Ewangelia Mateusza c.d. 45

          Perykopa Początek boleści (Mt 24,4–8) i następne mają charakter apokaliptyczny.  Zapowiadają przyszłe zdarzenia, których bohaterami będą wierni wyznawcy Jezusa. Treść jest wielowarstwowa. Można odczytać z niej zdarzenia z bliskiej przyszłości (jak zburzenie Jerozolimy) oraz eschatologiczne, wskazujące na koniec świata. Jezus ostrzega przed fałszywymi mesjaszami (awanturnikami), wojnami i katastrofami. Podkreśla: “To musi się stać” (Mt 24,6). Dlaczego? Czy słowa: “nie trwóżcie się tym” (Mt 24,6) nie brzmią ironicznie? Przepowiednie mrożą krew w żyłach: “Będzie głód i zaraza, a miejscami trzęsienia ziemi. Lecz to wszystko jest dopiero początek boleści” (Mt 24,7–8).

          W następnej perykopie Prześladowanie uczniów  (Mt 24,9–14) przepowiadane są prześladowania uczniów z powodu imienia Jezusa Chrystusa. 

Jezus zapowiada najbliższą historię i grzeszność świata. Będą wojny i inne okropności. Dojdą też nowe wydarzenia w  związku z nowym ludem chrześcijańskim. Jezus pragnie uświadomić stan rzeczy. Czy słowa Jezusa mogą coś zmienić? Oczywiście, ale tak się nie stanie. Świat pogrąży się w grzechu. Zło: “Gdzie jest padlina, tam się i sępy zgromadzą” (Mt 24,28) może być zatrzymane jedynie przez nadzwyczajne środki. Zło o wymiarze skończonym może być pokonane przez dobro nieskończone. Kto dysponuje takim dobrem?  Między zapowiadaną trwogą przebijają się słowa ratunku i pocieszenia. Trzeba zatrzymać zło. Włączyć czujność i nie czekać na dni ostateczne, bo może być za późno. Może zabraknąć czasu, aby wszystko naprawić: “bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie” (Mt 24,44). Przypowieść o słudze wiernym i niewiernym (Mt 24,45–51) oraz Przypowieść o pannach roztropnych i nierozsądnych (Mt 25,1–18) pouczają o czujności. Puentą są słowa: “Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny” (Mt 25,13).

          Jezus ujawnia swoją niewiedzę o czasach ostatecznych: “Lecz o dniu owym i godzinie nikt nie wie, nawet aniołowie niebiescy, tylko sam Ojciec” (Mt 24,36). Jezus sam przyznaje, że  nie jest Bogiem (bo Bóg wie wszystko). Choć jest z Ojcem już silnie zjednoczony, to czas Jego chwały jeszcze nie nastąpił. Stanie się dopiero to na krzyżu. Niecierpliwi teolodzy chrześcijańscy widzą w Jezusie Boga jak jeszcze się nie narodził (preegzystencja Jezusa). Ewangelia mówi wprost. Mnie osobiście dziwi hermetyczne stanowisko Kościoła w tej sprawie. Dobrze, że w całości wiary chrześcijańskiej nie ma to większego znaczenia. Podejście filozoteistyczne i nauka Kościoła chrześcijańskiego zbiegają się w tym samym punkcie końcowym. Warto o tym pamiętać, gdy przyjdzie do oceny drogi poznawczej, jaką zaproponowałem  przy badaniu chrześcijaństwa jako religii.      

          Perykopa Przypowieść o talentach (Mt 25,14–30)jest niezmiernie pouczającą lekcją. Mowa tu o gospodarce środkami finansowymi, ale i metaforycznie o talentach jakie posiadają ludzie.

          W przypowieści pokazana jest gospodarka środkami pieniężnymi, które nie należą do pracowników, lecz do pracodawców. Dobrzy pracownicy, to ci, którzy w miarę swoich możliwości starają się pomnożyć ich wartość. Pracodawca im zaufał  i oczekuje od nich efektów. Zły pracownik to ten, który zamiast wykonywać swoją pracę solidnie  zastanawia się nad majątkiem pracodawcy. Osądza go i podejmuje egzekucję według własnej sprawiedliwości. Przypowieść nagannie ustosunkowuje się do takich zachowań. Świat dzieli się na tych, co mają w nadmiarze  i którzy klepią biedę. Po ludzku to niesprawiedliwe. Niestety to prawidłowość, która bardzo mocno zakorzeniona jest w strukturze, psychice i życiu człowieka od tysiącleci. Na ten temat można napisać rozprawy naukowe. Ograniczę się tylko do stwierdzenia: Świat nie jest idealny i trzeba przyjąć, że tak jest. Ewangelia mówi wprost:  Każdemu bowiem, “kto ma, będzie dodane, tak  że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma” (Mt 25,29). Dobrze, jeżeli widzi się w tym i pozytywne strony. To dzięki bogaczom istnieje piękna architektura, która cieszy oko. To dzięki nim powstają nowe stanowiska pracy, itd. Sprawiedliwość widoczna jest na końcu. Nikt swojego bogactwa nie może wziąć ze sobą do otchłani niebieskiej. Ludzie bogaci niejednokrotnie czują się sfrustrowani, nieszczęśliwi i nie widzą sensu życia. Biedni z kolei są bardziej aktywni, pomysłowi. Umieją cieszyć się drobiazgami. Co jest lepsze?

          Bóg obdarza ludzi różnymi talentami. Może dla człowieka to ważne, ale w ekonomii Bożej to rodzaj rozmaitości darów. Czy jest to sprawiedliwe, czy nie w oczach ludzi? Nie ma się co zastanawiać nad odpowiedzią; oczywiście, że niesprawiedliwe. Każdy chciałby mieć talenty, które wyróżnią go z tłumu. Rzecz w tym, że kariery ludzkie są dla Boga czymś wtórnym. Dla Niego ważne jest zachowanie człowieka oraz gospodarka tym, co się posiada. Sprawiedliwość Boga ujawni się na końcu, gdy przyjdzie wynagrodzić trudy życia. Wtedy okaże się, że kariera była tylko jedną z  dróg do zbawienia. Powiem więcej. Kto wybiera taką drogę, nie zdaje sobie sprawy jaka ona jest ciężka. Przede wszystkim trzeba stale toczyć boje o pierwszeństwo. Utrzymywanie się na topie jest męczące i stresujące. Wszystkim geniuszom nie należy zazdrościć. Oni mają swój krzyż. Celebryci, geniusze, ludzie publiczni są na ustach wszystkich. Nie mają się gdzie skryć. Popularność kosztuje. Najczęściej gorycz z popularności zauważa się za późno.

