Pierwsze zagrożenia

          To człowiek, przez swoją ułomność spowodował, że Prawdy przekazane przez Jezusa stały się narzędziem polityki wyznaniowej. Od samego początku ludzie zabiegali o swoje interesy, w tym zakusy przywódcze. Choć założenia były piękne, stały się przedmiotem dyscyplinowania i narzucania swoich racji innym. Dlatego od samego początku nowej wspólnocie wyznaniowej towarzyszyć będą nadużycia, wyzysk, zniewolenie, konflikty. Bóg dopuścił zgorszenia, aby człowiek mógł je pokonywać. Życie jest więc ciągłą walką o dobro. Życie bez przeszkód jest zagrożeniem. Świat jest dynamiczny, i takiej dynamiki oczekuje od nas Stwórca. Kto może wgłębić się w koncepcję Boga zrozumie, że tylko przez pokonywanie trudności człowiek może pokazać kim jest i ile jest wart.

          Pierwszą trudnością dla nowej wspólnoty była nienawiść Sanhedrynu i Synagogi. Żydzi uważali, że tylko oni mają rację i ich droga do Boga jest jedynie słuszna. Drugą przeszkodą było pogaństwo, które nie chciało zrezygnować ze swoich bożków. Mentalność pogaństwa była pozbawiona duchowego przemyślenia. Ze swoimi bożkami czuli się bezpiecznie. Jeden bożek odpowiadał za to, inny za coś innego. Poganie jednak nie czuli się istotami wolnymi. Byli pod pręgierzem własnych wierzeń.

          Chrześcijaństwo Nową Nowiną musiało wzbudzić w poganach nowy sposób ujmowania Świata. Trzeba było u wielu dokonać przełomu myślowego i duchowego. Słowa Ewangelii były przekonywujące. Miały w sobie dar ducha Chrystusowego. Nie dziwi fakt, że stosunkowo szybko przybyło wielu Jego zwolenników.

         Prześladowania pierwszych chrześcijan i ich postawa wobec śmierci była zaskoczeniem dla  wielu i przekonywująca. Nikt nie godzi się łatwo na śmierć, jeżeli za tym nie ma wyższych racji. Krew męczenników była dydaktyczna, zmuszająca do myślenia i asumptem do przyjęcia nowej wiary.

         Piotr (i kilku następnych) uważany jest za pierwszego papieża. To grzecznościowa nominacja. Był jednak uważany za przywódcę i autorytet. Z racji obsługi liturgicznej (kultowej)  i działań misyjnych zaczęto powoływać ciała pomocnicze. Tak zaczęła się tworzyć struktura organizacyjna. Początkowo  wszyscy byli równi. Podział obowiązków spowodował, że powołane zostały osoby pełniące role służebne i znaczniejsze. Misjonarze z racji swoich obowiązków misyjnych stanowili elitę.

         W sposób zupełnie naturalny rodziła się hierarchia wyznaniowa. Zaczęły wychodzić na jaw ludzkie predyspozycje, skłonności i ambicje. Obszar funkcjonowania był przebogaty. Można było pokazać się, a zarazem czerpać precjoza z wykonywanych działań. Sam Paweł mówił, o potrzebie finansowania misjonarzy. Do pięknej nowej idei wkroczył pieniądz.

Paweł pierwszy teolog

          W okresie silnych napięć politycznych i społecznych na terenie Palestyny  pojawiło się wielu charyzmatycznych nauczycieli i proroków często uważanych przez swoich uczniów za oczekiwanego mesjasza (Józef Flawiusz naliczył ich ponad 10). Jezus był jednym z nich. Czy była taka potrzeba chwili? Klimat był odpowiedni. Jezus wpisał się w historię w odpowiednim czasie. Działalność innych zapewne Go inspirowała. Może dostrzegał wadliwość przekazu innych i chciał sam dać świadectwo Prawdy?

         Po śmierci Jezusa, Apostołowie i pierwsi misjonarze dysponowali różnymi zapiskami. Materiały te nie zachowały się. Ok. 36 roku do apostołów dołączył Szaweł (Paweł) z Tarsu, początkowo zagorzały prześladowca nowej religii, przeszedł gwałtowne nawrócenie. Jak było na prawdę tylko on jeden wie. Ważne, że stał się gorącym propagatorem nowej religii.

