Ewangelia wg św. Marka cz. 32

          Wiara ma aspekt antropologiczny. Wszystko wychodzi  z ludzkiego serca. Akty nadprzyrodzone nie mają sceny. Widać natomiast skutki. Przestrzeń nadprzyrodzona nie jest przestrzenią w rozumieniu ludzkim. To samo działanie. Trudność polega na tym, że człowiek ciągle potrzebuje oglądu wzrokowego. Jeżeli nawet nie widzi, to w sercu rysuje tego obrazy.

          Zagadnienie ciała zmarłego Jezusa pozostawiam ludzkim domysłom i dywagacjom. Zagadnienie jest mniej ważne od świadczenia przez Jezusa, że każdy dostąpi zmartwychwstania. Człowiek na nowo odrodzi się w ciele ludzkim. Nastąpi to  z chwilą powołania nowego Nieba i nowej Ziemi. Pojawiający się Jezus był obrazem zmartwychwstałego człowieka. Z konieczności widziany neurotycznie, ale w obrazie ciała uwielbionego. Dlaczego? Nowa Ziemia to nowa rzeczywistość, która będzie się rządzić nowymi prawami. Ludzkość nie zna jej parametrów, ani przymiotów. Z obrazu Jezusa można wywnioskować, że będzie niezwykła. Jezus przemieszczał się prędkością wiary. Nie obowiązuje Go już odległość. Jest tam, gdzie chce być. Jest wszędzie. Odległość do dalekich galaktyk pokonuje się siłą woli. Spełnione zostaną marzenia podróżowania między gwiazdami. Wiele jeszcze innych rzeczy przygotował nam nasz Ojciec Niebieski.

          Apostołowie odczytali ostatnie rozkazy Jezusa: “Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15). Czy wiarę można przekazać drugiemu człowiekowi? Wątpliwe. Każdy musi sam w swoim sercu otworzyć się na nią. Wiarą można jednak się zarazić. Ona musi się zakorzenić od wewnątrz.

          Jezus ukazywał się uczniom przez wiele dni. Pokazał, że żyje. Obiecał Opatrzność przez działanie w Akcie działającym. Jezus jest więc ciągle z nami. Jest w nas. Pobudza nasze serca do wiary, dobrych uczynków, byśmy poszli Jego śladami. Drogą, która prowadzi do zbawienia. Nie należy oczekiwać, że będzie naszą fizyczną podporą. Będzie wzmacniał ludzi do dźwigania swoich ciężarów. Jeden jest tylko warunek. Jezusa trzeba pragnąć i Jemu zaufać.

          Wersety 16,9–20  nie należą do oryginalnego tekstu Marka: brakuje ich w niektórych dawnych, wiarygodnych rękopisach. Niektóre manuskrypty zawierają inne zakończenie. Można przypuszczać, że obecne zakończenie zostało dopisane przez późniejszych redaktorów.

Ewangelia wg św. Marka cz. 31

         Przyznaję, że nie mam dostępu do źródeł świadczących, że Ewangelia Marka jest chronologicznie najstarszą z czterech ewangelii. Dysponuję jedynie wiedzą akademicką. Według mojego rozeznania zajmuje raczej miejsce drugie. Wielokrotnie już przeprowadzałem rozważania na ten temat. Podpierałem się jedynie ewangeliami. Przy perykopie Wobec Wysokiej Rady (Mk 14,52–65; Mt 26,57–68) nachodzą mnie podobne rozterki. Perykopy Marka i Mateusza są tak podobne, że nietrudno zgadnąć, że z jednego źródła pochodzą. Pomijam treść perykopy, którą omówiłem przy egzegezie Ewangelii Mateusza. Zatrzymam się na fragmencie, który opisuje rozmowę Jezusa z najwyższym kapłanem Józefem Kajfaszem. Kapłan zapytał: “Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn (Boży) Błogosławionego” (Mk 14, 61; Mt 26,63). Już w pytaniu zadziwia, że Żydzi kojarzą mesjasza z Synem Bożym. Raczej uważano, że  Pomazaniec (Mesjasz) ma być wybrańcem Boga, ale nie synem. Wydaje się, że jest to już interpretacja teologiczna, opracowana po śmierci Jezusa i włożona w usta kapłana. Jezus odpowiada: “Ja jestem”, i nie chciał nic więcej powiedzieć. Trudno wyobrazić sobie, że po tak lakonicznej odpowiedzi Jezus będzie cytował psalm: “Ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego i nadchodzącego z obłokami niebieskimi” (Ps 110(109)). Badanie hermeneutyczne i egzegetyczne Ewangelii Mateusza wykazały, że autor, gdzie mógł, przywoływał wersety ze Starego Testamentu. Z tego wynika, że pierwotnym autorem tej perykopy musiał być Mateusz. Marek skorzystał z Ewangelii Mateusza. Przepisywał treść lekko ją retuszując.

          Bardzo podobne są kolejne perykopy, które potwierdzają moją tezę. Piotr zapiera się znajomości z Jezusem. Czyni to trzykrotnie. Przyczyną jest nie strach przed konsekwencjami, bo Piotr należał do twardych mężczyzn, ale poczucie zdrady przez swego ukochanego Mistrza. Piotr czuje się oszukany przez Jezusa. Uczucie przysłania mu rozum. Jest jakby w obłędzie. Myśli, to niemożliwe. Przecież Mistrz sam mówił, że jest z Nim Ojciec Niebieski. Piotr przez chwilę stracił wiarę we wszystko. Ziemia usunęła mu się spod nóg. Zapierał się tego Jezusa, bo znał innego. Piotr przeżywał wielką tragedię. Był na granicy postradania zmysłów. Jego zaparcie było odruchem obronnym.

          Kiedy Jezusa ukrzyżowano, rzucono los o Jego szatę. Widać była cenna, wartościowa. Czy Jezus należał do bogatych czy biednych? Niewiele jest o tym informacji w Pismach. Droga szata wskazuje, że nie należał do ubogich. Można być bogatym i służyć biednym.

          Na krzyżu napisano: “Król Żydowski” (Mk 15,26). Jezus nie chciał być ani królem, ani mesjaszem. Został jednym i drugim. Życie niejednokrotnie narzuca człowiekowi rolę i misję, o której nigdy nie marzył. Takie zadanie trzeba również wypełnić. Przeważnie jest ono szczególnie obłożone i niewdzięczne. Ci, którzy stali pod krzyżem przeklinali Jezusa i drwili z Niego. Ukrzyżowano Go również pomiędzy złoczyńcami.

          Marek powtarza po Mateuszu scenę konania. Jezus zawołał donośnym głosem: “Eloi, Eloi, lama sabachthani, to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił” (Ps 22 (21)). Czy Jezus wypowiedział te słowa naprawdę, czy są one wstawką autora? Trudno powiedzieć. Autorzy chcieli, aby ich dzieła miały charakter też liturgiczny.

          Wierni stale popełniają błąd zapominając, że ewangelie nie są księgami historycznymi.   Ich siła przekazu powoduje, że wierzy się w każde jej słowo i przyjmuje się literalnie każdy jej aspekt. Nie ukrywam, że sam poddaję się urokowi ewangelii. Kiedy nie trzeba mówić o historiografii, to dusza i umysł dają się ponieść tym słowom.

