Modele konceptualne

          Skoro wiedza o Bogu jest uboga, trzeba sobie stworzyć pomocne modele konceptualne (np. Stan Prawdy, niebiańskie promienie pochodzące od Boga, wizja nieba, stan i miejsce ludzkich dusz). Nie trzeba w nie wierzyć, bo Prawda może być zupełnie inna, ale są one pomocne do wyobrażenia sobie świata transcendentnego. Cała nauka filozoteistyczna jest oparta na modelach konceptualnych. Mądrość tej metodyki została zaczerpnięta z nauk przyrodniczych. Tam, jeżeli nie można czegoś dotknąć, zobaczyć, tworzy się model (model atomu, świat kwantów, istota materii). Wiele osób przyjmuje modele za prawdę obiektywną. Nic mylnego. Świat jest istotowo  niepoznawalny (E. Kant). Aby poznać, trzeba obrazować rzeczywistość. Poznanie bezpośrednie fenomenów może być złudne.

          Zrozumienie tej niefrasobliwości zdumiewa. Świat jest jedną wielką ułudą. Ta wiedza jest jedynie dla światłych. Mali ludzie niech cieszą się widokiem świata jaki widzą. Doznają jedynie zachwyt w odbiorze zmysłowym, choć jest on złudny i zależy od percepcji odbierającego. Uczony, człowiek, który interesuje się procesami przyrodniczymi doznaje zachwytu opartego nie na odbiorze, ale poznaniu, zrozumieniu fenomenów. Każdy człowiek z czego innego może się cieszyć.

         Kościół, choć to skrywa, mitologizuje religie, a to jest również modelowanie. W obrazach namalowanych słowem próbuje ukazywać rzeczywistość Bożą. Pomimo ujawnieniu wielu nieścisłości biblijnych nie przyjmuję wrogiej postawy do Pisma świętego. Dlaczego? Bo rozumiem jej idee i genezę powstania. Ważne, że o tym wiem. To mi wystarczy. Takie podejście do problematyki religijnej daje pewien komfort egzystencjalny. Jestem spokojniejszy.

          Pedagogika kościelna podoba mi się na poziomie uniwersyteckim, a nie parafialnym. To stwarza pewne problem w kulcie, i to muszę w sobie pokonywać. No cóż, wiedza kosztuje.

           Obecny stan mojego ducha nabiera życzliwości do pedagogiki parafialnej. Nie każdy ma chęć, a nawet możliwości studiowania i badania świętych i nabożnych księg. Ważne, żeby pobożność ludowa przynosiła dobre owoce.

           Dla ludzi poszukujących przekazuję własne propozycje teologiczne. Codzienna ilość czytających moje wykłady (posty) jest siłą napędową do dalszej pracy. Widać, że są one potrzebne. Jeżeli tak, to jak zakończyć wieloletnią edycję?

Wszystkich serdecznie pozdrawiam.

Wiara jako czynność dynamiczna

          Idąc w sukurs ostatnich słów poprzedniego wykładu będę dalej przekazywał zdobytą wiedzę, przemyślenia, a nawet dzielił się własnymi rozterkami. To nic, że zaczynam już się powtarzać.

          Wiara musi być stale podsycana, aby w człowieku stale palił się jej żar. Wiara nie jest stanem wiedzy o Bogu, tylko akceptacją, to czynność dynamiczna. Wiara jest przeżyciem. Nie wystarczy powiedzieć sobie – wierzę.  Wiara statyczna jest w zasadzie martwa. Bóg pragnie, aby człowiek żył wiarą, a nie tylko deklarował, że wierzy.

          Jak wobec tego trzeba żyć wiarą i na czym ona polega? Trzeba uświadomić sobie, że człowiekowi stale i niezmiennie towarzyszy w życiu Stwórca. On jest w człowieku i uczestniczy we wszystkich jego czynnościach – również w ludzkiej grzeszności. Czy można przypuszczać, że jest współwinny naszych grzechów? Nie bardzo. Bóg nie akceptuje zła, ale podtrzymuje ludzkie życie, w tym ludzkie dokonania. Świadomość Jego stałej obecności przy człowieku powinna wywoływać potrzebę komunikacji z Nim. Trzeba Mu mówić, dlaczego tak, a tak się postąpiło, a to jest już modlitwa. W czasie modlitwy można usłyszeć głos Boga i przyjąć Jego nauki, przestrogi. Jak widać kontakt z Bogiem powinien być stałym elementem życia. Boga należy traktować jak Przyjaciela, który pragnie nas chronić. Tak rodzi się do Niego uczucie miłości. W człowieku wzbudza się radość i nadzieja, że nie jest sam. Kto wie, czy taka postawa wiary nie jest istotą ludzkiego bytowania. Wszystko inne jest mniej ważne. Najważniejsza jest przyjaźń z Bogiem. Bez Boga, życie jest tylko egzystencją biologiczną. Brak głębszych treści, sensu i celu.

