Odp dla Pani Ani

 

          Pisze Pan: Kiedy poukładałem sobie wszystkie aspekty życia Jezusa i Jego śmierci, poczułem radość, moja wiara nabrała sensu. Czy mógł by Pan coś więcej napisać na ten temat. Jakie były Pana wnioski.

          Dla mnie jedno jest pewne, że Jezus był Synem Bożym, tak jak my wszyscy jesteśmy dziećmi Boga, tylko, że On był oświecony, widział więcej,  ale dlaczego musiał umrzeć na krzyżu?  Przecież kochający i tak miłosierny Bóg nie mógł tego wymagać od swojego syna. Grzechy Bóg odpuściłby nam bez cierpienia Jezusa, a drogę krzyżową każdy ma własną i każdy musi ją przejść sam.

  

Pani Aniu!

          Bardzo dobrze jest pisać o swoich przemyśleniach. To niezwykłe, ale często natchnienie samo dyktuje odpowiedzi. Tak jest w tym przypadku. Zadając mi pytania, sama Pani sobie odpowiedziała. Kiedy byłem na początku swojej drogi pisarskiej, byłem zaskoczony słowami ks. prof. Józefa Kudasiewicza: Panie Pawle, niech pan pisze, niech pan pisze.     

          Ja mogę jedynie coś nie co dopowiedzieć, choć już pisałem o tym na tym portalu. Kiedy odkrywa się coś, co powoduje zrozumienie w szerszym znaczeniu, gdy ogarnia się szerszy kontekst i spina się różne wydarzenia biblijne (teologiczne) odczuwa się wielką radość i satysfakcję. Tak było m. innymi w przypadku Jezusa,  Jego roli oraz Trójcy Świętej. Tą radością podzieliłem się na portalu.             

          Jak pisałem, to nie Bóg Ojciec wymagał ofiary Syna, ale Jezus sam ofiarował siebie na zbawienie innych, a Ojciec tę Ofiarę przyjął. Swoją postawą nie tylko pokazał swoją bezgraniczną  miłość, ale ukazał też wielkość człowieka. Jeżeli człowieka stać na taki dar, to znaczy, że jest wielki i może być dziedzicem Boga.

          Jezus, który kiedyś był dla mnie postacią wątpliwą, obecnie jest klamrą spinającą. Zrozumiałem, że jest On konieczny dla zrozumienia całego zamysłu Boga.

          Pani Aniu, zachęcam do pisania (nawet tylko dla siebie) niezwykłego pamiętnika własnych przemyśleń duchowych. Proszę być do bólu uczciwy względem własnych myśli. Proszę nikogo się bać. Pamiętnik zawsze można spalić. Będzie Pani sama zaskoczona tym, co Pani odczyta we własnych myślach i sumieniu.  Kiedy człowiek otwiera się na Boga, Duch Święty zalewa nas łaskami i mądrością. Proszę to sprawdzić.

 

Pozdrawiam. Paweł Porębski

Ewangelia według św. Jana

Tytułem Wstępu

 

          Po powrocie czekała na mnie bogata korespondencja i komentarze. Dziękuję wszystkim. Spróbuję sprostać wyznaniom. Szczególnie dziękuję za miłe słowa Pani STAWAL, która zainspirowała mnie do pewnego tematu. Pani Anna Mat też odpiszę.

 

 

Ewangelia według św. Jana

 

          Ewangelia według św. Jana jest albo autorstwa Jana Apostoła, albo któregoś z jego uczniów z tzw. szkoły Jana, bliżej nieznanych. Na ten temat są różne opinie. Dla biblistów Ewangelia Janowa jest zagadką. Kilku komentatorów nie wiąże wcale Ewangelii Jana z Janem Apostołem, a wielu ogranicza tę relację do minimum. Nie są pewni czy Jan Apostoł i Jan Ewangelista to jedna i ta sama osoba. W Ewangelii Jana znajdują się słowa potwierdzające, że Jan, którego Jezus miłował jest autorem czwartej ewangelii: Ten właśnie uczeń daje świadectwo o tych sprawach i on je opisał. A wiemy, że świadectwo jego jest prawdziwe (J 21,24). Werset ten jednak nie jest do końca wiarygodny. Znajduje się już na samym końcu Ewangelii i być może miał służył do autoryzacji tekstu i podniesienia jego rangi. Proceder taki był powszechny w owych czasach.

