Ewangelia wg Mateusza cz.58

          Jezus został pojmany. Uczniowie rozproszyli się. To niepodobne. Ich Mistrz, który zdziałał tyle cudów nie potrafi sam się obronić. Trudno poukładać w sobie to wszystko. Czy uczniowie nie zostali oszukani? Nie, to niemożliwe. On był dla nich tak wiarygodny. Najwyższa Rada chce Jezusa oskarżyć i skazać. Lepiej poświęcić jednego, niż stracić religię ojców. Arcykapłani i uczeni w pismach wzajemnie się rozgrzeszają, tłumaczą i oczyszczają. Przyszło im dokonać wyboru niegodnego z ich nauką. Oni są tego świadomi. Bóg jest ich świadkiem, że chcą dobrze uczynić. Kapłani pytają Jezusa: Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży (Mt 26,63). Jezus teraz już otwarcie przyznaje: Tak, Ja Nim jestem (Mt 26,64). Kontynuuje jednak warunkując: Ale powiadam wam: Odtąd ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego (Mt 26,64). Nie bardzo chce zrezygnować z własnej tożsamości człowieka żywego. Przyznanie się jednak do prorokowanego Mesjasza daje mu glejt do wybranej Ofiary. Tak też się dzieje. Pada wyrok: Winien jest śmierci (Mt 26,66). Apostoł Piotr jest zdruzgotany. Jego Mistrz sam zmierza ku śmierci, nie broni się, nie walczy o życie. Znikąd pomocy. Piotr czuje się wręcz zdradzony przez swego Nauczyciela. Poddaje się w swojej rozpaczy i trzykrotnie się Jego zapiera: Nie znam tego człowieka (Mt 26,72). Kogut piejący przypomina mu słowa Jezusa: Zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz (Mt 26,75). Wybucha płaczem. Dramat i rozpacz.         

          Jezus został skazany i przekazany w ręce namiestnika rzymskiego Poncjusza Piłata. Ewangelista Mateusz był świadkiem wydarzeń. Znał też proroctwo Jeremiasza.  Według swojego oglądu i koncepcji literackiej przedstawił ostatnie chwile Judasza (Mt 27,3–10).

         Atmosfera dramatu, niesprawiedliwości udzieliła się również Judaszowi. On również oczekiwał czegoś innego. Marzył, być może, o dobrym stanowisku ministerialnym. On również zawiódł się na Jezusie. Gdzie obiecany tryumf, gdzie król, gdzie obiecana wolność narodu żydowskiego.  Judasz był przekonany, że niewinny Jezus poradzi sobie z rzymskimi żołnierzami. Nie z takich tarapatów przecież wychodził. Znikał jak Go chciano ubiczować, lub gdy chciano Go wyrzucić z miasta. Tak, zdradził Jezusa, ale myślał, że to przyspieszy Jego tryumf. Teraz wszystko wzięło w łeb. Jezus jest skazany. Nic nie wskazuje na to, że się obroni. Myślał, Boże, do czego ja się przyłożyłem. Judasz opamiętał się i wyznał: Zgrzeszyłem, wydawszy krew niewinną (Mt 27,4). W oczach Boga był już pokutnikiem. Wyznanie grzechu i żal za swój uczynek (grzech) dawał mu szanse na zbawienia. Zwrócił 30 srebników i w rozpaczy swej  powiesił się. Judasz nie wiedział, że Bóg może mu wybaczyć grzech zdrady oraz, że Miłość Boga jest większa od najgorszego ludzkiego grzechu.

Ewangelia wg Mateusza cz.57

          Po kolejnych perykopach Mateusz wraca do wątku Judasza. Opis nie ma charakteru ciągłości, ale jest jakby z innego opowiadania. Judasz wita się z Jezusem, całuje Go w towarzystwie oprawców (zgraja z mieczami i kijami). Co robią uczniowie? Początkowo nic. Są zaskoczeni. Dopiero teraz zrozumieli na czym polega zdrada Judasza. Sądzili, że Jezus mówi o zdradzie w sensie niedotrzymania wierności, a tu chodzi o zdradę fizyczną! Piotr podrywa się i w obronie Jezusa kaleczy (obcina prawe ucho) sługę najwyższego kapłana.

          Dalsza część opowiadania ma już charakter teologiczny i dydaktyczny. Mateusz popisuje się znajomością Starego Przymierza i parafrazuje słowa faraona Patu-Baste: Kto ostrzy miecz, w tego szyi on utknie wkładając w usta Jezusa sentencję: Schowaj miecz swój do pochwy, bo wszyscy, którzy za miecz chwytają, od miecza giną (Mt 26,52). Mateusz akcentuje, że spełniają się proroctwa starotestamentalne.  

