Ewangelia wg Marka cz.1

Drodzy Czytelnicy

          Rozpoczynam egzegezę Ewangelii wg św. Marka. Fragmenty synoptyczne zostaną pominięte ze wskazaniem gdzie były omawiane.  Niektóre będą omawiane szerzej. Uwaga zostanie skupiona na aktualny wydźwięk Ewangelii.

Ewangelia wg Marka cz.1                                                 

          Marek Ewangelista jest utożsamiany z Janem Markiem, synem Marii,  krewnym Barnaby[1]. W Dziejach Apostolskich jest o nim wzmianka: Po zastanowieniu się poszedł do domu Marii, matki Jana, zwanego Markiem, gdzie zebrało się wielu na modlitwie (Dz 12,12). Marek wraz z Barnabą towarzyszył Pawłowi przez jakiś czas (tylko do Perge w Pamfilii) podczas jego pierwszej podróży misyjnej. Potem pojawia się znów przy boku Pawła jako jego wierny pomocnik (Kol 4,10; Flm 24). W Rzymie spotkał się z Apostołem Piotrem. Prawdopodobnie wtedy powstała myśl napisania katechezy apostolskiej (Ewangelii). Paweł, a szczególnie Piotr byli najważniejszymi i wiarygodnymi informatorami dla Ewangelisty. Nie trzymał się chronologii wydarzeń. Papiasz, biskup z Hierapolis (teolog, męczennik, żyjący w latach 70–135-155) potwierdza uczciwość i wierność jego opracowania. Oprócz przekazów apostołów, w obiegu krążyły różne inne teksty pisane, zapiski, listy katechetyczne (listy Pawła). Prawdopodobnie Marek nie korzystał ze źródła Q (Quelle)[2], który był zredagowany później. Ewangelia Marka została napisana między 60 a 70 rokiem, i uważa się ją za najstarszą chronologicznie. Ze względu na wspólne źródła i podobieństwo tekstów, Marek zaliczany jest do trzech autorów synoptycznych ewangelii podobnie jak Mateusza i Łukasza. Ewangelia Marka była przeznaczona dla osób z poza Palestyny. Napisana został w języku greckim. Autor tłumaczy wiele pojęć pochodzenia aramejskiego: «Talitha kum», to znaczy: “Dziewczynko, mówię ci, wstań!”  (Mk 5,41); «Effatha», to znaczy: Otwórz się! (Mk 7,34); «Abba», Ojcze (Mk 14,36). W swoim opracowaniu używa też pojęcia pochodzenia łacińskiego, co  pozwala przypuszczać, że katechezy adresowane były do Rzymian. Marek unika przytaczania słów Jezusa, natomiast wiele pisze o Jego czynach. Bardziej wiarygodny jest opis faktów, niż cytaty, które przez upływ czasu tracą na swojej aktualności i dosłowności. Początkowo przyjmowano pogląd, że Marek nie uprawia teologii, a jest raczej świadkiem Jezusa. Dzisiaj Ewangelia Marka nabiera coraz większego zainteresowania.

          Centralnym tematem Ewangelii jest Jezus-Chrystus. Ewangelią jest sam Jezus. Już w pierwszych słowach autor zaznacza, że Jezus jest Synem Bożym: Początek Ewangelii o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym (Mk 1,1). Marek przedstawia ogólny zarys działalności Jezusa. Połączył przekazywane przez Tradycję słowa i znaki Jezusa z wydarzeniami historycznymi. Pojedyncze epizody ujął w prostą fabułę, posługując się w tym celu m.in. spójnikiem a potem (23 razy). Krótkie perykopy streszczające czyny i słowa Jezusa zestawione razem dają ciągłe opowiadanie o działalności Jezusa w Galilei. Markowy obraz Jezusa cechuje realizm. Ewangelista nie interpretuje faktów, nie wyjaśnia i nie uzasadnia. Dla niego Jezus jest nie tylko zwykłym człowiekiem, ale również i Mesjaszem. Wysłannik Boga jest kimś więcej niż tylko śmiertelnym człowiekiem. Jest Królem, choć niepodobnym do żadnego króla. Należy On do świata Boskiego. Marek wykazuje, że Jezus Chrystus jest Synem Bożym. Udowadnia nadludzką godność i wielkość Mistrza z Nazaretu, przypominając Jego wielkie czyny i znaki.

