Droga Krzyżowa na siedząco

 

          Wczoraj wieczorem uczestniczyłym w spotkaniu grupy oratoryjnej w Oratorium Salezjańskim przy kościele św. Krzyża w Kielcach. Miałem tam powiedzieć parę słów na temat stworzenia świata. Proboszcz tej parafii ks. Zygmunt Kostka SDB zaproponował przed dyskusją Drogę Krzyżową w maleńkiej kaplicy adoracyjnej.  Ze względu na małe rozmiary i skromność wystroju kaplicy Droga ta miała niecodzienny przebieg. Siedzieliśmy w ławkach, a ks. Zygmunt, również siedząc, prezentował słownie każdą Stację i dopowiadał kilka zdań z codziennego naszego życia, pasujących do scenerii Drogi Krzyżowej. Naszym zadaniem modlitewnym było wpatrywanie się w ikonę Krzyża, słuchać i przeżywać wypowiadane słowa. Spokojny głos Oratora, przerywany chwilami ciszy stwarzał niepowtarzalny klimat modlitewny. Słuchacze nieobciążeni gestami klękania, wstawania mogli skupić się na wypowiadanych słowach. Ja okiem i słuchem badacza wsłuchiwałem się uważnie w każde słowo. Idealnie pasowały do dramatu prezentowanej Stacji. Cisza nabierała wymowy modlitewnej. Byliśmy w Bogu, a Jego Duch był w nas.

          Droga Krzyżowa wyciszyła moje emocje wykładowcy (zwykły stres). W tym samym duchu i spokojem poprowadziłem dalszą część spotkania. Zdałem sobie też sprawę, że Ks. Zygmunt idealnie przedstawił dramat Jezusa – Człowieka, co niezmiernie pasowało mi do mojego oglądu wiary. Dziękuję mu za to.

Pani Maria Orłowska do mkb

 

          Ponieważ list Pani Marii Orłowskiej do Pani mkb jest publiczny mogę się do niego odnieść. Pani Maria chwali niezłomną postawę Pani mkb w jej wierze katolickiej. Więcej, dziękuje jej za jej postawę. Czyni to na tle tekstów biblijnych. Wszystko byłoby po katolicku, po bożemu i w obszarze miłości bliźniego, gdyby Pani Marii nie prześwitywała chęć wykazania ukrytej niechęci do mojego oglądu wiary (lub dokuczenia mi). Gdyby zrobiła to jak Pani mkb wprost, bez ogródek, zdobyłaby i moją sympatie. Postawa Pani Marii przypomina mi trochę postawę uczonych w piśmie. Zastosowała tu bardzo inteligentną metodę. Chwaląc jedną stronę zarazem gani  drugą: I Bogu dzięki za to, że w tych szalonych czasach daje ludzi, którzy nie burzą (w domyśle są tacy co burzą); którzy nie dzielą, a próbują scalać tę Szatę (w domyśle są tacy co dzielą); Kościół, który na przestrzeni wieków tak często był szargany, rozrywany zarówno z zewnątrz jak i we wnętrzu przez tych, którzy weszli tam boczną bramą w przebraniu pasterzy lub owieczek (w domyśle są tacy, którzy wtargnęli do Kościoła i pod postacią pasterza lub owieczki są wilkami).

          Pani Maria jest osobą o dużej wrażliwości duchowej. Prawdopodobnie w ostatniej chwili, zdała sobie sprawę, że chce kogoś zranić ukrytym jadem i przytoczyła mądre słowa Gamalliela: Odstąpcie od tych ludzi i puśćcie ich! Jeżeli bowiem od ludzi pochodzi ta myśl czy sprawa, rozpadnie się, a jeżeli rzeczywiście od Boga pochodzi, nie potraficie ich zniszczyć i może się czasem okazać, że z Bogiem walczycie (Dz 5).

 

Pani Marii życzę mniej ortodoksji religijnej, a więcej miłości  i tolerancji dla bliźnich. Akty strzeliste zamienić na słowa przyjaźni do tych, którzy tego potrzebują.  Chyba tego od nas oczekuje nasz Pan?

 

Paweł Porębski

 

Przed nami Ostatnia niedziela Wielkiego Postu, potem już tylko Niedziela Palmowa, Wielki Tydzień i PUNKT KULMINACYJNY ZMARTWYCHWSTANIE!

