Wiara magiczna

        Powiem wprost. Nie jestem zwolennikiem wiary magicznej, ozdobionej zbytnio symbolami, czy czynnościami sakralnymi różnego pochodzenia, jak np. ablucje rytualne, obrzezanie i inne. Podobnie nie bardzo podobają mi się ofiary pieniężne (zwłaszcza, „co łaska”) za udzielanie sakramentów (chrzest, małżeństwo), odpuszczanie grzechów, msze przebłagalne. Również obcy jest mi ascetyzm, choć rozumiem takie potrzeby.

          Z kolei lubię uczestniczyć w mszach okolicznych, adoracjach, drogach krzyżowych, wspólnych modlitwach (w tym różańcowych) i chórach. Uwielbiam spotkania, polemiki teologiczne, pod warunkiem, że są prowadzone  w atmosferze tolerancji i wzajemnego szacunku.   

          Kiedy modlę się do Jezusa Chrystusa pragnę rozmawiać z Jezusem rzeczywistym. On jest w moim sercu bardzo wyrazisty i realny. Mogę dotykać Go swoim sercem i duszą. Mimo, że Bóg jest niewidzialny, to czuję Jego realną przenikalność przez moje ciało. Ja czuję, a przez to wiem, że Jest.

          Wiele osób traktuje wiarę jako coś samo w sobie nadprzyrodzone, coś co musi być okryte tajemniczością, czy niezwykłością. Owszem, podmiotem wiary jest nadprzyrodzony Bóg, ale sama wiara (jako działanie, kult, postawa) jest czysto ludzka. Piotr Abélard (1079–1142) mawiał, że rozumowe uzasadnienia nie posiadają wartości nadprzyrodzonych. Obawiał się, że nauka nie sprosta zagadnieniu wiary i nie odda właściwie odczuć, czy przeżyć. Co do odczuć i przeżyć, to zgoda.

          Wiara magiczna jest na tej samej linii przeżyć co ezoteryzm, okultyzm i magia. Póki co, istotnie miejsce zajmuje w niej szatan. Biała magia z kolei opiera się na energii. Bóg jest jakby zawieszony. Jej przesłaniem jest nie czynić zła (podejście humanistyczne). Nie jest dobrze, gdy energię personifikuje się: Bóg jest dobrą energią. Energia to narzędzie Boga, ale i człowieka. Sama energia jest bezduszna. Żywioły nie mają nic z ducha. Inkarnacja to nieporozumienie. Wielkość i moc umysłu człowieka, bez wiary w Boga, nie sposób wytłumaczyć.

          Charakterystycznym obrzędem sakralnym, pełnej symboliki, oprawy scenicznej są święcenia prawie wszystkiego: wody, samochodów, budynków, przyborów szkolnych. Wierzący są ufni i wierzą w realną skuteczność tych działań. Mocno  są przywiązani do magicznych obrzędów, symboli, kultu. Trudno jest z nimi dyskutować. Słowa odmienne odbierają jako próbę odebrania im tego, co jest im bliskie. Nie chcę zniechęcać nikogo do tego rodzaju praktyk, ale zachęcam do umiaru. Skuteczniejsza wydaje się własna modlitwa i prywatna rozmowa z Bogiem. Kiedyś nagminnie handlowano odpustami. Skończyło się podziałem Kościoła.

          Szatan jest dla mnie postacią konceptualną, ontologicznie nieistniejącą. To tylko symbol zła. Obecnie ilość egzorcystów oficjalnie działających znacznie się zwiększyła. Znaczy, że jest takie zapotrzebowanie społeczne. Kościół daje się wciągać w te zasadzki. Egzorcyści czynią usługi magiczne. Boże, dokąd zmierzamy!

          Jestem przekonany, że dzisiejsza religijność, kult, po części, rani Jezusa Chrystusa. On sam został umiejscowiony w symbolach i w znakach. Narzucono mu walkę z szatanem. Walkę cały czas przegraną. Dziw bierze, że jeszcze go nie pokonał[1]. Nie jest prawdą, że jedną z przyczyn wiary magicznej jest postęp w nauce (Max Weber). Uczciwa nauka powinna zmierzać konsekwentnie do umocnienia wiary w istnienie Boga. Nauka nigdy nie była rywalką religii!  Jeżeli jest Bóg, to znaczy, że realnie istnieje. Jeżeli istnieje realnie to traktujmy Go poważnie z szacunkiem na jaki zasługuje. On jest naszym Ojcem. Do ojca można zwracać się w drugiej osobie. To nic, że Boga nie widzimy. On jest blisko, On jest w nas. Nie trzeba kadzidła, aby doświadczać Boga.

          Przyczyną wiary magicznej jest katastrofalna wiedza religijna i ułomność człowieka. Brak rzetelnej wiedzy religijnej  pcha wierzących w świat urojony, ezoteryczny i w magię.  Podobnie jest z brakiem wiedzy naukowej. Większość przyznaje, że wierzą w ufoludki, przechodzenie do innych światów, krzywoprzestrzenie, wielość światów, aniołów, działalność szatana, we wróżby i niezwykłe cuda. To wszystko wypacza prawdziwie duchowy świat i w konsekwencji obraża Boga. Wiele osób powołuje się na niewytłumaczalne zjawiska jakie towarzyszą egzorcyzmom. Nie dajmy się zwieść. Wszystko można wytłumaczyć w sposób rzeczowy i realny. Człowiek jest wspaniałym i niezwykłym detektorem (odbiorcą najprzeróżniejszych sygnałów). Ma w sobie zdolności, które nie są jeszcze dostatecznie odkryte i poznane. Nieznane rodzi magię. Nieznane budzi lęki. Świat jawi się jako zagrożenie. Trzeba stawić temu czoło i zawierzyć Bogu. On nie zastawia na ludzi pułapek. Co najwyżej doświadcza, aby wydobyć z człowieka to, co jest w nim dobre.

