Zgorszenia nieuniknione

Każde działanie ludzkie narażone jest na grzeszność. Mówi o tym Jezus: “Biada światu z powodu zgorszeń! Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia” (Mt 18,7). Wynikają one z niedoskonałości świata, z niedoskonałości istnienia. Trzeba to przyjąć i z tym się zmierzać. Chodzi o to, aby człowiek znajdował zawsze rozwiązania najmniej bolesne, optymalne i najmniej grzeszne. Nawet jak nie są one idealne, to i tak Bogu są miłe, bowiem wynikają one z dobrej woli, która dla Boga liczy się najbardziej. Bóg, uczynki wynikające z dobrej woli czyni wielkimi, bo pod nimi się podpisuje.

Człowiek uczynkami wynikającymi z dobrej woli wymusza na Bogu Jego ingerencję. Angażuje Go i zmusza to ich autoryzacji. To pokazuje zdolność człowieka do wielkich działań i możliwości. Bóg na służbie ludzkiej? Brzmi to paradoksalnie i niewiarygodnie, ale sam Bóg na to się zgodził z miłości do swoich ludzkich stworzeń. Jezus mówił: “Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu” (Mt 10,43).

Można tu zobaczyć ogromną różnice w skutkach pomiędzy uczynkami dobrymi i złymi. W dobrych uczestniczy sam Bóg, a złe pozbawiają Jego łaski i Opatrzności. Wszystko zależy od człowieka. To niesłychane. Jaka moc drzemie w ludzkim działaniu. To wszystko za sprawą Stwórcy, który nas umiłował.

O grzeszności mówi Apostoł Paweł w Liście do Rzymian: “Cóż więc powiemy? Czy Prawo jest grzechem? Żadną miarą! Ale jedynie przez Prawo zdobyłem znajomość grzechu. Nie wiedziałbym bowiem, co to jest pożądanie, gdyby Prawo nie mówiło: Nie pożądaj! Z przykazania tego czerpiąc podnietę, grzech wzbudził we mnie wszelakie pożądanie. Bo gdy nie ma Prawa, grzech jest w stanie śmierci.  Kiedyś i ja prowadziłem życie bez Prawa. Gdy jednak zjawiło się przykazanie – grzech ożył,  ja zaś umarłem. I przekonałem się, że przykazanie, które miało prowadzić do życia, zawiodło mnie ku śmierci.  Albowiem grzech, czerpiąc podnietę z przykazania, uwiódł mnie i przez nie zadał mi śmierć. Prawo samo jest bezsprzecznie święte; święte, sprawiedliwe i dobre jest też przykazanie. A więc to, co dobre, stało się dla mnie przyczyną śmierci? Żadną miarą! Ale to właśnie grzech, by okazać się grzechem, przez to, co dobre, sprowadził na mnie śmierć, aby przez związek z przykazaniem grzech ujawnił nadmierną swą grzeszność” (Rz 7,1–6). Inaczej mówiąc, przez świadomość poznaje się grzech. Brak tej świadomości powoduje, że jest się jak niemowlę, które nie rozumie o co biega. Kiedy człowiek nabywa wiedzę, wzrasta świadomość i w ten sposób zwiększa się jego odpowiedzialność za swoje czyny. Atrakcyjność zła krąży wokół człowieka. Atrakcyjność kusi, podnieca, dostarcza adrenaliny. Trudno się niekiedy połapać w tym co szkodzi, a co jest czynem moralnie obojętnym (adiafora). W rezultacie człowiekowi pozostaje wybór według daru wolności.

Może ktoś spytać, dlaczego tak dużo mówi się ludzkiej grzeszności, straszy się potępieniem, doszukuje się grzechu w wielu zwyczajnych czynnościach dnia. Czy Bóg jest taki drobiazgowy? Rzeczywistość niebiańska jest wolna od profanum. To sama świętość. Zło jest antynomią dobra. Nie można łączyć gorącej wody z zimną, bo w wyniku pozostanie letnia. Rzeczywistość niebiańska jest doskonałością i nie ma tu miejsca na tolerancję. Takie są reguły gry i do człowieka pozostaje wybór, czy chce w niej uczestniczyć.

