Katecheza młodych cz.81.

–      Wylałeś tyle goryczy z siebie. Czy możesz z tego wyciągnąć jakieś wnioski?

Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że jesteśmy świadkami rodzącej się nowej epoki. Świat zmienia się cyklicznie (można by rzec kwantowo). Sposób rozwiązywania problemów zależy od rozwoju i możliwości epoki. Oświecenie przypadające w latach 1688-1789 zrywało wszelkie węzły i ograniczenia. Ważne było to, co można było pojąć rozumem. Sformułowano wtedy prawa człowieka. Romantyzm był okresem idei i opierał się na pięknie literackim, artystycznym. Ważne były przeżycia wewnętrzne człowieka. Trwał ok. 50 lat (od lat 90. XVIII wieku do lat 40. XIX wieku). Pozytywizm w drugiej połowie XIX wieku urósł na szybkim, galopującym  rozwoju nauk i techniki. Po pozytywizmie powstała epoka neoromantyzmu i modernizmu. Powrót do zasobów zaprzeszłej epoki był podyktowany ogromnym zawiedzeniem się na pozytywizmie. Uważano, że epoka ta miał rozwiązać problemy naukowe raz na zawsze. Człowiek na nowo stał się bezradny wobec prawie wszystkich aspektów życiowych. Zrodził się dekadentyzm, ruch zwątpienia, znużenia i bezradności człowieka. Czasy zwane współczesne zostanę pewnie kiedyś nazwane inaczej. To okres ładowania akumulatorów. Gwałtowny rozwój nauk z przestrzeni mikroświata jak i makroświata. Zmienia się podejście do istoty bytu. Bóg zajmuje swoje należne nadprzyrodzone  miejsce. Ważne jest, że jest. Nie został odrzucony.   Człowiek jawi się jako byt niemal doskonały. Początek XXI wieku to gwałtowny rozwój środków przekazu, internetu, łatwy dostęp do wiedzy, podróże. Tworzy się nowy klimat świadomości. Dzisiaj każda jednostka może wypowiedzieć się i puścić w świat swoje sygnały, wnioski, czy propozycje. Każdy może skrzyknąć w internecie grupę interwencyjną, przeprowadzić sondaż. Wielkie korporacje, organizacje muszą liczyć się z głosem jednostki. Prawdy ukrywane przez wielkich wydobywają się na powierzchnię. Problemy kościoła (instytucji) biorą się z jego zachowawczej polityki. Powiedzonko Kościelne młyny mielą wolno  w pewnym sensie było chlubą Kościoła i jego rozwagi. Dzisiaj jest balastem. Wiele osób siedzi jeszcze głęboko w mijającej epoce indywidualnych autorytetów. Episkopat polski uważa, że jako organizacja kościelna mają rację i prawda leży po ich stronie. Zachowują się tak, jakby tylko oni posiedli mądrość. Tymczasem prawdą jest to, że są zwyczajnie niedouczeni. Operują prawdami, które dawno się zdewaluowały. Przykładowo, uważają, że Kościół jest pochodzenia Boskiego. Dotychczas była to święta prawda. Dzisiaj mówi się wprost. Kościół założył Jezus nie będąc jeszcze uwielbiony przez Ojca. Był więc Człowiekiem. Wniosek. Kościół został założony przez Człowieka. Bóg jako Istota transcendentna (a więc z zewnątrz) nie ingeruje fizykalnie (poza przypadkami szczególnymi) na ziemi, ale na dusze ludzkie, które pochodzą z przestrzeni nadprzyrodzonej. Dalszy wniosek jest, że wszystkie religie są zakładane przez ludzi, a nie przez bogów, czy Boga. Na tym przykładzie widać subtelność nadchodzących zmian. Nowa epoka zostanie pewnie jakość adekwatnie nazwana. Dziś pozwolę sobie na podpowiedź – epoka Świadomości. Przykładem nowego trendu myślowego są moje prace. Można powiedzieć, że jestem dzieckiem rodzącej się epoki. Takie rzeczy rodzą się jakby same, naturalnie. Potrzeba chwili wymaga nowego podejścia i zmian.

Katecheza młodych cz.80.

 –      A co z prawem kanonicznym i przepisami kościelnymi?

