Zastępuje każdą modlitwę

          Wśród wiernych są tacy, którzy muszą wiedzieć w co wierzą. I dla takich jest miejsce wśród chrześcijan. Przede wszystkim nie należy się bać mówienia o wierze językiem prostym. Żydzi, przez szacunek, nie wymawiali imienia Boga, aż do objawienia Mojżesza: ” Nie będziesz wzywał imienia Pana, Boga twego, do czczych rzeczy, gdyż Pan nie pozostawi bezkarnie tego, który wzywa Jego imienia do czczych rzeczy ” (Wj 20, 7; Pwt 5, 11). Zakaz ten dotyczy nie tylko nadużycia imienia Bożego do magii, lecz także krzywoprzysięstwa (Kpł 19,12) i wymawiania go bez czci. Wymawianie imienia Boga w sposób intencyjny ma swoją niesamowitą moc. Kto wzywa Boga jest natychmiast przez Niego wysłuchiwany. Nie zawsze jest to od razu widoczne i namacalne, ale zapewniam (na bazie samo autopsji), że zastępuje każdą modlitwę (!). Nie trzeba słów, bo Bóg odczytuje nasze pragnienia z ludzkiej duszy i serca.

          Ja pisząc nawet krytyczne teksty mam intencję dobrą i dlatego jestem wysłuchiwany i przez Stwórcę, tolerowany i nagradzany.  Wzywanie imienia Boga, ten akt strzelisty (Boże!) jest pierwszym stopniem mistyki. To moment łączenia się z Nim. Nawet ateusze nie raz, pewnie bezwiednie, wzywają Boga i korzystają z Jego Miłości i Dobroci.

          Długie zaś modlitwy (modlitwa różańcowa) są aktem dłuższej interakcji z Bogiem i służą do własnych przeżyć duchowym. Słowa modlitwy odbite spod kopuły Nieba wracają wzmocnione (na skutek interferencji duchowej). Są niezwykłą energią dla człowieka.

          Każdy tekst nie obrażający Boga jest adiaforą (czynem moralnie obojętnym). Dlatego nie można się bać, zajmując różne stanowiska w sprawie wiary.  Ta wiedza o tym pozwoliła mi na swobodę wypowiedzi, np. czy Maryja była dziewicą i Niepokalanie Poczęta? Jeżeli pytam, to szukam odpowiedzi niezależnie od treści pytania. Korzystam przy tym z daru boskiego jakim jest rozum – to narzędzie poznawcze.            Trzeba wiedzieć, że Bóg powołał człowieka nie po to aby się nad nim pastwić, ale żeby z nim być i współpracować. Dlatego katecheza wspomina, że człowiek jest dziedzicem Boga i to ja przyjmuję za prawdę. Teraz tego nie wiemy, ale prawdziwy powód powołania człowieka jest nam jeszcze nieznany. Poniekąd ujawnił trochę Apostoł Paweł w słowach: “lecz właśnie głosimy, jak zostało napisane, to, czego ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują ” (1 Kor 2,9). Choć słowa te, być może, pochodzą ze źródeł apokryficznych, albo są kombinacją słów z Iz 64,3 i z Jr 3,16, to zapewne można je traktować serio.

