67. Początki bytowania człowieka

67. Początki bytowania człowieka

 

 

          Gdy Bóg powołał istoty człowiecze do istnienia, były one jeszcze  kulturowo prymitywne[1].  Pierwsi ludzie czuli się często bezbronni wobec otaczającego ich środowiska przyrodniczego.  Biblijny obraz rajski pokazuje początek egzystencji ludzkiej jako sielankowy, ozdobiony ale nieprawdziwy. Od momentu powołania człowieka rozpoczął się proces, który nauka określa jako jego adaptację do środowiska. Wyróżnia ona okresy neolitu (młodsza epoka kamienia), okres kamienia, epokę brązu,  okres zbieractwa,  upraw roślin, hodowli zwierząt, osadnictwo. Człowiek powoli rozwijał się i według zamysłu Bożego czynił sobie ziemię poddaną: Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi  (Rdz 1,28). Kiedy otrzymał naturę duchową (kreacja duchowa), trudno nie przyjąć, że była ona czysta i nieskażona. Pozwalała ona na idealną relację z Bogiem. Ten stan pokazany jest w obrazie rajskiego ogrodu, w którym przebywali pierwsi ludzie. Człowiek pierwotny będąc w bliskim duchowym kontakcie z Bogiem na pewno czuł się szczęśliwy i bezpieczny. Wyposażony był przez Stwórcę w piękne dary religijno-moralne. Kto chciałby wyobrazić sobie pierwotnego człowieka bez skazy (niewinnego), niech spojrzy w oczy nowonarodzonego dziecka.

 

Raj (ogród rozkoszy) to stan szczęścia. Zasadziwszy ogród w Eden [Raju] na wschodzie, Pan Bóg umieścił tam człowieka (Rdz 2,8). Mimo, że Pismo św. dokładnie wskazuje miejsce Raju na ziemi: Z Edenu zaś wypływała rzeka, aby nawadniać ów ogród, i stamtąd się rozdzielała, dając początek czterem rzekom. Nazwa pierwszej – Piszon; jest to ta, która okrąża cały kraj Chawila, gdzie się znajduje złoto. A złoto owej krainy jest znakomite; tam jest także wonna żywica i kamień czerwony.  Nazwa drugiej rzeki – Gichon; okrąża ona cały kraj – Kusz. Nazwa rzeki trzeciej – Chiddekel; płynie ona na wschód od Aszszuru. Rzeka czwarta – to Perat. (Rdz 2,10–14) nie należy go tam szukać. Raj jest tylko obrazem stanu duchowo-religijnego człowieka niezależnie, gdzie on się znajdował. Raj utożsamiany jest z mieszkaniem Boga i człowieka, kontrastem dla świata aktualnego. Idealny stan świata i człowieka z początku jego istnienia, przedsmak wiecznej szczęśliwości i radości w Niebie, płynącej z bliskości Boga. Raj można też rozumieć jako całą ziemię (adamah) do chwili pierwszych grzechów człowieka. Można założyć, że na samym początku zło było nieznane. Człowiek żył na zasadach posiadanych instynktów istot człekokształtnych (zwierząt), które nie miały w sobie woli czynienia komukolwiek krzywdy. Bardziej  chodziło o wolę przetrwania. Pożądanie nie miało podtekstu, a egoizm nie istniał. Życie człowieka pierwotnego było już hipostazą dwóch natur, człowieka materialnego i człowieka uduchowionego. Obie te natury mogły się spokojnie równolegle realizować. Jedna natura wspierała drugą. Bóg był blisko. Życie na ziemi było Rajem dla duszy.

          Człowiek otrzymał od Boga rozum i wolną wolę. Był panem swojej woli i od tego, jak jej użyje, zależało jego szczęście. Wola to coś, co łączy duszę człowieka z Bogiem i określa ich stopień zażyłości. Wiele tu zależy od postawy i życia człowieka na ziemi. Wolna wola to nieprawdopodobny darmowy dar od Boga[2]. W obrazie biblijnym, na samym początku zastrzegł On, aby człowiek nie naruszał praw przez Niego ustanowionych. Symbolem zakazu było drzewo poznania dobra i zła (Rdz 2,17) zasadzone w środku ogrodu rajskiego. Zerwanie owocu z tego drzewa symbolizowało naruszenie praw naturalnych, a przez to zerwanie pierwotnej przyjaźni z Bogiem. Jeszcze dzisiaj niektórym wydaje się, że tym drzewem była jabłoń. Nieporozumienie prawdopodobnie wiąże się z podobieństwa znaczenia słowa „malus” jako przymiotnik „zły”, a jako rzeczownik „jabłoń”.  Człowiek był wolny, aby się „powstrzymywać” ze względu na miłość ku Bogu. Był też wolny, aby przekroczyć zakaz Boży. Mógł on sam podejmować własne decyzje. Prawa naturalne miał w swoim sercu. Nie potrafił ich jednak ocenić. Nie znał zła, płaszczyzny odniesienia, a ciekawość jego była ogromna. Można założyć, że człowiek nie od razu wpadł na pomysł sprzeciwienia się Bogu. Trudno powiedzieć jak długo trwał okres stanu doskonałego.  Atrakcyjność zła była kusząca. Ciekawość zakodowana w psychice człowieka ciągnęła ku poznaniu. Można powiedzieć, że już od samego początku ludzie byli niejako skazani na grzeszność. Niektórych może dziwić, że Bóg dopuścił grzech. Tak, bo chciał abyśmy byli bezgrzeszni z naszego wyboru, a nie z zaprogramowania istot idealnych. Postawił człowieka na ostrzu wiedząc, że na nim nie utrzyma się. Nie należy mieć do Boga o to pretensji. Aby koncepcja Boga, dochodzenia człowieka do zbawienia, mogła się spełnić, musiał człowiek zacząć od stanu zerowego i poznania dobra i zła (płaszczyzny odniesienia). Grzech pierworodny był „narzędziem” w ekonomii Bożego zbawienia.

          Biblia pierwszy grzech obrazuje sceną kuszenia Ewy przez szatana. Granicą etyczną jest „drzewo poznania dobra i zła”. Przekraczając ją, poznaje się wszystkie mechanizmy dobra i zła: otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło (Rdz 3,5). Popełniając grzech w sumieniu, poznaje się zło.  Dramaturgia grzechu pierworodnego ma charakter dydaktyczny. Być może, trzeba było użyć tak drastycznych środków, aby wstrząsnąć ludźmi już z daleką degradacją moralną.

           Pismo święte pokazuje jak człowiek wstydził się własnych grzechów i ukrywał się przed  Bogiem. Gdy zaś mężczyzna i jego żona usłyszeli kroki Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie, w porze kiedy był powiew wiatru, skryli się przed Panem Bogiem wśród drzew ogrodu. Pan Bóg zawołał na mężczyznę i zapytał go: «Gdzie jesteś?»  On odpowiedział: «Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się» (Rdz 3,8–10). Słowa Adama do Boga: jestem nagi, i ukryłem się (Rdz 3,11) są wyrazem świadomości Adama. Jestem nagi, to znaczy wiem, mam świadomość grzechu. Wiem, co to jest zło. Człowiek zgrzeszył i znalazł się w sytuacji, w której własnymi siłami nie może już sprostać swemu istotnemu przeznaczeniu i jest zdany na obcą pomoc. Jeśli człowiek zawini przeciw człowiekowi, sprawę rozsądzi Bóg, lecz gdy człowiek zawini wobec Pana – któż się za nim będzie wstawiał? (1 Sm 2,25). Egzegeza biblijna mówi, że pierwszy grzech zranił ludzką naturę i stał się obrazem słabej natury człowieka. Znacznie łatwiej będzie czynił zło niż dobro. Człowiek opuścił Boga i  sprawił, że Bóg pozostawił człowieka panem samego siebie. Przez to też stał się samotny i zawstydzony.  Będzie on żył własnym życiem i tworzyć będzie sobie własny los i szczęście: każdy jest kowalem swego losu (Gaius Salustiusz 86–35 przed Chr.). Teraz człowiek będzie tworzył sobie raj według swoich możliwości. Człowiek stracił nadprzyrodzone obcowanie z Bogiem. Bóg dał jednak człowiekowi za pracę dary ziemskie, za modlitwy dary niebieskie. Pozorna wolność okazała się niewolą cierpienia, grzechu i śmierci duchowej. Człowiek odrzucił przyjaźń, jaką mu ofiarował Bóg (Rdz 2–3). Sam pozbawił się wspaniałej, pierwotnej harmonii z Bogiem. Pojawiły się silne wyrzuty sumienia, bo człowiek czuł, że stracił pierwotny status, jaki otrzymał w darze od Boga. Stracił „wrażliwość” na Boga. Utracił transcendentną bezpośrednią komunikację z Nim. To okaleczenie niesie określone skutki i konsekwencje na dalsze pokolenia.

          Jan Jakub Rousseau (1712–1778) odrzucał prawdę o grzechu pierworodnym. Najwyższy czas, aby dać spokój sporom odnośnie okoliczności i materii pierwszego grzechu. Monogenizm biologiczny (Adama i Ewę jako pierwszych rodziców) należy odrzucić.

          Pamiętam swój pierwszy grzech uczyniony świadomie, bez jakichkolwiek uwarunkowań. Starsza pani (śpiewaczka Filharmonii Krakowskiej), którą często odwiedzałem jako młody chłopak miała stare włoskie czasopisma. W nich była wkładka różnych żołnierzy orientalnych do wycięcia. Byłem nimi zauroczony. Pokusa była bardzo silna. Nie poprosiłem o zgodę, lecz wkładkę wyrwałem z gazety i zabrałem. Przeżycie pierwszego grzechu, w pełni świadomego, zapamiętałem i do dziś nie mogę zapomnieć. To była zwykła kradzież. Nie ważna była waga tego grzechu, ale sam fakt jego popełnienia. Świadomość grzechu i ogromny wstyd uchronił mnie przed podobnymi aktami w przyszłości. Przed popełnieniem czynu niegodnego zawsze pojawia się pytanie: zrobić czy zaniechać? Dziś wiem, że gdy człowiek zdecyduje się na dany grzech,  to uzdalnia się do dalszych grzechów. Jeśli raz ukradnie 100 zł, to następnym razem nie będzie dla niego przeszkodą kradzież 500 zł itd. Morale człowieka obniża się. Na relacji z Bogiem powstaje rysa. Najtrudniej jest uczynić grzech pierwszy raz.

          Przez grzeszność człowiek zniszczył swoją pierwotną relację z Bogiem. Jego poziom egzystencji mistycznej obniżył się i nie jest już w stanie sam przywrócić pierwotnego stanu. Może to uczynić tylko istota o wyższej egzystencji mistycznej. Potrzebna jest łaska odkupieńcza. Bóg z miłości do człowieka w Protoewangelii zapowiada: wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie i niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę (Rdz 3,15) oraz przyjście Zbawiciela świata    swego Syna Jezusa Chrystusa: On to, przez swoją odkupieńczą ofiarę przywróci pierwotną komunikację z Bogiem. Wyrazem zewnętrznym będzie chrzest (duchowa przemiana): póki nie wrócisz do ziemi, z której zostałeś wzięty (Rdz 3,19). Niech każdy z was ochrzci się w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a weźmiecie w darze Ducha Świętego (Dz 2,38).

           To co uważa się za normalne, Pismo święte ukazuje jako karę za grzech pierworodny: obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła, ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą (Rdz 3,16). W zasadzie słowa te nic nowego nie wnosiły. Z porodem wiąże się ból z faktów oczywistych. Chodziło tu raczej o uświadomienie człowiekowi, że bez Boga zwyczajne życie jest bliskie egzystencji zwierząt: dni przemijają jak trawa (por Ps 90/89 5n). Człowiek będzie sam borykać z różnymi trudnościami życiowymi, chorobami itd. Podstawą egzystencji będzie walka o byt szeroko rozumiana.

           Słowa Boga nie należy odczytywać jako karę Bożą.  Jak we wszystkich moich książkach udowadniam i głoszę – Bóg nikogo nie karze (!). Co najwyżej, człowiek sam sobie jest winny. Bóg jak Ojciec wie, że Jego dzieci nie potrafią sami wyzwolić się ze słabości i ludzkiej ułomności. Zapowiada Zbawiciela i powrót człowieka do pierwotnej szczęśliwości: póki nie wrócisz do ziemi, z której zostałeś wzięty (Rdz 3,19).

           Księga Rodzaju wspomina o „drzewie życia”. To symbol wiedzy o życiu wiecznym. Kolejna tajemnica Boga – nieśmiertelność. Z tekstu można odczytać, że gdyby Adam i jego potomkowie od czasu do czasu spożywali owoce tego drzewa, mieliby siłę do sprzeciwiania się złu. Dzisiaj takim „drzewem życia” jest Eucharystia: Kto chleba tego spożywa, ten nie umrze na wieki. Człowiek opuszczając Raj stracił możliwość zdobywania informacji o  tajemnicy życia wiecznego i znajduje się na drodze ku śmierci duchowej.

           „Drzewo życia” jest dowodem na istnienie pewnych mechanizmów (reguł) w świecie nadprzyrodzonym. Bóg nie chce ich zmieniać: Bóg postawił przed ogrodem Eden cherubów i połyskujące ostrze miecza, aby strzec drogi do drzewa życia (Rdz 3,24).

          Człowiek w nowej rzeczywistości rozpoczął życie na nowych warunkach. Musi sobie radzić sam. Musi sobie odpowiedzieć na pytanie: kim jest i do jakiego rodzi się życia. Od jego postępowania będzie zależało czy będzie pogodny, czy zatroskany:  przecież gdybyś postępował dobrze, miałbyś twarz pogodną; jeżeli zaś nie będziesz dobrze postępował, grzech leży u wrót i czyha na ciebie, a przecież ty masz nad nim panować (Rdz 4,7). Człowiek jest jednak słaby i narażony na pokusy. Musi ciągle dokonywać wyborów. Gorzej, gdy musi wybierać między złem a złem, ale ma to, co chciał – wolność. Może wybierać sposób życia i czynić to, co uzna za słuszne. Bóg jest Ojcem kochającym nawet grzeszników, do końca będzie szanował decyzje człowieka. I tak się stało. Będą czyny wzniosłe, ale i zbrodnie. Na ocenę moralną czynów nakładają się: prawo naturalne, które ma człowiek w sobie, skłonności człowieka (np. zazdrość), atrakcyjność grzechu itp. Człowiek na nowo musi dochodzić do pierwotnej szczęśliwości. Musi wykazać, że jest tego godzien. Będzie na to potrzebował wielu tysięcy lat.   

          Przykładem czynów niemoralnych jest zbrodnia Kaina. Bóg z miłości do człowieka nie determinuje jego życia, ale próbuje dalej opiekować się nim. Chroni godność i życie grzesznika. Dał też Jahwe znamię Kainowi, aby go nie zabił, ktokolwiek go spotka (Rdz 4,15). Mając narzędzie, jakim jest sumienie człowieka, podpowiada co człowiek może zrobić w konkretnym przypadku. Jednocześnie jest „współ-uczestnikiem” niedoli człowieka. Bóg „martwi” się i „cierpi” z naszego powodu. Sam nie może ingerować, bo jest „zablokowany” daną człowiekowi wolnością. Bóg nie może działać wbrew sobie! Z tą prawdą ludzie nie bardzo chcą się zgodzić i oczekują, że Bóg zaradzi wojnom i tragediom ludzkim.  Przyjęcie tej prawdy pozwoli zmienić stosunek do Ojca Niebieskiego. On jest Miłością, a nie cesarzem, czy czarownikiem z bajki.

          Przez grzech pierworodny obraz Boga został utracony. Człowiek pozostał w niewoli atrakcyjności zła, żądz i pożądania. Powoli wymazywał z pamięci pierwotną szczęśliwość. Teraz musi na nowo stać się nowym człowiekiem, obrazem Boga, stworzonym do życia w sprawiedliwości i pobożności. Zmiana musi być dość radykalna. Przekracza ona jednak ludzkie możliwości. Dlatego musi być rozumiana jako boskie „nowe stworzenie”: jeżeli więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto <wszystko> stało się nowe (2 Kor 5,17). Bo ani obrzezanie nic nie znaczy ani nieobrzezanie, tylko nowe stworzenie (Ga 6,15).

          Po opuszczeniu „Raju”, człowiek musiał zacząć wszystko od początku. Na podstawie prawa naturalnego oraz uwarunkowań lokalnych, musiał wypracowywać kodeksy postępowania, kodeksy współżycia plemiennego, w tym ustalać normy prawne i moralne. Nie wszystkie prawa były zgodne z oczekiwaniem Boga. Przykładem może być usankcjonowane wielożeństwo: Lamek wziął sobie dwie żony (Rdz 4,19), które zostało wymuszone przez brak mężczyzn (na skutek wojen), spożywanie mięsa (z konieczności przeżycia), prawo odwetu: Jeżeli Kain miał być pomszczony siedmiokrotnie, to Lamek siedemdziesiąt siedem razy (Rdz 4,24).

          Grzeszność zburzyła relacje między człowiekiem a Bogiem i wprowadziła konflikt między ludźmi, a także między ludźmi a przyrodą. Pojawiła się zazdrość (Kain i Abel), rywalizacja, nienawiść, zabójstwa. Przykładem czynów niemoralnych była zbrodnia Kaina. Bóg z miłości do człowieka nie determinuje jego życia, ale próbuje dalej opiekować się nim. Chroni godność i życie grzesznika. Dał też Jahwe znamię Kainowi, aby go nie zabił, ktokolwiek go spotka (Rdz 4,15).