          Warto spojrzeć na konstrukcję Ewangelii też chłodnym okiem. Rzuca się w oczy jej opracowanie według założonego planu i oczywiście przesłanie. Dostrzega się znaczny wpływ Starego Testamentu, hellenizmu i ówczesnych prądów filozoficznych. Napisana została ok. 60 lat po zmartwychwstaniu Jezusa. Histografia została zniekształcona przez  upływ czasu. Autor nie dba o prawdę historyczną ani chronologię wydarzeń. Zawiera wiele różnic w zestawieniu z Ewangeliami synoptycznymi.  Na przykład powołanie uczniów jest przedstawione zupełnie inaczej niż w ewangeliach synoptycznych. Autor Ewangelii realizuje przygotowany plan ukazania Jezusa jako Syna Bożego w atmosferze symboliki (źródło żywej wody, pokarm niebieski, światłość świata, logos, krzew winny, wino, chleb, Pasterz) i prawd wyższego rzędu.

          W Ewangelii można też dopatrzyć się tekstów, które odłączone od kontekstu mogą być zrozumiałe jako gnostyckie. Autor posługuje się często antytezami typowymi dla tego kierunku (światłość – ciemność, życie – śmierć, ciało – duch, prawda – kłamstwo, doczesność – wieczność, ziemski –niebieski). Jednak koncepcja i cel ewangelii są antygnostyckie.

          Ewangelia św. Jana zwana jest Ewangelią duchową. Zawiera w sobie tekst o wysokiej wartości teologicznej zwłaszcza dla dotychczasowej katechezy katolickiej. Ma też duże walory liturgiczne. Zrozumiana może być jedynie po przeczytaniu jej  od początku do końca.

           Filozoteizm, być może przez formułę alegoryczną i symboliczną tekstu ewangelii nieufnie podchodzi do jej przekazów historiograficznych. Ewangelia Jana nie jest łatwa w odczytaniu prawd teologicznych. Wyraźnie dostrzega się własną koncepcję autora (lub autorów ze szkoły Janowej). Trudno niektóre zdarzenia zweryfikować. Od zmartwychwstania Jezusa do  redakcji tekstu upłynęło sporo czasu i łatwiej było zaszyć w tekst własny obraz religijny. Ewangelia powstała dość późno, ok. 100 roku. Napisana została w języku greckim w Efezie. Jest ona zupełnie inna niż ewangelie synoptyczne.

          Ewangelia Jana jest w pewnym sensie apologią Chrystusa. Autor dostarcza wiele szczegółów, których brak u synoptyków. Nie jest to jednak historia kronikarska, lecz interpretacja teologiczna (opierająca się na faktach historycznych) czynów i słów Jezusa Chrystusa. Wspomina wiele nowych miejscowości, w których On działał: Betania, Kana Galilejska, Sychar, góra Garizim, sadzawka Betesda, studnia Jakubowa, sadzawka Siloe, Efraim i inne. Niejednokrotnie jest bardziej precyzyjny niż synoptycy; dotyczy to zwłaszcza opisu działalności Jana Chrzciciela nad brzegami Jordanu (J 1,19–34; 3,22–36), czasu trwania publicznej działalności Jezusa i ilości związanych z nią świąt i podróży do Jerozolimy. Przez swój język chce wyrazić ludzką i boską tajemnicę Jezusa, który jest Chrystusem, Synem Bożym, objawicielem Ojca i dawcą Życia. Chciał też, najprawdopodobniej przeciwstawić się pewnym odmianom gnozy i doketyzmu, której zwolennicy zaprzeczali istnieniu pierwiastka ludzkiego w Chrystusie i negowali Jego ludzką naturę.