          Wszelkie ćwiczenia typu joga, medytacje laickie należy traktować jako ćwiczenia umysłu do współpracy z ciałem. To nie jest flirt z szatanem, lecz zwyczajna gimnastyka. Parapsychologia wykorzystuje niezwykłe możliwości człowieka. Jest jednak niebezpieczna. Łatwo można przekroczyć granice, i stracić orientację, co pochodzi z ciała, a co z ducha. Parapsychologia jest podobnie niebezpieczna jak eksperymenty na genach. Przykładowo, eksperymenty technik opuszczania własnego ciała przez duszę (OBE, ang. out-of-body experience, doświadczenie poza ciałem) może zakończyć się niemożnością powrotu do własnego ciała, czy zgonem.

          Dopóki nie zniknie wiara w istnienie osobowego szatana nie sposób poznać prawdziwego Boga. Wiara w szatana umniejsza Boga. Pokazuje Go jako niezdolnego do jego pokonania. Czy taką myślą nie czynimy Bogu przykrości?

 


[1] Filozoteizm nie uznaje istnienie zła jako bytu realnego. Bóg może pokonać zło (funkcjonał) przez odebranie człowiekowi wolnej woli.

Mam rozterkę

Od pewnego czasu przymierzam się do przerwania wykładów. Na dotychczasowych blogach opublikowałem ponad 1000 miniatur teologicznych. Opublikowałem 8 książek. Może czas odpocząć.
Rozterka moja polega na tym, że ilość czytelników stale wzrasta, a nie chcę nikogo zawieść. Może z Państwa strony padłyby jakieś sugestie, co warto jeszcze przedstawić, czy omówić w duchu wiary rozumnej.

Proszę do mnie napisać.
Moja poczta e-mail: p.porebski@op.pl
lub
Komentarze na blogu.

Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie. Paweł Porębski

Milczenie Boga

           Król Saul udał się do kobiety mieszkającej w Endor wywołującej duchy, aby dowiedzieć się o swojej przyszłości. Dla niego milczenie Boga było nie do zniesienia: Radził się Saul Pana, lecz Pan mu nie odpowiadał ani przez sny, ani przez urim, ani przez proroków (1 Sm 28,6).

          Bywają takie dni, a nawet miesiące, w których człowiek uświadamia sobie, że jest kompletnie sam. Wszyscy wokół gonią za swoimi sprawami. Nie ma się do kogo zwrócić, zapytać. Nawet najbliżsi są bardzo oddaleni. W atmosferze unosi się swoista melancholia.  Słowa modlitwy wydają się bezsensowne. Mówi się w próżnię. Nie słyszy się głosu Boga, sumienia. Kompletna pustka. W takich chwilach niekoniecznie traci się wiarę, ale rozbudza się żal do Stwórcy. Dlaczego milczysz?

          Prawie każdy ma za sobą doświadczenia „czarnych” dni. Czy Bóg rzeczywiście milczy? Tak, Bóg nie wypowiada żadnego słowa, ale nie znaczy, że milczy. Jego natura jest stale działająca. On wiecznie pragnie. Nigdy nie ustaje. Poczucie samotności powstaje w człowieku. To człowiek otacza się klatką i zamyka dostęp do siebie. Ktoś powie. Nieprawda! Ja bardzo chcę rozmawiać z Bogiem i nic mi z tego nie wychodzi. Bóg odwrócił się ode mnie.

          Człowiek, póki żyje na ziemi jest w klamrach swojego ciała. Ciało, choć nie ma rozeznania duchowego uczestniczy intensywnie w ludzkich przeżyciach. Emocje ducha przekładają się na jego funkcjonowanie. Ciało uczestniczy w modlitwach. Przychodzi czasem taki moment, że jednak odmawia współpracy. Jest niezdolne do uczestniczenia w przeżyciach duchowych. Słabe ciało osłabia ducha. Świadomość braku kontaktu z Bogiem ma na niego wpływ. Koszmar. Co robić? Niektórzy bez duchowego „haju” nie mogą egzystować, tak jak nie można żyć bez powietrza. 

           Aby uzdrowić ducha trzeba wzmocnić ciało i wyrwać go ze słabości. Najlepiej to zrobić poprzez zmianę środowiska. Im dalej się wyjedzie, im bardziej będą inne doznania zmysłowe, tym lepiej. Nie szukać wyszukanych kontemplacji, ale dać ciału odetchnąć, odpocząć. Ruch, powietrze, podróż, zmiana środowiska to lekarstwo dla ciała. Po takiej kuracji ciało będzie zdolne przyjąć na siebie nowe emocje ducha i nowe wyzwania. O konieczności odpoczynku upominali się uczniowie Jezusa: Dzień zaczynał się chylić ku zachodowi. Dwunastu więc powiedziało Mu: – Rozpuść tłum, niech idą do okolicznych wsi i zagród odpocząć i znaleźć sobie coś do zjedzenia… (Łk 9,12). Głodne lub zmęczone ciało nie słucha, buntuje się i odmawia współpracy. 

Egzegeza teologiczna

          W teologii istnieje pewne niebezpieczeństwo. Może pojawić się pokusa przesadnego interpretowania na sposób teologiczny zwykłych rzeczy, zdarzeń, czy pism. Wyniki badań egzegetycznych służą do opracowywania komentarzy biblijnych. Egzegeza (exegesis – wyjaśnienie) jest sztuką odczytywania ukrytych prawd w wersetach, perykopach, czy w postaciach biblijnych. Treść Pisma może być historycznym przekazem, alegorią, metaforą. Egzegeza może być rabinistyczna (Midrasz, Kabała, Talmud), jak i chrześcijańska, np. krytyka biblijna, historia form itp.  Pismo Święte jest inaczej odczytywane przez Żydów, muzułmanów, a inaczej przez chrześcijan. Warto zapytać, kto jest bliżej Prawdy? Każdy odłam religijny zmierza do wydobycia prawdziwego sensu tekstu biblijnego.

