Rozumienie przypowieści

 

          W Ewangelii Marka po perykopie Przypowieść o siewcy (Mk 4,1–9) jest jej dziwne wyjaśnienie:

Cel przypowieści

A gdy był sam, pytali Go ci, którzy przy Nim byli, razem z Dwunastoma, o przypowieść.  On im odrzekł: «Wam dana jest tajemnica królestwa Bożego, dla tych zaś, którzy są poza wami, wszystko dzieje się w przypowieściach,  aby
patrzyli oczami, a nie widzieli,
słuchali uszami, a nie rozumieli,
żeby się nie nawrócili i nie była im wydana [tajemnica]».

I mówił im: «Nie rozumiecie tej przypowieści? Jakże zrozumiecie inne przypowieści? (Mk 4,10–13).

 

          Uważna lektura powyższej perykopy zdumiewa przewrotnością. Można odnieść wrażenie, że Jezus mówi w przypowieściach po to, aby celowo nauka Jego nie była zrozumiała przez słuchaczy.

aby patrzyli oczami, a nie widzieli,
słuchali uszami, a nie rozumieli,
żeby się nie nawrócili i nie była im wydana [tajemnica].

 

          Żeby zrozumieć narrację tekstu należy wiedzieć, że jest on oparty na słowach Boga skierowanych do właśnie powołanego Izajasza: I rzekł [mi]: Idź i mów do tego ludu: Słuchajcie pilnie, lecz bez zrozumienia,  patrzcie uważnie, lecz bez rozeznania!  Zatwardź serce tego ludu,  znieczul jego uszy, zaślep jego oczy, iżby oczami nie widział  ani uszami nie słyszał, i serce jego by nie pojęło, żeby się nie nawrócił i nie był uzdrowiony (Iz 6,9–10).

 

          Tekst ten pokazuje źródło, ale nie wyjaśnia sposobu narracji. W mowie potocznej mówi się: patrzysz, a nie widzisz! Zdanie to wymawiane jest ze zdumieniem i pewną pretensją. Jak możesz patrzyć, a tego nie zauważyć. Można to ująć inaczej: Patrz, a zobaczysz.

 

          Spróbujmy przetransformować w podobny sposób tekst Markowy:

Patrzcie, a zobaczycie,

Słuchajcie, a dowiecie się,

Jak się nawrócicie będziecie rozumieli moją tajemnicę.

 

          Przyjęta narracja Jezusa jest typowo żydowska. Miała ona na celu sygnalizowanie już pewnych prawd (wiedzy), ale nie do końca. Jezus tylko stopniowo ujawniał się jako Mesjasz. Idea i rola Mesjasza do dziś jest zagadką, a co dopiero dla prostego ludu. On nie był wstanie ogarnąć całej konstrukcji teologicznej królestwa Bożego, jego założenia, wartości, struktury oraz tajemnicy mesjańskiej. Zdolni do tego byli tylko nieliczni (np. uczniowie, ale i tak w różnym stopniu). Aby zrozumieć, trzeba zdobyć się na pewien wysiłek. Nagrodą będzie dochodzenie do prawdy i głębsza znajomość rzeczy.

 

          Tekst Markowy ujawnia, że świadomość religijna ma kilka warstw poznania.

– Najniższa warstwa poznania reprezentowana jest przez tzw. religijność ozdobioną, barokową, ckliwą i dość infantylną. Zdarzenia biblijne, symbolika religijna przyjmowane są dosłownie. Fundamentalizm i fanatyzm religijny jest blisko.

– Warstwa parafialna oparta głównie na katechezach i kazaniach głoszonych w kościołach, zdyscyplinowana względem władz kościelnych. Łatwa na wpływy  charyzmatycznych głosicieli wiary. Idolatria jest blisko. Symbole religijne mają najczęściej rzeczywisty charakter.

– Warstwa intelektualna. Znajomość Pisma świętego. Rozróżniają rodzaje literackie w Piśmie św. Dociekliwi, ale w ramach zasad określonych przez Kościół.

  Warstwa akademicka. Szukanie prawdy w ramach obowiązujących zasad i dogmatów. Bardziej śmiali teologowie niejednokrotnie przedstawiają własne, odkrywcze spojrzenia na wiarę.

  Warstwa stale poszukująca, niespokojna, odkrywcza, otwarta. Narażona na przykrości, inwektywy, a nawet wykluczenie z kościoła.

Krewni Jezusa

 

          Perykopa zatytułowana Prawdziwi krewni Jezusa występuje u trzech ewangelistów synoptycznych. Widać korzystali z jednego źródła. Celem jej  jest dydaktyka mówiąca, że dla Jezusa wszyscy są jedną rodziną: Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką  (Mt 12,49–50; Mk 3,34–35;  por. Łk 8,21). Wypowiedź  ta mówi, że nie jest ważne pokrewieństwo rodzinne. Każdy mężczyzna powinien być dla drugiego człowieka bratem, a kobieta siostrą. Pouczenie to jest dość ważne z punktu widzenia drugiego przykazania Jezusa: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. (Mt 22,39).  Wyjaśnia na czym ma polegać relacja między ludźmi. Pokrewieństwo krwi, ważne z punktu widzenia rodziny, dla świata i Boga jest nieistotne. 

