Chorobę musi pokonać sam organizm

 

          W perykopie Uzdrowienie epileptyka można dostrzec kilka spraw. Samo pokazanie się Jezusa już budziło podziw: podziw ogarnął cały tłum i przybiegając, witali Go (Mk 9,15). Typowy objaw idolatrii. Wspominam ten werset celowo, aby zwrócić uwagę, że podziw ludu był męczący i mógł wprowadzać Jezusa w stan podenerwowania[1].  Widać to po Jego niemiłej odzywce: On zaś rzekł do nich: «O plemię niewierne, dopóki mam być z wami? Dopóki mam was cierpieć? (Mk 9,19). Ta perykopa z kolei świadczy za człowieczeństwem Jezusa. Jezus ulegał tym samym słabościom, co każdy człowiek.

           Przypadek chorobowy jest trudny. Trzeba wiary do uzdrowienia chorego. Ojciec chłopca deklaruje ją: Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu! (Mk 9,24). To wystarczyło: Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy (Mk 9,23). Wiara jest motorem napędowym. Zwalnia wszelkie opory organizmu. Dynamizuje organy do pokonania choroby. Przez chwilę uzdrowiony jest zamroczony: Chłopiec zaś pozostawał jak martwy, tak że wielu mówiło: «On umarł». (Mk 9,26).

           Uczniowi zapytali Jezusa: Dlaczego my nie mogliśmy go wyrzucić (uzdrowić)? (Mk 9,28). Jezus odpowiedział: Ten rodzaj można wyrzucić tylko modlitwą <i postem> (Mk 9,29). Uzdrawianie to przekazywanie mocy i uaktywnienie organizmu do zwalczenia choroby. Cudem jest uaktywnienie organizmu w krótkim odstępie czasu, ale chorobę musi pokonać sam organizm. Dobrze, że wiele niezwykłych wydarzeń można racjonalnie wytłumaczyć. Podziwiać można jedynie fakt, że to właśnie się zdarzyło. To nieprawdopodobne stało się faktem. Bóg w niezwykły sposób udostępnia swoją moc. Układa zdarzenia na szachownicy zdarzeń rzeczywistych, tak, aby nie naruszyć żadnej woli człowieka, nikogo nie zdeterminować. Na tym najczęściej polegają cuda Boga. Człowiek powinien Bogu, a w zasadzie sobie pomagać. Wiara czyni cuda. Wierzę, że niejednemu pomogła zwykła woda (placebo). Dlaczego? Bo zawierzono w jej magiczną moc. Wiele jest sprawdzonych przypadków uleczenia tylko mocą autosugestii i wolą uzdrowienia. Wierzmy i ufajmy. To nasz niezwykły oręż walki z przeciwnościami losu.



[1]  Przypominają mi się spotkania z naszym papieżem Janem Pawłem II. Przypomnienie o kupowanych kremówkach z lat szkolnych stało się narodową sensacją.

 

Zarzut do Katechizmu Katolickiego

 

          Na forum katolickinet@googlegroups.com od dłuższego czasu trwają spory odnośnie różnicy między dekalogiem biblijnym, a dekalogiem zredagowanym w Katechizmie Katolickim.

 

W Starym Testamencie napisane jest:

Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! (Wj 20,4).

 

Zarzut dotyczy braku tego przykazania w Katechizmie Katolickim.

 

          W czasach starotestamentalnym (i w czasach nowożytnych) uważano, że każda figurka, czy obraz przedstawiający Boga jest Jego profanacją. W pewnym sensie było to słuszne. Bóg nie jest do ogarnięcia zmysłowego. Każdy obraz jest w jakimś stopniu Jego karykaturą. W Bizancjum w VIII-IX w., powstał ruch (Obrazoburstwo, ikonoklazm) zwalczający oddawanie czci obrazom i figurom religijnym. Na tym tle wybuchły spory (726–842) i stały się przyczyną osłabienia więzi pomiędzy Kościołem wschodnim i rzymskim. Kościół rzymski zachował kult obrazów, podkreślając, że dotyczy on nie obrazów jako takich, lecz osób na nich przedstawionych.

