Gdyby człowiek był stwórcą

          Dla udowodnienia tezy, że dobro jest autorstwa tylko Stwórcy można skorzystać z pewnej koncepcji myślowej. Człowiek rysując na papierze człowieka (lub inną istotę), tym samym przywołuje ją w wymiarze dwuwymiarowym do istnienia. Stawiam pytanie. Czy powołana istota może uczynić coś dobrego? Sama nie, ale człowiek za pomocą ołówka może dorysowywać jej wszelakie paradygmaty. Może sporządzić film kreskowy pokazując jego zalety i dobre uczynki. Na ekranie przywołany do istnienia bohater może czynić dobro. To co zostaje pokazane na filmie pochodzi z zamysłu rysownika. Podobnie jest w świecie rzeczywistym. Człowiek stworzony nic nie może uczynić bez pomocy i ingerencji Stwórcy. Dobro jest wartością samo w sobie. To funkcjonał, który skutkuje. Gdyby narysowanej istocie dać wolną wolę, to ona może poprosić rysownika, aby jej dorysował. Podobnie jest w świecie rzeczywistym. Człowiek wyraża wolę, a Stwórca jest Wykonawcą tej woli. Bóg uczestniczy w czynnościach złych, gdy taka jest wola człowieka. Uczestniczy, to nie znaczy, że akceptuje. Człowiek jest sprawcą cierpienia nałożonego na Stwórcę. Każdy ludzki grzech rani Boga.

          Bóg stwarzając świat i wolnego człowieka sam oddał się na służbę jego widzi mi się, jego grzechów i wszystkiego co uczyni, zamierza. W tym paradoksie ukazana jest Miłość Boga do swojego stworzenia. Jeżeli tego nie zauważa się jest się ślepcem. Bóg zjednoczył siebie ze swoim stworzeniem. Powstał jeden organizm stwórczy. Człowiek w Nim, a On we wszystkim.

           Koncepcja jedynego autorstwa dobra jest trudna do przyjęcia. Pycha ludzka ujawnia, że człowiek myśli, że sam może wszystko czynić. To błąd.

           Dobre uczynki interferują (wynika to z natury funkcjonału) ze sobą i dobro staje się większe. Dobrą energie Bóg wykorzystuje do neutralizowania panującego zła (funkcjonał zła). Dobro ze złem wzajemnie się znoszą. Ludzkie intencje liczą się w bilansie dobra i zła we wszechświecie. Trzeba o tym pamiętać. Przyjmując rolę sługi spełnia się główny zamysł Boga – ludzkiego podobieństwa do Boga. Świat jest jednością. Taki obraz świata preferują religie Wschodu.

Chora religia

          Łatwo zarzucić mi, że jestem antyklerykałem, ale nie jest to prawdą. Chcę dziś zwrócić uwagę tylko na zjawiska negatywne które towarzyszyły powstawaniu doktryny chrześcijańskiej i działalności instytucji kościelnej, bazując na zdobytej wiedzy, własnych obserwacji i doświadczeniach  To co mam zamiar napisać nie dotyczy wszystkim kapłanów. W Kościele, zwłaszcza na niskich szczeblach hierarchii można spotkać wspaniałych kapłanów i sługi Boże. Tym poświęcę inny wykład.

          Przez lata głoszenia religii ujawniła się nie do końca zrozumiana koncepcja Stwórcy dotycząca symetrii dobra i zła. Tam gdzie zaistniało zło, tam pojawia się dobro i odwrotnie. Nauka Kościoła tłumaczy konieczność istnienia zła, aby dobro zostało uwypuklone na zasadzie kontrastu. Podobnie jak bez cienia nie można opisać światła. Nie do końca jest to dla wszystkich przekonywujące.

         Kiedy Jezus głosił swoją naukę (powstawało dobro, sacrum), równolegle, jego uczniowie walczyli o zajęcie najlepszego stanowiska przy boku Ojca. Jakub i Jan byli pod wpływem marzeń o mesjaszu politycznym, do którego chcieli się przyłączyć przez udział w jego rządach (profanum). Zwrócili się oni do Jezusa słowami: Daj nam, żebyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, drugi po lewej Twojej stronie (Mk 10,37).   

          Po śmierci Jezusa ewangeliści opisali działalność Jezusa i Jego naukę, pisząc ewangelie. Do swoich tekstów wprowadzili własne koncepcje teologiczne (głównie Mateusz, Łukasz). Nauka Jezusa został skażona ludzkim oglądem boskich spraw. W Ewangelii Jana zakotwiczyła się panująca gnoza. Z samego początku chrześcijaństwa wkradał się ludzki interes i ludzki zamysł. Doskonała idea chrystianizmu – sacrum  szła w parze z profanum ludzkich pragnień.

