Rozmnożenie chleba

 

          O cudownym rozmnożeniu chleba przez Jezusa mówią wszyscy ewangeliści. Trudno więc zaprzeczyć, że takie zdarzenie miało miejsce. Być może na podobieństwo rozmnożenia chleba przez Elizeusza: Pewien człowiek przyszedł z Baal-Szalisza, przynosząc mężowi Bożemu chleb z pierwocin, dwadzieścia chlebów jęczmiennych i świeżego zboża w worku. On zaś rozkazał: “Podaj ludziom i niech jedzą!” Lecz sługa jego odrzekł: “Jakże to rozdzielę między stu ludzi?” A on odpowiedział: “Podaj ludziom i niech jedzą, bo tak mówi Pan: Nasycą się i pozostawią resztki”. Położył więc to przed nimi, a ci jedli i pozostawili resztki – według słowa Pańskiego  (2 Krl 4,42–44) Jezus chciał uczynić podobny znak. Opisy ewangelistów są dość podobne. Synoptycy jak i autor Ewangelii Janowej zaznaczyli, że Jezus przed cudem odmówił błogosławieństwo (Mt 14,19; Mk 6,41;  Łk 9,16; J 6,11) jakby potrzebował od Boga-Ojca akceptacji, zgody, mocy i pomocy. Cud rozmnożenia był szczególny i niezwykły. To nie było zdarzenie nieprawdopodobne (o znamionach cudowności), które się zdarzyło, lecz materialne pomnożenie bytów (autentyczny cud). Czy Bóg złamał prawo przyrody, które sam ustanowił? Prawo zachowania energii mówi, że nic z niczego nie może powstać (i Salomon z próżnego nie naleje). Trudno jest dać jednoznaczną odpowiedź i wytłumaczyć fizycznie to zdarzenie. Jest ono jednak przykładem, że i takie cuda miały miejsce.

          Filozoteizm uważa, że substrat materii, jako byt, nie istnieje. Materii nie przysługuje oddzielne istnienie. To, że materia jest spostrzegana wynika z odpowiedniej struktury energetycznej, która przybiera przymioty materii. Przymioty te dają możliwość zmysłowego jej spostrzegania. Jeżeli wszystko zbudowane jest z energii, a ona wynika z mocy Boga, to cud rozmnożenia chleba jest w zasięgu zrozumienia. Bóg swoją mocą dostarczył potrzebną energię i poskładał ją w bochenki chleba.

          Podobnie można wytłumaczyć cud odrośnięcia amputowanej prawej nogi jaki zdarzył się w Hiszpanii w Calandzie Miquelowi Juanowi Pellicerowi w 1640 r.).

Etykieta ateisty

 

          Ateiści mówią, że Boga nie ma i nie muszą być Bogu za nic wdzięczni. Chcąc nie chcąc korzystają jednak z wszelkich darów w jakie Bóg wyposażył każdego człowieka.

          Ateiści nie mają potrzeby modlenia się. Nie wiedzą jednak, że każda myśl o Bogu już jest modlitwą. Sama intencja otwiera autostradę, po której w obie strony biegną myśli ludzkie (do Boga i powracające). Powrotne myśli niekiedy ulegają wzmocnieniu lub osłabieniu. 

          Tylko nierozsądni nie godzą się z tezą, że każdy skutek musi mieć swoją przyczynę. Świat jest skutkiem, a więc musi mieć przyczynę. Jeżeli ateiści podobnie myślą, to powstaje wspólna płaszczyzna porozumienia. Jest nią istnienie przyczyny. Jeżeli jest, to nasuwa się pytanie – jaka ona jest?  Odpowiedzi mogą być różne. Ważne jednak, że o niej się mówi. Każdy może myśleć inaczej, ale mowa jest o tym samym – Stwórcy.

          Ontologiczny opis Boga jest mało czytelny i mało zrozumiały. Natomiast Bóg działający czyni skutki, a one świadczą o Jego istnieniu.

          Ateiści często burzą się i odrzucają antropomorficzny obraz Boga, tak bardzo rozpowszechniony w umysłach ludzi. Mają rację. To totalne nieporozumienie. Gdyby mówić o Przyczynie jako Akcie działającym, to można by wypracować z ateistami wspólne stanowisko. Pod pojęciem Aktu działającego (dla wierzących dynamiki Bożej), ateiści mogą spostrzegać naturalny bieg wydarzeń. Porozumienie między wierzącymi, a niewierzącymi byłoby bliskie.

