Dokumenty chrześcijańskie

 

          Choć Jezus sam nie pisał ksiąg, jest w pełni udokumentowaną osobą starożytności: Podstawowe źródła to: Nowy Testament, w tym Ewangelie i Listy, papirusy (Rylandsa P, BodmeraII P, Egertona P) z tekstami z Ewangelii, Pisma Kościoła, apologetów, chrześcijańskich teologów, historyków..

          Proponowane czysto historyczne biografie Jezusa są wzajemnie sprzeczne w ewangeliach, dlatego nie są one dziełami historycznymi. lecz katechezą pierwotnego Kościoła.  

          Jak podają wiadomosci.onet.pl znaleziony ostatnio fragment starożytnego papirusu dowodzi, że Jezus był żonaty z Marią Magdaleną? Tak twierdzą naukowcy. Odkryty kawałek papirusu ma wymiary 8 na 4 cm i zaprzecza wierze wyznawanej przez wieki, że Jezus żył w celibacie. Fragment tekstu na znalezisku zawiera słowa, w których mesjasz zwraca się do wyznawców słowami “moja żona”. Naukowcy twierdzą, że chodzi tutaj o Marię Magdalenę. W tekście Jezus broni Marii Magdaleny przed krytyką. Chrystus mówi: “Ona będzie moim uczniem” i dodaje “Mieszkam z nią”. Dokument poddaje w wątpliwość wielowiekowe oficjalne przedstawienie Marii Magdaleny jako skruszonej prostytutki i zupełnie wywraca chrześcijański ideał abstynencji seksualnej. Fragment rękopisu napisany został w języku używanym przez kościół obrządku koptyjskiego ze starożytnego Egiptu.

          Profesor Karen King z Uniwersytetu Harvarda, która bada papirus stwierdziła, że fragment rzuca wątpliwości “na oparcie celibatu księży o rzekomy celibat Jezusa”. Dodała także, że tekst pierwotnie był prawdopodobnie napisany po grecku, a dopiero potem przetłumaczony na koptyjski.

          Takie przedstawienie Jezusa, jako człowieka o zwykłych ziemskich namiętnościach i potrzebach nie przetrwało w doktrynach Kościoła, który podkreśla celibat i ascezę jako duchowy ideał.

          Źródła odnalezionego fragmentu nie są jeszcze znane. Profesor King otrzymała go od anonimowego kolekcjonera, który znalazł go wśród wielu starożytnych papirusów.

          Interpretacje profesor King oparte są na założeniu, że fragment jest prawdziwy, a to nie jest ostatecznie rozstrzygnięte. Chemiczne testy tuszu nie zostały jeszcze zrobione, dlatego autentyczność rękopisu jest nadal kwestionowana, choć niezależni eksperci potwierdzili ją na podstawie innych badań.

          Za pomocą dialektu i stylu pisma, koloru i faktury papirusu, eksperci ustalili jego wiek na połowę czwartego wieku naszej ery. Pochodzenie umiejscowili w północnym Egipcie.

          Fragment ten pokazuje inny widok na życie Chrystusa. Podobne relacje pochodzą ze znalezionych w 1945 w Nag Hammadi starożytnych manuskryptów. Rękopisy te, w tym Ewangelia Tomasza, Ewangelia Filipa i Sekretne Objawienie Jana, przedstawiają tzw. wersję gnostycką chrześcijaństwa, która różni się znacznie od oficjalnej linii Kościoła.

          Prześladowane i często odcięte od siebie, starożytne wspólnoty chrześcijańskie miały bardzo różne opinie na temat fundamentalnych doktryn dotyczących narodzin Jezusa, życia i śmierci.

          Dopiero z ustanowieniem chrześcijaństwa jako religii państwowej Cesarstwa Rzymskiego, cesarz Konstantyn polecił 300 biskupom, by wydali ostateczną deklarację doktryny chrześcijańskiej.

          To tak zwane Credo Nicejskie potwierdziło model chrześcijańskiej wiary, które jest do dziś obowiązujące (na podstawie dailymail.co.uk/JS).

         

Komentarz

          Kiedy dochodzą podobne informacje, wzbudzają one niepokój u wiernych. Wierzyć, czy nie wierzyć. A jeżeli to prawda? Kościół na bazie ówczesnej wiedzy religijnej opracował swoją doktrynę i zamknął ją w szczelnym kokonie. Odczytał boskość Jezusa z preegzystencji narzucając dalszy kierunek teologiczny. Teraz, kiedy ujawniane są nowe okoliczności historiograficzne powstają problemy jak je wchłon
ąć do istniejącej koncepcji religijnej. Być może egzegeci i teolodzy będą musieli nadbudowywać do wiary jeszcze bardziej karkołomne rozwiązania.

          Filozoteizm nie bardzo przejmuje się podobnymi nowinkami. Dla niego informacje te nie burzą konstrukcji wiary rozumnej. Czy Jezus miał rodzonych braci, czy był żonaty, czy odnaleziono kości Jezusa po Jego śmierci, nie mają większego znaczenia.

          Gdyby podane informacje byłyby prawdziwe, to przyznam się, że nawet bym się ucieszył. Jezus byłby mi jeszcze bardziej bliski, bo ludzki. Tym bardziej podziwiałbym Go, że doszedł do Chwały Ojca. Łatwiej bym rozumiał powołanie żonatego Piotra. Celibat, który, co by nie powiedzieć, jest przeciwny naturze zmieniłby swoje znaczenie do wielkiego daru i poświęcenia. Dziś jest w pewnym sensie przymusem doktrynalnym.

 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.44

 

         Od października 1983 r. rozpocząłem pięcioletnie Studium Teologiczne dla świeckich przy Kurii Diecezjalnej w Kielcach. Zakończył się dyplomem z wynikiem bardzo dobrym, datowanym z dnia 20 czerwca 1989 r.

         Na wiosnę  otrzymałem wezwanie na Komendę Milicji. Poszedłem tam 6 marca zdziwiony i zaintrygowany. Co oni mogą ode mnie chcieć? Gdy wszedłem do pokoju, za biurkiem siedział znajomy „tajemniczy pan”. Poprosił mnie o dowód osobisty. Przedstawił się, że jest z kontrwywiadu. Od razu zagadnął mnie.

 

  Pan chciałby wyjechać za granicę?

 

Byłem czujny. W lot zrozumiałem do czego będzie zmierzać ta rozmowa. Włączyłem wentyl bezpieczeństwa. Pomyślałem. Teraz zaczyna się gra. Paweł trzymaj się. Na pytanie „tajemniczego pana” odpowiedziałem

 

– Wie Pan.  Ja nie bardzo nadaję się na wyjazdy z daleka od

    rodziny. Owszem, moja żona chciałaby, abym wyjechał i

    zarobił, no ale pan wie, jak jest to trudno zrobić.

 

Rozpoczęła się rozmowa, która trwała 4 godziny. Miałem ten komfort, że właściwie nie musiałem nic ukrywać. Udawałem, że jestem na luzie, jednak wypaliłem przez te 4 godziny przesłuchania całą paczkę Caro. Pan z kontrwywiadu zapytał mnie

 

  Jaka jest możliwość współpracy?

 

Był to moment zwrotny. Teraz urząd coś chciał ode mnie. Postanowiłem to wykorzystać. Chciałem wyrwać od przesłuchującego jak najwięcej informacji na temat czteroletniej inwigilacji. Odpowiedziałem wymijająco, nie chcąc go na razie zrażać. Pan złapał przynętę. Chcąc mnie pozyskać, zaczął otwierać się przede mną. Dowiedziałem się, że czytano moje listy z zagranicy, podsłuchiwali rozmowy telefoniczne itp. Początkowo uważano mnie za szpiega obcego wywiadu. Intrygowała ich ogromna ilość listów jakie posyłałem w świat w stanie wojennym. Wiele listów przychodziło też do mnie z różnych krajów. Aby nie wyczuł mojej gry i sztucznej uległości, od czasu do czasu, kontrowałem go. Udawałem przy tym, że jestem już prawie jego kolegą po fachu. Rozmowa była z pewnością nagrywana. Kto by te nagranie przesłuchiwał, miałby wrażenie, że spotkało się na rozmowie dwóch dobrych znajomych. W czasie rozmowy popełniał błędy. Skrzętnie zapamiętywałem je w pamięci. Nie wszystkie jego informacje wywiadowcze były rzetelne. Podważałem je z uśmiechem. W którymś momencie powiedział mi.

 

  Panie Pawle, jak ja Pana znam.

– To, że pan mnie zna, to całkiem naturalne, w końcu to  

    pańska praca, ale że ja znam  pana  numery rejestracyjne  

    samochodu, to chyba pana zdziwi!

    

Był zaskoczony tą informacją. W innym momencie powiedział mi.

 

   No, jeszcze o jednej znajomości mi pan nie powiedział.

 

Zrobiłem zdziwioną minę, nie bardzo rozumiejąc pytanie.

 

  No, no z Krakowa.

  Ja jestem krakusem, wiec znajomości miałem wiele.

 

Ponieważ wyczułem, o co mu chodzi kontynuowałem.

 

  Chyba, że chodzi o kardynała Duval z Algierii.

  No właśnie.

  Popełnił pan wielki błąd. Puściłem taką plotkę o spotkaniu z

   kardynałem Duval do dwóch czy trzech znanych mi osób.  

   Czy zdaje  sobie pan sprawę, że łatwo mi teraz namierzyć,   

   kto z wami współpracuje!

 

Wielokrotnie, gdy wbijałem mu jakąś szpilę, nerwowo poruszał się na stołku. Zauważyłem również odruch ręki, jakby chciała coś wyłączać.

         Faktycznie z kardynałem Duval korespondowałem w czasie stanu wojennego. Koperty jego listów były oznakowane Arcybiskupstwem algierskim. Wyobrażam sobie jak się tym listom przyglądała służba wywiadowcza. Szukali kodów tajemnych i szyfrów.

 

„Tajemniczy pan” zapytał.

 

  Niech mi pan powie, dlaczego kardynał Duval pisze właśnie 

    do pana, zwykłego człowieka, a  nie do biskupa kieleckiego 

    Ordynariusza Stanisława Szymeckiego?

 

Tajemniczo i z uśmiechem wzruszyłem ramionami. Podobnych pytań miałem wiele. Ripostowałem je skutecznie. Powiedziałem mu też, że od pewnego czasu prowadzę własne dochodzenie w służbach wewnętrznym. Na takie słowa reagował bardzo nerwowo. Powiedziałem mu również, jaki popełnił błąd wychodząc z gabinetu dyrektora Etobu bez słowa.

 

– Panie Pawle jest pan bardzo spostrzegawczy i bystry. Takich ludzi nam potrzeba.

 

Powoli zaczął nalegać, abym określił się w sprawie współpracy. Powiedziałem mu.