        Do gwałcicieli nauki Jezusa można zaliczyć również św. Pawła i wczesnych teologów i ojców Kościoła. Św. Paweł, który z pewnością zasłużył się w formułowaniu doktryny chrześcijańskiej popełnił szereg błędów (opisałem to w książce pt. Listy Pawła Apostoła w wierze rozmnej świeckiego teologa, Coriolanus 2010). Jezus głosił równość pomiędzy kobietą a mężczyzną. Traktował ich jako dzieci Boże. Paweł pod wpływem faktów historycznych, tradycji nie był do końca przychylny kobietom. Nie miał do nich zaufania. Ograniczał ich statut względem mężczyzn. Narzucał kobietom konieczność odpowiedniego stroju i nakrycie głowy (1 Kor 11,1–16; 1 Tm 2,9).  kobietom nie wolno było pokazywać się w miejscach publicznych z odkrytą głową: Każda zaś kobieta, modląc się lub prorokując z odkrytą głową, hańbi swoją głowę; wygląda bowiem tak, jakby była ogolona (1 Kor 11,4–5); Nie wypada bowiem kobiecie przemawiać na zgromadzeniu (1 Kor 14,35).  Paweł podtrzymał historyczną dyskryminację kobiet. Nauczać zaś kobiecie nie pozwalam ani też przewodzić nad mężem, lecz [chcę, by] trwała w cichości. Albowiem Adam został pierwszy ukształtowany, potem – Ewa.  I nie Adam został zwiedziony, lecz zwiedziona kobieta popadła w przestępstwo.  Zbawiona zaś zostanie przez rodzenie dzieci; [będą zbawione wszystkie], jeśli wytrwają w wierze i miłości, i uświęceniu – z umiarem (1 Kor 2,12–15). Według jego poglądu; Podobnie i kobieta: niezamężna i dziewica troszczy się o sprawy Pana, o to, by była święta i ciałem, i duchem. Ta zaś, która wyszła za mąż, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać mężowi (1 Kor 7,32–34).

           Stanowisko Pawła było ortodoksyjne w sprawie wiary: “Gdyby wam kto głosił Ewangelię różną od tej, którą [od nas] otrzymaliście – niech będzie przeklęty!”  (Ga 1,9); “nie wolno wykraczać ponad to, co zostało napisane (1 Kor 4,6). Przyczynił się do dogmatyzacji wiary. Paweł silnie akcentował ontologiczne istnienie aniołów i szatana.  Był zwolennikiem dyscyplinowania wiernych: “Dlatego też karć ich surowo, aby wytrwali w zdrowej wierze (Tt 1,13). Niewolnictwo uważał za coś normalnego. Paweł głosił konieczność opłacania kapłanów za ich prace duszpasterską i misyjną, tym samym dał przyzwolenie dla koncepcji  opłacania pracowników Kościoła, czyli kapłanów.

          Doktryna chrześcijańska ulegała dogmatyzacji. Wprowadzenie celibatu wprowadziło zagrożenie dla normalności ludzkiego życia. Nie łatwo jest panować nad popędem seksualnym. Pojawiło się źródło przyszłych wypaczeń. Apogeum nieczystości pojawiło się ok. X/XI wieku. Z zasady wspomnianej już symetrii dobra i zła powstał zakon cluniacki, a potem zakony żebracze. One to w zasadzie uratowały Kościół. Zło które zakorzeniło się w środku Kościoła, chwilowo zostało pokonane, ale nie na długo. Pojawiła się inkwizycja, która w całości zaprzeczała idei Kościoła Chrystusowego (nie zabijaj). Kościół wprowadził zakazy i nakazy. Sam zajął się działalnością państwową, komercyjną, wojskową. Misyjny charakter Kościoła pozostał w jego tle. Pojawił się obowiązek spowiedzi i inne nakazy, np. bezwzględne posłuszeństwo względem hierarchii kościelnej. Kościół nie tylko oddziaływał na zewnątrz swoich murów, ale oddziaływał w środku na swoich kapłanów. System hierarchiczny podzielił sługi Boże. W większości dobro pozostało w niższych stanach, a zło panoszyło się na jego szczytach. Celibat, sprzeczny z ludzką naturą, doprowadził niektórych do dewiacji. Obecnie  ujawniły się tego skutki. Ludzkość nie dorosła do wyrzeczeń. Nie udźwignęła nałożonego  krzyża. Pokazała swoją niedoskonałość. Dla wielu, instytucja kościelna jest synonimem zła, miejscem piekła na ziemi. Wykształceni kapłani, którzy przynajmniej rozumowo winni  spełniać swoje nałożone obowiązki, sami dają przykład zgorszenia. Co mogą powiedzieć zwykli śmiertelnicy małej wiedzy. Zamiast głoszenia idei doskonałości Boga i wiary z instytucji kościelnych wypływa zło. Ujawniona pedofilia nie jest ostatnim grzechem kapłanów. Ujawniono praktyki gwałcenia i molestowania zakonnic. W Afryce panowała epidemia HIV. Zainteresowanie przeszło na zakonnice, które były “czyste”. Praktyka aborcji ciężarnych zakonnic stała się normą. Kapłani co innego głoszą, a co innego czynią. Pozbawieni normalnego życia erotycznego są nieprzyjemni, niedostępni, wyobcowani. Ciężko integrują się z wiernymi.