–      Prawo kanoniczne też nie jest pozbawione wad. Gorsze są jednak praktyki kościelne. Nie bardzo chcę rozwijać ten temat. Nie chcę być sędzią w sprawie. Sama myśl o tym, jak bardzo zawiodłem się  na instytucji kościelnej mnie paraliżuje i dławi. Wiele rzeczy nie podoba mi się. Wydaje się, że dla niektórych zwyczajów i praktyk kościelnych czas się skończył. Kościół wymaga gruntownych zmian od podszewki. Przede wszystkim musi zmienić świadomość, że kościół jest instytucją służebną wobec wiernych. Kościół musi być wyrazem miłości Chrystusa, z którego emanuje bezwzględne dobro. Kościół winien być oparciem dla wszystkich. To miejsce, do którego pragnie się przychodzić. Każdy wychodzący ze świątyni powinien być odmieniony, przynajmniej naładowany pozytywną energią. Kapłani muszą być wzorowi i nieskazitelni, bo takie jest ich powołanie. To wybrańcy Boga! Swoją prywatność muszą głęboko chować. Nikt nie przychodzi do kapłanów wysłuchiwać ich problemów. Każdy jednak chce być przez kapłana wysłuchany. Kościół to sacrum. Jeżeli w nim pojawiają się zjawiska pedofilii, czy podobne zboczenia, to trzeba natychmiast przerwać taki precedens. Tu nie może być pobłażania i szukania alternatyw jak wyjść z opresji. Dyskusje zastępcze jedynie drażnią wiernych.  Tu chodzi o dobro wiernych. Działania muszą być radykalne i szybkie, tak jak to uczynił kościół amerykański na początku tego wieku. Jeżeli kościół staje się miejscem zgorszenia, to o czym mowa. Wytworne życie biskupów jest zaprzeczeniem postawy Chrystusowej. To nie są apostołowie, to przebierańcy w rzymskich strojach. To uzurpatorzy tytułu i godności biskupiej (apostolskiej). W telewizji można zauważyć ich postawę arogancji, poczucie wyższości (oczywiście nie o wszystkich mowa). Zwykły wierny ma utrudniony dostęp do tej hierarchii. Za wysokie progi dla zwykłych ludzi. Rzadko odpisują na listy. Lubią postawę ex katedra. Wizyty kolędowe są farsą duszpasterską. Jawne przychodzenie po kopertę. Jakie to żenujące. Religia w szkole to posady państwowe dla księży. Usługi duszpasterskie są relatywnie drogie. To wszystko dzieje się  jawnie, wprost, bez żenady i bez skromności. Upominanie się o dobra ziemskie sprzed wieków, to jawna chęć bogacenia się za wszelką cenę. Dzisiejszy kościół polski to organizm ciężko chory[1]. Jak może królować na scenie polskiego kościoła  taki indywiduum jak ojciec T.R z Torunia. Pod płaszczykiem cnót narodościowych, fałszywej pobożności, pokazuje najgorszą formę posługi kapłańskiej. Sam jego przekaz słowny odbiega od dobrej polszczyzny. Jego przemówienia są bełkotem słownym. On wręcz kpi sobie ze wszystkich. Czuje się jak szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie. Dzisiejszy kardynał S.D. zamiatał pod dywan sprawy ważne przed Janem Pawłem II. Pracował na jego niesławę. Czym zasłużył na miano kardynała? Jan Paweł II rozwalił komunę, a jego pomocnik pozostał w głębokim PRLu. O tempora, o mores.

–      O rety, ty chyba ich nie lubisz?

Moje dziecko. Przeze mnie przemawia rozpacz. Czuję się zdradzony i ogołocony z dziecięcej wiary w dobro kościoła. Jako dziecko byłem nim zauroczony. Integrowałem się z nim.  Śpiewałem w chórze przez długie lata. Byłem przekonany, że jest miejscem prawdy i tylko prawdy. Byłem ufny, zakochany i oddany. Dzisiaj jestem nim zgorszony i zawiedziony. Kiedy poznałem podstawy teologiczne, kulisy jej tworzenia, przyzwolenia interpretacyjne, nadużycia, zaamplikowane własne koncepcje, to ogarnęła mnie rozpacz. Gdyby nie mocna wiara, że Bóg jest logiczną koniecznością istnienia świata, a Jezus jest wspaniałym Człowiekiem, który osiągnął chwałę Ojca, to rzuciłbym to wszystko w cholerę. Z drugiej strony, gdzie się podziać? Gdzie przechowywać depozyt wiary? Gdzie pójść pomodlić się, gdzie uczestniczyć w kulcie? Gdzie przyjmować Jezusa do serca swego? Kościół jest nam potrzebny.


[1] Mowa jest tu o negatywach. O pozytywnych działaniach instytucji kościelnej przy innej okazji.

Katecheza młodych cz.79.

