Jak żyć?

          To pytanie ciągle wraca. Jak żyć, aby spełnić oczekiwania Stwórcy? To pytanie jest słuszne nawet, jak nie do końca znana jest nasza eschatologiczna przyszłość. Ewangelie przebąkują o zbawieniu, o nowej ziemi i nowym niebie. Jezus mówi, że mieszkań jest wiele. To jest niewystarczające. Człowiek chciałby wiedzieć, na jakim koniu jedzie, co go czeka i jaki jest w tym sens. Dlaczego człowiekowi nie jest dane znać szczegóły zbawienia?  Ci którzy dogłębnie wczytują się w słowa Pisma świętego mogą zyskać trochę więcej informacji. A co z pozostałymi?

          Wobec śladowych informacji, należy Bogu zaufać, że to co zaplanował jest dobre dla człowieka. Należy przestrzegać podstawowe zasady etyczne. Wystrzegać się grzechów ciężkich, które czynią drugim krzywdę. Wszystko co się czyni robić z miłością do bliźniego. Być aktywnym w czynieniu dobra, bo ono pozostaje i czyni dalsze dobra. Trzeba otworzyć się na ludzi, zwłaszcza potrzebujących. Mądrze pomagać. Pouczać i przekazywać nauki Chrystusowe. Trzeba patrzeć i dostrzegać piękno świata. Można konsumować wszystko, co Bóg dał człowiekowi, bo dał w obfitości.  Należy jedynie być roztropnym w konsumpcji i działaniu. Nie bójmy się radować i korzystać z dobrodziejstw jakie wytworzył człowiek. To nasz świat, nasz dom, nasz ogród. Trzeba koniecznie spotykać się wzajemnie i własną postawą pokazywać Boga w sobie. Radość jest nie tylko dana, ale i zadana. Tym chwalimy dzieła Boga, oddając Mu należny hołd. Nasza radość jest Jego radością. Przeciwności losu należy przyjmować z godnością i pokorą. Własne niepowodzenie i cierpienia składać jako ofiarę, aby Bóg zrobił z tego użytek. Modlitwy mają ogromną moc i składają się na dobro, które Bóg rozporządza. Dobro, choć nieontologiczne, jest istniejącym napędem, dynamicznym i skutecznym. Miłość napędza wolę czynienia dobra. Miłość jest zasadą wszechświata. Miłością jest sam Bóg. Miłość jest niezgłębioną tajemnicą. Tajemnica ta jest w zasięgu każdego. Trzeba tylko chcieć.

          Jeżeli przeszkadza wam wasza powszechna grzeszność, a brak siły woli do jej wykluczenia, to oddajcie ją Jezusowi. On sobie z nią poradzi. 

          Słowa Jezusa zaskakują: Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników (Mt 9,13). Jedna z interpretacji tych słów mówi: Jeżeli czujesz, że postępujesz sprawiedliwie, to znaczy że wyszedłem z cienia rodziców i stałeś się odpowiedzialny i samodzielny. Nikt cię już nie potrzebuje powoływać.           Słowa Jezusa: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary (tamże) są teraz dla ciebie nowym zadaniem i nakazem. Czyń swoją powinność jak dorosły. Teraz ty powinieneś być patronem innych. Tym samym stajesz się pomocnikiem Boga i wysłannikiem Jezusa. Jesteś już blisko Boga.

Relacja z Bogiem jest faktem

          Współczesna myśl chrześcijańska przez powszechną sekularyzację w zasadzie degraduje rozum, co w samym punkcie wyjścia poniża człowieka. Lęka się przed naukami świeckimi, jakby przed rozumem. Teologia katolicka broni się przez głoszenie absurdalnych tez. Forsuje tezę, że Boga poznaje się bez rozumu (tylko wiarą). Tym samym odbijają zarzut niewierzących, że Bóg jest Wielkim milczeniem i mówi przez milczenie. To jest nieprawda. Bóg mówi, a człowiek, gdy chce, może Go wysłuchać. Na ten temat już pisałem: Każda dobra myśl jaka przychodzi do człowieka jest głosem Boga. Nie należy jej odrzucać. Zła myśl jest autorstwa jedynie człowieka.

          Pragnę zaakcentować, że Bóg przed nami odkrył się na tyle przez wieki, że można pojmować zamysł Boga. Dlaczego świat jest taki jaki nam się jawi.