Zburzcie tę świątynię, a JA w trzech dniach wzniosę ją na nowo… ON mówił o świątyni Swego Ciała…Gdy więc zmartwychwstał, przypomnieli sobie uczniowie JEGO, że to powiedział, i uwierzyli Pismu i SŁOWU, które wyrzekł Jezus. /Ewangelia wg Jana/

Dziękuję p.mkb, że uwierzyła SŁOWU, że polemika, w którą weszła mówi o tym, że gorliwość o Dom Boży Panią pochłania jak ogień, który płonie, jak płonący krzak mojżeszowy… I Bogu dzięki za to, że w tych szalonych czasach daje ludzi, którzy nie burzą, a odbudowują, którzy nie dzielą, a próbują scalać tę Szatę, Kościół, który na przestrzeni wieków tak często był szargany, rozrywany zarówno z zewnątrz jak i we wnętrzu przez tych, którzy weszli tam boczną bramą w przebraniu pasterzy lub owieczek.

Wszystko co wymagało zburzenia zburzył Syn Boga Żywego i w trzech dniach odbudował. UWIERZMY SŁOWU, ONO JEST i TRWA. Niczego nie musimy burzyć, bo już Gamaliel ostrzegał: “Odstąpcie od tych ludzi i puśćcie ich! Jeżeli bowiem od ludzi pochodzi ta myśl czy sprawa, rozpadnie się, a jeżeli rzeczywiście od Boga pochodzi, nie potraficie ich zniszczyć i może się czasem okazać, że z Bogiem walczycie” (Dz5)

Pozdrawiam w modlitwie! KRÓLUJ NAM CHRYSTE! NAJŚWIĘTSZE SERCE JEZUSA, GOREJĄCE OGNISKO MIŁOŚCI – zmiłuj się nad nami!

Maria Orłowska

 

Do mkb bardziej prywatnie

 

          Od samego początku poczułem do Pani sympatię. Nie wiem, może telepatycznie, a może z samego Pani tekstu biją dobre wibracje. Przepraszam, że po raz drugi dzielę się z Panią moimi odczuciami. Z Pani pisania odczytuję wspaniałą emocjonalną, dobrą osobę, miłą Bogu, która zawierzyła całkowicie Magisterium Kościoła. Przekaz religijny Pani nie tylko zaakceptowała, ale oddała mu całe swoje serce. Jest Pani wierna Kościołowi. Nie dziwię się, że nowości teologiczne burzą Pani spokój.

           Moim zadaniem jest przekazanie tego co zostało mi dane. Wszystkie moje wykłady są tego dowodem. Pomimo róźnic po drodze, dochodzę do tych samych świętych Prawd katolickich. Sacrum dostrzegam w istocie Boga i Jego relacji do świata. Nie uświęcam sakramentaliów (np. Pismo święte jest źródłem świętości i wiedzy o Bogu, a nie święte jako książka). Traktuję je jako pomoce w wierze, a nie za istoty wiary. Ponieważ kiedyś było 12 sakramentów, pozostało 7 to sam ten fakt świadczy o zmienności doktrynalnych kościoła. Chrzest jest bardzo ważny dla chrześcijanina, ale dla zbawienia nie najważniejszy. Można być ochrzczonym, a ateistą z przekonania. Łaska Boga spływa na każdego jednakowo, wierzącego i dzikiego z buszu. Myślenie inne trąca pychą. Akcentuję miłość międzyludzką jako warunek miłości do Boga. Dostrzegam wielkość człowieka jako dziedzica Boga. Zachwycam się postawą Jezusa właśnie jako Człowieka. Gdyby Jezus był od początku Bogiem (pomijam politeizm), to Jego czyny nie byłyby aż takie wielkie. Cieszę się, że jest naszym Ambasadorem w Niebie. Rozumiem zamysł Boga w Jego powołaniu. On jest bardzo potrzebny ludziom, ale też i Bogu. Bóg dał nam Istotę na której możemy skupić całą naszą miłość i dobroć, która w nas jest zakotwiczona. Miłość do Jezusa przenosi się na miłość do Boga. Bóg dzieląc się z Jezusem ludzką miłością ujawnia  jej istotę. Miłość ma wymiar ontologiczny. Bóg jest samą Miłością. To nie łatwe do pojęcia, ale łatwiejsze niż konstrukcja Trójcy świętej.

