Ewangelia wg Mateusza cz.47

          Temat preegzystencji Jezusa Chrystusa był już prezentowany na łamach tego portalu. Temat ten jest o tyle trudny dla mnie, bo polemizuję z oficjalną nauką głoszoną przez Kościół. Na szczęście nie jestem osamotniony. Wiele osób, podobnie jak ja, uważa temat preegzystencji Jezusa za przerysowany, koncepcyjnie złożony, a w gruncie rzeczy niepotrzebny dla chwały Jezusa.

          Wydaje się, że błędem Kościoła było i jest przyjęcie Pisma świętego za dzieło literalnie natchnione. Inaczej wygląda sytuacja, gdy uważa się, że natchnieni byli hagiografowie. Z tym absolutnie się zgadzam. Prolog w Ewangelii św. Jana, który wskazuje na preegzystencję Jezusa jest przyczyną wielkiego nieporozumienia. Dziś uczeni spierają się przy odczytywaniu sensu prologu. Wyniki zmierzają do stwierdzenia, że prolog Janowy jest nieprzekładalny, nie do końca jasny i zrozumiały. Będziemy o tym mówić  przy omawianiu Ewangelii św. Jana.

          Podobnie jest z tekstem Mateusza. Uważna lektura tekstu perykopy Mesjasz Synem Bożym (Mt 22,41–40) pokazuje, że wywołany temat przez Jezusa nie jest przez Niego wyjaśniony do końca. Jezus sondował faryzeuszy: Co sądzicie o Mesjaszu (Mt 22,42). Odpowiadają, że jest synem Dawida. Wtedy Jezus przywołuje psalm (przynajmniej tak twierdzi ewangelista), w którym napisane jest, że Bóg kieruje wyrocznię do Osoby (Pana), która jest przed Dawidem: Wyrocznia Boga dla Pana mego: siądź po mojej prawicy (Mt 22,44). Osoba ta nie może być jednocześnie przed Dawidem (jako Ojciec) i po Dawidzie (jako Syn). Jezus nie wyjaśnia tę sprzeczność logiczną, bo prawdopodobnie sam jest przeciwny tej koncepcji. Jak sugerowałem, Jezus nie był przychylny koncepcji utożsamiania Go z prorokowanym mesjaszem. W końcu przystał na to, ale bardziej z rozsądku niż z prawdy. Jezus nigdy nie chciał pełnić roli wyzwoliciela narodu Żydowskiego. Ograniczał swoje posłannictwo do Odkupiciela dusz. Był Królem duchowym Żydów. Trzeba również pamiętać, że wszelkie proroctwa to niedokładny opis przyszłych wydarzeń, lecz zwiastun, że coś się wydarzy. Proroctwa są uwarunkowane przez działania ludzkie. Trzeba przyjąć, że mogą też nigdy się nie sprawdzić. 

          Perykopa  Mesjasz Synem Bożym świadczy o rozterkach Jezusa. Pyta więc i sonduje. Zadaje pytania o mesjaszu również swoim uczniom.  Wykazuje sprzeczność w rozumowaniu. Pomimo tak wyraźnego przesłania, nauka Kościoła nie chce jej dostrzec. Dalej forsuje koncepcję troistości Boga. Na szczęście do lamusa powoli odchodzi epoka, w której Jezusowi przypisać wolno tylko te wypowiedzi, które raczyli zaakceptować egzegeci niemieccy na czele z R. Bultmanem[1].

 


[1] Bogusław Górka, Reinterpretacja Źródeł Chrześcijaństwa, WAM Kraków 2013, s.54.

Ewangelia wg Mateusza cz.46

          Faryzeusze chcąc wystawić Jezusa na próbę, zadali Mu pytanie: «Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?» (Mt 22,36). Jezus odpowiedział: Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego (Mt 22,37–39). Tym razem Jezus powołał się na Stary Testament, w którym napisane jest: 

Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił (Pwt 6,5). 

Nie będziesz szukał pomsty, nie będziesz żywił urazy do synów twego ludu, ale będziesz miłował bliźniego jak siebie samego (Kpł 19,18).