 

Przykłady.

          Pokarm w żłobie dla zwierząt porównywany jest do pokarmu (Eucharystii) jakim jest Dziecię (Jezus) w nim położone[1]. W Jezusie owiniętym w pieluszki dostrzega się znak wskazujący na godzinę Jego śmierci. Żłób przybiera charakter ołtarza (stołu Pańskiego). Choć Benedykt XVI kwestionuje obecność wołu i osła przy żłobie to egzegeci doszukiwali się powiązania tych zwierząt z proroctwem Izajasza: Wół rozpoznaje swego pana i osioł żłób swego właściciela (Iz 1,3). Inni egzegeci dostrzegają powiązanie dwóch istot żyjących (w domyśle wół i osioł) z grecką wersją Habakuka 3,2 oraz Księgą Wyjścia 25,18–20.

          Cyryl Jerozolimski tak interpretuje chrzest Jezusa: Zanurzenie się i wynurzenie są obrazem zstąpienia do piekieł i Zmartwychwstania. W liturgii bizantyjskiej: Jordan cofnął się wtedy pod uderzeniem płaszcza Elizeusza, wody się rozstąpiły i ukazała się sucha droga, jako obraz chrztu, mocą którego kroczymy drogą życia (Evdokimov 246).

          Opowieść o pastuszkach i aniołach zwiastujących narodzenie Pana jest haggadą (opowiadanie, legendą) Łukasza. Mimo to, egzegeci harmonizują ją z wypowiedzią Łukasza 10,21 mówiącą, że ubodzy mają większy dostęp do tajemnic Boga niż bogaci. Ci, którzy nie znają ewangelii mogą odbierać tę katechezę jako credo – ubodzy mają większą znajomość Boga. Tymczasem warto zwrócić uwagę, że Jezus mówiąc słowa: zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom (Łk 10,21) był rozradowany i rozbawiony: W tej właśnie chwili Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł:  (tamże). Słowa Jego można przyjmować również jako żart (tamże).

          Scena Kuszenia Jezusa, mimo fikcyjnego charakteru, ma swoją teologiczną bogatą interpretację i oprawę. Historia kuszenia jest ściśle powiązana z historią chrztu (papież Benedykt XVI)[2].

          Czasami spotyka się zaskakujące paralele, interpretacje, porównania, figury, typy, czy archetypy. W XX w. rozpoczęła się radosna twórczość egzegetyczna. Powstało tysiące opracowań, egzegez, interpretacji i nadinterpretacji. Niektóre są bardzo interesujące i niezwykłe, inne wręcz infantylne. Należy zachować umiar i zdrowy rozsądek. Nie można teologii sprowadzać do konceptualnych absurdów i narażać ją na śmieszność. Być może ta tendencja nadinterpretacji doprowadziła do pojęcia preegzystencji Jezusa. Anioły i szatan przybrali realne, ontologiczne istnienie, a legendy biblijne traktowane są zupełnie serio.

          Od  świata starożytnego, ciała niebieskie uważa się za Boskie moce, które decydują o losach ludzi. Planety nazwano imionami bóstw (Merkury, Wenus, Ares, Jowisz,…). Gwiazdy nazwano lampami, które Bóg pozawieszał na sklepieniu niebieskim (por. Rdz 1,16n).

 

          Papież Benedykt XVI w licznych wystąpieniach zwraca uwagę na niebezpieczeństwo niewłaściwych wniosków z przeprowadzanych badań nad Biblią.  W przedmowie do pierwszej części Jezusa z Nazaretu Benedykt XVI zwraca uwagę na coraz większe pęknięcie między „historycznym Jezusem” a „Chrystusem wiary”. Teolodzy boją się, że same badania historyczno-krytyczne obedrą religię, z tego co nieuchwytne, mistyczne. Dostrzegają w nich zagrożenie dla wiary chrześcijańskiej. Z obawy przed zagrożeniami zatrzymują się w swoich pracach, nie idą dalej. Zataczają koło. Powracają do starych nawyków. Nie mają zaufania do rzetelnych badań naukowych. Nie mają zaufania do wiary rozumnej.

 


[1] Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu, Dzieciństwo tom 3. Wyd. Znak, Kraków 2012, s. 94-95.

[2] Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu,  tom 1. Wyd. M, Kraków 2007, s. 36.

Rekolekcje Bożonarodzeniowe 3/3

           Napełnieni wiedzą o Synu Człowieczym nieroztropnością by było przejść koło tego obojętnie. Jezus głosił: Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski (Mt 5,48). Boga jednak nikt nie widział. Pozostaje nam Jego Obraz w postaci Jezusa Chrystusa. Czy naprawdę człowiek może być podobny do Jezusa Chrystusa? Może i powinien. Nie każdego jednak stać na ofiarę z siebie – nie ma takiej potrzeby. To co uczynił Jezus jest szczytem, do którego człowiek może się tylko zbliżać. Niech nikt nie próbuje być lepszy od Niego. Nie jest to możliwe. Wierzchołek ma tylko jeden punkt. Każdy inny byłby punktem pozornym. Tak jak nikt nie może być lepszy od Boga samego, tak nie może być doskonalszy od Jezusa Chrystusa. Dlaczego? Bo w chwili śmierci Bóg otoczył Go swoją Chwałą i wywyższył Go do rangi Boga. Bóg czekał przez wieki, aż urodzi się Człowiek, który będzie godny Jego Chwały.