          Faktem historycznym jest, że Jezus umarł na krzyżu. Umarł Wielki Człowiek. Z chwilą śmierci nastąpiło wydarzenie nadprzyrodzone: “zasłona przybytku rozdarła się na dwoje” (Mk 15,38; Mt 27,52). Poruszyło się coś w sercach nie tylko wierzących. Osoba niewierząca (setnik) pierwsza uznała Boskość, Jezusa: “Prawdziwie, ten człowiek był Synem Bożym” (Mk 15,39). U Marka chrzest i śmierć Jezusa wyznaczają początek i zakończenie Jego ziemskiej misji. Poza poruszeniem serca, nic specjalnego się nie wydarzyło. Zapadła cisza i smutek. Jezusa pochowano w grobie kupionym przez Józefa z Arymatei.       

          Akt chwały Boga, wywyższenie na krzyżu, usynowienie przez Boga odbyły się bez ludzkich świadków. To uroczystość niebiańska, nadprzyrodzona. Człowiek dopiero dowie się  o tym i odczyta ze stanu Prawdy. Jezus wkroczył w przestrzeń wiary. Poza duszami w niebie nie ma świadków wydarzeń. Ci, którzy nie wierzą będą mieli dowód w faktograficznym opisie śmierci Jezusa. Umarł Człowiek. Ci, którzy wierzą będą mieli dowody wyryte w swoich sercach. Tak rozpoczęła się wiara chrześcijańska.

Ewangelia wg św. Marka cz. 30

           Jezus pokazuje ostatni akt swojego człowieczeństwa: “i począł drżeć, i odczuwać trwogę” (Mk 14,33). Świadkami byli Piotr, Jakub i Jan. Trzej najwierniejsi uczniowie, z którymi łączyły Jezusa więzy niemal rodzinne. Miał on odwagę żalić się do nich: “Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie” (Mk  14,34). Wiedział też, że uczniowie zwątpią: “Wy wszyscy zwątpicie we Mnie tej nocy” (Mt 26,31). Powołuje się na mądrość życiową: “Uderzę pasterza, a rozproszą się owce stada” (Mt 26,31). Jednocześnie ogłasza: “Lecz gdy powstanę” (Mt 26,32). Tymi słowami Jezus ujawnia, że o wszystkim wie i jest świadomy scenariusza jaki Go czeka. Piotr protestuje: “Choćby wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię” (Mt 26,33). O ironio losu. Jak łatwo głosić wzniosłe słowa, a jak trudno je wykonać! Jezus sprowadza Piotra na ziemię, mówiąc: “Jeszcze tej nocy, zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz” (Mt 26,29). Piotr jest pewny swego. Niepodobna, aby on wyparł się Jezusa, Nauczyciela i bliskiego swojego Przyjaciela.                 

          Jezus prosi uczniów o czuwanie z Nim. Jest smutny. Potrzebuje wsparcia, pociechy, bliskości przyjaciół. “Pogrążony w udręce jeszcze usilniej się modlił, a Jego pot był jak gęste krople krwi, sączące się na ziemię” (Łk 22,44). Pot z krwi jest znanym przypadkiem zachodzącym w chwili ogromnego stresu. Krwawy pot świadczy o bólu i duchowej cierpieniu. Jezus jest nieprawdopodobnie ludzki w swoim udręce. Sam siebie ogołaca z wielkości herosa, wielkiego bohatera. Niestety uczniowie, choć słyszeli o zdradzie i męce, zmęczeni wydarzeniami dnia, szybko zasnęli. Jezus pozostaje sam.  Modli się do Ojca słowami: “Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty” (Mt 26,39). W słowach tych jest nuta żalu. Przecież, to Ty chciałeś, abym wziął na siebie ten niebotyczny ciężar. Z trwogi pomija, że z własnej i nieprzymuszonej woli podjął to wyzwanie.  Dręczony trwogą męki i śmierci, zdaje się na wolę Ojca. Wie, co Go czeka. Ukazane cierpienie potwierdza całe człowieczeństwo Jezusa. Jezus, mimo że będzie obdarzony chwałą Ojca, umrze jak człowiek, bez taryfy ulgowej.

          W dalszej części perykopy “Modlitwa i trwoga konania” (Mk 14,32–42) autor przekazuje ważne przesłanie Jezusa: “Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe” (Mk 14,38). Pokusa to atrakcyjność zła. Na czym ona polega?      

          Tak to już jest, że niektóre rzeczy są dla człowieka wspaniałe, inne dobre, szkodliwe czy wręcz złe. Człowiek jest ciągle zmuszany do podejmowania wyboru.

          Atrakcyjność zła jest pokusą, z którą musi zmierzać się człowiek. Jej istnienie jest naturalne. Nie należy doszukiwać się celowego działania kogokolwiek (np. szatana).  Zło niejednokrotnie dostarcza bodźców przyjemnych. Nie znaczy to jednak, że są one etycznie poprawne. Ciało ludzkie jest łase na silniejsze bodźce, bo one aktywizują przemiany metaboliczne. Ciało co innego pragnie niż ludzkie serce. Konflikt ten jest z zamysłu Bożego, aby człowiek ciągle dokonywał wyboru. One pokazują, czy jest on bliżej doskonałości duchowej, czy bliżej instynktu zwierzęcego.

          Ciała uczniów są zmęczone. Domagają się snu. Duch przegrywa z ciałem. Zamiast towarzyszyć Jezusowi w Jego trwodze, zasypiają i ciężko ich dobudzić. Wreszcie Jezus przerywa brutalnie ich sen: “Dosyć. Przyszła godzina, oto Syn Człowieczy będzie wydany w ręce grzeszników. Wstańcie, chodźmy, oto zbliża się mój zdrajca” (Mk 14, 41–42).

          Kolejna perykopa “Pojmanie Jezusa” (Mk 14,43–50) jest samodzielną redakcją Marka. Jest w niej też wątek osobisty: “A pewien młodzieniec szedł za Nim, odziany prześcieradłem na gołym ciele. Chcieli go chwycić, lecz on zostawił prześcieradło i nago uciekł od nich” (Mk 14,51–52).  Przyjmuje się, że tym młodzieńcem był sam ewangelista. Marek był synem Marii (Dz 12,12) z Betanii. Rodzina była spokrewniona z Barnabą. Jezus gościł u Marii, tym samym mógł spotkać się z Markiem. Autor zostawia ślad, że widział na własne oczy Jezusa. Trudno jednak powiedzieć, czy uczestniczył w Jego misji.

          Samo pojmanie Jezusa jest podobne do opisu u Mateusza. Wątpliwe jedynie jest zdanie: “Ale Pisma muszą się wypełnić” (Mk 14,49; Mt 26,54). Widać wyraźnie, że Mateusz i Marek korzystali z tego samego źródła wiedzy, lub że jeden z nich jest pierwszym autorem, a drugi korzystał z prac pierwszego. Osobiście dostrzegam w tym styl Mateusza. W jego koncepcji teologicznej bardzo mu zależało na  nawiązywaniu do proroctw Starego Testamentu.