          W opisach biblijnych (Księga Rodzaju) dopatruję się pouczenia Boga: Patrz człowiecze jak wygląda życie ludzkie, gdy odrzuca się moją Opatrzność. Co zrobiliście ze swoją wolnością i do czego ona was prowadzi! Czy wasze życie nie przypomina egzystencji zwierząt?

          Nie należy teksty biblijne (Kain i Abel, pomieszanie języków, potop) odczytywać jako opis prawdziwych zdarzeń historycznych, lecz jako dydaktykę i przestrogę dla ludzi. Pismo pokazuje też inną ewentualność na przykładzie Henocha: Nie było drugiego spośród stworzonych na ziemi jak Henoch, on bowiem z ziemi został uniesiony (Syr 49,14). Wszechmogący wynagrodził człowieka, który żył przykładnie. Jest to przykład ingerencji, ale jakże subtelnej. Chciał, w ten sposób zachęcić innych do właściwej postawy życiowej. Dobro zawsze jest wynagradzane. W egzegezie żydowskiej można znaleźć również opinię, że życie Henocha oscylowało pomiędzy sprawiedliwością a grzechem; to wyjaśnia jego wcześniejsze zabranie z tego świata (GnR 25,1).

           Przez zło pojawiały się różne przeciwności losu. Człowiek odbierał to jako karę bożą. Ta błędna ocena, udokumentowana w Piśmie świętym, spowodowała do dnia dzisiejszego ogromne spustoszenie w umysłach ludzi. Niektóre teksty umieszczane na różnych forach są tego najlepszym przykładem. Zamiast głosić Miłość Boga i zachęcać do przykładnego, godnego życia w atmosferze miłości i spokoju, niektórzy sieją postrach kar bożych, piekła i szatana. Dla nich prawie wszystko jest grzeszne. Z Boga robi się srogiego cesarza i władcę, który tylko patrzy, aby dopaść swoją ofiarę i ukarać. Czy „nadgorliwi” nie zauważają, że swoimi tekstami obrażają Boga? Paradoksem jest, że to oni „pobożni” ustawiają się w poprzek do Stwórcy. Bóg patrzy na nas i „dziwi” się: To są moi przyszli dziedzice, którzy nie przyjęli mojego głównego przykazania – wzajemnego szacunku i miłości.

          Kiedy widzę i słucham w telewizji naszych polityków to czuję się tak jak bym był w Sodomie i w Gomorze. Ich zacietrzewienie jest już tak ogromne, że nie dostrzegają, że w tym wszystkim, co czynią i mówią, są niesamowicie żałośni i śmieszni. Duże dzieci, które wzajemnie atakują się. Nie znosiłem komuny i nie sądziłem, że będę przeżywał jeszcze ogromne rozczarowanie sposobem uprawiania polityki przez były obóz postsolidarnościowy. Bez moralnych autorytetów niewiele da się zrobić. Oni są, ale nie przebiją się przez marnotę polityczną. Apeluję więc do młodych. Weźcie władzę w swoje ręce, bo nasze pokolenie (60-latków), niestety musi iść do lamusa i na karty historii ładnie ozdobionych.



[1]  Być może należy cofnąć się do ogniwa ewolucyjnego sprzed Homo sapiens i Homo sapiens neanderthalensis. Udowodniono, że te dwa gatunki żyły w tym samym czasie i koło siebie.

[2]Podobnie uważał Piotr Abelard.

66. Kobieta i mężczyzna

66. Kobieta i mężczyzna

 

 

          Dwupłciowość człowieka jest konieczna do prokreacji, natomiast dla Boga istnieje po prostu człowiek: nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie (Ga 3,28).  Opis biblijny pokazuje stworzenie „człowieka w ogóle” (Rdz 1,26–30; 2,7), a dopiero potem powstanie kobiety: Pan Bóg z żebra, które wyjął z mężczyzny, zbudował niewiastę (Rdz 2,22). Nie bardzo mogę zgodzic się z wypowiedzią ks. Józefa Homerskiego: Pierwszy człowiek nie był świadom stworzenia drugiego człowieka odmiennej płci, bo istnienie niewiasty jest również tajemnicą[1].

          Opis biblijny o stworzeniu człowieka: Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam (Rdz 1,26) ukazuje nam prawdę, którą rozwinie św. Paweł w liście do Galatów. Bez względu na swoją płeć człowiek jest „osobą ludzką”. Mężczyzna i kobieta mają taką samą godność, zostali stworzeni „na obraz Boga”, we wzajemnej zależności. Różnice płciowe dotyczą tego świata, nie mają natomiast żadnego znaczenia w Chwale. Płeć nie ogranicza się jednak tylko do prokreacji. Każda płeć ma swoje atrybuty. Kobiety są bardziej uczuciowe, łatwowierne i wrażliwsze. Mężczyźni są bardziej logiczni, dociekliwi, racjonalni. Na płeć narzucone są pewne obowiązki. Zaszyte są one w genach ludzkich i są integralną częścią osoby (prozopoiczne). Przede wszystkim rolą kobiety jest macierzyństwo. Męskość kryje w sobie znaczenie ojcostwa, kobiecość – macierzyństwa. Choćby nie wiem jakby się starał, żaden mężczyzna nie jest w stanie zastąpić dziecku matki. Żaden mężczyzna nie stworzy prawdziwego ogniska domowego, ale może on jedynie wspaniale go uzupełnić. Kobiecość niejako odnajduje siebie w obliczu męskości, podczas gdy męskość potwierdza się przez kobiecość[2] (Jan Paweł II). Wzajemne piękno może być zauważone i odkryte, gdy są razem ze sobą. Seksualność jest zjawiskiem koniecznym i ludzkim. Nie należy tego tematu uświęcać i nadawać mu rangi nadzwyczajnej, ale seksualność pozbawiona sakramentalnych fundamentów jest tylko czystą żądzą, zaspokojeniem i egoizmem. Cudzołóstwo jest grzechem  przez niewierność współmałżonka. Materią grzechu jest nie tylko fizyczny akt seksualny, ale pożądliwość, kuszenie drugiej osoby. Po śmierci zagadnienie to znika całkowicie. Za życia jest regulowane przez samo życie.

          Nie do końca zgadzam się z poglądem Doroty Sattler i Teodora Schneidera, którzy uważają, że panowanie mężczyzny nad kobietą nie było z woli Boga, lecz było następstwem grzechu człowieka.

          W historii Żydów kobiety w sprawach spadkowych były traktowane sprawiedliwie: Ojciec dał im też prawo dziedziczenia na równi z braćmi (Hi 42,15), ale nie we wszystkim były traktowane na równi z mężczyznami. Tak jak to jest we wszystkich zgromadzeniach świętych,  kobiety mają na tych zgromadzeniach milczeć; nie dozwala się im bowiem mówić (1 Kor 14,34); Nauczać zaś kobiecie nie pozwalam (2 Tm 2,12). Teksty te należy interpretować według  ówczesnej epoki. Widać w nich wyraźnie ówczesną mentalność, nie przyznającą kobietom prawa przemawiania publicznego.

          Feminizm jest ruchem walczącym o równouprawnienie kobiet. Na tle tego ruchu powstało wiele nieporozumień. Prawdą jest, że tak naprawdę do dzisiaj nie ma równouprawnienia kobiet. Dominuje mężczyzna w wielu dziedzinach życia. Być może poglądy o niższości kobiet mają swoje korzenie w odległych czasach, w których zarodek męski mylnie uważano za nowego człowieka, a rolę kobiety ograniczano jedynie do środowiska jego rozwoju.  Wcale się nie dziwię, że kobiety zażarcie walczą o swoje prawa. Niepokoi mnie tylko, jeżeli są głoszone hasła, które są sprzeczne z uniwersalizmem etycznym, np. prawo do aborcji itd. Z drugiej strony kobiety wyposażone są w takie dary, o których mężczyzna nie ma co marzyć. Dostrzegam tu, na tym polu, pewne ograniczenie, a nawet niższość mężczyzn. Mężczyzna, tak naprawdę, może pochwalić się jedynie siłą. Moja żona Krystyna uważa, że kobiety mają szósty zmysł powodujący, że łatwiej widzą zdarzenia przyszłe, są przewidujące, natomiast mężczyźni żyją chwilą. Nie mają intuicyjnego wyczucia skutków swoich decyzji. Jak byliśmy młodsi, pod koniec każdego roku bawiliśmy się, pisząc, każdy z osobna, co się wydarzy w roku następnym. Po opisaniu przyszłych zdarzeń, konfrontowaliśmy nasze przewidywania (futurologia). Prawie zawsze stałem na stanowisku, że moje przewidywania są bardziej rozumne, logiczne, podparte wiedzą polityczną, gospodarczą. Krystyna pisała natomiast rzeczy, które uważałem za całkowicie nierealne, niepoważne i wzięte z księżyca. Niestety, po roku wynik dla mnie był przeważnie druzgocący. Intuicja kobieca była nie do pokonania i perfekcyjna.

          Bóg stworzył mężczyznę i niewiastę.  Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: «Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną» (Rdz 1,27–28). Dzięki potomstwu, ale nie tylko, małżeństwo przechodzi w rodzinę. O błogosławieństwie człowieka była już mowa, ale tu Bóg błogosławi rodzinę. Rodzina staje się podstawowym przedmiotem społecznej historii ludzkiej, zarówno doczesnej, jak i zbawczej. Każda osoba w rodzinie jest niepowtarzalna i również ważna. Małżeństwo jest źródłem życia, które powstaje z woli Boga. W ten sposób człowiek uczestniczy w boskim planie stwórczym. Bóg jest świadkiem, gdy są składane sobie obietnice małżeńskie. Bóg błogosławi ten związek.  To zobowiązuje małżonków do życia w miłości. Dziecko z kolei opuszcza dom rodzinny i staje się „latoroślą owocującą” (Rdz 49,22), zakładając swoją własną rodzinę. Małżeństwo nie ma wyłącznie celu prokreacyjnego. W nim budzi się zalążek miłości osobowej. Prawdziwa miłość małżonków rozkwita, rozchodzi się, wychodzi na zewnątrz, zaraża innych. Taka rodzina jest obrazem Raju, przyjaźni z Bogiem. W niej uobecnia się stale początek świata. Małżeństwo bezdzietne może również być ikoną wspaniałego związku, symbolem harmonii i wspólnoty małżonków, którzy naznaczeni zostali doświadczeniem. To doświadczenie może pochodzić od Boga i paradoksalnie może być wyróżnieniem. Bóg skupił swoją uwagę właśnie na tej rodzinie, ale trzeba umieć to odczytać we własnym sumieniu.  Każde dziecko pochodzi z daru Boga. Zmaganie się małżonków z niepłodnością, ich walka o potomstwo może być dla wielu wzorem. Bezpłodność może być również „płodna”.  Tyle, że jest to płodność wyższa, ponadnaturalna, duchowa, płodność z Boga: Pokoleniu Lewiego nie dał Mojżesz dziedzictwa (Joz 13,33). W narodzie żydowskim bezpłodność była oznaką nieprzychylności Bożej. To nie jest prawdą. Jeżeli Bóg doświadcza, to znaczy, że oczekuje od nas czegoś bardziej wzniosłego. Oczekuje od nas innej postawy, może ofiary? Nie wolno budować swojego szczęścia na nieszczęściu innych. Metoda in vitro jest jeszcze niedopracowana. Podczas tej metody zapłodnienia ginie wiele już zawiązanych zarodków. Zarodek jest malutkim bezbronnym człowiekiem w postaci embrionalnej. Jak może czuć się człowiek pochodzący z takiego zapłodnienia, gdy zda sobie sprawę, że jego życie powstało kosztem wielu? Nie dziwię się, że Kościół krytykuje tę metodę. Nie łudźmy się, machina postępu raz puszczona w ruch już się nie zatrzyma. Badania będą prowadzone nadal, choćby przez ludzi, którzy za nic mają ludzkie życie. Należy więc czekać z niecierpliwością nad udoskonaleniem tej metody, aby była pewniejsza i nie powodowała śmierci niewinnych istot. Jedynie, co możemy zrobić to apelować, aby dalsze badania były prowadzone wyłącznie na zwierzętach, aż uzyska się pewność metody. Póki szkodzi – zaniechać.

          Według katechezy kościelnej Maryja była Niepokalanie Poczęta (nieskażona grzechem pierworodnym), była ikoną świętości pierwszych ludzi. Została wybrana do spełnienia obietnicy Bożej. Tak jak Bóg powiedział Fiat i powstał świat, tak Maryja powiedziała owo Niech się stanie (Fiat) i dała początek Zbawieniu (por Rdz 1,3; Łk 1,38). Maryja została włączona w Boży plan zbawienia ludzi, zasługuje na tytuł Matki Bożej. Niezależnie od historiografii Bóg wyróżnił Ją i tym samym pokazał ogromny szacunek do kobiet. W Piśmie świętym jest wiele dowodów świadczących o wspaniałej roli kobiet w historii i w życiu społecznym. Były one bohaterkami wielu wydarzeń historycznych. Ich heroizm nie był mniejszy od heroizmu męskiego. Kobieta (Ewa) stała się matką wszystkich żyjących (Rdz 3,20), nawet Boga żywego Jezusa Chrystusa.  Gdy umierał Jezus Chrystus, pod krzyżem zabrakło apostołów, towarzyszyły Mu jedynie wierne kobiety.  Św. Łukasz przedstawiał kobiety z wielkim szacunkiem; kobieta jest prawdziwym uczniem Jezusa oraz diakonisą Mistrza i jego wspólnoty (Łk 10,38–42); niewiasty „szły za Jezusem” tak jak apostołowie i uczniowie (Łk 8,1–2; 23,49). Tylko Łukasz przedstawił kobiety współczujące Jezusowi na drodze krzyżowej (23,27–31); one też pierwsze zobaczyły Zmartwychwstałego (24,22–23). Dlaczego trzeba było aż soboru, aby przyznać, że kobiety mają duszę? Wcześniej bowiem nie było co do tego całkowitej pewności. Aż dziw bierze, że do tej pory kobiety są odsuwane od kapłaństwa: niewiasty niech milczą w Kościele (1 Kor 14,34). W gruncie rzeczy kapłaństwo jest powołaniem, a nie jakimś „prawem”.  Maryja była w centrum rodzącego się Kościoła. Jej obecność była czynna i miała charakter modlitewny. Dotychczasowe argumenty Kościoła przeciw kapłaństwu kobiet są słabe i niewystarczające. Opierają się one na faktach, między innymi, że na Ostatniej Wieczerzy przy ustanowieniu Eucharystii, byli tylko apostołowie oraz że Chrystus nie wprowadził swojej Matki do struktury hierarchicznej Kościoła, który zbudował na apostołach. Wydaje mi się, że podyktowane to było uwarunkowaniami historycznymi, ówczesną rolą kobiet i obyczajami (mizoginizm historyczny – uprzedzenie do płci żeńskiej). W Kościele pierwotnym kobiety (diakonisy), powołane przez apostołów, mogły pełnić jedynie pewne tylko posługi religijne i charytatywne:  Polecam wam Febę, naszą siostrę, diakonisę Kościoła w Kenchrach (Rz 16,1). Na początku na diakonisę powoływano tylko wdowy lub kobiety 60-letnie. Sobór Chalcedoński (451 r.) określił ich wiek na 40 lat. Diakonise usługiwały chorym oraz kobietom podczas liturgii chrztu i dbały o religijną formację nowo ochrzczonym, zanosiły Eucharystię chorym kobietom oraz pośredniczyły w przyjmowaniu i przedkładały biskupowi prośby i sprawy kobiet. Urząd diakonisy niestety zanikł na Zachodzie w X w., a na Wschodzie przetrwał do XIII w. Chrystus rozpoczął zmiany w tej kwestii, ale trzeba było na to jeszcze dużo czasu, aby zupełnie zmienić nastawienie do kobiet i nadać im należną cześć. Chrystus zwrócił się do kobiety samarytańskiej słowami: Daj mi się napić (J 4,7). Dla Żydów było to zgorszeniem. Żydzi bowiem nie utrzymywali stosunków z Samarytanami. Jezus „łamał” prawa  zwyczajowe. Niech to będzie dla Kościoła znakiem i zachętą do zmian. Kobiety zasłużyły na godniejsze traktowanie. Chrystus był wymagający, ale był „pobłażliwy”, a Kościół jest „rygorystyczny” –  coś tu nie jest w porządku. Obecnie kościół anglikański przełamał barierę „kapłaństwa kobiet”. Będę szczery. Nie bardzo widzę kobietę jako kapłana odprawiającą Mszę. Dlaczego? Bo właśnie we mnie też siedzi zakorzenione błędne przekonanie o niegodności kobiet do sprawowania Eucharystii. Rozumowo nie przyjmuję tego co „siedzi” we mnie. W Kościele jest podobnie. Argument, jakoby Chrystusowi aspekt kulturowy nie pozwolił udzielić kobiecie święceń kapłańskich ma w gruncie rzeczy swoje źródło w słabej wierze w Chrystusa[3] (Antoni J. Nowak OFM). Tu A. J. Nowak OFM przesadził. Sposób sformułowania wniosku jest typową manipulacją katechetyczną  – nie przyjmujesz nauki Koscioła, tzn. że nie masz wiary.   Z jednej strony Kościół katolicki czci w Maryi Pannie największe ze stworzeń – Bogarodzicę, a z drugiej stawia barierę liturgiczną kobietom – totalna niedorzeczność. Wiek XXI powinien się wstydzić, że problem emancypacji kobiet jeszcze nie został rozwiązany. W 2005 ukazał się wywiad-rzeka z abbé Pierre (Henri Grouès) Mon Dieu… pourquoi? (fr. Mój Boże… dlaczego?), w którym 93-letni ksiądz przedstawił swoją wizję Kościoła i świata. W tym wywiadzie wyraził swoje wątpliwości co do zakazu wyświęcania kobiet. Traktowanie kobiet głównie jako obiektów piękna fizycznego (czasy Odrodzenia) w gruncie rzeczy je poniża. Prawdą jest, że kobiety same wpadły w pułapkę bałwochwalstwa. Koniecznie chcą być podziwiane i uwielbiane. W rezultacie doprowadziły do tego, że to co powinno być dyskretne stało się jawne. Kobiety opakowane w piękne akcesoria zatracają swoją naturalną kobiecość i piękność. Erotyka medialna sprowadza kobiety do roli przedmiotu i zabawki męskiego pożądania. Za tę nieobyczajność nie tylko kobieta ponosi winę.

