Trzecia tajemnica fatimska

          Jak pisze w trzeciej tajemnicy fatimskiej, ujawnionej przez papieża Jana Pawła II w 26.06.2000 roku miał zginąć biały kapłan (identyfikowany jako Jan Paweł II w zamachu z 13 maja 1981 r.) od kuli z broni palnej i strzał z łuków. Razem miało zginąć wielu biskupów, kapłanów, zakonników,  zakonnic i wiele osób świeckich. Jak wiemy, papież Jan Paweł II został tylko ciężko ranny. Nikt jednak nie zginął. Jak należy zrozumieć zdarzenia dokonane w świetle III tajemnicy fatimskiej?

          Odpowiedź można odczytać w drugiej tajemnicy fatimskiej. Jest tam napisane: Jeśli zrobi się to, co ja wam mówię, wiele dusz zostanie uratowanych. Jak widać zdanie jest w trybie warunkowym. Zakłada więc, że przesłanie może się zdarzyć lub nie. Mądrość Boga pozwala na antycypację zdarzeń, ale świat nie jest zdeterminowany. Wszystko zależy od ludzkich zachowań.

           Jak wielokrotnie pisałem Bóg nie karze nikogo, a interweniuje jedynie w zdarzeniach wyjątkowych. W tym przypadku pokierował śmiertelną kulą w sposób wyjątkowy. To znak Bożej interwencji. Proszę zauważyć, że interwencja jest w skutkach dobra. Bóg może działać wyłącznie dla dobra, nigdy z innych pobudek. Trzeba uświadomić sobie, że Bóg, z samej definicji Istoty Kochającej, Miłosiernej nie może nikogo karać. Każda kara ma charakter odwetu. U Boga to niemożliwe. Wszystko, co dzieje się na świecie jest skutkiem losu  lub celowego działania ludzi. Generatorem zła jest człowiek. Zło ma charakter zwrotny i uderza w ludzi. W rezultacie, to człowiek sam siebie karze.

          Trzecia tajemnica ujawnia, że ludzkość, swoim instynktem, nie poszła za daleko w złych uczynkach. Być może przyczynił się do tego sam papież Jan Paweł II. Cud uniknięcia śmierci jest najlepszym dowodem jego świętości. Inne cuda, za sprawą papieża, jedynie potwierdzają jego świętość i uznanie u Boga.

          Wiele osób krytykuje naszego papieża, przede wszystkim za grzechy zaniechania. Czy słusznie? Może tak, ale trzeba wiedzieć, że świętym zostaje się po śmierci. W życiu, każdy późniejszy święty jest  normalnym grzesznikiem. Świętym można zostać przez jeden akt w życiu (wg teologicznej interpretacji zbrodniarza na krzyżu – ew. Łukasza).

Ewangelia wg Łukasza cz.16

          Dalsze perykopy przekazują pouczenia na temat jak postępować w życiu, co jest ważne, a co nie. Napisano: Uczeń nie przewyższa nauczyciela (Łk 6,40) w sensie bogatego doświadczenia życiowego. Mądrości trudno jest się nauczyć. Mądrość zdobywa się przez doświadczenie, refleksje i zgłębienie tematu.   Aby naprawdę zrozumieć, trzeba zanurzyć się w istotę zjawiska. Dotknąć najmniejszą cząstki rzeczy, skonfrontować ją z całą rzeczywistością. Na to potrzeba czasu. Uczeń może przewyższać nauczyciela biegłością rozeznawania bodźców zmysłowych, refleksem, pomysłowością. Łukaszowi chodziło o mądrość nabytą.

          Z obserwacji wynika, że ludzie bardzo lubią pouczać innych. Każdemu wydaje się, że jego ogląd świata jest najlepszy. Tymczasem nie dostrzegają, że sami narażeni są na schematy myślowe, blokady poznawcze. Niejednokrotnie głusi są na nowe spojrzenia i fakty. Patrzą, a nie widzą, słuchają, a nie słyszą. Jeżeli Łukasz pisze: Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka (Łk 6,42), to znaczy, że należy nie do końca ufać własnym poglądom. Świat jest jeszcze pełen tajemnic i trzeba mieć w sobie pokorę, że daleko jeszcze do poznania prawdy absolutnej (prawda w asymptocie). Każde zdarzenie ma różne oblicza. O każdej rzeczy można mówić z różnych perspektyw. Każdy też może przekazywać cząstkę prawdy. Podczas studiowania doktryn filozoficznych prawie każdej filozofii przyznawałem kawałek prawdy. Nikogo nie można odrzucać, bagatelizować. Trzeba przyjmować z założeniem, że jest to kogoś prawda. Kiedy opowiadane są przeżycia np. senne (neurotyczne), to często pojawiają się uśmiechy na twarzy słuchaczy. Mówi się: nawiedzony.  Z pobłażaniem słucha się cudzych opowiadań. Względem własnych umiejętności i  możliwości niedowierza się, że coś podobnego mogło się wydarzyć. Można nie wierzyć, ale uznawać, że jest to cudza prawda, w którą ktoś wierzy. Moja matka (91 lat w 2013 r.) po tysiąc razy opowiada, z dawnych czasów, niezwykłe wydarzenia z jej życia. Niektórzy nie mogą już tego słuchać. Ja przeciwnie. Przyjmuję, że są to jej prawdy. Ona w nie wierzy, ona nimi żyje, one czyniły skutki w jej życiu. One miały dla niej jakiś sens. Nikt nie jest w stanie sprawdzić prawdziwość podobnych opowieści, a więc i  z tego powodu nie można im zaprzeczać.