          Przyszłość szykuje się w nie najlepszych kolorach. Nadzieją są ludzkie sumienia, w których przechowywany jest idea Kościoła Chrystusowego. Kościół nie zniknie, bo wierni z potrzeby serca będą próbowali go reaktywować. Przywrócenie prawdziwej nauki Chrystusowej będzie trwać latami. Kościół sam musi się oczyścić, likwidując błędy popełnione od samego początku powstania swojej doktryny. 

Mój sceptycyzm

       W ostatnich postach prezentowałem badania prowadzone w tematyce antygrawitacyjnej. Czego ja się nauczyłem? Przekonało mnie stwierdzenie, że zjawiska grawitacyjne są skutkiem, a nie przyczyną. Prezentowane zjawiska elektromagnetyczne są innej natury niż zjawisko grawitacji. Jeżeli można mówić o antygrawitacji to prawdziwe jest stwierdzenie, że jest to raczej wytwarzanie sił przeciwnych do grawitacji (siły nośne), a nie znoszenie grawitację (wyciszanie). Zjawiska elektromagnetyczne rządzą się swoimi prawami i nie są kompatybilne z siłami grawitacyjnymi. Owszem pola te oddziałują na siebie, ale dzieli ich skala sił oddziaływań.

         Zasada entropiczna jest ciekawa, ale dla mnie zbyt teoretyczna.

         Z przykrością stwierdzam, że nie daje wiary wnioskom prezentowanych badań i efektom lewitacji. Nie zaprzeczam, że zjawiska lewitacji (unoszenia) nie miały miejsca, ale jak wyżej napisałem nie są one antygrawitacyjne. Samoloty też “lewitują” bazując na wytworzonej sile nośnej.

        Przedstawiłem badania by rozbudzić ciekawość i zachęcić do dalszych poszukiwań. Może jedna nieopatrznie rzucona myśl stanie się wielkim odkryciem i przełomem w nauce, czego życzę sobie i Wam drodzy czytelnicy.

Efekt Hutchinsona

       John Hutchinson (ur. 1939) Kanadyjczyk  jest wynalazcą, który pracuje nad polem energii punktu zerowego., kontynuował prace Nikli Tesli.  John chciał zgłębić tajniki pracy słynnego naukowca i przynajmniej częściowo odtworzyć badania przeprowadzane tuż przed jego śmiercią. W kręgu zainteresowań Hutchisona leżały przede wszystkim cewki Tesli oraz aparatura do generowania silnego pola elektromagnetycznego. Któregoś dnia, podczas jednego z eksperymentów, John poczuł uderzenie w ramię. Okazało się, że trafił go niewielki kawałek metalu. Po odłożeniu go na miejsce fragment ponownie poszybował w kierunku Johna. To był początek przedziwnej kariery “nawiedzonego” Kanadyjczyka. John Hutchison odkrył, że jego aparatura (cewki Tesli, generatory etc.) wytworzyła szczególne pole elektromagnetyczne, które zniosło grawitację na pewnym obszarze w określonym czasie. John doszedł do wniosku, że chodzi tu o konkretną częstotliwość, która wydaje się oddziaływać z grawitacją i stanowić dla niej przeciwwagę.

          Od tego momentu rozpoczęła się seria eksperymentów; ciężkie kawałki metalu unosiły się w powietrzu, klucze francuskie uderzały z łomotem o sufit, a metalowe sztaby kruszyły się w zadziwiający sposób. John nie krył się ze swoim wynalazkiem. Zaprosił do siebie dwóch obserwatorów, sąsiadów z tego samego budynku. Jednym z nich był Mark Murphy z Canadian Pacific Air. Obaj w szoku obserwowali latające obiekty i wyginający się metal. Wtedy też po raz pierwszy John zaobserwował inne bardzo dziwne efekty działania swojej maszynerii. W szkle wystawionym na jej działanie pojawiały się otwory, metal i guma łączyły się w jedno, aluminium ulegało sproszkowaniu, a chromowanie odpadało z sykiem od powierzchni nią pokrytej. Wszystkie wyżej wymienione obserwacje dokonane zostały podczas pracy maszyny z poborem mocy w granicach 75–4000 W i napięciu 110 V. Co ciekawe, efekty oddziaływania maszynerii nie ograniczały się wyłącznie do laboratorium. Lewitacje obiektów i wibracje metalowych przedmiotów dawało się zaobserwować w całym budynku.