 

Prosząc Boga o pomoc trzeba czekać

To co pozwala spokojnie żyć człowiekowi to stała łaska u Pana. Ona nie tylko podtrzymuje życie, ale daje je w obfitości: “Ja przyszedłem po to, aby [owce] miały życie i miały je w obfitości” (J 10,10). Może zdarzyć się, że łaskę tę można utracić. Jednym z powodów utraty łaski jest nie spełnianie bożych oczekiwań. “Pan skierował do mnie to słowo: «Synu człowieczy, ustanowiłem cię stróżem nad pokoleniami izraelskimi. Gdy usłyszysz słowo z ust moich, upomnisz ich w moim imieniu. Jeśli powiem bezbożnemu: «Z pewnością umrzesz», a ty go nie upomnisz, aby go odwieść od jego bezbożnej drogi i ocalić mu życie, to bezbożny ów umrze z powodu swego grzechu, natomiast Ja ciebie uczynię odpowiedzialnym za jego krew” (Ez 3,16–18); “Gdy brat twój zgrzeszy , idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik!” (Mt 18,15–17) . Chodzi tu o napominanie brata czy siostry, która dopuszcza się grzechu.

Utrata łaski jest bolesna. W wizji Ezechiela: “Ześlę na was głód i dzikie zwierzęta, które cię osierocą; i mór, i śmierć gwałtowna przyjdzie na ciebie, i miecz sprowadzę na ciebie. Ja, Pan, powiedziałem” (Ez 5,17).

Można odczytać z tekstu, że grzechem jest bierność. Nazywa się on grzechem zaniechania. Wiele osób ma dobre samopoczucie, bo żadnej winy nie widzą u siebie. Żyją w zgodzie z własnym sumieniem, spełniają obowiązki religijne i zasady moralne. Jak to się mówi: nie palą, nie piją, złego słowa nie powiedzą. Tymczasem Bogu to nie wystarcza. On po to powołał człowieka do istnienia, aby był w ciągłym działaniu w dobru. Działania zaś narażone są na grzeszność. Nie da się aktywnie żyć nie popełniając błędów, faux pas, niesprawiedliwości ludzkiej. Tylko Stwórca może wybierać rozwiązania nie godzące w innych. Na takie rozwiązania losów trzeba jednak czekać czasem dość długo. Dlatego prosząc Boga o pomoc trzeba czekać.

Utrata łaski u Boga, po ludzku, może być straszna w skutkach. Nie można tego utożsamiać z bożą mściwością. Zemsta Boga nie wchodzi w rachubę. Kto tak to pojmuje ujawnia swoją niewiedzę w temacie. Utrata łaski to ostudzenie relacji z Bogiem. W takim przypadku człowiek musi sobie radzić sam: “Człowiek ponosi pełną odpowiedzialność za własne czyny, co może w nim wywoływać poczucie samotności, zagubienia i zagrożenia w świecie, lęku przed śmiercią” (Jean-Paul Charles Aymard Sartre (1905–1980). Nie łudźmy się. Sam człowiek nie pokona przeciwności losu. Za dużo jest przeszkód i funkcjonału zła. Człowiek nie może bronić się bez Opatrzności Bożej. Jest jak zwierzątko, które cały czas wypatruje wroga aby się chronić.

Człowiek odmawiający pomocy proszącemu jest na drodze utraty łaski. To grzech zaniechania, o którym mowa jest w księdze Ezechiela i w Ewangelii Mateusza. Znam to z autopsji. Przykłady są zbyt drastyczne, żeby tu przytaczać.