          Trudnym zagadnieniem jest postać Jezusa w koncepcji teizmu. To pole ciągłych poszukiwań odpowiedzi. Sama teza, że Bóg poradziłby sobie bez Jezusa jest raczej oczywista. Ona podpowiada, że w zasadzie działalność i ofiara krzyża Jezusa nie była potrzebna. Z drugiej strony niezwykłość zdarzenia prowokuje do myślenia odwrotnego. Obecne moje wnioski należy traktować jako robocze, podlegające dalszym rozważaniom. Mam w tej chwili dwie hipotezy. Jedna, że Bóg tak chciał i Jezus jest z koncepcji Boga, a druga, że Człowiek o imieniu Jezus wyszedł Bogu naprzeciw i z własnej woli zmienił bieg wydarzeń. Z tych dwóch hipotez rodzi się myśl, że tak jak człowiek jest autorem zła i przez to wpłynął na historię świata, tak przez Człowieka-Jezusa świat otrzymał narzędzia zbawienia. Bóg tak uszanował i umiłował człowieka, że pozwolił mu już na działania o charakterze wieczności, nieskończoności (do tego jest potrzebna Boska natura – Akt wywyższenia). Bóg niejednokrotnie poniżał się, schodził ze swojego piedestału, aby człowiek mógł zabłysnąć. Stąd zrodziła się moja miłość do Boga jak i człowieka.  W ten sposób narodziła się nieprawdopodobna relacja pomiędzy Bogiem a człowiekiem. Ona trwa, jest historyczna i w skutkach na przyszłość. Nie można cofnąć ofiary krzyża, bo ona stała się skuteczna. Bóg już dopuścił realnie człowieka do swojego planu stwórczego. Trzeba koniecznie poszerzyć ewangelię o te zagadnienia. Wierni winni być świadomi odpowiedzialności. Muszą wiedzieć kim są i jaki jest ich status. Najwyższy czas wsłuchiwać się w głos Boga, traktować Go jako rzeczywistego Stwórcę, poddać się Jego woli, bo wszystko, co od Boga pochodzi jest dobre.

          Nie należy na siłę szukać przeżyć mistycznych, i szukać dróg do niej przez różne instruktaże (metody),  bo one są zarezerwowane dla nielicznych (którzy tego naprawdę pragną), a głównie dla nieba. Czynione starania nie mogą być formą nacisku na Boga, bo to niezgodne jest z dekalogiem (nie będziesz wzywał Pana Boga nadaremnie) i ewangelią: Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego (Mt 4,7); Pwt 6,18).

Geocentryzm, a antropocentryzm

          Kiedy w 1543 r. Mikołaj Kopernik obalił system geocentryczny, uważano, że wraz systemem geocentrycznym upadła dotychczasowa wielkość człowieka oraz jego centralne miejsce w kosmosie. Niektórzy postawili tezę: Pora zrezygnować […] i antropocentryzmu. Według nowego spojrzenia człowiek jest malutkim pyłkiem kosmosu, umiejscowiony gdzieś na uboczu jednej z galaktyk. Ks. prof. C.S. Bartnik napisał: Nie jest prawdą, że po Koperniku upadł antropocentryzm[1]. Całkowicie podzielam stanowisko profesora.

          Kiedy mowa jest o człowieku należy rozpatrywać jego atuty duchowe. Wiadomo, że ciało ludzkie jest kruche i nigdy człowiek nie  był i nie będzie mocarzem fizycznym. Miejsce pobytu jest równie nieistotne, bowiem nie ma kosmicznego układu odniesienia, w którym wyznaczony byłby centrum świata. Pozostają więc aktualne słowa Protagorasa (480–410 przed Chr.): Człowiek jest miarą wszechrzeczy. Od początku człowiek czuł swoją wyższość w świecie biotycznym. Pico Della Mirandola (1463–194) twierdził, że człowiek został stworzony jako coś, ale powołany  do tego, aby sam siebie tworzył; Liczne są cuda natury, ale pośród nich wszystkich największym cudem jest człowiek (Sofokles, Antygona).  Człowiek jest koroną stworzonego kosmosu, dlatego Bóg oddał mu we władanie całą przyrodę. Podobnie jak Theodosius Dobzhansky (1900–1975), twórca współczesnego ewolucjonizmu syntetycznego, jestem zwolennikiem poglądu antropocentrycznego (antropos – człowiek, i morfa – forma), według którego człowiek jest ośrodkiem i celem, a wszystko w świecie dzieje się ze względu na niego. Czwartą wydaną książkę zatytułowałem: Człowiek jest bytem niemal doskonałym (Byt osobowy jest najwyższym rodzaje, bytu[2]). Dlaczego? Bo człowiek jest podstawowym kluczem wszelkiej rzeczywistości.

          Jedynie Jean-Paul Charles Aymard Sartre (1905–1980) czołowy przedstawicielem egzystencjalizmu ateistycznego (i jego podobni), uważał, że człowiek jest nicością.

          Człowiek jest u szczytu wszystkich stworzeń tego świata, ponieważ został stworzony na obraz Boga (Rdz 9,6). Przez naturę też duchową człowiek jest istotą uświęconą na miarę dziedzica Stwórcy. Mimo swej wielkości, powinien jednak zawsze pamiętać, że: nie miałby żadnej władzy, gdyby mu ona nie była dana z góry (por. J 19,11). Kto o tym zapomina, tego trawi pycha. Jedynie człowiek jest „zdolny do poznania i miłowania swego Stwórcy”[3].

