Dobro

         Trudno jest zdefiniować pojęcie “dobra”.  Ten rzeczownik nie ma swojego podłoża, struktury. Nie można go dotknąć, schować, opakować itp. Jednak wszyscy się zgodzą, że dobro istnieje i ma w sobie wartość (aksjologiczną). Takie pojęcie i inne ująłem w pojęciu nie-bytu (funkcjonału), któremu nadaję charakter bytu. Sztucznie pojęcie materializuję, aby wskazać, że faktycznie istnieje. Takie modelowanie pojęć jest przyjęte w nauce. Nie opisują rzeczywistości ale ją tłumaczą. Takie pojęcia zmaterializowane można odnaleźć w fizyce (fala elektromagnetyczna). Do funkcjonałów zaliczam takie pojęcia jak dobro, miłość, miłosierdzie, zło. Funkcjonały rozchodzą się w przestrzeni, interferują (wzmacniają się albo wyciszają). Pojęcia te należą też do przestrzeni nadprzyrodzonej i do jej opisu. Według nauki chrześcijańskiej dobro jest paliwem dla świata rzeczywistego. Jest podobny do pojęcia energii ale nie jest tak czytelne. Dla funkcjonału trudno określić jednostkę i trudno ją zmierzyć. Z tych powodów trudno jest oszacować ich wielkości. Człowiek może tylko oceniać miarą subiektywną. Ocena ludzka zawsze jest względna i niedostateczna. Człowiek nie powinien wydawać sądów ostatecznych, bo one zawsze nie są prawdziwe i skażone są oceną subiektywną. Tylko Stwórca może oceniać wielkość dobra lub zła i Jemu zostawmy ten sąd ostateczny.

          Bóg operuje pojęciami funkcjonałów kompleksowo. Z racji swej potęgi wie że Miłość i Miłosierdzie mają przewagę nad złem. Bóg może darować winy przez własny wkład swojego Miłosierdzia. On wykupił ludzkie grzechy swoją ofiarą na krzyżu. Dobro wypływające z cierpienia ma moc wyciszania lub całkowitą likwidację zła. Chrześcijaństwo daje ludziom nadzieję całkowitego odkupienia win. Trzeba jednak całkowicie zaufać Bogu. Ten warunek jest konieczny, aby to się stało. Bóg szanuje wolę człowieka. Jeżeli człowiek chce odwrócić się od Boga ma do tego prawo. On również zachowa swoje życie wieczne, ale będzie istniał w oddaleniu od Boga na własną prośbę.

          Wiara w istnienie szatana jest nieporozumieniem. Jak pisałem, szatan ontologicznie nie istnieje. Można jednak go modelować z pojęcia zła. W fantazji można go przedstawiać na różne sposoby, w tym istoty podobnej do  człowieka (z rogami). W okresie dziecięcym takie malowanie diabła jest zrozumiałe, ale wchodząc w życie samodzielnego myślenia to przejaw infantylności.

          Przykładając powyższą miarę, nie uznaję także istnienia ontologicznego aniołów. Anioły to posłańcy Boga. Mogą to być zwykli ludzie, którzy podjęli się służbie bożej. Mogą to być również istoty duchowe osób zmarłych. Bogu niepotrzebni są pomocnicy. Bóg jednym słowem może stwarzać świat. Istoty anielskie jak i diabły tworzą dekoracje życia nadprzyrodzonego. Kto im przyznaje osobne, samodzielnie istnienie ten w jakiś sposób odchodzi od chrześcijańskiego Credo: “Wierzę w jednego Boga…

Chora religia

         Łatwo zarzucić mi, że jestem antyklerykałem, ale nie jest to prawdą. Chcę dziś zwrócić uwagę tylko na zjawiska negatywne które towarzyszyły powstawaniu doktryny chrześcijańskiej i działalności instytucji kościelnej, bazując na zdobytej wiedzy, własnych obserwacji i doświadczeniach  To co mam zamiar napisać nie dotyczy wszystkim kapłanów. W Kościele, zwłaszcza na niskich szczeblach hierarchii można spotkać wspaniałych kapłanów i sługi Boże. Tym poświęcę inny wykład.