           Można postawić wiele pytań. Czy Jezus wybierając Judasza wiedział o jego przyszłej zdradzie? Trudno powiedzieć. Dlaczego ujawnił zdradę publicznie? Co chciał przez to osiągnąć? Może chciał przekazać świadomość dalszego swojego losu. Na krzyż szedł nieprzypadkowo. Nikt i nic nie mogło Jego zaskoczyć. Jezus czyn Judasza potępia: Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził. Zdrada Judasza będzie zapamiętana przez pokolenia na wieki. Wymiar grzechu zdrady jest przeogromny. Słowem można stworzyć Świat i słowem można zabić. To wymaga refleksji. Wszyscy ewangeliści zwrócili uwagę na pocałunek Judasza. Ogromna symbolika grzechu (judaszowski pocałunek). Natomiast”: Wstańcie, chodźcie (Mt 26,46) stało się hasłem do nowej podróży, do Odkupienia. Słowa te korespondują ze słowami: Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe (Mt 26,41).

          Jezus wypowiada znamienne słowa: Czy myślisz, że nie mógłbym poprosić Ojca mego, a zaraz wystawiłby Mi więcej niż dwanaście zastępów aniołów? (Mt 26,53). Moment zbyt poważny, aby bazować na postaciach konceptualnych. Karty rozdaje Jezus. Staje sam na sam z wyzwaniem, jak Dawid przed Goliatem. W około nie ma nikogo. W dalszej odległości są tylko obserwatorzy. To, co ma się stać jest niepojęte i niezwyczajne. Nadchodzi historyczna chwila. Ona to zmieni postać tego Świata. Olbrzymi funkcjonał dobra jaki wygeneruje się na krzyżu sparaliżuje nagromadzone zło u tych, którzy tego pragną. Człowiek otrzyma stałą Opatrzność (Ducha Świętego), która będzie podpowiadać jak żyć i zmierzać do zbawienia. Bóg-Ojciec poprzez Syna będzie bliżej każdego człowieka. Trzeba jednak pamiętać, że bez osobistego zaangażowania wiary, nadziei i miłości wszystkie napisane tu słowa będą nieskuteczne.

          Ktoś może jednak zapytać. Skąd taki larum. Dlaczego ta chwila właśnie teraz ma nadejść. Co się takiego stało? Odpowiedzią są słowa i czyny Jezusa (patrz ewangelie). Prawdziwa wiara w Boga zastąpiona została religią judaistyczną ozdobioną po ludzku. Coraz mnie było w niej prawdy o Bogu. W „usta” Boga wprowadzano własne koncepcje na życie. Posługiwano się Bogiem do spraw przetargowych. Bóg stał się czymś w rodzaju monety, fasadą własnych budowli i własnego oglądu świata. Pieniądz odgrywał ważną rolę. Ofiary świątynne nie spełniały swojej roli.

          Kto uważnie obserwuje świat i dzieje historyczne zauważa, że świat zatoczył wielkie koło. Dzisiaj podobnie Bóg zostaje zastąpiony doktryną opracowaną według potrzeb ludzkich. W religii chrześcijańskiej coraz mniej jest Boga. Królują za to istoty konceptualne (anioły, szatan). Ważną rangę przypisuje się instytucji i władzy kościelnej, egzorcystom,  fałszywym objawieniom, infantylnej literaturze, fałszywej pobożności. Wiara jest wybiórcza, infantylna, oparta na legendach, zdogmatyzowana. Ponownie liczy się kasa, majątek. Natura zastępowana jest eksperymentami naukowymi (in vitro, zmiany genetyczne, chirurgie plastyczne, doznania symulowane sztucznie). Na porządku dziennym są aborcje z powodów niezasadnych, wątpliwe eutanazje. Dość znacząca jest religijność w sensie rytualistycznym. W postaciach biskupich niewiele zostało z postaci apostołów, czy Jezusa Chrystusa. Kapłani zachowują się niegodnie. Powstaje ogromna ilość sekt o totalitarnych charakterze.

          Skutki tego wszystkiego mogą być fatalne i przykre, zwłaszcza, że Jezus już nas nie ochroni, lecz przyjdzie „rozliczyć”[1].

 


[1] To nie straszenie, lecz przestroga.

Ewangelia wg Mateusza cz.56

          Po ostatniej wieczerzy Jezus przyszedł wraz z uczniami do ogrodu zwanego Getsemani, aby spędzić tu ostatnie godziny przed pojmaniem. Jezus jest przygnębiony. Dzieli się z uczniami smutną refleksją: Wy wszyscy zwątpicie we Mnie tej nocy (Mt 26,31). Powołuje się na mądrość życiową: Uderzę pasterza, a rozproszą się owce stada (Mt 26,31). Jednocześnie ogłasza: Lecz gdy powstanę (Mt 2632). Tymi słowami Jezus ujawnia, że o wszystkim wie i jest świadomy scenariusza jaki Go czeka. Piotr protestuje: Choćby wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię (Mt 26,33). O ironio losu. Jak łatwo głosić wzniosłe słowa, a jak trudno je wykonać! Jezus sprowadza Piotra na ziemię, mówiąc: Jeszcze tej nocy, zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz (Mt 26,29). Piotr jest pewny swego. Niepodobne, aby on wyparł się Jezusa, Nauczyciela i bliskiego swojego Przyjaciela.                 

