Rozpoznanie istnienia Stwórcy

          Wspominałem już, że Stwórca każdego człowieka wyposaża w niepokój poznawczy, który nakłania go do poszukiwania Boga (objawienie naturalne). Narzędziem rozpoznania jest intelekt, który rozpoznaje rzeczy i kojarzy fakty. Apostoł Paweł w Liście do Rzymian wspaniale to opisuje: To bowiem, co o Bogu można poznać, jawne jest wśród nich, gdyż Bóg im to ujawnił.  Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty – wiekuista Jego potęga oraz bóstwo – stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła, tak że nie mogą się wymówić od winy (Rz 1,19–20). Słowa te wyraźnie wskazują, że rozpoznanie istnienia Stwórcy jest w zasięgu człowieka. Wystarczą do tego: intelekt, dzieła Boga i wola rozpoznania. Brak woli rozpoznania Paweł traktuje jako zaćmienie serca i znikczemnienie umysłu. Jak pisze: Podając się za mądrych stali się głupimi (Rz 1,22).

          Dzisiaj jest podobnie. Można „nacieszyć” wzrok oglądając różne panele telewizyjne, w których zasiadają uczeni tego świata i „pieprzą” trzy po trzy na temat istnienia Boga lub wiją się w postawach, z których nic nie wynika. Najczęściej twierdzą, że temat istnienia Boga jest poza obszarem nauki. Oczywiście dostrzegam tu ogromną niekonsekwencję i hipokryzję. Z jednej strony uczeni udostępniają ogromną ilość różnych koncepcji naukowych, hipotez oraz modeli roboczych, a tak trudno jest im przyjąć Boga za hipotezę roboczą. Hipoteza ta daje ogromne narzędzie poznawcze. Wiele zjawisk idealnie pasuje do tej hipotezy. Na podstawie wielkiej ilości dowodów poszlakowych prawdopodobieństwo hipotezy wzrasta. Na końcu rozważań można stwierdzić: a jednak istnieje[1].

          Dla Apostoła Pawła wynik dociekań jest jednoznaczny. Innego wyniku być nie może, to oczywista oczywistość. W swoich rozważaniach idzie dalej. Skoro dokonał się akt wiary, to należy być konsekwentnym. Bogu należy oddać cześć i chwałę. Ludzi, którzy nie dokonali aktu wiary Apostoł widzi w obrazie ludzi głupich i nieczystych. Ponieważ czysty ateizm był rzadkością w owych czasach Apostoł uważał, że kto nie  rozpoznał Boga chrześcijańskiego ten poddaje się bożkom pogańskim:  I zamienili chwałę niezniszczalnego Boga na podobizny i obrazy śmiertelnego człowieka, ptaków, czworonożnych zwierząt i płazów (Rz 1,23).  Apostoł Paweł ukazuje w Liście ogromne emocje i zaangażowanie. Wylewa na niedowiarków pomyje inwektyw. Dlatego wydał ich Bóg poprzez pożądania ich serc na łup nieczystości, tak iż dopuszczali się bezczeszczenia własnych ciał. Prawdę Bożą przemienili oni w kłamstwo i stworzeniu oddawali cześć, i służyli jemu, zamiast służyć Stwórcy, który jest błogosławiony na wieki. Amen.  Dlatego to wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności: mianowicie kobiety ich przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze.  Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie.  A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak że czynili to, co się nie godzi. Pełni są też wszelakiej nieprawości, przewrotności, chciwości, niegodziwości. Oddani zazdrości, zabójstwu, waśniom, podstępowi, złośliwości;  potwarcy, oszczercy, nienawidzący Boga, zuchwali, pyszni, chełpliwi, w tym, co złe – pomysłowi, rodzicom nieposłuszni,  bezrozumni, niestali, bez serca, bez litości.  Oni to, mimo że dobrze znają wyrok Boży, iż ci, którzy się takich czynów dopuszczają, winni są śmierci, nie tylko je popełniają, ale nadto chwalą tych, którzy to czynią (Rz 1,24–32).


[1] Parafraza słów: a jednak się kręci przypisane Galileuszowi przez dziennikarza londyńskiego Giuseppe Baretti w roku 1757.

 

Sprawiedliwy z wiary żyć będzie

          Wspominałem już, że nauka Jezusa nie została przekazana w pełni (tak jak zapewne chciałby Chrystus), lecz została zniekształcona przez założycieli kościoła chrześcijańskiego, własnych apostołów i apologetów. A oto przykład.

          Przodującym tematem Listu do  Rzymian jest zagadnienie usprawiedliwienia. Pod pojęciem tym kryje się dzieło miłosierdzia Bożego (Rz 3,23; Tt 3,5), które dokonało się przez śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa.  Można by rzecz, że temat ten dotyka samego epicentrum idei chrześcijaństwa. Najważniejsze jest w tym, że aby korzystać z daru łaski miłosierdzia wymagana jest od człowieka jedynie wiara, poświadczona czynami (Jk 2,24).