–      Co jest ważniejsze w życiu prawo wywodzące się z sumienia, czy prawo ludzkie?

–      Bezwzględnie prawo wywodzące się z sumienia, bo sumienie jest tym z czego każdy człowiek będzie się rozliczał. Prawo ludzkie reguluje życie społeczności, wspólnoty. Powinno być przede wszystkim przyjazne i służebne. Radosna twórczość legislacyjna nie jest wskazana bo, de facto, utrudnia życie. Istnieją takie zdarzenia, które powinny pozostać tylko w obszarze sumienia. Przykładem jest prawo do aborcji. Wg prawa ludzkiego chroni poczęte życie. Powinno chronić narodzone życie[1]. Dopóki dziecko nie opuści łona matki powinno podlegać sumieniu matki. Eutanazja jest wyborem człowieka, i człowiek powinien zachować to prawo do końca. Dobrze się stało, że papież Jan Paweł II dał przykład prawa do decydowania o swoim odejściu ze świata[2]. Bóg daje życie, ale kiedy człowiek wie, że cierpienia odbiorą mu godność, może sam decydować o jego skróceniu. Prawo świeckie powinno dbać o dobro społeczne oraz chronić słabszych. Musi być jednak pewna granica. Ochrona dzieci przed biciem jest słuszna, ale kuksaniec sprowadzający krnąbrnego do przyzwoitości nikomu nie zaszkodził. Dziś prawo daje możliwość zaskarżania rodziców przez własne dzieci. Słuszność jest pozorna. Trzeba tu dużej rozwagi. Mandaty za nieostrożną jazdę to nadgorliwość służąca do wyciągania pieniędzy. W budynkach zniknęły wykazy mieszkańców z racji ochrony danych osobowych. Utrudnienie wielkiego formatu. Za wolno wchodzi w życie informatyzacja. Na formularzach, deklaracjach podaje się po sto tysięcy razy te same informacje identyfikacyjne. Przed ślubem kościół zmusza nowożeńców do nauk przedmałżeńskich, do podwójnej spowiedzi. Windykacja, komornictwo jest miejscem nadużyć finansowych. Dlaczego nie ujawnia się autorów ustaw czy innych przepisów prawnych? Idealny materiał przedwyborczy. Sędziowie, którzy wydają złe wyroki powinni być publicznie napiętnowani, bo pełnią służbę publiczną najwyższego formatu. Ciekaw jestem, co za dureń skazał na więzienie upośledzonego chłopca (z ostatnich wydarzeń). Gest ułaskawiający prezydenta obnosi się jako wielkie wydarzenie, a on po prostu zlikwidował głupotę, za którą sądownictwo powinno się wstydzić. Jak podaje ostatni news: Norbert Borszcz przeżył prawdziwy dramat. Został skazany za zabójstwo, którego nie popełnił. Obciążył go jedyny świadek, który – jak teraz przyznaje – wszystko zmyślił. Mężczyznę czeka teraz trudna walka o wolność i powrót do normalnego życia. Sędziowie powinni mieć założoną teczkę własnych błędów zawodowych. Od tego powinien zależeć ich awans zawodowy. Podobnie błędy lekarskie powinny być odnotowywane i wpływające na angaż. Wielkie odprawy finansowe z pracy są społecznie nieuzasadnione.


[1] W tym zapłodnione komórki będące za ustrojem matki (in vitro).

[2]  Prosił, aby nie podtrzymywać sztucznie jego życia. Tym samym dokonał wyboru.

Katecheza młodych cz.78.

–      O co, tak naprawdę, chodziło Jezusowi w nauczaniu?

–      Jezus chciał wydobyć z ludzkich serc prawdziwą wiarę i miłość do Stwórcy.  Jeżeli Jezus uzdrawiał (trędowatych, paralityków, teściową Piotra, innych), to nie czynił tego jako przechwałkę swoich nadprzyrodzonych zdolności, ale aby pokazać miłość skierowaną na człowieka cierpiącego, chęć niesienia mu pomocy. Jezus odpuszczał grzechy w tym samym duchu miłości. Wskazywał, że nastają nowe czasy. Szczytem Jego nauki były publiczne kazania. Mateusz (podobnie jak Łukasz) zebrał je z wielu spotkań i przedstawił jako jedno Kazanie na górze. Osiem błogosławieństw jest nowym kodeksem moralności chrześcijańskiej. Sięgają one głęboko w duszę człowieka. Dotykają to, co jest najistotniejsze w chrześcijaństwie. Co prawda Mateusz i Łukasz podają dwie różne wersje tego słynnego kazania Jezusa. Każda z nich ma swój sens i swoją naukę. Mateusz skupia się na sprawach ducha, a Łukasz bardziej na ubóstwie.