          Wysokie zarobki celebrytów szokują wobec małych pensji i emerytur. Dysproporcje są zbyt duże. Tak, to jest skandal. Winna jest wyłącznie władza. Ona rozdaje kupony, ona ustala zasady współistnienia.

Ewangelia Mateusza c.d. 44

          Perykopa Jezus odwraca się od Miasta (Mt 23,37–38) jest smutną refleksją Mateusza. Być może Mateusz miał jakieś materiały świadczące, że Jezus podobnie odbierał ukochane miasto Jeruzalem. Prawdą jest, że najbardziej boli zdrada tych, w których pokłada się największe nadzieje

          Perykopa Zniszczenie świątyni (Mt 24,1–3;  Mk 13,1–8; Łk 21,5–11) występuje u trzech ewangelistów synoptycznych. Jezus zapowiada, “że nie zostanie po niej kamień na kamieniu” (Mt 24,2). Słowa Jezusa odbierane są dosłownie, literalnie. Uczniowie pytają kiedy to nastąpi. Jezus przekazywał wiedzę wielowarstwową. Z tego samego przekazu można wydobyć wiele różnych informacji. Świat jest ze sobą niezwykle zespolony. Wszystko jest ze sobą powiązane. Kto potrafi widzieć szerzej i dalej może odkryć zupełnie nowe treści. Np. temat wzajemnego zjadania się często bulwersuje i nie bardzo się podoba. Zazwyczaj milczy się, bo nie rozumie się Stwórcy. A jednak niektórzy potrafią w tych zjawiskach zobaczyć ciągłą wzajemną ofiarę. Moje życie się kończy, aby inne stworzenia mogły żyć. To, co było bulwersujące staje się misterium.

          Jezus mówiąc o zburzeniu świątyni miał również na uwadze siebie samego. Jeszcze nie tłumaczy, że zostanie odbudowana Światynia w ciągu trzech dni. Jeszcze nie ta pora, ale już ma to na uwadze. Z drugiej strony zapowiada fizyczne zniszczenie świątyni, które wkrótce nastąpi. Pierwsze powstanie żydowskie w roku 70 zakończy się zdobyciem i zburzeniem przez Rzymian Jerozolimy wraz ze świątynią. Jezus o tym wiedział. Jak czuł się oglądając jej piękną architekturę “ozdobioną pięknymi kamieniami i darami” (Łk 21,5)? Czy Jezus miał pretensję do Ojca, że nie powstrzyma tragedii i dramatu wielu? Nie ma na ten temat ani jednego słowa. Tak musi się stać, bo takie są dzieje losów. Kto wyraża ciągle żal do Boga, że nie interweniuje, ten nie rozumie Bożej koncepcji Świata. Bóg nie może pogodzić wolności, którą dał każdemu człowiekowi, ze stałą jego ochroną. Albo, albo. Bóg tak uszanował człowieka, że nie ingeruje (poza szczególnymi przypadkami)  w ludzkie poczynania. Człowiek musi to wiedzieć, że przede wszystkim musi liczyć na siebie. Nie może osłabiać go myśl, że Bóg w swojej  opatrzności i miłości do człowieka jakość załatwi jego sprawy. Nic bzdurnego i nieroztropnego. Każdy musi sam o wszystko walczyć, w tym o własne zbawienie. Do miejscowości Lourdes we Francji, od ponad stu lat przyjeżdżają miliony chorych, a uzdrowionych zostało do tej pory ok. 35 osób. To statystyczny margines. Dobrze, że są takie miejsca, które skupiają wiernych i można przeżyć modlitewne chwile, ale nie należy wymuszać na Bogu cudów. Czyniąc to, czyni się Bogu «przykrość». On nie może działać przeciwko sobie i zasadom, które sam ustanowił. Trzeba starać się raczej  generować moce uzdrowieńcze poprzez żarliwą modlitwę, które drzemią w każdym człowieku. Należy pomagać sobie samym. Bóg sprzyja takim inicjatywom. Nieboskłon jest ekranem, od którego odbijają się nasze modlitwy i to one  wzmacniają ludzkość. Na tym polega wielkość człowieka, że posiada dary Łaski od Boga.

          Chrześcijańska teologia naucza, że łaska Boża jest darem darmo danym każdemu. Oznacza to, że Bóg oferuje swoją łaskę wszystkim ludziom, zapraszając każdego do zbawienia. Łaska ta jest niezasłużona i nie wynika z działań człowieka, ale jest wyrazem miłości Boga. Kwestia przyjęcia lub odrzucenia tej łaski jest ściśle związana z wolną wolą. Człowiek, będący istotą wolną, ma możliwość odpowiedzenia na tę propozycję pozytywnie (przyjęcie łaski) lub negatywnie (odrzucenie). Odrzucenie łaski nie jest więc efektem jej braku, ale konsekwencją wyboru człowieka. To z tego powodu Kościół naucza, że człowiek ponosi odpowiedzialność za swoje wybory, w tym za to, czy odpowie na Boże zaproszenie wiary. Paradoks, który się tu pojawia, wynika z teologicznych rozważań nad połączeniem łaski, wolnej woli i predestynacji. Jeśli łaska jest konieczna do zbawienia, a nie wszyscy ją przyjmują, pojawia się pytanie, dlaczego niektórzy zdają się być “pozbawieni” tej łaski. Kościół katolicki, na przykład, podkreśla, że Bóg nie odmawia swojej łaski nikomu, ale człowiek może być zaślepiony przez grzech, który ogranicza jego zdolność odpowiedzi na to zaproszenie. Ostatecznie jednak, Bóg nie narusza wolności człowieka, nawet jeśli proponuje mu zbawienie. To zatem człowiek, swoim wyborem, decyduje o swoim stosunku do łaski, co czyni go odpowiedzialnym za to, czy uwierzy, czy nie. Otrzymane Łaski trzeba czynnie wykorzystywać i mieć zaufanie, nadzieję i miłość do Stwórcy.