          Przez lata głoszenia religii ujawniła się nie do końca zrozumiana koncepcja Stwórcy dotycząca symetrii dobra i zła. Tam gdzie zaistniało zło, tam pojawia się dobro i odwrotnie. Nauka Kościoła tłumaczy konieczność istnienia zła, aby dobro zostało uwypuklone na zasadzie kontrastu. Podobnie jak bez cienia nie można opisać światła. Nie do końca jest to dla wszystkich przekonywujące.

         Kiedy Jezus głosił swoją naukę (powstawało dobro, sacrum), równolegle, jego uczniowie walczyli o zajęcie najlepszego stanowiska przy boku Ojca. Jakub i Jan byli pod wpływem marzeń o mesjaszu politycznym, do którego chcieli się przyłączyć przez udział w jego rządach (profanum). Zwrócili się oni do Jezusa słowami: Daj nam, żebyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, drugi po lewej Twojej stronie (Mk 10,37).   

          Po śmierci Jezusa ewangeliści opisali działalność Jezusa i Jego naukę, pisząc ewangelie. Do swoich tekstów wprowadzili własne koncepcje teologiczne (głównie Mateusz, Łukasz). Nauka Jezusa została skażona ludzkim oglądem boskich spraw. W Ewangelii Jana zakotwiczyła się panująca gnoza. Z samego początku chrześcijaństwa wkradał się ludzki interes i ludzki zamysł. Doskonała idea chrystianizmu – sacrum  szła w parze z profanum ludzkich pragnień.

        Do gwałcicieli nauki Jezusa można zaliczyć również św. Pawła i wczesnych teologów i ojców Kościoła. Św. Paweł, który z pewnością zasłużył się w formułowaniu doktryny chrześcijańskiej popełnił szereg błędów (opisałem to w książce pt. Listy Pawła Apostoła w wierze rozumnej świeckiego teologa, Coriolanus 2010). Jezus głosił równość pomiędzy kobietą a mężczyzną. Traktował ich jako dzieci Boże. Paweł pod wpływem faktów historycznych, tradycji nie był do końca przychylny kobietom. Nie miał do nich zaufania. Ograniczał ich statut względem mężczyzn. Narzucał kobietom konieczność odpowiedniego stroju i nakrycie głowy (1 Kor 11,1–16; 1 Tm 2,9).  kobietom nie wolno było pokazywać się w miejscach publicznych z odkrytą głową: Każda zaś kobieta, modląc się lub prorokując z odkrytą głową, hańbi swoją głowę; wygląda bowiem tak, jakby była ogolona (1 Kor 11,4–5); Nie wypada bowiem kobiecie przemawiać na zgromadzeniu (1 Kor 14,35).  Paweł podtrzymał historyczną dyskryminację kobiet. Nauczać zaś kobiecie nie pozwalam ani też przewodzić nad mężem, lecz [chcę, by] trwała w cichości. Albowiem Adam został pierwszy ukształtowany, potem – Ewa.  I nie Adam został zwiedziony, lecz zwiedziona kobieta popadła w przestępstwo.  Zbawiona zaś zostanie przez rodzenie dzieci; [będą zbawione wszystkie], jeśli wytrwają w wierze i miłości, i uświęceniu – z umiarem (1 Kor 2,12–15). Według jego poglądu; Podobnie i kobieta: niezamężna i dziewica troszczy się o sprawy Pana, o to, by była święta i ciałem, i duchem. Ta zaś, która wyszła za mąż, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać mężowi (1 Kor 7,32–34).

           Stanowisko Pawła było ortodoksyjne w sprawie wiary: “Gdyby wam kto głosił Ewangelię różną od tej, którą [od nas] otrzymaliście – niech będzie przeklęty!”  (Ga 1,9); “nie wolno wykraczać ponad to, co zostało napisane (1 Kor 4,6). Przyczynił się do dogmatyzacji wiary. Paweł silnie akcentował ontologiczne istnienie aniołów i szatana.  Był zwolennikiem dyscyplinowania wiernych: “Dlatego też karć ich surowo, aby wytrwali w zdrowej wierze (Tt 1,13). Niewolnictwo uważał za coś normalnego. Paweł głosił konieczność opłacania kapłanów za ich prace duszpasterską i misyjną, tym samym dał przyzwolenie dla koncepcji  opłacania pracowników Kościoła –  kapłanów.