          Bóg zesłał na ziemię swojego Syna Jezusa Chrystusa, aby Jego ucieleśnił. Jezus jako Człowiek był widzialny. Jeżeli widzialny, to można Go malować, rzeźbić figurki. Tak uznał Kościół katolocki. Przykazanie starotestamentalne straciło swoją moc obowiązującą i dlatego brak jest jego w redakcji KK.

          Figura czy obraz Jezusa ma kierować wzrok w stronę divinum (Boga). Nic więcej. Mają pomagać w kontemplacji i w modlitwie. Nikt, przy zdrowych zmysłach nie może utożsamiać obrazu z rzeczywistością Boga. Obrazy, na których namalowany jest Bóg-Ojciec, najczęściej jako poczciwy starzec dzisiaj nie bulwersują. Dlaczego? Bo dzisiaj panuje większa tolerancja. Zresztą każdy ma w sobie własny obraz Boga.

          Podobnie nie oddaje się pokłonu, hołdu papieżowi-człowiekowi, ale majestatowi jaki on reprezentuje. Nie całuje się papieża, ale pierścień w imię szacunku dla majestatu. Obrazy świętych spełniają rolę pomocniczą. Stare, zniszczone obrazki likwiduje się. Niektórzy dla okazania szacunku podpalają je.

          Czasem zdaje mi się, że katolicy są bardziej ortodoksyjni niż Żydzi. A tak a propos, dla Żydów ważniejszy jest Talmud niż Biblia (o czym niewiele osób wie). Ciekaw jestem, ile jeszcze musi upłynąć lat, aby chrześcijanie, jak z nazwy zaczęli uznawać naukę Jezusa. Słowa Jezusa, że nie przyszedł znieść Prawo a jedynie wypełnić, nie do końca jest prawdziwe. Jeżeli tak mówił, to tylko przez założoną ekonomię swojego posłannictwa. Jezus musiał działać roztropnie.  Jezus przewrócił do góry nogami ówczesny porządek moralny. 

Przemienie Pańskie

 

          To niezwykłe wydarzenie opisane w ewangeliach synoptycznych (Mk 9,2–8; Mt 17,1–8; Łk 9,28–36). Jezus postanowił pokazać wybranym uczniom: Piotrowi, Jakubowi i Janie, Chwałę jaka Go czeka i każdego kto postępuje zgodnie z wolą Ojca Niebieskiego. Bóg potwierdził rolę Jezusa. Przyznał, że jest Jego umiłowanym Synem: Jego słuchajcie (Mk 9,7, Łk 9,35).

          Scena ta jest pod wieloma względami podobna do chrztu w Jordanie. Tam Jezus został przedstawiony przez Boga podobnymi słowami: Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie (Mt 3,17; Mk 1,11; Łk 3,22). Scenę przemienienia można traktować jako antycypację (wyprzedzanie, przewidywanie, zakładanie czegoś jeszcze nie istniejącego) epifanii Chrystusa wobec uczniów po zmartwychwstaniu. Mówiąc prościej, scena przemienienia jest zwiastunem i obrazem zdarzeń przyszłych, w których Jezus przemieni się podobnie po zmartwychwstaniu. W czasie przemienienia Jezus jest już otoczony eschatologiczną chwałą. Jedyny raz za życia ziemskiego Jezus objawił się uczniom w postaci Bożej  (Flp 2,6). Głównym celem tej przemiany było wymazanie z serc uczniów zgorszenia krzyża, aby dzięki temu upokarzający charakter dobrowolnej męki Chrystusa nie zamącił wiary tych, którym została objawiona wielkość Jego ukrytej godności (św. Leon Wielki). Do tej uroczystej deklaracji synostwa dochodzi imperatyw: Jego słuchajcie. Teraz Jezus jednak musi cierpieć. On doprowadzi świat do celu, gdy przyjdzie w chwale Ojca swojego razem z aniołami świętymi (Mk 8,38). Ewangeliści tak to opisali: Jego odzienie stało się lśniąco białe tak, jak żaden folusznik na ziemi wybielić nie zdoła (Mk 9,3); Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło (Mt 17,2), a Łukasz: Gdy się modlił, wygląd Jego twarzy się odmienił, a Jego odzienie stało się lśniąco białe (Łk 9,29). Jedynie Łukasz wspomniał o modlitwie, jako celu wejścia na górę. Można powiedzieć, że przemienienie jest wydarzeniem modlitewnym; widzialne staje się to, co dokonuje się w rozmowie Jezusa z Ojcem. Jezus przemienia się w sercu i na „oczach” tylko tych, którzy w Niego wierzą i naprawdę potrafią Go zaakceptować (Orygenes).

          Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Syn nie mógłby niczego czynić sam od siebie, gdyby nie widział Ojca czyniącego. Albowiem to samo, co On czyni, podobnie i Syn czyni. Ojciec bowiem miłuje Syna i ukazuje Mu to wszystko, co On sam czyni, i jeszcze większe dzieła ukaże Mu, abyście się dziwili. Albowiem jak Ojciec wskrzesza umarłych i ożywia, tak również i Syn ożywia tych, których chce. Ojciec bowiem nie sądzi nikogo, lecz cały sąd przekazał Synowi, aby wszyscy oddawali cześć Synowi, tak jak oddają cześć Ojcu. Kto nie oddaje czci Synowi, nie oddaje czci Ojcu, który Go posłał.  Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto słucha słowa mego i wierzy w Tego, który Mnie posłał, ma życie wieczne i nie idzie na sąd, lecz ze śmierci przeszedł do życia (J 5,19–24). Ja mam świadectwo większe od Janowego. Są to dzieła, które Ojciec dał Mi do wykonania; dzieła, które czynię, świadczą o Mnie, że Ojciec Mnie posłał.  Ojciec, który Mnie posłał, On dał o Mnie świadectwo. Nigdy nie słyszeliście ani Jego głosu, ani nie widzieliście Jego oblicza;  nie macie także słowa Jego, trwającego w was, bo wyście nie uwierzyli w Tego, którego On posłał.  Badacie Pisma, ponieważ sądzicie, że w nich zawarte jest życie wieczne: to one właśnie dają o Mnie świadectwo (J 5,36–39). Wszystko, co ma Ojciec, jest moje (J 16,15). Jan włożył w usta Tomasza słowa potwierdzające boskość Chrystusa (nie Jezusa): Pan mój i Bóg mój! (J 20,28).

          Jezus choć za życia nie był jeszcze wywyższony do Chwały Ojca posiadał już Boże plenipotencje i Bożą moc. Dobrze jest rozróżniać imię Jezus, który przynależy do Jezusa-Człowieka od słowa Chrystus przynależny Bogu jako Aktowi działającemu.

Zejdź Mi z oczu, szatanie

 

          Piotr już wie, uczniowie też się domyślają. Jezus jest zapowiadanym przez proroków Mesjaszem. Nadszedł czas przygotować uczniów do ostatniego aktu misji Jezusa. Jezus wyjaśnia: że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie (Mk 8,31). Jezus całkiem otwarcie przedstawił uczniom zdarzenia, których oczekuje. Mówił jasno i prostym językiem. Mimo to nie rozumieli. Nie chcieli zrozumieć. To nie może się stać. Mesjasz ma być zabity? Teraz? Przecież jeszcze nie wyzwolił narodu żydowskiego od najeźdźców. Nie spełnił pokładanych w Nim nadziei. Co On mówi? Piotr poirytowany bierze Jezusa na bok i wyraża swój żal i niepokój. To nie może się stać!  Jezus będący również w emocji odpowiada: Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie (Mk 8,31). Słowa gorzkie, ale pełne żalu i goryczy. Przyrównanie Piotra do szatana to wyraz głębokiego niepokoju Jezusa.  Sam nauczał, że jak kogoś nazwie się Raka (człowiek pełen pogardy, pusty łeb) podlega karze Wysokiej Rady (por, Mt 5,22). Jezus był niespokojny. Czuł, że nastąpią zdarzenia dla niego bolesne, a tu najbliższy uczeń nic nie rozumie. Przy tej scenie wychodzi prawdziwe człowieczeństwo Jezusa. Tylko człowiek może zostać sprowokowany do zachowań niestosownych.

          Po chwili Jezus opanowuje emocje i przedstawia uczniom warunki do Jego naśladowania: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje! (Mk 8,34). Drogę jaką wytycza Jezus nie jest łatwa. Aby zyskać dobro, trzeba często rezygnować z własnych cech charakteru, powstrzymywać emocje. Trzeba czasem działać wbrew sobie. W pełni zrozumiałem słowa Jezusa, gdy przyszło mi wychowywać własne dzieci.