         

 

Wiedzę, którą przekazuję na forum, siłą rzeczy nie jest pełnym opracowaniem tematu, lecz jej wycinkiem. „Nienasyconych”, w pewnym sensie zachęcam do własnych poszukiwań Prawdy, która sama w sobie jest misterium

Mała przerwa w wykładach

 

          Dzisiaj wyjeżdżam na 3 dni. Moi czytelnicy trochę odpoczną od mojego oglądu wiary. Jak wrócę, przedmiotem wykładów będzie Ewangelia św. Jana. Jest ona bardzo ciekawa i intrygująca. Przez Kościół uważana za arcykapłańską, najbardziej duchowa, o wysokich walorach teologicznych.

          Mam nadzieję, że moi czytelnicy zauważyli, że bez żadnych obciążeń i bojaźni, absolutnie wolny wskazuję to, co jest według mnie dobre, a co złe. Piszę bez ogródek. Traktuję Pismo święte za produkt ludzki (pisany pod natchnieniem Bożym). Ile jest w nim przesłania Bożego wykażę w czasie egzegezy. Warto mówić o wszystkim w sposób zwyczajny, bez uniesień i egzaltacji. Emocje należy zachować na czas modlitwy, medytacji i przeżyć duchowych. Modlitwa jest chwilą ładowania duchowych akumulatorów.

          Wykłady mają dawać wiedzę i religijną refleksję. Pragnę dzielić się z Wami moim entuzjazmem wiary pozostając racjonalnym obserwatorem zjawisk i zdarzeń. Czy można pogodzić głęboką wiarę  w Boga, w Jezusa z racjonalnym oglądem rzeczywistości?  Tak, i to właśnie czynię.

          Ktoś zapytał mnie. Czy można godzić rozrywkowy tryb życia, niczego sobie nie odmawiając z nauką Jezusa. Oczywiście. Jezus powiedział: Ja przyszedłem po to, aby [owce] miały życie i miały je w obfitości (J 10,10). Bóg dał człowiekowi wiele, aby cieszył się życiem i czerpał z niej radość. Jezus aprobuje nawet używki jakim jest np. wino. To wytwór ludzki dla ludzkiej przyjemności. Nie jest dobrze, gdy rezygnuje się z uciech, zabaw, tańców, muzyki, dobrego jedzenia, spotkań przyjacielskich, czy rozmów. To wszystko jest ludzkie i człowiekowi potrzebne. Należy jedynie zachować we wszystkim umiar. Czas dany od Boga należy dobrze rozdzielić na pracę, obowiązki, odpoczynek i modlitwę. Komu to się udaje, to gratuluję.

          Przypomnę, że Bóg tak zamierzył, aby religia była wielkim obrazem duchowym. On sam jest inicjatorem i dyskretnym malarzem tego obrazu. Nie narzuca się. Jest jakby w ukryciu. Czasami jest na dalszym planie. Czuwa i kocha. Każdy obraz ma tę właściwość, że może być różnie odczytywany. Każdy może zobaczyć na nim to, co będzie dla niego intrygujące. Nie należy pozbawiać się tej możliwości. Owszem, istnieje potrzeba nauczycielskiego dozoru i depozytu wiary. Uczniami jesteśmy wszyscy. Organ nauczycielski powinien wyjaśniać, podpowiadać i wydobywać z każdego oglądu Prawdę. Prawdą tą powinien się dzielić z innymi. Rozwój religii nie może się zatrzymywać. Nie może być stagnacji. Musi nadążać za zmianami. Zmieniają się środki oglądu. Dzisiaj można zobaczyć głębiej, szerzej i wydobywać podpokłady na pierwszy rzut zakryte.  Religia musi dawać radość, zaciekawiać, inspirować do działania. Bóg genialnie to urządził.

 

Niebo i ziemia przeminą

          Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie przeminą (Łk 21,33). Werset trochę niepokoi. To, że ziemia przeminie jest naukowo uzasadnione, ale niebo?

          Trzeba od razu powiedzieć, że człowiek nie dla samego nieba został powołany, ale do zrealizowania Bożego zamysłu. Plan Boga jest jednak tajemnicą. Pozostaje człowiekowi jedynie zawierzyć, że jest piękny i wspaniały jak każda rzecz, która od Boga pochodzi. Niebo to stan przejściowy. Dla zobrazowania można powiedzieć, że jest miejscem tymczasowym, w którym dusze przysposabiają się do pełnego zjednoczenia się z Bogiem. Bóg potrzebuje dusze czyste. Dlaczego? To jest tajemnica Boga.