            Filozoteizm odrzuca myśl, że człowiek jest przypadkowym produktem ewolucyjnym świata. Forsuje natomiast tezę, że człowiek był zamysłem Stwórcy zanim świat powstał. Prof. B. Carter sformułował w kosmologii w 1974 r. tzw. zasadę antropiczną mówiącą, że świat powstał pod potrzeby człowieka. Na ziemi panują akurat takie parametry, które pozwalają na życie biologiczne.  Każda odchyłka prowadzi do zniszczenia życia[4].  

          Również sam człowiek jest dowodem na istnienie Boga. Posiada on duszę, intelekt, rozum, intuicję, uczucie, sumienie, wolę, pragnienie szczęścia, raju i nieśmiertelności. Poznaje własne istnienie, osobę.  Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam (Rdz 1,26).

Człowiek jest potrzebny Bogu, aby był rozpoznawalny. Człowiek własnym istnieniem urealnił świat. O Bogu można mówić dopiero od momentu stworzenia człowieka, bo to człowiek obwołał, że Bóg istnieje. Przez przyjęcie istnienia Stwórcy świat może być odczytywany i rozumiany. Jedynie człowiek jest „zdolny do poznania i miłowania swego Stwórcy[5].

          Człowiek tyle jest wart, na ile otwiera się na drugiego człowieka. W społeczeństwie krystalizuje się kultura duchowa człowieka. Został obdarowany najwyższymi darami ziemi i nieba. Jest skierowany ku nieśmiertelności i wieczności. Człowiek jest bytem danym i zadanym (Jan Paweł II), Jezus uczył, że człowieka można zrozumieć tylko w perspektywie Boga i jego relacji do Boga.


[1]  Ks. Czesław S.  Bartnik, Szkice do systemu personalizmu KUL Lublin 2006 s. 2018

 

[3] Sobór Watykański II, Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym − Gaudium et spes, 12.

[4] Ta zasada, m.innymi podpowiedziała mi tezę, że życie istnieje jedynie na naszej planecie.

[5] Sobór Watykański II, Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym − Gaudium et spes, 12.

Dynamiczny ogląd rzeczywistości

          Wracam kolejny raz do ulubionego tematu poznania naszej rzeczywistości. Jak już wspominałem, świat jest bardziej dynamiczny niż ontologiczny. Dzisiaj całkowicie odrzucam istnienie materii (immaterializm) jako coś, co istnieje samodzielnie, własnym istnieniem. To co jest doświadczane materialnie jest produktem energetycznym. W oglądzie zmysłowym świat jest mechaniczny, a w mechanice ważnym pojęciem jest siła. Jeżeli poszukiwania pójdą w stronę dotychczasowej mechaniki, łatwo można wpaść w pułapkę materializmu. W moich wykładach stawiałem tezę, że Bóg tchnął swoją moc w postaci energii. Tak więc energia jest pochodzenia boskiego. Poza nią nic innego nie było, zanim świat powstał. Jeżeli trzymać się tej tezy, to siła jest zjawiskiem wtórnym i nie ma swojej natury. Jeżeli tak, to siły takie jak: grawitacyjne, elektrostatyczne, jądrowe słabe i mocne są siłami też pozornymi, jak siły odśrodkowe, Coriolisa, reakcji i inne. Czy można na bazie znanych mechanizmów sił pozornych, wytłumaczyć pochodzenie sił np. grawitacji?

          Intuicyjnie wyczuwam, że bez wsparcia się modelami konceptualnymi trudno będzie prowadzić wywody  rozumowe. Człowiek jest przesiąknięty zmysłowością i materializmem. Energię łatwo jest opisywać optycznie, jako falę, trudniej korpuskularnie. Jednak dzisiejsza nauka operuje takim pojęciem jak korpuskuła. Wielu uczonych nie zgadza się z podwójnym obrazem światła twierdząc, że światło jest czymś jednym, a mówienie o naturze korpuskularno-falowej jest nieporozumieniem. Przychylam się do takich opinii. Światło jest po prostu falą elektromagnetyczną, a jej mechaniczne własności są nabyte przez odpowiednią konfigurację (fali stojącej, struny i innych koncepcji). Aby nadążyć za wywołanym tematem, muszę stale pilnować się, aby nie zbaczać w kierunku mechaniki. Trzeba szukać odpowiedzi w przestrzeni samej dynamiki. Dynamizm jest faktem (prawdą), które czyni widzialne skutki i tego trzeba się trzymać. Pojęcie krzywoprzestrzeni jest tu bardzo atrakcyjne. Odrzucam jednak pojęcie czasoprzestrzeni. Czas w rzeczywistości jest linearny. Koncepcja Einsteina nie wchodzi tu w rachubę. Wiadomo, że przestrzeń jest wypełniona ogromną ilością fal energetycznych. Wzajemnie na siebie reagują jedynie fale o tej samej częstotliwości. Zachodzi wtedy zjawisko interferencji, wzmocnienia lub wyciszenia natężenia fali. Czy fale oddziaływują między sobą? Warto przekonać się o tym, dokonując odpowiednie badania. Wokół gwiazdy, która jest zbudowana z ogromnego natężenia  korpuskuł energetycznych pojawiają się zjawiska przyciągania. Obrazowo bardzo dobrze pokazuje to model krzywoprzestrzeni. Wypukłości pokazują jakby mechanizm i rozkład sił. Trzeba od razu przestrzec, aby w umyśle nie utrwalił się ten model jako coś, co faktycznie ma miejsce. Krzywoprzestrzeń jest jedynie dynamicznym obrazem pól oddziaływania. Siła jest zjawiskiem oddziaływania pomiędzy korpuskułami energetycznymi. Trudność polega na tym, że nie można tego zjawiska przedstawiać w sposób wizualny. Tu bardzo przydaje się opis matematyczny, który potrafi sobie z tym problemem poradzić. 

