajeń, nawyków, lenistwa czy słabości.

           To co mnie fascynuje w miłości Chrystusowej to jej czystość. Ona nie pozwala zrobić komuś przykrości. Lepiej samemu ponieść szkodę niż zadrasnąć osobę (Boga), którą się kocha. Panie Tomaszu, nie wstydzę się powiedzieć, że taką miłość doświadczam.

 

           Panie Tomaszu miłość nie może być zaborcza i pragnąca swego. To jakieś nieporozumienie lub błędne odczytanie mojej wypowiedzi!

 

          Jeżeli chodzi o bezinteresowność, to nie mam złudzeń. Wszystko robi się w jakimś celu. Nawet gdy daję wdowi grosz, mam w tym i ja przyjemność. Nie chcę rozwijać tego tematu, bo nieprecyzyjne słowa mogą wypatrzyć intencje. Powiem jedynie, że nawet ci, którzy zarzekają się, że są bezinteresowni, nie zdają sobie sprawy, że mijają się z prawdą. Taka jest natura człowieka, a może i prawo naturalne?

 

Istota modlitwy

Pisze pan, że modlitwa to przede wszystkim “trwanie przed Bogiem”. Może zabrzmi to trochę bezczelnie, ale zapytam: Po co to robić? Jest to celem samo sobie, czy ma służyć człowiekowi, jako “napęd” do dobrego życia? Czy przez samą modlitwę zbliżam się do zbawienia, czy tylko przez jej skutki (np. to, że jestem mniej podatny na różne pokusy)?


 

         Na temat modlitwy można napisać tomy książek. Dlaczego? Bo modlitwa nadal pozostaje dla nas tajemnicą. Skąd bierze się jej moc i skuteczność? Jak umieścić ją w kategoriach sprawiedliwości czy miłosierdzia Bożego? Czy modlitwa jest rodzajem „energii duchowej”, która bierze udział w interpolacji dobra i zła?  Dlaczego tylko wybrani mogą z niej darmo korzystać? Czy ludzie zapomniani przez świat, samotni, gdy nie są wskazani, nie otrzymują od ludzi ofiar modlitewnych? Temat ten powinien być nadal rozpracowywany przez teologów.

        Trudno jest mi w obszarze listu sprostać zadaniu jaki Pan mi stawia. To co napiszę proszę potraktować jako materiał do przemyśleń.

 

         Przede wszystkim chcę powiedzieć, że modlitwa jest sprawą miłości, a nie kontraktu. Prosta modlitwa niebiosa przebija (brevis oratio penetrat coelos).

          Jeżeli kocha się kogoś, to występuje pragnienie bycia z tą osobą.          Modlitwa jest osobistą relacją człowieka z Bogiem i odwrotnie.  Najważniejszą rzeczą w modlitwie to „być z Nim”. Trwanie, to stan pewnego uniesienia, wyższy stopień mistyki. Nie idzie się, lecz się unosi. Świat rzeczywisty oddala się, staje się mniej ważny. Przykładem miłosnego ofiarowania, stanu modlitewnego jest wpatrzony wzrok w ukochaną osobę. Gdy się kocha, można w nią patrzeć bez końca. Nie trzeba słów. Oczy i myśli łączą się w miłosnej ekstazie. Podobnie jest z modlitwą do Boga. Trzeba najpierw zrozumieć, dlaczego Boga się kocha. Kto ma za co kochać Stwórcę, już wie jak się modlić. Samo serce dyktuje i porywa go do uniesień, a w wyższym stopniu mistyki do połączenia się z Ukochanym. Zachęcam do przeczytania Księgi Pieśń nad Pieśniami. Tam opisana jest istota miłości.