          Jezus prosi uczniów o czuwanie z Nim. Jest smutny. Potrzebuje wsparcia, pociechy, bliskości przyjaciół. Pogrążony w udręce jeszcze usilniej się modlił, a Jego pot był jak gęste krople krwi, sączące się na ziemię (Łk 22,44). Pot z krwi jest znanym przypadkiem zachodzącym w chwili ogromnego stresu. Krwawy pot świadczy o bólu i cierpieniu duchowym. Jezus jest nieprawdopodobnie ludzki w swoim cierpieniu. Sam siebie ogołaca z wielkości herosa, wielkiego bohatera. Niestety, uczniowie choć słyszeli o zdradzie i męce, zmęczeni wydarzeniami dnia szybko zasnęli. Jezus pozostaje sam.  Modli się do Ojca słowami: Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty (Mt 26,39). W słowach tych jest nuta żalu. Przecież, to Ty chciałeś, abym wziął na siebie ten niebotyczny ciężar. Z trwogi zapomina, że z własnej i nieprzymuszonej woli podjął to wyzwanie.  Dręczony trwogą męki i śmierci, zdaje się na wolę Ojca. Wie, co Go czeka. Ukazane cierpienie, potwierdza całe człowieczeństwo Jezusa. Jezus, mimo że będzie obdarzony chwałą Ojca, umrze jak człowiek, bez taryfy ulgowej.

Ewangelia wg Mateusza cz.55

 

          Jezus ustanawia pamiątkę eucharystyczną: wziął chleb i odmówiwszy błogosławieństwo, połamał i dał uczniom, mówiąc: «Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje». Następnie wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie, dał im, mówiąc: «Pijcie z niego wszyscy, bo to jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów (Mt 26,26–28; por. Mk 14,22–25); to czyńcie na moją pamiątkę[1] (Łk 22,19; por. 1 Kor 11,25).

          Ważne są słowa modlitwy błogosławieństwa i dziękczynienia, które uświęcają zwykłą materię do sakramentalnego znaku zmartwychwstałego ciała Chrystusa i Nowego Przymierza. Eucharystia jak i Wino są więc świętymi znakami. Znaki świadczą o czymś, natomiast nie są tym de facto. Ważne jest co ze sobą niosą, o czym świadczą, niż ich materialna substancja.

          Kościół katolicki wskazuje realną obecność Ciała i Krwi Pańskiej w sakramencie (czyli w znaku) chleba i wina.  Uwaga «w znaku» wyjaśnia istotę zjawiska. Unika się też pewnej powszechnej magiczności sakramentu (Ratzinger).

          Opłatek (komunia) jest znakiem Ciała Zmartwychwstałego w sensie mistycznym, który stał się duchem ożywiającym   (1 Kor 15,45). Traktowanie komunii (substancji opłatka) jako realnego Ciała Chrystusa jest niezrozumieniem pojęcia sakramentu, który jest znakiem (nałożoną treścią na widoczną substancję sakramentu). Substancja jest tylko nośnikiem treści sakramentu. Nie ona stanowi sacrum, lecz jej treść.

          Cuda eucharystyczne potwierdzają w eucharystii znaki, a nie rzeczywistość prawdziwego ciała czy krwi Jezusa-Chrystusa. Jeżeli badana krew z cudów eucharystycznych wykazuje grupę AB krwi Jezusa, to należy odbierać wyniki badań jako «cud znaku», a nie rzeczywistej krwi Jezusa.       

           Kościół katolicki nadaje Eucharystii wartość mistyczną, i słusznie. Kościół protestancki jedynie jako pamiątkę pożegnalnej wieczerzy: to czyńcie na moją pamiątkę (Łk 22,19; por. 1 Kor 11,25). Protestanci widzą w eucharystii jedynie ucztę braterską.

          Uczta eucharystyczna jest czymś innym niż zwykła wieczerza (agapé): wszyscy zostaliśmy napojeni jednym Duchem (1 Kor 12,13). Ofiara mszy nie jest rozumiana przez Magisterium Kościoła jako osobna, odrębna od ofiary Chrystusa dokonanej raz na ołtarzu krzyża, lecz jest uobecnieniem i uczestnictwem w tej ostatniej: Ofiara Chrystusa i ofiara eucharystii są jedną ofiarą (KKK 1367). Świat stale potrzebuje zadośćuczynienia za bieżące grzechy.

          Podczas każdej Mszy ponawia się zbawcze działanie Jezusa. Pełne uczestniczenie we Mszy świętej jest udziałem wiernych w męce Ukrzyżowanego i zjednoczeniem się ze śmiercią Jezusa w Jego Zbawczej roli: Jeżeli bowiem przez śmierć, podobną do Jego śmierci, zostaliśmy z Nim złączeni w jedno, to tak samo będziemy z Nim złączeni w jedno przez podobne zmartwychwstanie (Rz 6,5).  Eucharystia jest uznana za najważniejszy przejaw działania Bożego, które dokonuje się przez Chrystusa i Kościół w świecie (por. KKK 1325). Oprócz  wyzwolenia z grzechów niesie też zmartwychwstanie.