          Ja odczytuję to, czego Bóg od nas oczekuje. Ja idę za Nim. Zadając ciosy bronię kościół. Kto tego nie zauważa jest ślepy.

          Nikogo nie chcę skrzywdzić ani upokorzyć. Szanuję światopogląd każdego. Każdy ma prawo do swojej wiary. Proszę pamiętać, że wszystko co jest przedmiotem wiary jest ukazane jakby w obrazie. Obrazy mają to do siebie, że każdy dostrzega w nich coś innego. Gdyby wiara nie była w postaci obrazu to byłaby wiedzą. Pozostając przy swoich poglądach i upodobaniach proszę czasem rozważyć, dlaczego ktoś inny widzi w tym obrazie to, czego Pani nie dostrzegła.

 

Z całą serdecznością. Paweł Porębski

 

          Proszę mi wybaczyć styl mojego pisania. Nie mam wprawy. Czasem myślę łagodniej, ale potem jak piszę to wychodzi bardzo agresywnie… Nie było moją intencją atakowanie Pana. Zresztą nie musi być Pan Katolikiem, żebyśmy mogli wymienić poglądy. To prawda, ja bazuję bardziej na Katechezie Kościola katolickiego niż na własnych badaniach teologicznych, bo cóż ja sama mogę wybadać.
          Szanuje Magisterium Kościoła. Jezus Chrystus póki żyl może i był człowiekiem, ale dla mnie był także Bogiem, Wcieleniem Boga… nie narodził sie z Matki jak nasze ziemskie Matki i nie miał Ojca takiego jak my. Wszystko w Nim bylo lepsze i trzeba umieć to zaakceptować. Potem na Krzyzu, czy przy
Zmartwychwstaniu nastąpiło to ostateczne przebóstwienie, ale ileż Mu właściwie brakowalo do tego za życia…?

          Chrzest jest dla mnie czymś Wielkim. Dlatego, że to jest ten wybór, przez który pozwala się Bogu realizowac Jego plan w życiu danego czlowieka.
To brzmi strasznie – “pozwala się Bogu”…ale tak, wolność człowieka jest czymś “strasnym” w pewnym sensie… Bez tej zgody, bez tej decyzji, Bóg nie wiele może dla nas uczynić. Dlatego ta pieczęć Chrztu “jestem Jezusowy” jest czymś bardzo ważnym.


pozdr. Mkb

 

Początek działalności Jezusa

 

 

          Zrządzeniem losu Jan został ścięty wkrótce po chrzcie Jezusa w Jordanie.  Być może w ekonomii Bożej Jan spełnił już swoją rolę. Teraz przyszedł czas na większego od Jana: Idzie za mną mocniejszy ode mnie (Mk 1,7). Jak pisze Marek: Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże (Mk 1,15). To kolejny dowód, że królestwo jest bliskie, tzn. że jeszcze go nie ma. Jak już powtarzałem to wielokrotnie, Jezus osiągnął chwałę Ojca dopiero na Krzyżu. Za życia był Człowiekiem. Nie zaprzeczam, że był wybrańcem Boga. Wybrańcem, który nie był zdeterminowany jak próbuje się to katechetycznie przekazywać, ale miał wolną wolę. On mógł odwrócić się od zamysłu Bożego. Podobnie jak prorok Jeremiasz przyjął zaproszenie Ojca.

          Jezus powołuje swoich uczniów w sposób szczególny. Jego charyzmat działa piorunująco na przyszłych apostołów. Jak pisze Marek: I natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim (Mk 1,18). W tym wersecie ukryta jest dydaktyka. Gdy Bóg powołuje nie należy się ociągać. Ciekawe jest, że Jezus powołuje w zasadzie zwykłych, prostych ludzi. To pouczenie, że każdy z nas może zostać uczniem Jezusa i głosić Ewangelię (co niniejszym czynię). Niektórzy porzucili rodziny i poszli za Nim. Po ludzku nie bardzo mi się to podoba, ale tu chodzi raczej o uwypuklenie pełnej determinacji uczniów. Służba Bogu jest najważniejsza. Więcej w tym jest jednak wielkiego patosu niż prawdy. Bóg nie żąda od nas czynów, które by krzywdziły naszych bliskich.

