Ewangelia Mateusza c.d. 49

           Można postawić wiele pytań. Czy Jezus wybierając Judasza wiedział o jego przyszłej zdradzie? Trudno powiedzieć. Dlaczego ujawnił zdradę publicznie? Co chciał przez to osiągnąć? Może chciał przekazać świadomość dalszego swojego losu. Na krzyż szedł nieprzypadkowo. Nikt i nic nie mogło Go zaskoczyć. Jezus potępia czyn Judasza: “Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził” (Mt 26,24). Zdrada Judasza będzie zapamiętana przez pokolenia na wieki. Wymiar grzechu zdrady jest przeogromny. Słowem można stworzyć Świat i słowem można zabić. To wymaga refleksji. Wszyscy ewangeliści zwrócili uwagę na pocałunek Judasza. Ogromna symbolika grzechu (judaszowski pocałunek). Natomiast sformułowania: “Wstańcie, chodźcie” (Mt 26,46) stało się hasłem nowej podróży do Odkupienia. Słowa te korespondują ze słowami: “Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe” (Mt 26,41).

          Jezus wypowiada znamienne słowa: “Czy myślisz, że nie mógłbym poprosić Ojca mego, a zaraz wystawiłby Mi więcej niż dwanaście zastępów aniołów?” (Mt 26,53). Moment zbyt poważny, aby bazować na postaciach konceptualnych. Karty rozdaje Jezus. Staje sam na sam z wyzwaniem, jak Dawid przed Goliatem. Wokoło nie ma nikogo. W dalszej odległości są tylko obserwatorzy. To, co ma się stać jest niepojęte i niezwyczajne. Nadchodzi historyczna chwila. Ona to zmieni postać tego Świata. Olbrzymi funkcjonał dobra jaki wygeneruje się na krzyżu sparaliżuje nagromadzone zło u tych, którzy tego pragną. Człowiek otrzyma stałą Opatrzność (Ducha Świętego), która będzie podpowiadać jak żyć i jak zmierzać do zbawienia. Bóg-Ojciec poprzez Syna będzie bliżej każdego człowieka. Trzeba jednak pamiętać, że bez osobistego zaangażowania wiary, nadziei i miłości wszystkie napisane tu słowa będą nieskuteczne.

          Ktoś może jednak zapytać: «Skąd to larum?» Dlaczego ta chwila właśnie teraz ma nadejść? Co się takiego stało? Odpowiedzią są słowa i czyny Jezusa (patrz ewangelie). Prawdziwa wiara w Boga zastąpiona została religią judaistyczną, ozdobioną po ludzku. Coraz mniej było w niej prawdy o Bogu. W «usta» Boga wprowadzano własne koncepcje na życie. Posługiwano się Bogiem do spraw przetargowych. Bóg stał się czymś w rodzaju monety, fasadą własnych budowli i własnego oglądu świata. Pieniądz odgrywał ważną rolę. Ofiary świątynne nie spełniały swojej roli.

          Kto uważnie obserwuje świat i dzieje historyczne zauważa, że świat zatoczył wielkie koło. Dzisiaj podobnie Bóg zostaje zastąpiony doktryną opracowaną według potrzeb ludzkich. W religii chrześcijańskiej coraz mniej jest Boga. Królują za to istoty konceptualne (anioły, szatan). Ważną rangę przypisuje się instytucji i władzy kościelnej, egzorcystom,  fałszywym objawieniom, infantylnej literaturze, fałszywej pobożności. Wiara jest wybiórcza, dziecinna, oparta na legendach, zdogmatyzowana. Ponownie liczy się kasa, majątek. Natura zastępowana jest eksperymentami naukowymi (in vitro, zmiany genetyczne, chirurgie plastyczne, doznania symulowane sztucznie). Na porządku dziennym są aborcje z powodów niezasadnych, wątpliwe eutanazje. Dość znacząca jest religijność w sensie rytualistycznym. W postaciach biskupich niewiele zostało z postaci apostołów czy Jezusa Chrystusa. Kapłani zachowują się niegodnie. Powstaje ogromna ilość sekt o totalitarnym charakterze.

          Skutki tego wszystkiego mogą być fatalne i przykre, zwłaszcza, że Jezus już nas nie ochroni, lecz przyjdzie „rozliczyć” (to nie straszenie, lecz przestroga).

Ewangelia Mateusza c.d. 48

            Średniowieczne, tradycyjne pojęcie trans-substancjacji (przeistoczenie) opłatka ogłoszona została przez papieża Innocentego III w roku 1215. Transsubstancja chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa należy sprowadzić jedynie do historii tradycji Kościoła: “Pouczony o tym i pełen niezachwianej wiary, że to, co się zdaje być chlebem, nie jest chlebem, chociaż takie wrażenie daje smak, lecz ciałem Chrystusa, a co się zdaje być winem, nie jest winem, choć się tak smakowi wydaje, ale krwią Chrystusa umocnij serce twoje, pożywając ten chleb jako duchowy i rozwesel oblicze twej duszy” (katecheza  Cyryla Jerozolimskiego 315–386).

          Warto przypomnieć słowa mnicha z Corbie, Ratramnusa (zm. 868): “Chrystus jest przyjmowany jak rzeczywiście obecny w sakramencie, ale przyjmowany w sensie duchowym, a nie jako rzeczywistość fizykalna”. Jego osoba uległa z czasem zapomnieniu, a pisma zostały przypisane Janowi Szkotowi Eriugenie i potępione na synodzie w Vercelli w 1050 r.

          Eucharystia to ciągła ofiara Jezusa. Jezus bez przerwy zbawia ludzi, tzn. dostarcza aktu miłości, który starcza na zbliżanie się nieczystych dusz do Boga (w modelu konceptualnym ofiara Eucharystyczna Jezusa powoduje, że dusza zbliża się po promieniu do Boga, czuje Jego coraz większe „ciepło” – żar miłości i przez to staje się bardziej szczęśliwa.

           Po wieczerzy Jezus z trzema uczniami udaje się do ogrodu Getsemani. Uczniowie szukają odpoczynku. Zła nowina o zdradzie Judasza rozmywa się w wieczornej ciszy. Została refleksja – jak on mógł? 

            Jezus jest przygnębiony. Dzieli się z uczniami smutną refleksją: “Wy wszyscy zwątpicie we Mnie tej nocy” (Mt 26,31). Powołuje się na mądrość życiową: “Uderzę pasterza, a rozproszą się owce stada” (tamże). Jednocześnie ogłasza: “Lecz gdy powstanę” (Mt 26,32). Tymi słowami Jezus ujawnia, że o wszystkim wie i jest świadomy scenariusza, jaki Go czeka. Piotr protestuje: “Choćby wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię” (Mt 26,33). O ironio losu. Jak łatwo głosić wzniosłe słowa, a jak trudno je wykonać! Jezus sprowadza Piotra na ziemię, mówiąc: “Jeszcze tej nocy, zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz” (Mt 26,34). Piotr jest pewny swego. Niepodobne, aby on wyparł się Jezusa, Nauczyciela i bliskiego swojego Przyjaciela.                 