Dogmaty na cenzurowanym

Watykan ogłosił zmianę Kościoła w nauczaniu o karze śmierci. Papież Franciszek zadeklarował, że jest ona niedopuszczalna we wszystkich przypadkach. “To atak na nietykalność i godność ludzką” – uważa głowa Kościoła. Dla mnie nie jest to niespodzianka. Od dawna podzielam pogląd, że stanowisko Kościoła w kanonie 2267 KKK jest nieprzystające do nauki Kościoła o Bożym Miłosierdziu i godności życia ludzkiego. Bardzo się cieszę, że mamy odważnego papieża Franciszka, który odważył się stanąć wbrew stanowisku Kościoła autoryzowanego przez papieża Jana Pawła II.

Odwaga papieża Franciszka ujawnia również słabość dogmatu o nieomylności papieża. Czy rację miał Jan Paweł II, czy Franciszek? Uważam, ze nadszedł czas zastanowienia się nad tym dogmatem. Trzeba dojrzeć do stwierdzenia, że i dogmaty mogą ulegać zmianom. U mnie ta iluminacja miała miejsce w lipcu 2010 roku, w którym udowodniłem sobie, że dogmat o grzechu pierworodny nie ma podstaw realnych. Konsekwencją zastąpienia pojęcia grzechu pierworodnego pojęciem grzeszności, jako procesu w czasie, podważyło dogmat o Niepokalanym poczęciu NMP. Brak grzechu pierworodnego skutkuje brakiem skazy tego grzechu, co za tym idzie brakiem dogmatu o Niepokalanym poczęciu NMP. Kolejnym dogmatem, który musi zostać zrewidowany to dogmat o nieomylności papieża. Warto zresztą przeanalizować wszystkie dogmaty. Kruchym dogmatem jest dogmat o Wniebowzięciu do Nieba NMP.

A więc konieczny jest nowy sobór, który uporządkuje doktrynę chrześcijańską. Potrzeba, która się ujawniła jest paląca wobec osłabienia się wiary na świecie. Kościół ma okazję przywrócić rangę Kościołowi, który ma obowiązek przechowywać depozyt wiary i ją głosić. Wierni muszą wiedzieć w którym kierunku iść.

 

Mam przesłanki

Mam przesłanki żeby twierdzić, że Bóg potrzebuje naszych cierpień, które, z ich owoców składają się na Odkupienie rozpoczęte przez Jezusa. Brzmi to nieprawdopodobnie i powiedziałbym nieludzko, ale coś jest na rzeczy. Jeżeli to okaże się prawdą, to tłumaczenia trzeba szukać w generowaniu dobra podczas cierpień dedykowanych, zaakceptowanych i przyjętych. Samo cierpienie bez uzasadnienia jest zbyteczne.

Mam za sobą dwa doświadczenia, które na to wskazują. Ze względu na ich prywatność, nie mam odwagi o nich pisać. Nie chcę, aby ktoś profanował to, co uważam za święte. Moje cierpienia są potrzebne. Jeżeli jest to prawdą, to niech się dzieje, jak się dzieje. Bogu można odmówić, ale nie uchodzi nie przyjąć boskiego oczekiwania. Cała tematyka cierpienia jest dla człowieka trudna i nieuchwytna. Rodzą się pytania, po co i jaki jest ich sens? Odpowiedzi trzeba szukać głęboko w strukturach istnienia. Wiem, że dobro jest funkcjonałem, a ono jest energetycznym budulcem wszechświata. Bogu potrzebna jest energia to podtrzymywania świata w istnieniu. Może Bogu wyczerpuje się moc? To nie wchodzi w rachubę. Tłumaczenia szukałbym w projekcie boskim, że człowiek jako syn i boski dziedzic musi uczestniczyć we współtworzeniu i podtrzymywaniu świata w istnieniu. Bóg ma wielkie oczekiwania wobec swoich stworzeń. Może liczyć tylko na istoty rozumne. Cierpienia są zsyłane wg losu, stochastycznie, ale mogą być też oczekiwane przez Boga od konkretnych osób. Szczęśliwi ci, którzy są powołani na służbę Bogu. Jak pisałem wielokrotnie o anielskiej służbie. To zaszczyt i wyróżnienie. Czy można chcieć więcej?