          W 1980 r. Johna odwiedza naukowiec, dr Mel Winfield. Po wielu dniach obserwacji i serii zdjęć, Winfield zdumiony opuszcza laboratorium Johna. Pozostaje z naukowcem w stałym kontakcie. Po kilku latach dr Mel publikuje swoje wspomnienia z eksperymentów w książce “The Science of Actuality“. Winfield potwierdza odkrycia Johna i dokładnie opisuje lewitację przedmiotów oraz zmianę stanu ich skupienia. Informacje o niezwykłym naukowcy docierają do samej góry. Alex Pezarro, przyjaciel Johna, spotyka się z urzędnikami federalnymi w Waszyngtonie i uzyskuje obietnicę wsparcia ze strony rządu amerykańskiego. Niedługo później Hutchison zmienia miejsce zamieszkania i przenosi się do północnego Vancouver.

          W 1983 r. następuje przełom. Do Johna zgłasza się wojskowa jednostka naukowo-badawcza Los Alamos National Laboratories i wspólnie z wynalazcą podejmuje się przeprowadzenia serii eksperymentów. Efekty są szokujące, przedmioty lewitują, woda w kranach się pieni, a w laboratorium pojawia się dziwna mgła i utrzymuje do końca badań. I choć wszystko zostaje nagrane kamerą wideo, to materiały te nigdy nie ujrzały światła dziennego. John wielokrotnie domagał się ich upublicznienia, ale jego starania spełzły na niczym. Ekipa z Los Alamos odchodzi z laboratorium Johna i więcej się nie pojawia. Szczęście na chwilę opuszcza Hutchisona, a wkrada się niepokój i strach. John dostaje pierwsze anonimowe listy z pogróżkami, a próby uzyskania dofinansowania na badania są blokowane przez członków grupy z Los Alamos.

Niezrażony niepowodzeniami John urządza kolejną prezentację, tym razem dla przedstawiciela koncernu McDonnell Douglas. Zaraz potem w laboratorium Hutchisona pojawiają się naukowcy z NASA (Dennis Edmonson) oraz kolejna ekipa telewizyjna CKVU T.V., której udaje się nagrać niesamowite zjawiska.

          W 1986 r. Instytut Maxa Plancka otrzymuje stopione kawałki metalu do ekspertyzy. Jej wynik był zaskakujący. W strukturze wykryto anomalie i stwierdzono niezwykle gwałtowne zmiany na poziomie molekularnym. Z finansową pomocą przychodzi Boeing i ofiarowuje 80 000 dol. na dalsze badania.

          W 1989 r. wszystko wydaje się iść po myśli wynalazcy. John uradowany planuje wyjazd do Niemiec w celu przeniesienia laboratorium do Instytutu Maxa Plancka. Tuż przed odlotem sprzęt zostaje zatrzymany przez nieokreślone służby i wysłany w nieznane miejsce. John nie odzyskuje go już nigdy, a powód zatrzymania jest prozaiczny: maszyneria stanowiła zagrożenie dla otoczenia, a część podzespołów była w posiadaniu Johna nielegalnie. Od tego czasu przez kilka następnych lat John nie jest w stanie prowadzić dalszych badań. Dopiero w 1996 r. wynalazca skompletował nowy zestaw urządzeń (wiele z nich to oprzyrządowanie ze statków wojennych) i próbował odtworzyć zjawiska, które przyniosły mu sławę. Efekt był bardzo marny. Sława Johna Hutchisona blednie, gdy pojawiają się pierwsze zarzuty o fabrykowanie dowodów (nieudolne) i rozsiewanie absurdalnych teorii spiskowych.

          John Hutchison sprzedał swoje mieszkanie wraz z zawartością i zamieszkał z żoną w minivanie wypełnionym po brzegi pozostałościami z laboratorium. Sponsorowany przez niemieckich naukowców, jeździ po USA, uciekając przed agendami rządowymi (lub demonami własnego umysłu) i wciąż głosi szalone tezy o antygrawitacji.

          Fale elektromagnetyczne o określonej częstotliwości mogą generować stan w której nie istnieje grawitacja. Przestrzeń zmienia swoje właściwości.

          Ile są warte badania Johna Hutchisona – nie wiem, ale podziwiam jego pasję szukania odpowiedzi. Nauka jeszcze nie raz nas zaskoczy. Otworzyliśmy puszkę Pandory i wkroczyliśmy w Świat bajkowy.

Grawitoplan Grebiennikowa na cenzurowanym

          Od wielu lat największym marzeniem fizyków jest odkrycie tajemnicy antygrawitacji.  Ostatnio ukazały się materiały Wiktora Grebiennikowa (1927-2001) rosyjskiego entomologa, który ponoć skonstruował platformę lewitacyjną

pokonującą siłę grawitacji. Od razu zaznaczę, że jego odkrycia są podejrzane i niewiarygodne, ale jak ktoś ujął to ciekawie:  dla naukowców to brednie, a dla młodych są inspiracją. Niosą w sobie ładunek  emocjonalny i twórczy. Grebiennikow opisał szczegółowo swój wynalazek w wydanej w 1988 roku książce “Moj mir” (Mój świat). W książce opisał szczegółowo poczynione odkrycia oraz wrażenia z lotu nad okolicą, w której znajdowało się jego laboratorium.

