Puszka Pandory 6, strach

           Bardzo ważnym momentem w moim życiu  było pozbycie się wszelakiego strachu związanego z kultem religijnym. W którymś momencie uznałem, że skoro Bóg jest samą Miłością, to jak można bać się Boga. Jest to niedorzeczne. Niestety do dzisiaj spotyka się przekaz Boga surowego, karzącego, który tylko czeka aby dopaść człowieka i wymierzyć mu sprawiedliwość. Kościół chętnie korzysta z instrumentów prawnych, nakazów i zakazów. Perspektywa mąk piekielnych odstrasza ludzi. Objawienia prywatne są niejednokrotnie pełne groźnego przekazu, orędzia. Np.: Czuły Ojcze, nie wylewaj Twojego gniewu na to pokolenie, aby nie zginęło zupełnieŻar Twojego tchnienia podpali ziemię, zamieniając ją w ugór; Miej Miłosierdzie dla nas, i nie osądzaj nas surowo (orędzie Jezusa przekazane 13.12.2009 r. przez  Vasula Ryden z Rodos).

          Tam gdzie strach, tam nie mam miejsca na miłość. Jezus przez swoje człowieczeństwo jest bardzo bliski człowiekowi. Dał temu wyraz wielokrotnie w czasie swego nauczania. Jezus Zmartwychwstały ma dostęp do każdego.  Przez Ducha Świętego stale uczestniczy w ludzkim życiu. Należy dać Bogu szanse, aby do nas przemawiał. Człowiek musi otwierać szeroko duchowe uszy. Usłyszy w nich niejedną odpowiedź. Znam osoby, które zwracają się do Boga tak bezpośrednio, że i ja czuję się często zażenowany. Mimo niedelikatności w sposobie, Bóg wysłuchuje człowieka z całą serdecznością. Prostota słów, ale gorące serce. Bóg widzi wiele spraw inaczej niż widzi człowiek i bardziej doskonale. Nie zwraca uwagi na język, formę, ale treść płynącą z serca.

          Przyznaję, że brakuje mi autorytetów. Przy nich człowiek czuje się pewnie, ma na kim się wesprzeć, a tak musi sam zdawać relację Bogu. Człowiek sam na sam z Bogiem. To niezwykłe spotkanie. Sam fakt, że tak można, jest dopingujące, aby stać się lepszym i godnym spotkania.

          Wielokrotnie w Piśmie Świętym napisano: Nie lękajcie się (Pwt 1,29; Joz 10,25; Iz 8,12; …). Podobnych słów użył Jan Paweł II kiedy został papieżem. Trzeba mieć odwagę bycia dobrym.

 

Wspomnienia biograficzne  cz.74

          Wątpliwości jakie dotyczyły teologii były bardziej dramatyczne. Przede wszystkim trzeba było wyzwolić się z bojaźni, że narusza się świętości. Powoli uwalniając się z niej, uświadomiłem sobie, jak bardzo zakorzeniony jest u ludzi strach przed Stwórcą, karą i grzechem. Początkowo próbowałem mieścić się w kanonach dogmatycznych. Nie było to możliwe. Trzeba było zacząć wszystko fenomenologicznie, od początku, odrzucając wszelkie stare nawyki i wyobrażenia. Jedną z pierwszych myśli jakie mi przyszły do głowy to, że obraz Boga jest zniekształcony przez oficjalną katechezę religijną. Podanie zaś religii jest infantylne. Bóg nie jest cesarzem, który rządzi światem. Istnieje, ale istnieniem niezwykłym dla nas. On po prostu jest. Czysty Akt bez domieszki możności. My możemy poznawać jedynie skutki Jego działania.

          Bóg dając nam swoją naturę, udrożnił nas na jej odbiór. Dzięki temu możemy w ogóle mówić o Bogu. Człowiek domaga się jednak zmysłowego poznania Boga. Bóg to przewidział i zesłał nam Siebie korzystając z ciała ludzkiego. Poprzez Jezusa możemy poznać samego Stwórcę. Tym zdaniem przekazałem swoje własne przemyślenia. Wszystko inne jest tylko obrazowaniem tych dwóch dogmatów. Jeżeli obrazowanie, to należy dopuścić i uszanować wiele takich obrazów. Tym samym bardzo dowartościowałem u siebie inne religie. Ponieważ Objawienie Boga w Jezusie było bezprecedensowe, cieszę się, że przyszło mi urodzić się w religii katolickiej. Tym samym czuję większą odpowiedzialność przekazu wiary. Poznając historię Kościoła, prawo kanoniczne, własne doświadczenia, spowodowały, że zacząłem krytycznie przyglądać się Kościołowi.

          Oprócz zagadnień naukowo-teologicznych przedstawiłem w książce sprawy kościoła, które mnie bolą. Użyłem języka zdecydowanego z zachowaniem kultury słowa. Szanuję poglądy innych, nawet gdy są niemądre i infantylne. Każdy może czcić Boga na swój sposób. Zależało mi też, aby pozostać wiernym sobie i swoim poglądom. Jeżeli się mylę, to Bóg mi to wybaczy. Wiem, że wprowadziłem kij w mrowisko.

          Po skończeniu pisania tekstu pierwszej książki kompletnie nie wiedziałem co należy dalej czynić. Udałem się do dyrektora Wydawnictwa Jedność Leszka Skorupy, z którym byłem zaprzyjaźniony. Na wieść o mojej chęci druku książki nie bardzo się ucieszył. Znał rzeczywistość wydawniczą. Generalnie książki nie są czytane. Ciężko cokolwiek sprzedać. Byłem dla niego potencjalnym znajomym, który będzie miał do niego później pretensje. Pouczył mnie, że aby wydać książkę w wydawnictwie katolickim, książka musi być ocenzurowana przez uprawnione osoby. Sam jednak nie zaproponował mi żadnego recenzenta. Pomyślałem sobie o ks. prof. Danielu Olszewskim, który wykładał historię, gdy studiowałem teologię. Czy on się zgodzi? Nie widzieliśmy się ponad 20 lat. Gdy spotkaliśmy się 28 lipca 2006 r., wysłuchał mnie uważnie i ku memu zaskoczeniu zgodził się na recenzję. 30 lipca przekazałem mu tekst do recenzji.          Równo dwa miesiące od rozpoczęcia pisania, 6 września, miałem dziwny sen, w którym Jan Paweł II uścisnął mi dłoń.