          Słusznie pisze Łukasz: Po owocu bowiem poznaje się każde drzewo (Łk 6,44). To jeden z bardzo dobrych dowodów zaistnienia i prawdziwości zjawiska. Na tej zasadzie opiera się badanie prawdziwości cudów uzdrowienia za wstawiennictwem, stosowanych przy beatyfikacji i kanonizacji kandydatów.

          Nauczanie Jezusa jest wyjaśnianiem tego, co jest już u człowieka. Prawo naturalne jest łaską od Boga. Mądrość zależy też od biegłości umysłu. Jeden chwyta w lot istotę rzeczy, inni potrzebują czasu. Dużo zależy od własnego przyzwolenia woli. Trzeba być zawsze otwartym. Uparcie trwanie przy swoim, w gruncie rzeczy, stawia człowieka w sytuacji konserwatysty. Szanując historię, mądrość naszych przodków, trzeba stale zmierzać ku nowemu.

Ewangelia wg Łukasza cz.15

          Perykopa Miłość nieprzyjaciół (Łk 6,27–36; Mt 5,38–48) występuje również u Mateusza. Różnią się jednak narracją.  Mateusz powołuje się na polecenie sekty w Qumran: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził (Mt 5,43). Oba autorzy przytaczają jednak te same słowa Jezusa: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują (oczerniają) (Łk 6,28; Mt 5,44). W różnych miejscach obu ewangelistów przywoływane są słowa: kto by cię uderzył w prawy policzek twój, nadstaw mu i drugi (Łk 6,29; Mt 5,39).

          Nauka Jezusa szokuje. Żydzi mają w pamięci prawo odwetu: oko za oko i  ząb za ząb (Kpł 24,19n). To prawo dla nich jest prawem sprawiedliwym. Teraz słyszą coś kuriozalnego: miłować prześladowców i wrogów. Nie rozumieją, że dla Boga wszyscy są Jego dziećmi. Trzeba wywrócić w sobie dotychczasowe rozumowania. Trzeba kierować się miłością (dobrem), a nie gniewem. Z racji miłości do bliźniego trzeba otoczyć troską nieprzyjaciela. To jemu jest źle, bo musi postępować nieetycznie względem nas. Jemu trzeba pomóc. Człowiek który postępuje dobrze ma twarz pogodną, jak mówi Księga Rodzaju (4,7), a zły jest smutny, rozgoryczony, pełen złych emocji. Jezus proponuje zupełnie inną perspektywę etyczną. Ona jest nastawiona na drugiego człowieka, a nie na własne ego. Przede wszystkim liczy się drugi człowiek. Ciemiężony pozostaje na pozycji darującego. To znowu szokujące. Wydawało się przed chwilą, że człowiek rezygnuje ze swej pozycji, a tu mówi się o jego wywyższeniu na pozycję ojca, patrona, dawcy, darczyńcy. Przewrotna logika. Ciemiężony i    ciemiężca zostają obaj wywyższeni do godności dzieci Bożych. Kto na tym zyskuje? Obaj. Ciemiężca jest otaczany miłością, a dawcą tej miłości jest ciemiężony.  Miłość będzie wynagradzana. W gruncie rzeczy mowa jest o atrybucie Boskim. Łukasz wyjaśnia: Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny (Łk 6,36).

          Podobnie nie należy sądzić, ani potępiać. Tak naprawdę nikt nie zna cudzych myśli i motywów postępowania. Za niektórymi uczynkami leży ludzka rozpacz, samotność, czy  kompleksy. Trzeba Bogu zostawić rozstrzyganie spraw etycznych. Przykładem jest aborcja. Ona wzbudza niechęć do matkobójczyni, ale aborcja jest na pewno jej dramatem (i oczywiście dziecka). Nie należy pochwalać czynu niegodnego, ale matce należy okazać wsparcie i miłość. Niektóre matkobójczynie nie potrafią otrząsnąć się z dramatu i podjętych decyzji, do końca życia. Trzeba im uświadomić, że Jezus właśnie takie grzechy wziął na swoje barki. Bogu trzeba powierzyć swój ból i cierpienie. Bóg daje człowiekowi szanse przez całe życie.

