Zmartwychwstanie ludzi

 

          W Credo wiary chrześcijańskiej napisane jest: wierzę w ciała zmartwychwstanie. Jest to istotny element wiary chrześcijańskiej. Jezus Zmartwychwstał, ale nie pozostał z nami, lecz wstąpił do nieba. Dlaczego? Obecna rzeczywistość nie pozwala na zapowiadane zmartwychwstanie. Muszą powstać nowe warunki bytowanie, nowa ziemia, czyli inna rzeczywistość. Jaka? Niestety nikt tego nie wie. Ważne jest, że człowiek powróci do swojej cielesności. Bóg w swojej wszechmocy przywróci ostatecznie naszym ciałom niezniszczalne życie (KKK s. 244). Jezus pokazał się w ciele uwielbionym jako obraz ciała zmartwychwstałego. De facto, nikt nie jest w stanie opisać nasze nowe okrycie. Jezus powiedział, że Ojciec przygotował dla nas mieszkań wiele, ale ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało,  ani serce człowieka nie zdołało pojąć,  jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują (1 Kor 2,9). W opisach świętych są wzmianki na ten temat, ale są one raczej pobożnym życzeniem niż antycypacją przyszłych wydarzeń.

          Katechizm Kościoła Katolickiego przekazuje, że Ci, którzy pełnili dobre czyny, pójdą na zmartwychwstanie życia; ci, którzy pełnili złe czyny – na zmartwychwstanie potępienia (J 5,29; por. Dn 12,2). Warto zastanowić się co to znaczy: zmartwychwstanie potępienia. Grzesznicy także zmartwychwstaną. Będą oni jednak pełnili rolę czeladzi wobec dziedziców Boga[1].

          Aby otrzymać nowe, niezniszczalne i  wieczne ciało koniecznie trzeba obumrzeć. Śmierć nie jest więc karą, ale podróżą w nową rzeczywistość. 

   

 

Wspomnienia biograficzne  cz.34

 

          W poniedziałek rano, przed oddaniem samochodu do wypożyczalni, przyjechałem pod moje przedsiębiorstwo. Wzbudziłem małą sensację swoim wyczynem. Po jakimś czasie wezwał mnie dyrektor do siebie i poprosił abym się zajął algierczykami, którzy przyjechali do firmy w odwiedziny. Znałem język francuski więc woziłem ich to tu, to tam. Do tego celu dyrektor dał nam jakiś stary samochód. Po trzech dniach trzeba było ich odwieźć do Krakowa. Przed wyjazdem, poszedłem do dyrektora.

 

  Panie dyrektorze, wozimy gości zagranicznych starym  gratem. Może by było

    elegancko odwieźć ich  firmową dacią?

  Nie zmieścicie się.

  Jeżeli ja będę kierował, to się zmieścimy.

 

Dyrektor zachichotał i rzekł.

 

  Jeszcze tego by brakowało, abyś ich rozwalił.

  Panie dyrektorze. Jestem poważnym człowiekiem i wiem co mówię.

  

Dyrektor wziął za słuchawkę i zadzwonił do kierownika transportu.

 

  Kolego, przyjdzie do was Porębski, przejeździe się z nim dacią. Niech pokaże

    co umie.        

 

          1 lipca dostałem pozwolenie na prowadzenie samochodów służbowych. Byłem jednym z kilku pracowników, którzy mieli ten zaszczyt. Ponieważ często podróżowałem do Katowic, Lublina brałem samochód służbowy. Jak była taka możliwość, zabierałem ze sobą Krystynę. Byłem panem nad panami.

          Decyzją Centralnego Urzędu Geologii w Warszawie otrzymałem uprawnienia na kierowanie badaniami geofizycznymi /wraz z projektowaniem i dokumentowaniem tych badań. Od 1 czerwca awansowałem na stanowisko samodzielnego dokumentatora z pensją 3400 zł.

          Otrzymałem wreszcie upragnione trzypokojowe mieszkanie spółdzielcze. Bardzo mi w tym pomógł  mój brat. Ojciec Krysi chciał nam umeblować jeden pokój. Początkowo odmawiałem. Chciałem być całkowicie niezależny i samowystarczalny. Dopiero na  uwagę Krysi, że swoim uporem robię przykrość jej rodzicom, zgodziłem się.

          W tym okresie cały czas łapałem się różnych prac. Miałem pracę w przedsiębiorstwie, uczyłem w liceum, udzielałem korepetycje, prowadziłem kurs przygotowawczy na Politechnice Świętokrzyskiej. Pisałem artykuły do periodyków fachowych (Przegląd Geologiczny nr 10 październik 1975, Technika Poszukiwań Geologicznych nr 6 1979,…).

          W listopadzie ukończyłem Telewizyjny Kurs Informatyki III stopnia.



[1] To oczywiście jest metafora. Nikt nie zna przyszłych układów, hierarchii i warunków bytowania.

Grzeszność

 

          Nierozłącznym tematem w religii jest grzeszność człowieka. Grzeszność jest pojęciem bardzo szerokim. Jego ciężar zależy od wielu czynników. Ten sam czyn może być grzechem ciężkim lub nie musi być nim wcale. Żaden ludzki sąd nie jest wstanie orzec o winie grzesznika. Może to zrobić tylko Stwórca. Tymczasem Bóg wiedząc, że grzeszność jest jakby wpisana w życie człowieka otacza go swoim Miłosierdziem. Inaczej ujmując, Bóg rozumie motywy ludzkiego postępowania. Ponieważ grzeszność związana jest z emanacją złej energii, w koncepcji Boga było unicestwienie jej energią dobrą [1]. Fenomen Jezusa polega na tym, że nie tylko Jego śmierć na krzyżu dała owoce (energia dobra), ale dzieje się to stale podczas każdej Mszy. Niejednokrotnie krytykuję[2] kościół instytucjonalny, ale doceniam jego udział w tak ważnej sprawie Odkupieńczej.

          Odkupieńcza śmierć Jezusa została nie przez wszystkich właściwie odczytana. Niektórzy uważają, że Jezus już nas wybawił, więc hula dusza spod kontusza (Pan Tadeusz). Ofiarę Jezusa oraz wszystkie inne, wynikające z celebracji mszalnej  trzeba przyjąć i zaakceptować w swoim sumieniu. Nie jest to takie proste. Trzeba spełnić pewne warunki, które podobne są do warunków dobrej spowiedzi. Pocieszające jest, że przez Bożą Opatrzność istnieje możliwość odrodzenia się. Trzeba tylko chcieć. Z tego też powodu religia chrześcijańska powinna być radosna, dająca nadzieję. Tymczasem, jest spostrzegana inaczej, jako narzędzie karzące. Ciągłe przypominanie o grzeszności jest potrzebne, ale wyższy priorytet winien być stawiany w głoszeniu Dobra i Miłosierdzia Boga: miłosierdzie oznacza szczególną potęgę miłości, która jest większa niż grzech i niewierność (por. Jr 31,20; Ez 39,25–29).

          Katechezy powinny być wyważone. Trzeba głosić więcej o nadziei i Miłości Boga do Jego rozumnych stworzeń. Własne grzechy zna się aż nadto.

 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.33

           

         Z Krysią wynajęliśmy pokój u kolegi Andrzeja Urbańskiego. Rozpoczęliśmy życie na własny rachunek.