          Marek z niezwykłą troską opisuje Jego cuda. Zgromadził stosunkowo dużą ich ilość. Są one znakami królestwa Bożego. Świadczą o mesjańskiej godności Jezusa i o Jego Boskiej mocy. Prawdopodobnie opisy cudów spełniały ważną rolę w pracy misyjnej. Marek stara się pokazać Jezusa w podwójnej postaci, Jego transcendencję, chwałę i wielkość. Jest On Kimś z nieba: Najwyższy kapłan zapytał Go ponownie: «Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Błogosławionego?»  Jezus odpowiedział: «Ja jestem. Ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego i nadchodzącego z obłokami niebieskimi» (Mk 14,61–62); Wówczas ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w obłokach z wielką mocą i chwałą (Mk 13,26); Kto się bowiem Mnie i słów moich zawstydzi przed tym pokoleniem wiarołomnym i grzesznym, tego Syn Człowieczy wstydzić się będzie, gdy przyjdzie w chwale Ojca swojego razem z aniołami świętymi» (Mk 8,38);  A gdy schodzili z góry, przykazał im, aby nikomu nie rozpowiadali o tym, co widzieli, zanim Syn Człowieczy nie powstanie z martwych (Mk 9,9). Marek pokazuje też ludzki aspekt Chrystusa (Mk 1,41;  8,2; 3,5; 14,33). Rysuje Jego upokorzenie i mękę (Mk 8,31;10,45). Charakterystyczna dla Marka jest tak zwana tajemnica mesjańska. Jezus nakazuje surowo milczenie wszystkim, którzy poznają w Nim Mesjasza (także demonom). Być może dlatego, aby nikt nie odczytał Jego misji jako działań o charakterze politycznym. Żydzi nie byli w stanie pojąć związku cierpienia z mesjanizmem. Jezus w słowie Syn Człowieczy ukrywał swą tajemnicę, a zarazem powoli w nią wprowadzał. Dopiero przez śmierć na Krzyżu tytuł ten ujawni prawdziwe swoje znaczenie, wolne od wszelkich zabarwień znaczeniowych. „Syn Człowieczy” wyraża podwójną funkcję: niebiańską obdarzoną mocą Bożą i ziemską przez cierpienie za grzechy ludzkie. Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu (Mk 10,45).  Określenie „Syn Człowieczy” jest charakterystyczne dla wypowiedzi samego Jezusa. Jezus nie mówił jednak nigdy o sobie jako o Synu Człowieczym w pierwszej osobie, tylko w trzeciej. Słowo to można znaleźć tylko na ustach Jezusa, z wyjątkiem, jedynym zresztą, umierającego Szczepana: Widzę niebo otwarte i Syna Człowieczego, stojącego po prawicy Boga (Dz 7,56). Szczepan, w chwili konania, powoływał się jakby na Jezusa, który stojąc przed najwyższą Radą mówił: Ja jestem. Ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego i nadchodzącego z obłokami niebieskimi (Mk 14,62). Określenie to pochodzi z Księgi Daniela. Inne znaczenie miały słowa „Syn Człowieczy” w Starym Testamencie, a inne w Nowym. W językach hebrajskim i aramejskim zwrot „syn człowieczy” znaczy najpierw tyle co „człowiek”. Pospolite słowo, w Nowym Testamencie, stało się wyrazem szczególnej godności Jezusa. Szczególnie wyraźnie widać to w procesie Jezusa przed Wysoką Radą: Ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego i nadchodzącego z obłokami niebieskimi (Mk 14,62).

          Ewangelię Marka można traktować jako pierwszy stopień wtajemniczenia chrześcijańskiego. Służy wprowadzeniu do kościoła niewierzącego – katechumena. Wzywa do spotkania z Chrystusem, do wyrzeczenia się dotychczasowego życia, by w Chrystusie złożyć swe nadzieje i życie. Uczniowie są przedstawieni początkowo jako ludzie prości, którzy niewiele rozumieją. Marek wzywa do nawrócenia poprzez stopniową ewangelizację. Jest to pewien rodzaj wędrówki. Jego śladami dociera się na wzgórze ukrzyżowania i to właśnie tam rzymski setnik odsłoni pierwszy tę ostateczną tajemnicę Jezusa. Ci, którzy nie wierzą i odrzucają Jezusa, nie otrzymują niczego. Jezus nie może uczynić cudu w Nazarecie, gdyż brak tam wiary: I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich (Mk 6,5). 

          Racjonalizm grecki (Celsus, Porfirusz) krytykował biblijne opowiadania o cudach. Apologetyka Ojców Kościoła broniła tych opowiadań. Orygenes i św. Augustyn mówili, że największym cudem  jest podtrzymywanie przez Boga świata w jego istnieniu. Dopiero w Oświeceniu rozpoczęto próby przyrodniczego i empirycznego wyjaśniania zdarzeń uważanych za cudowne. Prawa przyrody są boskim nakazem. Cuda niszczyłyby boski porządek. Ja osobiście podzielam ten pogląd. Nie twierdzę jednak, że zjawiska takie nie miały miejsca.

 


[1] Barnaba – postać zasłużona w historii rozwoju chrześcijaństwa, kuzyn Marka Ewangelisty. Podróżował z Markiem i Pawłem w wyprawach misyjnych.

[2]  Źródło zwane Q (Quelle) – hipotetyczne źródło spisanych wypowiedzi Jezusa (logia) odkryte (kopie) w Nag Hammadi w 1945 r.

Czy Bóg wie wszystko

          W ogólnej opinii przyjmuje się, że Bóg jest doskonały, wie wszystko i zna również przyszłość[1]. Czy jednak ta opinia nie jest na wyrost? Jeżeli to prawda, to znaczy, że świat jest z góry zdeterminowany i określony. Ludzkie modlitwy i prośby nie mają sensu. Bóg nie zmieni biegu historii. Gdyby tak się stało, powstałaby sprzeczność logiczna. Wniosek więc nasuwa się sam. Bóg nie o wszystkim wie, co  nie znaczy, że w dużym prawdopodobieństwem nie może przewidywać przyszłości. Jak mówił Jezus: Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia (Mt 18,7). Jest to jednak ocena pewnych logicznych konsekwencji przyczyn i skutków, które można łatwo wydedukować. Niepewne jest to, co wynika z woli człowieka. W każdej więc chwili Bóg otrzymuje od człowieka nową wiedzę: Przenikasz i znasz mnie, Panie (Ps 139, 1).  Wiedza ma więc charakter dynamiczny, zmienny, zależny od czasu i woli człowieka.

          W Piśmie świętym Bóg zwraca się do Abrahama słowami:  bo teraz wiem, że boisz się Boga (Rdz 22,2). Czy  faktycznie wcześniej o tym nie wiedział? Być może jest tu zastosowany zabieg literacki. Nie mniej uświadamia, że Bóg dowiaduje się w danej chwili o czymś.

           Jezus początkowo był niechętny uzdrowieniu kobiety kananejskiej (Mt 15,21–28). Dopiero po słowach kobiety Jezus rzekł: O niewiasto, wielka jest twoja wiara, niech ci się stanie, jak chcesz (Mt 15,28).

