Uroczysty wjazd do Jerozolimy

 

          Uroczysty wjazd do Jerozolimy to wielkie święto nie tylko Jezusa, ale Jego zwolenników: Nazajutrz wielki tłum, który przybył na święto, usłyszawszy, że Jezus przybywa do Jerozolimy,  wziął gałązki palmowe i wybiegł Mu naprzeciw. Wołali: Hosanna! Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie oraz «Król izraelski!» (J 12,12–13), a przynajmniej tych, którzy byli pod Jego urokiem i tych którzy mieli nadzieję, że przybywa do nich ich Król. Nareszcie ich kraj zrzuci jarzmo niewoli. Radość była wielka. Później, po śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa znawcy Pism skojarzą wydarzenie z proroctwem Zachariasza: Nie bój się, Córo Syjońska! Oto Król twój przychodzi, siedząc na oślęciu (J 12,15; Za 9,9).  

          Zaskakujące, że uczniowie Jezusa ciągle nie ogarniali przesłania swego Mistrza. Jezus wielokrotnie informował ich i zapowiadał dalsze wydarzenia. Oni byli jakby na uwięzi. Prawda do nich nie docierała.

          Podczas uroczystego wjazdu do Jerozolimy tłum dawał o Nim większe świadectwo niż Jego uczniowie. Niestety to świadectwo było ślepe. Opierało się na innych przesłankach. Tłum oczekiwał czego innego.

          Najbardziej rozczarowani byli faryzeusze. Ich zabiegi na nic się zdały: świat poszedł za Nim (J 12,19).

          Jezusem zainteresowani byli również poganie (Grecy). Jezus ich nie odtrąca. Jego misja nabiera charakter uniwersalny. Opowieści o Jezusie musiały zdumiewać. Kim On Jest?

          Mieszkańcy Jerozolimy podzielili się na entuzjastów i niedowiarków. Jezusowi towarzyszy stały fragment Bożego zamysłu – ciągła walka przeciwieństw, ciągły niepokój, niepewność. To jest wielka tajemnica Boga, dlaczego świat stale musi o coś walczyć. Dlaczego musi być ciągły niepokój? Być może spokój oznacza śmierć (koniec), a działania – życie. 

          Bóg nikogo nie determinuje, ale wydarzenia biegną według Bożego zamysłu. Powiadam wam: Jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą (Łk 19,40; Ha 2,11). Jeżeli Bóg tak chce, nikt nie jest w stanie zatrzymać biegu wydarzeń przez Niego zaplanowanych.

Dobra materialne

         Witam serdecznie,  poruszył Pan dziś  temat dla mnie bardzo ważny. Czytam właśnie wyznania  św. Augustyna. Księga VII poruszyła mnie do żywego, [tak jakbym] czytałam moje własne myśli […]. Zastanawiałam się dlaczego ów święty tak dziwnie podchodził do wiary (jakby wierzyć w Boga to tylko ciernie, a życie ziemskie było grzeszne). Przecież […] Bóg stworzył człowieka z miłości  i dla swej chwały i nie chodziło mu oto żeby człowiek żyjąc w Bogu musiał nie cieszyć się tym doczesnym życiem, skoro tylko przez człowieka może wykazać swoją miłość i okazywać miłosierdzie istocie która to będzie pojmować i tego poszukiwać. Nie czuję tu spójności, trochę mi Pan rozwiał wątpliwości dzisiejszym śniadaniem, ale proszę jeśli mogę prosić o szersze rozwinięcie tego tematu – jak przyjmować, i żyć zgodnie z wiarą,  radość jaką niesie życie, przedmioty, które zdobywamy nie koniecznie z potrzeby, ale dlatego że  są po prostu piękne.  Jak nie mieć wyrzutów sumienia skoro za płotem u sąsiada problemy, a ja wstaję rano i idę do ogrodu i już jestem szczęśliwa.

S.W.

 

         Powiem otwarcie, św. Augustyn ma wspaniałe teksty, ale i takie, z którymi można polemizować. Wszyscy podlegamy własnym gustom i własnym oglądem rzeczywistości. Musimy nauczyć się wybierać z tekstów, to co według naszego sumienia jest słuszne. Św. Mateusz pisze o uczonych w Piśmie: Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie (Mt 23,3). Te słowa i dzisiaj są aktualne. Kapłani (uczeni) mogą mówić bardzo mądre rzeczy, a zachowywać się nieobyczajnie.

          Bóg dał nam piękny świat, to nie znaczy łatwy. Każdy ponosi trudy życia. Trzeba więc postępować podobnie jak mówił Hiob: Dobro przyjęliśmy z ręki Boga. Czemu zła przyjąć nie możemy (Hi 2,10). Proszę pamiętać, że wszystko co posiadamy na ziemi jest dzierżawione od Boga. Nikt ze sobą nie weźmie do nieba posiadanych dóbr materialnych. Jeżeli je posiadamy, to cieszmy się nimi. Niebezpieczeństwo tkwi tylko wtedy, gdy stajemy się ich niewolnikami. Jeżeli dobra materialne nad nami panują, to znaczy, że stają się naszymi bożkami, i to jest groźne (mam na myśli również używki: papierosy, alkohol itp.).

