Wspomnienia o ks. prof. J. Kudasiewiczu

          “Są też niektóre niezwykle piękne interpretacje napisane z wielkim wyczuciem teologicznym. Dam dwa przykłady: Jestem, który jestem (Wj 3,14) nazywa relikwią słowną i pięknie to zdanie komentuje, określając z jednej strony transcendencję Boga, a z drugiej Jego bliskość wobec ludu. Słowa Jezusa do Magdaleny: Nie dotykaj Mnie (Wulgata) tłumaczy: Chciał z nią pozostać w relacji wiary, a nie wiedzy”.

           To fragment recenzji ks. prof. Józefa Kudasiewicza (KUL) jaką napisał do mojej książki BÓG NIE TAKI STRASZNY  wyd. Jedność rok 2009. Dzisiaj profesora już nie ma. Pozostała pamięć o wielkim i serdecznym człowieku. Kiedy oddałem mu rękopis do recenzji wydawniczej bałem się okropnie wyniku. Bądź co bądź, zaangażowałem naukowca z najwyższej półki. Pamiętam, że przyjął nie miło, choć szorstko. Rozmowa była raczej krótka i z mojej strony bezskładna. Po miesiącu oczekiwania otrzymałem telefon. Proszę do mnie przyjść. Miałem godzinę czasu. Piłem właśnie z sąsiadem piwo. Aby zniwelować zapach browaru wsadziłem do buzi jakieś cukierki i pognałem. Serce mi waliło, a w ustach miałem suchość.

           Kiedy otworzyły się drzwi seminarium oniemiałem. Ksiądz profesor przyjął mnie jak ojciec syna z całą ojcowską serdecznością. Daruję sobie tutaj usłyszane komplementy, ale chcę wspomnieć, co mi powiedział ważnego. Panie Pawle, pan musi pisać. Może napisałby pan katechizm?

           Książka BÓG NIE TAKI STRASZNY była moją drugą książką w której już przemycałem własne idee i interpretacje teologiczne. Już wtedy były one w małym konflikcie z oficjalną katechezą kościelną. Odważyłem się zapytać księdza profesora, czy nie rażą go moje nowatorskie myśli? Odrzekł – Ma pan do tego pełne prawo.

           Naładowany pozytywnie studiowałem, badałem i pisałem dalej. Po czwartej książce przeżyłem wewnętrzny szok. Uświadomiłem sobie, że muszę być uczciwy względem siebie. Otworzyłem się w pełni na własne myśli. Odrzuciłem bojaźń przed Kościołem. Wyzwoliłem swój umysł do oglądu fenomenologicznego. Zmieniłem wydawcę (tzn. założyłem własne wydawnictwo), aby nie być uzależniony od kościelnej cenzury.

           Pisząc 9-tą książkę zastanawiałem się nad słowami profesora: Może napisałby pan katechizm? Zadanie to przerastało mnie globalnie i organizacyjnie. Odłożyłem problem na przyszłość.

           Dzisiaj mając za sobą ok. 2 tys. krótkich wykładów na dwóch blogach internetowych, zdałem sobie sprawę, że właśnie zrealizowałem życzenie profesora. W nich ująłem prawie całość moich przemyśleń, co stanowi niejako moją katechezę.

Andrzej Wajda

          Bardzo przeżyłem wiadomość o śmierci reżysera Andrzeja Wajdy. Nie wszystkie jego filmy przyjmowałem z entuzjazmem, ale miał prawo tworzyć według własnej wizji. Dla mnie to twórca polskiej szkoły filmowej. Choć technicznie odbiega od trendów zachodnich, to ma w sobie czysto polski charakter i polską duszę. Reżyser tworzył na miarę swojej osobistej natury. Andrzej Wajda to przedstawiciel inteligencji przełomu wojennego. Korzenie jego są osadzone w kulturze polskiej, kraju wyzwolonego. W nim zawarta jest subtelność, inteligencja, dobroć. Dzisiaj niewiele osób zachowało wrażliwość pokolenia reżysera. Dzisiaj inteligent nie jest równoznaczny z kulturą. Wielu polityków nie umie się zachować w codziennym życiu. Kultura zmienia swoje obyczaje.

          Andrzej Wajda jest mi szczególnie bliski. Spędziłem, jako chłopiec (6/7 klasa szkoły podstawowej) rok w teatrze krakowskim grając na scenie syna konsula Koriolana (nazwa sztuki Koriolan Williama Shakespeara). Wtedy pokochałem teatr i ludzi teatru. Poznałem ich wrażliwość i inteligencję. Pamiętam moje przemyślenia. Aktorzy mają okazję przekazywać tyle mądrych myśli, że siłą rzeczy je przyswajają. Dzisiaj wiem, że nie zawsze tak jest, ale miłość do aktorów i sztuki pozostał.