          Na recenzję czekałem miesiąc. Wreszcie usłyszałem sygnał oczekiwanego telefonu. Spotkaliśmy się i usiedliśmy na ławce parkowej. Przekazał mi swoją aprobatę całości książki. Miał drobne uwagi dotyczące spowiedzi oraz historii organizacji masońskiej. Byłem zdziwiony, że nie poruszył tematu mojej krytyki kościoła i nieobyczajności życia kapłanów. Zapytałem go, dlaczego nie zajął stanowiska wobec mojego krytycznego tekstu. Odpowiedział mi:

 – Proszę pana, jak ja mogę odnieść się do prawdy, o której pan pisze.

 Byłem zdumiony jego postawą i mądrością. Nie przyjął też żadnej gratyfikacji za trud opracowania recenzji.  Rozmowa z ks. prof. Danielem była ucztą intelektualną. To wszystko było dla mnie nieprawdopodobne. Napisaną recenzję przeczytałem dopiero w domu. Była ona dla mnie bardzo życzliwa. 9 września oddałem tekst pierwszej książki do drukarni Jedność. Dyrektor ks. Leszek Skorupa był zaskoczony wyborem recenzenta. Sięgnąłem po najwyższą półkę. 31 października odebrałem pierwsze 20 egz. książki Rzeczywistość w świetle nauki filozofii i wiary. 4 listopada ukazała się na wystawie księgarni „Jedność”.

Puszka Pandory 5, materia

 

         Pamiętam, że już jako student miałem wątpliwości co do budowy materii. Rozumowanie było proste. Gdyby materia istniała jako samodzielny byt, to można ją dzielić w nieskończoność. Gdyby ktoś odkrył najmniejszą cząstkę materii, to zawsze można by ją przepołowić, itd. Nieskończoność jest nieuchwytna, a więc materia nie może istnieć swoim istnieniem. Ponieważ anihilacja była już znana, ona dawała ważną wiadomość. Po zderzeniu się elektronu z pozytonem znikają obie cząstki i wyzwala się energia promienista.  Co to znaczy, że cząstki znikają? Substytut nie może tak po prostu zniknąć. Substytutu nie ma, a energia przejmuje jej własności. Pamiętam, jak sobie wyobrażałem falę elektromagnetyczną w obiegu kołowym. Pośrodku koła coś co zakrzywia bieg promienia. Później dowiedziałem się, że uczony Erwin Schrödinger (1887–1961) uważał, że elektron to fala stojąca, istniejąca w otoczeniu jądra atomowego. Potem poznałem mnóstwo innych poglądów, które umocniły moją tezę, że materii nie ma jako takiej. Materia to złudzenie.

          Kiedy byłem już przekonany w swojej tezie, bardzo się ucieszyłem, bo miałem wspaniały argument przeciw materialistom. Wiara w Przyczynę  Sprawczą nigdy mnie nie opuszczała. Bez Boga nie można nic wytłumaczyć, ani zrozumieć. Jaki jest Bóg, to już zupełnie inne zagadnienie.

 Wspomnienia biograficzne  cz.73

          Nie umiem tego wytłumaczyć. 6 czerwca 2008 r. usiadłem i napisałem pierwsze zdania mojej pierwszej książki Rzeczywistość w świetle nauki filozofii i wiary. Zacząłem od nauk przyrodniczych. Starałem się pokazać, że wszystkie modele konceptualne są tylko instrumentem tłumaczenia zjawisk fizycznych. Dałem do zrozumienia, że nauka boryka się z barierami poznawczymi. W końcu doszedłem do tego, że świat jawi się człowiekowi i to każdemu inaczej. Jest jedna prawda, ale jest jakby za mgłą. Tym sposobem teorię Einsteina i inne sprowadziłem do tymczasowych modeli, które z pewnością nie wytrzymają próby czasu. Teoria została nadal teorią. Dla mnie było to odkrywcze, a zarazem odważne. Wszedłem na drogę konfrontacji z nauką.

          Wątpliwości jakie dotyczyły teologii były bardziej dramatyczne. Przede wszystkim trzeba było wyzwolić się z bojaźni, że narusza się świętości. Powoli uwalniając się z niej, uświadomiłem sobie, jak bardzo zakorzeniony jest u ludzi strach przed Stwórcą, karą i grzechem. Początkowo próbowałem mieścić się w kanonach dogmatycznych. Nie było to możliwe. Trzeba było zacząć wszystko fenomenologicznie, od początku, odrzucając wszelkie stare nawyki i wyobrażenia. Jedną z pierwszych myśli jakie mi przyszły do głowy to, że obraz Boga jest zniekształcony przez oficjalną katechezę religijną. Podanie zaś religii jest infantylne. Bóg nie jest cesarzem, który rządzi światem. Istnieje, ale istnieniem niezwykłym dla nas. On po prostu jest. Czysty Akt bez domieszki możności. My możemy poznawać jedynie skutki Jego działania.

