Autor dobrych uczynków

          Wielokrotnie w swoich wykładach zaznaczałem, że moje „odkrycia” teologiczne mają charakter w zasadzie wtórny. Niewiele jest z mojego autorstwa. Ujawnianie autorów jest mi bardzo potrzebne do uwiarygodnienia przekazów. Często też autorów nie pamiętam. Prawdy „odkryte” stały się moimi prawdami. Jeżeli niechcąco podszywam się pod jakiegoś autora lub o nim nie wspominam, to proszę mi wybaczyć. Nie czynię to umyślnie. Mądrości przekazów nie są moimi. Ważne jest, że podzielam głoszone poglądy i z nimi się identyfikuję.

          Często jestem pytany, co mnie najbardziej zaskoczyło w nowym oglądzie wiary. Odpowiadam, że wiele. Przykładem niech będzie „odkrycie”, że każdy dobry uczynek człowieka trzeba przypisać Bogu, zły zaś, tylko człowiekowi. W pierwszym odruchu, niejedna osoba zapyta. Jaka jest więc rola człowieka w czynieniu dobra, skoro dobre uczynki przypisuje się wyłącznie Bogu? Dla niektórych może to być trudne do przyjęcia, ale prawda jest taka, że dobre uczynki generują pozytywną energię (funkcjonał). Zdolność jej wytworzenia ma tylko Bóg. Człowiek swoją wolą jedynie ją inicjuje, aprobuje. Dobro człowieka jest umiejscowione w woli człowieka, natomiast energia dobra jest dziełem Bożym.

          Odkrycie to pozwoliło mi zrozumieć, dlaczego nie przez uczynki będziemy zbawieni, bo de facto, autorem dobra jest sam Bóg, a nie człowiek. Jeżeli zaś dzięki łasce, to już nie ze względu na uczynki, bo inaczej łaska nie byłaby już łaską (Rz 11,6). Nie uczynki, a łaska wiary będzie gwarantem zbawienia człowieka. W słowie wiara zawiera się nasza wola czynienia dobra. Nie wiem jak dla innych, ale to „odkrycie” ma wiele treści. Mówi o mechanizmach Bożej łaski oraz miejscu człowieka w koncepcji stworzenia. Człowiek bez łaski Boga może egzystować tylko na poziomie zwierząt.

Wspomnienia biograficzne  cz.64

         W 1990 r. zapisałem się do Staropolskiej Izby Przemysłowo-Handlowej. Wkrótce zostałem  jej skarbnikiem. 

          Niestety Ministerstwo Rynku Wewnętrznego odmówiło mi staż w francuskiej  sieci handlowo-dystrybucyjnej E. Leclerc z uwagi na zbyt małą liczbę miejsc stażowych i bardzo dużą ilość kandydatów.

          Poleciałem na dwa tygodnie do Stanów Zjednoczonych. Miałem tam małe zadanie służbowe do wykonania z ramienia Izby Staropolskiej. Zamieszkałem u Jurka Trzepizura  w miasteczku Matawan. Miał piękny dom, dwa samochody. Pierwszego dnia powiedział mi.

– Masz mój dom do dyspozycji i jeden z samochodów. Nie dam ci tylko siebie, bo pracuję po 16 godzin na dobę.

          Na drugi dzień kazał mi przyjechać do siebie do pracy ok. 60 km. Wytłumaczył mi jakimi autostradami mam jechać, podał ulicę. To wszystko. Pierwsza rzecz jaka mnie zaskoczyła to, to że samochód był bez sprzęgła – automatyk. Z tym jednak nie miałem problemu. Błądziłem po ulicach małej miejscowości Matawan i nie mogłem wyjechać na pierwszą autostradę. Pomyślałem. Ładnie się zaczyna. Do celu dotarłem za 50 minut. Jurek mnie pochwalił i wysłał mnie z powrotem do domu. Chciał on mnie szybko przyzwyczaić do amerykańskich warunków. Codziennie spotykałem się z Polonią. Najczęściej były to spotkania smutne. Prawie wszystkie kobiety miały nieformalne związki z mężczyznami. Czuły się przez to bezpieczne. W Polsce czekali na nich ich mężowie i dzieci. Moje rady, aby wróciły, nie skutkowały. Liczył się zarobiony grosz. Nikt bez pieniędzy nie chciał wracać. Na pracę czekali czasem kilka miesięcy.

          Stany Zjednoczone nie przypadły mi do gustu. Wróciłem do kraju po dwóch tygodniach. Zrozumiałem też, że nigdzie nie mogę żyć poza Polską. Nie pozbyłem się też pieniędzy. One to pozwolą nam na zakup działki budowlanej w przyszłym roku.

W sierpniu sprzedaliśmy malucha.

Nieprzychylne środowisko życia

          Gdyby tak na zastanowić się, to można dojść do wniosku, że  człowiek żyje w bardzo nieprzychylnym dla siebie środowisku. Przede wszystkim jest ogłupiany i oszukiwany na szerokim froncie życia publicznego. O każdej płaszczyźnie manipulacji można napisać sporo i podać tysiące przykładów.

          Dlaczego tak się dzieje? O co tu chodzi? Odpowiedź jest złożona, bo na ten fakt wpływają partykularne interesy. Poniżej podaję przykłady z wielu spraw dotyczących polskiej sceny życia publicznego..

Politycy są graczami, a więc informacje są dla nich jak kule bilardowe. Muszą tak nimi grać, aby utrzymać się na górze. Naiwnością jest zbyt wielka w nich ufność. Dla polityki politycy zdolni są poświęcić niejedną tragedię narodową i świętość. Katastrofa smoleńska jest tego najlepszym przykładem. Mówi się, że politycy sprzedają dym (fumum vendere). Bez przerwy na scenie politycznej wybuchają sensacje i skandale. Każdy dzień przynosi tysiące tego przykładów. Opozycja prawej strony niszczy polską młodą demokrację. Strach pomyśleć, co by było gdyby doszli do władzy. Ich cynizm i jad polityczny powinny być przestrogą dla wyborców. Władza obecna również nas zawodzi. Nie ma odwagi na radykalne posunięcia. Tak naprawdę, tylko nieliczni wiedzą, co naprawdę w trawie piszczy[1]. Nasze nieporozumienia polityczne są na rękę innym państwom. Być może wynika to z niezrozumiałych kompleksów względem Polski. Być może, korzyść z tego ma i nasza władza. Może uważają, że opozycja sama siebie zniszczy swoją głupotą i zacietrzewieniem. Głupota opozycji jest na rękę władzy. Instynkt polityczny zawodzi człowieka, który ma w sobie tyle nienawiści.

Kapłani, być może nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę, że realizują stary plan dyscyplinowania wiernych. Metoda jest prosta i skuteczna. Trzeba pogrozić, przestraszyć i dawać nadzieje. Niestety można zarzucić kościołowi  hipokryzję. Sami kapłani żyją samotnie, nienaturalnie, w krepującej odzieży z czasów cesarstwa rzymskiego, bez kobiecej czułości, własnych dzieci, pod pręgierzem opinii publicznej, moralistów i dewotek. Każdy ich niestosowne postępowanie wzbudza powszechną krytykę.

Kościół ma coraz większy problem, bo młodzi buntują się. Wiedza współczesna nie idzie w parze z nauką Kościoła. Młodzi to spostrzegają. Demokracja (aurea libertas – złota wolność) wyzwala u nich możliwość buntu, a wściekłość dostarcza broni (Wergiliusz). Kościół straszy karami nawet za myśli. Obecna hierarchia Kościoła polskiego jest pozbawiona autorytetu.

Naukowcy pasjonują się tym co robią. Czasami całe swoje życie poświęcają jednemu zagadnieniu. Ich trud musi znaleźć ujście w splendorach, podziwie. W większości przekazują nie wyniki badań, lecz swoje marzenia, fantazje. Ponieważ ogół rzadko zna się na ich tematach, każda niecodzienność twórcza powoduje szok i aplauz.

Dziennikarze rządni sensacji, rozdmuchują i manipulują informacjami poprzez media. Zależy im na jak największej efektywności przekazu. Dla nich liczy się nakład prasy, oglądalność w telewizji, ilość gapiów, słuchaczy itd.  Niektóre programy telewizyjne w imię ponoć słusznej sprawy poniżają ludzi. Żal patrzeć, jak przeżywają to osoby trafione przez żonglerów ludzkich losów i ich słabości. Dla sensacji mogą poświęcić niejedną ludzką karierę.

W telewizji roi się od programów i filmów popularno-naukowych ukazujących teorie przeróżnych naukowców, czy pseudo-naukowców. Należy mieć do nich ograniczone zaufanie[2]. Poprzez grafikę, przestrzenne kolorowe animacje uzyskują ciekawe i nieprawdopodobne efekty. One to działają na ludzki umysł. Człowiek koduje w siebie informacje prawdziwe i fałszywe[3].  Odbiorcy telewizji są bezbronnymi niewolnikami reklam. Ich ilość jest zniewalająca. Niektóre trwają po 15 minut. Kto może temu położyć kres? 