          Ja, o dość prostym kręgosłupie, uderzenia frontalnego (znak zodiakalny baran) kiedy rozmawiam z dorosłym synem (skorpionem, skąd inon super facetem) muszę ważyć słowa, aby w imię spokoju rodzinnego nie ponosiły nas temperamenty. Kiedy spory rodzinne dotyczą dupereli, odpuszczam. Głupotą jest wygrywać w błahych sprawach. Ile trzeba kompromisów i tolerancji, aby małżeństwo nie było niewolą. Wiele marzeń z młodości gdzieś uciekło. Wiele rzeczy się nie udało. To boli, to własny krzyż. Czy przez to należy wyżywać się na innych. Nie. Życie uczy pokory wobec niemożności. W życiu trzeba walczyć, ale przychodzi taki moment, że trzeba sobie powiedzieć „pas”. Pozostaje cieszyć się tym, co udało się już zdobyć, załatwić, osiągnąć. Zawsze trzeba Bogu dziękować, bo wszelkie dobro jakie nas spotkało, de facto, od Boga pochodzi.

Źródła zła, potrawy nieczyste, dydaktyka Jezusa

 

          Temat zła był już wielokrotnie omawiany na różne sposoby. Ewangelia Marka Mk 7,14–23  ujawnia źródło rodzącego się zła. Wywodzi się z wnętrza człowieka, a nie przychodzi z zewnątrz. W pewnym sensie słowa Marka są kolejnym argumentem przeciw istnieniu bytu zła (szatana). Zło się staje, ma charakter dynamiczny, a nie ontologiczny (bytowy). Marek wymienia jakie zło wychodzi z wnętrza człowieka: «Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym» (Mk 7,20–23).

 

          Przy okazji omawiania źródła zła Jezus przekazuje, że nie ma potraw nieczystych: uznał wszystkie potrawy za czyste (Mk 7,19). Słowa te stoją w sprzeczności z prawem żydowskim. Kolejny dowód, że Jezus odrzucał bezdyskusyjnie niektóre żydowskie przepisy prawne, uważając je za wyczerpane i bezużyteczne.

 

           Dydaktyka Jezusa jest intrygująca. Przy spotkaniu z Syrofenicjanką (Mk 7,24–30) zachowuje się niesympatycznie, niemiło, gburowato: Pozwól wpierw nasycić się dzieciom; bo niedobrze jest zabrać chleb dzieciom, a rzucić psom (Mk 7,27). Pozornie nieczuły na cierpienie matki. W końcowym momencie okazuje całą swoją miłość i uzdrawia córeczkę. W zdarzeniu tym, nie On jest bohaterem, ale matka, która słowami ujawniła swoją wiarę: Tak, Panie, lecz i szczenięta pod stołem jadają z okruszyn dzieci» (Mk 7,28).

 

           Opis uzdrowienia głuchoniemego Mk 731–37 jest bogatszy w szczegóły od opisu Mateusza. Być może, Marek konsultował treść z Piotrem. Jezus musiał dokonać dodatkowych gestów, aby uzdrowić chorego: włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka; a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: «Effatha», to znaczy: Otwórz się!  (Mk 7,33–34). Można wyciągnąć wniosek, że uzdrowienie wymaga jakiegoś wysiłku, procesu (energetycznego), i nie jest tylko jakąś sztuczką czarodziejską.

 

          W tej części Ewangelii Marka jawi się niepokój Jezusa. Kontroluje rozpowszechniającą się wiedzę o Nim. W drodze pytał uczniów: «Za kogo uważają Mnie ludzie?». Oni Mu odpowiedzieli: «Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków» On ich zapytał: «A wy za kogo Mnie uważacie?» Odpowiedział Mu Piotr: «Ty jesteś Mesjasz» (Mk 8,27–29). Słowa Piotra upewniły Go, że Jego przesłanie jest bliskie. Wtedy surowo im przykazał, żeby nikomu o Nim nie mówili (Mk 8,30).