          Ktoś dostrzeże tu Bożą determinację człowieka, wymuszanie postawy religijnej, a więc zniewolenie człowieka. Nic błędnego. Bóg dał człowiekowi wolną wolę. Wiara jest tylko bożą propozycją i bożym pragnieniem ludzkiego szczęścia. Człowiek może wybrać własną drogę życia, niezależną od Stwórcy, ale jest ona z pewnością trudniejsza. Człowiek skazuje się na samotność duchową. Czy takiego biedaka Bóg może karać? W żadnym przypadku. Tym bardziej Bóg okazuje mu swoje Miłosierdzie. Szuka zaginionej owcy. Nigdy nie potępia. Boga nie trzeba się bać, bo On tylko chce dobrze dla człowieka. Jak tu się gniewać na Niego?

          Wszelkie niedogodności życia, a nawet tragedie podyktowane są losowością zdarzeń. Bóg musiał tak postąpić, aby człowiek był wolny. Z drugiej strony Bóg daje możliwość wykazania się człowiekowi. Jak sobie radzi w chwilach trudnych. Wszystkie niedole ludzkie, nawet śmierć osoby bliskiej inaczej wyglądają wobec wieczności życia. Czy należy płakać za utraconą osobą, która w tej samej chwili cieszy się obecnością Boga?! Trzeba naprawdę wierzyć, że Bóg powołał nas do jakiś celów sensownych i ma wobec nas własne plany. Trzeba Mu w tym pomóc.

Wiedza wsparta wiarą

          Omawiane pojęcia “Dobra”, “Miłości” i “Miłosierdzia” mają na celu poznanie Stwórcy. Pojęcia te wywodzą się z racjonalnego, ludzkiego rozumowania. Opierają się na logicznym oglądzie świata.  Czy jednak faktycznie mają one cokolwiek wspólnego z istnieniem Boga?

          Wiedza przekazana w ostatnich wykładach wymaga wsparcia wiarą. Ona na bazie oglądu świata sercem, duszą, ale też i umysłem, daje wyczucie prawdziwości rozważań racjonalnych i filozoficznych. Zagłębiając się w skomplikowane mechanizmy procesów życiowych, konstrukcje ontyczne, w wzajemne zależności, piękno świata, nie jest trudno dostrzec w tym wspaniałego konstruktora – Boga. Trudno uwierzyć, że Świat jest dziełem przypadku, wynik jedynie ewolucyjnych bezdusznych przemian. Zaangażowany umysł w myśleniu racjonalnym, ale też i w wierze daje silne poczucie prawdziwości stwierdzenia, że jest coś na rzeczy.

          Dawno temu zdałem sobie sprawę, że poznanie Boga, jak poznaje się drugą osobę, jest niemożliwe. Pogodziłem się z tym. Owszem będę dalej drążył i wyrywał Bogu Jego tajemnice, bo Bóg dał mi do tego rozum. Ważne, że wiedza podparta wiarą coraz bardziej ugruntowują mnie w przekonaniu, że Stwórca istnieje.  Człowiek jest stworzony na Jego podobieństwo, ale dotyczy to tylko strefy umysłu i strefy emocjonalnej. Stwórca, przez swoją naturę duchową jest dla człowieka zmysłowo nieuchwytny, przynajmniej na tym padole. Trzeba to zaakceptować i z tym się pogodzić. Poszukiwanie wiedzy o Bogu nie szkodzi, a wzmacnia wiarę.

          Tym tokiem rozumowania wracam jakby do nauki Kościoła, która przekazuje nam swoje powołanie – głosić Prawdę o Bogu.

          Podejście filozoteistyczne do wiary różni się jednak od pedagogiki kościelnej. Tam wystarczy jedynie akt wiary oparty na zawierzeniu. Podejście filozoteistyczne wymaga pracy umysłu. Egzaltacja religijna też jest możliwa. Wywodzi się ona z zachwytu epistemologicznego. W Kościele jest ona wywoływana przez siłę perswazji, technice oddziaływania na umysły wiernych. Dla niektórych to za mało.