Puszka Pandory 4, natchnienie

         Dosyć ważnym odkryciem było, że „natchnienie” nie jest czymś co przynależy do wybranych, lecz jest zdolnością, która tkwi w każdym człowieku. Trzeba tylko natchnienie u siebie zainicjować, pobudzić. Natchnienie jest to otwarcie się na stan ducha, autostradę wiodącą do Boga. Udrożnienie swojej jaźni na sygnały z zewnątrz. Każdy więc może ulec natchnieniu. Widać to wyraźnie u poetów, malarzy, kompozytorów a także u tych, którzy zgłębiają wiedzę religijną. Wszyscy hagiografowie Starego Testamentu, autorzy Nowego Testamentu, a także innych ksiąg religijnych ulegali natchnieniu. Dlaczego? Bo pragnęli dobrze napisać księgi.  Im większe jest otwarcie się, tym większa łaska spływa ze świata transcendentalnego. Mogę również nieskromnie powiedzieć, że w czasie pisania moich książek (ośmiu) również ulegałem natchnieniom. Natchnienie nie daje jeszcze gwarancji przekazywanej Prawdy. Jest ono złożeniem się wielu czynników. Ważna jest wiara w Boga jedynego. Pragnienie odczytania Prawdy, czyste serce i wiedza. Ze stanu Prawdy nie można skorzystać, gdy nie ma się wiary, czy wiedzy. Treści odebrane nie są rozumiane. Trzeba je jeszcze przełożyć na język ludzki. To też wymaga umiejętności. Trudno jest mi osądzać własne natchnienia. To muszą osądzić inni. Muszę jednak podzielić się ciekawostkami jakie mi towarzyszyły podczas pisania książek, bądź co bądź o treści rewolucyjnej. Nieprawdopodobna łatwość w rozumieniu treści przekazu. Gdybym miał talent pisarski, to niewiele by mnie kosztowało odczytywanie nowego ujęcia wiary. Przyznaję, sam jestem tym zaskoczony. Wiele rzeczy „odkryłem”, czy zrozumiałem podczas nocnego snu (w pół śnie). Wtedy wstawałem, otwierałem komputer i przelewałem „objawione” treści. Daleki jestem od epatowania niezwykłości zdarzeń. Jeżeli czyni się coś z pasją, nie ważna jest pora doby. Tematem żyje się bez przerwy. To zaangażowanie jest samo w sobie twórcze.

Wspomnienia biograficzne  cz.72

        W kwietniu 2007 r. moja córka Ania wzięła ślub cywilny z Maćkiem mając już dwoje dzieci.                        

          W tym samym czasie brat Zbyszek dostał udaru. Jego życie zmieniło się radykalnie. Choć nie doznał uszczerbku fizycznego, jego pamięć szwankowała. 19 kwietnia Zbyszek nawiązał kontakt z otoczeniem. Mama mieszkająca z nim, w jednym domu, otoczyła go terapią psychiczną. Przez długie rozmowy powoli pamięć wracała. Nie miał jednak odwagi wyjść życiu naprzeciw. Żona Zbyszka była bezradna. Jeden syn wyjechał do Krakowa i tam podjął pracę. Drugi nie dorósł jeszcze, aby sprostać zadaniu opiekuna chorego ojca.

          Na 10 lecie niedzielnych przyjazdów mamy do nas, w pierwszą niedzielę września, przygotowaliśmy niespodziankę. Oprawiłem w ramki Dyplom ukończenia Konserwatorium Polskiego Towarzystwa Muzycznego we Lwowie przez Janinę Piskorz (babcię ur. 1897) 30 czerwca 1933 r. Monika nauczyła się sama nowego utworu muzycznego na fortepianie. Ja ułożyłem muzykę do słów wiersza mamy Przyjdę do Ciebie napisanego we Lwowie i datowany 22 lipca 1941 r. Po chwili słuchania, mama skojarzyła śpiewaną i graną na pianinie pieśń ze swoim wierszem napisanym sprzed ponad 60 laty. Czule się rozpłakała. Jej wzruszenie udzieliło się wszystkim. Warto wspomnieć, że mama napisała jeszcze inne wiersze: Kiedy ja umrę, Kwiat paproci 1937, Zew wiosny 1940, Nie traćmy nadziei 1940, Nikt mi nie powiedział 1941, Pierwszy deszcz 1942, Jesień i życie 1943.

 

Puszka Pandory 3, pomoc Boża

         Ważne było „odkrycie”, że Bóg nie za bardzo może pomagać ludziom i cierpi z człowiekiem. Na zdrowy rozum, jeżeli może, to nie bardzo zrozumiała jest Jego bierność. Wyjaśnienie tkwi w tym, że Bóg dając człowiekowi wolną wolę, nie może jednocześnie tłamsić ją swoimi ingerencjami. Bóg powiedział. Czyńcie sobie ziemię poddaną, a więc od człowieka zależy jak sobie pościele tak się wyśpi. Oczywiście człowiek nie żyje sam na świecie, lecz w społeczności. Los człowieka jest więc uzależnione od działań populacji ludzkiej. Nie ma się co dziwić, że w historii byli tacy szaleńcy jak Hitler, Stalin i Bóg dopuścił ich do działania. Człowiek sam sobie zgotował ten los.

          Bóg czyni cuda (znaki) na szczególne prośby i modlitwy. Dlaczego często trzeba czekać na rezultaty modlitwy? Bo Bóg szuka takich rozwiązań, aby nie naruszały cudzej woli. Często cuda są to wytłumaczalne zdarzenia, które zdarzyły się w sposób nieprawdopodobny.

          Pojęcia takie jak preegzystencja, Trójca święta są pojęciami wprowadzonymi na spojenie koncepcji wiary uknutej na wierzeniach przedhistorycznych. Powstały karkołomne pomysły, które w gruncie rzeczy są zbędne do wiary w Jedynego Boga.

          Tak więc narodziny Jezusa odbyły się normalnie jak każdego człowieka. Jezus był z krwi i kości człowiekiem. Jego żarliwość i oddanie się Bogu pozwoliło na niecodzienny akt. Jezus po śmierci  otrzymał chwałę Ojca i stał się Jego Obrazem. Za życia Jezus korzystał z mocy danej mu przez Ojca. Jego mistyczne zaślubiny z Bogiem pozwoliły Mu na działalność jaką prowadził. Na Krzyż udał się z własnej woli. Jego Ofiarę przyjął Ojciec i uczynił ją skuteczną. Miłość płynąca z Krzyża, generowana podczas każdej mszy świętej jest skuteczna i gładzi grzeszność ludzką, ale u tych, którzy tego chcą i pragnął.