           W internecie przeczytałem kilka postów i komentarzy po komunikacie o śmierci artysty. Włosy się na głowie jeżą ile jest w nich chamstwa, nienawiści, wulgarności. Brak szacunku do osoby ludzkiej. Skąd to się bierze? Kim są ci internauci? Wstydźcie się ludzie małej miary.  Ja należę do młodszego pokolenia reżysera. Pozostała we mnie wrażliwość przodków. Całkowicie integruję się z Andrzejem Wajdą. Nie znałem go osobiście, ale pokochałem.

Żegnaj przyjacielu.

Futurologia

          Na co dzień tego się nie spostrzega, ale spojrzenie historyczne obejmujące już tysiące lat pokazuje trend rozwoju świata i człowieka. Na bazie oglądu historycznego  można powiedzieć, że świat zmierza do jakiegoś  konkretnego celu. Każde życie jest maleńkim trybikiem pewnej koncepcji Stwórcy. Czy można dziś odczytać końcowy zamysł Stwórcy? Raczej nie. Przyszłość jest tajemnicą. Człowiek jako istota inteligentna może jednak próbować ekstrapolować zdarzenia i dywagować nad przyszłością. W nich można rozróżnić elementy rozrywkowe (zabawa w futurologię), ale są i poważne badania naukowe. Z nich można poznać przynajmniej najbliższą przyszłość. Badania naukowe przygotowują grunt do zmian. Np. już dzisiaj opracowano wiele projektów zabezpieczających otrzymywanie ciekłych paliw (np. biopaliwa). Ropa naftowa wkrótce się wyczerpie. Pamiętam artykuły z lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia. Siały grozą. Nie wyobrażano sobie świata bez ropy naftowej i przewidywano kataklizm przemysłowy. Dzisiaj to już nie jest problem strategiczny.

          Ważnym problemem jest nierównomierny przyrost naturalny. Białej rasy jest coraz mniej. Dominuje żółta. Czy biała rasa odpuści w swej hegemonii (rola przywódcza)?

           Przyszłość idzie w kierunku mikrotechnologii i nanotechnologii. Coraz więcej produkowanych jest zintegrowanych układów elektro-mechanicznych o wymiarach w skali  100nm – 100 μm. To spowoduje, że wiele urządzeń będzie można montować z kupionych gotowych elementów. Wokół nas coraz więcej jest czujników, kamer, radarów i innych podglądaczy. Świat człowieka ulegnie zmianie w sposobie bycia. Czy zachowane zostaną dotychczasowe wartości etyczne. Czy będą inne? W tym sęk, że będą inne. Człowiek będzie zastanawiał się nad własnym ciałem, w którym będzie można wymieniać prawie wszystkie organy. Przyrost naturalny będzie pod kontrolą ludzkich upodobań. Człowiek będzie dysponentem swojego losu i jakości życia. Choroby nie będą już tak dokuczliwe. Medycyna dojdzie do szczytu swojego rozwoju. Co pozostanie człowiekowi? Dylematy istnienia i sensu życia. Prawdopodobnie to będzie największym problemem przyszłych pokoleń.

          Wiedza podpowie, że człowiek to nie tylko ciało, które jest do modyfikacji, ale że człowiek jest istotą duchową. Świadomość ludzka będzie rozpoznawana jako coś ważnego w życiu człowieka. Ona będzie górować w życiu człowieka. Będzie poznane, że ona nie przynależy do świata biotycznego. To autostrada kontaktu ze światem nadprzyrodzonym. Wgłębianie się w świadomość wymusza wyjście poza strefę rzeczywistości. Czy świadomość może zostać zmodyfikowana przez chipsy i układy elektroniczne? Nie sądzę. To jedyna rzecz, w której człowiek nie jest wstanie nic zrobić. Owszem, świadomość może być ukierunkowana, ale sama w sobie należy do boskiego daru. Tam grzebać człowiekowi nie wolno, zresztą nie jest to możliwe.

          Człowiek musi sobie uświadomić kim jest naprawdę i czym dysponuje: Wy jesteście solą dla ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi. Wy jesteście światłem świata (Mt 5,13–14). Być może wiedza uchroni człowieka od niebezpiecznych projektów rozwojowych. Jeżeli człowiek w tej sprawie odpuści, prawa ewolucji zrobią swoje. Człowiek zmieni swój image. Może to się objawiać np. zanikiem kończyn dolnych, bo wszędzie będzie nas woził jakiś wehikuł.