          W tym czasie, Przedsiębiorstwo Geologiczne szykowało się  do prac w Algierii. Zgłosiłem swój akces do wyjazdu. Szef mój nie był z tego zadowolony. Jego niechęć do mnie była organiczna. Nie miał mi jednak nic specjalnego do zarzucenia. W końcu dał mi kopa w górę. Zostałem przeniesiony do działu Studiów i Projektów tego samego przedsiębiorstwa. Uzasadniał to moimi naukowymi zacięciami, możliwością programowania itp. Miałem zajmować się stroną bardziej naukową. W sumie to ucieszyłem się z innych możliwości pracy. Los mi sprzyjał. Nasze Przedsiębiorstwo należało do Kombinatu Geologicznego w Katowicach. Zaproponowano mi napisanie programu do wyliczania i zestawiania węgla z polskich kopalń. Zgodziłem się i wziąłem się ochoczo do pracy. W Kielcach w ZETO przeliczane były wszystkie kopalnie węgla według mojego programu. Wszystkie dane przechodziły przez moje ręce. Nie wiedziałem wtedy, że to stanie się powodem blokady wyjazdów zagranicznych. Według SB (Służby Bezpieczeństwa) znałem ważne dane o naszej gospodarce. Była to oczywiście bzdura. Nigdy żadnej liczby nie miałem w głowie i nie starałem się ich zapamiętywać. Pilnowałem jedynie prawidłowości przeliczeń i estetyki wydruków.

         4 grudnia Krysia otrzymała dyplom ukończenia wyższych studiów zawodowych z WSN w Kielcach.

          Od 1 stycznia otrzymałem awans na starszego specjalistę metodycznego z pensją 2800 zł., a od 1 października na stanowisko specjalisty technicznego z uposażeniem 3100 zł.

          Od października (do 1976) Krysia podjęła studia magisterskie w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Krakowie. Wynajmowanie pokoju w Kielcach nie miało sensu. Na dwa lata wróciłem do domu rodzinnego. Domownicy nie wykazali zrozumienia dla nas młodych. Udostępniono mi spanie w przejściowym pokoju. Gdy Krysia przyjeżdżała okazyjnie do Kielc czuliśmy się niezbyt komfortowo. Niejednokrotnie słyszała przytyki, że nie udziela się w pracach porządkowych. Krysi trudno było porządkować i identyfikować cudze rzeczy w domu pełnego ludzi.

          Przedsiębiorstwo Geologiczne wyraziło zezwolenie na podjęcie przeze mnie pracy zleconej w Instytucie Elektroniki Kwantowej WAT w Warszawie. Miałem zbierać materiały w fachowej literaturze francuskiej.

          Bardzo marzyłem, aby mieć samochód. W 1975 roku zrobiłem prawo jazdy. Krysia w tym czasie była w Krakowie na dalszych studiach magisterskich. Zaraz po otrzymaniu prawa jazdy, a było to w piątek, wypożyczyłem dużego fiata i jak stałem, tak pojechałem do Krakowa. Po dwóch godzinach i 10 minutach byłem już pod jej akademikiem. Krystyna była zaskoczona.



[1] Energia emocjonalna interferuje, nakłada się, wzmacnia lub osłabia.

[2] Jeżeli ktoś śledzi moje wypowiedzi, odczyta, że Kościół katolicki jest mi bardzo bliski.

Maryja Matka Jezusa

 

          Miłość do matki Jezusa Maryi jest powszechnie znana. Trudno się dziwić, skoro uosabia najbliższą sercu osobę – matkę. Przez wieki Kościół kształtował postać Maryi. Upiększał ją i ubogacał. Od Kościoła doznaje szczególnej czci.

          Maryję uznano za niepokalanie poczętą, czyli urodzoną bez wszelkiej skazy winy pierworodnej. Została zapłodniona w cudowny sposób przez Ducha Świętego i urodziła Jezusa pozostając dziewicą. Została ogłoszona Błogosławioną. Przez Syna została nazwana Matką Kościoła (figurą Kościoła). Po dopełnieniu swego ziemskiego życia (nie umarła, ale zasnęła) została wzięta z ciałem i duszą do chwały nieba. Tam uczestniczy już w chwale Zmartwychwstania swojego Syna. Maryję uważa się za Matkę wszystkich ludzi. Jest dla wiernych Orędowniczką, Wspomożycielką, Pomocnicą, Pośredniczką. Ostatnio Kościół ujawnia chęć uznania Maryi za współodkupicielkę przez łączność z Synem w dziele zbawczym oraz współcierpienie z Nim. Być może szykuje się nowy dogmat.

          Kult Maryi zaczął się tworzyć się już na łamach ewangelii: Błogosławić mnie będą wszystkie pokolenia (Łk 1,48). Liturgia maryjna jest przebogata, zwłaszcza w Kościele Wschodnim.

          Filozoteizm dostrzega inną faktografię Maryi[1]. Odrzuca większość cudownych zdarzeń. Nie znaczy to, że nie darzy ją ogromnym szacunkiem i miłością. Maryja spełniała i spełnia szczególną rolę w historii. Została Ona wyróżniona przez Boga, ale szczególnie przez Syna. Dobrze jest dostrzegać zasługi Maryi, niż dary niezasłużone (niepokalane poczęcie) jakie otrzymała. Maryja pełni rolę Ambasadora ludzkości. Przez wieki zebrało się wiele dowodów Jej stałej opieki, cudownych ingerencji, uzdrowień, nawróceń.

 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.32

 

          W zimie, geofizycy najczęściej siedzą w bazie i prowadzą prace interpretacyjne i wykończeniowe. Zwykle mają trochę więcej czasu. Przedsiębiorstwo skierowało mnie na kurs programowania komputerów w celu doszkalania się. Poznałem język programowania Algol. Spotkanie z techniką komputerową było bardzo ciekawe. Podobała mi się praca koncepcyjna. Zrozumiałem, że komputery same w sobie nic nie mogą zrobić. Trzeba je dopiero zaprogramować.

          Ponieważ wyczuwałem niechęć moje rodziny do Krysi, nie zabiegałem o spotkanie jej rodziców z moją matką i rodziną. Oddalałem to spotkanie, nie chcąc robić Krysi przykrości. Spotkanie to nastąpiło dopiero w dniu ślubu kościelnego 11 sierpnia. W przeddzień mieliśmy  ślub cywilny w Kielcach  i zakończyło się spotkaniem w kawiarni ze świadkami i rodzeństwem.

          Nazajutrz pojechaliśmy do Opatowa. Tam miał odbyć się ślub kościelny w starej Kolegiacie opatowskiej. Ojciec Krysi załatwił autobus, który miał przywieźć moją rodzinę i innych gości z Kielc. Pech chciał, że samochód zepsuł się w drodze i cały ślub musiał być przesunięty o godzinę. Wesele było udane, choć bez entuzjazmu. Na drugi dzień rodzina moja wyjechała. Ich stosunek do Krystyny nie zmienił się. Było mi przykro.

          Zaraz po dwutygodniowym urlopie w Rabce zostałem wysłany do Sulejówka za Warszawę, aby tam wykonać polowe badania geofizyczne. Zostałem kierownikiem zespołu pracy młodzieży socjalistycznej. Sam byłem bezpartyjny i nie należałem do żadnego związku politycznego. Któregoś dnia przyjechał do Sulejówka mój kierownik z dyrektorem przedsiębiorstwa. Kierownik powiedział.