Strukturalizm

 

          Kierunek filozoficzny ukazujący rolę struktur społecznych w opisie zjawisk religijnych, kosztem roli podmiotu (deprecjacja podmiotu). Narodził się na początku XX wieku w językoznawstwie za sprawą szwajcarskiego językoznawcy Ferdinanda de Saussure. Język składa się ze znaków. Aby zrozumieć znak trzeba poznać cały język – całą strukturę, w której dany znak występuje. Strukturalizm postulował, aby język badać nie jako luźny zbiór elementów, ale jako system wzajemnie sprzężonych relacji i rozkład na atomowe składniki. Strukturalizm zajmował się relacjami między bóstwem a człowiekiem, przeciwieństwami między świętym a świeckim, kulturą ludzi niepiśmiennych, między systemem humanistycznym a niehumanistycznym. Nie zajmuje się ani historią, ani genezą czy funkcją (religii). Aby zrozumieć dane zjawisko należy przeanalizować strukturę przestrzeni (otoczenie, miejsce, środowisko) w której to zjawisko zachodzi. Strukturalizm de Saussure’a miał jeszcze jedną szczególną tezę: głosił on, że język jest systemem transcendentnym wobec świadomości mówiącego. Tak jak w czasie mowy łączy się znaki według określonych reguł, tak można budować myśl na podstawie analizy zjawiska rozbierając pojęcie na atomy oraz ujawniając wzajemne zależności, np. takie pojęcia jak: kazirodztwo, mit, matriarchat, awunkulat (system pokrewieństwa, w którym najważniejsza rola przypada bratu matki). Przedstawicielem omawianego kierunku był Claude Levi-Straussem (1908–2009), który dostrzegał zdolność umysłu ludzkiego do wypracowywania ogólnych mechanizmów, nie tylko w języku, ale we wszystkich zjawiskach społecznych. Rodzina, pokrewieństwa w ramach rodziny oraz wzajemne zależności. Analiza wpływu poszczególnych członków na rodzinę, na kształtowanie się postaw religijnych innych członków. Na bazie takich rozważań ukształtowała się socjologia religii. Jej twórcą był Emil Durkheim (1858–1917). Próbował wyjaśnić pochodzenie religii od presji społecznych. Nie do końca tak jest, bowiem istotne jest prywatne przeżycie religii, a nie społeczne. W Niemczech powstała szkoła hermetyczno–strukturalna reprezentowana przez Maxa Webera (1864–1920), Ernesta Troeltsch’ea (1865–192),  Wilhelm Dilthey’a (1833–1911), w której wprowadzono do nauk humanistycznych metody rozumiejącej w miejsce metody wyjaśniającej.

          W XIX wieku sądzono, że metody naukowe z nauk przyrodniczych należy przenieść na grunt religii. Okazało się, że procesy przyrodnicze są inne od procesów historycznych, ludzkiego działania bowiem w nauce można eksperyment powtórzyć natomiast w historii, polityce, kulturze , w procesach humanistycznych nie jest to możliwe. Dlatego należy te zagadnienia (religijne) rozpatrywać metodą rozumiejącą (cele, motywy, plany, zamierzenia w zachowaniu się mas, jednostek, dziełach literackich, religijnych).

          Badania socjologiczne, psychologiczne, psychoanalizy pozwalają poznać mechanizm rozwoju religii, począwszy od jej genezy. Na czym polegają zjawiska świętości, pobożności, dlaczego wierzy się mitom, skąd bezwzględne zaufanie do głoszonej katechezy. Badania takie dają bardzo ciekawą wiedzę o człowieku, o jego pragnieniach, nadziei. Badania Ericha Fromma ukazały rolę miłości w życiu człowieka. Wiktor Emil Frankl  uzdrawiał wiarą w Boga. Omawiane badania pozwalają lepiej zrozumieć uczucia religijne, dlaczego w drugim człowieku można dojrzeć Boga itp.

         Badania naukowe mają na celu zrozumieć i obiektywnie wskazać źródła religijności i wytłumaczyć fenomen wiary. Oczywiście gdzie – niegdzie pojawiają się badania zmierzające do obalenia wiary i Boga. Póki co, nie bardzo to się udaje. Nauka jest po stronie Prawdy.