Namiętności utrudniają Zbawienie

Ludzie popełniają różne grzechy. Wynikają one z daru wolności jaki otrzymaliśmy od Boga. Świat jest atrakcyjny i dostarcza wiele pożądliwości. Pytaniem jest. Które grzechy są Bogu niemiłe? Jak sądzę, jest wiele. Dzisiaj zainteresuje czytelników działaniami, które wynikają z ludzkich namiętności. Ktoś powie, że dobrze jest, jak człowiek ma namiętności, bo one dynamizują życie, wprowadzają ożywienie, są twórcze i zarazem dają przyjemność. Czy ludzkie namiętności mogą nie podobać się Bogu?

Wszystko, co przekracza pewną granicę przyzwoitości, każda przesada jest pejoratywna. Zawsze trzeba trzymać z uwagą cugle, którymi się kierujemy w życiu. Z małych przewinień wycofać się łatwo, gorzej jak idzie się na całość. Prosty przykład – palenie tytoniu. Sam byłem palaczem, i wiem że jest to frajda. Może śmierdząca, ale dająca relaks, ukojenie nerwom. Tak. palenie dawało mi przyjemność. Na wykładzie w seminarium usłyszałem słowa, że palenie to adiafora – czyn moralnie obojętny. Wielu palących kardynałów powołuje się na to wątpliwe stwierdzenie. Dzisiaj sam mam wątpliwości jak zakwalifikować tę namiętność. Ważna jest skala tego nałogu. Palenie jest powodem wielu chorób, a to jest złe i nie może Bogu się podobać. Poza tym palenie pośrednio wpływa na innych (rodzinę), a wtedy pojawia się zło społeczne. Trudno jest wtedy bronić tę namiętność przed Bogiem.

Jeżeli namiętność staje się pierwszą przed miłością do Boga jest grzechem ciężkim, i ten grzech utrudnia wejście do Królestwa Niebieskiego. W Piśmie świętym napisane jest kilkakrotnie, że Bóg jest Bogiem zazdrosnym:” ponieważ Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym” (Wj 20,5; 34,14; Pwt 4,24;6,15; Joz 24,19). W Księdze Nahuma czytamy radykalne stwierdzenie: “Zazdrosnym i mszczącym się Bogiem jest Pan” (Na 1,2). Radykalizm biblijny wiąże się ze starotestamentalnym ujmowaniem Boga jako rządzącego Króla na podobieństwa króla ludzkiego.

Należy rozumieć, że kto wybiera namiętność, a potem Boga popełnia względem Boga wielkie wykroczenie.

Pismo święte o samej namiętności pisze: “Życiem dla ciała jest serce spokojne, próchnieniem kości jest namiętność ” (Prz 14,30); “Z kobietą zamężną nigdy razem nie siadaj ani nie ucztuj z nią przy winie, aby przypadkiem twa dusza nie skłoniła się ku niej, byś przez swą namiętność nie potknął się aż do zagłady” (Syr 9,9); “namiętność gorąca, jak ogień płonący,
nie zgaśnie, aż będzie zaspokojona; człowiek nieczysty wobec swego ciała, nie zazna spokoju, aż go ogień spali; rozpustnik, dla którego każdy chleb słodki, nie uspokoi się aż do śmieci
” (Syr 23,17).

Jaki ojciec, taki syn

Kiedy Lech Kaczyński został prezydentem Warszawy jego Ojciec Rajmund Kaczyński mówił: “Boże, uchroń Polskę przed moimi synami“. Ojciec znał swoich synów. Miał odwagę wystawić im laurkę. Ostatnio powtórzyła w telewizji jego słowa jedna z uczestniczek Powstania Warszawskiego Hanna Standnik (ur. 23 lutego 1929 roku w Warszawie.), pseudonim “Hanka” (sanitariuszka z Powstania Warszawskiego), która znała osobiście Rajmunda (Izaaka Stolzmana vel Zdzisław Kwaśniewski.). Życiorys ojca Kaczyńskich jest pogmatwany. Jak przekazała pani Hanna: Tak, walczyliśmy razem w “Baszcie” na Mokotowie. To był cichy i dobry człowiek. Nigdy jako dzieci panowie Jarosław i Leszek nie przychodzili z ojcem na żadne uroczystości. A my z “Baszty” mieliśmy 1 sierpnia jedno spotkanie i kolejne – 27 września, w dzień kapitulacji.