 

  Paweł, prowadzisz zespół pracy młodzieży socjalistycznej, a sam jesteś

    bezideowy. Tak nie może być. Żebyś się  przynajmniej zapisał do ZMS.

< span style="mso-spacerun: yes">        

Przypomniałem sobie rozmowy z Krzyśkiem Zapędowskim. Przyszła na mnie godzina prawdy. Nie mogę się złamać. Odmówiłem.

          Wieczorami, nie mając co robić, układałem program komputerowy dla potrzeb geofizyki. Po powrocie do Kielc udałem się do dyrektora przedsiębiorstwa.

 

  Panie dyrektorze. Wysłaliście mnie na kurs programowania. Teraz proszę o 

    umożliwienie mi przetestowania mojego programu na komputerze.

      

Dyrektor dał zgodę i pieniądze. W Zakładzie Elektronicznej Techniki Obliczeniowej ZETO skompilowałem mój pierwszy program. Po korektach, otrzymałem pozytywne wyniki. Zdobyłem nowe umiejętności, nowy zawód.

          Za dnia brakowało mi godzin. Poprosiłem dyrekcję, abym mógł przychodzić do pracy na szóstą. Zgodził się. Byłem pierwszym pracownikiem, który rozpoczynał dzień w pracy, ale też i pierwszym, który go opuszczał.

          Członkowie zakładowego ZMS próbowali nakłonić mnie do wstąpienia do ich związku. Między innymi agitował mnie mój kolega geolog Stasiu P., który później będzie wielkim działaczem Solidarności. Pozostałem sobie wiernym. Muszę przyznać, że w moim przedsiębiorstwie nie wywierano na pracownikach presji przystąpienia do partii. Prawdopodobnie było to zasługą samego dyrektora Zbigniewa Cygana. Bardzo go lubiłem. On szanował mnie.

          Od 1 września zacząłem uczyć, na pół etatu, fizyki i częściowo astronomii w II Liceum Ogólnokształcącym im. Jana Śniadeckiego. Uczyłem w tej szkole do 31 sierpnia 1977 r. Tym razem również otrzymałem dobrą opinię na piśmie: Był nauczycielem sumiennym, zdolnym, cieszącym się autorytetem wśród uczniów i ich rodziców. Prowadził zajęcia z uczniami klasy matematycznej, którzy wykazali się na egzaminie dojrzałości bardzo dobrą znajomością materiału programowego.



[1] Była ona (faktografia) prezentowana w poprzednich wykładach.

Odsłona człowieczeństwa Jezusa

  

          Można zauważyć, że Kościół katolicki bardziej optuje za naturą boską Jezusa niż ludzką. Co prawda uznaje hipostazę dwóch natur, ale całą konstrukcję wiary podporządkowuje naturze boskiej. Filozoteizm odwrotnie, pokazuje całe człowieczeństwo Jezusa, który dopiero na krzyżu doznał Chwały Ojca. Punkt jest zbieżny, ale droga do chwały różna. Konstrukcja wiary Kościoła rozbudowana została o preegzystencję Jezusa, świętość Maryi, Niepokalane poczęcie Maryi, nawet świętość Anny matki Maryi, narodzenie małego Jezusa jako już Króla. Do tego dokomponowano cudowne Zwiastowanie Maryi, Nawiedzenie. Królestwo niebiańskie mocno w tym uczestniczy. Nawet szatan odgrywa swoją rolę kusząc Jezusa na pustyni. Postać Jezusa otacza wiele tajemnic. Czyni to pewną podniosłą atmosferą. Wierni wierzą w to bezdyskusyjnie. Poddają się urokowi głoszonych katechez.

          Filozoteizm odsłania przede wszystkim człowieczeństwo Jezusa od Jego narodzin, aż po krzyż. Nie posługuje się nadzwyczajnością wydarzeń. Wszystko ma ludzkie wyjaśnienie. Dramaturgia rośnie dopiero, gdy Jezus rozpoczyna swoją działalność. Szczytem jest ukrzyżowanie jeszcze Człowieka, ale Wniebowstąpienie Syna Bożego.

          Pomijając prawdę historiograficzną, dwie wersje życiorysu Jezusa zmierzają do tego najważniejszego punktu. Jezus Chrystus zostaje wywyższony do Chwały Stwórcy i może w tym samym Akcie działającym czynić to samo co Jego Ojciec.

          Obie wersje mają swoją dramaturgię. Można napisać różne scenariusze filmowe. Wszystkie będą piękne.

 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.31

 

          Nie chcąc popełnić poprzedniego błędu, chroniłem Krystynę przed moją rodziną. Bałem się, że znowu rodzina zawładnie moją ukochaną. Owszem, powiedziałem w domu, że poznałem nową dziewczynę. Nie od razu przyprowadziłem ją jednak do domu. Wzbudziłem tym samym nieufność rodziny do niej. Kiedy wreszcie przyprowadziłem ją do domu została przyjęta miło, ale znając moją rodzinę wyczuwałem chłód. Kim ona jest? Z Opatowa? Kogo sobie znalazł Paweł – dziewczynę ze wsi!?  Brat Zbigniew uruchomił swoje kontakty z Opatowa, aby uzyskać informacje o Krystynie. Inwigilacja przeszła pomyślnie. Mimo to, niechęć do niej pozostała. Trudno, moje życie, moja dziewczyna, jestem dorosły i samodzielny.                                                  

          Mama była wdową. W jej sercu byłem najstarszym mężczyzną w rodzinie. Nie zdawała sobie sprawy, że jest o mnie zazdrosna. Niechęć mamy do Krystyny przeszła na rodzeństwo. Rodzeństwo słowa matki przyjmowało bezkrytycznie. Przez długie lata byli uzależnieni heteronomicznie  od swojej mamy.  Bardzo mnie to bolało. Brakowała mi ich wsparcia. Nie miałem z kim przedyskutować swoich wątpliwości. Musiałem rozwiązywać swoje problemy sam. Wiele lat później mama zmieniła stosunek do Krystyny. Rodzeństwo nigdy. Niechęć do Krystyny przekazali nowemu pokoleniu.

          Po miesiącu, przechodząc się ulicą Sienkiewicza zatrzymaliśmy się przed sklepem jubilerskim. Kupiłem pierścionek i zaprosiłem Krysię do restauracji. Dając jej pierścionek poprosiłem ją o rękę. Krysia przyjęła go, ale do końca była jakaś smutna. Byłem zszokowany jej reakcją. Swój smutek wyjaśniła mi później. W tym dniu zrozumiała, że ja naprawdę chcę się z nią ożenić i że moje starania są prawdziwe. Dla niej, krótki okres znajomości oraz moje zaangażowanie, szybkie tempo było szokiem. Nie dziwię się. Była ona bardzo rozsądna. To ja byłem szalony.

          W tym czasie przyjechał tata Krysi do Kielc. Spotkaliśmy się i poszliśmy wspólnie na spacer. Był to miły, prosty człowiek.

          Kiedy zbliżało się święto Wielkanocne bardzo napierałem na Krysię, aby spotkać się z jej mamą. Krysia zwlekała. Dla niej wszystko działo się za szybko. W święta pojechaliśmy do Opatowa. Spotkanie było miłe. Wyczuwało się zażenowanie. Przy stole powiedziałem.

 

&#82
11;  Mam dla was smutną wiadomość.

