Protest pana Nergala

          Powiem wprost. Wierni szukają świętości w niewłaściwym miejscu. Przykładem może być Pismo święte. Publiczne niszczenie Pisma świętego przez muzyka pana Nergala było ogólnym zgorszeniem. Jak podawały media, nastąpiło naruszenie uczuć religijnych wierzących. Ok.!  Warto jednak poznać przyczynę jego zachowania. Pan Nergal wyraził sprzeciw wobec zapisanego słowa, a tym, co się dzieje na świecie. Czy miał racje? Jego konfrontacja wypadła fatalnie dla Biblii. Jego racje były wynikiem nieznajomości rzeczy, niewłaściwego odczytu Pisma św., brak wiedzy religijnej. Całą złość wyładował na druku.

          Czy pan Nergal miał prawo tak się złościć. Otóż, miał prawo. Powiem więcej, kogo Pismo święte nie wkurza, to znaczy, że jego nie pojmuje. Pismo święte fascynuje, gdy się go zaczyna rozumieć. Miłuje, gdy odczytuje się w nim Boga. Nie należy ukrywać, że niejedna perykopa biblijna wzbudzała gniew, złość, zdumienie. Takie odruchy są normalne i świadczą, że czytający myśli, konfrontuje treść ze zdrowym rozsądkiem, wiarą. Pismo święte musi być studiowane, a nie czytane. Niesie ono wielowarstwowość treści. Niektóre do tej pory nie jesteśmy w stanie odczytać. Jeszcze nie przyszła na to pora. Świętość zawarta jest w słowach. Druk Pisma jedynie je przenosi. Pan Nergal zniszczył tylko jeden egzemplarz wobec milionów wydrukowanych. Nasza uwaga powinna być skupiona na jego słowach goryczy. On chciał coś nam powiedzieć, wykrzyczeć, przekazać. Zrobił to po swojemu, artystycznym wyrazem (dość specyficznym). Mnie się on nie podoba, bo bardzo kocham książki i nie lubię, jak ktoś je niszczy. „Artystyczny” protest muzyka zupełnie mnie nie kręci. To wszystko. Jeżeli artysta wziął do ręki Pismo święte, to znaczy, że nurtowały go zagadnienia religijne. Podjął próbę poszukiwania Prawdy. Tym razem przegrał. Kto wie, czy kiedyś nie wróci z większym zainteresowaniem, bogatszy o doświadczenia i przeżycia.

          Dla mnie gorszą postawą jest oziębłość religijna, nihilizm, niechęć do poznania Boga. Takich jest ogromna masa ludzi. Liczy się dla nich jedynie konsumpcja, rozrywka, wygoda, kasa itp.

          Jeszcze gorzej spostrzegam hipokryzję wiernych. Broniąc druk Pisma świętego (Pismo święte), krzyża jednocześnie ujawniają ogromną nienawiść do innych.

Bóg nie łamie własnych praw

           Wielokrotnie powtarzam, że Bóg nie może łamać praw, które sam ustanowił. Ks. astrofizyk O. George V. Coyne[1] z watykańskiego obserwatorium astronomicznego z Castel Gandolfo powiedział: Bóg byłby dla mnie bardzo dziwnym Bogiem, jeżeli wiecznie majstrowałby przy Wszechświecie. Jeżeli jednak Bóg robiłby to zbyt często, to nauka nie miałaby swoich podstaw! W takim przypadku nie moglibyśmy ufać prawom naturyPapież Urban VIII, który był bliskim przyjacielem Galileusza, powiedział pewnego razu: „Galileuszu, dlaczego wy naukowcy cały czas debatujecie nad tym, czy w centrum znajduje się Słońce, czy Ziemia? Bóg może przecież robić, cokolwiek tylko chce!”. Cóż, jeżeli Bóg mógłby robić cokolwiek, co tylko chce, to powinniśmy zapomnieć o zajmowaniu się nauką.

          Wobec powyższego, czym są cuda? Większość cudów można wytłumaczyć zwyczajnie. Cud w tym, że w ogóle się zdarzyły. Historia jednak podaje przykłady cudów, które w żaden sposób nie można wytłumaczyć w sposób naturalny. Jest ich zdecydowanie mniej. Cud niewytłumaczalny świadczy o Boskiej ingerencji na skutek ogromnego żaru miłości Boga do człowieka. Nie można Bogu odmówić zdolności takich czynów. Być może, że i one znajdą kiedyś wytłumaczenie logiczne i racjonalne. Nadmierne eskalowanie cudami nie służy Boskiej powadze i zmniejsza rangę cudu.