          Doktryna chrześcijańska ulegała dogmatyzacji. Wprowadzenie celibatu wprowadziło zagrożenie dla normalności ludzkiego życia. Nie łatwo jest panować nad popędem seksualnym. Pojawiło się źródło przyszłych wypaczeń. Apogeum nieczystości pojawiło się ok. X/XI wieku. Z zasady wspomnianej już symetrii dobra i zła powstał zakon cluniacki, a potem zakony żebracze. One to w zasadzie uratowały Kościół. Zło które zakorzeniło się w środku Kościoła, chwilowo zostało pokonane, ale nie na długo. Pojawiła się inkwizycja, która w całości zaprzeczała idei Kościoła Chrystusowego (nie zabijaj). Kościół wprowadził zakazy i nakazy. Sam zajął się działalnością państwową, komercyjną, wojskową. Misyjny charakter Kościoła pozostał w jego tle. Pojawił się obowiązek spowiedzi i inne nakazy, np. bezwzględne posłuszeństwo względem hierarchii kościelnej. Kościół nie tylko oddziaływał na zewnątrz swoich murów, ale oddziaływał w środku na swoich kapłanów. System hierarchiczny podzielił sługi Boże. W większości dobro pozostało w niższych stanach, a zło panoszyło się na jego szczytach. Celibat, sprzeczny z ludzką naturą doprowadził niektórych do dewiacji. Obecnie  ujawniły się tego skutki. Ludzkość nie dorosła do wyrzeczeń. Nie udźwignęła nałożonego  krzyża. Pokazała swoją niedoskonałość. Dla wielu, instytucja kościelna jest synonimem zła, miejscem piekła na ziemi. Wykształceni kapłani, którzy przynajmniej rozumowo winni  spełniać swoje nałożone obowiązki, sami dają przykład zgorszenia. Co mogą powiedzieć zwykli śmiertelnicy małej wiedzy. Zamiast głoszenia idei doskonałości Boga i wiary z instytucji kościelnych wypływa zło. Ujawniona pedofilia nie jest ostatnim grzechem kapłanów. Ujawniono praktyki gwałcenia i molestowania zakonnic. W Afryce panowała epidemia HIV. Zainteresowanie przeszło na zakonnice, które były “czyste”. Praktyka aborcji ciężarnych zakonnic stała się normą. Kapłani co innego głoszą, a co innego czynią. Pozbawieni normalnego życia erotycznego są nieprzyjemni, niedostępni, wyobcowani. Ciężko integrują się z wiernymi.

          Przyszłość szykuje się w nie najlepszych kolorach. Nadzieją są ludzkie sumienia, w których przechowywany jest idea Kościoła Chrystusowego. Kościół nie zniknie, bo wierni z potrzeby serca będą próbowali go reaktywować. Przywrócenie prawdziwej nauki Chrystusowej będzie trwać latami. Kościół sam musi się oczyścić, likwidując błędy popełnione od samego początku powstania swojej doktryny. 

Model małżeństwa poprawnego

          Jest napisane: “Powiedziano też: Jeśli kto chce oddalić swoją żonę, niech jej da list rozwodowy. A ja wam powiadam: Każdy, kto oddala swoją żonę – poza wypadkiem nierządu – naraża ją na cudzołóstwo; a kto by oddaloną wziął za żonę, dopuszcza się cudzołóstwa” (Mt 5,31–32).

             To przykazanie domaga się omówienia, zwłaszcza dzisiaj, gdy króluje swoboda seksualna. Przejdę od razu do rzeczy. Gdy wieloletnie małżeństwo rozpada się  na skutek zmiany zainteresowań współmałżonka pojawia się grzech, bo tym uczynkiem rani się drugą osobę, która zawierzyła w chwili zawarcia swojego ślubu. Gdy w grę wchodzą dzieci, grzech jeszcze bardziej wyrazisty. Główną przyczyną rozpadu małżeńskiego jest nowa atrakcyjność pożądania seksualnego. Ten narkotyk jest decydujący i bardzo silny. Umysł zostaje wyłączony. Liczą się tylko zmysły. Konsekwencje zazwyczaj są  żałosne. Na cudzej krzywdzie trudno jest budować nowy związek.