          Prawdopodobnie uwaga człowieka skupi się na obiektach astronomicznych. Zacznie się poważna penetracja kosmosu. A co dalej? Mateusz cytuje: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą (Mt 5,18). Czyżby słowa te sięgały aż tak daleko w czasie?

Dalecy krewni

          Najwyższy czas, aby człowiek spojrzał na zwierzęta jak na swoich dalekich krewnych. Łączą nas te same zasady życia biologicznego. Różnimy się tylko stopniem rozwoju umysłowego. Zresztą  różnice te dostrzega się również w ludzkiej populacji. Wśród ludzi są mądrzejszy i głupsi.

           Człowiek otrzymał możliwość racjonalnego myślenia, tym samym wysforował się na przywódcę biotycznego. Jeżeli tak, to oprócz przywilejów, powinien stać się opiekunem istot żywych, a nie tylko ich konsumentem i przywódcą. Człowiek dał sobie prawo zabijaniaNoe zbudował ołtarz dla Pana i wziąwszy ze wszystkich zwierząt czystych i z ptaków czystych złożył je w ofierze całopalnej na tym ołtarzu (Rdz 8,20).  Powołuje się przy tym na boskie słowa z Pisma świętego: Wszystko, co się porusza i żyje, jest przeznaczone dla was na pokarm, tak jak rośliny zielone, daję wam wszystko (Rdz 9,3), choć początkowo były inne zasady:  I rzekł Bóg: «Oto wam daję wszelką roślinę przynoszącą ziarno po całej ziemi i wszelkie drzewo, którego owoc ma w sobie nasienie: dla was będą one pokarmem (Rdz 1,29).  Z biegiem lat okazało się, że jest to niemożliwe. Spożywanie mięsa stało się konieczne w cyklu rozwoju biologicznego: Polecił im jeszcze [Tirszata]: Idźcie i spożywajcie tłuste potrawy mięsne! (Ne 8,10).      

          Mechanizm rozwoju biologicznego nie jest do końca rozpoznany w dziele stworzenia świata przez Boga. Z punktu widzenia ludzkiego, zabijanie jest nieetyczne. Przyzwolenie jakie dał sobie człowiek uśpiło go na wiele stuleci. Czas jednak płynie i zmieniły się realia życia. Dzisiaj można stworzyć substytuty zastępujące mięso zwierzęce. Może Bóg dał człowiekowi zadanie naprawcze stanu rzeczy? Warto zastanowić się na tym. Już dziś można zauważyć powolne rezygnowanie z pokarmów zwierzęcych. Niektóre zwierzęta zostały też otoczone ochroną. Status konia uległ zmianie. Ostatnio traktuje się je jako zwierzęta towarzyszące, jak pies czy kot. To człowiek powinien rozumieć zwierzęta, a nie odwrotnie.

          Człowiek uwrażliwia się na cierpienie zwierząt. Pokazuje im coraz więcej empatii i czułości. Niedopuszczalne jest maltretowanie bezbronnych zwierząt jak np. w rzeźni w Witkowie koło Stargardu. Bite metalowymi prętami, rażone prądem, w końcu padają tratowane przez inne zwierzęta (jak pisze dziennikarka Onetu Alicja Wirwicka na twitterze). 

          Zwierze nie jest rzeczą. To żywe istoty.  Nie jest jednak dobrze przekładać większej miłości do zwierząt niż do człowieka, ale niedaleko jest podobieństwo uczuć. One potrafią być tak przyjazne i pełne ufności (koty, psy, delfiny i inne zwierzęta).  Nie ma serca ten, kto ma przyjemność w biciu zwierząt. Bite zwierzęta kulą się (okropny widok). Są całkowicie samotne i bezbronne. Nie rozumieją, co się dzieje. Nie wylewają łez, Nie widać u nich emocji, a jednak cierpią. Zachowanie ich jest wykładnią ich natury i stopnia rozwoju. Rozumny człowiek powinien to wiedzieć i nie żądać od nich rzeczy niemożliwych.

          Nie jestem wegetarianinem, ale coraz mniej smakuje mi mięso. Nigdy nie widziałem przyjemności w łowieniu czy polowaniu. Może warto zastanowić się nad tym problemem.

Osiem błogosławieństw cd.

Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą (Mt 5,8).