         Paweł natchniony duchem rozpoznał w chrześcijaństwie wiele wątków teologicznych i etycznych. Głosił je i rozpowszechniał listami. One to stanowią istotną część kanonu Nowego Testamentu. Z racji wykształcenia był dla innych apostołów (mało wykształconych) autorytetem. Jego interpretacje i tezy teologiczne były przez apostołów na ogół respektowane. Dziś można zadać pytanie, na ile nauki Pawłowe były bliskie Prawdy? Otóż nie można uważać Pawła za bezbłędnego. On również podlegał różnym wpływom. On jeden z pierwszych chrześcijan obrazował religię, a więc nadawał jej kształt na sposób ludzki. Nieogarnione próbował tłumaczyć słowami. Nie wszystkie jego myśli były trafione. Np. Paweł uważał instytucję niewolnictwa za coś normalnego. Nie widział w tym nic niesprawiedliwego. Dla niego niewolnictwo był takim samym stanem, jak np. małżeństwo (pewien rodzaj służby): Niewolnicy, bądźcie we wszystkim posłuszni doczesnym panom, nie służąc tylko dla oka, jak gdybyście się mieli ludziom przypodobać, lecz w szczerości serca, bojąc się [prawdziwego] Pana (Kol 3,22; Tt 2,9–10). Apostoł był wybitnym chrystologiem. Czuł i rozumiał istotę Syna Bożego. Paweł był wyznawcą katechezy starotestamentalnej, ale zauważał w niej niejasności. Przestrzegał przed nadmierną czcią aniołów. Krytyczny był  też wobec przesadnej ascezy ciała oraz mistycyzmu (Kol 2,18). Cechowało go zaangażowanie pastoralne, choć w ikonografii przestawiany jest jako chłodny teoretyk.  Paweł wierzył w moc modlitwy. Nie tylko na własny użytek, ale i innych osób: Módlcie się jednocześnie i za nas (Kol 4,3). Jak twierdził, taka modlitwa jest miła Bogu (1 Tm 2,3).

          Do błędów doktrynalnych można mu zarzucić wiarę w ontyczne istnienie aniołów i szatana. Wierzył w piekło. Boga traktował jako Króla Niebios, sędziego, który wynagradza, a zarazem może karać. Bezgranicznie wierzył w bezbłędność nauki, którą głosił (paratheke – depozyt, całokształt wiary chrześcijańskiej). Rozwijał teologię nie zmieniając w niej nic, co już pochodziło z katechezy starotestamentalnej. Jego troska o zachowanie dotychczasowej katechezy powodowała, że religia chrześcijańska przeobrażała się w sztywny, legalistyczny konserwatyzm. Nowo utworzony Kościół tracił na dynamizmie na rzecz statycznego rozumienia wiary. Było to sprzeczne ze Słowem Bożym, które głosiło ciągłe zmierzanie (dynamizm) do doskonałości.

          Ze względu na to, że jedynie dochodzimy do Prawdy Objawionej, religia powinna mieć charakter polemiczny, otwarty na hipotezy, na rozwój pozytywny. Należy stale ukazywać duchowy dynamizm chrześcijan z jego charakterystycznymi, dla każdej epoki, cechami i rozmaitymi aspektami. Naturalnie, nie ominie się błędów, ale nasze starania i poszukiwania mogą przybliżyć nas do Prawdy. Kościół ziemski podlega też słabościom. Nie bez winy są tu przewodnicy duchowi, którym Bóg w szczególny sposób powierzył pasterską odpowiedzialność za swą owczarnię.

          U Pawła obraz Boga jest w jakiejś mierze antropologiczny stąd przypisuje Mu ludzkie emocje (wybiera lub odrzuca według swojego uznania, okazuje gniew).

Początki nowej wspólnoty wyznaniowej

          Wydaje się, że zamiarem Jezusa nie było budowanie nowej religii, a jedynie uporządkowanie religii żydowskiej, wskazanie błędów doktrynalnych i nadużyć jakie miały miejsca. Wiele czasu Jezus poświęcił na wykazanie obłudy, hipokryzji kapłanów i uczonych w piśmie. Jak Sam mówił: Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Przyszedłem nie po to, aby je znieść, ale wypełnić (Mt 5,17).