 



[1] Początek Świata – Biblia a nauka, Michał Heller, Michał Drożdż, wyd. BIBLOS, Tarnów 1998. s.21.

 

[2]Mężczyzną i niewiastą stworzył ich, Jan Paweł II,  Wydaw. Libreria Editrice, Vaticana 1986 s. 42.

 

[3] Kapłaństwo kobiety, Antoni J. Nowak OFM, KUL Lublin 1998, s. 48.

 

65. Postawa człowieka

65. Postawa człowieka

 

 

          Gdy człowiek otwiera się na Boga, wtedy Bóg ukazuje swoje przymioty. Jest to niezwykłe i zaskakujące, że wielkość Boga zależy nie od Niego samego, ale od postawy człowieka. Nie jest ważne, czy jest wykształcony czy nie. Słowa Jezusa do Ojca: zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom (Mt 11,25; Łk 10,21) idealnie przekazują prawdę. Im bardziej człowiek otworzy się na Boga, tym więcej może odczytać z Bożej mądrości. Bóg odczytywany jest na miarę rozwoju człowieka. To tak jak w życiu, nie zobaczysz się w lustrze, dopóki na niego nie spojrzysz. W Nim wszystkie skarby mądrości i wiedzy są ukryte (Iz 45,3; Kol 1,3).

          Proszę zauważyć, jakie następuje sprzężenie zwrotne. My otwieramy się na Boga. Nasza zasługa, to na razie tylko otwarcie się na Boga i nic więcej. Ona jednak powoduje, że Bóg zsyła na nas swą nadprzyrodzoną łaskę. Łaska z kolei uzdalnia nas do zmierzania ku Bogu. Bardzo ważną rzeczą jest ten pierwszy moment, akt otwarcia się na Boga, Jego przyjęcie, uwierzenie w Niego. Nasze modlitwy powinny zacząć się od słów: Boże daj mi wiarę, że istniejesz, abym mógł skierować swój umysł i serce w Twoją stronę. Udziel mi wskazówki, gdzie skierować swój wzrok. Jak mam zdobyć pewność istnienia Twego królestwa. Sprzężenie, jakie następuje jest najpiękniejszą relacją między Stwórcą a stworzeniem. Możemy wtedy powiedzieć, że Bóg jest w nas, a my w Nim.

          Bóg wcielił się w Jezusa Chrystusa swojego Syna, zachowując Jego człowieczeństwo. Przez Syna jest lepiej rozpoznawalny. On to przekazał nam wiele o swoim Ojcu niebieskim (związany z Niebem). Na owe czasy (Chrystusa) przymioty Boga były jednak rozumiane jedynie przez nielicznych. Ponieważ Bóg chce pozostać  na płaszczyźnie wiary, nie może wyłuszczyć nam wszystkiego „kawę na ławę”: a spośród Jego uczniów, którzy to usłyszeli, wielu mówiło: «Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?» (J 6,60). Zamiast się skarżyć, że Bóg jest ukryty, złóżcie Mu dzięki, że tyle z siebie odsłonił (autor nieznany). Dlaczego Bóg ukrywa się przed nami – bo chce być ciągle poszukiwany (Jacek Salij). Bóg zadaje nam trud, abyśmy mogli ciągle okazywać mu swoją miłość. Błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli (J 20,29). Perykopę Janową (dyskusyjną) najchętniej podmieniłbym na Łukaszową: A błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi (Łk 7,23). Zdanie Jana można wykorzystać do usprawiedliwienia przyjęcia np. wiary satanistów. Jezus Chrystus nie jest metaforą Boga, lecz w Nim mieszka cała Pełnia: Bóstwo, na sposób ciała (Kol 2,9). Jeżeli ma ciało, to jest bytem konkretnym i historycznym. Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca (J 14,9). Jednocześnie w Nim jest cała pełnia Bóstwa. A więc w Jezusie jest uosobiona relacja człowieka ku Bogu, a także relacja Boga ku człowiekowi. Jeżeli uświadomimy sobie, co kryje się pod postacią Jezusa Chrystusa zauważamy nieprawdopodobny majsterstick Boga. Niepoznawalny stał się poznawalny. Niemy stał się mówiący, nieogarniony stał się uchwytny dla rozumu, kochający stał się dla człowieka bliski. Idea Boga uczłowieczonego pozwoliła rozbić całą nie do końca rozumianą apokaliptykę. Bóg stał się dla człowieka istotą konkretną. Chrystus–Bóg jest poznawalny przez człowieka, ale tak naprawdę to przez Chrystusa możemy dopiero zrozumieć istotę człowieka. Tajemnica ta wymaga osobnego opracowania.

64. Przymioty Boga

64. Przymioty Boga

 

 

          Czy człowiek może cokolwiek powiedzieć na temat przymiotów Boga? Kto w Niego wierzy – może. Spróbujmy przedstawić obecną wiedzę na ten temat. Św. Paweł w Drugim Liście do Koryntian pisze wprost: Pan zaś jest Duchem (2 Kor 3,17). Duch to pojęcie czegość niematerialnego, ale działającego (metafizycznie). Na tym etapie rozważań można powiedzieć, że Duch Boży jest nieogarniony, niedostępny, niemożliwy do uchwycenia zmysłami. Ma naturę nieskończoną; aby ją zupełnie poznać, należałoby być również nieskończonym, czyli jak Bóg: On zamieszkuje światłość niedostępną (1 Tm 6,16). Jest absolutnie inny od swoich stworzeń. To On jest naprawdę i  jedyny Święty (hebrajski qodesz). Obecny w czasie i w przestrzeni, ale zarazem transcendentny wobec czasu i przestrzeni. Do Boga nie można stosować zasady analogii między Bogiem a stworzeniami. Transcendencja to pojęcie o istnieniu czegość/Kogoś, co może być odkryte przez człowieka tylko przez swoje działanie i relację. Rzeczywistość w której żyje człowiek kojarzy się z przestrzenią – transcendencja z działaniem. Nie mogąc pokonać bariery pojęciowej, każda religia tworzyła sobie swój własny obraz Boga. W wielu kulturach rozwinęły się bardzo wzniosłe Jego koncepcje.

 

U Jerubów w Afryce Zachodniej wyobrażano sobie Boga jako Samo Istnienie,

u Patwinów w środkowej Kalifornii jako Osobę Samą z Siebie,

u Azteków jako Ten, który Sam Siebie pomyślał i spełnił (ks. T. Chodzidło).

W Egipcie Bóg (Ptah) był Jeden i Jedyny. Sam siebie rodzi i stwarza. Pozostaje jednak w Sobie niewidzialny i nieujmowany.

W zaratusztrianizmie wyobrażano sobie Boga jako Pana Wszechmocnego Ahura Mazda (Ormuzd), jako Boga Światła i Dobra, któremu przeciwstawia się bóg zły Angra Mainju (Aryman).

W niektórych systemach indyjskich istnieje Bóg Osobowy Brahma-Atma, Iśwara.

W taoizmie zamiast Boga osobowego jest Zasada Świata, Ład Kosmosu, koncepcja Bóstwa uniwersalistyczna.

U Greków utożsamiany był On z Zasadą i Początkiem (Arche, Principium).

Pitagorejczycy określali Boga matematycznie i geometrycznie jako Jedność.

Dla Anaksymandra był Bezkresem (apeiron nieokreśloność). U Ksenofanesa (ok. 570–475 przed Chr.) Bóg miał postać kuli (obraz doskonałej pełni). 

W szkole eleackiej był bytem jedynym i niepodzielnym, ale bezosobowy, anonimowy.

U Heraklita z Efezu (ok. 540–480) Bóg był Logosem, Rozumem Powszechnym przenikającym całą rzeczywistość. Według Anaksagora z Kladzomen (ok. 500–428 przed Chr.) Bóg to Nous (Duch) Nieskończony, Intelekt Uniwersalny przenikający wszelki byt mistycznie.

U Platona (ok. 427–347 przed Chr.) był On Ideą Dobra (bezosobowy) oraz Demiurg Bóg osobowy  (S. Kowalczyk). U Plotyna (ok. 204–269) jest Nad-Dobrem (Hyper-Agathon), Pra-Bytem, Absolutem i Pra-Jednią Dobra.

Arystoteles (384–322 przed Chr.) widział Boga głównie jako Umysł, Czystą Formę i Czysty Akt.

Stoicy uważali, że Bóg jest Logosem, Rozumem i Umysłem osobowym przenikającym świat.

Inny Jego obraz możemy znaleźć na kartach Pisma świętego.

 

Myśliciele chrześcijańscy korzystali też z koncepcji filozoficznych poprzedników. Początkowo rozwinął się platonizm chrześcijański (św. Augustyn). Św. August przedstawiał Boga jako Pełny Byt Osobowy, jako Dobro, Miłość, jako Prawdę i Byt duchowy.

W średniowieczu św. Tomasz z Akwinu (1224–1274) zastosował arystotelesowską zasadę aktu. Bóg jest samym Istnieniem, czystym Aktem i nieskończonym. Jest Bytem, którego istotą jest istnienie. Bóg jest Osobą.  Do tej koncepcji personalistycznej chrześcijaństwo doszło dopiero w średniowieczu.

 

          Obecnie Boga uważa się za Istnienie Samoistne. Byt najprostszy, czysty, absolutny. Przyczyna wszystkich przyczyn. Sam bez przyczyny, bo bycie Przyczyną jest jej istotą. Wielki jest Pan i godzien wielkiej chwały, a wielkość Jego niezgłębiona (Ps 145,3). Mówi się: Bóg jest duchem, ale i Duch Boga np. przebłyska. Wyczuwam tu sprzeczność.  Jedno zdanie mówi, że „jest”, a drugie, że „ma” ducha. Pojęcie ducha wymaga wyjaśnienia.

          Jeżeli mówimy, że Duch jest bytem osobowym, to tylko przez brak odpowiedniego słowa. Zamiast substratu (substancja duchowa jest poza zasięgiem poznania) posiada funkcjonalność, tzn. ujawnia się przez działanie. Moc nie jest Bogiem. Bóg moc posiada. Podobnie jest z duchem. Duch nie jest Bogiem. Bóg posiada ducha, czyli zdolność działania. Kim więc jest Bóg? To tajemnica, która posiada w sobie ducha, moc i myśl. Bóg z chwilą stworzenia wypełnił świat swoją mocą i swoim duchem (tchnieniem). Takiego ducha (duszę) otrzymuje każdy człowiek z chwilą poczęcia. Jak mówił Jan Paweł II: Wiara i rozum są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy. Ciało ludzkie stało się świątynią Ducha Świętego. Dusza sama w sobie jest w możności stania się bytem doskonałym. Dusza jest obrazem i podobieństwem Boga – co do natury. Na naturę duchową musi być jeszcze nałożona przypadłość. Inaczej mówiąc duch może być dobry, zły czy doskonały. Tak jak moc, tak duch jest wieczny, bo od samego Boga pochodzą. Człowiek, przez swoją naturę duchową otrzymał możliwość komunikowania się ze światem transcendentnym.

          Wolą Boga jest pozyskanie duszy ludzkiej, która by kierowała się miłością. Miłość człowieka emanuje pozytywną „energią” która bierze udział (interpoluje) w globalnej koncepcji świata – Miłości. „Eter” miłości to model, który w jakiś sposób tłumaczy ekonomię zbawienia Bożego. Ta tajemnica, w swej istocie, znana jest przez Objawienie Boże. Oprócz generalnej woli Boga, Bóg dając nam talenty oczekuje różnorakich czynów, aby świat nie był monotonny, ale ciekawy, różnorodny. Do talentów dochodzą nadzwyczajne zadania jakie Bóg stawia wybranym. Takimi powołanymi byli sędziowie starotestamentalni (Gedeon, Samson, Samuel,… i inni), prorocy, charyzmatycy, mistycy. Za ich pomocą Bóg pragnął pokazać niemal namacalnie, że stale jest obecny w naszym życiu. Człowiek otrzymał dar odczytywania Bożej woli poprzez sumienie i serce. Mechanizm odczytywania nie da się wyjaśnić ludzkimi słowami.  To się czuje i słyszy uszami duszy. Należy odczytać w swoim sercu, co Bóg od nas oczekuje. Każdy uzdolniony z was winien przyjść i wykonać to, co Pan nakazał (Wj 35,10). Wszystkie zaś kobiety biegłe [uzdolnione] w tej pracy przędły własnoręcznie przędzę na fioletową i czerwoną purpurę, karmazyn i bisior (Wj 35,25). Aby Bóg był słyszalny, sumienie musi być czyste i otwarte na Boga. Sumienie można też w sobie uśpić, ale wraca jeszcze bardziej aktywnie. Wola bez zjednoczenia z Panem nie odczyta woli Bożej. Bez specjalnego natchnienia Bożego, rozum ludzki nie jest w stanie odczytać woli Bożej też w snach.  Człowiek musi najpierw dokonać pewnego trudu. Musi pokazać, że mu zależy na odczytaniu woli Bożej.  Człowiek musi też odnaleźć Boga w sobie. Każdy człowiek przeżywa Boga personalnie, a Jego wolę odczytuje w swoim sumieniu. Bo w rzeczywistości jest On niedaleko od każdego z nas. Bo w nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy (Dz 17,27–28). Wiele osób szuka Boga patrząc w niebo. Szuka Go za horyzontem, a On jest blisko. Bóg jako Osoba zwraca się osobiście do każdego człowieka i domaga się osobistej odpowiedzi przez wiarę (wewnętrzne zaakceptowanie). W miarę jak wzrasta otwarcie się na Boga, tym bardziej Bóg sprawia, że lepiej Go rozumiemy.  Złą wolą możemy również niweczyć dzieła Boga. Często jest tak, że nie potrafimy odczytać głosu Bożego, bo celowo go w sobie tłumimy. Czasami wręcz odrzucamy. Arystoteles nauczał, że człowiek mądry, ale słabej woli bywa często mniej cnotliwy od człowieka niewykształconego, ale o silnej woli. Wiele jest przykładów świętych, którzy mieli trudności z odczytaniem głosu swojego sumienia, nie byli pewni, czy mówi do nich Bóg, czy „szatan” (duch nieczysty). W przypadkach wątpliwych należy czynić podobnie jak Gedeon – modlitwą (ofiarą) prosić Boga o podpowiedź: daj mi jakiś znak (Sdz 6,17). Na przykładzie Gedeona widać jak Bóg dobiera sobie pomocników. Wybiera czasami ludzi słabych i przemienia ich w charyzmatycznych przewodników obleczonych w boską moc, choć nie zawsze chcą oni być narzędziem Bożego działania. Wybacz, Panie mój! – odpowiedział Mu Gedeon – jakże wybawię Izraela? Ród mój jest najbiedniejszy w pokoleniu Manassesa, a ja jestem ostatni w domu mego ojca (Sdz 6,15). Podobnie słabymi, a  wybranymi byli: Jefte, Samson, Jonasz, Jeremiasz. To Bóg nas wybiera i niekoniecznie są to osoby z wiary (np. Cyrus-wybawiciel, Balaam-prorok kananejski). Nierządnica Rachab (Joz 2,1) jest przykładem, że Bóg nie działa tylko przez wybitne postacie, jak Mojżesz czy Jozue, ale wybiera osoby, od których nikt nie spodziewałby się Bożego przesłania.

63. Człowiek istota społeczna

      Człowiek został przywiązany do ziemi i jest jego gospodarzem, zarządcą całego świata biotycznego i abiotycznego. W pewnym sensie naśladuje Boga, panuje nad ziemią, zwierzętami i roślinami, choć wszystkie te rzeczy pozostają dziełami Bożymi. Będzie on rozliczany z tej odpowiedzialności, jaka na nim zaciążyła. Drugą bardzo ważną rzeczą dla człowieka jest życie we wspólnocie ludzkiej. W jakiś sposób wszyscy wzajemnie od siebie zależymy. Jak przyroda ma odniesienie do człowieka, tak człowiek jest stworzony do „relacji ku innym”. Człowiek żyje z innymi, pośród innych, w obliczu „drugiego” (E. Lévinas 1906–1995). Działa on przez społeczność, przez jej struktury, relacje, świadomość, socjopsychikę itp. Człowiek tyle jest wart, na ile otwiera się na drugiego człowieka. W społeczeństwie krystalizuje się kultura duchowa człowieka. Jezus mówił o społeczności: Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich (Mt 18,20). Jezus uczestniczy w życiu społecznym. Pochwala to i błogosławi wspólnotę.  W Piśmie świętym wyrażone jest pragnienie Boga: abyście byli zgodni i by nie było wśród was rozłamów (1 Kor 1,10).  Podstawą życia społecznego jest wzajemna pomoc, opieka, miłość: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego (Ga 5,13). Ten imperatyw moralny obowiązuje nawet w drastycznych przypadkach wyboru między człowiekiem a Bogiem. Taki dylemat wyboru miała np. św. Faustyna. Bóg w objawieniu prywatnym nakazał czynić jej dokładnie to, co polecił jej spowiednik. Ona modląc się powiedziała: A choć Cię kocham ponad istnienie swoje i wiem, że Ty jest Pan i Bóg mój, który obcujesz ze mną, to jednak ponad wszystko jestem posłuszna spowiednikowi.  Podobnie zdarzało się św. Teresie z Awila: Ile razy zdarzyło się, że Pan mi dał jaki rozkaz na modlitwie, a spowiednik potem przykazał mi rzecz przeciwną, Pan zawsze zalecał mi, bym słuchała spowiednika (Księga Życia).