          Wiedza naukowa o nieistnieniu substratu materii powinna ukierunkować wszystkich (wierzących i niewierzących) do pojmowania dynamicznej natury świata. Istniejemy, a tak naprawdę materialnie nas nie ma. Świat jest wielkim złudzeniem opartym na emocjonalnej relacji między Stwórcą a stworzeniami, jak i między stworzeniami. A więc wszystko jest z Ducha i z Jego tchnienia.

          Ateiści zaprzeczają jakąkolwiek ingerencję z zewnątrz i wpływ na życie człowieka. Wierzący z kolei dopatrują się ciągłej, widocznej ingerencji Boga w każdym wydarzeniu codziennego dnia. Pomijając fakt, że  Bóg bez przerwy podtrzymuje świat w jego istnieniu, to prawda o jego ingerencji leży pośrodku. Bóg dał człowiekowi wolność i nie może bez przerwy ingerować i naruszać porządek wypracowany przez człowieka. Jeżeli człowiek chce, to może wywoływać wojny i czynić największe zbrodnie (Hitler). Bóg mu w tym nie przeszkadza (choć „smuci” Go ten fakt).

          Ateiści również poszukują motywów swojego działania czy postępowania. Nie mając oparcia w Bogu muszą sami wypracowywać decyzje i brać za nie osobistą odpowiedzialność. 

          Ateiści czują się osamotnieni. Sami dla siebie muszą być autorytetem, sprawiedliwością, sędzią, a nawet bogiem. Nie mają żadnego i z nikąd oparcia. To bardzo trudne.

          W gruncie rzeczy pojęcie „ateizm” jest tylko mylną etykietą. Wszyscy podobnie czujemy, kochamy, cieszymy się i smucimy. To co nas różni jest tylko roboczą dywagacją, dyskusją, polemiką. Wszyscy jesteśmy sobie równi: Z tych samych ust wychodzi błogosławieństwo i przekleństwo (Jb 3,10).  Przed Bogiem nie można się ukryć.

Apologia Jezusa

 

          Rozdział Apologia Jezusa (J 5,19–47) jest kontynuacją przekazu Jana lub stanowiska wypracowanego przez szkołę Janową na temat Jezusa. Werset: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Syn nie mógłby niczego czynić sam od siebie, gdyby nie widział Ojca czyniącego (J 5,19) ujawnia mechanizm ludzkiego działania. Bez Boga człowiek nie jest zdolny do żadnej czynności i działania. Stwórca zaprogramował w człowieku mechanizmy pozwalające na samodzielność bytową i egzystencjalną. Zwierzęta zostały skromniej wyposażone w podobne mechanizmy. Człowiek otrzymał ponadto rozum i świadomość (nie mówiąc już o wolnej woli). Jezus wyposażony został w jeszcze doskonalsze możliwości: wskrzeszania umarłych, ożywiania i czynienia cudów (znaków).

          Cuda  (znaki) Jezusa należy rozpatrywać inaczej od cudownych zdarzeń opisywanych przez ewangelistów (np. teofania Boga podczas chrztu Jezusa). Opisy te nie należy przyjmować dosłownie. Najczęściej są one obrazami teologicznymi.

           W dalszej części: Albowiem to samo, co On czyni, podobnie i Syn czyni. (J 5,19) przedstawiony jest Jezus w Akcie działającym. Jezus już za życia otrzymał możliwości czynienia cudów i znaków nadzwyczajnych, choć nie został jeszcze wywyższony (na krzyżu) do godności Boga-Ojca.

           Ciekawa jest perykopa:  Ojciec bowiem nie sądzi nikogo, lecz cały sąd przekazał Synowi (J 5,22). Dalej wyjaśnia dlaczego: aby wszyscy oddawali cześć Synowi, tak jak oddają cześć Ojcu (J 5,23). Autor akcentuje: Kto nie oddaje czci Synowi, nie oddaje czci Ojcu, który Go posłał (J 5,23). Dalej wyjaśnia:  Przekazał Mu władzę wykonywania sądu, ponieważ jest Synem Człowieczym (J 5,27). Mowa jest tu o sądzeniu w czasach eschatologicznych. Za życia Jezus powstrzymywał się od sądzenia ludzi: Wy wydajecie sąd według zasad tylko ludzkich. Ja nikogo nie sądzę (J 8,15); ja go nie sądzę; bom nie przyszedł, ażebym sądził świat, ale ażebym zbawił świat (J 12,47).

         Jezus ujawnia: Ojciec, który Mnie posłał, On dał o Mnie świadectwo. Nigdy nie słyszeliście ani Jego głosu, ani nie widzieliście Jego oblicza (J 5,37). Ten werset można będzie lepiej zrozumieć po przyjęciu Jezusa jako Aktu działającego. W Akcie działającym Bóg Ojciec i Jezus stanowią jedno w działaniu. Bóg-Ojciec przez Jezusa Chrystusa ukazuje siebie.