          Od samego początku Jezus intrygował swoim nauczaniem: uczył ich bowiem jak ten, który ma władze, a nie jak uczeni w Piśmie (Mk 1,22). Z pozycji Żydów można zapytać. Czy Jezus zachowywał się jak prawdziwy Żyd? Naruszał bowiem to, co było dla Żydów święte – Prawo. Aby nie dać się od razu rozszarpać czynił przy nauczaniu niezwykłe znaki, aby powstrzymać wściekłość rodaków. Cuda Jezusa zdumiewały. Marek opisuje znak (cud) uzdrowienia opętanego przez ducha nieczystego. Należy przyjąć, że był to człowiek psychicznie chory. Ogromne zdumienie. Przed chwilą wariat, który zamienia się na ich oczach w normalnego człowieka. Niezwykłe. Kto to jest Ten Jezus?

 

 

Jezus nie zachowywał się jak Żyd

      

          Tytuł jest prowokacją do zarzutu Pani mkb: Pan pisze…tak jakby Pan nie był Katolikiem. Poniekąd ma Pani rację. Jeżeli za katolika uważa Pani człowieka, który ma przyjmować wszystko bezkrytycznie, co jest przez kościół podane, to tak. Pozwalam sobie na używanie rozumu oraz na własne badania teologiczne. Z moimi przemyśleniami dzielę się z innymi. Nikogo nie zmuszam do mojego oglądu wiary.

           Prawdopodobnie nie zostałem dobrze zrozumiany. Syn Boży można rozumieć jako dziecko Boże i my wszyscy nim jesteśmy albo jako Syn Boży już jako Bóg Wcielony. Wielokrotnie udawadniałem tekstem biblijnym, że Jezus został Uwielbiony dopiero na Krzyżu. Ponieważ dzisiaj mamy większe rozeznanie biblijne, to możemy mówić o Jezusie też Syn Człowieczy. Jest to bliższe prawdy. Jak napisałem w trybie warunkowym, dla ówczesnych Jezusowi może Syn Boży jako Bóg Wcielony był bardziej przekonywujący. Pisze Pani: Przecież Jezus to wcielenie Boga Żywego. Tak, ale po Zmartwychwstaniu. I powiem jeszcze coś więcej. Nie należy traktować Jezusa jako odrębnego boskiego bytu, chyba, że przejdziemy na politeizm. Jezus to Człowiek obdarzony Chwałą Ojca. Wcielenie nie znaczy, że Jezus stał się Bogiem. To znaczy, że uzyskał wszelkie przymioty Boga, Jego plenipotencje. Może nawet dysponować mocą Ojca.  Ta subtelność jest pomijana w katechezie, a szkoda. Natomiast prawdę ujmuje się w zawiłej konstrukcji Trójcy Świętej.

 

          Pisząc o chrzcie podałem jeszcze jego drugie znaczenie jako nowe odrodzenie przez zanurzenie się w śmierci. Słowa: Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie (Łk 12,50) odnoszą się do tej definicji.

 

Witam ponownie,

 

Bardzo mnie zastanawia Pana wypowiedz. np. to: “Czy nacisk w nazywaniu Jezusa Synem Bożym była konieczna? Może dla ówczesnych tak. Dzisiaj nie koniecznie. Jezus zostanie uwielbiony dopiero na Krzyżu i w tym momencie zstąpi na Niego Chwała Boża. Wczasie życia Jezus był Synem umiłowanym, jak każde dziecko Boże. Niemożna zaprzeczyć, że szczególnie wybranym przez Boga. Gloryfikowanie Jezusa za życia i Jemu czasem przeszkadzało. Często bronił się od Bożej etykiety.”…przecie Jezus pytal ludzi, za kogo Go uwazaja? Kim dla nich jest? Odpowiedzi były przeważnie niewystarczające. Przeciez Jezus to wcielenie Boga Zywego…w tym kontekście wogóle nie rozumiem, o czym Pan pisze…tak jakby Pan nie byl Katolikiem. W co Pan właściwie wierzy?

dalej pisze Pan:


“Jezus korzystając z chrztu Janowego pokazał sposób zaznaczenia przynależności do Ludu Bożego. Swoim autorytetem dał do zrozumienia, że uczestniczy w tym akcie sam Duch Święty. Pomimo Boskiego uczestnictwa nie zachodzi żadna zmiana ontologiczna na duszy. Parafrazując, chrzest to wpisanie się do świętego rejestru Ludu Bożego. To ważne, ale nie niezbędne dla Zbawienia.” Hmm…czy mogłby Pan podac jakieś źródła dla wiedzy, że w Chrzest nie wprowadza żadnej zmiany w duszy czlowieka??
Poza tym, sugerowanie, ze Chrzest nie jest niezbedny do Zbawienia, nie tyle mija się z prawdą, nie oceniam tego, ale jakby marginalizuje znaczenie tego Sakramentu. Jezus mówil (jak sam Pan wspomina) – “Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie” (Łk 12,50).
Czy tak desperacko wzdycha sie, jedynie za sympolicznym aktem??
Hmm…
pozdrawiam mkb

 

Rekolekcje Jezusa

        

          Marek przedstawił kuszenie Jezusa bardzo lakonicznie (summaria – krótkie perykopy). Raptem dwa zdania 1,12–13. Zapewne Piotr wspominał Markowi, że Jezus na jakiś czas oddalił się od grupy. Odejście kojarzono z pustynią. Jezus nie miał zwyczaju zdawać relacji z tego co czyni. Zostały więc domysły. Wokół miast galilejskich były obszary pustynne. Pustynia kojarzyła się z demonami. Autor wspólnego źródła biblijnego stworzył opis perykopy łącząc fakty poszlakowe. W czasie opisywania działalności Jezusa była tendencja do przedstawiania Go na sposób magiczny. Chętnie otaczano Go duchami czystymi i nieczystymi.  Doszukiwano się też paralelnych zdarzeń ze Starego Testamentu.          

          Niejednokrotnie Bóg był poddawany próbom: I kłócił się lud z Mojżeszem mówiąc: «Daj nam wody do picia!» Mojżesz odpowiedział im: «Czemu kłócicie się ze mną? I czemu wystawiacie Pana na próbę(Wj 17,2). Opis zbudowania złotego cielca (Wj 32,1–10) również pokazuje sposób sprawdzania Boga. Wszyscy, którzy widzieli moją chwałę i moje znaki, które działałem w Egipcie i na pustyni, a wystawiali Mnie na próbę już dziesięciokrotnie i nie słuchali mego głosu, (Lb 14,22). Nie zatwardzajcie serc waszych jak w Meriba,
jak na pustyni w dniu Massa,
 gdzie Mnie wasi przodkowie wystawiali na próbę

i doświadczali Mię, choć dzieło moje widzieli. Tamto pokolenie budziło weMnie wstręt
przez lat czterdzieści
, i powiedziałem: «Są oni ludem o sercu zbłąkanym
i moich dróg nie znają»
(Ps  95,8–10). Faryzeusze również żądali od Jezusa potwierdzenia godności mesjańskiej (Mt 12,38; 27,39–43). Żydzi odgrywali podobną rolę, co szatan na pustyni. Żądali też od Niego znaków i cudów. Jezus odrzucał ich pokusy.

          Jezusa nie było przez jakiś czas. Liczba 40 dni jest symboliczna i bardzo pasująca do obrazów starotestamentalnych. Co robił Jezus przez ten czas, nie wie nikt. Można przyjąć, że chciał duchowo przygotować się do czekających Go zdarzeń. Czas spędził na modlitwie i rozmowie z Bogiem.

          Marek nie oceniał materiału źródłowego. Przekazał jedynie wiedzę jaką zdobył. Przekaz Markowy jest infantylny: aniołowie zaś usługiwali Mu (Mk 1,13). Można złośliwie zapytać, a gdzie byli gdy Jezusa wieszano. Podobnie: Żył tam wśród zwierząt (tamże) chcąc wykreować nastrój samotności Jezusa.

          Na przykładzie omawianej perykopy dobrze zdać sobie sprawę, że wystawianie Jezus (Boga) na próbę jest czymś niemoralnym i Go lekceważącym.