Lech i Jarosław rzadko chwalili się ojcem. Może dlatego, że jako tytan pracy rzadko bywał w domu. A może z innego powodu? Bo Rajmund miał współpracować po wojnie z PZPR organizując przy Politechnice Warszawskiej 2-letnie kursy szkoleniowe. Dzięki nim partyjni kacykowie mogli się legitymować dyplomami ukończenia studiów

(http://www.pardon.pl/artykul/1380/kim_byl_ojciec_kaczynskich).

Rajmund Kaczyński był czołowym funkcjonariuszem KC Polskiej
Zjednoczonej Partii Robotniczej, i to dodatkowo w jej  najmniej
chlubnym okresie, to jest przed rokiem 1956. Tow. Kaczyński (ojciec)
prowadził – między innymi – przyspieszone kursy marksizmu-leninizmu na
Politechnice Warszawskiej, kształcące głównie frakcję w KC tzw.
Natolin (Moczara) czyli najbardziej twardogłowych członków PZPR.

Jaki ojciec, taki syn. Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Czy trzeba więcej?

Jarosław Kaczyński przejął od ojca ideologię komunistyczną. Widać miał w niej swoje upodobania, bo wciela je w życie.

Wiem, że mój blog jest czytany za granicą. Proszę uwierzyć. Polacy odcinają się od tego pana i jego zamysłów. Teraz jesteśmy doświadczani przez los, ale przyjdzie czas odnowy. Polacy jeszcze pokażą, że są narodem niezłomnym, honorowym, odważnym, kochający swój kraj i uznający Boga.

A dla dzisiejszej ekipy politycznej przytoczę biblijne słowa: “Niech mi Pan to uczyni i tamto dorzuci (Rt 1,17; 1 Sm 3,17; 14,4; 20,13; 25,22; 2 Sm 3,9,35;). Kto to rozumie, to wie o czym mowa.

Kamil Sipowicz zdementował doniesienia mediów

Kamil Sipowicz zdementował doniesienia mediów, że, jego żona Kora, wokalistka przyjęła tuż przed śmiercią ostatnie namaszczenie. Dodał: Moja żona do końca była wierna religii słońca, wiatru i kwiatów. Nie przyjęła ostatniego namaszczenia. Jej słowa są godne filozofa. Kora z pewnością dostrzegała jedność istnienia ludzkiego z otaczającą ją przyrodą, wszechświatem i pięknem z nim związanym. Czuła ją i z nią się integrowała. Wierzyła, że powróci skąd przyszła. Jako osoba wykształcona i biegła w logicznej analizie faktów z pewnością dostrzegała Przyczynę sprawczą. Może nie rozumiała mechanizmów fizycznych świata dynamicznego, ale odbierała w swoim umyśle i w sercu tchnienie życia i pierwiastek boski, którą drzemią w przyrodzie. Dla mnie przekaz Kory jest wyznaniem jej wiary. I dlatego niech nikt nie waży sądzić jej z zewnętrznych pozorów (por J 7, 24) i etykietować ją, czy była katoliczką, ateistką, czy kimkolwiek. Odmowa sakramentu ostatniego namaszczenia i księdza mogło wynikać z buntu przeciw postawie Kościoła Polskiego i nieobyczajności części kleru. Mój dziadek, kolega z ławki w seminarium Ojca Maksymiliana Kolbe, człowiek wierzący i praktykujący odmówił tego sakramentu z podobnych pobudek. Ja przekazałem rodzinie, że od nich zależy, czy wyprawią mi pogrzeb tradycyjny (katolicki), czy nie. Ja mam ogromny żal do polskich kapłanów i wielu teologów. Ignorowali mnie za życia. Może bali się mnie jak ognia. Moje spotkanie z Bogiem zachowam w dyskrecji. Nie wszyscy muszą podporządkowywać się tradycji i obrządkom religijnym.

