44 rocznica śmierci mojego ojca

          Dzisiaj wypada 44 rocznica śmierci mojego ojca. Modląc się za jego duszę przyszła mi myśl, że duże jest podobieństwo pomiędzy miłością do nieżyjącego ojca a miłością do Boga. Ojciec jak i Bóg nie są dla mnie widoczni, ale mam ich w sercu. Ojca już nie ma, a miłość nie wygasła. Boga-Ojca nie widzę, ale mam podobne uczucie miłości. Można więc kochać nie widząc. Za pierwszą miłością zawsze się tęskni, choć ma się świadomość, że kochana osoba już nie do nas należy. Miłość zawsze jest związana z kimś. Nie ważne, czy ta osoba jest w pobliżu, czy daleko. Pragnienie wypływające z miłości staje się samo dla siebie funkcjonałem cierpienia. To dziwne, że człowiek wzbudzając w sobie pragnienie zgadza się na ewentualne tego skutki – na cierpienie. Tak nieracjonalny potrafi być tylko człowiek.

Pan Zbigniew napisał w komentarzu z dnia 20.11.2013:

 (…) W Kościele rodziła się instytucja, która musiała postępować według świeckich zwyczajów. Na tym tle główne przesłania Jezusa zaczęły słabnąć i zajmować miejsce w tle ludzkich działań. Piękny, najprawdziwszy Kościół pierwotny odchodził powoli w zapomnienie.

          Nie po raz pierwszy pisze Pan, w moim odbiorze z pewną nostalgią, o Kościele pierwotnym, oraz późniejszej niedoskonałej organizacji instytucjonalnej wyrosłej na tle powiększającej się rzeszy wyznawców.
Usiłuję sobie wyobrazić, jaka inna, lepsza formuła była tutaj możliwa. Widzę tylko ciemność. Ciekaw jestem, czy Panu udało się dojść do jakichś spójnych przemyśleń w tej materii. ZK.

Odp.

          Niestety w realiach ludzkich istnieje pewna prawidłowość, że każda doskonała na początku idea, jak np. we wspólnocie nowochrześcijańskiej (jako nowy lud Boży): wielbili Boga,… a wszyscy trzymają się gorliwie Prawa (Dz 21,20–21); Codziennie trwali jednomyślnie w świątyni, a łamiąc chleb po domach, przyjmowali posiłek z radością i prostotą serca. Wielbili Boga, a cały lud odnosił się do nich życzliwie. Pan zaś przymnażał im codziennie tych, którzy dostępowali zbawienia (Dz,2,46–47; czytaj też 5,21; 3,1; 5,13; 20,7) z czasem starzeje się, blednie, korumpuje i zmienia się nie do poznania; zapał do nauki blednie, wielkie przedsięwzięcia męczą, entuzjazm wygasza się, odchodzi się od prawa: itp.

          Tak było też np. ruchem społecznym Solidarnością. Ci, którzy znają tę zasadę powinni zawczasu zapobiegać destruktywnym tendencjom i zabezpieczać jeszcze palący się ogień. Aby było to skuteczne trzeba „drzwi i okna” mieć stale otwarte. Zamknięcie się w radosnym trwaniu jest zabójcze dla idei. Bóg stworzył świat, ale stale musi podtrzymywać go w swoim istnieniu. Kościół pierwotny podlegał tym samym zasadom. Pierwotny zapał do nowej wiary, do Chrystusa zanikał, gdy trzeba było zajmować się bieżącymi sprawami. Zamiast otworzyć się na nowe działania podsycające entuzjazm, Kościół otaczał się kokonem, betonował się dogmatami i przepisami blokującymi. O ironio, szczycił się tym, że kościelne młyny wolno mielą.

          W przypadku upadku Solidarności dopomógł sam jej współtwórca powołując się na zasady demokracji (!). Skłóceni współtwórcy dokończyli dzieła destrukcji. W tym wypadku było to totalne nieporozumienie, pycha i głupota. Wielka szkoda, bo takie zjawisko nie zdarza się często w historii.

          Kościół powinien być areną, na której każdy może wykrzyczeć swoją wiarę. Nikt nie zna Prawdy. Może w wykrzyczanych słowach znajdą się te, które przybliżą nas Prawdy. Kościół nie może bać się Prawdy, bo ona jest jedna i nie może być innej. Kościół winien ustosunkowywać się do różnych wypowiedzi, idei  i wypracowywać paradygmat wiary chrześcijańskiej. Wszystko powinno odbywać się w atmosferze życzliwości i miłości Chrystusowej.

          I tak Panie Zbigniewie głoszę nową ideę. W tym jednak wypadku, idea ta, prawdopodobnie, nigdy nie zostanie wdrożona w życie. Szkoda.

Piotr

          Trzeba przyznać, że niewiele mamy dokumentów z pierwszego okresu organizowania się Kościoła. Jednak w dostępnych materiałach można odczytać niesamowity entuzjazm wiary uczniów Jezusa oraz członków rodzącej się wspólnoty.  Niektórzy uczniowie (synowie Zebedeusza), którzy towarzyszyli Jezusowi, chłodno kalkulowali korzyści jakie będą mieli, gdy Jezus stanie na czele odkupionego narodu. Po Jego śmierci spojrzeli na Jezusa zupełnie innymi oczami. Zrozumieli i wpadli w zachwyt Jego nauką. Na nowo poznali swego Nauczyciela. Wraz z wiarą otrzymali niesamowitą odwagę, która starczyła, aby oddać za Niego życie. Kiedy czytamy, że między nimi były różnice zdań, to życzę wszystkich takich sprzeczek. Wszystko, co czynili uczniowie, było czynione na chwałę Nauczyciela. Na wzór Jezusa okazywano sobie wzajemnie bezwarunkową miłość (Agape). Spotykano się na wspólnych ucztach, na których podtrzymywali się w jedności trwania w wierze. Atmosfera była rodzinna. Dla dobra wspólnot oddawano swoje majątki, błędnie oceniając, że bliski jest koniec świata i powtórne przyjście Jezusa.