Prawo funkcjonuje głównie dla maluczkich i bezbronnych. Najczęściej skazuje, a nie wskazuje jakie ma człowiek uprawnienia.  Ze wszystkich stron człowiek narażony jest na mandaty (straż miejska w tym bryluje, policja), kary (podatkowe, odsetki), inwigilowanie (komórki, uliczne kamery) i legitymowanie (urzędy). Bezosobowość, intymność  jest dziś rzadkością. W urzędach człowiek czuje się jak persona non grata (poza nielicznymi pozytywnymi przykładami). Z założenia traktowany jest jako potencjalny oszust. Podział na vipów i innych jest oznaką ludzkiej niesprawiedliwości społecznej. O vipach mówi się zwyczajnie, tak jakby to była rzecz normalna. Dla nich stosuje się inny kodeks etyczny: Małego złodzieja wieszają, a wielkiego nagradzają. Pracodawcy mają swój krzyż. Broniąc się przed niesprawiedliwymi i nadmiernymi kosztami krzywdzą pracowników. Nagminnie młodzi zatrudniani są na próbę bez wynagrodzeń. Prawo chce ingerować w ludzkie ciało (ciąże, eutanazja) zamiast zostawić to ludzkiemu sumieniu. Im większa korupcja, tym więcej przepisów prawnych.       

Szkoły nie bardzo uczą myślenia. Liczy się zapamiętany materiał. Owszem, Polacy brylują na scenie międzynarodowej swoją wiedzą, ale są o wiele mniej praktyczni od adeptów szkół światowych. Karkołomnym pomysłem jest ocena z religii.

          Podobnie zniewalają człowieka korki uliczne, które kradną cenny czas, wszechobecne kamery. Natręctwo reklam. Dobrze, że skończyły się kolejki.

          W kontaktach międzyludzkich zauważa się trend, wszyscy  przeciw wszystkim (bellum omnium vontra omnes). Małżonkowie przyjmują względem siebie postawę konfrontacyjną. Czy istnieje życie sąsiedzkie? Czy człowiek chętnie dzieli się swoją wiedzą?

Ludzie sami sobie zgotowali taki los 

Wspomnienia biograficzne  cz.63

          W 1988 r. Krysia zaczęła uczyć w Bilczy (1988–1992). Zabierała ze sobą troje naszych dzieci. Jak zawsze była bardzo dzielna. Pamiętam jak nie mogłem ich zawieść samochodem, bo nie mogłem go uruchomić. Na dworze było minus dwadzieścia dwa stopnie.

         Wiosną 1989 r. poleciałem na dwa tygodnie do Paryża. Pierwszy dzień spędziłem u znajomej. Na następny tydzień wynająłem skromny hotel. Tydzień spędziłem u mojej byłej uczennicy Ewy S. Pierwszą strefę Paryża poznałem bardzo dobrze. Piechotą przeszedłem ok. 100 km. Poznałem każdą ulicę. Cieszyłem się wolnością. Byłem smutny, że podróżuje sam.

          Zakupiłem talon subskrypcyjny na Encyklopedię Katolicką wydawaną przez Wydawnictwo Towarzystwa Naukowego KUL. Jej wydawanie w tomach i ich dystrybucja rozciągnie się do ponad 2012 roku. Obecnie otrzymałem 15 tomów. Końca nie widać!

          Na pracę dyplomową z teologii wybrałem sobie temat: Wieloaspektowość rozumowego dochodzenia do poznania Boga. Promotorem był ks. dr Jan Piątek. Temat był ciekawy, choć z góry ustawiłem się na pozycji straconej. Boga nie można poznać co do istoty. Ciągnęło mnie w kierunku fides et ratio (wiara i rozum). Od razu, po dyplomie, zabrałem się do samodzielnego studiowania. Studia w Seminarium uporządkowały mi wiedzę teologiczną. Nadały kierunek. Wiedziałem jak poruszać się w tej tematyce. Wszystko zacząłem od początku. Od początku, ale inaczej. Założyłem sobie zeszyt uwag. Cokolwiek nie ogarniałem rozumem, wątpliwości, wpisywałem do zeszytu. Ilość zapisów rosła. W miarę upływu czasu, wykreślane były poprzednie zapisy. Znajdowałem odpowiedzi na wcześniej postawione i zapisane pytania. Na studiach zdobywałem wiedzę. Teraz próbowałem to ogarnąć rozumem. Sięgałem do wszystkich książek jakie zakupiłem. Kolorowymi flamastrami zaznaczałem ciekawe fragmenty, te mądre i kontrowersyjne. Tworzyłem sobie konstrukcję budowli mojej wiary. Była ona coraz mocniejsza, choć miałem w niej niejasne miejsca. Wiara, że przekaz kościelny jest absolutnie prawdziwy blokował mnie do przemyśleń rewolucyjnych. Najbardziej zastanawiały mnie sprawy, które uciekały z porządku logicznego i zdroworozsądkowego. Moje wątpliwości dotyczyły teologii, ale i nauk ścisłych. Narastało u mnie wewnętrzne napięcie. Przecież jest jedna prawda?!. Tą prawdą jest sama rzeczywistość. Musi ona mieć swoje sensowne wytłumaczenie.

          Na podanie, mocno uzasadnione, z dnia 4 września 1989 r. Minister Rynku Wewnętrznego zwolnił z rezerwy bilansowej samochód osobowy Polonez – 1 sztuka. Takie to były czasy. I tak stałem się szczęśliwym posiadaczem polskiego cudu techniki. Nota bene, bardzo wygodne miał siedzenia. Już w styczniu następnego roku zgłosiłem szereg usterek. Ogólnie byłem z samochodu zadowolony.

 


[1] Jeżeli ktoś chce przybliżyć się do prawdy ekonomicznej, niech studiuje roczniki statystyczne i wyciąga wnioski.

[2] Np. program Mroczna strona nauki prowadzona przez aktora Morgana Freemana.

[3] Wydaje się, że świat chce być oszukiwany i żyć w ułudach. Może jest to ucieczka przed trudami życia?

Miłość jest funkcjonałem, czy bytem

 

          Według Pana oglądu szatan jako byt nie istnieje. Natomiast Miłość, która jest funkcjonałem (dobra), czyli nie-bytem stanowi o Bogu. Sam Pan pisał Bóg jest Miłością (27.10.2012). Czy wobec takiego oglądu, funkcjonał zła nie posiada swojego odpowiednika w bycie?

           Jest prawdą, że błędem logicznym jest przyrównywanie nie-bytu (funkcjonał Miłości) do bytu Boga. Stwierdzenie Bóg jest Miłością jest nieprawdziwe, gdy pojęcie Miłości traktuje się w kategorii funkcjonału. Historycznie pojęcie Miłości posiada znaczenie ontologiczne, a nawet jest jego pierwowzorem. Przy takim założeniu  byt (Bóg) = byt (Miłość). Deus caritas est (Bóg jest miłością, 1 J 4,8).

           Sam fakt, że Boga można traktować jako Byt lub Nie-byt (Akt działający) świadczy o trudności w jasnej definicji Boga[1]. Pojęcie Miłości jako funkcjonału emocji zostało wprowadzone na użytek filozoteizmu.

           Funkcjonał jest pojęciem wskazującym, że emocje istnieją własnym istnieniem, choć nie posiadają substytutów (lub substytuty są niepoznawalne przez człowieka). Pojęcia funkcjonałów wymagają wiary w ich istnienie. Za ich istnieniem świadczą doświadczenia spisane, przekazywane przez tysiące lat. Niejednokrotnie mówi się: moja miłość przetrwa wieki; dobro czyni dobro; zło samo się zniszczy; klątwa twoja zadziałała; bądź wyklęty; udzieliła mi się twoja radość itp. Wydaje się, że funkcjonały to boskie mechanizmy relacji między ludźmi oraz między ludźmi a Bogiem. Póki co, są one dla człowieka jeszcze jedną tajemnicą Bożą.

          Wracając do pytania. Funkcjonały zła to złe emocje nie posiadające ontologicznego podłoża. Istnieją, ale są produktem wyłącznie ludzkim.

Wspomnienia biograficzne  cz.62

1988.11.30       środa

         Po siódmej poszliśmy z Jackiem R. na stację kolejową. Bilety sprzedaje się tu dopiero od ósmej. Staliśmy w kolejce godzinę, aby się dowiedzieć, że do Kairu bilety sprzedają w innej kasie. Pożegnanie z grupą Zbosia serdeczne. Przekazaliśmy im rzeczy, które nie będą nam już potrzebne, jak lekarstwa, filmy, ryż i inne drobiazgi. Ewa C. zrobiła nam już potrzebne na drogę kanapki. Ewa K. podała nr telefonu do swojej matki aby do niej zadzwonić. Właściciel hotelu bezpłatnie odwiózł nas na stację. Towarzyszyli nam Jacek Z, Bogdan i Krzysztof. Na stacji swojski widok – na torach pasące się kozy. O dziwo wagon I klasy przyzwoity, z klimatyzacji i stosunkowo czysty. Czas spędziliśmy na rozmowach. Do Kairu przyjechaliśmy dopiero po 23 godz. Do hotelu poszliśmy na piechotę, po drodze kupując pieczywo. Piekarnie w Egipcie są czynne całą dobę i serwują świeżutkie pieczywo. W naszym Crownie zjedliśmy kolacje i położyliśmy się spać.