Wspomnienia biograficzne  cz.71

          19 lipca 2004 r. burza zniszczyła nam zasilacz PC firmy, dwa telewizory, wieżę, video, OC Łukasza, telefony, nagrywarkę PC, fax, laptop, lampy w wiatrołapie. Telewizor który kupiliśmy za gotówkę został kupiony przez Anię de facto na raty. Burza go zniszczyła, raty pozostały.   

            29 sierpnia Krysia idzie do szpitala na operację narządów kobiecych. Wraca 7 września. We wrześniu spłacam kolejne wielotysięczne długi Ani. 

              21 października 2004 r. otrzymałem Srebrny Krzyż Zasługi. Nominaję podpisał Prezydent  Aleksander Kwaśniewski. Doceniono moją pracę na rzecz Izby Przemysłowo Handlowej, wielokrotny udział w komisjach TOP Prezydenta Kielc. Na jednym z nich forsowałem skutecznie firmę prywatną mojego byłego szefa Ryszarda L., który tak bardzo mnie nie lubił.

            Cukrzyca doprowadziła mnie do wagi 74 kg. Wystarczy. Od 14 czerwca rozpocząłem wstrzykiwać sobie insulinę.

 

 

Puszka Pandory 2, cuda

         „Odkrycia” zaczęły wysypywać się jak z rękawa. Bóg stworzył świat według koncepcji, która nas zadziwia. Dokonał cztery ważne akty: powołanie świata do istnienia, powołanie życia, uczłowieczenie istoty człekokształtnej i akt Wcielenia Boga w postać Jezusa Chrystusa. Można przyjąć, że czas wielkich cudów zakończył się. Świat zaczął toczyć się ustalonym nurtem. Bóg nie musi bez przerwy czynić cuda. Wszystko odbywa się według ustalonych procesów. Trudno wzbraniać Bogu czynienia cudów, ale są to zdarzenia szczególne i jednostkowe. Czytając Pismo święte, a zwłaszcza Nowy Testament rzuca się w oczy wzrost zdarzeń cudownych w tym okresie. Ilość ta wzbudziła moją nieufność. Czy naprawdę Bóg, chcąc zrealizować swój zamiar, musiał tak wiele razy łamać prawa przyrody, które sam ustanowił? Wątpliwości zaczęły narastać po wnikliwym zapoznaniu się z redakcjami czterech ewangelii. Dziś już wiadomo, że Łukasz jak i Mateusz dodawali do tekstów własne przemyślenia i wizje teologiczne. Ewangelia Jana jest raczej gotowym produktem szkoły Janowej, a nie Ewangelisty Jana. Cytaty Jezusa są zniekształcone i nie są dosłowne. Trzeba dobrze nagłowić się, aby wydobyć prawdziwy sens cytowanych wypowiedzi Jezusa. Nowy Testament, który był dla mnie stabilną opoką, stał się materiałem badawczym. Mam świadomość, jak wiele osób tak samo traktuje Pismo święte jak ja przyjmowałem do czasu tzw. „odkryć”. Wiem, ile mnie kosztowała zmiana oglądu wiary. Szok za szokiem.

Wspomnienia biograficzne  cz.70

         Cukrzyca mnie dobijała. Poziom cukru rano grubo powyżej 200.  Bardzo martwiliśmy się nieuregulowanym życiem Ani. Ciągle trzeba było ją (ich) wspierać finansowo. Gdy ja się buntowałem, wspierała ją Krystyna.

          W marcu kupiłem mieszkanie na ul. Kochanowskiego. Zrobiłem tam remont. Zamieszkała tam Ania z Maćkiem. Oczekiwaliśmy, że mieszkanie ustabilizuje życie młodych. Wystarczyło tylko podjąć pracę. Brak wykształcenia obojga dawał małe szanse zatrudnienia. Potrzeby ich były wygórowane. Ania zaczęła pożyczać pieniądze. U Providenta wzięła 2300 zł, oddać miała 3994.64 zł. Licząc na cud pożyczała coraz więcej. Cud jednak nie nadchodził.

          W dalszym ciągu  wysoki poziom cukru rano, grubo powyżej 200 (280).  Zadłużenie Ani rośnie (parę tysięcy) przez wzięte kredyty i telefony. Maleją zasoby w banku oraz Krysi biżuteria.

          7 czerwca Łukasz  zdał ostatni egzamin na studiach. 9 czerwca spotykam się z Anią, Maćkiem i z jego mamą na poważnej rozmowie. Kończy się ona bardzo korzystnie, ale dla Ani i Maćka. 12 czerwca kupiłem samochód Forda Transit za 13000 zł. 16 czerwca Ania z Maćkiem wyjeżdżają do Holandii.  Pożyczam im na wieczne nieoddanie 4000 zł. Będą próbowali tam ułożyć sobie życie. Póki co, dosłałem im  jeszcze 500 zł.

          1 lipca 2004 r. Dagmara wylatuje do Londynu (do 27 sierpnia). 2 lipca Łukasz obronił pracę magisterską na Uniwersytecie Warszawskim.