          Za primus inter pares wśród uczniów Jezus wybrał Piotra (33–67/68) syna Jona (Mt 16,17) lub Jana (J,1,42). Nie można powiedzieć, że była to niezwykła postać. Wręcz przeciwnie, był zwyczajnym  prostym rybakiem.  Nie miał lotnego umysłu. W czasie peregrynacji nie rozumiał słów o zmartwychwstaniu Jezusa. Wielokrotnie zachowywał się niezbyt odważnie (trzykrotnie wyparł się Jezusa, ulegał wpływom tendencjom judaistycznym, w późniejszym czasie nie jadał z poganami), a nawet nierozumnie (rzucił się z mieczem na strażnika). Był po ludzku człowiekiem słabym, a jednak starczyło mu odwagi na wybranie podłej śmierci na krzyżu do góry nogami. Sam sobą pogardził tak skutecznie, że jego krzyż (odwrócony) stał się znakiem szatańskim. Jezus wiedział, że w Piotrze, obok słabości ludzkiej, drzemie wielkie serce. On pierwszy skonfrontował prorokowanego mesjasza z Jezusem. Nie był naiwny i wiedział, że Jezus nie przyszedł zbrojnie odzyskać niepodległość narodu żydowskiego. Prorokowany mesjasz był jedynie obrazem Odkupiciela. Kiedy powiedział Jezusowi o swoich przemyśleniach, On po raz pierwszy nie zaprzeczył. Ugiął się pod wypowiedzią płynącą z głębi serca.    

          Prowadząc Kościół Piotr napotykał na ciągle nowe problemy. No cóż, Kościół to lud z całym bagażem ich problemów. Nie jest łatwo prowadzić wspólnotę. Zaliczył wpadkę z Ananiaszem i Safirą, którzy chcieli zatrzymać część swojego majątku. Umarli na atak serca, gdy ich manewr został wykryty przez Piotra. Czyżby był to początek pewnego fanatyzmu i bezwzględności instytucji kościelnej? Apostołowie zdawali sobie sprawę, że aby utrzymać jedność, lud trzeba zdyscyplinować. Hierarchia musi mieć większą i wystarczającą władzę. Tam gdzie lud, tam potrzebne są pieniądze. Apostołowie organizowali zbiórki pieniężne. Jedni dawali, drudzy brali. Zawsze było za mało. Kościół miał w swoich szeregach niezwykłego Apostoła, Pawła. On swoim przykładem życia osiągał wśród pogan pozytywne wyniki. Miał posłuch i umiał łagodzić konflikty. Jednocześnie zabezpieczał na przyszłość zarobki kapłanów. W Kościele rodziła się instytucja, która musiała postępować według świeckich zwyczajów. Na tym tle główne przesłania Jezusa zaczęły słabnąć i zajmować miejsce w tle ludzkich działań. Piękny, najprawdziwszy  Kościół pierwotny odchodził powoli w zapomnienie. Za czasów Piotra nie było jeszcze pojęcia „papieża”. Piotr zostanie uznany za pierwszego zwierzchnika rodzącej się instytucji Kościoła katolickiego dopiero w II lub III wieku. Piotr był żonaty. Trudno powiedzieć, czy miał dzieci. W 49/50 roku uczestniczył w Soborze w Jerozolimie, który rozstrzygnął przynależność pogan do Kościoła (Dz 12–17). Piotr jest autorem dwóch listów pasterskich.

Bóg jako ekspresja ludzkiej świadomości

          Pod koniec życia Georg Wilhelm Friedrich  Hegel doszedł do wniosku, że Bóg jest ekspresją ludzkiej świadomości. Jak rozumieć te słowa? Ekspresja to sposób wyrażania (uzewnętrzniania) swoich uczuć. Hegel mówił więc to, co jemu w sercu grało. Łączył on Boga ze swoją świadomością. Bóg dla niego był mocno immanentny wewnątrz jego umysłu. Bóg był jego wytworem myśli. Można rzecz, pewną jego prywatnością. Jeżeli Bóg istnieje, to jest to jego Bóg. Jak rozumiał, Bóg też ulega rozwojowi jak jego umysł. Podąża za rozwojem jego rozumu i świadomości. Doskonali się, tak samo, jak i on. Czy taki model konceptualny jest do przyjęcia? Dla wielu zapewne tak. Mają oni podobny pogląd, co Hegel. Dla wielu jest zwykłą konceptualną bzdurą. Dla mnie jest to jego obraz Boga i nie zamierzam poddawać go krytyce. Wystarczy, że wiem, że jest jego. Swoim rozumem doszedł do swojej granicy poznania.

          W jego oglądzie brakuje mi Boga osobowego. Przyjmuję, że w każdym umyśle rodzi się własne pojęcie Boga, ale On musi istnieć niezależnie od swoich stworzeń. Jest, który Jest (por. Wj 3,14) mówi o tym wyraźnie. Jego samodzielne, samoistne istnienie jest konieczne do zrozumienia powstania świata. On był przed czasem. Dopiero, gdy pojawił się człowiek, istota rozumna, umiejscowił swoje imię w każdym z nich wg ich świadomości i zdolności intelektualnej.