          Na człowieku bogatym leży obowiązek dzielenia się z biednymi, ale i tu należy być rozsądnym. Bardzo często pomoc osłabia obdarowanego. Nie należy obnosić się ze swoim bogactwem. Może ono wzbudzać złe emocje.

          Bardzo ważne jest zdać sobie sprawę, że nie żyjemy na bezludnej wyspie, lecz koło siebie. To bogaty powinien dostosować się do otoczenia biedniejszego. Nie uchodzi budować pałacu, gdy sąsiedzi mieszkają w drewnianej chatce. Oczywiście jest problem, bo czasem życie narzuca nam scenariusze. Jeżeli nie można inaczej, to przynajmniej bądźmy dla sąsiadów bardziej życzliwi. Niech oni cieszą się, że mają nas za sąsiadów.

          Znam pana, który oprócz własnych opróżnionych koszy na śmiecie, przenosi (20 m) zawsze kosze (w ilości 4) sąsiada i zostawia je przed jego furtką. Czyni taki stały gest grzecznościowy. Tym samym pokazuje swoją serdeczność dla sąsiada.

          Pani Stasiu, małe gesty, a przy tym wielkie serce. To się opłaca. Proszę nie mieć wyrzutów sumienia. Odrzucając Boże dary Bogu robimy „przykrość”. Co innego, gdy czynimy to w jakieś intencji, ale to jest zupełnie coś innego.

 

Pozdrawiam. Paweł Porebski

 

Jezus na ucztach

 

          W Nowym Testamencie wielokrotnie występują wzmianki o ucztowaniu i spożywaniu pokarmów. Bo nic dla człowieka lepszego pod słońcem, niż żeby jadł, pił i doznawał radości (Koh 8,15). W wielu biesiadach uczestniczył Jezus. Można uznać, że nie był ich przeciwnikiem. Trzeciego dnia odbywało się wesele w Kanie Galilejskiej i była tam Matka Jezusa. Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów (J 2,1–2); Na sześć dni przed Paschą Jezus przybył do Betanii, gdzie mieszkał Łazarz, którego Jezus wskrzesił z martwych.  Urządzono tam dla Niego ucztę. Marta posługiwała, a Łazarz był jednym z zasiadających z Nim przy stole (J 12,1–2).

          Jezus rozmnożył chleb tak, aby wszyscy mogli najeść się do syta. Zostały kosze odpadków. Teraz bowiem mam wszystko, i to w obfitości: (Flp 4,18); Ja przyszedłem po to, aby [owce] miały życie i miały je w obfitości (J 10,10).

          Orygenes mawiał, że dla chrześcijanina każdy dzień powinien być świętem. Carpe diem (łac. chwytaj dzień) korzystaj z każdego dnia; nie marnuj mijających chwil. Jedzmy, pijmy, cieszmy się ! Ze śmiercią wszystko się kończy (na grobowcu Sardanapala). Bóg wszystko nam dał, aby człowiek był szczęśliwy, pogodny, cieszył się życiem i przez to chwalił Boga. Jemy po to, aby żyć, a nie żyjemy po to, aby jeść (Marek Kwintylian, I wiek po Chr), to prawda, ale możemy jeść, żeby żyć i jeszcze  rozkoszować się. Wino rozwesela serce człowieka: Chodźcie, nasyćcie się moim chlebem, pijcie wino, które zmieszałam, odrzućcie głupotę i żyjcie,  chodźcie drogą rozwagi! (Prz 9,5–6). Nuże więc! W weselu chleb swój spożywaj i w radości pij swoje wino! (Koh 9,7), Używaj życia z niewiastą, którąś ukochał, po wszystkie dni marnego twego życia (Koh 9,9).

          Oczywiście we wszystkim trzeba mieć umiar: nie upijajcie się winem, bo to jest [przyczyną] rozwiązłości (Ef 5,18). Bóg zadbał w Kanie Galilejskiej, aby nie zabrakło wina na weselu. Wstrzemięźliwość jest dobra, jeżeli wynika z jakieś intencji lub wyższej konieczności. Pogardzanie winem, zabawami, rozkoszami jest wyrazem smutnego wnętrza. Nie pozbawiaj się dobra dzisiejszego,  a przedmiot szlachetnego pożądania niech cię nie mija! […] Dawaj, bierz i staraj się o rozrywki dla siebie, albowiem w Szeolu na próżno szukać przyjemności (Syr 14,14–16); Zapraszali też swoje trzy siostry, by jadły i piły z nimi (Hi 1,4).

          Niektórzy gorszyli się zachowaniem Jezusa. Mieli do Niego pretensje, że przesiaduje w gospodzie z różnymi typami: Widząc to, faryzeusze mówili do Jego uczniów: «Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami? (Mt 9,11).

          Puentą niech będą słowa: Szczęśliwy jest ten, kto będzie ucztował w królestwie Bożym (Łk 14,15).