          Werset: dzieła, które czynię, świadczą o Mnie, że Ojciec Mnie posłał (J 6,36) suponuje, że Bóg-Ojciec zlecił Synowi czynności i dzieła, które Jezus posłusznie wykonuje. Jak podaje filozoteizm, Jezus odczytał stan Prawdy, który niekoniecznie musi być zamysłem Boga,  choć jest z Bogiem związany. Stan Prawdy to najlepsze i najbardziej optymalne rozwiązanie danej sytuacji. Tę Prawdę Jezus odczytywał i traktował jako imperatyw do własnego działania (por. Mt 3,15).

Jezus i Samarytanka

 

          Jan Chrzciciel miał wielki autorytet. Doszło do tego, że niektórzy uważali go za Mesjasza. On sam musiał prostować i tłumaczyć błędną opinię: Ja nie jestem Mesjaszem, ale zostałem przed Nim posłany (J 3,28).

         Warto przytoczyć słowa Jana: Człowiek nie może otrzymać niczego, co by mu nie było dane z nieba (J 3,27). Ujawniają one mechanizm Bożego działania.

          Jeżeli człowiek sam z siebie nic nie może uczynić, to gdzie jest wolność człowieka? Jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Kierowca auta może skręcać w każdą stronę według swej woli, ale w baku musi być benzyna (czy inne paliwo). Motorem ludzkiego działania jest stałe podtrzymywanie świata w jego istnieniu. Bóg jest Istotą stale działającą, ale nie determinującą. O tym należy pamiętać.

          W perykopie Jezus i Samarytanka napisano: chociaż w rzeczywistości sam Jezus nie chrzcił, lecz Jego uczniowie (J 4,2). To świadczy, że Jezus tylko powołał Kościół, ale sam Go nie organizował. Jezus pokazał drogę do zbawienia, ale nie determinował przyszłości swoich zwolenników. Być może dlatego instytucja kościelna ma tak wiele z ludzkich cech.

          Scena z Samarytanką, która nie była Żydówką (Żydzi z Samarytanami unikali się nawzajem) pokazuje uniwersalizm Jezusa. Podobnie jak przy spotkaniu z Nikodemem następuje autopromocja Jezusa: O, gdybyś znała dar Boży i [wiedziała], kim jest Ten, kto ci mówi: “Daj Mi się napić” – prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej (J 4,9). Faryzeusze zarzucają Jezusowi: Ty sam o sobie wydajesz świadectwo (J 8, 18). Autor Ewangelii przy okazji spotkania Jezusa z Samarytanką, dał wykładnię teologiczną.

             Czytając perykopę Jezus i Samarytanka odnosi się wrażenie, że czyta się pewien traktat teologiczny opracowany przez szkołę religijną, a nie spisaną prawdziwą historię Jezusa. Przekaz jest czytelny: Bóg jest duchem: potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie (J 4,24). Wzmianka: iż Jezus pozyskuje sobie więcej uczniów i chrzci więcej niż Jan  (J 4,1) suponuje, że wytworzyła się pewna rywalizacja między grupami religijnymi: Jana i Jezusa, i że Jezus zyskuje  sobie więcej uczniów: chociaż w rzeczywistości sam Jezus nie chrzcił, lecz Jego uczniowie (J 4,2). Treść wskazuje, że przy Jezusie działała już organizacja religijna.

          Egzegeza idzie w kierunku ujawnienia boskiej mocy Jezusa. Jest On właścicielem Źródła wody życia: Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu (J 4,14). Jezus czyta w sercach ludzi. Zna ich życiorysy i najskrytsze myśli: Powiedział mi wszystko, co uczyniłam  (J 4,39). Skoro tak, to musi być oczekiwanym Mesjaszem. Jemu należy oddawać cześć boską.  Treść wskazuje wyraźnie, że  jest przekazem stanowiska wypracowanego przez Jego uczniów. Sam Jezus nie mógł być autorem takich myśli. Jego cechowała skromność i powściągliwość.

Nikodem

 

          O Nikodemie, dostojniku żydowskim, pisze tylko autor Ewangelii Janowej. Opisując jego spotkanie z Jezusem chciał przekazać znaczenie sakramentu chrztu oraz ukazać Jezusa jak Syna Bożego. Być może spotkanie Jezusa z Nikodem było motywem scenariusza teologicznego Ewangelii.