          Słowa Jezusa: Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga (Mt 22,21) są sygnałem, że człowiek, mając wolną wolę musi sam dokonywać wyboru. Dawid był człowiekiem wiary, pobożności, ale nie był jej fanatykiem. Gdy zaszła konieczność, nakazał spożyć chleb ofiarny przez głodnych żołnierzy (w mieście Nob): Dał więc kapłan ów święty chleb, gdyż nie było innego chleba prócz pokładnego (1 Sm 21,7). Jezus nawiąże do tego wydarzenia, aby usprawiedliwić zachowanie swych głodnych uczniów, którzy w szabat zrywali i łuskali kłosy: Jezus powiedział: Nie czytaliście, co uczynił Dawid, gdy był głodny, on i jego towarzysze? Jak wszedł do domu Bożego i jadł chleby pokładne, których nie było wolno jeść jemu ani jego towarzyszom, tylko samym kapłanom (Mt 12,3–4). Bóg nie trzyma się sztywnych przepisów, a zdarzało się, że zmieniał swoje decyzje (np. na temat spożywania mięsa).  Chrystus odwołuje się do tego wydarzenia (Mt 12,3n), tłumacząc prawdziwą wartość przepisów prawa. Mają one służyć dobru człowieka, a nie bezdusznie go sobie podporządkowywać. Człowiek musi posługiwać się rozumem. Bóg wymaga od nas rozsądku, a nie ślepej wiary (dewotyzm). Ustawy kształtują obyczaje. Czy wolno sprzeciwiać się władzy? Tak, o ile prawo nie jest godziwe. Nikt nie ma przywileju na nieomylność, wyznaczając prawa powinien wiedzieć, że podmiotem ich jest człowiek. Prawa o tyle są obiektywne, optymalne i obowiązujące o ile są służebne w stosunku do człowieka (Zbigniew Trzaskowski). Demokracja zaczyna się w rodzinie (Albert Sweitzer).

          Życie społeczne powinno być unormowane. Prawa świeckie ogłaszane przez prawowitą władzę to rozumne rozporządzenia mające na względzie dobro ogółu. Prawa kościelne to odniesienia do zobowiązań moralnych z woli Boga. Prawa kościelne jak i świeckie obowiązują w sumieniu człowieka. Nie obowiązują jednak, gdy nie są godziwe.

 

Nonkonformizm (postawa sprzeciwu wobec bezkrytycznego ulegania normom panującym w danej grupie społecznej) jest przejawem woli człowieka. Podlega więc ocenie moralnej ze skutkiem różnym, pozytywnym lub negatywnym. Przykład Non possumus prymasa Kardynała Wyszyńskiego.

 

Pasywizm jest zachowaniem biernej postawy względem życia. Brak aktywności, nie angażowanie się w żadną działalność społeczną, polityczną.

 

          Ważną rzeczą jest społeczne i kulturowe życie ludzi. Kultura jest wielkim językiem wytworzonym przez człowieka. Kształtuje ona jego zamierzenia i pragnienia. Człowiek dopełnia się przez rozwijanie kultury. W kulturze ciągle przewija się pytanie o Boga, o Absolut społeczny, o Transcendencję społeczną. Kultura jest bardzo pożytecznym instrumentem rozwoju duchowego. Bardzo rozwija poszczególną jednostkę, ale też i całe społeczności. Kieruje społeczność doczesną ku transcendencji.

62. Trzeci wielki cud Boga

         Rozdział ten jest uzupełnieniem rozdziału 8. Powołanie człowieka.

          Pismo święte od pierwszego słowa na temat powołania człowieka głosi: a wreszcie rzekł Bóg: «Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam […], stworzył mężczyznę i niewiastę» (Rdz 1,26–27). W drugim opisie stworzenia: Pan Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, wskutek czego stał się człowiek istotą żywą (Rdz 2,7). Imię Adam pojawi się później w Rdz 4,25. Słowo „Adam” oznacza „ludzi”, „ludzkość”. Słowo pokrewne z rzeczownikiem „adamah” –  „ziemia”. I ten związek człowieka „Adam” z ziemią „adamah” jest w Księdze Rodzaju najwyraźniej podkreślony. W Rdz 2,7 jest powiedziane, że Adam jest uformowany z ziemi – „adamah”. W Rdz 3,23 Adam jest skierowany do uprawiania ziemi „adamah”, a w Rdz 3,19 Adam słyszy wyrok, że po swej śmierci wróci do „adamah” – ziemi, z której został wzięty. Nadanie imienia wiąże się z określeniem tożsamości. Mając imię, ma się swoją osobowość. Bóg powołał człowieka osobiście. Każdego człowieka zaznaczył określoną tożsamością. To, co człowiek posiada w swoim wnętrzu, wyrazi się potem w jego działaniu. Człowiek naprawdę posiada tylko to, co jest w nim (Oscar Wilde1854–1900).

          Do dnia dzisiejszego, na temat początków człowieka funkcjonują trzy teorie: ewolucji, kreacji, ewolucji i kreacji. Przychylam się do teorii trzeciej, jako tej, która godzi naukę z przekazem biblijnym. Brak świadków wymusza niejako obrazowanie tego zdarzenia. Według mojego obrazu powołanie człowieka (ludzi) dokonało się w sposób tak cudowny, jak powołanie świata do istnienia, chrzest Jezusa, zesłanie Ducha Świętego na apostołów. W wybranym dniu, jednym aktem i w jednej chwili Bóg przebóstwił (kreacjonizm duchowy) stworzenia człekokształtne właściwie uformowane (rozum, wola),  obdarzając je swoją naturą. W jednej chwili dzieci i osobniki dorosłe uzyskały status człowieka. Nie było więc mowy, aby jeden osobnik (dziadek, ojciec, syn) był człowiekiem, a drugi zwierzęciem. Szkoda, że nie możemy dokładnie odtworzyć tej chwili. Być może stało się to ok. 74 tys. lat temu, gdy super wulkan Toba na Sumatrze postawił gatunek Homo sapiens na krawędzi zagłady, ograniczając populację ludzką do zaledwie kilku tysięcy osobników? Niewątpliwie była to najbardziej radosna chwila na Ziemi. Stworzenie człowieka oznacza incarnatio imaginis Dei, czyli wcielenie obrazu Boga, które jest przygotowaniem i symbolem incarnatio Dei  wcielenia Boga –  jakie się dokona w Jezusie Chrystusie. Według Biblii Jerozolimskiej człowiek został stworzony na obraz Boży, aby Słowo (Syn Boży) mogło stać się człowiekiem. Człowiek został stworzony do szczęścia (Jan Paweł II).

          Należy pamiętać, że człowiek jest stworzeniem Bożym i jako stworzenie ma w przeciwieństwie do Boga ograniczoną egzystencję. Jak będę próbował to udowodnić dalszym tekstem, człowiek jest wielki – to byt niemal doskonały, a jednak zawsze będzie stworzeniem i tylko stworzeniem. Gdyby człowiek był doskonały, to nie potrzebowałby odkupienia. Człowiek jest cząstką natury. Będzie on stale poddawany próbie i weryfikacji, żeby stał się „osobą”. Jeżeli synowie królestwa nie zdadzą egzaminu: zostaną wyrzuceni na zewnątrz – w ciemność; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów (Mt 8,12). Oczywiście jest to obraz samowykluczenia się z królestwa niebieskiego. W obrazie biblijnym, przed pierwszym człowiekiem Bóg zasadził w Raju  „drzewo poznania dobra i zła” jako symbol praw naturalnych i moralnych oraz „drzewo życia” jako symbol życia wiecznego.

          Człowiek jest u szczytu wszystkich stworzeń tego świata: O ileż ważniejszy jest człowiek niż owca! (Mt 12,12), ponieważ został stworzony na obraz Boga (Rdz 9,6) i łączy w sobie rzeczywistość cielesną z duchową. Liczne są cuda natury, ale pośród nich wszystkich największym cudem jest człowiek (Sofokles 496–406 przed Chr.). Należy rozumieć, że człowiek nie jest bytem przypadkowym, anonimowym. Jest „stworzony”, namacalny i empiryczny. Materią człowieka jest ciało pochodzące z ewolucyjnego rozwoju materii żywej oraz pierwiastek duchowy pochodzący od Stwórcy. Bóg za każdym razem, mając materiał cielesny pochodzący z prokreacji stwarza istotę ludzką jako hipostazę dwóch natur: materialnej i duchowej. Człowiek jako jedyny byt stworzony posiada rozum i wolę. Jako jedyny gatunek w królestwie zwierząt, zdaje sobie sprawę ze swego istnienia i ze swojej przemijalności. Idąc tropem braku konieczności istnienia można zadać pytanie, po co człowiek istnieje? Odpowiedź, która może dać nam satysfakcję to ta, że Komuś na tym zależało. Komu? Nie mamy innego, jak tylko Stwórcę. W Nim możemy znaleźć wiele odpowiedzi. Z boskim pochodzeniem człowieka ściśle związana jest jego moralność. Kim jest człowiek i czym jest moralność? Obie te rzeczywistości są silnie ze sobą sprzężone. O moralności można mówić wyłącznie w aspekcie człowieka. Aby dobrze ujmować zagadnienie, należy poznać naturę człowieka. Bóg stworzył człowieka dobrym, ale słabym (H. Haag).

        Człowiek jako istota cielesna posiada w sobie mechanizmy, które skłaniają go do rozwoju. Sigmund Freud (1856–1939) uważał, że najważniejszą rodzajem energii życiowej jest libido (energia seksualna) działające w postaci popędów do szukania przyjemności poprzez kierowanie bodźców do tzw. erogennych sfer ciała. Zbyt drastyczne przeciwstawianie się tym popędom jest szkodliwe dla rozwoju człowieka (kompleksy, dewiacje). Trzeba mieć na uwadze, że tam gdzie jest kobieta razem z mężczyzną zawsze występuje mniejsze lub większe napięcie seksuakne. Między człowiekiem a jego otoczeniem, zawsze powstaje napięcie (Zygmunt Freud 1856–1939).

        Nie może pozostawać duch mój w człowieku na zawsze, gdyż on jest istotą cielesną (Rdz 6,3). W słowach tych ujawniane są prawdy, że w człowieku jest Duch Boży, że jest istotą cielesną oraz, że Duch musi opuścić ciało, tym samym, człowiek musi umrzeć cieleśnie. Duch opuszczając ciało człowieka nadal istnieje. Tekstem tym wkraczamy w nową rzeczywistość nieśmiertelności. Rzeczywistość ta nosi nazwę transcendencji. Źródłem religijności człowieka jest otwarcie się właśnie na tę transcendencję, tęsknotę za zbawieniem i pragnienie nieśmiertelności. W Boga się wierzy, bo w Nim szukamy odpowiedzi na nasze egzystencjalne pytania. Nasze zbawienie zaczyna się od wiary (łac. salus nostra ex fide inchoat, Jan Szkot Eriugena). Przyjęcie faktu stworzenia celowego narzuca pytanie: co się za tym kryje? O co tu chodzi? Stwórca przekazał nam swoją wolę przez Objawienie: Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz Niebieski (Mt 5,48). Bóg powołał człowieka, nadał mu różne prawa i obowiązki. Obdarzył go też wolnością – najwspanialszym darem. Wolność zaś powoduje, że człowiek stał się osobą. Aby człowiek mógł się wykazać, musi być istotą wolną. Bez wolności człowiek byłby bytem zamkniętym w świecie przyrody. Byłby równocześnie bytem „wykończonym”, zdeterminowanym i poddanym wszystkim ograniczeniom życiowym, w tym konieczności śmierci. Determinizm jest zaprzeczeniem wolności, a w konsekwencji zaprzeczeniem odpowiedzialności, w dalszym ciągu zaprzeczeniem moralności. Powołani jesteśmy do wolności. Tylko nie bierzcie tej wolności za zachętę do hołdowania ciału, wręcz przeciwnie, miłością ożywieni służcie sobie wzajemnie. Bo całe Prawo wypełnia się w tym jednym nakazie: «Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego». A jeśli u was jeden drugiego kąsa i pożera, baczcie, byście się wzajemnie nie zjedli (Ga 5,13–15). Na przeszkodzie stoi konflikt, jaki istnieje między ciałem a duchem: ciało bowiem do czego innego dąży niż duch, a duch do czego innego niż ciało (Ga 5,17). Ta przeszkoda dana jest po to, aby człowiek mógł pokazać i udowodnić, że jest zdolny oderwać się od tego, co jest materialne. Materialne tzn. „skończone” i zwierzęce. W tym konflikcie jest oczywiście symbolika. Ciało samo w sobie nie jest złe. Chodzi tu o to, że należy rozróżniać to, co jest „skończone” (ciało) od „nieskończoności”, jakim jest duch. Ponieważ Bóg stworzył człowieka na życie wieczne, od niego zależy jak sobie to życie zorganizuje.

 

Wolność to przede wszystkim wolność wyboru (wolna wola), dzięki której człowiek może wybierać między dobrem a złem w znaczeniu moralnym. Nawet gotowość do samobójstwa czyni człowieka wolnym. Gdzie jest wolność, tam jest i odpowiedzialność, a gdzie jest odpowiedzialność, tam jest i wina. Bóg dał człowiekowi wolną wolę, ale pociągnęło to za sobą możliwość popełniania przez niego błędu (Kartezjusz 1596–1650).Wolność nie byłaby wolnością, gdyby nie mogła się opowiedzieć za Bogiem, bądź przeciw Bogu. Bóg nie ma władzy nad wolnością ludzką, pomaga jedynie woli człowieka dokonać właściwego wyboru, nie ponosząc odpowiedzialności za zło w świecie (Nikołaj Bierdiajew 1874–1948, filozof rosyjski). Niektórych wolność paraliżuje, gdy, w warunkach wolności, są zdani na własną odpowiedzialność. Lecz co to jest za wolność, skoro człowiek urodził się wolny, a wszędzie jest w kajdanach (J. J. Rousseau). Wypowiedź tę należy skomentować. Człowiek obwarowany jest wkoło prawami, przepisami, normami itd., ale jest wolny co do wyboru. Wolność przekracza wszelkie tendencje, skłonności, własny interes, egoizm; pokonuje ona wszystko, co mogłoby człowieka „uzależniać”. Jaśnieje ona wspaniałym blaskiem w wyrzeczeniu się samego siebie na korzyść bliźniego lub bliźnich. Jej hasłem jest składanie daru z samego siebie, a jej odznaką krzyż Chrystusa. W tym znaczeniu wolność jest walką. Wolność to miano wojny miłości (André Frossard). Wolność z jednej strony otwiera ku rzeczywistości – a równocześnie wiąże wewnętrzną zależnością. Jest to zależność od prawdy. Z działaniem zgodnie z prawdą wiąże się odpowiedzialność. Człowiek sam sobie jest zadany w swojej wolności. Właśnie w niej, na jej gruncie musi nieustannie „zdobywać siebie”, a tym samym królestwo Boże. Gwarantem ludzkiej wolności jest Bóg. Wolność mierzy się miarą miłości, jaką potrafimy z niej w sobie wykrzesać. Bóg tak bardzo szanuje wolność człowieka, że niejednokrotnie odstępuje od nakreślonych przez siebie zasad i norm. Zgadza się (wychodzi naprzeciw człowiekowi), gdy Izraelici chcą wybrać sobie króla (Saula), aby nad nimi panował. Nie podobało się Samuelowi to, że mówili: «Daj nam króla, aby nami rządził». Modlił się więc Samuel do Pana.  A Pan rzekł do Samuela: «Wysłuchaj głosu ludu we wszystkim, co mówi do ciebie, bo nie ciebie odrzucają, lecz Mnie odrzucają jako króla nad sobą (1 Sm 8,6–7).

 

61. Indyferentyzm religijny

61. Indyferentyzm religijny

 

 

Agnostycyzm (gr. agnostos – niepoznawalny), pogląd, według którego nigdy nikomu nie uda się dowieść istnienia lub nieistnienia Boga, bądź negujący całkowicie lub częściowo możliwość poznania bytu. Termin „agnostycyzm” wprowadził w 1863 r. Thomas Henry Huxley (1825–1895). Wyklucza możliwość poznawczą człowieka na polu „istoty” rzeczy jak i „istoty” związków przyczynowo-skutkowych. Agnostycyzm przybiera różne formy i nie wyklucza się wzajemnie z ateizmem lub teizmem. Agnostycyzm religijny to pogląd religijny, który w odróżnieniu od ateizmu nie twierdzi, że Boga nie ma. Twierdzi tylko, że nie wiadomo czy jest i w związku z tym jest to kwestia wiary, a nie poznania. Agnostycyzm religijny odrzuca wszelkie treści religijne, zawarte w tradycji i w świętych księgach, uważając, że ich wartość poznawcza jest zbliżona do baśni czy legend. Agnostycyzm poznawczy to pogląd filozoficzny polegający na przyjęciu niemożności pełnego, rozumowego lub empirycznego ustalenia prawdziwości kluczowych faktów z dziedziny teorii bytu, takich jak istnienie materii, Boga, czy nawet realności świata zewnętrznego. Agnostycyzm poznawczy w odróżnieniu od agnostycyzmu religijnego nie musi stać w ostrej sprzeczności z religiami – głosi tylko, że religie to kwestia pozarozumowej wiary.