            Średniowieczne, tradycyjne pojęcie transsubstancjacji[2] (przeistoczenia) chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa należy sprowadzić jedynie do historii tradycji Kościoła: Pouczony o tym i pełen niezachwianej wiary, że to, co się zdaje być chlebem, nie jest chlebem, chociaż takie wrażenie daje smak, lecz ciałem Chrystusa, a co się zdaje być winem, nie jest winem, choć się tak smakowi wydaje, ale krwią Chrystusa umocnij serce twoje, pożywając ten chleb jako duchowy i rozwesel oblicze twej duszy (katecheza  Cyryla Jerozolimskiego 315–386).

          Warto przypomnieć słowa mnicha z Corbie, Ratramnusa (zm. 868): Chrystus jest przyjmowany jak rzeczywiście obecny w sakramencie, ale przyjmowany w sensie duchowym, a nie jako rzeczywistość fizykalna. Jego osoba uległa z czasem zapomnieniu, a pisma zostały przypisane Janowi Szkotowi Eriugenie i potępione na synodzie w Vercelli w 1050 r.

          Trudno jest przyjąć słowa papieża Pawła VI: Po dokonanym przeistoczeniu postacie chleba i wina nabierają nowego bez wątpienia znaczenia i nowego zadania, ponieważ nie są już pospolitym chlebem i pospolitym napojem, lecz znakiem rzeczy świętej i znakiem duchowego pokarmu; ale dlatego przybierają nowe znaczenie i nowy cel, że zawierają nową “rzeczywistość”, którą słusznie nazywamy ontologiczną. Pod wspomnianymi bowiem postaciami nie kryje się już to, co było przedtem, lecz coś zupełnie innego, a to nie tylko ze względu na przeświadczenie wiary Kościoła, ale w rzeczy samej, ponieważ po przemianie substancji, czyli istoty chleba i wina w ciało i krew Chrystusa, nie pozostaje już nic z chleba i wina poza samymi postaciami, pod którymi przebywa Chrystus cały i nieuszczuplony, w swej fizycznej “rzeczywistości”, obecny nawet ciałem, chociaż nie w ten sam sposób, w jaki ciała są umiejscowione w przestrzeni. (Misterium fidei, 3 września 1965 r.).

          Eucharystia to ciągła ofiara Jezusa. Jezus nas bez przerwy zbawia, tzn. dostarcza aktu miłości, która starcza na zbliżanie się naszych nieczystych dusz do Boga (w modelu konceptualnym ofiara Eucharystyczna Jezusa powoduje, że zbliżamy się po promieniu do Boga, czujemy Jego coraz większe „ciepło” (żar miłości) i przez to jesteśmy bardziej szczęśliwi.

           Po wieczerzy Jezus z trzema uczniami udaje się do ogrodu Getsemani. Uczniowie szukają odpoczynku. Zła nowina o zdradzie Judasza rozmywa się w wieczornej ciszy. Została refleksja: jak on mógł.

 


[1] Być może Łukasz był uczniem Pawła. Podana informacja pochodzi z tego samego źródła. Opis Pawłowy z  Pierwszego Listu do Koryntian, napisanego w Efezie ok. 56 roku, jest najstarszy. Opis Ewangelii Marka powstał ok. ośmiu lat później.

[2] Transsubstancja (przeistoczenie) opłatka ogłoszona została przez papieża Innocentego III w roku 1215.

 

Ewangelia wg Mateusza cz.54

          Jezus po raz kolejny (czwarty) przepowiada swoje ukrzyżowanie (Mt 26,1; patrz Mt 16,21–23; Mt 17,22–23; Mt 20,17–19). To znamienne, że Jezus ciągle o tym mówi. Jakie jest tego przesłanie? Widać, że nie jest to przypadkowe. Jezus żyje tym wydarzeniem. Na pewno przeżywa to osobiście. Dzieli się więc tym, co Go zajmuje. Śmierć nie jest obojętnym zdarzeniem. Oprócz  strachu jest zapowiedzią pewnego misterium. Na nim wiele się wydarzy. Warto o tym mówić, warto o tym wspominać. Jezus jest w tym niesamowicie ludzki. Przyszłe misterium absorbuje Jezusa całkowicie.  Jakie to ludzkie. Musi On wykorzystać ostatnie chwile i przekazać swoim wiernym jak najwięcej. Później nie będzie tej możliwości.