          Kiedy w życiu poznaje się wielkiego człowieka, jego urodziny są szczególnie obchodzone. Podobnie jest z urodzinami Jezusa. Choć filozoteizm ujmuje Jego narodziny całkowicie zwyczajnie, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby świętować ten dzień w sposób wypracowany przez kult. Skoro wiadomo, że Jezus osiągnie na krzyżu Chwałę Ojca i Króla, to śpiewajmy: Bóg się rodzi, moc truchleje. Wypracowany kult jest tak piękny, że wielu wiernych bardziej woli to święto od Wielkiej Nocy. No cóż, narodziny Jezusa jest radosnym wydarzeniem. Jezus jest dla człowieka nie tylko obrazem Boga, ale dowodem wielkości człowieka jako stworzenia Boskiego. Przez Jezusa ludzkość została dowartościowana. Nie należy wpadać w pychę, ale trzeba wiedzieć, że Bóg nas potrzebuje i na nas liczy. Zróbmy wszystko, aby Stwórca nie zawiódł się w swoich zamierzeniach. Stwarzając wolność, Bóg w pewnym sensie uzależnił się od człowieka. Jego moc jest uwarunkowana niewymuszonym „tak” osoby ludzkiej[1].

          Jak żyć, aby spełnić oczekiwania Boga? Wbrew pozorom nie trzeba tak wiele. Bóg nie jest drobiazgowy. Pragnie, aby wszystko co się czyni, było z inicjatywy przepełnionej miłością do braci i Boga. Zasada jest jedna  –  kochać.

          Bóg wie, że życie na tym padole jest trudne. Na człowieka czeka wiele niebezpieczeństw i fałszywych przyjemności. Ciało ludzkie nie ma litości nad człowiekiem. Pragnie i żąda to, co natura mu podpowiada. Gdy tego nie otrzymuje upomina się przez bóle, ściskanie w dołku, bóle głowy, rojenia fantazyjnych obrazów, pobudzenie seksualne i wiele, wiele innych.  Te utrudnienia są z woli Ojca. Bóg doświadcza człowieka chcąc wydobyć z niego to, co z ducha pochodzi, a nie z ciała. Człowiek musi umieć przeciwstawiać się pokusom. Kiedy ulega – trudno. Jutro jest też dzień i jeszcze nieskażony. Trzeba próbować tyle razy, aż ciało będzie posłuszne. Kiedy nadal przegrywa się z pokusami, trzeba zwrócić się do Jezusa Chrystusa o wsparcie, ale nie na zasadzie oddania sprawy i niech się dzieje co chce. Prosząc Boga o pomoc, trzeba Mu ułatwić spełnienie naszej prośby. Bez naszego udziału nawet Bóg nie może pomóc (!). Jak widać, wraz  narodzinami Jezusa, przyszła do nas wielka nadzieja na nasze odrodzenie, doskonalenie, zbliżenie się do Boga. Kto nie widzi w tym sensu, ten mało widzi i jego horyzont jest mętny.

          Jeżeli kochamy naszych bliźnich, to trzeba pomóc tym zagubionym. Czasami wystarczy z nimi pogadać. Dla opornych pozostaje nasza modlitwa.

          Boże Narodzenie jest dniem narodzin nadziei. Jest dniem narodzin nowego spojrzenia na człowieka. Życie trzeba dopasować do jego możliwości. Jezus jest wzorem. Trzeba spróbować zmienić swoje dotychczasowe życie i wejść na drogę, która nas przybliży do Boga.

 


[1] Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu, Dzieciństwo tom 3. Wyd. Znak, Kraków 2012, s. 53.

Rekolekcje Bożonarodzeniowe 2/3

           Mesjanizm Jezusa łączy się z oczekiwanym mesjaszem Izraela słowem „Odkupiciel”. To samo słowo, a niesie zupełnie różne treści. Odkupiciel izraelski to oczekiwany mąż stanu, który ma wyzwolić naród żydowski spod okupacji i przywrócenia królestwa Dawidowego. Jezus natomiast miał być Odkupicielem grzechów ludzkich. W obu przypadkach mesjanizmu pokazana jest nadzieja na pozbycie się cierpienia. Cierpienie nie jedno ma oblicze. W niektórych zdarzeniach biblijnych można dopatrywać się obu mesjanizmów. W słowach: Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy (Mk 2,5) wszyscy oczekiwali, że sparalizowany będzie chodził, a nie że zostaną mu odpuszczone jego grzechy. Stało się jedno i drugie. 

          To co zaskakuje, to stanowcza, prowokacyjna i oskarżycielska postawa Jezusa wobec rzeczywistości realnej, a pełna pokory wobec rzeczywistości nadprzyrodzonej. Charakteryzuje się niezłomnością i siłą Jego charakteru. Jezus pokazuje ogromną odwagę przeciwstawienia się prawu żydowskiemu, poglądom i obyczajom żydowskim. Dość wyraźnie widać, że krytykę kieruje ku faryzeuszom i uczonym w Piśmie. Choć jak podają ewangeliści, Jezus mówił: Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić (Mt 5,17), to tak naprawdę było to łagodnym określeniem Jego rewolucyjnych zmian. Jezus oczyszczał religię żydowską z ludzkich nadużyć. Tym samym bronił Ojca Niebieskiego od wizerunku Boga tyrana. Jezus głosił nową jakość religijności. Nowego ducha Ewangelii nie można wkładać w stare formy pobożności żydowskiej.  Postawa faryzeuszy była przez Niego szczególnie piętnowana. Ich hipokryzja, zakłamanie, głupota była Mu szczególnie wstrętna. W tej kwestii ewangelista Mateusz pokazuje swój radykalizm wymagań stawianym uczniom: Miejcie się na baczności przed ludźmi! Będą was wydawać sądom i w swych synagogach będą was biczować. Nawet przed namiestników i królów będą was wodzić z mego powodu, na świadectwo im i poganom. […] Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony (Mt 10,17–22). Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je (Mt 10,39).