          Kościół jako wspólnota wyznaniowa narodził się po śmierci Jezusa przez przekazywanie Ewangelii  (Dobrej nowiny) przez Apostołów. Zaraz po Zesłaniu Ducha Świętego Apostołowie rozjechali się w różne rejony Cesarstwa Rzymskiego. Na samym początku musieli zderzyć się z kulturą helleńską (grecką). Ich przesłaniem była wiara w jednego Boga oraz postać Jezusa Chrystusa jako Syna Bożego. Przekazywali to, czego sami byli świadkami. Ponieważ nie wszyscy byli urodzonymi erudytami wspomagali się notatkami oraz opiniami innych. Już na samym początku ujawniła się różnica w poglądach. Wielu kwestii Jezus nie wyjaśnił i pozostawił swobodę interpretacyjną. Na to nałożyły się własne koncepcje teologiczne ewangelistów (Łukasza, Mateusza, szkoły Jana). Okres trzech lat działalności Jezusa był zbyt mały, aby mógł On dokładnie przekazać meritum nowej doktryny teologicznej. Niedomówienia powodowały rozłamy i niepokoje.

           Słowa Jezusa robiły wrażenia na słuchaczach. Oni sami wyczuwali nowy powiew religijny. Trudno jest jednak zmieniać utarte zwyczaje. Sami apostołowie różnili się w poglądach. Jedni byli za pozostaniem w religii judaistycznej i jej restaurację, inni pragnęli czegoś nowego. Spory trwały parę lat. Spotkanie w Jerozolimie w 49 r. było burzliwe. Starły się dwa obozy. Poza doktryną monoteistyczną, wspólną z judaizmem, pojawiła się Osoba w postaci Jezusa Chrystusa. Postać Jezusa, Jego niezwykła nauka, Ofiara krzyża i Zmartwychwstanie było wielkim bodźcem do zmiany światopoglądowej. Dla apostołów było oczywiste, że Jezus został posłany przez Boga. Nie uważano Go jednak za mesjasza w sensie żydowskim. Na krzyżu dokonał się Akt wywyższenia Jezusa do rangi Boga. Apostołowie widzieli Go Zmartwychwstałego. Dla nich był to koronny dowód Jego ubóstwienia. Nie było dla nich ważne, jak to się stało (neurotycznie, czy zmysłowo). Liczyło się  ich przeżycie duchowe i całkowity akt wiary.  Wiara ich graniczyła z pewnością. Pozwoliła ona na ich ofiarną śmierć.

          Wiarę Apostołów trzeba było jakoś przedstawić. Nie było to proste. W niektórych kwestiach musieli zastosować jej obrazowanie. Trzeba było stworzyć konstrukcję teologiczną, czytelną dla innych. Temu tworzeniu towarzyszył ludzki ogląd rzeczywistości  i Świata nadprzyrodzonego. Przez ludzką niedoskonałość przekazu Prawdy popełniano różne błędy. W ludzkim umyśle rodziła się koncepcja teologiczna chrześcijaństwa, która dzisiaj jest przedmiotem dyskusji i krytyki.

          Bóg pozostawił ludziom nowe zadanie, które stało się wyzwaniem. Człowiek musi zagospodarować to, co pozostawił nam Jezus Chrystus. Można postawić pytanie. Dlaczego w taki sposób?

          Na to pytanie musimy sobie sami odpowiedzieć. Dostrzegam tu pewną ekonomię Objawienia. Człowiek otrzymując wolność wyboru stał się tak wielki i autonomiczny, że może nawet odwrócić się od Boga.  Swoją wolną wole może wykorzystywać w dobrych zamiarach lub złych. Na człowieka czeka wiele atrakcyjności związanych z istnieniem. Może wybierać świadomie. Nauka Jezusa jest propozycją innego życia. Jezus wskazał kierunek drogi do Boga. 

          Bóg powołał człowieka i wskazał, że czeka na niego. Człowiek musi sprostać oczekiwaniom i swoją postawą życiową udowodnić, że jest godny dziedzictwa Bożego. Bóg ma wielkie plany względem każdego człowieka, inaczej nasze życie pozbawione byłoby racji bytu. Szanując człowieka, Bóg zostawił człowiekowi wolność wyboru drogi do Niego. To niezwykły dar.  Chrześcijaństwo należy traktować jako propozycję, a nie zaszufladkowanie.

Istota i istnienie

         Arystoteles (384–322 przed Chr.)  określił pojęcia materii i formy. Materia to substancja w której zawiera się istota rzeczy. Forma odpowiada za kształt i postać materii. Forma nie może istnieć bez materii, z drugiej strony materia bez formy byłaby wyrazem chaosu. Stosunek formy i materii (entelechia) określa cechy danej rzeczy, a w przypadku istot żywych określa ich celowy charakter.