          Jezus prosi uczniów o czuwanie z Nim. Jest smutny. Potrzebuje wsparcia, pociechy, bliskości przyjaciół. “Pogrążony w udręce jeszcze usilniej się modlił, a Jego pot był jak gęste krople krwi, sączące się na ziemię” (Łk 22,44). Pot z krwi jest znanym przypadkiem zachodzącym w chwili ogromnego stresu. Krwawy pot świadczy o bólu i cierpieniu duchowym. Jezus jest nieprawdopodobnie ludzki w swoim cierpieniu. Sam siebie ogołaca z wielkości herosa, wielkiego bohatera. Niestety, uczniowie, choć słyszeli o zdradzie i męce, zmęczeni wydarzeniami dnia szybko zasnęli. Jezus pozostaje sam.  Modli się do Ojca słowami: “Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty” (Mt 26,39). W słowach tych jest nuta żalu. Przecież, to Ty chciałeś, abym wziął na siebie ten niebotyczny ciężar. Z trwogi pomija, że z własnej i nieprzymuszonej woli podjął to wyzwanie.  Dręczony trwogą męki i śmierci, zdaje się na wolę Ojca. Wie, co Go czeka. Ukazane cierpienie, potwierdza całe człowieczeństwo Jezusa. Jezus, mimo że będzie obdarzony chwałą Ojca, umrze jak człowiek, bez taryfy ulgowej.

          Po kolejnych perykopach Mateusz wraca do wątku Judasza. Opis nie ma charakteru ciągłości, ale jest jakby z innego opowiadania. Judasz wita się z Jezusem, całuje Go w towarzystwie oprawców (zgraja z mieczami i kijami). Co robią uczniowie? Początkowo nic. Są zaskoczeni. Dopiero teraz zrozumieli na czym polega zdrada Judasza. Do tej pory sądzili, że Jezus mówi o zdradzie w sensie niedotrzymania wierności duchowej, a teraz okazało się, że chodzi tu o zdradę fizyczną!  Piotr podrywa się i w obronie Jezusa kaleczy  sługę najwyższego kapłana (obcina mu prawe ucho).

          Dalsza część opowiadania ma już charakter teologiczny i dydaktyczny. Mateusz popisuje się znajomością Starego Przymierza i parafrazuje słowa faraona P–atu-Baste: “Kto ostrzy miecz, w tego szyi on utknie, wkładając w usta Jezusa sentencję: Schowaj miecz swój do pochwy, bo wszyscy, którzy za miecz chwytają, od miecza giną” (Mt 26,52). Mateusz akcentuje, że spełniają się proroctwa starotestamentalne.

Ewangelia Mateusza c.d. 47

          Podczas ostatniej wieczerzy Jezus oznajmia publicznie:  “Zaprawdę, powiadam wam: jeden z was mnie zdradzi” (Mt 26,21). Tym samym przygotowuje apostołów do dalszych wydarzeń. Uczniowie są tym zasmuceni, a więc dotarła do nich ta wiadomość. Jezus wskazuje: “Ten, który ze Mną rękę zanurza w misie, on Mnie zdradzi” (Mt 26,23) i po chwili mówi do Judasza: “Tak jest, ty” (Mt 26,25) . Niepodobna, aby inni uczniowie tego nie słyszeli. Judasz prawdopodobnie szybko oddalił się z wieczerzy. Pomiędzy sobą apostołowie zapewne komentowali nowinę. Być może byli oburzeni.

          Jezus ustanawia pamiątkę eucharystyczną: “wziął chleb i odmówiwszy błogosławieństwo, połamał i dał uczniom, mówiąc: «Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje». Następnie wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie, dał im, mówiąc: «Pijcie z niego wszyscy, bo to jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów” (Mt 26,26–28; por. Mk 14,22–25); to czyńcie na moją pamiątkę” (Łk 22,19; por. 1 Kor 11,25). Być może Łukasz był uczniem Pawła. Podana informacja pochodzi z tego samego źródła. Opis Pawłowy z  Pierwszego Listu do Koryntian, napisanego w Efezie ok. 56 roku, jest najstarszy. Opis Ewangelii Marka powstał ok. ośmiu lat później.

          Ważne są słowa modlitwy błogosławieństwa i dziękczynienia, które uświęcają zwykłą materię do sakramentalnego znaku zmartwychwstałego ciała Chrystusa i Nowego Przymierza. Eucharystia, jak i Wino, są więc świętymi znakami. Znaki świadczą o czymś, natomiast nie są tym de facto. Ważne jest co ze sobą niosą, o czym świadczą, niż ich materialna substancja.           “Kościół katolicki wskazuje realną obecność Ciała i Krwi Pańskiej w sakramencie (czyli w znaku) chleba i wina.  Uwaga «w znaku» wyjaśnia istotę zjawiska. Unika się też pewnej powszechnej magiczności sakramentu” (J. Ratzinger).

          Opłatek (komunia) jest znakiem Ciała Zmartwychwstałego w sensie mistycznym, który stał się “duchem ożywiającym”   (1 Kor 15,45). Traktowanie komunii (substancji opłatka) jako realnego Ciała Chrystusa jest niezrozumieniem pojęcia sakramentu, który jest znakiem (nałożoną treścią na widoczną substancję sakramentu). Substancja jest tylko nośnikiem treści sakramentu. Nie ona stanowi sacrum, lecz jej treść.

          Cuda eucharystyczne potwierdzają w eucharystii znaki, a nie rzeczywistość prawdziwego ciała czy krwi Jezusa Chrystusa. Jeżeli badana krew z cudów eucharystycznych wykazuje grupę AB krwi Jezusa, to należy odbierać wyniki badań jako «cud znaku», a nie rzeczywistej krwi Jezusa.       

           Kościół katolicki nadaje Eucharystii wartość mistyczną, i słusznie. Kościół protestancki jedynie jako pamiątkę pożegnalnej wieczerzy: “to czyńcie na moją pamiątkę” (Łk 22,19; por. 1 Kor 11,25). Protestanci widzą w Eucharystii jedynie ucztę braterską.

          Uczta eucharystyczna jest czymś innym niż zwykła wieczerza (agapé): “wszyscy zostaliśmy napojeni jednym Duchem” (1 Kor 12,13). Ofiara mszy nie jest rozumiana przez Magisterium Kościoła jako osobna, odrębna od ofiary Chrystusa dokonanej raz na ołtarzu krzyża, lecz jest uobecnieniem i uczestnictwem w tej ostatniej: “Ofiara Chrystusa i ofiara eucharystii są jedną ofiarą” (KKK 1367). Świat stale potrzebuje zadośćuczynienia za bieżące grzechy.