          Nauki Jezusa były niezwykłe. Przekraczały dotychczasową logikę postępowania. Jezus pokazywał inną optykę wiary. Nauczanie Jezusa różni się od nauczania rabinów czy żydowskich uczonych w Prawie. Jego nauka jest bezspornym autorytetem. Jezus nie poszukuje prawdy ani nie dyskutuje. Nie powołuje się na innych nauczycieli. Krytykuje Torę i chwali pozytywne walory Prawa.  Prawo Nie zabijaj (Wj 20,13; Pwt 5,17; Mt 5,21) rozszerza na prawo nie czynienia żadnej krzywdy drugiemu człowiekowi, nawet słowem, które mogłoby urazić. Nalega, aby pojednywać się z przeciwnikiem. Jezus sprowadza 613 przepisów Prawa Żydowskiego (365 negatywnych i 248 pozytywnych) do dwóch przykazań biblijnych: Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem.  To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy (Mt 22,37–40). Czysta nauka Jezusa w niczym nie straciła na aktualności. To niesamowite, że okres 2 tys. lat, jaki minął, ani na jotę nie zaważył na Jego posłannictwie.

          Pokora Jezusa ujawnia się przede wszystkim w pełnym podporządkowaniu swojej woli woli Ojca. Czynił to nie tylko z pełną świadomością, ale i żarliwą miłością. Modlił się do Ojca bez ustanku, jako Człowiek, nie jako Bóg; jako Osoba do Osoby. Modlitwa była Jezusowi potrzebna. Kontakt ze światem Bożym Jezusa przemieniał i przebóstwiał. Otrzymywał od Ojca dary Ducha Świętego. Nabierał mocy, która z Niego wychodziła, gdy uzdrawiał i czynił inne znaki.

          Kiedy oglądane są pokazy cyrkowe, programy telewizyjne typu Mam talent nie tylko podziwiany jest bohater programy, ale pokazane są możliwości człowieka. Jezus uczynił podobnie. Pokazał na co stać człowieka,  a zarazem kim jest człowiek. Wnioski są oszałamiające. Człowiek może sięgać po niezwyczajne zdolności z pogranicza świata rzeczywistego i duchowego. Ze swej woli może czerpać dobro jakie Bóg chętnie ofiarowuje. Bierzcie i jedźcie z tego wszyscy, to jest Ciało moje (Mt 26,26; Mk 14,22; Łk 22,19). W tych słowach zawarta jest wiedza, że to co ma Jezus może przynależeć do każdego człowieka. Bierzcie i jedźcie… można odczytać naśladujcie mnie.

Rekolekcje Bożonarodzeniowe 1/3

          Rekolekcje[1] to szczególne ujęcia tematyki poświęcone ważnemu wydarzeniu religijnemu. Różnią się od zwyczajnych wykładów  większą troską o treść, aby była ona inspiracją do przeżyć religijnych i duchowych.

           W Palestynie, za panowania Augusta i Tyberiusza, w kraju stosunkowo niewielkim, we wsi Nazaret, Maryja córka Anny i Joachima[2] była zaręczona z Józefem z zawodu cieślą. Po zaślubinach, gdy Maryja pozostawała jeszcze pod patria potestas (władzą ojcowską), zanim zamieszkali razem, zdarzyło się coś, co mogłoby nie tylko zniszczyć związek Maryi z Józefem, ale naraziło Maryję na ukamienowanie. Różnie podają źródła[3]. Poglądów jest wiele. Brak jednak dowodów jednoznacznych. Papież Benedykt XVI użył sformułowania: Józef nie był ojcem Jezusa oraz że zamierzał oddalić Maryję z powodu domniemanego cudzołóstwa[4] (s. 16).

          Faktem jest, że Maryja była w błogosławionym stanie. Papież Benedykt XVI przyznaje, że poczęcie jest nadal zagadką i tajemnicą Maryi – powołuje się jednak na Łukasza: Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego (Łk 1,37).

          Bezsporne jest, że nowe stworzenie poczęło się za sprawą Ducha Świętego (Mt 1,20)[5]. Kiedy dowiedział się o tym Józef, był przerażony. W pierwszym odruchu chciał odprawić Maryję i zerwać zaręczyny. Jednak miłość jego do Maryi była miłością niezwyczajną. Wiedział, co czeka Maryję, gdy odprawi ją od siebie. Według prawa żydowskiego niewierność podlegała karze śmierci.  Być może przedziwne sygnały z Nieba podczas snu: Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło (Mt 1,20) sprawiły, że Józef postanowił firmować brzemienność przyszłej małżonki. Po zastanowieniu się, wziął swoją wybrankę w opiekę. Otoczył ją czułością, aby nie narazić ją na zniesławienie (Mt 1,19). Dobroć Maryi rekompensowała troskę i sprawiedliwość Józefa. Józef czuł, że uczestniczy w czymś nadzwyczajnym. Był gorliwym i pobożnym wyznawcą Jahwe. Czuł, że otrzymał zadanie i misję od Stwórcy do spełnienia. Nie wszystko pojmował. Zawierzył jednak Bogu i zaufał Maryi. Pokazał, że w życiu liczą się inne wartości. Sprawy ciała są drugorzędne i nie najważniejsze.

          Traf chciał, że rozwiązanie nastąpiło z chwilą, gdy rodzice przebywali w Betlejem oddalonym od Nazaretu ok. 150 km. Odbyło się to w któreś grocie betlejemskiej (wg Justyna Męczennika zm. 165 i Orygenesa zm. 254), których było sporo wokół Betlejem. Groty te, z dawien dawna, służyły za stajnie (zob. Stuhlmacher 2006:51). W wybranej przez Maryję i Józefa grocie był żłób, w którym rodzice położyli Nowonarodzonego. Według przekazów  Nowonarodzony sprawił rodzicom ogromną radość. Był, jak mniemano, synem Józefa (Łk 3,23).  Nadali Mu imię Jezus (Jeshua znaczy JHWH jest zbawieniem). W sercu skrywali nadprzyrodzoną tajemnicę. Nie mogli jej rozumieć, ale czuli, że uczestniczą w czymś bardzo ważnym. Maryja i Józef byli skryci. Nie dzielili się swoimi rozterkami z innymi. Bali się, że nie zostaną właściwie zrozumiani przez bliskich i sąsiadów.