         Filozofia Arystotelesa została częściowo adaptowana przez Tomasza z Akwinu (). On ją poszerzył i udoskonalił. Posługiwał się też pojęciem substancji niematerialnej. Forma została zastąpiona szerszym pojęciem przypadłością. Obejmuje ona nie tylko kształt i postać materii, ale inne jeszcze cechy. Filozoteizm ujął to pojęciem funkcjonału jako czynnika dynamizującego materię. Za filozofią arabską Tomasz rozwinął pojęcia istoty i istnienia.

          Istota wskazuje na przynależność gatunkową oraz określa poprzez swoje cechy  czym jest przedmiot (pies, kot, krzesło). Istota bytu jest tym, co sprawia, że byt jest taki jaki jest. Informacja ta jest ogólna i nie poddaje się przekształceniom. Zmiana cechy może powodować zmianę istoty. Np. forma życia pozbawiona aktualnej lub potencjalnej rozumności nie jest człowiekiem. W podejściu filozoficznym,  co innego jest istota bez rozumu, która z definicji przestaje być człowiekiem, a co innego jest oddawanie szacunku ciału, które niegdyś stanowiło o człowieku. Człowiek, który umiera przestaje być człowiekiem, a staje się denatem (w filozoficznym rozumieniu). Ważnym elementem istoty jest przynależność do istot, które zostały zakwalifikowane do życia wiecznego lub nie.

           Pomimo definicji istoty nie jest ona do końca wyjaśniona. Opiera się na niepewnym pojęciu materii, dzisiaj traktowanej jako substytut energetyczny. Emanuel Kant (1827–1887) twierdził, że dla człowieka istota rzeczy jest nieosiągalna. Jego teza jest zbieżna z zasadą nieoznaczoności Wernera Karla  Heisenberga (1901–1976). Łącząc obie tezy można powiedzieć, że przed człowiekiem postawiona jest tama epistemologiczna (poznawcza), z którą świat nauki nie bardzo się chce pogodzić.

         Istnienie to sposób i fakt bycia (realne, intencjonalne, idealne). Byt realny odznacza się bytową autonomią, co oznacza, że istnieje w sobie (samoistnie), choć nie dzięki sobie. Zarówno w sobie jak i dzięki sobie istnieje tylko Bóg.
W sposób realny istnieją przedmioty i stany fizyczne. Np. realna jest książka, która leży przed mną na stole. Intencjonalne istnienie posiadają obiekty, które tworzymy aktami świadomości. Na sposób idealny istnieją byty logiczne i matematyczne jak funkcje liczbowe, twierdzenie Pitagorasa czy Talesa. Niektórzy twierdzą, że istnieją teorie same w sobie, poza umysłem człowieka, które nigdy nie zostaną zrozumiane przez człowieka.

          Zagadnienie istnienia było szeroko omawiane. Platon – naprawdę istnieją tylko idee, Arystoteles – istnieją rzeczy złożone z aktu i potencji, Tomasz z Akwinu – istnieje tylko Bóg – jedyny Byt będący czystym Aktem Istnienia, inne byty tylko partycypują – otrzymują istnienie od Niego.

          Na bazie najnowszych osiągnięć nauki należy opracować nową ontologię, co za tym idzie sprecyzować teorię istnienia. Dobrze jest  poszerzyć pojęcie istnienia o pojęciem aktu (o charakterze metafizycznym, Akt działający – według podpowiedzi św. Tomasza oraz filozoteistycznego pojęcia Boga), dzięki któremu Istota istnieje. Pojęcie Aktu działającego bardzo dobrze wyjaśnia (patrz wykłady na ten temat, na tym blogu) funkcjonowanie Trzech Osób Boskich, odrzucając zarzut politeizmu w doktrynie chrześcijańskiej.

 