          Modlitwa może być nieprawdopodobnie skuteczna, nawet pojedynczego człowieka, który jest wierny Bogu. Kiedy przyjdzie nam podejmować problematyczne decyzje należy modlitwami wyprosić Bożą interwencję, bo On jeden jest w stanie każde zło zamienić w dobro. Nasza modlitwa będzie na pewno wysłuchana. Choć rozwiązanie nie musi być takie, jakiego oczekiwaliśmy, ale na pewno w dalszej perspektywie będzie pozytywne. Lepsza jest modlitwa ze szczerością i miłosierdzie ze sprawiedliwością, aniżeli bogactwo z nieprawością. Lepiej jest dawać jałmużnę, aniżeli gromadzić złoto. Jałmużna uwalnia od śmierci i oczyszcza z każdego grzechu. Ci, którzy dają jałmużnę, nasyceni będą życiem (Tb 12,7–9 ). Modlitwa i post są bardzo skutecznym narzędziem: Ten zaś rodzaj złych duchów wyrzuca się tylko modlitwą i postem (Mt 17,21).

          Modlitwa była potrzebna nawet Jezusowi. Kontakt ze światem Bożym Jezusa przemieniał i przebóstwiał. Otrzymywał od Ojca dary Ducha Świętego. Nabierał mocy, która z Niego wychodziła, gdy uzdrawiał. Moc ta pozwoliła Mu również przezwyciężyć lęk przed ukrzyżowaniem: Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich. Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!ť Wtedy ukazał Mu się anioł z nieba i umacniał Go. Pogrążony w udręce jeszcze usilniej się modlił, a Jego pot był jak gęste krople krwi, sączące się na ziemię (Łk 22,42–44). Jezus modlił się w ostatniej chwili swego ziemskiego żywota – na Krzyżu. Skonał z modlitwą na ustach. Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? (22,2). Najsłynniejsza modlitwa błagalna w całym Psałterzu. Tymi słowami, Chrystus konający na krzyżu, modlił się (Mt 27,46; Mk 15,34). Chrystus wołał do Boga, który milczał. Widział, a nie interweniował. Obecność Boga jest dyskretna, ale aktywna.

          Paweł wierzył w moc modlitwy. Nie tylko na własny użytek, ale i innych osób: Módlcie się jednocześnie i za nas (Kol 4,3). Jak twierdził, taka modlitwa jest miła Bogu (1 Tm 2,3).

          Jonasz modlił się do Pana i prosił o ratunek. Modlitwa została wysłuchana. Pan nakazał rybie i wyrzuciła Jonasza na ląd (Jon 2,11).

          Przez modlitwę można wstawiać się za zmarłych: Gdyby bowiem nie był przekonany, że ci zabici zmartwychwstaną, to modlitwa za zmarłych byłaby czymś zbędnym i niedorzecznym (2 Mch 12,44).

         Modlitwy do Maryi są bardzo skuteczne (modlitwa różańcowa i inne). Modlitwa Ojcze nasz (Mt 6,9–13) stała się dla uczniów  Chrystusa modlitwą nowej wspólnoty wierzących.

         Warto dodać, że w Egipcie na murach piramid, na kamiennych sarkofagach, na murach świątyń i papirusach występują napisy w postaci hieroglifów mówiące o modlitwach za zmarłych.

          Modlitwa ma ona ogromną moc: otrzymacie wszystko, o co na modlitwie z wiarą prosić będziecie (Mt 21,22). Wszystko, o co w modlitwie prosicie, stanie się wam, tylko wierzcie, że otrzymacie (Mk 11,24), ale jednocześnie módlcie się, abyście nie ulegli pokusie (Łk 22,40). Istotna dla modlitwy dyskrecja nie wyklucza modlitwy wspólnej.

          Modlitwa Ojcze Nasz nie ogranicza się tylko do wypowiedzenia przez nas konkretnych słów. Ma ona kształtować nasz byt, uczy nas czuć i myśleć jak Jezus. Słowami tej modlitwy, której był autorem, modlił się sam Chrystus. Ma ona w sobie głębię, w którą należy wnikać.