          Podczas każdej Mszy ponawia się zbawcze działanie Jezusa. Pełne uczestniczenie we Mszy świętej jest udziałem wiernych w męce Ukrzyżowanego i zjednoczeniem się ze śmiercią Jezusa w Jego Zbawczej roli: “Jeżeli bowiem przez śmierć, podobną do Jego śmierci, zostaliśmy z Nim złączeni w jedno, to tak samo będziemy z Nim złączeni w jedno przez podobne zmartwychwstanie” (Rz 6,5).  Eucharystia jest uznana za najważniejszy przejaw działania Bożego, które dokonuje się przez Chrystusa i Kościół w świecie (por. KKK 1325). Oprócz  wyzwolenia z grzechów niesie też zmartwychwstanie.

Ewangelia Mateusza c.d. 46

          Sąd Ostateczny jest obrazem rozliczenia się człowieka ze swojego zycia. Głównym Sędzią jest Bóg-Ojciec. Reprezentuje Go Jezus przez swoją wizualność. Zjednoczony wolą z Ojcem w tym samym Akcie działającym.  Jest napisane: “Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale […] wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały” (Mt 25,31).  W swojej chwale, która jest równocześnie chwałą Jego Ojca.

          W obrazie sądu ostatecznego uwypuklone są dobre uczynki człowieka. Ciekawe, że z punktu widzenia ludzkiego zaangażowania nie są one wielkim obciążeniem. Głodnego nakarmić, spragnionego napoić, nagiego odziać, pomóc choremu itp. Mimo niewielkiego wysiłku stanowią o dobroci człowieka i to się liczy w oczach Boga. Czy miałeś dobrą wolę, czy złą? Nie trzeba wiele, aby  okazywać dobra wolę, ale niewiele potrzeba, aby być złym i niedobrym człowiekiem. Wszystkie wielkie przedsięwzięcia (posty, biczowanie się, rezygnacje z dóbr doczesnych, seksu, abstynencje,  itp.), mające pokazać jakim  się jest dobrym, są tylko nic nie znaczącą manifestacją w oczach Boga. Często za tym kryje się pycha. Łatwo Panu Bogu stwierdzić, kto jest kim. W życiu człowieka są jednak takie uczynki, które wymagały ogromnej odwagi (rezygnacji, pokory, obciążenia). Najczęściej nie wynikały one z zamysłu człowieka, co z okoliczności. Zdarzenia wymagające dokonania wyboru, właściwej postawy, przychodzą nagle i niespodziewanie. Jeżeli człowiek sprawdził się, zaskarbił sobie znaczenie u Boga. Można powiedzieć po ludzku, że na takiego człowieka można liczyć.

          Ciekawe jest wspomnienie o tych, co siedzą w więzieniu. Im też należy okazać miłość i współczucie. To nic, że odsiadują karę, na którą z pewnością zasłużyli. Teraz jednak cierpią. Uwięzionym należy pokazać, że nie utracili ludzkiej godności, że są również dziećmi Bożymi. Trzeba dawać im nadzieję i przekazywać, że są nadal kochani. Ich zło należy topić miłością.

          Słowa mówiące: “I pójdą ci na mękę wieczną” (Mt 25,46) należy odczytywać nie literalnie, ale metaforycznie: “I będzie im przykro i smutno”. Smutek z obszaru beznadziei boli okrutnie i można go przyrównywać metaforycznie do ognia piekielnego.

          Człowiek, który przychodzi na sąd ostateczny z pustymi rękoma czuje się marnie. Taką samą ocenę otrzyma. Wobec planów Boga nie bardzo się sprawdził. Żył dla siebie i swoich wygód. To rodzaj samotności i w takiej samotności pozostanie.

          Sąd ostateczny jest granicą, o której wiemy, że nastąpi. Co będzie dalej pozostaje tajemnicą. Należy ufać, że Bóg ma dla wszystkich nowe propozycje. Trudno je pojąć z perspektywy wieczności.

          Jezus po raz kolejny (czwarty) przepowiada swoje ukrzyżowanie (Mt 26,1; patrz Mt 16,21–23; Mt 17,22–23; Mt 20,17–19). To znamienne, że Jezus ciągle o tym mówi. Jakie jest tego przesłanie? Widać, że nie jest to przypadkowe. Jezus żyje tym wydarzeniem. Na pewno przeżywa to osobiście. Dzieli się więc tym, co Go zajmuje. Śmierć nie jest obojętnym zdarzeniem. Oprócz  strachu jest zapowiedzią pewnego misterium. Na nim wiele się wydarzy. Warto o tym mówić, warto o tym wspominać. Jezus jest w tym niesamowicie ludzki. Przyszłe misterium absorbuje Jezusa całkowicie.  Musi On wykorzystać ostatnie chwile i przekazać swoim wiernym jak najwięcej. Później nie będzie miał tej możliwości.

         Mateusz opisuje w perykopie Namaszczenie w Betanii  (Mt 26,6–8) zdarzenie, które Kościół podniesie do rangi sakramentu. Odczytał w ten sposób rangę zdarzenia. Jego materię i formę reguluje w Kościele katolickim Konstytucja Apostolska papieża Pawła VI Sacram Unctionem Infirmorum z 30 listopada 1972 roku. Jeżeli chory nie może się spowiadać, sakrament własną mocą (ex opere operato) odpuszcza grzechy, o ile chory pragnie dostąpić przebaczenia. Namaszczenie to obdarzenie kogoś szczególną rolą. To nie jest już osoba przypadkowa, anonimowa, lecz zaznaczona  i wybrana do roli szczególnej. To wskazanie na osobę, aby Bóg miał ją w szczególnej Opatrzności. Maria z Betanii, siostra Łazarza, mając świadomość chwili, namaściła Jezusa. Ona przyjęła bezwarunkowo posłannictwo Jezusa, z pełnym zawierzeniem i posłuszeństwem. Nie pytała, czy Jezus pozwoli. Wybrała najdroższy olejek. Jezus z pokorą poddał się tej ceremonii.