Ewangelia Mateusza c.d. 43

          Kapłani, uczeni w piśmie podlegają tym samym pokusom i słabościom ciała, co inni wierni. Trzeba oddzielić prywatne zachowanie kapłanów od ich zadań duszpasterskich i głoszonych kazań. Oczywiście, od kapłanów bardzo wiele się wymaga. Bądź co bądź, oni są wybrańcami Boga. Tak jak ludzie, tak i Bóg-Ojciec oczekują od kapłanów świętości, dobrych przykładów, właściwych zachowań itp. Kto może niech pojmuje i obdarzy kapłanów troskliwą modlitewną opieką, a Bogu niech zostawi sąd nad Bożymi pomazańcami: “Nie dotykajcie pomazańców moich, a prorokom moim nie czyńcie nic złego” (1 Krn 16,22; Ps  105,15). Nie wszystkie winy należy im przypisywać. Warto mieć na uwadze, że:  “Ryba psuje się od głowy” (przysłowie francuskie). Kościół jest pochodzenia Boskiego, ale składa się z ludzi, z całą ich niedoskonałością. Grzeszność ludzka przenosi się na «image» instytucji. Czy dzisiejszy Kościół jest tym samym Kościołem, który założył Jezus Chrystus? Co do sakramentu jest taki sam i nie może ulec zmianie, bo jest pochodzenia Boskiego. Co do instytucji ma za sobą bagaż dobrych i złych doświadczeń. Sam Jezus Chrystus jest kamieniem węgielnym tej specyficznej budowli. Kościół instytucjonalny jest żywym organizmem, który powinien doskonalić się jak każdy członek tego Kościoła. Nie znaczy, że trzeba zmieniać pryncypia, struktury, sposoby sprawowania władzy. Trzeba jedynie oczyścić je z grzechów. 

          W perykopie (dość długiej) Biada obłudnikom (Mt 23,13–36) pokazany jest stosunek Jezusa do wszelkiej obłudy, hipochondrii, fałszywej świętości. Jezus nie przebiera w słowach.  Wyzywa uczonych w Piśmie, faryzeuszy i wszystkich, którzy dotknięci zostali grzechem fałszywej wiary: “przewodnicy ślepi, głupi i ślepi, węże, plemię żmijowe”. Jezus sprzeciwia się obłudzie. Brzydzi się pozorowaną świętością.  Oskarża faryzeuszy o nadmierne wymagania wobec nowych wyznawców. Samo Prawo i sposób jego głoszenia zamyka im drogę do zbawienia (przypis 23,13). Jezus wiedział, że największymi Jego przeciwnikami są właśnie faryzeusze i uczeni w pismach. Oni, sprawnie operując słowem Bożym ze świętych ksiąg, ponoszą największą winę za niewiarę w Jezusa.

          Dziś sytuacja jest podobna. Próba głoszenia nowego oglądu religijnego napotyka na opór ze strony Kościoła lub gorliwych wyznawców obowiązującej katechezy. Zamiast podejmować rzeczową, merytoryczną dyskusję, polemikę  reagują agresją. Poszukiwania między innymi na tym polegają, że stawia się śmiałe hipotezy. Inputowanie z góry złych intencji stwarza nieprzychylną atmosferę dyskusji.

          Warto zwrócić uwagę na słowa ewangelii:  “Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo obchodzicie morze i ziemię, żeby pozyskać jednego współwyznawcę” (Mt 23,15). Werset ten informuje, że Żydzi prowadzili również działalność misyjną, choć w dość skromnym wymiarze. Dzisiaj judaizm rozszerza się jedynie przez prokreację swoich członków.

          Jezus wskazuje priorytety. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Przestawienie ich powoduje karykaturę zdarzeń. Nie należy przysięgać na złoto ołtarza, lecz na tego, kto na nim „mieszka”.  Nie ważna jest fasada działań, lecz sprawiedliwość, miłosierdzie i wiara. “Przewodnicy ślepi, którzy przecedzacie komara, a połykacie wielbłąda!” (Mt 23,24). “Tak i wy z zewnątrz wydajecie się ludziom sprawiedliwi, lecz wewnątrz pełni jesteście obłudy i nieprawości” (Mt  23,28).

          Dalej napisane jest: “Węże, plemię żmijowe, jak wy możecie ujść potępienia w piekle?” (Mt 23,33). Ci, którzy literalnie odczytują Pismo święte mogą powoływać się na ten werset jako dowód istnienia piekła. Dla mnie jest to jedynie wypowiedź emocjonalna, oparta na ówczesnej wierze. Podobna emocja towarzyszyła Jezusowi mówiącemu do Piotra: “Idź precz ode mnie, szatanie! Jesteś mi zgorszeniem, bo nie myślisz o tym, co Boskie, lecz o tym, co  ludzkie” (Mt 16,23).

          Końcową treść omawianej perykopy można zaliczyć do własnych koncepcji Mateusza. Opisuje on zdarzenia przyszłe (antycypacja), które ewangelista już przeżył i doświadczył (mordowanie misjonarzy chrześcijańskich, apostołów).  Za autorstwem Mateusza tej części perykopy świadczą w charakterystyczny dla Mateusza sposób, przywołania postaci historycznych oraz incydentu zamordowania Zachariasza, syna Jojady, między przybytkiem a ołtarzem (2 Krn 24,20–22).

Ewangelia Mateusza c.d. 42

             Preegzystencja Jezusa to teologiczna doktryna, która głosi, że Jezus Chrystus istniał przed swoim narodzeniem jako człowiek na ziemi. W chrześcijaństwie oznacza to wiarę, że Jezus, jako druga osoba Trójcy Świętej (Syn Boży, Logos), istniał wiecznie, zanim przyszedł na świat w ludzkiej postaci. To przekonanie ma swoje podstawy w różnych fragmentach Nowego Testamentu i odgrywa ważną rolę w chrystologii – nauce o osobie Jezusa Chrystusa.

          Temat preegzystencji Jezusa Chrystusa jest koncepcyjnie złożony. Prolog w Ewangelii św Jana, który mówi o preegzystencji Jezusa jest przedmiotem sporów. Dziś uczeni spierają się przy odczytywaniu sensu prologu. Wyniki zmierzają do stwierdzenia, że prolog Janowy jest nieprzekładalny, nie do końca jasny i zrozumiały. Nie wszyscy pojmują wykładnię nauki Kościoła.

           Trudność rozumienia preegzystencji można ominąć wyjaśnieniem, że z chwilą śmierci Jezusa na krzyżu i Wywyższenia Go do Aktu działającego, czyli do rangi Boga, tym samym, Jego istnienie jest równoznawcze z istnieniem Boga, czyli wieczne. Ta konstrukcja myślowa jest karkołomna, ale logiczne poprawna. Pozwala ona swobodę wypowiedzi, jak np.: “Jezus (Słowo) istniał na początku wszechrzeczy i uczestniczył w stworzeniu świata“; “Jezus istniał w postaci Bożej, zanim stał się człowiekiem; “chrześcijaństwo głosi, że Jezus nie był tylko wyjątkowym człowiekiem czy prorokiem, ale wcielonym Bogiem, który od zawsze istniał z Ojcem i Duchem Świętym”.