    

Ewangelia wg Łukasza cz.14

          Napływ ludu (Łk 6,17–19; Mt 4,23nn; 12–21; Mk 3,7–12) jest  perykopą synoptyczną. Nauczanie Jezusa jest coraz bardziej głośne. Teraz ludzie sami przyjeżdżają z różnych stron, aby się uzdrowić i usłyszeć nową naukę. Dla wielu Jezus jest Uzdrowicielem. Wierzono, że z Jezusa wychodzi moc, która uzdrawia. Nie wszyscy wiedzieli, że do cudu uzdrowienia potrzebna jest ich wiara.

          Błogosławieństwa (Łk 6,20–26) to perykopa podobna do Osiem błogosławieństw według Mateusza (Mt 5,3–12), ale się różnią się w szczegółach. Mateusz zebrał w jednym wystąpieniu Jezusa Jego słowa wypowiedziane w różnych sytuacjach i czasach, umieszczają całą akcję na górze (Kazanie na Górze). Łukasz umieszcza zdarzenie na równinie. Koncentruje się tylko na tym, co jest szczególnie mu bliskie. Cztery błogosławieństwa przedstawia w drugiej osobie liczby mnogiej, a nie jak Mateusz w osobie trzeciej. Ta forma jest bardziej bezpośrednia i czulsza. Mateusz  przedstawia błogosławieństwa z pozycji mądrościowej (prorockiej). Łukasz ujawnia swój ciepły stosunek do ludzi.  Jak pisze: On podniósł oczy na swoich uczniów i mówił (Łk 6,20). Narracja jest bardziej obrazowa. Wyczuwa się spojrzenie Jezusa jak przemawia do ludzi. Zwraca się do ubogich przez „wy” (w drugiej osobie liczby mnogiej). Relacja jest bliska i pełna miłości. Czytając Jego słowa odbiera się je osobiście. Jezus mówi do nas, do mnie bezpośrednio. Ubodzy, do was należy królestwo Boże. Głodni będą nasyceni, smutek zamieni się w radość. To nic, że ludzie was nienawidzą z mego powodu. Czeka was nagroda w niebie.

          Po takich słowach radość napłynęła u tych, którym przychodzi żyć w biedzie. A więc i oni kiedyś dostąpią radości. Niebo jest nie tylko dla bogatych, czy uczonych w pismach.

          Autor podaje też ostrzeżenia. Biada bogatym. Szkoda, że nie wyjaśnia, że chodzi o bogatych, którzy swoim postępowaniem nie zasłużyli na nagrody.

         Różnice u obu autorów świadczą o oddzielnym opracowywaniu przekazu ustnego.  Mateusz czerpał natchnienia ze starego Testamentu pisząc w trzeciej osobie, bardziej oficjalnie (Błogosławieni, którzy płaczą). Łukasz natomiast pisze: Błogosławieni wy, którzy teraz płaczecie.

          Trzeba przyznać, że każdego ewangelistę można za coś skrytykować, ale i pochwalić. Łukasz wprowadził wiele własnych zamysłów, ale pisze ładnie i ciepło. Odbiór Ewangelii Łukasza jest zdecydowanie przyjemniejszy. Poza tym bardziej wskazuje na najważniejsze elementy wiary, na miłość i miłosierdzie Boga. Od Mateusza pozyskuje się wiedzę (niestety skażoną własnymi pomysłami).

Ewangelia wg Łukasza cz.13

          Wybór Dwunastu (Łk 6,12–15; Mt 10,1–4; Mk 3,13–19) jest  perykopą synoptyczną. Łukasz trochę inaczej opisuje wybór dwunastu. Jak pisze: przywołał swoich uczniów i wybrał spośród nich dwunastu, których nazwał apostołami. Mateusz przywołuje już wybranych uczniów, a Marek przywołał tych których chciał.