Boże Narodzenie, dzień drugi

          Drugi dzień Świąt można poświęcić na refleksję. Co się wczoraj wydarzyło? Na pewno urodził się Człowiek. Nie znamy Jego okresu dorastania. Apokryfy są niewiarygodne, zbyt cukierkowe. Można przypuszczać, że Jezus był uduchowionym dzieckiem. Dzieci z czystą kart sumienia mają ułatwioną drogę do zakamarków sumienia, gdzie można spotkać się z Bogiem. Przekaz Boga Ojca jest wyrazisty i niezmącony ludzkimi potrzebami i przywarami. To tam Jezus odczytał boski zamysł. Duch Boga połączył się z duchem dziecka i zaszczepił w nim swoje pokłady miłości i wiedzy wlanej. Jezus jako małe dziecko już wiedział jaką drogą ma iść. Gdy dorósł, prawdopodobnie udał się na Wschód szukać potwierdzenia i pewności tego, co odczytał w swoim sumieniu. Zapewne dostrzegał dysonanse pomiędzy głoszoną nauką a postępowaniem kapłanów (faryzeuszy, pisarzy, lewitów, i podobnych). Niespójność zrodziła w nim bunt przeciw panującej obłudzie i hipokryzji. Spojrzał na to zło od strony Stwórcy. Zrozumiał, że wielkie zło można pokonać tylko jeszcze większym dobrem. Oddanie swojego życia na pokonanie zła uznał za zasadne. Jezus wrócił z dalekiej podróży i zaczął wcielać swój zamysł w życie. Czytając uważnie ewangelie można odczytać, że Jezus usilnie zmierzał (parł) na krzyż. W tej determinacji wierzył w Majestat Boski i w życie nadprzyrodzone. On już za życia znał Prawdę. Od samego początku swojego nauczania był bezpośredni, prosty i zwyczajny. Uzdrawianie chorych stosował na potwierdzenie swoich słów, idei. Ten zabieg był potrzebny, bo namacalne rzeczy łatwiej trafiają do umysłu. Nauka Jezusa ma różne pokłady Prawdy. Od prostych zaleceń do ujawniania istoty rzeczy. Dla każdego według zdolności rozpoznania i umysłu. Chrześcijanin dobrej woli powinien rozpoznawać cel przekazu Jezusa. Do braków, zakłamań edytorskich, a nawet własnych sugestii teologicznych ewangelistów  powinien być pobłażliwy, bo ważny jest ideał chrześcijaństwa – zło pokonuje się dobrem. Dobro i Miłość są hasłami chrześcijaństwa.

            Czy Jezus jest Bogiem czy pozostał tylko Człowiekiem dla mnie jest mniej ważne. Pozostawiam to do tajemnicy wiary każdego. Dla mnie jest wskazaniem jak postępować w życiu, co jest ważne, a co nie. On wytycza drogą do Doskonałości (nieskończoności) i to mnie wystarczy.

Boże Narodzenie

          Jak zapowiedziałem wczoraj, dzisiaj oddalam od siebie racjonalne myślenie i pragnę korzystać z samego przesłania bożonarodzeniowego. Pragnę wdychać świąteczne powietrze i cieszyć się jego magią, siłą i mocą. Sama aura świąt dostarcza bardzo silnych wrażeń.  Na pierwszym miejscu wysuwa się dobro, które z definicji jest najwyższą wartością etyczną. Dobro samo w sobie ma boskie pochodzenie i pochodzi z boskiego tchnienia. To produkt zwany funkcjonałem, który może mieć tylko jednego kreatora. Człowiek tylko siłą własnej woli może z tego dobra skorzystać i to dobro eksploatować. Sam nie jest zdolny do jego generowania. Cokolwiek czyni człowiek, w łańcuchu zdarzeń, od Boga pochodzi, a w tym “dobro”. To takie proste, ale wiele osób nie zgadza się z taką tezą. Mają pretensję, że człowiekowi odbieram piękną, wypracowaną przez wieki cnotę.

          Narodzony Jezus jest uosobieniem boskich przymiotów. W zasłudze swojej został przez ludzi (apostołów, kapłanów, mędrców, teologów) wywyższony do rangi Aktu działającego (ideału Stwórcy). Wiarą jest, że Bóg Ojciec ten wybór zaakceptował.

          W Osobie Jezusa objawił się Stwórca zwany w niektórych religiach Bogiem. Jezusowi przypisano wszystkie Jego atrybuty. To genialny zamysł, bo w tej ikonie Boga można się przypatrzeć, dotknąć, zapytać i nawiązać kontakt. W tej idei Bóg zszedł do ludzi. Żydzi pozostawili Bogu postać Władcy Świata (psalmy). Chrześcijanie ukazali Jego atuty, przymioty. Bóg żydowski jest dalej od swoich stworzeń. Kontaktuje się z człowiekiem za pomocą aniołów (różnego pochodzenia) i w sposób duchowy. Bóg chrześcijański zbliżył się do człowieka  i w nim zamieszkał.