          Proszę zwrócić uwagę, że nie ma tu żadnego powiązania z doktryną judaistyczną, choć Bóg miłosierny jest również znany ze Starego Testamentu. Usprawiedliwienie jest zupełnie nowym pojęciem religijnym. Obietnica zbawienia uwarunkowana jest jedynie wiarą. Dobre uczynki występują jedynie w tle zagadnienia. Chodzi, o to, aby dobre uczynki nie były traktowane jako zapłata za Zbawienie. Zbawienie jest łaską wynikającą z miłosierdzia Bożego. Gdyby brać pod uwagę dobre uczynki, wtedy łaska nie byłaby łaską.

          Konstrukcja Usprawiedliwienia jest niezwykła, zupełnie nie przystająca do ekonomii ludzkiego oglądu, gdzie występuje kara za przewinienia, a nagroda za dobre uczynki. W temacie usprawiedliwienia ludzka ekonomia nie działa. Ujawnia się za to myśl boska, która nie opiera się na logice, ale właśnie na miłosierdziu. Zbawienie jest eschatologicznym kresem ludzkiego życia na ziemi. Uczynki pozostawiają ślady na ziemi, wiara natomiast, ma zakorzenienie w niebie. Usprawiedliwienie jest przekazem z przestrzeni nadprzyrodzonej. Dotyka jedynie ludzkiej wiary. Słowa: Sprawiedliwy z wiary żyć będzie (Rz 1,17) obejmują człowieka wierzącego, który nazwany jest sprawiedliwy i który przez wiarę, żyć będzie (w rozumieniu życia błogosławionego).

          Nauka św. Pawła musiała szokować odbiorców. Nie jest to temat łatwy do przyjęcia. Brakuje tu ludzkiej logiki. Trudny temat nabiera charakteru ezoterycznego. Można odczuć wrażenie, że to, co boskie jest trudne do zrozumienia. Temat budził respekt. Niejeden z wiernych myślał sobie, że to nie na jego głowę.  Tak rodziła się też niewidzialna bariera między kapłanami (w domyśle mądrymi), a zwykłymi wiernymi (prostym ludem). Nie jest to zarzut, bo w dalszych słowach św. Paweł próbuje tłumaczyć omawiane zagadnienie i robi to bardzo przekonująco. Jest jednak i ta druga strona medalu: Albowiem gniew Boży ujawnia się z nieba na wszelką bezbożność i … (Rz 1,18). To wyraźnie służy do zastraszenia. Prosty lud myślał sobie: trzeba uwierzyć bo spotka nas kara, a to już jest socjotechnika.

          Piękno przekazu łaski Boga i Jego miłosierdzia zostało zdominowane przez sugestię kary potępienia.

Determinacja św. Pawła

          List do Rzymian św. Pawła jest jednym z ciekawych źródeł wczesnego chrześcijaństwa. Został napisany w Koryncie w latach 57–58, pod koniec trzeciej podróży misyjnej apostoła. Adresatem listu była gmina rzymska, której Paweł sam nie zakładał. Liczyła ona ok. 50 tys. członków i miała trzynaście synagog. Już w pierwszym zdaniu Listu autor przedstawia się jako apostoł, tłumacząc, że jest to ten, który przeznaczony jest do głoszenia Ewangelii Bożej (Rz 1,1). Zaznacza, że ewangelia była zapowiedziana przez proroków, co świadczy o jego mocnym powiązaniu z tradycją judaistyczną i Starym Testamentem. Widać to wyraźnie gdy wspomina Dawidowe pochodzenie Jezusa co do ciała, a duchowe od Boga (Ducha Świętości). Bezsprzecznie Jezus jest  założycielem urzędu apostolskiego oraz jego Panem. Te pierwsze zdania zawierają już komplet informacji pozwalających stwierdzić, że Paweł reprezentuje tu  już wypracowaną doktrynę  i ideę chrześcijaństwa. Następne zdanie mówi o uniwersalnym jego charakterze: pozyskać wszystkich pogan dla posłuszeństwa wierze (Rz 1,5).  Więcej, zwraca się do wiernych z apelem: Wśród nich jesteście i wy powołani przez Jezusa Chrystusa (Rz 1,6). A więc zwraca się do wszystkich przez Boga umiłowanych (Rz 1,7)[1].  Szczerość wypowiedzi Pawła podyktowana jest dumą z kościoła rzymskiego, który stał się przykładem dla innych: o wierze waszej mówi się po całym świecie (Rz 1,8).  

          Przekaz Listu warto skonfrontować z polemiką o konieczności wiązania idei chrześcijaństwa z doktryną judaistyczną, czy Jezus był faktycznie założycielem nowej wspólnoty, czy tylko głosicielem Boga Miłosiernego z całą tego konsekwencją. W polemice dają się słyszeć głosy, że wspólnotę chrześcijańską założyli uczniowie Jezusa, a On sam nie brał w tym udziału.