 

– Wie Pan. To pańska praca. Ma pan na pewno sukcesy. A ze

   mnie pan chce zrobić  zwykłego donosiciela. Co innego,

   gdyby pan mi zaproponował przywiezienie jakich tajemnic   

   czy nowinek technicznych, to może by mnie to  zainteresowało.

  Wszystko pomalutku. Najpierw południe Francji na

    winobranie. Potem Algieria i rozszyfrowanie kardynała

    Duval. Jest on tajemniczym przyjacielem Polski. Dobrze  

    też mieć pod kontrolą pańskiego brata.

 

Na te słowa ścisnęła mi się wątroba. Pomyślałem, ty durniu, własnego brata miałbym szpiegować? Częściowo cel osiągnąłem. Otrzymałem odpowiedzi na szukane pytania. Teraz trzeba było się z tego wycofać, ale jak to zrobić? Powiedział mi zbyt wiele. Sytuacja stawała się bardzo dla mnie nie komfortowa. „Tajemniczy pan” był pewien, że mnie kupił. Wzniosłem mego ducha do Boga i powiedziałem słowami duszy.

 

– Boże pomóż mi, bo się z tego sam nie wyplątam. 

 

Wierzę, że pomoc nadeszła. Powiedziałem do niego.

 

   No dobrze, to jak to kończymy?

   Podpisze pan oświadczenie.

   Jak ma ono wyglądać?

 

Powiedział mi w kilku słowach treść oświadczenia. Ja, mając biegłość w pisaniu pism urzędowych poprawiłem go bez większego zastanowienia.

 

   No i na górze oświadczenia Kielce z dzisiejszą datą?

   Nie tego pan nie może zrobić.

   Dlaczego?

   Tego nie mogę powiedzieć.

 

Byłem uratowany. Dał mi, za sprawą Bożą, punkt odpicia się. Powiedziałem.

 

  Proszę pana, tak miło sobie gwarzymy. Nabieramy

   wzajemnego zaufania, a pan chce mi wykręcić jakiś     

    numer. Ja jestem człowiekiem poważnym. Mam teraz      

    wątpliwości,
co do waszych intencji. Muszę to przemyśleć.

  Ile potrzebuje pan czasu.

  Miesiąc.

  To niemożliwe. Wszystko jest przygotowane i 

     zorganizowane. Niedługo ma pan lecieć do Francji.    

  No to dwa tygodnie

  Za długo.

 

Była środa, powiedziałem.

 

   No dobrze, w sobotę.

   Będę czekał na parkingu o godzinie dziewiątej.

   Dobrze.

 

Wyszedłem skołowany i półprzytomny. Wróciłem do domu. Nie spałem całą noc. Nad ranem napisałem odręczny list do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych  płk. Sikory w Kielcach:

 

Oto treść mojego listu:

 

         Ze  względu  na  domniemaną  pilność  sprawy przekazuję  pisemnie treść mojej decyzji współpracy z MSW z działem „K”.  Po przeprowadzonej rozmowie z panem „KIW-xxxx” [tu wpisałem numer rejestracyjny] w dniu 1985.03.06 oraz gruntownym przemyśleniu sprawy informuję, że nie wyrażam zgody na współpracę.

Motywacja:

Całościowo ujmując sprawę uważam, że jest to typowy szantaż MSW względem obywatela. Metoda stara, ale nie zawsze skuteczna. Brak pewności właściwej konspiracji, bezpieczeństwa. Tezę tę opieram na przeprowadzonej rozmowie oraz na 4 letniej „obserwacji” sposobu pracy Waszych służb. Już od 1982 r. wiedziałem, że jestem inwigilowany oraz, że dojdzie do przekazanej mi propozycji […].    Dwukrotnie próbowano nawiązać ze mną kontakt, ale w sposób tak nieudolny, że godził od w dobre  imię Ministerstwa. Inwigilacja mojej osoby prowadzona była tak nieudolnie, że znałem nawet numer samochodu pana, który prowadził ten temat. Brak pewności bezpieczeństwa ze względu na metody  pracy, brak kompetencji oraz dobór niewłaściwych osób.    Podczas inwigilacji mojej osoby niezbyt rzetelnie zbierano informacje, a błędem było posługiwanie się nimi  jako argumentu w czasie spotkania.

Przykłady:

Informacja o rzekomym wysprzedawaniu z domu przedmiotów jest całkowitą bzdurą, chyba, że zaliczy się do tego: encyklopedię  fizyki, starą pralkę za  300 zł i inne drobne przedmioty.

Informacja o skupywaniu obcej waluty była fałszywa. Nie miałem takiej potrzeby ze względu na otrzymane pieniądze od teścia […].   

Fałszywa jest informacja o nawiązaniu w Krakowie kontaktu z Prymasem Algierii p. Duval. Kontakt był i jest wyłącznie listowny, a traktuję to jako przemiłą moją przygodę.

Brak znajomości przepisów prawa. Wolno wywozić za granicę książki, które są w wolnej sprzedaży.

Rozmowa w dniu 1985.03.06, choć przyznaję była miła i rzeczowa, wzbudziła we mnie brak zaufania oraz podejrzenie nieczystej gry, w tym:

Zakaz pisania daty na deklaracji współpracy.         

Kategoryczne nie przyjęcie mojej propozycji, która miała dać możność sprawdzenia wzajemnego zaufania.

Zbyt silne naleganie na natychmiastowe złożenie deklaracji.

Jednoznaczne uwarunkowanie otrzymania paszportu od podpisania deklaracji.

          Wyrażam protest i głęboki żal do Waszych służb za czteroletnią inwigilacją, za nękanie psychiczne, za skażenie mojego środowiska, miejsce pracy. Znam swoje obowiązki, ale i prawa. Dalej będę się domagał tego, co gwarantuje mi Konstytucja PRL.

                  

                   

                                         /podpis dość czytelny/

 

Dokumenty niechrześcijańskie

 

          Warto poznać dokumenty niechrześcijańskie, które mówią o religii chrześcijańskiej.

 

Źródła egipskie (niepewne)

          Jak podają różne źródła, w świątyni Luxor w Egipcie odkryto obrazy, pochodzące z 3600 r. przed Chr. mające charakter proroctwa mesjańskiego. Problem w tym, że niektórzy, nieprzychylni wierze chrześcijańskiej, tłumaczą hieroglify jako opis narodzin boga egipskiego – Horusa.  Mitologicznego Horusa z roku 3000 (notabene było ich wielu) przeciwstawiają historycznemu Jezusowi, sugerując, że to chrześcijanie skopiowali proroctwo dla swoich potrzeb. Wersji jest wiele. Szkoda, że nie znalazłem naukowej wykładni archeologów, którzy odczytywali prawdopodobny zapis hieroglificzny. Jedno mogę powiedzieć, że gdyby taki zapis proroczy był faktem, to moim zdaniem, byłoby to najstarsze pozabiblijne proroctwo mesjańskie. Mitologia Horusa jest rzeczą wtórną, mnie interesują źródła. To, co obecnie jest pokazywane w filmie Zeitgeist jest stekiem niedorzeczności. Film wnioskuje: Jezus Chrystus nigdy nie istniał i jest jedynie kontynuacją starożytnych wierzeń. Podaje on swoją interpretację w formie wykładni. Horus urodził się z dziewicy. Wychował go Seb albo Seph. Jego przyjście na świat zwiastowały trzy gwiazdy. Horus został ochrzczony w wieku 30-lat przez Anup Baptiste w rzece. Horus wykonał cudy jak uzdrawianie chorych i chodzenie po wodzie. Horus został zakopany i został wskrzeszony w mieście Anu. Został uśmiercony w towarzystwie 2 złodziei. Po trzech dniach zmartwychwstał co zostało ogłoszone przez 3 kobiety. Horus nadano tytuł KRST, który znaczy “namaszczonego olejkami”. W filmie mówi się, że Horus został ukrzyżowany. Ukrzyżowanie pochodzi od Rzymian i stosowano tę okrutną śmierć 2500 lat później. Horus nie urodził się z dziewicy, bowiem miał ojca Ozyrysa.  Raz mówi się, że Horus był synem, innym razem, że bratem Ozyrysa. Nie chodził po wodzie tylko był do wody wrzucony itd.

 

Józef Flawiusz (37–102) był kapłanem żydowskim. Dosyć szybko przeszedł na stronę rzymską. Opracowywał historię własnego narodu. W dziele Dawne dzieje Izraela (Antiquitates Judaicae) napisał: W tym czasie [za prokuratura Judei, Piłata – P.P.] żył Jezus, człowiek mądry, jeżeli w ogóle można go nazwać człowiekiem. Czynił bowiem rzeczy niezwykłe i był nauczycielem ludzi, którzy z radością przyjmowali prawdę. Poszło za nim wielu Żydów, jako też pogan. On to był Chrystusem [Mesjaszem – P.P.]. A gdy wskutek doniesienia najznakomitszych u nas mężów Piłat zasądził go na śmierć krzyżową, jego dawni wyznawcy nie przestali go miłować. Albowiem trzeciego dnia ukazał się im znów jako żywy, jak to o nim oraz wiele innych zdumiewających rzeczy przepowiadali boscy prorocy. I odtąd aż po dzień dzisiejszy istnieje społeczność chrześcijan, którzy od niego otrzymali tę nazwę (Antiquitates Judaicae XVIII, 3,3, tł. J. Radożycki).  Tekst ten uległ prawdopodobnie pewnemu retuszowi, ale sens został zachowany, np. W owym czasie pojawił się przywódca nowego powstania, pewien Jezus, człowiek – szarlatan…. Niestety, jego opisy są tendencyjne, nie pozbawione fikcyjnych dodatków literackich i często krzywdzące własny naród. Fragmenty o Janie Chrzcicielu i Jakubie nie budzą wątpliwości. Natomiast informacje o Jezusie są niepewne. Prawdopodobnie są one dopiskiem jakiegoś kopisty chrześcijańskiego z okresu III lub IV wieku. Być może wiedza samego kopisty stanowi tu większą wartość historyczną.

 

Brak wzmianki o chrześcijaństwie  u takich autorów historycznych jak Filona Aleksandryńskiego (zm. 50 n.e.), Justyna z Tyberiady (zm. W 101  n.e.) autora Historii wojny żydowskiej i Kroniki królów żydowskich.

 

Tacyt (II w.) w swoich Annales (Rocznikach) z lat 98–117 podał:  Aby stłumić rozgłośne wieści [że Neron podpalił Rzym – P.P.], Neron podsunął winnych i na najbardziej wyszukane kaźnie skazał tych, których znienawidzono z powodu ich zbrodni, a których lud nazwał chrześcijanami. Początek tej nazwie dał Chrystus, który za panowania Tyberiusza skazany był na śmierć przez prokuratora Poncjusza Piłata (Annales XV, 44).

          Wielu badaczy uważa ten tekst za późniejszą wstawkę kopisty chrześcijańskiego. Pogardliwy ton tekstu wskazywałby za jego autentycznością.