 

          Warunkiem zjednoczenia się Boga z duszą ludzką jest czystość natury duchowej. Podobnie jak warunkiem interferencji fal jest ta sama ich częstotliwość. Aby fale się nie znosiły, a wzmacniały, muszą być tej samej długości. Czy można doprowadzić do czystości serca, pomimo  ludzkiej słabości i skłonności do grzechu? To zaskakujące, ale można. Wystarczy mieć dobrą wolę, a już serce  oczyszcza się. Bez Bożego Miłosierdzia nie byłoby to możliwe. Bóg w miłości swojej dał człowiekowi narzędzia zbawcze. To niezwykłe. Wystarczy tylko chcieć. Gdyby człowiek zrozumiał dary jakie otrzymał od Boga nie miałby problemu z miłością do Boga.

 

 

Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi (Mt 5,9).

 

          Wszelakie  napięcia życiowe powodują zaburzenia wszelakiej relacji. Stają się pierwszoplanowe. Oparte na emocjach tracą na obiektywności. Tylko  spokojne podejście do zagadnień daje gwarancje ich poprawnego rozwiązania. Pokój nie może kojarzyć się z bezczynnością. Trzeba czasem o pokój walczyć. Bogu miłe jest aktywne działanie do osiągnięcia pokoju i ładu. Bóg jest przykładem stabilnego ładu, a człowiek musi o ład walczyć, działać i zabiegać.  Pokój jest wzorcem, dla człowieka celem. Kto potrafi osiągnąć pokój ten ma możliwość poprawnej oceny sytuacji. Wszyscy jesteśmy dziećmi bożymi, ale miano syna Bożego jest jego nobilitacją.

 

 

Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie (Mt 5,10).

 

          Proszę zwrócić uwagę, błogosławieni nie są ci, którzy cierpią fizycznie czy psychicznie, ale ci którzy cierpią z ważnego powodu. Takim poważnym powodem jest niezawinione prześladowanie, gdy nie czuje się winnym. Prześladowaniu często towarzyszy całkowita niemoc.  Najtrudniejsze jest prześladowanie anonimowe. Ktoś powiedział i tym samym zaznaczył człowieka skazą. Człowiek uważany za trefnego czuje się jak zbity pies. Jego wołanie – jestem niewinny jest niesłyszalne. Osobiście przeżyłem takie zdarzenie. W latach 1981-1984 SB uważało mnie za człowieka Kościoła, a Kościół za pracownika SB. Ból nieprawdy musiałem znosić w sercu.  Jedyną pociechą było, że prawdę zna Stwórca. Cierpienie niezawinione będzie rekompensowane w niebie. W to wierzę:  Błogosławieni jesteście, gdy [ludzie] wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami.   (Mt 5,11–12).

Osiem błogosławieństw cd.

          Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni (Mt 5,6).

 

          Co to jest sprawiedliwość? Jaką miarą należy ją mierzyć? Sprawiedliwość związana jest z drugim trudnym pojęciem – prawem. Co to jest prawo, i kto ma być prawodawcą? Niestety prawo boskie pochodzi jedynie z ludzkiego odczytania. Nie jest opublikowane w sposób wzrokowy. Iskierką jest prawo naturalne, które można odczytać we własnym sumieniu. Jego wartość jest jednak subiektywna. Jezus dokonał pierwszego rozróżnienia w prawie: Oddajcie więc cesarzowi to, co jest cesarskie, a Bogu to, co boskie (Mt 22,21). Jeżeli są dwa prawa, to może jest ich więcej. Dramatem jest, gdy są one ze sobą sprzeczne. Jeżeli prawo jest subiektywne to trudno mówić o sprawiedliwości. W życiu zachodzą takie zjawiska w których sprawiedliwość jest płynna i niestabilna. Przykład. Kupujący chce kupić po cenie najniższej, a sprzedający po cenie najwyższej. Jaka cena jest sprawiedliwa? Jest sprawiedliwa, gdy obie strony są zadowolone z transakcji, ale obok nich, inna para kupująco-sprzedająca może określić inną cenę, która ich satysfakcjonuje, czyli sprawiedliwą. Tym przykładem udowodniłem, że nie ma jednej definicji prawa, ani sprawiedliwości. Są one pojęciami subiektywnymi. Mało tego, można wymienić różne sprawiedliwości, np. sprawiedliwość społeczną, sprawiedliwość wynikającą z prawa dziecka, czy z  prawa honoru. Inne jest prawo wojny, cheremu, człowieka samotnego itp. Jak mówi błogosławieństwo: błogosławieni pragną sprawiedliwości. Jeżeli prawo i sprawiedliwość są pojęciami względnymi, to pozostaje ostateczne narzędzie rozliczania – Miłość. Jeżeli trzeba wydać wyrok, należy to czynić w imię Miłości. Miłość podpowie co należy czynić i jak czynić. Może podpowiedzi będą różne, mimo podobnych przypadków, ale oba będą sprawiedliwe.