         Mateusz opisuje w perykopie Namaszczenie w Betanii zdarzenie, które Kościół podniesie do rangi sakramentu. Odczytał w ten sposób rangę zdarzenia. Jego materię i formę reguluje w Kościele katolickim Konstytucja Apostolska papieża Pawła VI Sacram Unctionem Infirmorum z 30 listopada 1972 roku. Jeżeli chory nie może się spowiadać, sakrament własną mocą (ex opere operato) odpuszcza grzechy, o ile chory pragnie dostąpić przebaczenia. Namaszczenie to obdarzenie kogoś szczególną rolą. To nie jest już osoba przypadkowa, anonimowa lecz zaznaczona  i wybrana do roli szczególnej. To wskazanie na osobę, aby Bóg miał ją w szczególnej Opatrzności. Marta mając świadomość chwili, namaściła Jezusa. Ona przyjęła bezwarunkowo posłannictwo Jezusa, z pełnym zawierzeniem i posłuszeństwem. Nie pytała, czy Jezus pozwoli. Wybrała najdroższy olejek. Jezus z pokorą poddał się tej ceremonii.

          Podczas ostatniej wieczerzy Jezus oznajmia publicznie:  Zaprawdę, powiadam wam: jeden z was mnie zdradzi (Mt 26,21). Tym samym przygotowuje apostołów do dalszych wydarzeń. Uczniowie są tym zasmuceni, a więc dotarła do nich ta wiadomość. Jezus wskazuje: Ten, który ze Mną rękę zanurza w misie, on Mnie zdradzi (Mt 26,23) i po chwili mówi do Judasza: Tak jest, ty. Niepodobne, aby inni uczniowie tego nie słyszeli. Judasz prawdopodobnie szybko oddalił się z wieczerzy. Pomiędzy sobą apostołowie zapewne komentowali nowinę. Być może byli oburzeni.

Ewangelia wg Mateusza cz.53

          Sąd Ostateczny jest obrazem rozliczenia się człowieka z Bogiem. Głównym Sędzią jest Bóg-Ojciec. Reprezentuje Go Jezus przez swoją wizualność. Zjednoczony wolą z Ojcem w tym samym Akcie działającym.  Jest napisane: Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale […] wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały (Mt 25,31). Dość ciekawe słowa. A gdyby wprowadzić zaprzeczenie: Gdy Syn Człowieczy przyjdzie, ale nie w chwale swojego Ojca, to czy byłoby to możliwe? Jestem skłonny zaryzykować stwierdzenie, że tak. Czy Jezus może sam, chwilowo oderwać się od woli Ojca i wszystkiego, co Go łączy z boską hipostazą? Czy Jezus może wrócić do swojego człowieczeństwa i do swojej własnej woli? Jestem pewien, że tak i nie widzę w tym żadnych sensacji. Nie ma możliwości, aby wola Jezusa sprzeciwiła się woli Ojca. Jezus jest doskonały przez to, że jest doskonały jak Bóg i doskonały jak człowiek. W doskonałości nie może być sprzeczności. Dalsze dywagacje na ten temat pozostawiam na inny czas.

          W obrazie sądu ostatecznego uwypuklone są dobre uczynki człowieka. Ciekawe, że z punktu widzenie ludzkiego zaangażowania nie są one wielkim obciążeniem. Głodnego nakarmić, spragnionego napoić, nagiego odziać, pomóc choremu itp. Mimo niewielkiego wysiłku stanowią o dobroci człowieka i to się liczy w oczach Boga. Czy byłeś dobry, czy zły. Nie trzeba wiele, aby być dobrym, ale niewiele potrzeba, aby być złym i niedobrym człowiekiem. Wszystkie wielkie przedsięwzięcia (posty, biczowanie się, rezygnacje z dóbr doczesnych, seksu, abstynencje,  itp.) mające pokazać jakim jest się dobrym są tylko nic nie znaczącą manifestacją w oczach Boga. Często za tym kryje się pycha. Łatwo Panu Bogu stwierdzić, kto jest kim. W życiu człowieka są jednak takie uczynki, które wymagały ogromnej odwagi (rezygnacji, pokory, obciążenia). Najczęściej nie wynikały one z zamysłu człowieka, co z okoliczności. Zdarzenia wymagające dokonania wyboru, właściwej postawy przychodzą nagle i niespodziewanie. Jeżeli człowiek sprawdził się, zaskarbił sobie znaczenie u Boga. Można powiedzieć po ludzku, że na takiego człowieka można liczyć.

          Ciekawe jest wspomnienie o tych co siedzą w więzieniu. Im też należy okazać miłość i współczucie. To nic, że odsiadują karę, na którą z pewnością zasłużyli. Teraz jednak cierpią. Uwięzionym należy pokazać, że nie utracili ludzkiej godności, że są również dziećmi Bożymi. Trzeba dawać im nadzieję i przekazywać, że są nadal kochani. Ich zło należy topić naszą miłością.

          Słowa mówiące: I pójdą ci na mękę wieczną (Mt 25,46) należy odczytywać nie literalnie, ale metaforycznie: I będzie im przykro i smutno. Smutek z obszaru beznadziei boli okrutnie i można przyrównywać metaforycznie do ognia piekielnego.

 

          Człowiek, który przychodzi na sąd ostateczny z pustym rękoma czuje się marnie. Taką samą ocenę otrzyma. Wobec planów Boga nie bardzo się sprawdził. Żył dla siebie i swoich wygód. To rodzaj samotności i w takiej samotności pozostanie.