Puszka Pandory cz.1, grzech pierworodny

          Puszka Pandory moich „odkryć” otworzyła się, gdy odważyłem się podważyć pierwszy dogmat o grzechu pierworodnym. Nie było to takie proste. Wierzyłem, że Kościół przekazuje absolutną prawdę, a to co kłóciło się ze zdrowym rozsądkiem kładłem na garb swojej niewiedzy. Pamiętam ten moment jak odważyłem się postawić tezę, że grzech pierworodny nie mógł być jednym aktem, lecz procesem długofalowym. Zacząłem szukać argumentów wyjaśniających. Od dawna wiedziałem, że Adam znaczy też „ludzie” i Kościół akceptuje równoległą egzegezę, że Bóg stworzył ludzi, a Adam jest tylko ich obrazem. Jeżeli tak, to nie Adam zgrzeszył tylko ludzie. Ponieważ trudno jest ustalić kto pierwszy zgrzeszył, a więc pod pojęciem grzechu pierworodnego kryje się ludzka grzeszność, jako coś, co jest przynależne ludziom. Kiedy przypomniałem sobie słowa Jezusa:  Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia (Mt 18,8; Łk 17,1) byłem już pewien, że wkroczyłem na dobrą drogę rozważań. Grzeszność jest skutkiem wolności jaką człowiek otrzymał od Boga. Jeżeli Bóg dał człowiekowi wolność wyboru, to nie może karać za to, gdy ktoś sprzeciwi się przeciw Niemu. Tak, Bóg nie może za to karać. Dalsze rozważania poszły w kierunku, że Bóg nie może nikogo karać. Kara jest rodzajem odwetu. Bóg jest Miłością. Jeżeli człowieka dosięgają skutki grzechu, to ich autorem jest sam człowiek, nie Bóg. Boże jakie to proste!

          Grzechy ludzkie osłabiają jedynie relacje z Bogiem. Owszem można uznać, że pierwsi ludzie byli bez grzechu, ale ten stan skończył się bardzo szybko.  Pierwszy grzech nie mógł uczynić skazy na sercu, która przenosi się z pokolenia na pokolenie. To jest bezzasadne. Poza tym, za każdym nowym narodzeniem Bóg nie może kreować duszy ze skazą! Pojęcie grzechu pierworodnego ma zupełnie inny sens. Mówi o grzeszności ludzkiej jako skutku otrzymanej wolności woli. Można tę teologię rozwijać.

           Wobec tego „odkrycia” Niepokalane poczęcie Maryi nie bardzo ma sens.

Wspomnienia biograficzne  cz.69

          1 kwietnia 2000 r. wyjechałem wraz z moim synem Łukaszem na wycieczkę-pielgrzymkę do Włoch. Trwała ona 9 dni. Zwiedziliśmy 17 miejscowości.

          Dagmara poleciała na obóz językowy do Londynu. Kupiłem od brata Zbyszka małe mieszkanie przy ul. Ściegiennego.

          W czerwcu przeprowadziłem z Anią i jej chłopakiem Maćkiem  poważną rozmowę. Przekazałem im nasze stanowisko w ich sytuacji. Zrobili dokładnie odwrotnie, niż my sobie tego życzyli. Za 10 miesięcy przyjdzie na świat mój pierwszy wnuk Piotruś.

         Rozpocząłem prace w nowym języku programowania Delphi 2005. Pierwszym zadaniem było napisać od nowa program do obsługi małej przedsiębiorczości. Przejście z języka Clippera na Delphi sprawiało mi kłopot. Zupełna inna filozofia programowania. Do pomocy poprosiłem siostrzeńca K.R., który był jeszcze studentem Politechniki Świętokrzyskiej. Zaangażowałem go do opracowywania niektórych narzędzi programowych. Byłem z niego bardzo zadowolony. Sugerowałem mu pracę w ZUBIXie po skończeniu studiów.

          8 marca 2001 r. pochowany został Feliks Kowal, mój prawdziwy przyjaciel. 8 kwietnia urodził się wnuk Piotruś. 3 lipca umarł mój przyjaciel Krzysztof Z. Tego dnia, zszedł do garażu, aby coś porządkować. Tam poczuł się źle. Usiadł na przednim siedzeniu za kierownicą i zmarł. Pogrzeb odbył się 9 lipca.

          Zaproponowałem K.R. opracowanie programu w Delphi do ewidencji i rozliczania środków trwałych. Trzeba było przenieść filozofię  z programu dosowego, który funkcjonował od lat. Dałem mu na to siedem miesięcy. Pieniądze jakie mu za to zaproponowałem były według niego bardzo duże. Przekonałem go, że jego praca jest tego warta. Program jego EIRST nie został zakończony w terminie, nie było również napisanej do niej dokumentacji. Sam uspakajałem go, że skończy zobowiązanie już w ramach pracy, gdy ją u mnie podejmie. Byłem pewny, że po studiach zatrudni się u mnie. Kiedy skończył studia, nic mi nie mówiąc, znalazł sobie inną pracę przez internet i wyjechał do Krakowa. Program był jeszcze niedopracowany. Na pierwsze jego wdrożenie[1] ściągnąłem siostrzeńca, aby pojechał ze mną. Nie bardzo był z tego zadowolony. W kwietniu następnego roku podmieniłem wdrożony program na stary dosowy. Program siostrzeńca, bez koniecznych poprawek, nie nadawał się do eksploatacji.

          Pojechałem na 30 lecie ukończenia studiów na Słowacki Raj. Atmosfera była bardzo miła. Cukrzyca zwalała mnie z nóg. Cudem przechodziłem przez skałki, kładki górskie. Świat  wirował mi w głowie.

         Dzieci dorastały. Bardzo chciały zobaczyć trochę innego świata. 1 lipca Dagusia pojechała na Chorwację. 11 lipca Łukasz wyjechał do Nicei.

 


[1] W PGK Końskie

Mesjasz typem (figurą) Jezusa Chrystusa

          Upadek autonomii Izraela rozbudził w Izraelitach nadzieję na nowego króla – Mesjasza w sensie politycznym. Mesjasz miał wziąć swój początek w zamysłu Bożego: Z łona przed jutrzenką zrodziłem cię jak rosę! (Ps 110,3). W psalmie 110 (Psalm Dawida) ukazane jest Jego proroctwo. Tytuł psalmu sugeruje, że lektorem jest Dawid.  Opowiada on, że Bóg przez proroka zwrócił się do któregoś jego protoplasty (lub do samego Dawida) z zapowiedzią nadejścia mesjasza. Konstrukcja psalmu jest zagadkowa i niejasna. Prorok zwraca się do przyszłego mesjasza w drugiej osobie jako kogoś, kto już istnieje i został zrodzony przed jutrzenką: Ty jesteś kapłanem na wieki (Ps 110,4). W następnym wersecie przechodzi na osobę trzecią: Pan po twojej prawej stronie zetrze królów w dzień swego gniewu. Będzie sądził narody (Ps 110,5–6).