1988.12.01       czwartek

          Noc minęła spokojnie. Do Crowna przyjechała trzecia grupa z Lucyną i Tomkiem Raczyńskimi na czele. W krótkich słowach przekazaliśmy sobie informacje. Podobnie jak my, lecz w mniejszym stopniu, zostali pozbawieni części towaru. Po śniadaniu poszliśmy do Malewa. Niestety ciągle byliśmy na liście rezerwowej z Budapesztu do Warszawy. Zdecydowaliśmy się jednak lecieć, licząc, że załapiemy się na samolot choćby na miejscach w korytarzu. W przeciwnym razie czekałaby nas podróż koleją, której najbardziej obawiał się Jacek G. Decyzja na odlot w sobotę zapadła ostatecznie. W niemieckich liniach lotniczych potwierdziliśmy odlot grupy Zbosia. Ciekawe, że niemieckie linie lotnicze nie mają połączenia komputerowego. Potwierdzenie lotu teleksują podając poszczególne nazwiska. Resztę dnia spędziliśmy na zakupach. Wracając wieczorem do hotelu zakupiliśmy Brandy. Krótkie spotkanie z trzecią grupą zakończyło nasz program dnia.

1988.12.02       piątek

         Noc była koszmarna. Połowa nieprzespana. Komary ciągle cięły potwornie. Całe ręce i twarze mieliśmy pogryzione. Ze złością wyskoczyłem z łóżka, koledzy jeszcze spali. Dzień spędziliśmy na chodzeniu po mieście. Wieczorem pożegnaliśmy Kair. Taksówką dostaliśmy się na lotnisko.

1988.12.03       sobota      

          Malew zagwarantował nam przelot aż do Warszawy. Po godz. 8 rano witaliśmy naszą ukochaną Polskę. Próby ściągnięcia samochodu z Kielc nie udały się. Do kosztów wycieczki dołożyliśmy jeszcze taksówkę, która nas przywiozła do Kielc.

                                                         *  *  *

         Zakończyła się wycieczka. Pomimo moich przykrych dolegliwości byłem rad z wycieczki. Pozostały wspomnienia i doświadczenia.


[1]  Podobnie trudno jest zdefiniować światło (natura korpuskularno-falowa).

Hologram

            Hologram jest zapisem interferencyjnym[1], który może być odczytywany z nawet kawałka  nośnika (ale nie mniejszy od długości fali światła użytej do jego zapisu). Odczytane informacje są w stu procentach poprawne.
Fotografia zwykła przecięta w połowie traci połową obrazu. W hologramie traci się jedynie na jakości obrazu. Jak hologram jest zapisywany? Najmniejszy fragment obrazu nie jest punktem (o różnym nacienieniu, jak w przypadku fotografii) lecz układem punktów (prążków) jasnych i ciemnych (siatka dyfrakcyjna). Powstają one przez interferencje fali (laserowej oświetlającej przedmiot) rozproszonej na przedmiocie z falą odniesienia (wiązka laserowa). Która pada bezpośrednio na kliszę. Odczytywania obrazu holograficznego polega na oświetleniu kliszy spójnym światłe laserowym, który interferuje na hologramie i tworząc obraz przestrzenny przedmiotu.

         Holografia jest metodą, która wykorzystuje interferencje nie tylko fal elektromagnetycznych, ale i akustycznych. Stosowana jest w wielu dziedzinach jak medycynie, biologii, defektoskopii, w filmach trójwymiarowych, w telewizji, czy w sztuce. Wirujące zwierciadła holograficzne są stosowane do przesuwania promienia laserowego po kodzie paskowym w kasach sklepów i domów towarowych.

         Obraz holograficzny jest rozpoznawany w naturze (aura wokół człowieka). Organizm ludzki jest źródłem nośników informacji holograficznych. Pokazują one stan zdrowia[2]. Można dokonywać energetyzowania i wzmacniania układów immunologicznych (naturoterapia) przez oddziaływanie na aurę osoby. Ciekawe, że negatywne nastawienie osoby badanej powoduje nieskuteczność naturoterapii holograficznej. Wiara w skuteczność metody powoduje właściwe nastawienie organizmu i zanikanie blokad. Kryształy i diamenty mają naturalną moc uzdrawiania. Stymulują one aurę człowieka. Pobierają i przechowują holograficzne (czyli 3D) wibracje zdrowia natury. Można je wykorzystywać do uzdrawiania chorych przez energetyzowanie komórek,  narządów, czy  też systemu immunologicznego.

          Tajemnice Bożych darów były już odczytywane od tysięcy lat temu. Kapłani egipscy stosowali naturoterapię  holistyczną nie znając jej naukowych podstaw.

Wspomnienia biograficzne  cz.61

1988.11.28     poniedziałek

          Cała trójka spała doskonale. Obudził nas budzik Jacka R. o godz. 6 rano. Niestety moje dolegliwości nie ustały, pozostała opuchlizna i piekący ból. Szczęki, co jakiś czas dawały o sobie znać.

          Po śniadaniu wsiedliśmy do zamówionych peugeotów. Plecaki wrzuciliśmy na bagażnik i pożegnaliśmy przemiły Asuan, który zostawił w naszej pamięci przepiękne wspomnienia. Obciążone samochody jechały z prędkością 90 – 100 km/godz. Kierowca poczęstował nas gumą do żucia. Po 40 km zjechaliśmy z drogi i dojechaliśmy do Kom Ombo. Na nasze studenckie legitymacje udało się kupić zniżkowe bilety. Weszliśmy na teren wielkiej świątyni poświęconej Nilowi. Zobaczyliśmy zmumifikowane krokodyle. Gdzieniegdzie resztki zachowanych malowideł. Niegdyś świątynia musiała wyglądać pięknie i imponująco. Na podwórku nilomierz w kształcie okrągłej studni.

          Następny przystanek w Edfu. Tu już nie udało się wykupić studenckich biletów. Imponująca budowla, olbrzymie kolumny, posągi i pozostałości ogromnego imperium. Tu też doznałem największych cierpień. Ciekawe, że to nie dyskwalifikowano atmosfery zwiedzania i oglądania zabytków. Godziłem jedno przy drugim.

          Jadąc dalej, oglądaliśmy przez okno z prawej strony pustynię, a z lewej Nil. Po obu stronach Nilu niewielki skrawek zieleni. Wokoło biedota i nędza. Podobno więcej rodzi się tutaj dziewczynek niż chłopców. Żona kosztuje 1500 $. Po drodze jedliśmy mandarynki. Jazda trochę nas usypiała. Niektórzy drzemali. O 13.10 wjechaliśmy do Luksoru. Na pierwszy widok rzucił się nam ogromny brud i tumany kurzu, budynki w okropnym stanie. Bez porównania Asuan był czyściejszy. Samochody zatrzymały się w centrum. Jacki Z. i R. poszli szukać hotelu. Załatwili pokoje w hotelu o nazwie Siena Garden. Hotel taki sobie, natomiast wyjątkowe czyste były łazienki. Po kąpieli i posmarowaniu obolałej części ciała, odczułem ulgę.

          Po obiedzie dobiliśmy targu i pojechaliśmy trzema dorożkami do świątyni w Luksor, potem do Karnaku. Byłem zaskoczony obecnością dorożek w Afryce. Były one w dobrym stanie i bogato przyozdobione. Nie zafundowaliśmy sobie biletów na seans „światło i dźwięk” w Karnaku. Drogie (10 $) i nie warte zobaczenia. Wróciliśmy dorożkami na bazar. Tu doszło do kłótni o zapłatę. Wyszliśmy obronną ręką, ale pokazali Jackowi R., że poderżną mu dzisiaj w nocy gardło.

          Wieczorem graliśmy w brydża. Miałem wyjątkowy dobry humor. Położyliśmy się po północy. 

1988.11.29       wtorek

         Pobudka o 6 rano. Wstało się dość ociężale. Kolegów pogryzły komary. Mnie trochę mniej. Śniadanie w pośpiechu. Przed hotelem czekały na nas: mikrobus i peugeot. Ruszyliśmy do Doliny Królów. Promem przepłynęliśmy Nil. Wykupiliśmy bilety (10 & od osoby). Dolina Królów imponująca. Ilość grobowców za duża, aby wszystkie obejrzeć. Najbardziej wspominam grobowiec Tutmozisa III oraz Tutanhamona odkrytego w 1922 r. z pełnym wyposażeniem. Zwiedzaniu towarzyszyło palące słońce. Następnie pojechaliśmy do Doliny Królowych. Na naszych oczach prowadzono wykopaliska. Wrażenia podobne, Wzbudza podziw nakład pracy ówczesnych budowniczych oraz kunszt i artyzm ich wielowiekowych dzieł. Kolejny obiekt to Świątynia Królowej Hatszepsut. Tu spotkaliśmy polskiego archeologa. Mówił nam, że jest tu już 21 razy i tylko raz przez 15 minut spadł deszcz. Robiliśmy zdjęcia i udaliśmy się do Medinet Habu Ramzesa II. Znów zachwyt nad wielkością i pięknością obiektów. Po wyjściu, wypiliśmy kawę i płynny owoc rozcieńczony wodą w małej obskurnej kawiarence. Po powrocie do hotelu Jacek R. próbował dodzwonić się do Malewa w Kairze przez kieszonkowy radiotelefon. Niestety za późno. Razem z Jackiem Z. i G. poszliśmy na stację autobusową i kolejową w celu zebrania informacji i przygotowaniu się do wyjazdu. Wracając, weszliśmy do restauracji, gdzie była reszta grupy, na domniemanej pysznej potrawie. Widok niedojedzonych placków mówił sam za siebie. Zakupione wino za 20 & dla poprawienia smaku, również okazało się nie dobre. Mimo wszystko, rozbawieni, wróciliśmy do hotelu. Po kolacji zasiedliśmy do brydża. Z Jackiem R. zdobyliśmy mistrzostwo. Dopiero po północy położyliśmy się spać. 