          Ważne jest, że na bazie poznania dokonuje się w człowieku akt wiary. On obliguje przyjęcie  właściwej postawy względem Boga oraz dyktuje właściwy sposób życia. W tym celu dokonuje się rozpoznania, czego oczekuje Stwórca od człowieka. Tu również można skorzystać z rozumowego, logicznego rozeznania, lub przyjąć gotowe formuły głoszone przez Kościół. Własne rozeznanie pochodzi przede wszystkim z własnego sanktuarium serca, w którym zakotwiczona jest moralność naturalna pochodząca od Stwórcy.

          Wieloletnie studiowanie zagadnień religijnych upewnia mnie, że Bóg ma swoją koncepcję odnośnie człowieka. Trzeba ją odczytać i nią się kierować. Dlatego warto poświęcać czas na jej ciągłe poszukiwanie i odczytywanie. Taka potrzeba poszukiwania też wynika z koncepcji Boga. Coraz bardziej wyczuwam, że wszystko pochodzi z zamysłu Boga, nawet ludzka grzeszność: Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników (Mt 9,13). W tym wszystkim jest wielka mądrość. Z pokorą trzeba przyjmować wiele aspektów życia jakie są dla nas jeszcze niezrozumiałe. Bardziej trzeba się skupić na podziwianiu świata, a dla rzeczy niezrozumiałych poszukiwać wyjaśnień.

Poznanie Boga przez Jego przymiot Miłosierdzia

          Pojęcie “Miłosierdzia” dotyczy szczególnego daru jaki może być dany, ofiarowany drugiej osobie. Zdefiniowane przez człowieka, ale dotyczy przymiotu Boga. Jest konglomeratem dwóch poprzednich przymiotów: “Dobra” i “Miłości”. Bez nich trudno być miłosiernym. Miłosierdzie bazuje na autostradzie miłości. To dar niezależny od ludzkich czynów. Sprawiedliwość w rozumieniu ludzkim nie ma tu nic do rzeczy. W miłosierdziu nie ma żadnej kalkulacji, nie ma też żadnej logiki. Daję, ofiaruję, wybaczam bo miłuję i kropka. Nie interesuję się żadnym “ale” i zgłoszeniem przeciwstawnym. Czy takie postępowanie jest słuszne i wskazane?

          Miłosierdzie jest znakiem, że ofiarodawca przynajmniej czuje istotę stworzenia ludzkiego i jego uwarunkowania. Człowiek choć wielki jest bardzo kruchy. Poza kruchością ciała jest istotą bardzo delikatną i wrażliwą duchowo. Przez lata dojrzewa, poznaje i zaczyna rozumieć. W trakcie życia popełnia niezliczoną ilość wpadek. Umysł dopiero uczy się mądrości. Nawet uczuciowość musi być ukształtowana. Tak naprawdę, to człowiek jest biedny i samotny. Bóg to wie, dlatego otacza człowieka swoim Miłosierdziem. Człowiek próbuje naśladować Stwórcę i  otaczać swoją ludzką opatrznością najbliższych sercu, ale i nie tylko. Miłosierdzie uczy wrażliwości. Jest kowalem własnego sumienia. Kształtuje je według Boskiego serca, Dobroci i Jego Miłości.

          Człowiek był zmuszony oprzeć życie wspólnotowe na sprawiedliwości bazującej na literze prawa. Jest to produkt niedoskonały, ale konieczny. Prawo jedna jest bezduszne – miłosierdzie, wręcz przeciwnie, nie zna litery prawa, a kieruje się jedynie poleceniem serca.

          Alternatywa sprawiedliwości i miłosierdzia czyni pewien chaos i poczucie niesprawiedliwości. Jak temu zaradzić? We wszystkim musi być rozsądek. Tam gdzie przeważa Miłosierdzie niech tak pozostanie. Lepiej wybaczyć sprawcy niż skazać sprawiedliwego niesłusznie.

          Trzeba przyznać, że nie jest łatwo żyć, mając do uwzględnienia, prawo ludzkie, prawo naturalne, Miłosierdzie Boże, naukę Kościoła, etykę powszechną, etykę chrześcijańską, władzę rodzicielską, szkolną itp. Niekiedy w człowieku wzbudza się bunt. Przykładem tego są młodzieńcze ruchy społeczne, które próbują zdystansować się do powszechnego układu społecznego. W ten sposób świat się zmienia, a my razem z nim.