 

          Wielu badaczy uważa ten tekst za późniejszą wstawkę kopisty chrześcijańskiego. Pogardliwy ton tekstu wskazywałby za jego autentycznością.

 

Pliniusz Młodszy (62–114). Był protektorem w Bitynii za Trajana w latach 111–113). W jednym ze swoich sprawozdań do cesarza napisał o traktowaniu chrześcijan za ich upór i zawziętość. Pyta więc: co ma czynić z chrześcijanami, których kazano prześladować: mieli zwyczaj zbierać się i na przemian śpiewać hymn Chrystusowi jakoby Bogu (Epistula X, 96).

 

Swetoniusz (ok. 70–130) historyk napisał ok. 120 roku w De vita caesarum, że za czasów cesarza Klaudiusza (41–54) Żydzi zostali wypędzeni z Rzymu, gdyż podburzani przez Chrestosa powodowali zamieszki. W innym dokumencie podaje również, że za czasów Nerona: zostali poddani torturom chrześcijanie, ludzie wyznający nową i zbrodniczą wiarę. Trudno ustalić o jakim Chrestosie jest mowa. Niepewność tekstu przemawia za jego autentycznością.

 

Lukianos, Żyd z Samosat (ok. 120–180), w swym dziele O śmierci Peregrynusa (Demorte peregrini) nazywa Chrystusa sofistą, magiem, prawodawcą chrześcijan i wspomina o jego ukrzyżowaniu, a chrześcijan wyszydza za ich miłość braterską, pogardę śmierci oraz „niezwykły zabobon”.

 

Drogą pośrednią[1] wiadomo, że o chrześcijanach pisał Celsjusz. (178).

 

W pismach rabinackich jest kilka wzmianek o Jezusie i chrześcijanach, np. Jezus czynił cuda, zwodził lud, wyśmiewał wypowiedzi mędrców. Został ukrzyżowany w przeddzień Paschy jako heretyk i zwodziciel (Sanh 43a).

We fragmentach aramejskiego dzieła żydowskiego Toledoth Jeszu (Historia Jezusa) z VI w. znajdziemy informację, że Jezus miałby być nieślubnym dzieckiem Marii, z zawodu fryzjerki i Józefa Papposa (lub żołnierza rzymskiego Pandara (lub Pantera)). Dzieło to jest oczywiście pamfletem antychrześcijańskim z II wieku. Oprócz wymienionych, jest wiele źródeł pośrednich jak np. apokryfy.

 

          Materiały te mają znikomą wartość historyczną, ze względu na wrogie nastawienie do chrześcijan.

 

Koran z VII w., mówi o Jezusie, Synu Maryi Dziewicy (ok. 40 razy) i ma Go za postać całkowicie historyczną.

 

       

Wspomnienia biograficzne  cz.43

     

          W któreś gazecie przeczytałem o pośle Edmundzie Osmańczyku jak dzielnie walczył w sejmie w jakieś sprawie. Był on jeden z nielicznych posłów, który próbował sprzeciwiać się komunie. Napisałem do niego list z podziękowaniem za jego postawę. Dostałem od niego pisemne podziękowanie. Wewnętrznie miałem potrzebę nazywania dobra „dobrem”, a zło „złem”. Uważam nawet, że jest to obowiązek każdego człowieka.

          Ukończyłem kurs projektowania systemów epd i programowania II i III stopnia organizowany przez NOT w Kielcach.

          W 1984 r. Nawiązałem korespondencję z Kardynałem Kardynał Léon-Etienne Duval z Algierii. Był on kardynałem-prezbiterem S. Balbina; arcybiskupem Algieru; przewodniczącym Konferencji Episkopatu Afryki Północnej. Brał udział w Konklawe, które odbyło się w październiku 1978 roku. Przysłał mi nawet swoje zdjęcie. Oprócz listów, swojego zdjęcia przesłał mi również poświęcone obrazki Notre-Dame afrykańskie. Utrzymywałem z nim kontakt pisemny do roku 1989 roku.

          Zdałem pomyślnie egzamin z języka francuskiego w Miastoprojekcie-Budopol w Warszawie w związku z przygotowywanym wyjazdem do Algierii i Libii. Na kontrakt niestety nie pojechałem. Byłem blokowany przez SB.     

   
      
Ukończyłem kurs: Kalkulacja indywidualna w budownictwie organizowany przez ORGBUD w Warszawie.

          W sierpniu postanowiłem sprawdzić, czy dostanę paszport, czy nie. Zapisałem się na wycieczkę do Turcji w SBP „Turysta” w Kielcach. Gdy zbliżał się okres wyjazdu, kilka dni wcześniej, wyjechałem z rodziną na wakacje (jak się okaże ostatnie z rodziną). Gdy wróciłem z wczasów, poszedłem do Turysty, aby zorientować się w sytuacji. Po przedstawieniu się, pani powiedziała.

 

  O właśnie, gdzie się pan podziewał? Nie mogliśmy się z 

     panem skontaktować, aby powiedzieć, że nie otrzymał

     pan paszportu.

   A dlaczego go nie otrzymałem?

     My nie możemy panu powiedzieć. Proszę zapytać w    

     Wojewódzkim Urzędzie Spraw Wewnętrznych.

 

          29 września napisałem pismo do WUSW w Kielcach z prośbą o podanie uzasadnienia nie wydania paszportu. 6 października otrzymałem odpowiedź. W związku z podaniem z dnia 21.09.1984 r. uprzejmie informuję, że decyzja odmowna z dnia 14.07.br. wraz z uzasadnieniem znajduje się w SBP „Turysta” w Kielcach. Poszedłem z tym pismem do Turysty i poprosiłem o odpis odmownej decyzji  WUSW. W treści napisali: Ważne względy społeczne, bowiem obywatel składając  fałszywe informacje organom paszportowym w przedmiotowym kwestionariuszu w związku z ubieganiem się o zezwolenie na wyjazd za granicę godził w prawidłowość prowadzonego postępowania paszportowego. Uzasadnienie zaskoczyło mnie. O jakie fałszywe informacje tu chodziło? Poszedłem na Komendę Milicji, zaanonsowałem się w sprawie. Pan początkowo grzecznie zapytał o co chodzi i poprosił, abym zaczekał. Gdy wrócił po 20 minutach był zupełnie innym człowiekiem.

 

– No obywatelu, podaliście fałszywe informacje

   na kwestionariuszu paszportowym,  a to jest przestępstwo.

– Jakie fałszywe informacje?

– Nie napisaliście, że otrzymaliście odmowę paszportu.

– Przepraszam, a kiedy ja otrzymałem odmowę?

– No jak staraliście się wyjechać na kontrakt z Exbudu.

– Czy pan wie, że Exbud nie miał prawa informować mnie

   o odmowie. Tę informację słyszę pierwszy raz od pana.

 

Był to mały blef z mojej strony, bo prywatnymi kanałami wiedziałem już, jaka była prawdziwa przyczyna odmowy wyjazdu na kontrakt – odmowa paszportu.

 



[1] Treść można odczytać w replice Orygenesa Contra Celsum.

Sama nauka prowadzi do niewiary

 

          Gdyby uśpić  w sobie uczucia religijne i studiować wiedzę historyczną na temat narodzin religii, to można by dojść do przekonania, że jest ona produktem wyłącznie kulturo-twórczym. Wielość religii potwierdzałaby, że są one produktami czysto ludzkimi. Ze względu na ilość, żadna nie dawałaby stu procentowej pewności i gwarancji, że jest tą jedyną, prawdziwą. Owszem, człowiek dostrzegałby walory religii pod wieloma względami, ale byłaby to tylko wiedza. Na tym poziomie poznania można zupełnie odejść od wiary. Patrząc na nią z boku, bez emocji i zaangażowania jawi się ona jako pewne ludzkie dziwactwo. Np. kiwanie się Żydów podczas modlitw jest odbierane przez inne religii jako coś śmiesznego. Wiara chrześcijańska ma w sobie tyle niedorzeczności, że nie jeden ateista pod nosem się uśmiecha i patrzy na chrześcijan z pobłażliwością, z wyższością, a nawet z pogardą. Nie jeden myśli, że też się chce chrześcijanom bełkotać w kółko zdrowaśki.

          Gdyby nie przekonanie (a to już coś więcej niż wiara), że Bóg istnieje, to pewnie i ja bym wpadł w ogląd racjonalno-ateistyczny. Wiara daje niesamowitego kopa do weryfikacji wiedzy. Im silniejsza, tym daje większe bodźce do adaptacji wiedzy religijnej. Oczywiście pytania pojawiają się ciągle. Dlaczego Bóg dopuścił do takich rozterek? I tu dotykamy tajemnicy Boga. W tym chaosie informacyjnym musi tkwić jakaś wyższa racja. Ludzie wierzący muszą czuć się ciągle niedowartościowani. Muszą ciągle poszukiwać Boga. Muszą borykać się z ciągłymi wątpliwościami w wierze. Coś w tym jest. Jeżeli od Boga pochodzi ta myśl – zaufajmy, że tak być powinno.

 

         

Wspomnienia biograficzne  cz.42

 

          Pracując w Etobie zauważyłem dziwne zdarzenia jakie zaczęły się dziać wokół mojej osoby. Pewnego razu będąc u dyrektora otworzyły się drzwi do gabinetu. Jakiś jegomość wszedł zdecydowanym krokiem. Odwróciłem głowę i spojrzałem na niego. Nasze oczy spotkały się. W tym samym momencie wyszedł, nie mówiąc ani słowa. Jego zachowanie było dziwne. Gdyby powiedział przepraszam, zaczekam, skasowałbym go z pamięci. Przez jego dziwne zachowanie zapamiętałem go. Któregoś dnia jadąc samochodem, zobaczyłem zastawę, którą kierował ów dziwny pan. Spojrzałem na numery rejestracyjne i je umieściłem w pamięci. Dochodziły mnie słuchy, że sąsiedzi i znajomi byli wypytywani przez pewnych ludzi, o mnie i moją rodzinę. Kiedyś nad ranem, gdy wyjrzałem przez okno, zobaczyłem mężczyznę, który obserwował moje okna. Co jest grane?

          Razem z Krysią dogadaliśmy się z pewną sklepową, że możemy dostarczać jej jabłeczniki. Przez pół roku Krysia piekła średnio po 4 jabłeczniki dziennie. Przed świętami Bożego Narodzenia upiekła ich nawet dziesięć. Do moich obowiązków należało kupowanie i obieranie jabłek. Przed piątą rano zanosiłem ukradkiem paczki z  jabłecznikami do sklepu. Sąsiedzi mówili mi:

 

– Ależ ta twoja Krysia cię kocha. Bez przerwy piecze ci  ciasta.

 

          Któregoś dnia poszedłem do sklepu z warzywami i poprosiłem o 6 kg jabłek. Młodsza ekspedientka spytała zdziwiona.

 

  Po co panu tyle jabłek?