 

Rodzice spojrzeli na mnie zdziwieni.

 

  Zabieram wam córkę.

 

Chciałem być zabawny, a jednocześnie pokazać, że jestem zdeterminowany i że wiem czego chcę.

 

          W pierwszym roku pracy, mój szef często wysyłał mnie do Warszawy do zakładu, w którym na komputerze przeliczano krzywe polowe geoelektryczne Schlumbergera na krzywe gradientowe. W pociągu, mając dużo czasu, zastanawiałem się, czy można w inny sposób otrzymywać te krzywe. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Opracowałem paletkę, przy pomocy której można było w ciągu 1-2 minut wykreślić na krzywej polowej, krzywą gradientową.

          Można sądzić, że za to usprawnienie powinienem otrzymam nagrodę. Zastanawiając się nad algorytmem tej krzywej odkryłem, że nie ma ona żadnych podstaw do interpretacji geofizycznych. Krzywa ta jest wynikiem jedynie obróbki matematycznej. Gradientuje ona bezdusznie wszystkie informacje, te dobre, ale i błędy pomiarowe. Próba odczytania z niej informacji geofizycznej jest wątpliwa. Gotową paletkę przekazałem mojemu szefowi. Niestety, wraz z nią, przedstawiłem swoją krytyczną uwagę merytoryczną. Szef był wściekły, podważyłem jego metodę pracy. Jak się dowiedziałem po latach, paletka była stale przez nich używana. Podobno wywędrowała też do Austrii gdzie była wykorzystywana. Mnie pozostała jedynie satysfakcja.

  

Kościół wspólnota grzeszników

 

          Katechizm Kościoła Katolickiego (s. 233) mówi o świętym Kościele powszechnym i wyjaśnia: Czymże jest Kościół, jak nie zgromadzeniem wszystkich świętych (s. 233).

          Wydaje się, że  bardziej słuszne byłoby stwierdzenie: Na bazie świętego Kościoła Chrystusowego powołany został kościół powszechny (katolicki)  składający się z wiernych z całą ich niedoskonałością. Inaczej mówiąc, kościół jest wspólnotą grzeszników. Idąc dalej, należy dodać, że wspólnota wiernych łączy się w komunii rzeczy świętych (sancta), np. w sakramencie Ciała i Krwi Chrystusa (chrzcie, bierzmowaniu,…) oraz innych sakramentaliach (np. modlitwach, liturgii, pieśniach, słowach Bożych).

          Najważniejszą rzeczą w komunii wiernych jest wzajemna miłość i szacunek dla innych: nikt […] z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie (Rz 14,7). Najmniejszy czyn spełniony z miłości do innych jest wielkim darem. Funkcjonał dobra i miłości skutkuje jego powieleniem, wzmocnieniem. Dobro czyni dobro, taka samo jak zło czyni zło.  Dopiero taka wspólnota ludzi dobrej woli, kochająca się wzajemnie może przynależeć do Kościoła Chrystusowego i zażywać chwały Jezusa Chrystusa. Póki co, pojedyncze osoby wyświęcone (sancti) stają się obywatelami Kościoła świętego. 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.30

 

          Przyznaję, że byłem zauroczony tak miłą i subtelną dziewczyną. Umówiłem się z nią na następny dzień, na konkretną godzinę. Propozycja została przyjęta. Nazajutrz przyszedłem punktualnie i stanąłem w holu przed schodami. Po chwili zobaczyłem ładną dziewczyną schodzącą po schodach. Okrycie zimowe zakrywało sylwetkę. Też ładna, pomyślałem. Dopiero, po chwili poznałem, że to jest Krystyna. Gdy umówiłem się na następną randkę na mieście, przyszła punktualnie. O rany, ta dziewczyna jest punktualna! Dla mnie to skarb, bowiem na punkcie punktualności mam kompletnego bzika. Poza wypadkami losowymi byłem i jestem zawsze punktualny.

          Ponieważ oprócz pracy uczyłem jeszcze w szkole. Na randkę mogłem przychodzić dopiero po dwudziestej wieczorem. Biegłem na nią ze szkoły, mając jeszcze ręce w kredzie i wyschnięte usta. Krysia była bardzo spostrzegawcza, widząc moje utrudzenie ułatwiała mi obmycie się. Szykowała herbatę i częstowała mnie czekoladkami. Przyznaję, kompletnie zwariowałem na jej punkcie. Była całkowitym antidotum Ani. Urzekła mnie jej czułość, delikatność, wyczucie sytuacji. Nie była egoistką. Czułem się obdarowywanym. Pierwszy raz nie dawałem, lecz dostawałem. Krysia była niewielką istotą o właściwych i pięknych proporcjach. Podobały mi się jej piersi, usta, oczy, a nawet jej niewielkie zgrabne nóżki. Czego trzeba mi było więcej? Dokładnie po tygodniu powiedziałem do niej.

 

  Jeżeli będziesz dalej taka, ożenię się z tobą.

 

Przyjęła to z miłym uśmiechem. Jej uśmiech był piękny i jakże prawdziwy.                                                         

Życie konsekrowane

 

          Każdy miłujący Chrystusa może swoje życie oddać na posługę Bogu. W Kościele katolickim nazywa się to życiem (stanem) konsekrowanym. Mimo, że ten stan, nie podlega hierarchicznej strukturze Kościoła (KKK s. 227), to Kościół ustanawia reguły życia poświęconego. W obowiązku konsekrowanego jest praktykowanie czystości w bezżenności  oraz  ubóstwo i posłuszeństwo. Szczytem jest stan zakonny lub życie pustelnicze. Zatwierdzanie nowych form życia konsekrowanego jest zarezerwowane Stolicy Apostolskiej.

          Zamysł życia konsekrowanego powstał na samym początku chrześcijaństwa. Znaczy to, że była taka potrzeba i wola. Na tym tle zrodził się ruch mnisi (monastycyzm). Początki jego datowane są na III/IV wieku w Egipcie. Wyróżnia się życie pustelnicze (anachoretyzm) i życie w małej społeczności (cenobityzm). Anachoretą był św. Antoni (250–356). Przykładem dla niego byli uczniowie, którzy porzucili wszystko i poszli za Jezusem oraz pierwsi chrześcijanie, którzy sprzedawali swoje majątki (Dz 4,35). Zachęcony słowami ewangelii: Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną! (Mt 19,21). Życie pustelnicze zostawiało pustelnikowi jego indywidualizm i swobodę decydowania o sobie. Twórcą wspólnoty monastycznej był św. Pachomiusz (292–346). Zgromadził on wokół siebie chętnych do życia ascetycznego. W tym celu musiał opracować regułę zakonną. Głównym punktem było posłuszeństwo i subordynacja mnicha względem przełożonego.

          Czy dzisiaj, w dobie rozkwitu techniki, istnieje nadal potrzeba życia konsekrowanego?  Wydaje mi się, że pod względem potrzeb niewiele się zmieniło. Tempo życia wręcz zachęca do szukania ciszy do modlitewnego skupienia. Wielu pragnie przeżywać Boga w zaciszu małego pomieszczenia, bez rozpraszających ozdób które rozpraszają, z dala od zgiełku i pokus świata.