          Modlitwa nie może być kontraktem. Ma ona ogromną moc: wszystko, o co w modlitwie prosicie, stanie się wam, tylko wierzcie, że otrzymacie (Mk 11,24; Mt 21,22), ale jednocześnie módlcie się, abyście nie ulegli pokusie (Łk 22,40). Modlitwa prawdziwa jest zawsze wysłuchana, tyle, że niekiedy Bóg wysłuchuje nas inaczej, niż byśmy tego chcieli. Kto wie czy nie udziela nam wówczas więcej, niż prosiliśmy.  Bóg nie może oprzeć się modlitwie duszy czystej. Dusza ta otrzymuje od Boga prawie wszystko, czego pragnie. Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz (Jk 4,3). Z jednej strony modlitwa jest celebransą prostą, a z drugiej strony jest bardzo ważnym wydarzeniem w relacji między Bogiem a człowiekiem. Modlitwa jest zbliżeniem się do Boga na odległość immanentności. Rzekł mu [Bóg]: ŤNie zbliżaj się tu! Zdejm sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętąť (Wj 3,5). Każdy człowiek z racji odległości jaka go dzieli od Stwórcy powinien pochylić głowę, gdy kieruje słowa modlitewne do Boga. Gdy człowiek czyni z modlitwy profanum, usłyszy słowa: Nie zbliżaj się (Wj 3,5).

          Modlitwy wypływające z nieczystego serca to najczęściej modlitwy złorzeczenia, np: Boże spraw, aby się jemu nie udało. Taka modlitwa siłą rzeczy nie może być wysłuchana przez Boga. Ludzie mogą modlić się za każdego, nawet za zbrodniarza. Dary płynące z takiej modlitwy nie giną, choć nie zawsze Bóg wysłuchuje naszych próśb według naszych intencji. Abraham rozmawiając z Bogiem (rodzaj modlitwy) prosił o złagodzenie kary dla mieszkańców Sodomy (Rdz 18,22–33). Jak wiemy rozmowa została zawieszona. Wierzę, że pozytywna energia (funkcjonał) wynikająca z modlitwy pozostaje w przestrzeni ekonomii i Miłosierdzia Bożego. Bóg wie jak z naszych modlitw uczynić użytek.

           Jezus pouczał nas: Zawsze powinniście się modlić i nie ustawać (Łk 18,1). Sam modlił się do swego Ojca: usuwał się na miejsca pustynne i modlił się (Łk 5,16); całą noc spędził na modlitwie do Boga (Łk 6,12); gdy raz modlił się na osobności… (Łk 9,18). Jan Paweł II przyznał się kiedyś, że nie chciał Boga prosić o swoje sprawy, uważając, że Bóg ma ważniejsze sprawy na „głowie” niż jego skromna osoba. Zmienił szybko zdanie. W modlitwie błagalnej przyjmuje się postawę pokorną, która podoba się Bogu. Należy więc modlić się jak najwięcej i prosić Boga o wszystko (nawet o drobną rzecz). Po tych wydarzeniach radził się Dawid Pana, pytając Go […] dokąd mam iść? (2 Sm 2,1–2). Za wszystko należy Bogu dziękować jak czynił to Jezus:  wziął siedem chlebów i ryby, i odmówiwszy dziękczynienie, połamał, dawał uczniom, uczniowie zaś tłumom (Mt 15,36).  Podobnie kochając Jezusa należy mu okazywać pragnienie Nieba. Bezinteresowność jest wypaczeniem ekonomii Bożej. To rodzaj zadufania w sobie. Ja daję i nic nie chcę z tego. To błąd. Jak Jakub należy żądać Nieba. Należy pokazywać Bogu, że nam zależy na Jego darach.

          Z Bogiem można się spierać, a nawet Go „upominać”. Na słowa Chrystusa: ŤNie to, co wchodzi do ust, czyni człowieka nieczystym, ale co z ust wychodzi, to go czyni nieczystymť (Mt 15,11) uczniowie rzekli: ŤWiesz, że faryzeusze zgorszyli się, gdy usłyszeli to powiedzenie?ť (Mt 15,12). Tym samym niejako upomnieli nauczyciela (Marta Złotnicka). Nauka Jezusa gorszyła, ale w sensie pozytywnym.