Ewangelia wg św. Marka cz. 29

          Opłatek (komunia) jest znakiem Ciała Zmartwychwstałego w sensie mistycznym, który stał się “duchem ożywiającym”   (1 Kor 15,45). Traktowanie komunii (substancji opłatka) jako realnego Ciała Chrystusa jest niezrozumieniem pojęcia sakramentu, który jest znakiem (nałożoną treścią na widoczną substancję sakramentu). Substancja jest tylko nośnikiem treści sakramentu. Nie ona stanowi sacrum, lecz jej treść.

          Cuda eucharystyczne potwierdzają w Eucharystii znaki, a nie rzeczywistość prawdziwego ciała czy krwi Jezusa Chrystusa. Jeżeli badana krew z cudów eucharystycznych wykazuje grupę AB krwi Jezusa, to należy odbierać wyniki badań jako «cud znaku», a nie rzeczywistej krwi Jezusa.       

           Kościół katolicki nadaje Eucharystii wartość mistyczną, i słusznie. Kościół protestancki traktuje jedynie jako pamiątkę pożegnalnej wieczerzy: “to czyńcie na moją pamiątkę” (Łk 22,19; por. 1 Kor 11,25). Protestanci widzą w Eucharystii jedynie ucztę braterską.

          Uczta eucharystyczna jest czymś innym niż zwykła wieczerza (agapé): “wszyscy zostaliśmy napojeni jednym Duchem” (1 Kor 12,13). Ofiara mszy nie jest rozumiana przez Magisterium Kościoła jako osobna, odrębna od ofiary Chrystusa dokonanej raz na ołtarzu krzyża, lecz jest uobecnieniem i uczestnictwem w tej ostatniej: “Ofiara Chrystusa i ofiara eucharystii są jedną ofiarą”(KKK 1367). Świat stale potrzebuje zadośćuczynienia za bieżące grzechy.

          Podczas każdej Mszy ponawia się zbawcze działanie Jezusa. Pełne uczestniczenie we Mszy Świętej jest udziałem wiernych w męce Ukrzyżowanego i zjednoczeniem się ze śmiercią Jezusa w Jego Zbawczej roli: “Jeżeli bowiem przez śmierć, podobną do Jego śmierci, zostaliśmy z Nim złączeni w jedno, to tak samo będziemy z Nim złączeni w jedno przez podobne zmartwychwstanie” (Rz 6,5).  Eucharystia jest uznana za najważniejszy przejaw działania Bożego, które dokonuje się przez Chrystusa i Kościół w świecie (por. KKK 1325). Oprócz  wyzwolenia z grzechów niesie też zmartwychwstanie.

            Średniowieczne, tradycyjne pojęcie transsubstancji (transsubstancja przeistoczenie, opłatka ogłoszona została przez papieża Innocentego III w roku 1215. przeistoczenia) chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa należy sprowadzić jedynie do historii tradycji Kościoła: “Pouczony o tym i pełen niezachwianej wiary, że to, co się zdaje być chlebem, nie jest chlebem, chociaż takie wrażenie daje smak, lecz ciałem Chrystusa, a co się zdaje być winem, nie jest winem, choć się tak smakowi wydaje, ale krwią Chrystusa, umocnij serce twoje, pożywając ten chleb jako duchowy i rozwesel oblicze twej duszy” (katecheza  Cyryla Jerozolimskiego 315–386).

          Warto przypomnieć słowa mnicha z Corbie, Ratramnusa (zm. 868): “Chrystus jest przyjmowany jak rzeczywiście obecny w sakramencie, ale przyjmowany w sensie duchowym, a nie jako rzeczywistość fizykalna”. Jego osoba uległa z czasem zapomnieniu, a pisma zostały przypisane Janowi Szkotowi Eriugenie i potępione na synodzie w Vercelli w 1050 r.

          Trudno jest przyjąć słowa papieża Pawła VI: “Po dokonanym przeistoczeniu postacie chleba i wina nabierają nowego bez wątpienia znaczenia i nowego zadania, ponieważ nie są już pospolitym chlebem i pospolitym napojem, lecz znakiem rzeczy świętej i znakiem duchowego pokarmu; ale dlatego przybierają nowe znaczenie i nowy cel, że zawierają nową «rzeczywistość», którą słusznie nazywamy ontologiczną. Pod wspomnianymi bowiem postaciami nie kryje się już to, co było przedtem, lecz coś zupełnie innego, a to nie tylko ze względu na przeświadczenie wiary Kościoła, ale w rzeczy samej, ponieważ po przemianie substancji, czyli istoty chleba i wina w ciało i krew Chrystusa, nie pozostaje już nic z chleba i wina poza samymi postaciami, pod którymi przebywa Chrystus cały i nieuszczuplony, w swej fizycznej „rzeczywistości”, obecny nawet ciałem, chociaż nie w ten sam sposób, w jaki ciała są umiejscowione w przestrzeni”. (Misterium fidei, 3 września 1965 r.).

          Eucharystia to ciągła ofiara Jezusa. Chrystus nas bez przerwy zbawia, tzn. dostarcza aktu miłości. Jego miłość starcza na zbliżanie się naszych nieczystych dusz do Boga (w modelu konceptualnym ofiara Eucharystyczna Jezusa powoduje, że zbliżamy się po promieniu do Boga, czujemy Jego coraz większe „ciepło” – żar miłości, i przez to jesteśmy bardziej szczęśliwi).

           Po wieczerzy Jezus z trzema uczniami udaje się do ogrodu Getsemani. Jezus zachęca uczniów do odpoczynku, sam zaś udaje się na modlitwę. Już sam fakt, że Jezus pragnie modlitwy wskazuje, że nie jest jeszcze Bogiem. To wszystko, co pokazał dotychczas było niezwykłym darem Ojca. Bóg przysposabiał Jezusa na swojego Syna. Obdarowywał Go zdolnościami i swoją mocą. Brakowało Jezusowi jeszcze aktu wywyższenia do chwały Ojca.

Ewangelia wg św. Marka cz. 28

          W kolejnej perykopie Namaszczenie w Betanii (Mk 14,3–9) rozstrzygany jest problem, czy zamiast marnować olejek na obrzęd (namaszczenie Jezusa), nie lepiej go sprzedać, a  pieniądze przeznaczyć dla biednych?

