Instytucja Kościoła na indeksie

          Wiara jest duchowym filarem ludzkiej osobowości. Kościół widzialny powinien pełnić rolę widzialnego znaku tej wiary. Przez niezachwianą wiarę człowiek staje szczęśliwszy, pełen nadziei. Kościół pisze się dużą literą bo jest sacrum (widzialnym znakiem niewidzialnej Łaski). Jej widzialnym znakiem jest instytucja (kościół pisany małą literą) kierowana przez kapłanów.

          Już jako młody człowiek zauważałem, że kościół (jako instytucja) odbiega od zasad, które sam głosi. Dochodziły mnie informacje (od źródeł pisanych i z własnych obserwacji), które powodowały od dziecka, niepokój w duszy. Ten niepokój poznawczy był powodem ukończenia studiów teologicznych. Chciałem poznać prawdę własnej wiary. Byłem bardzo zdyscyplinowanym studentem. Po ukończeniu studiów, uzbrojony w metodykę badawczą, rozpocząłem dalsze poszukiwania.
          Zdobyta wiedza pozwoliła mi na ugruntowanie głównych kanonów wiary i dała mi również możliwość dokonania ich krytycznej oceny. Nie widzę nic złego w tym, że wykorzystuję do tego umysł (dany przez Stwórcę).
          Ze względu na delikatność tematu pozostawiam czytającym swobodę własnej oceny i wyciągnięcia wniosków. Opieram się tylko na dostępnych mi źródłach.
          Od początku rozwijająca się instytucja kościelna była narażona na potknięcia i niepowodzenia. Podważały one dogmat o szczególnej opiece Ducha Świętego.
          Przez wiele lat kościół bronił się przed innowiercami (Marcjonem, Walentynianem, Montanusem gnostykami), ale nie ustrzegł się od wewnętrznych konfliktów, w tym antypapieży (Hipolit I 217–235; Feliks II 355–365; Bonifacy VII (974 i od sierpnia 984 – lipca 985) .
          Schizmy były bolesnymi momentami w historii Kościoła, które ujawniły jego ludzką naturę i słabość wobec politycznych nacisków. Niektóre z tych rozłamów wynikały z fundamentalnych różnic teologicznych, ale inne miały bardziej polityczne podłoże. Doprowadziły do rozłamu kościołów wschodnich od zachodnich, co było wielkim zgorszeniem wśród chrześcijan.
Przepisy zaprzeczające naturalnym ludzkim potrzebom (bezżenność) stały się przyczyną rozwiązłości kapłanów. Papież Wigiliusz (517–555) pozwolił skonać z głodu papieżowi Sylweriuszowi (536–537) w walce o tron papieski, Papież Benedykt VI (973–974) został uduszony przez papieża Bonifacego VII (984–985). Zalicza się mu zabójstwo dwóch papieży. Sam został zamordowany w 985 roku.
          Wielu papieży jest odpowiedzialnych za śmierć milionów ludzi. Papieżowi Janowi VIII (872–882) roztrzaskano głowę obuchem za jego nieetyczne zachowania. Papież Jan XII (955–964) został śmiertelnie pobity przez męża kochanki. Okres pornokracji (od papieża Sergiusza III – Jana XII 955–963) jest ciężkim obciążeniem prestiżu kościoła. Kościół nie ustrzegł się od upadku moralnego (pijactwo, orgie, zdrady, chciwości, nadużywania władzy, polityczne intrygi papieży, itp.). Papież Lucjusz II (1114–1115) zginął od uderzenia kamieniem.

          Kilku papieży zostało potępionych przez sobory ekumeniczne (Honoriusz I 625–638); Liberiusz (325–366); Wigiliusz (537–555) , Jan XXII (1316–1334), co nie najlepiej świadczy o ich godności piastujących status głowy kościoła.
Niektóre dogmaty nie mają jednoznacznego uzasadnienia, jak nieomylność papieża. Kościół, jako instytucja, przez wieki zmagał się z koniecznością interpretacji i rozwoju dogmatów, co często prowadziło do sporów i kontrowersji.
          Nadanie kościołowi statusu państwowego wciągnęło go w meadry politycznych rozgrywek, żądzy władzy i posiadania materialnego, korupcję, sojusze w mafiami. Narażał się na symonie, nepotyzm, konkubinat, próżność, dewiację, handel odpustami, bujanie ludzi i wciskanie im ciemnoty. Kościół sam powadził wojny, w których zginęło wielu żołnierzy.

          Działalność kościoła stawała w sprzeczności z ideami Ewangelii. Już św. Hieronim (347–420) dopatrywał się dewiacji w kościele
Inkwizycja z pobudek, nie do końca niezrozumiałych (polowanie na czarownice) dla przeciętnych wiernych pochłonęła kilkadziesiąt tysięcy istnieć ludzkich. Papież Innocenty IV (1243–1254) zezwolił inkwizytorom na stosowanie tortur, a skazanym odmówił prawa apelacji.
Tego rodzaju wydarzenia podważały autorytet Kościoła i wpływały na jego prestiż, szczególnie w oczach wiernych, którzy oczekiwali, że hierarchia Kościoła będzie przykładem moralności.