          Dopóki człowiek nie dźwignie się na piedestał boski, nie może być dla Boga partnerem. Jezus pierwszy doszedł do tej godności. Bóg przyjął Go i wyposażył we własne boskie atrybuty w Akcie działającym. Mówienie, że Jezus Chrystus jest Bogiem, jest zasadne. Tajemnica ta została odczytana przez Kościół. Czy można mieć jakieś wątpliwości? Owszem, wątpliwości są czymś naturalnym. Pewności nabrałem dopiero po zapoznaniu się z całością wiedzy (wiara rozumna) o Jezusie. Nabrałem przekonania, a więc wiary, że Jezus Chrystus był bardzo Bogu potrzebny. Życie pełne miłości do Boga i drugiego człowieka oraz heroiczna śmierć odkupieńcza, przekonuje mnie, że Jezus sięgnął szczytu i osiągnął to, co Bóg pragnie dla każdego. Zdaję sobie sprawę, że to o czym mówię, wymaga wiary. Forsuję tezę (z przymrużeniem oka), że Bóg nie potrzebuje jej tak dużej, bo jest ewidentną Przyczyną sprawczą wszystkiego, natomiast więcej wiary trzeba, aby wierzyć w boskość Jezusa Chrystusa. Przedmiotem wiary jest nie logiczna wiedza, ale koncepcja, że tak właśnie się stało. Koncepcja jest pochodzenia ludzkiego, a więc nie musi być doskonała. Można z pokorą przyjąć, że coś jest na rzeczy. Prawdę poznamy niebawem.

Georg Wilhelm Friedrich Hegel

          Tacy filozofowie jak: Fichte, Schelling i Hegel chcieli realnego poznawalnego związku z Absolutem. Jednak dla Fichtego Absolut był bezjakościowy, nieokreślony dla Schellinga, obojętny i nieokreślonej substancji dla Spinozy. Georg Wilhelm Friedrich  Hegel (1770–1831), niemiecki filozof, twórca idealistycznego systemu obejmującego wszystkie działy filozofii, chciał sprostać zadaniu i z nieokreślonego Absolutu chciał wydobyć coś określonego. Kombinował na drodze dedukcji, szukając odpowiedzi na dręczące go pytania. Szukał ducha absolutnego w człowieku jako przejaw jego świadomości. Tym samym przyjął, że jest on wynikiem rozwoju samego siebie.  Substancja przedmiotowa stała się podmiotem. Poprzez rozwój ducha, umysłu dochodzi do pełnej świadomości. Mniema, że początkowo absolut miał puste pojęcie samego siebie w logice metafizycznej.

          Na wpływem filozofii I. Kanta odszedł od ortodoksyjnego chrześcijaństwa i zaczął zajmować się filozoficznym oglądem zjawisk. Doszukiwał się prawdy w panteizmie. Co ciekawe, akceptował dogmaty chrześcijańskie, ale interpretował je panteistycznie. Trójcę Świętą traktował jako artykulację różnych momentów (nie zaś osób) procesu samorozwoju absolutnego ducha. Wcielenie Chrystusa rozumiał jako dialektyczną fazę negacji bóstwa poprzez  powiązanie z ludzką naturą, natomiast jego śmierć na krzyżu uważał za wyzwolenie absolutu z bytu indywidualnego i powrót do bytu społecznego. Zdecydowanie odrzucał ateizm, ale interpretował Boga w duchu panteizmu immanentnego. Jego filozofia prowokowała do ateizmu.

          Do badań zastosował znaną metodę dialektyczną, zapoczątkowaną w starożytności jeszcze przez Platona. Opiera się ona stwierdzeniu, że istotą rzeczywistości i prawdy jest sprzeczność. Synteza z kolei staje się twierdzeniem (tezą), która napotyka na swoje przeczenie (antytezę). Powstaje nowa synteza itd. Na tym kontrapunkcie twierdzenia i przeczenia dochodzi się do syntezy, i przez to następuje rozwój. Jak mówił:  Tak rozwija się duch, tak rozwija się indywiduum, tak rozwija się natura. Rzeczywistość i prawda, to nieustannie dokonująca się synteza wiecznych sprzeczności. Koncepcję rozwoju świadomości rozszerzył Hegel również o Stwórcę. Zajmował się on bardziej systemem badawczym, niż przedmiotem (podmiotem) badanym. Ważnymi elementami jego filozofii były: logika jako nauka o idei w sobie i dla siebie w jej całkowitej abstrakcji, filozofia przyrody jako nauka o idei w jej bytowości i działaniu oraz filozofia ducha. W niej zauważa ducha subiektywnego, obiektywnego i absolutnego. Władysław Tatarkiewicz zarzuca mu, że w filozofii przyrody narzuca niejako swoje pojęcia do przebiegu zjawisk przyrodniczych, tym samym zniekształca rzeczywistość .

          Aby zrozumieć filozofię Hegla trzeba patrzeć na ducha jako na „świadomość”. Można pokusić się na stwierdzenie, że ma on trudność epistemologiczną co do natury i istoty bytu. Błąka się między ideą abstrakcyjną (duch) a świadomością. Bytowość miesza z funkcjonalnością. Droga rozumowania Hegla poszła w kierunku analizy samego ducha. W nim próbuje dostrzec własne mechanizmy rozwoju. Na tle jego rozważań można postawić  pytanie: czy świat jest bardziej dynamiczny czy ontologiczny?

          Na bazie studiowania ducha obiektywnego próbuje opracować filozofię prawa. Można dokonać ciekawego porównania jego oglądu z pojęciem stanu Prawdy[1] prezentowany przez autora niniejszego wykładu w swoich opracowaniach. Hegel budował moralność na subiektywnych odczuciach i wewnętrznych przekonaniach. Bazował na organizacjach takich jak rodzina, społeczeństwo cywilne, państwo, jako gwarantów wolności. Jak twierdził, wolność wywodzi się z wzajemnych zależności ludzi. Np. niewolnictwo zostało obalone z potrzeby wolności (dostrzega tu wolność jako syntezę pragnienia wolności (teza) i niewolnictwa (antyteza)). Hegel zbyt ufał organizacji państwowej jako gwarantowi etycznemu i obiektywnej moralności. Uznawał wyższość bytu społecznego nad bytami osobowymi.