          Podobnie jest z tekstem Mateusza. Uważna lektura tekstu perykopy Mesjasz Synem Bożym (Mt 22,41–40) pokazuje, że wywołany temat przez Jezusa nie jest przez Niego wyjaśniony do końca. Jezus sondował faryzeuszy: Co sądzicie o Mesjaszu? (Mt 22,42). Odpowiadają, że jest synem Dawida. Wtedy Jezus przywołuje psalm (przynajmniej tak twierdzi ewangelista), w którym napisane jest, że Bóg kieruje wyrocznię do Osoby (Pana), która jest przed Dawidem: “Wyrocznia Boga dla Pana mego: siądź po mojej prawicy” (Mt 22,44). Osoba ta nie może być jednocześnie przed Dawidem (jako Ojciec) i po Dawidzie (jako Syn). Jezus wie o owej logicznej sprzeczności, bo prawdopodobnie sam jest przeciwny tej koncepcji. Jak sugerowałem, Jezus nie był przychylny koncepcji utożsamiania Go z prorokowanym mesjaszem. W końcu przystał na to, ale bardziej z rozsądku niż z prawdy. Jezus nigdy nie chciał pełnić roli wyzwoliciela narodu żydowskiego. Ograniczał swoje posłannictwo do Odkupiciela dusz. Był Królem duchowym Żydów. Trzeba również pamiętać, że wszelkie proroctwa to niedokładny opis przyszłych wydarzeń, lecz zwiastun, że coś się wydarzy. Proroctwa są uwarunkowane przez działania ludzkie. Trzeba przyjąć, że mogą też nigdy się nie sprawdzić. 

          Perykopa  Mesjasz Synem Bożym (Mt 22,41–46) świadczy o rozterkach Jezusa. Pyta więc i sonduje. Zadaje pytania o mesjaszu również swoim uczniom.  Wykazuje sprzeczność w rozumowaniu. Pomimo tak wyraźnego przesłania, nauka Kościoła nie chce jej dostrzec. Dalej forsuje koncepcję troistości Boga. “Na szczęście do lamusa powoli odchodzi epoka, w której Jezusowi przypisać wolno tylko te wypowiedzi, które raczyli zaakceptować egzegeci niemieccy na czele z R. Bultmanem” (Bogusław Górka, Reinterpretacja źródeł chrześcijaństwa, Wyd. WAM, Kraków 2013, s. 54).

          To, co zaskakuje i fascynuje w Piśmie świętym to jego wielowarstwowość i ponadczasowość. Niektóre fragmenty są bardzo aktualne i dzisiaj. Wydaje się, że wiele jeszcze tajemnic przechowuje to niezwykłe Pismo. W perykopie Ostrzeżenie przed uczonymi w Piśmie (Mt 23,1–12) Jezus przestrzega: “Czyńcie więc  i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią.  Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą.  Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsca na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi. Otóż wy nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus. Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony” (Mt 23,3–11). Jezus sam nie zakładał organizacji kościelnych. Był indywidualnym przekaźnikiem nauk odczytanych ze stanu Prawdy pochodzące od Ojca. Działał bezpośrednio wśród ludzi. Jego nauki należy odczytywać, w duchu takiego właśnie postępowania. Jezus oczekiwał postawy religijnej niekoniecznie wynikającej z przynależności do wspólnoty. Religia, duchowość to duchowe i indywidualne aspekty każdego człowieka. To indywidualny stosunek do Ojca i wiary. Każdy człowiek na swój sposób ma w swoim sercu sprawy Boże. Kościół jako organizacja ujmuje religię szerzej i na płaszczyźnie wspólnotowej. Wypełnia inne przykazania Jezusa, np. miłości bliźniego, ale przy okazji wypacza częściowo czystą naukę Jezusa. Tak też mimo zakazu Jezusa, kapłani uzurpują sobie nazwę „ojcze” (duchowny), a pierwszego z nich tytułują „świętym”.  Posługi kościelne są mocno opłacane, i można je porównać do usług zarobkowych, a nie do posług religijnych. Dwory biskupie są przykładem demontażu i odejścia od postaw sługi Bożego. Pokusa władzy i majętności w niczym nie przypominają biednego Nauczyciela.

Ewangelia Mateusza c.d. 41

          Bóg powołał człowieka do realizacji swoich planów, a nie ludzkich. To, co możemy już odczytać, to to, że człowiek ma współuczestniczyć w dziele budowy wszechświata. Jak mówi Pismo święte: “Bóg jest Bogiem «zazdrosnym»” (Wj 34,14; Pwt 4,24; 5,9; Joz 24,19; Na 1,2).

Powołał człowieka dla siebie i swoich planów. Jakie ma dalsze plany wobec ludzi, tego nikt nie wie. Znając miłość Boga do człowieka należy zawierzyć, że wszystko co Bóg zaplanował jest dla niego dobre. Za życia główną rolą człowieka jest prokreacja. Przy tym człowiek hartuje swojego ducha, aby osiągnąć doskonałość. W małżeństwie występują przyjemności, ale tak naprawdę to okres ciężkich zmagań i odpowiedzialności. W nim uczymy się kochać, tak aby osiągnąć miłość Chrystusową. Miłość ta jest większa od miłości małżeńskiej, bo odnosi się do wszystkich ludzi. Patrząc z tej perspektywy, małżeństwo to theatre ludzki i przyziemny. Ważny, ale nie najważniejszym. Dla Boga liczy się każdy człowiek indywidualnie. Każdy zda Bogu sprawozdanie z własnego życia, a nie współmałżonki, czy dzieci. O tym często zapominają rodzice, którzy zawsze chcą chronić swoje dzieci i nadstawiać własne głowy w ich obronie. Prawda jest taka, że każdy jest kowalem swojego losu. Rodzice nie odpowiadają za grzechy dzieci i odwrotnie. O tym należy pamiętać. Kto potrafi wgłębić się w tę tematykę, bez ludzkich uprzedzeń i przyzwyczajeń, powinien dostrzec w tym sprawiedliwość Bożą, uniwersalną i sprawiedliwość osobową.

          Faryzeusze chcąc wystawić Jezusa na próbę, zadali Mu pytanie: “Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?” (Mt 22,36). Jezus odpowiedział: “Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego” (Mt 22,37–39). Tym razem Jezus powołał się na Stary Testament, w którym napisane jest:Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił” (Pwt 6,5); “Nie będziesz szukał pomsty, nie będziesz żywił urazy do synów twego ludu, ale będziesz miłował bliźniego jak siebie samego” (Kpł 19,18).

          Jak sam podaje Jezus:  “Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy» (Mt 22,40). W tym temacie nie jest odkrywczy, ale przypomina odwieczne prawo ustanowione z woli Ojca i ojców swego narodu. Warto zwrócić uwagę na zakończenie wersetu:będziesz miłował bliźniego jak siebie samego” (Kpł 19,18). Jak należy rozumieć słowa: “jak siebie samego?”