          Kult bożonarodzeniowy jest pełen mitów i legend. Papież Benedykt XVI wspomina to w swojej książce Jezus z Nazaretu dzieciństwo, tom III. Dobrze, że mówi o tym w sposób normalny i zwykły. Radość z narodzenia przyszłego Pana jest tak wielka, że nie szkodzi, jak oprawimy ten dzień pięknymi obrazami pełne osiołków, pastuszków, pięknie przyzdobionych choinek i wspaniałym pokarmem. Nie ma znaczenia, że w kolędach nie wszystko jest historiograficznie poprawne. Niech kolędy niosą do Boga ludzką radość.       

          Maryja wychowywała Jezusa w sposób wyjątkowy. Od początku przekazywała Synowi wiedzę o Bogu jaką otrzymała od swoich rodziców. Jezus dorastał w atmosferze całkowitego zawierzenia Bogu. W małym serduszku Jezusa rodziła się niepojęta miłość do Nieznanego. Od młodości potrafił duchowo nawiązywać kontakt z Bogiem. Otwierał się na Niego, a On obdarzał Go swoją mądrością.

          Katechizm KK podkreśla niewymuszone „tak” Maryi powiedziane Bogu. Filozoteizm dostrzega to słowo w postawie Jezusa: To moment dobrowolnego, pokornego, a jednocześnie wielkodusznego posłuszeństwa, w którym zapada najwznioślejsza decyzja ludzkiej wolności (tamże, s. 54)

          Młodość Jezusa była zapewne bardzo podobna do młodości innych jego rówieśników. Był żywym, ale i roztropnym dzieckiem. W jego rodzinie byli bracia: Jakub, Józef, Juda, Szymon i siostry[6]. Był jeden spośród wielu innych i równym wszystkim innym. Wyróżniał się jedynie, od innych, swoją duchowością. Wiedział, że prorocy zapowiadali mesjasza, który uratuje ich naród z niewoli. Może wiedza ta była inspiracją do własnych koncepcji i przemysleń? Może odczytywał zamysł Ojca? Jezusa interesowała relacja między Bogiem a ludźmi. Rozumiał, że głównym motorem życia jest miłość.

         Prawdopodobnie Jezus w młodości dużo podróżował. Szukał odpowiedzi na dręczące go pytania. Jak podają legendy, zawędrował nawet do Indii. W trakcie poszukiwań Prawdy rodziła się myśl ofiarowania siebie za innych. Chciał być dla Ojca wiarygodny. Pragnął tym aktem pokazać całą miłość do Ojca oraz do ludzi. Wiedział, że tym aktem zrekompensuje zło jakie panuje na świecie. W czasie mistycznych spotkań odczytał, że Bóg jest z Nim i że aprobuje jego poczynania. Jezus wiedział, że wszelkie dobro od Boga pochodzi. Z własnej woli podejmował czyny, a zarazem oddawał swoją wolę na służbę woli Ojca. Gdy dorastał, związek z Ojcem umacniał się do tego stopnia, że Jezus mógł czynić jak Ojciec znaki (cuda). Bóg obficie obdarowywał Go swoją łaską i darami nadzwyczajnymi. Jezus był wolnym człowiekiem, ale miłość do Ojca była silniejsza od jego Ego. Czy Ojciec pragnął Syna? Czy Jezus otworzył się całkowicie na Ojca? Na oba pytania trzeba odpowiedzieć tak. Zamysł Boga skrzyżował się z zamysłem Syna. Symbioza Boga i Człowieka to apogeum zamysłu Bożego. Jezus stał się obrazem Ojca i narzędziem jego poleceń. To co ich złączyło to Miłość, która objawia się w tym samym Akcie działającym. Wola Syna całkowicie zjednoczona z wolą Ojca. Zjednoczona przez ofiarowanie i Miłość.

          Akt łączący Ojca z Synem Człowieczym pokazuje możliwości jakie drzemią w każdym człowieku. Każdy może iść w ślady Jezusa Chrystusa. Każdy może zbliżyć się do Ojca i zostać Jego dziedzicem.

 


[1] Rekolekcje – łac. recolere – zbierać na nowo, powtórnie.

[2] Informacja z apokryfów.

[3] Główne źródła to Ewangelie Mateusza i Łukasza. Pytanie tylko, czy są to źródła historyczne czy tylko teologiczne. Inne źródła to apokryfy. Jak sugeruje Joachim Gnilka, źródłem informacji była sama Maryja (Łk 2,19).

[4] Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu, Dzieciństwo tom 3. Wyd. Znak, Kraków 2012.

[5] Filozotezim uważa, że każde nowe poczęcie jest za sprawą Ducha Świętego.

[6] Prawdopodobnie mowa jest o braciach i siostrach przyrodnich. Informacja niepewna.

Historia pisana wstecz

          Inaczej wygląda pamiętnik pisany na bieżąco, a inaczej z perspektywy lat. Według dystansu czasowego i znajomości późniejszych wydarzeń treść zawiera już w sobie analizę, a czasem i interpretację wydarzeń. Można w treści odpowiedzieć na pytanie dlaczego tak a tak się wydarzyło. Pamiętnik pisany ad hoc jest bardziej emocjonalny. Wyraża bieżące emocje autora, zadziwienie, niepewność i nadzieje co przyniesie los.

          Ewangelie Mateusza i Łukasza były pisane wiele lat po śmierci Jezusa. Historia narodzin została z obrazowana według wiedzy późniejszych wydarzeń. Wydaje mi się rzeczą normalną, że dopiero po śmierci Maryi tajemnica ta mogła stać się powszechnie znaną tradycją rodzącego się chrześcijaństwa[1]. Podobnie jak Księga Rodzaju opisuje wydarzenia, które działy się o wiele lat do tyłu. Taki sposób pisania nazywa się proroctwem wstecznym. Wiele imion w Starym Testamencie jest określona później według kryterium życia bohaterów.