–      Czy 8 błogosławieństw nie jest preludium do dyscyplinowania wiernych? Ludzie ubodzy w duchu,  pokorni, cisi, smutni są łatwymi osobnikami do manipulowania nimi.

–      Masz rację, ale w 8 błogosławieństwach mowa jest też o tych, którzy łakną sprawiedliwości, wprowadzają pokój, cierpiący z powodu prześladowania, a to nie podlega już twojej sugestii. Niewątpliwie zwróciłaś uwagę na istotną postawę człowieka. Człowiek powinien być przede wszystkim nastawiony na dobro. Dobro powinno być najwyższym wskaźnikiem i miernikiem postępowania. Jeżeli góruje w człowieku dobro, to tym samym podlega zasadom moralnym ośmiu błogosławieństw. Jezus kończy swoje kazanie syntezą, że trzeba mieć w sobie sól, która daje smak chrześcijaństwu. Warto przemyśleć, co to znaczy dzisiaj mieć w sobie sól. Jak dzisiaj postępować w życiu, jak reagować na nowe wyzwania i przypadki losu. Świat się zmienia, a wraz z nim moralność musi też ulegać modyfikacjom. Nowe możliwości medyczne (eutanazja, aborcja, modyfikacja genetyczna) wymagają nowych odpowiedzi. Już dzisiaj kościoły zastanawiają się nad dopuszczeniem do eucharystii ludzi rozwiedzionych. Zmienia się kształt rodziny. Powstają związki partnerskie homoseksualne. Kościół musi się zmierzyć z nowymi wiatrami. Inaczej pozostanie ikoną starych prawd. W takim kształcie będzie się nadawać jedynie do lamusa.

Katecheza młodych cz.77.

–      Katecheza katolicka mówi, że Jezus objawia nam Boga? Czy jest to słuszna teza?

–      Boga nikt nigdy nie widział (1 J 4,12), bo On jest w nas gdy się wzajemnie  miłujemy  (tamże).  Obraz Boga jest więc w nas. Jak Boga dostrzegamy w duszy i w sercu jest sprawa indywidualną. Jezus przede wszystkim wskazuje (objawia), że Bóg istnieje. Podobieństwo do Boga wynika z jedności serca i duszy. Jezus został obdarowany przymiotami Boga. Patrząc na Jezusa można mieć wrażenie, że tak wygląda Stwórca. Podobny obraz uzyskuje się patrząc w oczy malutkiego nieskalanego dziecka. Boga można zobaczyć też w każdym człowieku, np., w żebraku, w mnichu, ba nawet w każdym stworzeniu. Wszędzie tam gdzie emanuje dobroć i miłość. Bóg jest samą miłością. Z miłością związana jest harmonia i piękno. Niektórzy dostrzegają Boga w muzyce, w sztuce. Odczuwają Jego obecność, gdy się modlą lub rozprawiają o Nim. Ja mam ogromne odczucie, że jest przy mnie, gdy piszę.

–      Jeżeli istnieje tyle Jego obrazów, to nasuwa się pytanie, jaki jest naprawdę?

–      Ciągle ciąży w tobie myśl, że jak ktoś istnieje, to ma jakąś postać. Musisz wyzwolić się z takiego sposobu myślenia. Bóg jest wyjątkową Ideą. Wykreowana w umyśle posiada moc sprawczą. Po czasie można dojść do wniosku, że wykreowanie było faktycznym odkryciem. Bóg umożliwił człowiekowi ten zabieg. Zaszczepił w człowieku za Nim tęsknotę. Ta trudno wytłumaczalna tęsknota jest dowodem, że On istnieje.  Człowiek bez Boga jest zagubionym zwierzątkiem o wysokim intelekcie. Nie pasuje do otocznia. Jest za mądry, a zarazem samotny, bez wizji i planów. Ot tak, przeżyć, najlepiej przyjemnie. Owszem można coś zrobić dla innych, ale niekoniecznie. Brakuje bodźca, inicjatywy. Wszystko jest bez sensu.

–      A w czym wierzący widzi sens?

–      Wieczność jest gwarantem sensu życia, Wszystko, co się czyni, ma w tym odbicie. Wieczność nie ma granic, a więc nic nie ogranicza człowieka. Nieskończoność ma w sobie niesamowitą nadzieję. Jeżeli coś się teraz nie udaje, to jest czas zmienić to w przyszłości. Ważne jest, aby żyć ze świadomością eschatologiczną. Wszystko przymierzać w daleką przyszłość. Trzeba żyć wiecznością.