 

Panie Boże jak sprawisz, że…., to Ci będę wierny. Uwierzę w Ciebie, jak mi dasz jakiś znak. Udowdnij swoje Istnienie. Pokaż się, ukaż Swoje oblicze.

 

Chrzest

        

          Marek był krewnym Barnaby. Wraz z nim towarzyszył Pawłowi w czasie jego pierwszej podróży misyjnej i po kilkuletniej przerwie ponownie. Jak utrzymuje najstarsza tradycja Marek spisał Ewangelię głoszoną przez Piotra. Niezależnie od przekazów Piotra, Marek korzystał z cudzych źródeł.

          W nich były już zawarte wizje, interpretacje teologiczne i konceptualne obrazy:  chwili gdy wychodził z wody, ujrzał rozwierające się niebo i Ducha jak gołębicę zstępującego na siebie. A z nieba odezwał się głos: “Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie” (Mk 1,10–11; Łk 3,21;). W tej perykopie można dostrzec słowa Izajasza: Oto mój Sługa, którego podtrzymuję. Wybrany mój, w którym mam upodobanie. Sprawiłem, że Duch mój na Nim spoczął; On przyniesie narodom Prawo (Iz 42,1). Łącząc fakty można odczytać zamysł ewangelistów. Jezusa chciano przedstawić jako umiłowanego Syna Bożego. Teologicznie należy odczytywać jako deklarację (epifanie) i zapowiedź pełnego Wcielenia Boga. Słowa: To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie (Mk 9,7; Łk 9,35) zostaną powtórzone przy opisie przemienienia na górze Tabor.

          Czy nacisk w nazywaniu Jezusa Synem Bożym była konieczna? Może dla ówczesnych tak. Dzisiaj nie koniecznie. Jezus zostanie uwielbiony dopiero na Krzyżu i w tym momencie zstąpi na Niego Chwała Boża. W czasie życia Jezus był Synem umiłowanym, jak każde dziecko Boże. Nie można zaprzeczyć, że szczególnie wybranym przez Boga. Gloryfikowanie Jezusa za życia i Jemu czasem przeszkadzało. Często bronił się od Bożej etykiety. Z drugiej strony wiedział, że jest Osobą publiczną i jeżeli chce zrealizować swoje zamiary musi przyjmować postawy niezwyczajne. Ludzie muszą być zaintrygowani, zafascynowani, zainteresowani, pobudzeni i zaciekawieni. Jesus był strategiem. U mnie wzbudza On zdumienie. Pokazuje, że można łączyć dobroć, miłość, wrażliwość z postawą twardziela, lwa. Jezus był ikoną przywódcy, którego bronią było słowo, nie miecz.

          Chrzest jest znakiem. Ze względu na sakramentalny charakter nabrał mocy. Stał się czymś ważnym w życiu Ludu Bożego. Szkoda, że nadgorliwość teologów przerysowała jego rolę. Jezus korzystając z chrztu Janowego pokazał sposób zaznaczenia przynależności do Ludu Bożego. Swoim autorytetem dał do zrozumienia, że uczestniczy w tym akcie sam Duch Święty. Pomimo Boskiego uczestnictwa nie zachodzi żadna zmiana ontologiczna na duszy. Parafrazując, chrzest to wpisanie się do świętego rejestru Ludu Bożego. To ważne, ale nie niezbędne dla Zbawienia. Przerysowanie następuje, gdy warunkuje się Zbawienie od chrztu. Uroczystości chrztu towarzyszy rozgrzeszenie z dotychczasowych grzechów. Trudno, aby było inaczej. Chrzest jest aktem woli człowieka. Już sam fakt woli przynależności do Rodziny Bożej jest oczyszczające. Bóg jest Miłosierny i sowicie wynagradza wszystkich tych, którzy tego pragną. Przez chrzest stajemy się ponownie pełnymi dziećmi Bożymi i w następstwie łaski przychodzi usprawiedliwienie wszystkich grzechów (Rz 5,16).

         Piękny literacki opis:  W chwili gdy wychodził z wody, ujrzał rozwierające się niebo i Ducha jak gołębicę zstępującego na siebie (Mk 1,10) jest teologicznym wyrazem. Czy był to widoczny cud trudno dać temu wiarę. Głos Boga słyszany przez wielu, kojarzy się z cudem słońca w Fatimie  w 1917 roku, gdzie wiele osób było świadkami tego samego niezwykłego wydarzenia.