          Bóg pragnie abyśmy Go stale prosili, wręcz żądali Nieba, bo Bóg chce nam okazać swoje Miłosierdzie. Nasze modlitwy powinny być zawsze żarliwe. Mówienie, że adoruję Boga bezinteresownie trąca pychą (ja daję i nic od Boga nie chcę). Kochać Boga całym sercem to pragnienie bycia w Nim. Nie ma tu miejsca na bezinteresowność. Proszę zauważyć, że utarte słowo „kocham” nie pasuje do miłowania Boga i do relacji z Nim.

          Mało kto zdaje sobie sprawę, że na osobie modlącej się, proszącej usilnie o dary niezwykłe, ciąży też odpowiedzialność. Pomimo, że człowiek ma wolną wolę, to jest on zaznaczony losem i przeznaczeniem. Człowiek doświadczony cierpieniem niejednokrotnie zmienia się, zmierza ku lepszemu życiu. Cierpienie jest dla niego motorem dobra. Usilne modły o uzdrowienie (imperatywne) mogą spowodować powrót do zdrowia, ale również utratę dobrej drogi do zbawienia. Uzdrowiony i uwolniony od niemocy może stać się człowiekiem złym i okrutnym. Osobiście znam takie przypadki.

          Jezus pokazał nam jak należy się modlić:  Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich. Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie! (Łk 22,42). Innym przykładem są akty strzeliste, krótkie modlitwy o ogromnym potencjale duchowym: Panie, zmiłuj się nade mną. Jezu, ufam Tobie! Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną grzesznikiem. Panie, abym przejrzał!

          Modlitwa jest dziełem miłości, sposobem łączności człowieka z Bogiem. Otwiera nas na Mądrość Bożą, napełnia duchową mocą. Jest pozytywną energią. Modlitwa potrzebuje wyciszenia i otwarcia „duchowych uszów”. Oczyszcza myśli, prostuje pożądania, daje siłę do dobrego. Podczas modlitwy człowiek otwiera się coraz bardziej na Miłość Bożą i otrzymuje zrozumienie Jego woli. Niekiedy bliskość kochającego Boga tak człowieka zafrapuje, że nie potrzeba mu żadnych słów. Po prostu jestem wtedy w Jego obecności i chciałbym tylko, żeby On raczył przeniknąć do końca każdą komórkę mojego ciała i mnie całego. Mimo że nie mówię wówczas do Boga ani jednego słowa, niewątpliwie jest to prawdziwa modlitwa. Rozmawiając z osobą, którą kocham, chciałbym przekazać jej coś znacznie więcej niż słowa, w gruncie rzeczy chciałbym przekazywać samego siebie.

          Bóg zwraca się do każdego po imieniu: Mów, bo sługa Twój słucha (1 Sm 3,10),  nie potrzebuje naszych podziękowań, natomiast prawidłowo ukształtowana postawa dziękczynienia będzie nas chroniła. Modlitwa dziękczynna jest tym prawdziwsza, im prawdziwej przyjmujemy dary, za które Bogu dziękujemy. Za pomocą modlitwy dziękczynnej otwieramy się na bezinteresowną miłość Boga, uczymy się przyjmować dary Boże zgodnie z zamysłem Dawcy. W postawie dziękczynienia potrafimy rozpoznać sens naszego życia, zrozumieć świat, w którym Bóg nas umieścił oraz otworzyć się na nasze ostateczne przeznaczenie. Eucharystia (sakrament symbolizujący ciało i krew Chrystusa) po grecku znaczy dziękczynienie. Modlitwa błagalna ma również ogromny sens: I wstawił się Mojżesz za ludem (Lb 21,7); Zanosiłem błagania do Pana, przez czterdzieści dni i czterdzieści nocy; zanosiłem błagania, bo Pan zamierzał was wyniszczyć. Modliłem się do Pana mówiąc: ŤPanie nasz, Boże, nie zatracaj ludu swego, własności swojej, który uwolniłeś swą wielkością i wyprowadziłeś z Egiptu mocną ręką (Pwt 9,25–26). Uczy nas pokory wobec Stwórcy. Postawa pokorna nie jest postawą żebraka, ale postawą osoby miłującej Boga. Wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem (Flp 4,6). Modlitwa oparta na radości wiary. Tak, jestem taki, jaki jestem, Bóg to wie. Wielbię Boga za Jego dobroć.