           To co można wydedukować, to to, że człowiek musi powrócić do swojej cielesności, bo tak został stworzony. Bez ciała istota ludzka nie jest w pełni człowiekiem. Należy spodziewać się zmartwychwstania w nowym środowisku. I widziałem nowe niebo i nową ziemię; albowiem pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły, i morza już nie ma (Ap 21,1). Zapewne będą tam panować nowe zasady określone przez Stwórcę. Szkoda wysilać wyobraźnię. Teraz człowiek nie jest w stanie tego ogarnąć. Myśl jednak o nowym niebie i ziemi fascynuje. Niepewność będzie zawsze towarzyszyć człowiekowi. Trzeba się z tym pogodzić. Człowiek nie ma na to wpływu.

          Mogę nie mieć racji, ale uważam, że wiedzę, którą człowiek zdobywa za życia, doświadczenie, kulturę, umiejętności, wrażliwość będą procentować w przyszłym życiu. Warto więc nie tracić czasu i już dziś zainwestować w swój rozwój. Może czekają na nas interesujące zajęcia w zależności od wykształcenia i wiedzy? No cóż, można trochę pomarzyć.

          Słowa: Módlcie się, abyście nie ulegli pokusie (Łk 22,40) powinny wzmocnić nas samych. Słowa kierowane do Boga „odbite od sfery niebieskiej” wracają wzmocnione mocą Bożą. W sercu słyszy się własne słowa, które stają się nakazem sumienia. Trzeba więc jeszcze otworzyć się na własne słowa, zaakceptować i  wdrożyć w życie

          Katecheza winna ujawniać mechanizmy życia duchowego. Bóg zawierzył człowiekowi i podniósł go do rangi dziedzica. Czas, aby człowiek, choć w części rozumiał zamysły Boga. Nie miał do Niego ciągłych pretensji, ale przyjął Jego zasady. Zawierzył, że wszystko co od Boga pochodzi jest wielkie, dobre i piękne.

Dzieci w oczach Boga

 

          Dziecko do kilku lat życia nie bardzo rozumie przestrzeń nadprzyrodzoną. Dlaczego więc Jezus powołuje się na wiarę dzieci? Co mają w sobie takiego, że dostają za friko przepustkę do nieba?

          Oczy są zwierciadłem duszy. Do dwóch, trzech lat dzieci są absolutnie niewinne, czyste i niezwykłe. W ich oczach można dostrzec spojrzenie Boga. Występuje tu naturalne przełożenie czystej, nieskalanej duszy na wzrok dziecka. Warto wpatrzeć się w to spojrzenie. Można przeżyć niezwykłe chwile. Wzrok dziecka oczarowuje i wzrusza.

          Dziecko zawierza rodzicom. Ma do nich absolutne zaufanie. Zaufanie jako instrument otrzymują w sposób naturalny od Boga. Jezus mówiąc o dzieciach miał na myśli ich naturalne nieskalane odruchy jako wzorce do naśladowania.

          Słowa Jezusa nie należy odczytywać literalnie. Dorosły człowiek nie może postępować jak dziecko. To byłoby infantylne, naiwne i niemądre. Nie tego chce Jezus. On pragnie, aby człowiek dojrzałą wiarą zawierzył Bogu gorliwością i nieskalaną czystością dziecka.

          Gdy w modlitwie wymawia się pokornie słowa: Pan mój i Bóg mój (J 20,28). Nic więcej nie trzeba mówić. To przykład zawierzenia i oddania się całkowicie Bogu jak dziecko. Bóg chce dla każdego jak najlepiej. Jednak każdy musi sam uporać się ze swoimi przeciwnościami losu.  Boga można prosić, aby człowieka wzmocnił i dał mu siłę w pokonywaniu trudności.