          Czy słuszne jest w imię sprawiedliwości  oddawać bliźniemu połowę swojego majątku? Bogactwo nie zawsze jest wypracowane, a bieda niezawiniona. Czy dotacja od rządu 500 zł jest w pełni sprawiedliwa.  Czy zawsze słuszne są zadośćuczynienia dawane wdowie, sierocie, uciśnionemu, rodzicom. Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Trzeba jej szukać w swoim sercu dla każdego przypadku osobno.

          Omawiane błogosławieństwo (Mt 5,6) jest pragnieniem sprawiedliwości, a więc potrzebą sytości w prawie. To proces wywodzący się z dynamiki życia. Trzeba jej szukać i domagać się, aby czuć się przynajmniej częściowo  nasyconym.

 

 

 

Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. (Mt 5,7).

 

          Miłosierdzie jest pojęciem nie do końca zrozumiałym. Warunkiem miłosierdzia jest miłość. Na jej bazie można dokonywać oceny, nawiązywać relację interpersonalną. Ponieważ opiera się na miłości miłosierdzie jest z gruntu nieracjonalne. W miłości, jak i w miłosierdziu nie ma logiki. Miłosierdzie jest związane z konkretnym działaniem, jest aktywne i bezinteresowne. Miłosierdzie jest pochodzenia Bożego. To przymiot samego Boga. Człowiek odczytał to ze stanu Prawdy i próbuje zastosować w życiu. Jego działania są w szerokim wachlarzu doskonałości. No cóż, człowiek jest istotą niedoskonałą. Ze względu na boskie pochodzenie i ludzką słabość, miłosierdzie natrafia na zgrzyty i trudności, czasami obiektywne. Nie ma więc jednoznacznej definicji miłosierdzia. To proces angażowania ludzkiego serca w działaniach dobrych. Niejednokrotnie miłosierni nie są zrozumiani, ponoszą ciężar swoich działań. Warto jednak angażować się w sprawy, czasami beznadziejne. Nieść pomoc i ukojenie słabszym (przykład biblijnego samarytanina). Nagroda czeka w niebie. Przykazanie Jezusa o tym przypomina. W katolicyzmie wyróżnia się uczynki miłosierne co do duszy (np. grzesznych upominać, nieumiejętnych pouczać, wątpiącym dobrze radzić, strapionych pocieszać, krzywdy cierpliwie znosić, urazy chętnie darować, modlić się za żywych i umarłych) i co do ciała (głodnych nakarmić, spragnionych napoić, nagich przyodziać, podróżnych w dom przyjąć, więźniów pocieszać, chorych nawiedzać, umarłych pogrzebać), przypisując większe znaczenie tym pierwszym.

Osiem błogosławieństw

          Osiem błogosławieństw Jezusa ilustruje Jego naukę. Ewangelista Mateusz zebrał je w jeden przekaz ewangeliczny (Mt 5). Skrócił ją do niezbędnych słów. Sama kwintesencja. Dalsze słowa są rozszerzeniem Jego nauki.

 

Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie (Mt 5,3)

 

należy czytać, że ci którzy są skromni  w oczekiwaniach (z dziecięctwem duchowym) posiądą królestwo niebieskie. Ubodzy to ludzie, którzy niewiele mają. Zresztą nie potrzebują wiele. Wystarczy im sama miłość Boga, którą się karmią. W tym jest pełne Jemu zawierzenie. Dla Stwórcy, to ludzkie dziękczynienie. To aprobata własnego stanu. Nie ważne co się posiada. Ważne, że jest się z Nim. Trzeba wiedzieć, że miłość to nie konsumpcja, to zatopienie się w jestestwo Boga. To bycie w Nim, to całkowite przyjęcie Go do siebie. Nagroda królestwa niebieskiego jest skutkiem, a nie celem. Miłość jest bezinteresowna, najczęściej jest oddaniem wszystkiego, co się posiada. Gdyby ludzie znali prawdziwą miłość nie byliby w stanie uczynić drugiemu nic złego.  To byłoby wprost niemożliwe i niewyobrażalne. Miłość jest fundamentem istnienia świata. Jezus to nam uświadomił. Odczytał Prawdę pochodzącą od samego Ojca.

 

Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni (Mt 5,4).

 

          To ci, co są zatroskani o innych. Martwią się własnymi słabościami. Ci co widzą zło, a nie potrafią jemu zaradzić. To ci, co są bezradni, pozbawieni pomysłu  i narzędzi, aby odmieniać świat. Martwią się za innych, bo niewiele mogą zrobić. Każdy musi sam stawić czoło życiu. Każdy odpowie za swoje czyny. Podobnie ojciec i matka rozpaczają nad niewłaściwym życiem swojego dziecka, i nic nie mogą uczynić.