Jak sam podaje Jezus:  Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy» (Mt 22,40). W tym temacie nie jest odkrywczy, ale przypomina odwieczne prawo ustanowione z woli Ojca i ojców swego narodu. Warto zwrócić uwagę na zakończenie wersetu: będziesz miłował bliźniego jak siebie samego (Kpł 19,18). Jak należy rozumieć słowa: jak siebie samego?

          Nie każdy przyznaje się do kochania siebie samego. Najczęściej wady jakie dostrzega się we własnym wyglądzie powodują raczej niechęć i kompleksy. Otóż nie chodzi tu o kochanie swojego wyglądu, lecz akceptację siebie jako istnienia. Człowiek nie zawsze jest tego świadomy, ale intuicyjnie broni swojej osoby (istnienia). Ma dla siebie aprobatę, nawet gdy dostrzega usterki w swoim image. Rzadko kiedy człowiek jest w nienawiści do siebie (chyba, że do własnych grzechów i poczynań). Podświadomość podpowiada mu, że jest kimś ważnym dla siebie samego. Do siebie może zwrócić się z pełnym zaufaniem. Prawa ojców i  proroków podpowiadają, że taką samą miarą trzeba mierzyć innych, co własną osobę. Tym samym nie podany jest jakiś uniwersalny sposób miłowania bliźniego, lecz względny w oparciu o wewnętrzne wyczucie każdego człowieka. Każdy może sobie odpowiedzieć sam, na miarę własnych przemyśleń i potrzeb. Miłość wychodząca z serca, a nie z rozumu, staje się bardzo osobista. Napełniona jest wewnętrznym żarem. Tyle można dać z siebie, ile mam dla siebie. W tym sformułowaniu można dostrzec uszanowanie indywidualnej woli człowieka. Każdy kocha na miarę własnego bogactwa uczuciowego. Miłość nie może być czymś sztucznym, wyuczonym, czy zdefiniowanym. Jestem jaki jestem. Kocham jak ja potrafię.   

Ewangelia wg Mateusza cz.45

           Saduceusze nie wierzyli w zmartwychwstanie, z tym, że w owym czasie myślano raczej o zmartwychpowstaniu (wyjściu z grobu po nowym ożywieniu). Zwrócili się do Jezusa z anegdotą, aby wyjaśnił do którego męża należeć będzie kobieta po zmartwychwstaniu, która za życia miała siedmiu mężów. Jezus odpowiadając, ujawnił tajemnicę zamysłu Boga: Przy zmartwychwstaniu bowiem nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić, lecz będą jak aniołowie Boży w niebie (Mt 22,30). Saduceusze byli zaskoczeni, jak zresztą i dzisiaj niejedna osoba wierząca. Tam wszyscy będą jak aniołowie w niebie (tamże). Trudno pojąć, że to co za życia było bardzo ważne, traci swoje znaczenie w przyszłości. Niejedna osoba chwili śmierci współmałżonka żyje nadzieją rychłego spotkania z nim w niebie. Teraz słyszy, że nie ma to większego znaczenia. Informacja przekazana przez Jezusa burzy ludzki ład i porządek. Faktycznie, po ludzku, trudno to pojąć, ale aby zrozumieć, trzeba zapoznać się z całą koncepcją i zamysłem ludzkiego istnienia. Moje wyjaśnienie nie wszystkim się spodoba.

          Bóg powołał człowieka do realizacji swoich planów, a nie ludzkich. To co możemy już odczytać, to to, że człowiek ma współuczestniczyć w dziele budowy wszechświata. Jak mówi Pismo święte. Bóg jest Bogiem „zazdrosnym” (Wj 34,14; Pwt 4,24; 5,9; Joz 24,19; Na 1,2).