          W książce Zaginione Cywilizacje, A. Kondratowa można przeczytać, że Podbój kolonialny polegał na tym, że misjom towarzyszyły, w jednej ręce krucyfiks, a w drugiej miecz. Jeden ze świadków pisał, że “z krzyżem w ręce i nienasyconą żądzą złota w sercu” (s. 9) Hiszpanie dokonywali podboju Ameryki niszcząc lokalną religię i kulture. W wyniku podboju i ewangelizacji Hiszpanie wytępili około 15 mln Indian (s. 11) . Afrykę kosztował handel z Murzynami sto mln ludzi. Okrucieństwa i przemoc, zarówno w Europie, jak i w kolonialnym świecie, na długo zaciążyły na wizerunku Kościoła, którego działania stały w sprzeczności z Ewangelią.

          Niegodziwości kościoła doprowadziły w XVI wieku do głębokiego rozpadu Rzymskiego Kościoła,

          Kościół długo bronił się od oglądu naukowego wiary, co spychało go na margines. Leon XII (1823–1829) zakazał tłumaczenia Biblii na języki narodowe Zakazał również przeprowadzenia szczepień przeciwko ospie, Kościół tracił autorytet posiadania mądrości dziejowej i znajomości prawdy. Cierpiała na tym sama wiara.Nawet jak osobista wiara pozostała niezachwiana, to skandale pedofilskie, upadki moralne niektórych kapłanów zadały Kościołowi kolejny cios i bardzo osłabiły autorytet Kościoła i dopełniły rozczarowanie postawą instytucji. Oceniając kościół widzialny należy jednak oddzielać jej duchowy aspekt od ludzkich błędów instytucjonalnych.

          Wielokrotnie Kościół w różnych okresach stawał się narzędziem władzy politycznej i nadużywał swojego wpływu.

          Ważne jest pamiętać, że Kościół, jak każda instytucja zbudowana przez ludzi, jest podatny na błędy i nadużycia. Mimo kryzysów instytucjonalnych, dla wielu wiernych duchowy aspekt wiary nadal stanowi najważniejszy filar życia i o tym należy pamiętać.

Człowiek przyszłością dla Świata?

          Mimo, że Bóg jest w nas, a my w Nim, to niewiele osób żyję tę  prawdą. Rzeczywistość pochłania ludzki umysł. Świat daje życie, przeżycia, szczęście i radość. Owszem Stwórca istnieje, ale nie chce się bratać w ludźmi na sposób ludzki, zwyczajny, zmysłowy, tak jak ludzie żyją między sobą. Być może zamysł Boga sięga daleko w przyszłość, która dla przeciętnych ludzi nie jest uchwytna. Być może, sam Bóg nie widzi potrzeby, aby stawiać siebie na pierwszym miejscu, bo człowiek, istota inteligentna, jest przyszłością dla Świata.

          Powyższe stwierdzenia prowadzą na poziomy niebezpieczne. Mimo wszystko, to od Boga zależy przyszłość Świata. Być może Bóg wyznaczył dla ludzi wysoki poziom świadomości kim jesteśmy i jakie mamy ograniczenia. Ludzkość nie osiągnęła jeszcze boskiego poziomu i jeszcze ma przed sobą wiele do zdziałania. Przede wszystkim musi zdobyć moc która ujawnia się w dobroci i miłości. Te wartości musi zakorzenić w sobie, aby stały się wartością trwałą. Dobro jest funkcjonałem twórczym. Tak jak Bóg przez miłość własną stworzył Świat. Przez miłość tchnął z siebie niesamowita moc w postaci energii, która posłużyła na ukształtowanie materii i funkcjonowanie w rzeczywistości realnej.

          Bóg Objawił na samym początku, że człowiek będzie Jego dziedzicem. W tym wielka nadzieja. Ludzki trud wykupił obiecaną wiecznością i boskim statusem dziedzica. Można domyślać się, że przed człowiekiem jest jeszcze wiele niespodzianek.

           Wielokrotnie zastanawiam się, dlaczego cierpienie jest tak ważnym elementem ludzkiej egzystencji. Dochodzę do wniosku, choć nie bardzo mi się to podoba, że jest to jedyna droga do postępu i rozwoju. Dowodzenie tego jest bardzo trudne i żmudne i wieloaspektowe, ale znawcy to wiedzą. Św. Paweł ujawnia: “Moc w słabości się doskonali” (2 Kor 12,9).  Słabość jest antidotum  Siły. Trzeba słabości pokonywać. Im większe cierpienie, tym powstaje większa siła sprawcza. Walka ze słabością to są zadania dla istot ludzkich. Cierpienie ma różne oblicze. Dotyka również sfer najbliższe sercu, a wiec rodziny. Tego nie sposób zrozumieć ludzkim umysłem, ale tak już jest.