 

Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię (Mt 5,5).

 

          Nie jest łatwo zrozumieć intencje Jezusa używając słowa “cisi”. Słowo to kojarzy się raczej negatywnie z pewną biernością życiową. Co Jezus miał na myśli? Nie jest rzeczą łatwą określenie dokładnego znaczenia słowa „cisi”, Egzegeza Kościoła mówi o pewnym kontrapunkcie do przemocy. Dla zrozumienia wersetu może pomocne będzie chrześcijańskie wezwanie: Jezu cichy i pokornego serca, uczyń  serca nasze według serca Twego. Mówi o Królu który jest cichy i pokornego serca. Im większy, tym skromniejszy. W tym należy dopatrywać się zrozumienia błogosławieństwa. Dla przykładu. Wielki uczony nie potrzebuje chwalić się swoją mądrością na każdym kroku (np. w telewizji). jego wielkość jest dostrzegana w jego postawie cichej i pełnej pokory.  Człowiek cichy nie znaczy nieaktywny. To są dwa odrębne pojęcia. W Nowym Testamencie zwłaszcza św. Paweł mówi o cichości jako o postawie doskonałego chrześcijanina, więcej – o postawie samego Chrystusa, człowieka doskonałego. […] Według Błogosławieństw ten jest człowiekiem cichym, kto mimo natężenia swoich emocji pozostaje elastyczny i nieskrępowany, niezaborczy, wewnętrznie wolny i zawsze w najwyższym stopniu szanujący tajemnicę wolności swoich bliźnich. Przypomina w tym Boga, który działa z najwyższym szacunkiem dla człowieka i pobudza go do posłuszeństwa i miłości nie używając nigdy przemocy (ks. Józef Pierzchalski).

Wiara w instytucję

          Co spowodowało, że Jezus podjął działalność ewangeliczną?  Jedynie co to tłumaczy, to chęć i potrzeba podzielenia się własnymi przeżyciami i doznaniami religijnymi. Jezus zrozumiał w czym rzecz. Doszedł do wniosku, że wierni są zdezorientowani, a wypracowana doktryna religijna coraz bardziej odbiega od Prawdy. Motywem więc była potrzeba Prawdy. Podobnie ja, nie godzę się z taką dylatacją doktrynalną jaką obserwuję dzisiaj. Religia chrześcijańska coraz bardziej odbiega od prawdziwego Jezusa i Jego nauki. Liczy się sztuka dla sztuki. Kult ponad miarę. Instytucja kościelna stała się podmiotem wiary. Wierzy się w instytucję. Wyraża się ona całkowitym posłuszeństwem wobec duchownych, niezależnie od ich postawy życiowej. Kościół jest sacrum, duchowny jest sacrum. Zwrócenie się do księdza słowami: proszę pana jest obrazą i nietaktem. Spalenie księgi biblijnej jest niewybaczalną profanacją. Wierzy się w księgę i nadaje się jej znamiona świętości. Sakramentalia nabierają znaczenia sacrum. Wszystko to jest odwrócenie kota do góry nogami. Czy tego chciał Jezus? Z pewnością nie. Jego ofiara, na pewno skuteczna, jest dzisiaj coraz mniej zauważalna.

          Najgorsze jest to, że Kościół nie zauważa niebezpieczeństwa jakie jest blisko. Kościół stanie się instytucją potrzebną jedynie nielicznym i najwierniejszym.

          Jestem przeciwnikiem budowania nowej religii. Te które powstały w ostatnich stuleciach (np. New Age, scjentyzm, antropozofia, bogoiskatielstwo) oparte są na błędnych założeniach. Dlatego trzeba powrócić do pierwotnego Kościoła chrześcijańskiego i tam dokonać niezbędnego retuszu. Odrzucić to co jest obcą naroślą, mitem i legendą. Trzeba na nowo odczytać słowa Jezusa. Wczytać się w Jego głos Prawdy. Doktryna chrześcijańska może być mniej pojemna, ale za to jakościowo wspaniała. Doktryna ma się opierać na dwóch przykazaniach Jezusa. Im więcej praw zakazu czy nakazu czyni religię nieprzyjazną, obcą. Wystarczy wyciągnąć ręce i modlić się słowami Jezusa: Ojcze nasz …. Podobnie jak słowa dzieci, które z wyciągniętymi rączkami wołają: mamo! Wystarczają one, aby nastąpiła iteracja miłości.