          Niektórzy wykorzystują tę perykopę do udowadniania, że Jezus miał braci i siostry z jednej Matki Maryi. W Ewangeliach napisano:  Gdy jeszcze przemawiał do tłumów, oto Jego Matka i bracia stanęli na dworze i chcieli z Nim mówić (Mt  12,46); Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry? (Mk 6,3–4). Kościół katolicki stoi na stanowisku, że Jezus nie mógł mieć rodzeństwa z racji zachowanego dziewictwa Maryi po cudownym narodzeniu Jezusa. Być może broniąc usilnie swojej tezy tłumaczy, że słowo „bracia”, z racji braku odpowiedniego,  dotyczyło krewnych Jezusa. Trudno uwierzyć, że w tak bogatym greckim języku nie ma osobnych słów określających kuzyna czy krewnego. W innych Pismach biblijnych:  A wydawać was będą nawet rodzice i bracia (adelphon), krewni (suggenon) i przyjaciele i niektórych z was o śmierć przyprawią (Łk 21,16);  Pozdrawia was Arystarch, mój współwięzień, i Marek, kuzyn Barnaby (Kol 4,10). W perykopach tych autorzy używają słowa „krewni”, „kuzyn”, a nie brat, bracia.

          Ponieważ filozoteizm odrzuca dziewictwo Maryi, tym samym dopuszcza możliwość rodzeństwa Jezusa.   Informacje o rodzeństwie Jezusa pochodzą też z apokryfów oraz innych źródeł historycznych. Żydowski historyk z początków II wieku Józef Flawiusz wymienia Jakuba, brata Jezusa (Antiquities 20,9.1). Również Euzebiusz, kościelny kronikarz z IV wieku w swojej Historii Kościoła cytuje zaginione dzieło żydowskiego chrześcijanina Hegesippusa napisane około roku 180. Wspomina on o aresztowaniu wnuków Judy, brata Jezusa, za czasów cesarza Domicjana (Euzebiusz, HK, 3:20).

          Dla wiary w Jezusa-Chrystusa i Jego roli zbawczej nie ma żadnego znaczenia, czy Jezus miał rodzeństwo, czy nie. Z tej racji nie chcę niczego suponować.

Duch Święty

 

          Kontynuując omawianie Ewangelii według św. Marka natrafiamy na  słowa Jezusa: wszystkie grzechy i bluźnierstwa, których by się ludzie dopuścili, będą im odpuszczone. Kto by jednak zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest grzechu wiecznego (Mk 3,28–29). Podobne wersety występują w Ewangeliach: Mt 12,31 i Łk 12,10.  Temat ten już omawiałem przy wyjaśnianiu Ewangelii św. Mateusza. Te złowrogie słowa przypisywałem konkretnej i doraźnej sytuacji w jakiej znalazł się Jezus. Jezus był poirytowany oskarżeniami i głupotą faryzeuszy jakoby przemawiał przez Niego szatan. Użył wobec nich inwektywę: plemię żmijowe! (Mt 12,34). Aby wstrząsnąć tymi niedowiarkami, Jezus użył tak mocnego argumentu: bluźnierstwo przeciwko Duchowi nie będzie odpuszczone (Mt 12,31). Słowa Jezusa przyrównałbym do słów ludzkich, które często padają, np.: pamiętaj, nigdy ci tego nie wybaczę. Słowa te są w pewnym sensie tylko przestrogą, a nie dozgonną deklaracją.

          Ciekawe, że w omawianej perykopie nie mówi się o Bogu-Ojcu, ale o Duchu Świętym. Dlaczego Duch Święty jest tutaj wyróżniony, a nie sam Stwórca? Ktoś powie, że to wszystkie jedno. Według dzisiejszego oglądu filozoteistycznego to faktycznie tak jest. Duch Święty jest Bogiem działającym, ale wówczas inaczej rozumiano Ducha Świętego.

          Katecheza mówi o Duchu Świętym jako Osobie. Wyróżnia kolejne Osoby: Boga Ojca i Syna. O Stwórcy mówi się, że jest jedyną Osobą.  Występuje tu logiczna sprzeczność. Widać wyraźnie, że słowo « Osoba » nie jest najlepszym określeniem Stwórcy.

         Słowa biblijne jeszcze bardziej to komplikują:

Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Pocieszyciela da wam, aby z wami był na zawsze — Ducha Prawdy, którego świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna. Ale wy Go znacie, ponieważ u was przebywa i w was będzie. Nie zostawię was sierotami: Przyjdę do was (J 14:16–18). Z jednej strony mówi Jezus, że będzie prosił Ojca o innego Pocieszyciela, a kończy: Przyjdę do Was.

 

Inna perykopa:

Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28:18–20). Jezus wyróżnia tu Ducha Świętego, a kończy: Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata.

 

Inna perykopa:

A Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem (J 14:26). Tu Jezus mówi, że Ojciec wyśle Ducha Świętego w Jego imieniu. Tu już nie identyfikuje się z Duchem Świętym.

 

          Aby ogarnąć konstrukcję Trójcy Świętej nie należy rozumieć jej ontologicznie (bytowo), bo dochodzi się do absurdu logicznego (trzy osoby w jednej osobie), ale przymiotowo. Wszystkie Osoby boskie są takim samym Aktem działającym. Działają według jednego zamysłu, woli, Miłości i Miłosierdzia.