            Słowa, słowa, a niejeden zapyta, a jak jest na prawdę? Bóg istnieje samym istnieniem, poucza katecheza, ale co to znaczy? To człowiek, do końca nie rozumiejąc istoty Boga opisuje go na różne sposoby. Czy można istnieć samym działaniem? I to jest opis, który został przeze mnie przybliżony. Poznając fizykę kwantową doszło do mnie, że wszystko co nas otacza jest wytworem myśli, tego co nie jest ontologicznym bytem, tylko procesem. Materia, która sama jest wytworem energetycznym spełnia rolę wypełniacza, aby istniejące żywe istoty były zmysłowe, dostrzegalne, fizyczne.  Takie ujęcie jest całkowitym odwrócenie stanu i wyobraźni do której jesteśmy przyzwyczajeni. Ważniejszą niż zmysły rolę odgrywa tutaj świadomość, siła woli. Interakcja odbywa się na falach tej świadomości. Ważną rolę odgrywa tu intuicja, odczucie, uczucie. Jezus dawał o tym znać, ale było to za trudne do zrozumienia na owe czasy. Aby to zrozumieć musi nastąpić iluminacja (oświecenie) umysłu nowym aparatem poznawczym. Trzeba inaczej spojrzeć w rzeczywistość i dostrzec to, co jest ukryte dla przeciętnego obserwatora i jest mało uchwytne. Dostrzegali to od lat niektórzy wybitni ludzie historii, np. Platon powołał do istnienia świat wzorów bytowych; Artur Schopehauer mówił, że “świat jest wyobrażeniem“; Fizycy zrezygnowali z pojęcia materii jako tworu, któremu przysługuje samodzielne istnienie. Wszystko co istnieje jest podyktowane działaniem, dynamiką. Podłożem (arche) tych działań jest energia, która pochodzi z boskiego tchnienia.

Wigilia 2020

         Wigilia jest dniem radości i oczekiwania. Nawet ateusze ten dzień traktują świątecznie. Ma ona podłoże religijne, ale nosi przesłanie wartości, którą każdy człowiek, dobrej woli, nosi w sobie. Każdy wyczekuje dobra, a ci, którzy tego nie pragną, to najczęściej ludzie okaleczeni przez los. Nie każdy umie panować nad własnym losem, a on jest czasem okrutny. I tu wraca odwieczne pytanie. Dlaczego tak się dzieje i dlaczego Stwórca nad tym nie panuje?  Odpowiedź jest zawarta w prostym zdarzeniu. Ktoś modli się o deszcz, i w tym czasie inny o słońce i susze. Jak zaspokoić te dwie opcje? Stwórca wybrał rozwiązania losowe. Z Jego perspektywy dzień jest podobny do dnia. Różnią się emanacją wielkości dobra. To dobro pochodzi od Boga i z woli ludzkiej . Każdy może przyczynić się do tego, że Świat staje się lepszy. Wyemitowane dobro jest czynne i przyczynia się do dobra dalszego.

           Nie jest ważne, że narodziny Jezusa są owiane legendą i wizją proroków, hagiografów i ewangelistów. Nie bądźmy w tym dniu racjonalnie dociekliwi. Cieszmy się ideą i pięknym przesłaniem. Jeżeli chrześcijanie widzą w Jezusie Boga, to nie trzeba temu zaprzeczać, bo wymawiając słowo Bóg, tak na prawdę wzywa się Dobro i Miłość. Istoty Boga nie sposób poznać, ale możemy korzystać z tego Ducha Prawdy. Na dociekania racjonalne będzie inny czas. Wszystkim poszukującym serdecznie współczuję. Wiem to po sobie. Na poszukiwania i dociekania poświęcam wiele godzin. Wielokrotnie wracam do tych samych wniosków i tez, czyniąc ogromne koło. Należę do tych szczęśliwców, że doszedłem do nowego spojrzenia na Świat i Boga. Wymyśliłem nawet tytuł mojej 10 książki, którą chyba już nie napiszę. Tytuł brzmi: “Istnienie przez Działanie“. Wiele wątków tej nienapisanej książki ujawniłem w moich postach na blogach i FB.  Ta wiedza pozwala mi się cieszyć dokonanymi odkryciami. W tej filozofii dobrze się czuję. Ubolewam, że mało mam życzliwych zwolenników  tej idei. Nie zaprzeczam, że nie jest ona łatwa. Człowiek jest uwarunkowany ontologicznie. Wszystko kojarzy z materią. To uważam za błąd. Nawet Kartezjusz mówił: “Myślę, więc jestem“, a nie “Czuję, że mam ciało, więc jestem“. Jestem przekonany, że na dowód słuszności mojej teorii jest tysiące racji. W ten sposób mam zajęcie na długi czas. Czy mam rację? Niedługo się przekonam. Życzę wszystkim czytelników własnych przemyśleć i przeżyć duchowych. W każdym momencie stawiajcie dobro na pierwszym miejscu. Kochajcie i szanujcie nawzajem.