          W filozofii Hegla powstała teza: Co jest rozumne, jest rzeczywiste; a co jest rzeczywiste jest rozumne. Można spierać się z tą tezą. Nieuprawnione jednak było jej odwrócenie przez rewolucyjny odłam zwolenników Hegla: jeśli coś nie jest rozumne, nie jest też rzeczywiste. Ta odwrotna teza stała się hasłem do rewolucyjnej zmiany ustroju (pruskiego).

          Hegel odbierał świat jako wieczną teraźniejszość, która trwa zawsze i zawiera w sobie całą zniesioną przeszłość.

          Trzeba przyznać, że mechanizm logiczny Hegla jest aparatem poznawczym. Można analizować świat pod kątem walki przeciwieństw. Z pewnością można podać wiele tego przykładów. Nie jest to jednak metoda do końca uniwersalna. Można podać wiele przykładów zachowań, które odbiegają od heglowskiego schematu. Przykładem może być faszyzm, komunizm jako karykatury źle pojmowanej wolności.

          Hegel pojęcie ducha absolutnego wykorzystuje do opisu zjawiska religijnego, ale nie tylko. Dla niego ma on swoje miejsce w sztuce, jak i w filozofii. Piękno widzi nie w sentencji ducha absolutnego jako Boga, ale w praktycznym ujęciu tego pojęcia. Piękno w zjawisku.

          Duch absolutny był wykorzystany do haseł romantyzmu i neoplatonizmu.  Przyznaje, że to pojęcie posłużyło do twórczości i rozwoju religijności. Suponuje, że religia jest zjawiskiem filozoficznym. Jej celem jest poznanie Boga. Dość zagadkowe jest jego stwierdzenie: Człowiek zna Boga tylko w takim stopniu, w jakim Bóg w człowieku poznaje samego siebie.

          Elementy poglądów Hegla zostały zaadaptowane przez filozofię Marksa, wypaczając niektóre heglowskie intencje, jak np. bezwzględnego posłuszeństwa wobec ojczyzny. Wyższość bytu państwowego nad bytem osobowym. Rodzina powinna być podporządkowana państwu. Przychylał się do idei państwa totalitarnego. Dialektyka Hegla została zapożyczona do filozofii materializmu dialektycznego i historycznego.

           Podejście Hegla do ducha absolutnego inspirowało wielu, nawet skrajnych jego zwolenników, do rozważań natury Boga. Określenie religii jako alienacji przygotowało grunt do pojawienia się tzw. teologii śmierci Boga.

          Filozofia Hegla była bardzo poczytna. Uważano go twórcę wielkiego systemu filozoficznego zawierającego wszystkie zagadnienia opartego na jednej uniwersalnej zasadzie (walki przeciwieństw). Idee jego można odnaleźć w twórczości Norwida. Na wykładach Hegla uczestniczyli: Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki, Zygmunt  Krasiński. Wywarł on duży wpływ na takich filozofów jak: Józef Maria Hoene-Wroński, Bronisław Trentowski, Karol Libelt, Józef Kremer, August Cieszkowski.

          Szkoła heglowska jaka powstała na bazie filozofii Hegla podzieliła się na skutek różnych poglądów absolutu, które ewoluowały z biegiem czasu. Tak więc heglizm ma w sobie szerokie spektrum widzenia Boga, od teizmu (szkoła staroheglowska) do ateizmu (szkoła młodoheglowska). Pod koniec życia Hegel doszedł do wniosku, że Bóg jest ekspresją ludzkiej świadomości. 

          Można zauważyć też, że wiele poglądów mesjanistycznych powstało w kontrapunkcie (intuicjonizm) stanowiska Hegla, np. Boga nie można poznać, ale się Go czuje (Karol Libelt – polski filozof).


[1] Stan Prawdy  jest  pewną przestrzenią, w której zawarta jest wiedza o rzeczywistości realnej i boskiej. W niej znajdują się odpowiedzi na postawione Bogu pytania.  Odczytanie odpowiedzi zależy od wrażliwości, zdolności i umiejętności odbiorcy.

Preegzystencja Chrystusa

Tysięczny wpis na blogu wiara-rozumna

           Preegzystencja to pojęcie istnienia przed czymś. Np. wiara w istnienie duszy przed poczęciem człowieka, lub wiara, że Jezus jako Słowo (Logos) istniał od samego początku świata razem z Ojcem. Orygenes uważał, że Bóg stworzył na początku określoną liczbę dusz. Wszystkie, z wyjątkiem duszy Jezusa Chrystusa zgrzeszyły, ale w różnym stopniu. Te, które miały najmniej grzechów, zostały aniołami, te które najwięcej diabłami. Te które miały pośrednią liczbę grzechów otrzymały ludzkie ciała. Idea ta, na szczęście,  została potępiona przez Kościół Powszechny na II soborze w Konstantynopolu w roku 553, 300 lat po śmierci Orygenesa. Preegzystencja Chrystusa, czyli istnienie Chrystusa przed poczęciem w łonie Marii stanowi istotny pogląd w teologii chrześcijańskiej. Stanowi też podstawę doktryny o Trójcy Świętej. Teologia powołuje się na prolog Ewangelii Jana: Na początku było Słowo, a ono Słowo było u Boga, a Bogiem było ono Słowo (J 1,1) z pominięciem imienia Jezus oraz: A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas (por.  J 1,14). „Słowo” czyli Logos to archetyp wykorzystany do przedstawienia Syna Bożego.  Jak już wspominałem, w pierwszych wiekach po Chrystusie, wielu teologów i biskupów sprzeciwiało się idei preegzystencji Chrystusa. Wszyscy (Cerynt, Karpokrates, Teodot, Fotyn i wielu innych) zostali albo potępieni albo wykluczeni ze wspólnoty chrześcijańskiej. Z drugiej strony herezje III/IV w. (głównie arianie, ebionici, nikolaici i wiele innych) były impulsem do pogłębiania doktryny chrześcijańskiej oraz nauki o Trójcy Świętej.