[1] Zapis na nośniku przynajmniej dwufalowego obrazu interferencyjnego, który w odczycie daje dwa niezależne od siebie obrazy przestrzenne 3D (trójwymiarowe).

[2] Badania aparaturą do metody dr R.Voll’a.

Diamenty

           Już w starożytności było wiadomo, że diament jest najtrwalszym minerałem na świecie. Uczyniłem twoje czoło jak diament, twardsze od krzemienia (Ez 3,9). Minerał ten symbolizuje odporność w dobrych i upór w złych rzeczach: Ich serca stały się twarde jak diament, tak że nie słuchali pouczeń i wskazań, jakie Jahwe Zastępów dawał przez Ducha swego za pośrednictwem dawnych Proroków. Toteż w Jahwe Zastępów obudził się straszliwy gniew (Za 7,12). W dalszej części tego zdania autor pisze: Nie bój się ich, niech cię nie przeraża ich oblicze, bo są oni Domem buntowniczym. Ten werset jest wyciągnięty z perykopy powołania proroka Ezechiela. Powołanie Ezechiela opisane jest jako wstąpienie «ducha» w człowieka. Będzie on prorokiem bezkompromisowym na zło. Zachowa „czoło twarde” na wzór diamentu (por. Ez 3,8–9). Jego misja będzie bardzo trudna. A serca Izraelitów będą nieczułe jak kamień.

           Diament jest uważany za symbol czystości i pokoju. Jego blask ma wymiar  dobra. Odbija zło.  Gdy nie potrafi się przeciwstawić złu, mętnieje.  Diament symbolizuje możliwość odmiany duchowej. Moc bowiem w  słabości się doskonali (2 Kor 19,9). Można mieć miękkie podstawy, ale w produkcie finalnym można być twardym jak skała. Choć jest twardy, to jednak kruchy jak niejedno serce. Może zawierać wrostki[1] innych minerałów jak serce, które nosi brzemiona innych serc. Zranione, choćby najtrwalsze serce, pęka i zalewa się łzami. Diament zdobyty nieuczciwą drogą przynosi nieszczęście. Należy chronić go przed spojrzeniem złych ludzi. Obdarza dobrych ludzi zdolnością koncentracji, przynosi radość i szczęście, dodaje odwagi. Daje również zwycięstwo w miłości.

           Diament to kryształ zbudowany z atomów węgla. Tego samego węgla, który znamy jest np. z grafitu (ołówka). Spalany diament zamienia się właśnie w grafit. Tajemnica jego twardości tkwi w budowie krystalicznej. Do dzisiaj nie wiadomo, jak powstają diamenty. Potrzebują na to miliona lat i ogromnych ciśnień. Diamenty syntetyczne wyrabiane są w cztery dni, ale trzeba wprowadzać zarodek diamentowy, na którym nadbudowują się kolejne płaszczyzny sieci krystalicznej. Diamenty w formie nieobrobionej są matowe i bez połysku. Dopiero odpowiedni szlif wydobywa z nich życie, światło, piękno i blask. Szlif brylantowy wymyślono w XVII wieku. Jest on uważany za szczyt osiągnięć w dziedzinie obróbki kamieni jubilerskich.

          W terminologii jubilerskiej brylant to diament oszlifowany (szlifem brylantowym).

Wspomnienia biograficzne  cz.60

 1988.11.27       niedziela

         W nocy bardzo dobrze spałem, choć miałem nie najlepszy sen. Wyglądałem przez okno i zobaczyłem typowy obrazek dla całego Egiptu. Dachy domów służą za zbiorowisko rupieci. Gdy patrzy się na miasto z góry, robi wrażenie wielkiej rupieciarni.

         Hotel, w którym mieszkaliśmy był czysty, lecz od czasu do czasu wyłaniały się duże czarne karaluchy.

         W czasie ubierania się zauważyłem opuchnięcie męskiego przyrodzenia oraz poczułem pieczenie. Dolegliwość ta (grzybica) była dla mnie czymś bardzo kłopotliwym w afrykańskich warunkach. Na szczęście miałem maść clotrimazolum, którą zaraz przyłożyłem. Sprawcą mej nowej dolegliwości był biseptol. Pranie wyschło. Około 8 godz. wyszedłem na miasto, kupiłem 2 kg pomarańczy dla całej grupy. Niechcąco odkryłem kościół prowadzony przez misję francuską. Ponad pół godziny uczestniczyłem w liturgii koptyńskiej. Zwróciłem uwagę, że bardzo lubią używać kadzidło. Intensywny zapach rozchodził się po całym kościele. Sposób śpiewania i wspólnej modlitwy bardzo mi przypominał liturgię islamu.

          Z grupy Zbosia 7 osób pojechało do Abu Simbel, reszta poszła nad Nil. Tam wypożyczyliśmy fellukę (łódź), zbijając cenę z 25 na 10 $. I nią płynęliśmy na wyspę Ile des Plantes. Po zapłaceniu biletu studenckiego weszliśmy do pięknego ogrodu botanicznego, w którym podobno znajduje się reprezentacja flory z całej Afryki. Wśród drzew, mały meczet. Pod koniec wyspy, kawiarenka, w której posililiśmy się kawą i coca colą.

          Wycieczka piękna. W milczeniu znosiłem ataki bólu szczęk i stan zapalny przyrodzenia. Dalej popłynęliśmy na wyspę Elefantynę, na której zwiedziliśmy muzeum oraz Pilomicz. Około 14’30 wróciliśmy do hotelu. Grupa z Abu Simbel wróciła wcześniej i już dokańczała obiad. Z wycieczki byli bardzo zadowoleni. Po obiedzie, już z całą grupą, ponownie wypłynęliśmy na wyspę des Plantes, a później opływając Elefantynę wróciliśmy do przystani. W felluce śpiewaliśmy przeróżne piosenki. Niektóre na głosy wychodziły nam nie najgorzej. Arabowie z zaciekawieniem przysłuchiwali się nam. Przed dobiciem do brzegu poprosili o zapłatę. Mieli przykre doświadczenia z turystami radzieckimi.

          Z Ewą Kurczyńską poszliśmy na mszę do kościoła, reszta poszła na bazary. W kościele niewiele osób: Francuzi, Włosi i my. Msza celebrowana we włoskim i francuskim języku. Przyjąłem komunię umoczoną w winie. W hotelu zastaliśmy Alę. Wspólnie wypiliśmy herbatę.

          Wieczorem uzupełniałem notatki. Zapisałem wiele miłych słów pod adresem wszystkich. Dawno nie byłem tak zadowolony z kontaktów i wspólnego życia w grupie. Serdeczność, uczynność i taktowność – brawo. Gdyby nie moje dolegliwości, dzień  zapisałbym się jako najpiękniejszy.


[1] Wrostki mineralne reprezentowane przez: oliwin, granat, pirop, pirotyn, ilmenit, rutyl, grafit, diopsyd, spinel oraz wcześniej wykrystalizowane diamenty.

Informacja genetyczna DNA

           DNA to kwas deoksyrybonukleinowy, w którym zapisywana jest informacja genetyczna dotycząca struktury białek, a dokładnie sekwencje tworzących je aminokwasów. Oprócz DNA do kwasów nukleinowych należy także RNA. W DNA i RNA zawarty jest kod syntezy wszystkich białek danej komórki. Informacja o jej budowie przekazywana jest następnym pokoleniom komórek.

           DNA Składa się z dwóch spiralnie skręconych, równo odległych od siebie nici, których szkielet tworzą deoksyryboza (cukier) i reszta fosforanowa. Każda nić zbudowana jest z tzw. nukleotydów[1] . Nić DNA ma szerokość ok. 2 nanometrów. Odcinkiem nici jest GEN, w której zawarta jest informacja o budowie jednego białka. Kod genetyczny zapisywany jest w postaci trzech nukleotydów (kodon). Ważne, że zapis jest uniwersalny i stanowi o konkretnych aminokwasach. Te same kodony świadczą, ze pochodzą od tego samego przodka. Zakodowane informacje są odczytywane i przenoszone przez pośrednika mRNA. Organizm człowieka zawiera kilkadziesiąt tysięcy genów[2]. Każdy gen zawiera informację zakodowaną w jego chemicznej strukturze, w taki sposób, że cały zestaw genów w komórce determinuje wszystkie cechy organizmu. Geny zawierają w sobie pełną instrukcję chemiczną potrzebną organizmowi do funkcjonowania a ponieważ informacja ta jest przekazywana z pokolenia na pokolenie, potomstwo przejmuje cechy swoich rodziców. Wiedza na temat budowy DNA pozwoliła uczonych na uzyskiwanie pojedynczych genów i ingerowanie[3] bezpośrednio w  strukturę DNA. Inżynieria genetyczna stała się już bardzo powszechna.

            Obecnie trwają badania[4] nad genem odpowiedzialnym za długość życia. Badania DNA wykazały, że europejczycy łączyli się z neadertalczykami, natomiast nie stwierdzono takich powiązań u afrykanów.

          Człowiek posiadł tajemnicę budowy ludzkiego genomu. Bóg dopuścił człowieka do swoich tajemnic. Można podziwiać Stwórcę i Jego kunszt w pomyśle i konstrukcji kodu budowy organizmów. Misterium konstrukcji dowodzi Jego istnienia.