 

Nim zdążyłem odpowiedzieć, starsza ekspedientka zrugała młodszą.

 

  Co cię to obchodzi głupia. Wczoraj pan kupował 16 kg.

 

          Od tej pory ciągle zmieniałem sklepy warzywniczo-owocowe. Powodowało to wydłużenie czasu zakupów. Kiedy skończyliśmy naszą nielegalną działalność gospodarczą, w notesie był zapisany łączny ciężar upieczonych jabłeczników – ponad tona.

Kaodaizm

 

          Człowiek jest z natury istotą religijną. Szukanie Boga ma zakodowane w sobie. Wielość religii na świecie zachęca do tworzenia nowych, własnych. Tak było w przypadku urzędnika Ngo Van Chieu kolonialnej francuskiej administracji w Wietnamie, który w latach 1919–1926 doznawał objawień podczas seansów spirytystycznych.  Podczas jednego z nich w 1926 r. ukazał mu się bóg Cao Dao. Kaodaizm jest religią synkretyczną, łączącą w sobie elementy buddyzmu, chrześcijaństwa, konfucjanizmu, taoizmu, świeckiej filozofii, a w mniejszym stopniu również islamu i judaizmu. System hierarchiczny przypomina ten z Kościoła katolickiego, włącznie z papieżem kadonistą. W kaodaizmie nie obowiązuje celibat, a kapłanami mogą być także kobiety(z wyjątkiem godności kardynała i papieża). Centrum kaodaizmu znajduje się w Tay Ninh koło Sajgonu. Niektórzy oceniają, że religia liczyła nawet 6 milionów wyznawców.

          W komunistycznym Wietnamie, religia ta została praktycznie zablokowana, Kapłańska hierarchia została rozwiązana. Z tego powodu wielu adeptów Cao Dai emigrowało i są rozrzuceni po całym świecie. Propagują więc swoją religię. W Kalifornii jest około 2 tysięcy wyznawców Cao Dai.

          Na czele głównej gałęzi Kościoła (Tây Ninh) stoi papież (od 1959 vacat), a większość struktury organizacyjnej i część liturgii jest wzorowana na katolicyzmie. Po latach prześladowań Kościół jest obecnie tolerowany przez władze Wietnamu, a jego świątynie i święta przyciągają zachodnich turystów.

          Można postawić pytanie. Jak powinien zachowywać się chrześcijanin wobec nowych religii monoteistycznych? W sercach chrześcijan jest przekonanie, żeby nie powiedzieć pycha, że ich religia jest tą jedyną, zasadną, potwierdzoną ofiarą Jezusa Chrystusa. Być może, że tak jest, tylko Bóg to wie, ale trzeba szanować cudze poglądy i uczucia religijne. Nigdy nie wiadomo, czy w tej, może błędnej, naiwnej nie pojawi się ktoś, kto odczyta ze stanu Prawdy myśl samego Boga.

          Jeżeli Bóg dopuszcza istnienie tak wiele religii, to coś w tym jest. Może chce, abyśmy my chrześcijanie pokazali się jako ludzie tolerancyjni, pobłażliwi i pełni miłości do bliźnich, nawet dla tych co błądzą.

 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.41

 

          Wróciłem do Kielc odrodzony. Nie minęło kilka dni, jak zauważyłem afisz mówiący o przyjmowaniu świeckich na pięcioletnie studia teologiczne organizowane przez Seminarium kieleckie. Poszedłem do mojej parafii przy katedrze i poprosiłem o wymagane pismo od proboszcza. Otrzymałem list zalepiony. Z tym udałem się do dyrektora studiów. Niestety, nie zostałem przyjęty. Dyrektor studium tłumaczył się brakiem miejsc. Prawdopodobnie brali mnie za esbeka. Zanim jednak otrzymałem odpowiedź negatywną, poszedłem na wykład inauguracyjny. Na pierwszym wykładzie wstrząsnęła mną informacja, że teologia wymaga wiary. Jak to? Przecież przychodząc tu, chciałem usłyszeć słowa, które miały mnie dopiero zachęcić do wiary, a tu słyszę, że już muszę być wierzący. Byłem zszokowany. O biedny, jak ja nic nie rozumiałem!

          Chęć studiowania teologii rosła coraz bardziej. Po dwóch latach byłem jednym z pierwszych kandydatów, aby nie dać szansy dyrektorowi studium do odmowy.  Rozpocząłem pięcioletnie studia teologiczne dla świeckich. Zajęcia odbywały się w soboty i trwały pięć do sześciu godzin. Od pierwszego wykładu byłem zafascynowany wiedzą, która była nam przekazywana. Zakupiłem bogatą literaturę teologiczną. Wszystko pochłaniałem całym umysłem i sercem. Przyjąłem zasadę, że wszystko przyjmuję bezkrytycznie, aby wyrobić sobie takie same spojrzenie na wiarę jaką mieli duchowni. Na własne przemyślenia pozostawiłem sobie czas w przyszłości.

Pojęcia które warto znać

 

Teozofia[1]

          Światopogląd religijno-filozoficzny o charakterze panteistycznym głoszony przez Towarzystwo Teozoficzne założone w 1875 roku przez Helenę Bławatską w Nowym Jorku. Teozofia bazuje w znacznej mierze na neoplatonizmie i buddyzmie. Mottem teozofii jest: nie ma religii wyższej niż prawda. Według Bławatskiej, teozofia nie jest religią lecz systemem myślowym możliwym do pogodzenia z niektórymi zorganizowanymi wyznaniami takimi jak buddyzm czy hinduizm. Pod koniec XIX wieku silnie wpłynęła na wolnomularstwo, zwłaszcza loże Le Droit Humain. Ze sprzeciwu wobec teozofii Rudolf Steiner stworzył antropozofię. W uproszczonej wersji idee teozoficzne przeniknęły do masowej świadomości, dając początek ruchom New Age. Termin “teozofia” wywodzi się z greckich wyrazów θεóς “bóg” i σοφία “mądrość”. Według Bławatskiej, oznacza dosłownie mądrość bogów i został po raz pierwszy użyty przez neoplatonika Amoniusza Sakkasa w III wieku po Chr. na oznaczenie wiecznego systemu etyki godzącego wszystkie religie.

 

Antropozofia

          Rudolf Steiner (1861–1925) niemiecki uczony, stworzył doktrynę antropozoiczną (ruch gnostyczny) po odejściu od teozofii głoszonej przez Helenę Bławatską (1831–1891). Ruch gnostyczny oparty na idei rozumienia świata duchowego za pośrednictwem czystej myśli i najwyższych zdolności wiedzy umysłowej. Uważał, że człowiek powinien wyzwolić się od wpływów zewnętrznych tak, aby stać się wolnym. Wyższe ego człowieka, duchowa percepcja duchowa niezależna od zmysłów. Ma mu to pomóc w poznaniu świata nadzmysłowego. Instynktowna świadomość boskiej energii, która przenika cały świat.  R. Steiner założył szkołę nauk duchowych i edukacyjny ruch waldorfski[2], który prowadzi około 100 szkół z dziesiątkami tysięcy uczniów w Europie i Stanach Zjednoczonych. Antropozofia jest próbą budowy świata alternatywnego: alternatywnej medycyny, alternatywnego rolnictwa, nazwanego rolnictwem biodynamicznym. Filozofię należy przekształcić w antropozofię, gdyż nauka powinna dążyć do wiedzy (gnozy), a nie do spekulacji. Antropozofia ma charakter gnozy. Powołuje się na korzenie chrześcijaństwa, ale jest to przykrywka. Tak naprawdę niewiele ma z nią wspólnego. Powołuje się na astrologię, reinkarnację. Głosi poglądy o dwóch Jezusach. Mitologizuje osobę Jezusa Chrystusa i próbuje unieważnić sens dokonanego przez Niego odkupienia. Moim zdaniem to zabawka ludzi, którzy w głębi serca są zwolennikami egzystencjalizmu głoszącego wielkość rozumu ludzkiego ponad wszystkie wartości. Człowiek sam jest sobie Bogiem. Bardziej bowiem umiłowali chwałę ludzką, aniżeli chwałę Bożą (J 12,43). Zdolności (poznawanie świata ponadzmysłowego, znajomość rzeczy natury), w jakie Bóg wyposażył człowieka, antropozofia chce wykorzystywać według własnych koncepcji, w imię (wątpliwej) wolności człowieka. Warto zaznaczyć, że R. Steiner był masonem. Dla chrześcijanina antropozofia jest groźna i niebezpieczna. Człowiek jest gotów zostać bogiem, a zamiast tego często okazuje się bałwanem (Thomas Merton).

 

New Age

          W latach osiemdziesiątych XX wieku powstał kierunek eklektyczny New Age (nowy wiek, nowa epoka) próbujący wytłumaczyć świat poprzez łączenie racjonalizmu z irracjonalizmem. Prowadzi to do zafałszowania lub negacji prawd chrześcijańskiego kreacjonimu, tożsamości osoby ludzkiej i personalistycznego ujęcia duchowej struktury człowieka. Jest mętną mieszanką gnozy, teozofii, panteizmu i irracjonalizmu. W literaturze dotyczącej New Age wymienia się w sposób bardziej lub mniej zasadny nazwiska filozofów nie mających nic wspólnego z duchem ruchu New Age. Ruch ten odwołuje się do astrologii i okultyzmu. Jego ezoteryczna frazeologia (różne filozofie, religia chrześcijańska, religie orientalne) jest w rzeczy samej mętną wizją antropologiczną. Mitologizując osobę Jezusa Chrystusa, ruch ten próbuje unieważnić sens dokonanego przez Niego odkupienia. Zwolennicy New Age uważają, że wkraczamy w całkiem nową epokę (stąd nazwa New Age). Według niektórych, w roku 2012 dobiegnie końca era Ryb (interpretowana między innymi symbolicznie jako epoka chrześcijaństwa) i nastanie era Wodnika. Według niektórych źródeł z kręgu tej kultury, od roku 2012 staniemy się świadkami takich zdarzeń jak np.: III wojna światowa, objawienia obcych cywilizacji na Ziemi, przebiegunowość ziemi czy upadek Kościoła katolickiego Natomiast według innych zwolenników tej kultury, przejście w Nową Erę Duchowości odbędzie się łagodnie i niezauważalnie. Co żegluje pod banderą «New Age», to szalbierstwo, zwykła lipa (Świat Zofii,  Jostein Gaarder). 

          Zwolennicy New Age nie uznają Boga osobowego, lecz tzw. boskość, bezosobową energię, która wszystko i wszystkich przenika. Bóg nie jest Stwórcą ani Opatrznością, nie jest istotą transcendentną, lecz jest  w człowieku energią. To nie jest Bóg Biblii, który objawił się w czasie, nadając historii sens zbawczy. Jezus Chrystus w New Age nie jest Słowem, które stało się ciałem. Taki obraz Boga nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem (ks. Prof. J. Kudasiewicz). Prof. Świeżawski w jednym z wywiadów powiedział, że New Age «jest zagrożeniem większym od komunizmu. Komunizm był mało inteligentny i nieatrakcyjny, a New Age jest zagrożeniem atrakcyjnym».