          A Tryfon powiedział: Ci, którzy twierdzą, że był On człowiekiem i został namaszczony poprzez wybór, i tak stał się Chrystusem, wydają mi się bardziej wiarygodni niż ty, który masz takie poglądy, jak mówisz. My wszyscy bowiem oczekujemy, że Mesjasz będzie człowiekiem zrodzonym z ludzi, a Eliasz, gdy przybędzie, namaści Go olejem” („Dialog z Żydem Tryfonem” I:48,4 – I:49,1).

          Wiktor [papież w latach 189-198] wykluczył z jedności szewca Teodota, wodza i ojca tego odszczepieństwa bezbożnego, który pierwszy twierdził, że Chrystus jest tylko człowiekiem. Przecie jeśli Wiktor tak myślał, jak tego uczą w swem bluźnierstwie [heretycy], jakżeż mógł wyłączyć Teodota, tej herezji twórcę? („Historia Kościoła” V:28,6).

          Warto zastanowić się, dlaczego idea preegzystencji jest tak ważna dla doktryny chrześcijańskiej. Ona to korzysta i umacnia się w idei z listu Pawła: On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi (Flp 2,6–7).  Sobór nicejski w 325 r. skorzystał z wcześniejszych dokumentów broniących preegzystencję Chrystusa. Przede wszystkim oparł się na stanowiskach: Grzegorza Cudotwórcy oraz Euzebiusza z Cezarei.

          Filozoteizm podobnie jak wielu poprzednich przeciwników (unitarianizm, arianizm) odrzuca preegzystencję (osobowe istnienie Jezusa przed Jego narodzinami), bazując na prostym zdroworozsądkowym oglądzie proponowanej idei jako wątpliwej.

          Preegzystencja suponuje politeizm biorąc pod uwagę ontologiczną przynależność Boga i Jezusa do dwóch Osób boskich.

Tworzy konstrukcję wiary w oparciu  o jedno źródło (prolog Ew. Jana).

Idea preegzystencji niczego nie wnosi do wiary.

          Nie można też zaakceptować stanowiska niektórych, w tym: współczesnych unitarian, czy uniwersalistów, że: Jezus został przyjęty jako Syn Boży, gdy stał się dorosłym mężczyzną. Pojęcie „Syna Bożego” dotyczy wszystkich ludzi, bowiem wszyscy są dziećmi Bożymi od momentu narodzenia. Nieuprawnione jest stwierdzenie: Już samo określenie „Syn Boży”, wskazuje na inną naturę Jezusa. W Betlejem, gdy narodził się z łona Marii, przyjmując ciało „podobne do ludzkiego” (Rz 8,3) stał się „Synem Człowieczym”. A więc określenie „Syn Boży”, już samo w sobie sugeruje inną naturę ale i inny byt Jezusa ().

        Zwolennicy preegzystecji (Piotr Adryszczak) powołują się na wersety z Pisma świętego:

Mówię to, co widziałem u Ojca (J 8,38);

oznajmiłem wam wszystko, co słyszałem od mojego Ojca (J 15,15);

Dziwili się więc Judejczycy: – Skąd On zna Pisma, skoro się nie uczył? (J 7,15);

Odpowiedział im Jezus: Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, nim jeszcze pojawił się Abraham, Ja już byłem  (J 8,58);

ponieważ z nieba zstąpiłem nie po to, aby pełnić swoją wolę, ale wolę Tego, który Mnie posłał (J 6:38).

          Proszę zwrócić uwagę, że powyższe cytaty pochodzą tylko z Ewangelii Jana (pisanej przez zespół), czyli od twórców tej koncepcji.

          Zwolennicy posługują się pośrednio innymi tekstami ewangelii:

Skąd u Niego ta mądrość i cuda? Czyż nie jest On synem cieśli? (…) I powątpiewali o Nim (Mt 13:54-55, 57).

          Cytaty te można wykorzystywać do innych celów i równie dobrze będą pasować.

          Poglądy, które nie można sprawdzić, należy prezentować w sposób uczciwy. Każdy może w nie wierzyć lub nie. Zwolennicy preegzystencji najczęściej stosują metodę zastraszania herezją, sektą, bezbożnictwem. Przywołują cytaty z Pisma świętego, które pasują tresciowo do ich koncepcji.

          Stanowisko filozoteizmu jest proste. Jezus Chrystus urodził się jako Człowiek, na krzyżu został uwielbiony i otrzymał od Boga łaskę Aktu działającego (dynamiczny wymiar Boga). Jezus Chrystus stał się obrazem Boga przede wszystkim przez Miłość do której doszedł swoim oddaniem Bogu i ludziom. Otrzymał w darze atrybuty Boga-Ojca. Tym samym może być traktowany na równi z Ojcem. Ja i Ojciec Jedno jesteśmy (J 10,30).