Autorstwo czwartej Ewangelii

          Dla biblistów Ewangelia Janowa jest wyzwaniem i zagadką. Im bardziej wczytuję się w Ewangelię Jana, tym bardziej odnoszę wrażenie, że jej autorem  nie był Jan Apostoł, którego Jezus miłował (J 13,23) lecz jakiś nieznany zespół redakcyjny (np. ze szkoły Janowej). Być może, jak napisano we wprowadzeniu do Ewangelii[1], autorem był inny członek Kościoła, imieniem Jan (o przydomku Starszy). W nim też napisano: Ewangelia (…) stwarza trudności, jeżeli chodzi o ciągłość narracji. Trudno pogodzić ze sobą sprzeczne informacje (…). Ewangelia posiada dwa zakończenia (J 20,30n i J 21,24n). (…) materiał, który posłużył do jego budowy, był niejednolity. (…) Ustalenia czasu powstania tej Ewangelii także nie jest proste. (…) posługuje się często wypowiedziami dialogowymi, rozbudowanymi opowiadaniami, ironią i nieporozumieniem.       

          Warto zwrócić uwagę, że słowa wielokrotnie powtarzane: A jeden z Jego uczniów, którego Jezus miłował (J 13,23; 19,26; 20,2; 27,1) wskazujące o Janie, występują tylko w tej Ewangelii. Czy Jan Apostoł, jako autor, odważyłby się na taką przechwałkę? Sam Jezus nikogo nie wyróżniał osobistą estymą. Byłoby to zresztą nie bardzo licujące z Synem Bożym, Aktem działającym miłującym wszystkich jednakowo.

          Ewangelia nie jest dziełem historycznym lecz prezentacją wizji autorów dotyczącej „historii” Jezusa wypracowanej we wczesnym Kościele.. Usiłuje ona wyjawić Boży zamysł. Główny bohater Jezus zachowuje się tak jakby znał zakończenie i wszystko o sobie wiedział (eschatologia dokonana). Mowy Janowe zostały dowolnie i świadomie wymyślone jako mowy Chrystusa[2].

          Czytając Ewangelię Jana odnosi się wrażenie, że Jezus mówił głównie o sobie: Ogólnie odnosi się wrażenie, że czwarta Ewangelia porusza się we własnym świecie odległym od świata reszty NT i jeszcze bardziej odległym od świata współczesnego[3] (Teresa Okure). Wersety: Gdybym Ja wydawał świadectwo o sobie samym, sąd mój nie byłby prawdziwy (J 5,31); A Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem  (J 5,31) mają charakter roszczeniowy, co do własnej osoby. Język Jezusa jest tu inny, jakby z wyższej półki, niż w ewangeliach synoptycznych, w których był prosty, żywy, pełen obrazów i przypowieści.

          W całości opracowania teksty opisujące wydarzenia wydają się wybiórcze, pisane językiem nużącym, obfitujące w liczne powtórzenia (J 3,31–36; 5,26–30). To świadczy, że fragmenty tekstów były przygotowane oddzielne, a później skompilowane do całości. Wyczuwa się tu wypracowanie zbiorowe, jakby zespołu redakcyjnego.

          W ewangelii często używany jest termin „Żydzi”, jak mówi Teresa Okure, w prowokacyjny, polemiczny sposób. Niektórzy odczytują ją niesłusznie jako antysemicką. Tymczasem termin  ten odnosi się głównie do przywódców żydowskich.

          Cechą Ewangelii są dialogi, które zamieniają się w proklamacje Jezusa. Jezus wygłasza swoje orędzia.  Można nauki Jezusa przyjąć lub odrzucić. Ewangelia przez to staje się polemiczna. Nagminnie stosowana jest ironia mająca niby obrażać Jezusa: większy niż Jakub (J 4,12); większy od Abrahama (J 8,53.57–58). Pokazuje ona wypracowaną, ale i wyrafinowaną formę przekazu, koncepcję autorów. Wydaje się, że Apostoł Jan, uczeń, którego Jezus miłował pisałby o Jezusie, jak o swoim Rabi (Ojczulku), którego darzył wielką miłością. Być może jest to błędne hipoteza. Po wielu dziesiątkach lat, ten najmłodszy z Apostołów wydoroślał i stał się wytrawnym teologiem ewangelistą.

          Być może niektórzy czytelnicy w ogóle nie zwracają uwagę na przytaczane niuanse. Ewangelia charakteryzuje się bogactwem żywego obrazowania, jest bardzo sugestywna, w jakiś sposób czaruje, uduchawia odbiorcę i inspiruje do wizji artystycznych.

          Mnie osobiście koncepcja Ewangelii razi. Jezus nie jest tu autentyczny, prawdziwy, lecz spełnia rolę dydaktyczną o sobie. Można powiedzieć, że Ewangelia jest pewnym theatrum, w której główny aktor gra siebie samego i próbuje widzów przekonać do siebie samego i swojej misji.



[1] Pismo Święte. Najnowszy przekład z języków oryginalnych z komentarzem, Wyd. Święty Paweł  Częstochowa 2008, s.

[2] Harrington Wilfrid, Klucz do Biblii, Wyd. PAX, Warszawa 1984, s. 527.

[3] Międzynarodowy komentarz do Pisma świętego, Wyd. VERBINUM, Warszawa  2000, s. 1302.