          Ta niejasność tekstu nie przeszkadza w interpretacji żydowskiej. Dla nich jest to zapowiedź kogoś, kto dopiero nadejdzie i wyzwoli ich lud.

           Niektórzy Żydzi dopatrywali się w Jezusie zapowiadanego Mesjasza. Jezus kwestionuje ten pogląd: surowo zabronił uczniom, aby nikomu nie mówili, że On jest Mesjaszem (Mt 16,20). Chcąc podważyć ten pogląd zadaje faryzeuszom zasadnicze pytanie: Jak mogą twierdzić uczeni w Piśmie, że Mesjasz jest synem Dawida? Wszak sam Dawid mówi w Duchu Świętym: Rzekł Pan do Pana mego […]. Sam Dawid nazywa Go Panem, skąd że więc jest [tylko] jego synem?(Mt 20,41–46; Mk 12,35–37; Łk 20,41–44).  Jezus chce być inaczej spostrzegany. Nie chce być królem Izraela w koncepcji mesjanizmu żydowskiego, jako władca, wybawiciel narodowy, ale Sługą przymierza zawartego między Bogiem a ludem Dawida. Sam Jezus nie identyfikuje się z mesjaszem i woli nazywać się Synem Człowieczym. Chrześcijanie nie chcą uszanować Jego stanowiska i w postaci Mesjasza dopatrują się Jezusa Chrystusa.  Nadgorliwość chrześcijańska stworzyła konstrukcję preegzystencji brew Jezusowi. Powoływanie się chrześcijan na Psalm 110 jest teologicznym nadużyciem. 

          Czy Jezus był Mesjaszem?  Jezus Chrystus został przypisany do Mesjasza ze względu na figurę Wybawiciela. Podobnie Jezus ma w Starym Testamencie wiele innych figur (Adam, Abraham, Jakub, Mojżesz, Ofiara Baranka). Owszem przypomina się te figury (typy), ale nigdzie nie są identyfikowane sensu stricto z Jezusem. Podobnie winno być z Mesjaszem.  Według Żydów Jezus nie jest zapowiadanym Mesjaszem. Oni nadal oczekują politycznego wybawcy, Króla, który władałby wiecznie nad Izraelem. W chrześcijaństwie zapożyczenie  pojęcia Mesjasza mocno się zakorzeniło. Niech tak zostanie, ale prawda jest taka, że Mesjasz jest typem (figurą) Jezusa Chrystusa.

Wspomnienia biograficzne  cz.68

           Od września 1996 r. stałym gościem niedzielnej biesiady jest moja mama. Przywożę ją po dziesiątej, po wysłuchaniu przez nią mszy radiowej. Co niedzielę odbywają się debaty intelektualne. Z mamą można rozmawiać na wszystkie tematy, począwszy od fizyki jądrowej, po teksty ewangeliczne.

          Ania zaczęła nam sprawiać coraz więcej kłopotów. Ja coraz bardziej zapadałem na zdrowiu. Cukrzyca zaczęła dzieło niszczycielskie. Niepotrzebnie broniłem się przed insuliną. Koncepcja życia mojej pierwszej córki Ani była zupełnie inna niż moja. Bardzo nad tym ubolewałem. Mój model rodzinny powoli ulegał w gruzy. W tym czasie druga córka Dagusia była fajnym podlotkiem. Łukaszek był już młodzieńcem.

          W czerwcu 1999 r. kupiłem Peaugeota 106. Mój stan zdrowotny tak się pogorszył, że Krystyna nie chciała mnie w ogóle puszczać w delegację autem. Faktycznie, zasypiałem w samochodzie już na obrzeżach Kielc. Parę razy zabierałem ze sobą Anię, aby mnie pilnowała. Kiedy wracaliśmy z Częstochowy, Ania poinformowała mnie, że jest w ciąży. Przyjąłem to spokojnie. 16 grudnia urodziła się nam wnuczka Monika. Została u nas.

Prawda o aniołach

         Ciekawe, że najpierw pozbyłem się szata jako istoty istniejącej swoim istnieniem, aby dojść do wniosku, że anioły są pojęciami konceptualnymi i również nie istnieją własnym istnieniem. Bardzo pomogły mi studia historyczne religii przedjudaistycznej. W zasadzie źródła historyczne wyraźnie wskazywały skąd wzięło się pojęcie aniołów jako wojsko Króla (Boga). W dalszej fazie badań zdałem sobie sprawę, że anioły nie są Bogu do niczego potrzebne (chyba, że do obrazowania Bożego działania). Bardzo pomogło mi Pismo święte, w którym znalazłem wiele perykop mówiących o aniołach w sensie negatywnym: I stało się onej nocy, że wyszedł Anioł Pański, a pobił w obozie Assyryjskim sto ośmdziesiąt i pięć tysięcy. A gdy wstali rano, oto wszędy pełno trupów  (2Krl 19,35); … miecz Pański i mor był w ziemi, a Anioł Pański żeby niszczył wszystkie granice … (1Krn 21,12); Tedy wyszedł Anioł Pański, i pobił w obozie Assyryjskim sto ośmdziesiąt, i pięć tysięcy; a gdy wstali bardzo rano, oto wszędy pełno trupów (Iz 37,36); Anioł wyciągnął już rękę nad Jerozolimą, by ją wyniszczyć, wtedy Pan ulitował się nad nieszczęściem i rzekł do Anioła, niszczyciela ludności: «Wystarczy! Cofnij rękę!» (2Sm 24,16); Dawid widząc, że Anioł zabija lud, wołał do Pana: «To ja zgrzeszyłem, to ja zawiniłem, a te owce cóż uczyniły? Niech Twoja ręka obróci się raczej na mnie i na dom mego ojca!» (2Sm 24:17).  Pojęcia „anioł Jahwe”, „anioł Pański”, „anioł Boży” nagminnie używane w Piśmie świętym przekonały mnie, że pod postacią anioła kryje się sam Bóg. Kiedy pozbyłem się aniołów i szatana, pojawiła się myśl, że obecna teologia musi ulec przebudowie. Ta myśl była smutna. Wcale nie było moim zamiarem cokolwiek burzyć. Nowe spojrzenie przyszło samo od siebie. Być może pomogły moje modlitwy, w których prosiłem Boga o oświecenie mnie.