Dwunastu apostołów:

Szymon Piotr (Kefas), syn Jonasza, rybak z Betsaidy

Andrzej, brat Piotra, rybak z Betsaidy

Jakub (zwany Większym), syn Zebedeusza i Salome

Jan Ewangelista, syn Zebedeusza, brat Jakuba

Filip z Betsaidy

Bartłomiej – Natanael z Ptolemaidy

Tomasz (zwany Didymos)

Mateusz – Lewi, były poborca podatkowy

Jakub, syn Alfeusza

Szymon Kananejczyk (zwany Gorliwym)

Juda Tadeusz (Judas), syn Jakuba

Judasz Iskariota, zdrajca Jezusa; po jego samobójstwie wybrany został Maciej

          Niektórzy apostołowie Jezusa byli wcześniej uczniami Jana Chrzciciela. Większość pochodziła z Galilei, podobnie jak Chrystus. Pochodzili z niskiego stanu – co najmniej czterech było rybakami, jeden (Mateusz Lewi) był wcześniej poborcą podatków. Przynajmniej dwóch z nich było krewnymi Jezusa (synowie Alfeusza). Kapłani jerozolimscy pogardzali nimi z powodu braku wykształcenia rabinicznego i galilejskiej gwary. Niektórzy z apostołów, włączając Piotra (Kefasa) byli żonaci (Dz. 4:13; 1 Kor. 9:5). Wszyscy apostołowie byli Żydami. W gronie Dwunastu Jezus szczególnie traktował Piotra, Jakuba Większego (Starszego, Zebedeusza) i Jana (Zebedeusza). To ich zabrał ze sobą na Górę Przemienienia i przy nich wskrzesił córkę Jaira. Największą sympatią darzył Jana, który był najprawdopodobniej najmłodszy z grona. Apostołowie stali się zaczątkiem i fundamentem nowego porządku wiecznego Królestwa Bożego.

          Zadaniem apostołów było świadczenie o Jezusie oraz przekazywanie nauk ich Mistrza. Ponadto organizowali spotkania, zabezpieczali je logistycznie. Jeszcze za życia Jezusa tworzyli ramy organizacyjne nowej wspólnoty religijnej, zwanej później chrześcijańskiej. Z czasem apostołowie opuścili Jerozolimę (przed rokiem 56 n.e.) i udali się w różne strony ówczesnego świata, aby szerzyć ewangelię.

          Po śmierci i Zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa apostołowie stali się też urzędnikami powstałych Kościołów i wspólnot. Organizowali je pod względem formalnym i zgodnym z ówczesnym prawem.

Ewangelia wg Łukasza cz.12

          Łuskanie kłosów w szabat (Łk 6,1–5; Mt 12,1–8; Mk 2,23–28) jest  perykopą synoptyczną. Temat szabatu jest przykładem starego rozumienia obchodzenia dnia świętego. Według Tradycji oraz Starego Testamentu dzień ten jest obłożony przepisami Prawa. Żydzi mają gotowy scenariusz, jak ten dzień świętować. Kto zapoznał się z tymi przepisami wie, jak trudny jest ten dzień. Zamiast faktycznie świętować i cieszyć się dniem Pańskim stworzono karykaturę tego święta. Wśród przepisów m.in.

W sobotni poranek udaj się pieszo do synagogi (żadnej jazdy rowerem, samochodem, czy innym pojazdem).

Od tego momentu, aż do zakończenia Szabatu, powstrzymaj się od wszystkich prac zakazanych przez prawa Szabatu (pracy twórczej), w tym: wyjście na ulicę z igłą w kieszeni, obsiewanie pola zbożem, oranie, zbieranie plonów, mielenie kawy, pieprzu, piłowanie metalu, krojenie owoców lub warzyw, malowanie przedmiotów, robienie makijażu, także używanie lakieru do paznokci, używanie mydła w kostce, zdrapywanie błota z butów, używanie papieru ściernego, używanie komputera,  itp.

          Niektóre przepisy przeszły do chrześcijańskiej niedzieli. Pamiętam, jak zabroniono mi w niedzielę używania młotka, wbijać gwoździa w ścianę (aby powiesić obraz).

          Jezus kategorycznie sprzeciwia się starym praktykom szabatu. Chce pokazać, że nie oto chodzi w tym dniu. Szczególność tego dnia ma polegać na radości odpoczynku po pracowitym tygodniu pracy. Radość wiąże się z miłowaniem i dziękczynieniem dla Bożej Opatrzności. Wszyscy powinni się cieszyć wszystkim, co człowieka otacza. To wszystko jest człowiekowi dane. Ludzie przemieniają świat, a wszystko z Bożego przyzwolenia. Niedziela to radość wspólna Boga i człowieka. W tym dniu radosnym trzeba sobie przekazać radość, nadzieję na lepsze jutro. Detale życia nie mają w tym dniu żadnego znaczenia. Jeżeli ktoś ma radość w dzierganiu koronek, niech to czyni. Inny będzie modelował okręty – niech to czyni. Ważne jest, aby mieć świadomość tego dnia. To chwila oddechu i radości naszego życia w Panu. Odpoczynek dostarcza nowych sił na kolejne dni pracy. Modlitwa wzmacnia ducha do pokonywania trudów kolejnego tygodnia.