          Niezależnie od odpowiedzi, widać szeroki rozmach ewangeliczny Pawła. Ma wyczucie misji i uniwersalnego przesłania nauki Jezusa. Znaczy, że głęboko wierzy w to, co mówi jego Mistrz i Pan. Jest gotów głosić Jego naukę wszędzie: Jestem przecież dłużnikiem tak Greków, jak i barbarzyńców (ci, którzy nie mówili po grecku), tak uczonych, jak i niewykształconych (Rz 1,14).


[1]  Dalsza część zdania wspomina: którzy mieszkają w Rzymie, ale można odczytać  go tu w wymiarze światowym.

Kościół katolicki znaczy powszechny

          Historia Kościoła jest niezwykle bogata. Można odnieść dwa wrażenia. Kościół instytucjonalny jako siedlisko wielkiego zła (zakony krzyżackie, niegodni papieże,…), które kończy się ostatnio aferami molestowania dzieci oraz Kościół jako miejsce wielkiego dobra, jego męczenników (św. Szczepan i inni święci), wspaniałych kapłanów (św. Jan Bosco, i inni kapłani), zakonników (św. Jan od Krzyża) wielu akcji charytatywnych, pożytecznych moderatorów politycznych (solidarność). Kościół instytucjonalny jest obrazem człowieczeństwa, jego wspaniałości i upadłości. To niezwykłe podobieństwo jest socjologicznie zrozumiałe, choć dla serca niepojęte. Kościół pokazuje ludzkie oblicze, nas samych. Tacy jesteśmy.

          Czy kościół należy zniszczyć? Broń Boże. Byłoby to równoznaczne z samobójstwem. Grzeszność należy usuwać, krzywdy naprawić, obiecać poprawę i cieszyć się wspaniałym dorobkiem kościoła.

          Ostatnio zachęcam do wiary uniwersalnej (synkretyzm religijny). Czy należy zakładać nowy kościół. Nie. Kościół katolicki ma to już zagwarantowane w nazwie. Katolicki znaczy powszechny, a więc uniwersalny. Aby wypełnił zadanie zadane przez Chrystusa: Aby wszyscy byli jedno (J 17,21) musi dokonać u siebie wielu zmian. Oczyszczenie z grzechów chciwości i nieczystości jest najłatwiejsze, gorzej z pychą. Grzech ten jest trudno wyplewić. Aby pozbyć się pychy musi przyznać się, że nie we wszystkim miał rację, nawet w doktrynie wiary. To nie jest łatwe przy dogmatyzacji wiary. Musi przyjść jednak taki moment, że nie będzie można utrzymać dotychczasowej doktryny. Pęknie, bo czas pokazał jej niedoskonałości.

          Warto też przypominać sobie wielkie, pożyteczne zdarzenia Kościoła. Ma on w swej historii wspaniałych kapłanów, oddanych wierze i Chrystusowi. Ich postawy, niejednokrotnie ofiary nie mogą być zniweczone. Obrazem jest sen papieża Innocentego III jak Franciszek z Asyżu podtrzymuje walące się mury Watykanu. Tak samo inni święci, czy wierni mają siłę duchową uratować kościół, aby w pełni królował w nim Kościół Chrystusowy. 

          Jak wspominałem, kult Kościoła katolickiego jest wyjątkowo piękny. Wierni dobrze czują się w posadach jego budynków, w kapliczkach, a nawet przy krzyżach przydrożnych. Tego nie wolno zmarnować.

          Nie trzeba niczego budować od nowa. Trzeba jedynie przysposobić kościół do czasów współczesnych.