          To wspaniałe odkrycie stało się jednak bardzo niebezpieczne dla ludzkości. Został zerwany owoc poznania. Od człowieka zależy, czy wiedzę wykorzysta dla dobra ludzkości, czy przeciw niej. Wiele eksperymentów inżynierii genetycznej budzi wiele kontrowersji, jak np. przeszczepianie organów zwierzęcych do organizmu ludzkiego. W inżynierii genetycznej pokładane są nadzieje leczenia ludzi nowymi, szybszymi metodami. Zmierza ona też do ulepszenia produkcji żywności. Pragnę uspokoić tych, którzy mają obawy dokonywania klonowania ludzi. Co prawda do tego jeszcze nie doszło, ale nawet gdyby, to nie ma ono żadnego wpływu na duszę człowieka. Człowiek ma pełny dostęp do ciała, ale na szczęście, nie może zastąpić Boga w inicjacji ludzkiej duszy.

 Wspomnienia biograficzne  cz.59

 1988.11.27       niedziela

         W nocy bardzo dobrze spałem, choć miałem nie najlepszy sen. Wyglądałem przez okno i zobaczyłem typowy obrazek dla całego Egiptu. Dachy domów służą za zbiorowisko rupieci. Gdy patrzy się na miasto z góry, robi wrażenie wielkiej rupieciarni.

         Hotel, w którym mieszkaliśmy był czysty, lecz od czasu do czasu wyłaniały się duże czarne karaluchy.

         W czasie ubierania się zauważyłem opuchnięcie męskiego przyrodzenia oraz poczułem pieczenie. Dolegliwość ta (grzybica) była dla mnie czymś bardzo kłopotliwym w afrykańskich warunkach. Na szczęście miałem maść clotrimazolum, którą zaraz przyłożyłem. Sprawcą mej nowej dolegliwości był biseptol. Pranie wyschło. Około 8 godz. wyszedłem na miasto, kupiłem 2 kg pomarańczy dla całej grupy. Niechcąco odkryłem kościół prowadzony przez misję francuską. Ponad pół godziny uczestniczyłem w liturgii koptyńskiej. Zwróciłem uwagę, że bardzo lubią używać kadzidło. Intensywny zapach rozchodził się po całym kościele. Sposób śpiewania i wspólnej modlitwy bardzo mi przypominał liturgię islamu.

          Z grupy Zbosia 7 osób pojechało do Abu Simbel, reszta poszła nad Nil. Tam wypożyczyliśmy fellukę (łódź), zbijając cenę z 25 na 10 $. I nią płynęliśmy na wyspę Ile des Plantes. Po zapłaceniu biletu studenckiego weszliśmy do pięknego ogrodu botanicznego, w którym podobno znajduje się reprezentacja flory z całej Afryki. Wśród drzew, mały meczet. Pod koniec wyspy, kawiarenka, w której posililiśmy się kawą i coca colą.

          Wycieczka piękna. W milczeniu znosiłem ataki bólu szczęk i stan zapalny przyrodzenia. Dalej popłynęliśmy na wyspę Elefantynę, na której zwiedziliśmy muzeum oraz Pilomicz. Około 14’30 wróciliśmy do hotelu. Grupa z Abu Simbel wróciła wcześniej i już dokańczała obiad. Z wycieczki byli bardzo zadowoleniu. Po obiedzie, już z całą grupą, ponownie wypłynęliśmy na wyspę des Plantes, a później opływając Elefantynę wróciliśmy do przystani. W felluce śpiewaliśmy piosenki. Niektóre na głosy wychodziły nam nie najgorzej. Arabowie z zaciekawieniem przysłuchiwali się nam. Przed dobiciem do brzegu poprosili o zapłatę. Mieli przykre doświadczenia z turystami radzieckimi.

          Z Ewą Kurczyńską poszliśmy na mszę do kościoła, reszta poszła na bazary. W kościele niewiele osób: Francuzi, Włosi i my. Msza celebrowana we włoskim i francuskim języku. Przyjąłem komunię umoczoną w winie. W hotelu zastaliśmy Alę. Wspólnie wypiliśmy herbatę.

          Wieczorem uzupełniałem notatki. Zapisałem wiele miłych słów pod adresem wszystkich. Dawno nie byłem tak zadowolony z kontaktów i wspólnego życia w grupie. Serdeczność, uczynność i taktowność – brawo. Gdyby nie moje dolegliwości, dzień ówczesny, zapisałbym się jako najpiękniejszy.


[1] Nukleotydy w DNA różnią się między sobą zasadami azotowymi, którymi mogą być: adenina (A), tymina (T), guanina (G).

[2] Najprostsze bakterie mają około 500 genów.

[3] Do „rozrywania” struktur DNA używane są enzymy.

[4] W Instytucie Zdrowego Starzenia się przy University College w Londynie.

Życie zwierząt

          Życie jest procesem skończonym, bo dotyczy rzeczy skończonych (ciała). Człowiek jest w stanie stwarzać imitację życia, tzn. ciąg zaprogramowanych procesów chemicznych. Przykładowo włączony silnik (można powiedzieć, że żyje, bo pracuje, przemieszcza się) pracuje tak długo, aż wypali się paliwo.  Roboty emitują życie. Niektóre są fascynujące, jak np. robot jeżdżący na rowerze i utrzymujący równowagę. Jego poruszanie się wygląda jak ruch żywej myślącej istoty. Życie wieczne dotyczy tylko natury boskiej. Jest ono poza zasiągiem poznania ludzkiego. Człowiek jest wieczny ze względu na tę naturę.

          Z punktu widzenia chemii, życie jest tylko procesem chemicznym. Proces ten jest niezwykły bowiem entropia zamiast wzrastać maleje. Energia zamiast się rozpraszać, kumuluje. Człowiek  bezlitośnie obchodzi się np. z roślinnością, która żyje. Nikt oprócz św. Franciszka z Asyżu nie martwi się o trawę, którą się np. depcze. Robaki zabija się, patrząc na nie z obrzydzeniem. Muchy łapie się na mucholepce. Plemniki to też istoty żyjące, a giną nagminnie. Dopiero w przypadku bardziej rozwiniętych zwierząt odczuwa się o nich troskę. Szczytem są zawierane przyjaźnie ze zwierzętami, psem, kotem, koniem, czy innymi zwierzętami domowymi.

          Ból jaki odczuwają zwierzęta jest efektem systemu nerwowego. Ewolucja wytworzyła takie narzędzia obronne. Czy zwierzęta mają w sobie jednak emocje wyższe? Czy naprawdę pies kocha swego pana? Zdania na ten temat są różne. Gdyby było prawdą, że zwierzęta mają uczucia, to powinny mieć swoje miejsce w niebie i cieszyć się wiecznością. Jeżeli nie mają uczuć, to trudno jest wytłumaczyć zachowania i wierność jakie okazują ludziom na sposób dość przekonywujący?

          Skłaniam się do tezy, że przywiązanie zwierząt do ludzi jest zaprogramowanym instynktem przez Stwórcę. Zachowanie zwierząt jest odbierane z radością i czułością przez człowieka. Człowiek jest wrażliwy na gesty i chętnie je mitologizuje. Potrafi np. rozpłakać się słuchając bajek.  Człowiekowi żal jest zabijanych ryb, kur czy  innych zwierząt. Stwórca wyraził zgodę na spożywanie zwierząt: Zwierzęta, które jeść będziecie ze wszystkich zwierząt, które są na ziemi (Kpł 11,2); zwierzęta, które jeść będziecie: Woły, owce, i kozy (Pwt 14,4); zwierzęta polne przyjdźcie na pożarcie, i wszystkie zwierzęta leśne (Iz 56,9) Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Zwierzęta są nam dane też do składania z nich ofiar i spożywania. Kto może się obejść od ich zjadania, to niech tak czyni. Jednak, nie starajmy się być lepszymi od Stwórcy, bo to trąca pychą. Podczas zabijania należy zrobić wszystko, aby zwierzęta nie cierpiały.