Katecheza młodych cz.76.

–       Czy Jezus nie naruszał uczuć religijnych faryzeuszy?

–       Dzisiaj wiele mówi się o tym i dba, że nie wolno nikomu naruszać cudzych uczuć religijnych. W przypadku Jezusa było przewrotnie. Wyśmiewał pobożność faryzejską, za nic miał tradycję starszych, nie szanował praw ojców. Przechwalał się: Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo (J 2,19). Wiadomo, że Świątynia jerozolimska była szczególnym oczkiem w głowie Żydów. Z rozmysłem atakował nie tylko faryzeuszy, ale i uczonych w pismach. Za nic miał hierarchię kapłańską. Jak trzeba było to i uczniom przyganiał. W świątyni użył siły fizycznej. Sporządzonym ze sznurków biczem wypędził, w Jego mniemaniu, niegodnych kupców.  Czy miał do tego prawo? To pytanie ma dwie odpowiedzi. W przypadku ustalonego porządku publicznego nie miał takiego prawa. Był obywatelem, jak każdy inny. Nikt z wyżej postawionych nie dał Mu takich plenipotencji do pouczania innych. Swoim zachowaniem czynił powszechne zgorszenie. Druga odpowiedź opiera się na zasadzie leżącej wyżej niż prawo porządku publicznego. Tam gdzie jest potrzeba zmian, tam występuje konieczność przeciwstawiania się utartym normom. Bez tego nie można by niczego zmienić. Tak też się dzieje i dzisiaj. Czyni się to na sposób demokratyczny. Za czasów Jezusa, trzeba było przebijać się z nowym, niemalże siłą. Jezus był zmuszony wyższą racją. Za niesubordynację srogo też zapłacił. Prawdą jest, że za powyższymi aktami, czysto ludzkimi kryje się myśl Boża. Jezus mówiąc o świątyni miał na myśli świątynię swego ciała. Kiedy wyśmiewał – edukował. Gdy urągał – nawracał.

–       Jezus potraktował łagodnie Nikodema, dostojnika faryzeuszy.

Nie do końca. I jemu dostała się przygana: Ty jesteś nauczycielem Izraela, a tego nie wiesz? (J 3,10).  Rozmowa z Nikodemem była bardzo cenna, bowiem przedstawia podstawy teologii światła: A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu  (J 3,18–21). Jednym z bardzo trafnych obrazów Boga oraz świata nadprzyrodzonego jest światło. Bóg jest Źródłem, a rozchodzące się promienie to przestrzeń Bożej Opatrzności. Promienie rozchodzą się od Źródła w cały świat. Temperatura promieni maleje wraz z odległością duchową od Źródła. Każda dusza przynależy do określonej strefy tych promieni. Im bardziej kocha tym może znajdować się bliżej Źródła. Dusza wytrzymuje bowiem żar miłości Boga. Ważne, że każda dusza, nawet najbardziej podła przynależy do strumienia światła, ze względu na swoje boskie powołanie. Nie ma więc całkowitego potępienia i każda dusza ma szanse przybliżyć się do Źródła. Bóg miłuje wszystkich, a najbardziej najsłabszych.

Katecheza młodych cz.75.

–      Skomentuj pierwszy znak Jezusa w Kanie Galilejskiej.