          Chrzest Jezusa podzielił teologów. Polemizują oni nad koniecznością chrztu Jezusa, który był już obrzezany: Pozwól teraz, bo tak godzi się nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe (Mt  3,15). Słowa „godzi się” potwierdzają wręcz konieczność chrztu, a słowo „sprawiedliwe”, że jest to słuszne.

          Chrzest znaczy też «odrodzić się od nowa». Aby się odrodzić trzeba zanurzyć się w śmierci. Woda jest znakiem oczyszczenia. Wyjaśnienie konieczności chrztu Jezusa znajduje się dopiero po Krzyżu i Zmartwychwstaniu: Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie (Łk 12,50).

 

Ewangelia wg św. Marka

                                                                    

          Niedawno skończyłem omawiać historię Jezusa na podstawie Ewangelii św. Mateusza. Inne ewangelie traktowałem jako wsparcie tematyczne. Obecnie podejmuję próbę egzegezy Nowego Testamentu biorąc za bazę Ewangelię wg św. Marka.

 

          Jeszcze nie tak dawno Ewangelia św. Marka była traktowana po macoszemu. Dopiero od niedawna budzi znaczne zainteresowanie, ponieważ dopatrzono się w niej sugestywnego przekazu przepowiadania w kościele pierwotnym, które adresowane było do chrześcijan nawróconych z pogaństwa (Rzymian).  Uważano ją za najmniej wyszukaną, pisaną prostą greką. Obecnie zmienia się o niej zdanie. Dowartościowuje. Jest to świadectwo, że teologia ciągle jest żywa. Innym też dowodem rozwoju teologii (i to polskiej) są słowa promotora pracy dyplomowej na KUL pani Marty Złotnickiej Jezus Chrystus w świetle filozoteizmu Pawła Porębskiego: Wartość merytoryczna pracy polega na wydobyciu na światło twórczych i głębokich twierdzeń omawianej postaci zawartych w pismach, co niewątpliwie poszerza obraz teologii polskiej, często niedocenianej lub ocenianej jako mało twórcza (Ocena pracy dyplomowej).

          Ewangelia Marka jest najstarsza z pozostałych ewangelii, napisana ok. 60–70 r. Z tej Ewangelii czerpali materiał Łukasz i Mateusz. Jest bardzo zwięzła, Marek spisał ewangelię głoszoną przez Piotra. Jego teologia zasadza się bardziej na faktach niż na wypowiedziach Jezusa. Centralnym tematem jest Chrystus-Syn Boży. Ewangelią jest sam Jezus. Już w pierwszych słowach autor ewangelii zaznacza, że Jezus jest Synem Bożym: Początek Ewangelii o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym (Mk 1,1). Marek przedstawia ogólny zarys działalności Jezusa. Połączył przekazywane przez tradycję słowa i znaki Jezusa z wydarzeniami historycznymi. Pojedyńcze epizody ujął w prostą fabułę, posługując się w tym celu m.in. spójnikiem « a potem » (23 razy). Krótkie perykopy streszczające czyny i słowa Jezusa zestawione razem dają ciągłe opowiadanie o działalności Jezusa w Galilei. Markowy obraz Jezusa cechuje realizm. Ewangelista nie interpretuje faktów, nie wyjaśnia i nie uzasadnia. Dla niego Jezus jest nie tylko zwykłym człowiekiem, ale również Mesjaszem. Wysłannik Boga jest kimś więcej niż tylko śmiertelnym człowiekiem. Jest Królem, choć niepodobnym do żadnego króla. Należy On do świata boskiego. Marek wykazuje, że Jezus Chrystus jest Synem Bożym. Udowadnia nadludzką godność i wielkość Mistrza z Nazaretu, przypominając Jego wielkie czyny i znaki.     