          Nikodem był inteligentnym człowiekiem. Wiedział, że jak ktoś czyni takie znaki (cuda) jak Jezus, nie może być zwykłym człowiekiem. Czuł, że coś łączy Jezusa z Bogiem. Bardzo go to intrygowało i: przyszedł do Niego nocą (J 3,2). Spotkanie nocne sugeruje, że odbyło się bez świadków, w cztery oczy.

           Jezus zaskoczył Nikodema stwierdzeniem: zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego (J 3,3). Nikodem nie pojmuje. Odbiera słowa Jezusa dosłownie. Zastanawia się, jak może człowiek powtórnie się narodzić? Czy jego religia (judaistyczna) nie wystarcza do tego, aby ujrzeć królestwo Boże? Jezus wyjaśnia: jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego (J 3,5).

          Zdanie to budzi wątpliwość co do autentyczności słów Jezusa. Gdyby były to Jego słowa, to nikt poza chrześcijanami nie osiągnąłby zbawienia.

          Trudno uznać, że treść rozmowy Nikodema z Jezusem została  opubliczniona. Opowiadanie ewangeliczne spotkania było więc narracją własną autora Ewangelii. Chciał on przekazać konieczność chrztu jako deklaracji uczestniczenia w nowym nurcie religijnym.

          Postać Nikodema pojawi się w tej samej Ewangelii w scenie, w której faryzeusze zastanawiają się  nad dalszym postępowaniem względem Jezusa (J 7,50–51).

          Autor Ewangelii usilnie chce wykazać, że Nowa Ewangelia niesie prawdy teologiczne. Dziwi się, że świadectwo niesione przez uczniów z trudem dociera do dostojników żydowskich. Jezusowi przypisuje słowa: Jeżeli wam mówię o tym, co jest ziemskie, a nie wierzycie, to jakżeż uwierzycie temu, co wam powiem o sprawach niebieskich? (J 3,12). Można tu dostrzec już zalążek pewnej pychy.  Autor uzurpuje sobie prawo do Prawdy.

          W dalszej części opowiadania autor przedstawia Jezusa w taki sposób jakby On sam promował się słowami: bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego (J 3,16–18).  

          To zdanie również nie może pochodzić z ust Jezusa. Niepodobne, aby Jezus sygnalizował potępienie dla tych, którzy w Niego nie uwierzą.

          Wszelkie słowa potępienia wychodzące z „ust” Bożych, czy Jezusa należy traktować jako wątpliwe. Należy je jednak odczytywać jako teologiczną przestrogę. Niestety, stanowią też namiastkę dyscyplinowania wiernych do posłuszeństwa metodą kija i marchewki.

Kościół katolicki a inne religie

 

          Co jakiś czas wracam do tematu ekumenizmu i roli w nim Kościoła katolickiego. Filozoteizm tak ujmuje to zagadnienie.

          Bóg stworzył świat. Powołał człowieka. Wyposażył go w instrumenty w poszukiwania Boga i czekał. Objawienie naturalne, który każdy nosi w sobie powodowało, że zaczął tworzyć się kult Boga. Tak rodziła się religia. Na wiedzę objawioną nakładano własne koncepcje (np. nierząd sakralny). Religie z czasem obrastały w mity i legendy. Coraz mniej było w nich prawdziwego Boga.

          W historii pojawiały się osoby, które przejmowały rolę  przywódców religijnych. Ich doświadczenia mistyczne, wizje neurotyczne owocowały odczytywaniem najczęściej stron etycznych zamysłu Bożego. Powstawały nowe wyznania i religie. Niektórzy przywódcy zostawili po sobie pamięć w przekazach ustnych, inni w  pismach.

          Genialny naród żydowski odczytał Boga jedynego i opisał Objawienie  w Piśmie świętym. Autorów było wielu. Świadczy o tym tysiącletnia jego redakcja. Boga poszukiwał w pewnym sensie cały naród. Trzeba podkreślić, że było to wydarzenie o wymiarze ogólnonarodowym. Wymiar duchowy dużego kalibru. Bóg nie mógł tego „przeoczyć”.  Owocem był współudział  (przez natchnienia hagiografów) Boga w redagowaniu Pisma. Jest to kapitalny przykład wzajemnej współpracy Boga i człowieka.

          Trudno powiedzieć, czy to Bóg wybrał sobie naród żydowski do swojego Objawienia. Pewne jest natomiast, że to naród żydowski dał świadectwo o Bogu.

          W innych religiach nie było takiej siły sprawczej. W nich działali pojedynczy przywódcy religijni (np. Mahomet, Guru Nanak, Gedun Drub, Bodhidharma i wielu innych).