          Trzeba wiedzieć, że modlitwy skierowane do Boga odbijają się od sfer niebieskich i wracają do człowieka i to one wzmacniają i uduchawiają. Trzeba się jednak na nie otworzyć i w nie się wsłuchiwać.  To niezwykłe, wręcz absurdalne wsłuchiwać się we własne słowa modlitwy i czerpać z nich korzyści. Nie do końca absurdalne. Dobre słowa modlitwy, de facto od Boga pochodzą. Zostały odczytane w sumieniu i wypowiedziane jako własne. Sam człowiek nie jest w stanie nic dobrego powiedzieć, gdyby ci to nie było dane z góry (J 19,11). Im modlitwa jest bardziej gorąca, żarliwa, tym większe przynosi korzyści człowiekowi.  To sprzężenie zwrotne jest instrumentem Bożego działania. Może to niektórych niepokoić, ale tak się dzieje. Bóg udostępnia mechanizmy, które nie wszystkie są zrozumiałe dla człowieka. Kto to pojmuje, nie będzie miał pretensji do Boga, że nie interweniuje i nie spełnia natychmiast ludzkich próśb. Bóg jest związany własną naturą, podobnie jak i człowiek. Między nimi jest przepaść. 

          Bóg od samego początku chce dla człowieka dobrze. Nie trzeba Go o to prosić. Modlitwa jest potrzebna nie Bogu, lecz człowiekowi. Ktoś zapyta. To po co nam Bóg, skoro wszystko zależy od człowieka?

          Bóg jest potrzebny, bo wszystko dzieje się w Jego przestrzeni i za Jego przyzwoleniem. Bez Boga nic nie jest możliwe. Wdzięczność Bogu należy okazywać nie tyle modlitwą dziękczynną, ale realizacją Bożych zamysłów i składania świadectwa wiary. Bóg potrzebuje człowieka. Należy wyjść Mu naprzeciw: wszyscy bowiem dla Niego żyją (Łk 20,38).

          Przebogata celebra, kult, modlitwy nie Bogu są potrzebne, ale wiernym. Muszą one jednak przynosić owoce duchowe, aby nie były tylko widowiskiem.

 

 

Odpowiedzialność człowieka

 

          Dotychczasowa katecheza akcentuje Boga jako głównego protagonistę świętej historii. Bóg stworzył świat jakby „scenę” i w niej umieścił człowieka. Człowiek zajmuje miejsce drugorzędne i działa jakby w cieniu Boga. Akcja rozgrywa się na ziemskim padole. Główną rolą człowieka jest droga do zbawienia. „Aktor” powinien dobrze odgrywać swoją rolę, w przeciwnym przypadku  pozbawiony zostanie nagrody, jaką jest zbawienie.

          Filozoteizm nie ujmuje nic z wielkości Boga, ale pragnie umieścić człowieka w „zarządzie” stworzonego theatrum. Protagoras (ok. 480–410 przed Chr.) głosił: człowiek jest miarą wszystkich rzeczy. Człowiek jest u szczytu wszystkich stworzeń tego świata, ponieważ został stworzony na obraz Boga (Rdz 9,6) i łączy w sobie rzeczywistość cielesną z duchową. Liczne są cuda natury, ale pośród nich wszystkich największym cudem jest człowiek (Sofokles 496–406 przed Chr.). Człowiek jest koroną stworzonego kosmosu. Bóg oddał mu we władanie całą przyrodę. Jest istotą bezcenną, powołaną do życia wiecznego, ważniejszą niż cały materialny Wszechświat. Człowiek jest osobą, kimś niepowtarzalnym, przyszłym dziedzicem życia wiecznego: Jego to ustanowił dziedzicem wszystkich rzeczy, przez Niego też stworzył wszechświat (Hbr 1,1–2).  Nie ma człowieka, który by nie był wezwany do czegoś bardzo ważnego. Każdy człowiek ma swój los do wygrania. Zmiana „stanowiska” jaka jemu przysługuje wiąże się ze zwiększoną odpowiedzialnością. Jezus ukazał nie tylko oblicze Boga, ale zaświadczył o wielkości człowieka. Takie ujęcie zwiększa rangę człowieka do roli współtwórcy i współgospodarza. Człowiek musi więc wziąć odpowiedzialność za skutki swojego postępowania. Arsenał broni atomowej jaką stworzył może doprowadzić do samozagłady życia na ziemi. Zanieczyszczenie środowiska może zniszczyć posiadane zasoby terytorialne (przez topnienie lodowców, tsunami, katastrofy pogodowe, itp.) i inne dobra materialne. Niekontrolowane eksperymenty naukowe z dziedziny genetyki  mogą spowodować powstanie nieprawdopodobnych mutacji ludzi, zwierząt i roślin. Ewolucja może zboczyć z naturalnego biegu wydarzeń. W jakieś części już obserwuje się degradację naturalnego środowiska.