         Wspomniany astrofizyk mówił: Jeżeli coś może być wytłumaczone bez powoływania się na cud, to wybieram wytłumaczenie, które cudu nie zakłada… Bóg oczywiście może czynić cuda, ale nie robi tego zbyt często. Cuda z samej swojej natury są rzadkimi owocami boskiej pracy we Wszechświecie, który normalnie działa dzięki czemuś, co my nazywamy prawami natury. Te prawa są opisowe, a nie normatywne. Opisują to, co my, naukowcy, wiemy na temat tego, jak funkcjonuje Wszechświat. Nie są one przy tym w żadnej mierze nakazami rozkazującymi Wszechświatowi działać w ten czy inny sposób. Przykładowo: przez wiele lat badań naukowych myśleliśmy, że rozumiemy, jak działa prawo grawitacji. Ale dziś naukowcy pytają głośno, czy rzeczywiście je rozumiemy, ponieważ obserwujemy przyśpieszenie ekspansji Wszechświata. A to jest niezgodne z prawami grawitacji! Musimy więc albo zmienić pojęcie grawitacji, albo odkryć nową energię, która działałaby w kierunku przeciwnym do grawitacji (stąd mówi się coraz częściej o „ciemnej energii”). 

 


[1] GEORGE V. COYNE (ur. 1933) jest amerykańskim jezuitą i astrofizykiem. W latach 1978–2006 pełnił funkcję dyrektora Watykańskiego Obserwatorium Astronomicznego.

 

Ex opere operato

           Sakrament to widzialny znak niewidzialnej łaski. Pod słowem tym ukryte są różne działania Boga, które w odróżnieniu od samej łaski są skuteczne ex opere operato, to znaczy na podstawie dokonanej czynności.  Oznacza to, iż sakrament jest skuteczny poprzez sam fakt jego udzielenia, niezależnie od udzielającego sakrament oraz go przyjmującego[1]. Chrzest i eucharystia są sakramentami ustanowionymi przez Jezusa Chrystusa; inne wynikają z praktyki Kościoła.

         Działanie ex opere operato suponuje charakter niezależny od intencji biorcy. Jest podobne do niektórych czynów magicznych i dlatego formuła ta została odrzucona przez reformatorów takich jak Luter, Jan Kalwin, czy Filip Melanchton. Teologia katolicka broni tej formuły podpierając się samym działającym, tj. Jezusem Chrystusem. Dodaje też wymóg dobrych intencji udzielającego i przyjmującego. Formuła jedna zachowuje swą moc niezależnie od woli.

         Myśl reformatorska oczyszcza wiarę z pojęć, które są niejednoznaczne i budzą kontrowersje. Sama łaska Boga jest skuteczna jedynie wtedy, gdy zostaje przyjęta. Wymowa tego jest jasna. Mówi się, że Bóg nic nie może, jeżeli człowiek tego nie chce. Zdanie to jest prawdziwe w sferze zdarzeń wolutywnych.

          Ex opere operato wywodzi się z katechezy wypracowanej w okresie scholastyki w XII wieku. Propagatorami formuły byli św. Tomasz z Akwinu, Aleksander z Hales, Bonawentura, Jan Duns Szkot i inni.

          W Kościele długo przezwyciężano nawyki magicznego myślenia. Dopiero encyklika Piusa XII Mediator Dei (1947 r.) i uchwały II Soboru Watykańskiego niejako wysubtelniły zasadę ex opere operato, uzupełniając ją formułą ex opere operantis, co znaczy na podstawie tego, czego dokonał działający. Chodzi o to, że dar łaski, uobecniany „mocą samego aktu”, owocuje skutecznie dopiero, gdy otwiera się nań osoba przyjmująca sakrament. Działający, czyli Jezus Chrystus nie udzieli łaski bez zgody podmiotu. Sakrament udzielony, to znak samego Chrystusa, więc nie można go unieważnić żadną ludzką decyzją. Ks. Natanek mimo, że suspendowany nadal jest kapłanem. Otrzymał jedynie zakaz czynności kapłańskich.

 


[1] W myśl tej formuły można ochrzcić kogoś bez jego woli. Szafaszem eucharystii może być niegodny kapłan. Komunia skutkuje ex opere operato.