Zrozumieć preegzystencję

 

          Nie bez kozery niektórzy uważają, że wiarę nie do końca da się zgłębić rozumem. Ja jednak usilnie staram się ogarnąć prawdę religijną umysłem, wierząc, że można użyć takie słowa, które pozwolą na zrozumienie wiary. Kiedy zastanawiałem się nad Boskością Jezusa przeżywałem trudne chwile, aby zakończyć je sukcesem egzegetycznym. Dwa słowa wystarczyły abym zrozumiał Jego Boskość – Akt działający, Trzy Osoby Boskie w jednym Akcie działającym mające te same atrybuty, w tym jedną wolę. To wystarczyło. Problem ontologiczny trzech osób przestał razić politeizmem.

          Czy można zrozumieć preegzystencję Jezusa? Wielokrotnie wyrażałem niechęć do tego pojęcia. Świadom, że wielu mądrych ludzi wałkowało to zagadnienie przez wieki, miałem potrzebę rozwikłania tę tajemnicę.

           Pojęcie preegzystencji tłumaczą słowa Jezusa: Rzekł do nich Jezus: Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Zanim Abraham stał się, JA JESTEM (J 8,58). Inne perykopy potwierdzają preegzystencję, że Jezus Chrystus, Syn Boży był zanim świat powstał:

Ja nie jestem z tego świata. (J 8,23).

Ja bowiem od Boga wyszedłem i przychodzę. Nie wyszedłem od siebie, lecz On Mnie posłał (J 8,42).

Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo.   Ono było na początku u Boga.  Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało (J 1,1–3).

A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas. I oglądaliśmy Jego chwałę,
chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca, pełen łaski i prawdy
(J 1,14).

[… ] gdyż był wcześniej ode mnie (J 1,30).

Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał (J 1,16).

A teraz Ty, Ojcze, otocz Mnie u siebie tą chwałą, którą miałem u Ciebie pierwej, zanim świat powstał (J 17,5).

          Wielość cytatów świadczy, że jest coś na rzeczy. No tak, ale o preegzystencji mówi tylko Ewangelia Jana, pozostałe milczą. Wiadomo, że Ewangelia Jana została opracowana przez szkołę Janową. Jej treść jest wykładnią doktryny zespołu ludzkiego i pochodzi z okresu, w którym królowała gnoza. Pomimo wszelakich walorów Ewangelii Jana, mam wątpliwości, czy nie była ona opracowana dla potrzeb pewnej doktryny religijnej.

          Przyjmując preegzystencję za prawdę historyczną trzeba przyjąć również, że  Jezus został posłany przez Stwórcę do realizacji swoich koncepcji. Brałem pod uwagę taką możliwość i specjalnie nie muszę się do niej przełamywać. Dalej uważam, że Jezus, nawet posłany przez Ojca miał wolną wolę i z własnej woli wybrał ofiarę krzyża.

          Czy jednak preegzystencja uprawnia do nazywania nowonarodzonego Jezusa Bogiem? Jeżeli tak, to wpada się w konflikt z treścią NT mówiącej o wywyższeniu Jezusa dopiero na krzyżu, np.  Ponieważ Jezus nie został jeszcze uwielbiony (J 7,39); W przypisie zanotowano:Wywyższenie” mogło nastąpić tylko na krzyżu (J 18,32); Uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył (Flp 2,8–9).   Sam Jezus nigdy nie nazwał się Bogiem. Więc jak można wybrnąć z tego pantałyku?

          Pomógł mi werset: A Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem (J 14,25). Mówi on, że Bóg pośle Jezusa (Nauczyciela)  jako Pocieszyciela (Ducha Świętego), ale dopiero po Jego wywyższeniu (po śmierci). Myśl odkrywcza to: Wywyższenie Jezusa jest automatycznie antycypacją wstecz (przepowiadaniem wstecz, proroctwo wsteczne). Akt działający nie może być w ujęty w ramy czasowe. Tak więc wywyższenie niejako potwierdza preegzystencję Jezusa, ale w ramach ducha Bożego. Mówiąc prościej. Skoro Jezus osiągnął wymiar Boga (Aktu działającego) automatycznie stał się wieczny (z ducha Bożego). Obejmuje Go czas wsteczny i przyszły.

         Ta konstrukcja pozwala mi zaakceptować preegzystencję Jezusa i przyjąć, że mały Jezus miał w sobie już ducha Bożego. Zaznaczam również, że każdy człowiek ma też  w sobie ducha Bożego zwanego duszą.

         Czy coś się zmieniło? Mam trochę większy spokój ducha. Nie jest łatwo stawać w poprzek doktryny wiary ustalanej przez wieki. Ważne, aby  miała ona  sens i wytłumaczenie rozumowe.

         Niniejszy wykład jest też dowodem moich ciągłych poszukiwać teologicznych. 