          Sąd ostateczny jest granicą, o której wiemy, że nastąpi. Co będzie dalej pozostaje w zasadzie tajemnicą. Należy ufać, że Bóg ma dla wszystkich nowe propozycje. Trudno je pojąć z perspektywy wieczności. Ja jestem optymistą.

Ewangelia wg Mateusza cz.52

          Perykopa Przypowieść o talentach jest niezmiernie pouczającą lekcją. Mowa tu o gospodarce środkami finansowymi, ale i metaforycznie o talentach jakie posiadają ludzie.

          W przypowieści pokazana jest gospodarka środkami pieniężnymi które nie należą do pracowników lecz do pracodawców. Dobrzy pracownicy, to ci, którzy w miarę swoich możliwości starają się pomnożyć ich wartość. Pracodawca im zaufał  i oczekuje od nich efektów. Zły pracownik to ten, który zamiast wykonywać swoją pracę solidnie  zastanawia się na majątkiem pracodawcy. Osądza go i podejmuje egzekucję według własnej sprawiedliwości. Przypowieść nagannie ustosunkowuje się do takich zachowań. Świat dzieli się na tych, co mają w nadmiarze i ci którzy klepią biedę. Po ludzku to niesprawiedliwe. Niestety to prawidłowość, która bardzo mocno zakorzeniona jest strukturze, psychice i życiu człowieka od tysiącleci. Na ten temat można napisać rozprawy naukowe. Ograniczę się tylko do stwierdzenia. Świat nie jest idealny, i trzeba przyjąć, że tak jest. Ewangelia mówi wprost: kto ma, będzie dodane, tak  że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma (Mt 25,29). Dobrze jeżeli widzi się w tym i dobre strony. To dzięki bogaczom istnieje piękna architektura, która cieszy oko. To dzięki nim powstają nowe stanowiska pracy, itd. Sprawiedliwość widoczna jest na końcu. Nikt swojego bogactwa nie może wziąć ze sobą do otchłani niebieskiej. Ludzie bogaci niejednokrotnie czują się sfrustrowani, nieszczęśliwi i nie widzą sensu życia. Biedni z kolei są bardziej aktywni, pomysłowi. Umieją cieszyć się drobiazgami. Co jest lepsze?

          Bóg obdarza ludzi różnymi talentami. Może dla człowieka to ważne, ale w ekonomii Bożej to rodzaj rozmaitości darów. Czy jest to sprawiedliwe, czy nie w oczach ludzi? Nie ma się co zastanawiać z odpowiedzią, oczywiście, że niesprawiedliwe. Każdy chciałby mieć talenty, które wyróżnią go z tłumu. Rzecz w tym, że kariery ludzkie są dla Boga czymś wtórnym. Dla Niego ważne jest zachowanie człowieka oraz gospodarka tym, co się posiada. Sprawiedliwość Boga ujawnia się na końcu, gdy przyjdzie wynagrodzić trudy życia. Wtedy okaże się, że kariera była tylko jedną z  dróg do zbawienia. Powiem więcej. Kto wybiera taką drogę nie zdaje sobie sprawy jaka ona jest ciężka. Przede wszystkim trzeba stale toczyć boje o pierwszeństwo. Utrzymywanie się na topie jest męczące i stresujące. Wszystkim geniuszom nie zazdroszczę. Oni mają swój krzyż. Celebryci, geniusze, ludzie publiczni są na ustach wszystkich. Nie mają się gdzie skryć. Popularność kosztuje. Najczęściej gorycz z popularności zauważa się za późno.

          Wysokie zarobki celebrytów szokują wobec małych pensji i emerytur. Dysproporcja jest zbyt duża. Tak, to jest skandal. Winna jest wyłącznie władza. Ona rozdaje kupony, ona ustala zasady współistnienia.

Niepunktowa ocena zdarzeń

          Człowiek żyje w świecie nie do końca doskonałym. Bóg pozostawił człowiekowi pole do popisu. Wiele więc zależy od człowieka, aby świat stawał się lepszy i doskonalszy.

          Ocena zdarzeń nie zawsze jest punktowa na osi dobra i zła.

 

                                                  Zakres oceny

                                                  |—————|          

              <–––v––––––––––––––––– . –––––––––––––––––– v ––>

                     zło                  moralnie obojętne                      dobro

 

Wiele zdarzeń oceniana może być w zakresie, które zawiera w sobie punkt neutralny. Takie zdarzenia są pod pewnym względami dobre, a pod innymi złe (patrz oś dobra i zła). 

Przykłady

Prezerwatywy. Czy używanie prezerwatyw jest dobre, czy jest grzechem? Kapłan najczęściej wybierze skrajną ocenę i powie, że jest złe. Dlaczego? Bo jak wykazały badania naukowe czynią wiele złego, zwłaszcza u kobiet (przekrwienia narządów rodnych, które prowadzą do nowotworów itd.). Mimo, że z pewnością ma świadomość, że prezerwatywy chronią wiele istnień od ciężkich chorób wypowie się negatywnie. No cóż, z obligowany jest przez Kościół  punktową oceną zdarzeń. 