Nauka jako źródło alternatywne

        Religia chrześcijańska oparta jest na Piśmie świętym i Tradycji. Jednego i drugiego dotykał człowieka. Tym samym obniżył rangę przesłania. Wiele rzeczy stało się subiektywne i względne. Autoryzacja ludzka nie daje pewności prawdy. Wręcz przeciwnie wzbudza podejrzenia manipulacji i partykularnych korzyści i interesów. Przekaz religijny stał się niepewny.

          Filozoteizm proponuje alternatywne źródło wiary jakim jest nauka. W pierwszym odruchu może to wywoływać zaskoczenie. Wiele osób uważa, że nie można pogodzić nauki z wiarą. Podobnie rozróżniają prawdy naukowe od religijnych. Nie bardzo się z tym zgadzam. Jak twierdzę, prawda jest jedna. Może być jednak różnie opisywana.

          Wielokrotnie w książkach czy na wykładach internetowych dowodziłem tezę łączności nauki i wiary. Nauka i wiara mówią o prawdzie, która jest jedna i niepodzielna. Dowody naukowe pozwalają wprowadzić obiektywizm poznawczy.  Czy jest to w ogóle możliwe w religii? Jeżeli nie całkowicie, to przynajmniej nauka może być logicznym wsparciem wiary.

          Przed edycją Pisma świętego wiara była już faktem. Pierwotne ludy posiadali stosunkowo czyste pojęcie Boga dzięki przedrefleksyjnej spontaniczności. Ich język religijny pozbawiony był przesadnego antropomorfizmu i wypracowanej przez wieki symboliki.

          Nauka jest odporna na metafory. Jest bardziej konkretna. Nie daje się wciągać w teologiczne figury. Gdyby można było ją zaangażować do spraw religijnych, na pewno, byłoby to dla niej pożyteczne.

          Nauka posługuje się aparatem logicznym i arytmetycznym. Posiada też w sobie pojęcia nieskończoności (graniczne). Korzysta ze zmysłów, rozumu i intuicji. Nauka ma praktycznie wszystko, co może być użyte do poznania mechanizmów świata stworzonego. Analizy ontologiczne kierują w stronę poznania istoty rzeczy. Wnioskowanie może kończyć się tezami przemawiającymi za istnieniem Stwórcy. Kto zostanie przekonany o istnieniu Stwórcy wskakuje do przestrzeni religijnej. Przyjęcie istnienie Boga wzmacnia dalsze poszukiwania naukowe. Koło się nakręca. Bóg staje się bardzo bliską Osobą.

Wirusy biologiczne

         Jak wielokrotnie wspominałem życie jest darem od Boga. Tym samym nie można go tchnąć samemu w warunkach laboratoryjnych. No dobrze, ale jak rozumieć zamysł Boga w przypadku wirusów. Wiadomo, że wirusy są to skomplikowane cząsteczki organiczne, nie mające struktury komórkowej, zbudowane z białek i kwasów nukleinowych. Zawierają materiał genetyczny w postaci RNA (wirusy RNA) lub DNA, wykazują zarówno cechy komórkowych organizmów żywych, jak i materii nieożywionej.

          Czy można więc uznać wirusy za istoty żywe? Wirusy nie wykazują metabolizmu, co powinno je wykluczyć z gromady istot żyjących. Są jednak aktywne. Reprodukują materiał genetyczny i dzielą się w obcym środowisku. Aktywność substancji wirusowej zależy od środowiska. Mogą też przebywać w nieaktywności przez tysiące lat. Jak więc poprawnie zdefiniować wirusy?

           Zazwyczaj wirusy są uznawane za żywe w funkcjonalnych definicjach życia, nie są zaś w strukturalnych (rozmnażanie, metabolizm, wzrost,…). Wirusy w definicji funkcjonalnej przenoszą cechy dziedziczne, potrafią się powielać i podlegają ewolucji. Są to przedkomórkowe formy życia na Ziemi. Wirusy nie są zdolne do samodzielnego rozmnażania się. Powielają się korzystając z aparatu kopiującego jaki jest zawarty w zaatakowanych komórkach. Wirusy żerują więc na właściwościach i cechach ofiar. Są pasożytami. Na swojej powierzchni mają białka, które pozwalają atakować odpowiednie komórki.