 

Indyferentyzm to postawa zobojętnienia i braku zainteresowania wobec istotnych spraw społecznych (indyferentyzm społeczny), politycznych (indyferentyzm polityczny), moralnych (indyferentyzm moralny), religijnych (indyferentyzm religijny czyli apateizm). Przeważnie wiąże się z wewnętrzną pustką i utratą sensu życia. Obojętność religijna i rozwijająca się zindywidualizowana religijność stawiają Kościołowi większe wyzwanie niż ateizm wraz z jego zaprzeczeniem istnienia Bo­ga, stwierdziła Papieska Rada Kultury ze­brana na posiedzeniu plenarnym w Waty­kanie w dniach 11–13 marca 2004 r. Skrajna forma indyferentyzmu religijnego polega na zupełnym ignorowaniu Boga. Jeśli już „pozwala” Mu się istnieć, to w postaci nieokreślonego Absolutu, energii życiowej, siły wyższej, ducha nieosobowego, losu czy przeznaczenia. Indyferentyzm religijny nie jest tym samym co ateizm i bezpośrednie odrzucenie Boga. To raczej obojętność na Boga, która wynika ze zobojętnienia na samego siebie i na własny los. Jest rzeczą logiczną, że Bóg nie interesuje kogoś, dla kogo wszystko jest bez sensu. Bóg interesuje naprawdę tych, którzy pragną zrozumieć własną tajemnicę oraz odkryć sens własnego życia (ks. Marek Dziewiecki).

 

Ateizm mówi wprost: wiem, że Bóg nie istnieje. Negacja Boga, wyraża się przede wszystkim w odrzuceniu religii. Ateiści uważają, że rzeczywistość zmysłowa i empiryczna kończy się na sobie samej, wyczerpuje się w sobie, zmierza ku nicości. Pomimo dużej ilości przesłanek za istnieniem Boga, nie są one dla niektórych przekonywujące. Często, nie chodzi o dowody, ale o postawę niechęci wobec wiary. Ateizm nie wymaga żadnych argumentów, bo nieistnienie żadnych bogów jest dla niego oczywiste. Relacje mistyków, przeżyć ludzi, których odratowano po śmierci klinicznej, relacji o cudach itp. – wszystko to są dla ateistów źródła bałamutne. W Polsce pierwszy traktat ateistyczny De non existentia Dei napisał Kazimierz Łyszczyński, niestety spalony na stosie w Warszawie w 1689 r. Ateizm oficjalnie przyjmują partie socjalistyczne, komunistyczne i skrajnie liberalistyczne. Świat współczesny, ateistyczny podejmuje próby dawania sobie rady bez Boga.

 

          Już od Renesansu pojawiły się próby wyparcia religii z życia społecznego i zastąpienia jej naturalizmem, agnostycyzmem, niewiarą, indyferentyzmem. Dzisiejsze tendencje ateistyczne biorą swój początek od filozofów Oświecenia. Kształtuje się „irreligia” (nie-religijny, nie-sakralny). Od tego czasu starano się wyrugować Boga z życia człowieka. Według nich Bóg jako Istota nieracjonalna, a jedynie duchowa, nie nadążał za rozwojem  człowieka. Irreligia jest systemem odrzucającym wszelkie przejawy religijności i wrogość wobec religii. Należy zauważyć, że obecnie nabiera w kulturze światowej największego impetu. Religię traktuje się jedynie jako czynnik utrzymujący równowagę psychiczną w warunkach ograniczonego poczucia bezpieczeństwa w społeczeństwie, w którym doświadcza deficytu podstawowych dóbr (pożywienia, trwałego pokoju, czystej wody). Jest ona oparciem, terapią dla tych, którzy czują niepokój, niepewność losu i rozczarowanie.

          Bez Boga, człowiek jest istotą ciągle poszukującą. W głębi duszy tęskni za utraconym Rajem i za „pierwotną harmonią”. Końca znaleźć nie można, bo świat jest nieskończony. Niektórzy twierdzą, że bezsens świata jest inspiracją do tworzenia sobie nadziei, poprzez urealnianie istnienia Boga. Bóg został przez człowieka wymyślony, bo jest On człowiekowi potrzebny. Jednak, Bóg wymyślony miałby tylko mądrość ludzką. Tylko wierzący,  który otworzył się na Boga, może odczytać mądrość prawdziwego Boga. Negatywny stosunek do Boga przekłada się na negatywny obraz człowieka.

          Ateizm przybiera wiele form. Najczęściej jest to pogląd, że Bóg to idea „dobra”. Odmawia się Mu odrębnej osobowości i umieszcza we Wszechświecie (panteizm) w zasięgu ludzkiej inteligencji. Nic nie jest Bogiem, wszystko jest boskie. Można Boga negować, ale jest niemożliwe, żeby się Go pozbyć (André Frossard). Ateiści też wierzą, że Boga nie ma. Z moich obserwacji wynika, że ateiści z racji przyjętej postawy, są wyczuleni na etykę czasem bardziej, niż niejeden wierzący. Ze względu na swoją „samotność”, brak oparcia w Bogu, są osobami ostrożnymi w uczynkach, wyważeni, bez nienawiści. Być może, to oni są bliżej Boga, niż niejeden wierzący. Przykładem „złych” postaw osób deklarujących się jako katolicy są obecni niektórzy posłowie, czy też niektórzy zwolennicy znanego radia religijnego. Byłem i jestem gorącym przeciwnikiem byłego reżimu, ale wolałbym czasem porozmawiać z niejednym byłym „towarzyszem”, niż z nietolerancyjnym „świętoszkiem”. Polska się laicyzuje. Ludzie tracą wiarę, a wyznawcy Boga (politycy) publicznie się kłócą. Dzisiejsza polska scena polityczna jest dla mnie wielkim zaskoczeniem i napawa mnie ogromnym smutkiem. Brakuje autorytetów moralnych, wielkich mężów stanu. Na pewno są, ale trudno im się przebić ponad miernotę polityczną. Z krzyża naszego Pana czyni się narzędzie walki politycznej (partie chadeckie, Radio Maryja). Podział dóbr materialnych jest niesprawiedliwy. Panuje ogólne przyzwolenie władz na kominy płacowe.

 

Mądrość to umiejętność praktycznego wykorzystywania posiadanej wiedzy i doświadczenia. Jest to też zdolność do nacechowanego głębokim, emocjonalnym zaangażowaniem, działania zwiększającego w długiej perspektywie czasowej nie tylko dobro własne, ale też dobro ogólne. W tym sensie używa się tego terminu w takich zwrotach jak np. mądrość życiowa, czy mądrość rodzicielska. Mądrość to umiejętność oceniania spraw z jak najszerszej i możliwie jak najbardziej obiektywnej perspektywy, umiejętność panowania nad własnymi emocjami i popędami, posiadanie sprawnego mechanizmu psychicznego podejmowania decyzji. Mądrość nie jest tożsama z wiedzą.  Broda nie czyni filozofem, habit nie czyni mnicha (przysłowie). Mądrości nie można się nauczyć, mądrość się ma lub się jej nie ma. Mądrość można jednak osiągnąć przez głębokie przemiany wewnętrzne. One to powodują czasem całą przebudowę człowieka. Nawet w jednej chwili człowiek może doznać olśnienia. Definicja mądrości jest jednak w zasadzie niejasna. Brak odpowiedniej płaszczyzny odniesienia co do oceny mądrości. Nawet mądrość Boga jest przed człowiekiem ukryta, i przez to, jedynie częściowo może stanowić bazę odniesienia. Elokwencja jest przemawiającą mądrością (Cyceron). Mądrość to doskonałość duszy ludzkiej (Lucius Annaeus Seneka ok. 4 przed Chr.65)

 

Wiedza to ogół wiarygodnych informacji o rzeczywistości wraz z umiejętnością ich wykorzystywania. Różne są źródła wiedzy. Przede wszystkim źródłem wiedzy jest nauka, ale też i odbiór zmysłowy (obserwacja, zapach, słuch), literatura, własne doświadczenia, doznania. Wiedza może być teoretyczna i praktyczna (umiejętność). W filozofii zagadnienie wiedzy rozważa epistemologia. Ona to ujawnia też problem wiarygodności wiedzy posiadanej w umyśle z rzeczywistością. Rzeczywistość jako jedyne prawdziwe źródło wiedzy jest odbierana subiektywnie i z pewną dokładnością. Niektórzy proponują, aby słowo „wiedza” zastąpić słowem „tak mi się wydaje”. Wiedza więc zależy od zdolności, właściwości i predyspozycji odbierającego wiedzę. To oczywiście wprowadza pewną nieufność do przekazywanej wiedzy. Nie łudźmy się, do tej pory, tak naprawdę nie wiemy co to jest życie, śmierć, energia, materia. Ostatecznie wszystko zależy od sumień poszczególnych ludzi. Gdyby stworzyć nową etykę, opartą na dzisiejszej wiedzy (i niewiedzy), powinna ona raczej proponować zalecenia, a nie autorytatywnie się wypowiadać. Wszystko jest jeszcze tajemnicą, nawet sposób na życie. Św. Tomasz z Akwinu, jeden z największych umysłów i autorytetów średniowiecza pod koniec życia (1273 r.) stwierdził, że wszystko co napisał wydaje mu się „trywialne” i jest „jak słoma”.

          Bez Boga świat byłby żałosny, smutny i bez sensu. Owszem można sobie życie zapełnić wspaniałymi zdarzeniami (działania charytatywne, czynienie dobra), ale one mają dla niewierzącego charakter skończony. Ateista może być radosny, bo życie jest piękne. Dla niego jednak kiedyś, wszystko się skończy. Człowiek wierzący powinien być otwarty na nieskończoność, która daje siłę i ciągłą nadzieję. Gdy nie ma nadziei, nie ma i prawdziwej radości. Św. Tomasz z Akwinu twierdził, że można bez zastrzeżeń uznawać istnienie Boga (mieć pozytywną opinię na ten temat), a zarazem być człowiekiem niewierzącym. Czym innym jest uznawać prawdziwość zdania: „Bóg istnieje”, czymś zaś zupełnie innym jest wierzyć w Boga. Można mieć wiedzę, a nie być mądrym i odwrotnie. Ktoś, kto w coś wierzy, nie musi być zawsze gotowy odpowiedzieć na pytanie: „Dlaczego on w to wierzy?”; ale gdy coś wie, w takim razie trzeba odpowiedzieć na pytanie: „Jak on to wie?” (Ludwig Wittgenstein).

          Czy można uwierzyć, że suma mas dwóch protonów i dwóch neutronów tj. 4.0319 u (u=0,166 * 10-23 grama) jest większa od masy atomu helu 4.0015 u, który składa się z tych składników? Ten defekt  (niedobór – energia wiązania jądrowego) masy powoduje, że atom nie rozpada się. Nie dający temu wiary ustawia się na poboczach nauki.

          Czy można zrozumieć, że fale elektromagnetyczne rozchodzą się w próżni? Jeżeli nie ma środowiska nośnego, to co drga i faluje? Czy można wyobrazić sobie równocześnie dwojaką naturę światła (falową i korpuskularną), materii (korpuskularno-kwantową, falową)? Fale elektromagnetyczne przy wyższych częstotliwościach przypominają coraz bardziej zachowanie się cząstek. Co to jest foton? Co to jest masa? Zgodnie z modelem standardowym cząstki elementarne uzyskują masę poprzez oddziaływanie z polem, które wypełnia całą przestrzeń. Pole to na poczatku świata jednak nie było stabilne. Różne cząstki elementarne wchłonęły różne ilości pola Higgsa, co spowodowało powstanie różnych mas. Ciekawe, że niektóre cząstki, jak np. fotony pozostały bez masy; ale dlaczego elektrony w ogóle zdobyły jakąś masę – pozostaje tajemnicą i nikt jeszcze nie dał sensownego wyjaśnienia tego zjawiska.  Dzięki oddziaływaniu z polem Higgsa cząstki elementarne mają nabierać masy. Inaczej elektrony, kwarki, neutrina byłyby nieważkie jak kwanty świetlnego promieniowania. Pole kwantowe Higgsa powinno mieć swoją cząstkę – Higgsa (bozon). Obecnie trwają badania nad jej wykryciem w Wielkim Zderzaczu Hadronów, znajdującego się w CERNie pod Genewą. Dlaczego po Wielkim Wybuchu, gdy pole grawitacyjne osłabło, wszystkie cząstki (elektrony, mezony, neutrina oraz antycząstki), tego samego rodzaju, tworzyły się według tej samej reguły? Niezależnie w którym kierunku ulatywały, były takie same!   Jak zrozumieć niezwykłe właściwości wody w temp. 4 stopni? Dlaczego ciało w próżni wprawione w ruch, nieustannie porusza się? Jak ciała przekazują sobie informacje, że istnieją, aby się przyciągać?  Jak zdroworozsądkowo zrozumieć transformację Lorentza? Życie zaprzecza prawom przyrody (prawo entropii). Wszystkie te dziwy przyrody przyjmujemy z pokorą, nie znając ich dogłębnej istoty.

          Wiele osób, etycznie poprawnych, ma dylemat wiary. Objawienie ich nie przekonuje. Brakuje im dowodów namacalnych. Dziwią się, dlaczego Bóg, tak po prostu, nie ujawni się. Dlaczego to wszystko jest takie irracjonalne, okryte tajemnicą? Dlaczego ciągle zmuszeni jesteśmy szukać Go, pielęgnować, modlić się?    Dokądże, Panie, wzywać Cię będę –  a Ty nie wysłuchujesz? Wołać będę ku Tobie: Krzywda [mi się dzieje]! –  a Ty nie pomagasz? Czemu każesz mi patrzeć na nieprawość i na zło spoglądasz bezczynnie? Oto ucisk i przemoc przede mną,  powstają spory, wybuchają waśnie (Ha 1,2–3). Dlaczego trzeba Go ciągle adorować?

          Są osoby, które uznają Boga, lecz nie ma to żadnego wpływu na ich życie i moralność: Twierdzą, że znają Boga, uczynkami zaś temu przeczą, będąc ludźmi obrzydliwymi, zbuntowanymi i niezdolnymi do żadnego dobrego czynu (Tt 1,16). Pojęcie religijności jest w pewnym sensie zamazane. Sam człowiek, i to przez całe życie, zadaje sobie pytanie na ile jest, czy nie jest religijny. Nie należy przykładać człowiekowi etykiet: ateista, bezbożnik, niewierzący, czy odwrotnie: dewot, fanatyk, święty, bo to jest mylące i najczęściej mija się z prawdą. Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni (Mt 7,1). Ostateczny sąd o tym, kto z nas jest lepszy, a kto gorszy zostawmy Bogu. Religijność człowieka jest jego tajemnicą, nawet dla niego samego. Człowiek niereligijny może w jednym momencie stać się człowiekiem religijnym, jak np. francuski dziennikarz, przyjaciel papieża Jana Pawła II André Frossard.

          Pomimo tylu nauk, brak właściwej nauki dla antropologii ogólnej (nauki o człowieku) jak i dla prozopologii (nauki o osobowości człowieka). Być może, ówczesny system personalizmu wypracuje właściwe metody badawcze jako, że człowiek jest podstawowym kluczem wszelkiej rzeczywistości. Szkoda, że człowiek nie może wyjść na zewnątrz i spojrzeć na siebie z odpowiedniego dystansu. Pewien obraz otrzymaliśmy z Objawienia Bożego zstępującego oraz Jezusa Chrystusa, który objawił pełnię człowieka:  Jezus […] wszystkich znał i nie potrzebował niczyjego świadectwa o człowieku. Sam bowiem wiedział, co w człowieku się kryje (J 2,24–25). Objawienie Boga jest odbierane na sposób ludzki i dlatego wymaga jeszcze naszej refleksji.