          Idea Boga jest jedna. Została ona Wcielona innemu Istnieniu poza Bogiem-Ojcem, tj. Jezusowi,  który po śmierci stracił (może na jakiś czas) substancję bytu materialnego na rzecz przymiotowości niebytu duchowego oraz innemu Istnieniu Duchowi Świętemu, który nigdy nie miał substancji bytu materialnego. Duch Święty musiał więc być wykreowany przymiotowo, aby zaistniał. Jak mówi modlitwa Credo; Wierzę w Ducha Świętego, który od Ojca i Syna pochodzi. Można przyjąć Ducha Świętego jako emanację duchową, pochodzącą od Ojca i Syna. 

Zobaczyć świat w zupełnie innym świetle.

 

– Wiesz, skoro Jezus był Tym Wybranym, a na Krzyżu Uwielbionym i stał się podobny do Boga-Ojca w Akcie działającym, to może warto przemyśleć Jego nauki.  Bądź co bądź, to już za życia posiadał wiedzę od Boga-Ojca pochodzącą. Czego tak naprawdę uczył Jezus?

– Uprościł przykazania Boga przekazane przez Mojżesza do dwóch: Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. […] Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego (Mt 22,37–39).

– Eee to proste.

– I tak i nie.

– O co ci chodzi?

– W tych dwóch przykazaniach zawarta jest cała nauka Jezusa i podstawy wiary,

dlatego trzeba ciągle rozmyślać te przykazania i wydobywać z nich mądrość.

– Daj przykład.

Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych (Mt 4,4).  Słowa te mówią, że człowiek nie powinien ograniczać się tylko do wegetacji. Człowiek nie jest istotą skończoną. Musi się ciągle doskonalić, aby dochodzić do Boga. W tym mogą pomóc święte Pisma, katecheza, kult, modlitwa. Ale to nie wszystko. Człowiek musi wychodzić naprzeciw innym. Jezus pokazywał jak to należy czynić. Trzeba otaczać miłością i troską ludzi którzy są wkoło. Każdy człowiek powinien przejmować rolę powiernika Bożego na miarę swoich możliwości. Człowiek jest odpowiedzialny również za innych.

– Dajesz czadu. Ja mam tyle własnych problemów na głowie. Niech każdy robi swoje i odpowiada za siebie.

– Owszem, ale w ten sposób gubisz sens swojej egzystencji. Bóg powołał Cię do życia, abyś był współtwórcą Jego zamierzeń, a nie egoistycznym singlem. Nie czujesz, że życie tylko dla siebie jest nudne?

– Wiesz co, spróbuję przez jakiś czas robić tak jak mówisz. Zobaczymy co ja będę z tego miał?

– Nie tak. Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego (Mt 4,7).  Dobre uczynki mają wynikać z miłości do bliźnich, a nie na kapitale zbijanym, aby kupić miłość Boga-Ojca i swoje zbawienie.

– No tak. Mówisz, że trzeba kochać, ale ja tak z marszu nie potrafię. Ten mnie w kurza, drugiemu dałbym w zęby. Kaśka owszem fajna laska i ją lubię. Jak można kochać wszystkich wokół siebie?

– Nikt ci nie każe kochać wszystkich, ale miłować.

– A co to, nie to samo?       

– Zdolność do miłowania jest wielkim darem jaki otrzymał człowiek od Boga. Dar ten trzeba w sobie odkryć. Bardzo pomaga poznanie Jezusa, tak, aby zarazić się Jego Miłością. On Nią emanował. Gdy poznasz Miłość Chrystusową zrozumiesz. Więcej, wskoczysz na inny poziom egzystencji, na którym już się nie chodzi, ale unosi. Gdy będzie ci dane, zrozumiesz, i zobaczysz świat w zupełnie innym świetle.

Zmartwychwstanie

Zmartwychwstanie

 

          Ale  numer. Mówią, że w grobie nie ma ciała Jezusa. – To jakiś żart?! Jak to możliwe?  – Podobno było to przepowiadane w świętych Księgach, że tak się stanie. Teraz to się sprawdziło.    Mówią, że niektórzy Go widzieli – Widzieli Go, bez jaj?!. Przecież umarł, pochowali Go, sam widziałem. –  Mówią, że jakoś dziwnie się ukazuje. Raz jest tu, raz jest tam. Nie bardzo można Go rozpoznać. Nie wszyscy widzą to samo.  Ci co byli z Nim widzą więcej. Inni  w ogóle nie. – To już nie jest istota ludzka. To Jego duch. – No tak, ale Duch nie ma ciała. – To jest chyba obraz ciała. Niektórzy mówią, że jest niezwykłe, jakieś niebiańskie. – No tak, ciało pozorne, chwalebne. Podobnie jak w lustrze. Widać, a nie dotkniesz. – Niektórzy mówią, że Go dotykali. – Bzdury gadają. Już tworzy się plotka.