          Jakby nie patrzeć, można w wirusach dostrzec zamysł Stwórcy.  Od razu nasuwa się pytanie. Jaki był zamiar Stwórcy? Czy rozmyślnie przygotował narzędzia do dyscyplinowania i karania ludzi? Odpowiedź twierdząca byłaby oczywiście błędna. Jak należy rozumieć istnienie wirusów?

          Stwórca nie jest czarodziejem, który powołuje cokolwiek z niczego. Bóg natomiast ustanowił reguły ewolucyjne. Wirusy są kolejnym etapem i  materiałem ewolucyjnym, który powstał drogą naturalną. Ich podstawowe cechy powodują, że i dzisiaj generują się one według tych samych reguł co pierwsze osobniki. Zmiana przestrzeni biotycznej powoduje, że obecnie generują się i inne jeszcze odmiany wirusów.

          Obecność wirusów należy traktować jako proces normalny. Wiedza na ten temat powinna uczulić człowieka na zagrożenia jakie niosą. Chroniąc własne ciało można niedopuścić do ich eskalacji.

          Nie daj Bóg, aby ktoś kusił się na egzegezę teologiczną dotycząca istnienia wirusów. Tego typu działania znane są aż nadto dobrze. Świat jest kompilacją wielu zjawisk, miłych i mniej miłych. Pogoda może być piękna, ale mogą wystąpić i kataklizmy. Ot, zwyczajne życie.

O tempora, o mores

           W Biblii jedyna informacja o Trzech Mędrcach znajduje się w Ewangelii Mateusza (Mt 2,1–12). Coraz więcej jest opinii świadczących, że opowieść o Trzech Królach (Mędrcach, Magach) jest literacką fikcją. Kiedy w Polskim parlamencie walczono o wolny dzień w dniu święta Trzech Króli obserwowałem z gorszącym podziwem polską znajomość Biblii.

          Zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby ogłosić wolnym dzień wigilijny. Korzyści byłyby znaczniejsze.

          Niefrasobliwością polską (chyba, że było to celowe) jest ustanowienie święta 3 maja zaraz po święcie 1 maja. Układ ten daje możliwość wygospodarowania sobie wiosennego tygodnia urlopu.  Dla gospodarki nie jest to najlepszy układ.

          Kompromisy polityczne są dobre, ale nie dla wszystkich. Niewinne, zdrowe dziecko w łonie matki, poczęte z gwałtu, ma problem nie lada – obejmie mnie prawo do aborcji, czy nie?

          Prawo w imię wydumanego dobra zagląda kobiecie w miejsca intymne. Kobieta nie jest właścicielką swojego ciała. Ze wszystkiego musi się tłumaczyć. Kobiety ciągle mają pod górkę.

          Do niedawna trzeba było montować kratki w samochodach, które do niczego nie służyły. Zrezygnowano nareszcie z obowiązku obciążania listów metalową blaszką. Chore odchodzi do lamusa.

          Nigdy tego nie zrozumiem dlaczego przeziębiony z grypą czy z anginą musi czekać w przychodni na lekarza. Chory powinien jak najszybciej położyć się do łóżka i czekać na lekarza.

           Miasto zdobywa środki finansowe radosną twórczością mandatów, okradając mieszkańców w imię prawa za błahe przewinienia.

          Ceny z końcówką 99 groszy, to pozorny marketing, a  jakie utrudnienie dla kasjerów.

          Jeżeli zdradza ciebie żona, to wiedz, że jesteś fujarą i nieudacznikiem. Jeżeli zdradza ciebie mąż, to znaczy, że za szybko się przed nim odkryłaś. Mężczyzna nie ma już co zdobywać. 

         Jeżeli nie słucha ciebie dziecko, to znaczy, że za bardzo krzyczysz. Jeżeli słucha cię bezkrytycznie, to lękaj się o jego przyszłość.

         Jeżeli dziecko fałszuje nie mów, że nie ma słuchu. Pochwal go za już i zachęć do dalszej pracy. Nie mów dziecku, że nigdy nie zrozumie matematyki, fizyki, chemii. To pedagogiczna zbrodnia.

          Dziecko ma poczucie godności (poczucie krzywdy, prawdy) o wiele większe niż zdaje się dorosłym. Cierpią z niezrozumienia o wiele bardziej dotkliwie. Rozmawiaj z dzieckiem jak z dorosłym. 

          Za prace domowe oceniani są rodzice, dzieci otrzymują ocenę darmo. Aby dziecko zdobyło punkty w szkole, muszą się napocić rodzice.