Ewangelia Mateusza c.d. 45

          Perykopa Początek boleści (Mt 24,4–8) i następne mają charakter apokaliptyczny.  Zapowiadają przyszłe zdarzenia, których bohaterami będą wierni wyznawcy Jezusa. Treść jest wielowarstwowa. Można odczytać z niej zdarzenia z bliskiej przyszłości (jak zburzenie Jerozolimy) oraz eschatologiczne, wskazujące na koniec świata. Jezus ostrzega przed fałszywymi mesjaszami (awanturnikami), wojnami i katastrofami. Podkreśla: “To musi się stać” (Mt 24,6). Dlaczego? Czy słowa: “nie trwóżcie się tym” (Mt 24,6) nie brzmią ironicznie? Przepowiednie mrożą krew w żyłach: “Będzie głód i zaraza, a miejscami trzęsienia ziemi. Lecz to wszystko jest dopiero początek boleści” (Mt 24,7–8).

          W następnej perykopie Prześladowanie uczniów  (Mt 24,9–14) przepowiadane są prześladowania uczniów z powodu imienia Jezusa Chrystusa. 

Jezus zapowiada najbliższą historię i grzeszność świata. Będą wojny i inne okropności. Dojdą też nowe wydarzenia w  związku z nowym ludem chrześcijańskim. Jezus pragnie uświadomić stan rzeczy. Czy słowa Jezusa mogą coś zmienić? Oczywiście, ale tak się nie stanie. Świat pogrąży się w grzechu. Zło: “Gdzie jest padlina, tam się i sępy zgromadzą” (Mt 24,28) może być zatrzymane jedynie przez nadzwyczajne środki. Zło o wymiarze skończonym może być pokonane przez dobro nieskończone. Kto dysponuje takim dobrem?  Między zapowiadaną trwogą przebijają się słowa ratunku i pocieszenia. Trzeba zatrzymać zło. Włączyć czujność i nie czekać na dni ostateczne, bo może być za późno. Może zabraknąć czasu, aby wszystko naprawić: “bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie” (Mt 24,44). Przypowieść o słudze wiernym i niewiernym (Mt 24,45–51) oraz Przypowieść o pannach roztropnych i nierozsądnych (Mt 25,1–18) pouczają o czujności. Puentą są słowa: “Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny” (Mt 25,13).

          Jezus ujawnia swoją niewiedzę o czasach ostatecznych: “Lecz o dniu owym i godzinie nikt nie wie, nawet aniołowie niebiescy, tylko sam Ojciec” (Mt 24,36). Jezus sam przyznaje, że  nie jest Bogiem (bo Bóg wie wszystko). Choć jest z Ojcem już silnie zjednoczony, to czas Jego chwały jeszcze nie nastąpił. Stanie się dopiero to na krzyżu. Niecierpliwi teolodzy chrześcijańscy widzą w Jezusie Boga jak jeszcze się nie narodził (preegzystencja Jezusa). Ewangelia mówi wprost. Mnie osobiście dziwi hermetyczne stanowisko Kościoła w tej sprawie. Dobrze, że w całości wiary chrześcijańskiej nie ma to większego znaczenia. Podejście filozoteistyczne i nauka Kościoła chrześcijańskiego zbiegają się w tym samym punkcie końcowym. Warto o tym pamiętać, gdy przyjdzie do oceny drogi poznawczej, jaką zaproponowałem  przy badaniu chrześcijaństwa jako religii.      

          Perykopa Przypowieść o talentach (Mt 25,14–30)jest niezmiernie pouczającą lekcją. Mowa tu o gospodarce środkami finansowymi, ale i metaforycznie o talentach jakie posiadają ludzie.

          W przypowieści pokazana jest gospodarka środkami pieniężnymi, które nie należą do pracowników, lecz do pracodawców. Dobrzy pracownicy, to ci, którzy w miarę swoich możliwości starają się pomnożyć ich wartość. Pracodawca im zaufał  i oczekuje od nich efektów. Zły pracownik to ten, który zamiast wykonywać swoją pracę solidnie  zastanawia się nad majątkiem pracodawcy. Osądza go i podejmuje egzekucję według własnej sprawiedliwości. Przypowieść nagannie ustosunkowuje się do takich zachowań. Świat dzieli się na tych, co mają w nadmiarze  i którzy klepią biedę. Po ludzku to niesprawiedliwe. Niestety to prawidłowość, która bardzo mocno zakorzeniona jest w strukturze, psychice i życiu człowieka od tysiącleci. Na ten temat można napisać rozprawy naukowe. Ograniczę się tylko do stwierdzenia: Świat nie jest idealny i trzeba przyjąć, że tak jest. Ewangelia mówi wprost:  Każdemu bowiem, “kto ma, będzie dodane, tak  że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma” (Mt 25,29). Dobrze, jeżeli widzi się w tym i pozytywne strony. To dzięki bogaczom istnieje piękna architektura, która cieszy oko. To dzięki nim powstają nowe stanowiska pracy, itd. Sprawiedliwość widoczna jest na końcu. Nikt swojego bogactwa nie może wziąć ze sobą do otchłani niebieskiej. Ludzie bogaci niejednokrotnie czują się sfrustrowani, nieszczęśliwi i nie widzą sensu życia. Biedni z kolei są bardziej aktywni, pomysłowi. Umieją cieszyć się drobiazgami. Co jest lepsze?

          Bóg obdarza ludzi różnymi talentami. Może dla człowieka to ważne, ale w ekonomii Bożej to rodzaj rozmaitości darów. Czy jest to sprawiedliwe, czy nie w oczach ludzi? Nie ma się co zastanawiać nad odpowiedzią; oczywiście, że niesprawiedliwe. Każdy chciałby mieć talenty, które wyróżnią go z tłumu. Rzecz w tym, że kariery ludzkie są dla Boga czymś wtórnym. Dla Niego ważne jest zachowanie człowieka oraz gospodarka tym, co się posiada. Sprawiedliwość Boga ujawni się na końcu, gdy przyjdzie wynagrodzić trudy życia. Wtedy okaże się, że kariera była tylko jedną z  dróg do zbawienia. Powiem więcej. Kto wybiera taką drogę, nie zdaje sobie sprawy jaka ona jest ciężka. Przede wszystkim trzeba stale toczyć boje o pierwszeństwo. Utrzymywanie się na topie jest męczące i stresujące. Wszystkim geniuszom nie należy zazdrościć. Oni mają swój krzyż. Celebryci, geniusze, ludzie publiczni są na ustach wszystkich. Nie mają się gdzie skryć. Popularność kosztuje. Najczęściej gorycz z popularności zauważa się za późno.

          Wysokie zarobki celebrytów szokują wobec małych pensji i emerytur. Dysproporcje są zbyt duże. Tak, to jest skandal. Winna jest wyłącznie władza. Ona rozdaje kupony, ona ustala zasady współistnienia.