 

Prawda jest cechą wypowiadanych zdań określająca ich zgodność z rzeczywistością. W mowie potocznej oraz w logice tradycyjnej prawda to stwierdzenie czegoś, co miało faktycznie miejsce lub stwierdzenie nie występowania czegoś, co faktycznie nie miało miejsca. Problemem zdefiniowania tego pojęcia zajmowali się filozofowie od starożytności. Klasyczna definicja prawdy pochodzi od Arystotelesa i jest to zgodność sądów z rzeczywistym stanem rzeczy, którego ten sąd dotyczy. Źródłem prawdy jest rzeczywistość. Znane są słowa (pełne refleksji) namiestnika rzymskiego Piłata skierowane do Jezusa podczas Jego procesu w Jerozolimie:  Cóż to jest prawda? (J 18,38). To pytanie jest głęboko filozoficzne i refleksyjne. Prawda jest jedna, ale odczytywanie tej samej prawdy może się różnić. Niejednokrotnie nie da się jej wyrazić słowami. Żadna teoria nie pokrywa się całkowicie z rzeczywistością (Anthony de Mello). W człowieku zakorzenione jest w sercu pragnienie prawdy. Każdy człowiek zadaje sobie fundamentalne pytania egzystencjalne i szuka własnych odpowiedzi. Nie zawsze rezultaty przemyśleń są trafne, ale dowodzą, że człowiek jest zdolny do dotarcia do prawdy. Paradoksem jest, że hipotezy okazują się prawdami, a wartości doświadczalne nieraz tylko prawdami subiektywnymi. Poznajemy „nie rzecz samą w sobie”, ale „rzecz jak się nam jawi” (E. Kant). Przez interpretację impulsów (bodźców), jakie dochodzą do człowieka, świat jest odbierany, interpretowany i zapamiętywany przez rozum. W zależności od zdolności, inteligencji, umiejętności abstrakcyjnego myślenia, człowiek inaczej interpretuje podobne zdarzenia, bo mózg przez lata się doskonali (zwiększa się inteligencja). Każdy człowiek ma w mózgu własną bibliotekę zapamiętanych zdarzeń i pojęć. Na podstawie już zapamiętanych procedur łatwiej może odbierać nowe impulsy i kojarzyć zdarzenia. Pismo święte zapewnia:  nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha (Mk 4,21–23). Można by powiedzieć, że jest to tylko kwestia czasu. W nadziei jesteśmy pozostawieni, że kiedyś poznamy wszystkie (poza istotą Stwórcy) prawdy. I poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli (J 8,32). Wyzwoli nas z naiwności, ignorancji i bezmyślności. Prawda jest podstawowym warunkiem wolności człowieka. Trzeba przyznać, że chrześcijaństwo od początku głosi prawo do poznania prawdy. Ponieważ prawda jest jedna, musi istnieć jeden Bóg i odwrotnie, jeżeli Bóg jest jeden, może być tylko jedna Prawda Boża. Pewne prawdy jakoś nie mijają, powracają do ludzi wciąż (Jan Paweł II). Kto ucieka od prawdy nie może prawdziwie kochać, gdyż nie ma innej miłości niż ta, która jest prawdziwa.

          Zauważam, że gdy człowiek spotyka się ze zjawiskami niezrozumiałymi ma tendencję do tworzenia modeli tych zjawisk o równie zawiłych założeniach. Wraz z upływem czasu, mają one tendencje do rozbudowy i dalszego komplikowania. Co ciekawe, modele te, przez lata są uznawane za wystarczające, aż przychodzi moment, gdy ulegają dezaktualizacji. Wydaje mi się czasem, że prawda jest o wiele prostsza. Czasem bywa tak, że prawdę wyczuwamy, ale nie potrafimy ją ująć ludzkim językiem: Jeżeli nikt mnie o to nie pyta, wiem. Jeżeli pytającemu usiłuję wytłumaczyć, nie wiem (św. Augustyn z Hippony 354–430).

          Ateiści odrzucają wypowiedzi największych autorytetów światowych. Ich racje religijne nie są przyjmowane. Potępiają, czego nie rozumieją (Kwintylian ok. 35 – ok. 95). Więcej może osioł zaprzeczyć, niż filozof udowodnić (przysłowie). Jeżeli odrzucane są podstawy dysputy, a mowa jest o kwestiach drugorzędnych, należy taką rozmowę zawiesić. André Frossard mówił tak: nie mam nic cenniejszego do przekazania, jak tylko to: poza światem, który nas otacza i której cząstką jesteśmy, odsłania się inna rzeczywistość, nieskończenie bardziej konkretna niż ta, w której na ogół pokładamy ufność. Jest ona ostateczną rzeczywistością, wobec której nie ma już pytań.

          Dzisiejsza nauka teologiczna bardziej zajmuje się analizą skrypturystyczną niż właściwą egzegezą biblijną. Należy wrócić do źródeł. Na bazie dzisiejszej wiedzy należy od nowa odczytać przesłanie Boże. Nie można ludzi straszyć, ani Bogiem, ani piekłem. Bóg nie jest taki straszny (tytuł drugiej mojej książki). Piekło nie jest karą Bożą – jest wolnym odwróceniem się od Boga. Bóg nikogo i nigdy nie karze, nie zabija ani nie zamierza wprowadzać antagonizmów między ludźmi (np. Mdr 1,13; Rz 10,12n; Ef 2,14). Sam Kościół głosi: Bóg za dobro wynagradza, a za zło karze. Słowa te nie mówią prawdy. Jeżeli Bóg stworzył człowieka wolnym, to znaczy, że zezwolił, aby człowiek odwrócił się od Niego. Prawa religijne nie są narzucane, lecz przekazane do dobrowolnego przyjęcia. Bliżej prawdy są słowa:  jak Bóg chce kogoś ukarać, odbiera mu rozum (porzekadło). Grzesznik osłabia swoją relację z Bogiem, niejako osłabia łaskę jaką otrzymał od Niego. Brak łaski obniża siłę rozumu (odbiera mu rozum). Ostatecznie człowiek karze się sam. Sensem świata i życia ludzkiego jest „Miłość”. Nie trzeba wielkich i mądrych słów ani naukowych badań, aby zrozumieć i przyjąć wiarę. Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom  (Mt 11,25; Łk 10,21).

          Pochodzenie człowieka od Boga zapewniało człowiekowi pewną świętość i nietykalność. To chroniło go od manipulowania genetycznego. Jeżeli zaprzecza się temu pochodzeniu, cóż może powstrzymać ludzi od eksperymentów na bazie komórek, kodu genetycznego DNA, ewolucji sterowanej. Ateiści nie mają hamulca moralnego, nie uznają świętości. Wszystko jest skupiskiem cząsteczek przypadkowo nazwane istotą ludzką.  Już teraz zamraża się człowieka w stanie embrionalnym albo się go zabija – z aprobatą prawa. Już teraz zdarza się, że wyznacza się człowiekowi dwie matki: jedną, w której jest poczęty, i drugą, która go nosi. Nikt nie troszczy się o ów tajemniczy dialog matki z dzieckiem w matczynym łonie, […] Podjęto już próbę przeszczepienia serca małpy niemowlęciu, wskutek tego zmarło. Istnieje milcząca zgoda na wykorzystanie w tym celu innego zwierzęcia. Już obecnie przeszczepia się ludzkie komórki myszom (André Frossard). Często spotyka się opinie skrajnie redukcjonistyczne (upraszczające), że: człowiek to małpa uczłowieczona przez pracę (F. Engels),  zwierzę tworzące narzędzia (B. Franklin), zwierzę mający chód wyprostowany (F. Herder), zwierzę zduszające z bólem popędy (Z. Freud), zwierzę okłamujące samo siebie (P. Ernst), odbicie strukturalne nieświadomości społecznej (C. Lévi-Strauss), egzystencja, która pragnie stać się Bogiem (J.P. Sarte), istota odnajdująca siebie w przemocy krwi (F. Nietzche), świadome bycie ku śmierci (M. Heidegger), istota najwyższej seksualności i zboczeń (A. Moravia, J. Genêt).

          Każdy człowiek jest ontycznie do siebie podobny. Jednak osoba religijna różni się od osoby niewierzącej pewnym „metabolizmem duchowym”, który uzewnętrznia się w jej życiu, w zachowaniu i sposobie myślenia. Nie zawsze człowiek zdaje sobie z tego sprawę. Czasami, gdy odkryje w sobie świat ducha wszystko nabiera innego wymiaru. Świat ociepla się dookoła i człowieka porywa jego urok. Człowiek ukierunkowuje się ku Absolutowi, przy tym odczuwa radość, spełnienie i miłość.

          Człowiek jest bardzo związany z pojęciem Boga. Gdy jest On odrzucany, nie można, tak naprawdę, niczym zapełnić pustki jaka po Nim pozostaje. Człowiek bez Boga nie jest tym, kim powinien być. Jest duchowym inwalidą, postacią niespełnioną. Ni to człowiek, ni to zwierzę (istota człekokształtna).

60. Ateizm, niewiara

60. Ateizm, niewiara

 

Ateizm jest też aktem wiary, wiary w nicość.

Adamie, gdzie jesteś? (Rdz 3,9).

 

          Każdy człowiek na określonym etapie rozwoju staje w obliczu problemu wiary i Istoty Najwyższej. Jeżeli afirmuje przestrzeń transcendencji, to rozpoczyna się w nim osobista „teologia”, czyli żywa idea Boga i patrzenie na rzeczywistość pod kątem tej idei. Naturalnym dążeniem i pragnieniem człowieka jest  widzenie (doświadczanie) Boga (desiderium naturale). Bezpośredniego oglądu Boga nie da się osiągnąć przyrodzonymi siłami ludzkiej natury. Odrzucając istnienie Boga, człowiek ustawia się na pewną anonimowość rzeczywistości. Wszystko staje się obce, nieznane, dzikie i demoniczne. W materii upatruje się ostateczny składnik wszystkiego. Materia staje się głównym celem życia. Wszystko można wytłumaczyć za pomocą mechaniki, a nawet możliwa jest redukcja kategorii etycznych (J. Bentham) i estetycznych do pojęć mechaniki; L. Boltzmann był przekonany, że genezę pojęcia piękna można wyjaśnić mechanicznie.

          Zasada nieoznaczoności Wernera Heisenberga (1901–1976) odkryta w 1927 roku w zasadzie zniszczyła całą ideę świata mechanistycznego. Sprzeczności między mechaniką klasyczną i elektrodynamiką Maxwella doprowadziły do ukonstytuowania się mechaniki relatywistycznej. Mechanika newtonowska stała się teorią przybliżoną, słuszną jedynie w zakresie prędkości dużo mniejszych od prędkości światła. Odkrycia XX wieku ujawniły granicę poznania ludzkiego za pomocą dotychczasowych pojęć. Mechanika kwantowa jest odbiciem probabilistycznej natury samego wszechświata  i nie może być uznana za epifenomen (fenomen wtórny, zjawisko współwystępujące ze zjawiskiem podstawowym) deterministycznej struktury świata.

          Rzeczy stworzone trudno jest pojąć bez Stwórcy. Człowiek odchodzący od Boga staje się zależny od wartości względnych, a więc w jakimś stopniu wyalienowany. Bez modlitwy, myśli wyłącznie nastawione są na sprawy tego świata, które są przemijające. W jakimś sensie taki człowiek zmierza do samolubnej doskonałości,  staje się dla siebie Bogiem (indywidualizm). Jest przekonany, że i bez Boga, sam odróżni dobro od zła.  Innym zjawiskiem jest dysonans poznawczy, który wywołuje stan przykrego napięcia emocjonalnego między wierzącymi, a niewierzącymi. Nie należy więc wywoływać żadnych presji, negacji, ani stosować przymusu do wiary. Należy uszanować poglądy innych, zwłaszcza tych, którzy nie mają poparcia w grupie i występują samodzielnie. Dysonans poznawczy jest też motorem do dalszych badań i nowych dociekań teologicznych. Dysputy teologiczne, spory wpłynęły na rozwój teologii. Kto dysputuje, odróżnia prawdę od kłamstwa (św. Augustyn).

          Powodów odrzucenia Boga jest wiele. Krytyka religii zmierza do tego, by człowiek stał się dla siebie bytem najwyższym. […] Krytyka religii pozbawia człowieka iluzji, aby myślał, działał, kształtował swoją rzeczywistość jako człowiek rozumny, aby krążył wokół siebie, wokół swego prawdziwego słońca (K. Marks).  Akceptacja i poznanie Boga jest niezbadaną tajemnicą między osobą a Kimś, kto poznany, określa tę osobę. Wiara zależy od osoby, jej wolności i dojrzałości religijnej. Można też odrzucić lub przerwać pewną płynność tradycji religijnej, którą się otrzymuje od rodziców. Nie znaleziono na świecie ani jednego języka, w którym nie było by odpowiednika słowa „Bóg”. Każde człowiek zapoznaje się z tym pojęciem. Człowiek już z natury jest istotą religijną (por KKK[1] 44, PDV[2] 45). Aby zostać ateistą, trzeba dokonać aktu odrzucającego Boga. Wojujący ateiści (ateusze) często odsuwają dzieci i młodzież od przekazu religijnego. Podobnie czynią to ośrodki ateistyczne w środkach masowego przekazu. Jan Paweł II powiedział: ileż to młodych sądzi, że stają się wolni, ponieważ nie ulegają autorytetowi rodziców i wychowawców, podczas gdy nie zdają sobie sprawy, że stali się biernymi niewolnikami opinii byle jakiej grupy. Rozwój nauk przyrodniczych przekazywanych wyłącznie w sposób materialistyczny powodują rugowanie Boga. Dawniejsza umysłowość ludzi wykształconych była bardziej metafizyczna i duchowa, dzisiejsza jest bardziej empiryczna i materialna. W pierwszej mojej książce Rzeczywistość w świetle nauki filozofii i wiary próbuję wykazać spójność, jaka zachodzi między wiarą a nauką, i że nie istnieje żadna sprzeczność między prawdą naturalną a objawioną. Dawniej człowiek żył na łonie natury, dzięki której lepiej „czuł” Stwórcę, Opatrzność. Dzisiaj, w dobie rozwoju techniki, człowiekowi wydaje się, że jest niezależnym i jedynym „stwórcą” i panem wszystkiego.  Dzisiaj uważa się, że Bóg nie interweniuje w bieżące trudy i nieszczęścia ludzkie. Wydaje się więc, że Boga nie ma. Istnieje jedynie idea czegoś („Dobra”) doskonałego i nieskończonego bez istnienia podmiotu. Ludzie tracą Boga i odchodzą od Kościoła, ponieważ nie mówi się o Nim, tylko przekazuje się Jego karykaturę. Przekaz katechetyczny jest nie na miarę dzisiejszych oczekiwań i potrzeb. Kościół w pewnym sensie chlubi się, że jest odporny na szybkie zmiany: kościelne młyny wolno mielą. Dzisiaj to totalny błąd. Postęp nauki i techniki rozwija się w postępie geometrycznym, a nie arytmetycznym. Przytoczę tu piękne, aczkolwiek złowrogie słowa ks. prof. J. Kudasiewicza: «miałeś, chamie, złoty róg. Miałeś, Kościele polski, złoty róg! Miałeś, księże, złoty róg»! Módlmy się, żeby nam nie «ostał się ino sznur». […] Takim powinno być nowe „Wesele”, żeby mogło rozbić zamarznięte morze naszego polskiego chrześcijaństwa. Kościół będzie musiał dokonać skoku jakościowego, aby dopędzić uciekający go świat. Co dzień Kościół traci wiarygodność i wiernych. Moje pisarstwo jest „krzykiem” i nawoływaniem do sumienia kościoła instytucjonalnego: Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, Dla Niego prostujcie ścieżki (Mk 1,3). Jak głosił Jan XXIII: aggiornamento (odnowa),  potrzebne jest dostosowanie się Kościoła do aktualnych potrzeb. Stare prawdy należy podawać w nowy sposób.  Ja nie tylko nawołuję do zmian katechizacji, ale podaję sposób przekazu religijnego. Boże spraw, aby głos mój był usłyszany! Voltaire’owi (1694–1778) przypisuje się słynne słowa o wolności wypowiedzi: nie zgadzam się z tym, co mówisz, ale oddam życie, abyś miał prawo to powiedzieć. Bóg nie zagraża poczuciu wolności. Grzeszność ludzką wziął na siebie Chrystus. Trzeba tylko otworzyć się na Stwórcę, samemu doświadczyć Boga i Mu zaufać. Czy to takie trudne?

          Mówi się, że sekularyzm (zeświecczenie) wdziera się szeroko do kościołów i wspólnot wyznaniowych, zwłaszcza do protestantyzmu i anglikanizmu. Świat współczesny, w którym żyjemy, staje się pustynią bez Boga. Sekularyzm coraz bardziej konsekwentnie ruguje imię Boga ze wszystkich dziedzin życia. Tak, to prawda, ale wiedząc o tym, należy temu przeciwdziałać. Działanie to nie powinno odbywać się na zasadzie akcji i reakcji, ale na podnoszeniu i przywróceniu godności Kościoła. Nawet Żydzi bardziej ufają Talmudowi (księga ludzka) niż Torze (księga objawiona). Bóg jest coraz bardziej odsuwany.

           Współczesna myśl chrześcijańska w sytuacji sekularyzmu zaczyna cierpieć na jakąś desperację intelektualną i lęk przed naukami świeckimi, jakby przed „rozumem świeckim”. Grzeszy tym szczególnie także w teologii katolickiej, szerzący się coraz bardziej kenotyzm teologiczny, czyli obrona prawd religijnych przez absurdalność[3].

          Dawid Hume (1711–1776) uznawał, że Bóg jest jedynie konstrukcją umysłu ludzkiego na podobieństwo „hipotezy religijnej”. Uważał on, że skoro istnienie Boga przyjmujemy na wiarę, to dokładnie tak samo musimy w gruncie rzeczy zrobić z materią. Dane są nam tylko dochodzące do nas bodźce oraz własne myśli – cała reszta jest spekulacją. Religia bez nauki byłaby ślepa, nauka bez religii byłaby kulawa (Albert Einstein 1879–1955).

          Leonhard Euler (1707–1783)  największy matematyk XVIII wieku, napisał książkę: O prawdzie objawienia boskiego przeciw zaczepkom wolnodumców. 

          Emmanuel Kant (1724–1804) wykluczył możliwość realnego i obiektywnego poznania Boga. Poznany choć trochę, nie byłby Bogiem.

          Dla niemieckiego idealizmu (Fichte, Schelling, Hegel) Bóg jest ideą, duchem, myślącym podmiotem, a przede wszystkim samostwarzającym się absolutem. Uniwersalne pojęcie bytu skłania idealistów do panteizmu logicznego. G. Hegel (1770–1831), co prawda odżegnywał się od ateizmu, ale jego filozofia przygotowywała grunt do pojawienia się tzw. teologii śmierci Boga.