Powołał człowieka dla siebie i swoich planów. Jakie ma dalsze plany wobec ludzi, tego nikt nie wie. Znając miłość Boga do człowieka należy zawierzyć, że wszystko co Bóg zaplanował jest dla niego dobre. Za życia główną rolą człowieka jest prokreacja. Przy tym człowiek hartuje swojego ducha, aby osiągnąć doskonałość. W małżeństwie występują przyjemności, ale tak naprawdę to okres ciężkich zmagań i odpowiedzialności. W nim uczymy się kochać, tak aby osiągnąć miłość Chrystusową. Miłość ta jest większa od miłości małżeńskiej, bo odnosi się do wszystkich ludzi (porównaj z miłością siostry Teresy z Kalkuty do chorych i biednych). Patrząc z tej perspektywy, małżeństwo jest theatrem ludzkim i przyziemnym. Ważnym, ale nie najważniejszym. Dla Boga liczy się każdy człowiek indywidualnie. Każdy zda Bogu sprawozdanie z własnego życia, a nie współmałżonki, czy dzieci. O tym często zapominają rodzice, którzy zawsze chcą chronić swoje dzieci i nastawać własne głowy w ich obronie. Prawda jest taka, że każdy jest kowalem swojego losu. Rodzice nie odpowiadają za grzechy dzieci i odwrotnie. O tym należy pamiętać. Kto potrafi wgłębić się w tę tematykę, bez ludzkich uprzedzeń i przyzwyczajeń, powinien dostrzec w tym sprawiedliwość Bożą, uniwersalną i sprawiedliwość osobową.

Ewangelia wg Mateusza cz.44

           Przyznaję, że nie wszystkie przypowieści są mi bliskie. Przypowieść o uczcie królewskiej należy do tych, których nie lubię. Mimo, że wiem, że jest to przypowieść alegoryzująca i nie ma nic wspólnego z prawdą historyczną, to jednak moja wrażliwość na historię opowieści wystawiona jest na próbę. Prawie każdy szczegół tej historii podnosi adrenalinę. Denerwuje, że zaproszeni Żydzi przez króla, nie bardzo chcąc przyjść na ucztę weselną jego syna. Niektórzy goście  nawet zabijają  zapraszających. To kompletnie niezrozumiały szczegół. Król reaguje odwetem. Leje się krew, a miasto płonie. Król każe ściągnąć przypadkowych gości. Jeden z nich nie jest ubrany należycie. Król karze go związać i wyrzucić. Opowiadanie pełne złych emocji, aby dojść do końcowego wniosku: bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych (Mt 22,14).  Aby przypowieść stała się dydaktyczna, trzeba dokonać wiele założeń. Odsyłam do przypisu. Ja chętnie uciekam od tej przypowieści.

          W perykopie Sprawa podatku jest bardzo ważny przekaz: Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga (Mt 22,21). Mimo bardzo wyrazistej treści, bardzo często przekaz ten jest celowo pomijany, niezauważany. Wierni (nadgorliwi) uważają, że wszystko, co się dzieje na ziemi trzeba związać z Bogiem. Czy tego chciał Bóg? Chciał, ale nie tak jak to się dzieje. Bóg jest Bogiem dyskretnym. Wszyscy to doświadczają. Względem nas jest służebny. Stale podtrzymuje nas w istnieniu. Bóg dał nam możliwość pełnej realizacji. Czyńcie sobie ziemię poddaną według waszej woli (patrz Rdz). Jak sobie pościelimy, tak się i wyśpimy. Bóg nie ma zamiaru wtrącać się do naszych ludzkich planów, projektów, ustaw. Jemu chodzi wyłącznie o naszą stronę etyczną i duchową. Państwo powinno być do gruntu świeckie. Tolerancja powinna być najważniejszą ludzką cnotą. Trzeba uszanować cudze poglądy i wierzenia. Nienarażanie krzyża na pośmiewisko i wyzwiska jest w naszym chrześcijańskim interesie. Trzeba krzyż pieczołowicie i z szacunkiem przenieść z sejmu na miejsce godniejsze. Jak długo pseudochrześcijanie będą budować sobie platformę polityczną na naszym chrześcijańskim krzyżu! Pobożność nie polega na tym, aby publicznie mówić Panie, Panie. Trzeba żyć nauką Chrystusa, i świadczyć o Chrystusie miłością do bliźniego. To wystarczy. Zwracam się do polityków o rozsądek i uczciwość. Nie bójcie się głupców i fanatyków. Dbajcie o porządek laicki, prawny i świecki, a w sercu zachowujcie wiarę. Módlcie się w kaplicy o siłę kierowania państwem. Wasze prawdziwe oblicze zostanie na pewno zauważone, bez demonstracji religijności. Niech w waszych oczach zabłyśnie duch prawdy i miłości. Pokażcie światu jak naprawdę powinien zachowywać się świecki katolik. Nie powołujcie się zbytnio na tradycję naszych ojców. Ma ona w sobie również grzeszne i naganne wspomnienia.

