Jak już wspominałem, wiara zakorzenia się w każdym człowieku. Ma ona charakter immanentny (wewnętrzny). Człowiek ma świadomość, że jest to jego własność, którą sobie bardzo ceni. W sercu człowieka rozgrywa się liturgiczne przedsięwzięcie. Może zakończyć się aktem wiary. Akt wiary jest tym momentem, w którym uznaje się istnienie Boga. Przychodzi w pewnym momencie rozważań. Czasami trudno tę chwilę określić. Akt wiary jest wewnętrznym chrztem przynależności do Boga. Kto poświęca więcej uwagi swojej wierze, może przeżywać wzniosłe chwile, cieszyć się Bogiem. Chrzest w Kościele jest sakramentem wewnętrznego aktu wiary. Jest pokazaniem nowego członka w Kościele. Brak zewnętrznego znaku nie oznacza, że takiego aktu wiary nie było. To ważne dla tych, którzy cierpią z powodu nie ochrzczenia się ich bliskich, a którzy zakończyli już swój żywot. Prawda może wyglądać zupełnie inaczej.
Kiedy wiara jest narzucana z zewnątrz, niejednokrotnie dochodzi do konfliktu wewnętrznego. Przekaz zewnętrzny nie zawsze jest spójny z własnym wyobrażeniem wiary w Boga i całej przestrzeni nadprzyrodzonej. Jeżeli jest on podawany w sposób subtelny, to nie czyni wewnętrznego spustoszenia. Ludzie na tyle są tolerancyjni, że uprawiając kult, zachowują własny obraz wiary. Gorzej, gdy przekaz wiary jest agresywny. Wtedy następuje odruch obronny. Ktoś chce naruszyć immanentną własność wiary. Niektórzy z pokorą przyjmują narzucany przekaz i zaczynają traktować jak własny. Inni nigdy nie chcą się z tym pogodzić i pozostają przy swoich wartościach.
Agresja przekazu bierze się z mniemania, że mądrość wiary przynależy do reprezentantów Kościoła. Uważają, że to, co w sercu indywidualnego człowieka jest mniej ważne. Pycha mądrości hierarchii Kościoła zmierza do wyeliminowania wiary naturalnej danej od Boga na miarę każdego człowieka. Ten zamach na wiarę indywidualną jest gorzkim doświadczeniem członków Kościoła. Ludzie pozostają w Kościele niezadowoleni. Pozostają, bo nie bardzo mają gdzie iść (bp Pieronek). Ten sukces Kościoła jest pozorny i nie daje powodu do radości.
Mądrość Kościoła powinna iść w kierunku ułatwienia eksplozji własnej wiary. Mniej ważne są różnice, czy odchylenia doktrynalne[1]. Niech każdy ma własny pogląd wiary, np. na temat dziewictwa Maryi. Niektóre aspekty wiary i tak nie da się nigdy sprawdzić (np. Helwidiusz[2], Jowinian[3] i Bonosus[4] przeczyli dziewictwu Maryi). Wyobrażam sobie Kościół pełnej życzliwości do swoich wiernych. Kapłani muszą wiedzieć, że są powołani na służbę, a nie do rządzenia, sprawowania nadzoru, narzucania wiary, potępiania grzeszników. Ich rola powinna być służebna wobec członków Kościoła.