          W okresie pozytywistycznym uważano Boga za kreację zbędną, wręcz szkodliwą dla rozwoju ludzkiego (Ludwig Feuerbach 1804–1872). L. Feuerbach twierdził, że: człowiek jest tym, co zje. Klasyczny Bóg powinien umrzeć (Fryderyk Nietzsche 1844–1900). Fryderyk Nietzsche był fanatycznym krytykiem chrześcijaństwa, a mimo to, w jego opracowaniach wyczuwa się ogromną tęsknotę za Stwórcą. Czuł, że ateizm zmierza do nicości.

          Alfred North Whitehead (1861–1947) uważał, że Bóg jest „procesem samorozwoju”, bez początku i bez końca. W sumie koncepcja fantastyczna.

          Jean-Paul Charles Aymard Sartre (1905–1980) czołowy przedstawicielem egzystencjalizmu ateistycznego (pod koniec życia odszedł od egzystencjalizmu i rozwinął własną wersję socjologii marksistowskiej), a priori odrzucał Boga. Według niego, człowiek czuje się obco w świecie, który nie ma sensu. Uważał on, że jeżeli Bóg istnieje, to człowiek jest nicością. Poczucie, że człowiek jest obcy w świecie, pociąga za sobą uczucie rozpaczy. Człowiek ponosi pełną odpowiedzialność za własne czyny, co może w nim wywoływać poczucie samotności, zagubienia i zagrożenia w świecie, lęku przed śmiercią. Czyniłem gesty miłości, ale miłość nie przyszła (Diabeł i Pan Bóg). W jednej z pierwszych jego biografii pośmiertnych pojawiła się informacja o przystąpieniu przez niego tuż przed śmiercią do sakramentu pokuty i pojednania. W kolejnym jej wydaniu informacji tej już nie zamieszczono.

          Niewiara jest tak samo niewytłumaczalna jak wiara. Pozostaje ona osobistą tajemnicą każdego człowieka. Wiara czy niewiara poddana jest pełnej wolności człowieka, jego dojrzałości i subtelności. Jeżeli pierwiastek duchowy zostanie odrzucony, to znaczy, że istotę ludzką traktuje się wyłącznie jako ewolucyjny produkt materii ożywionej. Odrzucając pierwiastek boski w człowieku, przyjmuje się postawę racjonalistyczną i materialistyczną. Metafizykę traktuje się jedynie jako pojęcie abstrakcyjne nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. Słowo „człowiek”, znaczy tyle samo, co istota człekokształtna i nic więcej. Człowiek to tylko zwierzę rozumne (animal rationale). Ma ono te same potrzeby fizjologiczne i funkcje życiowe co inne zwierzęta. Przy odrzuceniu praw naturalnych, trudno mówić o moralności, a tym samym o grzeszności. Bez wymiaru moralnego nie ma człowieczeństwa, nie ma bytu osobowego. Jeżeli Boga nie ma, wszystko wolno (Fiodor Dostojewski).

          Boga nikt nigdy nie widział (J 1,18). Strach pierwszy na świecie stworzył bogów (sentencja z epopei rzymskiego poety Publiusza Stacjusza ok. 45–96). Z braku wyboru, człowiek musi postawić wyłącznie na człowieka. Przeznaczenie człowieka powierzono jemu samemu (Sartre). Wszystko należy rozpatrywać względem człowieka. Człowiek jest panem wszystkiego, ale jest też odpowiedzialny, nie tylko za siebie, ale za cały świat. Człowiek jako najwyższa istota musi sama rozwiązywać wszystkie problemy świata. Jego „zbawienie” zależy od człowieka (marksistowska wizja historii). Ponieważ jest to bardzo odpowiedzialna sprawa, istoty o naturze przywódczej, niekoniecznie mądrzejsze, muszą kontrolować działania innych. Strach przed działaniem nieodpowiedzialnym powoduje, że człowiek chroniąc się, narzuca restrykcyjne prawa. To powoduje, że wolność osobista człowieka coraz bardziej staje się ograniczona. 



[1] KKK – Katechizm Kościoła Katolickiego, Pallotinum, Poznań 1994 r.

[2] PDV  – Jan Paweł II, Adhortacja „Patores dabo vobis” Dam wam pasterzy, Rzym 1992.

[3]  Szkice do systemu personalizmu, Ks. Czesław Stanisław Bartnik, KUL Lublin 2006, s. 31.

59. Metafizyka

59. Metafizyka

 

 

          Metafizyka to dziedzina wiedzy zajmująca się tym, co nie można zaliczyć do zjawisk fizycznych i nie dające opisywać się w sposób naukowy. Pojęcie to używa się do rozważań na temat pochodzenia bytów, ich własności, istoty, ostatecznych przyczyn i zjawisk nie dających się ujmować algorytmicznie. W zasięgu jej badań jest rzeczywistość (transcendentna) inna niż rzeczywistość, w której żyje człowiek. Z rzeczywistością realną kojarzy się przestrzeń, w której odbywają się procesy przyrodnicze. Rzeczywistość transcendentna to w innym rozumieniu przestrzeń, w której odbywają się zjawiska duchowe.

          Można zastanawiać się, czy rzeczywistość transcendentna realnie istnieje, ale bezsporne jest istnienie: uczucia, wiary, sumienia, szczęścia, smutku, natchnienia itp. Te pojęcia są nieuchwytne i trudne do opisywania przez mechanistyczną rzeczywistość realną, w której prawie wszystko można ująć wzorem matematycznym czy zapisem logicznym. Skoro powyższe zjawiska (imponderabilia) występują, trzeba je w jakiś sposób umiejscowić. Czy są to tylko pojęcia abstrakcyjne (np. miłość), czy istnieją naprawdę? Można takie pytanie zadać osobie zakochanej. Swojej miłości będzie bronił zażarcie i zapewniał o jej prawdziwości.

         Metafizyka mówi więc o istnieniu czegoś, co jest, ale jest nieuchwytne. Pewną analogią jest powietrze. Jest, ale go nie widać.

          Co można wiemy o metafizyce? Przede wszystkim nie ma w sobie nic z substratu materialnego i świata realnego. Nie podlega ewolucji. Odczuwa się w niej pewne stałe reguły działania.

          Dla ateistów to pojęcie bez sensu. Stwarza pozory wiedzy i tworzy urojony świat Boga. Dla wierzących metafizyka jest kluczem do zrozumienia Świata, życia, wieczności.

          Poniżej omawiam niektóre pojęcia, które swoje korzenie mają w rzeczywistości transcendentnej.

          

Sumienie (serce w ST, wnętrze) jest najtajniejszym ośrodkiem i sanktuarium człowieka, gdzie przebywa on sam z Bogiem, którego głos rozbrzmiewa w jego wnętrzu (KDK 16). Jest to zdolność pozwalająca człowiekowi ujmować swoje postępowanie i innych ludzi pod kątem moralnym i odpowiednio je oceniać. To głos wewnętrzny i wezwanie siebie samego do czynienia dobra. Dla Martina Heideggera, egzystencjalisty to fenomen egzystencji. Sumienie nie tworzy prawa moralnego, ale je odczytuje: w głębi sumienia człowiek odkrywa prawo, którego sam sobie nie nakłada, lecz któremu winien być posłuszny  (KKK 1776).  Pojęcia „dobra” i „zła” nie do końca są jasne. Sumienie spełnia wielorakie funkcje w odniesieniu do człowieka, oskarża go, przestrzega, nagradza, jest światłem i drogowskazem w życiu. Człowiek ma obowiązek zapoznać się z normą etyczną i w swoim sumieniu uznać ją albo odrzucić. Jeżeli odrzuca prawo moralne, najczęściej pojawiają się tzw. „wyrzuty sumienia”. Prawdą jest, że ludzie, żyjący w głębokiej zażyłości z Bogiem posiadają w sobie to niezwykłe „światło” i w każdej sytuacji potrafią dobrze, z etycznego punktu widzenia, ocenić rzeczywistość. Sumienie kieruje się różnymi kryteriami, zależnymi od sposobu wychowania, miejsca przebywania, otoczenia społecznego, zasad moralnych, jakie te wszystkie czynniki w nas wytworzyły. Głos sumienia uwrażliwia i orientuje człowieka na dobro. Sumienie jest to coś, co odróżnia człowieka od innych stworzeń. Po złym uczynku sumienie staje się krzykiem i bólem duszy wobec czynu, które niszczy osobę. Według Sokratesa sumienie to wewnętrzny głos ostrzegawczy (daimonion), powstrzymujący człowieka od popełnienia zła. Bez poznania wiedzy nie ma kształtowania sumienia (Friedrich Heer 1916–1983). Sumienie jest etyczną miarą ludzkich czynów. To rozmowa z Bogiem. Anna zaś mówiła tylko w głębi swego serca, poruszała wargami, lecz głosu nie było słychać (1 Sm 1,13). Modli się ona w głębi serca i w ten sposób wchodzi w bezpośredni, osobowy kontakt z Bogiem. W sumieniu odczytuje się naturalne prawo Boże oraz  rozgrywa się przymierze z Bogiem. Bóg nie jest bezduszną mocą, lecz Osobą, z którą człowiek nawiązuje relacje personalne. Dla niektórych, Bóg jest wręcz Oblubieńcem jak w małżeństwie. Główną podstawą jest wzajemna wierność. Bóg nie może nikogo zwodzić ze względu na swoją doskonałość (moralną). Człowiek czuje się dobrze, wiedząc, że jest ktoś, komu można zaufać, powierzyć swoje sprawy. W zamian wsłuchuje się w Boże imperatywy i chce jak najlepiej wypełnić dane Bogu obietnice. Ta komunia człowieka z Bogiem, już tu na Ziemi, jest zwiastunem komunii wiecznej. Sumienie można uśpić, ale czasem wraca jeszcze bardziej aktywniej. Wobec sumienia jesteśmy nadzy. To ono obnaża nasze myśli. W sumieniu jesteśmy sobą. Aby być zdolnym do dokonania wyboru, człowiek musi być wolny. Nie należy posługiwać się pojęciem szatana do swoich wyrzutów sumienia. Każdy osobiście odpowiada za swoje uczynki. Sumienie może się zdeprawować i może nie być zdolne do oceny, co jest dobre, a co złe. Sumienie miał czyste. Nieużywane (Stanisław Jerzy Lec 1909–1966). Niejednokrotnie ludzie obciążają swoje własne sumienia chroniąc niesłusznie innych (np. rodzice wobec własnych dzieci). Biorą na siebie winy własnych dzieci, chronią je przez swoją nadopiekuńczość i miłość. Ocena moralna czynów nie jest jednoznaczna. Zależy ona od wielu czynników. Badania na temat grzeszności doktora Wojciecha Pawlika, socjologa moralności z Uniwersytetu Warszawskiego, nie pozostawiają złudzeń: z sumieniem Polaków dzieje się coś bardzo dziwnego. Podczas spowiedzi niewiele mamy sobie do zarzucenia. Wiele grzechów pomijamy, bo nie traktujemy ich jako łamania boskich przykazań. Za to oskarżamy się o złe emocje, które grzechem wcale nie są. Posiadanie  wady jest tylko skłonnością do grzechu. Ludzkie predyspozycje nie muszą być źródłem grzechu. Ważną rzeczą jest aby, gdy ma się problem z oceną czynu, zawierzyć to Duchowi Świętemu (Bogu) i Jemu w modlitwie powierzyć własny problem. Zapewniam, że skutkuje. Cel uświęca środki tylko wtedy, gdy środki użyte są z natury dobre. Uważam, że najważniejszy jest konfesjonał ludzkiego serca. Tam się odbywa intymne spotkanie Boga z człowiekiem. W ludzkim  sercu jest pierwsze i najważniejsze miejsce nawrócenia (Marta Złotnicka). Czystość serca otwiera nas na głębsze widzenie rzeczywistości: Przystąpcie bliżej do Boga, to i On zbliży się do was (Jk 4,8). Do nawrócenia potrzebna jest nam łaska Boga. Bóg daje ją wszystkim. Człowiek może z tej łaski skorzystać lub nie.

 

Prawo naturalne zespół zasad, które otrzymuje człowiek od Stwórcy od urodzenia. Są one umieszczone w „sercu” człowieka. Prawo naturalne jest drogowskazem życia etycznego. Trzeba zaznaczyć, że dla wierzących te zasady wypływają dla człowieka z jego natury jako istoty stworzonej: na obraz Boży go stworzył (Rdz 1,27). Prawo naturalne jest trwałe i nie zmienia się pośród zmian historycznych, zmieniających się poglądów i obyczajów. Prawa tego nie można człowiekowi odebrać, bo oparte zostało na jego naturze. Broni ono ludzkiej godności, określa fundamentalne prawa i obowiązki człowieka. Jako najważniejsze prawa to prawo do życia, pracy, własności, samoposiadania. Człowiek ma również wrodzony zmysł religijny, który polega na otwarciu się na to, co absolutne i wieczne (transcendentne). Dla ateistów bardzo łatwo jest dyskryminować prawo naturalne przy każdej okazji nowych odkryć. Dla nich człowiek staje się przez to coraz bardziej wolny. Brak odniesień do wyższych wartości powoduje znoszenie dotychczasowych barier moralnych, a to jest niebezpieczne. Prawo naturalne opiera się na tym, że nie można oddzielać od siebie Boga i człowieka. Brak tego, prowadzi do działań samowoli, badań nieetycznych, zaspakajania ludzkich potrzeb za wszelką cenę. Narodziny człowieka mają początek w Bogu. Każde przerwanie ciąży zakłóca ten proces, który ośmielę się nazwać cudem.

 

Cnota to wewnętrzne stałe i podstawowe nastawienie oraz całkowite zaangażowanie człowieka na rzecz pełnienia aktów moralnie dobrych. Etyka chrześcijańska wyróżnia cnoty naturalne (kardynalne – roztropność, sprawiedliwość, męstwo i umiarkowanie) i  nadprzyrodzone (teologalne – wiara, nadzieja i miłość), w zależności od ich źródła, natury i celu.

 

Prawo pozytywne – składa się z prawa naturalnego i z prawa ustanowionego przez człowieka (państwo, Kościół). Prawo ustanowione przez człowieka musi być godziwe, tzn. nie może być w konflikcie z prawem naturalnym. Prawo naturalne jest nadrzędne w stosunku do prawa ludzkiego.

 

Prawo moralne (w systemach indyjskich dharma) to zbiór zasad (norm), które określają, co jest dobre (prawidłowe, nieszkodliwe), a co złe (nieprawidłowe, szkodliwe). Ze względu na wieloznaczność pojmowania, w tym różnice światopoglądowe  wydających o nim opinie, jest pojęciem wyjątkowo trudnym do zdefiniowania. Dlatego wszelkie jego definicje są przedmiotem sporów. Prawdą jednak jest, że nie ma moralności bez powinności. Aby ocenić co jest dobre, a co złe, trzeba mieć jakąś płaszczyznę odniesienia moralnego. Nie można ocenić „dobra”, gdy nie zna się „zła” i odwrotnie. Ocenę należy zawsze czynić względem czegoś. Brak takiego punktu odniesienia powoduje, że ocena jest zawsze względna, a jeżeli względna, to nie musi być do końca słuszna i jednoznaczna. Ciekawe, że wybór moralny jest łatwiejszy, gdy czyn jest trudniejszy. Najtrudniej wybierać między „złem” a „złem”.   Prawo moralne jest nakazem w formie „ty” dla każdego człowieka oddzielnie. Osoby nie uznające istnienia pierwiastka duchowego opierają się na względnych normach, wypracowywanych przez lata w oparciu o negatywne lub pozytywne emocje, jakie one wywoływały. Moralność można też definiować jako sposób postępowania jednostki ludzkiej przyjęty przez większość za normę, będący częścią dziedzictwa kulturowego danej organizacji kulturowej, która wywołuje negatywne lub pozytywne emocje innych jednostek, czy nie jest lub jest sprzeczna z naturą człowieka oraz czy nie jest lub jest szkodliwa z punktu widzenia organizacji kulturowej danej społeczności.

          Według osób wierzących w Stwórcę, w człowieku jest „coś” co go odróżnia od świata zwierzęcego. Protagoras (ok. 480–410 przed Chr.) głosił: człowiek jest miarą wszystkich rzeczy. Podobnie jak Theodosius Dobzhansky (1900–1975), twórca współczesnego ewolucjonizmu syntetycznego, jestem zwolennikiem poglądu antropocentrycznego (antropos – człowiek, i morfa – forma), według którego człowiek jest ośrodkiem i celem, a wszystko w świecie dzieje się ze względu na niego. Poznając prawa przyrody i obserwując otaczający świat, mocą naturalnego światła rozumu, można dojść do refleksji, że wszystko zostało stworzone dla człowieka i jemu jest podporządkowane. Im bardziej poznaje się przyrodę, tym bardziej wykrywa się zawartą w niej mądrość i celowość (teleologia).  Nie ma istoty człowieczej, która by nie była ważna dla Stwórcy. Mimo że Bóg nikogo nie potrzebuje, posługuje się człowiekiem dla swego wielkiego dzieła: Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi (Rdz 1,28). W powszechnej ewolucji uczestniczy człowiek, wprowadza ład w swą osobowość zintegrowaną w Duchu Świętym (Rz 5,5) i realizuje w swym życiu wartości transcendentne zmniejszające w ten sposób entropię (M. Heller, J. Życiński).