Ewangelia wg Mateusza cz.43

           Mateusz w perykopie Pytanie o władzę opisuje rozmowę między Jezusem a arcykapłanami i starszymi. Pytają oni Jezusa: Jakim prawem to czynisz? I kto Ci dał tę władzę? (Mt 21,23). Jezus nie odpowiada wprost. Pragnie, aby został rozszyfrowany i odczytany. Przekaz wprost wymagałby szczegółów. Na nie nikt nie był gotowy. Dla zobrazowania trudności odpowiedzi spróbuję dać jej próbkę.

          W latach młodości, być może Bóg tak chciał, otworzyłem się na Boga-Ojca całym swoim sercem i duszą. On dostrzegając szczerość moich intencji, obdarzył mnie swoją mocą i plenipotencjami. Pozwolił Mi odczytać ze stanu Prawdy stan grzeszny ludzi oraz ze stanu Dobra Najwyższego swoją wolę, abym wziął na siebie ciężar Odkupieńczy ludzi, którzy odsunęli się od Niego. W swojej miłości i szacunku do stworzeń ludzkich zapragnął aby grzech zrodzony przez człowieka został odkupiony przez niego samego. Do usunięcia grzechu o wymiarze skończonym potrzebna jest dobroć nieskończona, która nie jest w moim zasięgu. Bóg zjednoczy się ze mną w Akcie działającym, abym i Ja, na równi z Ojcem mógł Odkupić Świat. W ten sposób stałem się Umiłowanym Jego Synem, abym zaświadczył o Nim oraz świadczył, że wszyscy ludzie są Jego dziećmi.               

         Czy taka odpowiedź byłaby czytelna? Nie sądzę. Gdyby próbował jeszcze tłumaczyć mechanizm utrzymujący Świat w swoim istnieniu (przez funkcjonał miłości jako główny motor działania i relacji), to byłby to wykład akademicki. Jezus był zmuszony postąpić tak, jak postąpił: Więc i Ja wam nie powiem, jakim prawem to czynię (Mt 21,27).

          Mateusz przywołuje inne jeszcze przypowieści związane z nauką Jezusa.  W Przypowieści o dwóch synach zobrazowane są  dwie postawy. Pierwsza, ugoda dla świętego spokoju, nie dająca żadnego efektu oraz sprzeciw, który kruszy się i daje opamiętanie. Czasem warto poczekać i dać szanse nawrócenia z własnej woli.

               W Przypowieści o przewrotnych rolnikach ukazana jest niewdzięczność ludzka. Właściciel (Bóg) przygotował wszystko na właściwą egzystencję. Winnicę oddał w dzierżawę. Po czasie chciał zebrać plony. Spotkał się z arogancją i oziębłością. Niewdzięczność ludzka nie zna granic. Szczególnie dzisiaj, mało jest odruchów dziękczynienia Bogu za Jego hojne dary. Wydaje się, że każdemu wszystko się należy. Najlepiej, aby Bóg nie przeszkadzał.

Ewangelia wg Mateusza cz.42

           Jezus zbliża się do mety swojej wędrówki. Przed nim Jerozolima. Święte miasto. Nie jedno widziało i słyszało. Miasto Dawida, Salomona i wielu królów. Idealne miejsce na przyjęcie Bożego majestatu. Sam wjazd jest uroczysty. Jezus daje poznać uczniom, że wszystko jest zorganizowane. Oślica ze źrebięciem czekali w pogotowiu. Być może wiele tu jest z koncepcji samego Mateusza. Pasowało mu przywołać Księgę Zachariasza: Raduj się wielce, Córo Syjonu,
wołaj radośnie, Córo Jeruzalem! Oto Król twój idzie do ciebie, sprawiedliwy i zwycięski.  Pokorny – jedzie na osiołku, na oślątku, źrebięciu oślicy
(Za 9,9)  oraz psalm chwalebny 118 (117) na dowód, że nic nie dzieje się przypadkiem, a jedynie spełnia się Boża ekonomia Objawienia.