         W 1981 roku Wiktor Grebiennikow prowadził w okolicach Nowosybirska badania owadów żerujących w uprawach lucerny. Przeczesując pole lucerny z siatką na motyle w dłoni, wyłapywał owady, liście i kwiaty, po czym zamykał je w szklanym słoju. W słoiku zauważył zachowania lewitujące owada. Obserwując owada pod mikroskopem obserwował trójwymiarową chitynową  strukturę  jego skrzydeł. Wyciągnął wniosek, że tak struktura jest  emiterem efektu struktury jamy (zwany również efektem struktur porowatych. Powstająca jama zasysa pole grawitacyjne, powstają siły  antygrawitacyjnych EPS (z rosyjskiego: effiekt połostnych struktur).

      Z podobnym efektem struktury jamy zetknął się  nad wyschniętym jeziorem na Syberii. Odpowiedź przyszła wiele lat później, gdy Grebiennikow wybrał się w to miejsce ponownie i ujrzał osuniętą skarpę. Tu i ówdzie znalazł walające się szczątki pszczelich gniazd (dokładnie były to gniazda smuklika – pszczoły ziemnej) z komórkami lęgowymi – malutkimi “dzbanuszkami”, których szyjki stopniowo się zwężały. Grebiennikow pozbierał resztki owych dzbanuszków, zawiózł je do laboratorium i umieścił na stole. W pewnym momencie, chcąc po coś sięgnąć, przesunął ręką nad szkłem i poczuł ciepło. Dzbanuszki były jednak zimne. Ponad nimi odczuwało się jednak wyraźny wzrost temperatury.

       Jak stwierdził, przyczyną jego dziwnych odczuć była konfiguracja były rozmiary, ilość, kształt i wzajemna konfiguracja otworków komórek wytworzonych z dowolnego ciała stałego. Grebiennikowowi udało się sztucznie wywołać podobne efekty – układał z różnych materiałów pęki rurek o średnicy ołówka, za każdym razem uzyskując takie same efekty. Grebiennikow wykonał później cały zestaw przyrządów z plastiku, papieru, metalu i drewna. Uzyskaną siłę EPS mógł wykorzystywać do lewitacji, telekinezy i do urządzenia likwidującą bóle głowy. Takie urządzenie pracowało w szpitalu rosyjskim.

        Plonem późniejszych prób Grebiennikowa było latadło (Grawitoplan)- platforma antygrawitacyjna wykorzystująca do działania pewien określony wzór owadzich mikrostruktur. Urządzenie poruszało się bezgłośnie, a jego działaniu towarzyszyły różne ciekawe efekty. Na przykład latadło momentami było praktycznie niewidzialne i nie rzucało cienia, zaś eksperymentom z latadłem towarzyszyły zakłócenia w upływie czasu – na początku lotu zegarek Grebiennikowa spieszył się, pod koniec zaś pokazywał godzinę prawidłowo. Grebiennikow używał grawitoplan głównie w celach entomologicznych, żeby szybko się przemieszczać pomiędzy stworzonymi przez siebie rezerwatami.

       Ponoć jego obiekt latający obserwowała wielu świadków.

Historia ta ujawnia ludzkie marzenia. Czas pokaże, że jest coś na rzeczy.

Entropiczna teoria grawitacji

          Pogląd na temat grawitacji nadal pozostaje otwarty. Einstein zbudował model oddziaływania grawitacyjnego jako zakrzywienie przestrzeni. Ten model nie odpowiada na wszystkie pytania. Obecnie pojawiła się entropiczna teoria grawitacji bazująca na pojęciu entropii w powiązaniu z termodynamiką.

          W 2009 Erik Verlinde odsłonił model konceptualny, opisujący grawitację jako siłę entropiczną. 6 stycznia 2010 opublikował on przeddruk w 29-stronnicowej pracy, zatytułowanej Pochodzenie grawitacji i praw Newtona[. Praca została opublikowana w Journal of High Energy Physics w kwietniu 2011 Odwracając logikę trwającą od 300 lat, argumentował, że grawitacja jest konsekwencją „informacji związanej z pozycją ciał materialnych”. Model ten łączy termodynamiczne podejście do grawitacji z zasadą holograficzną Gerardusa’t Hoofta. Oznacza ona, że grawitacja nie jest oddziaływaniem podstawowym, lecz zjawiskiem emergentnym, wynikającym ze statystycznego zachowania mikroskopijnych stopni swobody, zakodowanych na holograficznym ekranie. Publikacja wywołała szeroki odzew w środowisku naukowym. Andrew Strominger, teoretyk teorii strun z Harvardu, powiedział: „Niektórzy mówią, że to nie może być prawda, inni, że to prawda, a my już to wiemy − jest to prawdziwe i głębokie, prawdziwe i banalne.”