          Jeżeli Go tylu widziało, to coś jest na rzeczy. On musiał być Niezwyczajny. Może faktycznie był Synem Bożym? – Nie mówisz nic nowego. Wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi. – No tak, ale Jezus był szczególnie wybrany. Jeżeli On nam się pokazuje, to z woli Najwyższego. Bóg chce pochwalić się swoim Synem. – Głupiś. On chce pokazać, że każdy dostąpi zmartwychwstania. Pokazuje to na przykładzie swojego wybranego Syna. – Jezus doznał wielkiego zaszczytu od Ojca. Na nim objawiła się cała Miłość Boga do stworzenia ludzkiego. On został Uwielbiony i doznał Chwały Ojca. Bóg pokazał się nam w Nim. – Co to znaczy? – Bóg jest Miłością. Jezus zasłużył na tę najwyższą Miłość.  Nastąpiło trwałe zjednoczenie Ojca z Synem co do woli. Jezus stał się Miłością jak Ojciec.  – To mamy dwóch Bogów? –  Nie. W Jezusie można zobaczyć tę samą Miłość jaką ma Ojciec. Jezus osiągnął Chwałę Ojca, tzn. jest taką samą Miłością. Nie popełnisz błędu jak powiesz Jezus jest Bogiem. – Coś kręcisz?. W końcu nie wiem, jak jest z Tym Jezusem? Jest Bogiem, czy nie?

          Kiedy mowa jest o Bogu, to najczęściej przychodzi na myśl jakaś Istota, która ma swój substrat duchowy. Boga uważa się za byt (byt = to co jest, ma substancję i przymioty). Jak wygląda taki Byt nikt nie wie (to jest tajemnica). Mało kto zwraca uwagę, że Bóg jest Aktem działającym. Tzn. że rozpoznawalność Boga następuje przez Jego działania, a nie przez Jego substancję duchową. Akt działający, to dynamiczna strona Boga, przypomina definicję funkcjonału, niebytu, który nie ma substancji (może dlatego, że jest niepoznawalna), ale przymioty wyrażające się w działaniu. Najwyższym działaniem Boga jest relacja Miłości. Z racji nieokreślonej substancji duchowej można powiedzieć, że Bóg jest tą Miłością (ontologicznie).

          Z powyższego można wnioskować, że w przypadku Boga występuje dualizm bytowo-niebytowy (podobnie jak w przyrodzie natura korpuskularno-falowa światła). To świadczy też, że pojęcia bytu i niebytu nie są precyzyjne w przypadku Boga, a raczej są próbą Jego opisu według pojęć ludzkich.           

           Wcielenie Boga w Jezusie należy rozpatrywać w tym drugim spojrzeniu (niebytu). Jezus dostąpił takiego samego funkcjonału Miłości jaki posiada Bóg-Ojciec. A więc podobieństwo należy doszukiwać się w dynamicznych przymiotach Boga. Jezus dysponuje takimi samymi przymiotami Boskimi jak jego Ojciec. Można więc powiedzieć, że Jezus jest Bogiem w sensie dynamicznym, a nie ontologicznym. Duch święty jest trzecią Osobą, która posiada tę samą właściwość dynamiczną jaką posiada Bóg-Ojciec i Syn.

          Trójca święta jest dogmatem, koncepcją spinającą te trzy Osoby. Różnica z przedstawionym tłumaczeniem polega ta tym, że Kościół trzy Osoby boskie ujmuje pod jednym Bytem o tej samej substancji. O ile można zgodzić się ze stwierdzeniem: Wszystkie trzy Osoby są rozumiane jako mające jedną naturę, to jednak ontologicznie są to trzy osobne Byty.

           Ujęcie Trójcy Świętej jako jednego Aktu działającego (Miłości) w trzech Osobach (bytach) jest mi rozumowo bliższe.

Wielka Sobota

 

          Żyd zadumał  się. – Dziwny dzień, pełen ciszy. Wszyscy zmęczeni są ostatnimi wypadkami i emocjami. Nie ma już Proroka, Jezusa. Było tak barwnie. Coś się działo. Teraz wokół pustka i cisza. Nikt się nie gromadzi, przemawia, poucza. Czuje się dziwne opuszczenie i samotność. Nie bardzo wiadomo czym się zająć. Domowe prace wykonuje się jakby z automatu. Głodną zwierzynę trzeba nakarmić. Nie czuje się radości. W głowie ciągle rodzi się myśl. Kto to był ten Jezus?

          Gdyby to był tylko zwyczajny człowiek, to dość głupio skończył. Miał przecież w sobie takie możliwości. Dlaczego nie wywinął się z kłopotów?  Tak. On chciał umrzeć, ale dlaczego? Chyba chciał coś pokazać i przekazać. No tak, ale nie mówił tego wprost. Komplikował, opowiadał jakieś przypowieści, używał wzniosłych niezrozumiałym słów. Łamał zresztą prawo. Jakość dziwnie mówił o miłości do nieprzyjaciół, nastawianiu drugiego policzka. Nieeee, wkurzał ludzi! Prawo jest prawem. Tak nas uczono. Porządek być musi. Ale gdyby tak zastanowić się, to mówił przecież o miłości. Tego nigdy za wiele. Trzeba powiedzieć, że rzeczywiście był dziwny. No cóż, przez chwilę wydawało się, że przyszedł ocalić nasz naród. Bóg obiecał Mesjasza, Wyzwoliciela narodu – On (Jezus) nie spełnił naszych oczekiwań.