           Człowiek powinien cieszyć się swoją wielkością (byt niemal doskonały) daną od Boga, ale musi być odpowiedzialny nie tylko za siebie, ale i za przyszłe pokolenia.

Propozycje filozoteizmu

 

          Dobrze jest uświadomić sobie, że Bóg nie tworzy historii ani jej nie determinuje. On jedynie wyposaża człowieka w stosowne instrumenty poznawcze i egzystencjalne. Umieszcza je w sumieniu i w sercu każdego człowieka. Religia i kult są wytworem czysto ludzkim, tym samym człowiek może wszystko w niej zmienić. Dogmaty są przejawem pewności zdobytej Prawdy absolutnej. Może to być też oznaką pewnej pychy: Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony (Łk 18,14).          

          Filozoteizm proponuje zmianę perspektywy oglądu wiary. Bezsporne jest, że wszystko zawdzięczamy Bogu. On jest Dawcą. Jednak życie na ziemi organizuje sobie człowiek sam według danej przez Boga wolności. Zresztą, na tym Bogu zależało: abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną (Rdz 1,28). Bóg został odczytany przez człowieka. Konsekwencją było narodzenie się religii. Przypisywanie Bogu, że zesłał na ziemię swojego Syna jest karkołomną konstrukcją myślową, zupełnie nietrafioną. Zdroworozsądkowe jest natomiast przyjęcie, że to Jezus otworzył się na Boga i swoim życiem, oddaniem zasłużył na Uwielbienie i Wcielenie Boga w Akcie działającym. Oczywiście Bóg mógł wszystko przewidzieć, ale bez woli człowieka nie byłoby ani proroków, ani Jezusa jako Aktu działającego.

          Bóg uczestniczy w życiu człowieka. Nic bez Niego nie może się wydarzyć. Jednak od człowieka bardzo dużo zależy, bo Bóg go wyróżnił obdarzając go swoją naturą. Podobnie Maryja stała się wielkim Ambasadorem ludzi. Swoją godność wypracowała swoim życiem. Wszyscy, którzy Bogu oddają się bezgranicznie, głoszą Jego istnienie i przymioty są Bogu mili. Dlatego szacunek należy się też innym głosicielom Boga, np. Mahometowi i innym. Bóg nie niszczy i nie likwiduje innych religii. Dlaczego? Bo szanuje wolę ludzką.

          Filozoteizm dowartościowując rolę człowieka ukazuje tym samym wielkość Boga. Kto wie, czy nowa perspektywa nie jest jeszcze piękniejszym oglądem wiary niż przekaz dotychczasowy.         

          Tajemnice Boga są dla człowieka ukryte. Tylko nieliczni potrafią wczuć się w nadprzyrodzoną rzeczywistość. Trudno jest opisać to, co się czuje.

          Co pozostaje? Mieć w sercu Boga i kochać Go miłością na jaką człowieka stać. Jeżeli katecheza katolicka lub inna daje ukojenie i spokój ducha niech zostanie tę jedyną.

Kierunek wiary

 

          Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? (Łk 18,8). Pytanie jest bardzo ciekawe i intrygujące. W jakim kierunku zmierza wiara w Boga na świecie? Nie chcę być złym prorokiem, ale lękam się o przyszłość.