          Drugim fenomenem historycznym był Jezus. Pobożny Żyd całkowicie zawierzył Bogu i oddał Mu się całkowicie. Bóg Go Wywyższył na krzyżu. Łaska Boga spłynęła obficie. Narodziło się chrześcijaństwo. Religia chrześcijańska miała świadomość wyróżnienia. Zamiast kierować się miłością do innych religii wpadła w szpony pychy. Inne religie, które dostrzegają walory religii chrześcijańskiej bronią się przed dominacją Kościoła katolickiego (chrześcijaństwa) uważając, że pryncypia wiary są podobne. Mahatma Gandhi (1869–1948) bardzo dobrze znał nauki Jezusa: Przez wiele lat mojego życia uważałem Jezusa z Nazaretu za wielkiego Mistrza, prawdopodobnie najpotężniejszego, jakiego kiedykolwiek znał świat… Mogę powiedzieć, że Jezus zajmuje specjalne miejsce w moim sercu, jako nauczyciel, który wywarł olbrzymi wpływ na moje życie. Nie przeszedł jednak na chrześcijaństwo, bo jak mówił: podobne nauki znajduje w swojej religii. Głównym jednak powodem była instytucja kościelna Kościoła chrześcijańskiego, która jest źle widziana (może właśnie przez swoją pychę).

          Kościół katolicki ma powody do dumy. W nim Bóg odkrył wiele ze swoich tajemnic. To jednak powinno uczyć katolików pokory. Wdzięczność za łaskę wiary katolicy powinni wyrażać w postawie miłości i szacunku do braci  innych wyznań.

 

Chrzest Jezusa

 

          Czy chrzest Jezusa był wydarzeniem historycznym? Dość zaskakujące, że Jan Ewangelista nie opisuje tego wydarzenia. Ogranicza się tylko do przytoczenia świadectwa Chrzciciela: “Ujrzałem Ducha, który jak gołębica zstępował z nieba i spoczął na Nim.  Ja Go przedtem nie znałem, ale Ten, który mnie posłał, abym chrzcił wodą, powiedział do mnie: “Ten, nad którym ujrzysz Ducha zstępującego i spoczywającego nad Nim, jest Tym, który chrzci Duchem Świętym”. Ja to ujrzałem i daję świadectwo, że On jest Synem Bożym” (J 1,32–34).

          Chrzest Jezusa poświadczają wszyscy ewangeliści. Podobnie pierwotna katecheza apostolska (Dz 1,5.22; 10,37; 11,6; 13,24–25; 18,25; 19,3–4) oraz  niektóre apokryfy (EwEb 4,11–12; EwHbr 2,1–7). Synoptycy opisują chrzest  obrazowo według posiadanego wspólnego źródła przekazu. Przekaz Jana Ewangelisty wydaje się najbliżej prawdy historycznej. Teofania i zstąpienie Ducha Świętego pod postacią gołębicy zostały odczytane neurotycznie przez Jana Chrzciciela i on o tym zaświadczył. Przekaz Jana Ewangelisty wydaje się więc najbardziej rzetelny i zdroworozsądkowy.

          Ze świadectwa Jana Chrzciciela wydobyto sens teologiczny wydarzenia według własnych perspektyw ewangelistów. W trakcie chrztu Jezusa ujawniła się cała troistość Boga. Bóg-Ojciec  w słowach: Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie (Łk 3, 21), Jezus jako Syn Boży i zstępujący Duch Święty pod postacią gołębicy.  Bóg potwierdza tym samym misję Jezusa.

          Teologia chrztu jest bardzo rozbudowana. Stała się ona fundamentem wiary chrześcijańskiej. Spina ona przesłania wszystkich ewangelistów w jedną konstrukcję wiary.

           Filozoteizm dostrzega, że świadectwo chrztu, de facto, zostało przekazane jedynie przez jednego świadka wydarzenia tj. Jana Chrzciciela. Sam Jezus nic nie wspominał o swoim chrzcie, choć powoływał się na sakrament chrztu: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego (J 3,5).

          Ewangelie nie są przekazem historycznym, choć pozornie tak można je odbierać. Dla wielu może to być mylące. W nich natomiast jest przedstawiona już teologia opracowana post factum wydarzeń. Bardzo często w treści ujmowane są zdarzenia, które mają się dopiero zdarzyć. Taki sposób narracji podświadomie kształtuje, a wręcz narzuca np. preegzystencje Syna Bożego (istniał od początku świata). Podobnie suponuje, że to Bóg narzucił misję Jezusowi: bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne (J 3,10).