          Wiele jest osób, którzy żyją, oszczędzając na wszystkim co się da. Wychodzą oni z założenia, że nic nie powinno się marnować. Poniekąd jest to słuszne. Kiedy topiono w morzu wielkie zasoby kawy, aby nie spadła jej cena rynkowa, zamiast przekazać ją biednym krajom, to żal serce ściskał. Kiedy widać ile pożywienia marnuje się, zamiast podarować nadwyżki głodującym krajom, to również robi się przykro. Tak już jest. Są biedni i bogaci. Jezus powiedział: “Bo ubogich zawsze macie u siebie i kiedy zechcecie, możecie im dobrze czynić; lecz Mnie nie zawsze macie” (Mk 14,7). Tym samym wskazuje, że czasem trzeba zachowywać się inaczej. Obecność Jezusa upoważnia do zachowań szczególnych. W życiu wiele jest uroczystości, które należy upiększyć, ozdobić. To oczywiście kosztuje, ale one są dowodem materialnym ludzkich intencji. Kiedy ofiarowuje się komuś prezent, to on nie ma mieć charakteru zapomogi, lecz jest dodatkiem, pamiątką, materialnym dowodem przekazywanych życzeń. Jestem zwolennikiem drobnych i niekosztownych prezentów. Drogie prezenty krepują i zobowiązują. Należy ich unikać. Dla mnie najcenniejszym prezentem są książki (eseje).

          Rozrzutność nie jest wskazana. “Zastaw się, a postaw się” (Konstanty Ildefons Gałczyński) jest przywarą polskiej mentalności. Skąpstwo dla siebie samego jest naganne i ma znamiona choroby. Dusigrosz, chytrus, centuś, kutwa, liczykrupa, żyła, sknera itp., to znane słowa określające ludzi, którzy dla mamony mają większy szacunek niż dla bliźnich. Warto kontrolować własne odruchy i baczyć, aby pieniądz nie zdominował życia. W gruncie rzeczy to tylko środek płatniczy i nic więcej.

          Zbliża się Ostatnia Wieczerza. Marek opisuje “Przygotowanie do Paschy” (Mk 14,12–16). Pisze o tym, jak Jezus posyła dwóch uczniów z poleceniem: “Idźcie do miasta, a spotka was człowiek, niosący dzban wody. Idźcie za nim”  (Mk 14,13); “On wskaże wam na górze salę dużą, usłaną i gotową” (Mk 14,15). Informacja jest dość nietypowa. Na Wschodzie to kobiety noszą wodę, a nie mężczyźni. Marek wiąże wieczerzę z obrzędami żydowskiego święta Paschy. Ewangelista Jan podaje odmienną chronologię  wydarzeń. Marek podkreśla, że Jezus zna przyszłość w najdrobniejszych szczegółach. Scena ta służy do pokazania możliwości nadprzyrodzonych Jezusa. Dla ówczesnych odbiorców, być może była ona potrzebna. Dzisiaj trudno uwierzyć, aby Jezus popisywał się swoją nadprzyrodzoną zdolnością. Scena ta jest historycznie wątpliwa. Jest ona zobrazowana, a nie jest faktograficznym zapisem.

          Wieczerza ma charakter odświętny. Być może Jezus wykorzystał święto Paschy, cudownego wyzwolenia z Egiptu (Wj 12,1–14). Podczas tego posiłku antycypował swoją okrutną śmierć, składając swoje życie na ofiarę w akcie czystej miłości. Wykorzystał żydowski rytuał paschalny, który przewidywał m. in. spożywanie chlebów przaśnych oraz czterokrotne napicie się wina zawartego w kielichu.  Jezus łamiąc chleb wypowiada słowa: “Bierzcie, to jest Ciało moje” (Mk 14,22). Następnie, biorąc do ręki  kielich z winem, oświadcza:  “To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana” (Mk 14,24).  W języku semickim:  “za wielu”,  znaczy za wszystkich. Tym znakiem Jezus odsyła do przymierza na Synaju, gdzie Mojżesz pokropił krwią zwierząt ofiarnych lud Izraela skupiony wokół niego (Wj 24). Zdarzenie to określane jest jako ustanowienie Eucharystii. Wobec tego zdarzenia, czym jest więc Eucharystia? Z samego zdarzenia można powiedzieć, że jest znakiem przymierza pomiędzy Jezusem a Jego ludem. Podobny charakter ma chrzest. Jaka jest więc między nimi różnica?  Chrzest zwiastuje przynależność do ludu Bożego. Wraz z aktem chrztu odpuszczone zostają wszystkie grzechy. Człowiek ochrzczony zaczyna nowe życie. Eucharystia jest pamiątką Wieczerzy Pańskiej. Jak napisze Łukasz: “To czyńcie na moją pamiątkę” (Łk 22,19). Później nabierze charakteru dynamicznego. Będzie generować Dobro skuteczne. Będzie się odnawiać i będzie  stałym elementem spotkań liturgicznych. Stanie się podstawą życia Kościoła-Ciała Chrystusa. Za przyzwoleniem Boga (przez dane plenipotencje) będzie włączona do najważniejszego fragmentu Mszy – Podniesienia, czyli ponownego, bezkrwawego wywyższenia Jezusa do chwały Ojca. Eucharystia nabierze szczególnego znaku. Krew Chrystusa będzie bowiem wylana na odpuszczenie grzechów (Mt 26,28; Mk 10,45). Będzie Sakramentem, czyli znakiem ciała i krwi Jezusa. Późniejsze działania Kościoła (sobór laterański IV  1215 r.) pójdą w kierunku ustanowienia w Eucharystii faktycznego ciała i krwi Jezusa (transsubstancja). Za dowód swojej słuszności wskazują cuda eucharystyczne, podczas których ukazuje się krew ludzka (grupa AB). To nadużycie.

          Kościół katolicki wskazuje realną obecność Ciała i Krwi Pańskiej w sakramencie (czyli w znaku) chleba i wina.  Uwaga «w znaku» wyjaśnia istotę zjawiska. Unika się też pewnej powszechnej magiczności sakramentu (J. Ratzinger).

Ewangelia wg św. Marka cz. 27

          Autor perykopy przestrzega przed fałszywymi mesjaszami i prorokami. Będą oni czynili również znaki i sztuczki magiczne. Należy być ostrożnym, aby nie dać się im zwieść. Być może zapis ten, i wiele mu podobnych, miał na celu przestrzeganie wiernych nowej religii przed oszustami, których było pełno w okresie totalnej zawieruchy.

          W tym samym tonie apokaliptycznym Marek zapowiada Przyjście Chrystusa:W owe dni, po tym ucisku, słońce się zaćmi i księżyc nie da swego blasku. Gwiazdy będą padać z nieba i moce na niebie zostaną wstrząśnięte. Wówczas ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w obłokach z wielką mocą i chwałą. Wtedy pośle On aniołów i zbierze swoich wybranych z czterech stron świata, od krańca ziemi aż do szczytu nieba” (Mk 13,24–27).

          W okresie rodzącego się chrześcijaństwa wierzono, że koniec świata jest blisko: “W owe dni, po tym ucisku” (tamże), Zaprawdę powiadam wam: “Nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie” (Mk 13,30). Jak widać Bóg nie został właściwie odczytany. Rozszyfrowywanie Bożych tajemnic nie jest łatwe. Można też postawić tezę, że i sam Bóg nie wie kiedy to nastąpi. Bóg może doskonale przewidywać, ale dając człowiekowi wolną wolę sam pozbawił się nad nią panowania. Matka Boska w objawieniach prywatnych przekazywała, że jeżeli ludzie nie poprawią się itp., to stanie się to i to. Świat więc stale stoi na rozdrożu ludzkich poczynań. Modlitwami, uczynkami i swoją postawą człowiek może zmieniać i modelować bieg historii. Koniec świata jest ustalony warunkowo (pomijam tu naturalny bieg życia planety Ziemi). Wszystko zależy od człowieka. W następnej perykopie: “Przykład z drzewa figowego” (Mk 13,28–32) napisane jest: “Lecz o dniu owym, lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowi, ani Syn, tylko Ojciec” (Mk 13,32).