Kilka słów o sobie

          Tak, krytykować jest łatwo, ale trudniej jest zaproponować coś nowego. W moim przypadku to się nie sprawdza. Od momentu moich odkryć teologicznych natychmiast poczułem potrzebę dzielenia się nimi z innymi. Uważałem, że jest to mój obowiązek. Zresztą odczuwam przy tym pewną radość. Dochodzenie do prawdy jest moją pasją. Ktoś zapyta, a skąd ta pewność obecnej prawdy? Oczywiście, że mogę się mylić, choć poświęciłem sprawie wiele czasu. Moje słowa, to synteza nabytej wiedzy nie tylko religijnej. To wynik logicznego rozumowania i wiązania ze sobą różnych wątków faktograficznych. Jak wielokrotnie pisałem, niewiele jest moich własnych tez. To raczej ujawnienie ludzkiego dorobku z tysiącleci. Zebrany materiał poddałem fenomenologicznej (bez obciążeń i utartych poglądów) analizie. Wszystko trzeba było rozpatrywać od nowa. To nie było łatwe, ale za to fascynujące. Zdarzenia trzeba było od nowa uporządkować. Co kiepskie trzeba było odrzucić. Niekiedy odczuwałem wielką przyjemność, gdy przestarzałe poglądy dostrzegałem inaczej, jaśniej, zrozumiale. Odczuwałem, że wyzwalam się z utartych przesądów i mitów. Przestałem się bać stawiać sobie odważnych pytań.  Np. dlaczego to kościół ma mieć wyłączność na prawdę? Kapłan odpowie, bo nad nim czuwa Duch Święty. Taką odpowiedzią zamyka dyskusję. Nie wolno poddawać się takim wypowiedziom. Teraz już wiem, że jedną z technik absurdu jest wykorzystywanie Boga do ludzkich interesów. Biblijne „Pan powiedział” jest wykorzystaniem Boga przez wmawianie Mu ludzkich myśli. To trzeba całkowicie odrzucić. Bóg (Stwórca), który istnieje z całą pewnością, nie wypowiedział do człowieka ani jednego słowa. Jego działania  są pozazmysłowe, neurotyczne. Nie będę o tym pisał teraz, ale są one widoczne na każdym kroku. Trzeba Boga odbierać tak, jak się nam objawia w działaniu, a nie, jak sobie to życzymy. Trzeba zapoznać się z innymi religiami, aby dostrzec, że Bóg miłuje wszystkich, niezależnie od wyznania. Trzeba dobrej woli, aby się zjednoczyć. Trzeba odrzucić zawiść jaka jest w sercach ludzkich. Religie nie mogą być dla siebie konkurencją. Religia to coś, co łączy człowieka z Bogiem. Modlitwy są podobne, nasze serca i pragnienia również. Co przeszkadza? Cholerne instytucje i partykularne interesy, no i oczywiście forsa.

          Mając skończone 65 lat mówię stanowczo  – Nie. Taki świat jest dla mnie obcy. Dobrze, że dostrzegam wiele dobra, dobrych ludzi. Żal mi jest tych najsłabszych. Kocham niewinne dzieci  i im dedykuję wszystkie moje opracowania. Dziękuję za modlitwy tych wyśmiewanych beretów, babek kościelnych i nieświadomych do końca głosicieli Boga. Podważam tylko głupotę. Szanuję nawet tych, którzy błądzą, nie wiedząc.

Niesamowite właściwości boskiego tchnienia

          Bóg tchnął swoją moc i pojawiła się energia. Człowiek początkowo, bezwiednie, wykorzystywał ją w codziennym życiu, czyniąc proste, zwykłe rzeczy mechaniczne. Przyszedł moment, że poznał zjawisko  ognia, które dawało ciepło i zmieniało smak mięsa (potraw). Ogień to pierwsze przeobrażenia energii, też z woli ludzkiej (pomijam ogień pochodzenia naturalnego, jak błyskawice itp.). Powoli człowiek odkrywał niesamowite właściwości boskiego tchnienia. W XIX wieku rozpoznano, że energia w czystej postaci jest falą elektromagnetyczną. Posiada współzależność z prądem elektrycznym. Nie minęło 100 lat od tego czasu, jak człowiek całkowicie zapanował nad elektrycznością i zaprzągł ją do własnych koncepcji twórczych. Rozpoznał tak dokładnie bieg prądu, że na jednym cm kwadratowym potrafi umieścić wiele  (milionów, a może i więcej) tranzystorów wzajemnie powiązanych[1]. Nad wszystkim dokładnie panuje. W XX wieku odkryto, że można energię czerpać nie tylko ze słońca, czy z mechaniki ruchów zjawisk naturalnych (rzeki, oceany, wiatr,..), ale odzyskiwać ją przez rozpad lub syntezę atomów. Energia stała się dla człowieka czymś zdecydowanie ważnym. Człowiek potrafi umiejętnie przetwarzać energie, kumulować ją i napędzać najprzeróżniejsze urządzenia. Dzisiaj komórki, zegarki elektroniczne,  komputery, stały się nieodzowne w życiu człowieka. Człowiek opanowuje świat od strony czystego daru Boga. Doszedł do samych podstaw energii (choć jej nie widzi!) i czyni z nią, co chce. Właściwości energii mają boski wymiar, choć energię nie można z Bogiem utożsamiać. Posiada niezwykłą właściwość, a mianowicie niezniszczalność. To fenomen, którego nie ogarnia nauka. Dlaczego? Bo zaistniała jeszcze przed nauką. Energia jest podstawą wszelkich dalszych koncepcji Boga. Od tchnienia mocy Boga zaczynają się prawa przyrody. Ona imituje materię i pozwala jej na zjawiska mechaniczne, chemiczne, atomowe itp. W energii jest zaszyta wielka, kompleksowa koncepcja Stwórcy. Czy można uznać, że właściwości energii są przypadkowe? Nie chcę wspominać o drugiej najgłupszej tezie ateistów, o wieczności świata, materii itd. No cóż, ateista nie może pojąć rzeczy, które według niego nie istnieją[2].