Ewangelia Mateusza c.d. 44

          Perykopa Jezus odwraca się od Miasta (Mt 23,37–38) jest smutną refleksją Mateusza. Być może Mateusz miał jakieś materiały świadczące, że Jezus podobnie odbierał ukochane miasto Jeruzalem. Prawdą jest, że najbardziej boli zdrada tych, w których pokłada się największe nadzieje

          Perykopa Zniszczenie świątyni (Mt 24,1–3;  Mk 13,1–8; Łk 21,5–11) występuje u trzech ewangelistów synoptycznych. Jezus zapowiada, “że nie zostanie po niej kamień na kamieniu” (Mt 24,2). Słowa Jezusa odbierane są dosłownie, literalnie. Uczniowie pytają kiedy to nastąpi. Jezus przekazywał wiedzę wielowarstwową. Z tego samego przekazu można wydobyć wiele różnych informacji. Świat jest ze sobą niezwykle zespolony. Wszystko jest ze sobą powiązane. Kto potrafi widzieć szerzej i dalej może odkryć zupełnie nowe treści. Np. temat wzajemnego zjadania się często bulwersuje i nie bardzo się podoba. Zazwyczaj milczy się, bo nie rozumie się Stwórcy. A jednak niektórzy potrafią w tych zjawiskach zobaczyć ciągłą wzajemną ofiarę. Moje życie się kończy, aby inne stworzenia mogły żyć. To, co było bulwersujące staje się misterium.

          Jezus mówiąc o zburzeniu świątyni miał również na uwadze siebie samego. Jeszcze nie tłumaczy, że zostanie odbudowana Światynia w ciągu trzech dni. Jeszcze nie ta pora, ale już ma to na uwadze. Z drugiej strony zapowiada fizyczne zniszczenie świątyni, które wkrótce nastąpi. Pierwsze powstanie żydowskie w roku 70 zakończy się zdobyciem i zburzeniem przez Rzymian Jerozolimy wraz ze świątynią. Jezus o tym wiedział. Jak czuł się oglądając jej piękną architekturę “ozdobioną pięknymi kamieniami i darami” (Łk 21,5)? Czy Jezus miał pretensję do Ojca, że nie powstrzyma tragedii i dramatu wielu? Nie ma na ten temat ani jednego słowa. Tak musi się stać, bo takie są dzieje losów. Kto wyraża ciągle żal do Boga, że nie interweniuje, ten nie rozumie Bożej koncepcji Świata. Bóg nie może pogodzić wolności, którą dał każdemu człowiekowi, ze stałą jego ochroną. Albo, albo. Bóg tak uszanował człowieka, że nie ingeruje (poza szczególnymi przypadkami)  w ludzkie poczynania. Człowiek musi to wiedzieć, że przede wszystkim musi liczyć na siebie. Nie może osłabiać go myśl, że Bóg w swojej  opatrzności i miłości do człowieka jakość załatwi jego sprawy. Nic bzdurnego i nieroztropnego. Każdy musi sam o wszystko walczyć, w tym o własne zbawienie. Do miejscowości Lourdes we Francji, od ponad stu lat przyjeżdżają miliony chorych, a uzdrowionych zostało do tej pory ok. 35 osób. To statystyczny margines. Dobrze, że są takie miejsca, które skupiają wiernych i można przeżyć modlitewne chwile, ale nie należy wymuszać na Bogu cudów. Czyniąc to, czyni się Bogu «przykrość». On nie może działać przeciwko sobie i zasadom, które sam ustanowił. Trzeba starać się raczej  generować moce uzdrowieńcze poprzez żarliwą modlitwę, które drzemią w każdym człowieku. Należy pomagać sobie samym. Bóg sprzyja takim inicjatywom. Nieboskłon jest ekranem, od którego odbijają się nasze modlitwy i to one  wzmacniają ludzkość. Na tym polega wielkość człowieka, że posiada dary Łaski od Boga.

          Chrześcijańska teologia naucza, że łaska Boża jest darem darmo danym każdemu. Oznacza to, że Bóg oferuje swoją łaskę wszystkim ludziom, zapraszając każdego do zbawienia. Łaska ta jest niezasłużona i nie wynika z działań człowieka, ale jest wyrazem miłości Boga. Kwestia przyjęcia lub odrzucenia tej łaski jest ściśle związana z wolną wolą. Człowiek, będący istotą wolną, ma możliwość odpowiedzenia na tę propozycję pozytywnie (przyjęcie łaski) lub negatywnie (odrzucenie). Odrzucenie łaski nie jest więc efektem jej braku, ale konsekwencją wyboru człowieka. To z tego powodu Kościół naucza, że człowiek ponosi odpowiedzialność za swoje wybory, w tym za to, czy odpowie na Boże zaproszenie wiary. Paradoks, który się tu pojawia, wynika z teologicznych rozważań nad połączeniem łaski, wolnej woli i predestynacji. Jeśli łaska jest konieczna do zbawienia, a nie wszyscy ją przyjmują, pojawia się pytanie, dlaczego niektórzy zdają się być “pozbawieni” tej łaski. Kościół katolicki, na przykład, podkreśla, że Bóg nie odmawia swojej łaski nikomu, ale człowiek może być zaślepiony przez grzech, który ogranicza jego zdolność odpowiedzi na to zaproszenie. Ostatecznie jednak, Bóg nie narusza wolności człowieka, nawet jeśli proponuje mu zbawienie. To zatem człowiek, swoim wyborem, decyduje o swoim stosunku do łaski, co czyni go odpowiedzialnym za to, czy uwierzy, czy nie. Otrzymane Łaski trzeba czynnie wykorzystywać i mieć zaufanie, nadzieję i miłość do Stwórcy.

Ewangelia Mateusza c.d. 43

          Kapłani, uczeni w piśmie podlegają tym samym pokusom i słabościom ciała, co inni wierni. Trzeba oddzielić prywatne zachowanie kapłanów od ich zadań duszpasterskich i głoszonych kazań. Oczywiście, od kapłanów bardzo wiele się wymaga. Bądź co bądź, oni są wybrańcami Boga. Tak jak ludzie, tak i Bóg-Ojciec oczekują od kapłanów świętości, dobrych przykładów, właściwych zachowań itp. Kto może niech pojmuje i obdarzy kapłanów troskliwą modlitewną opieką, a Bogu niech zostawi sąd nad Bożymi pomazańcami: “Nie dotykajcie pomazańców moich, a prorokom moim nie czyńcie nic złego” (1 Krn 16,22; Ps  105,15). Nie wszystkie winy należy im przypisywać. Warto mieć na uwadze, że:  “Ryba psuje się od głowy” (przysłowie francuskie). Kościół jest pochodzenia Boskiego, ale składa się z ludzi, z całą ich niedoskonałością. Grzeszność ludzka przenosi się na «image» instytucji. Czy dzisiejszy Kościół jest tym samym Kościołem, który założył Jezus Chrystus? Co do sakramentu jest taki sam i nie może ulec zmianie, bo jest pochodzenia Boskiego. Co do instytucji ma za sobą bagaż dobrych i złych doświadczeń. Sam Jezus Chrystus jest kamieniem węgielnym tej specyficznej budowli. Kościół instytucjonalny jest żywym organizmem, który powinien doskonalić się jak każdy członek tego Kościoła. Nie znaczy, że trzeba zmieniać pryncypia, struktury, sposoby sprawowania władzy. Trzeba jedynie oczyścić je z grzechów. 