           Gdy chcesz się pomodlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu (Mt 6,6). Nie ma takiej chwili w życiu, aby nie można było modlić się wewnętrznie, władzami swej duszy (św. Teresa z Awila). Do Boga nie dochodzi modlitwa, która płynie z brudnego serca. Trzeba czasu, ażeby modlitwa przebiła się przez nasze serca i zaczęła być naprawdę modlitwą. „Zdrowaśki” odmierzają czas i stanowią coś w rodzaju fali nośnej, melodii duchowej wyciszającej mój umysł i zmysły, natomiast samym centrum swojej duszy staram się wówczas otwierać na Syna Bożego, mojego Zbawcę, który przemawia do mnie już nie tylko swoją nauką, ale tym wszystkim, czego dokonał dla mojego zbawienia.

          Czytanie Pisma świętego jest też rodzajem modlitwy, podobnie jak znak Krzyża, który jest nie tylko znakiem rozpoznawczym, ale źródłem niezgłębionych treści duchowych. Przez kult stajemy się prawdziwymi ludźmi i dziećmi Bożymi. Modlitwą jest pisanie listów na tematy religijne, czy książek. Wszystko, co się czyni w obszarze sacrum jest modlitwą i przeżywaniem.

          Modlitwa jest kontemplacją, która prowadzi przez miłość do osobowego doświadczenia Boga. Z kontemplacją związane jest przeżywanie piękna. Pięknem jest Bóg, cały Świat, człowiek, Chrystus. Kto znalazł się w pobliżu piękna wie, że istnieje ono po to, aby je kontemplować. Jest niejako potrzebny pięknu, ale przede wszystkim piękno jest potrzebne jemu. Musi być blisko, choć zawsze jest dalej niż bliżej (M. Hołda). Z modlitwą wiąże się przeżywanie i wzruszenie. Na ten stan ma wpływ piękno słowa, obrazów, muzyki. Muzyka A. Mozarta (np. Missa de Requiem) jest szczególnie piękna, wprowadza człowieka w inny świat. Sam kompozytor powiedział: Kto tak, jak ja od dziecka wprowadzony jest w mistyczny świat naszej religii, kto słucha z uczuciem i wzruszeniem dźwięków Agnus Dei, a muzyka serc śpiewa Benedictus, kto przyjmuje komunię św., ten zna inny świat.

          Spróbuj się zastanowić, co odwraca Twoją uwagę na modlitwie. Najczęściej to jest Twoim skarbem. Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie serce twoje (Mt 6,21). Przesadna pobożność (dewotyzm) to brak roztropności i oceny rzeczywistości. Zamiast uczestniczyć na kilku mszach w tym samym dniu, może lepiej zastąpić w domu młodą matkę w opiece nad dzieckiem, aby i ona mogła iść do Kościoła?

 

          Filozoteizm ujmuje modlitwę jako niebyt, który przez przymioty „dobra” zachowuje swoje istnienie.  Każde uczynione dobro, czy zło nie znika, lecz pozostaje w jakieś formie bliżej nam nieznanej: Gdy duch nieczysty opuści człowieka, błąka się po miejscach bezwodnych (Mt 12,43, Łk 11,24). Można to modelować na wzór fluidu, eteru, funkcjonału, chmurki, mgiełki. To coś rozchodzi się, czyniąc kolejne dobra czy zła. Niejedna osoba wyczuwa na odległość rozchodzące się dobro czy zło, które jest odbierane. Mówi się niekiedy, że odebrałem dobre czy złe emocje. Dobrego/złego człowieka wyczuwa się na odległość. Mówi się też, że brakuje chemii między osobami. Zło jak i dobro (funkcjonały – cząstki, porcje duchowe) interpolują: Wtedy idzie i bierze z sobą siedmiu innych duchów złośliwszych niż on sam; wchodzą i mieszkają tam. I staje się późniejszy stan owego człowieka gorszy, niż był poprzedni  (Mt 12,45).