Poznanie Boga przez Jego przymiot Miłości

          Pojęcie “Miłości” dotyczy relacji między istotami rozumnymi. Co do natury jest również pochodzenia boskiego. Bóg zainwestował swoją Miłość w “Dobro”, które posłużyło do stworzenia Świata i ludzi.

          Do pojęcia “Miłości” można użyć, podobnie jak do “Dobra”, modelu konceptualnego, choć dotyczy relacji. Podobnie można rozróżniać Miłość większą lub mniejszą. Słowo “Miłość” jest również adekwatne do opisu Boga. Mówi się, że Bóg jest Miłością. Znaczy to, że Bóg angażuje całego siebie do relacji z człowiekiem. Czy w przypadku Boga można mówić o większej lub mniejszej Miłości. Raczej nie. Bóg miłuje zawsze jednakowo. Po ludzku jednak Miłość Boga odbierana jest subiektywnie i ilościowo, odczuwając np. Jego mniejszą lub większą Opatrzność. Można spotkać się z oceną, że Bóg już mnie nie lubi, czy coś w tym stylu. Prawda jest taka, że Bóg jest niezmienny w swoich poczynaniach, natomiast jak jest odbierany przez człowieka, to inna sprawa.

          Owoc Boskiego Miłowania nie od Boga zależy, a od człowieka. Trzeba rozpatrzyć, na ile stać człowieka na jego przyjęcie. Miłość jest relacją, a więc ważny jest sposób i jakość odbioru. Przykładem jest Opatrzność Boża. To jak stół suto zastawiony. Każdy może się do niego zbliżyć. Bóg ofiaruje wszystkim jednakowe dary. Od człowieka zależy, ile z tego stołu skorzysta. Nieuprawnione są więc narzekania, że Bóg mniej Miłuje i oszczędny jest w Opatrzności swojej.

          Miłość Boga, jak i On sam jest budulcem i Stwórcą Świata. To przedsięwzięcie oparte jest na szeroko rozumianej Miłości. W tym jest moc sprawcza Boga jak i stosunek do swoich stworzeń. Ludzki język nie potrafi opisać, co się za tym kryje. Miłość rozumiana kolokwialnie jest jedynie namiastką Miłości Boga. W tym jest ogromne zaangażowanie myśli i serca. Miłość sprawia, że człowiek unosi się w swej miłości. Miłość ma też cechy narkotyczne. To bardzo silny środek. Potrafi owładnąć człowieka. Nie wszyscy są też przygotowani na jej przyjęcie. Niekiedy miłość człowieka zaskakuje, obezwładnia, paraliżuje.  Jak widać, miłość jest bardzo istotnym elementem życia i nie można go lekceważyć. To co jest przymiotem Boga i opisuje Jego najpiękniejsze walory, dla człowieka jest elementem strategicznym życia. Nieumiejętne wykorzystanie boskiego przymiotu, może być dla człowieka za trudne. Człowiek musi się do miłości przysposobić. Do tego trzeba niekiedy trochę czasu. Miłość od pierwszego widzenia może świadczyć jedynie o chwilowej fascynacji. Trzeba być w tej materii roztropnym.

Poznanie Boga przez Jego przymiot Dobra

          Podejrzewam, że każdy chciałby naocznie poznać Stwórcę. Wiemy, że jest to niemożliwe ze względu na Jego inną naturę (duchową). Człowiek odczytał w sercu Jego przymioty: Dobroć, Miłość, Miłosierdzie i inne. Choć są to pojęcia zdefiniowane przez człowieka, to dotyczą Bytu transcendentnego. Czy jest to  słuszne? Nie ma chyba innego sposobu. Człowiek  porozumuje się za pomocą pojęć. Pojęcia takie jak Dobro, Miłość, Miłosierdzie mogą być kluczami przewodnimi do poznania Boga. Przymioty Boga pozwalają przybliżyć, choć trochę, Boski image.