          Kiedy już Go nie ma, to jakoś dziwnie. Wraz z Nim odeszła nadzieja. Nastał smutek. No cóż trzeba żyć dalej. Nie łatwo jest na nowo poukładać sobie scenariusz życia. Bóg niedostępny, gdzieś w obłokach  – milczy. Nie ma proroków, aby dali nam nową nadzieję. Rzymianie nas uciskają. Dobrze, że nie są jeszcze najgorsi.

          Choć Jezus ani nie brat ani swat, to czuje się jednak klimat żałoby. Jakoś zżyliśmy się z tym dziwnym Synem Człowieczym. Przecież sam o sobie tak mówił. Mówili też, że jest Synem Bożym. No, to chyba lekka przesada.

          Kurcze, a jeżeli to prawda? Może to myśmy tylko uważali, że przyjedzie wybawiciel na koniu z orężem i wybawi nasz naród. Może Bóg inaczej to zaplanował? Nie, to niemożliwe, aby Bóg dopuścił, aby stracono Jego Syna. On sam się pchał na ten Krzyż. To musi być chyba Jego samodzielna Ofiara. Boże, Ofiara z siebie samego?! Czy to możliwe, żeby w taki sposób, przez Krzyż Jezus chciał nam pokazać drogę, którą powinni iść wszyscy, którzy Boga kochają?! On przecież bardzo kochał Ojca. Sam o tym mówił. Modlił się stale do Niego. Dobro wynikające z Ofiary Krzyża przeznaczył na nasze wybawienie. Tak, to chyba oto mu chodziło. On ofiarował siebie za nas! Jeżeli tak, to myśmy mu za mało okazali miłości. Boże, jak On musiał cierpieć? Cierpienie niekochanego jest większe od bólu fizycznego. On musiał być taki samotny. Jak On wyglądał na drodze wiodącej na Krzyż! W zasadzie to mogłem coś dla Niego zrobić więcej. Choćby mały gest. Stałem i milczałem, gdy wołano do Piłata:  Ukrzyżuj Go, ukrzyżuj.

          Cisza, smutek, a może i tęsknota prowokują do rachunku sumienia. Przecież mogłem postąpić lepiej.

Redakcja Pisma świętego

 

          Nie chcę przedstawiać teraz szczegółów redakcji Pś. Uczyniłem to już w moich wykładach, ale poruszyć niektóre ciekawe okoliczności  z tym związane.

          Na Pismo święte można spojrzeć okiem fanatyka religijnego, który  powiada:  Autorem Pisma świętego jest Bóg. Do niego nie docierają żadne argumenty logiczne, naukowe przeczące temu, np. gdyby Bóg był autorem Pś to nie potrzebowałby 1000 lat na jego redakcję, nie musiałby podpinać się pod historię żydowską, nie popełniłby tysięcy błędów jakie dostrzega się w Pś. itd.

          Biblia jest kompilacją wielu Ksiąg i Pism. Wiele Ksiąg powstało w okresie niewoli babilońskie lub krótko po niej (np. Księga Kapłańska, Kroniki). W tym okresie została spięta Tora (Pięcioksiąg), na którą złożyły się różne tradycje (od X w. przed Chr). Ostateczną redakcję najpóźniejszych ksiąg Nowego Testamentu niektórzy umieszczają w drugim stuleciu po Chrystusie. W Pś wyraźnie dostrzega się dydaktykę, a nawet cele polityczne. Są miejsca, w których celowo pomija się niektóre fakty historyczne (np. w Drugiej Księdze Kronik pomijane są wydarzenia, które mogłyby rzucić cień na opinię króla Salomona). Wiele Pism było zwykłym proroctwem wstecznym. Być może, takie postacie jak Abraham, Mojżesz i związane z nimi wydarzenia są wytworem ludzkiej wyobraźni lub celowego obrazowania zdarzeń, aby związać Boga ściśle z narodem żydowskim jako narodem wybranym – Trudno powiedzieć. Brak jest dowodów rzeczowych, źródeł pozabiblijnych, które by cokolwiek mówiły o istnieniu podanych postaci. Póki co, możemy te postacie przyjmować w sensie teologicznym, a nie historiograficznym. Niektórzy mogą czuć się zawiedzeni. Myślą – A myśmy uważali, że Pismo święte mówi tylko prawdę. Jak mamy zaufać Biblii?

          Pomimo ujawnionych realiów, nadal uważam tę Księgę za niezwykłą. Czuje się w niej oddech Boga. Bóg skorzystał z przedsięwzięcia ludzkiego. Uwrażliwił hagiografów do Jego odczytania.

          Bardzo zachęcam do podchodzenia do religii bez egzaltacji. Emocje zostawić na czas modlitwy. To szczególny moment i rządzi się innymi prawami. Pismo święte jest źródłem szerokiej wiedzy o Bogu, historii Żydów, literatury, psychologii czy filozofii. Trzeba Pś przeczytać wielokrotnie, aby wydobyć z niego tę bogatą wiedzę. Bardzo ważne jest, na co zwraca się uwagę. Innym razem można co innego odczytać z danej perykopy czy wersetu.