          Świat opiera się na Miłości Boga, żywi się dobrem. Dobro jest jego motorem. Bez niego świat nie ma sensu. Człowiek otrzymał od Boga dar czynienia dobra, generowania tej niewidzialnej, a wyczuwalnej mgiełki. Dobro ze złem jest w konflikcie. Nakładając (interpolacja) się na siebie, wzajemnie się znoszą. Dobro zwalcza zło i zło niweczy dobro. W staroirańskiej religii obrazowali ten fakt walką Bogów. Boga dobrego Ahura Mazdy z przeciwnikiem Angra Mainju.

          Co by nie powiedzieć, to coś jest na rzeczy. Dobro jest koniecznością i Bóg oczekuje od nas współpracy w współtworzeniu świata. To jest ogromna nobilitacja człowieka, a zarazem odpowiedzialność.

Modlitwa i spowiedź

Czyli proszę powiedzieć jasno – Czy celem modlitwy jest usłyszenie głosu Boga, który mówi do mnie “teraz, w tej chwili”, czy konfrontacja własnego sumienia z innymi motywacjami? Wydaje mi się to dosyć istotną różnicą. Czym innym jest zwracać się do Boga o rozjaśnienie czegoś, a czym innym szukać tego we własnym umyśle/duszy (nawet jeśli pochodzi to od Boga). Wydaje mi się, że to wymaga po prostu innego nastawienia.

 

I jeszcze jedno “standardowe” pytanie: Jest Pan nieprzychylny spowiedzi. Tak “na logikę” to ja też jestem jej nieprzychylny. Ale co Pan sądzi o słowach Jezusa: “Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane.”? Nie powiedział tego chyba przecież przez przypadek. Co więc miał na myśli?

 

          Nie należy modlitwy traktować równoważnie z rozmową jaką Pan może przeprowadzić z druga osobą. Modlitwa jest czymś innym. To przede wszystkim trwanie przed Bogiem. To duchowe zjednoczenie. Okazywanie Bogu swoją miłość, a zarazem czerpanie od Boga Jego mocy i mądrości.

          Owszem, niektórzy wykorzystują tę duchową płaszczyznę do różnych celów. Modlitwa może być więc błagalna, dziękczynna itd. Niektórzy uważają modlitwę za płaszczyznę skarg i zażaleń lub forum próśb.   

          Proszenie w modlitwach Boga o Jego nadzwyczajną interwencję, zmianę biegu wydarzeń, losu jest desperacją graniczącą z bezczelnością. Owszem, Bóg wszystko może, ale nie można nadużywać Jego dobroci. Nie można skłaniać Boga do determinacji,  zniewalania cudzej woli, ingerowania w ludzkie życiorysy. Świat toczy się swoim biegiem. Od ludzi zależy, czy na świecie będzie panowała harmonia, ład  i miłość, czy niezgoda, wojny, utrapienia.

          Proszę pamiętać, że Bóg oprócz swojej transcendencji jest również immanentny. Dostarcza człowiekowi mądrość, którą człowiek musi dopiero odczytać.

 

          Na temat spowiedzi powiem tak. Jeżeli jest ona człowiekowi potrzebna to nie mam nic przeciwko. Do spowiedzi zraziła mnie nieobyczajność kapłanów.  Stracili oni u mnie dotychczasowy autorytet. Dalsze przemyślenia dopełniły moje negatywne stanowisko.

          Słowa Jezusa: Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane (J 20,23) niekoniecznie odnoszą się do spowiedzi konfesyjnej. Niestety nie ma pewności, czy wszystkie cytaty Jezusa zawarte w Nowym Testamencie są dosłowne. Teologowie ciągle mają jeszcze wiele do badania.