          Fundamentalnym celem istoty żywej jest przeżycie. Walka o byt, przetrwanie, powodowało potrzebę ciągłego wojowania. Tak powstawały różnice między silniejszym a słabszym, zdolniejszym a głupszym, ambitniejszym a zachowawczym. Powstawały struktury społeczne. Między plemionami stale toczyły się wojny. Wielu mężczyzn ginęło. Niektóre osoby zajmowały miejsca przywódcze. Koniecznością stało się uporządkowanie życia społecznego. Jednocześnie od samego początku składano Bogu ofiary i należną Mu cześć: Wtedy zaczęto wzywać imienia Pana  (Rdz 4,26). W obrazie biblijnym, słowa te, dotyczą plemienia Semitów pochodzących od trzeciego syna Adama i Ewy.

          Obserwując świat zwierzęcy, dostrzegamy w nim ciągłą walkę o pożywienie i czujność przed wrogami naturalnymi. Można postawić pytanie, dlaczego w taki sposób Bóg urządził ten świat, że prawie wszyscy wzajemnie się zjadają? Towarzyszy temu ból i okrucieństwo. Wiele osób jest wrażliwych na cierpienie zwierząt. Mają pretensje do Stwórcy, że tak ten świat urządził. Czują się bardziej sprawiedliwi i miłosierni niż sam Bóg. Uważają, że nie jest to dobry pomysł Boga. Oni by ten świat urządzili inaczej. Wydaje mi się, że gdyby przeprowadzić solidne badania naukowe, czy można by było stworzyć Świat doskonalszy, to wnioski byłyby po stronie Stwórcy. Żeby świat reprodukował się i powstawało nowe życie, musi on ciągle obumierać. Instynkt walki jest koniecznością biologiczną. Czy dobre jest dane prawo przyrody? Trudno z tym dyskutować. Ono takie jest. Musimy zaufać Stwórcy, że jest ono zasadne. Wszystko, co Bóg stworzył jest dobre. Ocena ta, pochodzi z Objawienia Bożego: a Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre  (Rdz 1,12.19). Polemizowanie z Bogiem odnośnie Jego nadanych praw jest nie na miejscu. Nie rozumiejąc do końca spraw Bożych, możemy jedynie przypuszczać, że tak być powinno. Z ludzkiego punktu widzenia powinniśmy cieszyć się, że jesteśmy przez Boga wyróżnieni od świata zwierzęcego. Radość ta, powinna wyrażać się naszą wdzięcznością do Stwórcy. Może Bogu chodziło o to, abyśmy mieli właśnie taką refleksję. Bóg chce być szukany i adorowany. Zwierzę nic o Nim nie wie. Każde zwierzę od urodzenia jest, czym jest, człowiekiem trzeba się dopiero stać (Johann Fichte 1762–1814). Zwierzęta żyją według praw natury; tylko człowiek sam sobie nadaje prawa regulujące życie społeczeństwa. Rola zwierząt jest służebna wobec ludzi. Wszystko, co się rusza i żyje, niech wam służy za pokarm (Rdz 9,3). Człowiekowi do prawidłowego rozwoju potrzebne jest białko zwierzęce (kolagengłówne białko tkanki łącznej). Trudno jest zastąpić białka zwierzęce białkami roślinnymi. Mając wrażliwość ludzką nie powinniśmy znęcać się nad zwierzętami. Jeżeli zadajemy śmierć, to musi być ona pozbawiona okrucieństwa. Zwierzę jako istota żywa, też ma swoją godność. Nasze zachowanie względem zwierząt świadczy o nas i o naszej wrażliwości. Pogląd, że organizmy żywe będą też zbawione jest według mnie czystą spekulacją. Organizmy żywe, poza człowiekiem, nie mają w sobie substancji transcendentnej – duszy. Nie wiedzą, co to jest sumienie, nie znają pojęć przyszłości, przeszłości itd. U nich nie ma pojęcia zła moralnego, wolnej woli, rozumu. Wszelkie dywagacje, a było ich sporo w historii, na temat dusz zwierząt, należy uznać za nieporozumienie. Człowiek może potwierdzić werbalnie, że ma samoświadomość, natomiast brak metody, by dowiedzieć się tego od zwierzęcia. Pogląd, że zwierzęta są po prostu żywymi maszynami jest również nieprawdziwy. Mają one swój „umysł”  na poziomie bodźców zewnętrznych, instynktu, komunikowania się, przekazywania sobie informacji np. o zagrożeniu. Zwierzęta również uczą się i zapamiętują. Nagminnie obserwuje się i podziwia się „inteligencję” zwierząt. Zwierzęta okazują przywiązanie (do ludzi) i wzajemną przyjaźń. Zwierzęta zostały stworzone, by zaspokajać rozmaite potrzeby ludzkie. Wszystko istnieje dla człowieka (św. Bonawentura ok. 1207–1274). Gdyby ród człowieczy nagle zniknął, świat straciłby wszelki sens i zszedł na manowce (Francis Bacon 1561–1626).

        Z istnienia zwierząt odczytuję Bożą dydaktykę i pouczenie. «Patrz człowiecze, mogłeś pozostać na tym poziomie ewolucji co inne stworzenia, a Ja ciebie jednak wywyższyłem. Czy jesteś tego świadomy?»

58. Człowiek miarą wszechrzeczy

          Jak głosił Protagoras (ok. 480–410 przed Chr.) człowiek jest miarą wszechrzeczy. Bazą odniesienia jest realny świat, w którym człowiek  rodzi się i przebywa oraz przekaz mądrości zawartej w całym Piśmie świętym.

          Gdyby tak głęboko zastanowić się nad istotą Wszechświata, można dojść do ciekawej konkluzji, że gdyby nie było człowieka (istoty rozumnej), piękno i inne przymioty Świata nie byłyby w ogóle rozpoznane. Świat istniałby, ale nikt nigdy nie zachwycałby się jego architekturą, konstrukcją, logicznością i pięknem. Trudno uznać, że Świat powstał tak po prostu, dla samego stworzenia. Malarz maluje i chce, aby jego dzieło było dostrzeżone. W przeciwnym razie trud jego jest daremny. Zwierzęta nie mają oglądu estetycznego. Nie rzuca się pereł przed wieprze (Mt 7,6), bo nie są w stanie zauważyć ich piękna. Nie stwarza się Świata dla samego stworzenia (sztuka dla sztuki).  Tylko człowieka stać na refleksję o świecie. Tylko on może poznawać przymioty bytów (nauka zwana ontologią). Tylko człowiek może poznawać własne poznania (epistemologia– nauka o poznaniu). Bez człowieka przymioty Świata nie miałyby żadnego znaczenia. Piękny lazurowy błękit nieba nikt by nie docenił. Jeżeli Świat i człowiek są ze sobą w jakieś relacji to nasuwa się myśl, że Świat został powołany do istnienia dla człowieka. Dla ateistów człowiek istnieje w świecie przez zdarzenia przypadkowe. Nie widzą oni zasadności jego istnienia. Osoby wierzące widzą w tym Stwórcę i Jego zamysł.  Prawdziwa antropologia człowieka zaczyna się od poznania podwójnej natury Jezusa Chrystusa. Dopiero w Nim  można rozpoznać prawdziwą godność i wartość człowieka.

          Istnienie Stwórcy (Przyczyny Sprawczej) jest dla mnie tak oczywiste, że nie potrzebuję zaprzęgać do tego wiary. Bóg jest dla mnie oczywistością realną. Kto nie dostrzega logiczności Świata zmuszony jest do wiary w jakieś karkołomne hipotezy materialistyczne.

          Gdyby przyjąć, że świat istnieje wiecznie, byłoby to sprzeczne z punktu widzenia fizyki. Prawo entropii (miara rozproszenia energii) przeczy tej tezie. Gdyby tak było, energia czynna byłaby równomiernie rozłożona we wszechświecie. Świat byłby nieruchomy i martwy.

          Na podstawie dzisiejszej wiedzy naukowej stwierdzenie o wieczności materii jest absurdem. Teoria kosmologiczna stanu stacjonarnego, wedle której Wszechświat istniał zawsze, została obalona. Również nonsensem jest informacja podawana przez teologa angielskiego Johna Lightfoot’a (1602–1675) i innych, że człowiek został stworzony 23 października 4004 r. przed Chr. o godz. 9 rano.

          Stwórca istnieje i nie może nie istnieć. Dzisiaj niewiara jest trudna do zrozumienia. Wszystko mówi i wskazuje na istnienie Boga. Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty – wiekuista Jego potęga oraz bóstwo – stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła (Rz 1,20).

          To, że Bóg istnieje, w zasadzie, stało się wiedzą, ale ciekawe jest pytanie Kim On jest ontologicznie (co do istoty) i jakie są Jego przymioty? 

          Przede wszystkim należy zdać sobie sprawę, że Bóg istnieje zupełnie w innym sposób niż człowiek. Z tą wiedzą należy sobie jakoś poradzić.  Koniecznie należy odrzucić obraz antropologiczny (podobieństwo do człowieka) Stwórcy.  Bóg jest samym Istnieniem. Każdy w swoim umyśle musi dokonać własnego zobrazowania Boga na swój użytek, według swoich zdolności abstrakcyjnego myślenia i wyobraźni. Bóg nie może być przez człowieka rozpoznany zmysłowo. Jest On Naturą usytuowaną ponad rzeczywistością, która została przez Niego stworzona.

          Jeżeli Świat został stworzony dla człowieka, to siłą rzeczy jest on istotą nieprawdopodobnie wyróżnioną. Co jest takiego w człowieku, że jest on taki wielki? Druga natura transcendentna, która została człowiekowi dana przez Stwórcę (III wielki cud Boga. Powołanie człowieka jako hipostazy dwóch natur). Można powiedzieć, że człowiek żyje na tym świecie, a zarazem jest zakotwiczony w innym wymiarze. Przez naturę duchową człowiek nie tylko jest połączony z Bogiem, ale może podczas swego życia łączyć się ze sferą duchową i korzystać z niektórych jej przymiotów, możliwości (stany mistyczne, paranormalność itp.).

           Dar natury duchowej jest niewyobrażalnie wielki. Stawia człowieka bardzo blisko swego Stwórcy. Jak już wcześniej sygnalizowałem człowiek jest dzieckiem Bożym, a zarazem Jego dziedzicem. U tego, kto umie sobie uświadomić, co otrzymał od Stwórcy, same kolana uginają się do postawy dziękczynnej. Musimy zdać sobie sprawę, że jesteśmy nadzwyczajni w świecie istot żywych. Nie ma takich innych istot żywych, które byłyby równe człowiekowi. Owszem istnieją teorię mówiące o uduchowieniu zwierząt (animalizm), a nawet materii (animizm). Nie podzielam tych poglądów. My jesteśmy wybrańcami Boga!

          Jeżeli Bóg nas wybrał, to znaczy, że ma względem nas jakieś plany. Nie bójmy się stwierdzenia, że z woli Bożej jesteśmy. Nikt z nas nie prosił się, aby przyjść na świat. Bóg wiedząc, że to Jego jest inicjatywa „zrobił”  wszystko, aby człowiek czuł się dobrze na tym Świecie. Dając mu swoje dziedzictwo dał mu absolutną wolność wyboru. Każdy człowiek jest sam dla siebie Panem. Może decydować i dokonywać wyborów. Dotyczy to oczywiście decyzji etycznych, wyboru dobra lub zła. Owszem człowiek podlega ograniczeniom (np. siły przyciągania itd.) i jest to rzecz naturalna i nie podlega dyskusjom. Komentowanie praw przyrody jest stratą czasu.

          Wielokrotnie już pisałem, że Bóg dopuścił sprzeciw do Samego siebie. Nie może On za to karać człowieka, bo byłby wtedy Bogiem okrutnym. Ponieważ każdy człowiek ma zapewnioną wieczność, Bóg zagospodaruje również tych, którzy Mu się sprzeciwili. Jestem tego pewien.

          Ci, którzy Bogu zawierzyli, winni zrobić wszystko, aby Bóg nie zawiódł się na nich. Oddanie się całkowicie Bogu jest okazaniem mu swojej miłości, aprobaty i zawierzenia.

          Człowiek nie żyje sam. Jest istotą społeczną. Musi nie tylko przezwyciężać trudy wynikające z praw przyrody, ale pokonywać skutki dobrych i złych ludzkich uczynków. Można wyciągnąć wniosek, że w Bożej koncepcji liczy się każdy człowiek indywidualnie, ale w relacji z innymi. W komunii ujawnia się siła napędowa naszego istnienia – miłość do drugiej istoty.

          Gdy uświadomimy sobie tę prostą konstrukcję naszego istnienia, należy zadać sobie pytanie. Jak żyć, aby przypodobać się Bogu?

          Ważną rzeczą jest pojąć, że Bóg dając na wolną wolę zezwolił na rozprzestrzenianie się zła. Nie można pogodzić wolnej woli z determinacją blokowania zła. Wolność nie była by wtedy wolnością. Wszystko więc co się dzieje na świecie jest w jakiś sposób podyktowane ludzkim działaniem (np. wojny). Ludzie są kowalami swojego losu i sami są sobie winni. Bóg nie chce nas determinować. Działa w sposób nadzwyczajny – rzadko. Poprzez modlitwy i prośby Bóg może interweniować, ale czyni to bardzo subtelnie, nie naruszając cudzej wolności. Najczęściej czyni nie do końca tak, jakbyśmy tego chcieli. Po jakimś czasie zauważamy, że rozwiązanie, jakie nam zsyła Stwórca, jest o niebo lepsze.

           Z istot żyjących, tylko człowiek, otrzymał od Boga postawę pionową. Może w takiej pozycji rozmawiać z samym Stwórcą. Nie musi przyjmować postaci sługi, lecz dziedzica (Jakub syn Izaaka). Jeżeli zaś jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami: dziedzicami Boga (Rz 8,17).  Z łatwością może podnosić głowę i przyjmować postać królewicza. Jakub żądał błogosławieństwa od Boga i Bogu to się podobało. Kto za bardzo kala się przed Bogiem i ugina kolana jest albo bardzo wielkim grzesznikiem, albo nie jest godny miana syna człowieczego. Jezus powiedział: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary(Mt 9,13). Nie pokłony czy ukłony, uniżenia lecz postawa kochającego jest Bogu bliższa. Człowiek ma być partnerem Boga. Otrzymał od Stwórcy narzędzia, aby doskonalić i przeobrażać Świat. W rękach ludzkich powierzył losy Świata. Na cóż Mu postawa sługi, który mamroczy coś pod nosem, a w sercu ma uraz do bliźnich. Nie potrafi darować win. Sieje zemstą i nienawiścią.

          Jeżeli uzmysłowimy sobie, że jesteśmy partnerami Stwórcy nie może być mowy o strachu przed Nim i trwodze. Strach zniewala i upodla. Jak można bać się Ojca, który nas do życia powołał i tak hojnie obdarował ? Miłość nasza do Boga powinna być wystarczającym hamulcem naszych niestosownych do Niego zachowań.

          Na bojaźni ludzkiej korzysta Kościół. Wykorzystuje nasze słabości oraz małą wiedzę religijną do dyscyplinowania swoich wiernych. Na osobisty strach nakłada nieuczciwe katechezy, które utrzymują wiernych na dystans. Po jednej stronie ozdobione kapłaństwo, a  po drugiej reszta. Jak wiele osób poddało się tej psychozie strachu! Zakorzenione jest w nich tak bezwzględne posłuszeństwo do kościoła i jej hierarchii, że każdy sprzeciw im, przyjmują za obrazę majestatu i działanie przeciw Bogu. Na tym tle rodzi się fanatyzm religijny.

          Jeżeli Kościół przechowuje prawdziwy depozyt wiary, jest przekaźnikiem Prawdy. Prawda sama w sobie jest wartością. Nie ma potrzeby szczególnie jej chronić. Prawda obroni się sama. O prawdzie można dyskutować, a nawet trzeba. Przekomarzanie się jest twórcze i zbliża do Prawdy. Nie należy bać się mówić o sprawach, bądź co bądź naszej wiary. Wszelkie nakazy i zakazy kościelne stworzyły niepotrzebne bariery (dogmaty). Strach pomyśleć, że zostały wprowadzone celowo, aby np. utrzymać w dyscyplinie wiernych.

          Stanowczo sprzeciwiam się takim słowom: Dlatego od interpretacji Pisma Świętego jest nieomylne Magisterium
Kościoła Katolickiego. Wielu na własną rękę to robi, ale w historii Kościoła zawsze potrzebny był tak zwany imprimatur
(Stefan Składanek podpisany Józef). Należało już dawno sprzeciwić się takim poglądom. Kościół nie ma patentu na Prawdę. Składa się z takich samych ludzi, co wierni. Mówi się, że Duch Święty czuwa nad depozytem wiary. Tak, ale nie nad ludzką słabością. Pan S. Stefanek pisze dalej: Jestem tak zwanym tradycyjnym katolikiem i wierzę mocno, że ,,w/g przestrogi św. Agatona papieża co raz rozstrzygnięto, ani umniejszać, ani zmieniać, ani dodawać, ale wszystko w słowach należy zachować niewzruszone”. Dlatego odrzucam wszystko, co sprzeciwia się wcześniejszym naukom KK, a
wprowadzonym po heretyckim 2 sob watykańskim.
Panie Stefanie, co to znaczy być tradycyjnym katolikiem. Czy granicą jest jakiś okres historii kościoła? Ufa Pan papieżowi św. Agatonowi, a Sobór Watykański II uważa za heretycki. Nie ma więc u Pana stabilizacji i może słusznie. Wszystko należy poddać rozsądnej analizie. Analizy, rozterki w niczym Bogu nie ujmują chwały. Niestety Magisterium Kościoła Katolickiego bardziej zajmuje się dobrym wizerunkiem Kościoła niż doktryną wiary.