          Nie każdy przyznaje się do kochania siebie samego. Najczęściej wady, jakie dostrzega się we własnym wyglądzie, powodują raczej niechęć i kompleksy. Otóż nie chodzi tu o kochanie swojego wyglądu, lecz akceptację siebie jako istnienia. Człowiek nie zawsze jest tego świadomy, ale intuicyjnie broni swojej osoby (istnienia). Ma dla siebie aprobatę, nawet gdy dostrzega usterki w swoim image. Rzadko kiedy człowiek jest w nienawiści do siebie (chyba, że do własnych grzechów i poczynań). Podświadomość podpowiada mu, że jest kimś ważnym dla siebie samego. Do siebie może zwrócić się z pełnym zaufaniem. Prawa ojców i  proroków podpowiadają, że taką samą miarą trzeba mierzyć innych, co własną osobę. Tym samym nie podany jest jakiś uniwersalny sposób miłowania bliźniego, lecz względny, w oparciu o wewnętrzne wyczucie każdego człowieka. Każdy może sobie odpowiedzieć sam, na miarę własnych przemyśleń i potrzeb. Miłość wychodząca z serca, a nie z rozumu, staje się bardzo osobista. Napełniona jest wewnętrznym żarem. Tyle można dać z siebie, ile mam dla siebie. W tym sformułowaniu można dostrzec uszanowanie indywidualnej woli człowieka. Każdy kocha na miarę własnego bogactwa uczuciowego. Miłość nie może być czymś sztucznym, wyuczonym czy zdefiniowanym. Jestem jaki jestem. Kocham tak, jak potrafię.   

Ewangelia Mateusza c.d. 40

          Mateusz przywołuje inne jeszcze przypowieści związane z nauką Jezusa.  W Przypowieści o dwóch synach (Mt 21,28–32) zobrazowane są  dwie postawy. Pierwsza, ugoda dla świętego spokoju, nie dająca żadnego efektu oraz sprzeciw, który kruszy się i daje opamiętanie. Czasem warto poczekać i dać szanse nawrócenia z własnej woli.

               W Przypowieści o przewrotnych rolnikach (Mt 21,33–46) ukazana jest niewdzięczność ludzka. Właściciel (Bóg) przygotował wszystko na właściwą egzystencję. Winnicę oddał w dzierżawę. Po czasie chciał zebrać plony. Spotkał się z arogancją i oziębłością. Niewdzięczność ludzka nie zna granic. Szczególnie dzisiaj, mało jest odruchów dziękczynienia Bogu za Jego hojne dary. Wydaje się, że każdemu wszystko się należy. Najlepiej, aby Bóg nie przeszkadzał.

           Przyznaję, że nie wszystkie przypowieści są mi bliskie. Przypowieść o uczcie królewskiej (Mt 22,1–14) należy do tych, których nie bardzo lubię. Mimo, że wiem, że jest to przypowieść alegoryzująca i nie ma nic wspólnego z prawdą historyczną, to jednak moja wrażliwość na historię opowieści wystawiona jest na próbę. Prawie każdy szczegół tej historii podnosi adrenalinę. Denerwuje, że zaproszeni Żydzi przez króla, nie bardzo chcąc przyjść na ucztę weselną jego syna. Niektórzy goście  nawet zabijają  zapraszających. To kompletnie niezrozumiały szczegół. Król reaguje odwetem. Leje się krew, a miasto płonie. Król każe ściągnąć przypadkowych gości. Jeden z nich nie jest ubrany należycie. Król karze go związać i wyrzucić. Opowiadanie pełne złych emocji, aby dojść do końcowego wniosku: “bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych” (Mt 22,14).  Aby przypowieść stała się dydaktyczna, trzeba dokonać wiele założeń. Odsyłam do przypisu. Ja chętnie uciekam od tej przypowieści.  W perykopie Sprawa podatku (Mt 22,15–22) jest bardzo ważny przekaz: “Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga” (Mt 22,21). Mimo bardzo wyrazistej treści, bardzo często przekaz ten jest celowo pomijany, niezauważany. Wierni (nadgorliwi) uważają, że wszystko, co się dzieje na ziemi trzeba związać z Bogiem. Czy tego chciał Bóg? Chciał, ale nie tak, jak to się dzieje. Bóg jest Bogiem dyskretnym. Wszyscy to doświadczają. Względem ludzi jest służebny. Stale podtrzymuje życie w istnieniu. Bóg dał człowiekowi możliwość pełnej realizacji. “Czyńcie sobie ziemię poddaną według waszej woli” (Rdz 1,28). “Jak sobie pościelimy, tak się i wyśpimy”. Bóg nie ma zamiaru wtrącać się do ludzkich planów, projektów, ustaw. Jemu chodzi wyłącznie o naszą stronę etyczną i duchową. Państwo powinno być do gruntu świeckie. Tolerancja powinna być najważniejszą ludzką cnotą. Trzeba uszanować cudze poglądy i wierzenia. Nienarażanie krzyża na pośmiewisko i wyzwiska są w chrześcijańskim interesie. Krzyż trzeba pieczołowicie i z szacunkiem przenieść z sejmu na miejsce godniejsze. Jak długo pseudochrześcijanie będą budować sobie platformę polityczną na chrześcijańskim krzyżu?! Pobożność nie polega na tym, aby publicznie mówić “Panie, Panie”. Trzeba żyć nauką Chrystusa i świadczyć o Chrystusie miłością do bliźniego. To wystarczy. Zwracam się do polityków o rozsądek i uczciwość. Nie bójcie się głupców i fanatyków. Dbajcie o porządek laicki, prawny i świecki, a w sercu zachowujcie wiarę. Módlcie się w kaplicy o siłę kierowania państwem. Wasze prawdziwe oblicze zostanie na pewno zauważone, bez demonstracji religijności. Niech w waszych oczach zabłyśnie duch prawdy i miłości. Pokażcie światu jak naprawdę powinien zachowywać się świecki katolik. Nie powołujcie się zbytnio na tradycję naszych ojców. Ma ona w sobie również grzeszne i naganne wspomnienia.

           Saduceusze nie wierzyli w zmartwychwstanie, z tym że w owym czasie myślano raczej o zmartwychpowstaniu (wyjściu z grobu po ożywieniu). Zwrócili się oni do Jezusa z anegdotą, aby wyjaśnił do którego męża należeć będzie kobieta po zmartwychwstaniu, która za życia miała siedmiu mężów. Jezus odpowiadając, ujawnił tajemnicę zamysłu Boga: “Przy zmartwychwstaniu bowiem nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić, lecz będą jak aniołowie Boży w niebie” (Mt 22,30). Pytający byli zaskoczeni, jak zresztą i dzisiaj niejedna osoba wierząca. “Tam wszyscy będą jak aniołowie w niebie” (tamże). Trudno pojąć, że to, co za życia było bardzo ważne, traci swoje znaczenie w przyszłości. Niejedna osoba w chwili śmierci współmałżonka żyje nadzieją rychłego spotkania się z nim w niebie. Teraz słyszy, że nie ma to większego znaczenia. Informacja przekazana przez Jezusa burzy ludzki ład i porządek. Faktycznie, po ludzku, trudno to pojąć, ale aby zrozumieć, trzeba zapoznać się z całą koncepcją i zamysłem ludzkiego istnienia i egzystencji. Moje wyjaśnienie nie wszystkim się spodoba.