           Dzisiejszy stan religijności na świecie jest w kompletnym chaosie. Nie wypracowano wspólnych płaszczyzn. Wzajemna niechęć i pycha: Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony (Łk 18,8) stworzyły bariery trudne do pokonania. W ramach wyznania obserwować można fundamentalizm, infantylizm, fanatyzm, potem indyferentyzm religijny, następnie agnostycyzm, a na końcu ateizm. Ludziom nie wystarcza już obecna infantylna katecheza, mają w nosie bajeczki i legendy religijne. Chcą zdroworozsądkowego wytłumaczenia wiary, na miarę obecnego stanu wiedzy. Tak, ludzie żądają  dowodów, a przynajmniej zdroworozsądkowego wytłumaczenia. Młodzi odchodzą od Kościoła. Kościoły na Zachodzi pustoszeją (Niemcy, Holandia).

       Bóg jest jeden i jest taki sam w każdej religii. Ekumenizm wielowyznaniowy jest koniecznością na dzisiejsze czasy. Należy oprzeć się na tym co łączy, a nie dzieli. Wspólne celebry są bardzo potrzebne i wskazane. Należy uczyć wzajemnego szacunku i tolerancji do innych wyznań. Wiara w Boga opiera się na tym samym. Wielbić Go można na różne sposoby. Bardzo wiele zależy od Kościoła katolickiego. On rozgrywa karty bo jest organizacyjnie zwarty. Musi trochę odpuścić doktrynalnie, aby zasłużyć na wiarygodność w dobre intencje. Powinien zrewidować dogmaty i zaplecze wiary, bo one blokują dalszy rozwój ekumeniczny. Filozoteizm (wiara-rozumna) wychodzi Kościołowi naprzeciw. Proponuje zdroworozsądkową egzegezę. Niczego nie niszczy. Przedstawia Boga w Jego przymiotach miłości i miłosierdzia. Przez Jezusa ukazuje wielkość człowieka. Dowartościowuje Matkę Bożą. Czego więcej trzeba. Poza tym jest polską myślą teologiczną, która ponoć jest w stagnacji. Kościół katolicki ma okazję być naprawdę religią łączącą. Żeby tylko chciał.

          Być może, na wzór ludu wyprowadzonego z Egiptu, trzeba będzie czekać aż wymrze obecne pokolenie infantylnych, zaszufladkowanych, zdogmatyzowanych biskupów, którzy zasiedzieli się w swoich pałacach (bp. Pieronek) i w nosie mają dalszy los kościoła. Interesują się materialną stroną instytucji kościoła. To wielki wstyd. Może trzeba będzie czekać na nowego, odważnego, mądrego papieża Jana XIII. Może Kościół laicki weźmie sprawy w swoje ręce, albo przyczyni się do koniecznych zmian. Każdy z wiernych ma prawo, a nawet obowiązek troszczyć się o swój Kościół.

          Moim zdaniem Kościół przyszłości będzie wielobarwny. Nie można założyć, że będziemy mieli do czynienia z jednolitością postaw. Jeżeli pełzająca sekularyzacja będzie się nasilać, to możliwe, iż zostanie przekroczony próg wytrzymałości wierzących. Nie jest wykluczony scenariusz irlandzki – wyraźne załamanie autorytetu Kościoła. Ale to proroctwo nie musi się spełnić. Zwłaszcza jeżeli Kościół zadba o to, by nie dawać pretekstów do nasilania się antyklerykalizmu – przekonuje w rozmowie z “Tygodnikiem Powszechnym” ks. prof. Janusz Mariański. Duchowny, który jest kierownikiem Katedry Socjologii Moralności w Instytucie Socjologii KUL przekonuje, że dobrze by było, gdyby Kościół przyjął strategię otwarcia się na wszystkich i ustawicznej ewangelizacji oraz pracy nad reorientacją postaw. Być może dotychczasowy język nie jest najwłaściwszy, być może także argumentacja jest niewystarczająca. Skarży się na to zwłaszcza młodzież – zauważa. Im bardziej Kościół będzie zróżnicowany, otwarty i gościnny, tym większa szansa, że ludzie nie będą od niego odchodzić – dodaje.