          Energia uczestniczy w niezwykłych konstrukcjach życia biotycznego. Wystarczy spojrzeć w oko pszczoły (co za mechanizm?!), albo w budowę szkieletu ludzkiego. Ile tu jest wspaniałych rozwiązań, koncepcji, zależności i zasadności. Niezrozumiałe jest też piękno jakie towarzyszy przyrodzie. Jestem zwolennikiem ewolucji, którą Bóg oparł na rachunku prawdopodobieństwa, ale nią steruje i determinuje. Zaangażowanie  Konstruktora jest widoczne gdzie tylko się spojrzy. Bóg stworzył Wszechświat, ale pozostawił człowiekowi pole do popisu. Znak, że człowiek jest planowanym dziedzicem Boga.

          Kiedy weźmie się pod uwagę Objawienie Boże (prywatne, czy też w religiach objawionych), które przybliża Boga i jego zamysły oraz prawa przyrody i rzeczywistość, to łatwiej jest to wszystko ogarnąć. Bez Boga nauka staje nad przepaścią. Nie ma nic do zaproponowania w rozumieniu świata. Stawiane tezy są ścianą zaporową, za którą nauka nie ma nic do powiedzenia, a sami naukowcy robią wrażenie nieudaczników.


[1] Opracowano działający tranzystor wielkości atomu. Naukowcy do budowy tranzystora wykorzystali atomy fosforu umieszczone na płytce krzemowej, których działanie zapewniają dwie elektrody oraz element sterujący, składający się z atomów wodoru oraz mikroskopu tunelowego

[2]  Źródłem życia jest życie ISBN 91-7149-018-3,  por. s. 148.

Szok

          Szok to moment, w którym przewraca się dotychczasowe spojrzenie na świat i rzeczywistość. W jednej chwili te same zjawiska nabierają innej treści. Świat wydaje się inny. Po ochłonięciu człowiek niedowierza, że mógł inaczej dostrzegać te czy inne zagadnienia. Czy czytając mój obecny tekst czytający może przeżyć podobne chwile, co ja? Nie sądzę,  aby w czasie czytania. Najwyżej się zbulwersuje, a może i zgorszy. Nieświadom rzeczy jakie są, musi przeżyć podobny szok, jak ja. Dlaczego? Bo wtłaczanie od młodości człowiekowi pewnych zachowań, stereotypów, informacji działa na ludzką podświadomość. Informacje zapisywane są w mózgu i takie same odtwarzane. Prowadzone niekiedy analizy zauważonych zdarzeń, nie potrafią przebić nagromadzonych zachowań. Na takiej manipulacji opiera się marketing, świadomość polityczna, jak również religijna. Po własnym szoku (w 2010 roku) odczuwam ogromną niechęć do wielu instytucji, poglądów politycznych, czy też osób. Nie ze wszystkim da się walczyć. Np. nie sposób zlikwidować reklamy w telewizji. Człowiek człowiekowi wilkiem. Reklama jest jednostronnym wymuszaniem, to gwałt na swobodę ludzkiego wyboru. Telewidz jest narażany na wielogodzinne przyjmowanie informacji, które go nie interesują. Jedynym ratunkiem jest wyłącznik telewizora. Marketing polityczny to zwykłe pranie mózgu. Sprawy są przedstawiane tak, jak pasuje politykom, a nie jak się mają w rzeczywistości. Można się nieźle naciąć na obiecanki, cacanki polityczne. W Polsce nie znam ideowców politycznych, czy patriotów, którzy by z miłością podchodzili do polityki. To twarda, bezwzględna gra  oparta na szantażu politycznym, pomawianiu, a za wszystkim idzie kasa. Prawdą jest, że polityka jest brudna.

          Kościół przez wieki opanował najbardziej sekretne części umysłu i serca ludzkiego, aby wpoić ludziom swoje wypracowane religijne „prawdy”. Szokiem jest też, że wśród infantylności przekazu przebija się jednak światełko prawdy. Jako młody człowiek nigdy nie przypuszczałem, że tak bardzo zawiodę się na instytucji kościoła. Ja byłem całym sercem oddany kościołowi (śpiewałem przez wiele lat w chórze, ukończyłem teologię, byłem gorliwym uczestnikiem kultu), bo wierzyłem, że z niej wypływa samo dobro. Nie mogłem myśleć inaczej, bo nie podobne było dla mnie, aby kościół miał złe intencje. To nie mieściło mi się w głowie. Kościół był dla mnie absolutną świętością. Tak byłem wychowywany. Kierowałem się bezwzględną ufnością. Kiedy prawda została obnażona podczas dociekań intelektualnych, poczułem się fatalnie. Nie mam pretensji do poszczególnych osób (kapłanów), bo oni sami tkwią w tej przestrzeni wpływów, w której żyłem ja. Mnie się po prostu udało wyrwać.