 

Scjentyzm

          Pogląd filozoficzny z drugiej połowy XIX wieku związany z empiryzmem, pozytywizmem, materializmem, utylitaryzmem głoszący, że tylko poznanie naukowe daje gwarancję poznania prawdziwej wiedzy o rzeczywistości i stanowi warunek pozytywnych zmian życia społecznego nazywamy scjentyzmem. W metodologii pogląd ten uznaje metody nauk matematyczno-przyrodniczych. Nawiązuje do filozofii Kanta. Uważa, że rzeczy same w sobie są niepoznawalne. Scjentyzm zdecydowanie wystąpił przeciwko spekulacjom religijnym, teologicznym i metafizycznym, uznając, że są one całkowicie nieuzasadnione. Odmówił dociekania prawdy o miejscu człowieka w świecie metodami naukowymi. Moralne według scjentystów jest życie w zgodzie z przyrodą, rozwijające możliwości każdego człowieka. Od samego początku sekta scjentologiczna jest przedmiotem wielu kontrowersji, ataków oraz krytyki. Jej przeciwnicy między innymi wyżej wymienione środowiska lekarskie, w dużej mierze Kościół katolicki oraz rządy niektórych państw nazywają sektę bezwzględną organizacją finansową i organizacją prześladującą swoich przeciwników i wykorzystującą członków. Scjentologia to sekta założona w roku 1951 przez pisarza L. Rona Hubbarda. Był on satanistą (Niedziela  nr 39 27.IX.2009 str. 15). Po śmierci Hubbarda organizacją kieruje David Miscavige. On to uczynił z ruchu scjentologicznego prawdziwą organizację do robienia pieniędzy. Krytycy sekty scjentologicznej twierdzą, że wiele jej kontrowersyjnych działań wynika bezpośrednio z nauk R. Hubbarda. Ma ona własny wywiad, który nazywa się OSA (Office of Special Affairs). Zbiera on informacje o ważnych osobistościach: ministrach, sędziach, biskupach. Mogą one być wykorzystane do szantażowania wpływowych ludzi, którzy mogliby przeszkadzać w działalności scjentologów. Działalność organizacji zdelegalizowano całkowicie lub częściowo w niektórych krajach Europy, takich jak Francja, Grecja czy Niemcy.

 

Filozoteizm[3]

          Metoda badawcza: filozofia + dwa aksjomaty: wiara w istnienie Stwórcy oraz Wcielenie Boga w postać człowieczą w Akcie działającym. Próbuje z Objawienia Bożego wydobyć Prawdy historiograficzne. Unika mitów, legend i niepotrzebnych cudów. Posługuje się zdroworozsądkowym podejściem. Próbuje wykazać, że prawda sama w sobie jest najpiękniejsza. Rozdziela prawdy historyczne od mitów, ale nie obala wypracowanego kultu chrześcijańskiego. Uważa, że można modlić się np. do anioła stróża (w domyśle Boga) odrzucając jego bytowe istnienia.

 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.40

 

          Któregoś dnia zauważyłem dwie starsze panie, które roznosiły paczki z kieleckiej Katedry dla biednych rodzin. Pomyślałem, że mogę się przydać i w ten sposób spłacić dług wdzięczności wobec tych, którzy mi pomagali. Do Katedry zostałem wprowadzony bardzo ostrożnie i nieufnie. Po pewnym czasie byłem już ich człowiekiem. Poznałem zakamarki piwnic Katedry. Byłem tą sytuacją usatysfakcjonowany. Niestety, po kilku miesiącach drzwi Katedry zamknęły się przede mną. Siostra zakonna, która organizowała pomoc powiedział mi chłodno.

 

  Dziękujemy za pomoc, dalsza nie jest potrzebna.

 

Dostałem jakby obuchem w głowę. Było dla mnie jasne, że ktoś przestrzegł ją przede mną. Boże, to straszne. Mają mnie za esbeka. Jak się bronić?! Wiedziałem, że raz rzucona tego typu kalumnia będzie znamieniem i ciężarem na lata.

          Trudy życia kierowały mnie w stronę Stwórcy. Często zastanawiałem się nad losem człowieka i sensem życia. Byłem biernym katolikiem. Do kościoła chodziłem okazyjnie. Jednak niepokój w moim sercu rósł. Poszukiwałem w głebi duszy sacrum. W lutym pojechałem do Krakowa, do mojego dawnego katechety ks. Rudolfa Drożdziewicza. Przywitał mnie serdecznie. Zaprosił mnie do małego pokoiku. Przyniósł kawę i pączki. Z pod sutanny wyciągnął papierosy Zefiry, a ja srebrną papierośnicę, też z Zefirami. Powiedziałem mu, że chciałem go zobaczyć, a przy okazji o coś zapytać. Pierwsze pytanie jakie mu zadałem to:

 

  Co to jest grzech?

 

Odpowiedział mi regułką.

 

  No dobrze, a jak się ma mój czyn, taki a taki, wobec tej  definicji?

   

Ja pytałem o różne rzeczy dając własne przykłady z życia. On mi odpowiadał. Po półtorej godzinie powiedziałem do niego.

 

  Czy ksiądz zdaje sobie sprawę, że ja się przed księdzem spowiadam.  

  Nie inaczej to traktuję.

 

Udaliśmy się do Kościoła, klęknąłem przy konfesjonale i powiedziałem.

 

  Więcej grzechów nie pamiętam… .

 

Rozstając się z nim, zapytałem go.

 

  Proszę mi powiedzieć, czy w Kościele nie jest tak jak w książce Faraona Prusa, że kapłani wierzyli w jednego Boga, a ludziom kazali oddawać cześć wielu bóstwom?

  Wszystko jest w Kościele objawione i jest jawne.

 

          Zawstydziłem się tym pytaniem. Jak się okaże po latach, to pytanie nie było całkiem pozbawione sensu. Odkryłem po wielu latach, że Kościół posiada parafialną (katechetyczną) wersje opisu religii, przeznaczoną dla wiernych oraz drugą akademicką przeznaczoną dla naukowców, teologów i wtajemniczonych. Na dobrą sprawę, to każdy dobry naukowiec-teolog przekracza ortodoksję magisterium Kościoła. Jeżeli byłoby inaczej, nie bardzo miałby co robić na uczelni, chyba poza dydaktyką. Być może tak jest, skoro obecnie uważa się, że polski dorobek teologiczny jest mniej niż skromny.



[1] Przepisano z wikipedii.

[2] Do dnia dzisiejszego są prowadzone szkoły waldorfskie, w tym w Polsce.

[3] Neologizm autora wykładu.

Owoce Soboru Watykańskiego II

 

          To, że został zwołany Sobór Watykański II (50 lat temu, 11 października 1962 r.) świadczy nie tyle o istniejącym kryzysie w łonie Kościoła, co potrzeba jego adaptacji do ówczesnego świata. Jan XXIII pragnął zmienić w nim mentalność i obyczaje, nie zrywając z nim ciągłości. Dzisiaj ponownie wraca temat bilansu owoców soboru. Zdania są podzielone. Badania prowadzą Papieski Komitet Badań Historycznych i Uniwersytet Laterański. Są one przeciwwagą  tzw. szkoły bolońskiej z Uniwersytetu w Bolonii prowadzonej przez prof. Giuseppe Alberigo[1]. Profesor był zdania, że sobór zerwał ze swą ciągłością (potrydencką, a nawet pokonstantyńską), natomiast magisterium Kościoła uważa przeciwnie. Pewnie nowe badania rzucą nowe światło na tę sprawę.

          Z punktu widzenia filozoteizmu sobór dokonał tylko częściowego postępu

w wejściu w nowe oblicze rzeczywistości. Wiele spraw nie zostało dokończonych, niektóre zaniechane. Kościół pragnie za wszelka cenę utrzymać ciągłość, nie zauważając, że to właśnie hamuje jego rozwój. Prof. Giuseppe Alberigo bardziej wyrażał pobożne życzenia niż fakty. Po latach nadziei na zmiany, Kościół ponownie usadowił się na pozycjach już sprawdzonych.

          Ciekawe, że opinia szkoły bolońskiej była krytykowana. Przeraża świadomość, jak wielu przedstawicielom Kościoła zależy na ciągłości paradygmatu Kościoła wypracowanego przez dwa tysiące lat. Katolicki historyk Prof. Roberto de Mattei uważa prace szkoły bolońskiej za tendencyjne i nieprawdziwe. Twierdził, że sobór nie osiągnął swojego celu.

          Faktycznie sobór zalecał dialog z innymi wyznaniami. Póki co, efekty są mniej niż skromne. Spotkanie modlitewne wielu wyznań w Asyżu, czy papieska wizyta w synagodze, to dopiero pierwsze sygnały, a gdzie dynamiczny program współdziałania. Kościół nadal pozostał w izolacji do innych religii, a także wyznań chrześcijańskich. Zamiast rzucić wyzwania nowoczesności, ledwie podniósł  głos, który po zakończeniu soboru szybko się osłabiał. Kościół chwali się, że zmienił stanowisko do laikatu. Owszem, na tyle, że nie zostanę spalony, a moje książki nie zostaną zapisane na indeksie. Nadal czuje się ogromną presję światopoglądową[2]. Duch Święty jest wykorzystywany nagminnie dla utrzymania starego stylu Kościoła. Można by rzec, że wrócił dogmat z Soboru Watykańskiego I: poza Kościołem nie ma zbawienia. Sobór nie poruszył takich tematów jak celibat[3], antykoncepcja, kuria Rzymska.

          To co jest wyczuwalne i dobre, to zmiany w liturgii. Celebracja liturgiczna jest komunikatywna i przyjazna dla wiernych. Pamiętam, jak odprawiano mszę, na której kapłan odwrócił się pierwszy raz do wiernych. Pamiętam też niezrozumiałe msze w języku łacińskim.  Kościół umożliwił zawieranie ślubów z osobą wyznającą inne religie chrześcijańskie. Soborowe zmiany pozwoliły na zmianę liturgii do miejscowych zwyczajów i kultury.

          Dla młodego pokolenia Sobór Watykański II jest już tylko ciekawostką historyczną. Pokolenie powojenne żyło nadzieją zmian. Niestety obecny papież Benedykt XVI jest ostrożny w stosunku do jakichkolwiek zmian.   Niedawno zmarły kardynał Carlo Maria Martini był zwolennikiem zwołania kolejnego soboru, za czym i ja, bez przerwy, nawołuję.

          Nie podzielam głosów, że dokonywano prób przejęcia Świętego Kościoła Katolickiego przez wrogie siły żydowsko-masońskie. To prawdopodobnie sztuczne szukanie pretekstów do walki z soborem. Na tej podstawie wielu konserwatystów uważa następnych papieży za heretyków. Krytykują oni desakralizację Najświętszego Sakramentu w Eucharystii poprzez przyjmowanie Komunii świętej na stojąco, lub do ręki.