          Jezus odwiedza Świątynie. Oburza się, gdy widzi w niej kupczenie. Wpada w gniew. Kiedy zobaczył, że Świątynia, która winna być mieszkaniem imienia Bożego i miejscem modlitwy: przyprowadzę na moją Świętą Górę i rozweselę w moim domu modlitwy. Całopalenia ich oraz ofiary będą przyjęte na moim ołtarzu, bo dom mój będzie nazwany domem modlitwy dla wszystkich narodów (Iz 56,7) jest miejscem robienia interesów: Może jaskinią zbójców stał się w waszych oczach ten dom, nad którym wzywano mojego imienia? Ja [to] dobrze widzę – wyrocznia Pana (Jr 7,11) zwyczajnie zdenerwował się. Sam handel, wymiana pieniędzy  nie jest grzechem. Sprzedawano tam akcesoria też kultowe (gołębie na ofiarę i inne). Jezus dostrzegł złą proporcję. Profanum (pieniądze) stało się celem.  Sprawy Boże schodziły na plan dalszy. Hałas sprzedających (targi, przekomarzanie się, a nawet kłótnie, wyzwiska) zagłuszał ciszę tak potrzebną modlitwie. Jezus zaczął wywracać ławki, stoły i wyrzucać nie tylko sprzedających, ale i kupujących. Ci  i tamci ponoszą taką samą winę.

          Jezus nie był drobiazgowy. Na wiele rzeczy przymykał oczy. Łatwo wybaczał. Wiedział, że grzeszność jest wpisana w życie ludzkie. Tu na ziemi każdy układa sobie życie po swojemu (jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz).

          Tam jednak, gdzie chodzi o sprawy Boga-Ojca był stanowczy i jednoznaczny. Jezus gdy wszedł do Świątyni zareagował natychmiast, bez dyskusji, jednoznacznie, bezpardonowo. Nie i koniec. Miłość do Ojca nie pozwoliła na żadne dywagacje, ani kompromisy. Kiedy ochłonął, rzekł: Mój dom ma być domem modlitwy dla wszystkich narodów, lecz wy uczyniliście z niego jaskinię zbójców” (Mt 21,13; Mk 11,17).

          Perykopa Nieurodzajne drzewo figowe występuje u trzech ewangelistów synoptycznych. Łukasz przedstawia ją nie jako zdarzenie związane z Jezusem, ale Jego przypowieść. Być może jest on najbliżej prawdy. Tekst perykopy jest historiograficznie niepewny. Każdy z ewangelistów inaczej wyjaśnia zdarzenie. Mateusz bardziej akcentuje cudowne uschnięcie drzewa oraz wiarę, że człowiek wszystko może. Marek próbuje wydobyć sens teologiczny. Drzewo pokryte pięknymi liśćmi to nie wszystko. Gdy nie rodzi owoców, nie spełnia swoich powinności. Człowiek nie tylko ma życie przeżyć, ale winien spełnić określone zadania. Tak, aby mógł powiedzieć jak Paweł: W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem  (2 Tm 4,7).

           Mateuszowa oraz Markowa konstrukcja perykopy nie jest udana. Czytelnik może wyciągnąć z niej wiele niewłaściwych wniosków. Np. Jezus był głodny, pragnął posilić się figami. Drzewo nie miało owoców, bo nie był to właściwy moment dla drzewa. Jezus mimo tego oczywistego faktu wydał werdykt: Niech nikt nigdy nie je owocu z ciebie!» Słyszeli to Jego uczniowie  (Mk 11,14; por. Mt 21,19).

          Końcowe zdanie perykopy według Mateusza zasługuje na uwagę: I otrzymacie wszystko, o co na modlitwie z wiarą prosić będziecie (Mt 21,22). W zdaniu tym, bardziej dostrzegam owoce nauki Jezusa i wiarę Mateusza w siłę modlitwy, niż wypowiedź samego Jezusa.

