Dlaczego Pan wierzy w Objawienie

Niech mi Pan jeszcze powie: Dlaczego właściwie wierzy Pan w Objawienie Boga w takiej formie, jak podają nam ludzkie przekazy? Przecież przyjęcie jakiejkolwiek religii za prawdziwą jest niczym innym, jak uwierzeniem ludziom, którzy twierdzą, że Bóg do nich przemówił. Jaki jest racjonalny powód, żeby tym ludziom wierzyć? Fakt, że Bóg może (albo i musi) istnieć i że w związku z tym mógłby chcieć do nas
przemówić, wcale nie oznacza przecież, że to zrobił. Sam Pan zresztą jest sceptyczny wobec prywatnych objawiań itp. Ale na czym polega różnica, między prywatnym objawieniem człowieka nam współczesnego, a objawieniem któregoś z autorów Pisma Świętego? Dlaczego temu drugiemu powinniśmy wierzyć, a temu pierwszemu niekoniecznie?

Pozdrawiam, Tomasz K.

 
Panie Tomaszu                                                                                    

 

         To najlepsze pytanie jakie Pan dotychczas zadał. Dziękuję za nie. Początkowo moja wiara była podobna do wiary, którą reprezentuje większość chrześcijan i wiernych. Oparta była na przekazie matki i katechezy. Podparta była autorytetem Kościoła i jemu zawierzeniu. Kościół tak mówi, należy w to wierzyć: Roma locuta, causa finita (Rzym orzekł, sprawa skończona). Przede wszystkim głosi, że nad Kościołem czuwa Duch Święty, a On jest nieomylny. Przy takim stanowisko trudno podejmować dyskusję, weryfikację.

          Poprzez książki, katechezy no i studia teologiczne gruntowałem swoją wiarę. Byłem zadowolony z mojej konstrukcji wiary. Dostrzegałem w niej jednak niejasności. Niektóre przekazy nie były zdroworozsądkowe.

          Po 20 latach od studiów teologicznych konstrukcja wiary zaczęła się rozlatywać (podobnie jak u prof. zwyczajnego ks. Tomasza Węcławskiego, który w końcu stracił wiarę). Być może przyczynili się do tego sami kapłani przez ujawnienie ich nieobyczajności. Pedofilia jest dla mnie czymś odrażającym, a współpraca z SB mną wstrząsnęła. Autorytet kapłanów legł w gruzach. Siłą rzeczy zająłem się weryfikacją tego co głoszą. Nastąpił bardzo trudny moment w moim życiu – wątpliwość do przekazu wiary. Równolegle odkryłem podobne wątpliwości w przekazach naukowych (teoria względności, budowa materii, modele czasoprzestrzeni itd.). Być może było to zamysłem Boga. Świat autorytetów uległ w gruzy. Był to okres ogromnej depresji poznawczej. Jedynie żona wie jak bardzo cierpiałem. Chodziłem pół przytomny, a na głowie miałem własny biznes informatyczny, rodzinę itd.

          Jednak zebrałem się w sobie i postanowiłem poznać wszystko od początku (fenomenologicznie), ale już bez autorytetem oficjalnych. Sięgnąłem też do przekazów uczonych odrzuconych. Na nowo przeorałem ich wiedzę. Zacząłem budować na nowo konstrukcję wiary. Niestety, u niej również wychodziły niespójności. Coś nie końca było dobre. Wierzyłem jednak, że prawda jest jedna, tylko trzeba wybrać do niej właściwą drogę. Kolejny trudny moment w życiu.

          Któregoś dnia eksperymentalnie podważyłem dogmat o grzechu pierworodnym. Byłem zaskoczony odkryciem. Dogmat został zmodernizowany.  Jak lawina posypały się następne modernizacje, zmiany, a nawet odrzucenia. To co było zakryte przez dogmaty, zakazane do weryfikacji teraz ukazało się w nowym świetle. Pozbyłem się kokony, która do tej pory ograniczała poznawanie. Wysypał się worek nowego spojrzenia. Zacząłem dostrzegać to, co było dotychczas poza zasięgiem. Nowe ujęcia pozwoliły zapełnić mi luki w mojej nowej konstrukcji wiary. Obecna konstrukcja jest o wiele spójniejsza niż z lat młodości. Radość nowej konstrukcji wiary spowodowała potrzebą podzielenia się z innymi, co czynię.