          Potrzeba istnieje, ale zmniejszają się możliwości znalezienia właściwych miejsc. Trudno obecnie prowadzić życie klasztorne, pustelnie bez własnych środków finansowych. Dziś, nawet miejsce na pustelnię trzeba wykupić. Na darczyńców lepiej nie liczyć. Zmienia się mentalność ludzi. Wszystko jest skomercjalizowane. Kościoły pustoszeją, a co dopiero zakony.

          Bogu miłe są dary wynikające z życia konsekrowanego, ale w hierarchii dobrych uczynków nie są najważniejsze. Co Bogu jest milsze opowiada pouczająca anegdota  usłyszana na wykładzie w czasie moich studiów.

         Pewien pustelnik całe swoje życie poświęcał na modlitwie. Mało jadł, niedosypiał. Był on bardzo dumny ze swojej ofiary. Pewnego razu ukazał mu się anioł i przekazał radość Stwórcy z jego darów, ale wspomniał, że jeszcze większy dar otrzymał od pewnego jegomościa.  Pustelnik bardzo się zdziwił, bo nie wyobrażał sobie jeszcze więcej się modlić, jeszcze mniej jeść i niedosypiać. Zapytał więc anioła, kim ten jegomość jest i gdzie mieszka. Anioł podał mu miejscowość i zniknął. Zadziwiony pustelnik udał się do wskazanej miejscowości. Strudzony zaszedł do karczmy, aby się posilić. W karczmie panowała bardzo wesoła atmosfera, a najgłośniej zachowywał się gospodarz. Pustelnik zapytał sąsiada stołu, czy zna takiego a takiego jegomościa. Sąsiad zdziwiony, wskazał na rozbawionego gospodarza i rzekł, przecież to on. Mnich pomyślał w duchu.

 

– Jakże to, ten hulaka jest bliższy Bogu, niż moje życie pustelnicze?

 

Zapytał więc nieśmiało gospodarza, co takiego dobrego mógł uczynić ten jegomość.

– O braciszku, ten facet, gdy poganie, po napadzie na miasto, chcieli zgwałcić nasze siostrzyczki zakonne on przebrał je za kurtyzany. Tak święte siostrzyczki zachowały swoje dziewictwo.

          Dar czynny, spełniony z miłości dla innych, z ryzykiem życia jest Bogu bliższy. Dlatego życie konsekrowane świeckie (bezhabitowe), które zmuszone jest współuczestniczyć w życiu spraw doczesnych, wśród zwykłych ludzi i ich grzeszności, jest większym darem i poświęceniem np. od życia w zakonie klauzulowym.

 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.29

 

         Pamiętam pierwszy mój samodzielny wyjazd w teren. W Psarach wykonywaliśmy profilowe badania geoelektryczne pod stację satelitarną. W pewnym momencie, na pole badane zajechało kilka samochodów. Wyszli z nich panowie w garniturach. Niektórzy mówili po rosyjsku. Jeden z Polaków podszedł do mnie i powiedział, że przyjechali rosyjscy projektanci stacji satelitarnej obejrzeć okolicę, gdzie miała ona powstać.  Zapytał, czy mogę wskazać najkorzystniejsze miejsce na stację. Odpowiedziałem, że robię dopiero pomiary i mam tylko dane polowe. Nalegał, abym jednak wskazał to miejsce. Przyjrzałem się pomiarom. Zauważyłem zwiększone oporności na pewnym odcinku profilu pomiarowego. Wziąłem kołek i wbiłem w ziemie tam gdzie opór był największy. Do zbudowanej stacji przyjechałem z ciekawości dopiero po wielu latach. Byłem zaskoczony. Stacja została zbudowana dokładnie w tym samy miejscu, w którym ja zaznaczyłem kołkiem.

         W styczniu kolega Jacek Zboś, który miał już swoją dziewczynę, wziął mnie na zabawę do akademika. Spodobała mi się brunetka Basia. Obtańcowywałem ją przez godzinę. Zalecałem się do niej. Na nic to się nie zdało. Była miła, ale obojętna. Dałem jej spokój. Usiadłem przy stoliku i myślałem o straconej imprezie. Był już późny wieczór. Na zegarze wybiła dwudziesta trzecia. Podszedł do mnie Jacek. Zapytał jak się bawię. Był w dobrym nastroju. Powiedział mi, że właśnie spędził miłe chwile z jakąś blondyneczką. Pokazał mi ją. Było ciemno. Nie bardzo ją widziałem, ale zapamiętałem jej sukienkę. Co prawda to blondynka, ale może i dla mnie będzie miła? Ruszyłem w jej kierunku. Spóźniłem się. Gdzieś mi znikła. Pomyślałem, że może mieszka w tym akademiku. Jeżeli tak, to powinna jeszcze wrócić na zabawę. Przyczaiłem się na korytarzu i czekałem. Wkrótce zobaczyłem dziewczynę w zapamiętanej sukience. Minęła mnie. Ruszyłem w jej stronę i od tyłu poprosiłem ją na salę do tańca. Nie widziałem jeszcze jej twarzy. Na sali, odwróciła się do mnie i obdarzyła mnie pięknym uśmiechem. Zaczęliśmy tańczyć i rozmawiać. Cały czas myślałem dlaczego uśmiechnęła się do mnie, tak spontanicznie i bezinteresownie. Oczywiście skonfrontowałem to z Anią, która nie krępowała się ukazywać twarzy zniechęconej i pochmurnej. To była dla mnie nowość. Można być miłym spontanicznie, bezinteresownym, dla samego bycia miłym.  To było bardzo cenne. Spytałem o imię. 

  Krystyna.

 

Wierni narzędziem posłannictwa Kościoła

 

          Kościół nawołuje do większej aktywności świeckich chrześcijan w działalności Kościoła. Nazywa to wręcz koniecznym zadaniem.  Wierni nie tyle przynależą do Kościoła, ale sami są Kościołem. Ważne jest więc, aby postawy wiernych były przykładne, zgodne z nauką Jezusa Chrystusa. Szczególnie powinno być to zauważalne w życiu małżeńskim, rodzinnym, w codziennej pracy, w wychowywaniu dzieci, czy nawet w czasie odpoczynku. Kościół przewiduje, w przypadku konieczności, skorzystania ze świeckich w posłudze słowa, przewodniczeniu modlitwom, a nawet udzielaniu chrztu, czy rozdzielaniu Komunii świętej KPK, kan. 230, § 3. Wierni wypełniają swoją misję przez głoszenie Jezusa Chrystusa świadectwem życia, jak i słowem. To co jest ważne, a ujęte jest w słowach: Stosownie do posiadanej wiedzy, kompetencji i zdolności, jakie posiadają, przysługuje im prawo, a niekiedy i obowiązek wyjawiania swego zdania świętym pasterzom w sprawach dotyczących dobra Kościoła  (KPK, kan. 823, § 3). Wierni winni kierować się sumieniem chrześcijańskim: według miary daru Chrystusowego (Ef 4,7), aby ich działania współdziałały z  zamysłem Bożym.

          Trzeba przyznać, że w praktyce jest różnie. Lepsze rozwiązania i większą praktykę widać w kościołach zachodnich. W Polsce to współdziałanie jest, póki co, namiastką. Zintegrowanie wiernych z działalnością duszpasterską tworzyłoby żywą wspólnotę. Warto próbować odgórnie, czy oddolnie tworzyć wspólnoty, parafie, organizacje  duszpasterskie. Dla każdego znajdzie się coś do zrobienia.