          Entropiczna grawitacja, w formie zaproponowanej przez Verlinde’a w jego oryginalnej publikacji, reprodukuje równania pola Einsteina, a w przybliżeniu newtonowskim odtwarza potencjał pola sił grawitacyjnych, 1/r2. Ponieważ nie wprowadza żadnych nowych przewidywań, nie można jej sfalsyfikować obecnymi metodami eksperymentalnymi.

          Co więcej, entropicznej grawitacji w jej obecnej formie rzucono wiele wyzwań na gruncie formalnym. Matt Visser, profesor matematyki na University of Wellington, NZ, w „Conservative Entropic Forces” wykazał, że próby modelowania konserwatywnych sił w ogólnym przypadku newtonowskim (czyli arbitranych potencjałów i nieograniczonej ilości mas dyskretnych) prowadzi do niefizycznych wymagań dla potrzebnej entropii, i wprowadza nienaturalne liczby [temperature baths] o różnych temperaturach. Napisał:  Nie ma uzasadnionej wątpliwości co do fizycznej realności sił entropicznych, nie ma też wątpliwości, że klasyczna (i pół-klasyczna) ogólna teoria względności jest blisko związana z termodynamiką. Bazując na pracy Jacobsona, Thanu Padmanabhan oraz innych, istnieją dobre powody do przypuszczeń, że jest możliwa w termodynamiczna interpretacja w pełni relatywistycznych równań Einsteina. Czy szczególne propozycje Verlinde’a  są bliskie takiej fundamentalności – czas pokaże. Raczej barokowa konstrukcja, potrzebna do odtworzenia newtonowskiej grawitacji n-ciał, w wydaniu Verlinde’a, z pewnością wymaga zastanowienia.

          W kontekście wyprowadzenia równań Einsteina z perspektywy termodynamicznej, Tower Wang wykazał, że inkluzja zachowania energii i pędu, homogeniczności kosmologicznej oraz izotropii silnie ogranicza szeroką klasę modyfikacji potencjałów entropicznej grawitacji, z których niektórych używa się do uogólnienia entropicznej grawitacji poza pojedynczy przypadek entropicznego modelu równań Einsteina. Wang zastrzegł, że  Kolejną dziedziną krytyki entropicznej grawitacji jest łamanie przez nią koherencji kwantowej. Eksperymenty z ultra zimnymi neutronami w polu grawitacyjnym Ziemi pokazują, że neutrony leżą na poziomach dyskretnych, jak przewiduje równanie Schrödingera, według którego grawitacja ma być konserwatywnym polem potencjału, bez czynników dekoherencyjnych. Archil Kobakhidze twierdzi, że wyniki te obalają entropiczną grawitację.

Efekt Casimira

          Wkraczamy w świat bajkowy, w dzisiejszą rzeczywistość.  Pisałem, że próżnia nie do końca jest pusta. W próżni powstają wirtualne cząstki, które niemal natychmiast znikają dzięki fluktuacjom kwantowych. Mówiąc o cząstkach trzeba mieć na myśli ich strukturę falową o konkretnych długościach fal. W tej przestrzeni mówiąc o cząstkach materialnych jest nieporozumieniem. Powstające cząstki wywierają ciśnienie. Obecna technika pozwala na robienie pomiarów bardzo małych oddziaływań. Jeżeli do  próżni wprowadzi się dwie płytki  przewodzące, pozbawione ładunku, o idealnej powierzchni, w odległości bardzo małej < d >, to pomiędzy nimi też powstają cząstki wirtualne, ale o długościach kolejnych fal harmonicznych np. d/2, d/3. Fale o innych długościach będą bardzo silnie tłumione. Powstałe cząstki również wywierają ciśnienie na płytki ale od wewnątrz. To zjawisko przewidział w roku 1948 holenderski fizyk Hendrik Casimir. Różnica ciśnień zaowocuje powstaniem siły zwanej Casimira którą można  obecnie mierzyć. Wykonane badania laboratoryjne w 1997 roku potwierdziły zjawisko. Próżnia nie do końca jest pusta.

          Nauka wkroczyła na teren do tej pory  niedostępny dla człowieka. Tajemnica boskiej koncepcji struktury świata została odkryta. Co się z tym wiąże nauka pokaże w przyszłości. Dziś wiadomo, że w głębinach wiedzy o materii jako takiej trzeba zapomnieć. Materia jest wytworem, a nie istnieniem samym w sobie. To stwierdzenie burzy dotychczasowym ogląd świata. Trzeba zrewidować całkowicie wiele dziedzin życia w tym filozofię (np. ontologię nauka o bytach) i teologię (powstanie świata, tchnienie boskiej mocy itd. ). O takim stanie nauki powinni dowiedzieć się biskpi, kapłani, katecheci którzy głoszą, wobec obecnej wiedzy – nie prawdę. Nauczyciele religii muszą wyprzedzać inne dziedziny, bo głoszą fundamenty wiedzy. Na ich naukach młode pokolenia budują sobie obraz świata. Gdyby Kościół skorzystałby z tej mądrości, to jakby wzrósłby jego autorytet? 