          Prawdziwa wiara ujawnia się tam, gdzie akceptowane są słowa: Najszlachetniejszy kamień jest ten, który wszystkie inne kraje, a siebie zarysować nie daje – najszlachetniejsze serce jest to właśnie, które da się skaleczyć, niż samo zadraśnie (Adam Asnyk).

Kuszenie Jezusa

          Kuszenie Jezusa (Mt 4,1–11; por. Mk 1,12n; Łk 4,1–13) to typowy literacki obraz ewangeliczny, niewyrażający faktografię wydarzenia, ale jest pewnym przekazem teologicznym. Dlaczego Ewangeliści decydowali się na obrazowania religijne kosztem przekazu prawdziwych zdarzeń? Co chciano uzyskać tym tekstem? Autorzy chcieli tym opisem udowodnić, że Jezus nie podlega kuszeniu.

           Prawdopodobnie Jezus często usuwał się w miejsca ustronne, aby się modlić i nabierać sił przed trudami ewangelizacyjnymi. Podobnie będzie postępował papież Jan Paweł II. Wielu pytało, co Jezus robi na pustkowiu sam. Jego osamotnienie stało się motywem kompozycji literackiej. Chciano wykazać, że każda z trzech pokus miała na celu swoiste nakłonienie Jezusa do oświadczenia, że jest Mesjaszem. 

          Scena kuszenia jest wielokrotnie przypominana w Kościele podczas celebracji mszalnej. Wierni przeżywają ją niemal namacalnie. Czy godzi się wykorzystywać ludzkie emocje do koncepcji zmyślonych? Nie ma co się dziwić. Wszystkie religie bazują na ludzkich emocjach. Wierni sami tego pragną. Lubią karmić się przeżyciami. Religia niejako wychodzi na przeciw ich oczekiwaniom. Religie zostały opracowane przez ludzi, dla ludzi. Dla wielu religia staje się sposobem na życie. Większą uwagę skupia się na kult niż na meritum wiary. Często bywa tak, że celebracja jeszcze trwa, ale Boga już w tym nie ma (np. orgie sakralne). Ludzie lubią bawić się, śpiewać i radować. Często Bóg jest tylko pretekstem do zadymy.

          Wśród zwykłych ludzi są i tacy, którzy faktycznie potrzebują iteracji z Bogiem. Ich przeżycia są inne, nietuzinkowe (św. Teresa Wielka). Na ich twarzach odmalowane są pragnienia Boga. Dochodzi do ekstazy i mistyki. Niejednokrotnie kończy się to lewitacją lub innymi paranormalnymi zachowaniami.

          Jeżeli znamy motywy perykopy, to założony cel autorów wskazuje, że jest tylko pobożnym życzeniem. Jezusa chciano ubrać w szaty Mesjasza. On sam nie czuł się nim być. Dlatego pytał wielokrotnie: za kogo mnie uważacie? Dziwił się, bo celem Jego nie było ratowanie rodaków z politycznej niewoli, a jedynie duchowe przybliżenie ich do Boga. Twórcy religii chrześcijańskiej mieli własne koncepcje. Jezus był tylko pretekstem doktryny. To smutne, że wypacza się tak wspaniałą postać historyczną. Kto ma możliwość przybliżyć się do prawdziwego Jezusa, bez skazy doktrynalnej, nie będzie mógł się Mu oprzeć i z nim pozostanie do końca.

Księga Mądrości

          Księga Mądrości została napisana po grecku ok. II w. przed Chr. Nie jest więc jej autorem Salomon, jak mu to sugerowano. Prawdopodobnie autor żył w Egipcie i pisał dla Żydów tam mieszkających. Daje się zauważyć myśl hebrajską „opakowaną” w grecką szatę językową. Znajdziemy w niej wiele pouczeń o sprawiedliwości, świętości życia, mądrości.

          Myślcie o Panu właściwie i szukajcie Go w prostocie serca! (Mdr 1,1). Nie wolno myśleć o Bogu jako o jakiejś potężnej istocie podobnej do człowieka. Musimy wytworzyć w sobie umiejętność myślenia o Bogu, bez oprawy cielesnej, jako o Istocie i tylko Istocie. To trudne. Takiego Boga należy przyjmować w prostocie serca małego dziecka, istoty stworzonej. Nagrodą będzie znalezienie Go i duchowy kontakt z Nim. Ci, co wystawiają Go na próbę (badacze, ludzie dociekliwi) mają większe trudności, bo poszukują Go rozumem,  a nie sercem.