           Gdy człowiek zrozumie sens cierpienia może pokusić się o niebiańskie stanowisko.

Bezduszne instytucje

          Religia uczy o wzajemnej miłości: “Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego.” (Mk 12,31). To piękna idea. Tymczasem rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. To ludzie powołali bezduszne instytucje, których celem są dobra materialne i partykularne interesy. Do takich bezdusznych instytucji można zaliczyć banki. Pod hasłami pomocy materialnej w bieżącym życiu są one nastawione wyłącznie na zysk. Można zauważyć, że w momencie pozyskiwania klientów są bardzo mili, ale gdy już ich zdobędą, egzekwują swoje prawa z całą prawną bezwzględnością. Rzadko zdarza się, że pomagają (przez ulgi, rozłożenie zadłużenia w czasie) w trudnych chwilach, gdy trzeba spłacać zadłużenie.

          Wydawać by się mogło, że sądy są instytucjami, które wymierzają sprawiedliwe wyroki. To są mrzonki. W sądach nie wygrywa prawda, lecz umiejętności adwokatów lub prokuratorów i bezduszne litery prawa. Sądy rzadko uwzględniają okoliczności natury społecznej. Liczą się spisane reguły prawne i wyroki, które przypominają funkcjonowanie sztucznej inteligencji (oparte tylko na zasadach logiki).

          Urzędy skarbowe działają dla dobra społeczeństwa, ale obciążenia podatkowe w trudnych okresach życiowych wymagają większej empatii i zrozumienia. Na to jednak nie można zbytnio liczyć.

          Komornicy zazwyczaj działają na korzyść wierzycieli. Wydaje się, że po to zostali powołani, ale korzystają z niegodziwych uprawnień w stosunku do zobowiązanych, np. opóźniają odwoływanie zajęć komorniczych w bankach, w zusach itp (powołują się np. na przywilej 30-dniowy do załatwienia sprawy, zniesienie zajęcia egzekucyjnego). Pracownicy zazwyczaj nie są empatyczni, życzliwi. Stosują różne naciski stresujące, nie mają uprawnień do podejmowania decyzji i najczęściej stosują spychologię. 

           ZUS spełnia bardzo ważną funkcję społeczną. Zabezpiecza m.in. renty i emerytury. Ze względu na zacietrzewienie części społeczeństwa oraz nieuzasadnioną obronę wieku emerytalnego, który dawno powinien zostać przesunięty ze względu na przedłużający się czas życia społeczeństwa, zmuszony jest do działań restrykcyjnych. Dobrze by było dopuścić możliwość dobrowolnego przejścia na emeryturę. Kto pracuje krócej, otrzyma mniejszą emeryturę. Ta zasada wydaje się bardziej sprawiedliwa i mniej konfliktowa.

            Zwykły obywatel ma niewiele praw wobec machiny urzędniczej, stróżów prawa, policji. Poczucie władzy wynikające z najgorszych ludzkich instynktów jest powszechne i nie licuje z etyką (nauką Chrystusa). “Homo homini lupus est” (łac.), czyli “Człowiek człowiekowi wilkiem”. A może być tak pięknie!

Psychologia a wiara

          Powszechne przekonanie, że psychologowie są znacznie mniej religijni od swoich klientów, wydaje się być zjawiskiem ograniczonym do współczesnego, zachodniego kontekstu. Może to wynikać z dominującego, obiektywnego i empirycznego podejścia, które wyznacza dzisiejsze standardy tej dziedziny nauki. Niemniej jednak pozostaje pytanie: „Dlaczego w ogóle istnieje fenomen wiary?”

          Psychologia, zgodnie ze swoją etymologią (psyche – dusza, logos – słowo, myśl), jest nauką empiryczną, badającą mechanizmy i prawa rządzące ludzkim zachowaniem oraz procesami psychicznymi, choć wiadomo, że procesy zachodzące w umyśle człowieka są nieobserwowalne i można je odczytywać tylko na podstawie jego mimiki, gestykulacji, wypowiedzi i zachowania (introspekcja). W psychologii brakuje pogłębionych badań nad samym fenomenem wiary. Mimo etymologicznego związku z pojęciem „duszy”, psychologia unika zgłębiania fenomenu wiary, co wynika z jej empirycznych podstaw.

          Psychologia mogłaby pogłębić swoje analizy poprzez przyjęcie bardziej holistycznej perspektywy, która obejmuje nie tylko mechanizmy zachowania i procesów psychicznych, ale również pytania o naturę wiary, duchowości i transcendencji.

          Aby móc lepiej zgłębić to zagadnienie, konieczne jest wzbogacenie badań empirycznych o analizy istotowe. Wymaga to otwarcia się na poziom transcendentalnej refleksji, który nie znajduje się obecnie w centrum zainteresowań współczesnej psychologii.          