          Żal mi tych, którzy są jeszcze więźniami systemów zniewalających. To zamach na ludzki umysł. Człowiek jest wielki. Widać to po jego dorobku. Świat jest przeobrażany. Powoli realizuje się boski plan, ale równolegle człowiek jest dla człowieka wilkiem. Partykularne interesy biorą górę nad etyką.

          Globalizacja to kolejny zabójczy system gospodarczy. Jak człowiek nie stworzy warunków obrony, to spowoduje kolejne zniszczenia. Podział dóbr we   wszechświecie jest nierówny i niesprawiedliwy. To odwieczny problem, ale warto zapobiegać nadużyciom i stwarzać systemy bardziej humanitarne.

          Chyba ma rację ks. Lemański. Aby przyszły zmiany, musi wymrzeć to pokolenie. 

Serce nie dostrzega ułomności

         Ten kto ma świadomość grzechu cierpi. Trudno jest też zmierzyć ciężar grzechu. Aby to uczynić trzeba porównać go do dobra, a ono ma wartość w nieskończoności. Przez to grzesznik, nigdy dokładnie, nie pozna ciężaru własnego grzechu. To przygnębia. Kościół katolicki daje możliwość oczyszczenia w sakramencie spowiedzi. Można w nim pozbyć się ciężaru grzechu. Penitent czuje się wtedy lekki. Mimo, że spowiedź traktuję jako zdarzenie niesmaczne, prawdopodobnie zrażony niekompetencją szafarzy, to możliwość oczyszczenia jest w sumie  dobre. Szkoda, że sami kapłani psują to narzędzie zbawcze.

          Niektórzy liczą na Miłosierdzie Boga. Nie zawiodą się, gdy będą  z ufnością podchodzić do Ojca niebieskiego i należycie prosić o wybaczenie. Bóg dostrzegając skruchę, otacza grzesznika swoją Opatrznością.

          Niektóre własne postępowania są traktowane jako moralnie uporządkowane. Może i dobrze,  ale nie trzeba zbytnio ufać sobie. Warto przeanalizować postępowanie w  szczerej  modlitwie. Gdy zabłyśnie dobra myśl (a będzie to głos Boga), że nie wszystko jest w porządku, warto obniżyć własny kredyt zaufania i zdać się na miłość Boga. On wybacza, ale musi być dobra wola poprawy. Zadośćuczynienie jest moralnym obowiązkiem. To trud za przewinienia. Często jest niczym wobec wyrządzonej krzywdy. Może trzeba dać z siebie trochę więcej? To nie zaszkodzi. Ofiary, jałmużna, dary, oznaki życzliwości pełnią potrójną rolę. Cieszą ofiarowanego, miłe są Bogu i uwrażliwiają ciebie samego. Nie wolno dawać wielkich i drogich prezentów. Najczęściej wprowadzają ofiarowanego w zakłopotanie.  Najlepszym darem jest dobre słowo, czy uśmiech. Musi być szczere i prawdziwe. Nie wolno wmawiać garbatemu, że jest prosty. To nie o to chodzi, ale powiedzieć mu, że fajno się z nim rozmawia, może być wielkim darem.

          W dzisiejszych czasach, pewnego osamotnienia w obcowaniu z drugim człowiekiem, powinniśmy wychodzić nieśmiałym na przeciw. Oni tego potrzebują, choć nie głoszą. Jeżeli otoczenie milczy – to znak, że jesteśmy w przestrzeni obojętności lub, że otoczenie czeka na sygnał dialogu. Nie patrzmy na innych i sami próbujmy rozdawać w około dobre słowa. Słowami można modelować piękny nastrój. Można wzruszać i radować, rozśmieszać, łagodzić obyczaje. Trzeba koniecznie dowartościowywać słabszych. Nie wywyższać się. Spoko. Twoja wartość zostanie zauważona po twoich intencjach. Nie bij, bo ubity okazuje się słabszy, a słabszego bić nie wolno. Nie wyśmiewaj się z nikogo, bo kamera z najpiękniejszego zrobi cudaka. Każdego można  skamerować niekorzystnie dla niego. Na brzydotę najwięcej narażeni są ci, którzy nie mają już nic do poprawienia. Serce nie dostrzega ułomności. Wiara, nawet nietrafiona jest zawsze cnotą. Miłość jest zawsze piękna.