            W tym dramacie małżeńskim trzeba zauważyć jeszcze inne przyczyny rozpadu – oziębłość wobec współmałżonka. Jest ona wielokrotnie tłumaczona brakiem czasu, dziećmi i obowiązkami. Taka argumentacja mnie nie przekonuje. Nie wierzę, aby brakowało czasu na przesyłanie w przelocie dnia znaków sympatii. To nie tak bardzo kosztuje, a sprawia drugiej osobie nadzieję, że wszystko nadal jest w porządku, że jest ciągłość uczuć i można czuć się bezpiecznie.  Osoba otrącona szuka nowych zabezpieczeń. W tym przypadku większą winę ponosi  partner, czy partnerka. Przez lenistwo w okazywaniu uczuć można zmarnować nie jedno małżeństwo.

           Utrzymywanie małżeństw pozorowanych nie sprawdza się. Zazwyczaj małżeństwo takie jest siedliskiem kłótni, awantur i wzajemnych pretensji. Lepiej jest odejść od siebie i zamknąć za sobą związek nie rokujący nadziei.

           Modelem małżeństwa poprawnego jest naturalne przejście od fascynacji seksualnej do miłości Chrystusowej. Trzeba traktować współmałżonka jako dzieło boże, które wymaga szacunku. Bagaż wzajemnych przeżyć, wspomnieć, wspólne dzieci, wnuki powinny silnie wiązać związek. Trzeba zobaczyć sens w jedności rodzinnej. To bogactwo, które nie można utracić. Miłość Chrystusowa jest gwarantem poczucia, że w życiu nie zrobiło się nikomu krzywdy. Cierpienia własne trzeba ofiarować Bogu, aby wypływające dobro złożonej ofiary mogło być użyte tam, gdzie można jeszcze naprawić to, co wkroczyło na drogę zła.

Światło

       Już w starożytności zastanawiano się, czym jest światło i z jaką prędkością rozchodzi się. Od Arystotelesa, Bacona i Kartezjusza sprawa nie była rozstrzygnięta. Lukrecjusz, rzymski poeta  (I w p.n.e.) przekonywał, że  światło biegnie z ogromną prędkością.

       Światłem zajął się Galileusz w XVII wieku. Jego eksperyment nie powiódł się, bo wykonywał badania z dokładnością, która była nieadekwatna do rzeczywistości. Jednak z badań tych można było wyciągnąć ważny wniosek. Światło ma prędkość skończoną.

          Pierwszy sensownego pomiaru prędkości światła dokonał Ole Christensen Romer (1644 –1676), duński astronom, obserwując opóźnienia w obserwacji księżyców Jowisza. Wyliczył, że prędkość ta wynosi  214 300 km/s. Na owe czasy był do wynik oszałamiający.

          James Bradley (1693 –1742), angielski astronom Królewski zbliżył się do dzisiejszego wyniku a mianowicie 301 000 km/s.

          W warunkach ziemskich francuski fizyk Armand Hoppolyte Fizeau (1819 –1896) wyliczył prędkość na 315 300 km/s.

          W 1862 roku Jean Bernard  Foucault (1819 – 1868) opracował metodę, w której zastosował wirujące zwierciadło, co pozwoliło na zmniejszenie odległości między zwierciadłem płaskim, a końcem z 8 km do kilku metrów. To udoskonalenie pozwoliło na pomiar prędkości światła nie tylko w powietrzu, ale również w innych ośrodkach materialnych, na przykład przeźroczystych cieczach, jak również i w próżni. Uzyskał on wynik 289 000 +- 500 km/s.

          Dzisiejsza definicja prędkości światła to wartość zatwierdzona przez siedemnasty międzynarodowy kongres wag i miar w 1983 roku, która to wartość wynosi 299 792 458 m/s.

          Z prędkością światła nauka sobie poradziła.  Trudniejszym pytaniem było. Jaka jest jego natura?