Wdzięczność, Królestwo Boże

Wdzięczność

 

          Jezus uzdrowił dziesięciu trędowatych, ale tylko jeden z nich czuł potrzebę podziękowania Mu za cud uzdrowienie (Łk 17,11–18). Jezus był zdziwiony pytając: Czy nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu? (Łk 17,17). Jak widać, nawet Jezus oczekiwał swoistej zapłaty, podziękowania, wdzięczności. Czy to takie ważne?

          Ważne, bo wdzięczność jest oznaką szacunku. Jest uznaniem trudu i okazanej życzliwości. Wszystko opiera się na wzajemności. Na tym polega życie wspólnotowe, społeczne. Ktoś nie musiał, ale zrobił, pomógł, wyręczył, zadał sobie trud, okazał tym samym zainteresowanie, przyjaźń, a nawet miłość. Gest ten nie może ujść bez echa. Czasem wystarczy jedno słowo – dziękuję. 

 

Królestwo Boże

 

          Niektórzy uważają, że królestwo Boże jest gdzieś w niebie. Tymczasem Jezus mówi:  Oto bowiem królestwo Boże pośród was jest  (Łk 17,21). Co miał na myśli?

          Jezus wiedział, że jest przekaźnikiem boskiego stanu Dobra najlepszego, stanu Prawdy. Swoją Osobą utożsamiał Ojca jako Akt działający. Jezusa otaczała aura nadprzyrodzona. W tej przestrzeni działy się cuda. Jezus nawracał, leczył. Królestwo Boże na ziemi jest de facto, nie tylko znakiem królestwa Bożego w niebie. Ono uświadamia, czego należy oczekiwać w niebie – stan radości, spełnienia, poczucia ukojenia, bliskości Boga. Dla żyjących może trudno jest docenić walory królestwa Bożego. Ktoś powie, że to jest nudne. Wraz z miejscem pobytu, zmieni się perspektywa oglądu świata transcendentnego.

Przebaczanie

 

          Dlaczego Jezusowi zależy na przebaczaniu? Jeśli brat twój zawini, upomnij go; i jeśli żałuje, przebacz mu!  I jeśliby siedem razy na dzień zawinił przeciw tobie i siedem razy zwróciłby się do ciebie, mówiąc: “Żałuję tego”, przebacz mu! (Łk 17,3–4).

          Jezus podpowiada, że przebaczanie jest tym, co wyróżnia człowieka od innych istot żywych. Człowiek to wyższa forma istnienia. Przebaczanie wkomponowuje się w miłość na jaką stać tylko Boga i człowieka. Tym samym istnieje podobieństwo między Bogiem a człowiekiem. To odważne stwierdzenie czyni z człowieka byt niemal doskonały. Człowiek ma wolę i ją może wykorzystać, aby przebaczyć, darować. To niezwykłe. Ktoś wyrządza krzywdę, a ten drugi mówi, nic to. Idź, i nie rób tego więcej. Taką moc mają królowie. Człowiek przebaczający jest wielki. Może poniósł jakąś stratę, ale przebaczeniem zyskał o wiele więcej. Nie tylko nagrodę w niebie, ale życzliwość zawinionego, a przede wszystkim własną radość i zadowolenie. Człowiek słaby łatwo upada. Często czyni to, czego nie chce. Słabość jest pewną formą choroby. Przebaczanie jest niezbędne, gdy ktoś ma świadomość swojej słabości. Ten, kto przebacza góruje nad zawinionym. Czy to nie wystarcza? Świadomość, że od człowieka zależy gest przebaczania, już w tym jest nagroda.

          Jeżeli ktoś mówi: nigdy ci tego nie wybaczę ma do tego prawo. Krzywda czasem jest niepojęta, ale zawiniony też często cierpi. Pragnie przebaczenia. Jeżeli okazuje się niechęć przez długi okres czasu i nie reaguje na prośby przebaczenia, to znaczy, że w człowieku tkwi wirus, który jest oznaką choroby. Wirus ten może czynić dalsze szkody na duszy człowieka. Może go nawet zabić.

Bóg dając nam wolną wolę daje nam szanse wznieść się ponad wyrządzone krzywdy. Ofiarowując własne cierpienia i przebaczając, współuczestniczy się w odkupieńczej Ofierze Jezusa. Czy to nie jest wspaniałe?