 

 Wspomnienia biograficzne  cz.58

 1988.11.25       piątek

         O pierwszej w nocy Jacek R. przerwał grę. Położyłem się do łóżka. Do pokoju weszli Krzysiek i Jacek Z, ja zasnąłem. W nocy komary cięły niemiłosiernie. Słyszałem Jacka G. jak klął i palił papierosa. Jego również pocięły komary. O 6’45 godz. wstałem i poszedłem zbudzić Jacka Z. Wracając korytarzem zobaczyłem leżącą na kanapie postać Zygmunta. Wrócił z Luksoru! Po chwili dołączył do wspólnego śniadania. Pokrótce opowiedział swój pobyt w Luksorze i przekazał nam swoje spostrzeżenia. Grupa Zbosia pojechała do Gizy i Sakkary, a my wybraliśmy się metrem (bilet 25 plastrów) do starego Egiptu. Na czwartej stacji wysiedliśmy i udaliśmy się do „Babilonu”. Jest to warowna twierdza, nazwana tak od grupy Babilończyków, którzy podnieśli powstanie i opanowali to miejsce. Twierdzę otacza fosa. W Babilonie skupiają się najstarsze kościoły koptyńskie: Św. Sergiusza, Marii Panny i Św. Barbary oraz baszta Św. Jerzego. Każdego roku od 20 do 28 czerwca, tysiące Chrześcijan i Mahometan gromadzą się w monasterze Al. Moharrak, gdzie według legendy, przebywała Święta Rodzina, podczas swej ucieczki do Egiptu. Podczas jednego tygodnia ortodoksyjni chrześcijańscy Koptowie i Mahometanie celebrują razem święto Dziewicy Maryi. Jacek G. zwiedził również muzeum koptyńskie (1 & na kartę studenta). Przed twierdzą dokonaliśmy zakupów pamiątek po stosunkowo niskich cenach. Obok twierdzy zaczęliśmy zwiedzać arabskie slamsy. Bardzo szybko wycofaliśmy się. Brud i smród był większy niż nasza cała ciekawość. Wracając do hotelu wstąpiliśmy na pizzę. Czekaliśmy na nią dość długo. W sumie była taka sobie. W hotelu porozmawiałem z Zygmuntem. Cudem załatwił sobie odlot do Polski, jeszcze tej nocy. Bardzo mnie ta informacja ucieszyła. Skończą się jego kłopoty, a i my będziemy spokojniejsi. Nie mogąc doczekać się zamówionego mikrobusu udaliśmy się na stację kolejową. Aby dostać się na właściwy peron musieliśmy pokonać bariery i tory kolejowe. Zderzenie z I klasą było zaskakujące. Brud totalny, ławki przesuwane, półki na małą walizeczkę na cztery miejsca. Kuchenka zalana – pełna błota, toaleta nie do opisania, okna niemyte, na siedzeniach kurz. Panie bały się siadać na takich siedzeniach. Podkładały sobie ręczniki. Plecaki umieściliśmy pomiędzy siedzeniami. Usiedliśmy i zaczęliśmy grać w brydża: Jola, Jacki i ja. W dali druga grupa grała drugą talią. W międzyczasie posilaliśmy się kanapkami, kabanosami, pomarańczami i mandarynkami. Do popicia mieliśmy wodę i coca colę. Poczęstowani zostaliśmy również wódeczką. Nagle poczułem przenikliwy ból górnej i dolnej szczęki. Ból próbowałem zlikwidować spirytusem – nie pomagało. Ataki bólu zepsuły mi nastrój. Na szczęście trwały około 5 minut i ustawały.

1988.11.26       sobota

          Głęboką nocą koledzy zasnęli. Przeniosłem się do towarzystwa Zbosia. Popijaliśmy alkohol. Do rozmowy dołączyli Chabikowie. Rozmawialiśmy do 5 rano. Znalazłem dalej puste miejsce i próbowałem zasnąć. Ostry atak szczęk tak mnie zmęczył, że zasnąłem.

          O godz. 8.30 wróciłem do rozbudzonego towarzystwa. Po śniadaniu znów zaczęliśmy grać w brydża. Dopiero przed pierwszą dojechaliśmy do Asuanu. Byliśmy brudni, lepcy i z pełnymi pęcherzami. Na stacji czekaliśmy na Jacka R. i Z., którzy poszli załatwiać hotel. Prysznic przywrócił nam normalny wygląd i samopoczucie. Na obiad kanapki i herbata. Znów zacząłem odczuwać ból szczęk. Koleżeństwo wyszło na spacer, a ja się położyłem. Powrót kolegów obudził mnie i rozpoczął się ostry ból szczęk. Popijałem coca colę, dwa gardany, potem relanium – zasnąłem.

          Jacek G. nareszcie sprzedał swoje stare ubranie za 12 $ oraz śpiwór. Przyniósł do hotelu bębenek tam-tam, był zadowolony, że bagaż mu się zmniejszył.

          Kolację zjedliśmy wspólnie. Krzysztofowi zaśpiewaliśmy 100 lat z okazji urodzin. Ewa C. sprawdziła mi gardło. Roman zaaplikował mi biseptol, zażyłem 2 pastylki.

          Wiadomości z bazaru były liche. Wszędzie pełno tandety, owoce droższe niż w Kairze.

          Położyłem się jedynie w prześcieradło, nie przykrywając się – było ciepło, powietrze wspaniałe. Gdyby nie moje dolegliwości czułbym się tak dobrze.

Cząstki

          Pojęcie cząstki ulega zmianie gdy schodzi się poniżej makroskopowych wyobrażeń zmysłowych. Tak więc atom jest jeszcze cząstką jako fragment materii. Co prawda kwarki określa się jako cząstki materialne, ale są one już dość dziwne. Jak dotąd nigdy nie zaobserwowano kwarków i antykwarków w stanie wolnym. Bozony, gluony są to już cząstki oddziaływania. 

        Według filozoteizmu cząstki materialne są bytami (o podłożu energetycznym), a cząstki oddziaływania są funkcjonałami (obserwowany jest tylko skutek działania, substratu nie ma albo jest nieuchwytny). W świecie fizykalnym występuje silne powiązanie (relacja) bytów z funkcjonałami.

        Każde powyższe pojęcie musi mieć swoje logiczne wytłumaczenie, czyli genezę, sens i cel. Przekładając powyższe pojęcia fizykalne na język religijny: byty są to porcje energetyczne pochodzące z mocy Boga, a funkcjonały to boskie tchnienie. W świecie fizykalnym obecność Bożej ingerencji jest aż nadto widoczna. Energia i funkcjonał z racji pochodzenia boskiego są niedefiniowalne i niepoznawalne przez ludzki umysł.       

         Cząstki materialne i oddziaływania są przygodne, tzn., że nie muszą istnieć. To produkty zewnętrzne powstałe w rzeczywistości realnej. Boskim tchnieniem jest pierwiastek duchowy (dusza), który łączy się z zygotą w momencie poczęcia. Dusza ma naturę boską i przez to jest wieczna. Kiedy złączona jest z ciałem pozostaje jakby na jej uwięzi. Świadomość duszy zobligowana jest współpracować z rozumem. W trakcie rozwoju, rozum uczy się korzystać ze swojej świadomości. Wydobywa z niej czasem wspaniałe możliwości. Świadomość oświeca rozum. Człowiek musi chcieć korzystać z darów, które w nim istnieją.

Wspomnienia biograficzne  cz.57

 1988.11.24       środa

          Od pierwszej w nocy nie mogłem zasnąć. W autobusie był tłok i dym, nos zatkany katarem, duszno. Przez okno oglądałem pustynię. Była jasna noc. Droga asfaltowa nabita pośrodku i po bokach odbijającymi światło kamieniami. Zasnąłem, gdy Jacek R. zmienił pozycję. Po godzinie byliśmy już w Kairze. Taksówką pojechaliśmy do hotelu. Grupy Zbosia jeszcze nie było. Początkowo czekaliśmy razem. Sądziliśmy, że zaraz nadjadą. Wkrótce kolegów ogarnął sen. Ja leżałem na łóżku i próbowałem drzemać. Ucho moje wyłapywało każdy szmer na korytarzu. Parę razy zrywałem się i wychodziłem na korytarz. Niestety grupy Zbosia nie było.

          Po śniadaniu z niesłodką herbatą (ohyda) poszliśmy do ORKI (czechosłowackie linie lotnicze). Trochę uspokoiliśmy się. Samolot Zbosia opóźniony miał lądować o 15 godzinie. Nastroje nasze poprawiły się. Wzięliśmy taxi i popędziliśmy na lotnisko. Na tablicy odczytaliśmy lot ORKI. Zaniepokoił nas komunikat „Delayed” przy ich locie. Jacek R. akurat nie znał tego słowa. Chcąc zobaczyć jak lądują, dotarliśmy na pseudo ganek portu lotniczego. Po chwili zgarnęła nas służba ochrony portu lotniczego. Po kontroli paszportowej i kilku pytań – puścili. Godzina 15.15 zbliżała się. Poszliśmy do informacji i potwierdzono, że samolot właśnie będzie lądował. Stanęliśmy przed bramą i w niemałych emocjach czekaliśmy. Czekaliśmy długie minuty i nikt nie wychodził. Powoli traciliśmy nadzieje, aż tu nagle okrzyk radości – przyjechali!!! – przeszli bez kontroli, a to łotry szczęściarze! Po chwili wyłoniły się kolejne postacie grupy. Byliśmy autentycznie zadowoleni i szczęśliwi.

          W krótkich słowach przedstawiliśmy im naszą sytuację. Twarze przybyszów podobne do naszych, gdy przylatywaliśmy, pełne ciekawości. Jacek R. i Z. poszli załatwiać transport. My wzajemnie zabawialiśmy się rozmową. Atmosfera wspaniała. Do hotelu pojechaliśmy dwoma peugeotami. Przybysze przygotowali kolację. Poczęstowali nas kabanosem. Była też gorzałka i herbata z cukrem (!). Jeszcze raz, na spokojnie, opowiedzieliśmy naszą historię celną. Na wesoło również przekazywaliśmy nasze dotychczasowe przygody i doświadczenia. Po 22 godz. padłem na łóżko i zasnąłem.  Jacki poszli jeszcze na miasto.