          W perykopie (dość długiej) Biada obłudnikom (Mt 23,13–36) pokazany jest stosunek Jezusa do wszelkiej obłudy, hipochondrii, fałszywej świętości. Jezus nie przebiera w słowach.  Wyzywa uczonych w Piśmie, faryzeuszy i wszystkich, którzy dotknięci zostali grzechem fałszywej wiary: “przewodnicy ślepi, głupi i ślepi, węże, plemię żmijowe”. Jezus sprzeciwia się obłudzie. Brzydzi się pozorowaną świętością.  Oskarża faryzeuszy o nadmierne wymagania wobec nowych wyznawców. Samo Prawo i sposób jego głoszenia zamyka im drogę do zbawienia (przypis 23,13). Jezus wiedział, że największymi Jego przeciwnikami są właśnie faryzeusze i uczeni w pismach. Oni, sprawnie operując słowem Bożym ze świętych ksiąg, ponoszą największą winę za niewiarę w Jezusa.

          Dziś sytuacja jest podobna. Próba głoszenia nowego oglądu religijnego napotyka na opór ze strony Kościoła lub gorliwych wyznawców obowiązującej katechezy. Zamiast podejmować rzeczową, merytoryczną dyskusję, polemikę  reagują agresją. Poszukiwania między innymi na tym polegają, że stawia się śmiałe hipotezy. Inputowanie z góry złych intencji stwarza nieprzychylną atmosferę dyskusji.

          Warto zwrócić uwagę na słowa ewangelii:  “Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo obchodzicie morze i ziemię, żeby pozyskać jednego współwyznawcę” (Mt 23,15). Werset ten informuje, że Żydzi prowadzili również działalność misyjną, choć w dość skromnym wymiarze. Dzisiaj judaizm rozszerza się jedynie przez prokreację swoich członków.

          Jezus wskazuje priorytety. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Przestawienie ich powoduje karykaturę zdarzeń. Nie należy przysięgać na złoto ołtarza, lecz na tego, kto na nim „mieszka”.  Nie ważna jest fasada działań, lecz sprawiedliwość, miłosierdzie i wiara. “Przewodnicy ślepi, którzy przecedzacie komara, a połykacie wielbłąda!” (Mt 23,24). “Tak i wy z zewnątrz wydajecie się ludziom sprawiedliwi, lecz wewnątrz pełni jesteście obłudy i nieprawości” (Mt  23,28).

          Dalej napisane jest: “Węże, plemię żmijowe, jak wy możecie ujść potępienia w piekle?” (Mt 23,33). Ci, którzy literalnie odczytują Pismo święte mogą powoływać się na ten werset jako dowód istnienia piekła. Dla mnie jest to jedynie wypowiedź emocjonalna, oparta na ówczesnej wierze. Podobna emocja towarzyszyła Jezusowi mówiącemu do Piotra: “Idź precz ode mnie, szatanie! Jesteś mi zgorszeniem, bo nie myślisz o tym, co Boskie, lecz o tym, co  ludzkie” (Mt 16,23).

          Końcową treść omawianej perykopy można zaliczyć do własnych koncepcji Mateusza. Opisuje on zdarzenia przyszłe (antycypacja), które ewangelista już przeżył i doświadczył (mordowanie misjonarzy chrześcijańskich, apostołów).  Za autorstwem Mateusza tej części perykopy świadczą w charakterystyczny dla Mateusza sposób, przywołania postaci historycznych oraz incydentu zamordowania Zachariasza, syna Jojady, między przybytkiem a ołtarzem (2 Krn 24,20–22).

Ewangelia Mateusza c.d. 42

             Preegzystencja Jezusa to teologiczna doktryna, która głosi, że Jezus Chrystus istniał przed swoim narodzeniem jako człowiek na ziemi. W chrześcijaństwie oznacza to wiarę, że Jezus, jako druga osoba Trójcy Świętej (Syn Boży, Logos), istniał wiecznie, zanim przyszedł na świat w ludzkiej postaci. To przekonanie ma swoje podstawy w różnych fragmentach Nowego Testamentu i odgrywa ważną rolę w chrystologii – nauce o osobie Jezusa Chrystusa.

          Temat preegzystencji Jezusa Chrystusa jest koncepcyjnie złożony. Prolog w Ewangelii św Jana, który mówi o preegzystencji Jezusa jest przedmiotem sporów. Dziś uczeni spierają się przy odczytywaniu sensu prologu. Wyniki zmierzają do stwierdzenia, że prolog Janowy jest nieprzekładalny, nie do końca jasny i zrozumiały. Nie wszyscy pojmują wykładnię nauki Kościoła.

           Trudność rozumienia preegzystencji można ominąć wyjaśnieniem, że z chwilą śmierci Jezusa na krzyżu i Wywyższenia Go do Aktu działającego, czyli do rangi Boga, tym samym, Jego istnienie jest równoznawcze z istnieniem Boga, czyli wieczne. Ta konstrukcja myślowa jest karkołomna, ale logiczne poprawna. Pozwala ona swobodę wypowiedzi, jak np.: “Jezus (Słowo) istniał na początku wszechrzeczy i uczestniczył w stworzeniu świata“; “Jezus istniał w postaci Bożej, zanim stał się człowiekiem; “chrześcijaństwo głosi, że Jezus nie był tylko wyjątkowym człowiekiem czy prorokiem, ale wcielonym Bogiem, który od zawsze istniał z Ojcem i Duchem Świętym”.

          Podobnie jest z tekstem Mateusza. Uważna lektura tekstu perykopy Mesjasz Synem Bożym (Mt 22,41–40) pokazuje, że wywołany temat przez Jezusa nie jest przez Niego wyjaśniony do końca. Jezus sondował faryzeuszy: Co sądzicie o Mesjaszu? (Mt 22,42). Odpowiadają, że jest synem Dawida. Wtedy Jezus przywołuje psalm (przynajmniej tak twierdzi ewangelista), w którym napisane jest, że Bóg kieruje wyrocznię do Osoby (Pana), która jest przed Dawidem: “Wyrocznia Boga dla Pana mego: siądź po mojej prawicy” (Mt 22,44). Osoba ta nie może być jednocześnie przed Dawidem (jako Ojciec) i po Dawidzie (jako Syn). Jezus wie o owej logicznej sprzeczności, bo prawdopodobnie sam jest przeciwny tej koncepcji. Jak sugerowałem, Jezus nie był przychylny koncepcji utożsamiania Go z prorokowanym mesjaszem. W końcu przystał na to, ale bardziej z rozsądku niż z prawdy. Jezus nigdy nie chciał pełnić roli wyzwoliciela narodu żydowskiego. Ograniczał swoje posłannictwo do Odkupiciela dusz. Był Królem duchowym Żydów. Trzeba również pamiętać, że wszelkie proroctwa to niedokładny opis przyszłych wydarzeń, lecz zwiastun, że coś się wydarzy. Proroctwa są uwarunkowane przez działania ludzkie. Trzeba przyjąć, że mogą też nigdy się nie sprawdzić. 