          Pierwszymi przesłankami świadczącymi o falowej naturze światła były wyniki obserwacji interferencji, dyfrakcji i polaryzacji. Te właściwości sugerowały, że światło jest falą. James Clerk Maxwel wysunął wniosek, że światło jest falą elektromagnetyczną.

           Kolejnym pytaniem było. Dlaczego światło (fala elektromagnetyczna) rozchodzi się w próżni? Na podobieństwo fal mechanicznych uważano, że do rozchodzenia fali potrzebne jest środowisko. Jak wytłumaczyć bieg światła w próżni. Wprowadzono hipotetyczny eter, który miałby wypełniać cały kosmos. Doświadczenia Michelsona Morleya wykazały, że eter nie istnieje. Problem nadal pozostał bez odpowiedzi. Do dzisiaj nie ma słusznej teorii na ten temat. M

Na to pytanie nauka jeszcze nie może odpowiedzieć. Idea eteru upadła wraz z doświadczeniem Michelsona Morleya i interpretacją Einsteina. Może na to pytanie odpowie szybko rozwijająca się fizyka kwantowa.

Na przełomie XIX i XX wieku badając zjawisko fotoelektryczne wysnuto wniosek, że światło ma naturę korpuskularną i można traktować światło jako strumień cząstek kwantowych. Dziś obie teorie są równoważne. Dzisiejszy pogląd dualności światła nie dziwi tak bardzo. Potrzeba do tego trochę wyobraźni. Cząstka kwantowa to porcja energii “wycięta” z łańcucha fali elektromagnetycznej.

           Światło jest czystą postacią energii, która pochodzi od jednego źródła – Stwórcy. On to ujawnił swoją wolę i moc w postaci zdolności, która jest napędem stwórczym. Z energii wyłania się materia i cała jej dynamika. Energia jest głównym narzędziem sprawczym. Do jej cudownych właściwości należy dualistyczna przynależność do świata nadprzyrodzonego i rzeczywistego. Energia łączy te światy. Ona pierwsza otrzymała status wieczności. Energia może przekształcać się, ale nigdy nie można jej unicestwić. Energia może zostać wycofana tylko przez Stwórcę. Jej stała prędkość, niezależna od prędkości układów odniesienia świadczy o jej niezależności. Prędkość światła wyznacza granicę prędkości wszystkich jej skutków (w tym materii). Prędkość większą niż prędkość światła mają tylko elementy świata nadprzyrodzonego, np. myśl, świadomość. Obserwowane zjawiska “splątania” w fizyce kwantowej są tematem badań nie tylko fizyków.

Depozyty

          W Piśmie Świętym niewiele jest treści o depozytach (1 Tm, Tm, 2 Mch 3). Są to pojęcia mówiące o  zabezpieczeniach jakie można nagromadzić za życia, aby w przyszłości w przyszłym świecie nadprzyrodzonym mogły wydać owoc wielokrotny. Są jakby inwestycją do spodziewanych zysków. Mówią też o roztropności zbieracza. Z rzeczywistości realnej nie można nic przemycić do świata nadprzyrodzonego tylko zasoby duchowe, funkcjonały dobra, pokłady nagromadzonej Miłości (Miłość do nieprzyjaciół, biednych, chorych i słabych). Takim depozytem dobra jest własna nieskazitelna dusza, która jest skarbem największym. Można swoją duszę złożyć w depozycie u Ojca Niebieskiego. On wie najlepiej jak ją wykorzystać w swoim projekcie stwórczym. Może dawcę czeka niebiańskie godne stanowisko (według oczekiwań przez synów Zebedeusza) na miarę swojej doskonałości.

          Jak uzbierać depozyt dobra mówi o tym Ewangelia św. Mateusza. Czystość zamiarów, jałmużny, modlitwy, dobre uczynki, opieka nad chorymi, akty pokutne. Należy być przy tym ostrożny, bo można je zmarnować za życia chełpiąc się nimi przed ludźmi: “Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie” (Mt 6,1).

         Pojęcie depozytu odnosi się do nauki Kościoła Świętego, doktryny wiary chrześcijańskiej. Chrześcijanie mają obowiązek troszczyć o ten depozyt wiary i wykorzystywać go głoszenia (przekazywać) tej nauki następnych pokoleniom i całemu światu: O, Tymoteuszu, strzeż depozytu

[wiary]

unikając światowej czczej gadaniny i przeciwstawnych twierdzeń rzekomej wiedzy” (1 Tm, 6,20).