Spór o tradycję

 

          Ewangelia Marka w temacie Spór o tradycję Mk 7,1–13  (por. Mt 15,1–9) ujawnia ciągle aktualny problem. Jak żyć, co jest w życiu ważne, a co mniej. Jaką przyjąć postawę wobec religii, kościoła, tradycji. Na ile trzeba być posłusznym władzy świeckiej i władzy kościelnej itp.

           Ewangelia Marka i inne synoptyczne ewangelie nie rozstrzygają wszystkich aspektów zachowań. Tam pokazany jest jedynie pewien wzór, który może być przykładem i inspiracją zachowań.

           Faryzeusze byli zgorszeni, że uczniowie Jezusa nie myją sobie rąk przed jedzeniem. Chodzi tu nie o higienę, ale postępowanie wbrew, skąd inon, słusznej tradycji. Jezus nie broni się przed tym zarzutem, ale dostrzega problem szerzej.  Przez setki lat do religii wprowadzono mnóstwo przepisów o mniejszym znaczeniu etycznym, czy estetycznym. Źle się dzieje, gdy one (obmywanie dzbanków, kubków) wypierają inne, istotne elementy wiary: Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji, ». I mówił do nich: «Umiecie dobrze uchylać przykazanie Boże, aby swoją tradycję zachować (Mk 7, 8–9).

          Perykopa jest bardzo pouczająca i dzisiaj. Zachowanie dzisiejszych wiernych katolików jest bardzo podobne do zachowań faryzeuszy. Najlepiej zobrazować to na przykładach:

 

Nagminnie daje się zauważyć, że wierni większą wagę przypisują słowom biblijnym (biblicyzm), przekazom świętych, kazaniom, niż w wiarę w samego Boga.  Biblia jest wynoszona ponad swoje orędzie, co powoduje, że Biblia zwraca się przeciwko sobie. Wartość Biblii ocenia się według kultury i społeczeństwa. Powstają różne mutacje egzegetyczne. Biblię wykorzystuje się nawet do biznesu lub innych partykularnych interesów. Biblie uważa się za zbiór przykazań, które służą do dyscyplinowania wiernych. Dosłowne odczytywanie Pisma świętego pozbawia Go z przesłania teologicznego zawartego w różnych gatunkach literackich. Zatraca się duchowość i tajemniczość, która tak wspaniale inspiruje do dalszych poszukiwań.  Można tak łatwo zniszczyć obrazy biblijne, które pozwalają na doznania i przeżycia duchowe.

 

Nagminna jest  wiara w cud mówiącego Boga w sposób bezpośredni. Nabożnych relacji o mówiącym Bogu jest  mnóstwo. Często narzucane są własne doświadczenia religijne, które mieszane są z rzeczywistością[1].

 

Wiele osób uważa, że są zdolni do życia świętego. Pewność ta, w pewnym momencie, tak zaślepia, że człowiek podświadomie uważa się za kogoś wielkiego. Sam dla siebie staje się Bogiem. Powstaje kuriozalna sytuacja. Człowiek w swoim mniemaniu żyje uczciwie, nie wyczuwając, że już jest przepełniony pychą. Mimochodem przychodzi nietolerancja, a w końcu brak miłości do innych.

 

Najczęściej ten kto mówi o sobie, że jest ortodoksyjnym katolikiem jest w gruncie rzeczy nietolerancyjny wobec innych wyznań.

 

W kościele można zaobserwować osoby, najczęściej starsze, które uczestniczą na kilku mszach, a w domu córka nie ma z kim zostawić małe dzieci, aby również uczestniczyć na tej jednej. Nawet bardzo wzniosłe przeżycia religijne są tylko dewociarstwem, jeżeli nic z nich nie wynika.

 

Wielu wiernych aktywnych w celebracji kultowej, poza kościołem, pokazują złość, niechęć, robią awantury rodzinne. Rodzice zmuszają dzieci do świętowania niedzieli. Dzieje się to w atmosferze awantur domowych, wyzywania dzieci od pogan itp. 

 

Rodzice nie mogąc pogodzić się z nowymi trendami poniżają własne dzieci. Zmuszają dzieci do zachowań im bliskich, które utraciły już moc obowiązująca.