–      Aby dokonał się tak spektakularny znak (cud) jakim jest zamiana wody w wino, Jezus musiał wiedzieć, że jest w stanie go wykonać. Zagadką jest, dlaczego inni ewangeliści nie wspominają o tym wydarzeniu. Być może autor Ewangelii Jana wybrał ten znak jako dość spektakularny? Chronologia w tej ewangelii jest mocno zaburzona. Autor (lub autorzy) chcieli z autoryzować Jezusa. Jezus, Jego Matka i uczniowie zostali zaproszeni na wesele. Widocznie zabawa miała się dobrze, skoro zabrakło wina. Coś takiego nie zdarza się często. Musiało zaistnieć jakieś zamieszanie i niepokój gospodarzy, który zauważyła Maryja. Podchodzi  do Jezusa i komunikuje Mu: Nie mają  już wina (J 2,3). Jezus nie jest zadowolony. Jego godzina jeszcze nie nadeszła (J 2,4). Maryja jest pewna,  że Syn nie zostawi sprawy swojemu biegowi. Nie czekając na Jego reakcję, zwraca się do sług, aby pomogli Jezusowi. Delikatny przymus sytuacyjny jest typowy w relacji matki i syna. Matka góruje nad Synem, a On jest Jej posłuszny.  Jezus, chcąc nie chcąc, wydaje polecenie: Napełnijcie stągwie wodą (J 2,7). Następnie od razu każe z nich zaczerpnąć zawartość i zanieść staroście weselnemu. Ten kosztuje i dziwi się, że przy końcu wesela pan młody serwuje doskonałe wino. Świadkami cudu byli jedynie Matka Jezusa, uczniowie i słudzy weselni. Można zadać pytanie: Skąd Matka Jezusa wiedziała o możliwościach swego Syna? Trudno zgadnąć. Matki najczęściej bardzo dobrze znają swoje dzieci i wiedzą, co można się po nich spodziewać. Uczniowie zobaczyli Jezusa w nowej sytuacji. Przekonali się, że nie tylko mówi ciekawie i mądrze, ale jest zdolny do czynienia cudów (znaków). Cud nie mógł być zaaranżowany, przygotowany, bo zdarzył się całkiem przypadkowo (spontanicznie). Jezus objawił swoją chwałę  i uwierzyli w Niego Jego uczniowie (J 2,11). Maryja odegrała tu szczególną rolę. Można powiedzieć, że nakierowała Jezusa w stronę Ewangelii. Od tej pory będzie czynnie współpracować z Jezusem w Jego dziele Odkupienia, aż po Jego śmierć. Czy opisane wydarzenie jest jednak prawdziwe? Mam wątpliwości. Dostrzegam tu chęć autoryzowania Jezusa przez autorów Ewangelii na prostej koncepcji sytuacyjnej. Znawcy przedmiotu wiedzą, że redakcje ewangelii mają teksty o wątpliwej faktografii. Ważniejszy jest przekaz o wartości teologicznej oraz w tzw.  sprawie narodzin chrześcijaństwa. Nie podzielam takiego cichego przyzwolenia. Niestety w ewangeliach można spotkać wiele nadużyć w interpretacji tekstów Starego Testamentów czy zmyślonych opowiadań na użytek jakieś koncepcji. Takie naginanie prawdy było powszechne w okresie rodzącego się chrześcijaństwa.

–      Przeginasz!

–      Z prawdą trzeba umieć się zmierzyć. Jeżeli ją odrzucisz, cóż ci pozostanie?

Katecheza młodych cz.74.

–      Czy Jezus miał  wszystko przemyślane zanim zaczął swoją działalność?

–      Tak można to odczytać z ewangelii.  Można powiedzieć, że od samego początku zmierzał na krzyż. Doskonale wiedział, że tą drogą trzeba iść. Dobro z cierpienia unicestwi grzechy ciała i ducha.

–      Czy faktycznie była tylko jedyna droga do Odkupienia z grzechów?

–      Może można było inaczej, ale ta radykalna droga wydała się Jezusowi najbardziej skuteczna. Choroby leczy się tym, co wywołują daną chorobę (z idei homeopatii). Według prawa Hammurabiego odcinano rękę, która była sprawcą grzechu, wyłupywano oczy itp. Grzechy ciała Jezus postanowił unicestwić dobrem wynikającym z pozytywnego cierpienia: Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich (J 15,13).  Inaczej mówiąc ciało będące przyczyną grzechu najlepiej naprawi dany grzech (zło i dobro z podobnego źródła). Tym świadectwem Jezus pokazał, że liczy się wieczność, a nie życie doczesne.

–      Jak Jezus rozpoczął swoją misję?