          Uczniowie Jezusa zrywali kłosy w szabat. To oczywiście była prowokacja ze strony uczniów i demonstrowanie inności. Faryzeusze byli szczególnie wyczuleni na nieposzanowanie Prawa. Można było przez to stracić życie. Jezus próbuje wykazać, że nawet takie postacie jak Dawid łamali prawa szabatu, gdy przyszła wyższa konieczność (głód żołnierzy).

          Jezus uzdrawiał w szabat (Łk 6,6–11). To było dla faryzeuszy wielkie wykroczenie. Ignorancja Jezusa była zgorszeniem dla wielu. Ład religijny Żydów ulegał rozkładowi. Żydzi nie mogli na to pozwolić.  

Ewangelia wg Łukasza cz.11

 

          Sprawa postów (Łk 5,35–39; Mt 9,14–17; Mk 2,13–22) jest  perykopą synoptyczną. Napisane jest, że uczniowie Jana jak i faryzeusze dużo poszczą. Można postawić pytanie, po co to czynią. Post jest to dobrowolne powstrzymanie się od jedzenia w ogóle, lub od spożywania pewnych rodzajów pokarmów (np. mięsa) przez określony czas. Pościć można z przyczyn zdrowotnych lub z przyczyn religijnych. W religii post jest formą pokutną i polega na odmawianiu sobie określonych przyjemności. Niekoniecznie dotyczy to mięsa. Wiele osób pości, nie jedząc mięsa równocześnie napycha się innymi potrawami do syta. To nieporozumienie i religijna obłuda. Akt ofiarny nie powinien być na pokaz, ale w cichości ducha. Post powinien dawać poczucie „cierpienia” i to „cierpienie” powinno być darem współuczestniczenia w Męce Pana. Post powinien być ofiarą dedykowaną. Można ją też ofiarować Bogu bezimiennie, aby dobro z niego wypływające mógł sam rozdzielać wśród potrzebujących.

          W perykopie napisane jest, że uczniowie Jezusa nie pościli. To zrozumiałe. Trudno pościć mając przy sobie Pana. Jezus zapowiada, że przyjdzie czas, gdy kiedy odejdzie, wtedy uczniowie będą pościli. Faryzeusze tego nie rozumieli. Jezus nie był dla nich Panem lecz bluźniercą. Ich zdziwienie jest więc zasadne. Jezus drażnił ich wrażliwość religijną. Prowokacje Jezusa powodowały, że faryzeusze i kapłani byli zbulwersowani Jego postawą. Powoli rodził się u nich gniew i chęć zabicia Jezusa.

          Jezus wyraźnie daje do zrozumienia, że przychodzi coś nowego (nowy ogląd wiary). Nowe wymaga innego spojrzenia, innej postawy życiowej: «Nikt nie przyszywa do starego ubrania jako łaty tego, co oderwie od nowego; w przeciwnym razie i nowe podrze, i łata z nowego nie nada się do starego. Nikt też młodego wina nie wlewa do starych bukłaków; w przeciwnym razie młode wino rozerwie bukłaki i samo wycieknie, i bukłaki się zepsują. Lecz młode wino należy lać do nowych bukłaków» (Łk 5,36–38). Słowa Jezusa są wymowne. Młodego wina nie wlewa się do starych bukłaków, czyli Ewangelia musi opierać się na nowej nauce. Wszelkie próby nawiązywania do Starego Testamentu, jak to czynił Mateusz nie do końca pasują do nauki Jezusa. Podobnie Tradycja jest też skostniała. Trzeba na nowo budować wiarę. A jednak Kościół nie zadał sobie tego trudu. Może było to za trudne na owe czasy? Może trzeba było dwóch tysięcy lat, aby dojrzeć? Moje prace są próbą nowego oglądu wiary, propozycją nowych dróg poszukiwań.  Niestety jestem osamotniony. Nikt nie próbuje zmierzyć się z proponowanym materiałem. Nie ma konfrontacji, dialogu, a nawet krytyki. Bojaźń przed naruszeniem narosłej piramidy (wiary starotestamentalnej) jest ogromna. Ci, którzy mogliby mieć coś do powiedzenia wolą nie ruszać tego tematu. Nie chcą narażać się na przykrości.

Wiara jest łaską Boga

          Można być bardzo mądrym i przy tym dobrym człowiekiem, ale do wiary  potrzebny jest akt przyjęcia łaski Boga. Ktoś jednak powie – jak przyjąć łaskę od Boga w którego się nie wierzy? 