Metoda in vitro. Ocena również nie jest punktowa, ale mieści się w zakresie dobra i zła. Kapłan powie, że jest grzechem. Dlaczego? Bo narażone są ludzkie zarodki. Metoda in vitro wielu rodzicom przywróciło radość w rodzinie. Osoby, które zdecydowały się na ten zabieg dostrzegają w tym samo dobro. O ginących zarodkach nawet nie chcą myśleć. Szczęście czyni ich ślepych. Kościół akcentuje tylko złą stroną zdarzenia. 

Czy w Piśmie świętym znajdziemy odpowiedzi na nasze rozterki?          

         Jezus powiedział wprost: Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia (Łk 17,1). Wiedział, że człowiek będzie narażany na wiele sytuacji, że jedynym wyborem będzie mniejsze zło. Kiedy żołnierze Dawida byli głodni Bóg zezwolił na zjedzenie chlebów pokładnych w mieście Nob, przeznaczonych wyłącznie dla kapłanów: Dał więc kapłan ów święty chleb, gdyż nie było innego chleba prócz pokładnego (1 Sm 21,7). Jezus nawiąże do tego wydarzenia, aby usprawiedliwić zachowanie swych głodnych uczniów, którzy w szabat zrywali i łuskali kłosy: Jezus powiedział: Nie czytaliście, co uczynił Dawid, gdy był głodny, on i jego towarzysze? Jak wszedł do domu Bożego i jadł chleby pokładne, których nie było wolno jeść jemu ani jego towarzyszom, tylko samym kapłanom (Mt 12,3–4). Bóg nie trzyma się sztywnych przepisów, a zdarzało się, że zmieniał swoje decyzje (np. na temat spożywania mięsa).  Chrystus odwołuje się do tego wydarzenia (Mt 12,3n), tłumacząc prawdziwą wartość przepisów prawa. Mają one służyć dobru człowieka, a nie bezdusznie go sobie podporządkowywać. Człowiek musi posługiwać się rozumem. Bóg wymaga od nas rozsądku, a nie ślepej wiary (dewotyzm).

         Proszę nie odbierać, że przymykam oko na grzeszność. Chłodnym okiem dostrzegam siłę dobra i siłę zła. Ufam, że Bóg bierze pod uwagę ludzkie rozterki, słabości, nadzieje i pragnienia.

         Nie wszystkie zdarzenia można ująć w ramy ludzkiego prawa. Niektóre wymagają wyboru sumienia. Oczywiście wybory ludzkie nie muszą się podobać, ale trzeba zachować tolerancję i uszanować cudze poglądy. W przypadkach drażliwych pozostawić Bogu ocenę. Nie wszyscy widzą tak samo. Nie bądźmy sędziami ludzkich sumień.  Jeżeli zgwałcona dziewczyna nie chce urodzić dziecka zostawmy jej możliwość wyboru. Bóg zagospodaruje nienarodzoną duszyczkę. Jeżeli in vitro przyniesie rodzicom szczęście, to zdajmy się na Ofiarę Jezusa. Ona nienarodzonym zarodkom może da więcej szczęścia i glejt do nieba, bez potrzeby przechodzenia przez próby życia.

          Wszyscy, którzy podejmują heroiczne decyzje włączają się w Ofiarę Jezusa. To jest wspaniałe, ale nie wszyscy to potrafią. Ludzie są tylko ludźmi z całym bagażem słabości. Do świętości mają daleką i krętą drogę. Pozwólmy innym żyć na własny rachunek. Bóg będzie nas rozliczał z naszej miłości do braci i sióstr, a nie z naszym pouczeń dydaktycznych i mądrości. Módlmy się za tych, którzy są ślepi i krótkowzroczni.

          Jezus poskromił Piotra, który uciął ucho strażnikowi. Nie tędy droga i nie ta metoda. Trudno mi uznać, że protesty pani prof. Pawłowicz, pana prezydenta Wałęsy i innych nadgorliwych obrońców „normalności”  podobają się Bogu. Oni ten egzamin oblewają. Należy pamiętać, że z największego grzechu Bóg potrafi wyprowadzić dobro. Wybaczył nawet Dawidowi zauroczonemu wdziękami Batszeby, który wysłał na śmierć jej męża Uriasza. Musimy nauczyć się ufać Stwórcy. On nas naprawdę rozumie.

Ewangelia wg Mateusza cz.51

          Perykopa Początek boleści  i następne mają charakter apokaliptyczny.  Zapowiadają przyszłe zdarzenia, którymi bohaterami będą wierni wyznawcy Jezusa. Treść jest wielowarstwowa. Można odczytać z niej zdarzenia z bliskiej przyszłości, jak zburzenie Jerozolimy oraz eschatologiczne wskazujące na koniec świata. Jezus ostrzega przed fałszywymi mesjaszami (awanturnikami), wojnami i katastrofami. Podkreśla: To musi się stać (Mt 24,6). Dlaczego? Czy słowa: nie trwóżcie się tym (Mt 24,6) nie brzmią ironicznie? Przepowiednie mrożą krew w żyłach: Będzie głód i zaraza, a miejscami trzęsienia ziemi. Lecz to wszystko jest dopiero początek boleści (Mt 24,7–8).