           Jezus nie znał daty końca świata. Czy wiedział, że Judasz Go zdradzi? Trudno powiedzieć.

          Wniosek, że Bóg nie wszystko wie o naszej przyszłości uświadamia, że przyszłość świata zależy w pewnej części od człowieka. Świadomość ta nobilituje człowieka do roli dziedzica Boga, a  z drugiej strony uświadamia, jaką odpowiedzialnością Bóg obłożył człowieka.

          Kto wie, czy człowiek nie zaskoczył samego Boga. To co dotyczy woli należy wyłącznie do człowieka. Owszem Bóg przenika ducha i zna jego stan, ale stan zawsze teraźniejszy in situ. Co będzie za chwilę może być tylko przypuszczeniem. Bóg wszystko urządził pod człowieka. Pokazał mu nawet jaka jest różnica między zwierzęciem a człowiekiem. Nakazał kochać bliźniego, o zwierzętach nie wspomniał. Tymczasem człowiek okazuje miłość również zwierzętom. Ubolewa nad koniecznością wzajemnego zjadania się. Potrafi się z nimi nawet „zaprzyjaźnić”. Może tym sprawił Bogu wielką niespodziankę?

          Mówienie wprost, że Bóg nie wszystko wie absolutnie nie umniejsza Jego Wielkości. Magiczną postać sprowadza się do roli żywego Podmiotu, który również ma pragnienia. Bóg staje się bliższy człowiekowi.

 


[1] Można wykazać, że takie stwierdzenie, już z założenia  jest logicznie sprzeczne, nienaturalne i nie może mieć miejsca w rzeczywistości.

                                    Od jutra Ewangelia wg św. Marka

 

Dary łaski Boga

          Niejednokrotnie słyszy się opinie, że człowiek nie wierzy, bo nie otrzymał od Boga stosownych łask wiary. Nic bardziej mylnego.

           Bóg każdemu istnieniu ludzkiemu ofiarowuje tę samą paletę łask (zdolność do czynienia dobra, zdolność do miłowania, zdolność oceny moralnej). To człowiek sam decyduje, czy je zagospodaruje, czy nie. Co innego jest z talentami. Jak można to dostrzec, dla różnorodności, Bóg posługuje się probabilistyką (przypadkowość według rachunku statystycznego). Owocem tego są różne geny, które powodują, że człowiek jest szczególnie predestynowany do różnych czynności. Dary talentu dotyczą ciała (biegłość ruchowa, bystrość umysłu, umiłowanie sztuki, wrażliwość muzyczna, plastyczna). Ciekawe, że wiele osób nie chce korzystać z wrodzonych talentów. Oprócz przydziału wynikającego z probabilistyki, Bóg może udzielać talentów według własnego zamierzenia. Osoby te są wtedy szczególnie wyróżnione. Nie wszyscy jednak podejmują wezwanie Boże. Człowiek jest istotą wolną.

          Nie ma takiej sytuacji, w której Bóg nie udziela łask. Co innego jest, gdy człowiek osłabia osobową relację z Bogiem. Mimo, że łaski płyną strumieniami mijają się z człowiekiem. Człowiek staje się niezdolnym do podejmowania właściwych ocen moralnych. Gubi się w prawie naturalnym. Źle odczytuje to, co jeszcze w nim zostało. Wychodzi na wierzch pycha. Atrakcyjność zła trafia na coraz lepszą glebę. Dobre jest to, co jest dobre dla nieszczęśnika.

          Nie ilość talentów decyduje o zbawieniu człowieka, ale wykorzystanie wolnej woli. Skrajnie może być tak, że prosty człowiek o uproszczonej logice zawierza swoje życie Bogu. Już za życia staje się prawie święty. Historia zna wiele takich przykładów. Mówi się potocznie: głupi, ale dobry człowiek. Są jednak przypadki odwrotne. Wielkie umysły, twórcy wielkich teorii, geniusze nie są zdolni do aktu przyjęcia istnienia Boga. Nabyta wiedza krępuje ich wolę. Współczesny człowiek przyjmuje często tylko to, co nie kłóci się z materialistyczną wizją świata (Joseph Ratzinger). Nie potrafią wyzwolić się z pewnej pychy rozumu. Nie potrafią przyjąć istnienia Boga jako istnienia samoistnego. Bez przyjęcia Przyczyny Sprawczej nie potrafią skleić swoich teorii w jeden rzetelny model wszechświata. Ich wypowiedzi najczęściej są żałosnym bełkotem.

          Ciekawe, że moja wiara oparta jest właśnie na owocach nauki. Być może pragnienie Boga wynikające z wiary pokonuje bariery naukowe. Wiara pozwala mi dostrzec w nauce to, co inni nie dostrzegają. Nauka potwierdza istnienie Stwórcy. Korzystam więc z dwóch skrzydeł, wiary i rozumu. One to wzajemnie ze sobą współpracują, wzajemnie się wzmacniają, czyniąc ze mnie człowieka szczęśliwego. Bogu niech będą dzięki.