Energia tchnieniem mocy Boga

          Immaterializm  stwierdza, że nie istnieje materia jako osobna istniejąca substancja (rzecz, byt). To co jest postrzegane jest wynikiem konglomeracji energii, która imituje własności materii. Ogólna teoria względności opisuje grawitację przez model  konceptualny zakrzywienia czasoprzestrzeni. Jest to jednak tylko model tłumaczący, a nie rzeczywisty opis rzeczywistości. Aby wyliczyć siłę przyciągania między dwoma obiektami podaje się ich masy i odległość od siebie. Pole Higsa, odpowiedzialne za masę jest jeszcze w sferze domysłów i opracowań. Jak wobec nowego ujęcia materii rozumieć siłę grawitacji? Współczesna fizyka ma trudności z połączeniem  Ogólnej Teorii Względności z mechaniką kwantową. Poszukiwanie grawitonu (cząstki oddziaływania) również nie powiodło się. Jaka jest więc istota sił grawitacyjnych?

          Badania (ogląd zmysłowy) potwierdzają, że pola grawitacyjne gwiazd wpływają na kierunek biegu promienia fali elektromagnetycznej (światła). Bieg fali zakrzywia się w stronę źródła grawitacji (gwiazdy). Pole grawitacyjne jest środowiskiem przez który przedziera się światło. Soczewkuje jego bieg. Zjawisko to jest już znane i zauważalne w kosmosie. Ta współzależność sugeruje jedność natury (energetycznej). Można więc zastosować równania Maxwella do opisu grawitacji wiedząc, że choć jest to jedna natura to jednak różnią się od siebie. Być może różnica występuje w wibracji, czy długości fali. Prawdopodobnie to kosmiczna długość fali grawitacyjnej nie pozwala ujmować jej w kwanty energetyczne.  Dopiero w obszarze mikroskopijnym nabiera cech, które ujawniają się jako masa. Może pole Higsa to odmiana pola energetycznego o wibracji grawitacyjnej. Podobnie można tłumaczyć zjawisko ładunku elektrycznego, jako specyficzną właściwość pola energetycznego. Takie podejście unifikuje obszar energii, która może się przejawiać na różne sposoby.  Gdyby można było wszystkie zależności ująć jednym zapisem matematycznym, to spełnione by zostało marzenie A. Einsteina. Budowa świata nabrałaby prostszego opisu jako jedno tchnienie Boga. Jeden rodzaj tchnienia mocy Boga z bogactwem możliwości wibracji. Słowo wibracja ma tu sens ogólny, roboczy, konceptualny. Być może nauka nazwie inaczej te odcienie postaci energii. 

Czym jest wiara?

          Czy wiara jest aktem pozytywnym, czy negatywnym? Według rozumu sama wiara jest nierozsądna. Można przyjmować za prawdę również negatywne treści i błędne przesłania. Np. sekty bazują na łatwowierności swoich członków. Jak więc odczytywać słowa Jezusa: Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli (J 20,28).  Trzeba odróżniać wiarę małegodziecka, jako pełne zawierzenie ojcu czy matce, od wiary dorosłego człowieka, która wymaga aktu woli i rozeznania jej treści. Wiara człowieka dorosłego, choć niekiedy nierozsądna wynika z jego dobrej woli, a więc nie może być grzeszna. Słowa Jezusa skierowane zostały w pewnym stopniu do dzieci Boga. Korespondują one ze słowami: Jeżeli się nie nawrócicie i nie staniecie się jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego (Mt 18,3). Bóg wie, że nie wszyscy mają intelektualne możliwości zgłębiania wiary. Ponieważ akt wiary nie jest niczym złym, dopuszcza akty zawierzenia na poziomie dziecięcym. Dobrze jednak jest, aby człowiek dorosły rozeznał w co wierzy. Poszukiwania Boga, wartości eschatologicznych, sensu życia itp. są dobre. Bóg pragnie, aby ludzie stawali się osobami mądrymi. Dla intelektualnie słabszych, pozostawia samą wiarę, licząc, że otoczenie, Kościół, przyjaciele, nauczycie nie pozwolą im zbłądzić.

          Doktryna katolicka, oprócz najistotniejszej Prawdy o Bogu zawiera w sobie wiele niesłusznych stwierdzeń, fałszywych faktografii, mitów, legend i modeli o znaczeniu konceptualnych. Na bazie prawdy i nieprawdy zbudowana została konstrukcja etyki chrześcijańskiej. Trzeba przyznać, że jest wyjątkowa i bliska orzeczeniu Stwórcy. Jest podstawą do dobrego życia i drogą do zbawienia.

          Jeżeli ostateczny cel jest spełniany, to trzeba uznać wiarę, w tym kształcie za dobrą. Nawet najsłabszy moralnie człowiek może z pomocą wiary (też tej nierozsądnej) dojść do zbawienia. Dla poszukujących droga nie została zamknięta. Jeśli można, należy szukać, badać, stając się coraz bardziej doskonałym i mądrzejszym.

          W duchu wiary rozumnej filozoteizm odrzuca wiarę w anioły, szatana,  niepokalanie poczęcie NMP, zwiastowanie w ujęciu Łukasza i wiele innych elementów obowiązującej katechezy. Za zbędne uważa troistość Boga, preegzystencje Jezusa, a nawet ontologiczne pojęcie Ducha Świętego. Wierzy natomiast w istnienie Boga jako Stwórcę świata, Jezusa jako Akt działający Boga, dobro jako budulec świata, powszechną Miłość jako najważniejszy funkcjonał i atrybut Boga, dziedzictwo Boże człowieka. Przyjmuje prostą zasadę powszechnej wzajemnej miłości. 