          W następnej perykopie Prześladowanie uczniów przepowiadane są prześladowania uczniów z powodu imienia Jezusa Chrystusa. 

          Jezus zapowiada najbliższą historię i grzeszność świata. Będą wojny i inne okropności. Dojdą też nowe wydarzenia w  związku z nowym ludem chrześcijańskim. Jezus pragnie uświadomić stan rzeczy. Czy słowa Jezusa mogą coś zmienić? Oczywiście, ale tak się nie stanie. Świat pogrąży się w grzechu. Zło: Gdzie jest padlina, tam się i sępy zgromadzą (Mt 24,28) może być zatrzymane jedynie przez nadzwyczajne środki. Zło o wymiarze skończonym może być pokonane przez dobro nieskończone. Kto dysponuje takim dobrem?  Między zapowiadaną trwogą przebijają się słowa ratunku i pocieszenia. Trzeba zatrzymać zło. Włączyć czujność i nie czekać na dni ostateczne, bo może być za późno. Może zabraknąć czasu, aby wszystko naprawić: bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie (Mt 24,44). Przypowieść o słudze wiernym i niewiernym oraz Przypowieść o pannach roztropnych i nierozsądnych pouczają o czujności. Puentą są słowa: Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny (Mt 2515).

          Jezus ujawnia swoją niewiedzę o czasach ostatecznych: Lecz o dniu owym i godzinie nikt nie wie, nawet aniołowie niebiescy, tylko sam Ojciec (Mt 24,36). Jezus sam przyznaje, że  nie jest Bogiem (bo Bóg wie wszystko). Choć jest z Ojcem już silnie zjednoczony, to czas Jego chwały jeszcze nie nastąpił. Stanie się dopiero to na krzyżu. Niecierpliwi teolodzy chrześcijańscy widzą w Jezusie Boga jak jeszcze się nie narodził (preegzystencja Jezusa). Ewangelia mówi wprost. Mnie osobiście dziwi hermetyczne stanowisko Kościoła w tej sprawie. Dobrze, że w całości wiary chrześcijańskiej nie ma to większego znaczenia. Podejście filozoteistyczne i nauka Kościoła chrześcijańskiego zbiegają się w tym samym punkcje końcowym. Warto o tym pamiętać, gdy przyjdzie do oceny drogi poznawczej jaką zaproponowałem  przy badaniu chrześcijaństwa jako religii.

Związki homoseksualne

          Uczucie jakie zachodzi pomiędzy dwoma osobami jest wyłącznie ich sprawą, niezależnie od płci. Obyczajowo obowiązuje dyskrecja, co się dzieje w alkowie. To jak spędzają czas i co czynią powinno być wyłącznie  ich absolutną tajemnicą. Rozważania na temat ich zachowań jest  po prostu nie na miejscu[1]. Kto krytykuje zachowania homoseksualistów bazuje na swojej wybujałej wyobraźni. Daje tym samym świadectwo o sobie.

          Osoby homoseksualne, poza swoją orientacją, pragną żyć normalnie. Przede wszystkim chcą dzielić czas z ukochaną osobą.  Dzisiaj nikt im tego nie zabrania. Mogą żyć w związkach tzw. nieformalnych. Na życie ludzkie nałożone jest jednak prawo. Każdy powinien podlegać tym samym obowiązkom i przywilejom. Każde różnicowanie praw jest formą dyskryminacji. Jeżeli problem nabiera już rozgłosu ze względu na procent zjawiska, państwo powinno regulować prawo według bieżących potrzeb, nie krzywdząc nikogo. Świat zmienia się nieuchronnie. Wiele rzeczy, siłą rzeczy musi iść do lamusa. Przychodzą nowe wyzwania. Dla starszego pokolenia jest to dość trudne do akceptacji (Wałęsa, Pawłowicz, konserwatyści, św. Paweł Apostoł, Augustyn, św. Tomasz z Akwinu i wielu innych świętych). Przyznaję, że i mnie, człowieka związanego z nowoczesnością (informatyka) denerwują np. komórki telefoniczne itp. Trzeba ustąpić miejsce nowym pokoleniom. Homoseksualiści potrzebują unormowania prawnego swojego życia. Państwo ma obowiązek im w tym pomóc. Nowe prawa nie mogą nikomu szkodzić, zwłaszcza dzieciom. Problem ten trzeba rozwiązać w spokoju i w rzeczowej dyskusji.   Histeryczne sprzeciwianie się nowemu jest śmieszne i żałosne. Na szczęście Bóg kocha jednych i drugich miłością jednakową.

 


[1] Współżycie par heteroseksualnych jest dla nich misterium, dla osoby z zewnątrz nieestetyczne.