Świadomość duchowa

          Dopóki człowiek żyje dusza z ciałem stanowi jedną hipostazę (fundament istoty ludzkiej) cielesno duchową. Dusza ożywia ciało i w pewnym sensie nad tym ciałem panuje. Nie odbywa się to automatycznie lecz na skutek woli. Bywa, że człowiek ma trudności w pokonaniu potrzeb (w tym żądzy) ciała. W samym człowieku rozgrywa się niejednokrotnie dramat między ciałem a wolą: ciało bowiem do czego innego dąży niż duch, a duch do czego innego niż ciało (Ga 5,17).  Dusza ludzka zawiera w sobie wszystkie dary łaski od Boga, które Pan Bóg hojnie rozdaje każdemu. Przede wszystkim człowiek posiada świadomość i wolę. Dawcą wszystkiego jest Bóg. Wola, to niezwykły dar od Boga. Podnosi człowieka do rangi osoby niezależnej nawet od Boga. Bóg tak umiłował człowieka, że podzielił się z nim nie tylko swoimi przymiotami, ale i wolnością. Człowiek wolny na miarę Boga. Bez wolności człowiek byłby bytem zamkniętym w świecie przyrody. Byłby równocześnie bytem „wykończonym”, zdeterminowanym i poddanym wszystkim ograniczeniom życiowym, w tym konieczności śmierci. Determinizm jest zaprzeczeniem wolności, a w konsekwencji zaprzeczeniem odpowiedzialności, w dalszym ciągu zaprzeczeniem moralności. I tak się stało w przypadku Jezusa. On pokazał, że każdy człowiek może osiągnąć chwałę Ojca. To niezwykła perspektywa. Może ktoś zapyta, czy wolność człowieka nie spowoduje chęci wywyższenia się ponad Boga. To zupełnie niemożliwe. Doskonałość człowieka spotyka się z Nieskończonością (Boska doskonałość). Człowiek, który dochodzi asymptotycznie do chwały Ojca łączy się asymptotycznie z wolą Boga. Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz Niebieski (Mt 5,48). Przykładem jest Jezus. Nie ma takiej możliwości, aby ktoś zapragnął jeszcze większego wywyższenia.  Człowiek staje się prawdziwym dziedzicem Boga. Kościół pierwotny nie miał takiego rozeznania. Sugestię wywyższenia się ponad Boga próbował wyjaśnić za pomocą szatańskich istot konceptualnych[1]. Prawdopodobnie był zobligowany ciągłością religijną pochodzącą od judaizmu. To co przygotował Bóg dla człowieka jest niewyobrażalne. Dobrze jest za życia zaufać Bogu i starać się spełnić oczekiwania Stwórcy. Naprawdę warto.

          Kiedy ciało umiera dusza zostaje wyzwolona z ciała. Świadomość wcześniej związana z mózgiem pracuje na własnych obrotach. Człowiek ma ją już cały czas. Coś takiego jak sen nie istnieje.

          Pismo święte informuje o powszechnym sądzie nad ludzkością: Albowiem On jest jak ogień złotnika i jak ług farbiarzy. Usiądzie więc, jakby miał przetapiać i oczyszczać srebro, i oczyści synów Lewiego, i przecedzi ich jak złoto i srebro, a wtedy będą składać Panu ofiary sprawiedliwe  (Ml 3,2–3); Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu (Mt 12 36).  Nie będzie on odwzorowaniem sądu ludzkiego.  Każdy w sumieniu swoim rozezna swoje postępowanie. Sąd będzie cichym wyznaniem grzechu. Nie będzie ognia, krzyku, hałasu, płaczu i zgrzytania zębów. Każdy otrzyma miejsce należne według własnych zasług (również, ci którzy odwrócili się od Boga). Powstanie nowa ziemia. Bóg zagospodaruje swoje dzieci według nowego zamysłu. Póki co, stoimy przed tą tajemnicą.

          Jezus wielokrotnie sygnalizował, aby zawierzyć Bogu. Może warto spróbować.

 


[1] Anioł który sprzeciwił się Ojcu postanowił sam być dla siebie Bogiem. Bóg ukarał go pozbawiając go wszelkich łask. Istota stworzona bez łask Bożych nie jest zdolna do żadnego dobra. Tym samym szatan jest uosobieniem zła.

 

Tajemnice pejoratywne

          Tajemnice, to również niewyjaśnione zjawiska. Nie mają one jednak pejoratywnego charakteru. Wynikają z niewiedzy lub niemożności dojścia do  prawdy przez brak odpowiednich instrumentów badawczych. Jeżeli ktoś mówi, że coś jest okryte tajemnicą, to można przypuszczać, że dotyczy spraw wstydliwych. Jeżeli tak, to faktycznie nie ma czym się chwalić.

          Religie ezoteryczne, gnoza owiane są tajemnicą. Dlaczego? Bo są narzędziem dyscyplinującym swoich wiernych. Tajemnica wzbudza strach. Jeżeli wiara jest podszyta strachem nie ma nic wspólnego z wiarą.

          Tajemnicą są również objęte przeróżne złe uczynki jak zdrady małżeńskie, kradzieże, morderstwa, zbrodnie, fałszerstwa, zawarte układy polityczno-gospodarcze.

          Niektóre zdarzenia historyczne objęte są tajemnicą. Utajniając niektóre,  można fałszować historię. Po Soborze Watykańskim II  ubolewano, że za czym innym opowiadali się Ojcowie Soboru, a co innego przekazywano opinii publicznej. Biskupi chcieli aktywizować wiarę, aby „zaofiarować wiernym cały jej rozmach”. Tak jednak się nie stało. Obawiano się zbyt głębokiej rewizji doktryny kościoła.

           Pejoratywny charakter ma tajemnicza działalność masonerii. W niej istnieje tajna doktryna filozoficzna i religijna, wprowadzona przez gnostycką Różę-Krzyż. Z okultyzmem łączy się zazwyczaj magię, panteizm, kabałę, ezoteryzm, spirytyzm, system potrójnego świata itd. Masoneria zwalcza klerykalizm (dążenia, tendencje do podporządkowania życia społecznego, kulturalnego i politycznego duchowieństwu, Kościołowi), formy totalitaryzmu, formy przesadnego dogmatyzmu. Uznaje wolność sumienia jako prawo naturalne człowieka. Od początku wolnomularstwo weszło w konflikt z Kościołem, choć były próby zniesienia potępienia. Masońskie działania skierowane przeciwko religii są dobrze znane: imiona masonów Woltera, Robespierre’a J. Ferry’ego, E. Combesa stanowią tego ilustrację. Nienawiść do religii wydaje się w tym wypadku należeć do natury masonerii.