Religia uniwersalna

          Religia uniwersalna to idea z Bożego polecenia: Aby wszyscy byli jedno (J 17,21). Czy jest możliwość jej założenia? Teoretycznie istnieje taka możliwość,  ale dzisiaj traktowana by była jako sekta. Ludzkość nie doszła jeszcze do zdolności przełamania wszelakich barier religijnych. Trzeba do tego mocnej wiary, że Bóg tego chce i dużo dobrej woli. Można jednak poczynić w tym celu pewne kroki. Trzeba zacząć od szeroko zakrojonego ekumenizmu. To co łączy, niech będzie jej podstawą. Mocnym punktem jest wiara w jednego Boga. To już jest bardzo dużo. Można uprawiać wspólny kult Boga. Ważne jest, aby spotkania ekumeniczne stawały się codziennością i wręcz normalnością. Wszyscy wierzą w tego samego Boga. Oprócz spotkań modlitewnych trzeba organizować spotkania, na  których przekazywane będą wartości etyczne wynikające z odrębnego spojrzenia na wiele spraw społecznych. Trzeba budować wspólną bazę dobra i wiedzieć, co jest złe. Inne wartości religijne mogą być ciekawostką i wiedzą dla innych wyznawców. Cudzą wiarę trzeba szanować.

          Każda wiara powinna usunąć u siebie to, co jest jawnie infantylne i zdroworozsądkowo niepewne. Trzeba wiele rzeczy poddać rzeczowej dyskusji i krytyce (np. co to jest grzech). Np. w nauce Krsny mówi się, że energia jest wieczna. Filozoteizm podpowiada, że energia pochodzi z tchnienia Bożego i musi być stale przez Niego podtrzymywana. Bóg może w każdej chwili ją unicestwić. Nauka Krsny sprzeciwia się teorii ewolucji, którą inne religie (również filozoteizm) propagują. Tematy nierozstrzygnięte należy odsuwać na czasy późniejsze. Temu wszystkiemu powinna towarzyszyć miłość do  bliźniego. Trzeba koniecznie pozbyć się własnej pychy posiadania wyłączności na prawdę: Niechaj nikt samego siebie nie oszukuje; jeśli komuś z was się wydaje, że jest na tym świecie mądry, niech się stanie głupim, aby się stać mądrym (1 Kor 3,18). Jeżeli nawet jest się przekonanym o swojej słuszności, to trzeba okazać cierpliwość dla innych i dyskutować. Trzeba nauczyć się rozmawiać, nikogo nie poniżać, szanować cudze poglądy. Emocje należy wyciszać. Nadmiar energii wyładowywać np. podczas wspólnych śpiewów (kościół amerykański, afrykański).

          Nie wolno niszczyć żadnego wyznania. Tak jak szanuje się skarby kultury narodowej, tak należy szanować cudzą wiarę. Religia należy do dziedzictwa kultury i dla pokoleń jest skarbem etnologicznym i historycznym.

          Bardzo ważne jest podejście zdroworozsądkowe, racjonalne. Wiara, choć opiera się na zawierzeniu ma już dzisiaj mocne przesłanki wiedzy. Bóg jest logiczną koniecznością, aby zrozumieć istotę (budowę) wszechświata. Lecz jeśli zrozumiesz Boga w sposób naukowy, wówczas zrozumiesz wszystko[1]. Argumenty, już dzisiaj, są bardzo mocne, pouczające, trzeba się tylko z nimi zapoznać i chcieć je przyjąć. Np. energia zmierza do najniższego stanu, w końcu powinna się tak rozproszyć, że będzie tylko chaosem. Natomiast życie nadaje światu charakter uporządkowany. Życie przeczy prawom przyrody. Trzeba dostrzec w tym boską ingerencję. Takich dowodów jest bardzo wiele. Niektórzy na każdym kroku widzą działanie istoty Boskiej, która świat podtrzymuje w swoim istnieniu, dyskretnie kieruje, pozostawiając wolną wolę człowiekowi.

          Przyznam się, że w tym reprezentowanym oglądzie świata dostrzegam sens, logikę, i przede wszystkim niezwykłe piękno, harmonię, wspaniałe rozwiązania konstrukcyjne (biologia), powiązanie, współzależności. Jeżeli mi ktoś mówi, że to wszystko jest w wyniku przypadku, to ręce mi opadają. Patrzą, a nie widzą. Żal mi takich ludzi. 


[1] Źródłem życia jest życie ISBN 91-7149-018-3, s. 54.

Aby wszyscy byli jedno

          Czy na bazie przedstawionych w zarysie różnych wyznań, jak również historii, nauki, wiedzy można dokonać ich rzetelną ocenę? Świat jest jeden. Prawda jest jedna i Bóg jest jeden. Rozum podpowiada, że religia też powinna być jedna, zwłaszcza, że w Ewangelii Jana jest napisane: Aby wszyscy byli jedno (J 17,21). Jeżeli coś jest z nakazu Bożego, to znaczy, że powinno się stać. Czy jest to możliwe dzisiaj? Nie bardzo. Kościoły, świątynie, zbory są  zbyt mocne i samodzielne ekonomicznie. Poza tym ujawnia się tu silny partykularyzm i ich pycha (niestety największa w Kościele katolickim). Tylko niewielu dostrzega poważnie nakaz Boży. Niestety, kościoły, świątynie, zbory głoszą naukę, lecz nie do końca ją przestrzegają. To jest ogromne zgorszenie dla nowo przyjętych wiernych.