          Perykopa  Mesjasz Synem Bożym (Mt 22,41–46) świadczy o rozterkach Jezusa. Pyta więc i sonduje. Zadaje pytania o mesjaszu również swoim uczniom.  Wykazuje sprzeczność w rozumowaniu. Pomimo tak wyraźnego przesłania, nauka Kościoła nie chce jej dostrzec. Dalej forsuje koncepcję troistości Boga. “Na szczęście do lamusa powoli odchodzi epoka, w której Jezusowi przypisać wolno tylko te wypowiedzi, które raczyli zaakceptować egzegeci niemieccy na czele z R. Bultmanem” (Bogusław Górka, Reinterpretacja źródeł chrześcijaństwa, Wyd. WAM, Kraków 2013, s. 54).

          To, co zaskakuje i fascynuje w Piśmie świętym to jego wielowarstwowość i ponadczasowość. Niektóre fragmenty są bardzo aktualne i dzisiaj. Wydaje się, że wiele jeszcze tajemnic przechowuje to niezwykłe Pismo. W perykopie Ostrzeżenie przed uczonymi w Piśmie (Mt 23,1–12) Jezus przestrzega: “Czyńcie więc  i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią.  Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą.  Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsca na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi. Otóż wy nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus. Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony” (Mt 23,3–11). Jezus sam nie zakładał organizacji kościelnych. Był indywidualnym przekaźnikiem nauk odczytanych ze stanu Prawdy pochodzące od Ojca. Działał bezpośrednio wśród ludzi. Jego nauki należy odczytywać, w duchu takiego właśnie postępowania. Jezus oczekiwał postawy religijnej niekoniecznie wynikającej z przynależności do wspólnoty. Religia, duchowość to duchowe i indywidualne aspekty każdego człowieka. To indywidualny stosunek do Ojca i wiary. Każdy człowiek na swój sposób ma w swoim sercu sprawy Boże. Kościół jako organizacja ujmuje religię szerzej i na płaszczyźnie wspólnotowej. Wypełnia inne przykazania Jezusa, np. miłości bliźniego, ale przy okazji wypacza częściowo czystą naukę Jezusa. Tak też mimo zakazu Jezusa, kapłani uzurpują sobie nazwę „ojcze” (duchowny), a pierwszego z nich tytułują „świętym”.  Posługi kościelne są mocno opłacane, i można je porównać do usług zarobkowych, a nie do posług religijnych. Dwory biskupie są przykładem demontażu i odejścia od postaw sługi Bożego. Pokusa władzy i majętności w niczym nie przypominają biednego Nauczyciela.

Ewangelia Mateusza c.d. 41

          Bóg powołał człowieka do realizacji swoich planów, a nie ludzkich. To, co możemy już odczytać, to to, że człowiek ma współuczestniczyć w dziele budowy wszechświata. Jak mówi Pismo święte: “Bóg jest Bogiem «zazdrosnym»” (Wj 34,14; Pwt 4,24; 5,9; Joz 24,19; Na 1,2).

Powołał człowieka dla siebie i swoich planów. Jakie ma dalsze plany wobec ludzi, tego nikt nie wie. Znając miłość Boga do człowieka należy zawierzyć, że wszystko co Bóg zaplanował jest dla niego dobre. Za życia główną rolą człowieka jest prokreacja. Przy tym człowiek hartuje swojego ducha, aby osiągnąć doskonałość. W małżeństwie występują przyjemności, ale tak naprawdę to okres ciężkich zmagań i odpowiedzialności. W nim uczymy się kochać, tak aby osiągnąć miłość Chrystusową. Miłość ta jest większa od miłości małżeńskiej, bo odnosi się do wszystkich ludzi. Patrząc z tej perspektywy, małżeństwo to theatre ludzki i przyziemny. Ważny, ale nie najważniejszym. Dla Boga liczy się każdy człowiek indywidualnie. Każdy zda Bogu sprawozdanie z własnego życia, a nie współmałżonki, czy dzieci. O tym często zapominają rodzice, którzy zawsze chcą chronić swoje dzieci i nadstawiać własne głowy w ich obronie. Prawda jest taka, że każdy jest kowalem swojego losu. Rodzice nie odpowiadają za grzechy dzieci i odwrotnie. O tym należy pamiętać. Kto potrafi wgłębić się w tę tematykę, bez ludzkich uprzedzeń i przyzwyczajeń, powinien dostrzec w tym sprawiedliwość Bożą, uniwersalną i sprawiedliwość osobową.

          Faryzeusze chcąc wystawić Jezusa na próbę, zadali Mu pytanie: “Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?” (Mt 22,36). Jezus odpowiedział: “Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego” (Mt 22,37–39). Tym razem Jezus powołał się na Stary Testament, w którym napisane jest:Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił” (Pwt 6,5); “Nie będziesz szukał pomsty, nie będziesz żywił urazy do synów twego ludu, ale będziesz miłował bliźniego jak siebie samego” (Kpł 19,18).

          Jak sam podaje Jezus:  “Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy» (Mt 22,40). W tym temacie nie jest odkrywczy, ale przypomina odwieczne prawo ustanowione z woli Ojca i ojców swego narodu. Warto zwrócić uwagę na zakończenie wersetu:będziesz miłował bliźniego jak siebie samego” (Kpł 19,18). Jak należy rozumieć słowa: “jak siebie samego?”