          Teraz odpowiem Panu na Pańskie pytanie. Aby w coś wierzyć trzeba najpierw poznać przedmiot tego w co się chce wierzyć. Miałem to szczęście, że urodziłem się w wierze katolickiej, ale wiara moja była z przyjęcia i zawierzenia kościołowi. Obecna jest świadoma, zaakceptowana, zrozumiana. Ja wierzę naprawdę.

           W czasie odnowy wiary zadawałem sobie często Pańskie pytanie, czy wybór przekazu chrześcijańskiego jest ten jedyny i prawdziwy. Proszę wierzyć, byłem tak zdeterminowany, że gdy odkrywałem coś nieprawdziwego, infantylnego natychmiast odrzucałem. Odwrotnie, dostrzegłem spójność Objawienia Bożego w Piśmie świętym, który zawiera tysiące bzdur. Jak to możliwe? Tyle głupot, a ja zacząłem miłować tę Księgę i darzyć ją jeszcze większym szacunkiem i atencją niż poprzednio. To było nieprawdopodobne, że pod warstwą mitów, legend, niedoskonałości ludzkiej są warstwy spójne, prawdziwe. W tym momencie narodziła się moja wiara rozumna, i że Księga Pisma świętego pochodzi z zamysłu bożego. Ale jak ona jest dziwnie napisana!? Po ludzku, z całą ludzką niedoskonałością.

           Przy ogromnej masie bzdur, Pismo święte jest bardzo uczciwe. To Pś mówi: Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna (Hbr 1,1).

 

          Wiedza o budowie wszechświata nie jest łatwa. Nie łatwo przyswoić brak materii jako osobnego istnienia (materia jest wynikiem przyjęcia przez energię właściwości materii). Trudno jest zrozumieć zasady funkcjonowania relacji między Bogiem a człowiekiem (funkcjonał). Sam człowiek jest ogromną tajemnicą. Nie łatwo było zrozumieć, że anioły, czy szatan to tylko pojęcia konceptualne. Szokiem było poznanie drogi Jezusa do Chwały Ojca, a odrzucenie niepokalanego poczęcia Maryi. Przykre było odkrycie manipulacji (w dobrej intencji) hagiografów, zwłaszcza Nowego Testamentu. Mogę tu przytaczać ogromne ilości wiedzy. Dziękuję Bogu, że dał mi tę możliwość. Nowy ogląd wiary jest fascynujący.

 

          Nauczyłem się ogromnej pokory i szacunku do innych wyznań. Wierzę, że w innych religiach Bóg objawia się, ale inaczej, na miarę ludzkich możliwości. W przeszłości naród żydowski był najlepiej do tego predestynowany.

           To, że jestem zachwycony Objawieniem Boga w Piśmie świętym, nie znaczy, że straciłem zdrowy rozsądek. Ze smutkiem odkryłem jak manipulowano  wiarą i wykorzystano ją do ludzkich partykularnych interesów. Stworzono karykaturę Objawienia. Zamącono ludziom w głowach, wykorzystując zaufanie i naturalną dobroć człowieka. Ludzie zawierzyli bezgranicznie w słowa wypowiadane przez kapłanów. Machina  instytucjonowania religii zbałamuciła również samych depozytariuszy wiary.           

          Dziś trudno jest to wszystko odkręcać. Trzeba to czynić z ogromnym taktem i spokojem. Trzeba wojować nie przeciw komu, ale o prawdę: I poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli (J 8,32).

On też ma poczucie humoru

Pisze Pan: “Modlitwa nie powinna być z niczego nakazu, lecz z potrzeby serca. Bez takiej potrzeby modlitwa nie ma sensu.”. A co jeśli ktoś jednak nie czuje takiej potrzeby? Czy uważa Pan, że ktoś taki może z czystym sumieniem zignorować temat modlitwy, a co za tym idzie, zaniechać jakiegokolwiek praktycznego wyrażania swojej wiary?

 

Dla sprecyzowania i uniknięcia nieporozumień: przestrzegania zasad moralnych nie traktuje tu jako “praktycznego wyrażania wiary”, ale jako coś od niej niezależnego. W tej chwili wierzyć/nie wierzyć
oznacza dla mnie modlić się/nie modlić się.

Pozdrawiam, Tomasz K.

Panie Tomaszu                                                                                     2.12.2011 r.

 

          Nic na siłę, jeżeli Pan nie czuje potrzeby modlitwy, to proszę ją zaniechać. Modlitwa nie jest nakazem wyrażania wiary. Można Bogu okazywać swój szacunek i miłość w inny sposób, np. tańcząc, trwać przed Bogiem, śpiewać itd.