Aktywność w dobrej wierze

Moje prace teologiczne są czytane na całym świecie (wiem o tym z informacji zwrotnych z dwóch redagowanych blogów). Najbardziej zaskakują mnie Chiny. Chciałbym cokolwiek wiedzieć o moich czytelnikach. Interesuje mnie ich podejście do wiary rozumnej, jak korzystają z tekstów pisanych w języku polskim? Zwracam się do wszystkich, o parę słów. Oprócz komentarzy można pisać na moją skrzynkę pocztową p.porebski@onet.pl Wiedza o Was pozwoli mi ukierunkować profil blogów wiary rozumnej. Ciekawsze sprawy będę ujmować w moich projektach. Dopuszczam, za zgodą komentatorów, kopiowanie ich komentarzy. Może uda mi się stworzyć zespół ludzi myślących podobnie. Zastrzegam się od tworzenia jakichkolwiek organizacji religijnych.

Proszę tylko o aktywność w dobrej wierze. Ja również się uczę przez całe życie.

 

Pozdrawiam Wszystkich bardzo serdecznie. P.P.

Jedność Jezusa z Ojcem

Zdaję sobie sprawę, że często się powtarzam. Czynię to celowo, bo pisane teksty traktuję jako teksty modlitewne. Czytając je czytelnik może wczuwać się w ich treść, a jak się wczuwa to się modli. Modlitwa jest kontaktem z Bogiem. Ten kontakt jest bardzo potrzebny człowiekowi. Żyjemy w Bogu, i musimy to jakość wyrażać. Bóg dając nam wrażliwość religijną i rozum wskazał, że jest to właściwa postawa wobec Stwórcy. Mam odwagę napisać, że On tego od nas oczekuje. Drugą formą okazywania szacunku Bogu jest dążenie do boskiej doskonałości. Nie łudźmy się. Przed nami upadki. Za dużo jest atrakcji w wyborach. Liczy się nasza postawa, chęć i wola.

Jezus jest nam bardzo bliski, ze względu na swoje człowieczeństwo. On zachowywał się zwyczajnie. Jego postawa była godna Syna Bożego, a przy tym bardzo ludzka. Może gdybym żył w Jego czasach może czułbym respekt. Dzisiaj jest On dla mnie przyjacielem. Mam odwagę mówić Mu wszystko, co mnie interesuje, albo się do mnie odnosi.

Słuchacze utożsamiali Jezusa z Mesjaszem, który był oczekiwany. Początkowo Jezus bronił się od tej etykiety. Przyciśnięty do muru zgodził się, ale chciał udowodnić swoją inną rolę. Próbował przekazać wiedzę: “Powiedziałem wam, a nie wierzycie. Czyny, których dokonuję w imię mojego Ojca, świadczą o Mnie” (J 10,25); “Ojciec mój działa aż do tej chwili i Ja działam” (J 5,17); “Albowiem jak Ojciec wskrzesza umarłych i ożywia, tak również i Syn ożywia tych, których chce” (J 5,21). Tymi słowami przygotowywał słuchaczy do Prawdy, że On jest jak Ojciec i ma te same prerogatywy, co On. Jego słowa były coraz bardziej stanowcze: “Gdybyście Mnie poznali, poznalibyście i Ojca mego” (J 8,19). Dla uwiarygodnienia swojego Majestatu przywołał słowa Ojca z krzaku gorejącego (Wj 3,14): “Zanim Abraham stał się, JA JESTEM” (J 8,58). To przywołanie słów Boga przelały kielich ich cierpliwości. Porwali kamienie i chcieli Jezusa ukamienować (tamże, cd.). Dla Nich Jezus bluźnił, powołując się na jedność z Bogiem. Aby to zrozumieć trzeba było oddalić perspektywę czasową. Do tej Prawdy trzeba było dorosnąć.