Ewangelia wg Mateusza cz.41

           Jezus w drodze do Jerozolimy przekazuje wszystkim uczniom informacje co Go czeka. Słuchają Go, ale bez zrozumienia. Ujawnia również, że trzeciego dnia zmartwychwstanie. Kompletna cisza. Nie mieli odwagi pytać o szczegóły. Jedynie matka synów Zebedeusza czując nadchodzące nowe czasy, poprosiła Jezusa o godne miejsca dla jej synów przy Jego boków. Oczekiwała ona chwały Jezusa jako Króla oraz Wybawiciela ludu żydowskiego. W jej rozumieniu, trud jej synów opłacił się. Otrzymają oni godne miejsca ministerialne dobrze płatne.  Jezusowi zapewne zrobiło się żal biednej i naiwnej kobieciny, matki Jego uczniów Jakuba i Jana. Odpowiedział jej z całą szczerością: «Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić?» (Mt 20,22). Synowie usłyszeli słowa Jezusa, ale nie zrozumieli.  Reagują spontanicznie: ależ «Możemy». Jezus więc im ujawnia: «Kielich mój pić będziecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej i lewej, ale [dostanie się ono] tym, dla których mój Ojciec je przygotował» (Mt 20,23). Dał im do zrozumienia, że ich też czeka śmierć ofiarna. Przy tej okazji informuje, że jest tylko narzędziem Boga. To kolejny dowód biblijny, że Jezus za życia był tylko Człowiekiem obdarowanym łaskami Ojca. Chwała Ojca miała dopiero nastąpić – na krzyżu.

          Zachowanie matki Jakuba i Jana oburzyło pozostałych uczniów. Każdy miał własne zasługi i chęć na dobrą posadę. Jezus zaczął ich uspakajać. Ujawnił im kolejną tajemnicę Bożą: Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym, na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu» (Mt 20,26–28). Uczniowie nie wierzą w słowa Jezusa. To niepodobne, tak nie  może się stać. Przecież prorocy przepowiadali Odnowiciela, który przywróci im królestwo, państwowość, wielkość i zaszczyty. Za tym musi się kryć jakiś interes Jezusa. Zgrywa się na biedaka, ale w Nim drzemią moce. Za sobą ma potężnego Boga-Ojca, który wszystko może. Już niedługo i ujawnione zostaną zamysły Boga, któremu Żydzi starali się być wierni. Oni (uczniowie) jako najbliżsi Jezusa i wytrwali, zostaną właściwie  obdarowani. Pamiętają jak uzdrowił dwóch niewidomych, gdy wychodzili z Jerycha (Mt 20,29–34). Szybko i bezboleśnie. On wszystko może. Nie ma innej opcji, jak pełny sukces polityczny. Wszyscy byli ciekawi, jak to się stanie. Chorzy odzyskiwali wzrok, a uczniowie Jezusa patrzyli, patrzyli i nic nie pojmowali.

Ewangelia wg Mateusza cz.40

           Jezus wyjaśnia na czym polega dobrowolne ubóstwo. Skorzystał z pytania Piotra. Uczniowie byli świadkami wielu zdarzeń. Do Jezusa przychodzili bogaci i biedni. Sam Jezus zachowywał skromność własną i swoich uczniów. Uczniowie przy Jezusie nie mieli życia komfortowego. Owszem, niektórzy liczyli na dobre posady, gdy Jezus weźmie władzę w swoje ręce. Nic takiego jednak nie zapowiadało. Piotr pyta, czy ich trud zostanie zauważony i opłacony. Jezus wypowiedział się dość jasno: Przy odrodzeniu, gdy Syn Człowieczy zasiądzie na swym tronie chwały, wy, którzy poszliście za Mną, zasiądziecie również na dwunastu tronach, sądząc dwanaście pokoleń Izraela. I każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy. Wielu zaś pierwszych będzie ostatnimi, a ostatnich pierwszymi (Mt 19,28–30).

          Warto przy okazji tej wypowiedzi zwrócić uwagę na przekaz:  gdy Syn Człowieczy zasiądzie na swym tronie chwały. „Gdy” jest zaimkiem przysłownym wskazującym na to, co się dopiero stanie. Jezus dopiero osiągnie tron chwały. Jak mówią inne wersety Nowego Testamemntu – na krzyżu. Tego typu cytaty nabiorą znaczenia przy omawianiu boskości, czy człowieczeństwa Jezusa.