          Czytając wskazane ewangelie trzeba mieć na uwadze to, co zostało powiedziane. Jezus osiągnął Chwałę Ojca dopiero po śmierci. W ewangeliach przesunięto tę Chwałę do momentu poczęcia. Urodził się już Król. Treść ewangelii jest więc rodzajem antycypacji dość zmyślnej. Autorzy znali już przyszłość Jezusa. Taki sposób pisania nabiera charakteru proroczego, nadzwyczajnego i cudownego: Twoją duszę miecz przeniknie (Łk 2,35).  

          Proroctwa Starego Testamentu nie są dokładnym scenariuszem historycznym przyszłych wydarzeń mesjańskich. Trzeba je przyjmować jedynie jako teologiczną zapowiedź. Wymaga to egzegetycznego opracowania. Werset: Stało się to wszystko, aby się spełniło słowo Pańskie powiedziane przez Proroka (Mt 1,22) nie może być przyjmowane sensu stricto. Np. proroctwo Izajasza: Otto Panna pocznie i porodzi Syna i nazwie Go imieniem Emmanuel (Iz 7,14). powstało o wiele wcześniej niż idea mesjańska, która rozwinęła się w pełni dopiero w okresie wygnania babilońskiego. Do tej pory żadna z przedstawionych interpretacji nie jest przekonywująca (Kilian 1986: 62). Marius Reiser [2]widzi  proroctwo Izajasza jako bardzo pasujące do Jezusa.

         Pisanie wstecz powoduje nieufność do przekazu. Można postawić sobie pytanie, czy Jezus nie jest obrazem ukształtowanym później przez wiarę? Czy Jezus historyczny jest ten sam, co Chrystus wiary?  Faktem jest, że o Jezusie nie ma wiele dokumentów historycznych.

         Od XX wieku niektórzy egzegeci (Martin Kähler, Rudolf Bultmann)  próbowali podważyć próby odtworzenia dziejów Jezusa.  Uważali, że ktokolwiek patrzy na Jezusa, patrzy nie na Jezusa historycznego, lecz na obecność rzeczywistości zbawczej nieodłącznej od Chrystusa, która przejawia się w kerygmacie (głoszenie Ewangelii). Upraszczając, były to tendencje dążące do osłabienia roli Jezusa jako człowieka. Rudolf Bultmann uważał, że historyczna postać Jezusa nie posiada dla wiary pierwotnego Kościoła żadnego konstytutywnego znaczenia: Co się działo w Jezusowym sercu tego nie wiem i nie chcę wiedzieć. Takie stanowisko uważam w pewnym sensie za zamach na prawdę historyczną. Gdyby nie Jezus historyczny, nie byłoby Ewangelii ani Pism Nowego Testamentu. Spirytualizacja Chrystusa jest niebezpiecznym krokiem w kierunku egzystencjalizmu Heideggera (Bycie i czas, niem. Sein und Zeit, 1927), która prowadzi do niepełnego i fałszywego obrazu Chrystusa. Rudolf Bultmann wiąże początki chrześcijaństwa z gnozą (forma świadomości religijnej). Gnostycy głoszą istnienie prawdy hermetycznej, ukrytej.

          Według solidnych badań historyczno-krytycznych Rudolfa Schnackenburga, który całe życie próbował udowadniać historyczność Jezusa, pod koniec życia poddał się twierdząc, że wysiłki naukowej egzegezy (…) zmierzające do uporządkowania tradycji i ukazania historycznie wiarogodnych treści (…) prowadzą do nieprzerwanych dyskusji nad historią tradycji  i redakcji,  dyskusji, które się nigdy nie kończą[3].

          Dość istotnym dokumentem historyczności Jezusa jest dobrze udokumentowana data Jego chrztu w Jordanie: Było to w piętnastym roku rządów Tyberiusza Cezara. Gdy Poncjusz Piłat był namiestnikiem Judei, Herod tetrarchą Galilei, brat jego Filip tetrarchą Iturei i kraju Trachonu, Lizaniasz tetrarchą Abileny (Łk 3,1).

 


[1] Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu, Dzieciństwo tom 3. Wyd. Znak, Kraków 2012, s. 74.

[2]  Marius Reiser 2007: 328.

[3] Rudolf Schnackenburg, Die Person Jesu Christi im Spie gel der vier Evangelien [Osoba Chrystusa w zwierciadle czterech Ewangelii] Herder 1993, s. 348.

Od jutra rekolekcje.

Sprawiedliwy, błogosławiony

           Człowiek sprawiedliwy to osoba, która żyje w żywym kontakcie ze słowem Bożym, która ma upodobanie w Prawie Pana (Ps 1,2). Swoje postępowanie stale konfrontuje z nauką Jezusa Chrystusa. Czyni to nie z przymusu, ale z radością podobania się Bogu.

          Człowiek błogosławiony to osoba, która pokłada ufność w Panu.  Dla błogosławionego Bóg jest jego nadzieją.

          Człowiekiem sprawiedliwym i błogosławionym był Jezus Chrystus: Nie mogę ja sam od siebie nic czynić; jako słyszę, tak sądzę, a sąd mój jest sprawiedliwy; bo nie szukam woli mojej, ale woli tego, który mię posłał, Ojca (J 5,30).

          Człowiek bogobojny to osoba, która nie tyle boi się Boga, co boi się aby Bogu nie zrobić przykrości.

          Pismo święte przedstawia wiele osób sprawiedliwych: A oto był człowiek w Jeruzalemie, któremu imię było Symeon; a ten człowiek był sprawiedliwy i bogobojny, oczekujący pociechy Izraelskiej, a Duch Święty był nad nim (Łk 2,25); A widząc setnik, co się działo, chwalił Boga, mówiąc: Zaprawdę człowiek to był sprawiedliwy (Łk 23,47); A oni rzekli: Kornelijusz setnik, mąż sprawiedliwy i bojący się Boga (Dz 10,22); Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym (Mt 1,19).