Diaspory żydowskie

         Po utracie państwa, zburzeniu Świątyni, Żydzi rozproszyli się po całym świecie.  Gdzieniegdzie powstawały diaspory (po grecku rozproszenie) żydowskie skupiające swoich członków i pozwalające cieszyć się etniczną wspólnotą. W nich przebywali również sezonowi migranci, uchodźcy którzy szukali swojego miejsca na świecie. Ważne dla Żydów stało się pielęgnowanie tożsamości etnicznej i religijnej. Żydów łączy jeden Bóg. Ta idea stała się bazą innych religii, jak np. chrześcijańskiej. Zazwyczaj Żydzi żyjąc w różnych krajach są lojalni wobec ich prawa. Zachowują jednak w sercu swą przynależność, a nawet odrębność. Praktycznie nie prowadzą działalności misyjnych. Bazują jedynie na swoim rozwoju naturalnym i przekazie wiary ojców. W dużej odległości czasowej prowadzi to do zubożenia walorów etnicznych. Wiara w dłuższej perspektywie wykrusza się. Poza tym, ulega zmianie świadomość religijna. Żydzi bardzo pragnęli powrócić do ziemi ojczystej. Przez setki lat nie było to możliwe. Inne ludy wzięli w posiadanie ziemie żydowskie. Reaktywowanie od nowa państwa żydowskiego stało się gwałtem dla ludności tubylczej. Do dziś istnieje zagrożenie współistnienia różnych narodów w Izraelu.

         Niestety można odczytać, że Żydzi ponieśli sromotną klęskę jako naród. Popełnili błąd doktrynalny, przywłaszczając sobie Boga (Ojcze nasz…). Zamiast Opatrzności otrzymali lekcję pokory.

         Lekcja dotyczy nie tylko Żydów, ale każdej nacji. Bóg jest jedyny i całkowicie niezależny. Nie należy ujmować Go w ramy ograniczające Jego status. Zakusy powoływania Jezusa Chrystusa na króla Polski jest podobną zniewagą. To nie może dobrze się skończyć. To jest przykład pychy inicjatorów.

         Znając historię Żydów bardzo im współczuję. Przeżyli wiele niegodziwości, nietolerancji ludzkiej. Byli i są stale szykanowani. Choć podobnie krytykuję ich dogmatykę, którą przejęło od nich chrześcijaństwo, to dostrzegam dobre walory tego niezwykle inteligentnego narodu.

          Chrześcijanie mają Jezusa Chrystusa, który cierpiał za nich, Żydzi natomiast żyją w ciągłym oczekiwaniu na spełnienie Bożych obietnic i to jest ich krzyż. Mam dużą wrażliwość wobec cierpiących. Może stąd bierze się do nich moja sympatia?

         Sam Jezus był Żydem i dopiero na krzyżu wszedł w religijny uniwersalizm i stał się postacią ogólnoludzką, powszechną. Kto miłuje Jezusa, nie powinien odwracać się od  narodu z którego On się wywodzi.

Pan powiedział

          Mało kto zna historię powstania żydowskiego z lat 66-73 i bohaterską determinację Żydów. Rzymska armia pod dowództwem Tytusa Flawiusza i prokuratora Tyberiusza Juliusza Aleksandra oblegała Jerozolimę. Krwawe walki trwały do roku 70. W wyniku walk i złupieniu miasta miasto zostało zniszczone, a spora część jej mieszkańców zginęła lub została wymordowana. Zniszczone zostały też dwie świątynie. Ich zniszczenie do dziś upamiętnia żydowskie święto Tisza be-Aw. Jedną z pamiątek oblężenia Jerozolimy jest Łuk Tytusa zbudowany w Rzymie dla uczczenia zdobycia tego miasta.

          Ostatni punkt oporu znajdował się w Masadzie w twierdzy żydowskiej nad Morzem Martwym. Bronił ją Eleazar ben Jair. Twierdza została wybudowana na zlecenie  Heroda Wielkiego, była twierdzą prawie niedostępną, jedną z trzech największych żydowskich twierdz. Broniła się długo, mając duże zapasy świeżej wody i żywności. Żywność (zboże, oliwa, daktyle, wino) utrzymywała świeżość dzięki suchemu i czystemu powietrzu. Rzymianie pod wodzą namiestnika Flawiusza Silwy musieli wielokrotnie zmieniać taktykę oblężenia. Budowali wysokie rampy ziemne, aby podsuwać tarany. 1 maja 73 roku Rzymianie zdołali skruszyć mur na jednym odcinku, ale Żydzi wznieśli w wyrwie drewnianą barykadę, którą Rzymianie próbowali spalić. W osiągnięciu tego celu przeszkadzał im wiatr, jednakże, gdy zmienił kierunek, udało się Rzymianom wzniecić jej pożar.