          Filozoteizm podkreśla oddolny rozwój religii. Bóg nie determinuje historię, ale w niej uczestniczy na swój sposób. Kościół katolicki uważa natomiast, że Bóg aktywnie uczestniczy w życiu człowieka w całej rozciągłości zdarzeń.

          Bóg działa bardzo dyskretnie, aby nie naruszać wolności człowieka. Działanie Jego polega na ciągłym uaktywnianiu umysłu do podtrzymywania relacji z Bogiem. Działania Boga (łaska) mogą być całkowicie bez efektu, jeżeli człowiek sam nie będzie tego chciał.

          Filozoteizm proponuje ogląd wiary bez zbędnego bagażu wielu cudownych zdarzeń. Czy przez to religia jest uboższa? Uważam, że wręcz odwrotnie. Jest piękniejsza, bo jest bardziej zrozumiała, zdroworozsądkowa i na miarę dzisiejszej wiedzy przyrodniczej.

 

Rola Jana Chrzciciela

 

          Autor czwartej Ewangelii pokazuje Jana Chrzciciela jako proroka zwiastującego Syna Bożego Jezusa Chrystusa. Jan Chrzciciel nie przyznaje się do znajomości z Jezusem: Ja Go przedtem nie znałem (J 1,31). Nie utożsamia się też z prorokiem choć przyznaje, że został posłany: Ten, który mnie posłał, abym chrzcił wodą (J 1,33). Zapytany, odpowiada słowami Izajasza:  Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską (Iz 40,3).  O Jezusie ma wiedzę, którą zaczerpnął w widzeniu mistycznym: Ujrzałem Ducha, który jak gołębica zstępował z nieba i spoczął na Nim (J 1,32). Z łatwością Go rozpoznaje: Oto Baranek Boży (J 1,36).

          Jan Chrzciciel (6 przed. Chr. – 32) ur. w Ain Karem podjął rolę pustelnika, kaznodziei i misjonarza na pustyni Judzkiej.  Prawdopodobnie znał sektę esseńczyków, jednak nie da się jednoznacznie stwierdzić, czy był jej członkiem. Podczas prac misyjnych ujawnił się w nim prorok zwiastujący nadejście Mesjasza.  Chrześcijanie uważają go za ostatniego biblijnego proroka przed nadejściem Chrystusa. Jego historyczność potwierdza historyk żydowski Józef Flawiusz w dziele Dawne dzieje Izraela. Jego rolą było wzywanie ludzi do nawrócenia duchowego: Ja was chrzczę wodą dla nawrócenia (Mt 3,11). Symbolem nawrócenia był chrzest w rzece Jordan. Bóg „zaangażował” go do znaczniejszej roli – zapowiadania nadejścia Mesjasza. Tym samym został emisariuszem Jezusa. Przygotowywał grunt pod Jego działalność, nakreślał mesjańska sylwetkę Jezusa i Jego rolę: On was chrzcić będzie Duchem Święty i ogniem (Mt 3,11) .

          Jezus znał działalność Jana i w pełni go aprobował: Coście wyszli oglądać na pustyni? (…) Proroka zobaczyć? Tak, powiadam wam, nawet więcej niż proroka. On jest tym, o którym napisano: Oto ja posyłam mego wysłańca przed Tobą, aby Ci przygotował drogę. Zaprawdę powiadam wam: Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela (Mt 11,7–11; Łk 7,24–27).

          Sam chrzest Jezusa przez Jana jest obrazem teofani i chrystofani Syna Bożego opisany przez Mateusza 3,13–17, Marka 1,9–11, Łukasza 3,21–22. Widać wyraźnie, że ewangeliści korzystali z jednego źródła historycznego, które ich ukształtowało teologicznie. Ciekawe, że Jan Ewangelista nie opisuje wprost chrztu, a jedynie przytacza świadectwo Jana Chrzciciela, w pewnym sensie potwierdzające relacje synoptyków.

          Z chrztu Jezusa wyciągnięto interpretację teologiczną pojawienia się  w postaci widzialnej całej Trójcy Świętej: Bóg Ojciec przemawia, Syn Boży jest w postaci ludzkiej, a Duch Święty pojawia się nad nim w postaci gołębicy (epifania trynitarna): Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie (Łk 3, 21).                

          Po spełnieniu misji, Jan został stracony za krytykowanie niemoralnego małżeństwa Heroda Antypasa. Do jego śmierci przyczyniła się jego żona Herodiada.