          Przed nami pojawiają się nowe wyzwania. Terenem niezbadanym do końca jest pochodzenie sił grawitacyjnych. Jeżeli podważa się istnienie materii jako takiej, to wiedza na temat grawitacji staje się niepewna, niewystarczająca. Gdyby nauka znała by  odpowiedzi na stawiane pytania to można by pomyśleć o uwolnieniu się od niej. W przestrzeni naukowej pojawiają się teorie i nowe hipotezy ja: energia punkt zerowego,  hipoteza grawitacji Verlinde, Efekt Hutchinsona, czy grawitoplan Grebiennikowa.  Przyszłość rysuje się bardzo ciekawie.

Dotyk

          Miłość jest uczuciem najwyższej wartości. Jednym z jej objawów jest dobry dotyk. Tworzy on platformę wzajemnej interakcji, po której wędrują, w oba kierunki, wyrazy uczucia. Bez dotyku miłość zamienia się w pragnienie i poczucie niespełnienia. Pragnienie jest rodzajem cierpienia. Paradoksem jest cierpienie przez kochanie. Pisząc list do kochanej osoby, przez pisak, przelewa się strumień ludzkich uczuć. Każda litera zaznaczona jest energią pozytywną. Nie tylko jest znakiem informacyjnym, ale niesie ludzkie emocje.

           Nie należy unikać dobrego dotyku. Pięknym widokiem są staruszkowie trzymający się za ręce. Mogą nie wypowiadać słów, a i tak się rozumieją.

Człowiek kochający spragniony jest miłosnego spojrzenia, dotyku (o zmysłowym dotyku, kompozycji Rubika, pięknie śpiewa Edyta Górniak), ciepłych słów. Dotyk jest sztuką przekazywania swoich uczuć. Jest wyrazem akceptacji drugiej osoby. Nie powinno się rezygnować z podawania ręki przy przywitaniu. Wokół osób zakochanych generuje się aura (niektórzy zdolni na zjawiska paranormalne ją widzą) energii, która ich otacza, spaja i dostarcza spełnienia. Między matką a dzieckiem dotyk jest nawet ważniejszy niż jedzenie. W zamyśle Stwórcy jest apogeum dotyku, który objawia się konwulsjami ciała i brakiem kontroli nad ciałem. Ciała płoną żarliwością. Tworzą się różne substancje narkotyczne jak: amfetaminy, fenyloetyloaminy, serotoniny, adrenaliny, oksytocyny. Serce bije szybciej i wzrasta ciśnienie. Człowiek czuje się szczęśliwszy. Oksytocyna jest hormonem przytulania. Uwalnia się w przysadce mózgowej. Maksymalny poziom osiąga się w czasie orgazmu. Endorfiny wzmacniają układ odpornościowy, redukują stres i łagodzą ból.

        Maria Magdalena kochając Jezusa pragnęła przywitać się z Nim, uściskać, widząc Go Zmartwychwstałego (por J 20,17). Kobiety (Maria Magdalena, Joanna i Maria, matka Jakuba; i inne Łk 24,10; i Salome Mk 16,1) widząc Jezusa objęły Go za nogi i oddały Mu pokłon (por Mt 28,9).

        Spotkałem w życiu osoby pozbawione potrzeby dotyku. Mówi się o nich, że są zimni jak lód. Nie do końca jest to prawdą, ale należy im współczuć. Sami sobie odbierają radość, która jest blisko. Trzeba tylko się na nią otworzyć.

        Dotyk może być pięknym gestem, przeżyciem, może też być bolesny, perwersyjny. Granicy między dwoma skrajnymi dotykami nie można zdefiniować. Zależy to od każdej sytuacji oddzielnie. Człowiek sam musi wyczuć, czy przekroczył granicę dobrego/złego dotyku. Granica ta dotyczy wszystkich – małżeństw jak i homoseksualistów.

Kwestia zabijania zwierząt

          Aby nie ulegać emocjom przywołam fakty. Zwierzęta mięsożerne muszą zabijać. Nawet kot nie karmiony mięsem ginie, albo skraca mu się życie. W przypadku ludzi można zaradzić konieczności zabijania, ale zwierzę ma do tego prawo dane przez Stwórcę. Zabijanie dla celów przeżycia mieści się w koncepcji Boga. Świat zwierzęcy jest tego przykładem. Z punktu widzenia ludzkiego można się tym gorszyć. Pychą jest twierdzić, że można było świat urządzić inaczej, lepiej, bezkrwawo. Otóż nie. Jeżeli pojawia się zgorszenie, to znaczy, że nie ma zdolności do zaakceptowania zamysłu Bożego.