Dobro w różnej skale

         Narodzenie Jezusa łączę z dobrem, które głosił za życia. Przykładem dobra jest przypowieść o Synu marnotrawnym opisana w Ewangelii Łukasza (15,11–32).   Bliski mi jest ojciec, który niedobrego syna nie potępił, ale przyjął i ugościł. Ojciec wita go z radością. Urządza wielką, radosną ucztę. Trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się (Łk 15,32). Syn marnotrawny jest obrazem człowieka, który zbłądził, ale powrócił. Ten przykład żona i ja wzięliśmy sobie do serca i stał się  on dla nas drogowskazem.

          Dobro jest wartością, którą też trzeba rozumieć. Użyję do tego własnego przykładu. Wiele osób pomogło mi ofiarując mi kwoty mniejsze i większe w mojej niefrasobliwej biedzie. Pozostaję im wdzięczny  dozgonnie, ale czegoś mi zabrakło. Odczuwam ten dar serca za chwilowe zaspokojenie własnych odczuć empatii i sympatii – “dar złożony, mam sumienie czyste”. Ja oczekiwałem jeszcze dowodów dobra nieprzeliczalnego, przyjaźni, empatii, odruchów serca, dobrego słowa (zapytań  np. jak sobie radzisz?, dotyku (poklepaniu po ramieniu, trąceniem łokciem itp). Mają one większą rangę.  Inaczej traktuję drobne ofiary pieniężne złożone na konto potrzebujących, od zaangażowania się np. w domu opieki społecznej, pomocy sąsiedzkiej. Dobro ma swoje różne poziomy. Inaczej przyjmuję adopcję dziecka zdrowego od adopcji dziecka chromego. Skala jest nieporównywalna. Mojej znajomej mające dzieci wyłączono prąd w piątek pod koniec dnia (to nieludzkie), gdy nie można było temu zaradzić. Jej sąsiedzi, bliscy znajomi nie wpadli na pomysł zaprosić rodziny wielodzietnej na kolację, aby ugościć ich ciepłą strawą. To wymagało zadania sobie jakiegoś trudu.

          Jezus mówił o dobru najwyższym. Swoje życie złożył dla dobra cudzego. To najwyższy dar. Dla mnie Jezus był tym fenomenem dobroci, który znał wartość dobra. Dobro jest ideą (funkcjonałem) pochodzącą od samego źródła dobra, a mianowicie  Stwórcy. Można być trochę dobrym. To też jest wartością, ale trzeba wiedzieć, że można czynić lepiej, więcej i mądrzej. Pomaganie jest wyrazem nie tylko potrzeb duchowych ale mądrością. Można pomagać nierozumnie. I to się nam przytrafiło, niestety.

Wiara i zawierzenie

         Każde dzieło apologetów zasługują na uwagę, bo każde coś wnosi do doktryny wiary. Zastanawia myśl, że sam Jezus nie zadbał o spisaniu swojej  nauki. W tym jest zawarta tajemnica wiary. Sama wiara niesie niebezpieczeństwo przyswojenia sobie niebezpiecznych idei. Do wiary jest potrzebna zdolność rozpoznania dobra od zła, a to nazywa się Łaską. Przyjmuję za większością, że Bóg udziela tej Łaski każdemu jednakowo, ale człowiek jest osobą wolną i każdy może Boga ją przyjąć albo odrzucić. Łaska jest podobna do zaproszenia do zastawionego stołu pełnego dobrego jadła. Każdy może z niego skorzystać. Łaska i wolna wola jest  warunkiem zawierzenia. Tak przyjęta wiara jest zobowiązaniem do przestrzegania zasad nakreślonych w doktrynie wiary.  Dla szukających prawdy pomocna jest wiedza, według najnowszych doniesień naukowych ( też filozoteizm autora). Wiedza jest wsparciem dla wiary, a wiara dostarcza lepszego rozpoznania konstrukcji Świata. Jak ujął to papież Jan Paweł II: “Wiara i rozum (fides et ratio) są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy. […] Nie ma więc powodu do jakiejkolwiek rywalizacji między rozumem a wiarą: rzeczywistości te wzajemnie się przenikają, każda zaś ma własną przestrzeń, w której się realizuje” (encyklika Fides et ratio w1998).