          Poprzednio przedstawiłem warunki końca świata. Są one niezwykłe i zaskakujące. Aby je jednak zrozumieć i zaakceptować, trzeba przemiany duchowej. Trzeba do tego dorosnąć. Wiedza o tych warunkach dzisiaj bardziej przyczynia się do odsuwania tego dnia. O nierozumni, nie wiedzą, że odsuwają od siebie Niebo, radość i szczęście.

          Marek przytacza słowa Jezusa: “Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą” (Mk 13,31). Są one bardzo interesujące. Zwiastują koniec świata (może to być lokalne, w obrębie układu słonecznego). To musi się stać, aby mógł się zrealizować kolejny zamysł Boga. Obecnie obserwuje się powstawanie wielu układów planetarnych wokół różnych gwiazd. Za jakiś czas (liczony w milionach, a nawet w miliardach lat) ziemia zostanie wchłonięta przez słońce. Człowiek będzie zdolny do przemieszczenia się na dalsze planety (lub sztuczną planetę). Granic układu słonecznego jednak nie przekroczy masowo. Przemieszczanie się w odległościach kosmicznych nie jest możliwe (odrzucam teorie nielinearne, czasoprzestrzenie, krzywe przestrzenie i inne modelowe koncepcje).

          Z dzisiejszego punktu widzenia taka perspektywa również i straszy. Człowiek będzie otoczony i skrępowany techniką, sztuczną inteligencją. Pożywienie sprowadzone będzie do tabletek i chemicznych substytutów. Brakować będzie dzisiejszych krajobrazów zieleni, lasów, pól i gór. Człowiek zmierza do unicestwienia Ziemi. Zabije go to, co sam wytworzył. Być może nastąpi przy tym większe uduchowienie. Słowa Jezusa przetrwają: “słowa moje nie przeminą” (Mk 13,31).  Może w sercu człowiek będzie pragnął wyrwać się ze świata techniki i świata absurdu. Bóg będzie mu bardziej potrzebny. Dobro, jakie będzie miało miejsce, oraz jedność w wierze pociągną świat ku Bogu. Słońce wchłonie ziemię, a promienie Boga wchłonął dusze.  Nastąpi koniec obecnej epoki.

          W wyobraźni widzę świat zaludniony przez zmartwychwstałe dusze ludzkie.  Świat jest przeogromny i potrzeba wielu gospodarzy. Ludzie będą jak aniołowie. Pełni miłości (dzieci Boże) będą czuwać nad losem nowych stworzeń. Świat będzie miał dalszą historię.

          W perykopie “Potrzeba czujności” (Mk 13,33–37) ewangelista przestrzega: “Uważajcie, czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie” (Mk 13,33). To ważne. Każdy ma jedno życie, aby zasłużyć na zbawienie, i to w doborowym towarzystwie. Nie wolno tego zmarnować. Tu gra jest nie tylko o Zbawienie, zwłaszcza że wszyscy dostąpią zbawienia, ale o pozycję w świecie nadprzyrodzonym (teza dyskusyjna). Bóg przydzieli ludzkości nowe zadania, według zapracowanego statusu. Warto już dziś przysposabiać się do Dobra. Ono musi się stać ludzką naturą. Jezus pokazał do niej drogę. Każdy może naśladować Jezusa, aby w końcu osiągnąć to, co Jezus – bycie w pełni dzieckiem i dziedzicem Bożym.

Ewangelia wg św. Marka cz. 26

          Zamysł Jezusa do Ofiary Odkupieńczej pociąga za sobą współudział innych ludzi. To niezwykłe związanie spraw boskich z ludzkimi. Odkrywa się nowa tajemnica Boga. Człowiek należy do rodziny Stwórcy. Jest Bożym Dzieckiem. Na krzyżu będzie cierpiał Jezus, a poza krzyżem Jego uczniowie. Jezus nie tai przed nimi prawdy: “Wydawać was będą sądom i w synagogach będą was chłostać. Nawet przed namiestnikami  i królami stawać będziecie z mego powodu” (Mk 13,9); “Najpierw jednak musi być głoszona Ewangelia wszystkim narodom” (Mk 13,10). Nowa Ewangelia to radosna wiadomość, że Jezus otrzymał chwałę Ojca. Człowiek sięgnął po boskie atrybuty. Człowiek stał się wielki. Za to przyjdzie zapłacić również uczniom. Czy to było godziwe wobec tych, którzy mieli inną nadzieję, idąc za Jezusem? Jezus narażając swoich uczniów na straszne chwile, jednocześnie otoczył ich swoją opieką duchową: “A gdy was poprowadzą, żeby was wydać, nie martwcie się przedtem, co macie mówić; ale mówcie to, co wam w owej chwili będzie dane. Bo nie wy będziecie mówić, ale Duch Święty” (Mk 13,11).

          Ktoś powie, dziękuję za taką pomoc. Co mi przyjdzie z opieki duchowej, gdy cieleśnie poniosę szkodę. To prawda, ale stanie się rzecz niezwykła. Uczniowie z własnej woli poddadzą się losowi, aby uczestniczyć w Męce Pańskiej. Od śmierci Jezusa upłynie wiele czasu, zanim uczniowie będą prześladowani. Każdy będzie miał możliwość ucieczki. A jednak wszyscy pozostaną. To dowód, że w końcu pojmą, o co w tym wszystkim chodzi. Zrozumieją też własną w tym rolę. 

          Marek pisze: “Bo nie wy będziecie mówić, ale Duch Święty” (Mk 12,11). Kto to jest?  Przecież jeden jest tylko Bóg i nie ma innego? To jeden i ten sam Ojciec Niebieski w Akcie działającym. O, jak niezręczne jest to pojęcie (Duch Święty), które czyni zamieszanie. Sugeruje inną, samodzielną Osobę. Boże, wybacz ludzkości skłonność do adaptowania starych, jeszcze przedjudaistycznych poglądów religijnych na temat troistości bóstw, kiedy królował politeizm.  

          Uczniowie będą prześladowani nie tylko przez okupanta (Rzymian), ale doznają przykrości od narodu żydowskiego i własnych rodzin: “Brat wyda brata na śmierć i ojciec swoje dziecko; powstaną dzieci przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. I będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mojego imienia” (Mk 13,12–13). Autor na końcu pisze: “Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony” (Mk 13,13).