Resume

 

          Skończyłem krótkie resume o wszystkich papieżach. Czy można jakość podsumować tych 264 dżentelmenów oraz na ich tle Kościół Rzymsko-Katolicki? Trudno, bo czas dotyczy dwóch tysięcy lat. W tym okresie zmieniały się obyczaje, kultura, ale i wiedza. Mimo, że Kościół stara się zachować niezmienność w wierze, to czas pokazywał, że i w tej mierze nie można pozostawać w tyle. To powinno podpowiadać, że założenie niezmienności doktryny jest z gruntu niewłaściwe. Niestety, nie pojawił się jeszcze Pasterz, który w pełni zrozumie konieczność modyfikacji doktryny chrześcijańskiej. Warto jest poddać  zdrowej krytyce wszystkie aspekty wiary, aby wypracować program dalszej ewangelizacji. Fundamentem Kościoła jest wiara w Boga jako Przyczyny sprawczej oraz paruzja (zejście, zniżenie się do istot stworzonych) Boga na ziemię w postaci wybranego Syna Bożego. Te dwie Prawdy pozostają. Bez nich chrześcijaństwo nie mogłoby dalej tak się nazywać, ale cała otoczka wiary jest przedmiotem badań, a one mogą wnosić nowe elementy. Dotychczasowe prawdy, które zbladły, winne być przesuwane w rys historyczny. Trzeba zachować do nich szacunek, ale nie ciągnąć na siłę  w zapisach dogmatycznych. Bolesne sprawy inkwizycji, nieobyczajności kleru, autokratyczności biskupów powinny skłaniać do refleksji, a przede wszystkim do pokory wobec Boga. Ogromny materiał historyczno dowodowy powinien uczyć kolejne pokolenia kim jest Bóg oraz kim jest człowiek na miarę dzisiejszej wiedzy. Jednemu i drugiemu powinno się przyznać wielki wymiar. Bóg jako Sprawcę wszystkiego i człowiek, który odczytał Boga. Świat powinien być Bogu wdzięczny, ale i człowiek zasługuje na wielkie uznanie. To człowiek objawił Boga, że jest, że działa i nas miłuje. Przez nieskończony wymiar Boga człowiek musiał, siłą rzeczy, zastosować redukcję i pokazać Go po ludzku. Powstały obrazy (w pełni tego słowa znaczeniu) Boga, które ujmują Jego cnoty. Nie wszystko zostało jeszcze powiedziane, bo nie sposób rozeznać nieskończony wymiar, ale wiemy już dużo. Wypracowany kult jest finezją ludzkiego wyczucia. Niech tak zostanie. Trzeba jednak opierać się na wiedzy, a nie domysłach. Religia chrześcijańska zasługuje na nowy, mądry ogląd. Najlepszym przykładem zacofania są modele konceptualne, które do dzisiaj są przedmiotem wiary.  Mam na myśli anioły i szatana. Najwyższy czas podać właściwą wykładnię zła, jako li tylko dzieło ludzkiego działania. Boga pokazać jako Osobę pełną miłosierdzia, a nie karzącego władcę. „Sprawiedliwość” zarezerwować dla ludzkiego działania. Jezusa Chrystusa pokazać w świetle najwspanialszego Człowieka, który na krzyżu został wywyższony do Aktu Boskiego. Uwypuklić do czego zdolny jest człowiek, jako najwspanialsze dzieło Boga, który stworzył go na swoje podobieństwo. Apologetyka Boga i teologia Jezusa Chrystusa, to dwa podstawowe tematy, które winny nam dalej towarzyszyć. To tematy o wymiarze nieskończonym, wieczne. Dla chrześcijan dalej pozostaje perspektywa poszukiwania dobra, miłości. To wszystko powinno ludzi jednoczyć w dobru i wzajemnej miłości. Na tym polu jest tak wiele do zrobienia.

          Od kilku lat staram się pokazywać nowe perspektywy jakie stoją przed człowiekiem. Proszę tego nie zmarnować. Jedynym moim przesłaniem są słowa Jezusa abyśmy się powszechnie miłowali. Warunkiem jest tolerancja dla wierzących inaczej. Człowiek ma obowiązek opiekować się słabszymi i to w szerokim spektrum. Nie trzeba nawracać ateistów, bo oni są już bardzo blisko Prawdy. Trzeba im jedynie pokazywać Boga w sobie, tak aby w któryś momencie orzekli za setnikiem (osobą niewierzącą): Istotnie, człowiek ten był sprawiedliwy (Łk 23,47) lub Prawdziwie, Ten był Synem Bożym (Mt 27,54). To wystarczy, bo jest to akt wiary, jedyny warunek zbawienia.

Papieże cd. 82

 

Papież Benedykt XVI (2005–2013) został wybrany niemalże w biegu. Za czasów Jana Pawła II miał wysokie notowania. Był prefektem Kongregacji Nauki i Wiary, dziekanem Kolegium Kardynalskiego. Kiedy obejmował urząd ujawniło się wiele spraw, które nie zostały załatwione przez poprzednika. Nacisk ogólnoświatowy, krytyka i wypływające nadużycia, w tym nieobyczajność kapłanów, a zarazem słabnące zdrowie papieża spowodowały, że biskup Rzymu dobrowolnie zrzekł się urzędu papieża. Chwała została już przyznana, teraz kto  inny musi posprzątać. Kalkulacja była nieopłacalna.   Papież wycofał się ze splendoru władzy Kościoła.