         Z takim podejściem należy się zapoznać, bo w samej nauce występują dwa podejścia diametralnie różniące się w idei, np. korpuskularna i falowa  idea światła; ujęcie praw przyrody w fizyce klasycznej i kwantowej. Każda z idei ma swoje uzasadnienie, a każda jest na swój sposób prawdziwa. Takie podwójne spostrzeganie narusza zasady zdrowego rozsądku, ale tak po prostu jest (!).

          Istnienie Stwórcy jest logicznie uzasadnione (każdy skutek ma swoją przyczynę), ale wywyższenie Jezusa do rangi Aktu działającego (Boga) jest przedmiotem wiary. Na szczęście, wiara jest intymnym spotkaniem z Bogiem na płaszczyźnie sumienia. Każdy może zachować wiarę w sobie, albo dołączyć do tych co wiarę głoszą. Dla mnie jest koniecznością Prawdy, o którą zabiegam od lat.

          Wiara płynąca z Łaski jest dla mnie czymś najdoskonalszym co można w życiu czynić. Dzieląc się nią, przeżywa się ją wielokrotnie i na różne sposoby. Przy tym nie zwalnia od zdrowego rozsądku. Dlatego odrzucam wszystko co ją zakłóca. Jak napisano: “Wszystko  badajcie,  a  co  szlachetne  –  zachowujcie (1 Tes 5,21); I poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli (J 8,32).

Moje blogi:

swieckiteolog.blogspot.com

Ucieczka do przodu

         Aby uciec od smutku należy iść do przodu. Wracam więc do moich tematów religijnych. Ostatnie skupiałem się na postaci Jezusa jako tajemniczej Osoby, która albo została przez Stwórcę posłana na spełnienie zbawczej misji, albo była to Osoba, która  odczytała zamysły Stwórcy i podjęła się z własnej woli nieprawdopodobnej misji, ofiarowując swoje życie dla wielkiego Dobra ludzkości – Zbawienie. Tego nie rozstrzygnę. Pozostanę na poziomie dostępnych faktów. Jak pisałem, Jezus nie chciał zmieniać swojej religii, ale sam stał się Ikoną nowego spojrzenia na Stwórcę i wiarę. Jego nauka dała początek Kościołowi Chrystusowemu. Kościół ten stał Sakramentem Boga, to znaczy  widzialnym znakiem Niewidzialnego. Takie spostrzeganie jest dopuszczalne i logicznie uzasadnione. Kościół Chrystusowy dotyka wszystkiego, co dotyczy Boga. Względem Niego można stosować porównania i odnoszenia. Jest on Ideą samą w sobie. Kościół składa się z wiernych, i ten ruch i tę populację należało zorganizować. Stąd wzięła się potrzeba powołania Kościoła instytucjonalnego (widzialnego). Na początku był on ruchem samoistnym, spontanicznym. Rodził się na poczuciu potrzeby, przez uczniów Jezusa, głoszenia nauki Nauczyciela, któremu zawierzono. Apostołowie rozjechali się w różne strony, głosząc Dobrą Nowinę. Człowiek, z natury niedoskonałej, głosił słowa Chrystusa według własnych koncepcji teologicznych. Rozbieżności były wychwytywane i wzajemnie krytykowane. Rodziła się potrzeba uporządkowania nauki Jezusa. Ludzie dobrej woli zaczęli  spisywać zapamiętane słowa Jezusa (logia). Pojawiło się też opracowanie anonimowe o nazwie Didache, które miało w sobie nauczanie Pana w przekazie apostolskim. Wiele osób podjęło się napisać ewangelie o nauczaniu Jezusa. Było ich wiele. Tu też nastąpiły rozbieżności. Każdy z ewangelistów sam interpretował Jego nauczanie. Po latach dokona się usankcjonowanie czterech ewangelii i nazwie się je kanonicznymi, tj. ewangelie: Mateusza, Marka, Łukasza i Jana. Inne uznano za apokryfy (o mniejszej wiarygodności). To co uderza znawców przedmiotu, to nadmierna swoboda interpretacyjna autorów. Dziś ewangelie i inne pisma religijne są przedmiotem egzegezy, tj. jest krytycznym badaniem tekstów, aby wydobyć z nich prawdziwy sens przekazu Jezusowego. Przy okazji wykryto wiele nadużyć, w tym edytorskich.  Nie jest łatwo, bo brakuje wiarygodnych źródeł porównawczych, w tym pogańskich. Poza tym głoszona nauka mocno przywiera do wiernych, również ta, która jest ezoteryczna, gnostyczna a nawet infantylna. Wiara raz zaakceptowana jest trudna do przyjęcia nowych wyjaśnień. Sam to przeżyłem na wykładach słysząc słowa krytyki: “po co zmieniać to, co zostało już autorytatywnie przekazane“.