Nestoriusz, nestorianie

          Drugim wielkim teologiem, który został odsunięty i potępiony przez Kościół był Nestoriusz (384–451) mnich z Syrii. W latach 428–431  piastował urząd patriarchy Konstantynopola. Z urzędu zwalczał herezje arian, macedonian oraz apolinaryzm[1]. Nestoriusz podkreślał realną i pełną ludzką naturę Jezusa Chrystusa. Głosił oddzielenie dwu natur Jezusa, ludzkiej i boskiej, uznając ich złączenie na płaszczyźnie funkcjonalnej, a nie ontologicznej. Był więc przeciw preegzystencji Słowa. Jak głosił: Dwie natury pozostają w Chrystusie odrębne, gdyż nie jest możliwe aby Słowo-Logos cierpiało, skoro jego natura nie poddaje się cierpieniu. Zaprzeczał, aby Jezus Chrystus narodził się  z Marii z Nazaretu jak Bóg (Logos).  Maryja nie mogła być nazwana Matką Boga (gr. Theotokos), lecz jedynie Matką Chrystusa (gr. Christotokos). Jak tłumaczył: Bóg, jako wieczny, nie mógł narodzić się z ludzkiej matki ani tym bardziej umrzeć. Jedynie o człowieku można mówić, że urodził się i umarł.   Jego poglądy nazwano nestorianizmem. Ze względów również politycznych (jego przeciwnikiem był patriarcha Cyryl z Aleksandrii) cesarz Teodozjusz II zwołał sobór w Efezie, na którym nauka Nestoriusza została potępiona. Na tym soborze uczestniczył sam Nestoriusz. Nie obronił swojej doktryny. Przede wszystkim jego nauczanie miało przełożenie na przyjętą liturgię i modlitwę (credo), które nie chciano zmieniać. Został wygnany i uwięziony. Po śmierci jego prace teologiczne spalono. Jego doktryna stała się przyczyną powstania licznym Kościołom wschodnich, które prowadziły swoją działalność w izolacji od Kościoła katolickiego. Niektóre funkcjonują do dnia dzisiejszego, niekoniecznie uznając poglądy Nestoriusza. Można tu wyróżnić Kościół asyryjski, Kościół chaldejski, Starożytny Kościół Wschodu. 

          Filozoteizm zbliżył się do poglądów Nestoriusza dostrzegając szczególnie funkcjonalną i dynamiczną stronę Jezusa w Akcie działającym, nie umniejszając jego ludzkiego obrazu ontologicznego. Podobnie uważa, że w Betlejem narodził się Człowiek, a nie Bóg.  Jezus był zwykłym człowiekiem, który otrzymał za życia wiele łask od Boga.  Wcielenie Boga w Jezusie bardziej jest zrozumiałe w funkcji, w Akcie działającym, niż w ontologicznym bycie II osoby boskiej.

         Filozoteizm spiął poglądy Ariusza z poglądami Nestoriusza, uważając obu za wybitnych teologów owych czasów.

 Monofizytyzm

           W przeciwieństwie do nestorianizmu pojawiła się nowa herezja zwana monofizytyzmem. Chcąc obronić jedność osoby Jezusa Chrystusa, uważano, że w Chrystusie nastąpiło zlanie się dwóch natur, boskiej i ludzkiej, w jedną hipernaturę. Ta teza została zastąpiona przez Kościół na soborze chalcedońskim w 451 roku pojęciem uni hipostatycznej, czyli istnieniem dwu natur obok siebie.  Jezus Chrystus, będąc jedną osobą, posiada dwie natury oraz dwie wole.  Sobór watykański II przypomniał, że natura ludzka została przyjęta w Chrystusie bez naruszenia jej, dlatego też także i we wszystkich ludziach uzyskała ona wzniosłą godność. Można rozumieć, że dopiero od Jezusa natura ludzka otrzymała wzniosłą godność.

          Filozoteizm inaczej spostrzega to zagadnienie. Człowiek od początku miał swoją godność. Przez grzeszność utracił jedynie pierwotną doskonałą relację z Bogiem. Jezus swoją postawą i ofiarą krzyża przywrócił mu pierwotną relację i możliwość osiągnięcia zbawienia (doskonałość).


[1] Apolinaryzm  głosił niepełne człowieczeństwo Jezusa.

Ariusz, arianie

          Ariusz (256–336),   prezbiter, teolog i poeta z Aleksandrii, Libijczyk z pochodzenia reprezentował szkołę antiocheńską. Nauki pobierał u niejakiego Lucjana, prezbitera z Antiochii. Opracował i opublikował własną doktrynę teologiczną w dziele Thalia (Uczta)[1]. Przedstawiał w nim pogląd na temat natury Boga oraz relacji Boga Ojca i Syna Bożego.  Kościół nie przyjął jego nauk i na synodzie lokalnym w 318 r.  jego opracowania zostały potępione jako niezgodne z nauką Kościoła powszechnego. Przeciw Ariuszowi wystąpił biskup Atanazy z Aleksandrii (295–373). Na soborze w Nicei w 325 r. doktryna Ariusza została potępiona. Sobór skazał go na wygnanie, a jego księgi spalono.

          Ariusz sprzeciwiał się preegzystencji Jezusa  głoszącej, że Jezus istniał przed czasem i przed wiekami, jako doskonały Bóg zrodzony w ciele,  ale nie stworzony, bez początku, podobnie jak Bóg Ojciec. Twierdził, że Syn ma początek na zasadzie zrodzenia. Jezus otrzymał życie od Boga: Ojciec mój, który Mi je dał (J 10,29).  Jako Syn Boży jest poddany Bogu. Ariusz wierzył w boskość Jezusa, ale odrzucał troistość Boga, współistnienie kilku Osób w Jednej Osobie Boga. Tym samym przeciwstawił się dogmatowi Trójcy Świętej (rozszerzonej przez Ducha Świętego). Niesłusznie uważał, że chrześcijanie adorowali stworzenie popełniając bałwochwalstwo. Jezus został uwielbiony na krzyżu i otrzymał prawo do adorowania.