 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.28

 

          Któregoś dnia gdy przyszedłem do pokoju nauczycielskiego zauważyłem niepokój wśród nauczycieli. Jedna polonistka walnęła sobie kielicha dla kurażu. Spytałem o przyczynę.  Odpowiedziano, że inspektor Różański przyszedł na wizytację. Ponieważ dla mnie praca w szkole była zajęciem dodatkowym, nie miałem żadnego cykora przed władzami Oświaty. Powiedziałem do grona nauczycielskiego.

 

  Dawajcie go do mnie.

 

Faktycznie, przyszedł na lekcję. Usiadł w ostatniej ławce.  Zacząłem lekcję. Tematem była równia pochyła. Po chwili zapomniałem, że mam gościa i zacząłem zachowywać się swobodnie jak zawsze. Miałem świadomość, że uczę w szkole szczególnej, dla pracujących. Starałem się fizykę opowiadać, o zadaniach z fizyki można było zapomnieć. Wtrącałem ciekawostki i anegdoty.  Na drugiej lekcji, patrzę, a pan Różański znowu jest w mojej klasie. Był również na trzeciej godzinie. Po wizytacji odbyło się jej omówienie. Usłyszałem dla mnie bardzo miłe zdanie.

 

  Pierwszy raz w życiu zobaczyłem fizyka humanistę.

 

          Do szkoły zapisała się pracownica z mojego przedsiębiorstwa. Fizyki uczyła się na pamięć. Przerwanie jej w połowie było dla niej katastrofą. W pracy przynosiła mi na biurko listy również swojego autorstwa. Koledzy śmiali się ze mnie. No cóż, dla niektórych uczennic byłem rówieśnikiem, lub, co nie co, starszy.

         W październiku 1972 r. zadzwonił do mnie mój przyszły kierownik i zapytał, czy nie podjąłbym już pracy. Poinformowałem go, że uczę jeszcze w szkole. Nie był z tego zadowolony. Podjąłem staż za 1600 zł. Za dwa tygodnie, 27 października obroniłem pracę magisterską.

         Po pracy, jednej i drugiej, błąkałem się po kawiarniach i klubach. Przypadkowe dziewczyny pozwalały na chwilę zapomnieć Anię. Głęboko w sercu brakowało mi uczucia, kobiety i mojej pierwszej miłości. Powoli miałem dość takiego trybu życia.

         W którąś sobotę, z kolegą Jackiem, poszedłem do kawiarni NOTu. Była tam potańcówka. Wypiliśmy 0.5 l. wódki. Było już po 21-szej jak ruszyliśmy do tańca. Zaprosiłem miłą dziewczynę, mniej więcej w moim wieku. Tańczyło się mi z nią bardzo dobrze. Po chwili byliśmy już na „ty”. Zapytałem.

 

  Co robisz?

  Ja się jeszcze uczę.

  Gdzie?

  W liceum dla pracujących.

 

Zesztywniałem. Ona widząc moje zakłopotanie spytała.

 

  A co? Ty też tam chodzisz?

  Tak.

 

Otrzeźwiałem w jednej chwili. W poniedziałek w szkole wychodziłem z klasy. Pod pachą miałem dziennik. Podeszły do mnie dwie matki moich uczennic. Szliśmy razem korytarzem i rozmawialiśmy. Nagle zauważyłem, że korytarzem, naprzeciw mnie idzie poznana dziewczyna z koleżanką. Oczywiście ukłoniłem się jej. Po jakimś czasie opowiedziała mi tę sytuacje od swojej strony. Widząc mnie, powiedziała do koleżanki.

 

  Patrz, tego Pawła poznałam na zabawie. Ale z niego laluś,

    nosi nauczycielom dziennik.

 

Wkrótce podszedłem do niej i wyjaśniłem, że uczę w tej szkole. Jeszcze wiele lat później, gdy mijaliśmy się na ulicy, uśmiechaliśmy się do siebie.

 

Kto może głosić Ewangelię

 

          Katechizm Kościoła Katolickiego (s. 218) podaje: Nikt nie może sam siebie upoważnić do głoszenia Ewangelii. Należy rozumieć, że tymi słowami Kościół chce zabezpieczyć się przed ewentualnym wypaczaniem doktryny wiary. Poniekąd można to zrozumieć, ale nasuwa się pytanie, czy zakazem tym osiągnie zamierzony cel? 

          W KKK napisano: Z racji odrodzenia w Chrystusie wszyscy wierni są równi co godności i działania, na skutek czego każdy, zgodnie z własną pozycją i zadaniem, współpracuje w budowaniu Ciała Chrystusa (s. 218) i dalej: Nawet różnice, które Pan chciał wprowadzać między członkami swojego Ciała, służą jego jedności i jego posłaniu (tamże).

           Kościół do głoszenia Ewangelii wyznaczył swoich szafarzy na mocy danego im sakramentu i łaski. Glejt jest mocny i jednoznaczny. Takie rozwiązanie jest zwyczajną blokadą działań świeckich, wymuszaniem posłuszeństwa i dyscyplinowaniem wiernych. Motywy są zrozumiałe, metoda nie. Dzisiaj, wobec powszechnego tryumfu demokracji, wolności słowa, zamykanie ust działa odwrotnie od zamierzonego celu. Co się stanie, jak ktoś zacznie głosić sam od siebie Ewangelię? W zasadzie nic się nie stanie. Utrzymywanie zakazu w gruncie rzeczy ośmiesza Kościół.

          Co należy czynić, aby zabezpieczyć czystość wiary?  Głosić bardziej przekonywujące treści wiary, tak, aby wierni chcieli słuchać Ewangelie głoszone przez uprawnionych szafarzy, a nie przez przygodnych głosicieli. Warto też rozpatrzyć wariant odwrotny, gdy Ewangelia świecka jest słuszniejsza, ciekawsza i bliższa prawdy. Jeżeli tak, to trzeba się nad głoszonymi słowami zastanowić. 

 

 

Papieże w okresie 1978–2005

 

Papież Jan Paweł II (1978–2005) – pierwszy Polak papieżem. Bardzo dobrze przygotowany do posługi papieskiej. Znał wiele języków, miał doświadczenia aktorskie i bardzo dobre rozeznanie polityczne. Bardzo przyjacielski, zwyczajny bez patosu. Godność miał wyrytą na twarzy, w postawie. Był wielki. Dostrzegał wewnętrzne trudności i napięcia w Kościele. Ze względu na krótki czas od jego śmierci oraz subiektywne spojrzenie też Polaka nie będę się rozpisywał w szczegółach. Papież jest powszechnie znany. Znane są też jego nauki. Wszystko jest jeszcze bardzo świeże i aktualne. Co jakiś czas pojawiają się słowa krytyki jego pontyfikatu. To normalne. W ludzkich działaniach zawsze można dopatrzyć się, że można było zrobić coś lepiej. W historii papież Jan Paweł II zapisze się jako jeden z największych papieży.

 

          Tym papieżem kończę historyczny rys papieży. Na pewno były one dość trudne do przyjęcia. Komentarza w zasadzie nie potrzeba. No cóż, trzeba wyciągnąć właściwe wnioski i żyć lepiej.