          Kluczem rozpoznania mogą być słowa: “aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie” (J 17,21). Z tekstu można odczytać, że Bóg powołał człowieka, który by z Bogiem stanowił jedną współistniejącą istotę. Przykładem jest Syn Boży – Jezus Chrystus. W tym celu uzbroił każdego człowieka w swoje prerogatywy rozumu i woli, aby mógł podjąć samodzielną decyzję wiary. W zamyśle Boga jest On bezwzględnie potrzeby człowiekowi. Ci którzy odrzucają to zaproszenie mają do tego prawo, ale nie jest to rozsądne. Współistnienie (zażyłość) z Bogiem dają człowiekowi niesamowite możliwości. 

         Filozoteizm (własne narzędzie badawcze) podpowiada: «Każda dobra myśl od Boga pochodzi»; «Tylko Bóg może generować funkcjonały dobra». Będąc w zażyłości z Bogiem człowiekowi łatwiej jest czynić dobro, ale z boskim współdziałaniem.

          Fenomen wiary jest aktem akceptacji  Bożego zamysłu i chęcią współistnienia z Nim. Człowiek z wiarą staje się współtwórcą Świata i uczestniczy w podtrzymywaniu go według zamysłu Bożego. Ateusze mają inne pobudki działania, ale i oni korzystają z otrzymanych darów, które otrzymali jako wkład (aport) do współpracy z Stwórcą. Miłość Boga również ich obejmie swoją Opatrznością (skorzystają jak pracownicy z winnicy (czyt. Mt 20,1–16), którzy zatrudnieni zostali pod koniec dniówki).

         Z własnych refleksji psychologicznych pochodzi myśl: «Istota człekokształtna stała się człowiekiem w momencie jak sobie to uświadomiła». Ta myśl jest filozoficzną refleksją nad rozwojem świadomości i tożsamości. Wiara, w tym kontekście, mogłaby być postrzegana jako wyższa forma świadomości, w której człowiek dąży do wykraczania poza podstawowe potrzeby i poszukiwania większego sensu, nie tylko w życiu doczesnym, ale również w istnieniu duchowym.

          W porównaniu do zwierząt, które mają wykształconą zdolność kojarzenia działań, człowiek rozumuje i posiada zdolność dokonywania własnych wyborów. Ma także zdolność przeżywania emocji i uczuć. Na przykład miłość (fascynacja) do idei Bytu nieskończenie doskonałego sprawia, że poprzez uczucie miłości (lub innych intencji) akceptuje Jego istnienie. Wiara może rodzić się z lęku, nadziei na wieczność, a także z motywacji opartej na logicznym rozumowaniu.

          Połączenie psychologii z refleksją nad wiarą i transcendencją może wzbogacić obie dziedziny. Pozwoliłoby to psychologii lepiej zrozumieć różnorodność motywacji i zachowań ludzi oraz ich głęboką potrzebę transcendencji, a wierze nadałoby bardziej dostępne narzędzia do badania i rozumienia wewnętrznych przemian człowieka.

Różnice jakie dzielą religie i co je łączy

        Być może chrześcijaństwo jest tą religią, która najbardziej odzwierciedla Prawdę o Bogu i jego stworzeniu? Gdyby była to prawda, to całą wcześniejszą kulturę religijną należałoby  w komponować  do tej jedynej doktryny wiary, bo Prawda (idea, istota religijna) powinna być jedna. Można by było tylko dopuszczać różne jej obrazowania (kult, celebracje, kulturę) wynikające z historycznych uwarunkowań. Trzeba by było zasymilować wszystkie wcześniejsze przejawy, znaki, motywy, symbole i zbudować jedną wykładnię wiary. Najlepiej by było opracować na nowo współczesną, ekumeniczną doktrynę wiary, ale sam nie polecam takiego rozwiązania, bo zauważam  trudności, jakie mogą pojawić się na drodze do realizacji takiej idei.

          Na świecie funkcjonuje tak wiele religii, połączonych z różnymi interesami instytucjami, kulturami, że kolejnej trudno byłoby się przebić i pozyskać autorytet i zaufanie. Różnice w obrządkach i celebracjach wynikają z historycznych uwarunkowań, co sugeruje, że religie mogłyby dostosowywać swoje formy wyrazu do wspólnej doktryny, zachowując jednocześnie swoją odrębność kulturową.

          Mimo różnic doktrynalnych, wiele religii dzieli wspólne wartości, takie jak miłość, pokora, sprawiedliwość czy troska o bliźniego. Te wartości mogłyby stanowić podstawę do dialogu i współpracy między różnymi tradycjami religijnymi.

          Każda religia posiada unikalne zasady, wierzenia i rytuały, które są głęboko zakorzenione w jej historii i tradycji. Próba zasymilowania wszystkich religii w jedną wspólną doktrynę mogłaby napotkać na opór z powodu fundamentalnych różnic teologicznych, które definiują tożsamość każdej z nich.

          Mimo, że idea stworzenia jednej, ekumenicznej doktryny wiary wydaje się logiczna z punktu widzenia poszukiwania Prawdy, należy zauważyć, że w praktyce byłoby to trudne do realizacji ze względu na różnorodność religijną i związane z nią interesy instytucji oraz kultur.