          W następnej perykopie Marek korzysta z formy apokaliptycznej: “A gdy ujrzycie ohydę spustoszenia” (Mk 13,14). Prawdopodobnie ohydą jest tu posąg bóstwa pogańskiego postawionego w świątyni żydowskiej za sprawą Antiocha IV Epifanesa. Formuła apokaliptyczna rządzi się własnymi prawami. Autor chce przekazać dramat, jaki wkrótce nastąpi (w 70 r.). Świątynia i Jerozolima zostaną zburzone. Zło, jakie zacznie się dziać, zostanie przerwane za sprawą Boga: “I gdyby Pan nie skrócił owych dni, nikt by nie ocalał” (Mk 13,20). Jest to sygnał, że Bóg, choć nie determinuje życie człowieka, to ma go w swojej Opatrzności. Jak pisze autor Ewangelii Marek: “Ale skrócił te dni z powodu wybranych, których sobie obrał” (tamże). Można postawić pytanie, czy Bóg interweniuje w życie ludzkie czy nie? Odpowiedzieć można na dwa sposoby. Nie interweniuje w życie konkretnego człowieka (poza wyjątkami), ale ma wpływ na historię. 

          Zburzenie Jerozolimy w 70 r. w  wojnie (w latach 66–73) oraz po drugim powstaniu żydowskim (w 132–135 r.) państwo żydowskie przestało istnieć.   Za Antoniusza (w 197 r. i 351–352 r.) w Palestynie wybuchły kolejne powstania żydowskie. Zostały one szybko stłumione. Od tego czasu nie ma już państwa żydowskiego. Na jego terenach  osiedlały się inne narody (palestyńskie, arabskie).  Można postawić pytanie, czy dzisiejszy Żyd posiadający np. paszport amerykański, lub innego kraju, ma prawo upominać się o dawne ziemie przodków? Jak uczy historia, raczej nie. A jednak mocarstwa światowe po II wojnie światowej uczyniły precedens. Bez zgody autochtonów  (tubylców rdzennych mieszkańców) powołały w 1947 r. państwo izraelskie do istnienia. Skutki tego są żałosne do dnia dzisiejszego.

          Czy naród żydowski nie ponosi wielkiej kary za swoje uczynki? Przyglądając się historii można powiedzieć, że tak. Czy faktycznie Żydzi zasłużyli na tak wielowiekowe cierpienia? Bóg nikogo nie karze, ale osłabiona została relacja z Bogiem. Żydzi muszą sami martwić się o swój los. Łaski Boga jest jak na lekarstwo. Zamysłem Boga jest jedna owczarnia. Uwypuklanie szczególnie narodu żydowskiego, jak to miało miejsce w historii, nie jest już potrzebne. Być może chodzi tu o zamysł wymieszania ludzkości na świecie. Utrzymywanie konklaw narodowych (Żydzi, islam) nie przyspieszy ogólnego zjednoczenia.

Ewangelia wg św. Marka cz. 25

          Tytuł “Mesjasz Synem Bożym” jest do zaakceptowania ponieważ wszyscy jesteśmy synami lub córkami Boga.

          Jezus doskonale wiedział, że ambicje uczonych sięgają ponad prawdę historyczną, że ponosi ich fantazja i głód spektakularnych odkryć naukowych. Trzeba być ostrożnym przed wielkimi autorytetami naukowymi. Oni też się mylą. Najczęściej znani, wielcy uczeni dokonują tylko kilku odkryć (lub jedno) w swoim życiu. Reszta to korzystanie z osiągniętego dorobku lub przelewanie próżnego w próżne. No, może trochę przesadziłem. Albert Einstein wszystko, co odkrył, uczynił przed trzydziestką. Potem odcinał już tylko kupony swojej popularności. Wobec nowych nauk (fizyki kwantowej) był już bezradny.

          Jezus w perykopie “Ostrzeżenie przed uczonymi w Piśmie” (Mk 12,38–40) mówił: “Strzeżcie się uczonych w Piśmie” (Mk 12,38). Podane są przywary i słabości uczonych. Autor zmierza do wniosku, że nie można im ufać bezgranicznie. Czy Jezus nie lubił uczonych? Nic podobnego. W ekonomii Bożej odkrywanie tajemnic zostało rozłożone na tysiące lat.                    

          “Grosz wdowi” (Mk 12,41–44) to perykopa iście Chrystusowa. W niej zawarta jest praktyczna prawda o prawdziwej miłości do bliźniego. Nie liczy się ciężar gatunkowy daru, ale intencja: “Zaprawdę, powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy kładli do skarbony” (Mk 12,43). Gdy ma się mało, należy dawać mało. Gdy ma się więcej, nie należy skąpić. Tak jest świat urządzony, że do niektórych pieniądz spływa jak rzeka. Inni żebrzą o grosze. Bogaci zobowiązani są dzielić się z biednymi. Dlaczego? Bo tak naprawdę nic nie należy do człowieka, a to, co posiada, jedynie dzierżawi od Boga. W końcu nic nie zabiera ze sobą. I ta myśl powinna towarzyszyć każdemu.

          Jezus wychodząc ze świątyni mówi: “Widzisz te potężne budowle? Nie zostanie tu kamień na kamieniu, który by nie był zwalony” (Mk 13,2). Oprócz przekazu teologicznego informuje On, że świątynia jest „materią”, a więc jest czymś niedoskonałym i żywot jej jest skończony. Podobnie niszczone były kościoły w czasie wojen. Niejedna osoba pyta, dlaczego Bóg nie uchronił swoich przybytków? Nie uchronił właśnie z powodu marności „materii”. Nie należy więc przejmować  się zbytnio rzeczami mniej ważnymi. Ważne jest, kto zamieszkuje świątynię (imię Boga). Jak mówi Kohelet: “bo wszystko jest marnością” (Koh 3,19). Podobne nauki należy przyjmować rozsądnie, ale, jak się mówi, jeno w sercu żal.

          W perykopie “Początek boleści” (Mk 13,5–8) Jezus nawiązuje do poprzedniej perykopy “Zniszczenie świątyni” (Mk 13,1–4). Zaznacza: “To się musi stać” (Mk 13,7). Czyżby świat był zdeterminowany? Nie, to tylko wielka umiejętność antycypacji (wyprzedzanie, przewidywanie). Szykuje się wielka zawierucha. Jezus przestrzega: “Strzeżcie się, żeby was kto nie zwiódł” (Mk 13,5). Jezus zapowiada jeszcze gorsze zdarzenia: “Powstanie bowiem naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu; będą miejscami trzęsienia ziemi, będą klęski głodu. To jest początek boleści” (Mk 13,8). Po co Jezus to czyni? Przecież Jego przyjście, z założenia, miało rozkwitnąć nową nauką, powszechną miłością, a tu zapowiadane jest zwycięstwo zła?! Trudno to pojąć.

          Jezus ujawnia mechanizm funkcjonowania świata. «Tam gdzie pojawia się wielkie dobro, symetrycznie powstaje wielkie zło». I odwrotnie. To jakaś dziwna symetria. Katecheza chrześcijańska zrzuciłaby winę na szatana. Nic z tego. To nie szatan rządzi światem (bo go nie ma), ale człowiek ze swoją wolną wolą. Do czego potrzebna jest symetria dobra i zła (wagi i przeciw wagi)? Czemu to ma służyć? Człowiek nie może być tylko i wyłącznie dobry lub zły.