          Mówi się otwarcie, bez żenady o tajemnicach Watykanu. Ciarki przechodzą, gdy o tym się wspomni. Watykan, miasto dzierżące depozyt wiary, coś co powinno być jawne z samego sensu Objawienia zachowuje własne tajemnice. Dlaczego? Bo przechowuje swoje grzechy (w dowodach pisanych) z okresu dwóch tysiącleci. Niektóre tajemnice (konklawe) można zrozumieć. Chodzi o dobro przeprowadzonych działań. Jawność może doprowadzać do działań nieetycznych, wpływaniu na przebieg wypadków zabezpieczających partykularne interesy. Za zdradzenie tajemnicy dotyczącej obrad konklawe grozi kara ekskomuniki.

         Niektóre tajemnice są zwykłymi oszustwami, wynikające z niewiedzy, głupoty lub chęci ukrycia prawdy. Inne mogą wynikać z przekazów historycznych, które zostały zdogmatyzowane. Tajemnice mogą dotyczyć błędnie przyjętych tez, hipotez czy teorii. Wszystko, co niejasne stanowi tajemnicę.

          Niektóre tajemnice obrażają Boga. Warto przemyśleć grzeszność ludzką również pod tym kątem.

Różne formy Objawienia się Boga

          Według definicji encyklopedycznej „Objawienie Boże” (łac. revelatio odsłonięcie)  to bezpośrednie lub pośrednie działanie Boga w celu ujawnienia człowiekowi swojego istnienia, natury i zbawczej woli […][1]. Warto podkreślić, że „objawienie” ma miejsce nie tylko w biblii. W niej ujawnione są różne formy Objawienia, najpełniej zrealizowane w Jezusie Chrystusie. Według Ojców Kościoła dostępne jest nie tylko wybranemu narodowi, lecz wszystkim ludziom (Justyn, Ireneusz, Orygenes). W dawniejszej apologetyce katolickiej (traktat De religione revelata. De vera religione) wykazywano, że znajduje się ono tylko w religii chrześcijańskiej, która jako jedyna jest religią prawdziwą. Dobrze, że zrezygnowano z tego fałszywego poglądu, choć pozostawiono ostre kryteria rozpoznawcze.

          Według poglądów Josepha Ratzingera (opisanej w swojej autobiografii) z czasów soboru  Objawienie nie może istnieć tylko przez samo Pismo […]. Objawienie musi się odzwierciedlać w PŚ, ale nie może być z nim identyczne. Sądzi również, że Objawienie jest zawsze większe od samego Pisma. J. Ratzinger rozumie, że Objawienie oznacza zbliżenie się Boga do człowieka i jest większe, niż słowa Pisma świętego. Objawienie to coś żywego i musi zostać przyjęte i zrozumiane.

          Jak już wcześniej, wielokrotnie  sygnalizowałem pierwsze „Objawienie żywe” następuje już u każdego rodzącego się człowieka (Objawienie pierwotne, naturalne, osobowe). Bóg uczula (udziela łaski) każdego na siebie. Każdy może wzbudzić w sobie pragnienie Boga. Mechanizm jest bardzo zróżnicowany i wymaga obszernego opracowania. Na tym tle pojawiły się pierwotne religie. Z braku wiedzy, strachu, interesów plemiennych religie te były na różnym poziomie prawdy. Najważniejszy sens „objawienia” był jednak zachowany – istnienie Boga (Stwórcy). Natura Boga była jednak różnie spostrzegana. Narodził się panteizm w odróżnieniu od religii dostrzegających Boga jako Osoby: Mądre i celowe urządzenie świata wykazuje, że Stwórca jest Bogiem osobowym, który ma rozum i wolę, czyni wszystko, co zechce (Ps 115,3). 

          Biblia powstała w małym narodzie żydowskim. Jej korzenie sięgają religii plemion sąsiedzkich. Można w niej spotkać różne obce naleciałości.

          Bardzo ciekawym, a mało wykorzystanym „objawieniem Boga” jest sam Wszechświat. Z dzieł Bożych można odczytać wiele o Stwórcy oraz o Jego zbawczej woli: Jego przymioty – wiekuista Jego potęga oraz bóstwo – stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła (Rz 1,20).  Natura ujawnia Boże zamysły. Nie wszystko jest zrozumiałe i dziś. Wiele rzeczy bulwersuje, a nawet złości. Np. niejednokrotnie stawiane są pytania dlaczego Bóg dopuścił okrucieństwo w przyrodzie. Sam podjąłem próby rozszyfrowania tej tajemnicy (aspekt ofiarny).

          Przyroda, natura jest wielkim nauczycielem. Podpatrując życie zwierząt można odkrywać nieprawdopodobne zależności, relacje, prawa współistnienia. Poza okrucieństwem, które wynika z instynktu zwierząt, a nie ze złej woli, świat przyrody jest piękny. Świadczy to o Wielkim, Inteligentnym Architekcie i Budowniczym Wszechświata. Wiedza o Wszechświecie wyraźnie wskazuje, że istnieje Stwórca. Mozolnie odkrywamy rzeczy tej ziemi, z trudem znajdujemy, co mamy pod ręką – a któż wyśledzi to, co jest na niebie? (Mdr 9,16); gdyż bardzo wiele dzieł Jego pozostaje w ukryciu (Syr 16,21).