        Kiedy barykada spaliła się i Rzymianie weszli do twierdzy okazało się, że nie jest ona przez nikogo broniona. Mieszkańcy popełnili zbiorowe samobójstwo. Do samobójstwa powstańców skłonił ich przywódca, Eleazar ben Jair. Najpierw każdy mężczyzna zabił swoją żonę i dzieci, a następnie wylosowano spośród nich dziesięciu, którzy zabili pozostałych mężczyzn. Z tych dziesięciu wyznaczono jednego, który zabił dziewięciu mężczyzn, a na końcu sam popełnił samobójstwo. Śmierć poniosło 960 osób. Ocalały dwie kobiety i ich dzieci.

       Wraz z upadkiem Masady zakończyła się  bohaterska wojna żydowska (66–73).  Wojna żydowska doprowadziła do zniszczenia całego kraju. Żydzi dali przykład swojej determinacji. Uważali, że swoją postawą wyproszą Bożą interwencję i spełnienie Jego obietnic (przyjścia Mesjasza) przekazanych przez proroków. Nic takiego się nie stało. Jak należy rozumieć Bożą bierność?

          Odpowiedzi mogą być różne, ale tak naprawdę nikt nie zna zamiarów Boga. Żydzi nie najlepiej odczytali Boskie zamiary. Własną koncepcję próbowali narzucić Bogu. Niech to będzie ostrzeżenie dla tych, którzy na ambonie często używają słów: Pan powiedział… .

Miłość ludzka

          Miłość ludzka, jakby na nią nie spojrzeć, jest bardzo ważna dla człowieka. Czym ona jednak jest? Z pewnością można powiedzieć, że bazą jest zauroczenie zmysłowe. Może ono trwać wiele lat. Miłość wywodzi się również z zauroczenia nie tylko wywodzące się z doznań zmysłowych, ale innych walorów. Może być w tym dobroć, szacunek, podziw i wiele innych przymiotów. Miłość rodzi silną więź osobową. Miłość utrwala się i pozostawia silną zależność człowieka od człowieka, nawet gdy przyczyny zauroczenia dawno już wybladły.

          Miłość interpersonalna oddziałuje na stosunkowo niewielką odległość. Obejmuje ona najczęściej własną, najbliższą rodzinę. Dalej może pojawiać się chłód uczuciowy.

          Jezus w swojej nauce chciał pokazać inny rodzaj miłości. Miłość do drugiego człowieka niezależna od jego wieku, płci, inteligencji, czy statusu społecznego. Czy można pokochać ludzi? Można, pod warunkiem, że spojrzy się na nich jak na ukochane dzieło Boga. Człowiek jest arcydziełem stwórczym. To fenomen pod każdym względem. To inżynierski majstersztyk. Podziw do człowieka może być impulsem do jego miłowania. Przypadki ludzi złych nie mają w tym większego znaczenia. Człowiek jako koncepcja jest niezwykła i ona jest przedmiotem miłowania. Miłość może być wzmocniona świadomością kruchości człowieka. Wobec przyrody człowiek jest narażony na wiele niebezpieczeństw. To istota delikatna. Trzeba człowieka otoczyć opieką. Wobec pokus, człowiek również jest słaby. I takich trzeba również otoczyć ochroną. Miłość do słabszych jest jedną z cech wrodzonych. Wystarczy uruchomić w sobie te narzędzia.

          Miłość do ludzi bez pożądania jest miłością wyższą w hierarchii miłości. Idąc takim stopniowaniem (św. Teresa, Jan od Krzyża) w górę można dojść do szczytu, tj. miłości Chrystusowej, w której to można nawet oddać swoje własne życie dla życia wielu.

          Kto potrafi wspiąć się na poziom miłości powszechnej, ponad interpersonalną, ten upodabnia się do Chrystusa, o to jest chyba największy komplement.

Człowiek zaprogramowany

          Człowiek przychodzący na świat jest mocno wyposażony w zdolności, talenty, skłonności, inteligencję, różny stopień ciekawości świata, instynkty władcze, pragnienia. Wszystko to jest zapisane w genach. Stwórca ze swej woli lub mechanizmów probabilistycznych, tego nie wiem, kształtuje człowieka na progu jego życia. Mówi się, że człowiek na początku jest jak tabula rasa (czysta karta). Wszystko jest przed nim. Posiada też w sobie potencjał do życia.  Na to nakłada się wolna wola człowieka. Na bazie własnych predyspozycji i wolnej woli człowiek dokonuje wyborów.

          Być może, na typ wstępnym etapie, Bóg wyposaża człowieka w niezwykłe cechy, jak w przypadku Jezusa. W ten sposób pragnie zrealizować swoje zamiary. Czyni to jednak bardzo dyskretnie i nie obligatoryjnie. Na spełnienie boskich koncepcji człowiek musi wyrazić zgodę. Przypadek Jezusa mógł zakończyć się fiaskiem.