          Zamiast dążyć do stworzenia jednej wspólnej doktryny, lepiej byłoby poszerzyć katechezę o wiedzę na temat różnych religii i promować wzajemne zrozumienie. Wymaga to jednak pokory i miłości ze strony wszystkich wielkich religii.

          Współczesne podejście do dialogu międzyreligijnego, oparte na wzajemnym szacunku i zrozumieniu, może być kluczem do budowania pokoju i jedności w świecie, gdzie różnorodność religijna jest faktem. 

Dialog na linii nauka – wiara

          Dialog między nauką a wiarą opiera się na ich wspólnym dążeniu do odkrycia prawdy, choć każda z tych dziedzin poszukuje jej na inny sposób i w różnych kontekstach. Szkopuł w tym, że prawda ma wiele poziomów. Na samym szczycie znajduje się Prawda absolutna, która, póki co, pozostaje nieosiągalna dla człowieka w pełni, przynajmniej na tym etapie egzystencji. W niej ukryta jest istota rzeczy i zjawisk, sama esencja wiedzy, która mogłaby odpowiedzieć na fundamentalne pytania egzystencjalne. Człowiek może tylko sięgać do poziomu poznania według oglądu ludzkiego, na miarę jego możliwości intelektualnych oraz duchowych.

          Przedmiotem badań jest Wszechświat i jego funkcjonowanie w pełnym zakresie. Jest on widzialny, co umożliwia jego obserwację przy użyciu różnych narzędzi poznawczych. Takie podejście do poznania nazywamy nauką. Poza tym, co widzialne, świat skrywa także imponderabilia, które również przyczyniają się do naszej wiedzy i odkrywania prawdy o tym zjawisku. W zgłębianiu tych ukrytych właściwości pomocne jest wykorzystanie daru od Stwórcy – umiejętności duchowego odczuwania. Należy do nich na przykład intuicja (Bergson). Mechanizmy duchowego poznania nie są jeszcze do końca zrozumiane, jednak od dawna stanowią integralną część naszego procesu poznawczego.

           Jeden i drugi sposób poznania są jednakowo ważne. Wzajemnie się uzupełniają i ubogacają poznanie Prawdy. Każda z metod odpowiada za inny wycinek wiedzy. Nauka bazuje na metodzie empirycznej, eksperymentach i dowodach, a jej celem jest poznawanie mechanizmów rządzących światem materialnym. Wiara natomiast koncentruje się na wymiarze duchowym i transcendentnym, odpowiadając na pytania dotyczące sensu istnienia, etyki i rzeczywistości pozaempirycznej. Mówi o wartości Boskiego eksperymentu.

          Oba te podejścia mają na celu odkrywanie prawdy, choć ich narzędzia i metody są odmienne. Ważna jest umiejętność łączenia faktów i sygnałów z różnych stron (poprzez dialog nauki z wiarą). Przez analizę cząstkowych informacji zdarzeń, za pomocą umysłu,  przechodzić do syntezy, wyciągania wniosków i zrozumienia.

          Przedmiot poznania jest dostępny. Wystarczy otworzyć okno i spojrzeć – jak piękny i logicznie skonstruowana jest rzeczywistość. Każdy aspekt rzeczywistości ma swoje uzasadnienie, przyczynę i cel. Sam Wszechświat jest najlepszym dowodem istnienia Stwórcy.

          Fizyka subatomowa w swojej najmniejszej kwantowej rzeczywistości zbliża się do boskiej natury. Jak mówią znawcy. Poniżej kwarków jawi się tylko Bóg.

          W matematyce można odnaleźć pewne przesłanki, które wielu uznaje za “ślady” lub wskazówki dotyczące istnienia porządku czy nadrzędnej inteligencji we wszechświecie. Matematyczne struktury często wykazują symetrię, elegancję i uniwersalne prawidłowości, co wielu interpretuje jako potencjalne dowody na istnienie wyższego ładu.

          Liczby takie jak «π» (pi) czy «e» (podstawa logarytmu naturalnego) pojawiają się w wielu miejscach matematyki, fizyki i natury. Ich wszechobecność i nieprzewidywalne miejsca występowania skłaniają do przypuszczeń, że mogą one być zaszyfrowanymi elementami większego ładu.

          Matematycy często mówią o “pięknie” w równaniach i wzorach, w czym niektórzy widzą potencjalny “duchowy” wymiar matematyki. Formuły takie jak równanie Eulera eiπ + 1 = 0 (z roku w 1748), łączące podstawowe liczby (0, 1, π, ei) i operacje w jednym prostym wyrażeniu, są postrzegane jako przejaw elegancji, sugerującej jakiś głębszy zamysł.

          Struktury fraktalne występują w przyrodzie (np. kształty płatków śniegu, układ gałęzi drzew, struktura płuc), co w matematycznym ujęciu ukazuje, jak proste zasady mogą tworzyć złożoność. Można to uznać za metaforę działania natury, a przez niektórych interpretowane jest jako element wskazujący na inteligentny projekt.