          Do Pisma świętego też trzeba zachować dystans. Jest w niej tyle różnych lekcji, wstawek i interpretacji hagiografów. Ewangelie Mateusza i Łukasza są tego najlepszym przykładem. Co mogą począć zwykli, nieuczeni odbiorcy Biblii? Aby nie błądzić potrzebni są fachowcy – Jacy? – najlepiej, aby byli to ludzie powołani, a więc depozytariusze wiary – kapłani. Powinni oni jednak reprezentować wiedzę najnowszą, według najnowszej egzegezy – Gdzie są tacy?

          Niestety, tam gdzie rękę przyłoży człowiek, dostrzega się jego partykularne interesy. Wierni ufając, w ogóle o tym nie myślą. Oddają się całym sercem przeżyciom religijnych. Gdy granica zostaje znacznie przekroczona rodzi się fanatyzm, dewotyzm. Z tematu Bożego zostaje niewiele. Liczy się otoczka,  kult. Ważniejsza staje się forma, a nie treść.

          Szkoda, że z depozytariuszami wiary nie można rozmawiać tak zwyczajnie, bez emocji. Przynajmniej ja nie mam pozytywnych wspomnień. Oni nie lubią zbyt dociekliwych poszukiwaczy prawdy wiary. Najczęściej pytający staje się podejrzanym, stawiany jest na pozycji heretyka, odszczepieńca. Gdy zadaje się pytania średnio trudne, ale współczesne, dostrzega się irytację – Dlaczego? – bo ich tak nie uczono. Szkoda.

          Zastanawiam się w jakim kierunku zmierza świat. Ujawnione prawdy powodują, że młodzi zniechęcają się do wiary. Zauważają rozbieżności. Tracą zaufanie do autorytetów. Do tego jeszcze te nieszczęsne potknięcia etyczne w kościele. Przez ułatwiony przekaz medialny informacje docierają szybko. Wielu z nich zadaje sobie pytania – a może to wszystko jest jedną wielką ściemą? Nawet wyższą rangą kapłani, teologowie odchodzą od Kościoła (ks. prof. zwyczajny Tomasz Węcławski, prorektor Ignatianum Stanisław Obirek, ekskomunikowany francuski prof. teolog Alfred Loisy i inni).

          Jak przekazać młodym, że świat nie toczy się dla samego toczenia, ale jest w tym zamysł Stwórcy? Ileż Kościół ma jeszcze do zrobienia. Co zrobić, aby kościół obudził się z letargu i aby zauważył potrzebę zmian.

Czy Jezus jest prawdziwym Bogiem?

 

          Dopóki Boga będzie traktowało się na podobieństwo istoty ludzkiej, a nie jako Akt działający zawsze będzie to tylko Jego subiektywny obraz, a nawet Jego karykatura. Można postawić sobie pytanie – Jak kochać Kogoś. Kto jest nieokreślony? 

          Kiedy młodzi zakochują się w sobie, to zazwyczaj zauroczeni są swoją fizycznością, wyglądem. Z czasem miłość nabiera głębi. Kocha się już nie ciało, ale osobę. Kiedy mówi się o miłości do Boga, to chodzi właśnie o taką miłość, do Osoby. Żeby kochać, to trzeba mieć motyw, podstawę. Nasuwa się pytanie – Za co kochać Boga? – Na pierwszy rzut oka Bóg jest nieobecny, niewidzialny, tajemniczy. Można powiedzieć – Boga nie ma.

          Aby Boga dostrzec, trzeba chcieć Go zobaczyć. Trzeba się na Niego otworzyć – Dlaczego Bóg nam to tak utrudnia?

          Bóg powołał świat swoją mocą, ale nie jest Istotą zmysłową. Nie może ukazać się, bo nie ma ciała, wyglądu. Bóg należy do innej rzeczywistości. On jest w nas, ale duchowo – Czy mamy Go za co kochać?

          Pomimo niewidzialności, Bóg uczestniczy w życiu człowieka. Przede wszystkim stale podtrzymuje Świat w Jego istnieniu. To cud niepojęty dla człowieka. Skutki Jego działania są widoczne dla tych, którzy chcą to zobaczyć. Wiara otwiera oczy i serca. Jedni widzą więcej, drudzy mniej.

          Ja spotykam Boga na każdym miejscu i czasie. On stale jest przy mnie. To wspaniałe uczucie Jego Obecności i Opatrzności. Nie znaczy, że usuwa przede mną każdą przeszkodę, chorobę, nieszczęście. On martwi się o mnie. Jest moim Przyjacielem. Ja nie wierzę, ja wiem, że On Jest. To wystarczy, abym zapłonął miłością do Boga jako Osoby.

          Miłość nie powinna polegać na ckliwości. Ma być troską o Stwórcę – Bez przesady – O Boga nie trzeba się martwić – Owszem, o Niego nie, ale o realizację Jego zamysłów. Bóg stworzył nas, bo miał koncepcję i plany względem ludzi. Koncepcja musiała być nadzwyczajna, piękna i wspaniała. Nie mogła być byle jaka. Związał ją z człowiekiem. Obdarzył człowieka niezwykłymi darami. Nazwał ludzi swoimi dziećmi. Przeznaczył im swoje dziedzictwo. Kto uważa, że Bóg jest mu niepotrzebny, to się myli. Zwyczajnie żeruje na darach, talentach jakie otrzymał. Ma do tego prawo. Bo Bóg nie chce zapłaty za dary. Każde dziecko jest kochane, a zwłaszcza to, które dostarcza największych kłopotów.