Ewangelia Mateusza c.d. 39

         Jezus odwiedza Świątynię. Oburza się, gdy widzi w niej kupczenie. Wpada w gniew. Kiedy zobaczył, że Świątynia, która winna być mieszkaniem imienia Bożego i miejscem modlitwy: “przyprowadzę na moją Świętą Górę i rozweselę w moim domu modlitwy. Całopalenia ich oraz ofiary będą przyjęte na moim ołtarzu, bo dom mój będzie nazwany domem modlitwy dla wszystkich narodów” (Iz 56,7) jest miejscem robienia interesów: “Może jaskinią zbójców stał się w waszych oczach ten dom, nad którym wzywano mojego imienia? Ja [to] dobrze widzę – wyrocznia Pana” (Jr 7,11) zwyczajnie zdenerwował się. Sam handel, wymiana pieniędzy  nie są grzechem. Sprzedawano tam akcesoria też kultowe (gołębie na ofiarę i inne). Jezus dostrzegł złą proporcję. Profanum (pieniądze) stało się celem.  Sprawy Boże schodziły na plan dalszy. Hałas sprzedających (targi, przekomarzanie się, a nawet kłótnie, wyzwiska) zagłuszał ciszę tak potrzebną modlitwie. Jezus zaczął wywracać ławki, stoły i wyrzucać nie tylko sprzedających, ale i kupujących. Jedni i drudzy ponoszą taką samą winę.

          Jezus nie był drobiazgowy. Na wiele rzeczy przymykał oczy. Łatwo wybaczał. Wiedział, że grzeszność jest wpisana w życie ludzkie. Tu na ziemi każdy układa sobie życie po swojemu (jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz). Tam jednak, gdzie chodzi o sprawy Boga-Ojca był stanowczy i jednoznaczny. Gdy wszedł do Świątyni, zareagował natychmiast, bez dyskusji, jednoznacznie, bezpardonowo. Nie i koniec. Miłość do Ojca nie pozwoliła Mu na żadne dywagacje, ani kompromisy. Kiedy ochłonął, rzekł: “Mój dom ma być domem modlitwy dla wszystkich narodów, lecz wy uczyniliście z niego jaskinię zbójców” (Mt 21,13; Mk 11,17).

          Perykopa Nieurodzajne drzewo figowe (Mt 21,18–22; Mk 11,12–14; Łk 13, 6–9) występuje u trzech ewangelistów synoptycznych. Łukasz przedstawia ją nie jako zdarzenie związane z Jezusem, ale Jego przypowieść. Być może jest on najbliżej prawdy. Tekst perykopy jest historiograficznie niepewny. Każdy z ewangelistów inaczej obrazuje zdarzenie. Mateusz bardziej akcentuje cudowne uschnięcie drzewa oraz wiarę, że człowiek wszystko może. Marek próbuje wydobyć sens teologiczny. Drzewo pokryte pięknymi liśćmi to nie wszystko. Gdy nie rodzi owoców, nie spełnia swoich powinności. Człowiek nie tylko ma życie przeżyć, ale winien spełnić określone zadania. Tak, aby mógł powiedzieć jak Apostoł Paweł: “W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem”  (2 Tm 4,7).

          Mateuszowa oraz Markowa konstrukcja perykopy nie jest udana. Czytelnik może wyciągnąć z niej wiele niewłaściwych wniosków. Np. Jezus był głodny, pragnął posilić się figami. Drzewo nie miało owoców, bo nie był to właściwy moment dla drzewa. Jezus mimo tego oczywistego faktu wydał werdykt: “Niech nikt nigdy nie je owocu z ciebie! Słyszeli to Jego uczniowie”  (Mk 11,14; por. Mt 21,19).

          Końcowe zdanie perykopy według Mateusza zasługuje na uwagę:I otrzymacie wszystko, o co na modlitwie z wiarą prosić będziecie” (Mt 21,22). W zdaniu tym, bardziej dostrzegam owoce nauki Jezusa i wiarę Mateusza w siłę modlitwy, niż wypowiedź samego Jezusa.

          Mateusz w perykopie Pytanie o władzę opisuje rozmowę między Jezusem a arcykapłanami i starszymi. Pytają oni Jezusa: “Jakim prawem to czynisz? I kto Ci dał tę władzę?” (Mt 21,23). Jezus nie odpowiada wprost. Pragnie, aby został rozszyfrowany i odczytany. Przekaz wprost wymagałby szczegółów. Na niego nikt nie był gotowy. Dla zobrazowania trudności odpowiedzi spróbuję dać jej próbkę.

          “W latach młodości, być może Bóg tak chciał, otworzyłem się na Boga-Ojca całym swoim sercem i duszą. On, dostrzegając szczerość moich intencji, obdarzył mnie swoją mocą i plenipotencjami. Pozwolił mi odczytać ze stanu Prawdy stan grzeszny ludzi oraz ze stanu Dobra Najwyższego swoją wolę, abym wziął na siebie ciężar Odkupieńczy ludzi, którzy odsunęli się od Niego. W swojej miłości i szacunku do stworzeń ludzkich zapragnął, aby grzech zrodzony przez człowieka został odkupiony przez Niego samego. Do usunięcia grzechu o wymiarze skończonym potrzebna jest dobroć nieskończona, która nie jest w moim zasięgu. Bóg zjednoczy się ze mną w Akcie działającym, abym i ja, na równi z Ojcem mógł Odkupić Świat. W ten sposób stałem się Umiłowanym Jego Synem, abym zaświadczył o Nim oraz świadczył, że wszyscy ludzie są Jego dziećmi”.               

         Czy taka odpowiedź byłaby czytelna? Nie sądzę. Gdyby próbował jeszcze tłumaczyć mechanizm utrzymujący Świat w swoim istnieniu (przez funkcjonał miłości jako główny motor działania i relacji), to byłby to wykład akademicki. Jezus był zmuszony postąpić tak, jak postąpił: “Więc i Ja wam nie powiem, jakim prawem to czynię” (Mt 21,27).