        Albowiem Duch Pański wypełnia ziemię (Mdr 1,7). Żyjemy w Bogu i Bóg jest w nas. Nic się przed Nim nie ukryje, żaden grzech. Bóg wie o nas wszystko. Niestety, człowiek nie może zachować intymności przed Bogiem. Czujne bowiem ucho nasłuchuje wszystkiego i pomruk szemrania nie pozostanie w ukryciu. Strzeżcie się więc próżnego szemrania, powściągajcie język od złej mowy:  bo i skryte słowo nie jest bez następstwa, a usta kłamliwe zabijają duszę (Mdr 1,10–11).

          Bo śmierci Bóg nie uczynił (Mdr 1,13). Autor ma na myśli tylko śmierć duchową.

          Nuże więc! Korzystajmy z tego, co dobre, skwapliwie używajmy świata w młodości! Upijmy się winem wybornym i wonnościami i niech nam nie ujdą wiosenne kwiaty (Mdr 2,6–7). Jestem tego samego zdania z warunkiem: korzystajmy z tego, co dobre i z umiarem.

          Nikogo z nas braknąć nie może w swawoli,  wszędzie zostawmy ślady uciechy:  bo to nasz dział, nasze dziedzictwo! (Mdr 2,9). Nie bójmy się cieszyć, bawić i radować. To wszystko dał nam Bóg: Ja przyszedłem po to, aby [owce] miały życie i miały je w obfitości (J 10,10).

          Bo dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka –  uczynił go obrazem swej własnej wieczności (Mdr 2,23). Jest to jedna z fundamentalnych prawd o człowieku i  jego powołaniu.

          Bóg ich bowiem doświadczył  i znalazł ich godnymi siebie (Mdr 3,5). Bóg człowieka doświadcza nie dlatego, aby mu dokuczyć, ale żeby go obdarzyć chwałą.

          Błogosławiona niepłodna, ale nieskalana, która nie zaznała współżycia w łożu, w czas nawiedzenia dusz wyda plon (Mdr 3,13). Czytaj: błogosławiona dziewica. Bogu podoba się czystość seksualna. W ewangeliach będzie powiedziane. Jeżeli płoniesz, żeń się. Jeżeli nie musisz, pozostań w stanie bezżennym. Wyższość bezżenności nad stanem małżeńskim jest związana z miłością człowieka do człowieka. Miłość małżeńska jest ukierunkowana na konkretną osobę. Miłość szeroko pojęta jest otwarta na wielu.

          Starość jest czcigodna nie przez długowieczność  i liczbą lat się jej nie mierzy  (Mdr 4,8). Na czcigodność należy zasłużyć nie przez długie życie, ale przez jakość życia (życie nieskalane).

          Bo od Pana otrzymaliście władzę (Mdr 6,3). Każda władza pochodzi od Boga. Od nas zależy, jaki użytek z niej uczynimy.

          On bowiem stworzył małego i wielkiego i jednakowo o wszystkich się troszczy (Mdr 6,7). Bóg przy przyjściu na świat człowieka, daje mu różne talenty. One to stanowią jedynie różne narzędzia do zbawienia do którego każdy ma prawo. Bóg o wszystkich się troszczy jednakowo. Za talenty należy Bogu dziękować. Wszystko człowiekowi jest dane. Jeżeli ktoś nie ma żadnych talentów, może również dojść do zbawienia swoją dobrocią i miłością do Boga.  Mądrość jest udzielana przez Boga. Tego nie można zdobyć samemu. Zdobyć można wiedzę. Mądrość się ma lub nie (por. Mdr 7,15n).

          Głupi [już] z natury są wszyscy ludzie,  którzy nie poznali Boga: z dóbr widzialnych nie zdołali poznać Tego, który jest, patrząc na dzieła nie poznali Twórcy  (Mdr 13,1). Podobnie jak w Psalmach:  14,1; 53,1 mamy tu kategoryczne stwierdzenie na temat ludzi bez wiary. Użycie inwektywy jest wyrazem bezwzględnej wiedzy o istnieniu Boga. Za propagowanie tak wielkiej wiary należy hagiografom wybaczyć mocne słowa. Bo z wielkości i piękna stworzeń poznaje się przez podobieństwo ich Stwórcę (Mdr 13,5).

          Nawet gdy zgrzeszymy, Twoimi jesteśmy, skoro uznajemy moc Twoją (Mdr 15,2). Grzechem ranimy Boga, jednak nadal pozostajemy Jego dziećmi.

          Panie, umiłowani synowie,  że nie urodzaj plonów żywi człowieka, lecz słowo Twoje utrzymuje ufających Tobie (Mdr 16,26). Słowo Boże jest ponad wszelkim pokarmem ziemskim. Przynosi człowiekowi Bożą pociechę.