          Jawne przyznawanie się do ateizmu traktuję jako wyznanie małego „niedouczonego Jasia”: Głupi z natury są wszyscy ludzie, którzy nie poznali Boga, z dóbr widzialnych nie zdołali poznać Tego, który jest, patrząc na dzieła nie poznali Twórcy (Mdr 13,1). W psalmach czytamy: Mówi głupi w swoim sercu: «Nie ma Boga» (Ps 14(13),1; por. 53,2).  Lepiej, aby niewierzący przyznawali się do agnostycyzmu poznawczego pozostając jakby w niepewności. Wobec dzisiejszej wiedzy brakuje narzędzi matematycznych i logicznych, aby udowodnić wieczność świata, materii itp. 

          Religijne dowodzenie istnienie Boga można nazwać poszlakowe, ale argumentów „za” jest tak wiele, że prawdopodobieństwo istnienia Boga dla wielu, staje się wiedzą. Sokrates (469–399 przed Chr.) opierając swe twierdzenie na celowości ustrojów, mówił: Bóg jest i być musi!

 


[1] Encyklopedia Katolicka KUL Lublin 2010, tom. 14, hasło Objawienie Boże, kol. 157; 177–178. 

Ewangelia wg Mateusza cz.62

          Ewangeliści opisali zmartwychwstanie Jezusa według ówczesnego tego rozumienia. Każdy jak potrafił najlepiej. Pod tym względem Nowy Testament jest bardzo uczciwy i rzetelny. Opisy zmartwychwstania są różne i one świadczą, że nie było w tym temacie manipulacji teologicznych. Różnią się, bo dzieło zmartwychwstania było różnie odczytywane.  Do dnia dzisiejszego można usłyszeć wiele teorii na ten temat. Kościół choć wypracował rzetelną teologię nie potrafi jej rzetelnie, jasno przekazać wiernym. Stąd  można usłyszeć różne wersje, legendy i niesłychane hipotezy.

          Ponieważ przedmiotem wykładu jest Ewangelia Mateusza jestem zobowiązany jej poświęcić uwagę, choć przyznam, że najlepiej byłoby ten temat omawiać łącznie z innymi ewangeliami.

          Opis Mateusza, że powstało trzęsienie ziemi, anioł Pański zstąpił z nieba i odsunął kamień, i że strażnicy stali się umarli ze strachu jest narzędziem literackim mający na celu stworzyć atmosferę napięcia. Fakt faktem, że Maria Magdalena i druga Maria zobaczyły otwarty grób Jezusa. Mateusz przekazuje, że panie otrzymały informacje od anioła. Informacja ta nie może pochodzić od Boga, bo nie jest do końca prawdziwa. Jak pisze Ewangelista: A idźcie szybko i powiedzcie Jego uczniom: Powstał z martwych (Mt 28,7).  Dziś wiadomo, że co innego jest powstanie z martwych, a co innego jest zmartwychwstanie. Mateusz należał do tych (większości), którzy zmartwychpowstanie mylili ze zmartwychwstaniem. Pomimo błędu, próbuje przekazywać dalsze zdarzenia trzymając się faktów niż własnych koncepcji. Jak pisze, Jezus stanął przed nimi (kobietami) (Mt 28,9). Niby skąd. To pierwszy sygnał, że Jezus prezentuje dziwną, własną przypadłość. Może się pojawiać i znikać w dowolnym czasie i miejscu. Ten fakt świadczy, że nie jest już dawną ludzką istotą. Gdy inni Go zobaczyli, dalej wątpili, że to ich dawny Nauczyciel. Rozwiązanie zagadki leży w tym, że Jezus pojawiał się neurotycznie, to znaczy wewnątrz umysłu, nie na skutek zmysłów, a bodźców działających na strefę duchową. Można użyć sformułowania, że był widziany oczyma duszy i serca. Jego widzenie neurotyczne mogło dotyczyć wielu i każdy mógł trochę inaczej odbierać Jezusa według własnych predyspozycji.

          Mateusz kończy swoją Ewangelię w najciekawszym momencie historii Jezusa. Jezus zmartwychwstał. To niezwykłe wydarzenie. Wypadałoby pisać o Nim jak najwięcej. Mateusz zamilkł, bo to zdarzenie wymagało ogromnej przebudowy dotychczasowych pojęć i teologii. Mimo, że o tym wydarzeniu (antycypacja) pisano już setki lat w wcześniej, to teraz to się stało. Jezus, który był blisko, był namacalny, teraz przysłonięty został parawanem wiary. Do tego trzeba innego, nowego spojrzenia.

          Na koniec Mateusz przekazuje już lakoniczne informacje. One to bardziej służą do organizacji nowej społeczności chrześcijańskiej. Znakiem spinającym chrześcijan będzie chrzest.

          Trudno zakończyć egzegezę Ewangelii Mateusza nie wyjaśniając to, co było dla Mateusza jeszcze nie do końca osiągalne.

 

Jezus Chrystus

          Trzeba zdać sobie sprawę, że Jezus posiadał wszelkie dane ku temu, aby realizować Boży zamysł. Tak jak każdy człowiek był istotą cielesną, ale i duchową. Strukturalnie niczym nie różnił się od innych ludzi. To ważne, bo Jego osiągnięcia mogą być przekierowane na każdego człowieka. To co osiągnął Jezus stało się możliwe dla każdego człowieka.

           Bóg wyróżnił Jezusa na krzyżu, przekazując Mu swoje plenipotencje i moc. We wspólnym Akcie działającym będą mogli dalej działać na rzecz świata. Każdy indywidualnie, ale w tym samym duchu i woli. Mamy ontologicznie dwie Istoty, ale nie dwóch Bogów. Dlaczego? Złączeni tym samym stanem Dobra najwyższego, stanem Prawdy, tą samą naturą nie można działać przeciwstawnie. Pojęcie Boga obejmuje to wszystko, co powiedziałem, a więc modlimy się do tej Jedności. Ponieważ Kościół zaakceptował w tej Jedności jeszcze Ducha Świętego można powiedzieć, że nasza wiara to kult Boga Jedynego w obrazie Trójcy Świętej (w jednym Akcie działającym).