          Nie każdy przyznaje się do kochania siebie samego. Najczęściej wady, jakie dostrzega się we własnym wyglądzie, powodują raczej niechęć i kompleksy. Otóż nie chodzi tu o kochanie swojego wyglądu, lecz akceptację siebie jako istnienia. Człowiek nie zawsze jest tego świadomy, ale intuicyjnie broni swojej osoby (istnienia). Ma dla siebie aprobatę, nawet gdy dostrzega usterki w swoim image. Rzadko kiedy człowiek jest w nienawiści do siebie (chyba, że do własnych grzechów i poczynań). Podświadomość podpowiada mu, że jest kimś ważnym dla siebie samego. Do siebie może zwrócić się z pełnym zaufaniem. Prawa ojców i  proroków podpowiadają, że taką samą miarą trzeba mierzyć innych, co własną osobę. Tym samym nie podany jest jakiś uniwersalny sposób miłowania bliźniego, lecz względny, w oparciu o wewnętrzne wyczucie każdego człowieka. Każdy może sobie odpowiedzieć sam, na miarę własnych przemyśleń i potrzeb. Miłość wychodząca z serca, a nie z rozumu, staje się bardzo osobista. Napełniona jest wewnętrznym żarem. Tyle można dać z siebie, ile mam dla siebie. W tym sformułowaniu można dostrzec uszanowanie indywidualnej woli człowieka. Każdy kocha na miarę własnego bogactwa uczuciowego. Miłość nie może być czymś sztucznym, wyuczonym czy zdefiniowanym. Jestem jaki jestem. Kocham tak, jak potrafię.   

Ewangelia Mateusza c.d. 40

          Mateusz przywołuje inne jeszcze przypowieści związane z nauką Jezusa.  W Przypowieści o dwóch synach (Mt 21,28–32) zobrazowane są  dwie postawy. Pierwsza, ugoda dla świętego spokoju, nie dająca żadnego efektu oraz sprzeciw, który kruszy się i daje opamiętanie. Czasem warto poczekać i dać szanse nawrócenia z własnej woli.

               W Przypowieści o przewrotnych rolnikach (Mt 21,33–46) ukazana jest niewdzięczność ludzka. Właściciel (Bóg) przygotował wszystko na właściwą egzystencję. Winnicę oddał w dzierżawę. Po czasie chciał zebrać plony. Spotkał się z arogancją i oziębłością. Niewdzięczność ludzka nie zna granic. Szczególnie dzisiaj, mało jest odruchów dziękczynienia Bogu za Jego hojne dary. Wydaje się, że każdemu wszystko się należy. Najlepiej, aby Bóg nie przeszkadzał.

           Przyznaję, że nie wszystkie przypowieści są mi bliskie. Przypowieść o uczcie królewskiej (Mt 22,1–14) należy do tych, których nie bardzo lubię. Mimo, że wiem, że jest to przypowieść alegoryzująca i nie ma nic wspólnego z prawdą historyczną, to jednak moja wrażliwość na historię opowieści wystawiona jest na próbę. Prawie każdy szczegół tej historii podnosi adrenalinę. Denerwuje, że zaproszeni Żydzi przez króla, nie bardzo chcąc przyjść na ucztę weselną jego syna. Niektórzy goście  nawet zabijają  zapraszających. To kompletnie niezrozumiały szczegół. Król reaguje odwetem. Leje się krew, a miasto płonie. Król każe ściągnąć przypadkowych gości. Jeden z nich nie jest ubrany należycie. Król karze go związać i wyrzucić. Opowiadanie pełne złych emocji, aby dojść do końcowego wniosku: “bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych” (Mt 22,14).  Aby przypowieść stała się dydaktyczna, trzeba dokonać wiele założeń. Odsyłam do przypisu. Ja chętnie uciekam od tej przypowieści.  W perykopie Sprawa podatku (Mt 22,15–22) jest bardzo ważny przekaz: “Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga” (Mt 22,21). Mimo bardzo wyrazistej treści, bardzo często przekaz ten jest celowo pomijany, niezauważany. Wierni (nadgorliwi) uważają, że wszystko, co się dzieje na ziemi trzeba związać z Bogiem. Czy tego chciał Bóg? Chciał, ale nie tak, jak to się dzieje. Bóg jest Bogiem dyskretnym. Wszyscy to doświadczają. Względem ludzi jest służebny. Stale podtrzymuje życie w istnieniu. Bóg dał człowiekowi możliwość pełnej realizacji. “Czyńcie sobie ziemię poddaną według waszej woli” (Rdz 1,28). “Jak sobie pościelimy, tak się i wyśpimy”. Bóg nie ma zamiaru wtrącać się do ludzkich planów, projektów, ustaw. Jemu chodzi wyłącznie o naszą stronę etyczną i duchową. Państwo powinno być do gruntu świeckie. Tolerancja powinna być najważniejszą ludzką cnotą. Trzeba uszanować cudze poglądy i wierzenia. Nienarażanie krzyża na pośmiewisko i wyzwiska są w chrześcijańskim interesie. Krzyż trzeba pieczołowicie i z szacunkiem przenieść z sejmu na miejsce godniejsze. Jak długo pseudochrześcijanie będą budować sobie platformę polityczną na chrześcijańskim krzyżu?! Pobożność nie polega na tym, aby publicznie mówić “Panie, Panie”. Trzeba żyć nauką Chrystusa i świadczyć o Chrystusie miłością do bliźniego. To wystarczy. Zwracam się do polityków o rozsądek i uczciwość. Nie bójcie się głupców i fanatyków. Dbajcie o porządek laicki, prawny i świecki, a w sercu zachowujcie wiarę. Módlcie się w kaplicy o siłę kierowania państwem. Wasze prawdziwe oblicze zostanie na pewno zauważone, bez demonstracji religijności. Niech w waszych oczach zabłyśnie duch prawdy i miłości. Pokażcie światu jak naprawdę powinien zachowywać się świecki katolik. Nie powołujcie się zbytnio na tradycję naszych ojców. Ma ona w sobie również grzeszne i naganne wspomnienia.

           Saduceusze nie wierzyli w zmartwychwstanie, z tym że w owym czasie myślano raczej o zmartwychpowstaniu (wyjściu z grobu po ożywieniu). Zwrócili się oni do Jezusa z anegdotą, aby wyjaśnił do którego męża należeć będzie kobieta po zmartwychwstaniu, która za życia miała siedmiu mężów. Jezus odpowiadając, ujawnił tajemnicę zamysłu Boga: “Przy zmartwychwstaniu bowiem nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić, lecz będą jak aniołowie Boży w niebie” (Mt 22,30). Pytający byli zaskoczeni, jak zresztą i dzisiaj niejedna osoba wierząca. “Tam wszyscy będą jak aniołowie w niebie” (tamże). Trudno pojąć, że to, co za życia było bardzo ważne, traci swoje znaczenie w przyszłości. Niejedna osoba w chwili śmierci współmałżonka żyje nadzieją rychłego spotkania się z nim w niebie. Teraz słyszy, że nie ma to większego znaczenia. Informacja przekazana przez Jezusa burzy ludzki ład i porządek. Faktycznie, po ludzku, trudno to pojąć, ale aby zrozumieć, trzeba zapoznać się z całą koncepcją i zamysłem ludzkiego istnienia i egzystencji. Moje wyjaśnienie nie wszystkim się spodoba.