 1988.11.24       czwartek

         Ze względu na wczesną porę, zrobiliśmy sobie śniadanie, otwierając konserwę. Nasze pożywianie się przerwał Jacek Zboś zapraszając nas na wspólne śniadanie. Skorzystaliśmy z zaproszenia i wypiliśmy z nimi herbatę. Nie odmówiłem sobie również kawałka kabanosa. Jacki Z. G. R. zebrali cały towar grupy i pojechali do hurtownika. Ja otrzymałem zadanie zabrania wszystkich do muzeum. Ponowne zwiedzanie muzeum bardzo mi się przydało. Z łatwością trafiłem do poszukiwanych zabytków. Zwiedzanie trwało ok. 3 godziny. Utrwaliłem sobie wiele informacji. Dostrzegałem więcej szczegółów, niż za pierwszym razem. Po powrocie do hotelu, przestudiowałem książkę o Ziemi Świętej. Jacki spisali się na medal – towar sprzedali według oczekiwanych cen. Załatwili również bilety na pociąg do Asuanu. Kosztowało nas to oprócz pieniędzy, zapalniczkę Jacka R., scyzoryk, okulary i reszty 2.5 $.

          Jacki byli równie w Malewie i zaklepali powrót do Budapesztu na trzeciego grudnia. Informacja ta ucieszyła, ale i zmartwiła. Liczyłem po cichu na wyjazd do Izraela. Teraz to już zwątpiłem. Z drugiej strony bardzo się ucieszyłem szybszą perspektywą zobaczenia rodziny.

         Panie zaprosiły nas na obiad. Zupa grochowo-grzybowa, na drugie makaron z wołowiną. Na deser herbata lub kawa zaserwowana przez Jacka G. Gestem Jacka G. byłem miło zaskoczony. Jest on wielkim kawoszem, a oddał swoją ostatnią rezerwę. Atmosfera wesoła. Czułem się jednak chory. Zostałem w hotelu, a cała reszta poszła na bazary. Uzupełniałem notatki. Myślałem o Zygmuncie i moich kompanach. Odejście Zygmunta radykalnie zmieniło nasze nastroje. Grupa Zbosia niezwykle sympatyczna. Nie wyobrażałem sobie tak miłej i przyjacielskiej atmosfery.

          Jacki wrócili z bazaru. Nic nie sprzedali. Zagraliśmy w brydża. Niestety, kto ma szczęście w miłości, to nie ma szczęścia w kartach – z Jackiem R. przegraliśmy.

Przekonania człowieka

          Wbrew pozorom, przekonania mogą zawężać sposób widzenia siebie oraz spostrzegania świata. Najlepiej zostawić sobie odrobinę wątpliwości. Łatwiej jest wtedy zmieniać poglądy. Jest się elastycznym. Błąd popełnił Kościół, który określił przekonania religijne dawno temu i zamknął jej w twardej skorupie. Podobnie dziecko dorastając musi pozbyć się odziedziczonych przekonań i nawyków serwowanych przez rodziców, szkołę czy Kościół. Każdy musi doświadczać życia i wyrabiać sobie własny ogląd. Z moich doświadczeń wynika, że jest to proces trudny. Poglądy, zwłaszcza religijne są mocno zakorzenione. Zmiana ich przechodzi bardzo opornie. Dlaczego? Bo trzeba poświęcić trochę czasu, aby  wgłębić się w temat. Trzeba przede wszystkim chcieć usuwać filtry, które nie pozwalają widzieć szerzej i jaśniej.  Stłumiony gniew to negatywna energia, która cały czas siedzi i zatruwa psychikę, a co gorsze może usadowić się w ludzkiej podświadomości. Człowiek traci wtedy na tym kontrolę. Staje się gniewny, nieprzyjemny, i nie wiadomo dlaczego.  Trzeba koniecznie pozbywać się negatywnej energii. Zło dobrym zwyciężaj. To najlepsze lekarstwo. Funkcjonał dobra wycisza emocje zła. Szczytem jest nastawienie drugiego policzka. Metoda ta jest nieprawdopodobnie radykalna i skuteczna. Człowiek mocny, to ten, który nie daje się sprowokować. Super, gdy udaje się wyciszać cudze emocje.

          Religia w takim stanie jakim jest, pozwala na spokojne i niekonfliktowe życie. Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek. Wszystko podane jest na tacy. Normy ustalone. Trzeba tylko odfajkować kościół w święta, aby nikt się do człowieka nie doczepił. Unikać mandatów. Nie wychodzić ze swoimi poglądami zbyt publicznie. Prawdy nieprzyjemne zamiatać pod dywan. Korzystać z dobrodziejstw techniki, komórek, internetu, szybkich samochodów, elektronicznych zabawek. Świat można przeżywać leżąc na kanapie.        

Wspomnienia biograficzne  cz.56

1988.11.22      wtorek

          Noc niespokojna, budziłem się bez przerwy. Gardło mnie piekło, jak również nogi i góra rąk. Nos zatkany, byłem chory. Wstałem o 6 rano, łazienka była zajęta, czekałem chwilę. Zrobiłem sobie prysznic chcąc dojść do siebie. No cóż choroba – szlag by to trafił. Koledzy jeszcze spali, spisywałem notatki. Błądziłem myślami, przypominałem sobie miły sen z żoną. Tęsknota dawała znać o sobie.

          Około 9 rano podano śniadanie. Upomniałem się o pieczywo. Nie otworzyliśmy dodatkowego pasztetu. Atmosfera była drętwa. Pożegnanie z Zygmuntem krótkie. Na pożegnanie pożyczyłem mu rozmówki arabskie. Zygmunt pojechał sam do Luksoru bez znajomości angielskiego, ze słabym niemieckim i francuskim.

          Na dachu hotelu czekaliśmy na właściciela. Koledzy opalali się, a ja leżakowałem w ubraniu. Czas spędzaliśmy przyjemnie, choć każdy z nas myślał o Zygmuncie. Do odjazdu mieliśmy jeszcze sporo czasu. Poszliśmy na bazary, a po drodze chcieliśmy wstąpić do meczetu. Dwóch żołnierzy zagrodziło nam drogę. Próbowaliśmy wytłumaczyć im, że chcemy tylko pooglądać wnętrze. Kategorycznie się temu sprzeciwili. Nagle nadszedł starszy, dość rosły Arab i dał im ostrą reprymendę. Żołnierze odstąpili. Zdjęliśmy buty przed wejściem i weszliśmy do środka. Na całej powierzchni dywaniki – niestety brudne. Na wschodniej ścianie, coś na kształt drzwi. Podeszło do nas dwóch Arabów i zaczęli tłumaczyć przebieg ich ceremonii modlitewnej. Wokół nas zrobiła się grupka gapiów. Nagle nadszedł Arab niskiego wzrostu, lat około 37, z zawodu chirurg i żywo się nami zainteresował. W sposób ekspansywny zaczął tłumaczyć nam zasady islamu. Po chwili zaproponował nam udział w ceremonii, która właśnie miała się odbyć. Zaprowadził nas do pomieszczenia, w której oni dokonują ablucji (oczyszczenia, obmycia się). Mieliśmy pietra, czy przypadkiem nam nie każą się myć i oczyszczać. W meczecie, w małym oddaleniu, stanęliśmy i obserwowaliśmy ich ceremonie. Wierni stanęli w rzędach rozkrokiem dotykając się palcami nóg. Treść modlitwy nie była dla nas zrozumiała. Co jakiś czas klękali, pochylali się i czołem dotykali podłogi, łączyli się w ten sposób z Allachem.

          Po 20 minutach wszyscy usiedliśmy wokoło i zaczęła się nauka. Chirurg prowadził to szkolenie w języku arabskim, a co jakiś czas przekazywał nam treść nauki po angielsku. W ten sposób poznaliśmy podstawowe zasady islamu, którymi są:

– Wierzyć w Allacha i proroka Mahometa.

– Modlitwa.

– Jałmużna, o ile ma się pieniądze.

– Post.

– Przynajmniej raz w życiu pielgrzymka do Mekki.

          Dobrą rzeczą jest modlić się 5 razy w ciągu dnia. Raz dziennie jest obowiązkiem. Kobiety modlą się w domu lub w specjalnych meczetach. Pożyczenie pieniędzy jest daniem pieniędzy Allachowi. Pożyczkę zwraca się też Allachowi. Jak człowiek kocha Allacha to i Allach go kocha. Bicie czołem o ziemie, to moment zjednoczenia się z Allachem. Zakrywanie twarzy, to moment pokory wobec Allacha w chwilach, gdy się Go o coś prosi. Złączone nogi symbolizują zjednoczenie się wiernych, a co za tym idzie, zjednoczenie z Allachem.

         Mało chrześcijanie wiedzą, ze z islamem mamy tak wiele wspólnego. Przede wszystkim, to Koran zawiera w dużej części Stary Testament. W islamie Jezus nie jest Synem Boga, lecz wysłannikiem Boga, prorokiem zrodzonym przez dziewicę Maryję. Koran zachęca Mahometa do szacunku i podziwu Maryi (34 razy Jej imię jest wspomniane w tekście koranicznym).

         Chirurg tak się rozpędził, że podarował Jackowi R. stanowisko ambasadora islamu w Polsce. Podarował mu swój różaniec o nazwie „sep-ha”. Żołnierz, który nie chciał nas wpuścić podarował mi również swoje sep-ha. Wierni patrzyli na nas z dużym zaciekawieniem. Po ponad godzinnym nauczaniu wyszliśmy z meczetu, żegnając się serdecznie z Arabami. Zacząłem ich darzyć  jeszcze większym szacunkiem. Po drodze do hotelu zrobiliśmy sobie kolację, resztę czasu spędziliśmy na oczekiwaniu wyjazdu. W zapełnionym autobusie było troje małych dzieci (wiek ok. 8 m-cy). Byłem zaskoczony ich spokojem. Dzieci arabskie są przede wszystkim śliczne i bardzo grzeczne. W autobusie pełno było dymu od papierosów, tłok. Tylko raz i to przez krótką chwilę usłyszałem kwilenie dziecka. O godzinie 23 zasnąłem.