 

Kto uważa się za świętego, jest albo oszustem albo nienormalnym, bo tak naprawdę wszyscy jesteśmy grzesznikami. Od proroka do kapłana – wszyscy popełniają oszustwa (Jr 6,13). Bóg bez przerwy był i jest wykorzystywany przez ludzi i różne organizacje do swych niecnych celów. Okrzykiem: Bóg tak chce! rozpoczęła się pierwsza krucjata. Na klamrach u pasów żołnierzy niemieckich w obu wojnach światowych widniał napis: Gott mit uns (Bóg z nami).

 

Przed pałacem prezydenckim obrońcy krzyża histerycznie chcieli zatrzymać go kosztem narażenia go na profanację. Krzyż  stał się narzędziem walki politycznej.

 

Wierni na zewnątrz pobożni, układni sieją nienawiścią do innych. Scena polityczna jest tego najlepszym przykładem. Tragedia Smoleńska wykorzystywana jest do zbijanie kapitału politycznego.

 

          To co przedstawiłem jest tylko miniaturą wydarzeń, które dzieją się na naszych oczach.

 

Modlitwa

Boże oświeć nasze dusze. Spraw, abyśmy widzieli szerzej i ostrzej. Idąc za nauką Jezusa Chrystusa nie spierali się o detale, rzeczy mało istotne i głupstwa. Spraw, abyśmy zmierzali do świętości słuszną drogą, drogą miłości, którą nauczył nas Jezus Chrystus.



[1] Katarzyna ze Sieny pisała, że Jezus wyjął jej serce i na to miejsce włożył własne. To opisane zdarzenie warto skonfrontować z Księgą Ezechiela: I dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała (Ez 36,26). Katarzyna nie potrafiła odróżnić symbolu od rzeczywistości.

Trudno być prorokiem we własnym kraju

 

                                                                            Nemo propheta in patria sua

 

          A Jezus mówił im: «Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony» (Mk 6,5; Mt 13,57; por. Łk 4,24). Perykopa ta przekazuje prawdę uniwersalną. Tak się dzieje do dnia dzisiejszego. Ponieważ bliscy (sąsiedzi) znają słabości i niedoskonałości danej osoby, trudno jest im uwierzyć, że ta osoba może być zdolna do wielkiego czynu, odkrywczej intencji.

 

       Kto to powiedział?

       On.

        To niemożliwe. On jest za głupi na to. 

 

          Tak się najczęściej dzieje. Dlaczego? Człowiek mierzy drugiego własną miarą.

 

       Skoro ja tego nie wymyśliłem, to w jaki sposób on na to wpadł?

 

          Niedowierzanie powoduje podejrzliwość. Może to nie on jest autorem tych słów (czynu)? Może jest w tym jakieś szachrajstwo? 

          Według podobnej podejrzliwości i nieufności wielu woli kupować coś wyprodukowane daleko, niż blisko.

 

       Oni robią to lepiej. Tu robi się tylko fuszerki.

 

          To ludzkie zwątpienie dopadło również Jezusa. Nie chcieli Mu uwierzyć w rodzinnym mieście: Skąd u Niego ta mądrość i cuda? (Mt 13,54);  Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? (Mk 6,3).

          Jezus nie mógł zdziałać żadnego cudu. Brakowało wiary. Ona jest podstawą odebrania i zadziałania mocy, jaka emanowała od Jezusa. Bez udziału człowieka cud uzdrowienia nie ma właściwej mocy: jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich (Mk 6,6).

           Ewangelie synoptyczne ujawniają problem, aby wytłumaczyć niemożność czynienia cudów przez Jezusa w Jego rodzinnych stronach. Nie ma w nich żadnej dydaktyki, pouczenia. Tak po prostu jest. Sam Jezus: dziwił się też ich niedowiarstwu. (Mk 6,6).

          Czy mój przekaz wiary nie wzbudza podejrzeń? Ileż to już osób patrzy na mnie niechętnym wzrokiem. Więcej mam przyjaznych odbiorców za granicą, niż w swoim ojczystym kraju, mieście, w rodzinie. Niestety, nie ma na to rady. Chwała Bogu, że dzisiaj innowierców nie pali się na stosie.

