Przyczyny odejścia z katolicki.net

 

          Chciałem zamknąć rozdział uczestnictwa na forum katolicki.net, ale listy jakie otrzymałem bardzo mnie wzruszyły i zbudowały. Jestem wdzięczny kilku osobom za ich sympatię i kulturę słowa.

          Bezpośrednią przyczyną odejścia była oczywiście nałożona na mnie cenzura słowa. Jednak nie tylko ona była powodem. 17.06.2011 r. napisał do mnie administrator i właściciel portalu katolicki.net ks. Stanisław Czernik. Od wielu miesięcy przeglądam Pana teksty i muszę przyznać, że jest to cenny wkład w teologię. Przyznam, że nie czytam wszystkiego co otrzymuję na swoją pocztę, ale większość archiwizuję. Ponieważ nie godził się z moją tezą o nie istnieniu szatana napisał. Bardzo proszę o szybkie skontaktowanie się ze mną w tej sprawie. Tego samego dnia to uczyniłem. Odpowiedzi już nie dostałem.

          Kiedy moje wykłady zaczęły być wstrzymywane, oczekiwałem jakiegoś wyjaśnienia, zapytania od właściciela portalu. Do dnia dzisiejszego nie otrzymałem ani jednego słowa. Do gry włączył się prawdopodobnie wykonawca portalu Piotr Ładoś, który wyjawił, że jestem poddany moderacji. Do niego też napisałem. Odpowiedzi nie było. Ignorancja mojej osoby i brak elementarnego wychowania tych panów była drugim powodem odejścia.

          W ostatnim okresie wyczuwałem narastające napięcie interlokutorów i coraz większą nieprzyjaźń do mnie. Nowe spojrzenie teologiczne było nie do udźwignięcia przez zagorzałych katolików. Stawiane przeze mnie tezy nie stanowiły już przedmiotu dyskusji, ale stanowiły pretekst do wyrażenia mi niechęci. Czy trzeba nam innej nauki? (Maria Orłowska); Co mnie razi u Pana, ze tak łatwo Panu przychodzi wstawienie siebie w miejsce Pana Jezusa, a innych w miejsce Faryzeuszy. Czy nigdy nie przyszło Panu do głowy, ze może być odwrotnie?  […] W co Pan właściwie wierzy? (mkb).  Celem moim była ciekawa polemika, nie wojna. Nie chciałem nikogo denerwować ani ranić. Aby uspokoić emocje odszedłem.

           Ciekawostką było, kiedy pisałem list pożegnalny odkryłem przypadkowo, że właśnie mija 500 dni od mojego pierwszego wykładu na forum. Zostawiam to bez komentarza.

 

          Całe to zajście jest dla mnie przykre, ale też bardzo pouczające. Uświadamia mi rolę religii w życiu człowieka. Będę analizował kolejno bardzo ciekawe wątki i dzielił się na tym portalu.

Np.

Jaki był zamysł Boga w nawiązaniu relacji bezpośredniej z człowiekiem?

Na czym polega sam mechanizm relacji z Bogiem?

Czego tak naprawdę oczekuje Stwórca od ludzi?

Czy katolicyzm jest religią wyróżnioną, czy jedną z wielu?

Jaką odpowiedzialność ponosi kościół instytucjonalny za zaistniałą sytuację?

Czy postawa ateistyczna, racjonalna, humanistyczna i etyczna nie jest bliższa Bogu niż hipokryzja religijna?

 

          Do powyższym tematów mam materiał poznawczy z doświadczeń ostatnich kilku tysięcy lat życia człowieka na ziemi. Samo życie podpowiada odpowiedzi.  Doświadczenia i przykłady życiowe są cenne. Trzeba to tylko zebrać i przeanalizować.

 

          Przeraża mnie fundamentalizm, zacietrzewienie i hipokryzja religijna. Zdumiewa mnie niereformowalność i bezgraniczne zaufanie do wpojonej doktryny wiary. Żadne argumenty logiczne nie są przyjmowane. Dla niektórych liczy się tylko stanowisko kościoła, który pokazał, że niejednokrotnie błądził. Paradoksem jest, że zamiast miłości braterskiej spotykam się z zaciętością i agresją. Oskarża się mnie o złą wolę, chęć robienia kariery i inne, aby tylko mi dokuczyć.