          Wielokrotnie próbowałem Panu podpowiedzieć radosne podejście do wiary. Trzeba kierować się sercem. Ja sam jestem wrogiem wszelkich zakazów i nakazów (typowy baran). Wyznaję Boga jako człowiek całkowicie wolny. Wolność, daje mi pewien spokój i pewność siebie. Wiem, że jestem kochany przez Boga i staram się Jemu nie czynić przykrości (tak po ludzku). Grzeszę, ho ho i jeszcze więcej, ale wiem, że Bóg moje małe niedoskonałości  wybaczy.  Wielkie przewinienia staram się nie czynić, bo własne sumienie mi na to nie pozwoli. Sumienie jest jedynym nadzorcą moich czynów.

          Zachęcam do radosnego podejścia do życia. Nawet gdy coś boli, przeminie. Boga należy traktować z czułością dziecka. Można z Bogiem nawet się  podroczyć (jak to czynił np. Abraham, czy Jakub). Proszę mi wierzyć, On też ma poczucie humoru.

Modlitwa

Prosiłbym Pana jednak o opinię na temat tzw. “modlitwy świętego
Franciszka”, zaczynającej się słowami “O Panie, uczyń z nas narzędzia Twojego pokoju”. Przyznaję, że jeśli zwracałem się do Boga w ostatnich latach, to moje modlitwy brzmiały mniej więcej w tym samym tonie. Tzn. na przykład “Boże wskaż mi najlepszą drogę życia”, “Boże otwórz moje oczy na to, co jest dobre, a co złe, co jest prawdą, a co złudą”, “Uczyń mnie swoim żołnierzem” itp. Tego typu modlitwa wydawała i wydaje mi się najsensowniejszym, co mogę mówić do Boga.

Ale czy to wszystko jest wyrazem miłości do Niego? Ja widzę w tym
wyraz posłuszeństwa i chęci pełnego oddania. Ale miłości nie. Czy
podziela Pan moje odczucie?


Pozdrawiam. Tomasz K.


Panie Tomaszu

 

          Słowa Pana modlitwy: Boże wskaż mi najlepszą drogę życia; Boże otwórz moje oczy na to, co jest dobre, a co złe, co jest prawdą, a co złudą;
Uczyń mnie swoim żołnierzem
bardzo mi się podobają. Prosi Pan o wzmocnienie duchowe, a nie dary niekoniecznie zasłużone.

         Czy słowa modlitwy są wyrazem Pana miłości, czy posłuszeństwa (pełnego poddania się), to już Pan powinien wiedzieć najlepiej.

         Treść Pańskiej modlitwy kłóci się z następnym wersetem, w którym Pan Pisze, że nie zna pobudek modlitwy: czy to wszystko jest wyrazem miłości do Niego; wyraz posłuszeństwa i chęci pełnego oddania. W pytaniu jest też przeczenie: Ale czy to wszystko jest wyrazem miłości do Niego – Ale miłości nie.          

           W Pańskim liście odczytuję pytanie o sens modlitwy. Temat ten nadaje się na rozprawę naukową. W kilku słowach. Modlitwa nie powinna być z niczego nakazu, lecz z potrzeby serca. Bez takiej potrzeby modlitwa nie ma sensu. Ważna jest relacja jaka jest z Bogiem. Jeżeli Boga traktuje się osobowo, to modlitwa upodabnia się do dialogu międzyosobowego. Słowa Boga odczytuje się w sumieniu. Jak?  Wiele osób o to pyta. Wszystkie myśli dobre od Boga pochodzą. To dość intrygujące, ale w głębokim zamyśle, tak się właśnie dzieje. Złe myśli pochodzą wyłącznie od człowieka.

          Kiedy w czasie modlitwy nie przychodzą żadne myśli znaczy, należy Bogu zawierzyć, że we właściwym, tylko sobie znanym momencie pomoże. Bóg raczej nie zdejmuje ludzkich ciężarów, ale wzmacnia plecy, wzmacnia człowieka duchowo: Bóg nie zdejmuje ciężaru, lecz wzmacnia plecy (Franz Seraphicus Grillparzer 1791–1872).  Nie należy od Boga oczekiwać rozwiązywania zwykłych codziennych problemów. Należy modlić się o siłę do pokonania tych trudności.