          Postawa człowieka, jak iść przez życie, powinna wzorować się na postawie Jezusa Chrystusa: Nie sądźcie według widzenia, ale sprawiedliwy sąd sądźcie (J 7,24).

          W postawie człowieka sprawiedliwego dostrzega się osobę, która nie chce nikomu wyrządzić krzywdy. Przykładem był Józef, który  nie chciał narazić Maryi na zniesławienie. Z pewnością cierpiał wewnętrznie. To co mu się przytrafiło było kuriozalne. Jego ukochana w czasie patria potestas[1] stała się brzemienna. Każdy facet o zdrowych zmysłach uczyniłby zupełnie coś innego. Józef mierzył wyższą miarą. Był człowiekiem sprawiedliwym.

 


[1] Patria potestas – okres pomiędzy zaślubinami, a wprowadzeniem małżonki do ich domu.

Od 8.XII trzy wykłady rekolekcyjne

Powiew nowości, cd.

 

         W książce Jezus z Nazaretu, Dzieciństwo tom 3. Wyd. Znak, Kraków 2012  r. papież Benedykt XVI użył kapitalnego sformułowania: Człowiek Jezus jest namiotem Słowa, wiecznego Boskiego Logosu na tym świecie (s. 21). Być może osoby mocno wciągnięte w meadry teologii mogą dostrzec uniwersalność wypowiedzi. Podobnie jak mówi się, w świątyniach nie mieszka Bóg, bo On jest wszędzie, ale imię Boga. Wypowiedzi te są bardzo udanymi próbami opisania ludzkim słowem fenomeny transcendencji. Jak wielokrotnie już wspominałem, Jezus osiągnął Chwałę Ojca, przez to, że stał się Akt Działającym. Co to znaczy? Jego działalność skutkuje tak samo jak działanie Boga samego. Papież używając słów: Człowiek Jezus jest namiotem Słowa pozwala uniknąć karkołomnych konstrukcji ontologicznej Trójcy Świętej. Jezus przez tę aluzję (Namiot –> Świątynia) jest więc znakiem Boga.

          Benedykt XVI ujawnia w swojej książce, że współczesna „krytyczna” egzegeza uważa Zwiastowanie Łukasza na naiwne (s. 29). Sprzeciwia się jej, ale potwierdza, że inni egzegeci myślą inaczej. Dalej pisze: Opisy dzieciństwa są historią interpretowaną i – na kanwie tej interpretacji – napisaną, skondensowaną historią (s. 30).

          Papież pisze:   Wybitni przedstawiciele współczesnej egzegezy uważają, że podana przez Mateusza i Łukasza informacja o narodzeniu się Jezusa w Betlejem nie jest wypowiedzią historyczną, lecz teologiczną, a Jezus narodził się w rzeczywistości w Nazarecie… (s.91). Proszę zwrócić uwagę na pierwsze słowa: Wybitni przedstawiciele współczesnej egzegezy świadczą o szacunku papieża do egzegetów, którzy mają inne poglądy niż on. Religia powinna być zawsze otwarta na dyskusję ponieważ z każdym pokoleniem jest odkrywana na nowo. Dyskusje powinny się toczyć we wzajemnym poszanowaniu, niezależnie od reprezentowanych poglądów.

          Benedykt XVI skłania się do tezy, że narodzenie Jezusa odbyło się nie w stajni jak pisze Łukasz (Łk 2,6n), lecz w grocie betlejemskiej. Grota była pusta, w której pozostał po dawnym pomieszczeniu stajennym pusty żłób.  W pewnym sensie ubolewa, że w ikonografii chrześcijańskiej przy żłobie nigdy nie brakuje wołu i osła (s. 97).

         Jak pisze papież: Niewątpliwie Gwiazda o której mówi Baalam (Lb 24,17), z całą pewnością nie jest ciałem niebieskim; tą Gwiazdą świecącą nad światem i decydująca o jego losach jest sam przychodzący król (tamże s. 124).

         Benedykt XVI wyjaśnia opowiadanie o trzech magach przychodzących ze Wschodu.  Wskazuje jak tradycja Kościoła kształtowała interpretację tych trzech postaci z  haggady Mateusza. Tradycja rozciąga pochodzenie królów z trzech kontynentów: Afryki, Azji i Europy. Później z trzema królami skojarzono również trzy wieki życia człowieka: młodość, dojrzałość i starość. I ta myśl jest rozumna: ukazuje ona, że każdy okres ludzkiego życia znajduje właściwe sobie znaczenie i swą wewnętrzną jedność w komunii z Jezusem (tamże s. 130).

          Papież poddaje wątpliwość, choć nie odrzuca powiązanie Gwiazdy Betlejemskiej z teologią. Powołuje się na Jana Chryzostoma i Rudolfa Pescha.  Powołuje się na Jana Keplera, który próbował wytłumaczyć zjawisko koniunkcją planet Jowisza, Saturna, Marsa oraz gwiazdą supernową.

          Benedykt przyznaje: To prawda, że ze źródeł pozabiblijnych nic nie wiemy o tym wydarzeniu [zabijanie chłopców na rozkaz Heroda po urodzeniu Jezusa], ale dopuszcza jednak taką możliwość (s. 144). Papież stawia więc sprawę uczciwie. Daje możliwość wyboru interpretacji.

           Na którymś ze spotkań w jakim uczestniczyłem, po słowie sprzecznej z oficjalną katechezą jeden z uczestników wstał i bełkocząc coś pod nosem o Duchu Świętym opuścił spotkanie. Nie podjął dyskusji ani obrony swoich poglądów. Wyszedł na znak protestu. Szkoda, że nie podzielił się tym, co jest dla niego mocnym fundamentem wiary. Nie dał szansy ani sobie ani uczestnikom spotkania.