          Profesorowie, uczeni, świat nauki wolą koncentrować się na omawianiu celu mojej działalności  (efekciarstwo, kariera) niż podjąć ze mną rzeczową dyskusję. Jeżeli ktoś wykaże mi błędy mojego rozumowego myślenia, to będę za to wdzięczny. I poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli (J 8,32). I to jest pasją i celem moich prac.

Odszedł od zmysłów (Mk 3,21)

 

          Póki co oszczędzono mi podobnej oceny. Nikt tego głośno nie powiedział. Ale czy nie jest szaleństwem głosić nową katechezę? Wiadomo, że kościelne młyny mielą wolno. Zarzuca mi się, że identyfikuję się z Jezusem. Zgoda. Tak to wygląda. Tylko, że nie jest to moim celem. Podobieństwo i mnie zdumiewa. Chciałbym to zmienić, ale jak?

          Nie potrafię przekonywać o swoich dobrych intencjach. Zaraz ktoś powie, ale cacy, niewiniątko. Za trudne, mało honorowe, infantylne. Odpuszczam usprawiedliwianie się. Robię swoje. Jadę dalej.

          Jezus przewracał wiarę swoich przodków, która rodziła się od tysięcy lat. Myślano, przyszedł taki i się mądrzy. On wie lepiej od proroków, świętych Pism. A tak niedawno widziano Go jak pomaga ojcu w stolarni. Kurcze. Cieśla. Ale ma tupet: Mówiono bowiem: «Odszedł od zmysłów» (Mk 3,21). Najbliżsi chcieli Go powstrzymać. Bali się ludzkiej wrogości i zacietrzewienia religijnego. On jednak postanowił realizować dalej swoje posłanie mesjańskie.

          Jeszcze 4 lata temu byłem przykładnym i gorliwym katolikiem. Któregoś dnia wydarzyło się coś bardzo zwyczajnego. Zadałem sobie pytanie, a może spojrzeć na religię zupełnie bez obciążeń. Nie słuchać nikogo. Skupić się jedynie na materiałach źródłowych i na własnym rozumie. Spojrzeć na wszystko od nowa i od nowa przemyśleć.

          Otworzył się koszyk Pandory. Myśli były zasypywane nowym spojrzeniem. Ciągle włączałem wentyl  bezpieczeństwa, czy nie błądzę? Podejście zdroworozsądkowe było silniejsze od starego przekazu katechetycznego. Opierałem się na logice i zdrowym rozsądku. Dotychczasowa katecheza każe mi przyjmować za prawdę zjawiska incydentalne, które nie są powszechne. Coś tu nie gra. Czy te zjawiska, czy opisy zjawisk nie zostały spreparowane do jakiś celów? Nie lubię mówić o kościele źle, więc nie będę rzucał oskarżeń, że było to może w interesie kościoła instytucjonalnego. Przyczyn szukałem szerzej i głębiej. Bardzo pomogły mi dyskusje na forum katolicki.net. Adwersarze, mimochodem, swoją determinacją uświadomili mi jak mocno może być zakorzeniona wiara w umyśle. Jak łatwo jest też manipulować ludzkimi umysłami. Bez wódki nie razbieriosz.

          Pomimo, że mnie oszczędzono, to tylko kilka osób było wstanie podejść do tematu fenomenologicznie (bez obciążeń). Zrozumieli, że nie rozwalam pryncypia wiary katolickiej, a jedynie oczyszczam z bajek.

          Wiem, że nowy ogląd wiary jest bardzo piękny i duchowy, bo jest bardziej prawdziwy, a cóż może być piękniejszego od Prawdy.

          Jeszcze nikt nie powiedział mi wprost, że odszedłem od zmysłów. Raczej doszukują się u mnie chęci popisywania się, robienia kariery, rozgłosu, chęci oczarowania: Dochodzę także do wniosku, że jest to w jakimś stopniu popis Autora, aby oczarować czytelnika zakresem wiedzy, ilością przeczytanych książek. Cel tego jest dość klarowny: zbudować sobie autorytet, stać się wiarygodnym głosicielem prawd (do których inni doszli wcześniej). Istnieją przesłanki, aby w tych tekstach dostrzegać samego Autora (nazwisko opiniotwórcy zachowam dla siebie). Tam gdzie nie ma argumentów rzeczowych, najprościej przypiąć komuś nieprzychylną etykietę. To niewiele kosztuje.