          Prawdopodobnie, każdy człowiek nosi w sobie zamysły i pragnienia Boga. Od woli człowieka jednak zależy, czy je spełni.

           Ekonomia bożego działania jest inna niż kolokwialna. Do wielkich dzieł nie potrzeba herosów, ale silne osobowości woli. Dobro generuje Stwórca Człowiek musi tylko na nie wyrazić zgodę.  Na tym przykładzie widać koncepcję Boga w relacji z człowiekiem. Od samego początku Bóg liczy się z człowiekiem. To niezwykłe i nobilitujące.

          Wiele osób, mając w sobie moc i zakusy czyni wiele złego. Zło jest atrakcyjne, często zmysłowe, podniecające – coś się dzieje. Takie podejście jest nastawione na  chwilowe radości. W dalszej perspektywie nic z tego nie wynika. Zło jak narkotyk potrzebuje konsumpcji i rozładowania. Życie upływa przez realizację stałych, ciągłych niskich pobudek. Zdolności dane przez Boga są marnowane. Pamiętam moją uczennice Ewę S. z liceum. Kreśliła w czasie lekcji piękne rysunki (martwą naturę). Wrodzony talent. Dziś niewiele z tego wyniknęło. Szkoda.

          Poza zdolnościami, które są darem, większość ludzi ma potrzebę pokazania, że istnieją. Nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że chcą się wyróżnić, zabłysnąć. To pragnienie jest bardzo silne. Ten zamierzony dar wprowadza do człowieka potencjał osobowości. W duszy rodzi się krzyk – ja jestem! Proszę na mnie spojrzeć, jestem taki a taki, umiem to i to. Jestem nietuzinkowy. Należy mi się szacunek!

          Bóg przygotowuje człowieka do roli pana, nadzorcy, współtwórcy Jego zamierzeń, do roli boskiego namiestnika. Niestety, nie każdy podejmuje tę rolę i ten trud. Wielu przyjmuje postawę pasywną. No cóż. Każdy ma wolną wolę, niech robi co chce, byleby wiedział, co traci.

Odezwa do narodu

          Komu na sercu dobro naszego kraju powinien włączyć się w ratowanie naszej ciężko wywalczonej wolności, demokracji i wolności. To co czyni obecna władza jest samowolą partykularnych interesów partyjnych. W większości naród nie zgadza się na nowe porządki. Władza w sposób perfidny utrzymuje sondaże przez przekupstwa socjalne. Władza w sposób jawny narusza wszelkie reguły. Za władzą stoją ludzie, którym na sercu są własne korzyści. Nie widzą, że jest to tymczasowe i że historia ich potępi.

          Każdy, na każdym kroku powinien dawać świadectwo swojego sprzeciwu i niepokoju.

          Zwracam się do wszystkich, dla których ważna jest wiara i Polska. Nie dajcie się zwieść hipokryzji władzy. Ich postawa religijna nie ma nic wspólnego z nauką Chrystusa. Kościół trzymając z nimi bierze udział w złych zawodach. On kiedyś za to wszystko zapłaci. Szkoda tylko naszego pokolenia i naszych dzieci i wnucząt. Oni będą musieli to wszystko naprawiać.

 

Autor

Piękno, dzieło umysłu

          Należy zdać sobie sprawę,  że to, co jest widziane jest efektem detekcji fal świetlnych odbitych od przedmioty, trafiających do oka. Sam przedmiot ma strukturę, ale jak jest spostrzegany zależy od fal, które się od niego odbijają oraz od innych jeszcze warunków obserwacji. Wygląd przedmiotu nie jest jego trwałym przymiotem. Uzależniony jest od zdolności i możliwości obserwacji. W tym zależy od światła, jego barwy, natężenia, oświetlenia. Dany przedmiot może być fotografowany na wiele sposobów. Obraz jego może być piękny lub niekoniecznie. Widok przedmiotu, a więc jego poznanie realizuje się w umyśle człowieka. Piękno jest pojęciem doznania. Nie jest to wartość przypisana danemu przedmiotowi. Zmysł wzroku jest niedoskonały, nie dostrzega w mikroskali ułomności struktury materii. Wzrokiem nie widać np. drgań cieplnych atomów budujące daną strukturę. Wzrok nie rozpoznaje przedmiotu bezpośrednio, ale za pomocą organicznego układu optycznego. Człowiek nie ogląda Świat, a jedynie jego obraz.