          Pojęcie “Dobra” ewaluowało w przestrzeni lat. Znaczy, że starano się jak najbardziej trafnie opisać ten przymiot Boga. Dzisiaj “Dobro” jest kojarzone z nie-bytem, w którym to przymiot przyjmuje rolę substancji bytu i staje się rozliczeniowe, przeliczalne. Można więc rozróżniać “Dobro” większe od mniejszego i odwrotnie. Tłumacząc to na język prosty (ale  modelowy), “Dobro” to produkt, wytwór pozytywnego działania. “Dobro” jest pochodzenia Boskiego. Tylko Stwórca może go generować. Wykorzystuje do tego samego siebie. Z tego powodu człowiek nie może czynić “Dobra”, co nie znaczy, że nie może postępować dobrze. Trzeba rozróżniać te pojęcia. Postępować dobrze to działanie (czasownik). “Dobro” samo w sobie to produkt (rzeczownik) o wewnętrznej strukturze (dla człowieka wiedza nieznana). Człowiek przez wolę czynienia dobra angażuje Boga, który to “Dobro” wytwarza. “Dobro” ma właściwości interferencyjne (nakłada się na siebie wzmacniając jednocześnie, lub zmniejszając, osłabiając zło). Służy do podtrzymywania świata w jego istnieniu. “Dobro” może być wykorzystane na innych polach i obszarach działalności ludzkiej.

          Używając powyższej definicji “Dobra” należy mieć świadomość, że  pojęcie to jest modelem konceptualnym, które pozwala przybliżyć istotę zjawiska.

          “Dobro” mówi o  Jego Stwórcy. Bóg stale jest angażowany przez człowieka. Stał się On zakładnikiem własnego pomysłu stworzenia świata. Bóg nie tylko Świat stworzył, ale stale podtrzymuje go w istnieniu. Więcej, przez cały czas uczestniczy w życiu swoich stworzeń. Można zaryzykować stwierdzenie, że stale służy człowiekowi. Taka koncepcja wymaga ogromnego zaangażowania emocjonalnego. Aby to czynić trzeba się całkowicie zaangażować uczuciowo, a to wyraża się w drugim Boskim przymiocie, a mianowicie w “Miłości”.

Radość z życia

          Dzień Zaduszny (Zaduszki) to nie tylko dzień wspominania tych, co już odeszli. Ten dzień nadaje się do refleksji o życiu i jego przemijaniu. Radosnym wnioskiem końcowym jest przekonanie o zmartwychwstaniu i życiu wiecznym. Wiara w życie po śmierci wywodzi się z różnych kultur religijnych. Mnie najbardziej przekonuje logika, która mówi o sensowności życia. Nie dotyczy to zwierząt, bo one nie mają świadomości swego istnienia. Jedynie człowiek posiada tę zdolność epistemologiczną. Świadomość wieczności jest motorem do życia. Życie nabiera sensu.

         Trudność polega na tym, że nie każdy przeżywa raj na ziemi. Każdy ma swój scenariusz życia, dole i niedole. Czy wypada zazdrościć innym? A co to da? Tak już jest na świecie. Może wszystko zostanie kiedyś jakoś zbilansowane. Ewangelie mówią: A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie (Mt 6,18); Rzekł mu Jezus: Jeśli chcesz być doskonałym, idź, sprzedaj majętności twoje, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie, a przyszedłszy, naśladuj mię (Mt 19,21; Łk 18,22; Mk 10,21). Poczekamy, zobaczymy.

          Roztropność podpowiada, że nie warto trapić się swoją dolą, bo to nic nie da. Czy masz długi, czy nie, słońce podobno świeci. Stałe zamartwianie się może zakwasić resztę życia i można sobie stworzyć piekło na ziemi. Proszę pomyśleć, że już kilka metrów od ciebie prawie nikt nie przejmuje się twoimi problemami. Kiedy nie myśli się o zgryzocie, ona, w tym czasie, nie istnieje. Warto natomiast cieszyć się tym, co się posiada. Kochać życie takie jakie jest. Za tym przemawia mądrość życiowa. Pozytywna postawa sprawi, że wiele problemów, które wydawały się nie do przezwyciężenia gdzieś zanikną.

          Czy modlitwa wstawiennicza za dusze zmarłych ma sens? Kiedy człowiek, a raczej dusza jest już w objęciach Boga korzysta ona już z Bożego Miłosierdzia. Ono jest większe niż nasze modlitwy. Modlitwy wstawiennicze są bardziej potrzebne ludziom żyjącym, bo przez interakcję modlitewną z przodkami sami doznajemy pociechy duchowej i ulgi na duszy. Modlitwa rezonuje stan ludzkiego ducha. Paradoksem jest, że modląc się za dusze zmarłych, korzysta się z ich pomocy.