           Ewangelia zawiera bardzo mało mów Jezusa, natomiast szczegółowo i zwięźle relacjonuje Jego czyny. Św. Marek z niezwykłą troską opisuje Jego cuda. Zgromadził stosunkowo dużą ich ilość. Są one znakami królestwa Bożego. Świadczą o mesjańskiej godności Jezusa i o Jego boskiej mocy. Prawdopodobnie opisy cudów spełniały ważną rolę w pracy misyjnej. Marek stara się pokazać Jezusa w podwójnej postaci, Jego transcendencję, chwałę i wielkość. Jest On Kimś z nieba

          Już na kilku pierwszych stronach dostrzega się krótkie perykopy jakby zasłyszane lub przepisane z innych źródeł. Marek nie podaje własnej interpretacji, nie uprawia teologii w takim stopniu jak Mateusz.

          Przyznaję, że dawniej bliższa mi była Ewangelia św. Mateusza. Teraz i ja zmieniam zdanie. U Mateusza jest za wiele własnego tekstu. Wolę samą faktografię, którą można fenomenologicznie (od nowa bez obciążeń) interpretować.

          Ewangelia zaczyna się perykopą o Janie Chrzcicielu. To co ważne, to wskazanie, że chrzest Janowy był znakiem nawrócenia i odpuszcenia grzechów, natomiast chrzest Jezusa będzie sakramentem w którym będzie uczestniczył Duch święty. Tekst nie tylko wyjaśnia różnicę, ale definiuje sakrament chrztu. Chrzest jest czymś więcej niż znakiem przynależności chrześcijańskiej. W tym akcie uczestniczy Bóg, który zaznacza « baranka » swojego stada.

 

Zobaczą coś co jest dalej.

Sz. Mkb

 

          Nic się nie stało. Od początku  przyjąłem Pani łatki z zaskakującą sympatią. Poza tym wyczuwam zdrowe relacje. Każdy mówi to co chce i nie wyczuwa się wrogości. Bardzo zależy mi na wzajemnym szacunku. Na nim można budować. Grzecznościowe deklaracje o przyjaźni często są złudne.

          Kto używa słowo „przepraszam” już jest wielki. Słowa dziękuję, proszę i przepraszam to fundament relacji człowieka z człowiekiem, podobnie jak wiara, nadzieja i miłość w relacji z Bogiem.

          Powiem z całą szczerością, że nie podoba mi się anonimowość w korespondencji. Nie nalegam, ale będę wypatrywał choćby imienia.

          Ruch dobrego serca jaki się zrodził wczoraj niech będzie dla nas wielkopostnym zadaniem. Oprócz pomocy materialnej, do której gorąco zachęcam niech towarzyszy nam wzajemna życzliwość – to niewiele kosztuje. Szczególnie chrońmy tych zagubionych. Oni potrzebują wsparcia. Widząc w nas dobro zobaczą coś co jest dalej. Dla nich może jeszcze nieosiągalne.

 

 
 

Wczoraj od razu pożałowałam, ze napisałam tak o Panu…przepraszam! mam trochę “niewyparzony język”, jak to się mówi. W sprawie szatana i aniołów nie zgadzam sie z Panem, myślę, ze są bardzo realni. No, ale każdy wierzy w to, co chce.


Pozdrawiam mkb

Uchowaj Boże

Sz.P. mkb

 

       Pewnie trochę jest w tym racji. Egocentryzm czy narcyzm to cechy ludzkie. Trudno się od nich uwolnić. Podoba mi się styl w jaki sposób została przypięta mi łatka.

        Na temat aniołów i szatana pisałem już wiele. Ponieważ ten temat mocno bulwersuje nie chcę nikogo rozdrażniać. Ja szatana mam z głowy i jest mi z tym dobrze, a nawet bardzo dobrzeJ

        Przypomnę tylko ich definicję (która nie jest moim wymysłem!!!). Anioły i szatan to istoty konceptualne, ontologicznie nie istnieją. Obrazują dobre i złe zachowania.

        Katolicyzm może lekko się zachwiał, ale nie anioły, ani szatan o nim stanowią.

 

Jeżeli mkb jest kobietą to przesyłam buziaczek. Jeżeli mężczyzna to uchowaj BożeJ.

 

 

W Pana wypowiedziach jest odrobina egocentryzmu, a może i narcyzmu…ale ok. 🙂

W powyższym poście zaniepokoiło mnie jednak to, co Pan napisał o Aniołach i szatanie…jakoby nie istnieli? Czy tak? No nie wiem w takim razie czy tu jest mowa o katolicyzmie. Pozdr. Mkb