          Odmienność filozofii królestwa niebieskiego daje wyrównanie szans ubogim. Kim będzie się w królestwie niebieskim nie zależy od uposażenia za życia. Szanse zostają wyrównane. Może okazać się, że pierwsi będą ostatnimi, a ostatni pierwszymi (Mt 19,30).

          Na czym polega sprawiedliwość Boża obrazuje Przypowieść o robotnikach w winnicy (Mt 20,1–16). Każdemu robotnikowi wynajętemu w winnicy w ciągu dnia właściciel przyznał jednakową zapłatę, pomimo czasowego zróżnicowania ich dniówek. Pokazana jest tu Boża wielkoduszność. Zapłata ta ukazuje łaskę Boga, która jest nieporównywalna z jakąkolwiek ludzką zasługą. Po ludzku stała się rzecz niesprawiedliwa, lecz Chrystusowi chodziło nie o wyjaśnienie opisanego zdarzenia, ale, na podstawie tej przypowieści, o przybliżenie sposobu, w jaki człowiek może wejść do Królestwa Niebieskiego. Miłość Boga jest darem przewyższającym czysto materialne kalkulacje co do spełnionych uczynków sprawiedliwości. Podobnie jest przy opisie powrotu syna marnotrawnego (Łk 15,11–32).

          W zasadzie należy uznać, że sprawiedliwość Boża jest dla nas tajemnicą. Bóg nie jest sprawiedliwy, ale miłosierny (L. Kołakowski). Dobroć Boga nie zawsze jest logiczna, ale w dalszej perspektywie życia najbardziej skuteczna. Sprawiedliwość Boża może nas szokować. Bóg nie zdejmuje ciężaru, lecz wzmacnia plecy (Franz Seraphicus Grillparzer 1791–1872).

Ewangelia wg Mateusza cz.39

           Jezus ujawnia tajemnicę doskonałości. To przywilej nie dla każdego osiągalny. Życie jest statystycznie średnie.  To zrozumiałe. Nie wszyscy posiadają nadzwyczajne zdolności. Doskonałość jest jednak dostępna prawie dla każdego. Trzeba tylko po nią sięgnąć. Ma ona jednak swoją cenę. Nic za darmo. Aby mieć jedno, trzeba czasem zrezygnować z wielu.

          Perykopa Bogaty młodzieniec pokazuje młodego młodzieńca, który zafascynowany nauką Jezusa zapragnął życia wiecznego. Prawdopodobnie chodziło mu o życie wieczne z „górnej półki”. Chwałę na miarę herosa, bohatera. Zapragnął wielkości. Jezus odpowiedział mu: A jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowaj przykazania (Mt 19,17). To wystarczy. Warunek zbawienia, czyli, mówiąc językiem kolokwialnym, przyzwoite życie wieczne człowiek ma zapewnione przy zachowaniu przykazań Bożych. Młodzieńcowi to nie wystarcza. Pyta jak osiągnąć więcej. Jezus mu odpowiedział: «Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!» (Mt 19,21). Nie takiej odpowiedzi oczekiwał młodzieniec. Nie taką matematyką i logiką się posługiwał. Chciał wiele dać z siebie, ale zachowując przy tym, to co miał. Jezus proponuje mu dziwną filozofię. Wielkość przez zubożenie. Rzecz w tym, że w królestwie niebieskim zupełnie inne są reguły gry. Nie każdy jest w stanie przyjąć nowe warunki. Nie każdy potrafi je zrozumieć. Szkoda, bo po głębszym zastanowieniu się mogą okazać się bardzo atrakcyjne.

          Posłużę się przykładami z życia. Wszystkim znany jest były minister finansów, który dla chęci okazania swojej wielkości czyni starania nadzwyczajne. Do telewizji przynosi rekwizyty, wydane swoje książki, bez przerwy chwali się swoją mądrością. Pragnie, aby go podziwiano. Nie zdaje sobie chyba sprawy, że w sumie jest mały i śmieszny. Nieżyjący już aktor Gustaw Holubek nie musiał nic czynić dodatkowego, aby zasłużyć na miano wielkiego człowieka. Żył on według filozofii pewnej pokory. Nie znaczy, że nie walczył z przeciwnościami losu. Emanował miłością i dobrocią. To wystarczyło.