          Człowiek jako istota stworzona posiada rozum, który jest niezaprzeczalnym darem od Boga. Darem również jest wolna wola, która sama kształtuje wnętrze człowieka (serce duchowe). Owszem drzemie w nim (sercu) potrzeba (dar od Boga) Boga, ale zależy to od woli Jego przyjęcia. Człowiek więc sam stanowi o swojej osobistej relacji z Bogiem. Aby uwierzyć trzeba najpierw wiedzieć w co należy uwierzyć. Przed wiarą jest więc potrzebne rozważanie umysłu. Ci którzy bardzo przywykli do zmysłowego oglądu świata (rzeczywistości) odrzucają wiarę w coś/kogoś czego nie doświadczają zmysłowo. Boga nie widać i nie słychać. Jak można więc przyjąć, że coś takiego istnieje?! Rozum podpowiada, że trzeba odciąć się od wiary, bo pojęcie Boga jest nierzeczywiste i nierozsądne. Jeżeli człowiek zatrzyma się w tym miejscu, pozostanie ateistą. Można mu zarzucić, że nie zadał sobie trudu iść dalej w rozważaniach, mimo sygnałów zewnętrznych (że Bóg istnieje). Zazwyczaj tacy ludzie blokują siebie samych. Nie korzystają z kolejnego daru Boga – abstrakcyjnego myślenia. Pozostają przy prostych rozważaniach logicznych. Zachowują się tak jakby nie wiedzieli, że człowiek ma jeszcze większe możliwości w sobie. Ateiści odrzucają duchowość. Uczucia rozumieją jako procesy chemiczne.

          Niektórzy jednak próbują rozumem zgłębić to, co się dzieje w koło. Dostrzegają skutki czegoś, co jest rozumne, piękne i spójne. Każdy skutek ma swoją przyczynę. Co jest tego przyczyną? Rozum poszukujący próbuje zaakceptować istnienie czegoś, czego nie widać, bo z doświadczenia wie, że powietrza, prądu nie widać, a jednak istnieją. Kto potrafi uruchomić myślenie abstrakcyjne dostrzeże, że istnieją takie pojęcia jak miłość, gniew, żal, smutek, które nie mają substratu, a istnieją (przez odczucia). Czy ktoś może zaprzeczyć, że nie ma miłości? Ktoś powie, że to tylko odczucie i produkt chemiczny w rozumie. Można i tak, ale doświadczenie uczy, że miłość czyni skutki. To coś, co wpływa na drugą osobę itd. Matka na odległość wyczuwa niebezpieczeństwa dla swoich pociech itp.  Miłość nabiera realnego istnienia, choć zmysłowo jej nie widać. Przekonanie, podparte koniecznością istnienia, rodzi wiarę. Pojawia się coś czego nie doświadczają ateiści. Otwarcie się na Boga powoduje, że spływają owoce łaski Boga. Wiara zakorzenia się i umacnia w sercu. Rozum niejako zostaje częściowo zwolniony z wysiłku poszukiwania. Kto idzie dalej w rozważaniach dostrzega, że wiara jest czymś dynamicznym. Wymaga działania i zaangażowania. Wiara statyczna jest jedynie stwierdzeniem. Wraz z wiarą musi iść działanie, aktywność.  Bez tego wiara jest martwa. Każdy wierzący powinien zgłębić jej reguły. Bez wiedzy o niej pozostaje bezwolny na przekazy podobnych (np. Kościoła). Istnieje niebezpieczeństwo przyjmowania na wiarę wielu nieprawdziwych faktów.

          Kto ma w sobie wiarę jest przekonany, że istnieje coś ponad rzeczywistością realną. Bóg jest bliski. Nawiązuje z Nim relację. Zadaje Mu pytania. Bóg otwiera swoje Prawdy, które serce odczytuje. Ponieważ relacja z Bogiem jest osobista, doświadcza się własnej wielkości. Wierzący czuje swoją osobowość (jest kimś ważnym). Ateista pozostaje na poziomie istot zwierzęcych wysoko zorganizowanych (człowieczo podobnych).

          Religia to oprawa wiary. Można wierzyć w Boga, nie identyfikując się z żadną religią. Można i tak, ale religia umożliwia przeżywanie wiary w grupie. To ważne, bo człowiek jest istotą społeczną i nastawioną na drugiego człowieka.

          Wszyscy, którzy doświadczyli wiary zachęcam do wiedzy o niej. Ona pozwala częściowo zrozumieć zamysły Stwórcy. Są one bezcenne. Unoszą człowieka do stanów niezwykłych przeżyć i radości. Wszystko co jest z Bogiem związane jest przepiękne i radosne.