          Owocem Soboru Watykańskiego II jest opracowany Katechizm Kościoła Katolickiego (11 października 1992 r.). Najlepiej on obrazuje stan wiary i wiedzy religijnej ówczesnego Kościoła. Niestety, pokazuje też, w którym miejscu jest Kościół katolicki. Na tej podstawie należy stwierdzić, że Sobór Watykański II osiągnął apogeum świetności, ale w  starym oglądzie wiary.

 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.39 

 

          W październiku zaprosił mnie dyrektor Etobu Ryszard Klamczyński na rozmowę. Od 11 października przyjął mnie do pracy i szybko awansował na kierownika działu. Zajmowałem się liczeniem kosztorysów, programowanie itp.  Byłem dwukrotnie nagradzany przez Centrum Informatyki Przemysłu Budowlanego w Warszawie.

          Wydaje mi się, że z dyrektorem darzyliśmy się wzajemną sympatią. Ja byłem bezpartyjny, ale jako kierownik działu, któregoś dnia, zostałem zaproszony na szkolenie partyjne. Na spotkanie przyszedł jakiś aktywista partyjny wyższego szczebla. Tematem jego szkolenia były atuty moralności socjalistycznej. Po wygłoszeniu swojego dezyderatu, szkoleniowiec zapytał słuchaczy, czy są jakieś pytania. Pozwoliłem sobie postawić mu pytanie.

 

  Według jakiej miary uważa pan moralność socjalistyczną za najlepszą? Aby coś oceniać trzeba mieć punkt odniesienia względem którego można powiedzieć, że coś jest lepsze lub gorsze. Jaka moralność jest dla pana wzorcem? Brak jego powoduje, że pańska ocena jest subiektywna.

  

           Po moim pytaniu, kilka osób, podchwyciło mój wątek i zarzucili go podobnymi pytaniami. Nasze pytania wprowadziły go w wielkie zakłopotanie. Próbował, ale nic mu nie wychodziło. W końcu oparł się na krzesło, że mało go nie złamał, założył ręce za głowę i powiedział.

 

  Aleście mnie państwo wprowadzili w zaułek.

 

Dyrektor nie miał do mnie żalu za rozwalenie spotkania partyjnego.



[1] Zmarł w 2007 roku.

[2] Siostry zakonne w USA w ostatnich miesiącach zostały brutalnie przywołane do starego porządku Kościoła.

[3] Po ogłoszeniu przez Pawła VI, że nie będzie dyskusji na temat celibatu otrzymał brawa.

Nie do pojęcia[1]

 

          W Symbolu nicejsko-konstantynopolitańskim napisano: Jezus Chrystus, który z Ojca jest zrodzony przed wszystkimi wiekami […] zstąpił z nieba. I za sprawa Ducha Świętego przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem.

          Prawie każde słowo Symbolu domaga się wyjaśnienia. Jak rozumieć: z Ojca jest zrodzony? Czy należy mniemać, że jest w tym sens metaforyczny określający jakąś relację pomiędzy Ojcem a Synem? Jeżeli tak, to jaka była relacja Ojca z Synem przed stworzeniem świata i czy w ogóle była. Czy czasownik zrodzony nie kieruje do zastosowania go do metaforycznego opisu odwiecznych relacji pomiędzy Ojcem a Synem w Trójcy? Przed wszystkimi wiekami mówi o preegzystencji Jezusa, czyli o poglądzie, że Jezus istniał przed poczęciem w łonie Maryi. Czyli już istniał jako duch podmiotowy zanim się narodził. Wiara głosi, że uduchowienie człowieka następuję w chwili poczęcia. Inne poglądy uważano za herezje.  Ewangelia Jana mówi, że był On Słowem Ojca. Jak rozumieć Słowo?  Zstąpił z nieba sugeruje miejsce, co jest sprzeczne z pojęciem nieba jako stanu. Za sprawą Ducha Świętego, czyli jak? Z Maryi Dziewicy sugeruje niezwykłość zjawiska sprzecznego z prawami natury.

          Kiedy stawiane są pytania, najczęściej pada odpowiedź, że dotyka się Bożej tajemnicy. W porządku, ale Symbol nicejsko-konstantynopolitański jest autorstwa ludzkiego. Zarzut o niezrozumiałości należy kierować do jego autorów.   Czyżby ludzie sami sobie zgotowali niestrawną teorię i wykreowali karkołomną konstrukcję teologiczną, którą nikt pojąć nie może? Żadna aparatura logiczna nie jest w stanie wyjaśnić podanych paradoksów. Można postawić pytanie: czemu to, tak naprawdę, ma służyć?

          Karkołomna konstrukcja chrystologiczna wzięła się z Objawienia Chrystusowego. Nie jest ona do zrozumienia. Nasuwa się pytanie, czy przypadkiem źródło Objawienia jest nierzetelne. Dziś wydaje się, że Ewangelia Jana była napisana nie przez Jana Apostoła lecz przez jego uczniów (szkoła Janowa). Przekazuje ona już opracowaną teologię. Nie można do końca ufać, że słowa Jezusa w niej zawarte są dosłowne, przekazują jedynie sens wypowiedzi. Sens może być  ukierunkowany. 

          Niemal literalny odczyt Ewangelii, bezgraniczne zaufanie do tekstów, powoduje konieczność nadbudowy karkołomnych konstrukcji teologicznych, aby to wszystko spiąć ze sobą.

          Autorzy Symbolu mieli trudny orzech do zgryzienia, zaufać rozsądkowi, czy Ewangelii. Wybrali to drugie.  Kościół nie dopuszcza krytycznych ujęć  Nowego Testamentu. Wybrano cztery z wielu i uznali je za kanoniczne, święte i bezdyskusyjne. To był błąd. Kościół szczyci się, że wypracował absolutny szczyt idei Syna Bożego jako zrodzonego Syna, a zarazem Boga samego. Filozoteizm nie podziela tego entuzjazmu.

 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.38

 

          Na Barburkę 1981 r. dostałem dyplom nadania stopnia inżyniera górniczego II stopnia.

          Niepogodzony z zatrzymania na granicy, napisałem pismo do Biura Paszportowego KWMO w Kielcach o zwrot poniesionych kosztów związanymi z opłatami paszportowymi oraz kosztami przejazdu do granicy i z powrotem. Poniżej przedstawiłem ich kalkulację. Rzecz nieprawdopodobna na owe czasy. Koszty paszportowe zostały mi zwrócone! Paszporty jednak zostały zatrzymane.

          Za sprawą Solidarności Śląskiej, któregoś dnia otrzymałem paczkę żywnościową z Paryża od pani Gilberte Beauvois. Uznałem, że trzeba za nią podziękować. Znając, co nie co, francuski, odpisałem i podziękowałem. Francuzi byli moim listem miło zaskoczeni. Zdobyłem nowych przyjaciół. Byłem zasypywany paczkami.

          17 kwietnia 1982 r. mój brat Zbigniew z Jadwigą W. wzięli ślub kościelny w Tarłowie.

          Rozpocząłem starania w Exbudzie kieleckim o wyjazd do prac w Algierii. W tym celu zdałem egzamin z języka francuskiego. 15 lutego następnego roku otrzymałem pismo, w którym napisano: W związku z włączeniem Obywatela do kadry eksportowej przewidzianej do wyjazdu do Algierii, PEBiUT „EXBUD” w Kielcach prosi o dokonanie legalizacji i tłumaczenia dyplomu ukończenia studiów wyższych oraz jak najszybsze załatwienie spraw paszportowych. Wszystko wyglądało na to, że wkrótce wyjadę na kontrakt. Niestety mój wyjazd został zablokowany przez SB.

          Nie mogąc pogodzić się z zatrzymaniem, próbowałem dowiedzieć się, kto i co się za ty kryje. Szukałem i drążyłem. Wiele wskazywało, że ktoś z rodziny. Nie chciałem dopuścić takiej myśli do siebie. W maju doszła do mnie informacja, że prawdopodobnie mój dyrektor zakładu zgłosił w SB, że mam zamiar uciec z kraju. Tego samego dnia, 27 maja, złożyłem wypowiedzenie z pracy. Opinię dostałem taką: Mgr inż. Paweł Porębski był pracownikiem o dużej wiedzy zawodowej z zakresu geofizyki i informatyki. Wszelkie zadania wykonywał dokładnie i starannie w określonym terminie. Pracował rytmicznie i systematycznie. Wykazywał dużo inwencji i aktywności przy opracowywaniu nowych problemów, jest w pełni samodzielny. Był dobrym organizatorem prac, posiadał autorytet u współpracowników i podwładnych. Od lipca, w stanie wojennym, mając dwoje dzieci, zostałem bez pracy.

           Łapałem się różnych prac fizycznych. Jednocześnie rozsyłałem swoje CV do różnych instytucji. W sierpniu, brat, który miał różne możliwości, zaproponował mi pracę pracownika produkcyjnego (pracę fizyczna) w Zakładzie Usług Różnych „Motia”.  Była to firma założona na potrzeby Stronnictwa Demokratycznego. Zbyszek nadzorował tę firmą.  Bezpośredni mój przełożony nie wiedział, że jestem inżynierem. Traktował mnie jak zwykłego pracownika fizycznego. Lepiłem pęknięte baseny epidianem, burzyłem, stawiałem mury i wykonywałem wszelkie jego polecenia.  Kiedyś, będąc na dnie basenu przeciwpożarowego, w którym ubrudzony, powiększałem szczeliny w betonie i lepiłem je śmierdzącym epidianem, usłyszałem z góry wołanie.

 

  Dzień dobry panie profesorze. Co pan tam robi na dole?!



[1] Bartnik Czesław, St., Dogmatyka katolicka, tom 1 Wydaw. KUL, Lublin 1999, s. 165.

 

Bluźnierstwo przeciw Duchowi Świętemu

 

          Trójca Święta to chrześcijański dogmat stwierdzający, że Bóg jest Bogiem Troistym, istniejącym jako trzy Osoby pozostając jednocześnie jednym Bytem. Wszystkie trzy Osoby mają tę samą naturę.

          Byt składa się z podłoża i przypadłości. Jeżeli podłożem jest jedna, ta sama natura, która posiada jedną przypadłość dynamiczną (Akt działający) to mówiąc o trzech osobach boskich należy rozumieć trzy imiona (nazwy) tego samego Boga. Religia jednak przypisuje każdej Osobie (nazwie) trochę inne cechy zachowując tę samą przypadłość w Akcie działającym. Różne cechy Osób boskich suponują istnienie trzech bytów, a to jest niezgodne z definicją Boga: Bóg jest Bogiem Troistym, istniejącym jako trzy Osoby pozostając jednocześnie jednym Bytem. W rozumieniu ludzkim jest tu błąd logiczny. Podobnie jest z definicją światła. Raz się mówi, że jest falą elektromagnetyczną, a raz że strumieniem cząstek zwanymi fotonami. Sprzeczność ta jest akceptowana nie z rachunku logicznego, ale z doświadczenia. To samo światło można rozpatrywać jako korpuskuły, a raz jako fale. Dziś już nikt się tym nie gorszy.