          Liczba «φ» (phi), zwana złotą proporcją, występuje w sztuce, architekturze i naturze. Jej obecność w różnych zjawiskach, jak wzrost spirali muszli czy proporcje ludzkiego ciała, skłania niektórych do poszukiwania w niej śladów transcendentnego porządku.

          Mimo że matematyka często służy do opisu porządku, istnieją w niej także dziedziny, jak teoria chaosu, które ukazują nieprzewidywalne aspekty rzeczywistości. Ta równowaga między porządkiem a chaosem w matematycznych modelach dla wielu jest świadectwem istnienia zarówno wolności, jak i struktury w naturze.

          Powyższa interpretacja tych zjawisk pozostaje jednak bardzo osobista i subiektywna. Choć matematyka dostarcza precyzyjnych narzędzi do opisu wszechświata, pytanie o to, czy wskazuje na istnienie Boga, pozostaje otwarte i w dużej mierze zależy od filozoficznego lub duchowego podejścia jednostki.

          Istotom rozumnym pozostaje nadzieja, że poznamy Prawdę absolutną. Może dane nam będzie zbliżyć się  do nieogarnionego Absolutu jakim jest Stwórca. Porównać Prawdę absolutną z intuicją, która od samego początku, o ironio, była człowiekowi dostępna.

A pytać wolno

        W książce Zaginione Cywilizacje, Aleksander Kondratow, PIW Warszawa 1973 r. pisze. “Według najstarszych mitów  egipskich Ozyrys… w cudowny sposób zmartwychpowstał… udał się do królestwa zmarłych, by zostać tak królem i najwyższym sędziom” (s. 49); “ W Ozyrysie, który poznał zło i smutek życia, przeszedł mękę śmierci” (s.50) i dalej. “Dzięki genialnej sztuce Starożytnego Egiptu obraz Izydy był opiewany i rozsławiany, stworzyła pełen poezji symbol macierzyństwa, przedstawiając kobietę z dzieckiem na ręku. W sztuce Egiptu Izyda z reguły przedstawiona jest w postaci matki karmiącej piersią Horusa lub trzymającej go na kolanach” (s.51). “Również mit boskiej małżonki Ozyrysa – Izydy znajduje swoje odzwierciedlenie w religii chrześcijańskiej…. co czyniło ją patronką egipskich matek” (tamże); “Ukształtowany w Egipcie ideał kobiety-matki wywarł poważny wpływ na ikonografię Matki Boskiej, przedstawianej zwykle z Dzieciątkiem na ręku.“. “Do ikonografii chrześcijańskiej przeniknęły również wyobrażenia egipskie o Sądzie Ostatecznym“: “aby dostać się do tej ziemi obiecanej, ..,. trzeba mieć serce bez grzechu. Udowodnić to musi dusza zmarłego” (s. 51).

          Refleksje zawarte w książce “Zaginione Cywilizacje” sugerują, że istnieją pewne analogie między egipskimi mitami a elementami chrześcijańskiej tradycji, co skłania do głębszej analizy.

          Nasuwa się pytanie. A pytać wolno. Czy chrześcijaństwo nie wywodzi się z egipskiego korzenia”?  Autor książki Aleksander Kondratow zadaje wiele pytań. Sam sugeruje: “A może  cywilizacja egipska okaże się kolebką ludzkiej cywilizacji w ogóle, a religia Egiptu pra-religią świata?

          Moi czytelnicy oczekują zapewne mojego komentarza na ten temat? Przychodzi mi do głowy taka nieuczesana myśl. Stwórca stworzył Wszechświat i dał znać o sobie, że istnieje: “Jestem, który Jestem” (Wj 3,14), a potem ludzie z różnych przesłanek, w swoich zakamarkach duchowych tworzyli religie w różnych odsłonach (entourage’ach).

           Być może umarli dlatego nie są rozmowni (np. w snach), bo poznana przez nich prawda ni jak się ma do głoszonych na ziemi religii? Zatem. czy nie pozostaje nam tylko przesłanka–nadzieja zapisana w Ewangelii Jana: “i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (J 8.32).

           Matka Boża w prywatnym objawieniu (nieautoryzowanym przez Kościół), na pytanie, “która religia jest najlepsza“, ponoć odpowiedziała, że “każda, która dąży do poznania Boga“.

           Rzeczywiście, postać Izydy karmiącej Horusa może przypominać chrześcijańskie przedstawienia Maryi z Dzieciątkiem, a sąd Ozyrysa pewne aspekty sądu ostatecznego w chrześcijaństwie. Jednakże, porównywanie tych motywów niekoniecznie oznacza, że jedno religijne wyobrażenie jest prostym „dziedzicem” drugiego. Autorzy tacy jak Aleksander Kondratow zwracają tylko uwagę na symbolikę i motywy, które można dostrzec zarówno w egipskich mitach, jak i w ikonografii chrześcijańskiej.