          Ksiądz nie chciał mi podać rękę przez próg. Kolędy to jednoroczne dodatkowe opodatkowanie. W blokach skasowano wykaz mieszkańców zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych. Na parkingu osiedlowym nie może zaparkować mój gość, bo nie ma bloczka. O tempora, o mores (łac. Co za czasy! Co za obyczaje!).

Istota bytu, świata

           Nie ukrywam zadziwienia tezą Emmanuela Kanta  (1724–1804), który głosił, że nie można poznać istoty bytu (noumen – rzecz sama w sobie) za pomocą rozumu ludzkiego. Stale jestem zwolennikiem tej tezy. Ona pozwoliła mi wyciągnąć jeszcze inne ciekawe spostrzeżenia. Po odrzuceniu istnienia materii pojawiła się konieczność redefinicji substratu (podłoża) bytu. Substrat materialny jest „zlepkiem” energetycznym. Materia ma podłoże energetyczne. Takie ujęcie pozwoliło na dalsze przemyślenia. Energia sama w sobie jest dynamiczna. Nawet energia potencjalna jest tylko chwilowym jej uśpieniem. Energia zawsze zmierza do najniższego poziomu energetycznego. Jest ukierunkowana i to nadaje jej dynamikę. Można powiedzieć, że zawsze jest niespokojna, pełna działania. W literaturze spotyka się określenie aktywności bytów. Zauważono, że byt to nie tylko cząstka (martwa), ale misterium ruchu, aktywności. Byt ma w sobie również niepokój. Jest skutkiem tchnienia Bożego. Świat stworzony jest w stałej aktywności. Można powiedzieć, że podstawową zasadą istnienia świata jest jej dynamizm. Bóg tchnął swoją moc w postaci energii.  Świat jest tchnieniem Boga.

          Energia w swej naturze jest pełna aktywności. Świat jest więc w ciągłym działaniu. Literatura przypomina. Bóg musi stale podtrzymywać świat w swoim istnieniu. Bez tego ciągłego procesu nie ma racji istnienia.

          Nagasena w komentarzach do nauki Buddy wyjaśnił, że ludzkie  „ja” jest nieprzerwanym ciągiem idei i stanów bez istnienia podmiotu, który by je przeżywał, a nieśmiertelność indywidualna  – nieuzasadnioną abstrakcją. Wszystkie czynniki istnienia, powstające i przemijające, są bowiem zależne od siebie jedynie funkcjonalnie, są procesami bez podłoża, na którym by się dokonały; jedyną racją ich istnienia jest tzw. splot przyczynowy, będący strumieniem świadomego życia. Komentarz Nagasena trudno przyjąć do końca za słuszny odnośnie braku podmiotu, ale idea funkcjonalności jest zbieżna z filozoteizmem. Świat jawi się jako działanie samo w sobie. Funkcjonały nabierają większego znaczenia. Ich istnienie staje się bardziej realne od bytów, które nam się jawią.

Seksualność

           Wiele mówi się o grzeszności. Ulubionym wręcz tematem jest seksualność, cudzołóstwo, nieczystość. Od początku istnień ludzkich można zauważyć ogromne emocje  związane z tą problematyką. Nawet podczas spowiedzi temat ten jest szczególnie omawiany, jakby nie było poważniejszych. Czy Bóg dając człowiekowi tę funkcję biologiczno–fizjologiczną narzucił człowiekowi tak restrykcyjny reżim etyczny?

          Czytając Pismo święte najczęściej pod hasłem cudzołóstwo (nieczystość) kryje się niewierność ludu izraelskiego wobec Stwórcy. Wiele jest natomiast opisów faktycznych zachowań seksualnych. Treść podawana jest informacyjnie, bez szczególnego wywoływania napięcia. Córki Lota położyły się z ojcem, aby nie pozostawać same na świecie i mieć potomstwo. Od Lameka pojawiło się wielożeństwo. Tamar uwiodła Judę, ojca swoich mężów Ery i Onana z poczucia krzywdy jaką ją spotkała. Do prawa żydowskiego wprowadzono kary głównie aby zdyscyplinować żony. W Nowym Testamencie nieczystość nabrała już kuriozalnego wymiaru. Za niewierność groziła śmierć (głównie kobiet).

          Bardzo ciekawie zachował się Jezus gdy Maria Magdalena szukała u Niego ratunku. Powiedział do niej krótko: Idź, i nie grzesz więcej. Nie robił z tego sensacji, w przeciwieństwie do faryzeuszy. Postawa Jezusa powinna dawać do myślenia. On określa i autoryzuje nowe prawo moralne.