          Nauka Ariusza była zdroworozsądkowa i została entuzjastycznie przyjęta przez chrześcijan. Sam Konstantyn I Wielki został ochrzczony przez Euzebiusza z Nikomedii, przyjaciela Ariusza. Za jego życia (jak i cesarza Walensa) arianizm był pod kontrolą i ochroną cesarstwa. To pozwoliło na jego rozszerzanie się w Europie. W 334 r. uczeń Ariusza, Wulfila, podjął się pracy misjonarskiej wśród Wizygotów, głosząc chrześcijaństwo ariańskie. Od Gotów arianizm został przejęty przez plemiona germańskie. One to wchodząc to imperium rzymskiego tworzyły ramy przyzwolenia na głoszenie arianizmu. Teraz biskupi katoliccy byli przepędzani.  Po latach arianizm, ciągle żywy, dotarł do Polski (bracia polscy).  Niechęć do władzy germańskiej powodowała ponowne odrzucenie arianizmu.

          Filozoteizm zbliżył się do arianizmu.  Uważa troistość Boga w sensie ontologicznym (bytowym) za zbyteczny model konceptualny, nie wnoszący nic twórczego do wiary. Podobnie uważa, że Jezus zaistniał z chwilą zrodzenia, a nie jak mówi ortodoksja: istniał, zanim został zrodzony.

          Warto zastanowić się jak bardzo wpływowa i skuteczna była Ewangelia Jana opracowana przez szkołę Janową. Pojęcie Logosu mocno zakorzeniło się w umysłach chrześcijan. Narzuciło podstawę chrystianizmu. Sobór Nicejski wytyczył drogę do dogmatyzowania wiary. Szkoda.


[1]  Do dziś zachowały się fragmenty dzieł, jak równie kilka jego listów.

 

Trudny początek chrześcijaństwa, cd.

          W II w. pojawiła się herezja Frygijczyków. Od IV w. nosiła imię od swego propagatora i organizatora, Montana (Montanusa). Był on nawróconym chrześcijaninem. Łączył jednak w swojej doktrynie elementy chrześcijańskie, jak i pogańskie. Zmarł ok. 180 roku. Jedną z przyczyn powstania ruchu była reakcja na słabnącą rolę proroków, która ustępowała miejsce urzędowi w Kościele (wzrost roli biskupa). Dużą rolę odegrały dwie niewiasty Pryscylla i Maksymilla, które wpadały w ekstazy  i wygłaszały proroctwa (podobnie Montan miał ten charyzmat). Montaniści nie stworzyli odrębnej doktryny teologicznej, a raczej koncentrowali się na reformie obyczajów. Surowy tryb życia i powoływanie się na charyzmaty jednały mu zwolenników. Prorokinie przepowiadały wielkie wojny i nieszczęścia, oraz rychłe nadejście Królestwa Bożego i koniec świata. Utrzymywały, że przez nich mówi Duch Święty. Montaniści żądali bezwarunkowego posłuszeństwa ich nakazom. Odrzucali wszelki autorytet kościelny. Zakazywano ucieczek przed prześladowaniami. Nakazywano posty, których chrześcijanie nie praktykowali. Przeceniając rolę proroków w Kościele, stali się nieprzejednanym wrogiem jego struktury hierarchicznej. Atakowali też biskupów za zbyt łagodną praktykę pokutną, uważając, że po chrzcie chrześcijanin nie może ulegać grzechom ciężkim. Za jedyne możliwe oczyszczenie po chrzcie uważali „chrzest” męczeństwa. Fałszywy profetyzm zagrażał Kościołowi. Montanizm został pokonany, choć nie widziano w nim herezji (raczej uporczywe podtrzymywanie archaicznych tendencji).  Być może dlatego, że nie spełniły się proroctwa Maksymilli (po jej śmierci miał nastąpić koniec świata). Kościół uznał, że nie można dopuszczać subiektywnych działań w Kościele. Przejął kontrolę przez powoływanie kompetentnych reprezentantów Kościoła do strzeżenia depozytu wiary. Na synodach orzeczono, że Duch Święty nie przemawia w nowym proroctwie.

          Tertulian (ur. pomiędzy 150 a 160, zm. 240) był łacińskim teologiem z Afryki Północnej. Był gorliwym apologetą. Po przejściu na pozycje montanistyczne (ok. 207 r.), cechujące się rygoryzmem moralnym, jego nauczanie zaczęło odbiegać od powszechnego nauczania Kościoła – szczególnie w odniesieniu do zagadnień grzechu, przebaczenia oraz małżeństwa. Tertulian zaliczany jest do najwybitniejszych pisarzy starochrześcijańskich.

          Orygenes (ok. 185–254) miał własną teorie na temat preegystencji dusz. Uważał, że drugi związek małżeński nie jest bowiem zgodny z naturą Adama, pierwszego człowieka. Pomimo wielu błędów interpretacyjnych zaliczany jest do pisarzy starochrześcijańskich  oraz do Ojców Kościoła. Gdyby nie samookaleczenie się (zrobił z siebie eunucha, aby ciało nie kusiło go do grzechu) Kościół wyniósłby go z pewnością na ołtarze. Jednak w owym czasie został potępiony przez synod aleksandryjski. Orygenes  w 232 roku został usunięty z Aleksandrii. Osiadł w Cezarei, gdzie założył własną szkołę teologiczną, która osiągnęła duży rozgłos. U schyłku życia był prześladowany i torturowany. Zmarł zaraz po uwolnieniu na skutek odniesionych ran.

          W III w. Sabeliusz, teolog z Libii twierdził, iż osoby boskie w Trójcy Świętej oznaczają jedynie trzy aspekty przejawiania się jednej istoty najwyższej. Sabelianizm potępił papież Kalikst I (217-222). Zwolennicy tego poglądu, sabelianie przetrwali do IV. wieku.