          Wydarzenie chrztu Jezusa w Jordanie jest przedstawiane przez Kościoły chrześcijańskie niemalże jako zmysłowe doświadczenie. Dobrze byłoby odstąpić od karkołomnych przekazów słyszenia głosu Boga, czy Ducha Świętego w postaci gołębicy zstępującej z niebiosa. Sama gołębica jest już obrazem.

Światło nadprzyrodzone

 

          Drugim ważnym pojęciem wprowadzonym przez autora czwartej Ewangelii jest „światło” nadprzyrodzone na podobieństwo światła widzialnego. Filozoteizm w pełni aprobuje to pojęcie dostrzegając w nim doskonałe obrazowanie (analogię) nie tylko substancji ducha, ale i jego dynamikę. Nie należy jednak utożsamiać światła nadprzyrodzonego z falą elektromagnetyczną (światłem fizycznym). To inna natura, inny rodzaj emisji i promieniowania. W XIII wieku Bonawentura uważał, że światło nadprzyrodzone jest formą istnienia wszystkich ciał, czyli że jest w każdym ciele materialnym. Filozoteizm odcina się częściowo od takiego poglądu uznając jednak, że światło duchowe jest w każdym człowieku.

          Światło nadprzyrodzone to odpowiednik natury duchowej. Źródłem światła jest sam Bóg: On był lampą, co płonie i świeci (J 5,35). Owe światło metafizyczne jest istotą osobowego Boga i równocześnie objawia się jako Jego atrybut.  Ma w sobie moc, która poprzez promienie rozprzestrzenia się w nieskończoność. Światło nadprzyrodzone stwarza światło fizyczne, które w szczególny sposób staje się znakiem tego pierwszego.  Światło jest wspólną platformą Boga i człowieka. Można  go utożsamiać z życiem: życie było światłością ludzi   (Łk 1,4). Natura światła pozwala łączyć ducha człowieka z Bogiem w jeden strumień. Odległość od Źródła określa stopień zażyłości z Bogiem. Na końcu znajdują się dusze, które nie przyjęły zaproszenia od Boga. Ważne jest, że jednak są. Daleko, ale w tym samym strumieniu. Być może ich odległość kiedyś się zmniejszy i ogrzeją się ciepłem zbliżającego się Źródła. W obrazie światła jest miejsce na Boga, niebo, czyściec a na końcu miejsce, które określa się niesłusznie piekłem.

          Kiedy człowiek patrzy w źródło światła zostaje oślepiony jego blaskiem. Paradoks. Widzi się jego promienie, a nie dostrzega się tego, co jest najmocniejsze i najistotniejsze. Światła nie widać bezpośrednio, jest ono niewidzialne.  Podobnie jest ze Źródłem Światła, który obrazuje Boga: Boga nikt nigdy nie widział (J 1,18). Nie ma takiej przesłony przed światłem, aby można było poznać i dostrzec samego Boga. Człowiek musi się z tym pogodzić. Ważne, że jest, istnieje i działa.

          Aby człowiek mógł dostrzec światło nadprzyrodzone musi mieć w sobie wiarę, która oświeca i wzmacnia rozum oraz uzdalnia do pojmowania tajemnic Bożych.

Na początku było Słowo

 

            Ewangelia Jana zaczyna się Prologiem, który prawdopodobnie został dopisany nieco później. Choć Jan podkreślał człowieczeństwo Jezusa, nie mniej wyraźnie mówił o preegzystencji (istnienie uprzednie) boskiego Słowa (Logos) jako drugiej Osoby Trójcy Przenajświętszej. Można to odczytać z tekstu Prologu, że Jezus był w swej istocie od wieków u Boga i był Bogiem: Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo (J 1,1); A Słowo stało się ciałem  i zamieszkało wśród nas. I oglądaliśmy Jego chwałę, chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca, pełen łaski i prawdy (J 1,14). Syn przedstawiony jako Logos (Słowo) nie może być pojmowany jako oddzielony od Ojca, lecz jest z Nim w wiecznej jedności istoty. Stał się Człowiekiem i zamieszkał wśród nas.  Ewangelia w swym myśleniu i argumentacji w całości opiera się na Starym Testamencie – na Torze (Rudolf Pesch), której sposób argumentowania jest głęboko zakorzeniony w judaizmie z czasów Jezusa. Korzeni tych dowodzi niezbicie język tej Ewangelii. Jezus mówił:  Gdybyście jednak uwierzyli Mojżeszowi, to byście i Mnie uwierzyli. O Mnie bowiem on pisał (J 5,46).