          Gdyby sięgnąć w mroki czasów wszędzie rodziła się wiara w świat nadprzyrodzony. Dowodem są nagminne kulty przodków, przyozdabianie i chowanie zmarłych (w tym neandertalczycy). Przyczyna sprawcza była odczytywana w sercach przodków, choć nie wszyscy dopatrywali się w niej osoby. Dla wielu było to za trudne. Niewidzialna siła była zauważana w skutkach, a nie w obrazie zmysłowym. Przypisywano ją wszystkiemu, co niosło zagrożenie (katastrofy), wszelakie dobra oraz miało niezwykłe wymiary (słońce, góry). Duchowością ogarniali zwierzęta a nawet przedmioty, wszędzie tam gdzie docierano magią uczucia. Przodkom było znane uczucie miłowania.

          Brak bezpośredniego kontaktu z Bogiem powodował, że człowiek sam musiał organizować sobie życie społeczne, w tym etyczne. Wybitni przodkowie dopracowywali się systemów etycznych (konfucjanizm), wierząc, że za tym kryje się nieznana mądrość (Tao). Szanowano też dorobek tradycji. Widziano w człowieku istotę niezwykłą, ale słabą i potrzebującą wsparcia. Takiego oparcia dawał władca, wódz. Tak też wielu mężów stanu było traktowanych jak bóg. Bóstwom przypisywano cechy ludzkie (antropologiczne). Świat niebiański wypełniano wojskiem i orszakiem (anioły). Zło przypisywano złej woli niektórym bogom. Świat niebiański upodabniano do świata rzeczywistego. Tak też wielu było bogów, którzy walczyli ze sobą.

          Prawie w każdej religii politeistycznej był ten jeden bóg najważniejszy. Można w nim dopatrzyć się ludzkiego pragnienia doskonałości, porządku i ładu. Przez lata religie rozbudowywały się i zarazem rozbiegały się od siebie. Twórczość ludzka dawała o sobie znać.

          Trzeba przyznać, że żydowska myśl monoteistyczna była czymś niezwykłym na owe czasy. Ten strzał w dziesiątkę nie znaczy, że dalsze ich koncepcje były trafne. Ważne, że uporządkowano wiedzę i wiarę, że Stwórca musi być jeden. Wynika to z logicznego rozumowaniu o doskonałości. Tłumaczy równie logiczne rozumowanie o przyczynie i skutku. Świat jest skutkiem, a więc musi istnieć przyczyna.

          Religia judaistyczna wniosła bardzo wiele, ale sama nie prowadziła misji i nie uprawiała propagandy (tylko w minimalnym stopniu). Była za to chełpiona przez samych Żydów. Oni sami doceniali jej wartość. Nie zależało im jednak na rozpropagowaniu jej na cały świat.

          To Jezus przyczynił się do rozpropagowania idei jedynego Boga. On z mądrości swojej wiedział, że aby nadać sprawie rozgłos musi uczynić coś nadzwyczajnego. Dobrowolna śmierć Jezusa nadała bieg sprawie. Niestety uczniowie pociągnęli za sobą cały bagaż nietrafionych idei żydowskich, ich mity i ich legendy. Wielka szkoda, bo była chwila narodzin religii uniwersalnej. Niestety sam kościół zniweczył plany Jezusa. Otoczył się barierami dogmatycznymi, które nie pozwoliły na dalszy rozkwit doktrynalny. Uważano, że siłą i dyscypliną opanują świat. Niestety wkradły się nadużycia. Jezus odniósł tylko połowiczny sukces. Być może Bóg powołał nowego proroka Mahometa, aby dał świadectwo prawdzie. Rozwój islamu w wielu aspektach był sprawniejszy, trafniejszy i bliższy potrzebom czasów. Islam nie wpadł w pułapki celibatu, podpiął się pod objawienie żydowskie, a i Jezusa uszanował jako proroka. Trudno się dziwić, że stał się tak popularny. Islam był świeży i nie pozwolił na skostnienie tak, jak chrześcijaństwo. Niestety i w nim umieszczono zapisy, które w dalszych czasach działają na jej niekorzyść.

          Biorąc pod uwagę mądrość ludzką, zdolność odczytywania Bożych spraw i woli można wnieść postulat jednej religii uniwersalnej, która byłaby fundamentem dla różnych tradycji i kultów. Próby spotkań i wspólnych modlitw ekumenicznych są tego przykładem, że można. Jeden Bóg, jedna religia. Reszta niech pozostanie według własnych potrzeb duchowych i tradycji.