Ewangelia wg Łukasza cz.10

          Uzdrowienie trędowatego (Łk 5,12–16; Mt 8,1–4; Mk 1,40–45) jest perykopą synoptyczną. Trędowaty pyta się Jezusa: Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić (Łk 5,12). Jezus odpowiada: chcę (Łk 5 5,13). Tym samym Jezus deklaruje swoją chęć naprawienia ułomności. Wszystko co czyni, wychodzi z potrzeby Jego serca (chcę), a nie z musu. Nikt Jezusowi nie każe czynić dobra. Ojciec Niebieski posłał Go, aby dawał świadectwo o Nim (głosił Dobrą Nowinę), a nie żeby czynił znaki i cuda – tylko dobro[1]. Jezus z własnej woli wybrał taki sposób ujawniania spraw Bożych. Wszystko, co jest związane z Bogiem jest dobre. Przyjęta metoda okazała się skuteczna. Ludzie mało wykształceni teologicznie muszą otrzymywać bodźce zmysłowe. Dla nich religia musi być zjawiskowa, podana w oprawie cudów i znaków. Dopiero ci, którzy zgłębią sprawy  Boże, wyciszają się, szukają miejsc ustronnych do kontemplacji i modlitwy: On jednak usuwał się na miejsce pustynne i modlił się (Łk 5,16).

          Jezus doskonale znał psychologię tłumu. Wiedział jak organizować spotkania, jak podnosić temperaturę i emocje, aby wzbudzić w ludziach pragnienie czegoś ponad ich codzienność. Człowiek musi zdać sobie sprawę, że życie nie polega jedynie na egzystencji (konsumpcji), ale na czymś większym, donioślejszym, wartościowszym.

         Wśród ciekawych Jezusa byli również faryzeusze, kapłani i uczeni w prawie. Oni inaczej patrzyli na Niego. Byli nieufni. Ich wiedza pozwalała na ocenę krytyczną. Zapewne pytali się, o co tu chodzi. Wśród usłyszanych słów dochodziły mądre i ciekawe wypowiedzi Jezusa. Zdawali sobie sprawę, że Jezus nie jest prymitywnym oszołomem i przypadkowym głosicielem religijnym. Tym bardziej byli ciekawi osobowości Jezusa. Autor perykopy Uzdrowienie paralityka (Łk 5,17–26) ujawnia ważną informację. Aby działania uzdrowień Jezusa były skuteczne musi mieć moc Ojca. Jezus jeszcze nie dysponuje własną mocą nadprzyrodzoną. Jest tylko Człowiekiem. Jak już pisałem Jezus uzdrawia paralityka, ale wymawia też niezwykłe słowa: Człowieku, odpuszczają ci się twoje grzechy (Łk 5,20). Kiedy usłyszeli to faryzeusze, nie mogli uwierzyć. Ten „facet” uzurpuje sobie prawo naszego Ojca. Jak mówili, tylko On może rozgrzeszać. Kim On jest, że takie rzeczy mówi i czyni. Oburzeni krzyczeli – to zakrawa na bluźnierstwo.

          Czy faryzeusze mieli prawo zdenerwować się. Oczywiście. Mimo gorzkich słów na temat ich życia, byli to ludzie pobożni i wierni w wierze.  Respektowali Prawo, składali ofiary na rzecz Świątyni itp. Czy Jezus miał prawo denerwować faryzeuszy? No cóż, kiedyś musiała nastąpić konfrontacja między starą religia żydowską, a nową Ewangelią. Jezus przekazuje oficjalnie i publicznie: Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów (Łk 5,24).

          Ludzie lubią żyć według ustalonych reguł. Każdy burzyciel, dobry, czy zły staje przed oceną społeczną. Prawie zawsze znajdują się jego zwolennicy, ale również i przeciwnicy. Siła argumentów zależy też od miejsca działania. We własnym kraju trudno być nowatorem nowych poglądów. Lepiej działa się w obcych środowiskach. Inność poglądów, zwyczajów, czy ubiór wzbudzają ludzką agresję. Tolerancja jest ciągle towarem deficytowym. Ludzie nie umieją godzić się  i przyjmować, że ktoś może myśleć inaczej, ubierać się po swojemu i układać sobie życie według własnych reguł. Stąd taka nietolerancja np. dla homoseksualistów. Niegdyś wyśmiewano się z leworęcznych i murzynów. To już mamy za sobą.

          W sprawach religijnych jest większe zacietrzewienie, a nawet fanatyzm. Bądź co bądź chodzi o naszego Boga. Wielu sądzi, że mają obowiązek przeciwstawiać się innowiercom. Byliśmy świadkami histerii w obronie krzyża. Ci ludzie działali, w ich mniemaniu, w dobrej wierze. Czują się nawet bohaterami wydarzeń.