          Na czarnym granicie, za sprawą kapłanów Ptaha, wykłuto bardzo stary tekst (przechowywany na papirusie od ponad dwa tysiące lat) wzywający wszystko, co żyje, łącznie ze wszystkimi bogami Egiptu, do wzniesienia się ku jedynemu bogu Ptah (kamień ten przechowywany jest w British Museum od 1805 r.). Bóg Ptah stworzył wszystko, a słowo tchnęło życie. Podobnego sformułowania w Ewangelii użył Jan: Na początku było Słowo (…) (J 1,1).

          Słowo „logos” w historii miało wiele znaczeń.  Autor czwartej Ewangelii pod pojęciem „logosu” umiejscowił nie tylko Syna Bożego (Drugą Osobę Boską), ale i tajemnicę Boga samego. Słowo to ma swoją głębię znaczeniową. Jan jest głosicielem troistości Boga.

          Filozoteizm próbuje wyrwać się z tej misternie tkanej szaty pojęciowej, która próbuje umiejscowić Boga w pojęciach nieprawdopodobnie wydumanych, wzorowanych na religiach bliskowschodnich (babilońskiej, asyryjskiej), w których na czele panteonu stała kosmiczna triada bogów: Anu (sumeryjski An) – bóg nieba, Bel  (Enlil) – bóg ziemi, Ea (Enki) – bóg oceanu[1]. Trochę młodsza triada, znana bardziej z wersji babilońsko-asyryjskiej: Enki (Ea) – ojciec; Dumuzi –  (tamuz, Mardukl) – syn, bóstwo życia, umierające i zmartwychwstające; Gibil – przyjaciel syna, bóg ognia i światłości[2]. W Egipcie również istniała koncepcja 3-postaciowego Boga, Re-Ptah-Amon[3]. Prawdopodobnie długa tradycja wielobóstwa (politeizmu) przygotowywała obraz, ideę i pomysł Trzech Osób[4]. W hinduizmie Trimurti, Brahma lub Indra oraz Wisznu. W mazdaizmie irańskim była triada: Choda (późniejszy Ahura Mazda), Anahita i Mitra. Znana jest też „triada buddyjska”: Buddha, Dharma i Samgha jako postacie soteryjne, a nie boskie. Staroegipska opowieść mówiła o trójcy: Ozyrys-Izyda-Horus jako istoty boskie.

          Słowo „logos” określa Akt działający (Boga, Jezusa, Ducha Świętego), który ma wymowę dynamiczną. Przez Słowo powstał świat: niech się stanie (Fiat). Przez Słowo Bóg odpuszcza grzechy: i grzechy twoje są odpuszczone. (Mt 9,2; Mk 2,5.9; Łk 5,23).

          Na temat troistości Boga już pisałem. Ponieważ zagadnienie nie jest łatwe, przypomnę. Ontologiczne pojęcie Trójcy Świętej, czyli istnienie trzech osobnych Istot (Bóg Ojciec, Syn Boży, Duch Święty) jako jedno pojęcie jedynego Boga jest nie do przyjęcia przez rozum (sugeruje politeizm). Pojęcie to można jednak zachować, jeżeli przyjmie się dynamiczną stronę tych trzech bytów jako jeden Akt działający. Inaczej mówiąc, wszystkie wymienione Osoby boskie działają według jednej woli, jednego zamysłu, korzystając z jednej mocy, tak samo miłując. Bóg i Syn Boży zachowują swoją odrębność, ale w działaniu  stanowią jedno. Duch Boży to Akt działający na ziemi według woli Ojca i Syna. Spójnik < i >  spina wole tych Obu. W koniunkcji zdań, wynik  jest prawdziwy, gdy dwa zdania są prawdziwe, a więc wola Ojca jest automatycznie wolą Syna. W Kościele prawosławnym inaczej definiuje się Ducha Świętego jako pochodzący od Ojca przez Syna. Na tej różnicy pojęciowej i/przez w 1054 r. nastąpił ostateczny podział Kościoła na wschodni i zachodni. Fakt ten świadczy o trudności w zdefiniowaniu pojęcia Trójcy Świętej. Do dzisiaj Kościoły nie dopracowały się jednego stanowiska teologicznego.



[1] Encyklopedia katolicka, Wyd. TN KUL, Lublin 1985, tom I, hasło: Asyryjczycy, kol.1019.

[2] Cz. S. Bartnik, Dogmatyka katolicka, tom I ,Wyd. KUL,  Lublin 1999, s  164.

[3] Encyklopedia katolicka, Wyd. TN KUL, Lublin 1985, tom II, hasło: Bóg, kol. 891.

[4] Cz. S. Bartnik, Dogmatyka katolicka, tom I ,Wyd. KUL,  Lublin 1999, s.  164.