          Wiele ludzi podjęło decyzje zaniechania pokarmów mięsnych. Ważne jest z jakich pobudek? Jeżeli wynikają one z troski o zwierzęta,  z litości do ich cierpień, to takiemu postępowaniu oddaję pełny szacunek. Więcej, myślę, że takie osoby wzniosły się na wyższy poziom moralny, stopień doskonałości i miłości Chrystusowej. Ich wrażliwość na cierpienia zwierząt jest budująca, pedagogiczna i jest przykładem dla innych. Natomiast jak jest powodem do wywyższania swoich walorów względem innych jest nieporozumieniem.

          Może w koncepcji Boga jest miejsce na ewolucyjną zmianę w wyżywieniu? Może jest programem ludzkiej doskonałości. W sytuacji, gdy nie ma się pewności w znajomości koncepcji Stwórcy należy podporządkować się regułom wypracowanych przez lata. Tak jest bezpiecznie i mądrze dla ludzkiego zbawienia.

           Można snuć filozoficzne dywagacje, dlaczego Bóg tak urządził Świat, ale fakty (o których wspomniałem) przemawiają za tym, że żyjemy w świecie ukształtowanym i najlepszym z możliwych. Jak mówią lekarze, białko zwierzęce jest konieczne do rozwoju, zwłaszcza młodych organizmów. Człowiek jest zdolny opracować odpowiednie zamienniki. Stwórca dał mu zdolność przetwarzania własnego środowiska: “Czyńcie sobie Ziemie poddaną” (por Rdz 1,23). Wolność którą otrzymał w darze niech zostanie użyta w słusznych sprawach. Nigdy nie może być użyta przeciw drugiemu. Na to pozwolenia człowiek nie otrzymał.

           Zabijanie zwierząt powinno odbywać się na sposób humanitarny i bez cierpień. Przy obecnej technice nie jest to takie trudne.

Modlitwa Pańska po nowemu

          Wracam do tematu modlitwy Pańskiej “Ojcze nasz”.  Sprowokował mnie papież Franciszek, który podczas audiencji generalnej powiedział, że Bóg nie wodzi na pokuszenie. – Ojciec nie zastawia pułapek na swoje dzieci – tak tłumaczył swe przekonanie o konieczności zmiany słów w tłumaczeniu modlitwy “Ojcze nasz”.

           Przyznam się, że od dawna wypowiadając słowa modlitwy Pańskiej używam zwrotu “i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie “.  Pisałem na ten temat na blogu w dniu 24.11.2017 r. Ta wersja modlitwy już się u mnie zadomowiła na dobre. Podczas kolędy w styczniu 2019 próbowałem podjąć na ten temat z kapłanem, który nas odwiedził. Moje sugestię zbył słowami: “że było dobrze i nie trzeba nic zmieniać“. Odebrałem jego stanowisko jako zgorszenie, że pogląd kapłana reprezentujący Kościół różni się od poglądów jego zwierzchnika papieża.

          Nie znam historii formowania tej modlitwy w ujęciu katechetycznym. Dziwi mnie, że ten problem ma miejsce w modlitwie Pańskiej także w wersji francuskiej (pisałem o tym w 2017 roku). Po słowach papieża domyślam się, że problem ten jest też w innych językach, religiach chrześcijańskich (u luteran). Skąd to się wzięło i jaki był cel? Tłumaczenie ewangelii mówi wyraźnie: i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie (Mt 6,9–13; Łk 11,1–4). Jak mówi Franciszek: “bez względu na to, jak rozumie się tekst, należy wykluczyć to, aby to Bóg był “protagonistą pokus stających na drodze człowieka“. Jak mówił dalej: “To tak, jakby Bóg czaił się, by zastawić na swoje dzieci pułapki i sidła. Taka interpretacja sprzeczna jest przede wszystkim z samym tekstem i daleka od obrazu Boga, jaki objawił nam Jezus” – wyjaśniał Franciszek. Zaznaczył dalej, że nie można zapominać o tym, że modlitwa zaczyna się od słowa “Ojcze”. – A ojciec nie zastawia pułapek na swoje dzieci. Chrześcijanie nie mają do czynienia z Bogiem zazdrosnym, konkurującym z człowiekiem albo bawiącym się nim, by poddać go próbie. To są obrazy wielu bożków pogańskich – dodał papież. Przywołał słowa z Listu świętego Jakuba Apostoła: “Kto doznaje pokusy, niech nie mówi, że Bóg go kusi. Bóg bowiem ani nie podlega pokusie ku złemu, ani też nikogo nie kusi” (Jk 1,13) .

          W dalszej części papież przywołał szatana (który ontologicznie nie istnieje), ale jak sądzę, w celu podkreślenia, że nie chodzi o Boga, który kusić nie może.

          Jestem pod wrażeniem odwagi papieża Franciszka. Nie lęka się krytyki konserwatystów i fundamentalistów religijnych. Idzie pod prąd. Posługuje się rozumem  i rozsądkiem. Polski Kościół nie dorasta do jego poziomu.