          Z miłości do swoich dzieci, Bóg przed nimi obnażył się. W Jezusie ukazał całe swoje jestestwo, aby ludzie patrząc na Jezusa widzieli w Nim Boga. Jezus jest Sakramentem, widzialnym znakiem Niewidzialnego Boga. Dokonało się to dopiero wtedy, gdy Jezus zrzucił okrycie cielesne. Umarł Człowiek, a w Duszy Jego, jak w zwierciadle, pokazał się Bóg-Ojciec.

          Zagorzali chrześcijanie burzą się na taki opis Jezusa-Boga. Chcę jednoznacznej deklaracji – Jezus jest prawdziwym Bogiem.

          W sumie nie ma o co kruszyć kopii. Zamysłem Boga było, aby wierni patrząc na Jezusa widzieli Ojca. Nie przez ciało, wygląd Jezusa, ale Miłość jaka z Niego emanuje. Zasadą wszelkiego istnienia jest Miłość.  To może jest trudne, ale Miłość to nie tylko relacja, to sama Istota Boga. Można powiedzieć, że Bóg jest Miłością i Jezus jest Miłością. W tym znaczeniu Jezus jest prawdziwym Bogiem.

Natchnienie

 

           Bóg tchnął życie. Świat organiczny, reprodukowalny, ewoluował przez miliony lat. Ewolucja jest ukierunkowana przez Stwórcę. Jednym z narzędzi jest probabilistyka, która odpowiada za zmienność w naturze. Powoli powstawały coraz bardziej skomplikowane organizmy zwierzęce jak płazy, gady i na końcu ssaki. Ewolucja może doprowadzić do stworzenia super stworzeń, ale będą to tylko zwierzęta. One nie przekroczą pewnej bariery intelektualnej.  Świadomość jest darem nadzwyczajnym.  Nie jest obsługiwana przez procesy biologiczne. Miejscem świadomości jest dusza.

           Człowiek został uwrażliwiony na dobro i zło. To kolejny dar Boga. Każde dobro jakie czyni człowiek jest w łańcuszku skutków i przyczyn zasługą Stwórcy. To klucz do zrozumienia wielu zjawisk religijnych. Warto o tym pamiętać. Uczynione zło tylko od człowieka pochodzi.

           Natchnienie[1] to subtelne odczytywanie intencji Boga, które odczytuje się w sumieniu i w sercu. To zdolność dana każdemu człowiekowi wraz z naturą duchową. Jak nie pomylić natchnienia z fantazją intelektualną? Bardzo proste. Po owocach. Jeżeli słowa, czyny z natchnienia pochodzą, a są dobre – zawsze od Boga pochodzą.

         Natchnienie wobec powyższego nabrało znaczenia uniwersalnego. Nie dotyczy tylko wybranych. Jest powszechne. Jeżeli moje teksty są bliżej prawdy, to w konsekwencji, ja jestem tylko nieudolnym jej przekaźnikiem. Tylko po owocach można poznać prawdziwego autora. Czy człowiek wobec tego nie liczy się?  Liczy się i to ogromnie. Bez człowieka nikt by o Bogu nic nie wiedział, nikt by Go nie odczytał. Człowiek czyniąc dobro przekazuje dobro Stwórcy. Człowiek nie może się chełpić, że jest dobry. Może jednak powiedzieć, że tego chce. Dlatego człowiek nie będzie rozliczany z uczynków ale z woli ich uczynienia. Wiara jest związana z wolą dlatego św. Paweł napisał: człowiek osiąga usprawiedliwienie nie przez wypełnianie Prawa za pomocą uczynków, lecz jedynie przez wiarę w Jezusa Chrystusa, my właśnie uwierzyliśmy w Chrystusa Jezusa, by osiągnąć usprawiedliwienie z wiary w Chrystusa, a nie przez wypełnianie Prawa za pomocą uczynków, jako że przez wypełnianie Prawa za pomocą uczynków nikt nie osiągnie usprawiedliwienia (Ga 2,16).

          Naród żydowski podjął trud napisania o Bogu. Zrobił to na kanwie historii swojego narodu. Pisząc tak ważne opracowania, siłą rzeczy, hagiografowie uruchomili wrażliwość na Boga. Bóg wykorzystał ten moment i dał się odczytać na miarę zdolności hagiografów. Pisarze religijni nie znajdując stosownych słów przekładu, dokonywali obrazowania treści. Jedni robili to lepiej, drudzy gorzej. Trzeba uświadomić sobie, że redakcja Pisma świętego trwała około 1000 lat. Powstała niezwykła Księga, napisana po ludzku, ale naszpikowana wiedzą o Bogu. Zadaniem fachowców jest odczytanie Bożego przesłania.

         Bóg pragnie nawiązać z człowiekiem bliższy kontakt. Czeka też na pewną jego dojrzałość. Widać tu pewną ekonomię objawiania się Boga: Objawienie naturalne w sercu człowieka, Objawienie w Piśmie, Objawienie przez znak widzialny w Jezusie.