          Minął zbyt krótki czas na rzetelną ocenę. Zresztą czas pędzi w zawrotną prędkością. Wybrany kolejny papież zaskoczy wszystkich  dając nadzieję, że pokona trudności.

 

Papież Franciszek I (2013– )  pierwszy papież z kontynentu amerykańskiego. Wybrany nieoczekiwanie. Wydaje się, że wybór jest trafny. Kościołowi potrzebna jest zmiana jakościowa. Papież Franciszek jest zupełnie inny niż poprzednicy. Nie ma w sobie postawy władcy i pychy. Stara się być normalny, na ile pozwala mu na to etykieta. Przestarzałe etykiety sam odrzuca. Świat obserwuje jego poczynania i oczekuje zmian. Czy papież zachowa swoją dotychczasowa postawę, czy zarazi się bakteriami pozostawionymi przez poprzedników. Życzę mu z całego serca, aby pozostał sługą Chrystusa do ostatniego tchnienia. Wiernym życzę zmian epokowych w Kościele, w naszym Kościele.

Egzystencjalizm

 

          Egzystencjalizm rozwinął się po II Wojnie Światowej. Do tego przyczynili się dwaj niemieccy filozofowie: Martin Heidegger (1889–1976) oraz Karl Jaspers (1883–1969). Do jego rozgłosu przyczynili się Jean-Paul Sartre (1905–1980), Albert Camus (1913–1960), Gabriel Marcel (1889–1973).

         Egzystencjalizm dzieli się na ateistyczny i teistyczny.

Egzystencjalizm ateistyczny

          Człowiek nie posiada żadnej istoty, nadanej mu przez Boga czy przyrodę. Jest on tym, czym się staje w każdym momencie swej egzystencji. Człowiek to taki byt, którego istnienie poprzedza istotę (esencję). Życie jest kruche, towarzyszy mu stałe zagrożenie. Stąd ciągła troska o własną egzystencję, stąd lęk i niepokój, które są powszechnymi determinantami jego losu. Nie ma nic stałego. Dokonania są jedynie chwilowymi, nietrwałymi realizacjami bytu ludzkiego. Stawanie się, tak charakterystyczne dla istnienia ludzkiego posiada określony wymiar czasowy. Zamyka się w sposób nieodwołalny fakt najbardziej niepojęty – śmierć. Życie ludzkie jest ciągłym przybliżaniem się do niej. Istnienie człowieka jest – jak powiada Heidegger – „byciem ku śmierci”. Sartre mówił, że „Absurdem jest , żeśmy się urodzili, absurdem jest, że pomrzemy”. W swej egzystencji człowiek jest osamotniony. Nie istnieje Bóg, nie ma też niezmiennych wartości czy norm postępowania, które mogłyby być pomocne w życiu.  Jego samotności nie łagodzi fakt, że istnieją inni ludzie. Bowiem w stosunkach międzyludzkich nie dochodzi do pełnego zrozumienia. Istnienie ludzkie jest przesycone tragizmem, którego natężenie powiększa jeszcze wolność człowieka. Nie wiadomo jak z niej korzystać. Każda jednostka zdana jest wyłącznie na siebie i dlatego nie powinna znikąd oczekiwać wsparcia, lecz podjąć świadomie brzemię własnej wolności. Los ludzki spoczywa bez reszty w rękach człowieka. Egzystencjalizm ateistyczny jest głęboko pesymistyczny i napawa niewiarą w sens życia, odbiera nadzieję i zniechęca do działania.

 

 Egzystencjalizm teistyczny

          Tu również stwierdza się prymat istnienia nad istotą. Ludzką egzystencję nie da się pojęciowo określić. Właściwie pozostaje tajemnicą, zamieszkującą w nas samych. Rodzi to metafizyczny niepokój, który skłania człowieka do poszukiwania swojego istnienia. Marcel przeciwstawia istnienie – posiadaniu. Posiadanie dotyczy w zasadzie rzeczy, i to tylko tych, którymi się rozporządza.  Posiadanie może jednak obejmować sam podmiot, jego myśli, uczucia i postawy. Człowiek jest zależny od tego, co posiada, poddaje się mu, pragnie mieć to, czego jeszcze nie ma, a zarazem obawia się  utraty tego, co już zdobył. W związku z tym rodzi się lęk i cierpienie. Posiadanie odgradza jednostkę od świata, przerywa jej żywotną, egzystencjalną łączność z nim. Degradując swe istnienie do posiadania człowiek pogrąża się w osamotnieniu i rozpaczy. Tragiczna kulminacją tego stanu może być samobójstwo, które jest wyrazem potraktowania swojego istnienia jako posiadanej rzeczy. Możliwe jest jednak przejście od posiadania do autentycznego istnienia, przede wszystkim dzięki miłości i wierze. Właśnie miłość pozwala zastąpić typowe dla posiadania przeciwieństwo: ja – on przez ja – ty i utworzenie wspólnoty, którą najlepiej oddaje słowo my. Miłość pociąga za sobą wiarę. Wierzyć, to po prostu zawierzyć siebie komuś. Niestety w stosunkach międzyludzkich wiara może być nadużyta. Istnieje jednak niezawodna gwarancja – Bóg, który jej nie zawiedzie. Toteż jedynie poprzez wiarę w Osobę najwyższą możemy się całkowicie zaangażować w świat.