 

Z forum: katolickinet@googlegroups.com

Pani Marta Złotnicka napisała:

 

Gdzie miłość wzajemna i dobroć, tam znajdziesz Boga żywego. W jedno nas tu zgromadziła miłość Chrystusa. Weselmy się z Nim i radujmy. Z pokorą szczerą miłujmy Boga i czystym sercem miłujmy się wzajemnie.

Osobiście jestem głęboko wdzięczna Panu Pawłowi Porębskiemu za jego wykłady z wiary rozumnej, które pozwoliły mi zgłębić moją wiarę i bardziej zbliżyć się do Boga. Nie znam innej osoby, która by bardziej miłowała bliźnich niż ten świecki teolog, podejmujący codziennie trud poszukiwania Prawdy, mimo wszelkich przeciwności osobistych na polu apostolskim.

By spróbować uciszyć burzę, jaka gości na forum (piorunując głównie osobę Pana Pawła), podzielę się z Państwem czymś osobistym – dwoma refleksjami (a właściwie recenzjami), jakie otrzymałam od księży po lekturze mojej pracy dyplomowej pt. Jezus Chrystus w świetle filozoteizmu Pawła Porębskiego. Pierwsza pochodzi od ks. prof. zw. Mariusza Rosika (biblisty, cenzora i sekretarza arcybiskupa Mariana Gołębiewskiego, Metropolity Wrocławskiego), który napisał m.in.:

Filozoteizm jest możliwym, ale niekoniecznym spojrzeniem na prawdy chrześcijańskie. Można się z nim zgodzić, ale można też w wielu kwestiach dyskutować (np. rozumienie grzechu pierworodnego czy postaci aniołów). Wystarczy porównać prezentowane zagadnienia z Katechizmem Kościoła Katolickiego, by dostrzec różnice. Posłużmy się przykładem z dawnych debat teologicznych, dotyczących nadziei zbawienia dla wszystkich wg Hryniewicza. Kto twierdzi, że piekło na pewno będzie puste i nikt nie zostanie potępiony – błądzi. Kto twierdzi, że być może piekło będzie puste – mieści się w ramach ortodoksji. Innymi słowy – apokatastaza radykalna jest nie do przyjęcia, apokatastaza jako możliwość (umiarkowana) – tak. Podobnie chyba ma się rzecz z filozoteizmem.

Proszę uważnie przeczytać te słowa. Filozoteizm należy do kręgu teologii możliwej dyskusji. Nie należy więc go potępiać. Recenzja ks. prof. Mariusza Rosika jest dla mnie dowodem na to, że ten poważany teolog dopuszcza możliwość poszukiwań teologiczno-filozoficznych w świetle filozoteizmu Pawła Porębskiego, jeśli mamy do czynienia z hipotezami pod dyskusję (siłą rzeczy na poziomie akademickim). Nie ma więc grzechu w przyjęciu postawy rozważania zagadnień w nurcie wiary rozumnej!

Mój drugi recenzent – ks. dr Józef Marszałek napisał zaś po lekturze pracy dyplomowej:

(…) wiara chrześcijańska, jej początek, przekaz, rozwój i pełnia może się zrealizować tylko w żywiole rozumu. Chrystus jest Nauczycielem. Ewangelia jest Nauką. Apostołowie są Uczniami. Magisterium Kościoła jest przekazywaniem skarbów mądrości. Wiara wymaga przekonania i świadomości. Duszpasterstwo będące ukierunkowaniem ku pełnej promocji osoby, realizuje się przez najróżniejsze formy nauczania. Bez rozumu, ani rusz! „Filozoteizm” włącza się w głęboki nurt eklezjalny: filozofii Boga, Teodycei, Ewangelizacji, Nowej Ewangelizacji, działalności misyjnej, duszpasterstwa, rozumnej i świadomej wiary, filosophia ancilla theologiae.

W imieniu wszystkich, którzy się boją i sprawiają Panu przykrość, Panie Pawle, przepraszam.

Proszę nie ustawać w poszukiwaniu Prawdy.

Pozdrawiam serdecznie, Marta Złotnicka.

 

Droga Pani Marto                                                               9.06.2012 r.

 

          Dziękuję za życzliwość i za odwagę. Weszła Pani na pole minowe i nie wiadomo, która mina Panią zrani. Niektóre osoby z chęcią by Panią poszarpały.

Tu na forum katolickim już zadziałała psychologia tłumu. Trzeci, czwarty łatwiej uderzy, bo nie działa sam. W tłumie czuje się bezpieczny.

          Aby wprowadzić lud do Ziemi Obiecanej Mojżesz musiał 40 lat krążyć, aby wyginęło stare pokolenie. Podobnie i filozoteizm jest oglądem dla nowych pokoleń. Przytoczę w skrócie list młodego człowieka:

          Piszę do Pana aby dodać otuchy. Z tego czytam większość aktywnych forumowiczów jest przeciwko Panu z racji odmienności poglądów oraz zatwardziałości serca. Ludzie boją się zmian w szczególności jeśli mogą ich dotyczyć różnego rodzaju kary za ,,nieposłuszeństwa”. Mam nadzieję, że Pan nie zwątpił ponieważ ma Pan po prostu rację […]. Wiem, że może się to wydać śmieszne, żałosne i głupie, że to Pana pisze i że Ja pana popieram z jasnego jestem młodszy, a do tego niepełnoletni z czego pewnie wynika moja domniemana głupota i niedojrzałość. Niestety pozory mylą:) Nie uważam się oczywiście za jakiegoś mędrca człowieka który doświadczył wszystkiego w przeciągu marnych 17 lat ale uważam, że to co przeżyłem dało mi swoistą dojrzałość zarówno tą duchową jak i tą w wierze. Także moje posty w grupie katolicki.net nie będą brane pod uwagę z racji oczywiście – wieku. Smuci ta szpilka, ta gorycz, ta niechęć do młodych ludzi, którzy brani bardzo stereotypowo. Tak więc pod koniec życzę panu sukcesów i miłego życia i po tej wiadomości zawsze może sobie Pan pomyśleć, że zawsze ten jeden głupek Pana popiera. /tu podpis/

          Paradoksem jest, że gorliwi katolicy są zażyłymi obrońcami m.innymi szatana. Wierzą w niego jak w Boga. W jego obronie gotowi są mnie ranić.

          Krótkowzroczność gorliwych nie pozwala im dostrzegać, że próbuję świeżym oglądem wiary ratować upadający kościół. Zachęcam do powrotu i zainteresowania się wiarą. Kościoły pustoszeją z niesamowitą szybkością. Tylko ślepi tego nie widzą. Adam Szostkiewicz – filolog, publicysta związany z Tygodnikiem Powszechnym pisze: Za tysiąc lat z cywilizacji chrześcijańskiego Zachodu może nie pozostać nic[1]. Wkrótce kościół będzie tylko marginalną jednostką kulturalną.

          Nie zostałem dobrze zrozumiany. Podłożono mi nogi, gdy biegłem w wyznaczonym kierunku. Być może działa syndrom 40 lat. Może biegnę za szybko.

          Całą uwagę, która z ogniskowała się na mojej osobie powinno się przenieś na temat jak zapełnić kościół.

          Kto jest przekonany o słuszności swoich przekonań nie musi się bać.  Prawda zawsze zwycięży.



[1] Adam Szostkiewicz, Święte szyfry, Wyd. Polityka, Warszawa 2011.

 

Wskrzeszenie Łazarza

 

          Perykopa Wskrzeszenia Łazarza w Betanii jest bardzo znana (J 11,1–44). Występują tu pewne nieścisłości, które warto omówić. Jezus na wieść o chorobie Łazarza, brata Marii i Marty, zareagował słowami: Choroba ta nie zmierza ku śmierci (J 11, 4). Do swoich uczniów rzekł: Łazarz, przyjaciel nasz, zasnął, lecz idę, aby go obudzić (J 11,11). Reagują oni słowami: Panie, jeżeli zasnął, to wyzdrowieje (J 11,12). Mimo czytelnych zapewnień, autor Ewangelii pisze: Jezus jednak mówił o jego śmierci, a im się wydawało, że mówi o zwyczajnym śnie. Wtedy Jezus powiedział im otwarcie: “Łazarz umarł,  ale raduję się, że Mnie tam nie było, ze względu na was, abyście uwierzyli. Lecz chodźmy do niego!” (J 11,13–15). Za śmiercią Łazarza przemawiają inne wypowiedzi: Kiedy Jezus tam przybył, zastał Łazarza już do czterech dni spoczywającego w grobie (J 11,17); Marta rzekła do Jezusa: “Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł (J 11,17). Rzekł do niej Jezus: “Brat twój zmartwychwstanie” (J 11,23). Ostatni werset zdumiewa. Czy Łazarz jest tym, który pierwszy powrócił do życia, przed Zmartwychwstaniem Jezusa?

          W czasie pisania ewangelii pojęcie „zmartwychwstania” nie było do końca jasne i czytelne. Dziś wiadomo, że czym innym jest „zmartwychpowstanie” od „zmartwychwstania”.  Zmartwychpowstanie jest fizycznym powrotem do życia (ożywieniem), a zmartwychwstanie jest wejściem w świat transcendencji. Jest powrotem do życia, ale w ciele uwielbionym. Zmartwychwstały staje się obywatelem nowej rzeczywistości, o której Jezus zapewniał. Autor używając słowa zmartwychwstanie: Brat twój zmartwychwstanie (J 11,23)  miał na myśli zmartwychpowstanie (ożywienie).

           Trzeba wyjaśnić dodatkowo, że zmartwychpowstanie to powroty ze śmierci klinicznych, długotrwałych śpiączek, letargów. W czasie trwania takich stanów dusza ludzka przynależy do człowieka i jest w zasięgu powrotu do życia.

            Sposób narracji jest denerwujący i pokazuje Jezusa w świetle Jego partykularnych interesów. Jezus pomimo, że wiedział, że kochany brat Marii i Marty jest chory celowo zwlekał: Mimo jednak że słyszał o jego chorobie, zatrzymał się przez dwa dni w miejscu pobytu (J 11,6). Między czasie uspakajał uczniów wypowiadając nieprawdę, że Łazarz zasnął. Kiedy przyszedł dogodny czas dla Jego ekonomii powiedział otwarcie, że Łazarz umarł. Można odnieś wrażenie, że Jezus tak jakby czekał na śmierć Łazarza, aby móc pokazać swoją moc przywracania do życia. Dla rodziny to czas tragedii i rozpaczy. Czyżby Jezus zdolny był do igrania sobie z cudzej rozpaczy? Nie, to nie jest możliwe. Co jest więc na rzeczy? Cdn.