          Moje przemyślenie o różnorodności religii, wyrażone poprzez cytat z Księgi Wyjścia („Jestem, który Jestem”) oraz Ewangelię Jana: „i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”, sugeruje, że Boska Prawda może przybierać różne formy w zależności od kontekstu kulturowego i historycznego. Być może, różne religie są próbami uchwycenia tej samej transcendentnej rzeczywistości przez różne kultury na przestrzeni dziejów.

          Każde wierzenie może mieć swoje źródło w tym samym boskim zamyśle, ale jest kształtowane przez kontekst kulturowy i historyczny w jakim powstaje.

Taki pogląd wyrażają również ci, którzy zaznali śmierć kliniczną.

Różnica między wierzącym, a wierzącym

        Z mojego doświadczenia życiowego rozróżniam wierzących, którzy bezkrytycznie przyjmują wiarę przekazywaną przez otoczenie: rodziców, Kościół, katechezę i wierzących, do których się zaliczam, którzy refleksyjnie i świadomie akceptują wiarę, podpierając ją wiedzą i osobistymi przemyśleniami.

        W Ewangelii Jana jest napisane: “Powiedział mu [Tomaszowi] Jezus: «Uwierzyłeś dlatego, ponieważ Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (J 20,29). Wypowiedź jest nieco naiwna i podkreśla, że człowiek ma prawo do wątpliwości oraz do samodzielnego poszukiwania odpowiedzi i poszukiwanie prawdy. Tę perykopę przyjmuję jako tendencyjną wstawkę autora, nie do końca uzasadnioną. Jest dosyć naiwna i nieroztropna, a nawet niebezpieczna. Z drugiej strony uczy, że człowiek po to ma rozum, dany od Boga, aby z niego korzystał. Każdy ma prawo szukać prawdy, pytać i rozwiewać wątpliwości.

         Od dawna znana jest średniowieczna, łacińska sentencja: “Fides querens intellectum” (wiara szuka zrozumienia) Anzelma z Canterbury (1033/4–1109), która stała się. dewizą całej scholastyki. Przypomina, że wiara nie stoi w opozycji do rozumu, lecz wymaga jego współpracy. 

          Według Tomasza z Akwinu (1225–1274) nie istnieje żadna sprzeczność między prawdą naturalną a Objawioną, ponieważ ich wspólne źródło to Bóg. To stanowisko wspiera ideę spójności między nauką a wiarą.

          Grzegorz z Sanoka (ok. 1407–1477) głosił, że teologia powinna respektować osiągnięcia nauk przyrodniczych.

          W Centrum Kultury Naukowej „Ettore Majorana” w Erice na Sycylii, które odwiedzane jest przez tysiące najwybitniejszych naukowców (w tym wielu noblistów) świata znajduje się tablica: “Nauka i wiara obydwie są darami Bożymi”. Wielu myślicieli uważa, że teologia powinna brać pod uwagę odkrycia naukowe i że obie dziedziny mogą się wzajemnie wspierać.

          “Legant prius et postea despiciant” – niech najpierw przeczytają, a potem (dopiero) lekceważą. Być może, na skutek własnych przemyśleń, w któryś momencie, sceptycyzm sam zniknie, a otworzy się pełny obraz rzeczywistości, w której żyjemy, a także rzeczywistość transcendentna (wykraczająca poza zasięg doświadczenia i poznania ludzkiego). “Wtedy będziecie szukali Pana, Boga Waszego, i znajdziecie Go, jeżeli będziecie do Niego dążyli z całego serca i z całej duszy” (Pwt 4,29).

          O spójności nauki i wiary nauczał Jan Paweł II, który w encyklice Fides et ratio (1998) stwierdził: “Wiara i rozum (fides et ratio) są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy. […] Nie ma więc powodu do jakiejkolwiek rywalizacji między rozumem a wiarą: rzeczywistości te wzajemnie się przenikają, każda zaś ma własną przestrzeń, w której się realizuje”.

             Katolicyzm często bywa krytykowany za to, że wielu wierzących nie do końca rozumie w co wierzy ani nie jest w pełni zaznajomionych z jego doktryną.

Dusza a duch?

          Wiele osób zastanawia się nad różnicą między pojęciami „duch” a „dusza”. W Biblii możemy znaleźć kilka odniesień, które pomagają zrozumieć te różnice. Na przykład:

W Piśmie Świętym jedynie wierzący, w których mieszka Duch Święty, nazywani są duchowo żywymi (1 Kor 2,11; Hbr 4,12; Jk 2,26). Niewierzący są określani jako «duchowo martwi» (Ef 2,1-5; Kol 2,13). W listach Pawła duch jest kluczową częścią życia człowieka wierzącego (1 Kor 2,14; 3,1; 15,45; Ef 1,3; 5,19; Kol 1,9; 3,16). Duch w człowieku to ta część jego istoty, która umożliwia bliską relację z Bogiem.