Ewangelia Mateusza c.d. 38

        Jezus w drodze do Jerozolimy przekazuje wszystkim uczniom informacje, co Go czeka. Słuchają Go, ale bez zrozumienia. Ujawnia również, że trzeciego dnia zmartwychwstanie. Kompletna cisza. Nie mieli odwagi pytać o szczegóły. Jedynie matka synów Zebedeusza czując nadchodzące nowe czasy, poprosiła Jezusa o godne miejsca dla jej synów przy Jego boków. Oczekiwała ona chwały Jezusa jako Króla oraz Wybawiciela ludu żydowskiego. W jej rozumieniu, trud jej synów opłaci się. Otrzymają oni godne miejsca ministerialne, dobrze płatne.  Jezusowi zapewne zrobiło się żal biednej i naiwnej kobieciny, matki Jego uczniów Jakuba i Jana. Odpowiedział jej z całą szczerością: “Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić?” (Mt 20,22). Synowie usłyszeli słowa Jezusa, ale nie zrozumieli.  Reagują spontanicznie: “ależ «Możemy»”. Jezus więc im ujawnia: “Kielich mój pić będziecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej i lewej, ale [dostanie się ono] tym, dla których mój Ojciec je przygotował” (Mt 20,23).Dał im do zrozumienia, że ich też czeka śmierć ofiarna. Przy tej okazji informuje, że jest tylko narzędziem Boga. To kolejny dowód biblijny, że Jezus za życia był tylko Człowiekiem obdarowanym łaskami Ojca. Chwała Ojca miała dopiero nastąpić  na krzyżu.

          Zachowanie matki Jakuba i Jana oburzyło pozostałych uczniów. Każdy miał własne zasługi i chęć na dobrą posadę. Jezus zaczął ich uspakajać. Ujawnił im kolejną tajemnicę Bożą: “Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym, na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu»” (Mt 20,26–28). Uczniowie nie wierzą w słowa Jezusa. To niepodobne, tak nie  może się stać. Przecież prorocy przepowiadali Odnowiciela, który przywróci im królestwo, państwowość, wielkość i zaszczyty. Za tym musi się kryć jakiś interes Jezusa. Zgrywa się na biedaka, ale w Nim drzemią moce. Za sobą ma potężnego Boga-Ojca, który wszystko może. Już niedługo i ujawnione zostaną zamysły Boga, któremu Żydzi starali się być wierni. Oni (uczniowie), jako najbliżsi Jezusowi, przez wytrwałość, zostaną właściwie  obdarowani. Pamiętają jak uzdrowił dwóch niewidomych, gdy wychodzili z Jerycha (Mt 20,29–34). Szybko i bezboleśnie. On wszystko może. Nie ma innej opcji, jak pełny sukces polityczny. Wszyscy byli ciekawi, jak to się stanie. Chorzy odzyskiwali wzrok, a uczniowie Jezusa patrzyli i nic nie pojmowali.

           Jezus zbliża się do mety swojej wędrówki. Przed nim Jerozolima. Święte miasto. Niejedno widziało i słyszało. Miasto Dawida, Salomona i wielu królów. Idealne miejsce na przyjęcie Bożego majestatu. Sam wjazd jest uroczysty. Jezus daje poznać uczniom, że wszystko jest zorganizowane. Oślica ze źrebięciem czekali w pogotowiu. Być może wiele tu jest z koncepcji samego Mateusza. Pasowało mu przywołać Księgę Zachariasza: “Raduj się wielce, Córo Syjonu, wołaj radośnie, Córo Jeruzalem! Oto Król twój idzie do ciebie, sprawiedliwy i zwycięski.  Pokorny – jedzie na osiołku, na oślątku, źrebięciu oślicy” (Za 9,9)  oraz psalm chwalebny 118 (117) na dowód, że nic nie dzieje się przypadkiem, a jedynie spełnia się Boża ekonomia Objawienia.

Ewangelia Mateusza c.d. 37

         Bogactwo daje czasem komfort życia. Czasem jest utrapieniem i balastem. Warto zdawać sobie z tego sprawę. W kalkulacji ekonomii zbawienia, bogactwo powinno być najsłabszym ogniwem. Bogaty prorok Izajasz i biedny prorok Jeremiasz. Obaj osiągnęli wielkość na miarę Wszechczasów.

           Jezus wyjaśnia na czym polega dobrowolne ubóstwo. Skorzystał z pytania Piotra. Uczniowie byli świadkami wielu zdarzeń. Do Jezusa przychodzili bogaci i biedni. Sam Jezus zachowywał skromność własną i swoich uczniów. Uczniowie przy Jezusie nie mieli życia komfortowego. Owszem, niektórzy liczyli na dobre posady, gdy Jezus weźmie władzę w swoje ręce. Nic takiego jednak się nie stało. Piotr pyta, czy ich trud zostanie zauważony i opłacony. Jezus wypowiedział się dość jasno: “Przy odrodzeniu, gdy Syn Człowieczy zasiądzie na swym tronie chwały, wy, którzy poszliście za Mną, zasiądziecie również na dwunastu tronach, sądząc dwanaście pokoleń Izraela. I każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy. Wielu zaś pierwszych będzie ostatnimi, a ostatnich pierwszymi” (Mt 19,28–30).

          Warto przy okazji tej wypowiedzi zwrócić uwagę na przekaz: gdy Syn Człowieczy zasiądzie na swym tronie chwały. „Gdy” jest zaimkiem przysłownym, wskazującym na to, co się dopiero stanie. Jezus dopiero osiągnie tron chwały. Jak mówią inne wersety Nowego Testamentu – na krzyżu. Tego typu cytaty nabiorą znaczenia przy omawianiu boskości, i człowieczeństwa Jezusa.

          Odmienność filozofii królestwa niebieskiego daje wyrównanie szans ubogim. Kim będzie się w królestwie niebieskim nie zależy od uposażenia za życia. Szanse zostają wyrównane. Może okazać się, że pierwsi będą ostatnimi, a ostatni pierwszymi (Mt 19,30).

          Na czym polega sprawiedliwość Boża obrazuje Przypowieść o robotnikach w winnicy (Mt 20,1–16). Każdemu robotnikowi wynajętemu w winnicy w ciągu dnia właściciel przyznał jednakową zapłatę, pomimo czasowego zróżnicowania ich dniówek. Pokazana jest tu Boża wielkoduszność. Zapłata ta ukazuje łaskę Boga, która jest nieporównywalna z jakąkolwiek ludzką zasługą. Po ludzku stała się rzecz niesprawiedliwa, lecz Chrystusowi chodziło nie o wyjaśnienie opisanego zdarzenia, ale na podstawie tej przypowieści, o przybliżenie sposobu, w jaki człowiek może wejść do królestwa niebieskiego. Miłość Boga jest darem przewyższającym czysto materialne kalkulacje co do spełnionych uczynków sprawiedliwości. Podobnie jest przy opisie powrotu syna marnotrawnego (Łk 15,11–32).