          Idea Boga wyłoniła się również z rozważań filozoficznych. Dla wierzących Bóg stał się Podmiotem wiary i kultu. Dla niewierzących idea Boga może być koncepcją spinającą, umożliwiającą poukładanie sobie w logiczny sposób cegiełki wszechświata. Czy można zakochać się w Idei?

                                                       *  *  *

Ewangelia wg Mateusza cz.61

          Nie jedna osoba zadaje sobie pytanie, dlaczego Jezus nie zadbał o większą wiarygodność swojego posłannictwa. Prawdopodobnie na to nałożyły się dwie sprawy. Zamysł Boga był taki, że od początku chciał, aby Jego sprawy były przedmiotem wiary, a nie wiedzy. Za tym przemawia cała koncepcja egzystencjalna człowieka. Wiara wymusza działania woli, uruchamia wnętrze człowieka. Wiedza o Bogu stawia Go w pozycji władcy. Bóg pragnął tego uniknąć. Ciągłe szukanie Boga aktywizuje do działań duchowych. Jezus poszedł w ślady Ojca. Nie pozostawił po sobie żadnych pism ani innych artefaktów. Drugie wyjaśnienie dotyczy samego ludzkiego opisu religii. Być może, że przez brak wiedzy, lub natchnieni Duchem Świętym ewangeliści, ojcowie Kościoła, apologeci i inni teolodzy, pisarze stworzyli obraz religijny, który wpisywał się w zamysł Boga. Może faktycznie to, co jest, od samego Boga pochodzi. Jeżeli tak, to Bóg z pewnością przygotował nową alternatywę wiary. Dziś stary sposób pojmowania wiary wyczerpał się. Trudno uwierzyć, że Bóg akceptuje historię Kościoła. To wielkie rozczarowanie. Czy Bóg nie wiedział do czego zdolny jest człowiek? Czy przewidział grzech pierworodny i dalsze grzechy? Czy przypuszczał, że Kościół Jego Syna stanie się miejscem niesamowitych zbrodni i czynów nieetycznych? Można wysunąć tezę, że Bóg w części rozczarował się istotą ludzką (świadczą o tym przesłania świętych). Homo homini lupus (człowiek człowiekowi wilkiem). Jest napisane, jak Bóg odpowiedział Abrahamowi:  bo teraz wiem, że boisz się Boga (Rdz 22,2). Czy faktycznie wcześniej o tym nie wiedział? Czy Bóg dając wolność człowiekowi pozbawił się wiedzy?  Prawdopodobnie mało jeszcze wiemy o Bogu. Ciągle więc trzeba Go poszukiwać i odczytywać Jego zamysły.

          Można przypuszczać, że Bóg osłabił relację swoją z narodem żydowskim. Ich historia jest tego najlepszym dowodem. Czy odwróci się od swego Kościoła? Nie sądzę, ale nim porządnie wstrząsie. Jestem tego pewien. Nadzieja w nas, wiernych Kościoła i wiernych w Bogu. Zróbmy wszystko, aby przeprosić naszego Boga za ludzkie przewinienia. Weźmy na siebie trudy odnowy. Ratujmy nasz Kościół. Pomóżmy Duchowi Świętemu w realizacji Jego posługi. Okażmy sobie życzliwość i miłość. Oddajmy Bogu to, co boskie. Sami pokażmy, że potrafimy kierować państwem po świecku. Bóg dał nam odpowiednie plenipotencje. Odrzućmy wszelkie fałszywe, infantylne pobożności. Musimy wreszcie dorosnąć. Mamy od kogo czerpać przykłady i nauki. Jezus Chrystus jest naszą ostatnią nadzieją.

Ewangelia wg Mateusza cz.60

          Mateusz próbuje opisać ostatnie chwile Jezusa. Maluje obraz pełen znaków: mrok ogarnął całą ziemię (Mt 27,45); zasłona przybytku rozdarła się na dwoje z góry na dół; ziemia zadrżała i skały zaczęły pękać (Mt 27,52). Zastosował on zabieg literacki zwany antycypacją: Groby się otworzyły i wiele ciał Świętych, którzy umarli, powstało. I wyszedłszy z grobów po Jego zmartwychwstaniu, weszli oni do miasta Świętego i ukazali się wielu (Mt 27,51–52). Antycypację należy odczytywać jako zwiastun późniejszych wydarzeń, jakie będą miały miejsce przy końcu Świata.

       Po śmierci Jezusa, uczeń Józef z Arymatei udał się do Piłata i poprosił o Jego ciało. Jezus zostaje pochowany w ogrodzie w nowym grobie, w którym jeszcze nie złożono nikogo (J 19,41). Przed grobem stanęła straż rzymska. Obawiano się spełnienia się przepowiedni zmartwychwstania.  Grób został więc opieczętowany.

          Trzeba wyraźnie zdać sobie sprawę, że los ciała Jezusa nie jest znany do dnia dzisiejszego. Teorii jest wiele. Na ten temat już pisałem. Ważne jednak jest to, że Jezus nie zmartwychpowstał (nie wstał z grobu), ale zmartwychwstał, to znaczy ukazał się jako Istota dalej żyjąca. Śmierć była jedynie momentem przechodzenia z życia cielesnego do życia czysto duchowego. Dusza oderwała się od ciała. Umarło ciało fizyczne. Dusza została nietknięta. Jezus nie był widziany fizycznie, ale oczyma duszy (neurotycznie). Aby zobaczyć Jezusa trzeba było mieć wiarę[1]

          Kościół sugeruje, że Jezus objawił się w ciele chwalebnym. Powołuje się na werset, w którym Jezus kazał podać sobie chleb i rybę, po czym jadł w obecności uczniów. Przez drzwi jednak przechodził jako istota duchowa. Ciało chwalebne musi więc mieć niezwykłe właściwości. Na nim zachowały się ślady męki (fotograficzne przeniesienie śladów z ciała ludzkiego?) Wydaje się, że opisy te powstały na użytek przekonania wiernych o zmartwychwstaniu Jezusa.