         Modlę się za wszystkich, którzy uczestniczą w projekcie doświadczeń hiobowych, którego jestem, z moją rodziną, głównym bohaterem, przez widome znaki Bożej Opatrzności – zostaną wynagrodzeni. Nie mam do tego żadnych wątpliwości. Bóg wybiera niegodnych, aby w ten sposób pokazać wielkość swego Miłosierdzia i Miłości : “Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale powiedz tylko słowo, a mój sługa odzyska zdrowie” (Mt 8,8).

       Modlę się, abym jak Salomon, nie zmarnował darów, które na mnie spływają. Bo jarzmo, które wydaje się dzisiaj ciężkie, okaże się słodkie, a brzemię lekkie (por. Mt 11,3).

Wskoczyli do pędzącego pociągu

          4 czerwca oglądałem transmisję telewizyjną z uroczystości w Gdańsku. Jaka to była uczta emocji i wzruszeń! Czułem się jak 30 lat temu, pełen nadziei na lepsze zmiany. Udzielała mi się atmosfera życzliwości, wspólnoty, radości i  nadziei na przyszłość. Przez chwilę przełączyłem kanały na TVP. Poczułem się jakbym się przeniósł do innej rzeczywistości, z nieba do piekła. Więcej nie napiszę. Po prostu żal mi tych, którzy utknęli w kokonie sekty.

           W Gdańsku nie dostrzegłem ani jednego kapłana. Obrazek niezwyczajny. Sami sobie zasłużyli na ten niebyt. Postawili na niepewnego konia. Pytam się. Gdzie tak przysłowiowa mądrość Kościoła? “To są ślepi przewodnicy ślepych. Lecz jeśli ślepy ślepego prowadzi, obaj w dół wpadną” (Mt 15,14). Wybrani do rządu są żałośni. Sami przyznają, że mało umieją, a ich udział jest przypadkowy (np. pani Witek). To nie będzie rząd fachowców?! Prawdę powiedział premier: “wskoczyli do pędzącego pociągu“. Mógł sobie darować tę uszczypliwą uwagę. Zresztą, on słynie z niesmacznych komentarzy.

      Do Europarlamentu dostali się nagrodzeni politycy z klucza partyjnego: “Upominki i dary zaślepiają oczy mądrych” (Syr 20,29). Sam pan Krzysztof Jurgiel ze szczerością powiedział przed kamerą: “Znam lepszych, co ku*** nic nie wiedzą“; “Teraz wszyscy w krawatach. a ja jak ten wieśniak“. Filmik o tym wydarzeniu kursuje w internecie.

          Pozytywnie zaskoczył mnie Lech Wałęsa. Wyraźnie obniżył swoje ego. Lata robią swoje. Swoją prostą filozofią i swoją mądrością prostego człowieka przejdzie do historii. On sam sobie zapracował na wszystko co osiągnął. 

Skonstatował słowa podobne do moich: “Kościół obraził się na mnie“. Przykre słowa, które podobnie powtarzam. W rozmowie telewizyjnej ujawnił swój niesmak do znanych kapłanów, którzy okazali się niegodni.

          Atmosfera nadziei i mnie się udzieliła. Z tą nadzieją powróciłem do edytowania bloga wiara-rozumna. Syn wytłumaczył mi mechanizm spamów, które mnie tak denerwowały.  Nie trzeba się tym przejmować. Trzeba robić swoje. Wiem, że moje opracowania są oczekiwane przez niektórych czytelników. Pozdrawiam.

Iść pod prąd

         Kto rozważa sprawy religijne nieraz jest zadziwiony przebiegiem zdarzeń. Wśród logicznych zjawisk dzieją się te niezbadane, niezrozumiałe, okryte tajemnicą. Człowiek nieraz zastanawia się dlaczego tak się dzieje i jest tak nielogiczne. Nie od razu można zauważyć w nich sens. Przykładem są przykre zdarzenia losowe jak udar, zawał serca, które się zdarzają nie po to, aby człowiekowi dokuczyć, ale dać mu szanse dalszego życia w spokojnym tempie, rozważnym. W pierwszym odruchu pojawia się jednak obawa zbliżającego się końca życia – a może być odwrotnie. Może to oznaczać początek życia płodnego, twórczego. W większości zdarzeń sens ujawnia się później.