          Wobec prowadzonych prac filozoteistycznych i propozycji zmian dogmatycznych dobrze jest postawić granicę między katechezą dwutysięcznego okresu chrześcijaństwa, a nowym współczesnym oglądem wiary. Wobec takiego podziału, papież Jan Paweł II osiągnął szczyt doktryny wiary w minionej epoce. Jak sam powiedział o swojej pierwszej encyklice Redemptor hominis (łac. Odkupiciel człowieka) z dnia 4.03.1979 r., Encyklika stanowi potwierdzenie z jednej strony tradycji szkół teologicznych, z których wyszedłem, z drugiej zaś, stylu duszpasterstwa, do którego się odwołuję. Papieżowi należy się za to ogromny szacunek, ale przychodzą nowe wyzwania. Im szybciej Kościół da sobie z tego sprawę, tym mniejsze poniesie straty.

 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.27

          

         Zaraz po egzaminie wyjechałem na obóz studencki. Byłem tam na dwóch turnusach. Jeden miałem za darmo bo bardzo mnie polubiono. Nowe mieszkanie w Kielcach zobaczyłem dopiero po powrocie z obozu studenckiego.  Obronę pracy magisterskiej przesunąłem na jesień. Po powrocie z obozu miałem  wolny czas więc zgłosiłem się do Oświaty i zapytałem, czy nie potrzebują nauczyciela fizyki. Bardzo pomogły mi papiery z Krakowa. Zostałem zatrudniony w Liceum dla Pracujących nr 1. W niej uczęszczała młodzież, która chodziła do szkoły muzy
cznej oraz dorośli ludzie. Klasy były różne. Zostałem nawet wychowawcą.

         Po jakimś okresie nauczania postanowiłem w klasie pierwszej zrobić kartkówkę. Zadałem trzy zadania. Przed pisaniem nakazałem schować wszystko ze stołów. Młodzież w milczeniu patrzyła na swoją czystą kartkę, która przed nimi leżała. Cisza jak makiem siał. Patrzę na klasę i nie widzę, aby ktokolwiek cokolwiek pisał. Podjąłem decyzję.

 

  Proszę wyciągnąć wszystkie pomoce naukowe.

 

Jedno wielkie hura znamionowało radość młodzieży. Po chwili było słychać tylko szelest przewracanych kartek. Moje baczne oko znowu nie zauważyło, aby ktoś coś pisał. Do dzwonka było jeszcze piętnaście minut. Wyszedłem z klasy. Za sobą usłyszałem znów wielkie hura. Po dzwonku wróciłem do klasy i pozbierałem kartki. W wyniku, jedna ocena minus trzy, reszta dwója. Zrozumiałem. W tej szkole i dla tej młodzieży trzeba zmienić sposób nauczania. Zamiast zadań wprowadziłem fizykę opisową.

         Do pracy w szkole podchodziłem bardzo poważnie. Uważałem, aby utrzymać stosowny dystans z młodzieżą. Nie uchroniło mnie to jednak od listów moich wielbicielek. Przechowuję je z nutką melancholii do dnia dzisiejszego. Którego dnia wyszedłem z klasy i podążałem do pokoju nauczycielskiego. Podbiegła do mnie jedna nieznana mi uczennica i zapytała wprost.

 

  Czy mogę umówić się z panem profesorem.

  Z której jesteś klasy.

  Z czwartej.

  Zrobimy tak. Teraz musisz się przygotowywać do matury.  

    Po maturze spotkam się z tobą bardzo chętnie.

 

         W następnym roku, 8 marca, w dzień Święta Kobiet, przyszedłem do klasy. Bardzo szybko zorientowałem się, że młodzież jest na rauszu. Nie dałem poznać po sobie, że zauważyłem tę kuriozalna sytuację i rozpocząłem zajęcia, ale w tonie dość swobodnym. Nie było sensu uczyć ich dzisiaj fizyki. W pewnym momencie wstała jedna uczennica i spytała.

 

  Panie profesorze, czy możemy wyjść na chwilę z klasy.  Mam do pana

    sprawę.

  Koniecznie? O co chodzi?

  Bardzo pana proszę, to pilna sprawa.

 

Nie wiedziałem, o co chodzi. Ona nalegała. Wyszedłem z nią i pytam.

 

  Słucham?

  Paweł, czy możesz mi dać swoje zdjęcie.

 

Kazałem jej wejść z powrotem do klasy.

 

          Inny incydent był dla mnie bardzo przykry. Uczennica z mojej klasy podeszła do mnie na korytarzu, odciągnęła mnie do okna i spytała.

 

  Panie profesorze był pan w piątek w teatrze z jakąś blondynką.

  O co chodzi?

  Bo gdybym ja tam była, dostałaby w mordę.

Wiara

 

          Katechizm Kościoła Katolickiego[1] podaje, że przez wiarę człowiek odpowiada na zaproszenie Boga (s. 45). Zgoda, ale jaką wiarę. Jeżeli wywodzi się ona z samego posłuszeństwa to jest emocjonalnie niedojrzała i podobna jest do heteronomicznej postawy dziecka. Wiara taka kształtuje się pod wpływem rodziców, środowiska szkoły, katechezy, kapłanów, kazań). Katechizm powołuje się na przykład posłuszeństwa Abrahama oraz Dziewicy Maryi (s. 45). Autorytety są niepodważalne, a jednak. Opowieść o posłuszeństwie Abrahama jest haggadą, obrazem posłuszeństwa i co ciekawsze, pochodzenia poza judaistycznego[2]. Owszem na podstawie legend można konstruować złote myśli, ale w tym przypadku zachęcam raczej do wiary rozumnej. Przywoływanie posłuszeństwa dziewicy Maryi jest również obrazowe, oparte na Łukaszowym oglądzie wiary. Opis Zwiastowania występuje jedynie w Ewangelii Łukasza i dziś wiadomo, że jest to jego obraz stworzony na potrzeby jego teologii. Słowa: Błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli (J 20,29) nie należy traktować jako uniwersalne przesłanie[3]. Pochodzi ono z konkretnego zdarzenia. Lepiej byłoby zastąpić ją  słowami: A błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi (Łk 7,23). Żydzi byli pobożni, ale byli też ostrożni: Chociaż jednak uczynił On przed nimi tak wielkie znaki, nie uwierzyli w Niego (J 12,37). Trudno się im dziwić. Człowiek dorosły, odpowiedzialny musi swoją wiarę na czymś oprzeć. Wiedza zawsze wyprzedza wiarę. Z wiedzy rodzi się myśl, która nabiera charakteru prawdopodobnego. Wiara oparta na wewnętrznym przekonaniu jest silniejsza i trwała. Wiara jest aktem rozumu (św. Tomasz)[4].

              

 

Papieże w okresie 1978–1978

 

Papież Jan Paweł I (1978) – pierwszy papież, który przyjął podwójne imię – Jan Paweł I. Ujął wszystkich swoim uśmiechem, prostotą i otwartością. Pragnął kontynuować dzieło poprzedników, zwłaszcza realizować zalecenia Soboru Watykańskiego II. Po 33 dniach znaleziono papieża martwego w jego pokoju. Lekarz stwierdził zgon z powodu zawału serca. Nie przeprowadzono sekcji zwłok, co stało się powodem oskarżeń o otrucie papieża pod adresem osób zamieszanych w aferę finansową Banku Watykańskiego.