          Wielkie dobro (Akt Zbawczy Jezusa) to nagromadzony wielki potencjał (funkcjonał) i moc. Nagromadzona energia potrzebuje ujścia i rozładowania. Wielkie dobro domaga się bliskości Boga. Paradoksalnie dobry świat zmierza do unicestwienia przez zjednoczenie się z Bogiem. Tak też się stanie, ale nie teraz. Zamysł Boga jest inny. To ludzie sami doprowadzą do eschatologicznego końca. Nie grzechem, ale właśnie miłością. Grzech zostanie pokonany na ziemi, nie w niebie. Przyjdzie moment, że ludzkość zapragnie Boga całą swoją duszą i ciałem. Wtedy przyjdzie Jezus Chrystus i będzie koniec, a zarazem początek nowego Świata, Nieba i Ziemi.

          Jeżeli Jezus mówi, że “to jest początek boleści” (Mk 13,8), to znaczy, że ludzkość ma szansę odnowy. To, co wydaje się okrutne, staje się zbawcze. Trudno zrozumieć Boga. Kto jednak rozumie, za wszystko będzie Mu dziękował.

Ewangelia wg św. Marka cz. 24

         W perykopie “Największe przykazanie” (Mk 12,28–34) Jezus przedstawia nowe przykazania.

Pierwsze przykazanie

“Pan Bóg nasz, Pan jest jeden. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą” (Mk 12,29; Mt 22,37; Łk 10,27).

Drugie przykazanie

“Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego” (Mk 12,31; Mt 22,39; Łk 10,27).

          Jak sam powiedział Jezus: “Nie ma innego przykazania większego od tych” (tamże).Wszyscy chrześcijanie powinni przyjąć te dwa przykazania, jako nadrzędne do 10 przykazań Bożych ze Starego Testamentu, które były dane narodowi żydowskiemu przez natchnionego hagiografa. Tu, przykazania zostały wygłoszone przez samego Jezusa Chrystusa przy świadkach. Uczony w Piśmie, który rozmawiał z Jezusem słusznie dopowiedział: Miłować Go całym sercem, całym umysłem i całą mocą i miłować bliźniego jak siebie samego daleko więcej znaczy niż wszystkie całopalenia i ofiary” (Mk 12,33).

          Dwa przykazania miłości spinają w sobie wszystkie prawa etyczne. Niosą najważniejsze uniwersalne przesłania. Powszechna miłość do Ojca, który jest Stwórcą Nieba i Ziemi i miłość do bliźniego swego. Dwa krótkie przykazania nie zajmują się detalami ani drobiazgami. Jeżeli króluje miłość można pokonać największe trudności i przeciwności losu.

          Ktoś może zapytać o motywy drugiego przykazania. Dlaczego tak ważne jest miłowanie drugiego człowieka, który żyje własnym życiem i może nawet nie odwzajemniać uczuć? Bóg stworzył człowieka nie tylko dla siebie, ale i dla drugiego człowieka. Człowiek jest istotą społeczną. Jedna zależy od drugiej. Dzieje się to już na poziomie prokreacji (kobieta i mężczyzna). Jak mówi piosenka: “Do tanga trzeba dwojga”. W tym jest koncepcja Boga. Każdy człowiek bezpośrednio od Boga pochodzi, a więc jest ważny. Kochać drugiego winniśmy z racji, że jest tak samo dziełem Bożym i osobiście powołanym przez Stwórcę, jak my. Każdy człowiek ma w sobie godność nadaną przez Boga. Każdy jest bytem niemal doskonałym. Miłość pomiędzy ludźmi jest motorem napędowym do dalszej egzystencji. Gdy jej brak, człowiek tonie.

          Perykopa “Mesjasz Synem Bożym” (Mk 12,35–37) jest próbą rozwikłania pochodzenia Jezusa i powiązania Go z oczekiwanym mesjaszem.

          Mesjasz to pojęcie mówiące, że ktoś jest szczególnie wybrany przez Boga (namaszczony). To osoba nietuzinkowa. Pierwotnie takimi osobami byli królowie, kapłani, prorocy. Z czasem pojęcie to ulegało przemianom. Żydzi widzieli w nim osobę, która przywróci państwowość żydowską. Chrześcijanie widzieli Osobę, która ma przynieść ostateczne rozwiązanie zła, grzechu i śmierci w świecie.

          Kiedy urodził się Jezus dominowała mowa polityczna o mesjaszu, jako wodzu i wyzwolicielu narodu. Nikt jeszcze nie doszukiwał się w Starym Testamencie przesłanek mesjasza chrześcijańskiego. Dopiero podczas działalności misyjnej Jezusa, a głównie  po Jego śmierci zaczęto szukać w Pismach jakichś informacji, które by świadczyły, że jest On tym oczekiwanym Mesjaszem. Robiono to z różnym skutkiem. Czasem lepiej, czasem gorzej. Z tych prac powstało niemałe zamieszanie. Trudno jest rzeczywistość dopasowywać do idei. Najczęściej to się nie udaje (Proroctwo Izajasza Iz 7,14 posiada odrębne żydowskie wytłumaczenie i bliższe jest prawdy niż interpretacja chrześcijańska). Georg Friedrich Eduard William Wrede (1859–1906, teolog luterański) twierdził, że Jezus miał zostać uznany za Mesjasza dopiero po swojej śmierci. Z tego właśnie powodu Marek miałby wprowadzić do swojej Ewangelii wielokrotne napominanie Jezusa, by nie rozpowiadać, że On jest Mesjaszem. Ta teza raczej upadła.

          Omawiana perykopa próbuje udowadniać, że Mesjasz jest Synem Bożym. “Nauczając w świątyni, Jezus zapytał: «Jak mogą twierdzić uczeni w Piśmie, że Mesjasz jest Synem Dawida?»” (Mk 12,35). Już w tym pytaniu Jezus okazuje wątpliwość. Zaprzecza więc niejako genealogii sfabrykowanej przez Mateusza i Łukasza (Ewangeliści Mateusz i Łukasz napiszą różne genealogie Jezusa. Znaczy to, że historyczna wartość obu genealogii Jezusa jest wątpliwa).  Jezus nie identyfikuje się z Dawidem. W zdaniu: Sam Dawid nazywa Go Panem, skądże więc jest [tylko] jego synem? (Mk 12,37) wprowadzono w nawiasie [tylko] zmieniając sens zdania. Widać wyraźnie próbę naginania historii na potrzeby własnych idei.

          Jezus dokonał osobistego wyboru. Jeżeli stało się to na skutek woli Boga, to Jezus w swoim sercu (ze stanu Dobra Najwyższego) odczytał Jego zamysły.  Początkowo bronił się przed tytułem mesjasza. W końcu po rozmowie z Piotrem, uległ i zgodził się (z rozsądku) na ten tytuł. Trzeba jednak podkreślić, że mesjasz żydowski to ktoś, kto jest nadal oczekiwany w narodzie żydowskim. Jezus został Mesjaszem, ale jest zupełnie kimś innym od oczekiwanego. Czy Stary Testament mówi o jednym i drugim? Być może. Jak pokazuje historia, Żydzi interpretują Torę na swój sposób, a chrześcijanie na swój. I niech tak zostanie.