        Pisarze i uczeni pierwszych wieków pisali apologie, dzieła broniące idei Kościoła Chrystusowego. Oni nie zawsze mieli rację. Pierwszymi apologetami byli: Kwadratus i Arystydes z Aten, Aryston z Pelli, Justyn męczennik, Tycjan Syryjczyk, Milcjades z Antiochi, Hermiasz.

Smutek

         Śmierć bliskiej mi znajomej Danuty Czerny-Sikory w dniu 13.12.2020  r. wtrąciła mnie w ogromny smutek. Była ona osobą bardzo witalną i nic nie zapowiadało jej nagłej śmierci. Smutek nie pozwala mi racjonalnie myśleć. Nałożył się na ogólną świadomość  stanu rzeczy. Wszystko zmieniło barwę na kolor szary. Słowa Koheleta: “wszystko jest marnością” zabrzmiały swoją wyrazistością. Potrzeba czasu, aby się od złych myśli oswobodzić.  Pisane mądrości wybielały. Stan fizyczny i brak środków nie pozwalają mi towarzyszyć w pogrzebie. Nie zobaczę się już ze wspólnymi przyjaciółmi. Zmuszony jestem zamknąć piękny okres znajomości z Dusią, bo tak ją nazywałem. Niech spoczywa w spokoju i cieszy się bliskością duchową z Tym, który ją na ten Świat powołał. Ona już wie, a mnie jeszcze trzeba realizować nałożone zadania.

Racja

         Muszę zapanować nad wyborem tematycznym, bo o Bogu i Jego Synu można pisać tysiące tekstów. Odsyłam do mojego ponad 10 dorobku pisarskiego, 9 wydanych książek (obecne w bibliotekach),  na moich blogach i na FC.

         Moje prace tutaj trzeba traktować tylko jako zarys problematyki filozoficzno religijnej.   

         Dziś zwracam się szczególnie do osób wątpiących. Za narzędzie poznawcze przyjmuję tylko logikę i zdrowy rozsądek. Zadaję pytanie. Gdyby nasze istnienie byłoby tylko chwilą, to istnienie miałoby jakiś sens? Ja sensu nie dostrzegam. Owszem, zdobyte i wytworzone wartości mogłoby służyć nowym pokoleniom, ale na dłuższą metę, to i tak istnienie nie ma sensu. Trzeba sobie to uświadomić, bo to jest klucz do dalszych przemyśleń. Wydaje się, sens jest ukryty w świadomości, która nie znika. Świadomość to jest to, co pozwala zrozumieć istnienie: “Myślę, więc jestem (Kartezjusz, 1596 – 1650). Na świadomość nakładają się wspomnienia przeżytych chwil, i aktualna wiedza o własnym istnieniu. Teza o wieczności istnienia suponuje przyczynę tego faktu. Pomijając słowo Bóg można użyć neutralne słowo “Racja“. Ono daje odpowiedź na wiele pytań. Jak coś ma sens to ma swoją rację. Tę rację możemy nazywać Racją z dużej litery. Za wszystko odpowiedzialna jest Racja. Racja ta nie wynika z wiary, ale z logiki i oglądu zdroworozsądkowego. Za tą tezą przemawia logiczny obraz Świata. Wszystko jest jakby poukładane z wzajemnej relacji. Dokładne przyjrzenie się Światu, przyrodzie sprawia wrażenie, że ma się do czynienia z cudem. Piękno jest w niezwykłości uporządkowania. Kto tego nie dostrzega jest totalnym ignorantem i osobą bez wyobraźni. Sama Racja jest rozumna (według ludzkiej definicji). Rozum przypisywany jest osobie. Żadnej sztucznej inteligencji to słowo nie przysługuje. Sama Racja wynika z logiczności obserwacji, ale kim ona jest? Na pewno jest to ktoś z zewnątrz istniejącego Świata. Z tego powodu ucieka z ludzkiego poznania. Trudy poznawcze są nie do pokonania żadnym aparatem poznawczym. Pozostają narzędzia, które każdy nosi w sobie. To jest uczucie, intuicja, wiara, nadzieja. Powstaje pytanie, skąd się one się wzięły?  Jeżeli szukać bez skutku to trzeba uznać, że ktoś człowiekowi je dał (wlał). Te cnoty są niezwykłym darem (1 Kor 13,12–13) na zakończenie hymnu o miłości.