           Faktem jest, że irytujący jest brak wiedzy o przyszłości. Trudno planować i ustawiać się z wiatrem. Z drugiej strony niepewność jest fascynująca. W życiu toczy się swoista gra. Bez ryzyka, niepewności jest nudna. Przeciwności mobilizują do działania. Pokonać własne słabości, iść pod prąd, pokazać, że może być inaczej. Dopóki panuje się nad sytuacją, ma się odczucie władzy nad własnym losem. Dum spiro spero (póki oddycham, mam nadzieję lub póki oddycham nie tracę nadziei). Póki nadzieja, wszystko można pokonać i wiele może się zdarzyć. Stwórca mądrze to wymyślił, a my mamy do Niego pretensje, że nas chłoszcze i bije “basałykami”.

          Nam pozostaje zaufać. Nie namawiam do pokory, ale do twórczego gniewu. Przykładem był Jakub. Walczył z Bogiem zmuszając Go do błogosławieństwa (por. Rdz 27). W końcu Bóg przystał na jego warunki. Podobnie Abraham, targował się z Bogiem (Rdz 1,23–33). Nie odniósł zwycięstwa bo chciał za dużo, ale pokazał, że można walczyć z przeznaczeniem.  Mojżesz miał pretensje do Boga “Rzekł więc Mojżesz do Pana: «Czemu tak źle się obchodzisz ze sługą swoim, czemu nie darzysz mnie życzliwością i złożyłeś na mnie cały ciężar tego ludu?” (Lb 11,11).

          Bóg tak umiłował człowieka, że dopuścił, aby człowiek miał możliwość Jemu się sprzeciwić. Można zostać sługą w dobrej sprawie «Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich!» (Mk 9,34) , ale nigdy sługusem. Jak sądzę Bóg woli krnąbrnych, walczących, zbuntowanych. Tacy mogą odmieniać świat. Bogu nie są miłe klepane zdrowaśki, postawy fałszywej pobożności, bierność (grzech zaniechania). Niczemu to nie służy. Bóg oczekuje żarliwości wiary: “Gniewajcie się, a nie grzeszcie: niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce!” (Ef  4,26).

Dostrzec i odczytać

          Nie urodziłem się po to, aby być celebrytą, mężem stanu ani profesorem uczelnianym. Stwórca wyznaczył mi inną rolę. Z pozycji zwykłego inżyniera (geofizyka) i świeckiego teologa mam dawać świadectwo prawdy. Nie dane mi było miejsce na uniwersytetach lub uczelniach wyższych.  Ograniczony narzędziowo (możliwości jakie mają wyższe czelnie), bez kontaktów z ludźmi nauki, Kościoła, mam do dyspozycji literaturę i rozum. Muszę sobie radzić sam. Brak pomocy mądrzejszych zmusza mnie do intensywnej i rzetelnej pracy. Pozostało mi tylko fenomenologiczne podejście. Tego co mi brakowało, stało się moją siłą. Nie obciążony cudzymi ideami musiałem tworzyć na nowo pojęcia i narzędzia komunikacji. Tak pojawiły się pojęcia filozoteizmu, funkcjonału (dobra i zła), stanu Prawdy, stanu Dobra najwyższego. Nie jestem autorem wszystkich tych myśli, ale wiele cudzych zostało pogłębionych. Przykładem jest idea dynamicznej struktury świata. Wszelkie zjawiska przyrody widziane z perspektywy tej idei dają zupełnie inny obraz rzeczywistości. 