          Postać Jezusa jest najbardziej kontrowersyjna – Dlaczego? – Niestety przez nadgorliwość hagiografów, a później przekaz katechetyczny obraz Jego został zniekształcony. Wierni pokochali obraz mityczny, ozdobiony, infantylny, ckliwy, karykaturalny, a nie prawdziwy Jezusa. – Jak to wszystko odkręcić?



[1] Natchnienie ma znaczenie szersze. W sztuce jest to wrażliwość na piękno. Wrażliwość jest darem, które de facto od Stwórcy pochodzi.

Tak to się zaczęło

 

          Ponieważ trudno dociec prawdy, człowiek tworzy ją na miarę swoich możliwości intelektualnych. Prawda przekazywana jest dalszym pokoleniom. Po jakimś czasie prawda nabiera charakteru aksjomatu. Nikt już nie pamięta jej genezy.

          Pierwsza Przyczyna jest logiczną koniecznością skutku i przyczyny (Bóg jako Stwórca Świata). Bóg jest, jak sam powiedział słowami hagiografa: Jestem, który Jestem (Wj 3,14). Dowodzenie tego aksjomatu zostawiam dalszym wywodom, niemal przy okazji. Teraz chciałbym skupić się na najstarszych oznakach religijności. Odkryto, że już neandertalczycy[1] wierzyli w życie pozagrobowe. Skąd u nich ta wiara? Człowiek ma w sobie zakodowaną potrzebę szukania transcendencji, jakieś Siły i Mocy, na których mógłby oprzeć rozumowanie skutków i przyczyn. Bóg wyposażył człowieka w duchową wrażliwość i w pragnienie Boga. Mówi się, że Boga wymyślił człowiek. A może znalazł Go w sobie? Nie rozumiał, ale czuł, że Jest, że Istnieje[2].

          Bóg osiągnął swój pierwszy cel. Jest niepoznawalny, ale wyczuwalny. Ludzie Go potrzebują. Na tle wrodzonego pragnienia Boga zaczęła rodzić się religia.

          Zjawiska przyrodnicze dobre i złe nie do końca zrozumiałe wiązano również ze niezrozumiałym Bogiem. Z czasem, każdemu zjawisku atmosferycznemu przypisywano osobnego boga. Pojawił się politeizm.           

          Nieznanemu trzeba było oddawać hołd. Pojawił się kult. Bardziej predestynowani do działania wzięli  sprawy w swoje ręce. Pojawili się szamani, kapłani plemienni. Wodzowie bardzo szybko zorientowali się, że religia jest świetnym środkiem do dyscyplinowania ludzi. W usta Boga wprowadzano ludzkie zakazy i nakazy. Od samego początku Bóg został wykorzystany do ludzkich interesów.

          Pierwsze Objawienie Boga pojawiło się w ludzkich sercach w sposób naturalny. Nieznany stał się przedmiotem wiary. Tak to się zaczęło.

          Przez wieki wiara była uzupełniana w antropologizmy. Teogonia to nauka o pochodzeniu bogów. Pokazuje najprzeróżniejsze opowieści jak rodzili się bogowie według ludzkiej wyobraźni. W Egipcie pojawiła się koncepcja trójcy: Ozyrys-Izyda-Horus. Zawsze jednak wśród bóstw znajduje się ten jeden najważniejszy i najwyższy. Takim bogiem najwyższym w Egipcie był Ptah. Dzięki niemu powstają inni bogowie widzialni. W chrześcijaństwie pojawi się postać Jezusa jako obraz Boga widzialnego.

          Bazując na przekazach historycznych z okresu przedsemickiego  (3600 lat przed Chr.)  już sumerowie wprowadzili do swojej religii zastępy aniołów jako orszak Króla Niebios[3]. Ich rozumowanie było proste. Co to za król, który nie ma swojego wojska i orszaku. Władza królewska zawsze miała charakter sakralny i vice versa. Poddani uważali swego władcę za przedstawiciela bóstwa. Władca był synem boga, a jego władza i urząd od boga pochodziła. To sprzężenie zwrotne wzajemnie na siebie oddziaływało.

          Przed religią semicką (ok. 2000 lat przed Chr.) istniały już inne religie z objawienia naturalnego. W narodzie żydowskim pojawiła religia, w której Bóg dokonał kolejnego kroku. Objawił się w Piśmie. Przykładem dla Żydów były tradycje wielkich kultur mezopotamskich: sumeryjskich, akkadyjskich, babilońskich, asyryjskich, hetyckich. Ogromną rolę odegrała religia egipska.

           Aby zrozumieć proces religiotwórczy należy zapoznać się z mechanizmem natchnienia. Co to jest natchnienie?



[1] Po głową neandertalczyka odkopanego w Le Moustier we Francji znaleziono toporek jako wyposażenie na dalsze życie. Oznaka wiary w życie pozagrobowe.

[2]  Niektórzy, jak np.  Budda odczytywał prawo naturalne nie dostrzegając Boga Osobowego

[3]  Przekonanie o istnieniu aniołów występowało we wszystkich starożytnych religiach bliskowschodnich. Encyklopedia Katolicka Wyd. KUL  Lublin 1985, tom I, hasło Angelologia, s. 549