Modlitwa

 

A co by Pan powiedział na temat modlitwy? Co jest głównym jej celem? Uważa Pan, że podczas modlitwy można “usłyszeć” autentyczny “głos Boga”, który nam osobiście powie np., co powinniśmy robić, czy, że jest to tylko wsłuchanie się “zakodowane w sobie prawo naturalne”?

          Sens modlitwy wbrew pozorom jest trudny do przekazania. Dlaczego? Aby uwierzyć w sens modlitwy trzeba mieć wiarę w sobie. Kto ma wiarę ten otwiera się na rzeczywistość Boga. W sumieniu wszystko co dobre pochodzi od Boga, złe myśli pochodzą tylko od człowieka.

          To „chytre” i niemal techniczne tłumaczenie ma w sobie głęboką myśl teologiczną. Podaję Panu tylko jej esencję. Dla człowieka wierzącego, modlitwa ma wielką wartość.

Religia, kult

Co określiłby Pan za najważniejszą rzecz odróżniającą chrześcijanina, od agnostyka, przekonanego, że należy miłować bliźniego i “dobrze mu czynić”? Jeśli przyjmiemy, że elementy kultu nie są czymś niezbędnym, to na czym będzie właściwie polegała różnica?

 

       Moim zdaniem agnostyk, ateista, deista itp są etykietami, które nie do końca mówią prawdę. Znam wielu „ateistów”, którzy są bliżej Boga niż niejedna osoba deklarująca się jako wierząca. Zresztą, deklaracja, że jest się wierzącym nic nie znaczy i niewiele mówi. Ważna jest postawa życiowa i to co się czyni. Każdy człowiek ma zakodowaną w sobie prawo naturalne, niezależnie czy deklaruje się jako wierzący, czy nie.

        Religia, kult jedynie pomagają w postawie życiowej. Nie są one warunkiem sine qua non zbawienia (Kościół katolicki ma trochę odmienne zdanie). Przynależność do religii narzuca pewną dyscyplinę (jak w każdej organizacji). Człowiek poza kościołem musi borykać się sam  z różnymi problemami natury duchowej, neurotycznej. Uważam, że są takie silne osoby, które dają sobie świetnie radę bez kultu i religii, ale jest ich mało.  Najczęściej szukamy pocieszenia, ulgi, pomocy, oparcia. Bez Boga człowiek zdany jest na samego siebie. Jest wolny, ale musi przejąć całą odpowiedzialność za swoje czyny, słabości, a to nie jest łatwo.

          Autentyczna wiara daje jeszcze coś bardzo ważnego. Poczucie bycia w rodzinie, gdzie panuje miłość. Bez tej czułości, człowiek może i etycznie w porządku jest twardzielem, ale i samotnikiem. Poznanie miłości chrystusowej  człowieka ubogaca. Nie należy z tego dobra rezygnować.

Odp. dla p. Tomasza

Panie Tomaszu!

 

W odpowiedzi na Pana pytania:

                                                                   

Pyt.

Co uważa Pan za większe dobro: przyczynienie się do polepszenia jakości czyjegoś życia, czy przyczynienie się do powstania nowego życia?

 

Odp.
Najlepiej porównywać, czy wartościować podobne zjawiska. W Pana pytaniu to nie występuje. Oba zjawiska są etycznie dobre. Zachęcam do jednego i drugiego.

 

Pyt.

Czy uważa Pan, że przyczynianie się do powstania nowego życia jest realizacją któregoś z przykazań miłości?

Odp.
Już na to pytanie odpowiadałem. Zależy od okoliczności. Nie dostrzegam tu prostego przełożenia. Na pewno gwałt z którego rodzi się nowy człowiek nie jest realizacją Bożej, czy ludzkiej miłości. W małżeństwie, w którym pragnie się mieć pełną rodzinę, narodzenie dziecka może być spowodowane pragnieniem, w którym oprócz innych pięknych i cennych wartości można dopatrzyć się miłość szeroko rozumianą.