Jezusa próbowano tłumaczyć: “Gdyby ten człowiek nie był od Boga, nie mógłby nic czynić” (J 9,3). Jedynym sposobem, żeby uwiarygodnić słowa Jezusa było oddanie swojego życia w tej sprawie. Można powiedzieć, że odwaga Jezusa w przyznaniu się do roli jaką wyznaczył Mu Ojciec doprowadziła do śmierci. Jezus miał jednak sposobność jej uniknięcia. Piłat był Jego “sprzymierzeńcem”, ale On był konsekwentny do końca.

Jezus przyjął wolę Ojca

To co było spisywane w księgach religijnych przechodziło różne losy. Teksty były przechowywane, kopiowane, tłumaczone na różne języki. Przy okazji wkradały się zakłamania, doróbki i zwykłe błędy (historyczne, literackie, literalne i inne). Dopiero w niewoli babilońskiej pojawiła się potrzeba redakcji kompleksowej. Zebrano istniejące zapiski, teksty. Redaktorzy byli na tyle uczciwi, że nie odrzucali tekstów pochodzących z różnych historycznych redakcji (judzkiej, elohimskiej,..). Dopuścili różne wersje opisów biblijnych zdarzeń np. powstanie świata i człowieka. Ten zabiegł w końcowej redakcji był zabiegiem na potrzeby uwiarygodnienia całości i ich (redaktorów) uczciwości. Żydowska przebiegłość pozwoliła na obecną egzegezę biblijną.

Historycznie zbliżał dzień narodzin Człowieka, który zaspokoi Boskie oczekiwania. Ewangelia Jana mówi: “Nie wyszedłem od siebie, lecz On Mnie posłał” (J 8,42). Może tak było, a może Jezus sam odczytał zamysł Boga? Przypuszcza się, że po soborze nicejskim (325) nastąpiła ingerencja w treść ewangelii. Nie ma to znaczenia. Trzeba tu wspomnieć, że Bóg nie posługuje się magią, czy niezwykłymi sztuczkami. Narodziny Jezusa trzeba traktować z całą powagą naturalnych narodzin. Każde ozdoby literackie nie są poważne. Narodził się Człowiek, który otrzymał od Boga dar niezwykły – mistyczny kontakt z Bogiem. Jezus od lat młodzieńczych ćwiczył się w odbiorze Prawdy. Może sobie nie ufał do końca. Był na tyle skromny, że chciał bożego potwierdzenia. Jego wyjazd na Wschód uważam za bardzo prawdopodobny. Wschód słynął z duchowości. Może Jezus nabywał nauki u wschodnich mistrzów. Wrócił do kraju jako dojrzały mężczyzna, duchowo przygotowany do spełnienia Bożej koncepcji. Można się domyślać, że Jezus poznał koncepcję Objawienia się Stwórcy w ludzkim wcieleniu. Jestem przekonany, że koncepcja Jezusa śmierci Odkupieńczej pochodzi od samego Jezusa. Tym aktem Jezus chciał uwiarygodnić swoje posłanie. Bóg Ojciec przyjął Jego ofiarę i uczynił ją skuteczną. Gdyby przyjąć, że była śmierć Syna Bożego pochodziła z koncepcji Ojca, to źle by to rzutowała na Boga Ojca. Nie mieści mi się w głowie, że Ojciec miałby posłać swojego Syna na krzyż. Prawda jest dla nas niedostępna. Dla wiernych liczy się stan ostateczny. Jezus na krzyżu został uwielbiony i stał się jak Ojciec Aktem działającym: “Ty jesteś Synem Bożym” (J 1,49) To wyróżnienie pozwala Chrystusowi działać w imię Ojca. Jezus przyjął wolę Ojca nie pozbawiając się własnej.