Chrześcijaństwo 3

         Nie będę Was nakłaniał do wiary, bo nie jest to mój cel. Sam czuję się realistą i sama wiara jest dla mnie trudna. Ja muszę się do wiary ciągle przekonywać. Muszę ją wzmacniać rozumnym oglądem. Muszę znajdować logiczne wytłumaczenie przedmiotu wiary, aby Mu (Jezusowi) zaufać.

          Jezus nauczał, ale swojej nauki nie spisywał. Dlaczego? Napisano, że czytał Torę w synagodze () i pisał na piasku ratując kobietę cudzołożną (Magdalenę) przed ukamienowaniem: “I powtórnie nachyliwszy się pisał na ziemi” (J 8,8). Jezus nie chciał tworzyć nowej religii. Był wierny Ojcu i religii objawionej. Krytykował kapłanów (faryzeuszy) i hipokryzje wiernych, ale chciał ich poprawy. Religia żydowska która ujawniła Prawdę o Bogu była wystarczająca. Po cóż było tworzyć nową?! Czy była inna Prawda?   Jak się okazało, Prawdą był On. Do nowego spojrzenia przyczynił się On Sam. W swoich wypowiedział wskazywał, że On jest Wybrańcem Boga do okazania w Nim przymiotów Ojca. Wskazywał, że On jest wiernym obrazem, ucieleśnieniem Niewidzącego ojca – Boga. Jak mówią ewangelie i listy Pawła to wyróżnienie, wyniesienie do godności Aktu działającego nastąpiło dopiero na krzyżu w trakcie Jego śmierci cielesnej. Jego Śmierć miała być wybawiająca dla ludzkich grzeszników. Siła tego aktu sięgała wszystkich żyjących od zarania i sięga do  w przyszłość. Taką moc mógł mieć tylko Stwórca. Tak też zbawcza śmierć Jezusa jest udokumentowaniem Jego boskości. Jego zapowiadanie okazało się  poprawne i nobilitujące: Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca (J 14,9). Dla uczniów i apostołów był sygnałem, że ich Mistrz jest na równi z Bogiem. Religia żydowska wzbogacona została nową jakością. Stwórca pojawia się w dwóch osłonach Ojca i Syna (potem dojdzie trzecia – Duch Święty). Ta niezwykłość wydarzeń była nie lada  łamigłówką dla apostołów, uczonych i wiernych. Siłą rzeczy zaczęła rodzić się tradycja.  Próbowano spisać tę tajemnicę na papier. Początkowo pojawiły się listy duszpasterskie. Równolegle spisywano słowa Jezusa (Didache, logia). Na końcu pojawiły się ewangelie. Było ich wiele. Każdy z pisarzy chciał słowami ująć ten fenomen. Brakowało odpowiednich słów. Używano obrazów i wyrazów literackich. Szukano analogii do Starego Testamentu i prawdy przekazywanych przez proroków. Dla ewangelistów nie była ważna chronologia. Stawiano na idee Syna Bożego. Można powiedzieć językiem sztuki, że ewangeliści portretowali zdarzenia, a nie fotografowali. Te obrazy i zabiegi literackie są dzisiaj przedmiotem egzegezy. Realizm poznawczy doszukuje się różnych nieprawidłowości. Powstały Kościół, jako forma organizacyjna nowego ruchu zaczął się bronić. Uznano cztery ewangelie za kanoniczne. Pojawili się pierwsi apologeci chrześcijańscy (Klemens). Pozostałe opisy zachowały wartość pomocniczą.

         Jezus zauważał sprzeczność pomiędzy zachowaniem wiernych, a doktryną głoszącą przez kapłanów. Publicznie i głośną wytykał im przywary i grzechy. ” Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem.” (Łk 4,20). Został przez to znienawidzony.