          Z rozumowego podejścia trzeba zauważyć, że seksualność jest jednym z wielu konsumpcji ludzkiego ciała. Kobieta czy mężczyzna mają strefy erogenne które domagają się swoich cielesnych praw. Ciało nie wie, że wokół tych czynności narosło olbrzymie brzemię etyczne. Domaga się bezwzględnie swego. Nie rozpoznaje przestrzeni etycznej. Młodzież w okresie dojrzewania odczuwają niepokoje, które dręczą. Wdowy, zwłaszcza młode płoną jak pisze NT. Mężczyźni są urodzeni do zdobywania kobiet. Kokieteryjność kobiet też o czymś świadczy.

          Potrzeby seksualne są normalnością. Jeżeli są nieumiejętnie hamowane i wyciszane mogą uczynić wiele złego. Nakazy i zakazy tylko pod względem samych czynności seksualnych przynoszą ból i cierpienie. U młodych bunt.

          Co należy czynić, aby sprawy seksualności były uporządkowane i na właściwym miejscu? Przede wszystkim należy młodym uzmysławiać zjawisko. Wskazywać na jego normalność. Mówić o zagrożeniach, ale nie straszyć. Uwypuklać, że zjednoczenie cielesne wraz z prawdziwym uczuciem jest szczęściem dla zakochanych. Szczególnie podkreślać, że wszystko ma swoje miejsce i czas. Dziś ofiarowanie czystości jest niepopularne. Młodzi chcą się sprawdzać, aby zabezpieczyć sobie przyszłe dobre pożycie seksualne. Argument jest silny. Trudno przekonywać do innych zachowań.

          Dopiero z perspektywy lat. Gdy ucichną niepokoje seksualne człowiek widzi te sprawy zupełnie w innym świetle, ale do tej mądrości muszą wszyscy dojść sami.

Pożywienie człowieka

          Dość wyczerpujące opracowanie 20.1. Księga Rodzaju (Rdz 1–50) z dnia 30 marca 2011 r., ale nie dające jednoznacznej odpowiedzi na kluczowe, interesujące mnie pytanie. W Księdze Rodzaju pierwotnie Bóg wskazuje człowiekowi, ze źródłem jego pożywienia powinny być dary ziemi. Po Przymierzu z Noem pojawia się przyzwolenie na spożywanie pokarmów mięsnych. A zatem można czy nie można jeść mięsa? Podobno przewód pokarmowy człowieka to nie jest przewód mięsożercy.  iwan.paan@gmail.com

Sz.P.

W Księdze rodzaju napisano:

I rzekł Bóg: «Oto wam daję wszelką roślinę przynoszącą ziarno po całej ziemi i wszelkie drzewo, którego owoc ma w sobie nasienie: dla was będą one pokarmem (Rdz 1,29).

 Wszystko, co się porusza i żyje, jest przeznaczone dla was na pokarm (Rdz 9,3).

           Dwa wersety wskazujące, co jest pokarmem dla człowieka. Oba pochodzą z tej samej księgi, ale pisane przez różnych autorów natchnionych i dotyczące dwóch różnych okresów dziejowych. Pytanie jest zasadne: A zatem można czy nie można jeść mięsa?

          Trzeba rozstrzygnąć,  czy oba wskazania są wyrazem woli Boga, czy są produktem ludzkich koncepcji. Pismo święte jest dziełem ludzkim napisanych pod natchnieniem Ducha świętego. Natchnienie jest darem odczytywania Bożej woli. Czy każde odczytanie woli Ojca jest poprawne? Można podać wiele przykładów, że nie. Wszystko co jest napisane ludzką ręką trzeba poddać badaniom egzegetycznym.

          Trudno byłoby uznać, że Stwórca zmienił zamysł dotyczący pokarmu człowieka. Jak wykazują badania antropologiczne człowiek kiedy był jeszcze tylko istotą człekokształtną żywił się pokarmem mięsnym (odkryto ślady polowań). Kiedy Bóg powołał pierwszych ludzi aktem uduchowienia (kreacjonizmu duchowego) osobniki spożywali mięso.

          Wydaje mi się, że pierwszy werset wskazuje pokarm roślinny nie negując pożywienia  mięsożernego. Drugi werset jest jakby dopełnieniem pierwszego.