Rozmowa z Bogiem

 

          Człowiek kiedy rozmawia z drugim człowiekiem nastawiony jest na przekaz konkretnej informacji. Na postawione pytanie otrzymuje konkretną odpowiedź.  Rozmowa z Bogiem opiera się na zupełnie innych zasadach. Jak już wspominałem odczytanie woli Boga jest de facto odczytaniem stanu Dobra najwyższego, tak w przypadku słuchania Boga jest odczytywaniem stanu Prawdy. Prawda jest pewną « przestrzenią », w której zawarta jest wiedza o rzeczywistości realnej i boskiej. W niej znajduje się odpowiedź na postawione Bogu pytania.  Odczytanie odpowiedzi zależy od wrażliwości, zdolności i umiejętności odbiorcy. Ten inny sposób rozmowy z Bogiem jest powodem niepewności, czy Prawda Boga, czyli Jego odpowiedź została właściwie odczytana. Im człowiek ma większą wiarę, tym bardziej uwrażliwia się na głos Boga i łatwiej jest mu odczytać tę właściwą informację.

          Powyższe wyjaśnienie relacji z Bogiem, na czym ona polega, pokazuje jak ważną rzeczą jest wiara i miłość do Boga. Wiara otwiera wrota niebios. Pozwala zrozumieć mechanizm przestrzeni transcendencji.

          Analizując relacje człowieka z Bogiem z okresu tysięcy lat dziw bierze, jak mało jest informacji nowych, zaskakujących, odkrywających tajemnicę przestrzeni transcendencji, nieba itp. Dlaczego? Bo człowiek nie ma zdolności ich odczytania. Trzeba zdać sobie sprawę, że nie można usłyszeć zmysłowo głosu Boga („cud” Boga mówiącego), a jedynie można odczytywać Prawdę, która jest dostępna. Bóg ją udostępnia każdemu, każdemu odpowiada.

          Można poprosić osobę, która ma zażyły kontakt z Bogiem, aby spytała Go np. czy istnieje życie poza ziemią. Proste pytanie. Czy otrzyma odpowiedź? Otrzyma, jeżeli jest do tego zdolna.

          Człowiek zawiedziony brakiem odpowiedzi od Boga może mieć pretensje tylko do swoich predyspozycji, ułomności, może niewiary, a nie do Boga.

          W człowieku drzemią ogromne możliwości. Jest zdolny nawet do wtargnięcia w obszar Prawdy przez zdolności paranormalne, autosugestie, a nawet przez środki chemiczne (narkotyki). Odczytuje, choć bez wiary nie wszystko rozumie. Potrafi wyprowadzić duszę (bilokacja) ze swojego ciała i udać się w określone miejsce nadprzyrodzonej rzeczywistości. Po takich doświadczeniach nie wszyscy chcą powracać. Przez nirwanę dotyka się innej natury, stan wiedzy. Osiąga się wyzwolenie z cierpień rzeczywistych i ich przyczyn. Wszystkie środki pozametafizyczne pozbawione są jednak ducha Bożego i o tym należy pamiętać.

Gorący albo zimny, nigdy letni

 

          Werset: Bo kto ma, temu będzie dane; a kto nie ma, pozbawią go i tego, co ma (Mk 4,25; Mt 13,12; Łk 8,18) niepokoi. Z punktu ekonomicznego kapitał pomnaża, brak kapitału konsumuje jego resztę. W zasadzie nic w tym nowego. Werset ten ma jednak wymiar dydaktyczny i odnosi się do wiary. Ten kto daje się ponieść Dobrej Nowinie łaknie ją jeszcze bardziej. Czyni więcej, aby ją zakosztować i aby się nią nasycić. Ci, u których wiara jest słaba, chłodna szybko stygnie i po jakimś czasie staje się tylko wspomnieniem.       

          Bóg nie chce miłości letniej (indyferentnej), połowicznej, ale gorącej i żarliwej. Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący!  A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust (Ap 3,15–16). Być dobrym to nie wszystko. Powinniśmy być żarliwi w wierze i w postępowaniu. Gorący, a nie letni. Roztropni, ale spontaniczni, żywi i weseli.