         Osoby nieżyczliwe mogą podważać zmartwychwstanie Jezusa. Mogą też mieć pretensje do filozoteizmu, że w tym temacie sam sobie zaprzecza. Trudno tu operować rozumem, kiedy wiele faktów wydaje się iluzorycznych, cudownych, bazujących na wierze. Czy rozum nie powinien w tym momencie poddać się. Czy to nie świadczy przeciwko zmartwychwstaniu?

          Proszę zauważyć, że wraz ze zmartwychwstaniem pojawiły się zdarzenia cudowne, ale nie dotyczyły one materii, ale świata duchowego. Bóg nie musiał więc łamać żadnych ze swoich praw. Przeciwnie, ukazał tajemnicę naszej, ludzkiej, przyszłej egzystencji. Zmartwychwstanie czeka każdego człowieka. W tym nadzieja na życie wieczne.

          Z perspektywy zmartwychwstania wyłania się koncepcja Bożego powołania i roli Jezusa. On spełnia wiele zamysłów Boga. Przede wszystkim pokazuje kim jest człowiek, na co go stać i kim może być. Jezus odkupił grzechy swoją Ofiarą. Przez stałą posługę, na każdej Mszy, odkupuje winy tych, którzy tego pragną. Wzmocnił relacje między Bogiem a człowiekiem. Przybliżył ludziom Stwórcę.

          Tylko ślepi nie zauważają, że w świecie coś się wydarzyło. Coś, od czego nie ma powrotu. Proszę jednak spojrzeć na owoce tego wydarzenia. Moja ocena jest smutna. Narzekanie zostawiam na inny czas. Boję się jednak, że Bóg może nie dać ludziom nowej szansy. Wszystkie przepowiednie alegoryczne zmierzają do nowych wydarzeń. Będzie płacz i zgrzytanie zębów. To, czego jesteśmy świadkami prosi się o pomstę nieba. Miłość braterska wygasa. Bóg jest odsuwany z ludzkiego życia. Panie, dokąd zmierzamy (por. J 13,36).

 


[1] Można spotkać się ze stwierdzeniem, że zmartwychwstania nie powinno się rozumieć w sensie czysto duchowym.

 

Ewangelia wg Mateusza cz.59

          Piłat pyta Jezusa wprost: Czy Ty jesteś królem żydowskim? (Mt 28,11). Jezus odpowiada: Tak, Ja nim jestem (Mt 27,11). Przyznanie się Jezusa do godności króla powoduje zarazem Jego zamilknięcie. Jezus nie odpowiada Piłatowi na żadne pytanie.  Piłat nabiera szacunku do Jezusa. Dostrzega niezwykłą w Nim osobowość. Niewiele rozumie, ale czuje, że chodzi tu o zawiść i żydowskie sprawy polityczno-religijne. Nie widzi w Nim winy. Pragnie dać Mu szanse, przywołując stary zwyczaj. Lud jednak wybiera Barabasza. Piłat jest bezradny. W końcu to nie jego rzecz. Uwalnia Barabasza, a Jezusa wydaje na ukrzyżowanie.

          Wydanie wyroku skazującego uruchamia drugi akt męki Jezusa. Staje się On pośmiewiskiem wielu. Czy istnieją gorsze przykrości jak kpiny, szykany i naigrywanie się? Przed Piłatem stał Król – żołnierze zrobili z Niego pośmiewisko. Piłat uszanował godność Jezusa – żołnierze naigrywali się z Niego. Męka Jezusa potęguje się. Teraz wszystko, co się dzieje z Nim i wokół Niego staje się nadludzkim dramatem. Droga krzyżowa pełna udręki i dramatycznych wydarzeń. Mateusz oszczędza czytelników i nie podaje jej szczegółów. Zrobili to inni ewangeliści. Jezus został powieszony na palu jak najgorszy złoczyńca i łajdak. Nawet po śmierci  wielu Go przeklinało.

          W historii Starego Testamentu wiele jest opisów nadzwyczajnych ingerencji Boga-Ojca, gdy był proszony o świadectwo przez proroków (Abraham, Eliasz,…), czy innych nazirejczyków. Teraz Żydzi widzą, że Bóg-Ojciec nie pomógł domniemanemu swojemu Synowi. Czy to nie jest najlepszy dowód, że Jezus był fałszywym mesjaszem, prorokiem i Synem Bożym? Tak wielu sądziło, ale krótko. Niepokoiła ich zapowiedź Jezusa o swoim zmartwychwstaniu.

          Sama śmierć Jezusa była monodramatem o najwyższej ekspresji. Jezus, niesamowicie samotny i opuszczony zwraca się do Ojca swojego słowami: Eli, Eli lema sabachthani (Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił) (Mt 27,46). Są to słowa psalmu, które nadają chwili uroczystą rangę. Scena i słowa te ukazują misterium (tajemnicę) powołania Syna Człowieczego do Chwały Ojca. Można ją odczytać przewrotnie (przez negację): Boże, Tyś mnie nie opuścił.  Dlaczego Kościół nie świętuje szczególnie tego wzniosłego wydarzenia?! No cóż, za wcześnie ogłoszono Jezusa Królem – przy urodzeniu (Bóg się rodzi, moc truchleje – kolęda). Prawda jest inna. Jezus stał się pełnym Aktem działającym, inaczej mówiąc, Bogiem dopiero na krzyżu.