          Pojęcie Trójcy Świętej tak zadomowiło się w wierze, że wypadałoby jego zaakceptować jak naturę korpuskularno-falową światła. Dogmat o Trójcy Świętej jest więc uważany za „centralną prawdę wiary teologii chrześcijańskiej”. Aby uporządkować w umyśle Troistość Boga trzeba znaleźć jakieś sensowne wyjaśnienie. Ciągły zgrzyt logiczny powoduje zawrót głowy i prowadzi do obłędu.

          Jak już pisałem Boga można traktować jako Nie-byt z racji nieznajomości podłoża (natury duchowej), z istniejącą przypadłością dynamiczną w Akcie działającym. W ten sposób przyporządkowuje się Boga do kategorii energii emocjonalnej. Oczywiście znamy tylko skutki Jego działania. Natura energii emocjonalnej (np. Miłość) jest również poza zasięgiem ludzkiego rozumu. Takie rozumienie pozwala wyzwolić się z ontologicznego, a przy tym nielogicznego pojęcia Troistości Boga.

          Ontologiczne podejście sprawia niejednokrotnie wielkie trudności w rozumieniu Trójcy Świętej. Np. w trzech ewangeliach napisano: Każdy grzech i bluźnierstwo będą odpuszczone ludziom, ale bluźnierstwo przeciwko Duchowi nie będzie odpuszczone. Jeżeli ktoś powie słowo przeciw Synowi Człowieczemu, będzie mu odpuszczone, lecz jeśli powie przeciwko Duchowi Świętemu, nie będzie mu odpuszczone ani w tym wieku, ani w przyszłym (Mt 12,31n; por. Mk 3,28n; Łk 12,10).

          Temat ten opisany w trzech ewangeliach pokazuje rangę grzechu. Ewangeliści nazywają bluźnierstwem przeciw Duchowi Świętemu. Cytat z Ewangelii Mateusza szokuje. Obrażanie Jezusa jest wybaczalne, a Ducha Świętego nie! Z tym problemem próbował zmierzyć się św. Tomasz z Akwinu. Jak mówił, grzech ten jest nieodpuszczalny z samej swojej natury, gdyż wyklucza to, czym dokonuje się odpuszczenia grzechów (Summa Th. II-II, q 14, a 3). Jak tłumaczy to nasz papież w encyklice Dominum et Vivificantem bluźnierstwo nie podlega na słownym znieważaniu Ducha Świętego; polega natomiast na odmowie przyjęcia tego zbawienia, jakie Bóg ofiaruje człowiekowi przez Ducha Świętego. Działającego w mocy Chrystusowej ofiary Krzyża.

          Trzeba przyznać, że jest to dość zawiłe. Duch Święty ma moc zbawczą, która  jest zanurzona i zespolona w odkupieńczej mocy Krwi Chrystusa. Krew Chrystusa oczyszcza sumienia z martwych uczynków. Można więc zapytać kto ma moc zbawczą? Jeżeli przyjmie się Ducha Świętego i Jezusa Chrystusa to bluźnierstwo przeciw Duchowi Świętemu jest takie samo grzeszne jak bluźnierstwo przeciw Chrystusowi.

          Przyznają, że nie bardzo mnie przekonywuje egzegeza Tomasza oraz wyjaśnienie Jana Pawła II. W poprzednich wykładach na ten temat uznałem, że przywołana perykopa przedstawiała doraźną sytuację kiedy Jezus był w sporze z faryzeuszami. Nie należy budować teologii na słowach wypowiedzianych w afekcie. Być może trzeba będzie jeszcze powrócić do tego tematu.

 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.37

 

          W Centralnym Ośrodku Informatyki Górnictwa ukończyłem kurs systemu operacyjnego GEORGE 3 dla projektantów i programistów epd.

          Od 2 do 10 czerwca 1979 r. gościł w Polsce, po raz pierwszy, papież Jan Paweł II.  Każdą wolną chwilę poświęcałem na oglądanie telewizji z jego pobytu. Wszystko co mówił było przeze mnie wchłaniane duszą i sercem. Jego wybór, jego kazania wpłynęły na rozbudzenie u mnie tęsknoty za Bogiem i transcendencją.

          Na Barburkę otrzymałem z Zakładu Geologicznego List Pochwalny z podziękowaniem za wydajną pracę.

         W 1980 r. zapisałem się do Związku Zawodowego „Solidarność”. Byłem entuzjastą zmian jakie działy się na moich oczach.

         12 listopada 1980 r. urodził się syn Łukasz. Rok później kupiłem swój pierwszy samochód, małego fiata.

          Nasi sąsiedzi Ania i Jerzy Borszyńscy wyjechali do Austrii.  Z Krystyną prowadziliśmy długie rozmowy o przyszłości. Zastanawialiśmy się jak ułożyć sobie dalsze życie. Mieliśmy już dwoje dzieci. A może wyjechać z kraju i przeczekać ten trudny okres? Mieliśmy kupione prywatne, trzypokojowe mieszkanie, talon na drugi samochód. Musimy zrobić to mądrze. Do Wiednia nie jest daleko. Kilka godzin i możemy być z powrotem. W zakładzie wziąłem urlop zaległy, bieżący i bezpłatny. Z z-cą dyrektora Władysławem Skórskim umówiłem się, że gdybym nie wrócił na czas, to brat doniesie podanie o dalszy urlop bezpłatny. Wszystko robiłem jawnie. Talonu na samochód ani mieszkania nie sprzedałem. Pojedziemy, zobaczymy. Późniejszy zarzut, że chciałem uciec z Polski był całkowicie bezzasadny.

          Rodzina była zaniepokojona naszym pomysłem. Nie wierzyli mi, że chcemy jechać na rekonesans. Sama mama przyznała się kiedyś, że prosiła Zbyszka i Boga, aby wykorzystał swoje wpływy do zatrzymania nas.

          Kiedy w nocy zajechaliśmy maluchem na granicę polsko-czeską w Cieszynie, po pokazaniu paszportów zaczęło się przeszukiwanie całego bagażu, zdejmowanie kół, tapicerki i siedzeń. Krystynie zaglądali i rozrywali podpaski higieniczne. Podenerwowany, zapytałem się żandarmerii, o co chodzi? Mimochodem zdradził mi jeden z nich, że rozkaz przyszedł z Kielc. Przeszukać i zawrócić.

          Do Kielc pędziłem jak szalony. Z rana udałem się na Komendę Milicji. Tam „przemiły pan” zapytał o cel mojej podróży. Powiedziałem szczerze jak było. Sądziłem, że paszporty zostaną nam zwrócone. Niestety nie. Przemiły pan zagadną mnie.

 

  Dlaczego pan nie stara się wyjechać do pracy legalnie np. z

    Exbudu czy z innej firmy?

 

Zapamiętałem te słowa i wkrótce wprowadziłem je w czyn. Zatrzymanie na granicy przeżyłem okropnie. Nie mogłem pogodzić się z faktem decydowania osób trzecich o naszym losie. 6 listopada napisałem do KWMO w Kielcach pismo odwoławcze od decyzji odebrania nam paszportów. Wyjaśniłem w nim prawdziwe okoliczności wyjazdu. Niestety   moja walka o wolność musiała być chwilowo zawieszona. 13 grudnia ogłoszono w Polsce stan wojenny.  Jak większość obywateli bardzo to przeżyłem.

 

Jezus desygnatem zamysłu Bożego

 

          Jezus uosabia w sobie Wielkiego Człowieka, tym samym pokazuje wielkość każdego  z nich. Przez tę samą naturę można wnioskować, że Jezus może być dla każdego wzorem do naśladowania.  Kiedy spogląda się z podziwem i ze strachem na odważnego skoczka spadochronowego, który wyskakuje z samolotu, to można przynajmniej pomyśleć hipotetycznie, że można uczynić podobnie. Jezus został uwielbiony na krzyżu i otrzymał Chwałę Ojca w Akcie działającym. Tym samym pokazał, że każdy może taki dar otrzymać. Pismo święte mówi, że każdy człowiek jest stworzony na podobieństwo Boga.

          Gdyby ktoś, a jest takich wielu, zmienił tytuł na:  Jezus desygnatem zamysłu ludzkiego również nie popełniłby błędu, bowiem każda dobra myśl (Prawda Boża) od samego Boga pochodzi, a człowiek może tylko według swej woli zgodzić się z nią lub nie. Bóg jest w każdym człowieku. Od wnętrza człowieka pochodzą myśli odczytane. Człowiek nie może sam nic wymyślić jeżeli nie zostanie mu to dane. Wszystko co wychodzi od człowieka jest ludzkie, jednak to, co dobre, od samego Boga pochodzi. Autorem złych myśli i czynów może być tylko sam człowiek.

          Jezus nie tylko pokazuje kim jest człowiek, ale jest pełnym Objawieniem Boga. Bóg osiągnął zamierzony cel. Pokazał się ludziom w obrazie Syna według ludzkich zmysłów.

          Religia chrześcijańska jest z gruntu religią nadziei. Jest radosna. Wszystko można, o ile wyraża się dobrą wolę. Każdy może sięgnąć po Chwałę Ojca. Nie traćmy czasu.

      

 

Wspomnienia biograficzne  cz.36

 

          Pewnego razu, czekałem na przystanku na autobus. Miły starszy pan zapytał mnie o godzinę. Zaczęliśmy rozmawiać. Od razu zauważyłem, że mam do czynienia z człowiekiem, który wiele przeszedł w życiu. Bardzo zainteresowały mnie jego opowieści  wojenne. Słuchałem go z wielkim zaciekawieniem. W pewnym momencie powiedział do mnie.

 

  No patrz pan, co się narobiło. Wszystko przez tą k… Stachę.

 

W pierwszej chwili nie zrozumiałem go, o kim on mówi? Zdziwiłem się również jego zmianą tonu głosu.  Zaraz za tym, usłyszałem inwektywy na temat komuny, Gierka, rządu itd. Nadjechał autobus. Starszy pan wsiadł razem ze mną do autobusu. Nie przestał przeklinać i wyzywać. Byłem zaskoczony i zawstydzony. Boże, jak ja mam małą wiedzę polityczną! Postanowiłem swoją wiedzę jak najszybciej uzupełnić.

          W Zakładzie Geologicznym, do którego przeszedłem, naczelnym dyrektorem był człowiek, który był zupełnie z innej bajki. Schodziłem mu z drogi, a i on nie interesował się mną. Z-cą dyrektora był Władysław Skórski. Lubiliśmy się i szanowali. Mało osób rozumiało, co ja robię (programy komputerowe), miałem więc dużą swobodę. Brak pieniędzy na dalsze prace komputerowe spowodowały, że zielone światło dla informatyki zamieniło się na czerwone. Czułem, że coś się kończy.