 

Spojrzenie krytyczne

          Egzystencjaliści nie zajmują się konkretnym człowiekiem. W centrum ich uwagi staje się istnienie ludzkie, które potraktowane jest jako powszechny sposób bytowania człowieka, niezależny od wszelkich przemian. Egzystencja ta ma być czymś uniwersalnym, obojętnie w jakich konkretnych warunkach znalazłby się człowiek.

Papieże cd. 81

 

          27 maja 1962 roku bp Karol Wojtyła udzielił mi (autorowi) sakramentu bierzmowania w kościele pw. Bożego Ciała w Krakowie!

 

Papież Jan Paweł II (1978–2005)  wybrany dość szybko po krótkim pontyfikacie Jana Pawła I. Przybrał podobnie podwójne imię poprzedników, sygnalizując tym samym kontynuację ich programu. Jan Paweł II niezwłocznie przystąpił do pracy. Już w 1981 roku o mało nie przepłacił życia podczas zamachu zabójcy ze Wschodu. Papież uniknął śmierci. Po 5 m-cach był już sprawny do pracy. Chciał silną ręką ująć sprawy Kościoła. Czy to mu się udało?

          Sobór Watykański II zmienił  spojrzenie na Kościół. Pojawiło się wiele poglądów krytycznych. Próby narzucenia Kościołom Belgii, Niemcom, Szwajcarii i Austrii własnych rozwiązań (w tym personalnych) spowodowało godne pożałowanie spory. Papież próbował rozwiązywać konflikty podczas osobistych kontaktów, podróży i odwiedzin. Przyjęty program duszpasterski spowodował izolacje papieża od innych problemów pontyfikatu (ze szczebla niższego). Prawdopodobnie papież nie był o wszystkim właściwie informowany. Np. sprawy  nieobyczajowości kapłanów były, w dużej mierze, przed nim ukrywane. Nie zajął stanowiska radykalnego w tej sprawie, co będzie w przyszłości, za to krytykowany i obwiniany.  Papież swoją postawą próbował pokazywać wzór Pasterza. Nie wszystkim to się podobało. Jego gesty niektórzy przyjmowali za groteskowe (całowanie płyty lotniska). Jego homilie opracowane na podstawie ewangelii są arcydziełami. Można powiedzieć, że papież doszedł do apogeum interpretacyjnej wiary chrześcijańskiej na koniec XX wieku. Był mistrzem, ale doktryny, która doszła do swojego maksymalnego rozwoju. Czy można jeszcze coś dodać? pewnie tak, ale już zauważa się, ile można w niej zmienić, unowocześnić. Jego stare, tradycyjne zasady budzą u niektórych sarkazm. On jednak swoją niezłomnością przeciwstawiał się nim i pokonywał nieufność. Był wielki, a zarazem sympatyczny, dobry, pobożny. Wielkość jednak niesie ze sobą niebezpieczeństwa. Ci co go kochali nie zauważali tego, chronili go, zamykając go jednocześnie w kokonie niewiedzy. Wbrew wszelkim tradycyjnym i staroświeckim opiniom Kościół powinien być wichrem, mieczem i twórczym niepokojem. Powinien wyprzedzać czas, naukę. Winien inspirować i rozwiązywać bieżące  problemy. Tak jak Leon XIII spóźnił się ze swoją encykliką Rerum novarum z 1891 roku, tak Kościół do XXI wieku nie nadąża za potrzebą chwili. Niejednokrotnie wierni zadają sobie pytanie: dokąd mamy się udać, kogo pytać?  Chronionego papieża wyniesiono szybko na ołtarze. Może to akt zadośćuczynienia?  Nie dano mu w pełni zrealizować programu odnowy Kościoła. Wiele zaprzepaszczono idei soboru Watykańskiego II (np. ekumenizm pozostał pozorowany, na poziomie gestów, a nie faktyczny).  Minęło niewiele lat od jego śmierci. Nie wszystkie tajemnice watykańskie są ujawnione. Wszelkie analizy są przedwczesne. Historia lepiej oceni ten niezwykły pontyfikat. Papieżowi przyznaje się wielki udział w przemianach politycznych. I słusznie. Może to wspólne dzieło historii i owoce wielu współczesnych niezwykłych życiorysów. Warto pamiętać i o nich. Dla Polaków Jan Paweł II jest szczególnym papieżem, i nie może być inaczej. Trzeba spostrzegać go jednak  z perspektywy całego Kościoła światowego.