          Być doskonałym, to znaczy być zdolnym do wielkich aktów miłości i miłosierdzia. Oddać swoje bogactwo innym i przywdziać szatę ubogiego jest aktem nobilitującym. Nie każdego na to stać, bo cena jest wysoka. Przebaczanie największym  grzesznikom, mordercom to postawa godna Jezusa Chrystusa. Nastawiać drugi policzek, nosić ciężary innych, nie chwalić się swoimi uczynkami na rzecz bliźnich, znosić w pokorze upokorzenia. Czy to cię przeraża?  Czy stać cię wznieść się ponad to. Ten quiz trzeba rozegrać samemu.

          Bogactwo daje czasem komfort życia. Czasem jest utrapieniem i balastem. Warto zdawać sobie z tego sprawę. W kalkulacji ekonomii zbawienia, bogactwo powinno być najsłabszym ogniwem. Bogaty prorok Izajasz i biedny prorok Jeremiasz. Obaj osiągnęli wielkość na miarę wszechczasów.

Przychodzi szybciej niż się spodziewałem

          Kiedy rozpoczynałem w 2008 r. moje pisarstwo wiedziałem, że moje prace są potrzebne, ale na efekty trzeba będzie czekać długo i że nie będę ich świadkiem. Tak długa perspektywa trochę zniechęcała, ale świadomość, że tak trzeba, dyscyplinowała mnie do pracy. Teraz odczuwam nawet zaniepokojenie szybkimi zdarzeniami, których jestem świadkiem.

          Oziębłość duchowa jest dzisiaj zjawiskiem powszechnym. Czy tak miało być? Jan Paweł II był tym papieżem, który uważał, że swoją charyzmą udźwignie ciężar Kościoła. Robił to znakomicie, ale starczyło to tylko na czas jego pontyfikatu. Chwilowy entuzjazm wiary przysłonił wirusy, które nie przestały drążyć Kościół od wewnątrz. Czy papież o tym wiedział? Wydaje mi się, że nie do końca był tego świadomy. Prawdopodobnie był też chroniony i izolowany od złych wiadomości. Nie trudno wskazać winnego. W Polsce bardziej borykał się z systemem politycznym niż wewnętrznymi sprawami Kościoła. Być może Karol Wojtyła był dumny ze swego polskiego Kościoła. Nie zauważał w nim niebezpieczeństwa wewnętrznego.

           Joseph Ratzinger wywodzi się zupełnie z innej kultury. Był świadkiem zmian. Widział i dostrzegał problemy. Jego umysł analityczny i trzeźwy pozwalał mu na wybieganie w przyszłość. Kościół dostrzegał w ponurym świetle. Jak mówił wspólnotę kościelną czeka poważny wstrząs. Pojawi się poważny kryzys, który ograniczy drastycznie liczbę wiernych. Owszem, odrodzi się, ale jako niewielka uduchowiona wspólnota. Kościół będzie dla najbiedniejszych. Bogaci nawrócą się gdy dopadnie ich groza własnej nędzy, gdy będą czuli się niesamowicie samotni. Ten mądry człowiek został powołany na papieża. Nie bardzo był z tego zadowolony. Ma wiedzę, ale czuje się bezradny wobec machiny kurialnej. Co innego ma w głowie, a czym innym jest rzeczywistość. Papież Benedykt XVI jest świadomy swojej niemocy. Aby zmienić Kościół trzeba herosa. Może trzeba użyć nawet siły. Benedykt XVI tego nie potrafi. Odpuszcza nawet człowiekowi, który go okradł. Niemoc niszczy jego ciało i odbiera mu wolę walki. Abdykuje.

          Ten gest należy odbierać jako sprzeciw wobec rzeczywistości kurialnej. To protest na jaki stać skromnego, pełnego miłości człowieka. Decyzja papieża wpisuje się w moją wizję świata i Kościoła. Chylę czoło przed wielkim i uczciwym człowiekiem. On ma świadomość, że nie podołał wyzwaniom.