Czy można o religii mówić prosto

         Czy wobec tego nie byłoby lepiej, gdyby każdy, co mówi cokolwiek, mówił to jasno i zrozumiale, bez zawoalowania i przenośni. A może Jezus chciał dokonać selekcji i wybrać “lepszych”, (jesteście narodem wybranym) a pozostałych, gorszych, odepchnąć od siebie, nie interesując się nimi więcej?. A może z grona tych złych owieczek jeszcze niejedna wróciłaby do Niego i przyciągnęła kolejne? No więc jak to rozumieć? Czy błądzącym należy  podać rękę czy ich odtrącić, niech spadną w przepaść?

Czy można o religii mówić prosto. I tak i nie.

 

          Prosto, to przedstawiać gotowe aksjomaty wiary, np. Bóg istnieje, Jezus jest Synem Bożym, Bóg obiecał ludziom życie wieczne itd. Tego typu proste ujęcia występują w katechezie, książeczkach modlitewnych, czy w niektórych  w homiliach (kazaniach). Trzeba ich się jedynie nauczyć i przyjąć do realizacji. Prostą wiarą (dziecka) można dotrzeć do samego nieba. Ktoś powie: i to jest to, czego szukam, to mi wystarczy. Ci jednak nie powinni z niechęcią podchodzić do tych, którzy poszukują.

 

          Postawa (dziecka) nie wszystkim jednak odpowiada. Jest ona też czasem niebezpieczna, gdy zaufa się niewłaściwej osobie, czy instytucjom religijnym,  np. ks. Natankowi, kościołowi scjentystycznemu, sektom, czy innym herezjom, itp.

          Ktoś może zapytać, czy można ufać np. Pawłowi Porębskiemu, który tłumaczy trochę inaczej niż kościół zaplecze wiary? Jako twórca filozoteizmu mówię stanowczo: nie należy. Trzeba bardzo dobrze poznać osobę i jej poglądy, aby w pełni móc jej zawierzyć. Proponowane nowe myśli trzeba przepuścić przez własny rozum, sumienie i serce. Zawsze można powiedzieć: nie, nie zgadzam się z takimi poglądami.

           Ten kto nie godzi się na prosty ogląd wiary i chce rozumieć w co wierzy, musi uruchomić swój własny rozum, wolę i poświęcić temu czas. Czyli powinien wgłębiać się w tematykę, w proponowane sugestie egzegetyczne, konfrontować to ze swoją dotychczasową wiarą, czytać literaturę, poznawać Pismo święte. Siłą rzeczy musi wejść w dziedzinę, która nie jest łatwa. Aby tak naprawdę rozumieć religię trzeba wiedzy wszechstronnej, przyrodniczej, teologicznej i historycznej. Im dalej w las, tym większe trudności. Pytań jest coraz więcej. Zbliżając się do tajemnic wiary, coraz bardziej chodzi się po omacku. Ktoś powie. No właśnie, i po co  to robić. Są jednak tacy, którzy dostrzegają w tym fantastyczną przygodę poznawczą. Tacy są żądni wiedzy, chcą rozumieć, a przybliżenie do prawdy daje im ogromną satysfakcję.

          Dla tych, co poszukują, religia nie jest prosta. Mamy więc dwie postawy. Każdy może wybrać sobie własną. Trzeba jednak wzajemnie się szanować. Tego właśnie oczekiwałem na forum: katolickinet@googlegroups.com.

Katolik kojarzy mi się przykazaniem Jezusa o powszechnej miłości. Jestem temu wierny. Oczekuję od swoich braci i sióstr gestów życzliwości, wzajemnego szacunku.

 

Czy błądzącym należy  podać rękę czy ich odtrącić, niech spadną w przepaść?

 

          Kto poznał naukę Jezusa powinien słowo „odtrącanie” wymazać lub schować do lamusa słów nieużywanych. Odwrotnie, błądzącym należy podawać pomocną dłoń, zaopiekować się nimi, okazać serce. Błądzący, to przeważnie zagubieni, którzy nie mają twardego gruntu pod nogami. Często ich bojowa postawa jest atrapą pod którą znajduje się wylękniona osoba.

          Nie sztuka żyć w świecie ideałów, gdy wokoło ma się wspaniałą osobę i udane dzieci. Często taka piękna skorupa, nie wyćwiczona w boju życia, pęka pod niewielkim naciskiem losu. Osobiście mam ogromny szacunek do zwykłych ludzi, tych, co borykają się w każdym dniu. Bieda, zwyczajny język, nieporządek, może i alkohol. I z takiego środowiska wychodzi dobry człowiek, może lekarz, inżynier. Boże, jakie to piękne.