          Świat można poznawać przez inne zmysły, np. przez dotyk, zmysł smaku, zapachu. Ograniczam się tu jedynie do zmysłu wzrokowego. Ponieważ każdy  może inaczej spostrzegać świat, wygląd przedmiotu jest subiektywny. Człowiek ulega złudzeniu. Ten sam przedmiot, w podobnych warunkach, jest dostrzegany prawie identycznie, choć niekoniecznie. Można więc dochodzić do wspólnej oceny estetycznej.

            Świadomość mechaniki ludzkiej percepcji poucza o istocie przedmiotu. Jeżeli przyjmuje się, że Świat zbudowany jest wyłącznie z energii, to nie dziwi taki stan rzeczy. Świat jest w zasadzie transparentny (przezroczysty). Promienie o wysokiej częstotliwości przelatują przez Ziemie prawie bez przeszkód. Świat  wydaje się pusty. Obecnie zakrojone są badania nad próżnią. Okazuje się, że próżnia nie jest martwa,  w niej dzieją się niezwykłe zjawiska. Na moment pojawiają się cząstki materii i ich odpowiedniki antymaterii. Po czym szybko anihilują (znikają). Według naukowców w próżni tętni “życiem”. Być może zjawiska te odpowiadają za rozchodzenie się fal elektromagnetycznych w próżni. W próżni jawi się dynamiczny obraz świata. 

          Przypomnę stawianą już tezę, że świat jest bardziej dynamiczny niż ontologiczny. Mowa była o funkcjonałach takich, jak: dobro, miłość, przekleństwa, radość, smutek, które istnieją swoją działalnością. Czy te dynamiczne struktury można porównań do dynamicznego obrazu Świata z próżni? Raczej nie. Istnieją dwie przestrzenie dynamicznej egzystencji. Przestrzeń pochodzenia nadprzyrodzonego i przestrzeń twórczej działalności Stwórcy. Światy te łączy Stwórca. Oba jednak mają dziwną cechę. Istnieją nie ontologicznie, ale dynamicznie.

          Dla hipotecznych inteligentnych istnień kosmicznych, nasz świat może być niepoznawalny, niewidoczny. Teoretycznie różne Światy mogą się wzajemnie przenikać. Nie bardzo w to wierzę, ale logika i wiedza przyrodnicza podpowiada takie możliwości.

          Piękno rodzi się w umyśle i sercu człowieka. Stwórca przygotowuje człowieka do nowego oglądu świata i nowych perspektyw. Prawdziwy świat dla człowieka jest tym, co jest w u niego środku. Tam wszystko się rozgrywa. Świat wirtualny mocno na człowieka oddziałuje. Niekiedy staje się dla człowieka jedynie ważnym.

          Należy zdać sobie sprawę, że Stwórca ma względem ludzi koncepcję całkowicie niedostępną teraz dla człowieka. Świat rzeczywisty jest skazany na całkowitą  zagładę. To tylko kwestia czasu.  Mówi o tym Ewangelia Mateusza: Zaprawdę bowiem powiadam wam: Aż przeminie niebo i ziemia  (Mt 5,18); Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą (Łk 21,33; Mk 13,31). Obecny świat zbudowany z energii fizykalnej zaginie. Nowa rzeczywistość, być może, będzie oparta na innych zasadach i przesłankach. Wierzę, że powstanie nowy Świat: Oto Ja ześlę na was obietnicę mojego Ojca. Wy zaś pozostańcie w mieście, aż będziecie przyobleczeni mocą z wysoka (Łk 24,49).

          Tak się złożyło, że moja matka jak i teściowa skończyły w tym roku 94 lat. Obserwuję u nich proces starzenia się i zmiany ich mentalności. Coraz mniej mają wspólnego z rzeczywistością. Czy one jeszcze przynależą do niej, czy są już od niej daleko? Z obserwacji wynika, że są w niewoli swojego ciała. Rozum nie funkcjonuje prawidłowo, a świadomość nie może się wyzwolić.  To smutne dla rodziny, otoczenia. Trzeba zachować o nich wspomnienia z czasów pełnej ich świadomości. Prowadzę również samo-obserwację pracy własnego umysłu. Szukam sposobu utrzymania do końca rozumnego rozeznania.  Niestety, to chyba niemożliwe. Trzeba będzie zdać się na miłość i opiekę rodziny.