          Faryzeusze nie mogli spokojnie patrzeć, jak burzy się ich religijność i narusza świętości. Nie czuli obowiązku ufania komukolwiek nie pochodzącego z ich stanu[2].

          Powoli narasta oburzenie i niechęć. Tymczasem Jezus dalej prowokuje. Uczestniczy w biesiadach z celnikami i z grzesznikami. Na oburzenie wielu, Jezus mówi: Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają (Łk 5,31).  Swoim zachowaniem Jezus pokazuje nowy sposób współżycia w społeczeństwie. Nie można nikogo odrzucać, ani potępiać. Każdy jest Bogu miły. Słabsze istoty potrzebują więcej Jezusa niż ci, którzy się dobrze mają.


[1] Jezus mógł np. śpiewać o Ojcu piękne ballady i mówić o Nim wierszem.

[2] Podobnie ja. Nie związany z instytucja naukową jestem dla wielu poza nawiasem.

 

Ewangelia wg Łukasza cz.9

          Jezus opuścił niegościnne tereny rodzinnych stron i udał się do Kafarnaum. Tam nauczał w pobliskich synagogach. Wśród słuchaczy był człowiek niespełna rozumu (Łk 4,31–37). Takich uważano, że mają ducha nieczystego w sobie. On to zaczął urągać Jezusowi. Widząc to Jezus, że krzyki pochodzą nie z serca, ale z chorego umysłu, uzdrowił „opętanego”. Tym aktem wzbudził ogromne zdumienie towarzyszących wydarzeniu.

          Po opuszczeniu synagogi przyszedł Jezus do domu Szymona i uzdrowił jego teściową. Po chwili uzdrowiona kobieta już im posługiwała. Wieczorem uzdrowił innych cierpiących przynoszonych do Niego. Wielu sądziło, że przyszedł do nich zapowiadany przez proroków Mesjasz (Syn Boży). Jezus jednak odcinał się od tego i nie pozwalał rozgłaszać o sobie. Zachwyceni ludzie chcieli go zatrzymać u siebie. Jezus przekazał im treść swojego posłannictwa: muszę głosić Dobrą Nowin o królestwie Bożym, bo na to zostałem posłany (Łk 4,43). Czy słowa te mówią o wszystkim, co odczytał Jezus ze stanu Prawdy? A gdzie zbawcza rola Jezusa? A może zamysł ten zrodzi się dopiero w głowie Jezusa i z własnej woli Jezus podejmie decyzję o swojej ofierze? Gdyby było to prawdą, to Jezus jako Człowiek podjął się niezwykłego zadanie. Tym samym pokazał do czego zdolna jest istota ludzka. Granica ludzkich możliwości została przesunięta bardzo blisko doskonałości Boga. Trudno się dziwić, skoro człowiek został stworzony na podobieństwo Boże. Jezus dał temu świadectwo.

          Łukasz miał potrzebę wykorzystywania usłyszanych zdarzeń do formowania własnych koncepcji narracyjnych. Upiększanie faktów, ubogacanie treści miało na celu uwypuklanie cnót i możliwości Jezusa. Przy opisie jednego ze sposobów nauczania Jezusa z łodzi (co jest faktem historycznym) pokazany jest cudowny obfity połów (koncepcja autora) i powołanie Szymona na ucznia. Cała scena Obfity połów (Łk 54–11) jest literackim obrazem, nota bene bardzo pięknym i wciągającym. Jezus zachowuje się jak magik na scenie. Każe zarzucić sieci na połów. Szymon wyjaśnia, że właśnie to uczynili przed chwilą i nic nie złowili. Wykonuje jednak polecenie Jezusa. Jak pod wpływem czarodziejskiej pałeczki pojawia się wielka ławica ryb. Połów jest udany. Zdawałoby się, że taka powiastka jest nieszkodliwa. Przynosi Jezusowi chwałę, a zarazem daje przyjemny nastrój. Chciałoby się powiedzieć o Jezusie, że jest dobry, kochany, cacy –  sam miód. Ckliwość przekazu powoduje, że  z rzeczy świętych czyni się ciepłe i kolorowe karykatury. Wiara schodzi na poziom dziecinny i infantylny. Łukasz jest nazywany piewcą Jezusa. Może obrazy Łukaszowe były potrzebne przez stulecia. Dawały radość i pocieszenie. Dzisiaj powodują uśmiech na twarzy i pobłażliwość dla autora. Obecnie liczą się fakty. W dobie podbijania kosmosu ważna jest precyzja. Dojrzałość społeczeństwa wymaga prawd naukowych. Wiara musi być rozumna.