          Bóg woli zimnych niż chłodnych. Postawa synów z Ewangelii św. Łukasza jest tego przykładem (por. Łk 15,11–15 ). Jeden przez całe życie wierny, ale bez większych emocji i egzaltacji. Drugi miotający się, padający i podnoszący się. Pełen wewnętrznych sprzeczności i dramaturgii. Z zimnego staje się gorący. Nie ma okresu chłodnego. Grzeszność jest czymś równie obiektywnym jak choroba ciała. Grzech jest nie tylko tam, gdzie my go dostrzegamy. Człowiek „zimny” to ktoś zdający sobie sprawę ze swych ciężkich grzechów. Bóg może z każdej naszej winy uczynić felix culpa – winę szczęśliwą. Chrystus kocha brzydotę grzeszników i czyni ją godną miłości (Balthasar Hans Urs von 1905–1988).       

          Postawa letnia nie jest wyrazista. Owszem, nie wadzi nikomu, nikomu się nie naprzykrza, nie szkodzi, jest moralnie obojętna. Łatwiej człowiekowi złemu stać się lepszym niż letniemu pozbyć się beznamiętnej dwuznacznej refleksji. Człowiek „letni” to ktoś ciężko chory duchowo, uważający się za człowieka bez zarzutu. Być letnim to kochać Boga miłością, która jest Mu wstrętna, miłością byle jaką, połowiczną.        

Nasze najskrytsze myśli

 

          Werset: Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw (Mk 4,22; Mt 10,26; Łk 8,17)  trochę niepokoi. Czy dusze naszych przodków znają nasze najskrytsze myśli? Nie sądzę.

          Nasze myśli zna jedynie Stwórca. On jest w nas i wszystkie czynności psychofizyczne przechodzą przez Niego: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa (Mt 5,28); nie możesz nawet jednego włosa uczynić białym albo czarnym (Mt 5,36); A przecież żaden z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone (Mt 10,29–30). I dlatego: Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu. Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony  (Mt 12,36–37). Spowiedź ta jednak nie będzie publiczna. Proszę się nie niepokoić. Z ludzkich grzechów i niedoskonałości Bóg nie zrobi widowiska. O to jestem spokojny.

          Nie znaczy, że dusze zmarłych nieobciążone fizycznością i w zależności od zalet ducha nie mają wyostrzonej empatii. Dusze widzą lepiej, ostrzej, bo inny mają punkt odniesienia. Świadomość stanu, rzeczywistości transcendentnej dają lepszą perspektywę oceny zachowań człowieka. Żadne stany emocjonalne, czy interesy partykularne nie zaburzają oglądu rzeczywistości. Ocena sytuacji jest trafniejsza. Ich sprawiedliwość mierzona jest już według prawa boskiego, nie ludzkiego.

            Trochę spokojnie na duszy, gdy się wie, że nie jest się podsłuchiwany, a myśli wstydliwe nie wychodzą na zewnątrz. Werset Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw dotyczy wszelkich zdarzeń dokonanych. One są w ciągłości czasowej fotografowane i zapamiętywane. Przed tym nie można się skryć. Tak jak teraz mamy wszędzie kamery nagrywające każde zdarzenie w jej zasięgu, tak przyroda stworzyła własne mechanizmy pamięciowe, Światło odbite nagrywa zdarzenie. Informacja biegnie w wszechświat. To samo dotyczy innych długości fal elektromagnetycznych oraz innych przekaźników informacji. Odczytanie tych obrazów jest kwestią techniczną. Na poziomie mikroświata pamięć posiadają związki chemiczne (np. woda), biologiczne, a nawet pierwiastki (złoto). Niestety nic nie uda się ukryć.

          Świat ma swoją Prawdę. Przez niedoskonałość ludzką została ona zniekształcona i przekazana do wierzenia. Nie łudźmy się. I ona kiedyś wypłynie. I poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli (J 8,32). Dlatego Pismo święte podpowiada: Wszystko  badajcie,  a  co  szlachetne    zachowujcie (1 Tes 5,21). Każdy ma prawo do prawdy. Tam gdzie są ograniczenia lub postawione granice poznawcze, tam rodzą się podejrzenia. Kościół sam wprowadził się w stan hibernacji rozwojowej. Kto jak kto, ale właśnie Kościół nie musi się niczego lękać. To on jest depozytariusze wiary i wiedzy religijnej. Nie może głosić nieprawdy. Jeżeli to czyni, to tylko z niewiedzy.