          Zupełnie inaczej pojmuję przekaz biblijny. Zgłębiłem, że Świat opiera się więcej na odczuwaniu niż doznawaniu. Zmysłowość jest w dalszym szeregu poznania. Liczy się uczucie, a w nim Miłość. We wnioskach końcowych najważniejszą rzeczą jest interaktywność osobowa. Liczy się relacja  interpersonalna. Na pierwszym miejscu jest Stwórca, potem człowiek. Logika świata i jego konstrukcja jest najważniejszym dowodem istnienia Stwórcy. W tej konsekwencji ujawnia się cały Jego zamysł. Ciekawe, że to wszystko zostało zapisane w Piśmie świętym. Trzeba tylko to dostrzec i odczytać. Bóg przemawia do człowieka na swój sposób. Kto potrafi to zrozumieć pozbawia się częściowo naturalnych wątpliwości. Świat jest tak mądrze urządzony, że nawet ateiści mogą zaświadczyć, ze coś jest na rzeczy. Dla wierzących Bóg otwiera Stan prawdy w której można wszystko przeczytać. Trzeba tylko uruchomić u siebie wolę poznania. Akt wiary jest jej szczytem.

        Doniosłym odkryciem jest, że Bóg nie zmienia biegu świata (choć może) tylko nakłada na rzeczywistość swoje koncepcje, w tym swoje interwencje. Czyni to po swojemu, tak, że nie zawsze są zrozumiałe Jego poczynania. Jeżeli bezduszny los zrzuca na głowę człowieka cegłę, to się tak stanie. Kościół, który ma ulec spaleniu – spali się, katastrofa autobusu do Lourd wioząca pobożnych wiernych jak się ma stać – stanie się. Nie na tym polega Boża Opatrzność, aby zapobiegać zdarzeniom losowych, ale na wsparciu duchowym. Bóg ratuje w pierwszym rzędzie duszę, a później ciało.

Brzydziłem się zakłamaniu

          Dla wielu Polaków, jak i dla mnie, dzisiejsza rocznica jest wielkim świętem. Urodziłem się w komunie, ale od kiedy pamiętam byłem jej przeciwny. Za młodu nie rozumiałem niuansów historycznych, ale czułem, że dzieje się źle. Moja matka, lwowianka, wpoiła mi poczucie godności. Nie mogłem pogodzić reżimu z ideami wolności. Pamiętam, jak zastanawiałem się dlaczego nie mogę wyjechać za granicę, tak po prostu. Wrodzone poczucie prawdy kłóciło się z techniką mówienia, aby nie narazić się władzy. Brzydziłem się zakłamaniu. 

           Wiele nie rozumiałem, albo rozumiałem po swojemu. 1 maja odbierałem jako święto ludu pracującego. Nie zauważałem politycznych zależności i układów.  W Kościele długo nie dostrzegałem hipokryzji. Mój światopogląd kształtowałem na obserwacji i łączeniu faktów prostą logiką. Za młodu czułem się już okaleczony, choć niewiele w życiu jeszcze zdziałałem.

       Na własnej skórze poczułem reżim w 1985 roku jak zainteresowała się mną Służba  Bezpieczeństwa. Zostałem bohaterem dla siebie. Sprawdziłem w IPN, wszystkie dokumentu mojej postawy sprzeciwu zostały usunięte. Byłem niezłomny. Dzisiaj nawet moje dzieci nie są zainteresowane tymi wydarzeniami. Wszystko poszło w zapomnienie. Ale ja dalej żyję i krew mnie zalewa, gdy patrzę, że wszystkie złe pomyje przeszłości wypływają. Chwilowe szczęście normalności mija przez grupę nieudaczników i ludzi złej woli. Do mojej rozpaczy doszła świadomość, że Polacy tak łatwo dają się przekupić. Za judaszowskie srebrniki, które, nota bene, są wartością narodu, zakupili sobie głosy poparcia.

          Wczorajsza postawa premiera w Gdańsku jest godna potępienia. Historia mu tego nie zapomni.

          Ubolewam, że tylu wybitnych architektów zmian ustrojowych, jak Lech Wałęsa, Władysław Frasyniuk, Aleksander Hall, Andrzej Zoll i inni są dzisiaj odstawiani na boczny tor przez ludzi, którzy chcą zmienić i zafałszować historię, wywyższając tych, którzy na miano bohaterów nie zasługują.

       Dzisiejszą rocznicę będę święcił w nadziei, że w Polsce będzie normalnie, a Polakom życzę mądrości i poczucia godności i jak najszybszych zmian rądu.