          Słowo „duch” odnosi się do niematerialnej, dynamicznej części człowieka (natury). Paweł często podkreśla w swoich listach rolę ducha w życiu chrześcijanina (1 Kor 2,14; 15,45). Duch daje człowiekowi zdolność do pełnej więzi z Bogiem, który sam “jest Duchem” (J 4,24) i prowadzi go w życiu duchowym.

          Z kolei «dusza» ma bardziej ontologiczne znaczenie i odnosi się do życia fizycznego, a także psychiczno-emocjonalnego. Dusza obejmuje ludzkie uczucia, myśli, pragnienia i wolę. Nie posiada fizycznej struktury ani miejsca pobytu, ale jest integralną częścią człowieka. Dusza stanowi centrum ludzkich przeżyć emocjonalnych i duchowych, dotykając zarówno grzechu, bólu, radości, jak i smutku. W niektórych fragmentach Pisma Świętego, np. w Księdze Rodzaju 35,18, słowo „dusza” oznacza po prostu „życie”. W tym kontekście dusza to część człowieka podtrzymująca jego istnienie fizyczne.

          Człowiek z powodu swojej grzeszności ma duszę skażoną niedoskonałością. W kontekście Łukasza 12,26 dusza symbolizuje wewnętrzny aspekt człowieka, który znajduje się pod wpływem grzechu i potrzebuje odkupienia i oczyszczenia.

          W momencie śmierci, dusza po oczyszczeniu wraca do Boga (Koh 12,7) i łączy się z Nim, symbolizując duchowe zaślubiny

          Podsumowując, dusza jest częścią człowieka, a duch odnosi się do jego natury. Te dwa pojęcia wzajemnie się przenikają. Można używać ich zamiennie, jednak dusza ma bardziej indywidualny charakter, będąc czymś w rodzaju duchowego „paszportu” człowieka, zapisującego jego przeżycia, emocje i grzechy. Zarówno dusza, jak i duchowa część człowieka są wieczne z natury.

         Oba pojęcia odgrywają kluczową rolę w rozumieniu natury człowieka w religii chrześcijańskiej. Tworzą pełny obraz człowieka i jego relacji z rzeczywistością duchową oraz fizyczną.

Elektrony

          Do tajemniczych cząstek materii należą elektrony, które są fundamentalnymi cząstkami w fizyce. Są powszechnie użytkowane (prąd elektryczny), ale niewiele o nich wiemy. Ich wewnętrzna natura (o ile ją mają) pozostaje zagadką. Obecny model standardowy fizyki zakłada, że elektrony są cząstkami elementarnymi, co oznacza, że nie mają znanej struktury wewnętrznej ani nie są zbudowane z mniejszych składników. Elektrony są również klasyfikowane jako fermiony, co oznacza, że podlegają zasadzie wykluczenia Pauliego, nie mogą zajmować tego samego stanu kwantowego co inne fermiony. Wygląda na to, że są niepodzielne. Przyjęcie, że zachowują sie jak kulki o promieniu mniejszym niż 10^-22 metra nie jest do końca prawdziwe. To sposób ich wizualizacji na potrzeby dydaktyczne. Podobnie sugestia uznania ich za obiekty punktowe służy do rozważań matematycznych. Przyjmuję się, że obiekty te wirują, mają moment pędu (spin). Ciekawą własnością ich jest ich ujemny ładunek elektryczny, który co do swojej natury nie jest dokładnie wyjaśniony.
          To co wiemy, to to, że elektrony (leptony, negatony) są niepodzielnymi cząstkami trwałymi. Obecnie nie wiadomo, czy elektron ma jakąkolwiek strukturę wewnętrzną. Ze względu na ich dualistyczne właściwości korpuskularno-falowe można je traktować jako kłębki energetyczne, które ukazują ich dynamiczną naturę.

Elektrony w atomach zajmują określony obszar w przestrzeni wokół stosunkowo małego dodatniego jądra. Obszary zajmowane przez elektrony nazywają się orbitalami. Orbitale z kolei zgrupowane są w powłoki elektronowe. Parametry każdego orbitala (energia, kształt) zdeterminowane są przez energię elektromagnetycznego oddziaływania z jądrem atomu i pozostałymi elektronami oraz parametry elektronu. Rozmiary orbitali atomowych są rzędu 10−10 m, czyli dziesiątej części nanometra, ale dla stanów wzbudzonych mogą być kilkadziesiąt razy większe. Orbitale elektronowe są od 10 do 100 tysięcy razy większe od jądra atomowego, którego średnica wynosi od 10−15 do 10−14 m.
          Elektrony mogą brać udział w reakcjach jądrowych. Mogą być emitowane z jądra atomowego – nazywane są wówczas promieniowaniem beta (β).
          Mechanika kwantowa opisuje elektron jako obiekt, który może być w dwóch miejscach jednocześnie (!), co jest sprzeczne z codziennym doświadczeniem.
          Aby pozostać w oglądzie kataleptycznym (badania przeprowadzone w normalnych warunkach) można elektron uważać za kłębek energetyczny (kwant energii) o naturze dynamicznej.