Święto Wszystkich Świętych

          Geneza święta Wszystkich Świętych (łac. omnium sanctorium ma długą historię. Sięga ona czasów starożytnych do IV wieku, kiedy wspominano w  wybranym dniu wszystkich męczenników chrześcijańskich. Ramy liturgiczne i dzień świętowania w Kościele katolickim  wyznaczył papież Jan XI w 935 roku. Ponieważ męczennicy kojarzeni byli z osobami świętymi, dzień ten nazwano Dniem Wszystkich Świętych.

          Święto  Wszystkich Świętych jest wyrazem wiary w obcowanie świętych,

czyli w wspólnotę zmarłych, którzy przyjęli chrzest i zostali włączeni w Ciało Chrystusa. Już XV wieku nastąpiły kontrowersje pomiędzy katolicyzmem a protestantyzmem dotyczące wspólnoty świętych. Spór dotyczył umiejscowienia dusz zmarłych, którzy mają się dopiero oczyścić. Osoby niewierzące, czy też bez chrztu miały swoje miejsce w piekle.

          Dzisiaj zmieniają się poglądy na ten temat. Filozoteizm proponuje umiejscowienie duszy w promieniach Boskich promieni światła. Odległość od Źródła (Boga) zależy od czystości duszy. W miarę oczyszczania, zmniejsza się ta odległość, a dusza coraz bardziej odczuwa radość Boskiej bliskości. Piekło można kojarzyć z miejscem  bardzo odległym, niemal w nieskończoności na Boskim promieniu. Takie obrazowanie pozwala na nadzieję, że kiedyś wszystkie dusze oczyszczą się i dotrą do misterium Boga jedynego. Takie stanowisko apokastazy (powszechnego zbawienia, idea pustego piekła) prezentuje wielu teologów, jak Jan Szkot Eriugena, Hans Urs von Balthasar, kardynał Cormac Murphy-O’Connor, S.N. Bułgakow, czy P. Evdokimov.  Wśród polskich teologów można wymienić ks. Wacława Antoniego Hryniewicza. Przy czym nie wyrażają oni pewności zbawienia, lecz jego nadzieję.

         Wielu teologów uważa, że idea apokatastazy jest w sprzeczności z przesłaniem ewangelii i podważa nienaruszalność woli człowieka. Kiedy zebrani w 543 roku na Synodzie w Konstantynopolu biskupi napisali, że jeśli ktoś twierdzi, że kara szatanów i złych ludzi jest tymczasowa i że kiedyś nastąpi jej koniec, czyli „apokatastaza” dla diabłów i bezbożnych ludzi – niech będzie wyklęty [1] – wydawać by się mogło, że sprawa została rozstrzygnięta. Głoszący apokatastazę Orygenes, filozof i męczennik chrześcijański, żyjący w latach ok. 185-250 został następnie potępiony na II Soborze Konstantynopolitańskim (VI powszechnym) w 553 r. wraz z Teodorem z Mopsuestii, Teodoretem z Cyru i Ibasem z Edessy (Dorota Walencik, http://www.magazyn.ekumenizm.pl/ content/article/20040727132311469.htm). Jak sądzę, dzisiejszy Kościół katolicki zajmuje stanowisko bardziej liberalne i dopuszcza myśl o powszechnym zmartwychwstaniu.        

      Tak naprawdę, to brak wiedzy na temat życia pozagrobowego. Wszystkie teorie są jedynie pobożnym życzeniem. Pozostaje nam jedynie wiara, która zresztą może mieć różne oblicza. Jak sam przyznaję, jest coś na rzeczy i wynika to z logicznego pojmowania sensu istnienia świata i ludzi. Filozoteizm świat niebiański widzi nie jako miejsce, ale stan. Pojęcie stanu, trudne do zrozumienia i wyobrażenia jest być może podstawowym pojęciem przestrzeni transcendentnej. Do tego trzeba się przyzwyczaić. Z pewnością życie pozaziemskie jest zupełnie inne niż w świecie rzeczywistym. Niektóre sny ujawniają dziwność obcowania z duszami zmarłymi. Przeważnie się spieszą, są małomówni, tajemniczy, przyjmują postawy towarzyszące. Zapytane jak tam (w niebie) jest, potwierdzają, że nie da się tego opisać słowami ludzkimi.