–      Niestety nie znamy dokładnej chronologii wydarzeń. Na podstawie posiadanych źródeł można jedynie z przybliżeniem zrekonstruować kolejność wydarzeń. Przed misją, Jezus udał się na pustynię, aby przygotować się duchowo do misji. Mateusz przedstawia ten fakt jako kuszenie Jezusa. Prawdopodobnie chciał nadać rekolekcjom pewną dramaturgię oraz pokazać Jezusa odpornego na zakusy świata. W tym samym czasie Jezus spotkał się z Janem i poprosił go o chrzest jako szczególne namaszczenie na czekające go trudy. Na potrzeby mojej katechezy chcę uwypuklić zdarzenie jako wyraz człowieczeństwa Jezusa. On nie tylko nie chciał się wyróżniać od innych, ale wskazywał, że jest podobny do swoich braci i sióstr. Chrzest Janowy to też rodzaj wzmocnienia duchowego. Taki chrzest i Jezusowi był potrzebny. Ewangeliści nadali temu zdarzeniu szczególną oprawę teologiczną łącznie z cudownym znakiem teofanii: A głos z nieba mówił: Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie (Mt 3,17; Mk 1,11; Łk 3,21). Szkoła Janowa najdalej  zobrazowała to wydarzenie, przyrównując Jezusa do Baranka Bożego i nadając chrztu charakter eschatologiczny. Ciekawostką jest, że autor ewangelii Jana uważa, że Jan nie znał wcześniej Jezusa: Ja Go przedtem nie znałem (J 1,31). Prawdopodobnie Jezus nie przyszedł do Jana sam, ale ze swoimi uczniami, jako świadkami wydarzenia. W tym okresie Jezus kompletuje uczniów. Jest ich sporo. Łukasz wspomina ok. 70. Dwunastu Apostołów jest liczbą wynikającą z tradycji żydowskiej. Jest produktem ewangelicznym, a nie z zamysłu Jezusa. Jezus nie tworzył żadnej organizacji. On po prostu zbierał słuchaczy do swoich katechez. Ramy organizacyjne wspólnoty chrześcijańskiej nabrały rozpędu dopiero po śmierci Jezusa. Jezus był głosicielem nowej Ewangelii, ale nie był nikogo przywódcą. Tym samym wskazywał, że nie jest oczekiwanym mesjaszem. On w imię Boga przyszedł oczyścić religię żydowską z plew, ludzkich naleciałości, nadużyć, aby wiedza o Bogu była prawdziwa.

Katecheza młodych cz.73.

–      Jaka była młodość Jezusa?

–      Niewiele jest źródeł mówiących o młodości Jezusa. Wydaje mi się, że za tym kryje się zamysł samego Boga. Głównymi źródłami wiedzy o młodości Jezusa są ewangelie  oraz liczne dzieła pozakanoniczne (apokryfy), które nie podają faktografii lecz własne koncepcje. Ze źródeł kanonicznych można odczytać, że Jezus ukrywał wiedzę o sobie. Dostrzegam w tym Jego daleką perspektywę i dalekowzroczność. Można mniemać, że Jezus znał na tyle przyszłość (ze zdolności przewidywania), aby przypuszczać, że będzie uwielbiony na miarę Ojca. Uznał zapewne, że powinien pozostać anonimowy, a przez to intrygujący, aby ludzie ciągle szukali odpowiedzi na zadawane o Nim pytania. Ta pewna manipulacja marketingowa, w gruncie rzeczy, jest bardzo potrzebna. Nie należy gorszyć się, ale włączyć się w te intrygujące poszukiwania. Szukanie Boga i wiedzy o Nim jest rodzajem modlitwy. Zawiera w sobie elementy tęsknoty i uwielbienia. Serce pragnie wszystko o Nim wiedzieć. Dla człowieka poszukiwanie Boga jest sensem życia. Kto jest w stanie to pojąć, niech pojmuje. Zlepek ewangelicznych informacji jest przerabiany na wiele sposobów. Nie chcę dokładać jeszcze jednego obrazka. Nie ufam tym informacjom. Uważam że są już spreparowane lub zniekształcone dla potrzeb katechetycznych. Intuicyjnie wyczuwam, że młodość Jezusa była okresem nieprawdopodobnie burzliwym duchowo. Jezus nawiązywał z Bogiem osobisty kontakt. Ten zabieg jest i łatwy i trudny. Z wiedzy filozoteistycznej wiemy, że musiał się w pełni otworzyć przed Bogiem. Tą drogą spływały na niego dary łaski. Ze stanu Prawdy odczytywał zamysły Boga. Jezus czynił postępy w mądrości (Łk 2,52). Jestem przekonany, że wiele czytał i podróżował. Doniesienia, że był w Indiach bardzo mi przemawiają za moją wizją. Oczywiście nie mam żadnych na ten temat dowodów. Podróże, kontakty i rozmowy z różnymi ludźmi, religiami i filozofią są najlepszą szkołą poznawczą. Jezus nie tylko zdobywał wiedzę, ale dostrzegał mechanizm funkcjonowania świata, roli Boga i człowieka. Rozumiał na czym polega mechanizm egzystencjalny. To dobro (energia pozytywna, funkcjonały dobra). Dobro jest skutkiem miłości. Miłość jest idealną relacją interludzką.  Takie rozumienie świata związane jest z mądrością. Kiedy wrócił do Palestyny musiał wszystko sobie uporządkować. Bliski kontakt z Bogiem podpowiadał Mu, że Bóg liczy na Niego. Czuł się powołany do odegrania nieprawdopodobnej roli. Stan religijny Jego narodu niepokoił Go. Zdawał sobie sprawę, że nieudolność ludzka skrzywiła obraz Boga. Pragnął dokonać przewrotu w myśleniu religijnym. Zadanie arcy trudne. Co należy czynić, aby ludzie zdobyli się na chwilę racjonalnego myślenia i odstąpili od zdogmatyzowanych pojęć? Bóg jest realnością, o której należy mówić w sposób oczywisty. Każde Jego cukierkowe obrazowanie, przesadnie nabożne, zbyt tkliwe Jemu uwłacza. To co uczynili pisarze Starego Testamentu trzeba było naprawić. Znając ludzkie przywary i słabości musiał zrobić to w sposób delikatny, a jednocześnie zdecydowany. Słowa: Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić (Mt 5,17) nie do końca są prawdziwe. To słowa Mateusza, a nie Jezusa. Dla mnie Jezus był rewolucjonistą duchowym. Jego stanowczość udokumentowana krzyżem jest dowodem Jego determinacji i stanowczości. Jezus wielbię Cię za Twoją mądrość i odwagę.