          Na temat wegetarianizmu już wielokrotnie pisałem. Wspomnę tylko, że wydaje mi się, że wegetarianizm jest nam docelowo przeznaczony. To kwestia  czasu (jeszcze dość odległego). Człowiek opracuje substytuty zastępcze i nie trzeba będzie hodować i zabijać zwierzęta. Już dzisiaj wiele osób wzdryga się gdy trzeba zabijać karpia na święta. Człowiek rozwija się coraz bardziej w kierunku wrażliwości na ból i cierpienie. Siłą rzeczą zda sobie sprawę, że odbiega od zwierzęcia, który musi polować, aby przeżyć. Może wegetarianizm jest zadaniem człowieka?

Kościół znakiem sprzeciwu

 

          Osoby rozsądne wiedzą, że nie ma nic pewnego na tym świecie. Prawdopodobnie Stwórca uznał, że człowiek nie jest w stanie poznać prawdy absolutnej i wszystko jawi się jemu jako przypuszczenie: poznanie ogólne jest raczej mniemaniem Piotr Abélard (1079–1142). Ograniczoność człowieka nie jest zadana, ale wynika z fenomenu stworzenia. Inaczej być nie może. Stworzenie (człowiek) zajmuje miejsce detektora, obserwatora  zjawisk. Już te funkcje mają ograniczoność epistemonologiczną (poznawczą).

          Wbrew pozorom, ograniczoność kognitywna (poznawcza) ma w sobie pozytywne walory egzystencjalne. Życie jest emocją. Niepewność jest intrygująca. Pozwala na ciągłe poszukiwania. Odkrywanie prawideł świata daje niejednej osobie radość z życia. To co wydaje się ograniczeniem staje się twórcze. W pewnym sensie odkryto zamysły i tajniki Stwórcy. Znamy Jego mechanizmy i reguły gry. To niezwykłe, że rozumiemy to, co nas ogranicza. Godziny się na swoistą grę. Ktoś powie, że nie mamy wyjścia. Pewnie tak, ale Bóg dopuścił nas do tego rozumienia. Nie ukrywa, że życie na ziemi nie jest łatwe. Dając nam wiedzę, dał nam i wolność. Od nas zależy jak ten świat urządzimy. 

          Z drugiej strony, zasady istnienia są proste w ogólności, ale w szczegółach zakotwiczona jest wielka mądrość Stwórcy. Bóg w budowę świata włożył tyle prawideł algebraicznych, że człowiek z wielkim trudem może zrozumieć plan tej budowy. Wiedza o tym nie każdemu jest potrzebna. Bóg więc nie programuje człowieka i nie dostarcza mu wiedzy encyklopedycznej, a jedynie udostępnia mechanizmy poznawcze. Od człowieka zależy, czy chce poznawać tajemnice Stwórcy, czy chce tylko cieszyć się z owoców Boskiej działalności.

          Przekazy dogmatyczne, skostniała katecheza, arbitralność nauki Kościoła wykluczają naturalność w poszukiwaniach rozumienia spraw Bożych. Zaskakujące, że to właśnie Kościół przyczynia się do takiego stanu jaki jest obserwowany. Fanatyzm wiary, beretowy kult, nietolerancja, idolatria (ks. Rydzyk), nienawiść do innych postaw i przekonań. Czy Kościół miał być Chrystusowym znakiem sprzeciwu? To wielce prawdopodobne. Podejrzewam, że nie dokonano jeszcze właściwej oceny roli Kościoła w sensie zamysłu Bożego. Rozpatruje się, póki co, jej rolę duchową. W Kościele drzemią jeszcze inne przesłania, nie do końca odkryte. Proszę przypomnieć sobie słynne i dziwne słowa Jezusa:  Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz (Mt 10,34). Sam Jezus był znakiem sprzeciwu. Do dnia dzisiejszego słowa te poruszają, zadziwiają i zastanawiają. Nie wszyscy godzą się z tymi słowami. Pewnie i Kościół by o nich nie wspominał, gdyby nie były cytatami Jezusa. Dzisiaj wiem, że Kościół nie został powołany do zamknięcia imienia Bożego w tabernakulum, ale jest dynamicznym wezwaniem do odnowy duchowej do właściwej postawy życiowej. W Kościele drzemie cały potencjał spraw Bożych. Na sielankę duchową jest czas eschatologiczny. W nim dokona się bilans stworzenia.