Nie pozwólmy się sami zniszczyć

          Człowiek coraz bardziej poznaje tajemnice człowieka. Technika poszła bardzo daleko[1]. Wystarczy wspomnieć zapłodnienia in vitro. Przekazywanie sobie ciąży, eksperymenty genetyczne. Wszystkie te nowinki techniki mogą powoli odsuwać nas od naszego prawdziwego powołania i pięknego życia człowieczego. Zapominamy o naszej tożsamości, o Stwórcy.  Powoli stajemy się cyborgami i automatami. Ja sam mam dwie sztuczne soczewki w oczach. Bez nich byłbym już ślepy. To wspaniały wynalazek, ale trzeba zachować granice rozsądku w niektórych eksperymentach. Każdemu eksperymentowi powinna towarzyszyć myśl, czy nienaruszone zostały granice rozsądku. Bóg dopuszcza eksperymenty, bo dał człowiekowi wolność. Od człowieka zależy w jakim kierunku pójdzie świat. Tempo życia nie pozwala na chwile refleksji. Coraz mniej dostrzega się piękno, które człowieka otacza. Człowiek zmuszony jest pędzić i to jak najszybciej. Życie rodzinne prawie nie istnieje. Dzieci widzą rodziców dopiero wieczorem. Wysoka technologia zabiera prace. Praca ludzka zastępowana jest robotami. Bezrobocie powoduje frustracje. Strach jest wielkim wrogiem człowieka. Człowiek w stanie gniewu, złości  jest osobą nienormalną.

          Każdy nałóg, uzależnienie  jest chorobą. Przede wszystkim zmienia poziom metaboliczny. Nałogowiec (np. alkoholik) funkcjonuje prawidłowo dopiero, gdy wprowadzi się w ten stan. Np. alkoholikowi wystarczy czasem jeden kieliszek.

          Telewizja ma wiele zalet, ale jednocześnie programuje umysł człowieka. Niejednokrotnie działa na podświadomość i to jest groźne. Słuszne jest powiedzonko, że jest złodziejem czasu.

          Podział ludzkości na biednych i bogatych przerasta zdrowy rozsądek. Administracja państwowa przyznaje sobie premie w wysokościach niewyobrażalnych w stosunku do najniższych pensji, emerytur. Kominowe odprawy to czysty rozbój. Państwo jest chore. Niezadowolenie społeczeństwa przerodzi się w bombę. Kiedy wybuchnie, najbardziej ucierpią biedni. Wielką rolę powinien odegrać Kościół, ale jak, skoro jego pazerność jest równie nagminna.

          Obecnie w Polsce nie ma na kogo głosować. Obecne rządy obiecują, ale proponowane zmiany są pozorowane. Władzy jest dobrze, bo się sama wyżywi. Opozycja z prawej sieje nienawiścią, głupotą, arogancją i stawia na małego guru. Boże ustrzec nas od takiej opcji. Opozycja z lewej niepotrzebnie stawia na konfrontację z wiarą.  Życie ludzkie jest dla nich statystyką. Partie koalicyjne są perfekcjonistami politycznymi. Szkoda, że tylko w zakresie partyjnych interesów. Pan Palikot niepotrzebnie się wygłupia. Cel nie uświęca środków. Marnuje tym samym możliwość odnowy państwa.

          Strach pomyśleć, co będzie dalej.


Wspomnienia biograficzne  cz.55

1988.11.20     niedziela

          Spałem w miarę dobrze. Dość długo czekaliśmy na śniadanie. Dopiero nasze ponaglenie pomogły, podano dwie bułeczki, malutką kostkę masła, maleńki serek topiony, porcję dżemu, jajko, herbata z cukrem (!). Otworzyliśmy sobie jeszcze pasztet. Jacek G. nie mógł się doczekać planowanej wyprawy  nad  morze w celu popływania na windsurfingu. Zygmunt lubiący jeść dość długo, rozkoszował się śniadaniem.  Atmosfera była dość napięta. Jacek G. nie wytrzymał czekania na Zygmunta i sam pojechał do Sheraton na plażę. Zamieszanie spowodowało, że Zygmunt i ja czekaliśmy na Jacka R. przed hotelem, a Jacek R. na nas na przystanku. Po godzinie wzajemnego oczekiwania na siebie, wreszcie spotkaliśmy się, aby powiedzieć sobie parę  męskich słów. Efekt wiadomy. Zygmunt został w hotelu, a Jacek R. i ja poszliśmy na najbliższą plażę. Tam znaleźliśmy sobie piękne leżaki i rozpoczęliśmy opalanie. Po chwili nadszedł jakiś jegomość i pięknie nas pozdrowił po włosku, innych natomiast wyrzucał. Byliśmy po prostu na prywatnej plaży. Uradowani takim obrotem sprawy odpoczywaliśmy spokojnie.  Leżąc twarzą zwróceni do siebie nie wiedzieliśmy, że słońce opala nasze twarze tylko po jednej stronie.  Około drugiej dołączył do nas Jacka G.

          O 16 godz. zeszliśmy z plaży. Idąc przez bazary, kupiliśmy pomarańcze i bułeczki. W hotelu Zygmunt szykował zupę i kasze. Po obiado-kolacji niepotrzebna dyskusja z Zygmuntem popsuła nam humory. Jacki i ja postanowiliśmy wracać do Kairu, zgodnie z umową, spotkać się z grupą Zbosia. Dla poprawienia nastrojów  Jacek G. zrobił sake ze spirytusu + pomarańczy. Powstała niesamowita ohyda.

1988.11.21     poniedziałek

          Noc była koszmarna. Nogi paliły mnie od słońca. Byłem poparzony słońcem. Prawie nie spałem. Około północy dostałem dreszczy,  przykryłem się drugim kocem. Zimno, a z drugiej strony ciężar koców drażnił moje ciało. Po pierwszej w nocy dreszcze ustały, zrobiło mi się gorąco, zrzuciłem jeden koc, potem drugi. Wystawiłem nogi na prześcieradło – o jaka ulga. Po chwili zasnąłem. Obudził mnie chłód, znów wszedłem pod prześcieradło.

          Rano próbowałem dojść do siebie. Ubrałem długie letnie spodnie. Nogi nadal  mnie piekły. Po śniadaniu złapaliśmy samochód za 2 $ (na 4 osoby), pojechaliśmy na plażę przy Sheraton Hotel. Szliśmy plażą około 3 km., zbieraliśmy muszelki. Ja szedłem w znacznym oddaleniu – byłem cierpiący i wolałem to robić w samotności. Muszelek było bardzo dużo, niestety wiele było wypełnionych. Doszliśmy do plaży publicznej, rozłożyliśmy się na piasku dość gruboziarnistym. Ja leżałem w długich spodniach. Patrzyliśmy na piękne morze. Co za barwy. W oddali mknące z dużą szybkością windserfingi. Jacek G. pożerał ten widok. Po chwili Jacki poszli dowiedzieć się coś na temat wypożyczenia windserfingów. Wrócili ze smutną informacją. Koszt całodzienny wypożyczenia sprzętu 70 $. Jedna godzina 20 $, a poza tym, brak wolnego sprzętu, nie pozwolił Jackowi spełnić pragnienie ślizgania się na morzu czerwonym. Na domiar złego, Jacek G. poczuł się bardzo źle. Przeziębienie wychodziło mu na twarzy. Zygmunt parę razy wszedł do wody, wiał jednak wiatr. Wczesnym popołudniem wróciliśmy do Hurghady. Padłem na łóżko i zasnąłem. Po godzinie zbudziłem się, zjadłem 1.5 bułki z pasztetem, czułem się fatalnie. Z Jackiem R. wyszedłem na bazar. Jacek G. położył się do łóżka po zażyciu antybiotyku.

          Na bazarach kupiłem dwie duże muszle za 1.5 $. Jacek R. próbował zbić cenę „sep-ha” (różaniec arabski) z 20 $. Przy tym, poznaliśmy bardzo miłego spokojnego Araba. Idąc wzdłuż bazaru widzieliśmy jak jeden Arab, właściciel ulicznego sklepiku robił drugiemu zastrzyk dożylny w okropnych warunkach higienicznych. Kupiliśmy bilety do Kairu na wtorek na godz. 21’30. Szybko zapadła noc, wróciliśmy do hotelu. Jacek G. poczuł się lepiej, zrobił herbatę. Zażyłem aspirynę i padłem na łóżko.

          Rozmowa z rozdrażnionym Zygmuntem definitywnie przelała przysłowiowe krople wody i stworzyła między nami przepaść.  Zygmunt postanowił odłączyć się od nas. Jacek R. poszedł oddać bilet autobusowy Zygmunta. W tym czasie prowadziłem dialog z Zygmuntem dając mu ostrą reprymendę i moją ocenę jego postawy. Dla złagodzenia temperatury rozmowy zmieniliśmy temat wchodząc na tematy filozoficzne i teologiczne. W złym samopoczuciu i nastroju zasnąłem.


[1] Wykrywalność raka ze śliny, badanie poziomu cukru z wydychanego powietrza.