 

Dobry Pasterz, zaufanie

 

          Pamiętniki, opracowania historyczne, relacje, sprawozdania prowadzone na bieżąco mają wartość faktograficzną i historyczną. Natomiast opracowania pisane po czasie, z dalszej perspektywy czasowej, tracą te walory. Przede wszystkim zacierają się szczegóły historyczne, a słowa czy całe zdania cytowane są nieprecyzyjnie. Na treść przekazu rzutują wydarzenia późniejsze. W treści emocje są tuszowane i cieniowane. Całość opracowania staje się opisem poglądów autora czy zespołu redakcyjnego. Wszystkie ewangelie były pisane wiele lat później (ok. 30)  od śmierci Jezusa. Najpóźniej (50/60 lat) Ewangelia Janowa. Czytając ewangelie warto mieć na uwadze ich uwarunkowania.

          Perykopa Dobry Pasterz, a właściwie cały rozdział dziesiąty jest traktatem teologicznym mówiący o Jezusie jako Pasterzu miłującym swoje owce oraz Jezusie jako Synu Bożym. Cały rozdział jest pięknym opracowaniem teologicznym wzbudzającym emocje religijne i duchowe.

       Ile jest w nim z prawdy historycznej?

       Trudno zawyrokować. Bohaterem jest Jezus, który przekazuje swoją naukę uczniom w sposób bezpośredni.

       Na ile można traktować słowa Jezusa za autentyczne?

       Poprzez różne porównania z innymi ewangeliami synoptycznymi oraz stosując inne techniki egzegetyczne można z pewnym prawdopodobieństwem przybliżyć się do  sensu wypowiedzi Jezusa. I to musi nam wystarczyć.

       Czy wobec tego ewangelie mówią prawdę?

       Prawdę zobrazowaną, wynikającą z przekonania autorów.

       A cóż to jest za prawda?

       Prawda sama w sobie jest znana tylko Bogu. My możemy tylko się do niej przybliżać. Każdy ma inne zdolności ujmowania zdarzeń. Każdy zwraca uwagę na coś innego. Kto mówi, że zna prawdę, sam siebie i innych oszukuje.

       To jak należy odnosić się do świętych pism?

       Ze zdrowym dystansem. Nigdy z fanatyczną wiarą.

       To już nikomu nie można ufać?

       Człowiek po to otrzymał rozum, aby się nim posługiwał w każdym przypadku. Nadmierne zaufanie np. Magisterium Kościoła wprowadza w pułapkę woli, z której trudno się wychodzi. Komuś trzeba zaufać, ale trzeba przy tym mieć zdrowy rozsądek.

       To i Bogu nie można ufać całkowicie?

       Bogu można zaufać bezgranicznie, ale trzeba mieć poczucie bezpośredniego z Nim kontaktu. Taki kontakt można osiągnąć np. podczas modlitwy.

Kto zawinił

 

          <Jezus> przechodząc obok ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od urodzenia. Uczniowie Jego zadali Mu pytanie: “Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym – on czy jego rodzice?”.  Jezus odpowiedział: “Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale [stało się tak], aby się na nim objawiły sprawy Boże (J 9,1–3). Tłumaczenie to jest nie do końca zrozumiałe. Trudno przyjąć, że dla realizacji swoich zamysłów Bóg wykorzystuje bezbronną istotę obarczając ją cierpieniem. Bóg wyposażył człowieka we wszystkie konieczne instrumenty i mechanizmy rozwoju. Dał człowiekowi wolną wolę. Ten dar zadecydował, że Bóg nie może nagminnie ingerować w historię życia człowieka. Świat ewoluuje w symbiozie z człowiekiem. Wydarzenia kreowane są z ludzkiej działalności, ale też są wynikiem procesów naturalnych i losowych. Jeżeli rodzi się człowiek niewidomy, to przyczyna tego jest naturalna. Na pewno nie wynika z koncepcji Boga i Jego osobistego zaangażowania. Słowa Jezusa (o ile były to Jego autentyczne słowa) należy odczytywać: na nim objawiły się procesy naturalne.  Jezus uzdrawia niewidomego. Można odnieść wrażenie, że ślepota była celowa dla celów dydaktycznych, aby Jezus mógł uczynić cud uzdrowienia. Taka interpretacja jest fałszywa.

          Prawie każdy człowiek wznosi pytanie do Boga: czemuś mi to uczynił, dlaczego to mnie spotkało? Należy rozumieć ludzki żal, ale nie należy obarczać tym Boga. On tak umiłował człowieka, że dał mu możliwość współtworzenia świata. Człowiek jest wielki. Nie może być prowadzony bez przerwy za rączkę i chroniony przed każdym niebezpieczeństwem. Życie jest zmaganiem się z przeciwnościami losu. W tym są choroby, kataklizmy jak i ludzkie działania (wojny). Zamiast wznosić do Boga żale należy prosić Go w modlitwach: daj nam siłę pokonywania trudności i przeciwności losu. Taką postawą zawierzenia człowiek pokaże Bogu, kim naprawdę jest.

         Gdyby ten człowiek nie był od Boga, nie mógłby nic czynić (J 9,33). Werset ten o tyle przekazuje prawdę, że wszystko co się dzieje jest w przestrzeni Bożego działania. Bóg nie akceptuje wszystkich ludzkich działań, ale też i nie przeszkadza. W jakiś sposób w nich uczestniczy. Niektórzy ludzie, niekoniecznie religijni i etycznie poprawni,  mają zdolności paranormalne. Jezus wspominał, że przyjdą po Nim inni, którzy będą czynić jeszcze większe cuda niż On czynił.