          W życiu religijnym można dostrzec anioły w objawieniach neurotycznych, ale jest to zrozumiałe. Bóg wykorzystuje pojęcia konceptualne w które wierzy człowiek do komunikowania się z człowiekiem,       

          W życiu religijnym można dostrzec anioły w objawieniach neurotycznych, ale jest to zrozumiałe. Bóg wykorzystuje pojęcia konceptualne w które wierzy człowiek do komunikowania się z człowiekiem,

 Wspomnienia biograficzne  cz.67

          Zachęcono mnie  do startowania w wyborach samorządowych. 18 maja 1994 r. podpisałem kandydaturę na radnego z 6-tego okręgu. Rozpoczęły się spotkania przedwyborcze. Przyznaję, że były to nowe doświadczenia. Na moje szczęście nie zostałem wybrany. Nie nadawałem się do długich posiedzeń, ciągłych kłótni politycznych i jałowych dyskusji.

          4 maja 1994 r. zakupiłem okna dachowe. Budynek został zamknięty.          Zawiozłem Krysię do Bytomia na operację tarczycy. Podcięto jej gardło. Jaka ona była dzielna! Pozostała prawie niewidoczna blizna.

          Mój poziom cukru wzrastał. Czułem się coraz bardziej podle, chudłem w oczach. Ania nie bardzo chciała się uczyć. Bardzo mnie to martwiło.

          Na ostatnią wigilię w dotychczasowym mieszkaniu przy ul. Tarnowskiej zaprosiliśmy całą rodzinę.

          Ania przekonywała mnie, że lepiej dla niej będzie nauczyć się porządnie języka niemieckiego, niż uczyć się tego, czego nie lubi. Chciała wyjechać do Niemiec. Córka mego znajomego miała podobną koncepcję, ale chciała wyjechać do Austrii. Pomyślałem, że Ania mogłaby wyjechać z córką znajomego. Przeprowadziłem rozmowę z psychologiem. Po zaznajomieniu się z moimi rozterkami ojca powiedział, że nie Ania ma problem, bo wie co chce w życiu robić, tylko my rodzice. Zapożyczyłem się i wysłałem Anię do Austrii na 3 miesiące. Wieści jakie przychodziły, były w miarę zadawalające. Krysia pojechała do Ani na kilka dni, aby ją odwiedzić.

          29 czerwca 1996 r. spędziłem pierwszą noc w naszym wybudowanym domu. Krysia ociągała się z zamieszkaniem w nim. Przewiozłem telewizor na przynętę. Udało się.

Prawda o szatanie

          Kolejnym znaczącym „odkryciem” było stwierdzenie, że szatan nie istnieje własnym istnieniem jako byt. Nie ukrywam, że temu „odkryciu” towarzyszyła duża emocja. Postać szatana jest powszechnie epatowana. Kościół stale przywołuje to pojęcie. Używa w katechezie,  homiliach i kazaniach. Przestrzega przed jego wpływem zamiast tłumaczyć prawdziwy mechanizm rodzącego się zła. Wyrzucić szatana ze zbioru istot żyjących było dość trudne i ryzykowne.  Wymagało wielu przemyśleń, skojarzeń i porównań. Warto zaznaczyć, że wiele informacji jest dostępnych w literaturze religijnej. Już  od dawna wielu uczonych, teologów, biskupów zgłaszało argumenty przeciw ontologicznemu istnieniu szatana. Bardzo pomogło mi podejście fenomenologiczne, bez obciążeń oficjalnej katechezy. W końcu postać szatana wydała mi się całkowicie absurdalna. Zastanawiałem się, jak może istnieć istota, która ma w sobie samą nienawiść. Po ludzku nie potrafiłem sobie tego wyobrazić. Poza tym, bierne stanowisko Boga wobec szatana wydało mi się dość dziwne. Jeżeli szatan jest źródłem zła na świecie, to Bóg jednym słowem mógłby świat z niego uwolnić. Tak jednak nie było. Teza, że Bóg celowo nie likwiduje szatana, bo ma w tym swoje własne zamysły, działa przeciw samemu Boga.  Niedomówienia i brak konkretów odnośnie czasu buntu aniołów były czynnikiem zniechęcającym do wiary w istnienie szatana.  Pewności nabrałem, gdy rozwikłałem tajemnicę wolnej woli człowieka, grzechu pierworodnego oraz koncepcji zbawienia. Bardzo pomogły mi wersety z Pisma świętego, np.: Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą (Mt 18,8; Łk 17,1); Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz (Mt 10,34). Trzeba było zrozumieć najpierw ekonomię Bożego zamysłu. Dla szatana nie było i nie ma tam miejsca.

 Wspomnienia biograficzne  cz.66

          Mój golf parkował na placyku przed domem. Któregoś dnia wieczorem (1993 r.) Krysia zauważyła z okna, że ktoś  kręci się przy naszym samochodzie. Prawdopodobnie coś czytałem, bo schodząc po schodach IV piętra nie zdjąłem okularów. Było już ciemno. Zbliżając się do auta, zauważyłem kucającą postać pod krzewem. Gdy podszedłem bliżej,   zobaczyłem dwie postacie siedzące na przednim siedzeniu. Podbiegłem, otworzyłem drzwi od strony kierowcy, złapałem faceta za klapy. On zaczął wołać do kumpla siedzącego obok.

 –  Przypierdol mu kurwa.