          W zasadzie należy uznać, że sprawiedliwość Boża jest dla człowieka tajemnicą. «Bóg nie jest sprawiedliwy, ale miłosierny» (L. Kołakowski). Dobroć Boga nie zawsze jest po ludzku logiczna, ale w dalszej perspektywie życia najbardziej skuteczna. Sprawiedliwość Boża może nas szokować. «Bóg nie zdejmuje ciężaru, lecz wzmacnia plecy» (Franz Seraphicus Grillparzer 1791–1872).

Ewangelia Mateusza c.d. 36

          Gdybym przekonywał do wstrzemięźliwości seksualnej przedmałżeńskiej byłbym hipokrytą. Mogę jedynie apelować. Bądźcie roztropni, uczciwi i odpowiedzialni.

           Małżeństwo spełnia głównie potrzeby prokreacyjne, ale nie tylko. Jest bardzo ważnym elementem współistnienia ludzi, mężczyzny i kobiety. Mówi się, że małżeństwo jest podstawową komórką społeczną. W wierze jest małym Kościołem. Małżeństwo obarczone jest odpowiedzialnością za drugiego człowieka oraz troską o najmłodszych. Jego ważnym powołaniem jest właściwa dydaktyka najmłodszego pokolenia. Powinna być przykładem prawdziwej miłości interpersonalnej. O zaletach małżeństwa można pisać wiele. Związki partnerskie, nieformalne są zubożoną formą małżeńską i choć mogą się w pełni realizować, to pozostawiają niedosyt duchowy. Miłość współmałżonków jest wtedy wyłącznie ich sprawą prywatną. W związku sakramentalnym miłość jest wtopiona w miłość Boga-Ojca. Miłość taka jest darem ofiarnym nie tylko dla współmałżonka, ale dla wielu. Mogą z niego korzystać nawet ci, którzy pozostają w wolnym związku. Objawia się to radością ze związków sakramentalnych. W nich uczestniczy Bóg. Miłość dwojga  promieniuje i ogrzewa innych.

          Powyższe słowa korespondują z perykopą Dobrowolna bezżenność (Mt 19,10–12). Autor suponuje, że: “są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni” (Mt 19,12). Wypowiedź ta jest niezwykła i zaskakująca. Autor zdaje sobie sprawę z trudności pojmowania tej wypowiedzi na sposób ludzki, więc podkreśla: “Nie wszyscy to pojmują […] Kto może pojąć [to], niech pojmuje” (Mt 19,10–12). Jak wspomniałem miłość jest darem ofiarnym. Jeżeli przebywa się w związku, wiele z niej przechodzi na użytek rodziny. W przypadku bezżenności cała miłość może być darem ofiarnym dla innych. Przypominam sobie modlitwy wielu osób bezżennych o podobnej treści. «Panie nie dane mi było zawrzeć związku małżeńskiego. Niech pokłady mojej miłości zostaną wykorzystane dla szczęścia innych. Niech rozgrzeją miłość tych, którzy nie potrafią same z siebie wydobyć to wielkie uczucie. Panie, zabierz mnie i daj innym». Słowa te, wsparte ciągłymi modlitwami są bardzo skuteczne. Być może tego nie widać na co dzień, ale każda, choćby najmniejsza modlitwa, dobry uczynek, czy tchnienie miłości czyni dobra niewyobrażalne.

          Gdyby na świecie była większa świadomość mocy miłości, to wierzę, że świat byłby inny. Miłość jest pewnym spektrum. Posiada odcienie chłodniejsze i gorące. Nie można traktować jej instrumentalnie. Jest zbyt ważna. To nie tylko przyjemne uczucie, ale podstawowe narzędzie do podtrzymywania istnienia świata i relacji z Bogiem.

          Miłość dziecka jest nieskalana, najczystsza, bez uwarunkowań. Jest obrazem miłości królestwa niebieskiego. Jezus pokłada w dzieciach nadzieję: “Dopuśćcie dzieci i nie przeszkadzajcie im przyjść do Mnie; do takich bowiem należy królestwo niebieskie” (Mt 19,14).            

           Jezus ujawnia tajemnicę doskonałości. To przywilej nie dla każdego osiągalny. Życie jest statystycznie średnie.  To zrozumiałe. Nie wszyscy posiadają nadzwyczajne zdolności. Doskonałość jest jednak dostępna prawie dla każdego. Trzeba tylko po nią sięgnąć. Ma ona jednak swoją cenę. Nic za darmo. Aby mieć jedno, trzeba czasem zrezygnować z wielu.

          Perykopa Bogaty młodzieniec (Mt 19,16–22) pokazuje pewnego młodzieńca, który zafascynowany nauką Jezusa zapragnął życia wiecznego. Prawdopodobnie chodziło mu o życie wieczne z «górnej półki». Chwałę na miarę herosa, bohatera. Zapragnął wielkości. Jezus odpowiedział mu: “A jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowaj przykazania” (Mt 19,17). To wystarczy. Warunek zbawienia, czyli, mówiąc językiem kolokwialnym, przyzwoite życie wieczne człowiek ma zapewnione przy zachowaniu przykazań Bożych. Młodzieńcowi to nie wystarcza. Pyta jak osiągnąć więcej. Jezus mu odpowiedział: “Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!” (Mt 19,21). Nie takiej odpowiedzi oczekiwał młodzieniec. Nie taką matematyką i logiką się posługiwał. Chciał wiele dać z siebie, ale zachowując przy tym to, co miał. Jezus proponuje mu dziwną filozofię: Wielkość przez zubożenie. Rzecz w tym, że w królestwie niebieskim zupełnie inne są reguły gry. Nie każdy jest w stanie przyjąć nowe warunki. Nie każdy potrafi je zrozumieć. Szkoda, bo po głębszym zastanowieniu się mogą okazać się bardzo atrakcyjne.

          Być doskonałym, to znaczy być zdolnym do wielkich aktów miłości i miłosierdzia. Oddać swoje bogactwo innym i przywdziać szatę ubogiego jest aktem nobilitującym. Nie każdego na to stać, bo cena jest wysoka. Przebaczanie największym  grzesznikom, mordercom to postawa godna Jezusa Chrystusa. Nadstawiać drugi policzek, nosić ciężary innych, nie chwalić się swoimi uczynkami na rzecz bliźnich, znosić w pokorze upokorzenia. Czy to cię przeraża?  Czy stać cię, by wznieść się ponad to? Ten quiz trzeba rozegrać samemu.