          Gdyby nagrać rozmowę (np. dwóch osób) i gruntownie przeanalizować każde słowo i wartość wypowiedzianych zdań, to można by było wykazać mnóstwo nielogiczności i nieprawdy, które w ogólnej tematyce rozmowy nie miały żadnego znaczenia. Język potoczny nasiąknięty jest skrótami myślowymi. W czasie rozmowy wymowne są również gesty i mimika. Podobnie jest w ewangeliach. Tam również wkradły się określenia nieprecyzyjne. Nauka Kościoła poucza, że Prawdę należy odczytywać z całości Pisma świętego, a nie z poszczególnych zdań, wersetów, czy nawet z  perykop. Dla przykładu posłużę się dwoma cytatami z różnych zdarzeń:

 

Jezus rzekł: Przyszedłem na ten świat, aby przeprowadzić sąd(J 9,39).

 

Wy wydajecie sąd według zasad tylko ludzkich. Ja nie sądzę nikogo (J 8,15).

Nie przyszedłem bowiem po to, aby świat sądzić, ale aby świat zbawić (J 12,47).

 

Powyższe zdania osobno są wzajemnie sprzeczne. Dopiero odczytanie całych perykop przekazuje myśl autorów.

 

           Zakończenie perykopy jest dosyć ważnym przekazem: Gdybyście byli niewidomi, nie mielibyście grzechu, ale ponieważ mówicie: “Widzimy”, grzech wasz trwa nadal (J 9,41). Grzech zawiniony powstaje tam gdzie jest świadomość czynu zabronionego. Ocena etyczna jest efektem jego rozeznania. Czy człowiek ma prawo oceniać, co jest dobre, a co złe? Ma prawo, ale może się mylić w ocenie. Wiedząc o tym, powinien zdobywać na ten temat wiedzę i interesować się problematyką. Grzechem jest bagatelizowanie tych powinności. Człowiek w swoim sumieniu powinien oceniać czyny bazując na autorytetach moralnych, etyce wypracowanej przez instancje do tego powołane (np. etyka chrześcijańska). Ufanie tylko sobie w tej sprawie jest oznaką pychy. Warto o tym pamiętać. Ostateczną ocenę czynów podejmuje każdy osobiście i za nie będzie sam odpowiadać.

Świadectwo Jezusa o sobie

 

          Ewangelia Jana jest jednym wielkim świadectwem o Jezusie jako Synu Bożym zesłanym przez Ojca. Narracja jest tak prowadzona, jakby Jezus sam się promował: Oto Ja sam wydaję świadectwo o sobie samym oraz świadczy o Mnie Ojciec, który Mnie posłał (J 8,18). W pewnym sensie były to prowokacje Jezusa. Wiedział, że słowa Jego będą zgorszeniem i będą wzbudzały niechęć, a nawet złość. Żydzi mówili. Jak może Syn naszego sąsiada cieśli uzurpować sobie prawo do takiej godności!? On chyba postradał zmysły. Przecież my Go znamy. Owszem był trochę dziwny, ale to co teraz mówi wskazuje, że postradał zmysły.

          Słowa Jezusa szokowały. Człowiek nierozumny bełkocze, łatwo wykazać mu brak logiki, ale słowa Jezusa miały konkretny przekaz: Gdybyście Mnie poznali, poznalibyście i Ojca mego (J 8,19); Tam, gdzie Ja idę, wy pójść nie możecie  (J 8,22). W oczach słuchaczy Jezus kłamał: Ja nie jestem z tego świata (J 8,23). Wielu Go znało od dzieciństwa i wiedziało gdzie się urodził i gdzie dorastał. Uważano, że Jezus bluźni. Ma czelność używania słów Boga samego. JA JESTEM (J 8,24.28.58). Czyż to nie Bóg powiedział o sobie: Jestem, który Jestem (Wj 3,14). Słowa Boga są świętą relikwią słowną (określenie autora), Objawieniem Prawdy o Sobie. Żydzi uważali, że Jezus ma tupet. Jak On może przyrównywać siebie do Boga. Jezusowi złorzeczono.

          Kiedy to mówił, wielu uwierzyło w Niego (J 8,30), ale nie wszyscy. Jezus tworzył wokół siebie atmosferę nienawiści. Robił to celowo. Wiedział co Go czeka. Prowokował i Sam prosił się krzyża.

          Pod koniec perykopy autor ewangelii zaświadcza o preegzystencji Jezusa: Zanim Abraham stał się, JA JESTEM (J 8,57).

         Aby zrozumieć treść perykopy trzeba przypomnieć to, co pisałem o wymiarze ontologiczny Boga (Jezusa) oraz Akcie działającym. Dopiero wiedza o tym pozwoli na właściwe zrozumienie słów Jezusa. Jezus po wywyższeniu dostąpił chwały Ojca i stał się jak Ojciec Aktem działającym. Dopiero ten akt pozwala zrozumieć skomplikowane pojęcie preegzystencji, czyli istnienia przed ludzkim narodzeniem Jezusa.