Ewangelia wg św. Marka cz. 23

«Prozelici» to poganie, którzy przeszli na judaizm. Nawrócenie wiązało się u nich z obrzezaniem mężczyzn, kąpielą w mykwie [1] mężczyzn i kobiet oraz zmianą imienia (u mężczyzn najczęściej na Abraham, u kobiet na Rut lub Sara). Zazwyczaj byli to gorliwi wyznawcy judaizmu.

«Esseńczycy» byli jednym z żydowskich stronnictw religijnych (obok faryzeuszy i saduceuszy i ewentualnie jeszcze zelotów), a w szerszym rozumieniu był to ruch religijno-społeczny, działający w drugiej połowie tzw. okresu Drugiej Świątyni, czyli w latach ok. 152 przed Chr.–70 po Chr. Nie do końca wyjaśniona jest kwestia etymologii nazwy „esseńczycy”. Bezpośrednio określenie to pochodzi z języka greckiego: essenoi (albo essaioi), co jest najprawdopodobniej odpowiednikiem aramejskich rzeczowników: hasen i hasayya, które odpowiednio oznaczają „milczący” i „pobożni”, albo według innych badaczy: aseya (lub asayyahassayya) – „uzdrowiciele”. Esseńczykiem prawdopodobnie był Józef z Arymatei.

«Gmina qumrańska» była osadą zamieszkałą przez wspólnotę religijną (niekoniecznie tożsama z esseńczykami). W 1947 roku znaleziono w niej ponad 800 rękopisów. Większość z nich sporządzona była w języku hebrajskim (pismem kwadratowym lub alfabetem starohebrajskim), część w języku aramejskim, a nieliczne w greckim. Odnaleziono doskonale zachowaną kompletną Księgę Izajasza, peszery (swoiste komentarze) – z najbardziej znanym do Księgi Habakuka, gdzie występują postacie Nauczyciela Sprawiedliwości (założyciela gminy qumrańskiej) oraz jego przeciwników: Niegodziwego Kapłana i Męża Kłamstwa. Oprócz tych dzieł, odnaleziono zwoje tekstów starotestamentowych, w tym: Regułę zrzeszenia, Dokument damasceński, Regułę wojny (opisującą wojnę między Synami Światłości a Synami Ciemności u kresu czasów),Zwój świątyni, List o sposobie wypełniania Tory, Hymny (których autorem był prawdopodobnie Nauczyciel Sprawiedliwości), Pieśń ofiary szabatowej, Zwój miedziany, na którym utrwalono spis skarbów ukrytych przez jego twórców.

«Ruchy chrzcielne» służyły do masowych chrztów. W Qumran w 1947 r. odkryto wielkie misy chrzcielne.

«Świątynia jerozolimska» zbudowana w X wieku przed Chr., zburzona w 586 r. przed Chr. Odbudowana ok. 515 r. przed Chr. (jej upiększanie zakończono dopiero w 64 r.) była centralnym punktem kultu żydowskiego. Jerozolima nigdy jednak nie była wielkim miastem. W roku 70-tym. została zrównana z ziemią przez wojska cesarza Tytusa.

          Za czasów Jezusa, najwyższymi dostojnikami kapłańskim byli arcykapłan Annasz i jego zięć Kajfasz. Annasz (jako były arcykapłan, zatrzymał swój tytuł) i Kajfasz (arcykapłan w latach 18–36 po Chr.) zostali złożeni z urzędu przez Rzymian. Cieszyli się jednak wielką powagą u ludu. W niektórych dziedzinach arcykapłani mieli władzę nie tylko nad Żydami w Palestynie, ale w obrębie całego cesarstwa. Władza judajska reprezentowana była przez Sanhedryn. Była to Rada składająca się z 71 członków z arcykapłanem na czele. Sanhedryn miał stosunkowo dużą władzę sądowniczą i cywilną. Nie wolno im tylko było skazywać na śmierć na terenie Judei.

          W Izraelu wierzono, że już od dawna wygasło proroctwo: “Już nie widać naszych znaków i nie ma proroka” (Ps 74,9), a  żywe słowo jakby zamarło. Było za to bardzo dużo kapłanów. Każdy z nich mógł tylko raz w życiu pełnić “służbę kapłańską przed Bogiem” (Łk 1,8)  i  złożyć  ofiarę, w dniu wyznaczonym przez losowanie (jak np. kapłan Zachariasz, ojciec Jana Chrzciciela).  Od czasów Ezdrasza Żydzi bardzo przestrzegali litery Prawa pisanego. Bardzo dokładnie odczytywano i badano Słowo Boże. Przestrzegano, aby nie uronić żadnej litery, żadnego nakazu i zakazu. W okresie tym, wielką rolę odgrywali uczeni w Piśmie i Nauczyciele Prawa. W ówczesnym świecie nauczyciel nie był kimś wyjątkowym. W miastach można było spotkać wielu nauczających i rozprawiających filozofów. W Judei rabini uczyli publicznie Prawa w synagogach (dom modlitwy) i szkołach. W każdym mieście było wiele synagog. Były one bliższe dla pobożnych Żydów, niż Świątynia Jerozolimska. Była ona bowiem daleko. Synagoga zaś była blisko, stanowiła miejsce regularnych spotkań i modlitw. W niej była czytana Tora, omawiana i interpretowana przez nauczycieli. Tu naród żydowski jednoczył się ze sobą i umacniał swoją tożsamość.

          Izraelici uważali, że ich niepowodzenia są próbą wierności wobec Jahwe. Surową pokutą i skruchą należało oczyścić się przed przyjściem Pana i utorować drogę nadejściu Nowego Królestwa Dawida. Popularne były słowa Izajasza: “Gotujcie drogę Panu! Prostymi czyńcie Jego ścieżki” (Iz 40,3). Podobnie będzie mówił Jan Chrzciciel (Mk 1,2n; Łk 3,3n; Mt 3,1n). Słowami “Nawróćcie się, bo bliskie jest królestwo niebieskie” (Mt 3,2) będzie nawoływał do nawrócenia się i pokuty. Warunkiem nawrócenia Żydów były słowa wyznania wiary: “Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie” (Mt 23,39; por Rz 11,12). 

          Początkowo saduceusze nie interesowali się Jezusem z Nazaretu, do chwili, gdy stał się Osobą publiczną i znaną. Poczuli się zagrożeni. Wraz z faryzeuszami połączyli swoje siły i powzięli plan zabicia Jezusa. Po Jego śmierci brali czynny udział w dyskryminacji pierwszych członków Kościoła (Dz 12,1–2).

[1] – Mykwa – w judaizmie zbiornik z bieżącą wodą dla osób i naczyń, które zaciągnęły jakiegoś rodzaju nieczystość rytualną. Obmycia w mykwie dokonuje się przez całkowite zanurzenie. Puryfikowane są także nowo nabyte naczynia. Kąpiel w mykwie odbywają również neofici, jest to element obrzędu przyjęcia do synagog.