 Złodziejaszek siedzący obok niego jakby zamarł. Siedział i nie ruszał się. Miałem jednak w pamięci osobę kucającą. Bałem się, że od tytułu dostanę zaraz w głowę. Klinowałem złodzieja skutecznie, ale nie mogło to trwać wiecznie. Z rozmysłem popuściłem trochę. Złodziej wyskoczył z samochodu. Nagle poczułem uderzenie między oczy. Okulary wbiły mi się w twarz i popłynęła krew. Zrobiłem kontrolowany odskok, na tyle, aby uciekli. Wiedziałem, że z trzema nie wygram. Pobiegli do swojego samochodu. Przez zakrwawioną twarz spojrzałem i zapamiętałem numery rejestracyjne. Nie minęła godzina, jak znaliśmy już dane złodzieja. Zaraz po tym napadzie uciekli oni do Czech.

          Z ramienia Staropolskiej Izby Przemysłowej wystartowałem do wyborów parlamentarnych. Nie należałem do żadnej partii. Przytuliłem się więc do Bezpartyjnego Bloku Wspierania Reform, słynne BBWR.  10 minut przed zamknięciem listy podano mi do podpisania „lojalkę”. Blok chciał się zabezpieczyć na przyszłość. Ustanowił wysoką karę pieniężną dla niesubordynowanych. Nie bardzo mi się to podobało. Powiedziałem, że podpiszę lojalkę, jak dopiszę, że w sprawach dotyczących etyki i sumienia pozostawię sobie swobodę głosowania. Nie zgodzili się. Oddałem „lojalkę” niepodpisaną. Na moje miejsce wskoczył kandydat z Ostrowca.

Pismo święte źródłem historiograficznym

          Innym ważnym „odkryciem” było poznanie niuansów redakcji Pisma świętego. To co uważałem, jak większość, za sacrum okazało się też źródłem historycznym do badań lub Księga do przeżyć religijnych. Sacrum zaś, jest głęboko ukryte i trzeba je dopiero wydobyć. Pomimo trzeźwego i zdroworozsądkowego oglądu, zachowałem do Pisma świętego szczególną sentymę. Może dlatego, że wiem sporo na jego temat i ta świadomość pozwala mi zobaczyć w nim jego piękno. Już nie reaguję emocjonalnie na opisy okrucieństwa Starego testamentu, bo wiem skąd one się tam wzięły. Znam ich pochodzenie i tłumaczenie. Wiem jaką rolę opisy te spełniały dla ówczesnych Żydów. Wiedza stłumiła złe emocje jakie towarzyszyły mi przy czytaniu Starego Testamentu.

          I tak sobie myślę, że gdyby Kościół bardziej zadbał o prawdziwy przekaz historiograficzny Pisma, nie wypuklał treści legendarnych i gdyby zmienił infantylną katechezę na rzetelną, według dzisiejszej wiedzy, to entuzjazm do Pisma udzieliłby się nie tylko mnie.

          Nie ukrywam, że im więcej zdobywałem wiedzy, tym narastała złość na przekaz katechetyczny. Piszę o tym otwarcie, słowem rozpaczy i buntu. Mój głos niech będzie tym, który obudzi umysły hierarchów Kościoła. Obrana droga Kościoła zmierza do pomniejszenia jego własnej roli.

Wspomnienia biograficzne  cz.65

           Kupiliśmy działkę budowlaną w odległości 15 minut piechotą od centrum miasta. Zaczęła się budowa domu, która trwała 4 lata.

          Pomimo mnóstwa obowiązków, prawie codziennie nie rozstawałem się z interesującą mnie literaturą filozoficzno-religijną. Moje myśli ciągle biegły w świat transcendencji, nieskończoności. Była to moja pasja. Co niedzielę prowadziłem z matką rozmowy na tematy wiary i rzeczywistości, która nas otacza. Podziwiałem jej bystry umysł, wiedzę i umiejętność logicznego ujmowania rzeczy niezwykłych, naukowych i religijnych. Moje dzieci nie okazywały moich zainteresowań. Bardzo mnie to bolało. Wydawało mi się, że zbliżyłem się trochę do prawdy i z tą prawdą chciałem się podzielić. Słuchano mnie z grzeczności i to bardzo rzadko. Krystyna powoli wciągała się w nasze dyskusje teologiczne. Zawsze pozostawała jednak chłodno-zdroworozsądkowa. Nie potrafiła ponieść się emocjom duchowym. Jej przeżycia w skrycie ukrywała bardzo głęboko.

          23 grudnia 1992 r. kupiłem legalnie golfa Volkswagena w Austrii. Był z tzw. odzysku,  a przy tym w bardzo dobrym stanie. Pierwszym właścicielom auto to zostało skradzione. Po jego odnalezieniu, zapomniano odnotować ten fakt w rejestrze samochodów skradzionych.

          16 lipca jechałem golfem z moim pracownikiem w delegację służbową. W Wadowicach zatrzymali mnie policjanci. Jeden z nich zajął się badaniem dokumentów, a z drugim nawiązałem przyjacielski dialog. Paliłem papierosa i gwarzyłem. Po chwili podszedł pierwszy policjant i powiedział.

–  Jest problem.

–  Jaki?

–  Samochód widnieje jako skradziony.

Tłumaczenia nic nie dały. Golfa musiałem odstawić na parking policyjny. Został wprowadzony do wielkiego garażu. Policjant żalił się do mnie.

– Patrz pan, a nasze samochody muszą parkować na dworze.

Garaże były przepełnione odzyskanymi samochodami. Samochód zostawiłem w dobrym towarzystwie markowych samochodów. Do Kielc wróciliśmy autobusem. Dopiero po tygodniu udało mi się uwiarygodnić legalny zakup golfa u dealera austryjackiego. Kiedy odbierałem 23 lipca samochód z powrotem, wzbudziłem duże zainteresowanie miejscowej policji. Jeszcze nikt, z ich parkingu, nie odjechał swoim samochodem.