          Czasy były coraz bardziej niespokojne. Brat przyjmował opcję rządową. Mama była między lewicą Zbyszka, a moimi poglądami prawicowymi. Zbyszek piastował urząd Sekretarza Miejskiego Komitetu Stronnictwa Demokratycznego w Kielcach. Moje poglądy były dla niego niewygodne. W pewnym sensie obawiał się o swoją karierę polityczną. Ja nie ukrywałem swoich prawicowych poglądów. Wielokrotnie członkowie, całkiem sympatyczni, próbowali namówić mnie, do wstąpienia do Stronnictwa Demokratycznego. Odpowiadałem, pytając.

 

  Co to jest za partia, która w swoim statucie nie ma walki o władzę?!

 

Było to dla mnie nielogiczne.  Byłem wielkim przeciwnikiem zapisu w Konstytucji przyjaźni ze Związkiem Radzieckim.

          14 października zadzwonił do mnie szwagier Władysław, mąż Ba
si i spytał.

 

  Jak myślisz, kogo wybiorą na papieża?

  Karola Wojtyłę.

     

Oczywiście, że chlapnąłem wesoło. Za dwa dni stało się to faktem. Byłem pod wrażeniem i bardzo szczęśliwy. Siłą rzeczy przyglądałem się życiu Watykanu. Raziły mnie rzymskie obyczaje, jakie zostały zaadaptowane przez państwo kościelne. Często zastanawiałem się, jak Karol Wojtyła, mądry i uczony znosi konwenanse papieskie. Każde nietypowe, odważne zachowanie naszego papieża przyjmowałem z aprobatą. Spostrzeganie nietypowego zachowania się duchownych było bardziej ciekawostką niż analizą.

 

 

 

Śmierć

 

          Śmierć jest naturalnym kresem ludzkiego życia, a nie zapłatą za grzechy jak głosi Paweł w Liście do Rzymian (Rz 6,23; KKK s. 246). Urząd Nauczycielski Kościoła naucza, że śmierć weszła na świat z powodu grzechu człowieka (KKK s. 246). Nic bardziej mylnego. Co prawda, próbuje wyjść z tej  niedorzeczności głosząc, że posłuszeństwo Jezusa przemieniło przekleństwo śmierci w błogosławieństwo. Konstrukcja wiary chrześcijańskiej nie wytrzymuje próby czasu. Powszechnie wiadomo, że każde żyjące stworzenie dochodzi do kresu swego żywota. Człowiek z natury należy do tej samej biosfery. Budowanie konstrukcji na błędnych założeniach, wcześniej czy później, musi doprowadzić do jej upadku. Niestety nauka Kościoła staje się coraz bardziej niezrozumiała, przez co i krytykowana.

          Filozoteizm dostrzega śmierć jako naturalne zjawisko biologiczne. Nie należy łączyć końca świata z katastrofizmem. Katastrofizm jest to pesymistyczny pogląd, że ludzkie dzieje zmierzają do nieuniknionej katastrofy ostatecznej. Już sam termin synteleia tou aionos (Mt 73,39n.49;24,3;28,20), który po polsku oddajemy jako koniec świata, zawiera w sobie sugestię, że nie chodzi tu o kres, ale o koniec pozytywny w sensie uwieńczenia, wypełnienia się. Pierwszy krok przez ogień czyśćcowy, zgoła najboleśniejszy, to poznanie własnych grzechów (lekarz medycyny i mistyczka Adrienne von Speyr 1902–1976). Wraz ze śmiercią dusza traci kontakt z żywym organizmem jakim było ciało. Samo ciało, bez oznaki życia jest już tylko wspomnieniem człowieka. Dusza utraciła swój punkt zaczepienia jaki otrzymała w momencie poczęcia. Cielesność jest człowiekowi dana i zadana. Brak ciała powoduje, że  dusza człowieka nie czuje się komfortowo. Być może dlatego na jego przywitanie zjawiają się jego najbliżsi, którzy wcześniej pomarli. Wspierają go, aby przyzwyczaił się do nowej rzeczywistości. Życie wieczne będzie polegało na nie dającej się wyobrazić bliskości z Bogiem. Jednak na spotkanie przychodzi Syn Boży Jezus. Ojca nie można poznać. Zawsze będzie On nierozpoznany. Św. Teresa Wielka miała nadzieję zobaczenia Ojca mówiąc: chcę widzieć Boga, ale trzeba umrzeć, by Go zobaczyć. Jezus Chrystus zastępuje Ojca. Być może dla niektórych będzie to jeszcze jeden dowód koncepcji Boga w konieczności powołania Syna. Człowiekowi trudno uwierzyć, gdy nie zobaczy. Jezus Chrystus jest Ikoną Boga. Teraz łatwiej jest zrozumieć słowa Jezusa: Ja i Ojciec jedno jesteśmy (J 10,30)); Kto mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca (J 14,9).  

          W Liście do Hebrajczyków Paweł napisał: Postanowione ludziom raz umrzeć (Hbr 9,27). Całkowicie się z tym zgadzam. Filozoteizm nie dostrzega żadnego sensu reinkarnacji. Niestety nawet u chrześcijan jest wielu zwolenników reinkarnacji.  No cóż, można tylko wzruszyć ramionami.

          Każdy w jakiś sposób zastanawia się nad swoją śmiercią. Wiara pozwala na odsunięcie strachu. Nikt nie chciałby umierać w cierpieniu. Jeżeli nadszedł nasz czas, umierajmy mężnie  (1 Mch 9,10).

 

Dopisek do wczorajszego wykładu

 

          Kościół głosi, że Jezus Zmartwychwstał. Tak to prawda, ale nie tak jak sobie to wyobraża większość wierzących. Po śmierci Jezus ukazał się swoim uczniom pokazując, że choć umarł to nadal żyje. Śmierć nie jest więc kresem. Zmartwychwstały Jezus nie zmartwychpowstał, ale rozpoczął życie w nowej rzeczywistości, w nowym ciele uwielbionym. Człowiek nie jest w stanie zobaczyć tego ciała, dlatego Jezus pokazywał się w obrazie ciała pozornego, w widzeniach neurotycznych. Niektórzy w ogóle go nie widzieli  mimo, że byli wśród widzących.

 

Obraz otchłani (niebo-czyściec-piekło) w ujęciu

filozoteistycznym

 

          Dusze ludzkie również zmartwychwstają, ale jak mówi nauka Kościoła po sądzie ostatecznym. Jeżeli jeszcze nie zmartwychwstali, to gdzie są teraz? Dusze ludzkie po śmierci  łączą się z promieniami Światła Bożego. Im dusza czystsza tym większą potrafi znieść temperaturę żarliwości Boga. Jej miejsce jest bliżej Źródła. Dusze chłodne nie mogą wytrzymać żaru Boga i dlatego umiejscawiają się w dalszej odległości od Źródła. Miejsce to potocznie nazywa się piekłem. Pomiędzy Źródłem a daleką odległością rozciąga się tzw. czyściec.  Dusze odczuwają pragnienie zbliżenia się do Boga. Cierpią z tęsknoty. Cierpienie dusz jest dla nich oczyszczające. Powoli przyzwyczaja
ją się to żaru Boga, aż w końcu następuje  mistyczne zjednoczenie z Ojcem. Po zmartwychwstaniu dusze odejdą od Światła Bożego i staną się na nowo ludźmi w ciałach uwielbionych, w nowej rzeczywistości (nowa ziemia).

          Jezus po śmierci odwiedził dalekie peryferie promieni Bożych, aby pocieszyć tych, którzy są na końcu: poszedł ogłosić [zbawienie] nawet duchom zamkniętym w więzieniu (1 P 3,19).  Teraz i oni uwierzyli, że Bóg istnieje. Jezus nie zdążył nacieszyć się Źródłem-Ojcem bo chciał dać znać o swoim zmartwychwstaniu i dlatego gdy spotkał Magdalenę powiedział: jeszcze nie wstąpiłem do Ojca mego.

 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.35

 

           Od 1 kwietnia otrzymałem stanowisko samodzielnego referenta ds. epd z pensją 3700 zł. Na Barburkę dostałem dyplom nadania stopnia inżyniera górniczego III stopnia.

          15 czerwca Krysia obroniła pracę magisterską na WSP w Krakowie.

          W czerwcu ukończyłem studium Projektowanie systemów epd w Zakładzie Kształcenia i Doskonalenia Kadr w Katowicach.

          Wigilię spędzaliśmy w samotności. Krysia była w ciąży. Rodzina była parę ulic dalej.

         1 marca urodziła się nam pierwsza córeczka. Kochałem ją już jak była w łonie Krystyny. Daliśmy jej na imię Ania. Błędem byłoby przypisywać imię to z moją pierwszą miłością. Anna jest pięknym imieniem. To wszystko. Z chęcią przejąłem część obowiązków. Krysia powoli dochodziła do siebie po ciężkim porodzie. Kąpałem kruszynkę i masowałem. Czuwałem w nocy, a nad ranem, przed pracą karmiłem. Krysia zapowiadała, że następnych dzieci nie będzie. Po dwóch latach oszukałem Krystynę w delikatnej sprawie i 12 listopada 1980 r. urodził się nam syn Łukasz.  

          Opracowałem program komputerowy do wyliczania zasobów (węgla) metodą Bołdyriewa. Rozwiązywał on zagadnienie w przestrzeni dwuwymiarowej. Był to na owe czasy hit programowy. W CUG (Centralny Urząd Geologii) stałem się osobą poznawalną.

          Cztery miesiące po urodzeniu się Ani zostałem wyróżniony w CUG wyjazdem służbowym z ramienia RWPG do Moskwy w celu nawiązania kontaktów naukowych podobnych resortów. Przez cały czas od 12 do 17 czerwca piło się tam alkohol. Szybko łapałem język rosyjski. Po powrocie, dla zabawy, zacząłem opowiadać Krystynie wszystkie wydarzenia po rosyjsku. Sam się dziwiłem, jak szybko można złapać cudzy język.

          Swoje obowiązki w pracy poszerzyłem o sprawy ekonomiczne. Ukończyłem kurs: Wdrożenie systemu epd w zakładach podległych CUG w zakresie ewidencji i rozliczania środków trwałych. Za moją namową utworzono w przedsiębiorstwie Pracownię Informatyczną. Zakupiono dziurkarki do kart perferowanych. Zostałem jej kierownikiem. Od 1 października otrzymałem 500 zł funkcyjnego. Niestety czasy się zmieniały i wkrótce trzeba było Przedsiębiorstwo zlikwidować. Część pracowników przeszła do Zakładu Badań Geologicznych. Opuściłem mojego dyrektora, któremu byłem wdzięczny za szacunek jakim mnie darzył.