Katecheza młodych cz.72.

–      Jaką rolę odgrywa Jezus Chrystus w historii Zbawienia?

–      Być może czas narodzenia się Jezusa nie był przypadkowy. Jezus pierwszą rzeczą jaką uczynił, to przeciwstawił się ówczesnej tradycji religijnej. Pragnął uporządkować podstawy religijne. Walczył z karykaturą Boga, który był przedstawiany na obraz cesarza rządzącego, karzącego i nagradzającego. Starał się pokazać Jego prawdziwe oblicze kochającego swoje stworzenia.  Bóg jest samą Miłością. Świat oparty jest na Nim, oparty jest na Jego miłości. Jezus ujawniał mechanikę funkcjonowania świata. Jest ona niezwyczajna, ale konkretna. Nie ma czarodziejskich działań. Mechanizm, choć trudny do zrozumienia przez człowieka jest obwarowany prawami (jak np. interferencja), matematyką i logiką. Jezus wskazywał, że trzeba odejść z podstawy przedszkolnej. Bóg oczekuje od ludzi postaw rozumnym i świadomych. Podejście do Boga (religia) musi się zmienić. Dosyć bajek i legend. To wszystko Bogu uwłacza. Stawia Go na pośmiewisko i krytykę ludzi rozumiejących.  Świat jest rzeczywisty i konkretny. Jeżeli istnieje świat transcendentny, to znaczy, że jest rzeczywisty.  Człowiek musi wziąć odpowiedzialność za istnienie świata. Zamysły Boga powinien traktować poważnie. Może to zaskakujące, że dopiero teraz wychodzi potrzeba rozumowego ujęcia świata. Czas jednak nagli, bo za dużo powstało zagrożeń. Chodzi o to, aby człowiek, z niewiedzy, przez głupotę nie nacisnął nieodpowiedni guzik. Jezus wzywa ludzkość do właściwej postawy. Sam pokazał swoją odpowiedzialność za dusze ludzkie. Poświęcił się, dając tym aktem wezwanie dla innych. Człowieku, nie żyj tylko własnymi sprawami, ale spojrzyj szerzej, dalej. Każdy może być generatorem dobra, każdy jest Bogu potrzebny.

–      Czy potrafisz wymienić inne zamysły Boga względem człowieka?

–      Pośrednio przekazane jest, że Bóg przygotował dla ludzi niespodzianki. Trudno powiedzieć, co to takiego. Wiemy, że mamy być dziedzicami Boga. Już sama nazwa zwiastuje, że czeka nas coś nobilitującego. Należy z pokorą oczekiwać dalszych losów istot ludzkich. Ja jestem pełen optymizmu. Trzeba pamiętać, że każdy człowiek osiągnie satysfakcję w przeżywaniu radości jaką daje bliskość Boga. Otoczeni Jego miłością 0będziemy w samym Jego centrum. Będziemy czuli, że jesteśmy kochani, a to należy do szczytów ludzkich doznań. Tylko ci, którzy nigdy nie byli zakochani nie są w stanie zrozumieć tych słów. Z miłością wiąże się niesamowita tęsknota i pragnienie obecności ukochanego (ukochanej). Miłość wypełnia człowieka i daje mu pełną satysfakcję egzystencjonalną. Celem istnienia jest powszechna miłość. Nie trzeba czekać na wieczność. Miłujmy się wzajemnie od tej chwili.