 

 

Wspomnienia biograficzne  cz.26

 

         Ania utrzymywała kontakt z moją siostrą Barbarą. Bardzo chciałem usłyszeć od Basi co robi i myśli Ania. Bardzo za nią tęskniłem. Chciałem dowiedzieć się czy mnie jeszcze pragnie. Niestety, Barbara zamiast być moim sprzymierzeńcem, jak siostra, działała przeciwko mnie. Odradzała Ani dalszy ze mną kontakt. Bolało mnie to podwójnie. Żal do ukochanej siostry pozostał na długie lata.

         Siostra Madzia, córka Stasi skarżyła się, że u niej w liceum lekcje z fizyki są prowadzone przez przypadkowych nauczycieli, albo wcale ich nie ma. Do głowy wpadła mi myśl. Kończę studia, zajęć mam coraz mniej. Prace dyplomową jakoś można pisać w tle innych zajęć. Może by tak zgłosić się do szkoły Madzi i zatrudnić się jako nauczyciel fizyki? Jak pomyślałem tak zrobiłem. Dyrektorka przyjęła mnie jak wybawiciela jej problemów. Od 1 lutego otrzymałem 28 godzin tygodniowo. To więcej niż etat. Nic nie mówiąc, z dziennikiem pod pachą, poszedłem do klasy Madzi. Gdy wszedłem, zobaczyłem Madzie. Miała otwarte i trochę przerażone oczy na mój widok. Aby zapoznać się z poziomem klasy poprosiłem niektóre osoby, aby odpowiedziały mi na moje pytania. Wśród nich była przerażona siostra. Madzia miała niesamowity respekt przede mną. Gdy nie była przygotowana do lekcji szukała ratunku u mojej mamy. Nie musiała się bać. Nie zrobiłbym jej krzywdy. Po zakończeniu współpracy poprosiłem o opinię i potwierdzenie uczenia w szkole. Opinia była bardzo przychylna: Mimo braku wykształcenia pedagogicznego ob. Paweł Porębski wykazywał duże zdolności pedagogiczne. Był lubiany przez grono pedagogiczne jak i przez młodzież.

         W dniu moich urodzin, dzwonek. Przyszła Ania jakby nigdy nic. U
nas była ciotka Wanda, siostra ojca. Ania przysiadła się do stołu. Ciotka mówiła coś o mydle. Ania wtrąciła się do rozmowy i zaczęła wymądrzać się na temat jego składu chemicznego. Byłem zaskoczony tym i wkurzony jej zachowaniem. Poprosiłem ją do innego pokoju. Złość na jej zachowanie kompletnie mnie sparaliżowała. Zachowywałem się całkowicie pasywnie. Prawdopodobnie ta chwila zadecydowała o naszej przyszłości. Odprowadziłem ją do tramwaju. Zmarnowałem chwilę powrotu do mojej ukochanej.

         Po tym spotkaniu na nowo odżyło uczucie. Walczyłem z nim i  ze sobą. W połowie czerwca zabrałem jakieś wspólnie zakupione naczynia i pojechałem do domu Ani. Deszcz był rzęsisty. Zanim doszedłem do bramy, byłem całkowicie mokry. Serce waliło mi okropnie. O niczym innym nie myślałem, tylko o tym, aby rzucić się na szyję mojej ukochanej. Chciałem wszystko jej darować, byle być z nią. Otworzyła mi jej babcia. Zapytałem.

 

  Czy jest Ania?

  Niestety nie ma.

  Proszę oddać jej to pudełko.

  Dobrze.

  Dziękuję. Do widzenia.

 

Byłem przekonany, że Ania była wtedy w domu. To koniec. Zostałem persona non grata. Dusza płakała. Byłem wściekły na siebie, że wypuściłem z ręki tę jedyną i niepowtarzalną miłość. Za parę dni miałem opuściłem Kraków.

         29 czerwca miałem egzamin z radiometrii. Ostatni egzamin na studiach i pierwszy komisyjny. Praca w szkole zabierała mi sporo czasu i nie mogłem rzetelnie przygotować się z przedmiotu, który nota bene, bardzo lubiłem. W tym czasie mama pakowała swój dobytek i wyjeżdżała do Kielc. Postanowiła opuścić Kraków i pojechać za mną do Kielc. Była ona rodowitą lwowianką. Z Krakowem łączyły ją przykre wspomnienia i trudy życia.



[1] Katechizm Kościoła Katolickiego, Pallotinum 1994 t.

[2] Została zaadaptowana z innych, poza judaistycznych religii.

[3] Werset z ewangelii Jana można wykorzystywać do usprawiedliwienia przyjęcia np. wiary satanistów.

[4]  Św. Tomasz z Akwinu, Summa theologiae, II-II, 2,9.

Aborcja – moje stanowisko

 

          Muszę powrócić do tematu aborcji, choć już na ten temat kiedyś pisałem. Ostatnio temat ten powraca do szerokiej dyskusji. Burzliwe dyskusje i mnie się udzieliły, dlatego pragnę i ja przekazać swoje stanowisko w tej sprawie.

 

Obrońcy życia poczętego stoją na stanowisku:

Z chwilą poczęcia, pojawia się człowiek. To jest prawda obiektywna, naukowa.

Życie człowieka powinno być prawnie chronione już od pierwszej chwili poczęcia, niezaleznie czy jest zdrowe czy ułomne.

 

Zwolennicy aborcji twierdzą:

Zarodek to zarodek, a nie człowiek.

Matka powinna mieć prawo decydowania o aborcji w przypadkach gwałtu, dzieci kazirodczych i innych zdarzeń losowych.

 

          Niezależnie od tzw. prawd obiektywnych, życie społeczne polega na uszanowaniu poglądów większości. Dopóki nie ma konsensusu, trzeba wypracować kompromis. W innym przypadku społeczeństwo naraża się na ciągłą bezskuteczną wojnę.

          Kompromis polega na tym, że nawet ci którzy mają 100 % rację muszą trochę ustąpić. Tak nakazuje roztropność. Pan pochwalił nieuczciwego rządcę, że roztropnie postąpił (Łk 16,8).

          Trzeba przyznać, że przez jakiś czas, nawet przyszła matka nie wie, że nosi w sobie nowe istnienie. Jeżeli matka o tym nie wie, to tym bardziej nie można prawnie chronić tego, o czym się nie wie. Może się zdarzyć, że osoba w ciąży, prawie do końca rozwiązania nie przyzna się, że jest w odmiennym stanie. Świadomie lub nie może okaleczyć dziecko i siebie. Wobec świata wyzna, że był to nieszczęśliwy wypadek.

          Dopóki płód jest w łonie matki, należy do matki. Sytuacja zmienia się diametralnie z chwilą porodu. Na świat przychodzi nowy obywatel. To moment obowiązującej ochrony prawnej. Dopóki dziecko jest w łonie matki chronić go może jedynie sumienie matki.

          Aby nie było nadużyć aborcyjnych, przez lekkomyślność lub niedojrzałość matki, prawo powinno zakazywać lekarzom dokonywania aborcji, gdy nie ma zagrożenia jej życia. Podstawowym zadaniem lekarzy jest ratowanie życia, a nie odwrotnie.

          Ważne jest, aby ciąża była chciana. Dziecko powinno być kochane od pierwszych chwil poczęcia. Jeżeli matka nie potrafi uznać ciąży z gwałtu musi wziąć na swoje sumienie losy niezawinionego. O wszystkim powinna decydować matka. Nawet prawa ojca są ograniczone. Prawo musi zaczekać na przyjście obywatela.